|
| Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Porunn Fimmel
| Temat: Re: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] Sob 25 Paź 2014, 00:25 | |
| Odłożyła na ziemię kosz pełen owoców leśnych, które chwilę później powinien zabrać Bjorn. Przeprosinowy prezent może nie był niewiadomo jak dobrym pomysłem, ale zawsze to lepsze niż nic. Chciała szybko wyciągnąć rękę na zgodę, jednak to, w jaki sposób chciała to zrobić było już tylko kwestią gustu i charakteru. Była odważna w wielu sytuacjach, jeśli jednak chodziło o spojrzenie siostrze w oczy, aby przyznać się do własnej winy, było trochę bardziej skomplikowane, niż można się spodziewać. Spotkanie w lesie dosyć nieoczekiwanej osoby, jaką był Vincent, było ciekawą odmianą pod koniec tego feralnego dnia. Wywarł na niej pozytywne wrażenie osoby, która wiedziała czego chce i nie wahała się, aby zrobić wszystko, żeby to dostać. Lubiła takie osoby, lubiła obserwować zmianę w ich zachowaniu, wyłapywać każdy szczegół, który tylko zauważyła w oczach, na twarzy. Gdy ją zauważył, skrywającą się w zaroślach, na jej twarzy pojawił się nonszalancki uśmieszek, który świadczył o tym, że wcale nie była zła, że ktoś odkrył jej kryjówkę, która chyba nawet nie zasługiwała na takie miano. Wyprostowała się jednak, strzepując z ramienia niewidzialny kurz, po czym ruszyła w jego kierunku, nie zapominając o pełnym koszyku owoców, zebranych specjalnie dla Arii. Przystanęła niedaleko niego, odgarniając włosy za ucho, przyglądając się mu uważnie. Zastanawiała się co go tutaj przywiało. No cóż, może źle użył swojej umiejętności teleportacji? Był chyba w takim wieku, że powinien ją umieć, więc zakładała, że tak właśnie było. W tym lesie łatwo można było się zgubić, trudniej było się odnaleźć, jednak miał szczęście, że trafił akurat na nią, osobę, która w tym miejscu spędziła większość swojego dzieciństwa. - Pride w samym sercu Norweskiego Lasu? Takie widoki mogłyby nawiedzać mnie częściej – powiedziała, uśmiechając się szeroko do chłopaka. Nie miała nic przeciwko jego obecności, od czasu obozu pozostawił w niej pewien niedosyt. Nie mieli za bardzo możliwości ze sobą porozmawiać i poznać się trochę bliżej, jednak jak widać los był im całkiem przychylny. Może akurat to miejsce nie było akurat tym, które byłoby odpowiednie do takiego spotkania, jednak nie gardziło się tym, co los dawał w nagrodę. Przechyliła głowę lekko w bok, po czym przez chwilę milczała, wpatrując się w niego intensywnie. Chłód błękitnych oczu wcale nie zelżał, niemniej jednak wcale nie był on pogardliwy czy też taki, który można było odebrać za negatywny. Była nim zainteresowana i wcale tego nie starała się ukrywać. Może wynikało to z tego, że podczas toru przeszkód, na którym miała niewątpliwą przyjemność współpracowania z Aristos Lacroix, zobaczyła coś, co niezwykle przyciągnęło jej uwagę i zainteresowało. Może nie wykazywała tego wcześniej jakoś bardziej entuzjastycznie, to w tej chwili wspomnienie tego obrazu znów podsycił w niej chęć odsłonięcia kolejnych warstw, za którymi Vincent się ukrywał. Był skomplikowany i do tego niezwykle pociągający. - Samotność nie chodzi w parze z bezpieczeństwem – powiedziała, wykrzywiając wargi w łobuzerskim uśmiechu, po czym zrobiła jeszcze kilka kroków na przód, aby wyciągnąć dłoń w jego kierunku. – Pozwól, że wyjmę ci te liście z włosów. Kto wie, może targną na twoje życie, kiedy będziesz się tego najmniej spodziewał? – mruknęła, po czym tak jak powiedziała, tak zrobiła. Ot, koleżeńska przysługa, chociaż o morderczych liściach raczej poważnie nie mówiła, a może? |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] Sob 25 Paź 2014, 01:16 | |
| Słuchając jej słów uśmiechnął się jeszcze szerzej, nie spuszczając oczy z jej sylwetki, szczególną uwagę poświęcając twarzy. Nie mógł zaprzeczyć, była całkiem ładna, a dokładniej rzecz ujmując "ciekawie" ładna. Bynajmniej nie stanowiło to sprytnie zamaskowanej obelgi, wręcz przeciwnie. Porunn stanowiła idealny przykład intrygującego typu urody, który przyciąga wzrok i zostaje na długo w pamięci. Norwegia pasowała do niej, a szczególne mocno kojarzyła się z wilkiem. Tak, doskonale mógł sobie ją wyobrazić jako animaga czy wilkołaka. To drugie nie stanowiło zalety w większości przypadków, ale u dziewczyny stanowiłoby to prawdopodobnie dodatkowy atut. Była w typie Vincenta, a nie pogardziłby kimś takim u swojego boku, choć nie ma co do tego dorabiać romansu czy innych sentymentów. Po prostu pasowała i mogła okazać się pomocna. Joker też nie potrzebował do życia Harley Quinn, ale w parze prezentowali się wyjątkowo. - Skoro tak to może nawet będę tu wpadał codziennie, żeby sprawić ci przyjemność. Oczywiście do momentu rozpoczęcia roku szkolnego. Potem będziesz mnie miała blisko siebie bez specjalnych starań. - odparł z czarującym uśmiechem, by na koniec puścić jej oko. No proszę, więc sama postanowiła go zachęcać, zapraszać do kontaktu. To było aż podejrzanie za proste, ale nie zamierzał narzekać. Po prostu skorzysta z tego prezentu od losu, zachowując przy tym czujność. Nie da się podejść jak jakiś szczeniak, którego linia życia kończy się zanim dobiegnie do połowy dystansu. Zwrócił uwagę na kosz w jej dłoni, kiedy podchodziła coraz bliżej, samym uśmiechem utwierdzając go w przekonaniu, że plany względem tej drapieżnej osoby są jak najbardziej prawidłowe. Zanim jednak zdołał zapytać o ten niewielki zbiór skarbów przyrody, ona zrobiła coś, czego Pride spodziewał się jeszcze mniej od spotkania jej skromnej osoby w środku lasu "in the middle of nowhere". W tym właśnie momencie postanowił, że Ślizgonka dołączy do jego kolekcji na honorowym miejscu w ten czy inny sposób. Tak prosty początek znajomości był wręcz darem od bogów i nie zamierzał go zmarnować. Ba, złoży im nawet dziękczynne ofiary, które przygotuje specjalnie dla nich. Oby go tylko nie zawiedli, bo posiadał tę przewagę, że nie obawiał się żadnych bytów nadprzyrodzonych. Obserwował jej twarz bardzo uważnie, nieruchomo utkwiwszy spojrzenie jasnoniebieskich oczu w wyraźnie zarysowanych kościach policzkowych, czerwonych ustach i tych wilczych ślepiach. - Niebezpieczeństwo mnie raczej przyciąga, aniżeli odstrasza. Ale skoro ten las jest tak niebezpieczny to pozwolę ci o mnie zadbać. - zaśmiał się na pozór beztrosko, ale wprawne ucho wychwyciłoby zachętę, wręcz pomruk zadowolonego drapieżnika, który wabi do siebie niczego nieświadomą zwierzynę. -Miłośniczka natury? - zapytał w końcu, wskazując skinieniem głowy na kosz w dłoni Fimmelówny. - Od tej strony nie poznałem cię jeszcze, w końcu obóz dał tak niewielkie pole do manewru. Musimy to nadrobić. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] Sob 25 Paź 2014, 19:35 | |
| Porunn lubiła zdecydowane osoby, które wiedzą czego chcą, a także takie, które mimo swojej pozornej otwartości wciąż skrywały się za teatralną maską. Były chodzącą zagadką, którą Ślizgonka za wszelką cenę chciała rozwiązać i nie liczyła się z tym, że ktoś może chciał być anonimowy. Tacy ludzie byli najciekawsi, interesujący i po prostu nie byli nudni, jak większość, których do tej pory poznała. Usiadła na powalonym pniu drzewa i oparła łokcie okolana, aby na dłoniach oprzeć brodę. Miała z tego miejsca idealny widok na chłopaka, aby móc go bez problemu obserwować z każdej strony. Między nimi pojawiła się jakiś czas temu niewidzialna nić, która z każdą sekundą robiła się coraz krótsza i krótsza, zbliżając ich do siebie. - Może więc nie wpadaj codziennie, bo odkryjesz przede mną całą swoją tajemnicę, Pride – mruknęła, wykrzywiając przy tym wargi w parodii uśmiechu. Nie ukrywała, że była nim zainteresowana na kilka sposobów. Postanowiła zabawić się w małego odkrywcę i zdobyć tyle informacji, ile będzie ją satysfakcjonować. Chciała dużo, coraz więcej i więcej, a nie mówiła tutaj tylko o informacjach z jego przeszłości, chciała też zbadać każdy szczegół jego życia, ciała, duszy. Niesforny kosmyk włosów, znów opadł jej na oczy. Próbowała go zdmuchnąć, jednak on uparcie wracał na swoje miejsce. W końcu zrezygnowała z tej walki, kwitując to tylko przewróceniem oczu. Przechyliła głowę lekko w bok, po czym spojrzała na sowę, Bjorna, który przysiadł nagle niedaleko niej. Skinęła na kosz pełen owoców i kwiatów. - Zabierz to do mojej siostry – powiedziała, po czym chwilę później sowa wzniosła się w powietrze, trzymając w swoich szponach ciężki kosz. Spojrzała na Vincenta i wzruszyła ramionami. – Małe problemy z Arią, nie wiem czy to ją udobrucha, ale próbować nie zaszkodzi i tak, miłośniczka natury ze mnie ogromna. Szczególnie jeśli chodzi o pojęcie stada w świecie zwierząt – wyjaśniła, nie chcąc wyjść na osobę, która znęcała się nad zwierzętami, dając im tak wielkie paczki do przenoszenia. Daleko nie mieszkała, więc sowa śnieżna nie powinna się jakoś mocno zmęczyć. W przeciwieństwie do ludzi, zwierzęta były dla Porunn czymś o wiele, wiele mądrzejszym. Przykładem mogło być chociażby pojęcie hierarchii stada, której zwierzęta bardzo kurczowo się trzymały. Dlaczego ludzie nie mogli tak funkcjonować? Wiedzieć, gdzie ich miejsce, a nie pchać się tam, gdzie zupełnie nie pasowali, jak na przykład mugolaki. Porunn chętnie pokazałaby im miejsce, do którego powinni należeć. Niech się tylko nowy rok szkolny rozpocznie – na nowo zacznie robić swojego rodzaju czystki, ustanawiając własną hierarchię szkolną. - Co do niebezpieczeństwa – zaczęła, po czym położyła palec na dolnej wardze, przez chwilę zastanawiając się, jak ubrać myśli w słowa. Jeśli chciała coś wiedzieć, to pytała i nie zastanawiała się nad konsekwencjami, które mogły z tego wyniknąć. Wychodziła z założenia, że jeśli się czegoś chce, to się to bierze, nie zważając na innych, szczególnie na tych, którym nie do końca mogło się to spodobać. – Słodka Lacroix boi się ciebie tak bardzo, że jej bogin przybiera twój przerażający wygląd, oczywiście jeszcze bardziej mroczny niż normalnie, bez ten koszulki z jednorożcem, którą aktualnie masz na sobie – powiedziała, uśmiechając się pod nosem. Mierzyła go spojrzeniem błękitnych, chłodnych oczu, z których w tej chwili można było dostrzec ciekawość, zainteresowanie. Podniosła się, podchodząc do niego znów na tyle blisko, aby spojrzeć mu w oczy. Intensywność jej spojrzenia mogła w pewnym momencie przytłaczać, jednak nie spodziewała się nawet tego, że na nim zrobi to jakiekolwiek wrażenie. Pochyliła się po chwili, a jej usta znalazły się tuż przy jego uchu. - Interesujące – powiedziała cicho. |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] Sob 25 Paź 2014, 20:28 | |
| Zmrużył oczy, jakby starał się dojrzeć jak najwięcej detali w tej interesującej osobie, którą miał przed sobą. Tyczyło się to aparycji, ale nie tylko, bowiem w równym stopniu, albo nawet większym intrygowało go wnętrze dziewczyny. Póki co nie w tym sensie, do którego przywykł, ale wszystko przed nimi. Najwięcej zależało właśnie od Porunn - mogła zagwarantować sobie na nieokreślony bliżej okres czasu bezpieczeństwo u jego boku, ale też przegrać cała rozgrywkę. Wtedy faktycznie zajmie się dogłębnym badaniem jej wnętrza, mięsień po mięśniu, kropla za kroplą, dopóki nie wykorzysta całej krwi na potrzeby własnej wyobraźni. Tak, mogla stać się czymś naprawdę wyjątkowym. Póki co jednak była na bardzo dobrej drodze do ujścia z życiem i to w jednym kawałku. Ba, wręcz w stanie nienaruszonym. No dobrze, może minimalnie naruszonym, ale niebezpieczeństwem byłoby to ciężko nazwać. - Znaczna większość osób wolałaby znać moje wszystkie tajemnice, ale skoro ty chcesz je powoli odkrywać - niech i tak będzie. Najlepsze zostawię dla ciebie na koniec. Jego ton był typowy dla luźnej konwersacji między dwójką znajomych, choć pod tymi niepozornymi dźwiękami czaiło się zaproszenie i obietnica. Oczy zaś posyłały coś na kształt ostrzeżenia, choć nie była to szczera intencja, by uchronić Ślizgonkę przed ryzykiem jakie niosła ze sobą ta przyjaźń. O nie, wręcz wabiły obietnicą niezapomnianych przeżyć, adrenaliny urywającej oddech, dreszczy przemierzających skórę pomimo wysokiej temperatury. Przez chwilę obserwował sowę, która oddalała się od nich, znikając pomiędzy drzewami, jednocześnie pokiwał lekko głową w wyrazie zrozumienia. - Te rodzinne sprzeczki. Wprawdzie mogę się pochwalić tylko kuzynostwem, ale zaręczam ci, że nie czuję się przy nich jak jedynak. - odparł, wracając spojrzeniem do Fimmelówny. Ich pogawędka była zaskakująco przyjemna, choć pozornie nic nie znaczyła. Rozmowa o pogodzie jakich wiele i gdyby nie późniejsze słowa Porunn, Pride zapewne nie przyłożyłby większej wagi do tej krótkiej wymiany zdań. Prolog, nic więcej. W miarę przyswajanych informacji jego brwi unosiły się delikatnie w górę, tęczówki jakby pojaśniały dostając zastrzyk w postaci życiodajnej, błękitnej iskry, a kąciki ust uniosły się mimowolnie. Odczekał chwilę, by roześmiać się głośno w wyrazie satysfakcji, której tak mu brakowało na pocieszenie. Owa radość ani myślała zniknąć, szczególnie gdy usta Ślizgonki znalazły się na tyle blisko, że mógł poczuć jej delikatny oddech muskający płatek jego ucha. Ta zabawa podobała mu się coraz bardziej i nie zamierzał tego ukrywać. Obrócił głowę na tyle, by tym razem jego wargi prawie dotykały ucho dziewczyny. Właściwie pozwolił sobie na krótki dotyk, niby przez przypadek, ale nic bardziej mylnego. Ileż obietnic jej składał tego dnia. - Faktycznie, interesujące. Przyznam, że zaskoczyłaś mnie tą informacją, ale też sprawiłaś, że potwierdziły się moje przypuszczenia. - powiedział cicho, acz wyraźnie. - Spotkanie cię naprawdę zmieni moje życie. Jakkolwiek tandetnie to nie brzmiało, cała postawa Vincenta nakazywała brać każde słowo poważnie. Ha, był boginem Aristos? Przecież to jak Gwiazdka kilka miesięcy wcześniej. Był zaskoczony, ale przede wszystkim zaśmiewał się do rozpuku, czerpał siły z tej świadomości. Porunn nie zdawała sobie sprawy, że taka drobna ciekawostka jest w stanie odrodzić go, niczym płomienie feniksa. - Więc nasza mała Aristos jest słabsza niż przypuszczałem. Ty to wiesz jak sprawić mi przyjemność. - dodał jeszcze, pozwalając by w jego głosie wyraźnie rozbrzmiało zadowolenie. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] Sob 25 Paź 2014, 21:23 | |
| Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, gdy usłyszała jego pierwsze słowa. Mówił wszystko z taką nonszalancją, jakby znali się już naprawdę długo i nie przejmował się tym, że mogła pomyśleć o nim, jak o osobie z dużym wachlarzem kryminalnych doświadczeń. Wolała odkrywać jego tajemnice kawałek po kawałku, aby później ułożyć sobie z nich jedną, wielką całość. Cóż by to była za zabawa, gdyby poznała wszystko od razu, łącznie ze szczegółami. Nie uważała, że Vincent był osobą prawą, pracującą dla dobra ogółu. Od razu rozpoznała ten błysk w jego oczach przy pierwszym spotkaniu. Jednak to na pewno był tylko początek góry lodowej, na którą miała zamiar się wspiąć, kawałek po kawałku, aż zdobędzie szczyt. - Powiedzmy, że jestem osobą, która najlepsze lubi zostawić sobie na koniec. Zwolenniczka niespodzianek – powiedziała, lustrując go zadowolonym spojrzeniem. Będąc tuż przy nim, poczuła przyjemny dreszcz, który przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa. Pozwoliła mu dalej mówić, nie przerywając. Musiała przyznać, że miał ciekawą barwę głosu, która zapadała w pamięć i wywierała w niej dziwne emocje, których jeszcze nigdy nie czuła. Relacja między nimi była zupełnie inna. Porunn odkrywała nowe horyzonty, dając się ponieść chwili, bez patrzenia na późniejsze konsekwencje. Cichy głos z tyłu jej głowy cicho popiskiwał, żeby nie rzucała się na głęboką wodę, a ona, mimo, że przyznawała mu rację, po prostu go nie słuchała, robiąc jak zwykle coś zupełnie wbrew sobie. Wspomnienie o Aristos i ton, z jakim zaczął o niej mówić, utwierdził tylko Porunn w przekonaniu, że ta dwójka nie miała się ku sobie, co też bardzo dobrze się składało. Bez względu na to, że mimo iż podczas toru przeszkód współpracowały ze sobą jak najlepsze przyjaciółki, to stosunek obu dziewcząt do siebie zupełnie się nie zmienił. Wciąż pozostawały w stanie cichej wojny, którą Porunn zamierzała ciągnąć tak długo, jak tylko się dało. I nie chodziło nawet o to, że nie potrafiły się dogadać, otóż mogłyby, jednak problem tkwił w tym, że po prostu nie chciały. Nawet nie spodziewała się, że trzymała w rękach niesamowitą broń przeciwko Gryfonce, którą właśnie w tej chwili użyła. Poczuła falę satysfakcji, która wstrząsnęła jej ciałem. Ten dzień na pewno nie mógł zakończyć się lepiej. Chociaż… wszystko było w rękach Vincenta. Była ciekawa jaki obrót nabiorą sprawy. Dotyk jego ust choć niespodziewany, był naprawdę przyjemny. Zawsze obdarzał ją delikatnością, która wstrząsała jej zmysłami, doprowadzając przy tym do w pewnym rodzaju ekstazy. Nie miała wątpliwości, że nie każdy miał możliwość doznania właśnie takich gestów, jednak to napawało ją jeszcze większą satysfakcją, której w zupełności nie ukrywała. Uśmiech, który wykrzywił jej usta świadczył o tym, że nie miała nic przeciwko temu, w jakim kierunku szła ta rozmowa. - Żebyś wiedział, że zmieni – powiedziała, przekręcając głowę tak, aby ich oczy znów się spotkały. Vincent mógł poczuć jej ciepły oddech na ustach. Odległość jaka ich dzieliła, była tak mała, że Porunn mogła poczuć ciepło bijące od ciała. Mimowolnie przesunęła dłońmi w górę, po jego klatce piersiowej, po czym zacisnęła palce na ramieniu. - Powiedzmy, że jeśli o sprawianie przyjemności chodzi, to nie jestem w tym zbyt dobra. No, chyba, że przyjemnością można nazwać grzmotnięcie butelką w głowę – mruknęła, zdając sobie sprawę z tego, że potraktowanie butelką Bena Wattsa… rozeszło się po społeczności szkolnej jak echo. No cóż, każdy miał własny sposób na wyrażanie swoich gwałtownych uczuć. Każdy robił to tak, jak dyktował mu instynkt oraz temperament. Przesunęła opuszkami palców po policzku Pride’a, przechylając głowę lekko w bok. Niewiele starczyło, aby ich usta złączyły się ze sobą, a jednak wciąż do tego nie doszło. Porunn nagle odsunęła się od niego, robiąc kilka kroków do tyłu. Schowała dłonie za siebie, uśmiechając się do niego szeroko. Igrała z ogniem i doskonale o tym wiedziała. Jednak mimo wszystko brnęła głębiej, chcąc dotrzeć do epicentrum. |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] Sob 25 Paź 2014, 22:07 | |
| Nie broniła się, nawet nie drgnęła, gdy jego usta znalazły się tak niebezpiecznie blisko jej wrażliwej skóry. No dobrze, może i drgnęła, ale zdecydowanie nie zaliczyłby tego do reakcji negatywnej. Igrała z nim, drażniła zarówno jego zmysły jak i swoje własne, o czym świadczył jej głos. Owszem, potrafił wyłapać tak drobne zmiany, co w sumie nie było niczym niezwykłym biorąc pod uwagę fakt, że często tylko na takich detalach się opierał przy poznawaniu nowych osób. Ruch źrenic, oddech, głos, najdelikatniejsze odruchy - to wszystko mogło stanowić kompletny zestaw informacji, potrzebnych do wstępnej oceny drugiego człowieka. Strach, obojętność, pogarda, wrogość, szczęście, podniecenie. Tyle odczuć, a każde z nich dawało szerokie pole do manewru. Co czuł od Porunn? Ciekawość, podniecenie, a przede wszystkim zaproszenie do wspólnej zabawy, którego ani myślał odrzucać. Teraz to ona przyciągała go do siebie, ale niewiele czasu potrzebował, by role się odwróciły i właśnie Finnelówna nie mogła o nim zapomnieć. Będzie oddychać jego powietrzem, jej los był już przypieczętowany. Czuł ten ciepły oddech na swoich wargach, który kusił go, kazał postępować impulsywnie i zaspokoić pierwotne pragnienia. Gdyby posłuchał tego głosu to najpewniej złapałby Porunn za kark, nie pozwalając na oddalenie się choćby o centymetr, a następnie połączył ich usta w namiętnym i drapieżnym pocałunku, na odchodnym gryząc jej dolną wargę. Mocno, być może do krwi, ale to zależało od tego jak szybko i czy w ogóle by się opierała. Pohamował się jednak, przyjmując jej własną taktykę. Skoro ty chcesz się droczyć to i ja nie pozostanę dłużny. I tak będziesz przychodzić po więcej. Uśmiechał się do własnych myśli i wizji przyszłości, których Ślizgonka nie powinna jeszcze znać. Tak czy siak miał zamiar wcielić je w życie, ale wszystko w swoim czasie, a ten go nie gonił. Patrzył jak odsuwa się z łobuzerskim uśmiechem, jakby właśnie zrobiła mu bardzo dobrego psikusa w samo Halloween. Uśmiechnął się w odpowiedzi, pozwalając sobie nawet na krótkie parsknięcie śmiechem w reakcji na wzmiankę o butelce. Nawet jeśli był nowym uczniem to zdołał już poznać tę historię. Wilczyca z temperamentem, nie ma co. - Spokojnie, nauczę cię wszystkiego. Oszczędź butelkę, bo trunków nigdy dosyć, szczególnie po nawet drobnym wysiłku. Ta dwuznaczność bynajmniej nie była przypadkowa, wręcz przeciwnie. Uwielbiał rozmowy tego typu, szczególnie jeśli miał pewność, że słowa niosły za sobą faktyczne przesłanie, a nie tylko puste żarty. Chciał podsycić w dziewczynie ciekawość, to pragnienie, które już powoli kiełkowało na dnie jej umysłu. Ciekawie będzie stać się jej narkotykiem. - Możesz mi zaufać, dobry ze mnie nauczyciel. A ty wydajesz się być bardzo dobrą uczennicą. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] Sob 25 Paź 2014, 23:03 | |
| Lubiła się droczyć, wzbudzając przy tym mieszane uczucia u swojego rozmówcy. Niekiedy uciekała się też do drastycznych metod, pełnych agresywnego zachowania i mieszania godności innych z błotem. Vincent był osobą, która nie zaliczała się do kategorii „Likwidacja” czy też „Na później”. Był tu i teraz, razem z nią, w samym środku wielkiego, chłodnego lasu. Z pewnością ta chwila nie mogła trwać wiecznie, jednak ona postanowiła ją wykorzystać w stu procentach. Odkąd obóz się skończył, w jej głowie kołatały się myśli w większości związane z jego osobą. Wtedy nie do końca wiedziała, jak miała to zrozumieć. Dopiero kiedy miała okazję z nim pobyć przez chwilę w samotności, zrozumiała, co też jej ciało chciało powiedzieć. Czuła do niego pociąg fizyczny i wcale nie zamierzała temu przeczyć. Nie chciała nawet tego ukrywać, jej ciało samo rwało się ku Vincentowi, a ona z trudnością przeczyła gestami temu, co czuła. Wypuściła z płuc powietrze, spoglądając na niego. W jego ruchach było coś drapieżnego, coś, co jeszcze bardziej ciągnęło ich ku sobie. Jakaś niewidzialna siła, która dyktowała im co mają po kolei robić. Trafił swój na swego. Widziała, że podjął wyzwanie, widziała, że chciał grać tymi samymi kartami, co ona. Doceniała to, czując dziką satysfakcję oraz dreszcz emocji. Zapowiadało się naprawdę ciekawie. - Nauczysz, powiadasz? – mruknęła, przechylając głowę lekko w bok. Obeszła go dookoła, niczym drapieżnik swoją zwierzynę, obserwując uważnie każdy detal, każdą zmianę w jego zachowaniu i postawie. Miała ochotę chwycić go mocno za ramiona, wbić paznokcie w jego skórę i przejechać po nagich plecach, pozostawiając krwawe rany. Czyż to nie była prawdziwie silna emocja? Agresja i brutalność niosły ze sobą wiele gwałtownych uczuć, które mówiły mnóstwo, począwszy od nienawiści, skończywszy na namiętności i pożądaniu. Smak i zapach krwi, sunięcie językiem po ranach… Na samą myśl na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, który nie świadczył o niczym dobrym. - Trzymam cię za słowo, bo taka propozycja brzmi naprawdę obiecująco – powiedziała, zatrzymując się tuż za nim. Położyła obie dłonie na jego ramionach, po czym zacisnęła palce, wbijając delikatnie paznokcie w jego skórę. Powoli przesunęła nimi wzdłuż rąk, zostawiając czerwone, przyjemnie piekące ślady, po czym zacisnęła je na nadgarstkach chłopaka, aby poczuć jego puls, bicie serca. Pochyliła się lekko, po czym przytuliła usta do jego szyi, wdychając zapach potu i wody kolońskiej, który przyjemnie drażnił wrażliwe nozdrza. No cóż, nie należała do osób subtelnych i delikatnych. Wolała od razu poinformować swojego rozmówcę o zamiarach względem niego w sposób fizyczny, nie słowny, uważając, że to tylko puste, nic nieznaczące brzmienie. Gesty zdawały się mówić o wiele więcej, potrafiły pobudzić ciało do kolejnych, gwałtownych doznań. Było miło, nie mogła narzekać, szczególnie, gdy poczuła w ustach słony smak jego skóry, gdy przygryzła delikatnie szyję chłopaka, zostawiając czerwony ślad. |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] Sob 25 Paź 2014, 23:41 | |
| Nie mogła być bliżej prawdy - trafił swój na swego, nie dało się ukryć. Stanowili idealny przykład dobrania na zasadzie podobieństw i praw natury. Była to czysta fizyczność, ale czy na pewno? Pociąg seksualny potrafił wiele zdziałać i często był główną siłą, która popychała ludzi do najbardziej szalonych czynów, zdolnych przypieczętować ich całe życie. Ludzie potrafili mordować w jego imię, porzucać wszelkie idee, łamać przysięgi, a nawet popełniać samobójstwa, nie poradziwszy sobie z ogromną gamą emocji i zachcianek, jeśli zbyt długo nie mogli im sprostać. Zdecydowanie ów pociąg grał pierwsze skrzypce w tej osobliwej scenie pośrodku norweskiego lasu. Przypadkowe miejsce, przypadkowi ludzie - ale czy na pewno? Podobno wszystko toczyło się według planu, a bogowie naprawdę istnieli. Obserwowali, bawili się. Świat teatrem, aktorami ludzie. Vincent lubił tą teorię, znacznie bardziej od religijnych bełkotów, które zamiast otwierać umysł tępiły wszystkie zmysły. Bogowie chcą tragedii, chcą cierpienia zupełnie jak widzowie w Koloseum. Byli zupełnie tacy sami jak on. Może dlatego jego głównym celem było osiągnięcie nieśmiertelności, by zając należne mu miejsce? Oprócz pociągu, dominowała także fascynacja. Badali siebie nawzajem, obserwowali każdy ruch, gest, słuchali uważnie każdego słowa chcąc odkrywać po kolei kolejne fragmenty układanki. Co najciekawsze - w przypadku takich ludzi jak Vincent najlepsze są ryzykowne zagrania, które zmuszają do wyraźnych reakcji. Zabawa w kotka i myszkę jest dobra na "dzień dobry", ale potem - nuda. Dlatego też kiedy Porunn znalazła się za jego plecami i wbiła paznokcie w jego ramiona, on tylko się uśmiechnął, unosząc jeden kącik ust wyżej od drugiego. Ból. W takiej dawce witał go z radością, wręcz zachęcał do rozgoszczenia się. Potem zaś kątem oka śledził jak dziewczyna zostawia na nim podłużne ślady, które najpierw piekły, a dopiero potem wychodziły na światło dzienne, prezentując się...ciekawie. Nie przeszkadzały mu, wręcz przeciwnie, bowiem w końcu zabawa nabierała tempa i liczył tylko, że nie skończy się za szybko. Nie zawiodła go, gdyż chwilę potem pozwolił jej usłyszeć swój cichy, zmącony śmiechem syk, gdy zęby Ślizgonki, a za nimi język kosztowały jego skóry. Wargi wykrzywiły się w bezgłośnym "o tak", by ponownie ukazać uśmiech, który tym razem zaczynał ukazywać prawdziwą naturę chłopaka. Podniósł dłoń, napinając mięśnie, by oprzeć się uściskowi Porunn, powoli unosząc palce do jej włosów. Wplótł je w niej, nie pozwalając, by odsunęła się od jego szyi. - Wiem, że chcesz posmakować krwi. Znam dobrze to pragnienie i nie próbuj zaprzeczać. - zaśmiał się, licząc, że dobrze czuje jego puls. Przyspieszony, ale bynajmniej nie ze stresu czy strachu, wolne żarty. - Spróbuj, daj jej popłynąć w twoim ciele, wilczyco. Czuł te przyjemne dreszcze wzdłuż kręgosłupa i na ramionach, znajome pulsowanie we wnętrzu własnego ciała. Jeśli skorzysta z jego zaproszenia na pewno nie pozostanie jej dłużny. Zmiesza ich krew, by stworzyły jeden nurt. Pakt podpisywany krwią był od wieków uważany za najsilniejszy. No dalej, stań się moja - zaśmiewał się w myślach, pozwalając, by te pędziły niczym nie zatrzymywane. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] Nie 26 Paź 2014, 00:39 | |
| Porunn należała do osób, które zdecydowanie wolały brać niż dawać, jednak w tym wypadku miała piekielną ochotę dać Vincentowi znacznie więcej niż była w stanie. Chciała też wziąć tyle od niego, na zasadzie wymiany. Podobało jej się to, że między nimi było tyle podobieństw, chociaż na pierwszy rzut oka nie można było tego dostrzec. Miała wrażenie, że spotkała w pewnym sensie bratnią duszę, z którą idealnie potrafiła się dogadać bez słów, a za pomocą gestów. Przymknęła na chwilę powieki, gdy poczuła jak palce Vincenta wplatają się w jej włosy, a on nie pozwala odsunąć się od niego chociażby na centymetr. Podobała jej się ta nuta brutalności i zaborczości, którą okazywał względem niej. Jak w pewnym sensie naznacza już swój teren. Była zadowolona, mimo iż coś z tyłu głowy krzyczało, żeby wycofała się póki mogła. Bez ryzyka nie było jednak zabawy i Porunn postanowiła ponieść się emocjom, postanowiła zapieczętować pakt, na który oboje w pewnym sensie się pisali. - Wilczyco? – uśmiechnęła się na dźwięk, jego słów. Owszem, uwielbiała te stworzenia, jednak czy to był główny powód tego, żeby nazywać ją właśnie tak? Może. Miała nieopanowany temperament, polowała, krzywdziła. Propozycja spróbowania jego krwi wydała się w pewien sposób zachęcająca, jakby była w pewnym sensie rytuałem, mającym na celu połączenie ich ciał w jedność. Zaśmiała się cicho, zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo absurdalna była cała ta sytuacja. Jeszcze kilka godzin temu była pewna, że po spacerze po lesie, po prostu wróci do swojego domu i padnie na łóżko. Może napisałaby list do Gilgamesha, na ostatni jej jeszcze nie odpisał, to trzeba było mu trochę przypomnieć o swoim istnieniu. Jednak, wszystko miało się ku temu, że jednak reszta dnia będzie inna od poprzednich. Nierealna, a jednak stała tutaj, razem z nim, w środku lasu i wszystko wskazywało na to, że jeszcze trochę to potrwa. Jej dłonie przesunęły się po klatce piersiowej chłopaka, po czym zeszły nieco w dół, aby w końcu wsunąć je pod koszulkę, aby dotknąć mięśni brzucha. Badała każdy zakamarek jego ciała, który był w tej chwili dla niej dostępny, osiągalny. Chciała, aby pobył trochę w niepewności, chociaż ona już dawno podjęła decyzję. Wolna dłoń dotknęła jego brody, po czym nakierowała jego twarz tak, aby ich usta się ze sobą złączyły. Chwilę tak trwała, aż w końcu ugryzła go w dolną wargę. Metaliczny posmak krwi sprawił, że chciała więcej i więcej. Chciała mieć go tylko dla siebie. |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] Nie 26 Paź 2014, 01:14 | |
| Jej dotyk był przyjemny, ale nie w ten delikatny, pieszczotliwy sposób, tak charakterystyczny dla telenowel dla nastolatków wychowanych na zbyt wielu bajkach z cyklu "żyli długo i szczęśliwie". To uczucie było o wiele bardziej realne, miało miejsce tu i teraz. Przenikało skórę i mięśnie, mąciło myśli, paradoksalnie oczyszczając umysł. Jakkolwiek złą decyzją by to nie było oboje mieli stu procentową pewność, że bieg wydarzeń nie powinien się potoczyć inaczej. Właśnie tak miało być. On miał trafić do zupełnie obcego lasu w środku Norwegii, do otoczenia potencjalnie wrogiego. Ona miała się pojawić między tymi samymi drzewami w tym samym czasie, miał napotkać wzrokiem jego osobę, która jeszcze wtedy tylko w jakimś nadprzyrodzonym zamyśle czekała na ten moment. Ich spojrzenia miały się spotkać, głosy przeniknąć, a ciała zetknąć, choćby szczytem tego dotyku na ten dzień było to krótkie muśnięcie ucha wargami. Najwyraźniej nawet ta siła chciała poznać ciąg dalszy i postanowiła zagrać o znacznie większą stawkę - tak jak oni. Pozwalał jej na każdy ruch, drżeniem mięśni zachęcając do dalszych pieszczot chociażby po to, by przekonać się jak daleko dziewczyna jest się w stanie posunąć. A posuwała się daleko, dalej niż można by przypuszczać, biorąc pod uwagę fakt, że to dopiero drugie ich spotkanie, na którym mieli okazję się poznać. Płynnym ruchem przeniósł drugą dłoń za swoje plecy, dopóki nie odnalazł uda Ślizgonki, tuż pod kością biodrową. Kiedy zaś to uczynił, zacisnął palce, wbijając je w ciało, choć materiał spodni denerwująco mu przeszkadzał, dlatego też minimalnie przesunął palce w dół. O ileż zabawniej by było, gdyby coś tak trywialnego nie stało mu na drodze. - choć wtedy zapewne to spotkanie przybrałoby zupełnie inny obrót. Spokojnie, na wszystko przyjdzie czas. Póki co zaś odwdzięczył się jej tym samym, pozostawiając na jasnej skórze czerwone szramy. Pocałunek przyjął bez sekundy zwłoki czy wahania, a nawet pogłębił go, by żadne z nich nie miało okazji się rozmyślić. Z jego gardła wydobył się pomruk pełen zadowolenia, kiedy Fimmel poszła za jego radą i postanowiła skosztować jego krwi. Jak powiedział, tak zrobił. Również odnalazł zębami jej wargę, z której pozwolił sobie uwolnić nieco czerwonej, tak wspaniałej w wyglądzie jak i smaku cieczy. Zassał tę drobną ranę, by wziąć jak najwięcej metalicznej przyjemności, następnie uśmiechając się drapieżnie, kiedy ich wargi wciąż stykały się ze sobą. Jakże mu to smakowało, aż sam był zdziwiony. - Wymieniliśmy naszą krew, teraz się ode mnie nie uwolnisz. - zażartował, choć żartem było to tylko z pozoru. Tak naprawdę mówił zupełnie poważnie i co najlepsze, był przekonany, że Porunn przyjmie tę informację z entuzjazmem. Faktycznie byli siebie warci. - Mam ci wiele do pokazania. Pocałował ją raz jeszcze, zachłanniej i ostrzej niż poprzednim razem, wciąż czując na języku ten narkotyzujący smak posoki. Tak niewielka ilość, a stawiała jego zmysły na baczność, ożywiała i przywracała najwyższą wolę życia. Wolę walki, by zniszczyć to, co stało na drodze, patrzeć jak wrogowie płoną żywcem. - Nie cofnij się, a pokażę ci wszystko. - mruknął na wpół obiecując, na wpół ostrzegając. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] Nie 26 Paź 2014, 02:01 | |
| Nie spodziewała się, że coś tak prymitywnego, jak pocałunek będzie jej się podobać. W przeciwieństwie do tego, którym obdarzył ją Ben, ten był w pełni akceptowany przez nią, chociaż oba wzbudziły w niej mieszane, lecz przyjemne uczucia. W tej chwili, jednak ta chwila miała też drugie dno i bynajmniej nie chodziło tutaj o rozkosz, a podpisanie paktu, który miał przypieczętować losy obojga ludzi. Porunn zdawała sobie sprawę z tego, że podjęcie takiej decyzji było lekkomyślne i nie do końca przemyślane, ale była młoda, porywcza, impulsywna. Wiedziała jednak, że nie będzie miała czego żałować, w szczególności, że chłopak niezwykle ją fascynował. Na swój pokręcony sposób podziwiała go, była nim oczarowana. Jej ciałem wstrząsnęły dreszcze, gdy odwzajemnił pocałunek, który miał na celu wymieszanie ich krwi ze sobą. Cyrograf z diabłem, przeszło jej przez myśl, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, czując pulsującą bólem wargę. Posmak krwi w ustach wciąż ożywiał jej zmysły, a myśli, które kotłowały się w jej głowie skutecznie uniemożliwiły jej zdolność logicznego myślenia. Nie teraz, kiedy zrobiła coś, co jej ojciec dostałby spazmów złości. W sumie była ciekawa jak Hallvard zareagowałby na Vincenta, byłby zadowolony? Polubiłby go? A może przy pierwszej lepszej okazji zmiótłby chłopaka z powierzchni ziemi? Na co oczywiście Porunn by się nie zgodziła, czego by mu nie wybaczyła. Chłopak był w epicentrum jej myśli, wszystko sprowadzało się do tej konkretnej, nonszalancko uśmiechniętej, niepozornej osoby, która skrywała w sobie niezliczone pokłady sadyzmu i agresji. Wydała z siebie ciche westchnięcie, gdy dłoń Pride’a zacisnęła się na jej udzie. Czułą całym ciałem zaborczość, która z niego wypływała. Podobało jej się, gdy jego paznokcie przesunęły się po jej nagiej skórze, zostawiając czerwone, piekące linie. Słodki ból, który przypominał o tym, że się żyło i było narażonym na różne niebezpieczeństwa. Był jednym z najbardziej dotkliwych, gwałtownych doznań, odczuć, jakie można było komuś sprawić. Lubiła fizyczność, która działała na nią pobudzająco i orzeźwiająco. Chłopak robił to dobrze, jakby idealnie wiedział czego chciała, czego od niego pragnęła. - Więc mi pokaż – mruknęła, po czym odwzajemniła pocałunek, czując, jak krew uderza jej do głowy, a ona po raz pierwszy się zarumieniła na policzkach. W duchu przeklęła się za tę gwałtowność, która w takiej chwili nie powinna wyjść na jaw. Nie była to może oznaka słabości, jednak nie lubiła, kiedy jej policzki zajęły się szkarłatem. Zacisnęła dłoń na jego klatce piersiowej, po czym wbiła paznokcie w jego skórę, robiąc krwawe znaki wzdłuż od lewego obojczyka po mięśnie brzucha. Zrobiła kilka kroków, aby stanąć tym razem przed nim, aby móc patrzeć mu w oczy, rozmawiać, wymieniać spostrzeżenia. Łączyło ich tak wiele, ze miała wrażenie, że wcale nie musiała nic mówić. On wiedział, co miała na myśli, co chciała powiedzieć. Dziwiła się, że nie zaczęli kończyć wzajemnie swoich zdań, jednak na to z pewnością również przyjdzie pora. |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] Nie 26 Paź 2014, 02:48 | |
| W jego głowie nie pojawiło się za to ani jedno ostrzeżenie, a tajemniczy głosik nie próbował sprowadzić go na właściwy tor. To był właśnie właściwy tor dla kogoś takiego jak Vincent i nie zamierzał w żadnym wypadku z niego rezygnować. W grę wchodził tylko intensywny szept, który nakłaniał go do przekraczania kolejnych granic, odrzucenia farmazonów i planów zakładający stopniowe pogłębianie tej znajomości. Jakże kusiło go pójście za tymi radami i dać się ponieść instynktom, nie zważając na reakcje Porunn. Miał silne przeczucie, że nie broniłaby się długo(lub skutecznie), ale i tak wolał nie zaliczyć wpadki. Wyczuwał zbyt duży potencjał w tym ich pakcie i nie zamierzał zmarnować takiej pięknej okazji. Dziewczyna na dobry początek już podzieliła się z nim pięknymi informacjami, kto wie jakie jeszcze drzwi mu otworzy. Pomijając fakt jej użyteczności wątpił, by było mu dane zaznać nudy mając tę dziką zwierzynę tuż obok siebie. Tak, tym była w jego oczach, a przynajmniej w jakiejś części. Określenie wilczycy faktycznie do niej pasowało - nie wydawała się być typem samotnika, nawet jeżeli pozory mówiłyby co innego, a do tego samo jej usposobienie. Wilki były wiernymi towarzyszami, gdy zdobędzie się ich zaufanie. Pozostało mu tylko tak uzależnić od siebie Fimmel, by stała się jego bronią i tarczą jednocześnie, i to z własnej woli. Syknął ponownie, kiedy postanowiła naznaczyć go po raz kolejny, ale odgłos ten szybko przeszedł w urwany śmiech, który byłby adekwatny raczej do łaskotek, aniżeli krwawych szram. Czyżby miała zamiar go sobie naznaczyć? A może po prostu dawała upust swojemu charakterkowi, który tylko czekał na kogoś, kto nie potraktuje takich zapędów jak problemów natury psychicznej? Nie ważne, Vincent nie miał nic przeciwko, a nawet podejmie te same kroki, by każdy wiedział, że Porunn nie jest pierwszą lepszą. Jest jego od teraz. Już on jej sobie przypilnuje. Pozwolił jej ujrzeć swój uśmiech, pełen satysfakcji i szaleństwa. Ich oczy się spotkały, elektryzująco niebieskie tęczówki Pride'a nie dawały szansy na ucieczkę. Podobała mu się ta drobna zmiana miejsca, dawała więcej pola do manewru i poczucie kontroli nad sytuacją. Pocałunek był dziki, niespodziewany, choć nawet wtedy trzymał rękę na pulsie. To by było doprawdy idiotyczne, dać się podejść tylko i wyłącznie przez nagły zryw emocji. - O to się nie bój. - odparł, podziwiając jej rumieniec. No proszę, czyżby tak łatwo było zamieszać w głowie Ślizgonki do tego stopnia? Ciekawe jak by zareagowała, jeżeli... Haha, to zostawmy na później. - Nie wahaj się ani nie bój, wierzę, że masz to, czego szukam od dłuższego czasu. Jestem twoją drogą w jedną stronę, ale zaręczam ci, że nie pożałujesz. - dodał jeszcze z tym szerokim uśmiechem, który na pierwszy rzut oka pasował do dzieciaka na własnym przyjęciu urodzinowym. - Chociaż nie wiem co cię łączy z tym, który doznał twojej butelkowej sympatii. Ma nadzieję, że nie powstrzyma on twojej wyobraźni wspaniałego temperamentu. Jego głos rozluźnił się, nie był już pełen ukrytych gróźb czy ostrzeżeń, wolał nie naciskać na nią zbyt mocno. Wystarczająco ją zainteresował swoją osobą, pociągał ją, a ona jego. Ta więź w połączeniu z podobieństwami wychodzącymi na jaw w zupełności im wystarczą na początek. - I zgaduję, że nie lubisz zbytnio mojej drogiej kuzynki, choć zdziwiłabyś mnie, gdyby było inaczej. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] Nie 26 Paź 2014, 13:02 | |
| Gdyby miała wybrać cechę Vincenta, która podobała się jej najbardziej, bez wahania wskazałaby jego jasne oczy, które łypały na wszystko przebiegle. Teraz połyskiwały jak dwa, jeszcze nieoszlifowane diamenty, wyrażając w pewnym rodzaju satysfakcję i zadowolenie. Ona natomiast czuła przyjemne ciepło w okolicach brzucha, zdając sobie sprawę z tego, że w pełni akceptował jej zapędy sadystyczne, ba, wydawało jej się nawet, że to lubił. No proszę, a więc wyjątki takie jak ona się zdarzały, a jeden z nich właśnie stał przed nią. Gdyby miała wymienić jeszcze inne osoby, którym nie przeszkadzał jej smoczą osobowość, to byłyby to raptem dwie osoby. Nie ukrywała więc, że fakt spotkania na swojej drodze Vincenta bardzo ją cieszył, napawając jednocześnie ogromnym głodem wiedzy. Chciała wiedzieć wszystko na jego temat, chciała targnąć do jego życia jeszcze bardziej, pozwalając mu na to samo względem niej. Coś za coś, a jakie później oboje mogli wynieść z tego korzyści! Słowa, które wypowiadał po kolei nie zawróciły jej w głowie, a tylko wzmocniły głód wiedzy, głód informacji, które tak powoli, krok po kroku zbierała w jedną całość. Jej twarz wykrzywiała się w szerokim, szyderczym uśmiechu, który mówił otwarcie, że taki układ całkowicie jej odpowiadał. On da jej coś od siebie, ona od siebie. Zapowiadało się, że będą tworzyć naprawdę zgrany duet, co mogło podziałać też znacząco na jej siostrę, Arię. Mając po swojej stronie taką osobę, jak Pride na pewno wpłynie pozytywnie na przyszłość, stojącej w tej chwili przed nimi otworem. Fascynację i obsesję dzieliła naprawdę cienka linia, którą nietrudno było przekroczyć. To zadziwiające, że jedna osoba, mogła zmienić tak dużo. Znakomicie. Wspomnienie Bena chwilowo ostudziło jej temperament, a błękitne oczy pociemniały. Zmarszczyła brwi, wyrażając tym samym niezadowolenie z faktu, że poruszył ten temat. Może nie do końca umyślnie, jednak w pewnych kwestiach powinna go uświadomić, żeby na przyszłość tego nie robił. Mimowolnie wyszczerzyła zęby, a z jej ust wyrwał się cichy warkot, po czym odsunęła się od chłopaka kilka kroków, jednak wciąż nie zerwała z nim kontaktu wzrokowego. Jeśli chodziło o samego Wattsa, to miała plany względem niego i nie przewidywała w nich udziału osoby trzeciej. Mogłoby to zakłócić jej spokojny rytm, a tego nie chciała. Przechyliła głowę lekko w bok, odgarniając niesforne włosy do tyłu. - Wierz mi na słowo, że nikt nie stanie mi na drodze, jeśli czegoś bardzo chcę – powiedziała, zakładając ręce na piersiach. Watts był na samym szczycie osób, które Porunn chciała jednocześnie zniszczyć i poznać, jednak ani tego, ani tamtego nie była w stanie dokonać. Był dla niej w pewnym rodzaju zagadką, którą miała ochotę rozwiązać, chociażby odwołując się do brutalności i cierpienia. Gdy o tym tak myślała, coraz bardziej ciągnęło ją do poznania tajników czarnej magii i chociaż prosiła już ojca kilka razy, żeby chociaż trochę ją nauczył, ten stanowczo odmawiał, mówiąc, że była za młoda. Na samą myśl robiło jej się niedobrze. Ile musiała więc czekać, aby dać w końcu upust swoim najskrytszym pragnieniom? Kolejna zmiana tematu jeszcze bardziej nie przypadła jej do gustu. Czy naprawdę nie mieli o czym rozmawiać, tylko o tej harpii Lacroix? Może i chciała, żeby spotkało ją wszystko, co najgorsze, jednak póki rok szkolny się nie zaczął i nie musiała jej widywać na korytarzach szkolnych i na zajęciach. Wzruszyła więc ramionami, siadając na pniu powalonego drzewa, z którego jeszcze kilka chwil temu obserwowała chłopaka, nie będąc świadoma tego, jak potoczy się to spotkanie dalej. - Naprawdę musimy rozmawiać o Lacroix w tej chwili? – spytała, a jej twarzy mimowolnie wykrzywiła się w grymasie niezadowolenia, walcząc tym samym z wybuchem agresji. – Wystarczy, że w Hogwarcie będziemy skazani na jej towarzystwo przez okrągły rok – mruknęła, przewracając błękitnymi oczami. Nie lubiła rozpoczynać rozmowy na temat osób, których nie darzyła zbytnią sympatią, ale wbrew pozorom, nie chciała też zrobić im krzywdy. Aristos była taką osobą, z którą gdyby chciała, dogadałaby się idealnie, ale po prostu tego nie chciały i nie znosiły się wzajemnie z własnego wyboru. No cóż, każdy musiał jakoś wybierać ścieżki, którymi się podążało przez życie i nikt nie miał prawa w to ingerować, nawet siłą. Miała też nadzieję, że taka odpowiedź będzie odpowiednia dla Vincenta. Mimo, iż nie odpowiedziała mu konkretnie na pytanie, to na swój sposób było jasne, jak słońce, że żywiła do Gryfonki czystą niechęć. |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] Nie 26 Paź 2014, 14:06 | |
| Zmiana nastawienia Porunn nie speszyła go, wbrew wszelkim oczekiwaniom. Właściwie liczył na to, że dziewczyna pokaże mu szerszy wachlarz emocji w konfrontacji z najbliższymi jej nazwiskami - bo w pewien sposób takie właśnie były, przynajmniej dla Vincenta. Na niekorzyść działa tu niewielka ilość czasu, jaką mieli okazję ze sobą spędzić do tej pory, więc siłą rzeczy pozostawało badanie gruntu na inne sposoby, niż cierpliwym czekaniem do samej śmierci. Nie było mu to na rękę, nawet jeśli się hamował, bowiem ten zabieg służył tylko utrzymaniu przy sobie tej wilczycy na tyle długo, by z żadnej strony nie mogła przyjść odsiecz. Plan mimo wszystko zakładał, że zdobędzie podstawowe, acz niezbędne informacje do momentu rozpoczęcia roku szkolnego. Skoro mieli rozpocząć go razem to należało znać otoczenie chociaż powierzchownie. Przeczucie podpowiadało jej, że na Krukona trzeba będzie mieć oko, gdyż odpowiedź jaką dostał zostawiała pewne pole do manewru, które mu się nie podobało. Czyli będzie stanowił potencjalną przeszkodę? Kto wie jak bardzo przywiązał się do Ślizgonki i czy nie jest typem kolidującym z charakterem czy też zapędami Pride'a. Niestety niewiele było takich artystycznych dusz na świecie, więc skłaniał się do opcji przeszkadzajki. Co się zaś tyczy kwestii Aristos. Dziewczyna okazywała wrogość, ale musiał przyznać, że nie na to liczył, a raczej nie w tym stopniu. Nie lubiły się, ale nie na zabój - i to mu właśnie nie pasowało. Czyli mimo wszystko się względnie tolerowały, choć bliżej niż na dziesięć metrów bez różdżki nie podchodź. No cóż, najprawdopodobniej będzie musiał się tym zająć. Cierpliwością i pracą mordercy się bogacą. Może i nie była to oryginalna wersja, ale grunt, że miała zastosowanie w praktyce. - Spokojnie, wilczyco, nie miałem zamiaru cię denerwować. Chcę mieć po prostu jasność, nic poza tym. - powiedział, unosząc nonszalancko dłonie w geście pojednania. W przeciwieństwie do Porunn, z jego ust nie zniknął uśmiech, który na swój sposób rozrzedzał lekko gęstniejącą atmosferę. - Ja też wolałbym sobie oszczędzić rozważań na przynajmniej jeden z tych tematów, zaufaj mi. Jak szybko można stracić wątpliwą(ale jednak) protekcję Vincenta, to była aż zatrważające. Lacroix miała ten przywilej i to aż niepoprawnie długo, biorąc pod uwagę jej zagrywki i zachowanie względem niego.Wszystko jednak ma swoje granice, jego cierpliwość tym bardziej. Kto raz je przekroczy już nie ma szans na powrót. Zszedł z pnia, prostując się, by rozciągnąć mięśnie. Poczuł ponownie niektóre szramy co z miejsca go rozluźniło. Niezbadane są mechanizmy szalonego umysłu. Podszedł powoli do Porunn, przesuwając palcem po jej szyi w kierunku szczęki, by musnąć jeszcze dolną wargę w miejscu ugryzienia. - Lubię pozbywać się nieprzyjemności szybko i skutecznie, choć zależy to od mojego nastroju i weny twórczej. Znajomość ze mną będzie dla ciebie tylko i wyłącznie przyjemna - w końcu obiecałem być twoim nauczycielem. Uśmiechnął się szerzej w wyrazie zadowolenia, ale nie w odsłonie zwiastującej kłopoty, raczej czysto sympatycznej, które zdawała się negować jego prawdziwy charakter. Odsunął dłoń i postąpił krok w tył. - Spotkamy się niedługo. Pozdrów siostrę od dobrego ducha lasu. - mrugnął do niej zaczepnie, po czym teleportował się, zostawiając po sobie nikły zapach, który dziewczyna już tak dobrze zdążyła poznać. Ich drugie spotkanie dobiegło końca, a rozpoczęło znacznie więcej.
z/t x2 |
| | | Ingrid Skarsgard
| Temat: Re: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] Nie 26 Paź 2014, 14:52 | |
| Obserwacja była jedną z najbardziej wartościowych czynności. Pozwalała dowiedzieć się wielu przydatnych rzeczy bez wchodzenia w interakcję, bez bycia członkiem historii, która tworzyła się bez zbędnego udziału osoby trzeciej. Ingrid lubiła zbierać informację w ten sposób. Dzięki temu wiedziała już naprawdę wiele rzeczy na temat ludzi, którzy ją interesowali, w przeciwieństwie do nich – oni nie wiedzieli zupełnie nic o niej. Było to wygodne, umożliwiało swobodne działanie na swoją korzyść i wykorzystywanie do własnych, niekoniecznie uczciwych celów. Vincent był osobą, która ją interesowała. Poświęcała na pozwaniu go dość dużo czasu, uciekając się do przeróżnych sposobów. Można było więc powiedzieć, że trochę już o nim wiedziała, co ją satysfakcjonowało. Jednak z chwilą, kiedy pojawił się w lesie, JEJ lesie, znów postanowiła dowiedzieć się czego tutaj szukał. Obrazek jaki zobaczyła, gdy przypatrywała się mu z daleka, tylko utwierdził ją w przekonaniu, że to idealny okaz, idealna osoba nadająca się na trofeum do powieszenia nad kominkiem. Oczywiście w przenośni. Skoro jej siostrzenica się nim interesowała, nie zamierzała mu robić krzywdy, chyba, że nastąpiłaby taka konieczność. Ciekawiły ją plany tych obojgu nastolatków. Jak na razie zawarli ze sobą tylko pakt, który niósł ze sobą wiele korzyści, ale także i przeszkód. No cóż, ludzie uczyli się na błędach. Była zainteresowana tym, jak dalej to wszystko się potoczy. Na dzień dzisiejszy miała już w głowie kolejny plan, który w najbliższym czasie chciała wcielić w życie. Jeśli Porunn tak bardzo chciała Vincenta, z resztą ze wzajemnością, to Ingrid z pewnością doprowadzi do tego, żeby byli wręcz nierozłączni. I nie miała tutaj na myśli nici i skalpela…
[z/t] |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] | |
| |
| | | | Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |