Nikt o zdrowych zmysłach się tu nie zapuszcza. To już i tak osiągnięcie, że ktokolwiek wszedł do Chaty. Piwnica to miejsce ciemne, wbrew pozorom obszerne, gdzie unosi się zapach stęchlizny. Jeśli przyświecisz różdżką dojrzysz zdemolowane, podrapane stare meble i poplamione ściany.
Lord Voldemort
Temat: Re: Piwnica Pią 02 Sty 2015, 01:48
STOP
Spotkanie odbyło się w tym samym miejscu co uprzednio. Czarny Pan nie musiał pytać o to, czy Franzowi się powiodło. Wiedział o tym doskonale. Miał swoich szpiegów tu i tam, poza tym wieść o otruciu Roginskiego rozeszła się po szkole i wiosce z szybkością światła. Nie umknęło jego uwadze, że pojawił się Mroczny Znak wedle umowy. Musiał pogratulować swojemu poplecznikowi, nagrodzić i obdarzyć zaszczytem, który spotyka tylko nielicznych. Skinął głową, gdy Franz pojawił się na miejscu spotkania. Ktokolwiek ich śledził mógł tylko zobaczyć cień, jaki rzucali na trawę, gdyż za chwilę oboje zniknęli we wnętrzu Chaty. Voldemort poprowadził Niemca obok kanapy, na której ostatnio siedział Voldemort, otwierając różdżką drzwi. Zaskrzypiały. Czarny Pan zszedł po stopniach prowadzących do piwnicy. Paliła się na dole tylko jedna pochodnia. Voldemort stanął niedaleko niej, blask padał na młodego Niemca. -Spisałeś się, a Czarny Pan nagradza tych, którzy mu się przysłużyli. Podejrzewam, że jest tu ktoś, kto chętnie Ci pogratuluje. -machnął dłonią, a całą piwnicę rozświetlił blask zapalonych pochodni. Zza załomu wyłonił się Heinrich. Spoglądał na syna z jawną niechęcią. -Nie żałujcie sobie ckliwości. -zakpił Voldemort. -W moich szeregach jest miejsce tylko dla jednego Kruegera... -dodał szeptem, który przypominał syk węża. Z mroku, który utrzymywał się w jednym kącie wyślizgnęła się Nagini. -Moja kochana Nagini zapewne jest głodna. Już niedługo. -powiedział czułym tonem. Podniósł krwistoczerwone oczy na mężczyzn. -Pora Heinrichu, byś mi udowodnił, że jesteś nadal mi potrzebny i Twój ostatni błąd powinien zostać wybaczony. -rzucił na zakończenie, zanim sam nie wycofał się w dal.
Rosły Niemiec nadal patrzył na syna ze złością. Voldemort surowo ukarał go za niedawną niesubordynację, lecz dał mu szansę. Jak sam uznał, w jego szeregach jest miejsce tylko dla jednego Kruegera. Blondyn miał szansę i nie chciał jej przegapić. Swojego syna dawno już przekreślił, gdyż był tylko jego narzędziem. Coś błysnęło w dłoni Heinricha. Później akcja potoczyła się o wiele szybciej, gdy Krueger rzucił się na swego syna, chcąc zadać mu ból, a następnie... śmierć. Chociażby samymi rękoma.
Franz Krueger
Temat: Re: Piwnica Pią 02 Sty 2015, 02:24
"Poza tym zawsze byłem tego ciekaw. Czy łatwo nóż wchodzi w ciało człowieka? Ma mieć ostrzy szpic, naostrzony musi być. Kiedy zadam cios, musi dobrze się wbić."
Nie było łatwo wymknąć się z zamku po ostatnich wydarzeniach. Dumbledore najwyraźniej nakazał nauczycielom jeszcze baczniejsze kontrolowanie szkolnych korytarzy. W dodatku grono pedagogicznego zdawało się podejrzliwie przyglądać każdemu zachowaniu wychowanków Hogwartu. Franz starał się jednak nie przejmować tą wszechobecną inwigilacją. On przecież niczemu nie był winien, czyż nie? Nie został nawet jeszcze wezwany na oficjalne przesłuchanie, którego również niespecjalnie się obawiał. Stosowanie na uczniach veritaserum i legilimencji było bowiem surowo zabronione, zaś innych dowodów potwierdzających, że to on działał z ramienia Voldemorta, najprawdopodobniej nie było. Przynajmniej sam siedemnastolatek był święcie przekonany o tym, że pozbył się wszystkie tego, co święte nie było. Siedział właśnie w dormitorium, na szczęście bez zbędnego towarzystwa, kiedy do pomieszczenia wleciała sowa. A może nawet i to zwierzę, należące do Czarnego Pana, było tak perfekcyjnie wyszkolone, że potrafiło wyczekać z doręczeniem przesyłki do czasu, gdy postronni obserwatorzy opuszczą sypialnię? Ślizgon nie zamierzał się nad tym zastanawiać. Wziął do ręki kopertę, by po chwili zapoznać się z jej zawartością, która rzecz jasna spłonęła zaraz po tym, kiedy Niemiec ją przeczytał jej treść. Miał zjawić się ponownie we Wrzeszczącej Chacie. Uśmiechnął się nawet delikatnie kącikiem ust, myśląc o laurach zwycięstwa. Swoje zadanie wypełnił z należytą starannością, toteż oczekiwał od czarnoksiężnika obiecanej nagrody. Nie myślał teraz o tym, czy mroczny znak rzeczywiście pozostaje w spektrum jego pragnień. Wszelkie wątpliwości zostały przesłonięte przez poczucie władzy i potęgi. Był panem. Krueger nie opuszczał dormitorium Slytherinu, siedząc z nosem w książce. Dopiero pod wieczór założył na siebie śnieżnobiałą koszulę i czarny jak smoła garnitur z nowo zakupionymi lakierkami, które od wakacji leżały w kufrze pod łóżkiem. Wydawało się jednak, że nadeszła odpowiednia okazja, by je na siebie założyć. Niemiecki czarodziej nie zapomniał również o krawacie, rzecz jasna, czarnym, bo taki był najbardziej adekwatny do okoliczności. Można by powiedzieć, że to swego rodzaju wyraz żałoby po Rogińskim, mimo że profesor wcale nie zginął, a do Franza nie docierały jeszcze konsekwencje jego własnych czynów. Póki co wyrzuty sumienia leżały odłogiem gdzieś w najskrytszych odmętach jego umysłu, uśpione. Poza tym myśli chłopaka krążyły jedynie wokół Voldemorta i mrocznego znaku, który miał "udekorować" jego przedramię. Ślizgon wyszedł z pokoju wspólnego swojego domu, by niepostrzeżenie wymknąć się ze szkoły i podążyć w stronę Hogsmeade. Szczerze żałował, że nie posiadał peleryny niewidki, choć najwyraźniej sztukę wyciszania swoich kroków i uważnego obserwowania kolejnych korytarzy opanował już do perfekcji, bo nie napotkał na drodze żadnych przeszkód. Równo o północy stawił się przed Wrzeszczącą Chatą, gdzie dojrzał już z oddali znajomą postać. Voldemort zaciągnął Franza do piwnic nawiedzonego budynku. W przyćmionym świetle, które rzucała pochodnia, czarnoksiężnik wyglądał wyjątkowo przerażająco, ale co dziwne, Krueger w ogóle nie odczuwał strachu, a raczej niewytłumaczalną satysfakcję. Jakby nagle cały świat klękał przed jego stopami. Chłopak nie spodziewał się jednak, że Czarny Pan przygotował nieco inny scenariusz, niżeli można by było przypuszczać. Początkowe słowa raczej zapewniały o tym, że siedemnastolatek otrzyma obiecany podarunek. W drugim zdaniu tkwiło jednak coś nietypowego i podejrzanego. Kto zechce mu pogratulować? Cóż, Niemiec nie miał czasu na przemyślenia. Tom Marvolo Riddle wyjaśnił wszystko zawczasu. Najwidoczniej Henrich nie był mu już potrzebny... albo Czarny Pan chciał sprawdzić, czy Franz rzeczywiście nadaje się na kolejnego sługusa, czy potrafi przeciwstawić się nawet swoim najbliższym i czy jest w stanie sprowadzić ich do parteru. "Nie żałujcie sobie ckliwości" - piękne słowa, biorąc pod uwagę okoliczności. Syn i ojciec postawieni na dwóch szalach wagi, z której większy ciężar opadnie na dno, stając się pożywieniem dla przeklętej Nagini. Krueger zdawał sobie sprawę z tego, że nie może sobie pozwolić na porażkę. A już szczególnie w pojedynku ze znienawidzonym ojcem. Miał także świadomość tego, że w tym starciu nie ma miejsca na grzeczne pokłony. Ten, kto pierwszy rzuci się drugiemu do gardła, ten zyska przewagę; zapewni sobie chwałę i życie. Franz nie tracił więc czasu. Mimo że jego ślepia zwrócone były w kierunku rosłej postaci gospodarza domu, chłopak jeszcze przed ofensywą swojego ojca, zdjął z siebie marynarkę i owinął ją wokół dłoni, bezczeszcząc jej wyrafinowany charakter, sprowadzając ją do użytku podobnego do zwykłej szmaty. "No. Chodź tu. Zróbmy to tak jak dawniej." - pomyślał, patrząc złowrogim wzrokiem na swojego przeciwnika. Wiedział, że to on postawi pierwszy krok w przepaść. Heinrich zawsze był porywczy i nie panował nad swoimi emocjami, czego syn na szczęście po nim nie odziedziczył. On potrafił zachować spokój, przeczekać burzę i wypracować sobie najodpowiedniejszą okazję do kontrataku - to on był wężem w tej walce. Nie pomylił się. Mężczyzna o typowo aryjskiej urodzie rzucił się w zew mordobicia jako pierwszy. Franz zaś już wcześniej dostrzegł, że jego rodzic nie sięgnął po różdżkę. W jego dłoni coś błysnęło, choć z bazowej odległości, w półmroku, trudno było określić, czy to kastet, czy nóż, czy może jeszcze inne, niezwykle groźne świecidełko. Krueger przygotował się do obrony, próbując złapać trzymaną w dłoniach marynarką rękę Heinricha, w której ten dzierżył nieznany przedmiot, mniej więcej na wysokości łokcia w celu unieruchomienia kończyny, jak i zachwiania równowagi starszego z rodu. Chłopak miał zamiar wyprowadzić mocne kopnięcie, by zmusić swojego wroga do upuszczenia broni na podłogę. Następnie zaś planował wdrożyć w życie serię ciosów: prawego sierpowego, lewego prostego i prawego podbródkowego, żeby ogłuszyć Heinricha i oddalić go od miejsca, w którym leżał połyskujący przedmiot; jego ostatnia deska ratunku przed furią zdradzonego, pierworodnego i jedynego syna.
Mistrz Gry
Temat: Re: Piwnica Nie 04 Sty 2015, 01:46
Doskonale wiedział, że teraz liczyła się tylko wygrana w tej chorej walce. Syn kontra ojciec. Pierworodny kontra współstworzyciel. Czy kierowały nim jakiekolwiek odruchy rodzicielskie? Nigdy ich nie miał. Zawsze oczekiwał od swojej kobiety syna, który przejmie po nim obowiązki wobec rodu i wobec Czarnego Pana. Domagał się od niego posłuszeństwa i bycia tępym narzędziem w jego dłoniach. Nie do końca mu się to powiodło, co powinno być wystarczającym powodem, aby odebrać Franzowi życie. Heinrich czuł się właścicielem jego i tak marnego żywota, więc nie czuł wyrzutów sumienia. Do tej pory powstrzymywała go nadzieja, że jednak chłopak jeszcze mu się do czegoś przyda albo się nawróci na odpowiedni tor. Dopiero polecenie Voldemorta stało się zapalnikiem do ostatecznej decyzji. Układ był prosty. Tylko tak Heinrich mógłby odkupić swój błąd i pozostać w gronie zaufanych Śmierciożerców. Przygotował się, mając przy sobie nóż. To jej klinga błysnęła w świetle pochodni. Jako ten bardziej porywczy rzucił się na Franza niczym wygłodniałe zwierze na swoją zdobycz, nie czując niczego poza instynktem. Nie zamierzał jeszcze używać noża, chciał najpierw Franza mocno ogłuszyć. Wyprowadził cios, który został zablokowany przez młodego. Nóż upadł na ziemię, brzęcząc cicho. Heinrich przyjął kolejne ciosy, musiał przyznać, że były mocne. Zachwiał się lekko, ale nie dał się tak szybko pokonać. Chwycił Franza za krawat i z cichym rykiem rzucił synem o ścianę, chcąc zyskać czas by wziąć nóż z ziemi. Pochwycił go zręcznie i na pięcie odwrócił się do syna. Teraz wolał podejść sposobem. Wymierzył w niego cios pięścią w szyję, co by wywołać szok z braku tlenu. Kolejny atak był wymierzony w przeponę, aby później zakończyć wszystko bezbłędnym ciosem w twarz. Był nieco zamroczony furią, w jakiej się znalazł, ale nie przeszkadzało mu to. Wycelował nóż w pierś syna, aby zadać mu ranę w samo serce.
Franz Krueger
Temat: Re: Piwnica Nie 04 Sty 2015, 22:57
Jego ruch okazał się skuteczny. Chłopakowi udało się bowiem unieruchomić rękę ojca i odebrać mu nóż, który z charakterystycznym brzęknięciem upadł na kamienną posadzkę. Kilka kolejnych ciosów zaś pozwoliło na chwilowe otumanienie przeciwnika. Nic zresztą dziwnego, skoro młody Krueger nie szczędził siły, a był raczej wysportowanym młodzieńcem, mającym dodatkowo jakieś doświadczenie w mordobiciach. Niestety Ślizgon zapomniał o jednym, niewinnym szczególe, który wykorzystany w starciu w odpowiedni sposób działał na jego niekorzyść. Heinrich szybko dostrzegł w nim okazję. Złapał siedemnastolatka za krawat i rzucił nim o ścianę, jak gdyby jego syn ważył tyle, co piórko. Trzeba było przyznać, że rosły blondyn, choć już nie tak młody, też miał wystarczająco siły w łapach, by stwarzać realne zagrożenie. Franz czuł tylko jak materiał krawatu wrzyna się w jego szyję, a dosłownie chwilę później chłopak uderzył mocno plecami o ścianę, osuwając się przy tym na podłogę. Nie miał jednak zamiaru się poddać. Wręcz przeciwnie. Odrzucił rozwiązany krawat gdzieś na bok, po czym wypatrzył leżącą na ziemi, błyszczącą w świetle pochodni klingę, i przeturlał się, by sięgnąć po nią jako pierwszy. Nie mógł być jednakże pewien tego, czy zdoła wyprzedzić swojego wroga, toteż przygotowany był do ewentualnego podcięcia mu nóg. Po wszystkim planował zaś wybić się rękoma i postawić swe ciało z powrotem w pozycji pionowej. Wersja A - udana próba przejęcie noża z podłogi: Franz, kiedy tylko stanął na nogi, wyprowadził kolejną serię mocnych ciosów. Poruszał się na lekko ugiętych kolanach, nie podnosząc zbyt wysoko stóp, aby nie pozwolić Heinrichowi na zaburzenie swojej równowagi. Nie spuszczał także gardy, by bronić się przed uderzeniami nadchodzącymi z jego strony. W zależności od tego, które partie ciała chronił starszy z rodu mężczyzna, niemiecki czarodziej celował w twarz, bądź okolice żołądka lub wątroby. Drugą ręką zaś bronił swojej twarzy przed kontratakiem, jako że nie mógł pozwolić sobie na całkowite odsłonięcie. Zależało mu na uderzeniach, które zmuszą Heinricha do spuszczenia gardy. Priorytetem zaś było głębokie cięcie nożem szyi przeciwnika. Wersja B - nieudana próba przejęcia noża z podłogi: Franz, kiedy tylko stanął na nogi, postarał się o to, by utrzymać odpowiedni dystans. Zdawał sobie sprawę z tego, że przeciwnik ze względu na dzierżony w dłoni nóż zyskał przewagę. Trzeba było odebrać mu naostrzoną broń. Ślizgon rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegoś, co posłużyłoby mu za tarczę. Kawałek drewna ze zniszczonego mebla, zdjęta ze ściany pochodnia. Cokolwiek, w co mogła wbić się wyprowadzona w jego kierunku klinga. Dopiero tak przygotowany bronił się przed atakami Heinricha, starając się zmusić go do wbicia noża w swoją "tarczę". W ten sposób chciał przejąć ostrze i przystąpić do kontrofensywy. Jeżeli nadarzyłaby się ku temu sposobność, przygotowany był także na to, by wolną dłonią chwycić ojca i zakleszczyć jego rękę między łokciem a kolanem, żeby odebrać nóż i wyprowadzić serię ciosów opisaną w wersji A. Wersja opcjonalna, sytuacyjna: Gdyby zaś Franz nie zdążył złapać za jakikolwiek drewniany przedmiot - starał się unikać wszelkich uderzeń nożem ze strony Heinricha, w ostateczności, łapiąc dłonią za ostrze noża. Tym samym niespodziewanie unieruchomiłby drugiego uczestnika walki, zmniejszając odległość między nimi i tworząc sobie idealną okazję do mocnego, prostego kopnięcia w jego brzuch przy wykorzystaniu siły wyprowadzonej z całego swojego ciała.
Lord Voldemort
Temat: Re: Piwnica Pon 05 Sty 2015, 02:53
Walka ojca z synem była doprawdy przejmująca. Czarny Pan odsunął się poza zasięg płonących pochodni, głaskając czule łeb swojej ukochanej Nagini. Mało kto wiedział, jaką wartość miała dla Riddle'a. Bez najmniejszego wzruszenia Lord przyglądał się, jak Heinrich upuszcza nóż, ale błyskawicznie odrzuca syna na ścianę. Pod wpływem ciosów jego warga rozcięła się i popłynęła pierwsza krew młodego Kruegera tego wieczora. Voldemort nawet nie drgnął, kiedy Heinrich na nowo poderwał nóż i rzucił się na swojego syna, jakby ten nie znaczył dla niego zupełnie nic. Nawet jeden nerw nie drgnął, kiedy stalowa klinga wbiła się w ramię Franza, a z młodego ciała popłynęła ciepła posoka, barwiąca jego śnieżnobiałą koszulę. Jednak nawet taka doza bólu nie była dla Franza przeszkodą, aby zablokować po tym ciosie rękę ojca i uderzyć go w brzuch. Heinrich zgiął się w pół, co było tylko okazją dla młodego Kruegera. Seria kolejnych ataków przy akompaniamencie trzasku łamanych kości spowodowała, że ojciec zachwiał się na posadzce. Był zbyt porywczy, a Voldemort nie potrzebował takich w swych szeregach. Po latach docenił chłodny umysł i opanowanie. Nagini zasyczała cichutko, czując zapach świeżej krwi. Franz dopadł do ojca z nożem, który jeszcze był wbity w jego ramię. Wyjął go i kontratakował, co zakończyło się sukcesem. Nóż nie ominął najważniejszej arterii w szyi. Blondyn złapał się za kark, lecz nie powstrzymał tym wycieku krwi. Jego twarz bledła i wykrzywiała się w grymasie bólu. Heinrich padł na kolana przed obliczem syna - jakby ironicznie oddając mu hołd za wygraną - a następnie padł na tors, dokonując swego żywota. Kałuża krwi poszerzała się pod nim nieustannie. Ciało drgało dość chwilę w pośmiertnych odruchach, ale i to ustało. -Mamy zwycięzcę. -Voldemort wysunął się z półmroku, przechodząc bez wzruszenia obok ciała starszego Kruegera. -Kolacja, Nagini. -zarządził. Nie obejrzał się nawet na to jak jego pupil spożywa ciało martwego Śmierciożercy. Dłonie Voldemorta spoczęły na barkach Franza. Czyżby kącik ust drgnął w pseudo uśmiechu? -Ilość Mrocznych Znaków w mych szeregach musi się zgadzać. Wyjmij lewą rękę. -rozkazał, wyjmując zza pazuchy swą różdżkę.
Franz Krueger
Temat: Re: Piwnica Pon 05 Sty 2015, 23:19
Uderzenie o ścianę było mocne, i chociaż niegroźne, zdecydowanie opóźniło reakcję Franza. Chłopak, mimo że próbował przeturlać się po podłodze, nie zdążył chwycić za rękojeść noża. Tym razem to Heinrich był od niego szybszy. Ponownie wypracował sobie również przewagę, dzierżąc w dłoni naostrzoną broń. Młody Krueger wstał na równe nogi, nie ocierając nawet strużki krwi płynącej z rozciętej wargi; względy estetycznie nie były tutaj priorytetem. Poza tym Ślizgon musiał mieć teraz oczy dookoła głowy, nie mógł sobie także pozwolić na spuszczenie gardy, choćby na krótką chwilę. Koszt za nieuwagę stanowiło tutaj życie. Rosły blondyn miał tego świadomość, więc od razu przystąpił do ofensywny, nie dając nawet swojemu synowi szansy na odnalezienie jakiegoś drewnianego przedmiotu służącego za tarczę. Młodzieniec próbował parować ciosy, jednak w starciu z ostrą klingą jego opór musiał wreszcie zelżeć. Ból w ramieniu prędko przeszył całe ciało niemieckiego czarodzieja, jednak nie był obezwładniający. Buzująca we krwi adrenalina osłabiała go na tyle, by zraniony uczestnik pojedynku nie złożył jeszcze broni. Właściwie Heinrich popełnił istotny błąd w walce - lepiej dla niego, gdyby nawet miał machać nożem na oślep, ale skoro stracił swoją broń, nie było już mowy o tym, aby ją odzyskał. Franz zamierzał o to zadbać. Szybko przystąpił także do kontrataku, boleśnie blokując rękę swojego ojca po jego ciosie, by następnie sprzedać mu mocnego kopniaka w brzuch. Wychowanek Salazara dobrze wiedział, że wykorzystanie kopnięć w starciu wymagało idealnych warunków. W innym wypadku łatwo było się odsłonić i dać przeciwnikowi okazję do podcięcia nóg. Na szczęście doświadczenie w mordobiciach i chwila zapomnienia ze strony głowy rody spowodowana niedawnym sukcesem sprawiły, że Krueger zrealizował swój plan koncertowo. Po mocnym uderzeniu Heinrich miał problem z obroną przed kolejną serią ciosów. W piwnicach dało się słyszeć dźwięk łamanych kości, a każdy następny uraz zmniejszał szanse starszego z popleczników Voldemorta na zwycięstwo. A propos... Czarny Pan był świadkiem niezwykle intrygującego widowiska. Walka na śmierć i życie. Między ojcem a synem. Franz już zrozumiał, że ich spotkanie było ukartowane przez Riddle'a od samego początku, ale tym razem nawet nie przeszkadzała mu jego skuteczna manipulacja. Być może tak miało być; przecież siedemnastolatek już wiele razy myślał o tym, by uwolnić się od tyrańskiego gospodarza. Złapał za rękojeść noża, by wyciągnąć go ze swojego ramienia i zadać ostateczny cios. Zamachnął się na tyle mocno, żeby głęboko ciąć szyję swojego przeciwnika. Krew tryskała z rany z intensywnością, która nie pozwalała na zatamowanie upływu czerwonej posoki. Heinrich podjął jeszcze rozpaczliwe próby odsunięcia od siebie tego, co nieuchronne. Rozpaczliwe, bo jedynie przedłużały jego mękę, jego niezwykle przykre pożegnanie ze światem. Ciekawe, czy w tym momencie myślał już o sobie jako kolacji dla głodnej, syczącej gdzieś w kącie Nagini. Pozostały przy życiu syn zebrał z ziemi swoją marynarkę, odrzucając na ziemię nóż. Spojrzał także na swoją ranę na ramieniu, aby ocenić, czy jest ona groźna. Krew sączyła się z niej jednak powoli, co świadczyło o tym, że klinga nie utkwiła w ramieniu nazbyt głęboko. Słowa Voldemorta rozbrzmiały w uszach Franza jakby stłumione, a dopiero pełznący po posadzce wąż sprowadził chłopaka z powrotem na ziemię. I o ile Ślizgon nie odczuwał póki co żadnych wyrzutów sumienia, wolał odwrócić wzrok, gdy kły zwierzęcia zagłębiły się w leżącym na podłożu ciele. Tak niehonorowy pogrzeb nie należał się chyba nawet Heinrichowi. Trudno. To nie Krueger ustalał warunki tej gry. Mógł jedynie zebrać laury za swoją robotę. Podszedł więc pewnie do czarnoksiężnika, podciągając do góry lewy rękaw koszuli. Przesunął rękę przed siebie, nie odczuwając nawet jako cierpiętniczego procesu wypalania mrocznego znaku. Adrenalina, która nadal krążyła w jego żyłach sprowadziła raczej to uczucie do podobnego łaskotaniu. Dopiero po chwili Franz poczuł uderzenie gorące idące od przedramienia aż po same plecy. Chciał nawet przyznać Czarnemu Panu, że świetnie zainscenizował piwniczną szopkę, jednak czarnoksiężnik zaraz po tym zniknął, rozpłynął się w powietrzu. Może i lepiej. Jakiekolwiek słowa były w tym momencie zbędne. Franz nadal trzymał w dłoni swoją marynarkę, ale na razie nie zamierzał jej na siebie zakładać. Emocje, poczucie władzy, siły i dzikiej satysfakcji wystarczająco podniosły temperaturę jego ciała. Spojrzał tylko raz na swoje przedramię ozdobione śmierciożerczym piętnem, po czym opuścił rękaw, zapinając guziki przy mankiecie. Po wszystkim wyszedł z piwnic, kierując się ku wyjściu z Wrzeszczącej Chaty. Miał szczęście, że była noc, a większość czarodziejów uważała to miejsce za nawiedzone. Przynajmniej nie musiał się ukrywać przed ewentualnymi obserwatorami. Kiedy wreszcie znalazł się na zewnątrz, podniósł głowę do góry, spoglądając przez moment w niebo. Chwilę później zamknął już oczy, korzystając z uspokajających go, opadających na twarz kropelek deszczu i chłodnego, orzeźwiającego powietrza. Wyobraził sobie nawet, że ulewa zmywa z jego ciała ślady krwi, mimo że wiedział, iż jest to niemożliwe. Zresztą czysta koszula nie sprawiłaby nagle, że przestanie być tym, kim się stał. Mordercą.
zt.
Gość
Temat: Re: Piwnica Pon 01 Lut 2016, 18:43
Gdyby ktoś zapytał jak się czuje, a Hazel byłaby w stanie wydusić z siebie więcej niż tylko krótkie beknięcie, opowiedziałaby o głowie ciężkiej jak głaz zamkniętej w szczelnym akwarium wypełnionym szumiąca wodą i o potoku zupełnie bezsensownych myśli; a myśli te były toporne. Wydobycie każdej z nich na powierzchnię wymagało nie lada wyczynu, choćby było to najprostsze spostrzeżenie, takie jak to, że „w pomieszczeniu jest ciemno”. W pomieszczeniu istotnie było ciemno. Nie dało się rozróżnić kształtów ani kolorów, z wyjątkiem nieprzeniknionej, wszechogarniającej czerni. A może się dało, kto wie. Ona w każdym razie nie była do tego zdolna. Zmusiła swój mózg do bolesnego wysiłku, celem którego było ustalenie gdzie właściwie się znajduje. W łazience? Na zapleczu? W zasadzie mogło to być jakiekolwiek pomieszczenie, nawet jej własny gabinet. Nie, głupia krowo, to nie może być łazienka, zaplecze, ani gabinet. Myśl… to musi być coś… coś… Na litość boską! Spróbowała wstać, ale nie mogła się poruszyć. Była przykuta do zimnej posadzki, ograniczona jeszcze bardziej niż jej umysł. Kiedy to wszystko powoli do niej docierało, zaczęła odczuwać narastającą panikę. Usłyszała też ciche, upiorne jęknięcie, jakie mogą wydawać stare panele albo nienaoliwione zawiasy, które wywołały u niej bliżej bliżej niesprecyzowane skojarzenia. Pomyślała, że czułaby się znacznie lepiej, gdyby ktoś podał jej różdżkę albo chociaż wiaderko. I powiedział, która jest godzina. Miała tylko nadzieję, że jak najdalsza od piątej.
Mistrzynie Papużki
Temat: Re: Piwnica Wto 02 Lut 2016, 15:47
//P.
Hazel tego dnia nie miała wybitnego szczęścia. W dodatku wypicie zatrutej whisky wciąż odczuwała poprzez nudności i zawroty głowy. Najgorsze było jednak to, że za nic w świecie nie dała rady się ruszyć co potęgowało tylko chęć do wymiotów. Ciemność i zapach stęchlizny nie pomagał. W dodatku już od początku kobieta mogła się czuć tak, jakby wcale sama nie była. Ktoś musiał ją tutaj przytargać nieprzytomną i nikt, zupełnie nikt nie zwrócił na to uwagi. Coś było nie tak i to bardzo. - Jesteś całkiem podatna na trucizny - odezwał się nieznajomy głos podobny bardziej do charkotu zwierzęcia, niż człowieka. - Sprawdzimy, czy zaklęcia też w ciebie wchodzą z taką łatwością? - zapytał. Kobieta mogła mieć nieodparte wrażenie, że kiedy to wypowiadał, uśmiechał się bardzo, ale to bardzo szeroko. Nim jednak cokolwiek zrobił, oprócz cichego klaśnięcia, nauczycielka numerologii poczuła, jak coś sunie się pod jej ubraniem, prosto w kierunku twarzy. Najpierw prześlizgnęło się po brzuchu, wywołując upiorne dreszcze. Następnie zahaczyło o piersi, aby w końcu znaleźć się na dekolcie kobiety, wychodząc spod ubrania. Skorpion. Jadowity skorpion szedł dalej, aby w końcu znaleźć się na twarzy Hazel, zatrzymując kolec jadowy tuż przy jej prawym oku. Stanął jednak w miejscu, jakby czekał na kolejne rozkazy. Jeden bardzo nieuważny i nieprzemyślany ruch ze strony czarownicy, a mogła stracić w połowie swój zmysł wzroku, oczywiście przy optymistycznej wersji wydarzeń. - Krzycz - nakazał jej oprawca.
I coś tam się potoczyło.
zamykam temat.
Mistrz Gry
Temat: Re: Piwnica Pon 16 Maj 2016, 00:10
Zakładnik: Riaan Van Vuurren Śmierciożercy: Severus Snape (zamaskowany) Ekipa ratunkowa: Lorcan Gillis
***Event*** Wieczorną wyprawę stażystki Astronomii z Claire przerwała wizyta zamaskowanych Śmierciożerców. W bezpośrednim starciu nie miały najmniejszych szans. Ostatkiem sił udało się kobiecie rzucić zaklęcie patronusa, które pognało do szkoły z wiadomością, że je porwano. Za ten akt samowolki została potraktowana ostrym zaklęciem Cruciatus, które odebrało jej świadomość. Patronus ten napotkał trójkę nauczycieli - Kennetha Wattsa, Iwana Dobreva oraz Alexa Halla. Watts wiedziony instynktem sam wysłał swojego srebrnego pomocnika do osób, które przyszły mu na myśl - do Lorcana oraz Aleca, a także Madeline Kerry. Pomoc medyczna była nieunikniona. Patrząc przez okno całą tą sytuację widział pewien Gryfon, Riaan. Pobiegł na pomoc, lecz zaatakowany od tyłu padł na ziemię. Obudził się dopiero spętany w jakiejś piwnicy. Pilnowało go dwóch mężczyzn w maskach - jeden chudszy, a drugi postawniejszy i szerszy.
Odpis co 48 godzin.
Riaan van Vuuren
Temat: Re: Piwnica Pon 16 Maj 2016, 01:00
Obudził go cichy pisk, który niczym szpila wbijał się mu się w mózg. Natychmiast otworzył oczy, przerażony. I choć spodziewał się widoku łóżka grubego Tommy'ego i samego Tommy'ego chrapiącego smacznie, widział tylko szarość załamującą się jakby powietrze w letnie południe na Kalahari. Całe ciało zaczęło go boleć jakby było zdrętwiałe przez długi czas. Rozpaczliwie zaczął przywoływać z pamięci obrazy tego, co działo się wcześniej. Poruszył się nerwowo przy tym, tak jakby miotanie się po podłodze miało mu pomóc w przypominaniu sobie czegokolwiek. Z narastającym przerażeniem zdał sobie sprawę że jego ręce i nogi, chociaż chcą, nie mogą dołączyć do tułowia w tańcu na podłodze, bo chyba właśnie na podłodze leżał. Powoli powracający zmysł powonienia poinformował go, że wokół niego jest mnóstwo kurzu. A słuch, który nagle dał o sobie znać przywiódł mu dźwięki kroków. Spokojne i miarowe. Był związany i ktoś go pilnował. Co się wydarzyło? Już wiedział, wiedział. Była noc, wstał aby podkraść z kuchni ciastka. Pamiętał, że założył kożuch, ale specjalnie nie włożył butów, aby nie narobić hałasu. W końcu Pani Norris miała doskonały słuch. Co dalej, co dalej? Szedł jednym z korytarzy, wracał już, kiedy intuicja podpowiedziała mu, aby spojrzał w okno. Nawykł słuchać się tego cichego szeptu. Ujrzany przez niego obrazek, przeraził go. Czarne sylwetki, krótka walka, patronus. I impuls, który nakazał mu biec jak najszybciej na dół, aby pomóc. Nie wołać na alarm. Po prostu biec, samemu. Potem wydarzył się tylko ból i utrata zmysłów. Teraz już wiedział, jak bardzo nieprzemyślana i głupia była ta decyzja. Jak bardzo źle zrobił, ale jak powiedział Katanga: "mężczyzna zawsze sam rozstrzyga swoją przyszłość. Nie na odwrót." Teraz to on zmierzy się z konsekwencjami. Na szczęście powrót wzroku mu w tym pomoże. Widział drewnianą klepkę podłogi, całą szarą od kurzu. Lekko ruszył oczami, aby spojrzeć na ścianę. Obdrapana tapeta, nic więcej. Riaan czuł, że jest związany, słyszał tego kogoś który wciąż miarowo stukał butami chodząc w te i we wte. Chłopak postanowił obrócić się z boku na plecy. Jego oprawcy i tak już wiedzą, że się obudził. Dlatego teraz szybkim ruchem zmienił pozycję, zdrętwiałe mięśnie krzyknęły w bólu ale udało się. Dwaj mężczyźni. Obaj zamaskowani, ubrani na czarno, w maskach. Jeden chudszy, wręcz patykowaty, lekko zgarbiony. Drugi wyższy, postawniejszy, o szerokich barkach. Riaan patrzył na nich, rozglądał się po pokoju. Czyżby nie zabrali mu różdżki schowanej w wewnętrznej kieszeni kożucha? Nie miał jak tego sprawdzić. Na pewno czuł, że ma przy sobie srebrne kulki wielkości złotego znicza, które znalazł kiedyś w opuszczonym skrzydle. Od tamtego czasu, traktując je jako amulet, zawsze nosił kilka przy sobie. Spętany chłopak usiadł i patrzył się na swoich porywaczy. Obserwował ich szukając dogodnego momentu, bo pomimo przerażenia które ściskało mu gardło i trzęsło dłońmi, wciąż pozostawał sobą. To nie był pierwszy raz, kiedy znalazł się w sytuacji, w której jego życie było zagrożone. Wiedział, że siedząc tutaj bezczynnie skazuje się na śmierć, dlatego czekał. I obserwował.
Severus Snape
Temat: Re: Piwnica Pon 16 Maj 2016, 22:29
Severus Snape nie mógł spać tej nocy. Myślał o tym, czy uda im się wykonać misję powierzoną im przez Czarnego Pana, Tego, który nie znosi odmowy. Zafascynowany Czarną Magią, będący pod wrażeniem jego umiejętności tylko czekał na sposobność, by móc się przed nim wykazać. Nadeszła pora. Siedział na łóżku, na jego bladą spoconą nieco twarz padało jasne światło księżyca reszta uczniów spałą jak suseł. Och gdyby wiedzieli w jak wielkim przedsięwzięciu bierze udział, zupełnie inaczej patrzyli by na niego. Już wkrótce nadejdzie kres szlam i mugolaków, tych, którzy są tak niegodni magicznych umiejętności. Mroczny Znak zapiekł tak mocno, że przez twarz młodzieńca przebiegł grymas bólu. Nie było czasu na narzekanie. Ubrany w czarną szatę zszedł nieopodal wyjścia ze szkoły. Idąc tam nałożył maskę, by pod żadnym pozorem nie zostać rozpoznanym przez jakiegokolwiek ucznia. Kilka grup śmierciożerców miało wedrzeć się do szkoły i pojmać uczniów, by później zostali pożarci przez wilkołaki. Na drodze jednej z grup znaleźli się Claire i stażystka Astronomii jednak w starciu z doświadczonymi poplecznikami Czarnego Pana nie mieli żadnych szans. Severusa zmartwił jednak fakt, że jednej z dziewczyn udało się posłać patronusa... Posiłki były w drodze, a śmierciożercy mieli coraz mniej czasu na sprawną ewakuację. Severus skrył się oczekując swojego towarzysza. Wtem dostrzegł biegnącego Riaana van Vuurena biegnącego na pomoc swoim znajomym. Już miał potraktować go Levicorpusem, kiedy niespodziewanie zjawiło się wsparcie Severusa - postawny śmierciożerca o szerokich ramionach sprawnie pozbawił przytomności gryfona uderzając go cegłówką w tył głowy. Strużka bordowej cieczy spłynęła po jego włosach, potem wszystko toczyło się już z górki i ofiary znalazły się w Wrzeszczącej Chacie pilnowane przez swoich oprawców. Severus stał za drzwiami do sypialni w Wrzeszczącej Chacie. Spokojny, z maską nasuniętą na twarz oczekiwał dalszych instrukcji. Wtem dosłyszał szmer. Nim wszedł do sali z uniesioną różdżką przystawił ją sobie do krtani i niemal bezgłośnym szeptem powiedział: - Mutare Vocem - czerwona smuga oplotła jego wychudzoną szyję i zniknęła. Przez jego krtań przebiegło ciepło, jakby napił się wrzątku. Wszedł do piwnicy z maską nasuniętą na twarz. Czarna szata sunęła po skrzypiącej drewnianej podłodze tworząc smugę na pokrywającym ją kurzu. Na ziemi leżał Rian van Vuuren. Nie było mowy o tym, by uwolnił się o własnych siłach. Został skutecznie skrępowany na długo przed tym jak odzyskał przytomność. Snape widząc zupełnie bezbronnego gryfona uśmiechnął się pod maską. Patrzył na niego z niekrytą pogardą. Nie mógł się powstrzymać i wymierzył mu paskudnego kopniaka prosto w twarz: - Tak się kończy bohaterstwo chłopcze... - powiedział niskim, lekko zachrypniętym głosem, zupełnie nieprzypominającym tego, który należy do Księcia Półkrwi. Wymyślone przezeń zaklęcie znów okazało się skuteczne.
Lorcan A. Gillis
Temat: Re: Piwnica Wto 17 Maj 2016, 21:04
Znacie to uczucie, gdy po całym dniu pracy macie ochotę na odpoczynek przy dobrej książce, za kompana mając fajkę i szklankę czegoś mocniejszego? Lorcan zna. A może należałoby powiedzieć znał, bowiem uczucie to uleciało, pogrążając się w nicości na widok srebrnej poświaty, która zawitała do jego pokoju. Patronus. W dodatku patronus od kogoś, kogo znał. Lorcan zmarszczył brwi po czym spokojnie zaznaczył w książce miejsce przy którym mu przeszkodzono. Była to relacja z jakiejś antycznej bitwy, niestety pisana starożytnym językiem, przez co czytanie jej było prawdziwą udręką. Sam nie wiedział czemu nie rzucił jej w diabły. Ciszę w pokoju przerwał głos Kennetha Wattsa, którego przelotnie znał z pracy w Ministerstwie. Lorcan miał co do tego złe przeczucia. Patronus był formą wiadomości dosyć rzadko używaną, zazwyczaj w chwili zagrożenia bądź bardzo pilnej potrzeby. Czyli innymi słowy, podczas ataku tych którzy stwarzali ostatnimi czasy najwięcej problemów. Auror słuchał z poważną miną wiadomości, coraz bardziej marszcząc brwi. Porwanie personelu Hogwartu było poważnym problemem. Czymś, czego być może należało się spodziewać. Lorcan nie chciał krytykować Ministerstwa, wydawało mu się jednak że pewne rzeczy należałoby potraktować nieco poważniej. Między jedną a drugą myślą jego ręce samoczynnie ubierały na ciało aurora czarny płaszcz. To stare, nieco podniszczone ubranie skutecznie służyło mu podczas niezliczonych akcji wykonywanych z ramienia ministerstwa. Znajdowały się w nim podręczne fiolki, zapasowa różdżka czy inne przydatne rzeczy. Nim opuścił swoje lokum, wyczarował własnego patronusa. Jego zadaniem było zaniesienie wiadomości do Dubledora. Lorcan czuł, że akurat ta osoba powinna dowiedzieć się o tym jak najszybciej. Choć to nie pierwsza akcja Śmierciożerców, to jednak coś w niej budziło niepokój Lorcana. Czuł że to może być tylko mała część czegoś większego. Gdy świetlista postać opuściła pokój, auror ruszył w jej ślady, teleportując się do Hogsmeade, w pobliże Wrzeszczącej Chaty. Nie zdążył zauważyć listu, który wpadł przez okno. Listu, który wzywał pomocy. Nie był na tyle głupi żeby aportować się tuż pod drzwiami tego przeklętego domu. Mógł tam czekać cały zastęp wrogów, a on nie bardzo miał ochotę walczyć z nimi wszystkimi. Przynajmniej nie naraz. Takie wyskoki bohaterstwa zostawiał innym. Tym którzy w poważaniu mieli jakiekolwiek poszanowanie własnego życia. Rozejrzał się dookoła, nie zobaczył jednak nikogo. Teraz zaczynało się najgorsze. Porwani uwięzieni byli w zamkniętym pomieszczeniu. Oznaczało to że jego polem bitwy będzie Wrzeszcząca Chata. Pełna korytarzy, pomieszczeń, w której jest mało miejsca i ciężko o skuteczne a przede wszystkim ciche poruszanie się. Silencio Vado. Zaklęcie wyciszające kroki. Zaklęcie Kameleona. Bezgłośnie, prawie że niewidoczny, ruszył do wejścia. Nie spieszył się, uważnie skanując okolicę i nasłuchując głosów czy też kroków. Nie był pewien ilu przeciwników może się tu znajdować, wiedział jednak że mają nad nim przewagę liczebną. On miał jednak inną przewagę. Nie trafili na zwykłego pracownika ministerstwa. Trafili na cwanego lisa, który bardzo dobrze wie co robić. Nim wszedł do środka, rzucił na siebie zaklęcie niewidzialności. 15 minut. Tyle czasu miał by zlokalizować zakładników i napastników, obmyślić plan i zrealizować go.
Mistrz Gry
Temat: Re: Piwnica Sro 18 Maj 2016, 01:31
*** Riaan - starając się sprawdzić, czy masz w kieszeni różdżkę dowiadujesz się, że jej nie masz. Nie mniej, tuż przy Twoich skrępowanych dłoniach wyczuwasz coś ostrego. Cienka, zardzewiała blacha. Czy to nie nadmiar szczęścia?
6-5 - sukcesywnie nacinasz swoje więzy, w kolejnej kolejce uda Ci się je uwolnić 4-3 - praca idzie Ci mozolnie, dopiero za dwie kolejki się uwolnisz 2 - nie potrafisz odnaleźć krańca blachy, dlatego uwolnienie się zajmie Ci trzy kolejki. 1 - boleśnie ranisz sobie ręce blachą, aż leje się krew.
Snape - pozostajesz nierozpoznany dla czającego się Lorcana oraz związanego Riaana. 6-4 - Twój cios powoduje bardzo obfity krwotok ze złamanego już nosa zakładnika, przez co ciężko mu się oddycha. 3-2 - Twój cios trafia w okolice oka. Miejsce puchnie i ogranicza pole widzenia lewego oka. 1 - Twój cios jedynie oszałamia lekko Gryfona, nie robiąc mu większych szkód.
Lorcan - Twoje wejście pozostaje niezauważone. Wszystkie zaklęcia są pomyślne. Jednak - czy uwaga skupiona na napastnikach nie przytępi zmysłu wzroku na tyle, aby dojrzeć wszystkie przeszkody? 6-5 - Przechodzisz gładko obok wszystkich przeszkód, przez co możesz spokojnie się rozejrzeć. 4-3 - uważaj! Mijając niestabilny wieszak nieomal powodujesz jego upadek. Wyższy z mężczyzn obrócił się przodem do Ciebie, ale po chwili stracił zainteresowanie ruchem. 2 - no i stało się! Wieszak spadł robiąc raban, a dwaj Śmierciożercy podskoczyli jak oparzeni. W akcie odruchu jeden z nich rzucił w Ciebie zaklęciem, ale udało Ci się go uniknąć. 1 - jak wyżej, jednak zaklęcie Cię uderza w łokieć. Moc czaru jaka Cię dotyka to 50%.
Ostatnio zmieniony przez Mistrzyni Sophie dnia Sro 18 Maj 2016, 02:28, w całości zmieniany 1 raz
Huncwot
Temat: Re: Piwnica Sro 18 Maj 2016, 01:31
The member 'Mistrzyni Sophie' has done the following action : Dices roll