IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Wieża Astronomiczna

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
Gość
avatar

Wieża Astronomiczna - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża Astronomiczna   Wieża Astronomiczna - Page 5 EmptyNie 08 Mar 2015, 22:54

Powiedzmy sobie szczerze – Dante nie wierzył w to, że jego stara poezja ponownie podbije serce Yenny, ale kto nie próbuje, ten po prostu nie wie. Krukon znalazł w sobie odwagę i wyrecytował głupoty, które wymyślał dla dziewczyny po pijaku. Cieszył się, kiedy odzyskał to wspomnienie. Wierszyki były tak nieracjonalne, tak idiotyczne, że aż były kwintesencją jego osoby. Shepard nigdy nie był ponurakiem, dziwnym bohaterem z opowieści o młodocianych przestępcach ani aseksualnym tworem. Był lekko świrniętym, pozytywnie zakręconym Krukonem, który miał kilka celów do zrealizowania w życiu. Po prostu. Panienka Cordiel była dla niego idealnym dopełnieniem, ponieważ z ich dwójki wykazywała się najlepszym zdrowym rozsądkiem, a także sprawiała, że Shepi stawał na głowie, aby ją jeszcze bardziej rozśmieszyć. A czego człowiek potrzebował w życiu, aby być szczęśliwym? Śmiechu. I nie pozwólcie sobie wmówić czegoś innego, bo to będzie nieprawda.
Ramiona Shepiego lekko drgały, zdradzając go, że cała sytuacja go bardzo bawiła. Wpatrywał się w zaczerwienioną na twarzy Yenny. Dokładnie przypominał sobie jej złość, kiedy przybył nieco podpity do Zakazanego Lasu. To był jego jedyny wybryk, bo nigdy później nie bawił się w zalewanie w trupa. Był zwyczajnym nastolatkiem, a nie alkoholikiem. Wtedy wypił tylko dlatego, aby „stać się śmielszy”. Jak się okazało, pokazał Yenny swoją „poetyczną” duszę. Sam Dante się tego nie spodziewał.
- Jak najbardziej. – Tego akurat nie zapomniał. On był wysoki, a ona bardzo niziutka. Pomimo podobieństwa charakteru, całkowicie nie zgrali się we wzroście. Shepardowi nigdy to nie przeszkadzało, co jednak pewnie dziewczynie. Zrobił jeden krok w jej stronę, aby znaleźć się jak najbliżej jej. Położył swoje ręce na jej biodrach, zgiął nogi w kolanach, aby dziewczę miało szansę złapać go za szyję, a kiedy to zrobiła, wyprostował nogi i chwycił ją w ramiona, zapewne już przestała dotykać stopami podłogi. Przytulił ją do siebie. Najpierw pocałował ją w nosek, a dopiero po tym przesunął wargami po jej ciepłych ustach. Myślicie, że był to koniec? Mylicie się. Dante zamknął oczy, wyraźnie speszony jej bliskością. Rozsunął jej usta czułym pocałunkiem, w którym było ukryte wiele emocji. Tęsknota mieszała się z miłością, miłość znalazła swoje miejsce obok przeprosin, przeprosiny obok nadziei, nadzieja obok zapewnienie, że postara się nie wpakować w inne kłopoty.
- A tak całkiem serio, serio, panno Cordiel. – Odstawił ją grzecznie, aby nie czuła dyskomfortu z powodu „unoszenia się w powietrzu”. Łypnął na nią uważnie. – Chciałabyś zrobić coś całkiem szalonego i jak to ująłem w swojej poezji… Żebyśmy mieli swoje wesele w Parnas? – Swoją drogą Dante nie wiedział co to było Parnas, ale to był taki mały szczegół, którym dzisiaj się nie zajmujemy. – Bo tak sobie pomyślałem, że jeśli mnie nie potraktujesz i buźki mi nie przekopiesz i że nawet dasz się pocałować, to taki śmiały będę, że… No… - Podrapał się nerwowo po policzku.
Gość
avatar

Wieża Astronomiczna - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża Astronomiczna   Wieża Astronomiczna - Page 5 EmptyNie 08 Mar 2015, 22:58

Zmrok zakradł się do zamku od tyłu i nagle narzucił na niego czarną płachtę. Długo było ciemno, aż w końcu pierwsza samotna gwiazda zapłonęła na horyzoncie. Hector uśmiechnął się, puszczając kamienny parapet. Korytarz był zasłany idealną czernią, gdy cicho otworzył drzwi.
Czuł się samotny w zamku, ogrom zimnych murów go przerażał, zupełnie inaczej, niż gdy uczył się tu zaledwie parę lat temu. Choć do dziś znał wszystkie ścieżki, jego stopy nie chciały ich odnajdywać, co chwilę uderzając o kant wystającej płytki lub postument posągu. Dopiero po chwili przywykł do ciemności, naprężone mięśnie rozluźniły się, a kończyny zaczęły poruszać o wiele pewniej. Gdy pchnął drzwi wiodące do wnętrza wieży, uderzyła w niego ściana chłodnego powietrza. Z radością wciągnął je w płuca, ciesząc się tym uczuciem.
Schody jak zwykle nie chciały się skończyć, ale podnosił na przemian prawą i lewą nogę, mechanicznie licząc każdy krok.
Wieczorny spacer na wieżę był jego codziennym rytuałem. Zwykle wybierał wschodnią, ale z astronomicznej lepiej było oglądać gwiazdy. Czasem był tu sam, czasem w zadumie wpatrywał się w dwa czerwone punkciki na końcach papierosów swojego i jeszcze jakiegoś Ślizgona czy Krukona. Bywało też tak, że słysząc szepty współczesnych Romea i Julii rozdzielonych przez rodziców jednego, hołdujących czystej krwi, cofał się taktownie i wybierał inne miejsce.
Chociaż czuł się, jakby dewastował Święta, pierwszą gwiazdkę wykorzystując do czegoś tak błahego jak wyznaczanie pory przerwy na papierosa, nie przeszkadzało mu to. Odkrył ten fakt dość niedawno, w duchu śmiejąc się ze stopnia swojej deprawacji. Jaki przykład dawał Luce? Dobrze, że nikt oprócz jego wewnętrznego Ślizgona nie wiedział.
Minął ostatni zakręt, widział już klapę prowadzącą na szczyt wieży, gdy usłyszał jakieś jęki. Zmarszczył brwi, zastanawiając się co za zwierzę musiało wydawać z siebie coś takiego. Znajomość fauny i floty stanowczo nie była jego mocną stroną. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że to nie piski rannego ssaka, a słowa zniekształcone przez wiatr, czy co tam innego.
Na jednym, ramieniu zmaterializował mu się Godryk Gryffindor, poważny i napuszony groził mu palcem, każąc spadać w podskokach. Na drugim zaś usiadł, nie wiedzieć czemu, Dumbledore, w swoich okularach połówkach. Ted drugi uśmiechał się tylko, przykładając palec do ust.
W tej sytuacji Hector mógł tylko zostać i podsłuchiwać. Nie sprzeciwi się przecież woli swojego przełożonego? Cóż z tego, że przełożony był wyimaginowany. Nie wszystko dobrze słyszał, ale doleciało go kilka zdań układających się w logiczną całość. ”O ku***, ale to byłaby jazda! Przespać chcę się z Tobą... Golnij sobie z buteleczki raz, niech Ci się w głowie zakręci obraz... Wnet zobaczysz to, co ukryte, ujrzysz to, co niezdobyte! nie chcesz... wziąć, tego ostatniego sobie pociągnąć... z pewnością mnie okiełzasz…”
Zaczerwienił się po czubki uszu słysząc coś takiego. Co to za aluzje do ssania i ujeżdżania. Pchnął klapę tak, mocno, że z hukiem uderzyła o podłogę. Nawet gdyby mógł znieść tak mierną “poezję”, dosadne aluzje do seksu i nawet nie zawoalowane propozycje na wieży obrzydziły go niemożliwie. Dobrze, że przyszedł teraz, bo gdyby zwlekał dłużej, mógłby natrafić na parę złączoną w miłosnym uścisku. Jak to połowa pary się wyraziła, O ku***, ale to byłaby jazda.
- Dobry wieczór państwu. - Rzucił, stając obok dzieciaków i zapalając papierosa. - Szlaban na miesiąc. - Warknął. Nie będą mu smarkacze kopulować tam, gdzie chodzi na spacery. - Oddzielnie.
Zmarszczył czoło i przyjrzał się dokładniej dziewczynie.
- Czy ja cię tu ostatnio nie widziałem z innym chłopakiem..? - Wysoki, dziwnie ubrany w wysokim kapeluszu. W duchy wyśmiewał jego ubiór i przedstawienie, które zrobił wtedy na wieży. Jakieś ognie, francuskie cytaty. Dobrze pamiętał.
- Co, jeden ci już nie wystarcza? - Obrzucił dziewczynę pełnym obrzydzenia spojrzeniem. Jakoś nie umiał tego nazwać postępem. Być moze się mylił, ale nawet jesli, nocne schadzki były zakazane. Tym bardziej takie, które kończyć się miały kopulacją.
Chiara di Scarno
Chiara di Scarno

Wieża Astronomiczna - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża Astronomiczna   Wieża Astronomiczna - Page 5 EmptyPią 12 Cze 2015, 12:38

Wciąż nie czuła się całkowicie dobrze, po pamiętnej lekcji transmutacji. Prawdę mówiąc, odczuwała bardziej psychiczny niż fizyczny dyskomfort, choć gdzieniegdzie dostrzec było można na jej bladej skórze fioletowe siniaki. Najbardziej dokuczała jej jednak ta nowoodkryta świadomość, że wobec właściwie każdego, kto zechce zrobić jej krzywdę, pozostaje bezbronna, nieprzygotowana na magiczne ataki w formie bezpośredniej. Tak mocno skupiona była na ochronie swoich myśli, swojej głowy, tak niesamowicie zafascynowana runami, znacznie potężniejszymi od zaklęć, ale wymagającymi przygotowania, czasu i spokoju, że zaniedbała to, co innym wydawało się najistotniejsze. W większości przypadków różdżka wydawała jej się jedynie niepozornym kawałkiem drewna, które może służyć do wielu przydatnych rzeczy, ale jego moce są bardzo mocno ograniczone. Od początku swojej magicznej edukacji skłaniała się ku tym naukom, które dawały jej poczucie odkrywania jakiejś tajemnicy, czegoś niezbadanego. Chciała być inna niż wszyscy, a może po prostu przyciągało ją to, co niejasne, zagadkowe i w dużej mierze ukryte, co właściwie stanowiłoby dobre wyjaśnienie jej fascynacji Rosierem.
Teraz jednak pogrążona była w lekturze tomu, który traktował o pojedynkach. Jednego z niewielu, jakie pozostały jeszcze w bibliotece, bo lekcja Diarmunda najwidoczniej stała się impulsem dla starszych uczniów do nieco intensywniejszej nauki. Treść wypożyczonego przez Chi tomiszcza w sporej mierze była nieaktualna, zwyczajnie przestarzała, a już na pewno nie interesująca. Bez większego zainteresowania przerzucała więc strony, choć ich treść pozostawała dla niej obca. Nie oszukiwała się, nie miała zielonego pojęcia na temat tego typu walki, nie znała dużej ilości zaklęć, nigdy jej to specjalnie nie interesowało. Myślami wciąż jednak powracała do ukrytej pod poduszką księgi, w której czekały na nią zapisane krwawym atramentem runy, jej przyjaciele, jej powiernicy. W takich warunkach trudno było dowiedzieć się czegokolwiek nowego, szybko więc zrezygnowała i odrzucając książkę, przeciągnęła się delikatnie, uważając na obolałe wciąż mięśnie. Spojrzała za okno na zmoczone intensywnymi deszczami błonia i przyłożyła policzek do lodowatej szyby. Coraz częściej nachodziła ją chęć, aby rozpłynąć się, zniknąć, wyparować. Nie umrzeć, bo bała się śmierci, ale w jakiś nieznany jej sposób uciec od wszystkich dręczących ją problemów i niepewności. Ale nie dało się tego zrobić, a przynajmniej nie w sposób, który byłby jej dostępny.
Miała nadzieję, że opustoszała po zajęciach wieża będzie sprzyjała jej planom, ale najwyraźniej przeszklone ściany stanowiły dobrą wymówkę dla wyślizgujących się spod kontroli myśli.
Vincent Pride
Vincent Pride

Wieża Astronomiczna - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża Astronomiczna   Wieża Astronomiczna - Page 5 EmptySob 13 Cze 2015, 00:55

STOP

Rzadko zdarza mu się kogoś śledzić, chyba, że ma ku temu istotny powód. Raczej preferuje szybkie konfrontacje lub konsekwentne obserwowanie z boku przy dowolnej okazji, która wynika z naturalnego, codziennego porządku. Od każdej reguły są jednak wyjątki i przypadek pewnej Włoszki wpisywał się w to.
Lekcja transmutacji była interesująca, owocna, ale tez dla co poniektórych bolesna i nieco wręcz upokarzająca - i tutaj właśnie snop światła pada na główną bohaterkę tego przedstawienia. Vincent pamiętał ją z obozu i musiał przyznać, że owe wspomnienia nie jawiły się szczególnie pozytywnie, szczególnie, że Krukonka wydawała się wtedy być tak blisko pewnego Ślizgona, któremu Pride najchętniej robiłby wiwisekcję przez cały tydzień, podtrzymując magicznie funkcje życiowe i przytomność umysłu. Od tamtej pory jednak coś się zmieniło i nie trzeba było być geniuszem, by to dostrzec, wystarczyło wiedzieć, gdzie patrzeć. Relacja słabła, a błękit jakby został stopniowo zastąpiony dobrze znanym odcieniem czerwieni, torującym sobie drogę konsekwentnie i bez względu na przeszkody czy rodzaj terenu, ujmując to bardzo kolokwialnie. Może i było to tylko wrażenie, ale chłopak nie mógł się oprzeć, że panienka di Scarno została odstawiona w kąt na rzecz Aristos, a jeśli wierzyć uczniom - psuło to bardzo długa i trwałą relację. Domysły domysłami, Vincent nie potrzebował stu procent pewności czy potwierdzenia na piśmie, by zająć się tym, co lubił - sianiem chaosu tam, gdzie go pożądał. Dlatego też cicho niczym kot wspiął się na wieżę astronomiczną, gdzie kilka minut temu podążyła Chiara. Odczekał, by uniknąć niepotrzebnych podejrzeń, szczególnie, że oboje nie żywili do siebie miłości bliźniego. Dopiero wtedy pozwolił sobie bez większego szmeru zakłócić samotnię Krukonki swoją obecnością, przyglądając się jeszcze ukradkiem treści czytanej przez nią księgi. Widocznie zabolała przegrana z lekcji i zakłuła determinacja, by następnym razem nie ulec z taką łatwością. Uśmiech przemknął po jego twarzy i ciężko było orzec czy oznaczał rozbawienie, czy też litość. Nie ważne, gdyż w następnej sekundzie już był neutralnym, szelmowskim uniesieniem kącików, który więcej ukrywał niż odsłaniał.
- Z tą książką możesz co najwyżej rywalizować z trzecioklasistami, bo przy następnej lekcji i tak zostanie z Ciebie naleśnik. - przemówił, stojąc za jej plecami, jednakże nie zamierzał pozostać tam dłużej niż to konieczne, nie zależało mu też na upiornym efekcie czy obrazie obserwatora. Był nim obecnie, ale ta informacja należała tylko do niego.
Przeszedł kilka kroków, by stanąć przed Włoszką, z dłonią na pasie torby. Wiedział, że pozwalanie ciszy rozbrzmiewać zbyt długo komplikuje plany, więc przechylił lekko głowę, rozglądając się jednocześnie dookoła.
- Liczyłem najwyraźniej na to samo, co ty, przychodząc tu, by się podszkolić. Nie zamierzałem przeszkadzać, acz będę wdzięczny jeśli przypomnisz mi swoje imię. "Była luba Rosiera" brzmi tak niekulturalnie, a wolałbym ograniczyć liczbę wrogów do minimum.
Jego głos ani drgnął, zakłócony rozbawieniem czy stresem, którego zresztą nie odczuwał. Wręcz przeciwnie, był swobodny, a nawet łagodny, ale nie do przesady. Co za dużo to nie zdrowo, a podejrzenia były zbędne. Preferował raczej język ciała i dźwięk głosu oznajmiające drugiej osobie, że przybywa w pokoju.
Chiara di Scarno
Chiara di Scarno

Wieża Astronomiczna - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża Astronomiczna   Wieża Astronomiczna - Page 5 EmptySob 13 Cze 2015, 11:42

Vincent mylił się w swoich przypuszczeniach, a przynajmniej nie dostrzegał tego, co było najistotniejsze. Nie znał Chiary, nie znał jej jak na razie i nic w tym dziwnego, bo miał okazję widzieć ją zaledwie kilka razy i to przeważnie w niezbyt sprzyjających okolicznościach. Z jakichś jednak powodów zainteresowała go, może uznał ją za potencjalnego sprzymierzeńca, może po prostu chciał uprzykrzyć życie tym, którzy go mierzili. Manipulowanie Chi nie było jednak tak łatwą sprawą; była nieprzewidywalna, trudno było ją zrozumieć, miała skłonności do przekorności, a nade wszystko w tym momencie swojego życia przedstawiała sobą obraz większego chaosu niż kiedykolwiek. Vincent tego nie wiedział albo zwyczajnie lubił wyzwania, mogło być oczywiście również tak, że nie zważał na potencjalne trudności, bo cel, jaki sobie umyślił, był wart ponoszenia różnorakich kosztów. Przede wszystkim zaś czasu, bo czymś niełatwym było pozyskanie choć cienia zaufania ze strony di Scarno.
Krukonka, słysząc głos ze swoimi plecami, gwałtownie oderwała policzek od szyby, wyprostowała się i odwróciła, muskając końcówkami długich, czarnych włosów twarz nieoczekiwanego przybysza. Źrenice jej piwnych oczu zwęziły się delikatnie, kiedy rozpoznała tożsamość natręta. Dobrze wiedziała, kim jest. Pamiętała go przecież z obozu, na skórze odczuła skutki jego „porwania” Aristos. Nie przepadała za nim, choć go nie znała. Sugerowała się oczywiście tym, co czuł w stosunku do niego Rosier, a nie było to bynajmniej nic dobrego. Nie miała pojęcia, dlaczego się do niej odezwał, dlaczego nie zostawił jej w spokoju, zdając sobie sprawę, że nie ma czego u niej szukać. Z drugiej strony nie czuła się zagrożona, nie wyglądał jak ktoś, kto mógłby chcieć ją skrzywdzić. Ani jego ruchy, ani słowa na to nie wskazywały. Chiara, jak większość dzieci z domów, w których panowała przemoc, potrafiła doskonale rozpoznawać mowę ciała i w tym przypadku, nie dostrzegała niczego niepokojącego.
Pierwsze słowa, jakie padły z ust Ślizgona, rozbawiły ją. Naprawdę? Chciał niezobowiązującej pogawędki, wymiany kilku zdań bez znaczenia i rozstania się w poczuciu, że może lepiej, jeśli zamiast być sobie wrogami, pozostaną zwyczajnie obcy?
- Uwierz mi, gdybym miała wybór, na pewno bym jej nie wypożyczyła. – odparła swobodnie. Skoro miał tego rodzaju potrzebę, nie zamierzała z tym walczyć. Vincent miał rację co do urażonej dumy, ale mylił się w czymś innym. Chiara nigdy nie spodziewała się, że może wygrać ten pojedynek. Można było jej zarzucić wiele rzeczy, można było znaleźć w niej wiele wad i niedoskonałości, ale nie była ślepa i doskonale wiedziała na co ją stać. Wobec samej siebie była nawet surowsza niż wobec kogokolwiek, co zresztą znajdowało odbicie w jej charakterze, w jej stylu bycia.
Nie dodała już nic więcej, spoglądając na niego wyczekująco, aczkolwiek z pewną obojętnością graniczącą ze znudzeniem. Nie wyglądał jak ktoś, kto ma zamiar zaraz się wycofać, więc miała nadzieję, że niedługo wyrzuci z siebie to, co tak naprawdę go tutaj trzymało. I miała rację. Jego kolejna wypowiedź sprawiła, że przez jej twarz przemknął krótki cień niechęci. Zdawała sobie sprawę, do czego Vincent nawiązuje. Nie podobało jej się to, że właściwie sama nie wie na czym stoi i że w dużej mierze wynika to z jej własnego zachowania. Nie uważała zresztą za stosowne rozmawiać z Rosierem z kimś, z kim w jawny sposób się nie dogadywał.
- Chiara. – przedstawiła się krótko, wbijając w chłopaka przenikliwe spojrzenie ciemnych oczu. Nie wiedziała, czego on właściwie od niej oczekiwał. Że zacznie wypytywać go o szczegóły, że tocząc pianę z ust wypadnie z wieży z chęcią zamordowania Rosiera lub Ari? Nie mogła tego zrobić, nie posiadawszy dowodów. Nie zrobiłaby tego nawet w innych okolicznościach, bo nie leżało to jej charakterze. Oczywiście, miała narzędzia, żeby utrudnić im życie. W pojedynkach była beznadziejna, ale w przypadku zemsty, nie trzeba było działać tak otwarcie.
Nade wszystko jednak nie chciałaby w to uwierzyć, nie mogłaby, nie mogła teraz przynajmniej, nie, kiedy taksowało ją spojrzenie Vincenta, niczym sępa krążącego nad padliną. W całym jej pieprzonym życiu żaden mężczyzna nie traktował jej dobrze. Żaden tak naprawdę nie dostrzegał błyskotliwej inteligencji, pewnej wrażliwości i pokaleczonej duszy za pięknym ciałem, którym potrafiła się z taką sprawnością posługiwać. Miała pecha albo nie potrafiła wybierać. Nic więc dziwnego, że wycofała się, że nie okazywała żadnych uczuć, bynajmniej nie dlatego, że ich nie miała, po prostu bojąc się, że zostaną one wykorzystane przeciwko niej. Rosier zaś, nawet jeśli nie był ucieleśnieniem marzeń malej dziewczynki o księciu na białym rumaku, nie stosował wobec niej przemocy, wydawał się zainteresowany jej osobą w stopniu wykraczającym poza fizyczność i momentami miała nawet wrażenie, że mu na niej zależy, na jej bezpieczeństwie. Może sobie to wmówiła, może usprawiedliwiała swoje własne uczucia w stosunku do niego – to nie było istotne. Liczyło się nie to, jak było naprawdę, tylko jak czuła ona.
- Uwierz mi, ja też nie potrzebuję dodatkowych wrogów i nie zamierzałam Cię do nich zaliczać. – uciekła od tematu, ale w sposób widoczny zasiał w niej ziarno niepewności. Jakże mogłoby być inaczej? - Aristos nie jest moją przyjaciółką.
Vincent Pride
Vincent Pride

Wieża Astronomiczna - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża Astronomiczna   Wieża Astronomiczna - Page 5 EmptySob 13 Cze 2015, 12:36

Początek tej nieplanowanej skrupulatnie rozmowy był dobry, by nie rzec, że spełniał oczekiwania Vincenta. Żadnej wrogości, ataków czy najzwyczajniejszego w świecie zamknięcia księgi i zostawienie Ślizgona samego sobie - co nawiasem mówiąc brał za jedną z bardziej prawdopodobnych opcji. Nie, po prostu podchwyciła rozmowę i nawet jeśli odczuwała w stosunku do Pride'a pogardę czy niechęć to nie przeszkadzało jej to w udzielaniu odpowiedzi na jego pytania, czy też nawet komentowaniu pewnych dosyć uszczypliwych uwag.
- Cóż, wierzę ci na słowo, bo nikt z faktyczną motywacją do nauki nie wziąłby tego tomiszcza w innym celu jak podstawka pod herbatę. - pozwolił sobie na krzywy, acz sympatyczny uśmiech. Chiara już na początku sprawiała wrażenie osoby zamkniętej w sobie, a przynajmniej zdystansowanej do otoczenia, więc nie zakładał szybkiego zdobywania zaufania. Ba, nawet mu na tym tak specjalnie nie zależało, chciał po prostu zasiać w niej ziarno niepewności, które stopniowo zacznie kiełkować i odwracać sympatię Krukonki z daleka od pewnego uciążliwego duetu. Z tego co słyszał był bardzo dobra w runach, a sam ten fakt brzmiał interesująco. Sam nigdy nie miał do tego talentu, więc porzucił naukę tego przedmiotu, aczkolwiek chociaż neutralne stosunki z jakimś ekspertem były w cenie. Szczególnie z takimi koligacjami. Nie potrzebował dowodów, najmniejszych plotek, wystarczył mu okruch jakiegokolwiek spojrzenia czy gestu między dwójką delikwentów - szczególnie, że wcale by się nie zdziwił, gdyby jego (być może) kłamstewka okazały się prawdą. Ba, chyba najmniej byłby zdziwiony, znając charakter Aristos i mając okazję już od kilku ładnych lat znać Rosiera. Od przyjaźni to zawsze było tak daleko, jak tylko możliwe, ale wystarczyło, do zarysów charakterów. Szczególnie, że jeśli wierzyć plotkarzom(a w każdej bajce jest ziarno prawdy) Lacroix nie lubiła tkwić zbyt długo w jednym miejscu. Irlandczyk był kilka chwil i tyle z tego, być może schadzka z prefektem Krukonów, a teraz Rosier, który miał wcześniej relację z kimś innym? Nigdy nie mów "nigdy", szczególnie, gdy coś brzmi prawdopodobnie. Ale nie ważne, nie chodziło o szukanie prawdy, ta zbytnio nie interesowała Ślizgona. Chodziło o zamęt, chaos i jeśli Chiara dusiła go też w sobie to tym lepiej. W najlepszym wypadku pomoże go odpowiednio ukierunkować. Jeśli się nie uda - trudno, przynajmniej się pobawi. Miał czas, siły, chęci i wystarczająco rozbudowaną wyobraźnię.
W reakcji na ostatnie zdanie dziewczyny na moment pochylił głowę, ukazując szerszy uśmiech, w którym czaiła się... rezygnacja? Tak, rezygnacja zmieszana z czymś na kształt ulgi. Pokręcił głową, po czym znowu spojrzał na towarzyszkę rozmowy.
- Musze powiedzieć, że mi ulżyło i bynajmniej nie dlatego, że nie łączy mnie z nią nic pozytywnego. Raczej szkoda by mi było, aby ktoś taki jak ty dał się opleść spiralą tego... drutu kolczastego. Szczególnie, że Aristos już ma swoją historię z Rosierem, a ona nie należy do osób sentymentalnych i prawych. Niby kto z nas należy, ale niektórzy niszczą od środka, tutaj. - dotknął palcem swojej skroni, po czym pozwolił sobie podejść bliżej, by usiąść niedaleko. - Nie zrozum mnie źle, nie dbam o ciebie szczególnie, w końcu nie znamy się, a nasze spotkanie nie zaliczało się do najlepszych. Po prostu słyszałem, że inteligentna i sprytna z ciebie dziewczyna, a po prostu sobie takich ludzi cenię. Nie lubię marnujących się talentów.
Przerwał na chwilę, by podwinąć rękawy koszuli i oprzeć plecy wygodnie o ścianę. Dopiero po kilku sekundach milczenia dodał jeszcze z lekkim westchnieniem, ponownie spoglądając na Krukonkę.
- Po prostu nawet ja mam jakieś zasady, których ona nie ma. Co z tym zrobisz - twoja sprawa. Nie oczekuję zaufania czy awantur, właściwie wręcz przeciwnie. Jak mówiłem, żal mi tylko wartościowych ludzi. Przynajmniej wartościowych na pierwszy rzut oka.
Chiara di Scarno
Chiara di Scarno

Wieża Astronomiczna - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża Astronomiczna   Wieża Astronomiczna - Page 5 EmptySob 13 Cze 2015, 13:14

Cóż, Chiara nie należała do osób, które zachowują się irracjonalnie bez potrzeby i powodów. Właściwie była zdania, że ma podstawy uważać się za personę kierującą się raczej rozsądkiem, a nie emocjami i w większości przypadków podejmującą decyzje logiczne i umotywowane konstruktywnie. Nie widziała powodów aby uciekać od rozmowy z Vincentem, nie wydawało jej się także właściwe nastrajanie jej przeciwko sobie. Miała dość problemów, nie potrzebowała zastanawiać się, czy to aby nie ona zostanie jego kolejną ofiarą, a przecież widziała na co go stać. Nie kierowała się przy tym, jak by można podejrzewać, strachem. Bardziej… chciała mieć święty spokój. Poza tym w pewnym sensie zaczynało jej brakować ludzi. Runy były wdzięcznymi towarzyszami, ale brakowało im wielu cech, które sprawiały, że homo sapiens pozostawały przez tysiąclecia gatunkiem stadnym i nie potrafiły radzić sobie z przedłużającą się samotnością.
- Ostatnie zajęcia najwyraźniej przeszły szerokim echem pośród uczniowskiej braci i niczego sensowniejszego nie dało się znaleźć. Powoli nadchodzi jednak sezon palenia w kominkach. – skomentowała, pozwalając sobie nawet na delikatny uśmiech. Powszechnie było wiadomo, że nie jest zbyt wymagającym przeciwnikiem w tych dziedzinach magii, w których podstawę stanowi różdżka. Nie było natomiast w szkole ucznia, może nawet osoby, która mogłaby równać się z nią w posługiwaniu się runami. Nie chwaliła się tym, nie nadużywała swoich umiejętności, ale do pewnego stopnia zdawano sobie z nich sprawę. Choćby dlatego, że jej nadgarstek od czasu obozu zdobił kościany amulet z dziwnym wzorem, a ponad nim błyszczała świeża, podłużna blizna.
Nie wiedziała, czy podoba jej się temat, na który zeszła ta rozmowa. Nie przepadała za Aristos, tak jak nie przepadałaby za żadną inną dziewczyną, która miałaby jakiekolwiek powiązania z Rosierem. Wydawało jej się to jasne, oczywiste i całkiem zrozumiałe. Nie znała jej jednak zbyt dobrze, przez moment uważała za ciekawą, może precyzyjniej nie ją, lecz jej przypadek, nie czuła jednak ani potrzeby, ani chęci pogłębiania tej znajomości. Miała wrażenie, że byłaby ona pełna fałszu, choć być może w innym uniwersum mogłyby się nawet zaprzyjaźnić.
Słuchała jego wypowiedzi i znowu poczuła rosnące rozbawienie. Nie miała pojęcia dlaczego Vincent posłużył się tego rodzaju zabiegiem, aby ją sobie zjednać. Przecież nie oczekiwał chyba, że będzie na tyle głupia, że zacznie ganiać po szkole za Ari, próbując ją przekląć. Były na to oczywiście mniej idiotyczne sposoby, bynajmniej nie widziała jednak powodów, aby po nie sięgać. Nade wszystko zaś nie czuła do tej Gryfonki nienawiści, raczej rezerwę.
- Do czego zmierzasz? – zapytała tonem, w którym pobrzmiewał śmiech i odgarnęła z twarzy niesforne kosmyki, które sugerowały, że tego dnia nie zawracała sobie głowy fryzurą. – Nigdy nie próbowałyśmy się zaprzyjaźnić i nie wygląda na to, aby miało się cokolwiek w tej kwestii zmienić. Nie musisz mnie do tego przekonywać, żadna z nas nie jest chyba do tego specjalnie chętna. – dodała spokojnie, przykładając rękę do zimnej szyby i przyglądając się z pobieżnym zainteresowaniem jednemu z siniaków.
- Nawet mnie nie znasz. – dodała po krótkiej chwili, spoglądając na niego z powagą i badawczo. Nie mogła nie przyznać, choćby sama przed sobą, że jego komplementy jej pochlebiają. Dobrze wiedziała, że są tylko narzędziem, ale nie mogła mu odmówić skuteczności. Ostatecznie była przecież jedynie nastolatką, jakkolwiek świadomą wielu rzeczy i doświadczoną.
Vincent Pride
Vincent Pride

Wieża Astronomiczna - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża Astronomiczna   Wieża Astronomiczna - Page 5 EmptyPią 17 Lip 2015, 17:12

Chiara nie oburzała się, prychała, patrzyła na niego z pogardą, deklarowała swego braku wiary w jego słowa. Nie groziła też, co przyjął z wielkim optymizmem, skrywanym pod maską cały czas tej samej uprzejmości, połączonej z charakterystycznym błyskiem w oczach. W sumie czego się spodziewał, przecież nie rozmawiał z Aristos, która podczas pamiętnego, pierwszego spotkania w Hogwarcie najwyraźniej zapomniała kim jest, a przede wszystkim - kim on jest. Nic dziwnego, że obie panny nie zamierzały się bliżej zapoznawać niż to konieczne, stanowiły raczej swoje przeciwieństwa. Możliwe, że to był właśnie powód, dla którego zdołał teraz odczuć lekkie ukłucie sympatii, skierowanej do Krukonki, która reprezentowała opanowanie, przemyślane działanie, ale tez otwartość na nowe informacje. Czyżby przyzwyczajenie nabyte podczas nieskończonych godzin spędzonych nad runami? Kto wie, grunt, że Vincent najprawdopodobniej będzie w stanie nad tym zapanować w stopniu wystarczającym, by go usatysfakcjonować. Włoszka pokusiła się nawet o drobne humorystyczne akcenty w ich rozmowie co mozolnie, acz konsekwentnie korygowało jego wspomnienia z ich ostatniego spotkania, gdzie wydawała się być staruszką w ciele nastolatki, chłodną jak góra lodowa odpowiedzialna za katastrofę Titanica. Lubił te momenty, gdy inni go zaskakiwali i odkrywali przed nim szerszą gamę cech charakteru. Dlatego też postanowił bliżej poznać panienkę di Scarno. Przyjaźń nie wchodziła w grę, zresztą na co to komu? Ale dobra znajomość, luźne koligacje o zabarwieniu pozytywnym jak najbardziej go zadowolą.
- Nie zamierzałem cię do tego przekonywać, raczej posłużyć dobrą radą z nastawieniem, że zrobisz z nią co tylko będziesz chciała. Oboje mamy własny rozum, a inteligentni ludzie wiedzą jak walczyć o najlepsze przetrwanie. Najzwyczajniej w świecie cieszę się, że twoje plany nie obejmowały bliższej znajomości z Lacroix.
Uśmiechnął się nieco szerzej w ten niewinny i szczerze sympatyczny sposób, w obecnej chwili ciesząc się, że oczy i tak robiły swoje w roli zwierciadła duszy. Prezencja niewiniątka w przypadku rozmowy z osobą mającą doświadczenie z Pride'em w akcji byłoby co najmniej idiotyczne.
- Owszem, mam w tym jakiś interes, gdyż i jedno, i drugie traktuję jak zbędny twór natury rzędu komara, którego najchętniej by się rozgniotło, zostawiając krwawą plamę. Wystarczy mi jednak do szczęścia, by moja urokliwa kuzynka nie dała rady wykorzystać wartościowych ludzi, by została sam na sam z tym, co wybrała - i co wybrało ją.
Półprawda brzmiąca na prawdę stuprocentową była najlepsza. Owszem, miał zamiar odciąć Aristos od jak największej ilości wartościowych i utalentowanych osób, ale krwawą plamę w miarę możliwości również przewidywał w programie. Tego Chiara nie musiała wiedzieć, zresztą jego cierpliwość pozwalała mi czekać z tym punktem tak długo, by Krukonka straciła większe zainteresowanie cała sprawą. Kto wie, może przy okazji podszkoli go w runach? Z tego co czytał potrafiły być całkiem przydatne, a wiedzy nigdy za dużo. Czasami żałował, że nie trafił do Ravenclaw, więcej pola do manewru.
- Masz rację, nie znam cię. - odpowiedział po chwili milczenia. Spojrzenie miał utkwione w uczennicy, nieruchomo badając każdy centymetr, a nawet milimetr jej twarz, szyi i klatki piersiowej - bynajmniej nie w celu podziwiania walorów estetycznych, a kontroli oddechów i ruchów mięśni. Mogło się mieć wrażenie, że Ślizgon prawie nie mruga. - Za to chętnie poznam, prawdę mówiąc. Wrogowie nikomu niepotrzebni, jak już stwierdziliśmy, a przyznam się, że imponuje mi twoja znajomość run. Może zawarlibyśmy mały układ na wstęp(mam nadzieję) dobrej znajomości? Lekcje pojedynków za korepetycje z run? A raczej naukę run, bo wstyd się przyznać, ale moja wiedza jest na żałośnie niskim poziomie.
Z lekkim zakłopotaniem wzruszył ramionami, by następnie odgarnąć grzywkę z oczu. Był ciekaw odpowiedzi Chiary.
Chiara di Scarno
Chiara di Scarno

Wieża Astronomiczna - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża Astronomiczna   Wieża Astronomiczna - Page 5 EmptyPią 17 Lip 2015, 22:19

Nie tkwili w błędzie Ci, którzy uważali, że jest nazbyt poważna, nazbyt dojrzała, nazbyt opanowana, jak na swój wiek. Była właśnie taka i, cóż, miała po temu powody. Mylne było jednak przeświadczenie, że jest mentalnie zasuszoną staruszką. Prawdę powiedziawszy było jej do tego daleko, podobnie jak do góry lodowej. Zwyczajnie rzadko to po sobie pokazywała, ale starannie skonstruowany pancerz powoli zaczynał ją uwierać. Nie prychała, nie zachowywała się jak bezradne dziewczątko, które nie wie, co ze sobą zrobić, bo się taką istotką nie czuła. Chociaż nie należała do czołówki Hogwartu, jeśli chodzi o pojedynki, potrafiła się bronić i miała spore zasoby pewności siebie, z której umiała należycie korzystać.
O Chiarze krążyło zdecydowanie zbyt wiele nietrafnych plotek i mocno w swoich ocenach mógłby się pomylić każdy, kto zbyt naiwnie by się nimi kierował.
Spotkanie z Vincentem, a precyzyjniej: ta rozmowa, którą zainicjował, było dla niej pewnym zaskoczeniem. Nie ufała Pride'owi. Nie zamierzała popełniać tego błędu w najbliższej przyszłości, ale nie było w tym znowu nic takiego niecodziennego, bo mało kogo darzyła zaufaniem, a w przypadku tego chłopaka miała powody zachowywać większą rezerwę niż zwykle. Z drugiej jednak strony, niechęć Rosiera nie była wystarczającym powodem, aby traktować Vincenta opryskliwie czy wrogo. Czyż Evan także nie utrzymywał bliższych relacji z osobami, co do których ona miała wiele zastrzeżeń? Nie, nie sądziła, aby mądrym pomysłem było uleganie kolejnemu mężczyźnie i dobrowolne oddawanie w jego ręce władzy nad sobą.
- Mówiąc i jedno, i drugie, masz na myśli Aristos i Evana, jak mniemam? – zapytała, właściwie rozbawiona odrobinę tą sytuacją. Rozumiała nienawiści, która wypełniała żyły gorącą lawą i spalała od środka. To uczucie żywiła do ojca i z pełną świadomością pozwalała mu wypaczać się od wielu wielu lat. Zawsze jednak bawiły ją osoby, które pozwalały żądzy zemsty czy zniszczenia komuś życia, przejmować kontrolę nad swoimi czynami. Była jednak nietypowa, jej umysł działał inaczej na wielu płaszczyznach, co zresztą objawiało się choćby w jej zainteresowaniach, tak sprzecznych z tymi, które przejawiała większość populacji.
- Jeśli interesuje Cię odseparowanie jej od jak największej liczby osób, o mnie nie musisz się martwić. Jak powiedziałam, nie przewiduję pomiędzy nami bliższej znajomości. Z drugiej strony dziewczyna niczym mi nie zawiniła i lepiej, żeby tak pozostało. – nie wiedziała, o co do chodzi do końca z tym „została z tym, co wybrała i co wybrało ją”, ale nie zapytała. Nauczyła się, że pytania zadawane ludziom i znacznie lepiej pytać książki. Albo runy, skoro już o tym mowa. Runy, w ostatnim czasie, nauczyły ją więcej niż nauczyciele przez siedem długich lat. Nie interesowało jej specjalnie to, co Vincent ma zamiar zrobić z Aristos. Tak długo, jak nie oczekiwał od niej pomocy (bo niby na jakiej podstawie), mógł planować sobie cokolwiek tylko zechciał. Zrobiła dla tej dziewczyny zbyt wiele na obozie i jakoś nigdy nie doczekała się żadnego dziękuję. Poza tym, jej bliskie stosunki z Rosierem w sposób naturalny wzbudzały jej czujność i niechęć. Nie zamierzała jej bronić własną piersią, wykluczone. Ta może nie była zbyt obfita, ale całkiem nieźle się sprawowała, jak do tej pory.
Propozycja Vincenta zdziwiła ją, choć po chwili zastanowienia doszła do wniosku, że właściwie jest całkiem rozsądnym posunięciem z jego strony. Mógł sądzić, że zdobywając jej sympatię i przebywając z nią więcej, dowie się czegoś przydatnego o Evanie. Prawdę mówiąc pokaz umiejętności Pride'a, którego świadkiem była na obozie, z jednej strony stanowił o wzmożonej czujności Chiary i sporej rezerwie, w stosunku do jego osoby, z drugiej zaś przekonywał, że chłopak faktycznie mógłby sporo ją nauczyć. Oczywiście stosowną prośbę wystosowała już do Evana, który jednak nie pofatygował się jej odpowiedzieć. Irytowało ją to. Nie była osobą, której łatwo było przyznawać się do porażki czy braków. Zrobiła to i została właściwie zignorowana. Była tylko jedna rzecz, której nie cierpiała bardziej niż proszenia o pomoc: robienia tego ponownie. Można więc było przyjąć, że Vincent spadał jej z nieba. Sam oferował się, że zrobi coś, na co jej chłopak widocznie nie miał czasu lub ochoty. Czy nie byłoby to jednak zbyt pochopne z jej strony? Jej dystans w stosunku do tego Ślizgona miał przecież podstawy. Nie miała także wątpliwości, że Evanowi taki obrót spraw, wcale by się nie spodobał. Przez głowę przemknęła jej oczywiście zgryźliwa myśl, że ta decyzja byłaby prosta, gdyby to on postanowił jej pomóc z pojedynkami, ale odepchnęła ją od siebie.
- W Durmstrangu chyba też traktują tę wiedzę po maceszemu? – zapytała pogardliwie, oczywiście względem systemu nauczania, a nie niewiedzy Vincenta, choć ta sama w sobie też nie była powodem do dumy. Dotykała jednak takie rzesze osób, że chyba nikt się już tego nie wstydził.
- A więc chcesz pozytywnej relacji ze mną. – dodała po chwili, uśmiechając się delikatnie, splatając przedramiona i przechylając głowę. - W takim razie zasługujesz na szczerą odpowiedź. Nie ufam Ci, nie po tym, czego byłam świadkiem. Prawdę mówiąc, byłeś wtedy dość przerażający. Oczywiście to świadczy także o Twoich umiejętnościach, których choćby ułamek bardzo by mi się przydał. – zagryzła wargi i przetarła szczupłymi palcami ciemną brew.
- Daj mi czas do namysłu.
Vincent Pride
Vincent Pride

Wieża Astronomiczna - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża Astronomiczna   Wieża Astronomiczna - Page 5 EmptyNie 26 Lip 2015, 16:26

Odpowiedział skinieniem na pytanie precyzujące, które wyszło od Chiary, nie odzywając się za to, nie pozwalając też na zmianę wyrazu twarzy. Mimo wszystko di Scarno myliła się co do niego, och, tak bardzo się myliła. Nienawiść? Żądza zemsty może jeszcze, ale nienawiścią by tego nie nazwał. Pogardą prędzej, a odwetu chciał tylko dla własnej satysfakcji. Ani jedno, ani drugie nie znaczyło dla niego więcej od chwastu między płytkami chodnika i nie zamierzał sobie zaśmiecać myśli czymś tak kuriozalnym jak nienawiść do bytów niższego rzędu. O nie, tutaj chodziło o rozrywkę, ewentualne polepszenie samopoczucia, które pozwoliłoby na wyrównanie rachunków. Jeśli się nie uda - cóż zrobić, zdarza się. Świat Pride'a nie zawali się od tego, to nawet nie było na jego liście życiowych priorytetów. Był cierpliwy, konsekwentny i owszem, nie lubił, gdy jego plany nie wchodziły w życie, ale był w stanie z tym żyć. Nie zamierzał jednak wyprowadzać Krukonki z błędu, wolał kreować się na żądnego odwetu młodzika, którego łatwo podejść, gdyż tak był zaślepiony. To znacznie ułatwiało sprawę w późniejszym czasie.
- Rozumiem, i przyznam szczerze, że cieszą mnie twoje słowa. - odparł z tym samym lekkim uśmiechem i zupełnym rozluźnieniem mięśni, pokazując całą swoja postawą, że czuje się swobodnie, a tym samym Chiara nie ma powodów do jakichkolwiek obaw. Żadnego spięcia, drżenia, błysków w oczach, zwiastujących atak z ukrycia. - Jeszcze. Ja również mam nadzieję, że taki stan rzeczy pozostanie, choć przeczucie i znajomość jej jakże skromnej osoby każe mi spodziewać się tego obrotu spraw, przed którym cię ostrzegłem. Nie zamierzam cię sprawdzać, wręcz odsunę się potem jeśli będziesz tego chciała, nie mam zamiaru skupiać się aż tak na tym ostrzeżeniu. Moja dobra wola, twoja dobra wola, jesteśmy już dorośli na tyle, prawda?
Uśmiechnął się nieco szerzej, pozwalając Krukonce na swobodne rozważanie jego propozycji. Sam fakt, że nie zaprzeczyła na wstępie wziął za bardzo dobry omen. Nie poszła do Rosiera? A może on się nie zgodził? Czyżby faktycznie był zbyt zajęty słodką Aristos? No już, spokojnie, trzeba opanować tysiące scenariuszy na minutę, Vincent wolał uniknąć sytuacji w której sam stanie się ofiarą swej własnej prawdy. Nie trudno wmówić własnemu umysłowi, że znaki, których nie ma faktycznie migają przed oczami, a on zamierzał w takich kwestiach wyjątkowo twardo stąpać po ziemi. Będzie co ma być, a entuzjazm z trafnego przewidzenia przyszłości wyładuje najwyżej w towarzystwie Porunn i kuzyna, w końcu to właśnie jedna z tych okazji, które należy celebrować i to na bogato.
- Fakt, nie zachęcają specjalnie do większego skupienia na tych lekcjach, przez co znaczna większość uczniów zostaje w obrębie zaklęć, eliksirów czy transmutacji. Mimo wszystko intrygują mnie te symbole, zasady na jakich działają. Mistrzem nigdy nie będę, ale nie zaszkodzi dokształcić się w tym temacie - grunt to wszechstronność. - strzelił palcami, po czym kontynuował: - Skoro już mam bonusowy rok w szkole to należałoby go jak najlepiej wykorzystać.
Jej kolejne słowa połechtały ego Ślizgona, nie mógł zaprzeczyć. Nie spodziewał się niczego innego i cieszył się, że Chiara nie zawiodła jego oczekiwań. Nie przeszło mu nawet przez myśl, że już na wstępie zyskałby sobie jej sympatię czy zaufanie, tylko dzięki głupiej, acz cywilizowanej rozmowie.
- Oczywiście. Nie oczekuję zaufania, przyznam, że ja również ci nie ufam - acz pochlebiasz mi, jestem wzruszony twoim komplementem. - zaśmiał się krótko, acz szczerze. W takich momentach, zazwyczaj gdyby nie treść wypowiedzi, nikt by nie uwierzył, że ten chłopak ma takie a nie inne zainteresowania, które na dodatek wciela w życie. - Przyjaźń też nie jest moim celem, najzwyczajniej nie chcę mieć w tobie wroga, panienko di Scarno. Jak mówiłem, lubię towarzystwo ciekawych ludzi, cenię ich sobie na swój szczególny sposób. To wszystko. Daj mi odpowiedź kiedy będziesz chciała, będę cierpliwie czekał. Do tego czasu być może zaopatrzę się w bibliotece w jakieś książki na temat run, by przypomnieć sobie podstawy podstaw. Polecasz jakieś pozycje?
Chiara di Scarno
Chiara di Scarno

Wieża Astronomiczna - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża Astronomiczna   Wieża Astronomiczna - Page 5 EmptyPią 18 Wrz 2015, 11:35

W gruncie rzeczy Chiara nie wydawała się w najmniejszym stopniu zainteresowana tym, co właściwie czuje Vincent w stosunku do Aristos. Widziała na obozie dość, aby snuć pewne przypuszczenia, ale nie uważała tego za potrzebne ani nawet stosowne. To nie była jej sprawa, nie zamierzała się w to angażować ani stawać po którejś z jej stron. Nie wiedziała, co uczyni Evan, ale kiedy ostatnio poruszali ten temat, wydawał się dość ostro... poróżniony z młodą Lacroix, a do Scarno nie mogła udawać, że jej to nie pasuje. Wolała widzieć ją z dala od Rosiera, po prostu. Kimże była aby mówić Vincentowi co może, a czego nie może czynić? Nie poczuwała się do tej roli, jej zachowanie nigdy nie było wzorcowe, nie szczyciła się odznaką prefekta, a ponadto, póki krzywdy nie robiono jej samej, akceptowała fakt, że dookoła istnieje cierpienie i niesprawiedliwość.
- Rosiera zostaw w spokoju, jeśli naprawdę zależy Ci na poprawnej realcji pomiędzy nami. - stwierdziła cicho, nie tonem groźby czy ostrzeżenia, raczej zwykłego, dość oczywistego z resztą stwierdzenia. Wbrew temu, co można by o niej sądzić, nie była aż tak zdradliwą suką. De facto nie była nią wcale i jeśli coś było dla niej istotne, jeśli w coś wierzyła, potrafiła się zdobyć na więcej, niż niejedna z osób, które wszem i wobec szczycą się swoją lojalnością i odwagą. I nawet jeśli robiła rzeczy, które wydawałyby się dyskusyjne, przeważnie miała po temu jakieś sensowne powody.
Powoli zaczynała rozumieć, co insynuuje Vincent i wcale się jej to nie podobało. Nie była jednak dość głupia czy naiwna, aby uwieżyć komuś, kto czegoś od niej chce, przedkładając jego słowa ponad słowa osoby, z którą świadomie postanowiła się związać i którą, co oczywiste, znała lepiej, choćby ze względu na ilość wspólnie spędzonego czasu. Kolejną wypowiedź Pride'a zbyła więc skinieniem głowy, jakby chciała powiedzieć, że co będzie, to będzie i nie zamierza w tej chwili koncentrować się na niepewnej przyszłości i mglistych przewidywaniach.
- Moim zdaniem grunt to bycie najlepszym w jednej dziedzinie, ale totalny brak wiedzy w pozostałych jest rzeczywiście dość przykry i często uciążliwy. Czego miałam z resztą okazję doświadczyć niedawno. - stwierdziła, odnosząc się oczywiście do pamiętnych zajęć z transmutacji. I o ile nie miała nic do zarzucenia Evanowi i pochwalała jego postawę, o tyle jej duma była urażona, a ambicja nie dawała jej spokoju. - Runy zaś dają wiele ciekawych możliwości. Lacroix dała Ci do myślenia? - zapytała, przypominając sobie świetlistą runę na jej piersi. Chociaż tyle dobrego wynikło z całego tego zamieszania na obozie. Była jedną z niewielu żyjących osób, które widziały działanie tej klątwy i które w dodatku potrafiły to docenić. Właściwie miło by było uświadomić kogoś w tej kwestii, a nikt poza Vincentem nie zgłosił dotychczas zainteresowania. Nie mogę z resztą ukrywać, że taka prośba wystosowana do jej osoby była zręcznym chwytem, aby zdobyć sobie jej sympatię. Co jak co, ale podobny komplement na pewno nie może pozostać zignorowany.
- To nie komplement, to stwierdzenie faktu, Pride. Właściwie w oczach niektórych osób to może być znacząca wada. - zaśmiała się lekko -I po prostu Chiara, od długiego czasu nie jestem żadną panienką. - dodała po chwili, nadal się uśmiechając. Kto by przypuszczał, że właściwie może poczuć pewną sympatię do kogoś, do kogo powinna czuć zdaje się przede wszystkim niechęć. Sięgnęła do torby i wyciągnęła z niej dość cienką książkę właściwie w idealnym stanie. Podała go Vincentowi i z przekornym wyrazem twarzy.
- To nasz oficjalny podręcznik. Znajdziesz tutaj zaakceptowane przez Ministerstwo podstawy. Jeśli nad nim nie zaśniesz, to znaczy, że nie masz czego u mnie szukać.
Vincent Pride
Vincent Pride

Wieża Astronomiczna - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża Astronomiczna   Wieża Astronomiczna - Page 5 EmptyPon 02 Lis 2015, 21:20

Panienka di Scarno - a raczej Chiara, skoro już przechodzili całkowicie na "ty" - zyskiwała niewielkie punkty w oczach Vincenta podczas ich przyjemnej konwersacji. Fakt faktem, był dobrej myśli od początku, wierząc w swoje umiejętności i po prostu urok osobisty, bo życie póki co udowadniało, że mimo wszystko jakiś posiadał. Brał pod uwagę ryzyko, możliwość błędu we wstępnych obliczeniach, psikus od losu, który postanowi przetestować cierpliwość młodszego Pride'a przy pierwszej lepszej okazji. Póki co tylko raz jego nerwy zostały nadszarpnięte w czasie pobytu w rzeczywistości Hogwartu. Tak, to miejsce zdecydowanie trzeba było nazwać osobnym wymiarem, bo ilość absurdów zdecydowanie przerastała wychowanego w sensowniejszej szkole Ślizgona. Jak to mówią - jak się nie ma tego, co się lubi, to chociaż upuść trochę krwi. Na wszystko przyjdzie czas, ale póki co należało zadbać o wybadanie gruntu i zostawienie prezentów rodem z miasteczka Halloween. Trick or treat w przypadku tego chłopaka przypominało raczej death or agony. Oczywiście nie na skalę masową, wolał wybierać jednostki i porządnie się nimi opiekować. Partactwo należało do Lacroix, a do tej grupy nie zamierzał się bynajmniej przyznawać. Może Chantal, gdyż wydawała się być rozsądna kobietą, ale czas pokaże. Sprawdzi to, miał jeszcze trochę pola do manewru, rok szkolny nie kończył się za tydzień.
Oddanie Chiary względem Rosiera było doprawdy przezabawne, ale miał niejasne, choć bardzo miłe przeczucie, że to nie potrwa zbyt długo. Rosier, Aristos - tak, to bardzo złe towarzystwo dla przeuroczej Krukonki, której potencjał przyda się o wiele bardziej Vincentowi. Wszystko, czego się dotknie jego droga kuzynka gnije w zastraszającym tempie, co zresztą widać po tym Gryfonie, którego dopadł przez to pech i go porwano, albo sam popełnił samobójstwo, bo miał już dosyć. Żałował, że nie znał szczegółów sytuacji, bo z lubością - w imię nauki oczywiście - sprawdziłby wytrzymałość psychiczną pseudo-Gryfonki. A tu figa.
Wspomnienie runy, którą zauważył podczas obozu obudziło blask w jego oczach, któremu było wybitnie daleko do ciepłego płomienia sympatii. O nie, była to iskra, wyładowanie elektryczne, które przy odpowiedniej motywacji potrafiło doprowadzić do spalenia żywcem przez elektrowstrząsy. Uwielbiał, gdy ten impuls przeszywał całe jego ciało, zostawiając delikatne mrowienie wzdłuż kręgosłupa, wręcz ubóstwiał.
- Między innymi, przyznaję. Plany w kwestii nadrobienia materiału z run krystalizowały się już wcześniej, ale dzięki niej cały proces nabrał tempa. Rodzina jak zawsze pomocna. - uśmiechnął się szeroko, wręcz pociesznie. - Co prawda domyśliłem się chociaż częściowo jak działał genialny twór mojej jeszcze mądrzejszej kuzynki, zresztą dobry Gryfon zgłosił się na ochotnika. Mimo wszystko mój głód wiedzy nie pozwala mi pozostać tylko przy domysłach, a przy okazji poszerzyć pole manewru do osiągalnego maksimum.
Konwersacja była naprawdę zadziwiająco płynna i sympatyczna, choć zbliżała się do końca, bo Ślizgon przeczuwał, że na pierwsze, romantyczne sam-na-sam z di Scarno wystarczy informacji i przyjemności. Przyjął od niej księgę, jednocześnie stając bokiem do Krukonki, pobieżnie kartkując tomiszcze. Parsknął niewymuszonym śmiechem i skinął głową, wsuwając podręcznik do torby.
- Niech i tak będzie, spróbuję swoich sił. W takim razie rozumiem, że będę bohaterem następnej śpiącej królewny? Obudź mnie, gdy minie rok, a ja jeszcze nie wstanę. - rzucił żartobliwie, poprawiając niesforny kosmyk grzywki, który postanowił przy najbliższej okazji dźgnąć go w oko. - Myślę, że przy następnym spotkaniu będziesz mogła mi ukazać niewielką część swego talentu, by udowodnić, że edukacja może być faktycznie pasjonująca - szczególnie, gdy przychodzi do przedmiotów słabo promowanych, "bo nie pojedynkowych". Już nie mogę się doczekać.
Sponsored content

Wieża Astronomiczna - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Wieża Astronomiczna   Wieża Astronomiczna - Page 5 Empty

 

Wieża Astronomiczna

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 5 z 5Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5

 Similar topics

-
» Wschodnia wieża

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Hogwart
 :: 
Wieże
-