|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wanda Whisper
| Temat: Re: Wieża Astronomiczna Nie 01 Lut 2015, 15:45 | |
| To właśnie to, że Lucas pozostawał sobą w towarzystwie dziewczyn czyniło go wyjątkowym. Nie był sztuczny. Nie okłamywał, nie mydlił oczu słodkimi kłamstewkami, był po prostu sobą. Matka natura nie poskąpiła mu urody – sama się o tym przekonała na własnej skórze, kiedy to jeszcze w czwartej klasie skrycie się w nim podkochiwała. Do tej pory pamięta jak chowała się przed nim, a w każdym kontakcie czy przypadkowym spotkaniu płonęła rumieńcem i odwracała wzrok wszędzie by nie patrzeć na kapitana drużyny. Do tego dzielnie znosiła kąśliwe uwagi starszego brata, który za to niewinne uczucie nabijał się z niej nieustannie. Jakby to była jej wina! Na szczęście stare czasy minęły, a ona tylko obserwowała z wygodnego fotela w pokoju wspólnym jak młode panny szumnie lecą za Shawem, gdy ten tylko pojawia się na horyzoncie. Doskonale je rozumiała, Krukon nie był chłopakiem na jeden raz, był samowystarczalny i ciepły. Miał w sobie coś niezwykłego, coś magicznego co sprawiało, że dziewczęta wielokrotnie wzdychały na jego widok. I mierzyły ją buńczucznymi spojrzeniami gdy ta zamieniała z nim słówko czy dwa. Nie dziwiła się wcale, chociaż momentami miała ochotę tylko wywrócić oczami i pokazać tym wszystkim panienkom środkowy palec. Dziewczyna zmusiła się do wejścia na dach – wiedziała, że Luc nie da jej zginąć, dlatego trochę zbyt kurczliwie trzymała się jego dłoni. Cały czas starała się nie patrzeć w dół, bo wiedziała, że to rozkojarzyłoby ją ostatecznie i nici z przyjemnego wieczora w towarzystwie kumpla. Odwzajemniła uśmiech i kiwnęła głową, bo faktycznie dach nie był aż taki stromy – wiedziała, że nie zsunie się z niego nagle. Ewentualnie gdyby ktoś ją popchnął, co w obecnej sytuacji byłoby niemożliwe. - Feliś! – pisnęła ochoczo, gdy z kieszeni młodzieńca wypełznął nie kto inny jak jasny lisek z wielkimi uszami, które dodawały mu tej figlarności. Wyciągnęła do niego jedną rękę, chcąc pogłaskać go po sterczącym ryjku, a ten zaraz wskoczył jej na kolana. Uśmiechnęła się czule jednym uchem słuchając Lucasa bo teraz głównie skupiała swoją uwagę na tym małym dżentelmenie. - Ochochoch. Zabieram go do siebie. Będę go karmić, głaskać, kochać, spać z nim. – Zaczęła wyliczyć, biorąc liska na ręce i tuląc go do siebie mocno. Zupełnie jej nie przeszkadzało, że wcześniej ten wsunął nosek pod jej sweterek jakby szukał tam jakiś smakołyków. Zaśmiała się lekko rozbawiona i tknięta instynktem macierzyńskim. Smyrnęła jeszcze raz paluszkiem uszko Felixa, po czym podniosła spojrzenie piwnych oczu na twarz towarzysza. Między jej brwiami pojawiła się zmarszczka, a coś drgnęło pod delikatną skórą. Nie podobało się jej to co powiedział, chociaż rozumiała go doskonale. - Wiesz. W życiu nie zawsze jest tak jak sobie zaplanujemy. Los często płata nam różne figle. – Zaczęła, nie przestając ani na chwilę kołysać zwierzaka w swoich ciepłych ramionach. Ten się uspokoił i tylko co jakiś czas wyściubił różowy języczek, który muskał odsłonięty obojczyk dziewczyny. - Za kim wodzisz tak wzrokiem? – Spytała, delikatnie trącając go łokciem w ramię. Nie chciała być wścibska, wolała się upewnić, że jej podejrzenia nie są bezpodstawne. Sporo panienek kręciło się wokół Krukona toteż miała prawo wiedzieć dokładnie o kim to rozmyśla jej przyjaciel. Usta Wandy wygięły się na krótki moment w lekkim uśmiechu, po czym sama zamyśliła się nad tym całym friendzonem. Trudna sprawa, dla obu stron. Ta zakochana czy zauroczona oczywiście ponosi większą klęskę, jednak pozostaje jeszcze ta druga strona, obdarzona specyficznym uczuciem, którego nie może odwzajemnić. Przed jej oczami zamigotała buzia Henryka, a w jej gardle pojawiła się gula ciężka do przełknięcia. Już od dawna wiedziała, że nie chciała zostać tylko jego przyjaciółką, a kimś więcej. Kimś znacznie więcej. Westchnęła. - Poza tym skąd takie przypuszczenie, że nic się nie zmieni? – Odezwała się schrypniętym głosem. - Ludzie się zmieniają, dorastają, poważniejszą. Do uczucia także czasami trzeba dojrzeć. Na wszystko znajdzie się czas. Chociaż… momentami potrzebny jest jakiś zapalnik, iskra. Wiesz na pewno o co mi chodzi. – Zaczęła paplać po swojemu, na powrót przypominając sobie sytuację z boiska, podczas pewnego weekendu kiedy to ona i Lancaster pierwszy raz dostrzegli w ich relacji drugie dno. Whisperówna poczuła przyjemny dreszcz przechodzący jej od karku, wzdłuż kręgosłupa bo jej myśli znowu natknęły się na ich pierwszy pocałunek. Może Resa i Lucas też potrzebowali czasu, może tego płomienia? - Sądzę, że da się to zgrabnie poprowadzić, zrobić coś co ją zaskoczy. Jeżeli jest pomiędzy Wami chemia, zrozumienie to nie rozumiem przed czym się tutaj bronić. A Rumunią na razie nie zawracaj sobie głowy. – Piwne tęczówki utkwione były na twarzy Shawa, kiedy to ona knykciem przesuwała po mordce liska. Wanda miała w życiu kilka sytuacji podobnych do tej. Wiedziała również, że czeka ją jeszcze kilka zawodów, którym musi stawić czoła. Gdy tylko przyjdzie odpowiedni moment.
|
| | | Lucas Shaw
| Temat: Re: Wieża Astronomiczna Pon 09 Lut 2015, 02:00 | |
| Znowu to samo. Felix miał grono wielbicielek, tylko ze względu na swoje dorodne... uszy. Tak. I miłe w dotyku futerko. Fenek był rozmiarów kota, więc nie było trudno zabrać go do zamku. Rozrabiał jak prawie co drugi pupil, ale był bardzo lojalny. Chyba, że obok Lucasa znajdowała się przedstawicielka płci pięknej, wtedy szybko zwierzak zmieniał miejsce swego pobytu. -Mały zdrajca. -mruknął urazony Lucas. Wypił kolejny łyk piwa, bawiąc się butelką w dłoni. Przyglądał się etykiecie, która od lat pozostawała wciąż ta sama. Jak Lucas. Też się nie zmieniał i nie zmieniał nic w stosunku do Resy. Teraz mial za swoje. Może czas na rewolucję? -To nie fair, też mam duże uszy, a mnie nie głaskasz, nie karmisz i nie chcesz ze mną spać! -obruszył się, odkładając pustą butelkę po piwie. Chwycił kolejną. -Chyba u mnie się dość pofiglował ten los. -mruknął posępnie. Spojrzał swymi niebieskimi oczami na Wandę. -Nie domyslasz się? Resa Anderson. To ona powoduje, że mam ochotę wstać rano. Jak najszybciej chcę zasnać, mając nadzieje spotkać ją w snach. Nie potrafię o niej zapomnieć. -westchnął, wylewając z siebie żale, które w sobie chował od miesięcy. Nawet lat. Wstał raptownie, maszerując w kółko tam i z powrotem po dachu. -Cały czas się staram, a ona nadal ma mnie za przyjaciela. Boję się. Nie wiem, czy jak się ujawnię, to stracę w jej oczach i to, co jest teraz nie zostanie zniszczone na wieki. Tylko to mnie trzyma! -wyrzucił z siebie, niesiony już prawdziwą rozpaczą. Wrócił na swoje miejsce, aby w spokoju podumać. Oparł czoło na kolanach. Wziął parę głębokich wdechów. -Mam powiedzieć jej, co czuję? Bez słowa pocałować? Czy... czy może jakoś inaczej, stopniowo? Wysyłać jej listy, kwiaty... Wanda, to Ty się znasz, to Ty jesteś kobietą. -westchnął. -Może ją wypytasz co nieco, może jednak mam szansę... bo jak nie to rzucę się z tego dachu. Albo wyjadę do Rumunii. -sposępniał do końca, biorąc kolejny łyk piwa. Był sfrustrowany. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Wieża Astronomiczna Nie 15 Lut 2015, 22:52 | |
| Każdy miał swojego pupila w szkole. Jedni mieli sowy, inni szczury, koty, wiewiórki, młodszych braci, a Lucas miał liska. Uroczego liska, którego uszka i futerko było miękkie w dotyku – dlatego to głównie na nim dziewczyna skupiała swoją uwagę. Skubała z zamysłem jedno ze sporych części ciała Felixa [chodzi o ucho!] i tylko raz na jakiś czas spoglądała na swojego towarzysza. Tak, Lucas ciągle był taki sam. Szarmancki, uczynny, dobry sportowiec, zawsze wiedział co powiedzieć w odpowiedniej sytuacji. Był niczym Clark Kent w Krukolandzie – miał swoja ukochaną, do której żywił naprawdę nader czyste i przyjemne uczucie, o którym ta być może tak, być może nie – wiedziała. To dziwne swoją drogą, Resa i Shaw naprawdę do siebie pasowali. Idealnie się uzupełniali, niemal pod każdym względem. Dlaczego chłopak więc nie mógł wyjść z friendzonu, kiedy tak naprawdę miał okazję? Może nie wiedział, że miał? - Kurcze, Lucas. Skoro ją kochasz, skoro czujesz do niej coś więcej niż tylko sympatie i wdzięczność to warto wziąć sprawy w swoje ręce. Uwierz mi. – Powiedziała podnosząc nieco glos, by chłopak zaczął jej słuchać, a nie rozmyślać o Rumunii, Laponii czy Szwecji. Jeju, czy im naprawdę trzeba o wszystkim mówić? Czy każdy facet jest taki… taki w stosunku do kobiet? Albo dzielą się na tych nie-mam-szacunku-do-kobiet-ale-Cię-przelecę albo na kocham-Cię-ale-Ci-tego-nie-powiem-bo-się-wstydzę. Nie wiadomo co gorsze – czy fizyczna bliskość z kimś kto ma na Ciebie wywalone, czy przyjaźń i czekanie na wykonanie pierwszego kroku przez kogoś na kim Ci zależy? - Takim sposobem misiu możesz i czekać kolejne siedem lat, aż do wtedy kiedy jakiś kretyn Ci jej nie sprzątnie. – Ściszyła ton by nie wystraszyć Felisia skłębionego w jej cieplutkich ramionach. Pomiziała go pod pyszczkiem i zerknęła raz jeszcze na Shawa, poważnie. Naprawdę poważnie – zupełnie jak wtedy kiedy zadajesz jej głupie pytanie typu Kto, kiedy, po co i jaka wtedy była pogoda stworzył zaklęcie Lumos? i nie znasz na nie odpowiedzi. Odetchnęła głębiej przeczesała jasne futerko zwieszając głowę. - Niestety musisz postawić sprawę jasno. Na jedną kartę. Albo powiesz jej co czujesz i ona a – da Ci kosza. B – rzuci Ci się w ramiona i powie ‘Och, Lucas, czekałam na to od pierwszej klasy, Ty cymbale!’ – Akurat kiedy przedrzeźniała Resę zrobiła urocza minkę, splotła dłonie i powiedziała piskliwym głosikiem jej kwestię. Oczywiście nie po to by ją w jakikolwiek sposób obrazić, a po to by pokazać, że facet naprawdę nie ma nic do stracenia. I tak każdy widział, że ciągnie ich do siebie, więc? Co mógł jeszcze zrobić? - Wiem, że to zabrzmiało okropnie, przepraszam. Ale jestem Twoją przyjaciółka i naprawdę chce byś był szczęśliwy. Dlaczego masz się męczyć? Jeżeli powie Ci nie, to trudno. Postarasz się o niej zapomnieć, wyjedziesz, zrobisz co będziesz chciał. Jeżeli nie zrobisz w tym wypadku nic, potem możesz sobie jedynie w brodę pluć, że nie spróbowałeś. Jeżeli to jest dziewczyna Twoich marzeń to walcz o nią! Rzadko można teraz spotkać porządnego chłopaka, a Ty taki jesteś. Więc proszę. – Tutaj szatynka opuściła Felixa, a ten czmychnął za nią skubiąc pazurkami jej sweter. Wanda chwyciła Lucasa za rękę i kazała mu niewerbalnie na siebie spojrzeć. Jej twarz wyrażała skupienie, ciemne oczy wwiercały się w rozmówcę, a ona sama odetchnęła głębiej. - Nie spieprz tego, Shaw. Posłuchaj serca. – Powiedziała powoli i dobitnie ważąc każde słowo, które wypadło spomiędzy jej ust. Jeszcze przez chwilę trzymała go za dłoń, chcąc przekazać odrobine pozytywnej, wandziowej energii po czym podniosła się z kolan i jakby po omacku, bojąc się – chociaż po sobie tego nie powiedziała…zniknęła, zsuwając się z dachu, z balustrady czy czegokolwiek, zostawiając chłopaka samemu sobie, ze swoimi myślami, z Fenkiem i piwkiem.
[z/t x2]
|
| | | Gość
| Temat: Re: Wieża Astronomiczna Wto 03 Mar 2015, 18:31 | |
| Jak widać Wieża Astronomiczna miała w sobie coś, skoro stała się miejscem schadzek uczniów. Shepardowi wcale to nie przeszkadzało. Musiał wreszcie się stawić na spotkanie z panną Cordiel. Nie wypadało pozostawiać dziewczyny w dalszej niepewności. Sam chciał wyjaśnić pewne sprawy, których nie omówili… Zabrakło im czasu. Zabrakło im zrozumienia. Zabrakło im wzajemnego uczucia. Shepard opuścił Wieżę Ravenclawu nieco wcześniej niż powinien. Widać było, że bardzo się tym wszystkim denerwował. Nie wiedział, jaka będzie reakcja Jenny na jego osobę. Ostatnio nawet unikali siebie w Pokoju Wspólnym, dlatego było mu trudno przewidzieć cokolwiek. Nigdy też nie był dobry z wróżbiarstwa, aby móc postawić durnego tarota i być może nieco się „odstresować” przed tym całym spotkaniem. Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że Shepard nie dbał o to, jak wyglądał. Specjalnie dla Cordiel stoczył wielką batalię ze swoimi włosami, które za bardzo nie chciały poddawać się układaniu. Dzisiaj miał ładnie wygiętą grzywkę, zapewne zrobił to na okrągłą szczotkę, którą niedawno znalazł w pokoju wspólnym, była taka samotna i bezpańska, że mu aż serce pękło. Na sobie miał czarne spodnie oraz jasnoniebieską koszulę. Kilka guzików przy kołnierzyku było rozpiętych, aby pokazać, że to spotkanie nie było aż tak formalne, jak mogłoby się to wydawać. Na wskazującym palcu u lewej ręki jak zawsze błyszczał sygnet rodowy z herbem Shepardów. Potarł go nerwowo. Cholera. Narzucił na swoje ramiona sweter, ponieważ wiedział, że na Wieży Astronomicznej może być zimno. Zresztą był październik, a w Hogwarcie nie było aż tak ciepło jak się mogłoby wydawać. Był to przecież zamek wykonany z kamienia, gdzie palono w kominkach. I co dalej? Czekał. Stał oparty o barierkę i wpatrywał się przed siebie. Czekał aż Jenny się pojawi. Według jego zegarka miała jeszcze dziesięć minut, aby przybyć punktualnie na spotkanie.
|
| | | Jenny Cordiel
| Temat: Re: Wieża Astronomiczna Wto 03 Mar 2015, 19:34 | |
| Podczas wspinaczki na wieżę astronomiczną Yenn zazwyczaj wyłączała się z taczającego ją świata. Stopnie, które zostawiała za sobą, które nieustannie "płynęły" pod jej stopami, wprawiały ją w zamyślenie, w trans, niczym wahadełko w rękach hipnotyzera. Zastanawiała się nad tym jak przebiegnie spotkanie z Shepardem, czy dobrze zrobiła, godząc się na takowe, czy w końcu usłyszy z jego ust jakieś wyjaśnienia. Co się z nim działo przez ten czas? Oczywiście po szkole chodziły plotki o chorobie, nikt jednak nie wiedział co dokładnie mu dolegało. Czuła się niepewnie, emocje skumulowały się w niej i toczyły ze sobą bitwę, była taka rozdarta... raz cieszyła się na spotkanie, potem chciała uciec, to przyspieszała kroku, starając się dotrzeć tam jak najszybciej, to oglądała się za siebie, jakby tęskniąc za zaciszem dormitorium, do którego Dante nie miał wstępu. Chciała mu wszystko wybaczyć, zrozumieć, a jednocześnie wciąż była zła i pielęgnowała w sobie ten swój drobny bunt, który okazała w bibliotece - bunt przed byciem pokorną Jenny, która czeka, kocha, tęskni. Kiedy pokonała kilka ostatnich stopni i stanęła na kamiennej posadzce poczuła, że mimo październikowego chłodu jest jej gorąco, co przyjęła z ulgą, bo jedynym jej ubraniem była letnia sukienka i cienki sweterek otulający drobne ramiona. Była pięć minut przed czasem, ale nie była na wieży sama. ON już tu był. Stał, nonszalancko oparty o barierkę, a każda kolejna sekunda patrzenia na niego wywoływała dziwne uczucie w żołądku. Czy to motyle w brzuchu, czy jedynie mdłości wywołane stresem? Obrzuciła go uważnym spojrzeniem, uśmiechając się w myślach, kiedy spostrzegła, że na ich spotkanie specjalnie ułożył włosy. Czy w ogóle kiedykolwiek dotąd widziała go uczesanego? Oboje zajęli się swoim wyglądem, ale zapewne żadne z nich by się do tego nie przyznało. Yen, jak to kobieta, sterczała dwie godziny przed lustrem starając się uzyskać taki efekt, jakby tylko na nie zerknęła, upewniając się, że wygląda bosko. W rzeczywistości i ona poskromiła jasne loki, przyodziała sukienkę, co od dłuższego czasu było dla niej rzadkością, otoczyła się delikatną mgiełką zapachu bzu i agrestu. Zaraz zganiła się w myślach. Ile tak już stała, milcząc i przyglądając się Shepardowi? Analizując sytuację? Jeśli zaraz się nie odezwie, z pewnością zrobi się niezręcznie. - Przyszedłeś... - zaczęła, ale jej zachrypnięte od długich chwil ciszy słowa zginęły w jesiennym wietrze. Podeszła więc bliżej - Przepraszam, że wyciągam cię tak późno, mam nadzieję, że to nie problem? Postanowiła, że będzie tak oficjalna, jak to tylko możliwe. To przecież bezpieczne, prawda? Ale czy uda jej się pozostać taką aż do końca spotkania? |
| | | Gość
| Temat: Re: Wieża Astronomiczna Wto 03 Mar 2015, 20:03 | |
| Shepard nigdy nie narzekał na dobry słuch, więc nic w tym dziwnego, że nie wiedział, kiedy Jenny pojawiła się w Wieży Astronomicznej. Przez długi czas gapił się przed siebie, całkowicie zapominając o upływającym czasie. Księżyc rozjaśniał niebo pełne gwiazd. Cicho zazdrościł uczniom, którzy kontynuują astronomię. Niestety, Shepi nie widział sensu w dalszym uczeniu się tego przedmiotu z powodu profesora Dimitra, który był wyjątkowym wrzodem na dupie. Wybory były straszną rzeczą, a szczególnie wtedy, gdy było się dzieciakiem, który nie widział zbyt wiele o świecie oraz życiu. Prawie wyleciałby za barierkę, kiedy Jenny postanowiła się odezwać. Był tak bardzo zapatrzony w niebo, że po prostu nie zarejestrował niczego. Do Wieży Astronomicznej mogłoby wtargnąć stado słoni i dopóki nie narobiłoby zbędnego hałasu, Dante nadal stałby i jak durny gapiłby się przed siebie. Nieco przerażony zapowiedzią upadku, odsunął się od barierki na bezpieczną odległość. Do głowy przyszło mu, że przecież Jenny mogła wykorzystać całą sytuację i zrzucić go z Wieży. Kto wie, co działo się w umyśle kobiety, która miała rzekomo złamane serce? - Dostałem notatkę dotyczącą spotkania, więc byłbym bardzo nietaktownym, gdybym się na nim nie pojawił? Co prawda, nie odesłałem Ci potwierdzenia, że zamierzam się pojawić, ale to tylko z powodu mojego roztargnienia, o którym bardzo dobrze zdajesz sobie sprawę. – Dziewczyna przecież znała go. Przynajmniej tak mu się wydawało. Wiedziała, czego mogła się po nim spodziewać. Spędziła z nim bardzo dużo czasu. Miała pojęcie z czego był dobry, a z czym miał problem. - Gubię różne kartki, zapominam odpisywać. Normalka. To się nie zmieniło. – Machnął ręką. Może trochę się denerwował tym wszystkim, ale po sobie nie dawał poznać. Skurczybyk pieprzony. Jak to właściwie robił? - Nie, to nie jest problem, mała Je… Panno Cordiel. Kto o tej porze próbuje się uczyć? Tylko zdesperowani. – Tacy jak oni. Kiedyś. W przeszłości. Spędzili ze sobą wiele godzin i uczyli się różnych formułek oraz definicji.
|
| | | Jenny Cordiel
| Temat: Re: Wieża Astronomiczna Wto 03 Mar 2015, 20:25 | |
| Zapomniała jak bardzo są do siebie podobni, ostatnimi czasy skupiała się raczej na różnicach, których też nie brakowało. Oboje potrafili całkiem odpłynąć, tracąc kontakt z rzeczywistością. To tak dobrze znana jej cecha, a jednak nie zauważyła, że choć patrzył w jej stronę przez cały ten czas, w rzeczywistości wcale jej nie widział. Szkoda, gdyby wiedziała, najpierw zatańczyłaby dla odstresowania. Albo poskakała, albo na przykład zrzuciła do z wieży. Oczywiście zrzucenie go z wieży astronomicznej było ostatnią rzeczą jakiej mogłaby chcieć, bo choć zdawała się być na niego wściekła, w rzeczywistości wciąż była kochającą, tęskniącą Yenną, której tak się wystrzegała. Wytworzyła skorupę, która miała chronić ją przed światem, tarczę na urok byłego chłopaka, ale w rzeczywistości to wszystko słabło i pękało im dłużej był w Hogwarcie. Gdyby nie była tak pełną uporu istotką, pewnie dawno temu by się pogodzili. Ona by go przeprosiła, on by jej wszystko wytłumaczył, nie musieliby unikać się na korytarzach. Byliby... szczęśliwi. A teraz? Czy po tej rozmowie też mogli być szczęśliwi? Kącik jej ust drgnął i ledwo powstrzymał się od uśmiechu, kiedy usłyszała paplaninę Dantego. Zawsze dużo mówił... i zawsze ją to bawiło. I faktycznie dobrze ukrywał się z emocjami, choć ilość wypowiadanych słów mogła świadczyć o podenerwowaniu. - W takim razie czasem lubię być desperatką - tym razem pozwoliła sobie na uśmiech. Dziwnie było znów z nim rozmawiać. Od wydarzeń w bibliotece nie zamienili ze sobą ani jednego zdania, jedynie pojedyncze słowa, jeśli naprawdę byli do tego zmuszeni. Dziwnie, ale zaskakująco przyjemnie. - Twój list był strasznie chaotyczny, dużo w nim nakreśliłeś... ja... przepraszam za to w bibliotece, nie powinnam się tak denerwować. Ale chyba rozumiesz. - podniosła głowę i spojrzała w jego oczy, szukając jakiegoś potwierdzenia, akceptacji tego, co się wydarzyło. - Rozumiesz, prawda? -oboje byli uparci jak osły. Głos jej drżał, nie lubiła przyznawać się do winy. Ale to Dante pierwszy wyciągnął rękę - przecież napisał list. |
| | | Gość
| Temat: Re: Wieża Astronomiczna Wto 03 Mar 2015, 20:36 | |
| Musieli po prostu spróbować. Jeśli człowiek czegoś nie próbuje, to nigdy nie będzie wiedział, czy mu to pasuje czy też nie. Skoro wymienili ze sobą listy, spotkali się tutaj, zrobili już kilka kroków w stronę tego, aby wszystko sobie wytłumaczyć. Shepi miał tylko cichą nadzieję, że wspomnienia znowu nie zaleją mu głowy i nie będzie zachowywał się dziwnie. Nie potrzebował tego. Nie chciał tego. Po prostu to było nie na miejscu. Nie skomentował jej słów o byciu desperatką. Była nią, ponieważ przyszła się z nim spotkać? Może jednak nie powinien obawiać się, że dziewczyna zamierzała go zrzucić z wieży? Może oprócz wyjaśnień, chciała usłyszeć pewne zapewnienia… Dante był słaby w rozmyślaniach na takie tematy. - Przepraszam. Powinienem przepisać go na nowo. Sówka bardzo nie pozwalał mi się skupić na słowach, które chciałem do Ciebie wysłać. Co chwile mnie dziobał w rękę. – Nie kłamał. Wyciągnął w jej stronę prawą dłoń, aby zaprezentować jej ślady po ugryzieniach. Powinien od razu przygotować sobie eliksir i zaraz by zniknęły… Ale on wolał to zostawić, na pamiątkę. - Ale właściwie skreślenia były nie tylko z winy mojego puchacza, ale też z idiotyzmu oraz ciapowatości samego nadawcy listu. – Wzruszył ramionami. Nie wiedział od kiedy mówił o sobie w trzeciej osobie, ale chyba tak wygodniej było mu mówić. Miał też nadzieję, że Jenny uśmiechnie się, uzna to za żart. Przecież bardzo się starał mówić przy niej swobodnie. Nie chciał mieć kija w tyłku. Nie chciał, aby było to oficjalne spotkanie. Tak bardzo do tego się nie nadawał, tak bardzo oni nie pasowali do tego obrazka. - Miałaś pełne prawo do zdenerwowania. Ja na Twoim miejscu zapewne nauczyłbym się przez ten czas rzucania Crucio i pierwsze co bym zrobił, to rzuciłbym na taką dziewoję to zaklęcie. A potem pewnie ogarnęłoby mnie poczucie złego uczynku i schowałbym się w tej magicznej szafie, z której nigdy się nie wychodzi. Ale to ja. – Wyszczerzył się, pokazał dwa rządki zębów w pełnym uśmiechu. Typowy Dante. - Miałem wyjątkowe szczęście, że naprawdę nic mi nie zrobiłaś. Nadal pamiętam jak potrafisz rzucić klątwą. To nie jest miłe. |
| | | Jenny Cordiel
| Temat: Re: Wieża Astronomiczna Wto 03 Mar 2015, 22:48 | |
| Nigdy by się do tego nie przyznała, ale włożyła wiele trudu w to, żeby rozczytać skreślone wyrazy i w większości jej się to udało. W zasadzie dopiero po dołączeniu części, które Krukon tak usilnie próbował wyrzucić list nabierał ładu i składu i dało się go w pełni zrozumieć. Kto wie, może to właśnie to ją udobruchało? Było coś uroczego w tym pogryzmolonym kawałku pergaminu, który zapełniła ręka nie wiedząca jak dokładnie powinien brzmieć list. Widać było, że bardzo starał się, żeby wyglądało to tak, jakby mu nie zależało, ale Yen wiedziała... wiedziała, że to tylko pozory. Poza tym pokreślony list... to było takie w jego stylu. To był prawdziwy Shepard, którego znała na wylot. I mimowolnie kiedy czytała tych kilka słów, na jej ustach pojawiał się cień uśmiechu. Przyjrzała się podziobanej dłoni i mimowolnie uniosła brew w geście zaskoczenia. Czy specjalnie dał się podziobać, żeby być bardziej autentycznym? A może pokreślony pergamin miał mniej urocze podłoże niż sobie to wyobrażała? Potem jednak zaczął się tłumaczyć, a Yenna najzwyczajniej w świecie się roześmiała. Nie dlatego, że uznała to za żart, po prostu okazało się, że miała rację, a sytuacja była zabawna sama w sobie. Nawet po jej przeprosinach humor nie miał szans się zepsuć. Cały Shepard, czyż nie? Zawsze potrafił rozbawić cały Hogwart, nawet wliczając w to niektórych Ślizgonów. - Tak, to prawda. Przez ten cały czas, kiedy cię nie było, nauczyłam się sporo nowych zaklęć, więc... radziłabym nie ryzykować. - uśmiechnęła się znowu. Cały czas się szczerzyła, a przecież nie tak miało wyglądać to spotkanie. Nie tak je sobie wyobrażała. Miało być grzecznie, formalnie, krótko i na temat. Ale już wcale nie chciała, by wszystko było tak jak w jej głowie. Tak jak teraz było... odpowiednio. Dobrze. Tak właśnie powinno być i gdzieś podświadomie to czuła. Oparła się o barierki i opatuliła się sweterkiem kiedy powiał chłodny, październikowy wiatr. Nadchodziła jesień i choć dni nadal potrafiły rozpieszczać, noce były chłodne i nieprzyjemne, szczególnie jeśli było się wystawionym na ataki złośliwej pogody ze wszystkich stron, będąc na najwyższej wieży ogromnego zamczyska. - Tak... - przygryzła wargę i wbiła wzrok w podłogę. Kamień wydawał jej się teraz bardzo interesujący. - To było naprawdę dużo czasu. Słyszałam, że byłeś chory, nic więcej się nie dowiedziała, ale... Dante Dziwnie się czuła, znów wymawiając to imię. Przez długie miesiące było ono swoistym tabu, coś jak Voldemort - nie można było tego wymawiać. Więc nie wymawiała. Prawdę powiedziawszy zwróciła się do niego imieniem po raz pierwszy odkąd wrócił. Wcześniej był tylko Shepard i Shepard. - Minął cały rok, a ty zachowujesz się, jakby to były dwa miesiące... nie potrafię tego zrozumieć. Miałeś mi wytłumaczyć. Wytłumacz więc. Proszę. W jej słowach nie było nic negatywnego, nie dało się tam doszukać złośliwości, nawet złości czy poirytowania. Jedynie trochę smutku przeplatającego się z ciekawością i niezrozumieniem. Nic już nie powiedziała. Czekała. |
| | | Gość
| Temat: Re: Wieża Astronomiczna Wto 03 Mar 2015, 23:12 | |
| Uśmiechała się i śmiała. To był dobry znak. Nie musiał się obawiać, że nagle wyląduje na dole i stanie się mokrą plamą. Mała Jenny śmiała się, a jej śmiech był niczym miód dla jego uszu. Tęsknił za jej roześmianą twarzyczką, za jej wesołym głosem. To tak usilnie próbował sobie przypomnieć i nie zawsze na zawołanie potrafił. A teraz? Dziewczyna stała ubrana w letnią sukienkę i śmiała się z niego. Z jego ciapostwa. - Mam nadzieję, że większość zaklęć, które się nauczyłaś dotykają oczywiście magii lecznictwa. – Tak było zawsze. Dante kochał eliksiry i był w nich dość dobry, a Jenny o złotym sercu znała się na leczeniu. Dzięki niej nigdy po meczu qudditcha nie musiał iść do Skrzydła Szpitalnego, bo Cordiel wszystkim się zajmowała. Westchnął ciężko, kiedy zawisło między nimi ważne pytanie. Przez chwilę Dante nie odzywał się ani słowem. Wydawało mu się, że było słychać jedynie jego głęboki oddech. I zaczął: - Nie cały rok, jeśli chcemy być tacy bardzo dokładni, panno Cordiel. Teraz jest październik, a ostatni raz widzieliśmy się drugiego stycznia. Narzekaliśmy wtedy na fajerwerki, które w tym roku akurat nie zachwycały jak zwykle. – Samo wydarzenie, że Shepard był w szkole podczas przerwy świątecznej było również do zapisania w notatniku. Zwykle zjeżdżał do domu. Tym razem jednak chciał spędzić ten czas z Cordiel, a ta (chyba) nie chciała udać się razem z nim do dworku Shepardów. - Rozstaliśmy się przed dormitorium i obiecałem Ci pomóc w zadaniu domowym dla Smoczycy. – To było dziwne, że pamiętał szczegóły tak odległego zdarzenia. Uśmiechnął się nieco cierpko. - Problem w tym, że… Dla mnie minęło zaledwie dwa miesiące. Lipiec i sierpień. – Wakacje miał wyjątkowo pracowite, ponieważ musiał nadrobić cały materiał. Jak widać – dało się. Jeśli było się rzecz jasna Dantem. – I wiem, że przez to zachowuję się dziwnie i pewnie dużo paplam o rzeczach z przeszłości z ogromnymi detalami, których nie powinienem pamiętać… Ale w mojej głowie mam tylko, że 23 listopada śpiewałem Ci serenady w Zakazanym Lesie, a 5 lutego jedliśmy owsiankę i Sówka wleciał Ci do miski. – Dobra, nadal jednak nie wyjaśniał. - Czarodzieje nazywają to mózgową groszopryszczką, mugole amnezją. Tylko, że tu i tu są powody różne. Zresztą, pewnie wszystko wiesz, bo jesteś bardziej uzdolniona w magii leczniczej ode mnie. – Miał nadzieję, że wyjaśniać dłużej nie będzie musiał z „czym to się je”. Wierzył w Jenny oraz w to, że sobie poukłada elementy układanki. - Anne wielokrotnie mówiła mi, że powinienem do Ciebie napisać. Ale… Ja nie wiedziałem jak. Nigdy nie byłem dobry w pisaniu listów. W sierpniu myślałem o tym, aby odwiedzić Cię w domu rodzinnym, ale stwierdziłem, że to byłoby to zwyczajne nachodzenie. No i tak wyszło, że jestem ciapą i zepsułem.
|
| | | Jenny Cordiel
| Temat: Re: Wieża Astronomiczna Sro 04 Mar 2015, 23:43 | |
| Wzruszyła niepewnie ramionami, kiedy ją poprawił. Rok, czy nie rok - minęło zdecydowanie za dużo czasu od jego zniknięcia. Każdy tydzień zdawał się trwać rok, każdy dzień - miesiące. Każda minuta przepełniona samotnością zdawała się ciągnąć w nieskończoność. W zasadzie przeżyła ich rozstanie w kilku etapach. Najpierw nie wierzyła, że tak po prostu zniknął bez słowa wyjaśnienia, oszukiwała się tak przez kilka tygodni, potem zaczęła się zamartwiać. W końcu zrozumiała, że ją porzucił (tak przynajmniej myślała) i zaczął się okres depresji, obojętności przeplatanej łzami wylewanymi po kątach. W takim stanie znalazła ją Wanda i to właśnie ona pomogła Yennie stanąć na nogi. Wtedy nadeszła złość. Pozbyła się wszyskich rzeczy, które przypominały jej byłego prefekta Ravenclawu, łącznie z jej ulubioną koszulą, o którą tak się kiedyś pokłócili. Teraz żałowała. Chciałaby mieć coś, co przypominałoby jej jak to było dawniej, coś, co być może przekonałoby ją, że w gruncie rzeczy nic się między nimi nie zmieniło. Nie odezwała się ani słowem, słuchała go uważnie, w napięciu, które wyrażało się poprzez każdy najmniejszy gest. Była napięta jak struna, oczekując wyjaśnień i nawet nie wiedziała, jak bardzo oczywiste są w tej chwili jej emocje. Tak...z panienki Cordiel dało się czytać jak z otwartej księgi. Co było widać na jej twarzy oprócz stresu? Mieszaninę smutku, radości, wzruszenia. Trochę błyszczące oczy, pociągający cicho nos, kiedy powoli zaczęła tracić nad sobą panowanie. To, co powiedział było tym, co chciała usłyszeć. Co miała nadzieję, że usłyszy. To było... szczere. Słowa, które wypowiadał, raniły ich oboje, a jednocześnie pomagały naprawić ich relację. To takie dziwne uczucie, kiedy coś jednocześnie sprawia, że masz ochotę zalać się łzami, a jednocześnie uśmiechnąć się, bo wszystko wydało się nagle o wiele prostsze. Ale historia Dantego nie była wesoła, nie wypadało się uśmiechać. Otworzył się przed nią, oprócz suchych faktów wyjawił jej emocje, jakie mu wtedy towarzyszyły. Odwróciła głowę w inną stronę, by dyskretnie otrzeć łzę, ale pojawiły się kolejne, a w końcu zupełnie nie potrafiła nad tym zapanować. Ledwie zauważalny makijaż popłynął wraz z tymi małymi strumyczkami, a kiedy znów pozwoliła sobie spojrzeć na Krukona, musiała wyglądać naprawdę żałośnie. Wcześniej obiecała sobie, że nie będzie płakać, że będzie silną dziewczynką i nie pozwoli żeby emocje nią zawładnęły. Teraz stała przed nim i drżała, na poły z zimna, na poły z łkania, a razem z nią samą drżała dolna warga, nad czym nigdy nie potrafiła zapanować. Mimowolnie połykała słone krople, które pchały się do kącika ust. Pociągnęła nosem. - Pamiętam - wydukała - trzymałeś mnie wtedy za rękę. W sylwestra. Fajerwerki faktycznie były do kitu, ale liczyło się to, że możemy tam stać, w środku nocy, w śniegu i na mrozie, i bezkarnie chodzić po zamku aż do rana. Dałeś mi wtedy swoją kurtkę, a ja zgubiłam jedną rękawiczkę kiedy wyciągałam ręce z jej kieszeni. Roześmiała się przez łzy. Nie był wtedy zły, choć wybuchowy Dante nie raz potrafił denerwować się o głupoty takie jak rękawiczki. - Przepraszam. Gdybym tylko wiedziała, że to mózgowa groszopryszczka... po prostu przepraszam. A następnym razem powinieneś posłuchać kuzynki. Żałowała, że nie napisał, że nie pojawił się w jej domu, ale teraz to już przesżłość - bez znaczenia. Należało się zając tym, co bylo istotne w tym momencie. Pomiędzy jej brwiami pojawiła się cieniutka zmarszczka, kiedy szukała w pamięci wszelkich informacji o tej chorobie. Kiedyś o niej czytała, nawet sporo wydała jej sie interesującym schorzeniem, ale to było dawno, mogła coś pomieszać. Wciąż daleko jej było do wiedzy uzdrowiciela, mimo że robiła co mogła, by nauczyć się jak najwięcej. Myślenie o chorobie Dantego od strony uzdrowiciela pozwoliło jej się nieco uspokoić, chociaż nadal była jak tykająca bomba, która mogła wybuchnąć potokiem łez. - Zdarza ci się, że "gubisz czas"? Może próbujesz sobie przypomnieć co działo się godzinę temu i nie wiesz? Wraca ci pamięć z okresu choroby? - zasypała go pytaniami. |
| | | Gość
| Temat: Re: Wieża Astronomiczna Pią 06 Mar 2015, 22:20 | |
| - Głupia. – Przewrócił oczami, kiedy zobaczył, że dziewczyna nieco trzęsła się z zimna. – Kto ubiera letnią sukienkę w połowie października? – Rozpiął pośpiesznie swoją koszulę, pod spodem miał koszulkę z krótkim rękawem. Narzucił koszulę na ramiona Jenny i poprawił ją tak, jak to miał w zwyczaju. Jeszcze przysunąłby ją do siebie, aby przytulić, ale w pewnym momencie zwątpił. Nie wiedział czy może pozwolić sobie na takie spoufalanie. Jakby nie patrzeć nie byli już razem, chociaż nigdy oficjalnie tego nie powiedzieli. Chociaż… Czy Dante kiedykolwiek pytał Cordiel o to, aby została jego dziewczyną? Taki to był z nim właśnie problem. - Gdybyś tylko wiedziała… - Westchnął ciężko i jednak wysunął w jej stronę ramiona. Gdyby chciała, mogłaby się do niego przytulić. Dante czekał. – Moja rodzina jest pokiciana, ja jestem jeszcze gorzej i wyszło jak wyszło. Nikt nie dopilnował odpowiednio, abyś była poinformowana należycie. Co innego byłoby, gdybyś była moją żoną. Wtedy nawet bez mojej wiedzy i zgody wiedziałabyś wszystko. Ale… Kurde… Tu jest błąd, że nie jesteś. Bardzo Cię przepraszam za to, co musiałaś za mnie przejść. Nie planowałem tego. Wielu rzeczy nie planowałem, ale wyszły. – Było widać nerwowość wypisaną na jego twarzy. - Gubię czas. Wczoraj myślałem, że jest nadal czerwiec i nie potrafiłem sobie dać wytłumaczyć, że jednak nie, chociaż przed nosem miałem kalendarz. Moja pamięć płata mi figle. Czasami na kogoś lub na coś patrzę i przypominam sobie po kolei wiele cudownych momentów… Albo najgorszych. Ale z okresu choroby nie pamiętam nic oprócz białego sufitu. – Co więcej mógł powiedzieć? Lekko czuł się niczym na przesłuchaniu.
|
| | | Jenny Cordiel
| Temat: Re: Wieża Astronomiczna Nie 08 Mar 2015, 16:58 | |
| Niechętnie przyjęła koszulę, choć wydawało jej się to samolubne. Teraz ona dostała namiastkę ciepłej odzieży, a Dante pozostał w koszulce z krótkim rękawkiem i nawet jeśli się do tego nie przyzna - będzie mu zimno. A co jeśli go przewieje i znów się rozchoruje? Może znowu zniknie ze szkoły? To byłoby... niepożądane. Tak, Jenn nie chciała żeby znowu znikał i właśnie sobie to uświadomiła. Nie oddała mu koszuli z jednego powodu - za dobrze go znała. Był dobrze wychowanym facetem i cholernym gentlemanem, mogłaby go urazić albo doprowadzić do jakiejś nieprzyjemnej wymiany zdań. Jednak to, co zrobił chwilkę później, zszokowało ją bardziej niż gdyby pod koszulą, którą jej pożyczył nie miał zupełnie nic. Jak gdyby nigdy nic wyciągnął w jej stronę ręce, wyraźnie sugerując, że może się do niego przytulić. Jak do ciepłego misia, albo... coś. I nie bardzo wiedząc co robi i czy na pewno dobrze postępuje - skorzystała z okazji i wtuliła się w męskie ramiona, ciesząc się chwilą, podczas której znów mogła poczuć jego zapach. Od razu zrobiło jej się cieplej, choć nie była pewna czy faktycznie aż tak dobrze ogrzewał jej zmarznięte ciało, czy nieco bardziej zmarznięte serduszko, które tak się przed nim broniło. Broniła się przed kolejnymi łzami - to on był tym "poszkodowanym", ona nie miała prawa rozczulać się nad sobą. - Żoną - roześmiała się, wciąż wtulona w ciepłego Dantego. - Wyobrażasz to sobie? To takie... nierealne. I nawet zabawne. Ty przychodziłbyś zmęczony do naszego uroczego wspólnego dormitorium stworzonego na potrzeby szkolnego małżeństwa, a ja podawałabym ci ciepłe kapcie, gazetę i talerz zupy. Dormitorium dla młodych małżeństw? W Hogwarcie? Dobre sobie. A zaraz potem żłobek dla ich dzieci. Czy w ogóle ślub w wieku 16 lat był możliwy? Zresztą o czym ona w ogóle myślała Na jego słowa o chorobie tylko pokiwała głową. To było smutne, dlatego nie chciała już dłużej ciągnąć tego tematu. Przekonała się, że to ta choroba, o której myślała, a poza tym wiedziała już dlaczego Krukon czasem wydawał się taki nieobecny. Wszystko układało się w logiczną całość. - W takim razie wyjaśniliśmy sobie wszystko. Co teraz, Dante? Co z nami będzie? - wyswobodziła się z jego ramion i spojrzała mu w oczy, oczekując jakiejś odpowiedzi. Zaproponuje by zostali przyjaciółmi? Powie jej, że za nią tęsknił i chce by dalej byli razem? Czy w ogóle jest jakieś dalej czy trzeba to zaczynać od nowa? Znowu poczuła znajome mdłości z początku rozmowy. I tym razem wiedziała, że to po prostu strach przed poznaniem odpowiedzi. |
| | | Gość
| Temat: Re: Wieża Astronomiczna Nie 08 Mar 2015, 17:20 | |
| Milo było trzymać ją w ramionach. Przynajmniej było mu ciepło, a w dodatku obejmował Jenny. Tą Jenny. Jego Yennefer, jego Yennę, jego sens istnienia, jego wszystko, co miał. A raczej kiedyś miał, teraz nie miał. Czas przeszły narracji wykpił mnie w tej sytuacji i nie wiem co zrobić z tym dalej. Jego ciałem wstrząsnął śmiech, kiedy Cordiel opowiadała o dormitoriach dla małżeństw. Tego się nie spodziewał. - Jestem ciekawy miny Dropsa. Naprawdę. – Pokręcił głową. Pomysł mu się podobał, chociaż… Musiało paść to pytanie, bez niego nie byłoby niczego. Dziewczyna wyswobodziła się z jego ramion, spojrzała na niego wyczekująco. Dante nie wiedział co miał jej odpowiedzieć. Bardzo chciał mieć ją przy sobie, ponieważ tylko przy niej czuł się bezpiecznie, czuł, że tak powinno być. Każda minuta, każda chwila bez niej była dla niego nie do zniesienia. Jeszcze ta wkurzająca Whisper, która myślała, że pozjadała wszystkie rozumy. Nie chciało mu się tłumaczyć jej, w co się wkopała i o czym mówi. Na idiotów nie było rady. - Widzisz… Chyba myślę, że powinienem coś wyrecytować. – Niedawno przypomniał sobie w pełni sytuację w Zakazanym Lesie. To był jeden plus jego choroby. - Gdyby tak moją chciała być Yennefer, To moją duszę miałby nawet i Lucyfer, Oddałbym wszystko, aby ją codziennie widzieć, W moich ramionach mogłaby zajaśnieć, Niczym najpiękniejsza gwiazda, O ku***, ale to byłaby jazda! Cały Hogwart by mi zazdrościł, Filch by przede mną szczoteczką do zębów podłogę czyścił, Nikt by imienia Kameny nie wspominał, I Król Szkoły by wszystkie spory zażegnał, O Yen, Yen, moją bądź, Do sądu mnie jednak nie posądź, Bo przespać chcę się z Tobą, Bo jesteś tą jedyną osobą! Dante zrobił dziwną minę, ale to wcale nie było wszystko. Tamtego pamiętnego wieczoru ułożył jeszcze więcej rymowanek. Skoro wtedy udało mu się dzięki nim ją wyrwać…? - Golnij sobie z buteleczki raz, Niech Ci się w głowie zakręci obraz, Oczy Ci się wtedy bardziej otworzą, Horyzonty nawet się poszerzą, Wnet zobaczysz to, co ukryte, Ujrzysz to, co niezdobyte, Zapewniam także, że odkryjesz mą miłość, Schowaną pod pojęciem zwanym „koleżeńskość”. Bo ja kocham się w Tobie od czwartej klasy, Kiedy jeszcze na czekoladę byłem bardzo łasy, Bałem się jednak poznać Twoje imię, Bo myślałem, że Cię przyćmię. Teraz jedziemy na tym samym wózku, Więc pomysł zrodził się w mym łepeczku. Bądźmy razem Yen, bo zgrana z nas para, Którą jeszcze może tylko scalić wiara! Bawił się wyśmienicie, kiedy tak recytował swoją dawną poezję. Robił to z takim zaangażowaniem, jakiego jeszcze u niego nie było. - Skoro nie chcesz łyka wziąć, Tego ostatniego sobie pociągnąć, Wypiję więc to ja sam za nas, Żebyśmy mieli swoje wesele w Parnas. Tak mnie uciszasz, To z pewnością mnie okiełzasz, Zapewne chodzą Ci po główce, Dziwne rzeczy takie jak seks na żaglówce, Wody tutaj nie mamy, Ale i tak wszystko miłością dookoła obsiewamy, Chodź moja Yen, się zabawimy, Zanim jeszcze się poślubimy! O. Nawet wtedy już mówił o ślubie? Dobrze się składa! Może tego wieczoru coś dziwnego zrobi? - Och moja Yen droga, Czy Ty nigdy nie szłaś ścieżką pedagoga? Czy nie potrafisz wyczytać z oczu moich, Intencji moich, podobnych do tradycji sułtańskich? Nie bój się kochana, W końcu nie jesteś cała ocukrzana, Wtedy nie miałem przy sobie pierścionka, Ale mówię, że jego kamień to taka drobinka, Wprost do Twoich oczu pasuje, U nas w rodzinie od pokoleń na placach narzeczonych króluje! Już niedługo Shepard panią się staniesz, I całusa ode mnie także dostaniesz! Yenna, nie rumień się tylko, Moja Ty piękna anielko, Bo i tak wiem, że Ty pragniesz mnie tak samo, Jak ja, mojego serca damo! To wcale nie był koniec. Nie tak łatwo, panno Cordiel. - Och Yenna, ja Ci miłość wyznaję, Bo ja normalnie nigdy nic nie czaję, Teraz oczy mi się otworzyły, Dwa serca - duchowe i normalne się przed Tobą położyły. Pomachał dziwnie rękoma. - W wolnym tłumaczeniu to było bądź MOJA i zostań moją żoną.
|
| | | Jenny Cordiel
| Temat: Re: Wieża Astronomiczna Nie 08 Mar 2015, 21:13 | |
| Patrzyła na niego, oczekując odpowiedzi, ale to, co usłyszała, przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Uśmiechnęła się szeroko i poczuła się, jakby znów byli w Zakazanym Lesie, ponad rok temu. Dante był pijany, ona była przerażona, a w momencie kiedy ona próbowała zaprowadzić go do zamku, on recytował jej swoją jakże wybitną poezję wymyślaną prawdopodobnie z sekundy na sekundę."Poezję", która mimo jej woli podbiła jej serce. Czy to świadczyło o jej złym guście, czy o tym, że tak kochała poczucie humoru Dantego? Zaczerwieniła się, słysząc słowa wypowiadane przez Dantego, szczególnie w tym fragmencie o spaniu ze sobą przed ślubem. Stali tak, wystawieni na niekorzystne warunki atmosferyczne, na jednej z najwyższych wież w Hogwarcie. on recytował, a ona stała zasłuchana, na zmianę śmiejąc się i czerwienią i w zasadzie nie bardzo wiedziała co ma zrobić. Szczególnie kiedy nadszedł moment o małżeństwie - wówczas spuściła wzrok, kompletnie zbita z tropu, choć wciąż w świetnym humorze. To wszystko było takie pokręcone... wcale nie zdziwiłaby się gdyby Dante w tym momencie wyciągnął pierścionek i potraktował swój wierszyk jako swoje oryginalne, ześwirowane oświadczyny. W końcu "poezja" pióra Dantego Sheparda dobiegła końca, a Jenn wiedziała, że przed nią stoi najbardziej pokręcony i uroczy mężczyzna, i że jedyne czego chce to znowu go pocałować. Tak jak dawniej. Uśmiechnęła się więc najbardziej uroczo jak umiała i, wciąż czerwona po wierszyku, zapytała - Czy panicz Shepard będzie łaskaw odwiedzić panienkę Cordiel, która znajduje się piętro niżej? Wspominała, że pilnie potrzebuje panicza pocałować. Tak, to niestety był jeden z tych mniej wygodnych aspektów bycia tak niską osobą - nigdy nie mogła pocałować go z elementem zaskoczenia, chyba że w pobliżu było coś, na czym mogła stanąć. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Wieża Astronomiczna | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |