Temat: Przelecimy się...? Na miotłach? Sob 16 Sie 2014, 13:15
Opis wspomnienia
Złożona obietnica kapitanowi drużyny slytherinu popchnęła drobną Yumi do wzięcia korków z latania. Po namowach ze strony koleżanek odważyła się podejść do znanego wszystkim Gilgamesha i umówić się na ćwiczenia manewrów w powietrzu. Nie kryło się za tym nic innego jak dokuczenie w nadchodzącym roku szkolnym kapitanowi ich drużyny. Gil nic absolutnie nic nie wiedział dlaczego dziewczyna poprosiła go o taką przysługę. Przynajmniej świetnie bawili się w swoim towarzystwie...
Osoby: Gilgamesh von Grossherzog, Yumi Merberet
Czas: początek lipca 1977
Miejsce: niedaleko domu Grossherzoga na "małym" boisku
Ostatnio zmieniony przez Yumi Merberet dnia Sob 16 Sie 2014, 15:06, w całości zmieniany 1 raz
Yumi Mizuno
Temat: Re: Przelecimy się...? Na miotłach? Sob 16 Sie 2014, 13:27
Yumi wyszła z Błędnego Rycerza. Cud, że stała jeszcze na równych nogach. Podskoczyła słysząc warkot niebezpiecznego pojazdu znikającego tuż za jej plecami. Dziewczyna zastanawiała się dlaczego wybrała ten środek transportu. Musiała przypomnieć sobie, że alternatywą była sieć Fiuu, za którą nie przepadała. Celem podróży były odwiedziny Gilgamesha, który zaoferował swoje boisko do quidditcha jako miejsce treningu. Wahała się przez chwilę czy powinna przyjąć jego zaproszenie, skoro wiedziała o tym, że jeszcze w tym miesiącu zostanie z kimś zaręczona. Po analizach za i przeciw uznała, że to ostatnie chwile, gdy może zaszaleć bez oglądania się czy wypada czy nie. Ojcu wmówiła, że odwiedza znajomych, nie podając żadnych szczegółów. Przypomniała sobie sytuację sprzed kilkunastu dni. Wyłapała Gila na korytarzu w Hogwarcie popchnięta przez zaprzyjaźnione Krukonki. Miała przekazać im czy to prawda, że na imprezie ślizgońskiej stał do góry nogami na jednej ręce, podczas gdy drugą miał zabandażowaną po starciu z Gryffindorem. Nie zapytała, bo była speszona samą prośbą o udzielenie korków. Nie żałowała jednak swojej decyzji i uśmiechała się niczym złośliwy chochlik wyjęty wprost z powieści fantastycznych. Wiele razy powtarzano jej, że jej drobna postura dodaje szybkości i upierdliwości, którą może wykorzystać na meczach. Musiała poćwiczyć rzucanie do bramek, unikanie tłuczków ale też i doprowadzanie do szewskiej pasji przeciwników, szlifując kunszt błyskawicznego lotu. W swojej naręcznej torbie ukrywała zmniejszoną miotłę. Powrót do drużyny był bardzo dobrym pomysłem i Yumi chciała bawić się do upadłego. Korzystać z możliwości oderwania się od świata i wzbicia w powietrze, gdy tylko chciała. Yui pomachała do Gila odczytując, że to on kroczy w jej stronę. Ruszyła naprzeciw niego, uśmiechając się wciąż złośliwie.
Gilgamesh von Grossherzog
Temat: Re: Przelecimy się...? Na miotłach? Sob 16 Sie 2014, 14:07
Gross nie czuł się najlepiej - zdecydowanie mógł mieć lepszy początek dnia. Paskudni członkowie jego wybitnej rodziny potrafili świętować aż za dobrze, a przez ostatnie 12 godzin młody arystokrata odchorowywał to jak się bawił. Nie za dobrze to pamiętał, ale zabawa musiała być przednia i był pewien że była to niezapamiętana impreza. Tak czy siak, zdecydowanie dobrym pomysłem było sobie zapisać w kalendarzyku co będzie robił w najbliższym czasie - gdyby nie to, nie byłby w stanie się zorientować że dzisiaj kogoś do siebie zaprosił. Szarada porannych czynności przygotowujących go do bycia nieprzeciętnie wspaniałym, trwałą zdecydowanie dłużej niż zwykle, jednakże pod dłuższym czasie, wreszcie udało mu się wygrzebać z domu i wyjść. Swoją drogą, ciężko było go nie zauważyć - Gross złamał chyba wszystkie środki ostrożności jakie tylko mógł, poza rzucaniem zaklęć na prawo i lewo. Nie zamierzał się włóczyć po "swoim terenie" w mugolskich ciuchach, ani ukrywać czegokolwiek. Szedł dumnie wyprostowany, w swoim Ślizgońskim stroju do Quidditcha i miotłą przewieszoną przez plecy, skrzyżowaną z jego pałką, ciągnąć za sobą kuferek z piłkami. Co prawda znicz nie będzie mu potrzebny za nic, ale miło było mieć komplet piłek, na wypadek gdyby przyszło mu grać jakiś mecz towarzyski, chociaż wątpił żeby znalazł zbyt szybko kogokolwiek, kto chciałby w takim meczu być w przeciwnej drużynie - w końcu nikt nie chciał raczej grać przeciwko Grossowi. Już z daleka zauważył Yumi - zdecydowanie to była ona, w końcu nikt inny na jego widok nie szedłby w jego stronę, a Gil nie miał zbyt wielu takich młodych znajomych. Oczywiście zlustrował ją standardowym spojrzeniem - w końcu ostatnio nie miał okazji się jej dobrze przyjrzeć. Po chwili mógł już wystawić notę - gdyby tak była starsza, to zdecydowanie dzisiaj byłaby świetna okazja do podrywu. -Cześć maluszku.-rzucił gdy już się zbliżył i wyszczerzył się do niej. -Tędy-dodał i wskazał w stronę jego boiska. Bo w końcu było jego, nawet jeśli należało tylko do rodu - Gross je sobie przywłaszczył i tyle.
Yumi Mizuno
Temat: Re: Przelecimy się...? Na miotłach? Sob 16 Sie 2014, 14:42
Nie brała ze sobą kompletnego stroju, ponieważ czekała na spełnienie zamówienia. Odkąd pod koniec roku szkolnego dowiedziała się od Luca Shawa, że wraca do drużyny, zdążyła odwiedzić magiczną krawcową i podać wymiary stroju. Nie chciała odzieży używanej z Hogwartu i nie kierowała nią próżność, a higiena. Musiała czuć się dobrze i wygodnie, gdy wsiądzie na miotłę. Wzięła ze sobą tylko pelerynę, którą wydłużyła, odświeżyła i poprawiła. W trzeciej klasie była w drużynie, lecz zaprzestała sportu z powodu kontuzji stopy. Po krótkim teście sprawności zgodziła się i musiała przypomnieć sobie to i owo. Gilgamesh był ku temu najlepszym sposobem. Słyszała co nieco o jego osiągnięciach fizycznych, a skoro odważnie planowała dokuczyć Evanowi we wrześniu, czas na odświeżenie umiejętności i wzmocnienie kondycji fizycznej. Zakupiła nawet Spadającą Gwiazdę, prawie najnowszy model. Szybki, lekki, wytrzymały. Obdarzyła Gilgamesha szerokim uśmiechem nie ukrywając się ze złośliwymi iskrami w ciemnych oczach. - Nie jestem maluszkiem. - zmrużyła powieki zerkając na niego spode łba. Może i była niska, miała tylko te piętnaście lat, lecz umiała dać popalić i być zadrą w oku. Nie lubiła być nazywana "małą", co na złość robiło parę znanych jej osób. Przyjrzała się ślizgonowi idąc za nim spokojnie. Nie potrzebowała wiele czasu, aby wywnioskować, że wczoraj nieźle musiał zabawić się, a dzisiaj odczuwał tego skutki. - Kacyk? - zapytała bez współczucia i wyprzedziła go, stawiając dłuższe kroki. Zagwizdała dochodząc do boiska. - No nieźle, Grossherzog. - położyła torbę na trawie, wyciągnęła stamtąd zmniejszoną miotłę. Zwiększyła swoją masę i długość jak tylko ją dotknęła. W ciągu kilku sekund przybrała naturalne rozmiary, a blade, czyste drewno trzonka świadczyło o nowości. Zarzuciła na siebie pelerynę z wyszytym orłem i rękawiczki bez palców. - Hm, dogonisz mnie? - zapytała i wskoczyła na miotłę. Nie poczekała na jego odpowiedź, tylko śmignęła ku górze. Przyspieszała z każdą sekundą. Boisko zlało się w jeden ciąg, a Yumi beztrosko okrążała boisko biorąc sobie za cel nie złapania się niemieckiemu koledze.
Gilgamesh von Grossherzog
Temat: Re: Przelecimy się...? Na miotłach? Sob 16 Sie 2014, 15:44
-Oh rozumiem, nie jesteś maluszkiem. Wporządku mikrusie.-odparł jej docinkiem, wciąż szczerząc zęby, bo w końcu bez żadnej dozy złośliwości nie było zabawnie. Uwagę o kacu postanowił przemilczeć - nie był już tak wczorajszy jak wcześniej, nabierał kolorów i orientował się co się dzieje, co więcej - był pewien że jest już w stanie dosiąść miotły bez większych problemów. Nie byłby jednak sobą gdyby nie powiedział nic o boisku, chociaż nie miał głowy się nad tym rozwodzić, więc skwitował je tylko słowami: -E tam, prywatne boisko jak każde inne. Oczywiście wiedział że niekoniecznie wszystkich stać na postawienie sobie boiska, ale był Grossem, człowiekiem z rodu tak próżnego, że stawiają sobie więcej pomników niż to ustawa przewiduje, więc kto bogatemu zabroni? Nie wyobrażał sobie co by było gdyby był biedny - tak wiele możliwości stracić. Z lekkim rozbawieniem zauważył jak Yumi próbuje uniemożliwić mu złapanie jej poprzez okrążanie boiska. Może i miał za wysokie ego, ale po jej locie raczej nikt nie miałby wątpliwości - nie była w formie, w każdym razie nie w wystarczającej aby Gilgamesh nie był w stanie jej dogonić. Szczególnie że poza wieloma treningami, coś jeszcze dawało mu przewagę nad innymi graczami. Zostawił kufer i zdjął pałkę z pleców, w końcu nie zamierzał łapać jej tłuczkiem, mimo że to by na pewno było skuteczne, ale może nie tym razem. Odtroczył swojego Nimbusa 1000 od pleców (w końcu nie mógł sobie pozwolić na tańszą i mniej skuteczną miotłę, ojciec by go zabił chyba gdyby nie miał najlepszego możliwego sprzętu) i wprawnie jej dosiadł. Bez większego pośpiechu wzleciał kilka stóp do góry, oceniając prędkość Yumi, po czym wystrzelił w pozornie przypadkowym kierunku, ściskając miotłę kolanami z całych sił, po czym wykonał piękny obrót, w taki sposób że gdyby ktoś zatrzymałby go w odpowiednim momencie, to zawisłby do góry nogami. Po obrocie już bez większych problemów zwiększał prędkość, skierował się też tak aby siedzieć Krukonce na ogonie, wyczekując na odpowiedni moment, po czym zwiększył prędkość do maksimum, wyprzedził ją i klepnął w ramię, jakby chciał powiedzieć berek, po czym wyhamował tak, aby mieć pewność że dziewczyna przypadkiem na niego nie wpadnie. -Za bardzo zwalniasz przy zakrętach.-rzucił lekko rozbawiony. Doskonale wiedział że tak jest dla niej bezpieczniej, bo nie groziło jej to spadnięciem z miotły w wypadku skrętu przy nadmiernej prędkości, ale w końcu był tu w roli pomocnego wujka Grossa. A pomocny wujek Gross zawsze przedkładał efekty ponad bezpieczeństwem, jeśli chodzi o Quidditcha. Chociaż...nie tylko w wypadku Quidditcha, jednak on po prostu stawiał bezpieczeństwo na drugi plan. -Jak tak dalej pójdzie to Puchoni Cie zaczną przeganiać.-krzyknął ze śmiechem. Może i żart był niewybredny, ale miał nadzieję że w ten sposób zmotywuje ją do latania z większą prędkością. Gil korepetytor, taki wspaniały.
Yumi Mizuno
Temat: Re: Przelecimy się...? Na miotłach? Sob 16 Sie 2014, 20:06
Jej oczęta ani na chwilę nie przestawały sprawiać wrażenia złośliwych i zabawnie zirytowanych. Odpuściła po chwili stwierdzając w duchu, że odgryzie się mu na miotle. Yui nie miała dawnej wprawy, więc po to tutaj przyjechała. Jeśli tylko odzyska formę, dopiecze Gilowi nie dając prześcignąć się. Zachichotała rozbawiona "boiskiem jak każde inne". - Masz rację, szału nie ma. - zmarszczyła usta, aby utrzymać złudną powagę oraz luzacki ton. Widziała w tym próżność i obracanie się w przepychu, jednak wstrzymywała się od pochopnych ocen. Przywykła, że otoczenie jej ojca jest piekielnie bogate, wszak sami nie należeli do najbiedniejszych. Yui jednak nigdy nie pomyślałaby o wybudowaniu sobie prywatnego boiska. Qudditch nie był w jej rodzinie aż tak ubóstwiany, to tylko hobby. Przyznawała się sobie w tajemnicy, że marzy o prywatnym obserwatorium albo planetarium. Nie była na szczęście tak próżna, dzięki Merlinowi. Boisko wzbudziło w niej zachwyt, bo było potężne, wielkie, zadbane, a powietrze wokół czyściutkie i orzeźwiające. Mogła rozpędzić się na wiele kilometrów, śmigać i przecinać wiatr, aby po kilku minutach zmuszać miotłę do przygotowania do hamowania. Nie dostrzegła, że ją dogania, zajęta napawaniem się uderzeniami wiatru. Czarne włosy rozwiały się na wszystkie strony, falując za nią i powiewając w powietrzu. Odwróciła gwałtownie głowę i powiodła wzrokiem wokół, nie wierząc, że zaszedł ją w ten sposób i zniknął przed nią, bez problemu prześcigając ją. - Jak prześcigniesz Dwayne'a z Hufflepuffu zapłacę tobie galeona. - oburzyła się, gdyż chłopak z Pucholandu niejednokrotnie pokazywał jej jak bardzo można być dokuczliwym w powietrzu. Złapała mocniej trzonek miotły i uniosła ją wyżej, hamując tuż przed Gilem. - Mam rąbnąć w filar? Tam są trzy metry, żeby wyhamować. Jeśli ograniczę do metra, będziesz mnie zeskrobywał i się mną opiekował. - odpowiedziała głośniej, bo już ulatywał. Przez chwilę wisiała w powietrzu i zagryzała dolną wargę, obserwując sylwetkę ślizgona. Naparła na trzonek miotły, przechylając się pod kątem i zapikowała w dół. Pozwoliła sobie na duży rozpęd. Wsłuchując się w ciche świstanie miotły, śmignęła jeszcze niżej. Wstrzymała oddech, gdy powietrze uderzyło ją mocno w policzki odbierając dech w piersiach. Zsunęła się poniżej Gila i leciała metr pod nim. Jeśli skręcił w lewo, zrobiła to samo jak magnes. W prawo? Też. Poprawiła nogi na miotle, pociągnęła trzonek do brzucha i rozpędziła się jeszcze bardziej, wylatując spod niego pionowo do góry. Zatrzymała się pięć metrów nad nim i pomachała nogami, uśmiechając się i odsłaniając przy tym bielutkie drobne ząbki. - Zademonstruj mięśniaku hamowanie przy zakrętach. Ale jeśli uderzysz w filar będę się głośno śmiała. - uczuliła, że nie będzie go skrobać, tylko zajmie się śmianiem.
Gilgamesh von Grossherzog
Temat: Re: Przelecimy się...? Na miotłach? Nie 17 Sie 2014, 15:35
Gross wyjątkowo dobrze się bawił, w końcu za każdym razem gdy udawało mu się udowodnić że jest w czymś lepszy, jego dusza popiskiwała z radości a ego skakało w powietrze jak małpa. To była tylko chwila, tylko jeden moment, w którym jego triumf zamienił się w nieprzeciętne rozbawienie. Yumi najwidoczniej wiedziała jak go doprowadzić do śmiechu, bo wyszło jej to naprawdę nieźle - sam nie wiedział czy bardziej rozbawił go fakt, że poczęstowała go tak prostym celem, czy też że myślała że nagrody pieniężne w jakikolwiek sposób go zachęcają. Chociaż zawsze miło wygrać. -Dwayne? Ten taki popaprany indianiec, który chyba dawno nie oberwał bo znowu zaczyna się nosić jakby był królem świata? Proszę Cię, jest nie warty uwagi, to najłatwiejszy możliwy cel na boisku, ale skoro tak bardzo prosisz...przy następnym meczu zanim jeszcze ten średnio inteligentny borsuk zaryje swoją szkaradną buźką o murawę, zademonstruje Ci jak łatwo można go wyprzedzić.-wygłosił z dozą "radosnej ironii". W końcu rzucać mu wyzwanie żeby prześcignął szlamę? I to jeszcze nie byle jaką - to nie była pierwsza lepsza szlama. Gross miał ochotę rozszarpać tą paskudę bardziej niż zwykle, bo Puchon zamiast zachować się jak grzeczna menda i spłonąć, za każdym razem mu się stawiał, co doprowadzało Gilgamesha do jeszcze większej furii i zwykle kończyło się niezbyt ciekawie. Ile to razy już został poczęstowany szlabanem, a powodem była "bójką z kolegą z Hufflepuffu". Kolegą, to dopiero zabawne określenie. Tak czy siak, może i Yumi zrobiła to niezamierzenie, ale w pewien sposób go zirytowała, samym wspomnieniem o jednym z najmniej ulubionych ludzi Gila. Poprawił mu się za to humor, kiedy Krukonka poinformowała go o swoich obawach z filarem. Po prostu było mu lepiej, bo po raz kolejny mu przypomniała że on umie coś, co dla niej jest zbyt trudne. To zdecydowanie było mu na rękę. -No pewnie, mogę się Tobą poopiekować. Dużo miejsca nie zajmiesz, więc nie widzę problemu.-odparł jej ze śmiechem i wykonał pętle, po czym zaczął krążyć po boisku bez celu. Dopiero po chwili się zorientował, że ktoś tu postanowił zrobić mu ogon. Wykonał kilka gwałtownych skrętów, jednak dziewczyna cały czas za nim (a raczej pod nim) podążała. Gross docenił i aprobował. Zatrzymał się więc w powietrzu a Krukonka wzleciała nad niego. Spojrzał do góry po czym odparł jej: -Hamowanie? Nawet nie zauważysz że zwolniłem, ale w porządku. A, przy okazji - kobieta nie powinna wznosić się ponad mężczyznę, ponoć nie wypada, ale jak tam chcesz.-po czym wystartował ze śmiechem. Z boku zapewne wyglądało to, jakby obrał sobie za cel spotkać się z filarem oko w oko, mimo to utrzymywał prędkość - tutaj w powietrzu, na miotle, miał wręcz stalowe nerwy - nie łatwo go było przestraszyć malutką dozą ryzyka. Kiedy był już naprawdę blisko i wszystko wskazywało na to że się rozpłaszczy, ściął ostro powietrze nagłym szarpnięciem rączką i wykonał piękny łuk, muskając tylko filar końcówkami witek miotły, tak delikatnie jakby nic się nie stało i gdy już obrócił tor lotu o 180 stopni, zaczął zwalniać, tak aby zatrzymać się akurat przy Yumi. -Łatwizna-rzucił na luzie, chociaż doskonale sobie zdawał sprawę z tego że to wcale nie było tak banalne - to on po prostu poświęcił tyle czasu na treningi, że był w stanie latać tak, że zdecydowanie był jednym z najlepszych, jeśli chodzi o uczniów.
Yumi Mizuno
Temat: Re: Przelecimy się...? Na miotłach? Pon 18 Sie 2014, 15:41
Nie rozumiała czemu go rozbawiła i komu winny jest ten zadziorny uśmiech, który pojawił się na jego ślizgońskich ustach. Przyjrzała się chłopakowi uważniej i prychnęła przypominając sobie o odwiecznej wojnie czystokrwistych z mugolami. Umknął jej stan krwi Dwayne'a. Wywróciła oczyma kwitując to pobłażliwym uśmiechem. - Jest upierdliwy, ale znośny. Spotkanie z murawą nie jest konieczne... ale dobrze, będę was obserwować i będę kibicować temu, który utrzyma się na miotle. Założę nawet wtedy specjalny kapelusz. - założyła ręce na ramiona i z wysoko uniesioną brodą oglądała Gila szykującego się do demonstracji latania bez hamowania. Była wręcz pewna, że rąbnie porządnie o filar i będzie musiał stamtąd zeskrobywać swoje ego. Nie była tak utalentowana w miotlarstwie jak on, lecz miała ku temu potencjał, który wydobędzie z siebie, jeśli tylko przyłoży się do odzyskania dawnej kondycji fizycznej. Obecnie był od niej lepszy, to oczywiste zważywszy na jego osiągnięcia w quidditchu. Yui podziwiała za to, doceniała jego umiejętności, ale nie dawała się zwieść ładnej buźce. Kiedyś go zaskoczy tak samo jak kapitana jego drużyny... małe potrafi być szkodliwe, skoro non stop zwracał uwagę na jej drobne rozmiary. - Jesteś wredny, Gil. Nie jestem mała! I zajmuję dużo miejsca! - oburzyła się, lecz uśmiech majaczący na jej ustach niwelował znacznie powagę wypowiedzianych słów. Pogroziła mu palcem i cofnęła się na miotle, aby nie kusić Gila o potrącenie jej. - I ty mówisz mi co wypada a co nie, Gil? Anastasia opowiadała mi o twoich wyczynach na waszej imprezie. Cały Ravenclaw o tym wie. - zachichotała złośliwie, postanawiając zbyt bardzo nie łechtać jego ego, gdyż mógłby popaść w narcyzm. Miał powodzenie u dziewcząt, tak więc nie traktowała dosłownie jego uwag nt. "co wypada, a co nie". Nie był do tego dobrym wzorcem i dobrze o tym wiedział. Yui szczerzyła się wesoło. Zniżyła się na miotle o dwa metry, aby mieć lepszy widok na start Gila. Pomachała nogami luźno w powietrzu i pewna, że temu nie podoła obserwowała jak przyspiesza po to, aby rąbnąć w filar z dużym impetem. Nawet zasłoniła jedno oko dłonią. Nie spodziewała się, że skubany wyminie... - Nie wierzę! - pierwsza reakcja, czyli niedowierzanie. - Poproszę bis, w zwolnionym tempie. Przecież miałeś uderzyć w filar! Nikt tego nie wyminie przy takiej prędkości... - podleciała do owego filaru i obejrzała go, czy aby przypadkiem jednak Gil nie rąbnął, a jej musiało to umknąć. Zacisnęła mocno usta powstrzymując komplementy i okrzyk uznania za ten wyczyn. Gilowi musiało wystarczyć niedowierzanie i duże jak spodki ciemne oczęta przypatrujące się mu podejrzliwie.
Gilgamesh von Grossherzog
Temat: Re: Przelecimy się...? Na miotłach? Sro 20 Sie 2014, 18:41
-Znośny? To ja już chyba wolałbym żeby w moim dormitorium zalęgły się karaluchy. Są bardziej znośne niż ta Puchońska pokraka-odparł unosząc brew. No bo to była najświętsza prawda - wolał już robale od szlamowatego ścierwa, jakim był ten pseudozawodnik w drużynie borsuków - prawdopodobnie z tego właśnie powodu, Dwayne na meczach był pierwszym celem jaki obierał Gross, niezależnie od tego czy tamten zdążył już chociażby spojrzeć na kafla. Pokaz umiejętności nie sprawił mu najmniejszej trudności - robił to milion razy, w końcu to wyglądało dość popisowo a każden jeden wiedział że Gilgamesh był dobry w popisywaniu się. Tak czy siak, było mu zdecydowanie przyjemnie gdy Yumi wspomniała o jego wyczynach na imprezie Ślizgonów i to z prostego powodu. Nie było jej tam - zapamiętałby takie maleństwo, więc to oznaczało że wiedziała to od kogoś (jak sama stwierdziła od Anastasii), albo co jeszcze lepsze - być może wyszły już o tym plotki w Hogwart. A skoro wyszły na ten temat plotki, w takim razie jeszcze ktoś na pewno musiał zauważyć jak bardzo silny i wspaniały był tego wieczoru, a to mile łechtało jego ego. Tak czy siak - nawet nie przeszło mu przez myśl aby coś takiego przemilczeć - musiał wypowiedzieć się chociażby i krótko. Dlatego też gdy już zatrzymał się przy niej wyprostował się i zanim wykonał bis, postanowił coś powiedzieć na ten temat. -Wyczynach? Nie zrobiłem nic takiego. Po prostu stojąc na jednej ręce zaśpiewałem arie operową, pierwszą która mi przyszła do głowy. Ja wiem że wielu może uważać że to dziwne, ale tak, interesuję się sztuką w takim stopniu jak powinienem ze względu na swą pozycje w społeczeństwie. Uważam że nie ma w tym nic niestosownego.-rzekł spokojnie, oczekując jakichś komplementów na temat swojego wyczynu. Niestety, one nie nadchodziły, po prostu nie nadchodziły. Chociaż jej niedowierzanie było całkiem przyjemne, mimo że to co zrobił to nie było nic wielkiego. Przecież gdyby Gross nie umiał nawet tego, to Rosier chyba wyrżnąłby go z drużyny na zbity pysk. Chociaż w sumie Gilgamesh doskonale wiedział, że szanse na to że on wyleci z drużyny są znikome - swoimi umiejętnościami przebijał nawet Franza, więc zdecydowanie był ważnym zawodnikiem w drużynie. Tak czy siak, chciała bisu? O nie, miał jej do zademonstrowania coś jeszcze. -E tam, to tylko zmiana kierunku z którą linią hamowania. To da się łatwo opanować, wystarczy poćwiczyć. Ale to już jest trudniejsze.-powiedział i podniósł nogi aby je postawić na miotle, puszczając ją "luzem" aby powoli sunęła przed siebie. Wtedy ustawił na niej obie dłonie, jedna z drugą, chwycił ją pewnie i wyrzucił nogi do góry - w końcu skoro na imprezie zrobił taki mini show, to nadeszła pora na powtórkę, tylko tym razem zrobił to lepiej - zademontrował lot na miotle, jednocześnie stojąc na rękach, mimo że w trochę okrojonej wersji. Powoli podleciał do Yumi, aby mogła zauważyć że nie stosuje żadnych sztuczek, poza czystą siłą fizyczną, po czym błyskawicznie opuścił nogi, znacznie przyśpieszył i wykonał dookoła niej pionową pętlę, po czym zawisł w powietrzu z rączką miotły skierowaną w dół, mocno trzymając się kolanami. -Widzisz? Wystarczy opanować miotłę żeby...-zaczął, lecz przerwał mu nagły chrzęst. Przez chwilę miał wrażenie że jego nimbus 1000 złamie się w połowie, z niewiadomego powodu - w końcu słyszał pękające drewno. Ale nie, to nie był odgłos pochodzący z miotły. Najwidoczniej ktoś bawił się jego piłkami kiedy go nie było, bo nagle solidny kufer przestał być taki wytrzymały, a przez jego wieko przebiły się...tłuczki! Kto do cholery wypuścił je z łańcuchów? Tak czy siak, jeden z nich właśnie postanowił rozbić łuk brwiowy Gilgamesha - niestety, nawet jego wspaniały refleks go nie uratował, bo zwyczajnie nie spodziewał się takiej zdrady i naokoło trysnęła krew - tłuczek poleciał dalej i już zaczynał zakręcać, co doprowadziło do tego że Gross musiał odlecieć w stronę pałki - no co jak co, ale nie zamierzał spotykać się z tymi paskudnymi piłkami bez orężu, a wolał ich nie rozwalać różdżką - był w stanie to zrobić, ale trochę szkoda. Drugi tłuczek tymczasem zaszarżował na Yumi.
Yumi Mizuno
Temat: Re: Przelecimy się...? Na miotłach? Czw 21 Sie 2014, 21:53
Yui wywróciła oczami. Bawiły ją pojedynki słowne między ślizgonami a uczniami pochodzenia mugolskiego. Nie wtrącała się w ani jedną w ani drugą stronę z prostego powodu: obie lubiła. Nie przepadała za brutalnymi faulami w quidditchu, ale ten sport miał to w sobie, że czasem ktoś mocno oberwał. Yumi też została sfaulowana, bardzo poważnie skręcając kostkę przy upadku oraz nadrywając sobie ścięgno. Została mocno potrącona, wpadła wówczas na filar, odbiła się i dosyć wysoka spadła na murawę. To nieodłączny element sportu, jednakowoż umyślne atakowanie drugiego zawodnika Yumi traktowała pogardliwie. Porzuciła analizę zachowania Gila na meczach, bo widziała w nim nieprzeciętny talent sportowy. Sporo odwagi kosztowało ją podejście do niego i poproszenie o korki z tego sportu. Nie mogła tego zmarnować, a więc z błyskami w skośnych oczętach przyglądała się niemieckiemu koledze, chłonąc wszystkie detale. Latającą pelerynę, świst przecinanego powietrza, przechylenie pod wymierzonym kątem podczas zakrętu... gdyby mogła to nagrać i obejrzeć ponownie w spowolnionym tempie. Szkoda, że nie zakupiła omniokularów. Yumi roześmiała się niegłośno z Gila. Trzeba przyznać, że był uroczy w bagatelizowaniu swoich osiągnięć, aby uzyskać gorliwe zaprzeczenie. - Masz rację, skromny Gilu. To żaden wyczyn stać na jednej ręce do góry nogami i śpiewać operę. - zacisnęła blade usta w linię, aby nie wybuchać śmiechem. Przekrzywiła głowę i zamyśliła się z długim "hmmmm" słyszanym w jej gardle. - O tym żadnym wyczynie rozmawia połowa dziewczyn w Ravenclawie, skromny Gilu. - postanowiła podbudować jego już i tak budujące się imponująco ego. Zasługiwał na to, wszak zgodził się dać jej korki. Na kacu. Wybałuszyła oczy dostrzegając co Gil chce zrobić. - Oszalałeś! - wymsknęło się z jej zaciśniętych warg. Podleciała niżej zaintrygowana jego odwagą bądź głupotą. Stanął! Stanął na miotle zyskując sobie tym samym aplauz Yumi. Biła głośno brawo i gdyby umiała, zagwizdałaby z uznaniem. Obróciła się powoli wokół własnej osi śledząc uważnie jego ruchy. Miał idealną równowagę, godną podziwu i uznania. - No no, Gorssherzog. - uniosła brwi i po chwili z jej gardła wydobył się krzyk. Nie zauważyła nadlatującego tłuczka. Uderzył go w głowę... Yumi przez chwilę naprawdę bała się, że stało się coś złego. Zakryła usta i podleciała do ślizgona, aby nie spadł z takiej wysokości na murawę. Chłopak dał sobie dzielnie radę i znikał pikując... czyli nie oberwał tak mocno jak to wyglądało. Szczęście w nieszczęściu. - Uważaj! - krzyknęła, a jej źrenice rozszerzyły się na widok drugiego tłuczka lecącego wprost na nią. W ostatniej chwili pociągnęła ku sobie trzonek i wzbiła się metr wyżej. Tłuczek przeleciał tuż obok kostki jej lewej stopy. Dziewczyna obróciła się i zmrużyła oczy przed silnym słońcem. Nie czekała na powrót niesympatycznej piłki, ruszyła w ślad za Gilem. Lecąc pod kątem śmignęła ku ziemi. Zaatakowana ponownie przez "swój" tłuczek, odchyliła się całym bokiem w prawo. Piłka zaryła w trawę i szykowała się do kolejnego ataku. - Mamy przechlapane... - wykrzywiła usta i zamiast na dół, ruszyła ku górze. Dobry trening dla orientacji w terenie, intuicji i zręczności. Yumi wyczuliła się na słuch. Skupiła się na świstach powietrza, aby przewidzieć kiedy tłuczek jest wystarczająco blisko oraz czas, w którym musi wykonać gwałtowny skręt. Wzięła głęboki wdech przez płuca i przymknęła na sekundkę powieki. Szum, szum... szum... świst, szum... świst, świst, świst... już. Ponownie pociągnęła trzonek miotły do brzucha i wykonała fikołka w tył, robiąc tłuczka "w konia". Odetchnęła z ulgą, mrugając powiekami. - W jaki sposób sędzia łapie te tłuczki? - zapytała głośno Gila i kręciła się z boku na bok, aby nie ułatwiać piłce ataku.
Gilgamesh von Grossherzog
Temat: Re: Przelecimy się...? Na miotłach? Pią 22 Sie 2014, 01:03
Ta niewielka dawka uwielbienia zdecydowanie była mu na rękę - w końcu jak mógłby nie wielbić tłumów skandujących jego imię i pochwały? Tłumu co prawda nie było, ale jedna, mała urocza Krukonka też sie nadawała do okazywania mu swego zachwytu. Oczywiście na niego zasłużył, jak zwykle zresztą, no ale cóż się dziwić - nie dość że był wspaniały i wybitny, to jeszcze dużo ćwiczył. Czasami odnosił wrażenie że miotła to część jego ciała - w powietrzu czuł się równie pewnie, co znęcając się nad jakimś Puchonem - było tak samo łatwo i bezproblemowo, jakby wszystkie zmartwienia odpłynęły w siną dal. Niestety, chwilę jego wspaniałości musiały popsuć te cholerne piłki. Jak one śmiały upuścić krwi jemu, księciu Slytherinu? Ta zniewaga wymagała krwi, niestety - piłki jej nie wydzielały. Dlatego też szczerze się ucieszył, gdy dotarł do pałki na czas, aby odbić kolejny atak wściekłego tłuczka. Kto w ogóle wymyślił żeby te cholerne cele dla jego pałki potrafiły latać same z siebie? I z jakiej racji wyrwały się one z kufra? Co następne? Rozjuszony kafel? Zniszcz strzelający Avadą na prawo i lewo? Z może jeszcze lepiej - może jego własna pałka postanowi mu przypierdzielić? Albo miotła się zbuntuje i zamiast go nosic tam gdzie trzeba, postanowi polecieć na Alaskę? Po raz kolejny odbił tłuczka i zbliżył się do Yumi. -Zazwyczaj przy pomocy różdżki.-odparł na jej pytanie. Już miał wyciągnął własną zza pazuchy, ale nagle naszło go że...przecież przyszli tu by ćwiczyć, prawda? Miał jej dać korepetycje? To da jej takie, jakich nie mogła się nawet spodziewać. Po raz kolejny zleciał niżej, po drodze pozbywając się silnym uderzeniem chcącego go zmiażdżyć "ogonu" (ktory zupełnie przypadkowo przeleciał przez pętle) i doleciał do kufla. Wyciągnął z niej kafel, wzleciał trochę wyżej i rzucił z całej siły do Krukonki - może rzut nie był celny, ale kafel leciał w pobliżu dziewczyny. Teraz wystarczyło ją poinformować o jego planie. -Yumi, zaczynamy Twój trening-krzyknął-Lekcja pierwsza - unikaj tłuczków i utrzymaj kafel. Powodzenia. Sam zamierzał cały czas krążyć tak aby nie mieć do niej zbyt daleko - gdyby jej się wybitnie nie udawało, to nie zamierzał pozwolić tłuczkom jej zmasakrować. Zamierzał jednakże interweniować tylko w wypadku, gdyby dziewczyna nie była zdolna do dalszego lotu. Co jakiś czas któraś ze złośliwych piłek to jego obierała za swój cel, ale bez przesady - teraz kiedy wiedział że tłuczki w grze, nie zamierzał się dać trafić. No i miał coś, co mu to ułatwiało - ciężka pałka całkiem nieźle nadawała się do pozbywania wrednych piłek szukających jego uwagi. Oczywiście nie odbijał ich prosto w Yumi, bo nie miał wątpliwości że trafiłby bez problemu i doprowadził do masakry, a wolał tego uniknąć raczej, dlatego też wybijał je na boki, tak o, coby sobie polatały.
Yumi Mizuno
Temat: Re: Przelecimy się...? Na miotłach? Sob 23 Sie 2014, 23:16
cYui nie była biegła w okazywaniu zachwytu... w szczególności uczniom slytherinu, którzy wzbudzali w niej mieszane uczucia. Gilgamesh przeceniał swoją urodę i wrodzony geniusz oczekując niewątpliwej pochwały oraz radości z talentu. Merberet klaskała mu, bo doceniała co dla niej robił. Poświęcał swój poranek po to, aby pomóc jej odzyskać dawną formę. Dzielnie znosił bóle pomelanżowe, tak więc potajemnie udawała, że jest nim zachwycona. Tak naprawdę przyglądała się niemieckiemu chłopakowi z pobłażaniem. Gdyby nie narcyzm i przerośnięte ego, byłby wspaniałym materiałem na bliższego przyjaciela, lecz teraz nosił miano "tego znanego Gilgamesha", nad którym piszczały jej koleżanki. Z pisków wyrosła już dawno... Złapała kafel. między rękoma tuż nad głową. Rzut chłopaka był mocny i silny, a gdyby celował w jej brzuch, zrzuciłby ją z miotły. Na szczęście obyło się bez szkód. Nie lubiła tłuczków. Miała z nimi złe skojarzenia i wspomnienia. Przez rok gry w quidditcha non stop przed nimi uciekała, ćwiczyła manewry, a i tak stara miotła w schowku w szkole nosiła na sobie znamiona po uderzeniach śmiercionośnej piłki. Wzdrygnęła się do wspomnień. Chcąc nie chcąc musiała teraz ich unikać i donieść kafel do bramki oddalonej o... kilkanaście metrów. Uniosła brwi sceptycznie, stwierdzając, że musi koniecznie poćwiczyć rzuty. Przytuliła kafel do brzucha profilaktycznie, wszak nikt nie będzie chciał jej go zabrać. Tylko tłuczki od czasu do czasu będą śmigały obok jej ucha, a może i zwalą ją z miotły, jeśli Gil spudłuje i nie odbije ich w odpowiednim momencie. Yui nachyliła się ku trzonkowi i poleciała przed siebie, przyspieszając z każdą chwilą. Trzy razy zmuszona była przechylić się gwałtownie w prawo, w lewo, a nawet spaść o jedną stopę z miotłą, by uniknąć zderzenia. Podjęła nawet próbę zgubienia tłuczka, lecąc przez połowę boiska, niedaleko Gila. A nuż tłuczek zainteresuje się nim? Nadaremnie, głupia piłka siedziała jej na ogonie. Yui uśmiechnęła się sama do siebie, bo wiedziała co już zrobi. Ruszyła w stronę bramek, a gdy dzieliła ją od nich kilkumetrowa odległość, zamachnęła się ręką i rzuciła w środkową kafel - bezbłędnie. Miała około dwie sekundy aby wzbić się wyżej i udało się jej to... prawie. Tłuczek rąbnął o słomiane włosie miotły przez co Yui zachwiała się porządnie w powietrzu, obracając się wokół własnej osi niczym w Błędnym Rycerzu. Chwianie nie zwolniło, gdyż tłuczek zawrócił i znowu uderzył w końcówkę miotły. Yui spadła i trzymała się teraz tylko obiema rękoma, dyndając dwadzieścia stóp nad ziemią. Dziękowała rękawiczkom ze smoczej skóry, bo to one ją teraz uratowały. Przerzuciła rękę aż do łokcia przez miotłę, następnie jedną nogę, powracając do siadu. Kręciło się jej trochę w głowie, ale i tak na jej ustach widniał uśmiech, gdy podlatywała slalomem do Gila. - Widziałeś jak rzuciłam? Głupi tłuczek... - mało brakowało! Odwróciła głowę i wyrównała słomę na miotle. Palce miała już starte i zaróżowione, ale i tak uśmiechała się szeroko. Co z tego, że omal nie runęła na ziemię! Przecież przerzuciła kafel przez bramkę po rocznej przerwie!
Gilgamesh von Grossherzog
Temat: Re: Przelecimy się...? Na miotłach? Czw 28 Sie 2014, 19:54
Gross tymczasem tylko obserwował z rosnącym rozbawieniem - czuł ogromną wyższość a jednocześnie rozczulenie gdy patrzył na małą azjatkę śmigającą w powietrzu. Po prostu...przypomniały mu się czasy, gdy Dem jeszcze był pałkarzem zaś Gross pałką posługiwał się tylko i wyłącznie w trakcie własnych treningów. Przecież nie był pałkarzem od zawsze - kiedyś, zanim nadeszła era zniknięć, był nikim innym jak tylko ścigającym - dopiero potem, gdy kolega postanowił zaginąć, udało mu się być pełnoprawnym pałkarzem. Jednakże każdego dnia ćwiczył więcej niż inni - zwykle zostawał po treningu, ćwicząc na własną rękę. Czasem miał wrażenie że ktoś go wtedy obserwował, ale miał to gdzieś. Nasz szczęście Daemon zniknął i prawdopodobnie już nie żyje - trochę szkoda chłopa, ale Gilgamesh czasami się irytował ze względu na fakt, że w jakiś dziwny sposób byli podobni. To prawie tak jakby mieć bliźniaka, o którym się nigdy nie wiedziało. Na chwilę się odciął od otoczenia, jednakże spojrzał na boisko w odpowiednim momencie aby zobaczyć najpierw gola Yumi, wirowanie jej miotły i...tłuczka lecącego w jego stronę. No tak, czego innego mógłby się spodziewać jak nie tłuczka? Teraz na boisku to one liczyły się najbardziej. Obił go gdzieś na bok. Kiedy podleciała do niego, przez chwilę miał ochotę ją zgasić i zacząć wytykać wszystkie głupie błędy które popełniła. Jednakże kiedy zobaczył jakie maleństwo jest radosne, uznał że pokrytykuje ją kiedy indziej. -No, przyznaję, rzut był naprawdę dobry. Obrońca Krukonów nie miałby najmniejszych szans. Jednakże jeśli chcesz trafić Regowi, to musisz być mniej przewidywalna - przez całą drogę było widać gdzie właściwie celujesz, a Black może się na to nie dać złapać - w końcu gdyby był na tyle kiepski żeby nie być w stanie obronić rzutu, to prawdopodobnie Rosier nie przyjąłby go do drużyny. Tak czy siak, nieźle jak na początek. Następnym razem zrób to szybciej i zaskocz mnie jakoś-powiedział i nagle wystrzelił tuż obok niej, tnąc trzonkiem miotły powietrze, po czym wziął zamach i w ostatniej chwili odbił tłuczka który właśnie próbował znokautować małą Krukonkę. Zanurkował, zostawiając pałkę na murawie i podleciał po kafel, po czym wrócił do Yumi. Lekko go podrzucił, tak aby wleciał jej w ręce po czym powiedział. -Masz to niesamowite szczęście, że kiedyś nie byłem pałkarzem, więc mogę Ci trochę bardziej pomóc - teraz sprawa jest znacznie zabawniejsza. Nie dość że musisz nie dać zwalić się z miotły, to jeszcze spróbuję obronić Twój strzał. Podleciał do pętli, czując się trochę nieswojo pozbawiony swojej broni przeciwko tłuczkom. Jednakże ktoś je najwyraźniej skonfundował - nie dość że były znacznie mniej zorganizowane niż powinni, to jeszcze odnosił dziwne wrażenie że obrały sobie za cel Merberetównę. No, dla niego lepiej. Szczególnie, że mimo styczności z kaflem...nigdy nie był obrońcą. No ale, to nie jest takie trudne, rzucić się na piłkę i ją obronić - nie dla kogoś kto był uniwersalnym asem powietrza. Zero problemu.
Yumi Mizuno
Temat: Re: Przelecimy się...? Na miotłach? Nie 31 Sie 2014, 14:03
Reg, Reg... ach, to brat tego sławnego Syriusza. Już go pamiętała, a raczej obu braci. Jeden był chyba też ścigającym, a drugi w Slytherinie bronił. Zmarszczyła usta. Nie zaskakiwała? Miał rację. Wyszła z wprawy, powinna opracować sposoby rzucania kafla do pętli, a nie samo trafianie. Gdy leciała nie myślała o obrońcy tylko o tłuczku. Pokiwała głową, zapisując w pamięci co musi zrobić. - Chyba już wiem co zrobię. I nie, Gilu. Nikt nie zwali mnie z miotły. - w jej skośnych oczach zabłysnęło coś groźnego. Nie była maleństwem i nie była azjatką. Była Yumi, nową ścigającą Ravenclawu, a małe też potrafi doskwierać! Cóż z tego, że większość zawodników quidditcha mierzyła dwa metry wzrostu i metr w barkach. Jeszcze łatwiej będzie umykać przerośniętym przeciwnikom, jeśli posiadało się drobną posturę ciała. Odwróciła się w momencie, gdy Gil odbił tłuczek nurkując pod nią. Serce na sekundę stanęło jej w gardle. Pomyśleć, że przed chwilą na miejscu pałki była jej niczego nieświadoma głowa. Zadrżała i posłała rozczulony uśmiech do Gila. Ach, za bardzo okazuje mu zachwyt. To niedobra sprawa. - Och, ja i to moje niesamowite szczęście. - wzniosła oczy ku niebu. Ironiczna odpowiedź na zbyt przerośnięte ego. Pokręciła głową z pobłażaniem. To Gil miał szczęście, bo miał w Ravenclawie nieduży wianuszek fanek. Yumi nie do końca do nich należała, wszak traktowała go w powietrzu jak przeciwnika, a nie obiekt westchnień. Złapała kafel sprawnie, obracając go między palcami. Odczekała aż ślizgon odleci do bramki. Hm, nie będzie leciała wprost na niego, ale warto przecież spróbować. Położyła wolną dłoń na trzonku różdżki i przyspieszyła. Zagryzała mocno dolną wargę skupiając się na swoim celu: pętli. Musiała uniknąć głowy Gila, a wszystko będzie okej. Leciała więc wprost na niego, coraz szybciej mknąc w powietrzu. Poderwała się w odpowiedniej chwili przed tłuczkiem. Śmignął jej pod nogami; niemal go musnęła butem. Nie poświęcając więcej uwagi wyminiętemu tłuczkowi, powiodła spojrzeniem do Gila. Leciała wprost na niego i już widziała ten jego zadziorny, pewny siebie uśmieszek, że wcale, ale wcale go nie zaskoczy. Gdy dzieliło ich z pięć metrów, Yumi nagle zapikowała i wyleciała z tyłu bramek, obracając się jednocześnie o dziewięćdziesiąt stopni. Przerzuciła kafel przez trzecią pętlę w chwili, gdy Gil miał ją dopaść. Puściła mu oczko i otworzyła nagle usta. - Za tobą! - krzyknęła, bo tłuczek szarżował na jego głowę. Chyba nie tylko uwielbiały Yumi. Nie gardziły też Gilgameshem, wiszącym w powietrzu w bezruchu. Jakby nie znał podstawowej zasady meczu: być w ciągłym ruchu.
Gilgamesh von Grossherzog
Temat: Re: Przelecimy się...? Na miotłach? Sob 27 Wrz 2014, 15:38
Szczerze mówiąc, Gross nie był najlepszym obrońcą. Powód był prosty - kafel leciał znacznie wolniej niż tłuczek, a on miał tempo dostrojone już do unikania i odbijania tych szybszych i agresywniejszych piłek, stąd często zwyczajnie umykały mu ruchy czerwonej piłki. Pomijając nawet fakt, że kiedyś to ona go interesowała - teraz było inaczej, teraz był nastawiony na tłuczki. Stąd też niespodziewany manewr Yumi zaskoczył go i pozwolił jej na wbicie mu gola. Tak, tym razem było lepiej - nieznacznie, ale zdecydowanie lepiej, chociaż nie ma co się oszukiwać - gdyby na jego miejscu siedział Regulus, wówczas zwód zdałby się na nic i strzał nie nadawałby się specjalnie do niczego - ewentualnie Gilgamesh po prostu pokładał zbyt wielką wiarę w ich jakże wspaniałego obrońcę. Tak czy siak - kafel już nie był jego specjalnością, nic więc dziwnego że nie był w stanie obronić strzału maleństwa. Było jeszcze coś co zdecydowanie utrudniło mu jakąkolwiek reakcję - fakt, że zamiast zajmować sie ścigającą, automatycznie zaczął wypatrywać tłuczków - to nie była zupełnie jego wina, ot takie zboczenie zawodowe. Tak czy siak z obserwacji trajektorii lotu jednego z nich, dał radę wywnioskować fakt że pora go odbić. Niestety, nie przewidział jednej rzeczy, która mogła zaważyć na jego dalszych losach podczas tego treningu - jego pałka została na boisku, on był tutaj. Nie miał więc możliwości odbić agresywnego tłuczka, a to zmniejszało jego szanse na utrzymanie swojego nosa w takim kształcie w jakim był obecnie. Mógł oczywiście go uniknąć, co było wykonalne, lecz wpadł na inny pomysł - w końcu skoro już sie popisywał, to trzeba to robić na całej linii. Oczywiście nie można ukrywać że miał więcej szczęścia niż rozumu przy tym zagraniu - gdyby coś poszło nie tak, prawdopodobnie zleciałby z miotły z rozbitą twarzą i złamaną ręką. Lecz jednak tym razem fortuna była po jego stronie. Wystawił dłonie przed twarz, ścisnął mocniej miotłę kolanami, zetknął palce na kształt pseudo-równoległoboku i zwyczajnie zatrzymał tłuczka mocnym chwytem. Gdy piłka zetknęła się z jego rękawicami musiał napiąć wszystkie mięśnie aby jakkolwiek się utrzymać - nigdy się nie spodziewał że to będzie aż tak ciężkie. Fakt faktem, wnętrze jego dłoni trochę ucierpiało, lecz obyło się bez złamań - rękawice i jego naturalna wytrzymałośc na szczęście chroniły go wystarczająco dobrze by przez te kilka ułamków sekundy utrzymał tłuczka, po czym skierował go w bok. Trochę bolało, lecz w wypadku gdy miał do wyboru otarte dłonie a rozbitą twarz...cóż, oczywiste było co powinien wybrać, prawda? -Coś się stało że tak krzyczysz?-spytał Yumi i posłał jej szeroki uśmiech z gatunku tych raczej pobłażliwych. Fakt faktem - to wcale nie było tak łatwe, jak udawał że było. Lecz poza jest najważniejsza, a on swoją musiał utrzymać. A jak znał kobiety...cóż, Yumi rozgada to wśród koleżanek, a wieść pójdzie w szkołę że Gross zatrzymuje tłuczki gołymi rękami, nawet jeśli zrobił to na farcie (co w oficjalnej wersji nie było prawdą, TO CZYSTE UMIEJĘTNOŚCI). -Jeszcze raz. Tym razem zrób to szybciej.-rzucił jeszcze i ponownie ustawił sie przed pętlami.