|
| Za trzecią uliczką w Devon, dom Lancasterów | |
| Autor | Wiadomość |
---|
Henry Lancaster
| Temat: Za trzecią uliczką w Devon, dom Lancasterów Pon 14 Lip 2014, 17:26 | |
| |
| | | Dwayne Morison
| Temat: Re: Za trzecią uliczką w Devon, dom Lancasterów Pią 08 Sie 2014, 15:31 | |
| - Tup, tup, tup. Idzie ulicami... idzie sobie ulicami trup... Nie, nie.. Tupu tupu tup. O, tam idzie trup! - Niezbyt melodyjny szept krzaków z pewnością zastanawiałby przechodnia, który postanowił przejść się ulicą tuż obok posiadłości Lancasterów. Kiczowato rymowana przyśpiewka najwyraźniej sprawiała wiele radości krzakom, ponieważ trzęsły się i gubiły co chwilę liście. Nawet śmiały się, po chwili zamierając we względnym spokoju. - Tup, tup, tup, idzie za mną trup! - Genialny okrzyk radości wydobył się z fałd głosowych krzaków, które zatrzęsły się z radości. Ostry szelest przeszkodził w chichocie, a między poszczególnymi gałęziami ujawniły się dwie gałki oczne. Rozbiegane tęczówki i rozszerzone źrenice obserwowały uważnie otoczenie. - Ciii... teren czysty.. - Krzaki znów przemówiły, trzęsąc się ze śmiechu. Gałki oczne zniknęły, a chichot nagle się urwał. Tuż przy ziemi, przy korzeniach pojawiła się gęsta czupryna, a zaraz po niej trochę zbyt długa szyja i nienaturalnie szerokie barki. Człekopodobna istota pełzła po trawniku odziana w hawajską koszulę i dopiero po chwili można było dostrzec chude kończyny - zarówno górne, jak i dolne. Owłosione, z niewielką liczbą wyrobionych przez quddich mięśni zaczęły przypominać ręce i nogi. Ów istota, obrana wcześniej jako krzak podniosła głowę i zaprezentowała światu marsową minę. Zmarszczone, gęste brwi wpatrywały się uporczywie w ścieżkę prowadzącą do domu Lancasterów tylko chwilę. Zaraz Dwayne przytwierdził nos do trawnika i czołgając się, brudząc koszulę, ruszył w obranym przez siebie kierunku. Zanim pokonał dystans, zaczął cichotać z przerwami na ciężkie sapanie po nietypowym wysiłku. Ostatecznie poderwał się gwałtownie, przyklejając się plecami do ściany tuż przy drzwiach. Zacisnął powieki kiedy mroczki zaatakowały wnętrze powiek i mineła chwila zanim był w stanie ponownie rozejrzeć się po okolicy. Wroga i trupów ani śladów. Przesunął powoli i niezwykle ostrożnie dłonią w stronę dzwonka i nacisnął minimum dziesięć razy. Z miną superszpiega czekał na Henia, aby wskoczyć na niego i przewrócić, zatrzaskując drzwi. Tak, ten plan był iście genialny. Nikt przecież nie mógł dowiedzieć się co ma w kieszeniach! Puchon zachichotał piskliwie pod nosem, opanowując się dopiero po chwili.
|
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Za trzecią uliczką w Devon, dom Lancasterów Pią 08 Sie 2014, 15:57 | |
| Heniek zjadał właśnie hot doga własnej roboty przemierzając dom w szortach w kratkę z hipogryfami i podkoszulku na ramiączka z napisem "Jestem seksownym Wyjcem". Dom w końcu pusty! Matka, ciotka i siostra poszły po raz trzeci w tym tygodniu do magicznego spa, a znając babskie zapędy do piękna spędzą tam cały dzień. Ojciec jak zwykle siedział w Ministerstwie, a dziadek pojechał na ryby z mugolskim sąsiadem. Lancaster został sam w domu ze skrzatem, któremu nakazał siedzieć w kuchni i zaprzestać pojękiwań na temat zdrowego odżywiania trzech żołądków. Czego chcieć więcej od życia? No, może Soleil... Stał w salonie głównym, gdzie miał w planach rzucić się na kanapę i oddać słodkiemu lenistwu. Schylił się, zgiął w pół, aby umieścić się na trzech poduszkach, gdy wtem rozległ się dzwonek do drzwi. Brzmiał on coś na kształt "trutututu dam dam dam, turutu dam tru". Laurel bawiła się i popsuła dzwonek, przez co ten wydzierał się jak opętany próbując dorównać śpiewowi samego Irytka. - No idęęę, pali się czy co? - pojękując wyprostował się, wyraźnie niezadowolony, że nie może usiąść z hot dogiem i zarzucić nóg na stół. Wpakował pół bułki do ust i wcale się nie spiesząc przeszedł przez przedpokój i otworzył drzwi. Wybałuszył oczy i cofnął się, gdy Indianopodobnystwór wtoczył się do jego domu. Przeżuł trzy razy kęs, potem jeszcze dwa i dalej gapił się na znajomą czuprynę. - A ty co u licha..? Dwayne? - uniósł wysoko brwi i gapił się na chłopaka. - Dlaczego śmierdzi od ciebie whisky? - ocknął się, zdając sobie z otwartych drzwi i ciekawskich sąsiadów. Złapał Morrisona za chabety i wciągnął do środka. Jego głowa wyjrzała przez drzwi, rozejrzała się na boki w poszukiwaniu potencjalnych świadków tego niecodziennego zajścia. Zatrzasnął wejście na zamek i zerknął niepewnie na kumpla z Hufflepuffu. Roześmiał się po paru chwilach nie wierząc w to, co widzi. Pijany Dwayne? Zresztą, nawet na trzeźwo Dwayne wygląda jakby dopiero co wypił kolejkę ognistego whisky. - Musiałeś pijany przychodzić do mnie? - zapytał wciąż się śmiejąc i ruszył z powrotem do salonu. - Nie dotykaj porcelany matki ani nie zaczepiaj obrazów. Chcesz hot doga? - krzyknął, bo był już w zupełnie innej części domu. Miał farta, że nie było w domu żadnej z kobiet. Dwayne zostałby ubrany w strój Adama, nakarmiony bulionikiem i uduszony przez zaczarowaną kołdrę, spod której nie wydostałby się dopóki nie wytrzeźwieje. Henry zmarszczył brwi słysząc znajomy trzask. Skrzat Groszek. A raczej jego uszy wystające zza rogu i przyglądające się gościowi. - Nie zwracaj na niego uwagi... Groszku. - mruknął i złapał kolejnego hot doga z tacy. Nie miał bladego pojęcia jak Dwayne znalazł jego dom w takim stanie, dlaczego tutaj przylazł ani co ma w kieszeniach. Nie wyglądał też na szczególnie przejętego. Nie było problemu z przechowaniem pijanego kumpla, przecież ten Indianin przyłaził tu przynajmniej raz na tydzień z jakimś dziwnym pomysłem. |
| | | Dwayne Morison
| Temat: Re: Za trzecią uliczką w Devon, dom Lancasterów Pią 08 Sie 2014, 18:05 | |
| I tak oto Henry ujrzał wielce poważną facjatę Dłejna, dopóki nie zostali wchłonięci przez straszliwe, burczące wnętrze przedsionka domostwa. O mało co nie przewrócił się o próg, ale został wyratowany przez jeden z nieszczęsnych wazonów, o jakich wspominał Henio. Oczywiście Puchon zakręcił się wokół własnej osi, tańcząc z porcelanową ozdobą i sztucznymi kwiatami przez kilka zaledwie sekund. - Bo wiesz... - W tym momencie rozejrzał się w identyczny sposób do Henry, w poszukiwaniu podsłuchiwaczy w formie obrazów czy Groszka. W końcu utkwił rozbiegane spojrzenie w przyjacielu i uśmiechnął się od ucha do ucha, wypinając do przodu pierś. - Spróbowałem. - Powiedział z dumą, po czym wybuchnął nerwowym chichotem, nie zasłaniając nawet ust. Najwidoczniej był to najwspanialszy dowcip, jaki kiedykolwiek udało mu się wyciąć rodzicielowi. Machnął lewą ręką, przytulając drugą wazon do swojej piersi. - On i tak nie zauważy. - Skwitował czyste fakty, ponieważ ojciec traktował Dwayne'a od bardzo dawna jako piąte koło u wozu. Wzruszył ramionami od niechcenia, zezując na wazon trzymany w nieco zbyt dużych łapskach. - No baaaaa! - Krzyknął rozradowany, cichcem i na paluszkach przysuwając się do półki, z której zdjął wazon. Poprawił go, zerkając przez ramię na odchodzącego Henia. Odetchnął z ulgą, jak porcelana przestała się chwiać i grozić upadkiem. Starł nawet pot z czoła, zmęczony swoją jakże trudną misją przedostania się przez siatkę czujnych i aktywnych wrogów. - Ej! Ej! Wymyśliłem przyśpiewkę! - Pochwalił się kumplowi, zawieszając się na progu przy drzwiach i zanucił fałszywie: - Tup, tup, tup, idzie ze mną trup! - Po czym jakżeby inaczej: wybuchnął gromkim śmiechem, nie dostrzegając nawet przybyłego skrzata. Trzymając się za podbrzusze przeszedł do kanapy, na której chwilę wcześniej umościł się towarzysz. Zachichotał w końcu, pochylając się i konspiracyjnie zawiadomił: - A wiesz... Zwinąłem ojcu troochę więęcej. - Podśpiewał zachęcająco, poruszając zaczepnie brwiami. |
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Za trzecią uliczką w Devon, dom Lancasterów Pią 08 Sie 2014, 19:01 | |
| - Uważaj na to! - przeraził się na parę sekund, gdy wazon został porwany do dziwnego indiańskiego tańca. Matka potrafiła nawet rozpoznać kiedy porcelana była naprawiana zaklęciem! Nie naprawiliby tego, nie mając siedemnastu lat, a skrzat wypaplałby wszystko przy byle okazji. Z ulgą zauważył odstawienie wazonu na miejsce. - Co spróbowałeś? Zagadałeś do dziewczyny? - obejrzał się przez ramię i połknął hot doga w dwóch kęsach. Pokręcił głową i parsknął śmiechem, gdy Dwayne przedstawił mu swoje umiejętności wokalne. - Świetny kawałek, Upiorni Wyjcy powinni cię zatrudnić. - skwitował to wzniesieniem oczu ku niebu. Gdy tylko Morrison pojawiał się w tym domu, od razu robiło się znacznie głośniej. Co chwila wybuchał śmiechem, gdy był trzeźwy, a biorąc pod uwagę, że przyszedł wstawiony... - Szedł za tobą trup? - zapytał retorycznie nie chcąc chyba wysłuchiwać wymyślonej historii "mrożącej krew w żyłach". Dwayne należał do wyśmienitych bajkopisarzy, to trzeba mu przyznać. Po pijaku musi być z tym znacznie gorzej. Miał szczęście, że nie było tutaj trzech Lancasterowych kobiet, miał zaiste wielkie szczęście. Były zbyt troskliwe i zbyt ciekawskie, a Dwayne miałby przechlapane, gdyby go zobaczyły w takim stanie. Poważnie, uwięzienie pod zaczarowaną kołdrą nie należało do przyjemności. - Ej, nie mów, że masz na myśli to, o czym właśnie myślę. - przyjrzał mu się podejrzliwie. Pijany Dwayne, śmierdzący whisky, śpiewający Odę do Trupa... Dawno temu zakładali się, który z nich podbierze rodzicowi trochę butelki whisky. Mieli wtedy po trzynaście lat, a tu nagle po trzech latach Dwayne twierdzi, że przyniósł trunku... Henry nawet nie chciał w to uwierzyć. Jego własny ojciec trzy lata temu w ramach kary za próbę podwinięcia alkoholu nie zabrał go na ćwierćfinał mistrzostw świata w quidditchu. Od tamtej pory nie próbował "pożyczania whisky", w końcu już za rok będzie pełnoletni i nie będzie z tym problemu. Z drugiej strony Henry ostatnimi czasy zauważył, że miał "apetyt" na coś mocniejszego. Od paru tygodni twierdził, że przydałoby mu się tak porządnie upić i przestać zaprzątać swoje myśli ostatnimi miesiącami szkoły. Niedługo obóz, powinien wyluzować się i chociaż trochę korzystać z wakacji. - Jesteś tak wstawiony, że na bank gringrotta upiłeś się piwem kremowym, a whisky pomyliłeś z herbatą. - nie uwierzył znając roztrzepanie Pióropusza. Wzruszył ramionami i sięgnął po tacę z hot dogami. - Chcesz? Są dobre, sam robiłem. - wysunął w jego stronę jedzonko. Było kapkę zbyt pieprzne. Gdy kazał skrzatowi spróbować ten poczerwieniał i wypił pół litra wody. Skoro Henry'emu smakowało, Dwayne'owi też powinno. |
| | | Dwayne Morison
| Temat: Re: Za trzecią uliczką w Devon, dom Lancasterów Sob 09 Sie 2014, 09:04 | |
| Dwayne prychnął tak mocno, że opluł się i nie zwrócił na to nawet najmniejszej uwagi. Strużka śliny ściekała mu właśnie z brody, podczas gdy on burknął niezadowolony. Ten drobny detal nie był aż taki istotny w przemowie, jaką chłopak miał właśnie zarzucić. Krótkie pytanie było związane bardzo mocno ze wstydliwością Piotrusia Pana względem przedstawicielek płci pięknej. Do żadnej właściwie nie podszedł z uśmiechem na twarzy, jeśli zaczął dostrzegać jej urodę i wewnętrzne piękno osobowości. Wizja jąkania zawisła nad Dwaynem niczym sierp, dlatego uciął zręcznie swoje rozważania: – Od razu, że do dziewczyny. No łiiiiski łyknąłem. – Po czym dodał nieco weselej, przecierając wierzchem dłoni brodę i wyprostował dwa palce. O wiele łatwiej było mu mówić o porwaniu z prywatnych zbiorów przekaziciela genów zwanego ojcem, niż rozmowa o dziewczynach. – Ale tylko dwa łyki, a ty od razu gadasz że pijany jestem! Taki jesteś mądry? Jestem pewien, że nawet jednego nie zrobisz! – Dwayne posiadał dziwną skłonność do odwracania kota ogonem i potoczenia rozmowy w takim kierunku, który jest wygodniejszy i lżejszy. Prawdą było, że nie rozmawiał z nikim o swoich problemach i traumach, odgrywając rolę błazna z prawdziwą pasją – ku uciesze tłumów. Prowokował, oj prowokował kumpla, szczerząc się zadowolony i dumny, że wygra zakład postawiony X lat temu. Dokładnie nie pamiętał o co wówczas się założyli, ale skoro była okazja to dlaczego niby nie skorzystać? Puchon odchrząknął i kładąc dłoń na klatce piersiowej, drugą na biodrze wyprostował się niczym struna i zapiał: - To do duchów możemy śpiewaaaaaać! – Po czym pochylił głowę i niczym sufler dodał szeptem: - No wiesz, taki hi hi żarcik. – I wyszłoby mu iście aktorsko, gdyby nie ten wtrącający się chichot. Dwa łyki ognistej whisky z pewnością były potężne, skoro chłopak nie zdawał sobie do końca sprawy ze swoich coraz wyższych pisków. Najwyraźniej alkohol źle współpracował z mutacją, a fałdy głosowe buntowały się przed ostrymi wyziewami z przewodu pokarmowego. Odchrząknął niepewnie, chociaż nic mu w gardle nie stanęło. Moment, w którym Henry sięgał po obiecująco ciepłą i pachnącą bułkę, Dwayne wykorzystał na głębszy wydech ulgi. Poruszył brwiami zaczepnie z upiornym uśmiechem na twarzy, który nie obiecywał niczego dobrego. Na domiar złego, zanurkował obiema dłońmi do kieszeni pokaźnych spodni (tak, tak, udało mu się namówić matkę na kupno takowych, ze specjalnymi bezdennymi kieszeniami!) i już sam stukot szkła poinformował gospodarza o trunkach, jakie zostały ukradzione z posiadłości Morisonów. Uśmiech Puchona stawał się coraz szerszy, a końskie zęby przyglądały się ciekawsko światu dookoła. – Ta dam! – Krzyknął gromkim, wesołym głosem przy akompaniamencie chlupotu dwóch butelek ognistej whiskey i dwóch butelek piwa korzennego. Z wysokim procentem alkoholu! Dwayne zzuł buty (aż za dobrze pamiętał, jak matka Henry’ego straszyła go miotłą, jeśli wejdzie butami na kanapę) i przekładając nogę przez oparcie, wlazł na miękkie siedzisko. Zamachał butelkami, po czym: - Zamiana! – Zdecydował, rzucając na brzuch kumpla po jednej butelce z trunków, łapczywie sięgając po utęsknionego hot doga. To nic, że jadł godzinę temu. Odstawił pieszczotliwie swoje skarby obok klejnotów rodzinnych, co by Groszkowi czy Heniowi nie przyszło do głowy, żeby mu je odbierać. Skrzyżował jeszcze nogi po turecku i dał potężnego gryza, od razu zabierając się za przeżuwanie. – Łe, dobłe! – Pochwalił Henia z pełnymi Polikami.
|
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Za trzecią uliczką w Devon, dom Lancasterów Sob 09 Sie 2014, 12:15 | |
| - Dwa łyki łyknąłeś i tańczyłeś już z wazonem mojej matki, Dwayne. - przypomniał Morrisonowi co miało miejsce chwilę temu. Henry nawet nie próbował negocjować i zakładać się z Gadającym Pióropuszem kto ile wypije, bo to doprowadziło do upicia się do przytomności. Jeśli oczywiście Pióropusz nie pomylił whisky z herbatą. Trochę od niego śmierdziało alkoholem, lecz równie dobrze mógł po prostu dorwać szklankę ojca z trunkiem. Potem gębę mu wykrzywiło i odbiło mu bardziej niż dotychczas. Niewielka różnica w zachowaniu, jeszcze więcej dziwactw. Lancaster westchnął. Śpiewanie nie było jego najmocniejszą stroną tak samo jak taniec. Laurel zaczarowała mu prysznic, aby nie było słychać jego wycia. Chociaż nie uwierzył Pióropuszowi od razu o tym alkoholu, dźwięk stukanego szkła dało mu do myślenia. Herbata w butelkach? Nie bardzo podobał mu się ten upiorny uśmieszek Gadającego Pióropusza. Oznaczał on zawsze kłopoty. Począwszy od podmiany mioteł skończywszy na kupnie butów tańczących od Zonka. Z uniesionymi wysoko brwiami i połową zjedzonego hot doga odprowadził wzrokiem Dwayne'a do kanapy. Po pijaku pamiętał o zdejmowaniu obuwia, też coś! Złapał w ostatniej chwili dwie butelki. Piwo korzenne odstawił na stolik, bo to nie był trunek aż tak rzadki. Wypił to kiedyś w Hogsmade, gdy zakładał się z Johnatanem o jakąś głupotę. Ale whisky...? Podniósł butelkę na wysokość oczu i przyglądał się jej z zastanowieniem. - Jesteś pewien, że to whisky...? Nie dam ani knuta dopóki się nie upewnię, a wole tego nie pić, skoro tańczyłeś po tym z wazonem. - zrobił zamyśloną minę i rozejrzał się na wszystkie strony. -Wiem! Trzymaj. - wcisnął mu butelkę do rąk i odwrócił się do skrzata. Podszedł do niego, złapał za chabety i postawił na stoliku przed Dwaynem. Nie musiał nic mówić, wiadomo o co chodziło Henry'emu. Uśmiechnął się szeroko zaciekawiony. Nie mógł pić byle czego przecież! Niefajna była myśl o tańczeniu z wazonem albo z czymś jeszcze gorszym, gdyby się napił. A skorzystać chciał, czemu nie! Dwayne musi namówić teraz skrzata do napicia się trunku. Henry dokończył jeść hot doga i z rozbawieniem przyglądał się Pióropuszowi. Po co rozkazywać chudemu stworkowi, skoro może rzucić go na pastwę gadulstwa Dwayne'a? |
| | | Dwayne Morison
| Temat: Re: Za trzecią uliczką w Devon, dom Lancasterów Nie 10 Sie 2014, 18:56 | |
| Upomnienie z ust Henry’ego jeszcze nigdy nie brzmiało tak poważnie i zabawnie równocześnie. Świat po kilku łykach alkoholu nie stawał się wcale bardziej kolorowy (bo jakże by mógł bardziej, skoro i tak miał na co dzień jaskrawe barwy), a na oczy Dwayna nie spadły wcale różowe okulary. Westchnął z rezygnacją i przewrócił z niedowierzaniem ślepiami, teatralnie przekazując kumplowi prosty przekaz – zaraz zaczniesz gadać jak ona. Kazanie wisiało nad głową Puchona nieubłaganie, dlatego też nie czekając wskoczył na kanapę. Dotychczas wydawało mu się, że picie ognistej whiskey stanowi inicjację do dorosłego świata, do którego już niedługo oboje mieli wkroczyć. Oczywiście do tego czasu było przynajmniej kilka miesięcy mordęgi z nauką w Hogwarcie, jednak to wcale nie zaprzątało głowy tymczasowo-nie-Indianina. Zamachał jedną ze swoich butelek zachęcająco, aż w końcu towarzysz podzielił się z nim swoimi podejrzeniami. Ręce opadają. Dosłownie, bo ramiona Dwyane’a zmieniły swoje położenie o poziom niżej, kiedy oparł się plecami z niezadowoleniem wymalowanym na twarzy. W oczach błyszczał wyraźny zawód, gdyż: - Spodziewałem się trochę więcej zaufania z twojej strony, Henio. – Mruknął z żalem, po czym ostentacyjnie otworzył butelkę (nie było to trudne zważywszy na fakt, że kapsel był wcześniej poluźniony; najwyraźniej Dwayne nie tylko pił whiskey, ale też i piwo) i upił z dwa porządne łyki, popatrując już na biednego Groszka uszykowanego do eksperymentu. Z opóźnionym zapłonem zarejestrował pojawienie się kolejnej butelki w wolnej ręce, co skwitował szerokim uśmiechem jakim nie powstydziłoby się 9 letnie dziecko. Oczy Puchona błyszczały z fascynacją, a gdzieś spomiędzy warg wyrwało się niewyraźne „hym?” kiedy Henry znów coś powiedział. O mały włos hot dog nie wypadł mu z dłoni, dlatego też pochłonął kolejną część przypatrując się w złowrogim milczeniu strzatowi. Minuta. Druga. Trzecia. Piąta. Siódma. Dwayne postanowił przekonać Groszka swoim szerokim uśmiechem, który był nazywany przez Henry’ego upiornym. Szczególnie,że na zębach miał jeszcze czerwone ślady po ketchupie i prezentował je w całej okazałości. Pochylił się nawet do przodu, zabierając w dłoń ognistą whiskey i zamachał nią kierując ją w stronę skrzacika. Biedactwo. [akcja zamrożona] |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Za trzecią uliczką w Devon, dom Lancasterów | |
| |
| | | | Za trzecią uliczką w Devon, dom Lancasterów | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |