Wszystko potoczyło się na tyle szybko, że Gilgamesh nawet nie zdążył sie zorientować w porę i wyłączyć sumienia. Kłamała, co nie było jakimś ogromnym zaskoczeniem, ale nie spodziewał się po niej takiej otwartości. Do tego zalała go falą sprzecznych emocji, co wcale mu się nie podobało. Najpierw radość, bo go przytuliła (mimo że zrobiła to w równie przyjemny sposób co jedna ze zbroi stojących na korytarzu), później gniew - w końcu nazwała go hipokrytą, aż wreszcie doszli do tego co raczej nigdy go nie spotykało - zaczął się po prostu wstydzić. Po prostu było mu głupio, strasznie głupio...zupełnie jakby stracił wtedy resztki rozumu i zachowywał się jak oszalałe zwierze. Nie potrafił tego pojąć, przez co też stracił na chwilę panowanie nad mimiką twarzy - odbiło się na niej dokładnie to, co teraz działo się w środku. Był zły na siebie, bo choć nie przyszło mu to łatwo...odnosił wrażenie że to co zrobił było błędem. Pojawiło się też nieznane dotąd uczucie - skrucha. Nigdy nie żałował niczego co zrobił. Za każdym razem gdy kogoś pobił, podpalił, złamał komuś serce...nawet gdy zabił Zeitverlusta...nie czuł żalu. Zawsze uznawał że tak miało być i że to kolejna wspaniała decyzja, prowadząca go do wielkości. Tym razem jednak czuł się źle z tym co zrobił. Czy pomyślał o jej uczuciach? Jak mógł o nich pomyśleć? Zawsze myślał tylko i wyłącznie o sobie. Stawiał siebie ponad całą resztą świata, bo właśnie tego go nauczyli. Empatia była mu raczej obca, jednakże ten jeden raz...ten jeden jedyny raz...powinien pomyśleć o czymś innym, niż o dobrze własnego tyłka. Spojrzał w sufit, tak jakby nie mógł już znieść jej spojrzenia. Mimo że to były tylko jego urojenia, odnosił wrażenie że jest oskarżycielskie.
-Nigdy niczego nie żałowałem.-odezwał się w końcu wypranym z emocji głosem. Nie był nawet pewien czy mówi to dlatego że chce jej to powiedzieć, czy po prostu to coś w stylu spowiedzi. Po prostu mówił.
-Zawsze byłem dumny z każdego kolejnego posunięcia...ale tym razem...zrobiłem coś, co jest niewybaczalne. Zrobiłem coś, co naraziło Cie na straty, a mi odebrało resztki godności. Dlatego właśnie powiedziałem że już jestem nikim.-dwie drobne łzy popłynęły po jego policzkach. Tym razem niestety to nie był zabieg artystyczny, nie próbował wzbudzić jej litości. Po raz pierwszy, odkąd pamiętaj z jego oczu spłynęły dwie prawdziwe łzy, pomimo że nie zdawał sobie z tego nawet sprawy.
-Nie ma słów ani czynów, które mogłyby zmienić lub wymazać to co zrobiłem. Wiem o tym. Tego nie da się naprawić. Nie da się zmienić tego, że nie będziesz mi wierzyć...pomimo tego...-tutaj opuścił wzrok i spojrzał jej w oczy, w tak zwyczajny, tak czuły, tak ludzki sposób jak chyba jeszcze nigdy...pomimo tego...jakaś część mnie dalej widzi w Tobie księżniczkę, którą chciałbym Cie uczynić. Problemem jest to, że brakuje tu księcia.-dokończył i odwrócił się, nie będąc w stanie patrzeć na nią. Czuł się jak szlama, którą własnie ktoś uświadomił że jest nic niewartym śmieciem. Jakby sens jego istnienia został już dawno zamazany. Tam gdzie zwykle widział ideał, teraz pozostał tylko odrzut społeczny. Uczucie niepotrzebności coraz bardziej wbijało się w jego serce niczym sztylet. Odruchowo zacisnął pięści...nie wiedział co się z nim dzieje, nie wiedział do czego to wszystko dąży, ale jedno było pewne - nie jest tym, za kogo się uważał.
-To chyba odpowiednia pora żebyś sobie poszła.-szepnął wciąż stojąc tyłem, nie mając wątpliwości że Tanja go słyszy-Gdy powiem że Cie kocham, sprawa się tylko skomplikuje.
Tanja kompletnie nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myślec. Dodatkowo rozbolała ją od tego głowa. Ostatnie słowa wstrząsnęły nią na tyle, że faktycznie postanowiła wyjść. Kiedy tylko wymacała klamkę pod ręką, wybiegła na korytarz i zatrzymała się dopiero w swoim dormitorium.
Koniec wspomnienia