|
| Zamek Rodu Grossherzog [RFN] | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Katarina Vento
| Temat: Re: Zamek Rodu Grossherzog [RFN] Pią 07 Gru 2018, 03:11 | |
| - Spoiler:
O nie, tego się nie spodziewała. Łańcuchy kojarzyły jej się do tej pory raczej z lochami lub wielkimi mechanizmami w fabrykach. W tej sytuacji jej "groźba" faktycznie wydawała się głupia, jednakże czuła się w pełni usprawiedliwiona. Za niewiedzę się płaci, a ona była dziwnie skłonna do wykosztowanie się na spłatę tego długu. Czując jak uwięzione ramiona zaczynają utrzymywać ciężar jej ciała już wtedy domyśliła się, że po wszystkim jej ciało ją prześwięci pięć razy pod rząd, a potem wykopie jej niezrównoważoną najwyraźniej duszę i odmówi zawarcia pokoju. Nawet to niezbyt zmieniało zdanie Krukonki na temat całego procederu, zresztą w tak zaawansowanym momencie nie miała zbyt wiele do gadania, by nie rzec, że nic. Zazwyczaj ceniła sobie niezależność, ale gdy poznała świat uciech cielesnych bycie zdominowaną niepokojąco przyspieszało jej puls i zwilżało wargi - bynajmniej nie te na twarzy. Poczuła dezorientację, gdy Gilgamesh zasłonił jej oczy, ale powstrzymała się przed mało sensownym odruchem, by się rozejrzeć. Zamiast tego zaczęła nasłuchiwać, szybko przeklinając wspomnienie o puszystym dywanie. Słyszała za to wyraźniej szum pulsującej krwi, który wystarczył by zagłuszyć te cichsze odgłosy z otoczenia. Nic więc dziwnego, że wzdrygnęła się gwałtownie czując mrożące zimno na szyi, choć połączenie kostki lodu i gorącego oddechu ex-Ślizgona przynosiło ciekawe efekty. Kontynuowana pieszczota dała jej skórze czas na przyzwyczajenie się do niskiej temperatury nowego rekwizytu, aczkolwiek jego tor oraz dodatkowe pieszczoty skutkowały to słabszym, to mocniejszym szczękiem łańcuchów, gdy dreszcze w ciele Krukonki nie pozwalały jej utrzymać się w ryzach. Tak jakby próbowała. O ile z początku czuła powoli nadwyrężające się ramiona to teraz niekomfortowe uczucie przechodziło na dalszy plan, by szybko przepaść w nicości. Dopiero czując kostkę na łechtaczce znowu jej ciałem wstrząsnęło przy akompaniamencie łańcuchów i krótkiego, urywanego jęku. Poprawienie ogonka skwitowała uśmiechem i kocim pomrukiem, odruchowo poruszając biodrami, nieświadomie łaknąc większej ilości bodźców. Nie wiedziała ile tak trwała podczas gdy Gross wyznaczał nowe, mroźne szlaki na jej ciele, poprawiając następnie językiem. Ach, zimno i ogień oddechu, po raz kolejny nie mogła wyjść z podziwu jak takie połączenie może wpłynąć pozytywnie na jej zmysły. Kiedy rozsunął jej uda była pewna, że następnym czego może się spodziewać to jego członek. Najlepszą oznaką pozytywnego zdziwienia było wręcz zachłyśnięcie się powietrzem, gdy poczuła chłodny jeszcze język na i w swojej pochwie. Chciała aż skulić się w sobie z nadmiaru wrażeń, ale więzy pozwoliły jedynie na to, by chwyciła mocno łańcuchy w ostatnim odruchu. Jęki opuszczał jej usta jeden za drugim, jeden głośniejszy i bardziej urywany od drugiego. Uczucie języka na łechtaczce było tak niesamowite, że mogła przysiąc jak jej organizm rozpada się na części pierwsze nie mogąc pomieścić w sobie tylu doznań. Czułą rosnące podniecenie, znajome mrowienie w lędźwiach i przy powtarzanym szeptem "tak" co jakiś czas miała szczerą nadzieję, że usta Grossherzoga nigdzie się już nie ruszą. Kiedy się odsunął mimowolnie jęknęła z zawodem, poruszając nerwowo udami. Na całe szczęście, klaps i ochrypły już głoś bruneta sprawiły, że krew na powrót zagotowała się w drobnej Krukonce. Już chciała coś odpowiedzieć, ale ubiegł ją krzyk, który opuścił jej własne gardło przy gwałtownym wtargnięciu w jej wnętrze. Mając moment bez penisa Gilgamesha najwyraźniej organizm zdążył się za nim stęsknić. Nawet w tym stanie była w stanie się zdziwić, że pomimo wciąż przyczajone gdzieś w tle kłującego bólu w podbrzuszu czuła nieprawdopodobną wręcz przyjemność z bycia wypełnioną w ten sposób. Niewiele myśląc oplotła Grossa nogami, dając mu odczuć, że nie bierze nawet pod uwagę, że mógłby chcieć się odsunąć. - No dawaj. - wydyszała pomiędzy jękami, które nawet w jej własnej głowie odbijały się echem, ale nic nie mogła na to poradzić. W tej pozycji czułą jeszcze więcej przyjemności, na dodatek mogłaby przysiąc, że chłopak faktycznie chce ją przebić na wylot - a co dziwniejsze ona nie miała nic przeciwko. Gdzieś z tyłu głowy czaiła się irracjonalna chęć by faktycznie to zrobił, dając tym samym największą przyjemność, przy której traci się wszelkie zmysły. Nie wiedziała już czy to dzwonią łańcuchy, jej w uszach, cieszyła się jedynie, że obroża była tak skonstruowana, że pociągnięcia za łańcuszek wprowadzały lekkie podduszania. Mocniej złapała go nogami, jakby chciała, by znalazł się w niej całym sobą i spalił od środka. Czyżby tak czuł się prawdziwe wiedźmy na stosie? Jeśli Grossherzog stanie się jej stosem to musi poważnie rozważyć karierę wiedźmy. Straciła kompletnie poczucie czasu w tym upale ich ciał i zarówno odgłosie jak i uczuciu bardzo dogłębnej penetracji. Z jednej strony pragnęła orgazmu, z drugiej miała ochotę przedłużać tę rozkosz w nieskończoność. Zaskakujące co pierwotne żądze robią z najbardziej racjonalnymi jednostkami. W końcu wydyszała drżącym głosem: - Pozbądź się... ogona...
|
| | | Gilgamesh von Grossherzog
| Temat: Re: Zamek Rodu Grossherzog [RFN] Sob 08 Gru 2018, 00:31 | |
| - Spoiler:
Nie żałował sobie nawet przez chwilę - aktualnie miał niewiastę w łańcuchach, która wręcz pragnęła każdego momentu który w niej spędzał - nic więc dziwnego, że już od startu zaatakował jej wnętrze z niesamowitą agresją. Co więcej - w czasie kiedy się zabawiał z jej ciałem, a jego własne potrzeby nie były zaspokajane, rosła w nim pewnego rodzaju seksualna frustracja, bowiem niewykorzystywany wzwód potrafi denerwować jak cholera. To dodawało mu dodatkowego parcia aby teraz wykorzystać każdą sekundę w najbardziej morderczym tempie do jakiego był zdolny. Fakt że miał za sobą już trzykrotny wytrysk, sprawiał że następny szybko nie nadejdzie, przez co dodatkowo wiedział że jeśli zamierza uświadczyć jeszcze orgazmu tej nocy, to nie może przeciągać tego na parę godzin, bo jeszcze jego własne ciało się podda i przed wszystkim straci przytomność, czy coś równie kiepskiego. Prawda była taka, że gdyby dziewczyna nie podnieciła go tak zabawiając się ze sobą, to czwarty raz był mu już zupełnie zbędny, jeśli już jednak do niego doszło to na szali stało nie tylko jego zadowolenie seksualne, ale też jego duma, godność i reputacja. Działał wręcz jak w amoku, zupełnie jakby wszystko inne poza głęboką penetracją nie miało dla niego już nigdy znaczenia - w tej chwili zapewne tak było. Tylko parę razy przerwał na moment - były to chwile, kiedy chwytał ją mocno za biodra i wchodził znacznie głębiej niż normalnie byłby w stanie, jakby chciał sprawdzić jak bardzo jest to możliwe. Poza tym, brał ją w szaleńczym tempie, chociaż gdzieś skryte z tyłu zmęczenie dawało mu do zrozumienia, że on, jego mięśnie i genitalia, mają do pogadania - zbywał to jednak, zmuszając się by posuwać dziewczynę jeszcze szybciej. Nie wiedział ile to trwało, jednakże nagle dotarł do niego jej głos. Bardziej wyczuł niż zrozumiał co mu miała do powiedzenia. Nie zareagował - to on był tutaj od decyzji i rozkazów, więc jeszcze przez dobrą chwilę nie zmieniał nic - dopiero gdy upewnił się, że (jego zdaniem oczywiście) dziewczyna osiągnęła kolejny orgazm, wyszedł z niej na chwilę i wyciągnął jej ogonek. Przez kilkanaście sekund stał tak w bezruchu - drażnił się. Po prostu się drażnił. Złośliwa bestia. Po ich upływie jednak sam już dostawał kurwicy, więc nie mógł powstrzymywać się ani chwili dłużej. Chwycił ją mocno za pośladki, przyciągnął i wtargnął w jej tylni otwór, z jeszcze większą zaciekłością i brutalnością niż do tej pory. Dłonie przesunął na jej pierś i łechtaczkę, które w tempie pasującym do penetracji, zaczął pieścić. Co jakiś czas przesuwał dłoń z piersi na łańcuch przyczepiony do jej obroży, aby go pociągnąć - czasem szarpnął ją za włosy. Czasem po prostu przesuwał obie dłonie na jej dupę, obmacując namiętnie jej pośladki i zwiększając głębokość wejścia. Gilgamesh sam nie wiedział, bowiem upływ czasu w tym stanie całkowicie do niego nie docierał, jednakże dłuższa wskazówka zegara wykonała pełny obrót, w czasie w którym on penetrował ją od tyłu. Sam też nie wiedział kiedy wpadł na dodatkowy pomysł. Dał znak skrzatom, które spuściły jeszcze jedną parę łańcuchów, na moment z niej wyszedł i zapiął w nie nogi Katariny, oczywiście w rozkroku. Nakazał też gestem aby skrzaty ją opuściły, tak aby była na idealnej wysokości po czym wtargnął tym razem w jej pochwę, biorąc ją jakby to miała być ostatnia rzecz którą zrobi w życiu - ba, gdyby planowali jeszcze raz, to zdecydowanie by była. Brał ją, jedną ręką trzymając ją cały czas za włosy, drugą zaś wymierzając siarczyste klapsy, tak długo aż jej pośladki nie były całe czerwone od jego uderzeń. Dopiero wówczas przeszedł tą dłonią na jej łechtaczkę i zaczął znowu ją zabawiać. Za oknem było już zupełnie ciemno, kiedy wreszcie poczuł dziwne poruszenie w swoich jądrach, nie przerywał jednak ani przez moment. Dopiero gdy wiedział że jest już praktycznie u szczytu swoich możliwości, wyszedł z niej i obszedł Krukonkę. Stanął przed nią, odgarnął jej włosy i wypuścił nasienie na jej twarz, pokrywając jej policzki. Mimo że już teraz czuł coś na kształt dziwnego pieczenia, postanowił wykorzystać jeszcze przez moment sytuację i wepchnął dziewczynie swoje przyrodzenie do ust, dopóki nie upewnił się że wszystko co nie znalazło się na jej twarzy, wylądowało w jej gardle. Wtedy odczekał jeszcze chwilę, bowiem Katarina była bardzo pojętną uczennicą. Dopiero wtedy odsunął się i machnął ręką na skrzaty by podciągnęły ją wyżej. Rozpiął jej nogi, a potem ręce tak by ostatecznie opadła w jego objęcia. Z trudem się poruszając, bowiem powoli docierało do niego że jest cholernie zmęczony, zaniósł dziewczynę na swe łoże i opuścił ją na stosy miękkich poduszek i innych takich. Chwycił za przygotowanego już papierosa, odpalił go i opadł ciężko obok łóżka (bo dotarcie do łóżka go przerosło. - Powyżej...oczekiwań - wyrzucił z siebie, z trudem łapiąc powietrze, czego wcale nie ułatwiał mu papieros.
|
| | | Katarina Vento
| Temat: Re: Zamek Rodu Grossherzog [RFN] Sob 08 Gru 2018, 01:17 | |
| - Spoiler:
Z odciętym zmysłem wzroku czas stracił jakiekolwiek znaczenie. Obecnie tkwiła w nieskończonej przestrzeni, w której liczyły się tylko szczęk łańcuchów, jej własne jęki, przyspieszony oddech Gilgamesha i przesyt bodźców dostarczanych do jej ciała. Gwałtowne, wręcz brutalne pchnięcia sprawiały wciąż nieco bólu, który jednak był niczym przy natłoku przyjemności. Do głosu dochodziła niebudzone nigdy wcześniej zwierzęca natura spragnionej kontaktu fizycznego nastolatki, która miała ochotę na wieki trwać w tym szaleńczym uniesieniu. Pragnęła uzależnić się od tego rodzaju uciech, stworzyć z nich rutynę w zastępstwie za każdy możliwy nałóg. Miała wrażenie, że gdyby była w stanie to zastąpiłaby seksem konieczność spożywania pokarmów, zaspokajania pragnienia, a nawet oddychania. Już w pełni rozumiała manipulację przez akty seksualne, zauważając jak potężną broń stanowiły potrzeby fizyczne. Gdy Grossherzog się z nią drażnił, przeciągając upragnione pieszczoty czy potrzebę penetracji ze zgoła innej strony reagowała przedłużającym się jękiem i szarpnięciami ramion, co tym bardziej przybliżało ją do zwierzęcia. Kiedy natomiast dostawała to, czego chciała czasem nawet z jej gardła wydobywał się urywany, krótki śmiech lub pomruk. Gdyby zdrowy rozsądek dorwał się do głosu jej wewnętrzna Katarina złapałaby się za głowę widząc samą siebie, ale na szczęście nie było na to realnych widoków. Spętanie jej nóg i kolejna kombinacja pozycji sprawiły, że przy kolejnych pchnięciach spazmy rozkoszy się nie kończyły, a napięte mięśnie zaczynały pulsować zmęczeniem i bólem. Nadal jednak chciwość ciała była silniejsza i nie pozwalała na przerwanie coraz głośniejszych jęków - choć w finalnych momentach bardziej krzyków. Jakakolwiek dawka trzeźwości zaczęła wracać, gdy członek Grossa opuścił jej wnętrze, a na twarzy poczuła ciecz o znajomej już konsystencji. Bez żadnego sprzeciwu spiła pozostałości, które jej zaoferowano, po czym w końcu poczuła jak bardzo przekroczyła limity swojej wytrzymałości, a gardło zaczyna palić od tak długiego czasu wypełnionego szybkimi, gorącymi oddechami. Była bardzo wdzięczna za to, że chłopak postanowił ją chwycić po oswobodzeniu i zanieść na łóżko. Musiała przyznać, że taka prosta bliskość drugiej osoby po czymś tak intensywnym była całkiem przyjemna, choć miękka pościel szybko wskoczyła na pierwsze miejsce podium. Ostatkiem sił ściągnęła opaskę z oczu, wytarła nią twarzy i zrzucając ją na podłogę obok spojrzała jeszcze na bruneta. - Mam dziwne... wrażenie, że ...dość już... wyszło z moich...ust... - odpowiedziała jeszcze, choć przyszło jej to z trudem. Nie wiedziała kiedy zasnęła. Mogła przysiąc, że tylko mrugnęła i na tym skończyły się jej wspomnienia tamtej nocy. Nie pamiętała żadnych snów, ale wiedziała, że sen miała twardy niczym głaz. Kiedy w końcu leniwie rozchyliła powieki słońce wisiało wysoko na niebie, przebijając się od czasu do czasu przez szare obłoki. Bóle mięśni i części intymnych szybko zakończyły początkową dezorientację, przypominając wydarzenia dnia poprzedniego. Usiadła powoli, badając jak bardzo jej organizm jej nienawidzi i z zadowoleniem odnotowała, że porządny sen ułaskawił go na tyle, by pozwolić jej się w ogóle poruszać. Rozejrzała się dookoła i szybko odnalazła wciąż śpiącego Gilgamesha, który najwyraźniej zasnął tam, gdzie go ostatnio zapamiętała, opierającego się jedynie ramieniem o łóżko. W gustownej popielniczce z prawdziwego kryształu zauważyła dogaszoną połowę papierosa. Zapewne skrzaty zadbały o to, by ich przysypiający pan nie puścił z dymem całej posiadłości. Chwała im za to. Powolutku zsunęła się z łóżka, zgarniając cienki koc, który narzuciła na ex-Ślizgona. Trochę nie w porę, ale co poradzić. Wyciągnęła z torby sakiewkę z kartami, po czym usiadła przy stole zakładając na głowę wojskową czapkę, która tak jej się spodobała. Przetasowała karty, po czym zaczęła układać horoskop szczęścia i pecha na obecny dzień. Patrząc na Gilles de Jeża, który z zadowoleniem pałaszował truskawkę skrzaty dbały o komfort zwierzątka. Już widziała oczami wyobraźni to żebranie i wyrzuty kasztana, gdy w szkole nie będzie miał pod nosem wszystkiego, co sobie zamarzy. Przynajmniej według kart jej znak zodiaku znajdował się na miejscu trzecim w rozdaniu, co było dobrą wiadomością tuż po przebudzeniu. Szybko przeanalizowała w myślach plan lekcji i z ulgą stwierdziła, że nie opuściła ani eliksirów, ani wróżbiarstwa. Transmutacja i historia magii nie były czymś, co spędzałoby jej sen z powiek.
|
| | | Gilgamesh von Grossherzog
| Temat: Re: Zamek Rodu Grossherzog [RFN] Sob 08 Gru 2018, 01:54 | |
| - Spoiler:
Nawet nie zauważył kiedy zasnął. W takich chwilach niebywale się cieszył że skrzaty domowe, mimo że pomiatał nimi jak nic nie wartym ścierwem, z jakiegoś powodu go uwielbiały i dbały o jego życie nawet bez rozkazu. Tylko z tego względu nie wyładowywał na nich frustracji przy każdej okazji - te masochistyczne gówna były przynajmniej cholernie lojalne, a to było coś co Grossherzog zawsze doceniał - nawet jeśli sam nie mógł określić się jako osoba w pełni lojalna wobec kogokolwiek. Tak czy siak nie spłonął w nocy, dodatkowo miał niesamowicie ciekawe sny - śniła mu się drobna Krukonka. Dopiero po dłuższej chwili gdy rozejrzał się po pokoju zauważył że albo to nie był sen, albo wciąż trwał - dziewczyna wciąż tu była, dodatkowo jego poranny wzwód należał do grupy tych dość bolesnych. Zauważył że dziewczyna wciąż nie pozbyła się zakolanówek ani obroży - no ona sobie chyba z niego żartowała, mogła się chociaż ubrać czy coś, w ten sposób nawet nie było szans by jego wzwód odszedł samotnie w zapomnienie. No i znowu podprowadziła mu czapkę, ale to akurat nie było czymś co by go pobudzało - chociaż czy aktualnie trzeba było go jeszcze bardziej pobudzać? Nie zapytał czy dobrze spała - nie miał tego w zwyczaju, szczególnie że sama podpisała na siebie wyrok - jego wzwód nie miał prawa odejść sam, więc teraz musiała z tym sobie poradzić - a on nawet doskonale wiedział jak zapewnić jej możliwość radzenia sobie z tym. Poderwał się i bez słowa podszedł do dziewczyny. Chwycił Krukonkę, podniósł ją i pocałował w usta, nie zważając na to co wczoraj w nich miała - pewnie żadne z nich nie smakowało najlepiej po przebudzeniu, zresztą pieprzyć to. Oparł ją o stół, wsunął się między jej uda i nie przerywając pocałunku wszedł w nią, biorąc ją od samego startu tak, jakby nawet na moment nie przerwali wczorajszych uciech. Kiedy w końcu oderwał się od jej ust, przeniósł swoje własne na szyję niewiasty całując ją i wędrując językiem wzdłuż połączeń nerwowych, wciąż penetrując ją głęboko, szybko i pewnie. Tym razem nie trwało to długo, po zaledwie kilku minutach obrócił ją na brzuch i wszedł od tyłu, biorąc ją również od tej strony. Podarował jej jeszcze kilka klapsów. Po kolejnych kilku, a może kilkunastu minutach chwycił ją za włosy, przylgnął do niej całym ciałem i całując po szyi wykonał kilka znacznie głębszych pchnięć, zalewając jej tyłek tym co udało mu się zmagazynować przez całą noc. Wykonał jeszcze kilka ruchów biodrami zanim pozwolił sobie wyjść. Wsunął jeszcze rękę pod nią, bawiąc się jej cyckiem i wtedy dopiero zagadał: - Witaj, moja droga. Mam nadzieję że dobrze spałaś. Jesteś głodna? - rzucił lekko zdyszany. On akurat spał nienajlepiej, cholernie bolały go plecy, jeśli miał być szczery. Nie czekał jednak na odpowiedź, tylko warknął w eter: - Gräuel! Müll! Gestank! Heute servierst du zu einer mahlzeit. Kątem oka zauważył że zarówno stół jak i dwie karty dań, a także mniejszy stolik wypełniony owocami z buszującym tam stworzonkiem, były już przygotowane. Przynajmniej nie były całkiem odmóżdżone. Sięgnął po resztkę papierosa i szybko odpalił go różdżką, stwierdzając że dopali - taki aperitif przed posiłkiem. - Wybierz co zechcesz z karty dań - powiedział spokojnie, odsuwając jej krzesło i czekając aż zajmie miejsce. "Wczorajszą nocą zasłużyłaś na śniadanie" dodał tylko w myślach. Co prawda nie brał pod uwagę że karty są po niemiecku i dziewczyna może sama jej nie zrozumieć, jednakże o tym miał się przekonać dopiero za moment.
|
| | | Katarina Vento
| Temat: Re: Zamek Rodu Grossherzog [RFN] Sob 08 Gru 2018, 02:19 | |
| - Spoiler:
Po raz kolejny ją zaskoczył. Zupełnie nie słyszała kiedy wstał, pochłonięta myślami, horoskopem i wciąż słysząc lekki szum w uszach. Na dodatek Gilles de Jeż coś tam łałał między owocami, więc kiedy poczuła Jak jakaś siła zwana Grossem podrywa ją z miejsca odruchowo chciała wycelować paznokciami w oczy napastnika nie posiadając przy sobie różdżki. Pocałunek wręcz ją spetryfikował i zanim przymknęła powoli oczy najpierw patrzyła na chłopaka, gdy były szeroko rozwarte. Może to i głupie, ale serce Krukonki na chwilę zamarło, a ona bezwiednie, bardziej instynktownie odpowiedziała na zaproszenie jego języka. Był to jej pierwszy pocałunek w życiu, a na pewno pierwszy tak namiętny i gdzieś tam pojawiła się w końcu oznaka, że poza seksem dziewczyna nie była wynaturzonym, pozbawionym uczuć i ludzkich odruchów dziewczęciem. Mogła mówić publicznie o swoich lękach, robić za zabawkę erotyczną, ale dopiero wtedy na jej policzki wystąpił rumieniec prawie dorównujący intensywnością jej włosom. Dziwne poruszenie w żołądku nie opuszczało jej nawet wtedy, gdy Gilgamesh zafundował jej "poranny" stosunek na dobry początek dnia. Działało to przy okazji jak tak zwany klin przy kacu. Paradoksalnie zmęczenie nieco ustąpiło, gdy adrenalina do końca pozwoliła się obudzić. Ponownie łapiąc oddech po wszystkim wykorzystała jedną z serwetek, by przetrzeć się nią pomiędzy pośladkami. Nasienie nie miało w zwyczaju wchłaniać się w skórę i szczególnie lądując od tej strony wolało powrócić do świata zewnętrznego. Odruchowo rozejrzała się za koszem na śmieci, ale nie zauważywszy go odrzuciła papier gdzieś na podłogę przypominając sobie o sprawnych w dbaniu o wszystko co potrzebne skrzatach. Usiadła z powrotem na swoim miejscu i tym razem już zdjęła obrożę, choć w zakolanówkach postanowiła zostać. Niechęć do marznięcia w stopy była wciąż aktualna. - Mam dziwne wrażenie, że nie wiesz jak mam na imię, więc - Katarina. Dzień dobry, Gilgameshu. - odpowiedziała przenosząc spojrzenie na zaoferowaną jej kartę i choć ton wypowiedzi brzmiał rzeczowo to na wargach tańczył delikatny pół-uśmiech - ni to rozbawienie, ni pobłażliwość. Przesunęła wzrokiem po treści menu, po czym przybrała zamyślony wyraz twarzy, marszcząc brwi jakby właśnie rozwiązywała wyjątkowo trudne równanie matematyczne. - Hm, przyznam szczerze, że mam dylemat między "nie znam niemieckiego" a "dlaczego karta dań mi grozi obozem koncentracyjnym". Polecisz coś? Spojrzała na Grossherzoga z rozbrajającym uśmiechem, opierając podbródek na dłoni. Założyła nogę na nogę i kątem oka dostrzegła karty do wróżenia. Jej ukochana, najdroższa sercu talia z wampirami z serii Venitius nie nadawała się już do niczego. To może i brzmi śmiesznie, że karty służące do wróżb najwyraźniej nie miały swego szczęśliwego dnia, ale na twarzy Vento momentalnie odmalowała się mieszanka hamowanej wściekłości z rozpaczą. Nie wybuchnęła na Grossa tylko dlatego, że część winy leżała po jej stronie. Bez słowa, ze ściągniętą twarzą zebrała delikatnie zniszczony już skarb i z namaszczeniem schowała do sakiewki. Ciężko jej było nawet przełknąć ślinę i pomimo próby trzymania nerwów na wodzy aura dookoła tej drobnej Krukonki mogłaby zostać przekształcona w zaklęcie o wdzięcznej nazwie "ręka śmierci" łamane na "armagedon".
|
| | | Gilgamesh von Grossherzog
| Temat: Re: Zamek Rodu Grossherzog [RFN] Sob 08 Gru 2018, 02:45 | |
| - Niezmiernie miło mi poznać Gross od razu wyczuł że coś jest nie tak, a może nawet nie "nie tak" a wręcz inaczej. Bardzo często niewiasty były na niego wściekłe, więc bez problemu potrafił to rozpoznać. Nawet jeśli się jeszcze nie odezwały. Z trudem powiązał fakt z kartami - ano tak, jak wstał to sobie coś tam układała. Pewnie chodziło o to całe wróżbiarstwo czy coś. W sumie fakt, karty mogły ulec zniszczeniu. Swoją drogą coś go uwierało. Zauważył że do jego uda przykleiła się jedna z kart. Ciekawe. Zanim jej odpowiedział, postanowił zrobić dwie rzeczy. Po pierwsze, zarzucił na siebie jeden z ręcznie tkanych szlafroków, w stylu Hefnera, chowają kartę w rękawie. Nie, wcale nie zamierzał oszukiwać w pokera. Po drugie przywołał skrzata ręką i przekazując mu kartę (uprzednio upewniając się że dziewczyna nie widzi) mruknął do niego: - Besorge mir ein identisches deck. Sofort Tylko tyle, napełnił jednak swój głos specyficzną, groźną nutką. Gdy wydawał rozkazy tym tonem, skrzaty doskonale wiedziały że to nie ma być zrobione na już, tylko na wczoraj - to bardzo ułatwiało im kontakty na linii pan-sługa. One wiedziały które rozkazy były ważniejsze, a on zaś mniej musiał je karać. Uczciwe, prawda? - Faktycznie, nie znasz niemieckiego - odezwał się w końcu do niej - Powinnaś zastanowić się nad nauką tego języka. Większość materiałów które mogą Cię zainteresować, są właśnie po niemiecku. To będzie dość upierdliwe czytać to ze słownikiem czy tłumaczem. - dodał spokojnie zanim przeszedł do meritum. - Szczerze mówiąc, nie wiem co lubisz jeść. Może jakieś wskazówki? Są tu różne dziwne rzeczy, jeśli o to chodzi. Od klasycznej dziczyzny, poprzez kawior, ostrygi, raki, ten dziwny japoński przysmak zwany sushi, aż do francuskich żab i ślimaków. Chociaż tych ostatnich bym nie polecał. Może jakieś preferencje? - spytał, starając się zająć ją na chwilę rozmową. Sam nie musiał zaglądać w kartę, doskonale wiedział co chce zjeść. - Mam tu też wschodnie żarcie, jeśli Cię interesuje, także wątpię by cokolwiek Cię ograniczało. Domyślam się jednak, że karta alkoholi jest Ci również niepotrzebna - dodał spokojnie. Zapalił papierosa, jednakże już po kilku chwilach pojawił się tu skrzat o dumnym imieniu Gestank (czyli tłumacząc dosłownie, fetor) wręczając coś Gilgameshowi. Chłopak położył to przed Katariną. Była to oczywiście talia kart, jeśli się nie mylił - dokładnie taka sama, jaką przed chwilą jej zniszczył. Z jej pomocą naturalnie. Jeśli do tamtej miała sentyment i zamiennik jej nie interesował, to już jej problem - on i tak postarał się bardziej, niż kiedykolwiek do tej pory, zważając na to że ta relacja już została skonsumowana i w sumie on to równie dobrze mógł nie robić już nic. A tu proszę, śniadanie, upominek. - Mam nadzieję że to adekwatna rekompensata? - spytał jeszcze, unosząc lekko brew, zaciągając się i strzepując popiół na podłogę. Nim jednak popiół dotknął posadzki, jeden ze skrzatów pośpieszył oczywiście z popielniczką. Tym razem nie zamierzał ich karcić za nic - poradziły sobie bardzo ładnie i bardzo na czas, niech mają swoją wielką chwilę. |
| | | Katarina Vento
| Temat: Re: Zamek Rodu Grossherzog [RFN] Sob 08 Gru 2018, 03:19 | |
| Wzięła dodatkowy głęboki oddech przymykając na chwilę oczy, po czym wróciła spojrzeniem do karty dań. Klęła na siebie w duchu niepomiernie, jej umysł właśnie zalewały obelgi kierowane do samej siebie - jak mogła dopuścić do czegoś takiego? Czy seks aż tak wyłączał jakikolwiek dopływ tlenu do jej mózgu? Jeśli tak to może jednak wróżby z sennika były właśnie sprawiedliwością Bytu i należał jej się najgorszy koniec. Odłożyła menu, nie siląc się jednak już na żaden uśmiech, choćby najlżejszy. - Zapewne masz rację, muszę zapamiętać, by ustalić sobie kilka dni w tygodniu na naukę. Poza tym dodatkowy język w arsenale sam w sobie jawi się użytecznie, choć brzmienie ma mało przyjemne, ale do takich drobnostek można przywyknąć. - skwitowała, po czym upiła łyk wody, która nagle znalazła się w szklance nieopodal. Naprawdę zaradne te skrzaty, szczególnie, że zaczynało ją suszyć po tym wczorajszym whisky. Żeby nie kończyć festiwalu głupot to utrata ukochanej talii sprawiła, że z Katariny zniknęła cała przyjemność ostatnich chwil spędzonych w tym miejscu i być może wyglądało to wybitnie niekulturalnie będąc u kogoś w gościach, jednakże nie przejmowała się tym. Było drastycznie mało rzeczy,do których Krukonka się przywiązywała, więc utrata takowej i to przez głupotę, o którą normalnie by siebie nie podejrzewała wypalała niewidzialną dziurę w jej jestestwie. Już nawet nie zwracała uwagi na to, co Grossherzog mówił do skrzatów, skoro i tak nie posiadała obecnie widoków na zrozumienie znaczenia ukrytego za barierą językową. - W takim razie skoro mam nieograniczony wybór to wybieram spaghetti al pomodoro. Skorzystam z klasyki wpojonej przez ojczyma. - rzuciła neutralnym tonem, upijając kolejny łyk wody. - Do tego wino. Czerwone, półwytrawne, najlepiej cabernet sauvignon. Na chwilę wstała, by odsunąć się nieco od stołu i przeczesać długie, mocno splątane po intensywnych zabawach włosy. Chwała za szczotki trzymane w torbach. Kiedy z powrotem zasiadła na swoje miejsce aż otworzyła szeroko oczy ze zdumienia, kiedy jej wzrok padła na identyczną talię kart jak ta, którą dopiero co pochowała w sakiewce. Nadal w szoku sprawdziła kilka pierwszych kart i nie miała wątpliwości. Jak dwie krople wody, gdyby nie fakt, że ta aż pachniała nowością. Ciężar w żołądku zniknął, gdy odwracała powoli głowę w stronę Gilgamesha. Nim zdążyła choćby pomyśleć zerwała się na równie nogi, doskoczyła do Grossherzoga i zarzucając mu ręce na szyje przytuliła mocno. Aż ją mięśnie twarzy bolały, tak szeroko się uśmiechała. Kontynuujemy festiwal, albowiem dziewczyna prawie się popłakała z tej radości. Zaraz szybko wróciła na swoje miejsce i jeszcze raz spojrzała na karty, przetasowując je w dłoniach. Nowiutkie, wspaniale dawały się układać w wyćwiczonych dłoniach Krukonki. - Dziękuję. Zapamiętam ten gest. - powiedziała, gdy fala entuzjazmu opadła, choć na ustach Katariny wciąż widniał uśmiech, a radość w oczach aż iskrzyła. Ponownie spojrzała na Grossa. - W zamian za to mogę zaproponować horoskop. Przyjaciel, wróg i tak dalej. Rozdziewiczenie kart. Miała tylko szczerą nadzieję, że chłopak jej nie odmówi, bo znikające uczucie szczęście drugi raz pod rząd w tak krótkim czasie będzie już nie do odratowania. Vento bardzo szybko zamykała się w sobie, szczególnie, gdy w grę wchodziła jedna z najważniejszych rzeczy w jej życiu, czyli wróżbiarstwo. Nawet Gilles de Jeż na chwilę przydreptał, poniuchał prezent, tyknął ryjkiem i fuknął z aprobatą. Jako iż znała go dłużej niż dwa dni wiedziała, że to jest moment podnoszenia jeża i przekładania go bliżej jedzenia, bo ten zrobi chrzest bojowy nowemu nabytkowi swoimi ząbkami. Lub moczem. W tym wypadku nie miał instynktu zachowawczego albo korzystał z dobrego serca dziewczyny względem zwierząt. |
| | | Gilgamesh von Grossherzog
| Temat: Re: Zamek Rodu Grossherzog [RFN] Sob 08 Gru 2018, 04:07 | |
| Dopiero oczekując aż skrzat wykona polecenie, mógł zauważyć jak bardzo taka pierdoła jak karty mogła być dla niej istotna. To było wręcz zaskakujące - z tej energicznej, pełnej wigoru i chęci do nacieszenia się swoim towarzystwem niewiasty, zamieniła się w beznamiętnego, pozbawionego chęci do dalszych uciech kartofla. Grunt że Gross nie wiedział o czym myślała - gdyby miał taką łatwość w czytaniu cudzych myśli jak autor, to po pierwsze miałby zbyt łatwo, a po drugie poczułby się wręcz oburzony. Na szczęście tego nie potrafił, a i dobrze, bo oburzony księciunio to najgorsza menda i zołza jaka istnieje, a tak to mamy całkiem pozytywną kontynuację. Jej zamówienie musiało i tak poczekać, ponieważ mimo wszystko to jego rozkaz tutaj miał jakiekolwiek znaczenie, bowiem choćby rozkazał skrzatom wypełniać cudze zachcianki, to zawsze znajdą sposób jak się wykręcić jeśli ten ktoś nie był z krwi Grossherzogów. A on za bardzo nie mógł w tej chwili wydawać żadnych rozkazów, bo właśnie mu na szyi jakieś dziewczę wisiało, więc ciężko mu było w sumie robić cokolwiek. Nie żeby było to ogromne obciążenie, ale pozwolił jej się w siebie wtulić, ba, nawet sam ją objął. Przy ich różnicy gabarytów prawie się poczuł jakby był jej ojcem - przez ten pryzmat to co robili zeszłego wieczoru i o poranku, przez moment wydawało mu się wręcz obrzydliwe, ale szybko wypchnął ten idiotyczny pomysł z głowy. - Horoskop? Jasne, chętnie i tak musimy przez chwilę poczekać na jedzenie, bo akurat tego nie da się wyczarować - odparł, szczerze mówiąc nie do końca przekonany czy na pewno jest mu to niezbędne. Uznał jednak że skoro już ustalił że zamierza z nią nawiązać relacje nie tylko seksualne, to musiał sobie zaskarbić jej sympatię, a wróżbiarstwo najwyraźniej było dla niej niesamowicie ważne. Zresztą nie musiał się z nią zgadzać na ten temat - wystarczyło że nie krytykował, prawda? A tak to dziewczyna zajmie mu czas oczekiwania. Machnął ręką, a skrzaty już bez niezbędnego polecenia przygotowały mniejszy stolik kawałek dalej, okryty czerwono-czarną narzutą, z oczami w piramidkach na krańcach. - Für ein Mädchen spaghetti mit tomatensauce und zweihundert jahre alter cabernet sauvignon. Für mich rindfleisch im teig, tintenfischsushi, rührei und speck, kaviar, auflauf mit lammfleisch und starkes bier - rzucił tylko krótko, zastanawiając się co jest nie tak z tymi cholernymi Krukonami - przecież śniadanie to najważniejszy posiłek dnia, a ona z rana tylko ten swój makaronik zamierzała wsunąć? Może wstydziła się że nadużyje jego gościnności czy coś równie głupiego? Nieważne, niech je co uważa, on jej oferował. Przysiadł się do stolika wróżenia, oczywiście przedtem odsuwając Katarinie krzesło i dosuwając. Nawet jeśli na co dzień nie było tego widać i mało kto to zauważał, to miał jednak po coś te lekcje etykiety, prawda? No. |
| | | Katarina Vento
| Temat: Re: Zamek Rodu Grossherzog [RFN] Sob 08 Gru 2018, 15:15 | |
| Ciepłe uczucie radości mościło się wygodnie wewnątrz Krukonki, gdy jej propozycja spotkała się z aprobatą. Już prawie nie pamiętała tego uciążliwego przygnębienia sprzed kilku chwil, choć tak jak mówiła - nie zapomni Gilgameshowi tego miłego gestu, do którego w żaden sposób nie był zobowiązany. Z jednej strony dziwiło ją takie zachowanie, z drugiej zaś wytłumaczyła sobie to tym, że najwyraźniej fizyczne uciechy łagodziły obyczaje i nawet w Ślizgonach potrafiły wywołać ludzkie odruchy. Stereotypy stereotypami, ale nie dało się zaprzeczyć, że po świeżo spotkanym wychowanku Domu Węża niewielu by się spodziewało czegoś takiego. Chwyciła nowe karty z pewną dozą namaszczenia i również się przesiadła, uprzejmym skinieniem głowy odpowiadając na akt dobrego wychowania ze strony Grossherzoga. Pamiętając szereg najróżniejszych, choć głównie negatywnych plotek, które docierały do jej uszu przez ostatnie lata w Hogwarcie w życiu nie uwierzyłaby, że będzie sympatycznie spędzać czas z taką a nie inną osobą. Zerknęła na narzutę, przesuwając palcami po wzorze. - Ciekawy motyw. - skwitowała tylko, po czym zabrała się za tasowanie kart. Trwało to nieco dłużej, gdyż Katarina chciała się nacieszyć tym z jaką łatwością nowa talia dawała się mieszać w jej zręcznych palcach. Dodatkowo dawała sobie chwilę na uspokojenie myśli, wyrównanie tętna i oddechu. Przymknęła oczy wsłuchując się w szum własnej krwi, a rysy jej twarzy wyrażały najwyższe skupienie i odprężenie mięśni. Wróciła do swojego naturalnego wizerunku osoby bez zbędnych emocji, trzeźwo myślącej w każdej możliwej sytuacji. Rozchyliła w końcu powieki, a z przygotowanej już talii zaczęła wyciągać kolejne informacje płynące z gwiazd. - Po kolei zatem.
Przyjaciel: Waga Wróg: Panna Kompan do picia: Skorpion Kompan sportowy: Panna Nauczyciel: Rak Ukryty nieprzyjaciel: Wodnik Bratnia dusza: Skorpion Kochanek: Wodnik Partner: Strzelec Romans: Ryby Współpracownik biznesowy: Rak Nemezis: Bliźnięta
Patrząc na efekt swojej wróżby odruchowo zwracała uwagę na własny znak zodiaku w obecnej konfiguracji. Towarzysz alkoholowy miałby pewną zasadność, bo nie była fanem trunków wysokoprocentowych, ale wczorajsze whisky bardzo dobrze jej się już kojarzyło. Poza tym coś jej mówiło, że ten brunet przed nią może w siebie wlać niezmierzone ilości substancji odurzających i wykazać się zaskakującą siłą woli. Najwyżej mogła zostać tym miernikiem, który w odpowiednim momencie stwierdza "już wystarczy, trzeba cię położyć spać, to krzesło ci nie odpowie na zagadki polityczne". Coś drgnęło w podbrzuszu i na wysokości klatki piersiowej, gdy zauważyła rubrykę bratniej duszy. Tylko stan skupienia, w który wprowadziła się przed wróżeniem uchronił ją przed rumieńcem, choć miała wrażenie, że końce jej uszu są dziwnie gorące. Odsunęła swoje myśli w zgoła inną stronę, wewnętrznie parskając śmiechem na wyobrażenie dozgonnej przyjaźni między Grossherzogiem a takim Dwayne'em. Nie, to zdecydowanie nie chodziło o Puchona. Czas mógł zmienić wiele rzeczy, ale bez przesady. - Tak więc to wygląda. Żeby określić pełną skuteczność musiałabym wyłożyć tę samą wróżbę jeszcze dwa razy. Nadal jednak większość powinna być adekwatna. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Zamek Rodu Grossherzog [RFN] | |
| |
| | | | Zamek Rodu Grossherzog [RFN] | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |