IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Dom Whisperów - 2 godziny drogi od Londynu

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Dorian Whisper
Dorian Whisper

Dom Whisperów - 2 godziny drogi od Londynu Empty
PisanieTemat: Dom Whisperów - 2 godziny drogi od Londynu   Dom Whisperów - 2 godziny drogi od Londynu EmptySro 02 Lip 2014, 22:20

Dom Whisperów - 2 godziny drogi od Londynu Mu8o0h

Dom położony w zaciszu tuż nad brzegiem morza. Otoczony jest laskiem z jednej strony, a z drugiej wodą. Jest skromny, jednak swoją skromnością i delikatnością rzuca się trochę w oczy. Ludzie czasami przystają, aby go pooglądać, jednak zazwyczaj nikt nie zatrzymuje się na dłużej, jakby odpychała ich dziwna magia.
Wnętrze jest skromnie urządzone, bardziej szło w kierunku praktyczności i wygody, niż wielkiego kunsztu i elegancji. W końcu mieszaka tam dwóch mężczyzn i jedna Wandzia, która mimo wszystko stara się, aby było czysto i przyjemnie... i pachniało pysznymi ciasteczkami z imbirem i cynamonem.
Mistrzyni Proxy
Mistrzyni Proxy

Dom Whisperów - 2 godziny drogi od Londynu Empty
PisanieTemat: Re: Dom Whisperów - 2 godziny drogi od Londynu   Dom Whisperów - 2 godziny drogi od Londynu EmptyNie 20 Lip 2014, 16:08

Voldemorta w większości sytuacji bardziej obchodziły efekty, niż wykonanie. Gdyby czuwał nad każdym aspektem działań swoich podwładnych, nie miałby czasu na planowanie kolejnych kroków mających zapewnić mu osiągnięcie celów, które ścigał przez całe życie. Wydawał dyspozycje i bez litości karał za wszelkie niedociągnięcia, jednak pozostawiał śmierciożercom sporą swobodę działania. Niektórzy lubili torturować swoje ofiary, jedni wykorzystując do tego zaklęcia, inni zaś pomysłowość mugoli w tym zakresie (był to jedyny akceptowalny przejaw zainteresowania „sztukami” niemagicznymi), cześć zaś wolała szybko załatwić każdą sprawę, nie narażając się na możliwość nadejścia niespodziewanych przeciwności.
Dlatego więc fakt, że pewna wiadomość, a konkretniej polecenie przeszło dłuższą drogę, nie bardzo go interesował. Bardziej fascynowało go to, co miało się wydarzyć już po tym, jak Aristos zostanie uświadomiona w kwestii swojej pierwszej próby. Po raz pierwszy zainteresował się tą dziewczyną, kiedy ujrzał ją we wspomnieniach Rosiera. Było w niej coś, co przyciągnęło jego uwagę i sprawiło, że zaczął szukać, dowiadywać się, planować dla niej przyszłość w swoich szeregach. Fakt jej pokrewieństwa z pewnym obiecującym młodzieńcem jedynie zwiększał prawdopodobieństwo otrzymania przez nią zaszczytu wstąpienia w szeregi najbliższych popleczników Czarnego Pana. Oj tak, widział on w niej i jej kuzynie potencjał, który odpowiednio rozwinięty mógł w przyszłości doskonale mu służyć.

***

Edward nie był świadom tego, co nad nim wisiało. Nie był złym człowiekiem, należał do gatunku tych raczej przeciętnych, którzy sumiennie wykonują swoją pracę, zajmują się domem i próbują wychować dzieci na przyzwoitych ludzi. A przecież wcale nie miał w życiu łatwo... Dopiero po śmierci żony dowiedział się, że tak naprawdę była Śmierciożerczynią. I choć ona nie wytrzymała presji i popełniła samobójstwo, a przynajmniej tak głosiła oficjalna wersja, nie był to koniec problemów Whispera wynikających z pewnych subtelnych powiązań z Voldemortem. Pracował w Wizengamocie. Był może jedynie jednym z pomniejszych urzędników, ale miał dostęp do protokołów przesłuchań i kilka razy ponawiano próbę zwerbowania go do szeregów Czarnego Pana. On jednak zbyt dobrze wiedział z czym to się wiąże, żył ostatecznie pod jednym dachem z osobą, która doświadczyła tego szczególnego rodzaju niewolnictwa i nawet jeśli nie był tego faktu świadomy, obserwował jak czuła, pogodna kobieta staje się potworem.
Być może jego śmierć odwlekałaby się w czasie, gdyby pewne interesujące wieści nie dotarły Vodemorta z Hogwartu. Możliwość posiadania jasnowidza w szeregach była niezwykle kusząca, a Dorian był jeszcze dość młody, aby móc jego serce i umysł wypaczyć, aby uplastycznić je i ulepić na własną modłę. Słowem, aby uczynić z niego śmierciożercę ciałem i duszą. W tym celu należało się jednak pozbyć każdego, kto mógł stanąć na drodze tym planom. A Whisper senior bez wątpienia był taką osobą, ze swoim poczciwym, na wskroś dobrym postrzeganiem świata. Nie wspominając już o tym, że znacznie łatwiej manipuluje się kimś, kto jest zagubiony, przestraszony i przygaszony. Jak poczciwie wyglądał Edward w tej chwili, stojąc przy kuchence i przygotowując jajecznicę. W domowym, znoszonym dresie i wydeptanych kapciach. Niczym nie przypominał surowego urzędnika Ministerstwa, którym stawał się założywszy czarną jak noc szatę czarodzieja.
Nie wyglądał też jak człowiek, który zdaje sobie sprawę z tego, co się z nim niedługo stanie. Voldemort bardzo lubił za pomocą jednego ruchu osiągać kilka celów, a to była właśnie taka okazja. Kolejne chwile miały przesądzić o życiu nie jednej, lecz trzech, a może nawet czterech osób.
Aristos Lacroix
Aristos Lacroix

Dom Whisperów - 2 godziny drogi od Londynu Empty
PisanieTemat: Re: Dom Whisperów - 2 godziny drogi od Londynu   Dom Whisperów - 2 godziny drogi od Londynu EmptyNie 20 Lip 2014, 16:32

20 lipca, 1977

Można by pomyśleć, że wydarzenia ostatnich tygodni rozproszą myśli Aristos, oderwą ją na dobre od świata rzeczywistego, ciskając skołatane nerwy w niebyt, gdzieś pomiędzy ustawicznym, bezlitosnym przerażeniem, a troską, malującą się w bławatkowych oczach właściwie bez przerwy.
I zapewne gdyby chodziło o kogoś innego, takie skutki nie byłyby czymś zaskakującym - ba, urosłyby do rangi wydarzeń wyczekiwanych z niecierpliwością. Wydarzeń, których brak mógł zaburzyć naturalny ciąg życia, których brak oznaczałby, że z obserwowanym człowiekiem dzieją się bardzo niedobre rzeczy.
Ciężko było stwierdzić jak bardzo ta teoria znajduje swoje odzwierciedlenie w zachowaniu Lacroix, jedno jednak było jasne; dziewczyna nadal nosiła głowę wysoko. Z oczu zniknęły oznaki niewyspania, cera nabrała promiennego blasku, a loki jak zazwyczaj tańczyły beztrosko na wietrze, gdy pędziła na złamanie karku, pewnie trzymając się w siodle.
Klątwa zmieniła wiele. Zmieniła wszystko. I chociaż Gryfonka nie odważyła się wrócić do Irlandii, chociaż ślad zostawiony przez Vincenta zamieniał się w śliwkowego siniaka, nie chcąc zejść z jasnej skóry, nagle przestała bać się własnego cienia.
Przypływ mocy, który czuła przebywając w posiadłości ojca w Irlandii, oszałamiał. Różdżka pojawiała się w jej dłoni nim jeszcze dobrze o tym pomyślała, a tryskające z niej iskry wyraźnie sugerowały zniecierpliwienie magicznego instrumentu. Jego gotowość do walki, do nauki.
Trudniejsze zaklęcia, trenowane pod okiem starszego brata, wychodziły jej bez problemu jeśli odpowiednio dobrze się skupiła. Francis kręcił głową z niedowierzaniem, jednak tylko ona wiedziała, że ta niesamowita przemiana nie wzięła się z eteru. Że ma swoje źródło w czymś mrocznym i obcy.
Te drobne osobiste zwycięstwa i porażki nie sprawiły jednak, że zapomniała o zadaniu, które musiała wykonać; o zadaniu przekazanym jej ustami Rosiera w pewien zimowy, grudniowy dzień.
Ciężko byłoby zapomnieć: czekała na to. Czekała z niecierpliwością, z utęsknieniem, które budziło w jej wnętrzu coś okrutnego, zimnego. Nie była zadowolona, że jej ofiarą ma być ktoś czystej krwi, z drugiej jednak strony Whisperowie byli zdrajcami.
Parsknęła z pogardą, przypominając sobie Doriana, jak gdyby nigdy nic próbującego usidlić Alexa; profanacja, coś, co nie powinno mieć miejsca. Alexander zasługiwał na kogoś lepszego, niż ten życiowy nieudacznik. Na kogoś, kto wiedział gdzie jego miejsce i czego wymaga od niego pozycja społeczna, jaką zajmuje. Nie na kogoś, kto bezradnie pozwala by fale życia rzucały jego osobą na prawo i lewo, bezwładny wobec silniejszych, bezpłciowy... Szary i nijaki.
Jej wargi skrzywiły się w uśmiechu, który przywodził na myśl rzeczy wywołujące zimne dreszcze. Stała przed lustrem związując włosy w koński ogon; ciemne kosmyki o dziwo były dzisiaj posłusznie, uginały się pod rozkazami grzebienia i niebieskim spojrzeniem, kontrolującym wszystko w odbiciu. Dziewczyna miała na sobie skórzane spodnie i zwykłą bokserkę, na nogach buty do jazdy; w żaden sposób nie różniło się to od rzeczy, które zwykle nosiła przebywając w Irlandii. Tutaj chodziło jedynie o konie, o wiatr, o prędkość wyciskającą łzy z oczu, o skakanie przez przeszkody i poczucie wolności, wyrywające ją ze sztywnych szponów tradycji i etykiety.
Wsunęła różdżkę za skórzany ochraniacz na przedramieniu, a krótki sztylet schowała za paskiem spodni; materiał koszulki zakrywał go doskonale. Nie wiedziała z czym przyjdzie jej się zmierzyć, wiedziała jednak, że lekceważenie starszego czarodzieja może być błędem, który popełni jedynie raz, nim zginie lub zostanie zamknięta w miejscu, z którego prędko nie wyjdzie. Nie łudziła się, że w razie niepowodzenia zdołałaby uciec; porywanie się na spontaniczną teleportację mogłoby skończyć się dla niej źle, a chociaż próbowała już tej sztuki, chociaż odprawiony rytuał dawał jej potęgę, jakiej się nie spodziewała... Nigdy nie odważyłaby się na tak szaleńczy krok.
Noc otuliła ją zapraszająco chłodnymi ramionami powietrza nieskażonego gorącem dnia; wyślizgnęła się z posiadłości, cicho wyprowadziła ze stajni czarnego jak jej włosy konia. Najszybszego, najbardziej krnąbrnego wierzchowca, jakiego kiedykolwiek miała okazję ujeżdżać. Noir był uparty, niecierpliwy i potrafił dotkliwie poturbować nieuważnego jeźdźca, Aristos jednak nigdy się go nie bała. Koń zarżał cicho, witając ją próbą zakleszczenia zębów na ramieniu dziewczyny; odepchnęła jego pysk niecierpliwie, by już za bramą wskoczyć w siodło zgrabnie i lekko, podrywając zwierzę do galopu, kolejny raz zachwycając się gracją konia w ruchu. Noir wiedział dokąd zmierzać.
Aristos doskonale wiedziała gdzie znajduje się dom Whisperów; bywała tam jako dziecko, bywała jako młoda dziewczyna, na nudnych przyjęciach, ogrodowych herbatach i spotkaniach towarzyskich, które odbywały się regularnie przynajmniej dopóki żona starego Whispera nie odebrała sobie życia.
Gryfonka od kilku dni robiła wycieczki w te okolice, obserwując dom; wyglądało na to, że nie było tam nikogo oprócz głowy rodu; co do nieobecności Doriana była pewna, Alexander doniósł, że dziedzic gości w jego domu. Doskonale. Wiedziała, że w środku może być jeszcze jego siostra, ta irytująco głupia, pusta dziewucha, której w głowie jedynie schadzki i doprowadzanie Grossherzoga do szału... Skrzywiła się, podjeżdżając pod budynek. Tyle razy mówiła Gilgameshowi, żeby dał sobie spokój z tą średnio atrakcyjną lafiryndą i zainteresował się kimś o większej wartości. Bez skutku.
Światło paliło się jedynie w jednym pomieszczeniu; Aristos zidentyfikowała je jako kuchnię. Mglisty obraz wnętrza domu majaczył gdzieś w jej podświadomości. Drzwi prowadzące do środka były tuż przy bramie, wystarczyło wprowadzić konia między głębokie zarośla, między drzewa; ukryć go przed wścibskimi oczami. Zrobiła tak, upewniając się, że lejce zatrzymają Noira w miejscu, a potem przeskoczyła przez bramę zwinnie jak kotka, nie dobywając jednak różdżki. Wiedziała, że nie może pozwolić sobie na żadne czary; to zdemaskowałoby ją natychmiast.
Nasunęła na dłonie skórzane rękawiczki i nacisnęła klamkę; nawet gdyby potrafiła ona rozpoznać sygnaturę gościa, materiał odgradzał skórę dziewczyny od metalu, chroniąc ją przed pozostawianiem śladów. Chroniąc przed wykryciem.
Wślizgnęła się do środka, minęła salon i oparła się o framugę drzwi prowadzących do kuchni, obserwując Whispera seniora, kręcącego się przy kuchence, ubranego w stary dres i zdeptane kapcie.
Odruchowo porównywała go z własnym ojcem i ojcem Rosiera; głowa rodu, czystokrwisty, majętny... I na tym się kończyło. Był w oczach Gryfonki istotą tak żałośnie pospolitą, nijaką i hańbiącą czarodziejskie społeczeństwo, że każda nuta jej jawnej pogardy była doskonale widoczna w niebieskich oczach i na słodkiej twarzy. Nie uśmiechała się już.
Coś w jej wnętrzu zamruczało złowrogo, zalewając żołądek falą podniecenia, gorącego, miękkiego zdecydowania wypełniającego trzewia, wrzącego w żyłach adrenaliną i lodowatym okrucieństwem, które przynosiło ze sobą rozkoszną wizję przyszłych wydarzeń.
Podeszła go miękko, krokiem uważnym i spokojnym; nie czuła strachu, nie trzęsły jej się dłonie. Z zaskoczeniem zauważyła, że nie obawia się tego, co ma nadejść. Po starciu z Vincentem, po tym, co przeszła w podziemiach własnego domu... Nie odczuwała już niczego, co mogło powstrzymać ją przed wykonaniem zadania, nie licząc radosnego podekscytowania. Nie licząc chęci ujrzenia, jak życie opuszcza ciało starego mężczyzny, plamiąc czerwoną krwią wszystko, co ich otaczało.
Niemal nie oddychała, gdy powolnym ruchem przyłożyła sztylet do jego pleców, na wysokości serca, a potem pchnęła gwałtownie, ostro, napierając z całej siły na jadeitowy uchwyt; coś chrupnęło nieprzyjemnie, mlasnęło miękko, zazgrzytało na ostrzu, gdy wyciągała je silnym szarpnięciem i wbijała po raz kolejny, przysuwając się bliżej mężczyzny. Jej usta wykrzywił lodowaty uśmiech, a oczy w kolorze bławatka, najłagodniejszego z kwiatów, zalśniły wyraźnie, prawie jak u kota, zdradzając skrywany pod błękitem odcień fioletu.
Mocny cios w tył kolana zmusił Edwarda do opadnięcia na ziemię, a spragniona nowej krwi broń, niemal jęcząca o kolejną dawkę tego  życiodajnego płynu, przylgnęła do gardła Whispera. Nie zdążył nawet pomyśleć o tym, by sięgnąć po różdżkę.
Aristos chwyciła go mocno za włosy, szarpnęła głową w tył, a potem z pewną fascynacją obserwowała, jak ostrze miękko wchodzi w ciało . Patrzyła mężczyźnie w oczy, niemal figlarnie unosząc jedną brew, jakby pobłażliwie kwitowała zaskoczenie i ból na jego twarzy. Krew wydostawała się z niego niczym woda, którą ktoś nieuważnie chlusnął prosto z wiadra na jasną podłogę. Jej zapach nęcił w nosie, jednak nie sprawiał, że Gryfonce robiło się niedobrze. Z ponurą satysfakcją przyglądała się jak ciało Whispera opada na posadzkę, jak mężczyzna wije się w drgawkach i charczy makabrycznie. Nie mrugnęła, wykrzywiła jedynie wargi, chcąc zapamiętać ten obraz dokładnie. Na długo.
Kiedy ciało mężczyzny przestało się poruszać, przeszła po nim zgrabnie jak po kładce, byle tylko uniknąć krwi na skórzanych butach; byle nie splamić ich czerwienią, która schodzi z ubrań równie ciężko, co przyzwyczajenie z ludzkiego umysłu.
Zatrzymała się tylko na moment, by zsunąć z palca Edwarda ciężki, srebrny sygnet z herbem rodu. Przyjrzała mu się beznamiętnie, a potem owinęła w jasną chustkę i wsunęła do kieszeni spodni, opuszczając posiadłość i bez pospiechu zamykając za sobą drzwi. Okrwawiony sztylet dzierżony w drugiej dłoni połyskiwał czerwienią, dopóki nie opłukała go w beczce z deszczówką.
Zapach, który ze sobą przyniosła, wyraźnie rozdrażnił konia; zwierzę stanęło dęba, zarzuciło głową, próbując uciec od żelaznego aromatu, dziewczyna była jednak szybsza; znalazła się w siodle nim Noir zdążył wyrwać jej wodze z dłoni, a potem ściągnęła je mocno do tyłu, opanowując konia, zmuszając go do zatańczenia w miejscu, zadrobienia na ubitej, twardej ziemi. Podporządkował się wreszcie, a szturchnięcie piętami w boki poderwało go do biegu.
Wiatr igrał w jej włosach, które pod wpływem momentu rozpuściła mocnym szarpnięciem za gumkę; loki rozsypały się we wszystkie strony, a Gryfonka przyspieszyła, kierując się w stronę posiadłości. Umysł miała czysty, a oblicze spokojne, choć na języku wciąż czuła posmak krwi, która przepełniła powietrze w domu Whisperów, na zawsze mającym już nosić na sobie skazę morderstwa.


Ostatnio zmieniony przez Aristos Lacroix dnia Pią 25 Lip 2014, 19:53, w całości zmieniany 1 raz
Mistrzyni Proxy
Mistrzyni Proxy

Dom Whisperów - 2 godziny drogi od Londynu Empty
PisanieTemat: Re: Dom Whisperów - 2 godziny drogi od Londynu   Dom Whisperów - 2 godziny drogi od Londynu EmptyPon 21 Lip 2014, 00:40

Dwoje dużych oczu w kolorze miodu, cienkie jak patyczki kończyny, długie, nieco oklapłe uszy, kępka rudych włosów na czubku głowy i luźna lniana koszulka okrywająca niewielkie ciałko – to właśnie składało się na postać skrzata rodziny Whisperów. Mało kto o nim wiedział, bo jego rodzina traktowała go nadzwyczaj dobrze, nie pomiatała nim, nie wyzyskiwała i nie traktowała jak śmiecia. Nieśmiałek zaś był, jak nazwa wskazuje, istotką lubiącą znajome twarze i rzadko pokazującą się obcym. Tego wieczora zrobił wielkie pranie i właśnie szedł do swojego Pana, aby zapytać go czy jest jeszcze coś do zrobienia, ewentualnie zastąpić go przy przygotowywaniu jajecznicy, której zapach roznosił się po całym domu, kiedy posłyszał jakieś niepokojące odgłosy na dole. Zaniepokojony zerknął z góry schodów poprzez szczeble drewnianej barierki i prawie krzyknął głośno na widok tego, co działo się na dole.
Jego Pan, jego najlepszy, najukochańszy Pan klęczał na podłodze w kałuży krwi, a nad nim stała jakaś nieznana skrzatowi osoba. Nie widział jej twarz, jedynie burzę ciemnych włosów. Udało mu się także rozpoznać w niej kobietę. Dlaczego jednak przyszła w środku do ich domu i krzywdziła Pana Edwarda, tego pojąć nie mógł. I chciał nawet ruszyć na pomoc, zrobić cokolwiek zamiast tak bezczynnie patrzeć, ale powstrzymało go spojrzenie Whispera Seniora, który w swoich ostatnich chwilach, wciąż jeszcze pozostawał trzeźwy na umyśle i zmusił w tej chwili jedynego świadka całego zajścia, do pozostania niezauważonym. Nóż bezszelestnie wysunął się z pleców mężczyzny zostawiając po sobie kolejną głęboką ranę, z ust mężczyzny wydobył się długi jęk bólu, a oczy zamgliły się z powodu bólu i utraty krwi. Nieśmiałek wcisnął sobie pięść do ust, aby powstrzymać te wszystkie dźwięki, które prosiły się o uwolnienie.
W bezruchu, zastygły, przerażony i zagubiony przyglądał się, jak napastniczka podcina Edwardowi gardło. Dłużej już jednak nie wytrzymał. Gdyby nie surowy rozkaz, który wyczytał z oczu Pana, próbowałby walczyć, próbowałby go ratować. Jednak to jedno spojrzenie dawało mu do zrozumienia, że ma zanieść wieści jego dzieciom. I to właśnie Nieśmiałek poszedł uczynić. Musiał znaleźć Panicza Doriana, nie miał w sobie dość sił aby umieć spojrzeć w tej chwili oczy Panience Wandzie. Och, oni będą cierpieć jeszcze bardziej niż on sam, koniec końców był jedynie skrzatem domowym, nikim więcej, nikim ważnym...

***

Aristos nie wiedziała, że tak naprawdę nie jest sama. Że cały czas, każdy jej krok i każdy jej ruch, obserwują czujne, zimne oczy. Craith po raz kolejny niańczył pupilków swego Pana i nawet jeśli był z tego powodu niezadowolony, nie odbijało się to na jego twarzy ani nie znajdowało wydźwięku w jakości i efektach jego działań. Jak zawsze był dokładny, cierpliwy i nie popełniał błędów. Życie w szeregach Voldemorta tego właśnie uczyło. Człowiek dojrzewał do swojej roli albo ginął. Avery zaś nie miał zamiaru tak szybko opuszczać tego świata.
Tego wieczoru jego zadanie nie było zbyt skomplikowane. Miał jedynie nadzorować wykonanie przez młodą Lacroix zleconego jej zadania i zdać raport Czarnemu Panu. Beznamiętnie więc Przyglądał się jak dziewczyna podjeżdża na koniu, wchodzi do środka i bez litości oraz zbędnych dylematów załatwia sprawę. Trudno powiedzieć czy zaimponowała mu swoją postawą, czy raczej uznał ją za niepokojący przejaw poważnego skrzywienia jej psychiki. Nie zareagował kiedy jej własny wierzchowiec niemalże ją stratował i leniwie obserwował, jak się oddala. Zapomniała o czymś. Może nie znała też formuły zaklęcia albo bała się wykrycia, ale służba u Voldemorta nie była bezpieczna. I niedopełnienie polecenia ze względu na środki ostrożności mogło się dla delikwenta skończyć gorzej, niż potencjalna groźna złapania przez władze Ministerstwa.
Craith wyciągnął więc swoją wysłużoną, acz zachowaną w idealnym stanie różdżkę, wycelował ją w niebo i szepnął...
-Morsmordre.

z/t wszystkim.
Sponsored content

Dom Whisperów - 2 godziny drogi od Londynu Empty
PisanieTemat: Re: Dom Whisperów - 2 godziny drogi od Londynu   Dom Whisperów - 2 godziny drogi od Londynu Empty

 

Dom Whisperów - 2 godziny drogi od Londynu

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Wesołe Miasteczko na obrzeżach Londynu
» Wyrosłeś, drogi chłopcze!
» Francis T. Lacroix, czyli Drogi Pan Stażysta.

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne
-