Jeśli trafiłeś tu przypadkiem, bierz nogi za pas i uciekaj nim zauważą Cię centaury bądź akromantule wielkości konia! Tu już nie jest zabawnie ani bezpiecznie. Co prawda widok starego, opuszczonego, samotnego i pełnego tajemnic pnia ściska serce, lecz nie powinno Cię tu być. Trafić tu można dzięki wyjątkowemu pechowi, rzadko bez kontuzji czy skaleczeń - chyba, że drogą powietrzną, jeśli nie boisz się magicznych ptaków i testrali.
Daemon Blackrivers
Temat: Re: Stary pień Sro 24 Gru 2014, 19:00
STOP
Daemon niekoniecznie był typem masochisty. Wręcz przeciwnie wiele rzeczy, które ostatnio robił, były dokładnie przemyślane i zaplanowane pod kątem jego bezpieczeństwa i gwarancji wydłużonego życia. Dlatego nie można mówić, że w tym miejscu znalazł się w wyniku przypadku lub wyjątkowego pecha. Wręcz przeciwnie…stary pień był starannie wyselekcjonowanym miejscem, poznanym w czasie długich wędrówek po Zakazanym Lesie. Był ważnym miejscem dla naszego młodego mężczyzny. Przybył na tę polankę, równo o ósmej wieczorem, idealnym momencie dnia. Było już po kolacji, ale jeszcze nie na tyle późno, by szwendający się uczeń wzbudził jakieś szczególne zainteresowanie, ale na tyle późno, że miał pewność, że nie spotka nikogo kto zakłóci mu spokój. By jednak mieć stuprocentową pewność postanowił otoczyć to miejsce odpowiednimi barierami, zapominając jednak, że i niebo nie jest szczególnie bezpieczne. Można powiedzieć, że zaklęcia utworzyły mur, ale niekoniecznie szczelny pokój. Dlatego też każdy ptak mógł tutaj wlecieć (nie wspominając o gorszych stworzeniach). Była ciepła, chociaż gwieździsta noc, dlatego Daemon krążył po polance w czarnym podkoszulku, pod którym przy mocnym świetle księżyca, można było zauważyć blizny na ramionach, bokach i koło obojczyków. Nie oszukujmy się, wyglądał trochę tak jakby przeszedł przez piekło. Po dłuższej chwili, chwycił za długi kij, który ze sobą przyniósł i zaczął nim wymachiwać, zupełnie tak jakby trzymał w dłoniach porządny dwuręczny miecz. Zamknięte oczy, lekko przyśpieszony oddech i taniec, znany tylko nielicznym. Powoli, chociaż z czasem przyśpieszał, by nagle stanąć i odetchnąć głęboko. I jeszcze raz, tym razem zupełnie inna sekwencja ruchów. Skupiony na urywku swojego świata i swojej polanki, nie zwracał uwagi na szum wiatru lub skrzydeł przelatujących ptaków. Co było oczywiście poważnym błędem.
Ostatnio zmieniony przez Daemon Blackrivers dnia Wto 06 Sty 2015, 20:16, w całości zmieniany 1 raz
Aeron Steward
Temat: Re: Stary pień Czw 25 Gru 2014, 21:05
Dla jednych noc oznaczała koniec dnia, czas spoczynku, koniec wszystkiego. Z kolei dla innych noc była początkiem, wstępem do czegoś, co było przeznaczone tylko i wyłącznie dla oczu ciemności. Taką osobą był Aeron. Gdy inni szli zmęczeni do łóżek spać, on odżywał, jakby dostawał dodatkowej energii. Nie inaczej było dziś. Normalnie o tej porze kręciłby się pewnie gdzieś po zamkowych korytarzach i zakamarkach, sprawdzając stare szlaki, w międzyczasie szukając nowych. Normalnie. Po dzisiejszym dniu rozpierała go energia. Przez dobrych kilka godzin zmuszony został do pobytu w Skrzydle Szpitalnym. Przez tą przeklętą wizytę w dziwnych komnatach za obrazem na siódmym piętrze nabawił dwóch ran i jednej nowej blizny. Rana na lewej ręce była niegroźna i szybko się zagoiła. Nie zostawiła też ani śladu. Gorzej było z tą raną na brzuchu. Ta dość mocno bolała i zostawiła po sobie sporej wielkości bliznę, która łączyła się teraz z jego starą. No nieźle, choć mogło być gorzej. I choć rano padał deszcz, później wypogodziło się, a noc była już wyjątkowo ciepła. Choć może jeszcze nie noc, była bowiem ledwie siódma, gdy wyszedł z zamku. Nikt go nie zaczepiał, bo nie było po co; szedł jak duch, cichy i spokojny. Czuł pod ubraniem bandaże na brzuchu. Szarzejące, lub bardziej już ciemniejące niebo nie rzucało wystarczającej ilości światła, gdyż słońce już zaszło, lecz księżyc był nadal schowany za chmurami. Plan na dzisiejszy dzień, czy może raczej dzisiejszą noc był prosty. Znaleźć odpowiednie miejsce, poćwiczyć trochę przemianę z animagii, następnie znaleźć jakieś puste i oddalone od szkoły miejsce, i tam w spokoju potrenować zaklęcia czy magię niewerbalną. Plan zupełnie nieskomplikowany, i prawie nie różniący się od planów z innych dni. Znalazł więc grupkę gęsto zarośniętych drzew, doskonale osłaniających go od ciekawskich oczu. Tutaj przemienił się, znów doświadczając tego niesamowitego uczucia towarzyszącemu tej czynności za każdym razem. Oczywiście, nie był on mistrzem w tej dziedzinie i wciąż zdarzały mu się przypadki kiedy w ogóle nie mógł się przemienić, występowały one jednak coraz to rzadziej. No i oprócz tego z każdą przemianą wydłużał się czas jaki mógł przebywać w zmienionej formie. Niby nic, a jednak, jakikolwiek efekt jego ciężkiej pracy wyraźnie go podbudowywał. Tym razem wszystko przebiegło bez zarzutu i już chwilę później wzbijał się w powietrze za pomocą czarnych jak noc skrzydeł. Nie szukał dziś konkretnego miejsca; chciał by ono samo go znalazło. I można powiedzieć tak się stało, choć w zupełnie dziwny i tajemniczy sposób. Znajdował się już gdzieś nad Zakazanym Lasem (tak, bardzo dobry pomysł latać tam, i to jeszcze jako praktycznie bezbronny kruk), gdy jego oczom najpierw ukazał się pewien interesujący widok, by następnie zniknąć i pojawić się jeszcze raz. Latał już od dobrej godziny, więc noc była już w pełni, tu i tam przyświecając promieniami księżyca czy gwiazd. Było jednak pewne miejsce, które wydawało się nader interesujące. Gdy leciał od strony północnej, była to po prostu niewielka polana ze sporej wielkości zawalonym pniem. Nic nadzwyczajnego, można było pomyśleć. Lecz gdy spojrzał w to samo miejsce ale już od południa, zauważył jakiegoś osobnika, którego ruchy wskazywały prawdopodobnie na walkę. Gdy zaciekawiony podleciał bliżej, odkrył przyczynę owego znikania; na polanę nałożono bariery ochronne, skutecznie chroniące od wszystkiego z zewnątrz. Ktoś jednak nie pomyślał o założeniu bariery od strony nieba; tamtędy też Arcio dostał się do środka. Zaskoczony rozpoznał w dziwnym człowieku Daemona, ćwiczącego najwyraźniej jakąś sztukę walki. Nie zauważył Arcia, który usiadł sobie na pniu za jego plecami. Nie chciał mu przeszkadzać, więc tylko przemienił się na powrót w swoją ludzką postać, dalej siedząc na tym samym miejscu i obserwując przyjaciela z krzywym uśmiechem.
Daemon Blackrivers
Temat: Re: Stary pień Czw 25 Gru 2014, 22:43
Z każdą kolejną minutą klatka piersiowa pracowała coraz szybciej, by płuca nadążyły za dostarczaniem tlenu do krwioobiegu. Twarz czerwona z wysiłku, pot ściekający strużkami po łuku jarzmowym, linii szczęki, szyi, obojczykach. Skóra błyszcząca się delikatnie w świetle księżyca. I ubrania całkowicie przylegające do ciała. Mimo tego wszystkiego, nie przestawał. Głośno przeklinał gdy niezdarnie potykał się o gałęzie lub kamienie lub gdy coś mu nie wychodziło. Wściekłym ruchem przecierał zmęczone i zalane potem oczy. I wracał do pozycji wyjściowej, by zamachnąć się kijem jeszcze raz. I jeszcze raz. Nie miał zamiaru przestać, dopóki nie będzie zadowolony. Dosyć nierozważne, biorąc pod uwagę, że aprobata odnośnie czegokolwiek zależy od naszego humoru. A ten Daemon miał paskudny. Wysiłek fizyczny jednakże dobrze robił na negatywne nastawienie, ponieważ po dłuższej chwili na jego ustach pojawił się uśmiech, zwykłej dziecięcej radości. Oczywiście, nie zauważył kruka lądującego na starym, spróchniałym pniaku i zamieniającego się w człowieka. Czemu niby miałby zwracać na coś tak błahego uwagę, skoro był otoczony zaklęciami i czuł się w stu procentach bezpieczny (jak widać, błędnie). Na szczęście miał przy sobie swojego stałego kompana. Niezawodne zielone stworzonko siedziało sobie na jednym z drzew i obserwowało uważnie okolicę. Mimo wszystko instynkt bodyguarda był od niego silniejszy. I właśnie dlatego kiedy zauważył dziwnie zachowującego się ptaka, który w mgnieniu oka zamienił się w człowieka, zaskrzeczał ostrzegawczo. Nie ważne, czy kiedyś to był przyjaciel pana. Nie, Lokiego to nie obchodziło. Teraz każdy był potencjalnym wrogiem. Trzy skrzeki i Daemon przestał ćwiczyć. Jeden skrzek był w stanie wziąć za pomyłkę, ewentualnie za próbę odstraszenia jakiegoś zwierzątka. Ale trzy, to był umówiony sygnał, a nie oszukujmy się, ten cholerny żabert był zbyt inteligentny by się pomylić. Dlatego stał przed Aeronem z wymierzoną w jego stronę różdżką i zastanawiał się, skąd do licha się ten kretyn tutaj wziął. Halucynacje z przemęczenia raczej nie są możliwe, prawda? - Co tutaj robisz? – spytał twardo, próbując ignorować uśmieszek na ustach przyjaciela. Wiedząc jednak, że raczej nie dowie się prawdy, przestał rozmyślać na temat tego skąd Krukon siedzący na pniu w Zakazanym Lesie. Schował magiczny patyczek i obszedł pień dookoła, znajdując się za Aeronem. Głównie zrobił to po to, by schować swoje ćwiczebne patyki, ale kiedy wyprostowywał grzbiet, na jego usta wkradł się dosyć złośliwy uśmiech. Nadal nie miał okazji by się zemścić za konar. A jak wszyscy doskonale wiedzą Blackrivers miał świetną pamięć. I kiepskie wyczucie równowartości zemsty z krzywdą jaką się mu zrobiło. I nie oszukujmy się, Daemon nie był znany z normalności. Wolnym krokiem podszedł od tyłu do Stewarda. Leniwy uśmieszek nie schodził mu z ust. - A może… - jego głęboki głos zszedł do szeptu i brzmiał troszeczkę jak mruczenie śpiącego kota – …tak bardzo się stęskniłeś… - opuszkami palców lewej ręki powoli przejechał po karku przyjaciela, nie oszukujmy się, zupełnie tak jakby mogła to robić jakakolwiek dziewczyna swojemu ukochanemu- …że postanowiłeś mnie pilnować dzień i noc? – zbliżył swoje wargi do jego ucha. Oczy niebezpiecznie mu świeciły, usta rozciągały się w uśmiechu, którego nie powstydziłby się żaden psychopata, a palce nadal błądziły po karku chłopaka, drażniąc nie tylko delikatną fakturą opuszek ale także paznokciami.
Aeron Steward
Temat: Re: Stary pień Czw 25 Gru 2014, 23:39
Cóż za zbieg okoliczności że w ogóle tu trafił. Przez założone w okół tego miejsca bariery praktycznie niemożliwym było dostrzeżenie czegokolwiek w środku. Aeron jednak jakimś cudem odkrył lukę w górnej części klatki i wleciał przez nią do środka. Zachowywał się ostrożnie, tak by Daemon go nie zauważył, gdyż jeszcze nie wiedział o jego zdolności. Nie było sensu ani czasu na wyjaśnienia, a zresztą przez dość spory okres czas ten głąb gdzieś zniknął, więc nie miał nawet jak się z nim skontaktować. Jedno było pewne. Jego zniknięcie nie było dziełem przypadku, a i te ćwiczenia które tu odbywał miały czemuś służyć. Gdyby chodziło o kogoś innego, Aeron pewnie wyciągnąłby tylko informacje od takiego delikwenta i zostawił go samemu sobie. Ewentualnie po prostu by go zignorował. Tu jednak sprawa dotyczyła Dema. Bądź co bądź był on jedną z niewielu osób o które Arcio się po prostu martwił. A że coś było na rzeczy, to dało się zauważyć z trzech kilometrów. Nim przemienił się w ludzką postać, rozejrzał się jeszcze dookoła, by upewnić się czy są sami. Ostrożności nigdy za wiele, szczególnie w takim otoczeniu i takich czasach. Najwyraźniej byli tu sami, nie licząc tego dziwnego pupila Dema, więc Aeron pospiesznie powrócił do postaci człowieka, i rozsiadł się na starym powalonym i obrośniętym mchem pniu. Przy okazji trochę się skrzywił, gdyż blizna po niedawnych oparzeniach wciąż była świeża, dlatego przy każdym przeciążeniu skóry nieznośnie bolała. Super, teraz już w ogóle może zapomnieć o pójściu na plażę. Jego tors przecinała stara blizna po ogromnym mieczu, który rozciął go prawie na pół, dobrych parę lat temu. Do tego teraz doszła blizna po oparzeniach, nie tak ostra, lecz rozległa jak wylane mleko. Chyba będzie musiał przywiązać się w łóżku, żeby ograniczyć ruchy. Nawet lot w postaci ptaka sprawiał mu lekki ból. na miejscu blizny nie miał piór, lecz jak gdyby wypalony ślad. Spojrzał na ćwiczącego samotnie Daemona. Wyglądało to jak połączenie dziwnego tańca z konkursem potykania się. Trzeba mu było jednak przyznać że jest niesamowicie uparty. Za każdym bowiem razem wracał na początek i zaczynał wszystko od nowa. Z czasem można było dostrzec oznaki zmęczenia; pot, wolniejsze i mniej dokładne ruchy, rozkojarzenie. W końcu jednak przystanął, trochę niespodziewanie, bowiem w środku ćwiczenia. Chyba odkrył że od pewnego czasu nie jest na tej polance sam. Momentalnie stał przed Aeronem z różdżką w niego wycelowaną, i nie małym zdziwieniem na twarzy. Gdybyś tylko mógł widzieć swoją minę, Dem. pomyślał Arcio. Na pytanie Dema skąd się tutaj wziął, odpowiedział niewinnym skinieniem ramion, i słowami: -Przyleciałem- Nie mijało się to z prawdą, ale mówiło na tyle mało, że chyba nikt nie zgadłby jakim cudem się tutaj znalazł. Obserwował Dema jak odkłada różdżkę (Jak gdyby mu w ogóle była potrzebna. Gdyby zamiast Arcia był tu ktoś inny, Dem już by leżał martwy.) i przechodzi się za jego plecy by odłożyć drewno, bynajmniej nie na opał. W momencie gdy usłyszał słowa Dema, i poczuł jego palce na swoim karku, w tym momencie przypomniał sobie że ten nie miał jeszcze okazji odpłacić się Arciowi za tą gałąź rozbitą na jego czaszce. Nie łudził się że Dem zapomniał czy odpuścił. To nie w jego stylu. Choć wybrał dziwny sposób na zemstę. Mało kto jest na tyle odważny by stanąć na pojedynek słowny z Arciem. Był on znany z umiejętności wymyślania ciętych ripost z powietrza. Wysłuchał przyjaciela do końca, po czym westchnął, kiwając głową z udawaną dezaprobatą, i mówiąc: -Dem ja wiem że jesteś brzydki jak noc i że żadna dziewczyna Ciebie nie zechce, ale chyba nie jesteś tak zdesperowany że uderzasz do mnie?-
Daemon Blackrivers
Temat: Re: Stary pień Sro 31 Gru 2014, 15:37
Wielu by odskoczyło, albo chociaż napięło mięśnie. Wielu by się zdziwiło. Aeron jednak był jednym z niewielu ludzi, którzy potrafili Daemona zdziwić, nawet wtedy, a może szczególnie wtedy, kiedy wydawało się, że wiedział o nich wszystko. Może więc dlatego uśmiechnął się jeszcze szerzej, bo w błędzie był ten kto myślał, że to definitywny koniec, pat, szach mat, że stracił starą werwę, która do białej gorączki doprowadzała nawet samą Chantal Lacroix. Cały czas nachylony nad przyjacielem z jedną ręką położoną na jego karku, drugą opuścił wzdłuż ciała. Na komentarz Krukona odnośnie jego zachowania zaśmiał się cicho, jakby to był dobry żarcik. Chociaż czekajcie…był dobry. - A czy wyglądam ci, Steward, na kogoś kto chciałby tkwić w friendzone z tobą? – uśmiechnął się, niby żartobliwie i delikatnie odchylił do tyłu, jakby chciał się wycofać i odpuścić. Nic bardziej mylnego, bo po chwili, zaciskał palce na karku przyjaciela i przyłożył mu sztylet do gardła. Bynajmniej bez satysfakcji. Tak szczerze Daemon był pełen podziwu, że wystarczy wyglądać jak on, znośnie się zachowywać jak dawny on i wszyscy wierzą, że wrócił. Niby trwa wojna, a wszyscy nadal żyją chyba w przeświadczeniu, że ich ona nie dotyczy. Nie ważne kogo spotykał, czy to była Tanja, Chiara czy Aeron. Wszyscy wierzą w to, że Daemon Blackrivers wrócił, jest żywy i cały, że nic się nie stało. A przecież Sadi umarł. Tamtego dnia gdy spłonął jego dom, umarła w nim właśnie ta część, którą wszyscy znali. Był obcy pośród tłumu ludzi, którym kiedyś ufał. Teraz to wszystko się zmieniło. I chyba pora obudzić co poniektórych, że jemu też, nie powinni ufać. - Jak na Krukona, jesteś strasznie tępy Aeron. Przed obcymi sobie osobami, też jesteś tak odsłonięty? – wręcz zasyczał, a jego ton był zimny, pełen nieustępliwości. Nie oszukujmy się był częściowo wściekły na przyjaciela. Niby podszedł jego, ale tak naprawdę dał się wciągnąć w kabałę, w której mógłby stracić życie. A co gdyby to nie był Daemon? Gdyby to był jeden z jego braci, który postanowiłby mu przypomnieć, że wszystko co ludzkie i śmiertelne jest ulotne? Nawet bał się o tym myśleć. Przycisnął ostrze trochę mocniej, jakby chciał wyciągnąć odpowiedzi od Aerona siłą jeżeli trzeba będzie. Z drugiej strony i tak miał zamiar zbesztać przyjaciela. A co mu tam. - Oszalałeś, Steward? Gdzie twój cholerny instynkt samozachowawczy?
Aeron Steward
Temat: Re: Stary pień Sro 31 Gru 2014, 20:20
Owszem, wielu ludzi tak by właśnie postąpiło. Owszem, wiedział że podkradanie się do Daemona było jak igranie z ogniem, było jednak również ciekawą obserwacją. Podczas takich właśnie wydarzeń, wiele można się dowiedzieć o drugiej osobie. Zaskoczone bardzo często bowiem nieświadomie gubią maskę przykrywającą ich prawdziwe ja. Można powiedzieć więc że był lekko zaskoczony reakcją Daemona. Choć może i nie, przecież kto normalny zakrada się do strzeżonej strefy w nocy? Nie ruszył się jednak, nie odpowiedział też na tą mierną zaczepkę słowną. Wtem też po krótkiej chwili poczuł jednocześnie zmianę w uchwycie Daemona, i zimny chłód ostrza przyłożonego do jego szyi. Opanował odruch obrony przed tym, nieznacznym tylko ruchem ręki wysunął z rękawa czarną jak noc różdżkę. Nie żeby miał jej używać, no ale przezorny zawsze ubezpieczony. Nie wiedział co się działo z Daemonem przez cały ten okres czasu jaki go nie było. Nie wiedział, a jak Aeron czegoś nie wiedział, wtedy było bardzo nie dobrze. Nie miał zamiaru bawić się w kotka i myszkę. Nie było na to czasu. Już teraz zaczęły dziać się rzeczy, które zwiastują tylko jedną rzecz. Wojna. Już w drodze tutaj ujrzał pierwszą zapowiedź przyszłych wydarzeń. Wątpił by Daemon to widział. Gdyby widział, zachowywałby się prawdopodobnie zgoła inaczej. Nie tylko Daemon się zmienił. świat bowiem nie stał w miejscu gdy ten zniknął z Hogwartu. Wręcz przeciwnie, niektóre rzeczy nabrały dużego rozpędu. Wkurzyła go za to reakcja Dema. Nie bardzo wiedział w jakiej sytuacji znajdował się jeszcze parę minut temu. Miał ochotę prychnąć, jednak ostrze ciągle napierające na jego skórę na szyi skutecznie wybiło mu ten pomysł z głowy. Powiedział za to, starając się nie ruszać za bardzo: -Za to ty jak na ślizgona strasznie słabo panujesz nad emocjami, Daemon.- odpowiedział mu równie zjadliwym tonem głosu. Nie miał zamiaru ustępować nikomu ani niczemu. Szczególnie jeśli ktoś mu groził. Nawet jeśli Dem próbowałby poderżnąć mu gardło, Arcio wcale nie potrzebował głosu do rzucenia jakiegokolwiek zaklęcia. Gdy Dem wspomniał o instynkcie samozachowawczym, Arcio miał ochotę głośno się roześmiać. Gdyby zamiast niego przybył tu ktoś kompletnie obcy, a do tego niezbyt przyjaźnie nastawiony, to Daemon już leżałby trupem, i na nic by mu się nie zdały te wymyślne fikołki które przed chwilą trenował. Wystarczyła jedna Avada Kedavra, i pan Blackrivers byłby już historią. Aeron uśmiechnął się ponuro, i powiedział: -Rusz głową Dem. Gdybym chciał Cię uszkodzić, już byś leżał martwy. A teraz przestań zachowywać się jak dziecko któremu ktoś zabrał cukierek. Nad Hogwartem wisi Mroczny Znak. Podobno Rogińsky'iego ktoś załatwił. Więc jeśli już skończyłeś tą całą szopkę, musimy pogadać.-
Daemon Blackrivers
Temat: Re: Stary pień Pią 02 Sty 2015, 13:55
- Tiara zawsze twierdziła, że pasowałbym bardziej do Gryffindoru. – szepnął Aeronowi na ucho i odsunął się, zdejmując mu z gardła sztylet. Nie można powiedzieć by był zadowolony, ale niejako grożenie przyjacielowi mu nie wychodziło, z czego zdawał sobie doskonale sprawę. No cóż, nigdy nie był tym totalnie złym skurwysynem (od tego miał Grossa wśród potencjalnych „przyjaciół”), za jakiego go niektórzy mieli. A teraz to już wcale nie można czegoś takiego o nim powiedzieć. Obszedł Aerona, będąc ponownie w zasięgu jego wzroku i chowając w między czasie sztylet za paskiem od spodni. Słysząc kolejne słowa Krukona przystanął i spojrzał na niego z konsternacją wymalowaną na twarzy. - Nie zachowuję się jak dziecko. – odpowiedział z oburzeniem, jednocześnie dając sobie czas na przeanalizowanie sytuacji. Mroczny Znak nad Hogwartem nie był najlepszą nowiną. Już pal licho samego Rogińskiego, zapewne sobie kretyn zasłużył, tym bardziej gdyby brać pod uwagę niektóre plotki jeszcze sprzed pół roku. Bardziej go martwiło, że zamek jest teraz pewnie otoczony gromadką aurorów. A on i Aeron siedzą sobie w Zakazanym Lesie i robią sobie pogaduszki. Wskażcie mi pracownika Ministerstwa, który po ogarnięciu, że nie ma ich w zamku nie weźmie ich na spytki gdzie byli. A jakoś Daemonowi nie uśmiechało się tłumaczyć komukolwiek, że Voldemort jest ich najmniejszym zmartwieniem w tej chwili. Obrócił się na pięcie i zaczął szukać wzrokiem Loki’ego, który zapewne polował sobie na ptaszki. Próbował wyglądać na w miarę rozluźnionego i niezbyt zszokowanego wieściami przyjaciela. - A co tu jest do obgadania? Trwa wojna, połowa Slytherinu to potencjalni Śmierciożercy, najprawdopodobniej jest też już kilku, którzy mają Znak. To była kwestia czasu, aż zaczną działać w Hogwarcie. – gdy zauważył znajomy ogon, pociągnął za niego delikatnie dając znać żabertowi, że nie musi już siedzieć na czatach. W końcu i tak okazał się bezużyteczny pod tym kątem. Gdy Loki usadowił się na ramieniu Blackriversa, ten obrócił się ponownie w stronę Aerona z delikatnym uśmiechem na ustach i spojrzał na Krukona wyczekująco. Przecież nikt mu nie wmówi, że Steward szukał Ślizgona. W takie bajki to przykro mi, nikt by nie uwierzył.
Aeron Steward
Temat: Re: Stary pień Pią 02 Sty 2015, 16:00
-Chyba tylko z twarzy, bo z całej reszty bym Cie wywalił do Hufflepuffu.- odpowiedział mu Aeron. Przekręcił szyją by rozprostować trochę spięte mięśnie. Siedział w jednym miejscu, w dodatku całkiem niewygodnie, i potem robiły mu się od tego skurcze. Nie chciał tracić czasu na bezsensowne gadanie. Owszem, można było olać Rogińskiego. Po tych historiach było tylko kwestią czasu że coś mu się przytrafi. Nie to było ważne. Ważne było to, że był to dopiero początek, zapowiedź przyszłych wydarzeń. Wydarzeń, których zdecydowana większość ludzi się nie spodziewała, i którzy zdecydowanie nie byli na nie przygotowani. Prychnął tylko na zaprzeczenie Daemona. Tu nie chodziło o to czy faktycznie jest dzieckiem czy nie. Bardziej ważne było jego zachowanie. Temat ten nie miał takiego priorytetu jak oryginalny powód tej rozmowy, toteż Arcio nawet nie odpowiedział mu. Z odpowiednią dozą szczęścia być może w przyszłości trafi się inna okazja by o tym porozmawiać. Poczekał aż Daemon skończy trawić informacje przyniesione przez Arcia i mu odpowie. Miał nadzieję że nikt nie zauwważy ich nieobecności w Hogwarcie. Który teraz będzie zapewne obstawiony przez aurorów i innych czarodziejów z Ministerstwa. Nie bardzo za nim przepadał. Cały ten urząd był według Aerona nieco zbyt pobłażliwy, może i strachliwy. Nie przepadał również za Śmierciożercami, ci bowiem z kolei mocno przesadzali jeśli chodziło o ich działania. Niestety, gdy jest się na wojnie, prawie niemożliwym jest pozostanie bezstronnym. Ci bowiem zazwyczaj najszybciej ginęli. Machnął ręką na wzmiankę o śmierciożercach wśród uczniów. -To oczywiste. Nawet więcej, dam głowę że równie sporo potencjalnych śmierciożerców jest i w innych domach. Nie to jest jednak teraz najważniejsze.- odpowiedział. Im czystsza i dłuższa historia rodziny, tym większe prawdopodobieństwo ich powiązania z Voldemortem. Nie było to dziwne, bowiem właśnie w takich rodzinach szukał największego poparcia. Mamieni wizją pięknego świata w którym to czarodzieje mają władze młodzi ludzie gotowi są oddać życie w zamian za możliwość posmakowania tej idylli. Jakże łatwo manipulować młodym i niedoświadczonym umysłem. Dlatego też bardzo ważne jest odpowiednie dobieranie osób które Aeron dopuścił do siebie. Popatrzył na Daemona wyczekującego na dalszy ciąg. -Mimo że niektóre idee Śmierciożerców są dość bliskie moim oczekiwaniom wobec tego świata, to nie bardzo podoba mi się pomysł zabijania dla zabawy i inne takie sprawy. Nie bardzo mam też ochotę ginąć przez to, ponieważ wybrałem inny zespół. O ile dobrze się orientuje, Ty też nie. Dlatego pada w tym momencie dość ważne pytanie. Co Ty masz zamiar zrobić? Albo inaczej, co już robisz? I nawet mi nie mów że nic, nie jestem podrzędnym krukonem któremu możesz wciskać kit. Zapamiętaj Dem, teraz zaczyna się czas w którym można bardzo wiele zyskać. Albo bardzo wiele stracić. To jak?-
Daemon Blackrivers
Temat: Re: Stary pień Pią 02 Sty 2015, 18:23
Obserwował Aerona uważnie, jednakże nie bez jakieś tam troski i zainteresowania. Chyba nigdy do tej pory nie mieli takiej realnej okazji do pogadania na temat swoich poglądów, idei, które napędzały ich do codziennego wstawania z łóżka. Nie powiem, było to ciekawe doświadczenie. Chyba nawet bardziej niż rozmowy z Chiarą, bo ta, nigdy nie pozwalała sobie na słowotok, w szczególności w takich sytuacjach, bo wiedziała, że źle wypowiedziane słowa, mogą być bronią w czyiś rękach. Nie stał długo. W pewnym momencie stwierdził, że to raczej potrwa trochę dłużej niżby chciał, więc usiadł na trawie po turecku, tak by siedzieć naprzeciwko Krukona. Słuchał uważnie co ten ma do powiedzenia, trochę bojąc się każdego następnego słowa. No cóż, powodów do strachu miał, w końcu dyskusje w sprawie skrajnych opinii, zawsze były skazane na porażkę. Jak się jednak okazuje, niepotrzebnie miał obawy. Patos jednak niezbyt pasował Blackriversowi, więc kiedy tylko Aeron przestał mówić, jego dosyć szeroki uśmiech przemienił się w śmiech. Nie, nie taki wariacki i psychopatyczny, tylko prawdziwy, szczery, pełen rozbawienia. O! Nawet łezka mu poleciała po policzku. I długo nie mógł opanować rechotu. - Dawno nie słyszałem takiego pieprzenia. – stwierdził już jak najbardziej poważnie, chociaż nadal uśmiech błądził gdzieś tam w kącikach ust. – To nie pieprzona rosyjska ruletka lub poker, by mówić o stratach lub zyskach. To wojna. Jedyne co na szali stawiasz, to własne życie. Żyjesz lub umierasz. Nie ma ziemi niczyjej. Nie ma niczego pomiędzy. – Daemon odchylił głowę i odetchnął głęboko, próbując opanować szeroki uśmiech, jednocześnie starając się opanować wspomnienia, które lubiły w takich momentach wracać. Śmierć Charlusa Pottera. Płonący dom. Zimne i niedostępne góry Tybetu. Harmenhel i ogromne jaskinie. Smutne i tak bardzo prawdziwe, że Aeron próbował właśnie go karcić jak dziecko, a tak naprawdę to Dem mógłby mu udowodnić, że się myli. - Chcesz znać moje stanowisko? – spojrzał ponownie na przyjaciela, mrużąc oczy. – Obrałem je już dawno temu. W momencie kiedy opuściłem ten cały syf. – wstał zwinnie i zrobił dwa małe kroczki w kierunku Arcia. – W momencie kiedy te tchórze spalili moją rodzinę żywcem. Myślisz, że będę klękał przez człowiekiem ukrywającym się za mięsem armatnim, jak przestraszony szczur? – uniósł delikatnie głos, mówiąc wszystko to co kumulowało się w nim od tygodni. Cóż…nigdy nie był dobry w trzymaniu emocji na wodzy. Nie był Chiarą. – Lord Voldemort jest tchórzem. I nigdy nie będę przed nim klękał. – zawiesił delikatnie głos i spojrzał na ziemię, zaciskając pięści. – Był Grindewald. Teraz jest Voldemort. Po nim będzie kolejna szumowina uważająca, że władza to potęga. – w jego głosie można było wyczuć ironię. – Guzik z pętelką. Władza i magia zawsze posiadają jakąś cenę. I to nie mugole powinni ją płacić. Wiedza jest potęgą. I posiadając odpowiednią wiedzę, nikt nigdy nie zgodziłby się z postulatami rodów czystej krwi. – Daemon odwrócił się plecami do przyjaciela i westchnął. – A to co robię to mój interes. Nie będę w to wplątywał osób, na których mi zależy, chyba, że nie miałbym wyboru.
Aeron Steward
Temat: Re: Stary pień Pią 02 Sty 2015, 19:57
Teraz z kolei Aeron oddał możliwość mówienia Daemonowi, a sam zamilknął gotów wysłuchać przyjaciela. Faktycznie, choć tyle się znali, nie prowadzili jeszcze takiej konwersacji. Być może właśnie teraz nadszedł odpowiedni na to moment, być może była inna przyczyna, kto wie. Niestety, najwyraźniej Daemon nie do końca poprawnie zinterpretował słowa Aerona. Cóż, faktycznie trzeba było przyznać że Arcio miał tendencję do dobierania wyjątkowo dziwnych i skomplikowanych słów, przez co często gęsto jego rozmówcy nie potrafili rozszyfrować ich znaczenia. Nie przerywał jednak Demowi, jak to na uprzejmego partnera w dyskusji przystało. Gdy wreszcie skończył, Arcio spokojnie odetchnął, pokiwał nieznacznie głową i uśmiechnął się. I powiedział, wskazując palcem na Dema i wstając z pniaka, na którym siedział już dłuższą chwilę. -Nie zrozumiałeś mnie.- Można się było tego spodziewać. Niewiele było osób które faktycznie lubiły rozmowy z Arciem. Jako przebiegły obserwator, który zawsze chłodno kalkulował wszystko zanim otworzył buzię, bardzo łatwo nauczył się czytać i przewidywać reakcje ludzi na jego słowa. Sprytnie manewrował wśród meandrów zdań, podczas gdy inni gubili się w ich gąszczu. Zaczął powoli chodzić to w jedną stronę, to w drugą przed Daemonem, co jakiś czas zerkając na przyjaciela, jak gdyby sprawdzając czy jeszcze tu jest i czy w ogóle go słucha. -Cóż innego miałem na myśli jak nie strata życia? Owszem Daemonie, to wojna. Czymże jest jednak wojna? To tylko środek, środek by osiągnąć jakiś cel. Cel, który zapewne zostanie okupiony krwią, wolnością jednych kosztem drugich. Wolność to jednak tylko iluzja Daemonie. Czy jesteś wolny? Możesz zrobić cokolwiek zechcesz? Czy to Ministerstwo, czy Śmierciożercy, wszyscy oni są siebie warci.- przerwał w ty momencie, by dać odpocząć gardłu, nabrać powietrza, przemyśleć kolejne słowa. Jak wiele można było za ich pomocą przekazać, jak wielką moc miały. Tam gdzie zawiedzie różdżka czy ostrze, tam posyłasz wiadomość. Czy Voldemort przymusił pierwszych Śmierciożerców by szli za nim na drodze ku terrorowi? Czy Minister Magii zyskał poparcie używając do tego różdżki? Jakże niewiele osób potrafi korzystać z władzy jaką jest słowo. Doszło do niego zdanie które Dem wypowiedział wcześniej. O płonącym domu. Arcio podejrzewał że taka sytuacja miała miejsce. Nienawiść nigdy nie bierze się znikąd, musi bowiem czymś się żywić. Kontynuował; -Przykro mi słyszeć że straciłeś kogoś bliskiego. Jednak nie Ty jeden przeżyłeś coś takiego. Ale sam powiedziałeś; to jest wojna. Pamiętasz co powiedziałem? To czas w którym można również wiele zyskać. A co jeśli byłbyś w stanie zyskać wolność i bezpieczeństwo dla swoich bliskich? Czy to nie wystarczający powód by dołączyć do wojny? Po własnej stronie?- zrobił krótką pauzę, by Dem miał możliwość przetrawienia jego słów. Potem mówił dalej: -Tak to prawda, nie ma możliwości stania z boku. Wszyscy oni walczą tylko o sprawy ważne dla samych siebie. Voldemort? Szaleniec na beczce prochu, któremu los podstawił pudełko zapałek. Ministerstwo? Głupcy nie potrafiący wykorzystać możliwości jakie mają. Nie Dem, nie obchodzi mnie nikt z nich. Jedynymi osobami których bezpieczeństwo mnie obchodzi jest tych parę ludzi, naprawdę bliskich mi ludzi. Jesteś jedną z nich.- znów przerwa. Tym razem jednak stanął nieruchomo przed przyjacielem. Westchnął. I zaczął znowu mówić. -Owszem, stwierdzenie że władza to potęga jest bzdurą. Władzą możesz nazwać mieszankę potęgi, wiedzy, doświadczenia, mądrości, i tym podobnych cech. Każdy inny kto uważa inaczej jest naiwny. Również pragnę zdobywać wiedzę. Wiedz że nie siedziałem cicho na tyłku przez ten czas gdy Ciebie nie było. I nie, to co robisz to już nie jest tylko Twój interes. Nie jestem szklaną lalką którą włożysz do skrzyni by się nie potłukła. Każdy jest wplątany w wojnę w mniejszym czy większym stopniu. Decyduj się. Sam jej nie wygrasz.-
Daemon Blackrivers
Temat: Re: Stary pień Sob 03 Sty 2015, 13:52
- Ty też częściowo mnie nie zrozumiałeś. – szepnął jakby częściowo tylko do siebie i westchnął, wkładając dłonie do kieszeni spodni. Chociaż zapewne rozmowa na tak poważny temat powinna niezmiernie cieszyć, to jednak trochę smuciła Daemona. Nie mógł powiedzieć wszystkiego Aeronowi. Są pewne rzeczy, które powinny zostać zachowane w tajemnicy, w szczególności przed osobami na których mu zależało. Duża ilość słów wypowiadanych jednocześnie, powoduje, że tracimy zdolność analizowania każdego po kolei i oceniamy całość, odnosząc się tylko do tych słów, które wbiły nam się najbardziej w pamięć, do tych, z którymi najprawdopodobniej najbardziej się nie zgadzamy. Daemon próbował tak nie robić. Obserwował krążącego przed nim przyjaciela i zastanawiał się, czego on od niego oczekuje tak naprawdę? Konkretnej deklaracji? Już teraz Dem wiedział, że nie jest w stanie określić konkretnie jak bardzo będzie się w tę wojnę angażował. Konkretnych czynów? Och, dajże spokój, przecież do zemsty czy ochrony najbliższych nie potrzebował pretekstu wojny. Aerona mógł potrącić mugolski samochód lub mogłaby mu spaść na ten głupi łeb gałąź. Nie mógł zapewnić życia osobom, które kochał, bo dopóki same kroczyły po tym ziemskim padole i miały własny rozum, nie mógł przewidzieć co zrobią. Weźmy taką Chiarę. Nawet gdyby chciał ją chronić, to nie mógł. Wybrała inną stronę barykady niż on, poszła tam, gdzie on nigdy nie dojdzie. Jak miał więc ją chronić? Różne myśli kłębiły się pod jego czupryną, kiedy Aeron mówił. Z jednej strony chęć powiedzenia przyjacielowi wszystkiego, pokazanie co przeżył przez ostatnie pół roku. Z drugiej strony właśnie chęć chronienia go, nie pozwalała mu na powiedzenie czegokolwiek co nie byłoby kłamstwem ubranym w bardzo ładne słowa. - Wolność zawsze będzie ułudą. – szepnął kiedy tylko Krukon skończył mówić. Zmrużył oczy i zaczął krążyć wokół Aerona, cały czas go obserwując. – Bezpieczeństwo bliskich, to też ułuda. – szepnął tym razem prosto do ucha przyjaciela, by potem powrócić do swojej wędrówki. – Twoje słowa są piękne, do czasu aż nie zderzymy ich z rzeczywistością. Plotka o śmierci Rogińsky’ego wystarczyła byś przybrał pozę pełną heroizmu. A gdzie ona była kiedy Charlus Potter umierał u stóp moich i paru innych Ślizgonów, hę? – zmrużył niebezpiecznie oczy i uśmiechnął się dosyć cynicznie. Nadal pamiętał oczy Chiary. Ciemne, ale pełne strachu. – Już wtedy powinno się coś zacząć dziać. Już wtedy ktoś powinien rozpocząć ruch przeciwko temu, jak sam określiłeś, szaleńcowi na beczce prochu. – przystanął przed Aeronem, mając nadal ręce w kieszeni spodni, a jego twarz nie wyrażała zbyt wiele emocji. – Takich jak Voldemort na świecie jest kilkunastu. To tutaj to wojna Brytyjczyków. Amerykanie mają własnego szaleńca, tak samo jak Rosjanie, czy Chińczycy. Przed każdym można próbować uciec i nie angażować się. Więc możliwości jest kilka. Odetchnął i odwrócił się na pięcie, by odejść kawałek, spojrzeć w niebo. Serce biło mu jak szalone, zapewne gdyby ktoś wsłuchał się uważnie, wyszłoby na to, że bije jak dzwon. - Nie mam zamiaru się w tę wojnę angażować, a przynajmniej nie teraz. Dobrze by było gdybyś też tak na razie zrobił. – kłamał. Już się zaczął angażować w dosyć niewielkim stopniu, ale jednak. Każda kolejna rozmowa z osobami, które wie, że są przeciwko Śmierciożercom, zbliża go do wcielenia planu w życie. Ale wolał kłamać przyjacielowi prosto w oczy, niż przyznać głośno, że ma zamiar zrobić wszystko by Lord Voldemort zgnił w piekle, jeżeli to jest w ogóle możliwe.
Aeron Steward
Temat: Re: Stary pień Sob 03 Sty 2015, 15:35
Może to był jednak zły pomysł, tak bardzo rozwodzić się na temat całego tego sensu działań różnych osób czy grup, ich pobudek i tak dalej. Prawdą było że czasem przez nadmiar słów gdzieś tam traci się ich sens. Daleko było jednak Aeronowi do jakiegokolwiek heroizmu, poświęcenia czy innych idiotycznych zachowań. Jego cel był jasny i prosty. Nie łudził się że wojna ich ominie, przejdzie bokiem, czy zostawi w spokoju. To była jedna z tych nieuniknionych rzeczy; tych, na których przyjście możemy się przygotować, bądź czekać biernie z założonymi rękami. Arcio czuł że Daemon nie mówi mu całej prawdy. Z jednej strony go to dziwiło, z drugiej trochę smuciło. Dziwiło ponieważ nadal potrafił wyczuć z kilometra jego wykręty. Smuciło, bo był jego przyjacielem, a mimo to ten nie chciał mu zaufać. A może bał się obarczania Arcia innymi sprawami? No ale przecież prędzej czy późnej i tak coś by się stało, coś co przechyliło by szalę przeznaczenia. Słuchał go dalej, jednocześnie nieprzerwanie obserwując jego gesty, mimikę, zachowanie, czy ton głosu. Właśnie z tych paru rzeczy bardzo łatwo można wyczytać prawdziwe znaczenie słów, czy ktoś kłamie czy może mówi prawdę. Gdy wreszcie zaś skończył, przyszła kolej na odpowiedź Aerona, który tylko nieznacznie kręcił głową, zachowując dziwny grymas na twarzy. Nieco zachrypniętym głosem zaczął mówić: -Myślisz że Ty jeden straciłeś kogoś bliskiego? Wiesz jak to jest żyć ze świadomością, że z całego twojego rodu zostały ledwie dwie, może trzy osoby? Byłem świadkiem wypalania się mojej rodziny; moja siostra, mój wuj, moi rodzice. Moje słowa to nie heroizm. Mam gdzieś to co się stanie z innymi. Mówiłem Ci już, zależy mi jedynie na moich najbliższych. Nie mam zamiaru patrzeć na kolejną śmierć jednego z nich.- przerwał, by nabrać trochę powietrza. Wiedział że ta rozmowa jest bardzo ważna; czuł to gdzieś w środku. Po dzisiejszej nocy nic już nie będzie takie samo. Widział tą małą rysę na powierzchni Dema. Rysę która musiała w końcu pęknąć. Pęknąć, lub na zawsze zostać tylko rysą. Kontynuował więc: -No i co że takich jak Voldemort jest więcej? Chcesz całe życie uciekać, jak królik wyczuwający wilka? Co to za życie? Prędzej czy później i tak zostaniesz dorwany, czy będziesz tego chciałczy nie.- znów przerwa. Ton Arcia, mimo jego starań wyrażał delikatne nuty zdenerwowania. Miał dość tego wiecznego odstawiania na bok. Tego bezpodstawnego strachu. Miał moc. Dem również. Tak samo inni. A więc dlaczego większość wybiera ucieczkę? Są aż tak słabi psychicznie by walczyć o własne bezpieczeństwo, o zachowanie własnego ja? Oczywiście sama moc nie gwarantuje wygranej, lecz bardzo zwiększa jej szansę. Czemuż więc jej nie wykorzystać? Zmrużył oczy i mówił -Nie jestem idiotą Daemonie. Zapominasz o tym. Nie masz zamiaru się angażować? Dobre sobie. A te informacje to pewnie przeczytałeś w książce kucharskiej? Zrozum to wreszcie. Mnie nie okłamiesz. Zbyt długo Cię znam.- po tym ostatnim stwierdzeniu uśmiechnął się przebiegle. Co jak co, ale kłamstwa przyjaciela Aeron nie tolerował. Szczególnie u Dema. -Tak bardzo chcesz wszystkich chronić, a zapominasz o pewnej sprawie. Jeśli każdy ucieknie, to kto będzie chronił Ciebie, Daemon?- no brachu, wyrzuć to w końcu z siebie. Chciał na tym zakończyć, coś mu się jednak jeszcze przypomniało. Na jego twarz wypłynął zawadiacki uśmiech, zwiastujący jakiś dziwny plan właśnie rodzący się w jego głowie. Dodał więc jeszcze: -Chcesz tego czy nie, jesteś dla mnie jak brat. Podajże mi więc swoją wykałaczkę, którą tak ochoczo testowałeś na mojej szyi.-
Daemon Blackrivers
Temat: Re: Stary pień Sro 07 Sty 2015, 19:50
Chodzenie w tę i z powrotem w końcu człowiekowi może się znudzić, a właśnie to znowu zaczął robić Dem, kiedy Arcio wygłaszał swoją mowę, nadal brzmiącą trochę zbyt niewłaściwie dla Blackriversa. A może to po prostu rozmowa o wojnie i wizja przyjaciela angażującego się w ten cały syf, go tak bardzo odrzucała. Nic więc dziwnego, że chodząc wyglądał jak lew zamknięty w klatce, a kiedy stanął, jego wściekłość była wręcz namacalna. Miał dosyć. Tak po prostu, po ludzku. Najchętniej walnąłby się na łóżko i starał zapomnieć o dzisiejszej nocy. - A pomyślałeś może, że ja nie chcę ochrony? – cichy, z nutką lodowatego tonu, głos wyrwał się z jego gardła, a oczy niebezpiecznie się zmrużyły. Ta dyskusja, prowadziła można powiedzieć donikąd, bo nie oszukujmy się, była bezsensowną paplaniną dwójki niby „dorosłych” czarodziejów, jak zresztą widać na załączonym obrazku, o zupełnie innych aspektach wojny myślących. A przynajmniej częściowo. - Do czego tak naprawdę chcesz mnie namówić, w prostych żołnierskich słowach? Mówisz, że ucieczka nie wchodzi w grę, czyli co? Do walki? – przekrzywił głowę i rozłożył ręce jakby bezradnie. – To nie moja wojna. I nie będę się w nią wtrącał. – prawie wręcz już krzyczał, wściekły z bezsilności, zmęczenia i poczucia totalnego niezrozumienia. – Co do osób, na których mi zależy. Jesteś tylko ty i Chiara. Obydwoje jesteście dorośli. Nigdy nie rozliczałem Was z tego co robicie, nie próbowałem zmieniać waszych decyzji. – cały wręcz się trząsł, pojawiła się gęsia skórka, pomimo tego, że noc była dosyć ciepła. – W przeciwieństwie do ciebie, nie będę się kurczowo Was trzymał. Podejmujecie decyzje, a ja je akceptuję. Ale nie będę was chronił. Po prostu nie jestem w stanie tego zrobić. Desperacja brzmiąca trochę w jego głosie mogła świadczyć o tym, że miał już dosyć. Tej rozmowy, wizji tego co nadchodzi. Wojna nigdy nie jest ładna. To krew, flaki, śmierć. Wizja osób najbliższych w tej wojnie, też nie należy do najprzyjemniejszych. Ale Dem nie kłamał. Nie miał zamiaru za wszelką cenę ich chronić, jeżeli mieli zamiar podejmować decyzje, które nie pokrywają się z jego ścieżką życiową. Bo jego ścieżka szła przez chaszcze, zupełnie inaczej niż większości ludzi. Bo wybrał inne życie, takie które zapewniało chociaż minimalną satysfakcję z tego co się robi. Westchnął z rezygnacją i ze spojrzeniem mówiącym „co ty do diabła knujesz?”, podał mu swój sztylet, rękojeścią do Arcia.
Aeron Steward
Temat: Re: Stary pień Sro 07 Sty 2015, 21:20
Co za uparty człowiek był z tego Daemona. No normalnie Aeron miał ochotę stanąć i tłuc tą jego łepetyną o pień drzewa aż w końcu coś zrozumie. Choć i tak nie było gwarancji że cokolwiek, oprócz kory, wpadnie do środka. Czasami ciężko było wyciągnąć cokolwiek z tego gościa. Owszem, w pewnych okolicznościach można było uznać to za zaletę i bardzo przydatną umiejętność, ale teraz ta zaleta doprowadzała Aerona do szewskiej pasji. Patrzył na chodzącego w tę i z powrotem Daemona. Że też nie zakręci mu się w głowie. Słuchał słów wypowiadanych przez niego, dochodząc do wniosku że cała ta akcja wyciągania prawdy z Dema jest o wiele bardziej męcząca niż mogło się to na początku wydawać. Westchnął przeciągle. Nie, nie podobał mu się temat ich rozmowy, ani przyszłość która malowała się na horyzoncie co najmniej czarnymi barwami. Gdyby mógł, wolałby zmienić przyszłość. Oczywiście, wszystko zależy od podjętych wyborów, czasem jednak bywa tak, że nieważne co się wybierze, efekt końcowy pozostaje zawsze taki sam. Zmarszczył brwi gdy usłyszał pierwsze stwierdzenie. Pokręcił ze zrezygnowaniem głową i odpowiedział Daemonowi: -Chcesz czy nie chcesz, i tak ją będziesz miał.- nie wystraszył się jego "groźnego tonu"; nie miał zamiaru puszczać tego łosia gdziekolwiek samemu. No spójrzcie na niego. Małe toto, bezradne jak niemowlę, i do tego knuje. O nie, co to to nie. Nie po to tyle przechodzili razem by na końcu rozpadło się to niczym marzenia puchona o zostaniu śmierciożercą. Tak, dyskusja wydawała się zbędna. Aeron doszedł do tego samego wniosku. W ich rozmowę wkradło się już zbyt wiele emocji, przez co zamiast racjonalnie myśleć, zaczęli reagować emocjonalnie, co zaś wpływało na treść i sposób wyrażanych przez nich treści. Westchnął, chyba po raz dwudziesty któryś tej nocy, i pomyślał nad odpowiedzią. Nie miał zamiaru przerywać teraz; już prawie wyciągnął z przyjaciela jego tajemne knucia. Pozostały już tylko resztki jego sił by przebić się przez ten mur. Potrząsnął głową i powiedział do Dema: -Słuchaj, zostawmy temat wojny na bardziej przyjazną chwilę. Myślę że na ten temat powiedzieliśmy wystarczająco dużo rzeczy. A co do tego co tak na prawdę oczekuję od Ciebie, Dem.- Arcio zrobił krótką przerwę, by odpowiednio dobrać słowa. Przybrał też neutralny ton głosu, jeśli w ogóle to było teraz możliwe, i kontynuował rozmowę. -Widzę że coś knujesz, Dem. Lub bierzesz w czymś udział. Nie oszukasz mnie, jak już Ci mówiłem.- znów przerwa. Westchnięcie, i dziwne spojrzenie. -Nie zrozum mnie źle. Nie chce Ciebie do niczego zmuszać, ale jesteś chyba jedyną osobą z którą coś takiego mogłoby być możliwe. To wszystko, ta szkoła, ministerstwo, wszystko jest jedną wielką klatką. Nie mam zamiaru stać biernie z boku i przyglądać się wydarzeniom z perspektywy widza. Nie po to poświęciłem życie na szlifowanie własnych umiejętności.- kolejna przerwa. Rzucił okiem w bok, w mroczną ciemność Zakazanego Lasu. Sporo ryzykowali przebywając tu. Gdyby znalazł ich teraz nauczyciel, prawdopodobnie wylecieliby ze szkoły. Wrócił wzrokiem na przyjaciela. -W czymkolwiek bierzesz udział, chce Ci pomóc. Choć może to złe słowo. Chcę robić COŚ, co faktycznie będzie miało wpływ na wydarzenia. Może to szalone, może uznasz mnie za nienormalnego, ale nie mam nikogo innego, dla którego mógłbym cokolwiek ryzykować.- skończył. Odetchnął głęboko. Dziwne, całe życie rozmyślał nad tym czym będzie się zajmował po ukończeniu szkoły. Dopiero niedawno doszło do niego że nigdy nie będzie to nic normalnego. Nic nudnego, nic czego mógłby żałować. Jeśli przyjaźń z Demem zawiedzie, zostanie chyba wolnym czarodziejem, póki nie znajdzie się ktoś kto go zabije. Spojrzał na wyciągniętą rękojeść noża. Chwycił ją ręką, i delikatnie szarpnął tak, by ostrze lekko przecięło wewnętrzną część ręki Dema. Następnie tak samo uczynił, tym razem na swojej ręce. Widząc szkarłatny kolor na ich rękach, uśmiechnął się ponuro, po czym wyciągnął zranioną dłoń w stronę Dema, kiwając głową i jednocześnie mówiąc; -Wiesz czym jest braterstwo krwi? Może to śmieszne, ale uważam że krew nigdy Cię nie zdradzi.-