|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wanda Whisper
| Temat: Re: Klasa Starożytnych Run Wto 06 Sty 2015, 00:59 | |
| Nie minęła minuta, dwie a drzwi do sali ponownie się rozwarły - wpadło przez nie odrobinę światła odbijające się na kosmykach włosów co poniektórych uczniów, by zaraz potem wpuścić do klasy kolejnego studencika . Tym razem był to nie kto inny, a pan Steward, na którego widok Wanda delikatnie zmarszczyła brwi, wcześniej jednak odwracając się w stronę dobiegające skrzypnięcia charakterystycznego przy otwieraniu wrót. Posłała w jego kierunku długie spojrzenie i powróciła zaraz wzrokiem do swojego podręcznika, by zająć i skupić się całkowicie na lekcji. Podskoczyła gdy nauczyciel zamknął ich w klasie, a i ona nadstawiła ucha, co by wyłapać wszystkie informacje dobiegające z przodu pomieszczenia. Oczywiście nie obyło się od wyjaśnienia zasad panujących na zajęciach, o tym co uczniowie mają robić, a czego nie powinni. Standard – Wanda przerabiała to już wiele razy- był to pewnie nie pierwszy i nie ostatni raz gdy słyszy te same frazesy traktujące o nie spóźnianiu i ogólnej koordynacji. Nie bardzo wiedziała o co chodziło Sebastianowi z tekstem dotyczącym przykuwaniu do ławek i dlaczego ten mówił to akurat stojąc nad biedną Yumi. Szatynka jednak nie przerywała, słuchała dalej z uprzejmym wyrazem twarzy, który nie zmienił się ani o jotę. Nie zamierzała się spóźniać, szanowała swój i innych czas, a ich grupa była raczej solidna więc tutaj nie martwiła się o jakiekolwiek psucie wcześniej ustalonego harmonogramu. Po cichu stwierdziła, że to co mówi opiekun Ravenclawu nie ma sensu, skoro żadna z obecnych tu osób nie uczęszcza do pierwszej klasy. Wiedziała jednak, że jakieś zasady panują, że nudny punkt regulaminu musi się trafić. Jej wzrok zawisł na okładkach podręczników, które wskazał im profesor – a w które była i zaopatrzona Krukonka. Z pierwszą książką miała już do czynienia, czytywała ją swojego czasu, kiedy akurat była wyjątkowo zafascynowana runami. Dlatego gdy Sebastian wskazał im pierwsze zadanie ta wzruszyła lekko ramionami przyjmując je do wiadomości i zaczęła kartkować niby to od niechcenia swój tom runów. O tym czym były runy, a czym nie wiedział chyba każdy. Przynajmniej każdy z jej klasy. Dlatego gdy cisza powitała nauczyciela to dziewczyna usiadła wygodniej na krześle, przez chwilę się wiercąc, jakby zastanawiała się czy w ogóle ma otwierać gębę, czy też ma siedzieć cicho. Jej spojrzenie ponownie powędrowało na towarzysza obok, który zajął się czymś innym niż skupieniem się na lekcji. Powoli zatem uniosła dłoń, a gdy jej wzrok skrzyżował się ze wzrokiem Machiavelliego odpowiedziała. - Runy to starożytny rodzaj alfabetu używanego do zapisu przez ludy germańskie czy celtyckie. Jest to również pewien rodzaj systemu piśmienniczego stosowanych przez ludy tureckie… – Krótka, najprostsza formułka powiedziana głównie z pamięci, tak by tylko przypomnieć co, z czym się je gdyby ktoś jakimś cudem zapomniał. Wanda ogarnęła resztę klasy niepewnym spojrzeniem podczas gdy spomiędzy jej ust wydobyło się ciche westchnięcie. - Są znane nam od setek lat, zawierają w sobie wiele ciekawych informacji przekazywanych przez naszych przodków. Zatem wniosek nasuwa się sam. – Dopowiedziała spokojnie i przesunęła dłonią po sztywnej karcie podręcznika o niższy stopniu zaawansowania, by zaraz też poczuć podejrzany ruch obok siebie. Napięła się cała, podczas gdy jej mózg ponownie zarejestrował ruch i dotyk, tym razem lekkie zahaczenie o jej szatę, co dało do myślenia pannie Whisper. Nie dając po sobie znać, że cokolwiek zauważyła wlepiła wzrok w swój podręcznik, zupełnie jakby dalej szukała odpowiedzi na niezwykle nurtujące ją pytania, by w tym samym czasie sięgnąć do swojej prawej kieszeni. Jej palce niemal natychmiast wyłapały złożoną karteczkę, którą z ociąganiem wyciągnęła na światło dzienne, jednak tak, by profesor tego nie zauważył. Zwinnymi paroma ruchami rozwarła karteczkę i przesunęła piwnymi oczkami po schludnym piśmie – między jej brwiami pojawiła się lekka zmarszczka, jednak mimo to, kącik jej pełnych warg zadrżał delikatnie, samowolnie. Nie odwróciła twarzy w stronę Franza, jedyne na co się zdobyła to powłóczyste spojrzenie rzucone w jego stronę. Sięgnęła po swoje pióro, rozłożyła dla niepoznaki swój czysty zwój pergaminu, coby zacząć robić notatki z lekcji, które pewnie później się jej przydadzą i tak jak kolega z ławki zamoczyła koniuszek pióra w granatowym atramencie i śmiejąc się w duchu odpisała kilka słów. Jej pismo było równe, ozdobne, typowo kobiece. Gdy postawiła kropkę, najpierw zmieniła stronę w podręczniku, a dopiero potem za pomocą palca wskazującego przesunęła karteczką z odpowiedzią stronę pana Kruegera. Zajęło jej to dosłownie moment, w końcu dystans ich dzielący nie był spory. - Cytat :
Nie jestem do końca przekonana, a nie chcę strzelić potężnej gafy już na pierwszych zajęciach. Może mnie pan oświeci, panie Krueger?
Potem na spokojnie pochyliła się nad stronami księgi i czekała na odzew reszty grupy. |
| | | Cú Chulainn O'Connor
| Temat: Re: Klasa Starożytnych Run Wto 06 Sty 2015, 02:43 | |
| Zwykle ignorował obecność Evana, zresztą wzajemnie udawali, że drugi nie istnieje i zdawało to egzamin. W tym roku jednak sytuacja miała ulec zmianie. Na ile - nie był w stanie przewidzieć, jakakolwiek próba oceny sytuacji zakończyłaby się zbyt dużym marginesem błędu. Ostatnia sowa sprawiła, że chcąc nie chcąc Cú musiał zacząć patrzeć na Ślizgona w bardziej neutralny sposób. Zbyt wiele być może będzie mu zawdzięczał, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem. Dlatego też po prostu spojrzał na niego krótko bez wrogości, nie siląc się na ignorancję. Zaraz jednak skupił cała uwagę na Aristos, którą najwyraźniej zaskoczył propozycją spotkania. Przyjął to za dobrą monetę. Nie obrzuciła go pogardą, niedowierzaniem w tupet Gryfona. Nie parsknęła drwiąco ani nie padło też zimne "raczysz kpić". Już miała mu odpowiedzieć, już czekał z nadzieją na cień szansy na wyprostowanie ich stosunków, gdy nauczyciel bezceremonialnie ich rozsadził. Niech go jasny..., na dodatek nowym towarzystwem Aristos został właśnie Rosier. Tolerancja tolerancją, ale i tak nie lubił, gdy ta dwójka była zbyt blisko siebie. Westchnął ciężko, pocieszając się tym krótkim słowem Gryfonki na pożegnanie. "Sowa". Nadzieja umiera ostatnia, jak to mówią, a Lacroix nie miała najwyraźniej zamiaru jej uśmiercać. Wrócił wzrokiem do Sebastiana, wysłuchując wywodu dyscyplinarnego w milczeniu. Mogło być ciężko w zadowoleniu tego maniaka czekolady, ale Irlandczyk miał zamiar stanąć na głowie i zaliczyć ten przedmiot z przyzwoitą oceną. Otworzył więc podręcznik, zaczynając czytać tekst w poszukiwaniu odpowiedzi na zadane pytania. Zapisywał co ważniejsze informacje, robił notatki ze wszystkiego, co uznał za przydatne dla niego samego. O dziwo, niektóre akapity naprawdę potrafiły przykuć jego uwagę i w pewnym momencie zorientował się, że Machiavelliemu chodziło raczej o coś innego. Podniósł głowę znad pergaminu, napotykając wzrokiem sylwetkę mężczyzny. Przeniósł spojrzenie na siedzącą w trzecim rzędzie Yumi, starając się nawiązać kontakt wzrokowy. Może chociaż poda mu numer strony, na której ma szukać. "Która strona" - przemówił bezgłośnie, gdy tylko dostrzegł cień szansy, że go zauważy. Plan był idealny, gdyby nie nagła wizyta sowy w klasie, która nie omieszkała trafić nauczyciela w głowę. O'Connor odwrócił się szybko, po czym uniósł brwi na widok tego przedstawienia. Zdziwienie było tym większe, gdy ptaszysko w efekcie końcowym wylądowało na blacie jego ławki, zostawiając na nim niewielki list. Po przeczytaniu wiadomości od Silvera Irlandczyk nie mógł powstrzymać cichego parsknięcia. Zawsze wiedział, że Krukon ma nierówno pod sufitem, ale teraz to przeszedł samego siebie. |
| | | Evan Rosier
| Temat: Re: Klasa Starożytnych Run Wto 06 Sty 2015, 04:48 | |
| W zamyśleniu przesunął palcami po grubej oprawie podręcznika i otworzył go na pierwszej stronie, przebiegając wzrokiem po drobnym tekście, odruchowo, bez zainteresowania, nie skupiając się na literach, znakach, inskrypcjach. Odnotował w pamięci, by na przyszłość nie zjawiać się na zajęciach wcześniej niż to koniecznie, czas oddzielający ich od rozpoczęcia lekcji mijał bowiem leniwie, w nudzie, pośród szumu deszczu odbijającego się od szyb i przyciszonych głosów nielicznych rozmawiających uczniów, w tym Lacroix i jej irlandzkiego psa, który miał ambicję zostać bulterierem. Lekceważąco wykrzywił wargi na myśl o jego liście, który jak widać wciąż dostarczał mu mnóstwo uciechy, a potem rozparł się wygodniej na krześle, jedno ramię wspierając o oparcie, drugie kładąc na blacie, by móc miarowo, w płochej zadumie uderzać końcówką pióra o rozwinięty pergamin. I prawdopodobnie wytrwałby w niezmienionej pozycji aż do rozpoczęcia zajęć, gdyby nie nagły huk, z którym książki Aristos uderzyły o ławkę, rozpaczliwa ucieczka czekoladowej żaby i donośny głos nauczyciela, który rozgrzmiał po pomieszczeniu echem, burząc tym samym dotychczasową ciszę monotonnego, lekcyjnego przedpołudnia. Poruszył się, wsparł przedramionami o brzeg ławki, nieświadomie skoncentrował uwagę na małym zamieszaniu, początkowo z pewną nutą satysfakcji, ostatecznie z chmurniejącym powoli spojrzeniem. Przegnana na ławkę wysiedleńców zbliżała się ku niemu, taka sama jak zwykle, drobna, zwiewna i dumna, tylko bardziej, wydawałoby się, spokorniała. Zmierzył ją wzrokiem, w którym połyskiwał wyłącznie chłód i obojętność, pokrywające niezaleczoną wrogość, a potem, bez słowa, bez gestu, bez zaproszenia, powrócił do kartkowania podręcznika, choć litery i słowa, które przeglądał, nijak nie składały się w całość, nie zajmowały go dość, by podjął wysiłek rozszyfrowania ich znaczenia. Zanurzył eleganckie, orle pióro w atramencie, ale nie zapisał ani linijki, na pergaminie wytworzył się i rozprzestrzenił kwiecisty kleks. Czuł na sobie spojrzenie bławatkowych oczu, wyczuwał jak smaga jego kark i ramiona, jak powraca do niego raz po raz, bezsensownie, niezrozumiale, uparcie, wydawał się jednak niewzruszony, zdystansowany i obcy, tylko na jego szczęce czasem poruszał się jakiś mięsień, a czoło marszczyło delikatnie. Nie byli tak blisko siebie od podróży w pociągu, ba, może od rozmowy w Emerald Fog, toteż łagodny zapach jej włosów, znajoma, przyjemna woń winogron i fiołków, jaką roztoczyła wokół siebie, odwiązując warkocz, uderzyła go w nozdrza, zawładnęła wyczulonym zmysłem, delikatnie nadwątlając twardą skorupę uprzedzeń. Był jednak twardy i nieustępliwy, nie miał cienia zrozumienia i empatii dla błędów popełnianych w emocjach przez nastolatkę, którą przecież wciąż jeszcze była, nie rozgrzeszał, nie usprawiedliwiał, pozostawał głuchy i ślepy, a przede wszystkim trwał uporczywie i stanowczo w swoim gniewie i uporze. Nawet jeśli minęły już całe tygodnie, nawet jeśli powracał do niej czasem spojrzeniem, choć nigdy nie wspominał o niej w rozmowie. Przekartkował książkę niedbale, nieuważnie, po czym powrócił do pierwszego rozdziału, przypuszczając, że to od niego zaczną, a wówczas poczuł nagle, jak jej palce muskają przelotnie jego lewą dłoń, wsuwając coś pod jej ciężar, a ten krótki dotyk powoduje, jak jego ciało tężeje, sztywnieje, zaalarmowane, gotowe oblec się chłodem, obmurować pogardą. Spojrzał na nią, ale uparcie wpatrywała się w karty podręcznika, zamknął więc palce na tekturowym kartoniku i obrócił nadgarstek, a gdy jego wzrok padł na przedstawioną na karcie sylwetkę czarodzieja, przyglądając mu się początkowo zupełnie bez zrozumienia, nadciągająca fala wrogości rozbiła się u progu, zawrzała i cofnęła. Powoli obrócił znalezisko między palcami, wyraźnie zaskoczony, nim jednak zdążył zareagować, do ławki przed nimi dosiadł się Krueger, a zaraz po nim panna Whisper, uścisnął mu więc dłoń, nie decydując się jednakże na słowa; rozmowa, jaką zamierzał z nim odbyć, nie nadawała się do przestrzeni tej klasy, zbyt był zresztą rozproszony, by zwracać na to teraz uwagę. Niespiesznie powrócił spojrzeniem do profilu Aristos, przesłoniętego połowicznie kaskadą włosów, a potem zamknął kartę w pięści i cofnął ramię; miast wyrzucić ją jednak, wsunął do kieszeni szaty, która zagrzechotała bezgłośnie od ciężaru innych podobnych kartoników, które młoda Lacroix mu tam swego czasu upchnęła. Patrzył na nią przez sekundę, szukając jej spojrzenia, a kącik jego warg może nawet drgnął nieznacznie, potem zaś zwyczajnie, jak gdyby nigdy nic, przeniósł uwagę na nauczyciela. Był nieuważny i niezbyt skupiony na wykładzie, raz uśmiechnął się tylko ironicznie na dźwięk nazwiska nowego profesora, jednak większość kwestii dalekich od konkretów zwyczajnie mu umknęła. Jego dłoń spoczywała w pobliżu pergaminu Ari, palce leniwie wybijały jakiś rytm, znany tylko im obojgu, a wzrok uważnie śledził sylwetkę Machiavellego, od czasu do czasu powracając tylko do otwartego na blacie podręcznika. — Według wierzeń podarowane ludziom przez Odyna — dodał krótko do odpowiedzi Wandy, obracając pióro między palcami i zerkając przelotnie na karty podręcznika. — Wikingowie, wyruszając na wojnę, wycinali je na burcie, aby zapewnić sobie bezpieczną podróż. Mogą służyć jako alfabet, talizmany, ale przede wszystkim stanowią jeden ze skuteczniejszych, bardziej precyzyjnych rodzajów magii i może właśnie dlatego najczęściej niosą ze sobą wysoką cenę. Wypowiadając ostatnie słowa, zmierzył przelotnym, znaczącym spojrzeniem Aristos, wówczas jednak do klasy wpadła sowa, która stratowała Machiavellego i wylądowała niezgrabnie na blacie ławki O’Connora, wywołując tym samym powszechne rozbawienie.
|
| | | Aristos Lacroix
| Temat: Re: Klasa Starożytnych Run Wto 06 Sty 2015, 22:12 | |
| Nie potrafiła skupić wzroku na tekście dłużej, niż przez kilka chwil, całym ciałem oczekując w napięciu na reakcję, Na słowo. Na gest. Na wrogie skrzywienie warg, na nieprzyjemny komentarz, na pełne pogardy zmarszczenie brwi. Na coś, co po raz kolejny zadrży w posadach jej opanowania, dosięgnie tam, gdzie kawałki szklanej kuli składały się niezgrabnie w kruchą całość, oplatając emocje na jakie nie mogła sobie pozwolić ciasnym więzieniem; wiążąc je w miejscu, z którego pozwoliła im uciec kilka tygodni temu, odsłaniając się niepotrzebnie. Bezmyślnie. Poruszył się nagle, a zaniepokojona tym ruchem dziewczyna poderwała głowę rozglądając się niepewnie; róż oblekający pobladłe przez chwilę policzki był jedyną odpowiedzią na powitanie Franza i Whisperówny. Nie było za to odpowiednich słów na fakt, że jej dłonie drżały nieznośnie jeszcze przez parę minut, a próby robienia notatek zupełnie nie pomagały. Evan zawsze wyzwalał w niej najbardziej destrukcyjne z uczuć, karmił się nimi i karmił je same, pozwalając, by spalała się i odradzała na nowo w zawiłościach codzienności, choć nie sądziła, że nawet po tak długim czasie perspektywa zderzenia się po raz kolejny z odrzuceniem będzie denerwowała ją do tego stopnia, by straciła kontrolę w sali lekcyjnej. Niemal pożałowała, że nie opuściła zajęć, było tak jednak do chwili, w której poczuła na sobie znajomy wzrok. Spojrzenie krótkie, badawcze, przybywające wraz z dreszczem, przygryzieniem warg – znajome uczucie bycia obserwowaną tym razem nie zostało pogonione gorzkim słowem, choć spodziewała się, że Rosier zabierze głos. Kiedy nic takiego się nie stało, powoli odwróciła wzrok w prawo, zerkając na Evana przez burzę ciemnych loków, częściowo osłaniających jej twarz. Uchwyciła krótkie spojrzenie, drgnięcie w kąciku ust, odpowiedziała na nie delikatnym zmarszczeniem brwi, pytaniem w bławatkowym spojrzeniu, a wreszcie westchnieniem, które towarzyszyło uśmiechowi czającemu się gdzieś na jej malinowych wargach. Odwróciła głowę wbijając spojrzenie w Sebastiana, próbując skupić się na wykładzie, wyciągnąć wnioski z nowej wiedzy, poukładać ją w logiczną całość by móc korzystać z zasobów tego odłamu magii, który swoją kapryśnością pozostawiał różdżki daleko w tyle, lecz w skuteczności nie miał sobie równych. Przerzucała kartki w podręczniku z nieobecną miną, chłonąc informacje spływające z ust profesora, a kiedy marszcząc brwi walczyła z tekstem, utrudniającym jej jakby na złość odnalezienie odpowiedzi na zadane pytanie, kątem oka zauważyła dłoń Rosiera, leżącą tuż obok jej własnego pergaminu. Smukłe palce poruszały się, wygrywając na blacie ławki rytm, z którego zidentyfikowaniem nie miała najmniejszego problemu; coś ciepłego rozlało się w okolicach jej żołądka, objęło trzewia, wypierając z nich ostatnie nuty niepewności. Wsłuchując się w odpowiedź Wandy, powoli oparła się przedramionami o ławkę, usiadła wygodniej. Złoty zegarek błysnął na szczupłym nadgarstku, gdy przesuwała dłoń powoli w stronę dłoni Evana; zabrał głos, a dłoń zamarła na krótką chwilę, zatrzymała zaledwie kilka centymetrów od celu, gdy Aristos powoli prostowała się na krześle, odwracając głowę w stronę Ślizgona. Uchwyciła jego spojrzenie, odpowiedziała na nie prośbą wymalowaną w jasnych oczach. Delikatnym, pieszczotliwym uściskiem drobnych palców na jego dłoni; palców, które mógłby skruszyć silniejszym uściskiem, gdyby tylko chciał. Po jej ciele przeszedł dreszcz, nim jednak zdążyła się odezwać, szalona sowa, w której rozpoznała własność Silvera, wpadła do klasy robiąc zamieszanie, nokautując profesora i lądując przed Cu, by po chwili wyfrunąć nieomal spotykając się przedtem z oknem. Ogólna wesołość jaka opanowała klasę nie udzieliła się jednak Aristos. - Run nie można oszukać – powiedziała cicho, nie odrywając wzroku od twarzy Rosiera jeszcze przez kilka chwil, nim odchrząknęła, przebijając się przez cichnące chichoty – Są jednym z najbardziej kapryśnych, nieprzewidywalnych odłamów magii, jakimi może zajmować się czarodziej. Wymagają niesamowitej siły, choć często kuszą tych, których zwiódł strach. |
| | | Aeron Steward
| Temat: Re: Klasa Starożytnych Run Sro 07 Sty 2015, 16:33 | |
| Nie minęła dłuższa chwila, a pan Machiavelli rozpoczął lekcję. Wpierw od krótkiego przedstawienia się, choć nie powinno być to konieczne; nie byli już pierwszakami, i nawet jeśli nie mieli z nim wcześniej zajęć, musieli go kojarzyć chociażby z twarzy. Następnie zaczął mówić o sprawach organizacyjnych, obecnościach, i tak dalej. Większość z przekazanych przez niego informacji kompletnie Aerona nie interesowała, bowiem nie miał zamiaru ani się spóźniać, ani omijać zajęć. Po tym wszystkim przeszedł wreszcie do sedna dzisiejszego dnia, czyli właściwej lekcji o starożytnych runach. Pokazał im dwa podręczniki które Aeron kiedyś widział, aczkolwiek nie przyłożył do nich większej wagi. Teraz jednak siedział sobie spokojnie sam w ławce, ignorując otoczenie i skupiając się tylko na wiadomościach które mogły mu się później przydać. Było coś takiego w tej dziedzinie magii co mocno go pociągało, mimo iż o wiele większy talent wykazywał w dziedzinie transmutacji, bez której nigdy by przecież nie zdołał opanować animagii. Zresztą można było powiedzieć że jego dewizą było stwierdzenie "wiedza to władza". Czymże była czysta siła bez możliwości jej efektywnego wykorzystania? Marnotrawieniem. Jeszcze gdy siadał zauważył to dziwne spojrzenie jakim obdarowała go panna Whisper. Wpatrywała się w niego dość długo, tymi swoimi dużymi oczętami, całkowicie burząc Aeronowi uporządkowane myśli tego dnia. Nie wiedział jak miał odczytywać to spojrzenie. Czy było to zwykłe przyjacielskie spojrzenie? Nie, było zbyt dziwne by można było je nazwać zwykłym. A może mordercze spojrzenie gotowe spalić jego osobę do cna? Wątpił, przecież nie zrobił nic co zasługiwałoby na taką nagrodę. A może spojrzenie pełne miłości? Taa jasne, chyba po jego własnym trupie. Doprawdy, co mogło jej chodzić po głowie? Nie lepiej było wydusić to z siebie, zamiast robić dziwne przedstawienia rodem z niskobudżetowych romansów klasy B. Nawet Yumi go olała. Choć tego mógł się raczej spodziewać. Biedaczysko dalej pewnie pamiętało zajście z Greybackiem. Założyłby się że śni jej się po nocach. Cóż, taka była dola wybawcy. Zawsze kończył najgorzej. Słuchał w milczeniu odpowiedzi na zadane przez nauczyciela pytania. Czemu w milczeniu? Po pierwsze, jego wiedza ograniczała się tylko do powierzchownej znajomości tematu, wolał więc zostawić odpowiedzi komuś innemu. Po drugie, siedząc i dobrze słuchając mógł dowiedzieć się więcej niż normalnie. No a po trzecie w ogóle nie przepadał za rozmową w większym gronie. A żeby nie było za nudno, do sali lekcyjnej wpadła sowa. Co za idiota wysyłał sowę do sali w trakcie lekcji? Kimkolwiek był, trafił na idealny moment. Sowa przepikowała w przestrzeni powietrznej dobrych parę metrów i trafiła pięknym samobójczym atakiem w głowę pana Machiavelliego, lądując następnie na ławce jakiegoś gryfona. Jeśli o Aerona chodziło, to on by sobie zrobił rosół z tej sowy będąc na miejscu nauczyciela run. No ale to on. |
| | | Sebastian Machiavelli
| Temat: Re: Klasa Starożytnych Run Czw 08 Sty 2015, 00:09 | |
| Sebastian uważnie słuchał wszystkich odpowiedzi uczniów, którzy zdecydowali się odezwać. Nie było ich wielu, gdyż zaledwie trzy osoby wykazało jakąkolwiek inicjatywę rozmowy z nim. Kiwnął głową, obserwując każdego z osobna. Na moment zatrzymał spojrzenie na pannie Whisper i panu Kruegerze. Już na pierwszy rzut oka towarzystwo podobało im się wzajemnie, a to oznaczało, że Niemiec coraz bardziej grabił sobie u Sebastiana. Jeszcze nie wiedział, że jego Jaśminowe Słońce zostało porzucone przez tego człowieka, który ośmielił się w okrutny sposób zabawić kosztem Jasmine. Takich rzeczy się nie robiło, nie jeśli ta była jedną z najulubieńszych zabawek, jakie posiadał w swojej kolekcji. Nie dał jednak po sobie zupełnie niczego poznać, tylko wysłuchał Wandy, kiwając głową z uznaniem. - Bardzo dobrze, Panno Whisper. Pięć punktów dla Ravenclawu – powiedział, po czym zerknął w stronę chłopaka siedzącego obok Panny Płoszycielki Czekoladowych Żab. Klasnął w dłonie, po czy podszedł do ławki tych dwojga, nachylając się przez chwilę nad nimi. Zlustrował Evana uważnym spojrzeniem. - Możesz sprecyzować co znaczy ponosić wysoką cenę? Wiadomo, że magia run nie jest za darmo i czerpią one moc z nas, ale może chciałbyś wyjaśnić o co ci dokładnie chodzi? – spytał całkowicie poważnie. Lubił dyskutować z uczniami, starał się wyciągnąć nich najważniejsze, a później ułożyć w jedną całość, która mogłaby nadać się na spisanie na papier. Tak uczyło się najlepiej, a Sebastian miał nadzieję, że te małe gamonie wyciągną z tej lekcji mnóstwo pożytku. Swoją drogą, to Rosier go zainteresował. Zdawał się wiedzieć więcej niż można było się spodziewać, a to już się ceniło na wstępie. Chwilę później odezwała się Aristos, którą zmierzył uważnym spojrzeniem. - Siły? Chodzi o tę fizyczną czy psychiczną? Masz na myśli coś konkretnego? Ktoś coś dopowie? – uśmiechnął się do niej uprzejmie, po czym odszedł znów w kierunku biurka, aby rozpakować kolejną czekoladową żabę. Wtedy do sali wpadła szalona sowa, która z początku wydawała się jakby dostała ataku padaczki i nie do końca wiedziała po co tutaj się znalazła. Odruchowo zacisnął pięść, aby żaba mu nie uciekła, jednak uderzenie, z którym się spotkał niemalże powaliło go na ziemię, czego nie można było powiedzieć o sowie. Dopiero chwilę później zorientował się, że jego posiłek zdążył uciec. Znowu. Zmarszczył brwi, spoglądając w kierunku stolika O’Connora, na którym szalone stworzenie wylądowało. Zanim jednak dopadł do tego miejsca, ptaszysko się ulotniło. Pochylił się zatem nad Irlandczykiem i jednym szybkim ruchem dłoni trzasnął go w głowę. Nie było to silne uderzenie, jednak trzeba było przyznać - dosyć dotkliwe. Posłał mu jednak szeroki uśmiech, jakby nigdy nic. - Gryffindor traci pięć punktów - mruknął, zakładając ręce na torsie. Żadna sowa nie będzie mu zabierać posiłku, a już nie ta, która przyleciała do ucznia. - Mógłby mi ktoś wyjaśnić czym się różni talizman od amuletu? – spytał, rozglądając się dookoła, obserwując przynajmniej przez chwilę każdego z osobna. Jeśli zobaczy, że ktoś się chociażby podejrzanie poruszał lub robił coś innego niż przekartkowywanie podręcznika, to długo na zajęciach nie posiedzi, mógł być tego pewien w stu procentach. - Znacie jakieś przykłady?
Wybaczcie za poślizg, ale Festiwal Pizzy taki dobry. Następny post 12.01 godzina 22:00
Ostatnio zmieniony przez Sebastian Machiavelli dnia Nie 11 Sty 2015, 23:39, w całości zmieniany 2 razy (Reason for editing : Zmiana czasu na deadline. Nie dam rady posta napisać, więc przedłużam czas do napisania tych zaległych.) |
| | | Cú Chulainn O'Connor
| Temat: Re: Klasa Starożytnych Run Czw 08 Sty 2015, 00:37 | |
| Interwencja nauczyciela na pewno nie była czymś, czego się spodziewał, a już na pewno nie brał pod uwagę tego drobnego użycia siły. Nauczyciele w ogóle mogli tak postępować z uczniami? Przy dłuższym namyśle Hogwart nie należał do grona wzorowych placówek, godnych reprezentować wspaniałość brytyjskiego szkolnictwa. Do tego dochodziły ostatnie, coraz częstsze incydenty związane z czarną magią i śmierciożercami, o których i tak dowiadywali się z Proroka Codziennego. Na szczęście Sebastian nie użył zbyt wiele siły, skoro Irlandczyk nawet nie poczuł. Zaraz. Właśnie w tym rzecz - nic nie czuł, nawet najmniejszego bólu lub uczucia pokrewnego. Miał świadomość, że Machiavelli wyładował na nim frustrację i o ile w innych okolicznościach wziąłby to za dobry omen, tak w tym momencie zamarł, zważając nawet na oddech. Powoli obrócił głowę na tyle, by kątem oka spojrzeć na Aristos szukając jakichkolwiek śladów zirytowania. A niech dementorzy porwą tego pochłaniacza czekoladowych żab, niech któraś z nich stanie mu w gardle. W pierwszym odruchu szukał swojej winy w tym jakże niefortunnym zajściu, jednakże żadna odpowiedź nie przychodziła mu do głowy. Dopiero mamrotanie nauczyciela na temat ujemnych punktów dla Gryffindoru sprawiło, że chłopak wrócił do niego spojrzeniem w tempie ekspresowym. Minus pięć punktów? Na Merlina, za co?! Ta sowa nawet nie była jego i był tak samo zaskoczony jak pozostali uczestnicy zajęć. Już on sobie z Samem pogada na temat nienormalnych propozycji i próśb w godzinach lekcyjnych. W pierwszym odruchu zapragnął wykłócać się o swoje i już otwierał usta, powstrzymując język w ostatniej chwili. Nie, na nic mu się to nie przyda, szczególnie, jeśli chciał wynieść jak najwięcej użytecznych informacji z zajęć tego nadwrażliwego maniaka. Zacisnął zęby, po czym odetchnął marszcząc brwi. Niech będzie, nie ma co zwracać na siebie uwagi, najlepiej udawać, że lekcja trwa dalej niczym nie zakłócona. "Udawać" pasowało idealnie, gdyż tylko to przychodziło mu do głowy, skoro istniało ryzyko, że runa, którą już raz dane mu było ujrzeć, mogła zacząć jarzyć się jak choinka w Wielkiej Sali. Spojrzał do księgi, szukając odpowiedzi na nowe pytanie. Może przy okazji uda mu się odrobić te nieszczęsne punkty. - Amulety mogą spełniać tylko jedną funkcję, na przykład zapewniać zdrowie, powodzenie lub dobrobyt. Talizman to przedmiot bardziej osobisty i należy go nosić przy sobie, blisko ciała i nie pokazywać oraz nie pozwalać dotykać innym. Moc i działanie talizmanu zależy od bardzo wielu czynników takich jak kształt i materiał, z którego przedmiot został zrobiony, a także od mocy zamieszczonych na nim inskrypcji. - powiedział po chwili, z początku powoli, nieprzyzwyczajony do aktywności na zajęciach innych niż transmutacja czy opieka nad magicznymi stworzeniami. - Talizmany sa aktywne, amulety zaś bierne, czyli reagują na wydarzenia, moce i energie, nie kreując ich. Amulety zwykle mają największa moc kiedy wykona się je samodzielnie, najlepiej z naturalnych materiałów. Często mają konkretny symbol. Odczekał kilka sekund, czekając aż Sebastian ponownie skupi uwagę na kimś innym. Dopiero wtedy ponownie odwrócił się, by spojrzeć na Aristos. Może i Machiavelli nie był brutalny w wymierzaniu "kary", ale czasem taki drobiazg wystarczył by namieszać - szczególnie teraz. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Klasa Starożytnych Run Czw 08 Sty 2015, 20:28 | |
| Całe szczęście, że nie tylko ona odpowiedziała na zadane przez Sebastiana pytanie. Nie chciała być jedyną osobą aktywną, która bierze czynnie udział w lekcji. Nie chciała się również wychylać w żaden sposób, toteż delikatny uśmiech rozświetlił jej lico, gdy zaraz po jej wypowiedzi dołączył do niej Rosier, a potem Aristos. Miło było gdy reszta uczniów również uczestyczyła w zajęciach. Sama Wanda zapisywała wszystkie wzmianki na temat run – pisała to co uważała za słuszne, to co wpadło jej do głowy i to co znalazła w podręczniku. Mimo, że pamięć miała naprawdę dobrą, to jednak wolała mieć wszystko w formie pisemnej – tak na zaś, gdyby potrzebowała zajrzeć do notatek. No i nigdy niewiadomo było, czy któryś z jej znajomych nie będzie ich potrzebował. Na teraz. Uniosła głowę tylko na moment, jeszcze wdychając zapach nowej rolki pergaminu, akurat w momencie gdy znana jej sowa – jej kolegi z rocznika Sama niemalże stratowała nauczyciela i pognała do Connora, który przecież nie ze swojej winy stracił kilka punktów dla domu. Zmarszczyła brwi, jednak cała otoczka tej komicznej sytuacji zmusiła ją do wygięcia pełnych warg w szerokim uśmiechu, który nie znikał do momentu, gdy nauczyciel zadał im drugie pytanie. Poza tym ogólne rozbawienie panny Whisper wynikało z faktu otrzymania pochwały, oraz tego, że siedzący obok pan Krueger wyjawił jakieś tam zainteresowanie jej osobą. Gdy Machiavelli przystanął przy ławce pary znajdującej się za nią, ta zerknęła przez ramię na Ślizgona z tego samego rocznika – dosłownie na moment jej piwne spojrzenie padło na jego pochmurną i niedostępną twarz, po czym wzrokiem powróciła do swojego tomu traktującego o runach i zajęła się sobą. Przez klasę przebił się głos Gryfona, którego panna Whisper słuchała jednym uchem, podczas gdy jej sprawna ręka notowała wszystko co wylało się spomiędzy jego ust. Jeden kosmyk brązowych włosów zsunął się jej na czoło – sięgnęła po niego dłonią, zakręciła wokół palca i wsunęła za ucho, spoglądając ku Franzowi niejako figlarnie. To co powiedział Connor – pewnie po to by się jakoś zrehabilitować przed nauczycielem zasługiwało na pochwałę. Powiedział wszystko co było najistotniejsze w tej całej kwestii, dlatego przez twarz Krukonki przemknęło niedowierzanie. Nie wiedziała, że jej kolega posiada aż taką wiedzę. Czuła się mile zaskoczona. - Amulet również oznacza coś zawieszonego na szyi, co automatycznie daje mu osobisty charakter. Często nawiązuje właśnie do jakiejś symboliki, bóstwa czy innego motywu. Mają różne formy, może to być na przykład tabliczka z zaklęciem bądź słowem… – Dopowiedziała zaraz po tym jak nastąpiła cisza po wypowiedzi Gryfona. Szatynka ponownie utkwiła wzrok w opiekunie jej domu i kreśląc coś piórem po pergaminie – były to zwykłe esy – floresy starała się zajrzeć w głąb pamięci, by i skonkretyzować informacje o talizmanie. Jej odpowiedź nieco różniła się od odpowiedzi Cu, jednak ile było osób tyle było opinii. Każdy na swój sposób weryfikował dane słowa – żadna wartość nie była do końca zła. - Talizmany mają przynosić szczęście osobie noszącej. Mawia się, że są to przedmioty święcone, magiczne… – Znów zabrała głos - mówiła spokojnie, tonem wyważonym, nie przemądrzającym się. Potem odwróciła wzrok i ponownie wbiła go w swój podręcznik, przesuwając stronę po stronie, w poszukiwaniu odpowiedzi na dręczące ją pytania. Szkoda, że ich tu nie znajdzie.
|
| | | Evan Rosier
| Temat: Re: Klasa Starożytnych Run Czw 08 Sty 2015, 23:31 | |
| Przesunął spojrzenie na karty podręcznika, mrużąc oczy, ale jego wzrok, pogorszony, nie tak dobry, jak mógłby tego wymagać, zaczął wreszcie męczyć się w zetknięciu ze zbitą strukturą tekstu, drobną czcionką, wytracając jej ostrość, gubiąc ją, rozmazując. Z westchnieniem wsunął dłoń w głęboką kieszeń swojej wierzchniej szaty, grzechocząc upchanymi tam kartami, by wyjąć z niej okulary, których używał czasem do czytania, a potem wsunąć je na nos. Nie patrzył już na Aristos, jego wzrok skupiał się naprzemiennie na rozłożonej przed nim książce i na nauczycielu, nawet jeśli chętniej spoglądałby w oczy koloru bławatka; palce lewej dłoni w dalszym ciągu cierpliwie wystukiwały na blacie ten sam powtarzalny rytm. Poczuł poruszenie po drugiej stronie ławki, zegarek, który dostała od niego w prezencie, błysnął na jej nadgarstku, a palce nieśmiało musnęły jego dłoń. Znieruchomiał na chwilę, zmarszczył brwi, wlepiając pociemniałe spojrzenie w Machiavellego, a potem, jak gdyby z namysłem, rozluźniając mięśnie barków spięte pulsującym łagodnie gniewem, ujął jej drobną rękę, zamykając we własnej, leniwie przesuwając kciukiem po jej wąskim przegubie. Uśmiechnął się ironicznie, gdy drgnęła, wygodniej rozparł na krześle, jednak jego uważne spojrzenie skupione było na twarzy nauczyciela. — Magia przodków ma swoją cenę, im silniejsza ma być, tym więcej poświęcenia wymaga w zamian. Proste amulety, które sprzedają na Pokątnej, to nic, ale starożytne zaklęcia, skomplikowane rytuały — mocniej zacisnął palce na drobnej dłoni Aristos, sprawiając, że ich dotyk przestał być tak przyjemny — niosą ze sobą konieczność ofiary. Nie tylko krwi, która je wzmacnia, częstokroć czegoś znacznie cenniejszego. — Mówił to wszystko, o dziwo, nie zerkając w książkę, bo choć o runach wiedział niewiele i nie miał nigdy szczególnej styczności z teorią, to ostatnie wakacje uzbroiły go w pewne doświadczenie, z którego mógł wyciągnąć własne wnioski, być może nie do końca trafne. Panna di Scarno zapewne doceniłaby to, gdyby tutaj była, z roztargnieniem zarejestrował jednak, że nie przybyła na zajęcia. — Runy mogą być potencjalnie niebezpieczne, a ich skutki… ciężkie do odwrócenia. Jak mówi saga o Egilu Skallgrimssonie: „niechaj nikt nie wycina run, jeśli nie potrafi się nimi posługiwać. Już niejednego śmiałka wywiodły w pole”. Ostatnie zdanie odczytał z podręcznika, by na koniec zsunąć okulary z nosa i wznieść chłodne spojrzenie na pannę Lacroix. Oboje wiedzieli, że większość tych słów kierował przede wszystkim do niej. Wychwycił prośbę wymalowaną w jej oczach, był jednak niewzruszony, może tylko jego uścisk na powrót złagodniał, zaś kciuk znów przesunął się niby od niechcenia wzdłuż nadgarstka. Uniósł brwi, słuchając cierpliwie jej odpowiedzi, wodząc spojrzeniem po twarzy, wreszcie – wyłapując wzmiankę o niespotykanej sile, jakiej wymagało igranie z runami. Tego jednego nie mógł jej odmówić, to jedno go interesowało, bowiem nigdy nie podejrzewał jej o taką moc, a przecież było to coś, co zawsze obserwował ze wzmożoną czujnością, co zawsze miało dlań znaczenie. Wyczuł na sobie czyjś wzrok i na moment skrzyżował spojrzenie z młodszą Whisperówną, wykrzywiając wargi w krótkim uśmiechu, który wpełzł na jego usta na myśl o sygnecie, jaki spoczywał bezpiecznie ukryty w jego dormitorium, choć oczywiście nie mogła tego wiedzieć. W tym samym momencie jednak sowa Silvera narobiła rabanu, a ciche syknięcie bólu obok niego kazało mu odwrócić wzrok i w milczeniu skupić go na sylwetce panienki Lacroix. Dopiero po chwili zrozumiał, co się wydarzyło, a gdy jego oczy odszukały podświadomie świetlistą runę błyskającą zza rozpiętego guzika szkolnej koszuli, do krwi znów napłynął mu dawny gniew, a umysł ponownie opanował wstręt. Wypuścił jej dłoń i zmrużył ciemne, połyskujące ślepia, na powrót tężejąc, a potem skupił uwagę na podręczniku, nie usiłując nawet zabrać głosu, zwłaszcza że inni radzili sobie wystarczająco dobrze. Niemal zapomniałby o jej jakże heroicznych próbach ochrony O’Connora przed złem tego świata oraz, najwyraźniej, fizycznymi reprymendami nauczycieli.
|
| | | Franz Krueger
| Temat: Re: Klasa Starożytnych Run Czw 08 Sty 2015, 23:32 | |
| Nie był aktywny na zajęciach, choć mimo wszystko, starał się jakoś strawić zarówno pytania zadawane przez Machiavellego, jak i odpowiedzi udzielane na nie przez o wiele lepiej przygotowanych od niego uczniów. Trudno powiedzieć, czy liczył na to, że cokolwiek zapamięta z tej lekcji, czy może raczej wolał odsunąć od siebie nieprzyjemne myśli, nawet jeżeli miał się zająć słuchaniem elaboratów o znaczeniu runów w świecie czarodziejów. Wydawało mu się to w miarę ciekawe w chwili, kiedy zapisywał się na dodatkowe zajęcia, ale teraz z każdą minutą coraz bardziej tracił zainteresowanie, powracając do tego, co zajmowało jego głowę przed wejściem do sali. Panna Whisper umilała mu czas swymi figlarnymi uśmiechami i gestami, jednak to wcale nie pomagało w jego sytuacji. Wręcz przeciwnie. Te kilka słów zapisanych na oderwanej kartce, choć wywołało krótkotrwałe uniesienie kącików jego ust, wiązało się także z pewnym poczuciem winy. Krueger musiał przyznać, że czuł cię samotny, tęsknił za panną Vane, choć wydawało się to dziwne, biorąc pod uwagę, że jeszcze nie tak dawno temu pieścił jej ciało, całował jej czoło, jej wiecznie kuszące wargi... A może właśnie dlatego tak bardzo mu tego brakowało? Wspomnienia były jeszcze zbyt świeże, a utrata kogoś, kogo pragnął całym swoim sercem, właśnie na tym etapie była najbardziej bolesna. Zdawał sobie sprawę z tego, że to dlatego napisał do Wandy, zainicjował ten niewinny, z pozoru nic nie znaczący flirt, by poprawić sobie nieco humor. Dość egoistyczne podejście, którego istnienie uświadomił sobie dopiero, kiedy Krukonka przesunęła w jego stronę odpowiedź na liścik. Rozwinął pergamin, odczytując treść wiadomości. Uśmiechnął się nawet, ale ten uśmiech nie był już tak samo szczery jak wcześniejszy. Umysł płatał mu figle, przypominając o spotkaniu z Jasmine na dziedzińcu. Tego wieczoru, którego Franz zaprosił ją na pierwszą randkę. Cóż z tego, że jeszcze przed nią spędzili kilka nocy razem... Chyba wtedy jeszcze żadne z nich nie sądziło, że ich relacje zajdą tak daleko i że którejś nocy napotkają na swej drodze bolesne zderzenie z niesprzyjającą rzeczywistością. Niemiecki czarodziej spojrzał tylko przelotnie na twarz panny Whisper, by po chwili jego wzrok znów utkwił w podręczniku do starożytnych run. Ślizgon z opóźnieniem sięgnął po kolejną kartkę, umoczył koniuszek pióra w atramencie, ale odczuł nagły spadek weny. Ślęczał więc nad liścikiem dobre kilka minut, zanim cokolwiek odpisał. Wreszcie przesunął zawiniątko w stronę siedzącej obok dziewczyny, choć nie był zadowolony wcale ani z tego, że rozpoczął rozmowę, ani już tym bardziej z treści swojej wiadomości. Westchnął tylko ciężko, układając wygodniej plecy na oparciu krzesła. Prawdę powiedziawszy, te zajęcia nie były mu w smak. Miał ochotę na papierosa i właściwie zaczynał już poważnie myśleć o tym, by bez słowa opuścić klasę, kiedy przypomniał sobie, że póki co nie powinien wzbudzać podejrzeń. I tak zachowywał się wystarczająco dziwnie, co w większości przypadków zrzucał na skutki rozstania z panną Vane. W sumie nie kłamał. Co najwyżej nie mówił nikomu całej prawdy. Sam nie przypuszczał, że nie będzie potrafił sobie poradzić z zaistniałą sytuacją, że nie będzie w stanie znieść rozłąki ze swoją drugą połówką, bratnią duszą. Choć już dawno wiedział, że ją kocha, nie zdawał sobie jeszcze sprawy z tego, że utrzymanie przed nią wszystkiego w tajemnicy będzie takie trudne. Teraz wyrzucał sobie, że był taki naiwny. Co on sobie w ogóle myślał? Że popłynie z prądem, zabijając przy okazji kilka osób na rozkaz Voldemorta, a później wróci, jak gdyby nic, porozmawia z Drake'iem, a Jasmine szczęśliwa rzuci mu się w ramiona? Dopiero teraz zauważył, jak absurdalne było jego myślenie, i jakie przyniosło konsekwencje. Pragnął wszystko odkręcić, ale nie był pewien, czy jest to jeszcze możliwe. Póki co oczywiste było tylko jedno - całkiem stracił kontakt z rzeczywistością, zapominając nawet o tym, że znalazł się na lekcji starożytnych run. Zresztą jego nastrój pełen głębokiej zadumy i smutku skrywanego pod osłoną obojętności wymalowany był na jego twarzy, a chłopak nie silił się już na udawanie, że duchem uczestniczy w prowadzonych przez Sebastiana zajęciach. - Cytat :
- Są rzeczy, które słowami trudno opisać. Kto wie, być może nadarzy się jeszcze okazja, bym mógł Ci je uzmysłowić w zupełnie inny sposób.
|
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Klasa Starożytnych Run Pią 09 Sty 2015, 13:58 | |
| Notowała na pergaminie poprawne odpowiedzi, podkreślając słowa dodane przez Sebastiana. Później pouczy się tego i rzuci się wgłąb książek przed następną lekcją. W planach miała poćwiczenie niewerbalki przed spotkaniem z Francisem, doczytanie baśni Lucy i powtórzenie masy innych przedmiotów. Nauczyciele nie dawali wytchnienia z powodu SUM'ów. Mijał dopiero tydzień września, a Yumi na dźwięk słowa "egzamin" robiła się niespokojna. Z zainteresowaniem obserwowała odważną sowę. Zakryła usta przy widowiskowym spojrzeniu z głową nauczyciela. Odwróciła głowę spoglądając na Cu Connora, uśmiechając się przy tym z najczystszą ciekawością. Na niektórych przedmiotach dostawanie korespondencji imało się niebezpieczeństwa. Utrata punktów, pacnięcie w głowę... Yumi powolutku odwróciła się przodem do ławki, mając za cel kontynuowanie nie zwracania na siebie żadnej uwagi. To, co mówili inni było dla niej pewną nowością. Sama z siebie posiadała niewiele informacji na temat run, interesując się głównie astronomią. Orle pióro drgało w smukłej dłoni Japonki, uwieczniając wypowiedziane słowa w pergaminie. Przez chwilę obserwowała wsiąkający w kartkę atrament, gdy kątem oka dostrzegła ruch czekoladowej żaby. Zbiega, cudownie ocalonego przed zjedzeniem. Bezgłośnie ułożyła usta w słowie "sio", nie chcąc zostać posądzoną o pomoc w ucieczce łakoci. Pan Machiavelli najwyraźniej bardzo sobie upodobał czekoladki, a ich ucieczki przypłacali niewinni uczniowie. Następne kilka minut poświęciła zapisywaniu słów Connora, a potem Wandy, której posłała uśmiech, w chwili odprowadzania Sebastiana wzrokiem za siebie. Gdzieś za plecami czuła obecność milczącego Arcia, jednakże nie odważyła się nań spojrzeć. Przerzuciła włosy na plecy, użerając się przez chwilę z przeszkadzającą grzywką. Wplotła palce w kilka kosmyków, odszukując w podręczniku rysunku amuletów. Widziała je już kilka razy. Niektóre, widząc, że się ktoś nimi zainteresował, zaczęły obracać się we wszystkie strony świata i wędrować po kartce, prezentując się w pięknej imponującej całości. |
| | | Aeron Steward
| Temat: Re: Klasa Starożytnych Run Nie 11 Sty 2015, 17:47 | |
| Co jakiś czas słuchając wypowiedzi uczestników i nauczyciela Aeron notował sobie to i owo na pergaminie. Naprawdę, wolał siedzieć w ciszy, słuchając i pisząc sobie na spokojnie wszystko, niż rozmawiać z kimś z ławki. Zresztą nawet gdyby chciał coś jeszcze dodać, to nie było nawet czego dodawać, bowiem już dwie pierwsze osoby praktycznie wyczerpały temat. Spojrzał na plecy panny Whisper. Zauważył że przekazują sobie ze ślizgonem z ławki jakiś liścik. Mimowolnie zmarszczył brwi. Pierwsza myśl jaka pojawiła się w jego głowie to to że jakoś nie bardzo podobał mu się fakt że Wanda z nim rozmawia. Gdyby nie to że siedzą na lekcji, to teraz prawdopodobnie wstałby, podszedł do panny Whisper, chwycił ją za rękę i zaprowadził do własnej ławki. Chwila. Co? O czym on kurde myślał? Przecież on w życiu nie myślał tyle o jakiejś dziewczynie. Powstrzymał odruch rąbnięcia głową w ławkę. Nie wiedział już co myśleć. Westchnął i pokręcił głową. Sprzeczne uczucia tłukły się w jej środku. Chciał i jednocześnie odrzucał to. Obawiał się, głównie przyszłości i tego co ze sobą niosła. Na szczęście dla mózgu Aerona sowa która sprawiła niezłe zamieszanie wyrwała go z zadumy. Przez nią Gryffindor stracił pięć punktów, co Arcio przyjął ze zwykłą obojętnością. Nie przykładał wagi do całej tej klasyfikacji i rywalizacji jeśli chodzi o puchar domów. Nie obchodziły go one, może z wyjątkiem Ravenclawu i Slytherinu. Ten pierwszy ponieważ on sam do niego należał, a drugi ponieważ dość sporo podejrzanych osób się tam kręciło. Otworzył sobie podręcznik na przypadkowej stronie. Ta miłość do książek kiedyś go zgubi. Lubił przeglądać różne wybrane strony, szczególnie na lekcjach. Już miał się uśmiechnąć gdy znów dojrzał liścik przekazywany, tym razem przez ślizgona, do Wandy. Zmielił cisnące mu się na usta przekleństwo. Dlaczego musiał siadać akurat w tej ławce. Chciał wrócić do czytania, jednak tuż obok niego przebiegła, czy raczej skacząc minęła go kolejna czekoladowa żaba własności pana Machiavellego. Cwana skorzystała z zamieszania spowodowanego katastrofą lotniczą sowy. W pierwszej chwili chciał ją zatrzymać, doszedł jednak do wniosku że prędzej sam oberwie niż zostanie nagrodzony. Zresztą, nawet gdyby zdecydował się na łapanie, byłoby to raczej trudne zważywszy na jego położenie względem czekoladowego ustrojstwa. Odprowadził więc ją tylko wzrokiem, po czym wrócił do przeglądania książki i słuchania reszty grupy. |
| | | Aristos Lacroix
| Temat: Re: Klasa Starożytnych Run Pon 12 Sty 2015, 01:07 | |
| - Fizycznej, psychicznej, każdej. Runy nie dają nic za darmo, a każda zawarta z nimi umowa wymaga konkretnej ofiary. Energii. Odwagi. Krwi. Granice są niejasne, wielkości zatarte i nigdy do końca nie będziemy pewni, czy nasz dług został spłacony - spojrzała na Sebastiana, jednak nie zdołał utrzymać jej uwagi na dłużej. Nie, kiedy obok siedział Rosier. Jego dotyk na skórze wspinał się znajomym dreszczem w górę ramienia, obejmował spięte barki i plecy, rozluźniał umysł przelotną pieszczotą, iskierkami energii przekazywanej z jednej jednostki do drugiej, dotykającej lekko, choć jednocześnie tak intensywnie; nic nie potrafiło równać się z tym utęsknionym, najbardziej wyjątkowym dotykiem. Nic i nikt; kiedy jego palce muskały smukły przegub, a ciemne oczy zwracały się w kierunku bławatkowych tęczówek Gryfonki, świat na chwilę spowalniał bieg, obracając się w miejscu. Dając jej czas na przetrawienie jego słów, na zaciśnięcie ust, gdy palce obdarzające czułością nagle zaczęły sprawiać ból. Nie wyszarpnęła dłoni, przyzwyczajona do jego owiniętych w obłudną brutalność metafor, nauczona radzenia sobie z ukrytymi znakami, ze słowami przeznaczonymi tylko dla jej uszu, choć wypowiadano je w blasku słońca, pośrodku tłumu. Zmierzyła się z tym spojrzeniem, wytrzymała je; całą sobą chłonęła jego niespodziewaną bliskość, zapach perfum drażniący wyczulony węch, ciepło ciała przenikające przez skórę, dosięgającego jej dłoni, wnętrza wrażliwego nadgarstka, posyłającego impuls bólu, by zastąpić go znów przelotnym, subtelnym dotykiem. Nim jednak zdążyła szepnąć do niego, przerwać głuche milczenie, ostry impuls bólu sprawił, że pociemniało jej przed oczami. Uderzenie gorąca w okolicach mostka otrzeźwiło ją natychmiast, choć uniesienie dłoni do szyi i zapięcie guzika koszuli było bezcelowe; ręka Rosiera cofnęła się, jego plecy ściągnęły gdy do tej pory rozluźnione mięśnie znów spięły je w pełnym niechęci odruchu, a Aristos uniosła głowę, posyłając nauczycielowi na wpół wystraszone, na wpół wściekłe spojrzenie. Magia pod jej skórą zawrzała, zadrżała delikatnie - wciśnięta za podwiązkę różdżka poruszyła się niespokojnie, gdy przebudzona niefrasobliwymi metodami nauczania runa rozgorzała jasnofioletowym blaskiem, dając o sobie znać. Przypominając o swoim istnieniu, o połączeniu, o cenie, jaką płaciła za chęć działania, za próbę bycia niezależną. Odważną. Kochającą. Kto w tym pomieszczeniu wiedział o amuletach i talizmanach więcej niż ona, która sama stanowiła żywy, oddychający artefakt? Ochronną tarczę, światło w mroku, przeszkodę na drodze śmierci? Zacisnęła zęby podchwytując spojrzenie O’Connora, pokręciła jednak głową dając mu znak, by nie odwracał się więcej, nie skupiał uwagi Sebastiana na jej osobie. Wyprostowała się, przerzucając ciemne loki przez ramię; ich końce dotknęły blatu ławki, rozsypały się na niej, częściowo przysłoniły migoczącą na skórze dziewczyny runę. - Słowo „talizman” pochodzi z języka arabskiego i oznacza „czarodziejskie pismo” – odezwała się wreszcie, mając nadzieję, że Machiavelli nie zwrócił uwagi na tą drobną komplikację - w odróżnieniu od amuletów, które posiadają tylko właściwości ochronne, talizmany powstały po to, by wpływać na astralny świat i wykorzystując swoje magiczne siły wzywać na pomoc jego mieszkańców. Talizmany oprócz zewnętrznych wpływów mają leczyć choroby, zapewniać długowieczność swojemu właścicielowi i zdobywanie bogactwa, szczęście. Podobnie jak amulety, mają różny kształt i do ich wykonania używa się całej gamy materiałów. Przybierają formę bransolet, pierścieni, medalionów, wisiorków, czy nawet breloków – zerknęła w kierunku książki, marszcząc krótko brwi, a chwilę później przelotnie spojrzała na Evana. - Słowo „amulet” pochodzi z greckiego i oznacza „odwracającego nieszczęścia”. Szczególnymi rodzajami amuletów są czarmy, które mają chronić swojego właściciela przed złem i rzecz jasna - przyciągać dobro. Mogą być przedmiotami, zwykle wykonanymi własnoręcznie, historia magii zna jednak przypadki, w których taką czarmą stał się żywy człowiek – dodała nieco ciszej, napotykając na jego twarzy chłodną rezerwę. Jej dłoń drgnęła, nie sięgnęła jednak w kierunku jego palców. Znieruchomiała na blacie, zaciskając się w pięść.
|
| | | Sebastian Machiavelli
| Temat: Re: Klasa Starożytnych Run Pon 12 Sty 2015, 20:03 | |
| Sebastian skupił się najpierw na odpowiedziach Rosiera, który jako pierwszy postanowił wyjaśnić swój tok rozumowania. Kiwnął głową, uśmiechając się do niego uprzejmie. Nie zwracał uwagi na to, co łączyło go z sąsiadką i co między czasie robił. Ważne, że wyjaśnił to, czego od niego oczekiwał. Podrapał się po brodzie, zastanawiając się przez chwilę nad czymś, po czym w końcu klepnął go po ramieniu, mówiąc: - Niech Ci będzie, Slytherin zarabia pięć punktów za obszerną wypowiedź kapitana drużyny. Bardzo dobrze. Mówisz to w taki sposób, jakbyś miał styczność z czymś takim – skinął z uznaniem, po czym spojrzał na Aristos, która też nie pozostawała bierna. Miał wrażenie, że dziewczyna wiedziała o wiele, wiele za dużo na ten temat, jednak zdecydowanie nie było to możliwe, aby obcowała z runami w TEN sposób. Może naczytała się za dużo książek, w końcu niektóre wydania potrafiły nieźle się w ten temat zagłębiać. W duchu był dumny, że chociaż część osób w klasie było aktywnych. - Kolejne pięć punktów ląduje do Gryffindoru. Za aktywność i oczytanie. Mocni jesteście… Chociaż, może nie wszyscy – powiedział, po czym jego spojrzenie padło na ławkę, w której siedział Franz Krueger. Wyglądał, jakby stracił kontakt ze światem, jakby się nudził. Nauczyciel jednak zignorował go, na razie. Sebastian zmrużył dosłownie na sekundę oczy, a następnie stanął nad ślizgonem, uderzając otwartą dłonią o blat. Huk rozległ się po całej sali, w której nagle zapanowała niezręczna cisza. - Widzę, że ktoś się na mojej lekcji wybitnie nudzi. Freddie Kreuger, preferuję aktywny udział w zajęciach – westchnął i pokręcił głową na znak, że nie do końca podobało mu się to, co robił chłopak Jasmine. Nie miał pojęcia, że się rozstali, więc nie był dla niego jakoś wybitnie surowy czy upierdliwy. Chciał od niego chociaż trochę wyciągnąć, zobaczyć, czy był odrobinę bardziej bystry niż go na początku ocenił. Można nawet powiedzieć, że zamierzał mu dać szansę i spróbować polubić, w końcu był ważny dla jego ulubionej kuzynki. Znów zaczął przechadzać się po klasie, zostawiając chłopaka w spokoju. Zainteresowało go co innego. Gdy wymierzył O’Connorowi z liścia w głowę, ten odwrócił się w stronę Aristos, jakby coś jej się stało, a nie jemu. Nawet nie zareagował… Nie czuł? Spojrzenie Sebastiana powędrowało za tym Gryfona, napotykając po raz kolejny rezolutną dziewczynę… jednak coś się w niej zmieniło. Dostrzegł światło przebijające się przez jej koszulkę, które chciała zasłonić włosami. Wyglądało to na zlepek znaków… Run? Sebastian podrapał się po brodzie, z niedowierzeniem i z uznaniem w oczach przyglądając się młodej. Mógł tylko podejrzewać co też zrobiła. Gdy zadał kolejne pytanie dotyczące lekcji, a gdy Irlandczyk wyrwał się do odpowiedzi, jak oparzony, uśmiechnął się szeroko, wiedząc, że to będzie dobry moment na mały test. Coś łączyło dwójkę Gryfonów i postanowił to sprawdzić. Postanowił sprawdzić, czy jego podejrzenia były trafne. - Pięć punktów dla Gryffindoru, O’Connor. Działasz jak burza – powiedzia No cóż, dzisiaj domy trochę zarobią po punktach, ale ku chwale nauce i doświadczeniom... Musiał znów chcieć mu coś zrobić, jeśli działało to tak, jak miało. Zmarszczył brwi, po czym znów go uderzył, tym razem w ramię. - Ale nikt Ci nie wybaczy straty tamtych punktów - dodał z przekąsem, a jego spojrzenie padło na Aristos. Szalenie ciekawe, a jaka dobra zabawa! Słuchał w tym czasie odpowiedzi wszystkich uczniów, kiwając głową na znak, że całkowicie się z nimi zgadza. Byli wybitnie aktywni, no, może poza niektórymi. - Tak, amulety i talizmany są wbrew pozorom różnymi od siebie artefaktami. Co najgorsze, wielu ludzi cały czas je ze sobą myli, oczywiście na swoją niekorzyść. Zapomnieliście o jednej, najważniejszej rzeczy, w sumie podstawowej. Amulet jest czymś, co odpycha nieszczęście, duchy… swoją drogą od jakiegoś czasu pracuję nad Amuletem Obronnym przeciwko Irytkowi. Talizman, to coś, co ma za zadanie przyciągać, czyli na przykład talizman szczęścia, wiedzy i tak dalej. Część z Was jest w posiadaniu czegoś takiego. Sami je sobie robiliście na zajęciach podczas obozu, za co muszę was pochwalić jeszcze raz. Dobrze wam poszło – powiedział, po czym klasnął w dłonie. Podszedł do stoliku, na którym leżało mnóstwo rzeczy, różnych. Srebrnych, złotych, drewnianych i tak dalej. Zastanowił się przez chwilę. - Wybierzcie sobie jakąś jedną runę z alfabetu, która wam najbardziej będzie odpowiadać. Następnie powiążcie ją z amuletem bądź talizmanem. Coś na zasadzie układanki i małej łamigłówki. Podam wam teraz coś w rodzaju rdzeni. To właśnie z nimi macie powiązać odpowiednią runę i wyjaśnić wasz tok rozumowania. Dlaczego tak, a nie inaczej – wyciągnął przed siebie różdżkę, a siedem przedmiotów leżących na biurku wzniosło się w górę i pofrunęło w kierunku uczniów.
Aristos - metalowe serce, nieco pęknięte. Rosier - sztylet. Krueger – figura sępa. Wanda – drewniana płaskorzeźba, na której widnieje twarz kobiety z zamkniętymi oczami. O’Connor – czaszka człowieka. Arcio – diadem. Yumi - stary pergamin.
Następny post 17.01 godzina 22:00
Ostatnio zmieniony przez Sebastian Machiavelli dnia Sro 14 Sty 2015, 21:00, w całości zmieniany 2 razy |
| | | Cú Chulainn O'Connor
| Temat: Re: Klasa Starożytnych Run Pon 12 Sty 2015, 21:38 | |
| Kiedy tylko Aristos pokręciła głową szybko odwrócił się z powrotem przodem do nauczyciela. No pięknie, tylko tego brakowało. Miał wrażenie, że ta klątwa bardziej przeszkadza niż pomaga, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę fakt członkostwa Irlandczyka w drużynie. Wystarczy mecz ze Slytherinem, by w jednym z najgorszych wypadków Gryfonka skończyła w skrzydle szpitalnym na dwa tygodnie. Coraz poważniej rozważał porzucenie quidditcha w tym roku, a Machiavelli wcale mu tego nie ułatwiał. Liczył, że udało mu się odwrócić jego uwagę od dekoltu Lacroix - jakkolwiek dwuznacznie by to nie brzmiało - jednakże jego wysiłek najwyraźniej okazał się daremny. Po czym poznał? Pięć punktów dla Gryffindoru mogły uśpić jego czujność, w końcu odetchnął po zreflektowaniu się za poprzednią ich utratę. Mimo to potem nauczyciel ponownie potraktował go z nieco większą siłą bez powodu, a następnie zerknął na Aristos. No tak, mieli do czynienie z osobą ucząca o tych cholernych runach, kto szybciej się zorientuje w sytuacji jak nie on? Pewnie wystarczyło mu jedno spojrzenie, aby rozgryźć wielki sekret, w którego centrum znalazła się trójka uczniów - Lacroix, Rosier i O'Connor. Mieszanka iście wybuchowa, co dopiero z taką magią pośrodku. Sumując - czy ten mężczyzna właśnie robił z niego królika doświadczalnego? Co to miało być, na Merlina, zabawa "wyżyj się na Cú Chulainnie i zobacz co się stanie"?! Odsunął się szybko po tym "ciosie", mierząc Sebastiana wściekłym spojrzeniem. Ten facet sobie zdecydowanie pozwala na zbyt wiele. - Nie wątpię, jednakże myślę, że wystarczy panu odbieranie i dodawanie punktów jako system nagród i kar. Bycie workiem treningowym nie było miłe, szczególnie gdy docelowo bodziec trafiał do Aristos, a nie Irlandczyka. Może jeżeli skupi się na zadaniu to da mu spokój. Przysunął czaszkę bliżej siebie, po czym zaczął wertować książkę w poszukiwaniu odpowiedniej runy. Nie było to łatwe, jeżeli nie przywykło się do myślenia symbolami i skojarzeniami, a na tym ta nauka w gruncie rzeczy polegała - przynajmniej tak to interpretował. Czaszka, głowa, umysł, mózg, mądrość, wiedza, intuicja, myśli... Postanowił podążać tym tropem, wertując po raz trzeci strony z opisami poszczególnych run. Ta nie, ta również odpada, tamta tym bardziej się nie nadaje. W efekcie końcowym został z dwoma runami, które uznał za najlepiej dopasowane do wylosowanego przedmiotu i nie miał najmniejszego pojęcia, którą z nich wybrać. Sowelo czy Ansus? Jedna i druga pasowała, na dodatek wydawały się dopasowane nawet do siebie nawzajem. Po dłuższej chwili postanowił zaryzykować i wykorzystać obie litery. Przerzucił jeszcze kilka stron podręcznika w poszukiwaniu najlepszego sposobu na umieszczeniu run na przedmiocie, z którego zamierzał zrobić talizman. Uniósł brwi napotykając wzmiankę o pisaniu własną krwią, co podobno wzmacniało magię. W sumie, czemu nie? Klątwa Aristos nie powinna na to zareagować, to przecież żadne zagrożenie. Nie posiadając nic ostrego poza piórem zamoczonym w atramencie postanowił iść na żywioł i przegryźć skórę na palcu. Zabolało, ale tylko na moment, co odbiło się w ściągnięciu brwi. Uwolniwszy krew zaczął kreślić runy na płacie czołowym czaszki. Najpierw Ansus, potem Sowelo. Musiał przyznać, że wyglądało to ciekawie i z trudem powstrzymywał samego siebie przed rozegraniem sceny z Hamleta. Podniósł rękę, a kiedy nauczyciel zainteresował się jego zadaniem wyjaśnił "co autor miał na myśli". - Wybrałem runy Ansus i Sowelo. Pierwszą dlatego, że odpowiada za mądrość, wiedze i natchnienie, pomaga też w nauce, a z tym kojarzy mi się czaszka właśnie. W końcu ochrania mózg. Sowelo z kolei odpowiada za olśnienie i wzbogaca posiadaną wiedzę, dodaje pewności siebie na przykład w odkrywaniu prawdy, więc uzupełnia się z tą pierwszą. Do tego wzmacnia dusze i ciało, co moim zdaniem też pasuje do czaszki. Miał nadzieję, że to wyjaśnienie wystarczy temu sadyście i będzie miał święty spokój. Chyba, że znowu znajdzie sobie dziwny powód do przyłożenia mu, co wydawało się prawdopodobnym. A niech go... |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Klasa Starożytnych Run | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |