- Ja rozproszyłam ciebie? - zawołała oburzona, krzywiąc wargi w uśmieszku, który niewiele miał wspólnego ze współczuciem. Zachichotała, widząc oburzenie na jego twarzy i odesłała tłuczek w stronę pętli, niemal przerzucając go przez jedną z nich; gwałtownym szarpnięciem głowy odrzuciła włosy do tyłu i spojrzała na Blacka wyzywająco, choć oczy jej się śmiały.
- Twoja troska jest ujmująca, naprawdę. Nic mi nie jest. Moje poduszki też mają się świetnie. - dodała trochę zgryźliwym tonem.
Na zewnątrz powoli zaczynało robić się coraz ciemniej. Słońce sprawiało, że niebo przybrało purpurowy odcień, a pojawiające się na nim chmury ozłacały ostatnie promienie dnia, wyślizgujące się zza nieubłaganego horyzontu. Brooklyn odbiła tłuczka kolejny raz i przetrulała się po trawie by dosięgnąć różdżki; wystarczyło jedno szybkie machnięcie, by obie krwiożercze piłki zatrzymały się w miejscu, wibrując jedynie złowrogo, jakby chciały uświadomić parę, że nie straciły woli walki.
- Miło się gra, Black, ale chyba czas na nas. - rzuciła tonem, w którym doskonale można było usłyszeć faktyczne rozżalenie.
- Widoczność zaczyna być coraz gorsza, lepiej byłoby, gdybyśmy jeszcze kiedyś wrócili tu w wolny dzień... O ile masz ochotę, oczywiście. - dodała szybko, czując jak na jej policzki wpełza zdradliwy rumieniec. Chrząknęła, podnosząc swoją koszulę z trawy i zawiązując ją w pasie - była zbyt zgrzana, by chcieć wciągać materiał na delikatnie wilgotną od potu skórę.