IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Chrzest Maleństwa

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
Syriusz Black
Syriusz Black

Chrzest Maleństwa  Empty
PisanieTemat: Chrzest Maleństwa    Chrzest Maleństwa  EmptyPon 02 Cze 2014, 12:18

Opis wspomnienia
Pewnego czerwcowego wieczoru nadszedł czas na ważne wydarzenie... Na szkolnych błoniach odbyła się impreza zamknięta dla osób z zaproszeniem - chrzest Maleństwa, czyli motocyklu Syriusza Blacka. Wszyscy elegancko ubrani sprawiali wrażenie niebywale dostojne. Peter został księdzem, Rogacz z Lily rodzicami chrzestnymi, Dorcas macochą, świadkami Tanja i Remus. Był poczęstunek, lampiony latające w powietrzu, muzyka, tuziny balonów, lewitujące babeczki (zasługa Glizdusia), a na środku cenna maszyna okryta złoto-czerwoną płachtą. Prawdopodobnie wtedy pierwszy raz w życiu młodych gryfonów widziano Łapę ze łzami wzruszenia w oczach.
Osoby:
Dorcas, Syriusz, James, Peter, Tanja, Cu Connor, Resa, Lily, Charlie, Remus (przewidywani są goście)
Czas:
Koniec maja 1977
Miejsce:
Szkolne błonia, zaraz obok chatki gajowego.






Możecie przyprowadzić gości, ale żeby to nie był żaden ŚLIZGON i im podobny stwór. :) Innym osobom wstęp wzbroniony, chyba, że zostało to ustalone ze mną gdzieś, to oke :p


Ostatnio zmieniony przez Syriusz Black dnia Pon 02 Cze 2014, 22:19, w całości zmieniany 2 razy
Syriusz Black
Syriusz Black

Chrzest Maleństwa  Empty
PisanieTemat: Re: Chrzest Maleństwa    Chrzest Maleństwa  EmptyPon 02 Cze 2014, 12:51

Chrzest Maleństwa  Tumblr_inline_mg3g21aOcL1r47jkb

Syriusz bardzo poważnie podchodził do tego wydarzenia. Prawdopodobnie to on zachowywał poważny wyraz twarzy, bo też chrzest był dla niego bardzo istotny. Nie żartował z tego powodu, nie podzielał chichotów, traktował to ze śmiertelną powagą. Błonia zarezerwował na pół nocy. Był nawet u McGonagall i uzyskał u niej zgodę na przeprowadzenie imprezy. Nauczycielka miała bardzo rozbawiony wyraz twarzy, gdy jej to tłumaczył, ale za wygraną w meczu zgodziła się i poparła jego pomysł. Gdzieniegdzie Łapa widział aurorów, którzy mieli pilnować uroczystości zachowując przy tym dwadzieścia metrowy dystans. Grubo ponad godzinę wcześniej Łapa pokazał się na błoniach. Był ubrany nadzwyczaj elegancko, czym przyprawił parę dziewcząt z Hufflepuffu o rozmarzone westchnięcia. (patrz: gif)
Różdżka poszła w ruch. Wyczarowane balony zostały przyczepione do drzew i zmaterializowanej ławeczce i stoliczkach, na których spoczął poczęstunek (szaszłyki owocowe, warzywne i mięsne, kilka zgrzewek piwa kremowego, kanapeczki, mnóstwo słodyczy z Miodowego Królestwa, słodkie ciasta - w tym jedno mięsne, tak dobrze czytacie). W powietrzu nad głowami zaczęły lewitować świecące lampiony nadając tajemniczej, poważnej atmosfery. I w końcu na środek podjechało Maleństwo okryte płachtą. Nikt nie mógł ujrzeć motocyklu przed Chrztem. Maszyna zatrzymała się obok drzewa, spoczęła na zgaszonym silniku i cierpliwie czekała na swoje chwile. Łapa podszedł do Maleństwa i pogłaskał je czule po kierownicy.
- Dziś dostaniesz imię. - powiedział ciepło i zaraz odchrząknął, czując w gardle gulę wzruszenia, która utrudniała mu normalne mówienie. Odwrócił się do udekorowanego kawałka błoni i machając różdżką dopieszczał szczegóły (nad gałęzią wyczarował jemiołę dla Pottera i Evans, a co!). Wcześniej przytaszczył z inszym gryfonem ławeczki i mównicę (kosztowało go to dwa galeony), które umieścił na środku. Przy krańcach mebli przyczepił kolorowe balony. Nie pozwalał nikomu niepowołanemu się zbliżać wydając z siebie warczące dźwięki, gdy pierwszoroczniaki zapuściły żurawia, przybliżając się niebezpiecznie blisko. Gdy na horyzoncie pojawiły się pierwszy gryfońskie sylwetki, pomachał im. Łapa wyprostował się jakby połknął kij od miotły i z dumą oraz wzruszeniem wyczekiwał zaproszonych osób. Żywił szczerą nadzieję, że potraktowali jego zaproszenia poważnie i ubrali się stosownie! To bardzo ważna chwila w huncwockim życiu!
Charlie Allison
Charlie Allison

Chrzest Maleństwa  Empty
PisanieTemat: Re: Chrzest Maleństwa    Chrzest Maleństwa  EmptyPon 02 Cze 2014, 14:48

Charlie przybyła na chrzest. Cały czas starała się zachować powagę (jak to Syriusz prosił), jednak to wszystko wydawało się jej komiczne. Ubrała się w białą sukienkę do kolan, kremowe balerinki, oraz skórzaną kurtkę. Po drodze na błonia, kilka osób wysłało jej zdziwione spojrzenia. Niecodziennie widzi się Allison w sukience. W myślach mówiła sobie cały czas Tylko nie zacząć się śmiać.
W ręce trzymała paczuszkę, w której był Płyn do pojazdów, który potrafił zmyć każdą plamę, oraz rysę. Uznała, że to całkiem dobry pomysł to kupić. W końcu nie spodziewała się po jeździe Blacka czegoś wspaniałego.
Podeszła do Syriusza. Przywitała go krótkim Dzień dobry, panie Black. Było kulturalnie? Było. Było stosownie? Także było. Miejsce prezentowało się bardzo ładnie. Balony, babeczki, jemioła. Zaraz... babeczki? Odwróciła w ich stronę wzrok, po czym go cofnęła. Nie przyszła przecież tutaj jeść! No, przynajmniej nie tylko!
Usiadła na ławeczce, czekając aż pojawi się reszta towarzystwa. Szczerze mówiąc, to nie wiedziała kto przyjdzie. No, wiadomo, że Huncowci i Evans będą. Ale kto jeszcze, to nie miała pojęcia.
Dorcas Meadowes
Dorcas Meadowes

Chrzest Maleństwa  Empty
PisanieTemat: Re: Chrzest Maleństwa    Chrzest Maleństwa  EmptyPon 02 Cze 2014, 15:52

Dor nie mogła nie przyjść, choć jeśli ktoś pytałby ją o zdanie, to całe to zamieszanie i przedsięwzięcie było jak dla niej mocno... przekoloryzowane. Nie chciała jednak sprawiać Syriuszowi przykrości, skoro był to dla niego tak bardzo ważny oraz istotny dzień. Traktował motocykl jak własne dziecko, co było dość typowe dla dużych chłopców. Po zajęciach więc, z zaproszeniem w ręku oraz małym puzderkiem przewiązanym pastelową wstążką, ruszyła w drogę na błonie. Miała szczerą nadzieje, iż zjawi się tam Lilianne, która przecież obiecała jej jeszcze nie tak dawno, że nie zostawi Meadowes tam samej. Obawiała się bowiem, że jej racjonalny umysł i dość twarde stąpanie po ziemi będzie wielką przeszkodą w wytrzymaniu do końca.
Miała na sobie miętową sukienkę do kolan, na ramiączkach, do czego idealnie pasowały najzwyklejsze baleriny, bowiem pogoda sprzyjała wyciągnięciu z kufra zwiewnej, letniej sukienki a także nie straszyła koniecznością zabierania dodatkowo płaszczy. Będąc już jedną nogą za progiem sypialni zatrzymała się, zdając sobie sprawę, iż nie do końca mogło to się wpasowywać w scenerie całej maskarady, tak więc zmusiła się do tego, aby wrócić i wsunąć swe stopy w gustowne, czarne szpilki. Jeszcze jedne spojrzenie w stronę lustra i nic już jej nie zatrzymywało. Włosy, które zostawiła po chwili namysłu swobodnie rozpuszczone, teraz tańczyły na wietrze przy każdym kroku. Na szczęście dość szybko pokonała odległość, która dzieliła ją od umówionego kącika na błoniach. Już z daleka rzucała się ta cała dekoracja. Nabrała jeszcze głębokiego wdechu powietrza, zmuszając się do przywołania na ustach uroczego uśmiechu. Nie. Nie zamierzała zostawać żadną macochą. Ale osobą towarzyszącą właściciela motocyklu jak najbardziej.
Cú Chulainn O'Connor
Cú Chulainn O'Connor

Chrzest Maleństwa  Empty
PisanieTemat: Re: Chrzest Maleństwa    Chrzest Maleństwa  EmptyPon 02 Cze 2014, 17:21

Chrzest motocykla. Nie, naprawdę, zupełnie serio. Chrzest motocykla. To nie był żaden żart, a właściwie O'Connor traktował to zupełnie poważnie. No dobra, może nie tak poważnie jak Syriusz, który - gdyby nie charakter zaproszeń - wyglądałby bardziej jak przed pogrzebem przez ten cały patos sytuacji, który od niego promieniował. Zupełnie jakby wymyślił nowe zaklęcie - Patos Maxima.
Właściwie nie miał pojęcia kto jeszcze będzie na tej imprezie motoryzacyjnej. Oczywiście, Potter, Peter i Remus to pewniki. Jak Potter to i Lily, a skoro Syriusz jest gospodarzem to nie mogło zabraknąć Dorcas. Ale czy ktoś jeszcze? Trudno orzec, bo Huncwoci byli bardzo popularni wśród Gryfonów i nie tylko. Może będzie Charlie? Cu rozważał zaproszenie Aristos, ale bardzo szybko porzucił ten pomysł. Po pierwsze, dziewczyna nie przepadała za większością gryfońskiego towarzystwa. Po drugie, uważała takie "pseudo-imprezy" za totalną stratę czasu. A po trzecie - cóż, po meczu ze Slytherinem raczej nie byłoby to dobre posunięcie. Nie ma co ukrywać, że miała na pieńsku z większością uczniów z domu lwa. Dlatego też Irlandczyk postanowił pójść sam.
Ubrał się w ciemne jeansy i biała koszulę w takim trochę pirackim stylu. Co by podkreślić, że sytuacja jest elegancka i poważna zmienił srebrny koralik spinający długie pasmo włosów na karku na inny, podłużny z tego samego kruszcu, z tym, że z runami. Niby nic, a od razu inaczej, ha. Następnie przyszedł czas na najlepszą część wieczoru.
Jako iż nie mógł wejść do dormitorium dziewcząt zapytał jedną z Gryfonek, która akurat przechodziła czy Tanja jest u siebie. Ha, szczęście mu dopisało, bo akurat była. Zawołana na dół, niczego nie świadoma napotkała szeroki, szelmowski uśmiech Irlandczyka.
- Uszanowanko. - rzucił wesołym tonem. - Zapraszam cię na spacer.
Potem zaś nie czekając na odpowiedź po prostu bezceremonialnie chwycił dziewczynę wpół, przerzucił przez ramię (a że ważyła tyle co nic to nie było w tym nic trudnego) i wziął na umówione miejsce spotkania. Nie przejmował się jej protestami i oburzeniem w niektórych momentach, a na zainteresowane spojrzenia na korytarzu odpowiadał wręcz dżentelmeńskim uśmiechem, skinieniem głowy, a profesorom nawet powiedział "dobry wieczór, wspaniałą mamy pogodę". Syriusz zapłacił mu za to pięć galeonów z whisky w gratisie, jakże mógł odmówić.
Dotarł na miejsce po około dziesięciu, może piętnastu minutach i już z dystansu widział te wszystkie balony i lampiony. No nieźle, Black się postarał. Na "dzień dobry" obdarował wszystkich uprzejmym uśmiechem i postawił Tanję na ziemi, która przy wyjściu z zamku już po prostu ze zrezygnowaniem chyba pogodziła się z losem. Cu może i czasem nie wyglądał, ale siły mu nie brakowało.
- Witam wszystkim i każdego z osobna, a szczególnie gospodarza. - odezwał się. Przez chwilę serce mu szybciej zabiło na myśl, że zapomniał o prezencie, ale z ulgą przypomniał sobie, że z samego rana zapakował podarunek i potraktował zaklęciem zmniejszającym, by schować go w kieszeni spodni właśnie po to, by nie zapomnieć. Ha, stylowe, srebrne lusterko boczne z inkantacjami runicznymi na odwrocie. Dzięki nim każda mgła czy deszcz na drodze w promieniu trzydziestu metrów będą zniwelowane. Fajny gadżet, w jednym miejscu w Dublinie takie robią - a konkretnie u jego wujka. Cu Chulainn wysłał matce pieniądze, by go o takie jedno poprosiła i e voila. Merlinie, zniżki rodzinne są świetne.
Pomachał ręką do Charlie, która faktycznie się pojawiła, a następnie do Dorcas. Dopiero wtedy uśmiechnął się czarująco do Tanji.
- Racz wybaczyć niewygody.
Pomimo tych uśmiechów całą jego postawa wpisywała się w powagę sytuacji.
James Potter
James Potter

Chrzest Maleństwa  Empty
PisanieTemat: Re: Chrzest Maleństwa    Chrzest Maleństwa  EmptyPon 02 Cze 2014, 17:48

Stał przed swoim łóżkiem, w samym ręczniku, ociekający wodą. Na posłaniu grzecznie i ładnie ułożony leżał jego najlepszy, czarny garnitur, który skutecznie czasami mógłby udawać wdzianko dla księdza, gdyby nie brak koloratki. Obok leżała biała koszula i czerwony krawat. Westchnął zrezygnowany. Nienawidził się stroić jak jakaś panienka na wystawę. Było to wręcz uwłaczające. I o tyle o ile, był w stanie przeżyć rodzinne spotkania w czasie, których był zmuszony zakładać garnitur, o tyle nie był w stanie pogodzić się, że musi to robić w Hogwarcie. I to jeszcze kto go zmusza! Syriusz! Jego brat duszy, człowiek, któremu powierzyłby własne życie. Mielił w ustach przekleństwo, kiedy chwycił ubrania i zaczął się ubierać.
Chrzciny Maleństwa, to było wydarzenie, na które czekali już od paru ładnych tygodni. A przynajmniej czekał Syriusz, bo cała reszta gości uważała to za istny kabaret. Chrzczenie motoru, jakkolwiek nie brzmi to absurdalnie, miało odbyć się właśnie dzisiaj. Rogacz obiecał sobie, że nie roześmieje się na głos na uroczystości. Potem, gdy już pozwolą mu się upić, ma zamiar śmiać się na cały głos i śpiewać „hej sokoły”, czy coś w tym rodzaju, nawet przy jego antytalencie do nut. I bynajmniej nie śmieszył go sam fakt chrzczenia motoru. Ba! Nawet przyklasnął temu pomysłowi. Jednakże tego typu patos, dla takiej imprezy? Nie…Rogacz na to się nie zgadzał i miał w zanadrzu parę niespodzianek dla najlepszego przyjaciela.
Stanął, już ubrany, przed lustrem i zaczął poprawiać mokre kosmki włosów. W pewnym momencie zaczął wyglądać jak Elvis. W końcu po prostu je zmierzwił i zostawił, tak jak były, żeby mogły wyschnąć. Jego własne odbicie mrugnęło do niego i powiedziało „Witaj przystojniaku.”. Rogacz od razu jakby podbudował własne ego i nawet jeżeli czuł się nieswój, poprawił rękawy garnituru, włożył koszulę w spodnie. Jedyne czego nie zrobił, to nie związał ciaśniej krawatu, bo to byłaby przesada. Wyszedł z dormitorium, w ostatniej chwili biorąc wielką paczkę, w której schowany był prezent.
Prezent, był wielki aczkolwiek niepozorny na pierwszy rzut oka. Najpierw chciał kupić zestaw do polerowania, ale się rozmyślił. Wydawało się to nudne, na dodatek istniało duże prawdopodobieństwo, że ktoś inny coś takiego kupi. A jako iż był chrzestnym nie mógł sobie pozwolić na byle co. Tak więc kupił tak na dobrą sprawę magiczny nawigator. Wydawałoby się, że nic takiego, ale bardzo spodobały się Rogaczowi odzywki tego urządzenia, który nota bene był w postaci gadającego breloczka. No ale paczka była duża. Co więc jeszcze się w niej znajdowało? Ano, Rogaś zdobył również nieprzemakalny „pokrowiec” na motor, który miał również funkcję niewidzialności. A to już miejsce zajmowało.
Dojście na miejsce nie zajęło mu dużo czasu. Już z daleka widział lampiony. Śmiał się pod nosem i kręcił głową z niedowierzaniem, gdy stanął pomiędzy ławkami. Zauważył nawet wiszącą jemiołę. Nie ładnie, Łapa, oj nie ładnie. Położył paczkę koło motoru i przywitał wszystkich skinieniem głowy, gospodarza imprezy nawet wyściskał. Podszedł do jednak do Charlie.
-Witaj mój najlepszy obrońco! Co tam? – i usiadł koło dziewczyny i oparł nogi o ławeczkę przed nim. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Nawet chwycił jeden z balonów i zaczął nim się bawić z nudów.
Resa Anderson
Resa Anderson

Chrzest Maleństwa  Empty
PisanieTemat: Re: Chrzest Maleństwa    Chrzest Maleństwa  EmptyPon 02 Cze 2014, 18:25

Choć Resa nie mogła nazwać stosunków z huncwotami przyjaźnią, to jednak byli dobrymi znajomymi i już od jakiegoś czasu spodziewała się zaproszenia na to niecodzienne wydarzenie, jakim był chrzest motocyklu. Dlatego wcale się nie zdziwiła kiedy przed kilkoma dniami pojawiła się u niej sowa. W przeciwieństwie do innych nie była szczególnie zdziwiona, ba, takie chrzciny to nowy powód do zabawy i spędzania czasu na czymś innym niż nauka, a poza tym... nie ma się co oszukiwać Resa uwielbiała wszelkie dziwne rzeczy. Sama również była na swój sposób dziwna.
Tego wieczoru miała się wszystkim wydawać jeszcze dziwniejsza - panienka Anderson w sukience to naprawdę rzadka rzadkość, w końcu słynęła z umiłowania do sportów wszelakich i była kojarzona z męskim, możliwie jak najwygodniejszym strojem, często z ciężkimi, ubłoconymi glanami. Teraz jednak miała na sobie sukienkę i czarne balerinki, ponieważ nawet gdyby w jej kufrze znajdowały się szpilki, i tak nie potrafiłaby się na nich poruszać. Skąd sukienki w jej szafie? Wszystko przez rodzicielkę, która usilnie próbowała z córeczki tatusia zrobić dobrze wychowaną młodą damę. Jak można się łatwo domyślić - całkowicie bezskutecznie.
Po pokonaniu kilkuset stopni, kilkunastu korytarzy i pytaniu kilku uczniów o drogę, dodarła w końcu pod drzwi prowadzące do Pokoju Wspólnego Krukonów, gdzie czekał na nią Lucas. Mogła iść z Cu, pewnie, w końcu obaj byli jej przyjaciółmi, ale Connor na pewno dostał osobne zaproszenie, a młoda Lacroix wydrapałaby jej oczy. Resa cały czas zastanawiała się o co może chodzić tej całej "Ari", przez nią ograniczała kontakty z przyjacielem do minimum.
Drugim powodem, dla którego postawiła na Lucasa był fakt, że uwielbiała kiedy miał na sobie koszulę, a miała cichą nadzieję, że i tym razem go w niej zobaczy. Kiedy w końcu się spotkali, rzuciła krótkie "Gotowy? Chodźmy!", uśmiechając się przy tym jak dziecko i ruszyła żwawym krokiem, wiedząc, że nie ma już wiele czasu. W ręce trzymała prezent - płyn, którego dolanie do paliwa gwarantowało tęczowe spaliny. Super!
Po kilkunastu minutach razem z Lucasem dotarli w umówione miejsce. Resa rozejrzała się z zainteresowaniem. Było o wiele więcej ludzi niż się spodziewała. I coś było nie tak z Tan - nie wyglądała na zachwyconą.
- Cześć wszystkim. Nie spóźniliśmy się? - zapytała łapy i Cu, a potem w końcu przystanęła, zerkając na Lucasa. Przywykła do jego widoku każdego ranka, w rozciągniętym dresie, niejednokrotnie zaczerwienionego od wysiłku, podobnie jak ona. Ten wieczór był przyjemną odmianą.
Remus Lupin
Remus Lupin

Chrzest Maleństwa  Empty
PisanieTemat: Re: Chrzest Maleństwa    Chrzest Maleństwa  EmptyPon 02 Cze 2014, 20:28

Remus dzisiaj zastanawiał się, w co on ma się ubrać. Wystarczająco elegancką to on miał koszulę, którą nosi na różne uroczystości szkolne. No i jeszcze miał w miarę porządną parę spodni, które na szczęście były na dziś odświeżone. No on nie pochodzi z bogatej rodziny i nie stać go było na garnitur. Dobrze, że nie jest chrzestnym Maleństwa, bo miałby problem, co z prezentem. A tak to kupił coś drobnego, co na pewno przyda się Syriuszowi. Trochę go jeszcze od siebie wyposażył w parę magicznych gadżetów, by ułatwić jazdę Syriuszowi. A co kupił? Kask na głowę, ale nie byle jaki. Dzięki Luńkowi był wyposażoną w całą mapę Londynu i jego okolic, mógł widzieć na szybce stan techniczny pojazdu oraz porozumiewać się z drugą osobą, która jeździ razem z nim. Taka rzecz jest przecież bardzo przydatna. Wiadomo, może z początku kask Syriusza zbytnio nie zachwyci, ale jak zobaczy, co on posiada, to powinien być zadowolony. Wiadomo, że Luniek zrobił drugi taki sam kask dla pasażera. Jak ma dać kask dla niego, to i w komplecie powinien być drugi. Kto wie, czy jego nie będzie Dorcas używać? Luniek sprawdzał to z Symplią, jak sprawdza się ten kask w sprawie porozumiewania się i trzeba powiedzieć, iż w tym przypadku zdało egzamin. Co do stanu technicznego, Luniek poprosił raz Symplię [z wielkim wyrzutem], aby znalazła ten motocykl i rzuciła na niego urok, który właśnie pozwala widzieć stan techniczny pojazdu. Łapa nawet mógł się nie zorientować, bo te zaklęcie przecież w niczym nie szkodziło.
Ubrawszy się w miarę elegancko, ruszył wpierw po Symplię. Czemu po nią? Krukonka chciała zobaczyć, czy ten prezent się spodoba Syriuszowi. No i też chciała być blisko Luńka. Luniek był w szoku, że jeszcze chłopacy nic nie podejrzewają go o związek z krukonką. Miał nadzieję, że dzisiaj to się nie wyda, bo bał się ich reakcji.
Zabrał spod dormitorium Ravenclawu Symplię, ruszył na szkolne błonia. Na początku szedł koło dziewczyny wymieniając po drodze parę zdań, po czym jak wyszli ze szkoły, to na chwilę złapali się za rękę. Remus nie chce się afiszować ich związkiem i ma nadzieję, że Symplia to rozumie.
Gdy już byli blisko miejsca uroczystości, Luniek taktownie puścił jej rękę i wzrokiem wypatrywał chłopaków. Całe szczęście, że aurorzy pozwolili na to, bo w innym przypadku wszyscy mieliby potem kłopoty.
- Cześć chłopaki. - przywitał się z Syriuszem i Jamesem wpierw trzymając swój pakunek w prawej ręce, który był oczywiście zapakowany.
- Hej - przywitał się z resztą kiwając im głową, po czym stanął przy chłopakach.
- Nie wiem, czy się znacie. - spojrzał to na chłopaków, to na Symplię. Podrapał się jeszcze po głowie myśląc nad słowami.
- To jest Syriusz i James. Możesz na nich mówić Łapa i Rogacz. - powiedziawszy wskazał Sympli Kozę Łapę i Rogacza. W końcu on przyprowadził ze sobą gościa, więc nie może od tak nie przedstawić ich.
- A to jest Symplia. Moja uczennica. - powiedział przedstawiając Symplię chłopakom. Musiał powstrzymać swój język, by czegoś więcej nie powiedzieć. Luniek, spokojnie. Nie jesteś na swoich zaręczynach. Wziął spokojny wdech i uśmiechnął się wesoło do chłopaków.
- No i jak tam twoje Maleństwo? - spytał się grzecznie Syriusza. Luniek nie chciał zbytnio rozmawiać, więc w ten sposób chce, by Syriusz się rozgadał do granic niemożliwości. A on będzie tu stać koło Sympli i przysłuchiwać się jego monologu. Co do Sympli, jak chciała, to w każdej chwili mogła ruszyć w stronę dziewczyn i z nimi spokojnie poplotkować. On jej nie zmuszał do przyjścia tutaj. Tylko ostrzegł, że będzie tu pełno Gryfonów.
Lily Evans
Lily Evans

Chrzest Maleństwa  Empty
PisanieTemat: Re: Chrzest Maleństwa    Chrzest Maleństwa  EmptyPon 02 Cze 2014, 21:15

Lily pomimo całej swojej dezaprobaty dla imprezy, która miała się odbywać w nocy i to w pobliżu Zakazanego Lasu, nie miała wyjścia – musiała pójść. Z wielu powodów, z których najważniejszym była jej obietnica złożona w chwili słabości Dorcas. Niestety przyjaciółka potrafiła ją namówić na wiele rzeczy, których Evans nigdy by nie zrobiła po dobroci. Dodajmy jeszcze fakt, że dziewczyna wciąż jeszcze nie wykurowała się całkowicie po tym tragicznym meczu, co do pewnego stopnia wiązało ręce Lilianne, która czuła się zobowiązana do kontrolowania poczynań Dor i upewnienia się, że przetrwa ten bezsensowny ceremoniał bez uszczerbku dla zdrowia.
Ponadto, Lily wbrew pozorom wcale nie czuła się dobrze w roli psuji. Co prawda nie wahała się nigdy przed karaniem żartownisiów zachowujących się niezgodnie z regulaminem, ale w innych sytuacjach potrafiła zrozumieć potrzebę zabawy otaczających ją osób, nawet jeśli sama rzadko ją podzielała. Owszem, była na Syriusza wściekła, a samą koncepcję chrzczenia motoru uważała za śmieszną, ale wiedziała, że jeśli się nie pojawi, zepsuje zabawę nie tylko samej Dorcas, nie mówiąc już o tym, że znowu wyjdzie na tą złą i wredną.
I choć trudno jej się było do tego przyznać nawet samej przed sobą, nie chciała też tak jawnie okazywać swojego negatywnego stosunku do Łapy, bo zależało na nim dwóm osobom, których zdanie było dla niej istotne. Dorcas bolało to, że Lily nie potrafi dogadać się do końca z Blackiem, a Ruda nie potrafiła przysparzać przyjaciółce dodatkowych zmartwień. I był jeszcze Potter, dla którego Syriusz był bratem, może nawet kimś więcej… Musiała więc na te kilka godzin swoje wątpliwości i zastrzeżenia wsadzić do kufra, a zamiast nich wyjąć z niego stosowniejsze ubranie. Dla odmiany miedziane loki pozostawiła samym sobie i nie próbowała krępować ich splotami warkocza. Ostatecznie na ślubie nie będą jej raczej wlatywały do kociołka, albo zasłaniały czytanej książki.
Wyszła z dormitorium zanim Dorcas się w nim pojawiła, więc przyjaciółka nie mogła wiedzieć, co też Lily planuje. Ona zaś musiała udać się jeszcze do biblioteki, gdzie wczoraj przez przypadek zostawiła przygotowany dla Syriusza, a konkretniej motoru, prezent. Rodzice przysłali jej skórzane torby mocowane do pojazdu, na które ona własnoręcznie rzuciła zaklęcia, dzięki którym miały one być właściwie bezdenne, a przynajmniej znacznie bardziej pojemne, niż sugerowały ich gabaryty. Ponadto, po pewnym namyśle, za pomocą zaklęcia wytłoczyła na klapach postaci psa, jednego biegnącego, drugiego leżącego na plecach. Tak dokładnie zapamiętała Syriusza w jego animagicznej formie.
Kiedy pojawiła się na umówionym miejscu, większość osób już tam była. Lily dołożyła swój prezent, teraz starannie zapakowany w kremowy papier i przewiązany wstążką, do sporej sterty leżącej nieopodal gwiazdy wieczoru – Maleństwa, po czym rozejrzała się dookoła starając się, aby jej twarz wyrażała jak najmniej dezaprobaty dla całego tego patosu i niezrozumiałej dla niej fety. Nie mogła się powstrzymać tylko z jednym… Jemioła, biedna, niewinna jemioła skończyła swój żywot zamieniona w tuzin kolorowych baloników, które częściowo zaplątały się w gałęziach drzewa, częściowo zaś pomknęły do nieba.
Zadowolona z siebie pomachała do Dorcas i odwróciła się, aby poszukać sobie jakiegoś miejsca, byle jak najdalej od mównicy. Coś tam słyszała o jej roli matki chrzestnej, ale jeśli Syriusz nie był totalnym idiotą, znajdzie sobie kogoś innego. Już, już wypatrzyła ławkę stojącą na samym krańcu zagospodarowanej na imprezę przestrzeni, kiedy w jej oczy rzucił się widok niebagatelny: Potter w garniturze?! Nie mogła powstrzymać śmiechu, który wydobył się z niej silniejszy i głośniejszy niż planowała. Szybko go jednak okiełznała, minimalizując go do delikatnego uśmiechu, który czaił się gdzieś w kącikach ust i iskierkach, które tańczyły w jej spojrzeniu. Skinęła jeszcze głową Remusowi i jego towarzyszce, której nie miała chyba okazji nigdy bliżej poznać, po czym westchnęła lekko, mentalnie przygotowując się na nadchodzące widowisko i zdecydowanym krokiem ruszyła w kierunku wcześniej wybranego miejsca do siedzenia.
Symplicja Szafran
Symplicja Szafran

Chrzest Maleństwa  Empty
PisanieTemat: Re: Chrzest Maleństwa    Chrzest Maleństwa  EmptyPon 02 Cze 2014, 21:46

Kiedy Remus powiedział jej o szalonym pomyśle Syriusza dotyczącym motoru, wybuchła śmiechem, pomysł chrztu wydawał się jej być tak bardzo irracjonalny i śmieszny, że nie po prostu nie mogła się powstrzymać, ale w sumie z tego co wiedziała o Huncwotach to można było się po nich spodziewać wszystkiego i jeszcze trochę. Może gdyby była trochę bardziej religijna to taki pomysł uderzyłby w jej poglądy i w ogóle, ale przez fakt, że większość roku spędzała i tak w szkole bez możliwości uczęszczania na mszy, uznała to po prostu za kolejny wybitny pomysł, jakże wybitnych jednostek. Niewiele myśląc zgodziła się pomóc Gryfonowi w jego pomyśle, nie tylko dlatego, że równało się to ze spędzeniem z nim większej ilości czasu, chociaż ta perspektywa z żadnej strony nie była zła, a w zasadniczo powodowała, że cały pomysł jeszcze bardziej jej się podobał.
Dzień Chrztu, odkąd wstała cały czas nie mogła się zdecydować czy bardziej cieszy się, czy denerwuje całym tym wydarzeniem. Bo w końcu miała się spotkać z przyjaciółmi Remusa. Wiedziała, że nie przyjdą tam jako para, cholera, a czy oni w ogóle nią byli. Może... Za każdym razem gdy myślała o tamtych zdarzeniach i reszcie późniejszych spotkań z Lupinem, robiła się czerwona i najchętniej pobiegłaby przed siebie nawet jeśli to równało by się ze zderzeniem ze ścianą. Kiedy w końcu wybiła godzina spotkania z chłopakiem, niczym strzała wybiegła z dormitorium. Spadając przy okazji z kilku stopni i prawie nie zabijając jakiegoś pierwszoroczniaka wchodzącego po schodach do dormitorium.
Polka słysząc, że trzeba ubrać się jak na prawdziwe chrzciny, nałożyła na siebie prostą granatową sukienkę, z krótkimi rękawkami, tak, że jej tatuaż był na wierzchu. Obcisłą na górze i rozszerzającą się ku dołowi. Sięgającą niewiele powyżej kolana. Na stopach miała zwykłe rzymianki. Nie do końca wiedziała co zrobić z włosami, więc po prostu zostawiła je rozpuszczone.
Zbiegając ze schodów padła na chłopaka, uśmiechnęła się do niego przepraszająco i ruszyła za nim w dół. Kilka razy w czasie tego schodzenia męczyła go pytaniami czy aby na pewno może iść na ten cały chrzest i czy na pewno wszystko jest w porządku. Kiedy na błoniach ich dłonie na chwilę się złączyły, jej tętno przyśpieszyło, a przez myśl przeszło jej, żeby nigdy nie doszli do miejsca spotkania. Jednak droga szybko się skończyła i stanęli na polanie gdzie wszystko miało się wydarzyć. Niepewnie stanęła obok chłopaka przyglądając się jego przyjaciołom i wszystkim zebranym Gryfonom. Mimowolnie uśmiechnęła się na widok Lucasa, przynajmniej nie była jedyną Krukonką.
Kiedy zostali sobie przedstawieni uśmiechnęła się do nich delikatnie, a na słowo uczennica, poczuła delikatny ucisk w piersi. Wiedziała, że Remus nie chce się odnosić z tym wszystkim, ale w tym momencie czuła jakby się jej wstydził, twierdził, że nie warto ją przedstawiać przyjaciołom. Mimo wszystko na jej twarzy nie widać było żadnej zmiany. Ot uśmiechała się jak zwykle.
-Cześć.- Powiedziała, trochę śmielej niż zwykle po czym spojrzała jeszcze raz na Remusa i ruszyła w stronę miejsc do siedzenia. To wyglądało by dziwnie gdyby stała obok nich niczym wierny pies. Skoro Remus nie chciał im powiedzieć wszystkiego to nie zamierzała mu tego utrudniać. Kiedy będzie gotowy może ją przedstawi, albo tamci sami się domyślą. Kto ich wie. Niepewnie rozejrzała się po Gryfonach szukając kogoś z kim mogłaby porozmawiać. Przez chwilę miała ochotę podejść do Charlie, ale powstrzymała się i usiadła gdzieś w środku, mając nadzieje, że może nikt jej nie zauważy.
Tanja Everett
Tanja Everett

Chrzest Maleństwa  Empty
PisanieTemat: Re: Chrzest Maleństwa    Chrzest Maleństwa  EmptyPon 02 Cze 2014, 21:47

Im bliżej końca roku, tak Tan czuła coraz większy żal i stres. Nie chciała wracać do domu, wiedziała, co ją tam czeka. Starała się jednak korzystać z ostatnich dni wolności. Często stosowała różnego typu maści by pozbyć się blizn i musiała przyznać, że efekt był zadowalający. Z racji gorąca i słonecznej pogody Tanja po raz pierwszy od dawna ubrała sukienkę i musiała przyznać, że trochę nie doceniała tego rodzaju ubrań. Dzisiejszego ranka dostała list z.. zaproszeniem? Podczas czytania listu uniosła brew. Chrzest? A... Łapa mówił coś o tym, jak jeszcze Tan była na tyle "fajna" aby mu pomagać. Pokręciła głową i wrzuciła zmięty pergamin do kominka. I na tym by się cała przygoda z chrztem skończyła, gdyby....
Tanja leżała właśnie na swoim łóżku i czytała książkę do eliksirów, gdy pojawiła się Sam.
-Ktoś Cię woła Tan. -powiedziała z lekkim uśmiechem.
-Jak Black to nie schodzę. -mruknęła, przewracając kartkę.
-Niee.. to O'Connor.
Tanja podniosła wzrok na koleżankę i z westchnięciem odłożyła książkę na szafkę. Zbiegła na dół.
-Cu, co chciałeś? -zapytała go, nieświadoma, że za chwile...
-CU! Ja umiem chodzić! Postaw mnie! -oburzyła się, kiedy nagle została przerzucona jak worek ziemniaków. Dlaczego porywał ją na spacer, kiedy miała dwie, sprawne nogi? Podejrzewała, co moze być powodem.
-ZOSTAW MNIE! -oburzyła się jeszcze raz, ale już z coraz mniejszą nadzieją, że coś to da. Gdy minęli bramy już kompletnie odpuściła.
Nie widziałą tych wszystkich balonów i dekoracji, będąc tyłem do wszystkiego. Słyszała jednak głosy i śmiechy.
-O'Connor zamorduję Cię. -mruknęła, kiedy ją puścił. Otrzepała sukienkę i rozejrzała się. Lily, Rogacz, Remus... sami znajomi... i Łapa. W centrum zainteresowania. Tan zdmuchnęła z oczu grzywkę.
-Co to za maskarada.. i na co ja wam tutaj.. -rzucała pytaniami, ale wiedziała, że nie uzyska odpowiedzi. Uśmiechnęłą się jednak lekko na widok Resy z pewnym znanym jej Krukonem.
-A Ciebie Cu... -spojrzała na Gryfona i jego czarujący uśmiech nie był w stanie załagodzić jej wkurzenia.. no może odrobinę. -Doigrasz się! To zdrada stanu! Przyznaj się, za ile Cię przekupił? -zapytała z urażoną miną.
Syriusz Black
Syriusz Black

Chrzest Maleństwa  Empty
PisanieTemat: Re: Chrzest Maleństwa    Chrzest Maleństwa  EmptyPon 02 Cze 2014, 22:08

To było bardzo ważne wydarzenie. Powtarzał to wielokrotnie i ufał przyjaciołom i znajomym, że to zrozumieją. I nie zawiódł się. Jeden po drugim pojawiali się, odkładali upominki na bok i siadali w ławkach. Witał się z każdym, obdarzając ich szerokim uśmiechem. Na widok Dorcas w szpilkach szczęka mu opadła i potrzebował paru minut, aby przypomnieć sobie, że z otwartą buzią nie najlepiej wygląda. Coś mu mówiło, że jemioła i na niego podziała.
Z kwaśną miną zniósł "przytulanie gospodarza", odpędzając się od jeleniowatego i pokazując mu wiszącą gałązkę romantycznej roślinki. Na widok Remusa i małej Szafran, Łapa uśmiechnął się tajemniczo.
- Siema, uczennico. Usiądźcie w drugiej ławce. - spojrzenie, które posłał Rogaczowi (dziwnie wyglądał w garniturze...) było wymowne i typowo huncwockie. Zapowiadało, że pojawią się pomysły, które ułatwią tej dwójce w ustaleniu swych relacji. Black widział, że coś się między nimi święci. Wystarczyło poprawnie zinterpretować spojrzenia Remusa posyłane pod adresem Krukonki. Gdy dwójka odeszła, pojawiła się Resa ze znajomym z widzenia kolejnym uczniem Ravenclawu.
- Nie,nie,  dopiero zaraz zaczynamy. Wasze miejsce jest tam, gdzie próbuje iść Lily. Lily! Chodź, usiądź w pierwszej ławce obok Rogacza. - wydarł się na cały głos machając do Evansowej i uśmiechając się szelmowsko. Powinna siedzieć z przodu, a nie ukrywać się na tyłach. Odwrócił głowę do Dorcas, która działała na niego trochę rozpraszająco. Zlustrował ją wzrokiem od dołu do góry, zatrzymując się na szpilkach. Niby drobny element, a Syriusz już się gubił w myślach i słowach.
- Idź usiądź obok Lil, bo wygląda jak... eee... czy ona się śmieje? - zapytał sam siebie zaskoczony tym co widzi. Zerknął na Jamesa i powoli łączył fakty. Ach tak, Huncwot w garniturze to jak Snape z umytymi włosami. Coś rzadko spotykanego. Łapa wyszczerzył się do swojego kumpla, puszczając mu oczko. Skoro pani prefekt się śmiała, chrzciny powinny się udać. Odetchnął z ulgą, a jego wzrok powiódł do nadchodzącego Connora. Ruszył w jego stronę z zadowoloną miną, gdy postawił wrzeszczącą Tanję na ziemi.
- Dobra robota, dzięki! - uścisnął mu rękę w ramach podziękowań. - Whisky stoi pod stolikiem obok drzewa. - mruknął półgębkiem, obiecując mu, że zapłaci te pięć galeonów po imprezie. Co on by zrobił bez Cu. Musiałby się spóźnić na tak ważne wydarzenie, a w ten sposób nie tylko zaoszczędził czasu ale też morderczych spojrzeń od Everett. Pamiętał jak wydarła się na niego na meczu. Gdy już wstała, Łapa posłał jej niewinny uśmiech i wzrok mówiący "No co? Obecność obowiązkowa." Zauważył, że ma na sobie elegancką sukienkę. Czyżby jednak się tu wybierała? Machnął przed jej twarzą delikatnie różdżką, a w jej włosach pojawił się jakiś kwiatuszek. Ot, coby nie wyglądała jakby właśnie pogrzebała swoją fretkę.
- Później mnie zabijesz, świadkowo. Usiądź obok Remusa i Symplicji. - kolejny wesoły uśmiech i ani śladu po wcześniejszych gniewach i złościach. Zaiste, potrafił grać. Choć czuł się w jej towarzystwie trochę niekomfortowo, potrafił to zatuszować. Wszak odbywają się chrzciny! Gdy goście jeszcze rozmawiali, Łapa zauważył brak jemioły. Domyślił się kto za tym stoi... Nie było problemem obrócić dyskretnie różdżką i wyczarować listki pod każdym lampionem. Jedna z tych ozdób lewitowała tuż nad głową Charlie, drugi nad głową Szafranki. Nie musieli tego widzieć, jeszcze nie teraz.
Black obrócił się jeszcze wokół własnej osi jakby licząc zaproszone głowy. Poprawił czerwono-czarną muchę i gdy dostrzegł nadchodzącego Petera, skinął mu głową, aby stanął przy mównicy.
- Usiądźcie wszyscy! - zawołał nagle i stanął po środku. Głos miał pełen wzruszenia. Chyba jednak wolał Dorcas mieć u boku, pomogłaby mu zachować mocny, stabilny głos. Serce mu biło mocno. Przyszli co do jednego. Postarali się. Ubrali w piękne stroje, przynieśli prezenty dla Maleństwa. Obiecał sobie, że w trakcie imprezy wszystkim podziękuje z osobna. Nawet tym, którzy mieli go teraz ochotę zabić.
- Zebr...Zebraliśmy się tutaj, bo jak wiecie Maleństwo uzyska swoje imię. Rogacz, Lily, możecie tu podejść jako rodzice chrzestni? - odsunął się kawałek robiąc im miejsca. Ufał, że James jakimś skomplikowanym cudem przekona Evans, aby wstała i podeszła. Uśmiechnął się do obojga, ścisnął mocno ramię Petera, ciesząc się, że ten założył krawat. Uniósł różdżkę i przywołał do siebie motocykl. Maszyna zamruczała niczym wyspany kociak i podjechała na środek, czyli na półkole przy ławkach zebranych. Jednym płynnym ruchem zdjął płachtę i przedstawił wszystkim wokół Maleństwo. Lśniło ono od czystości, było wypolerowane i jakby nigdy nie używane. Na okrągłym reflektorze umieszczonym na kierownicy wisiała czerwona wstążeczka jako jedyna ozdoba tego cudu. Łapa westchnął, a jego ciemne oczy zabłyszczały... miejmy nadzieję, że z czystej dumy, a nie tylko wzruszenia. Splótł ręce przed sobą i oddał głos Peterowi. Czuł się taki szczęśliwy! Są tu z nim jego przyjaciele, dobrzy znajomi. Dzielą z nim tę szczególną chwilę. Już Łapy w tym głowa, aby i oni wyszli stąd z zadowolonymi minami. Pomóc mu w tym miała jemioła ukryta przy każdej dekoracji położonej nad ich głowami. Wędrujące lampiony były świetnym pomysłem.
Lucas Shaw
Lucas Shaw

Chrzest Maleństwa  Empty
PisanieTemat: Re: Chrzest Maleństwa    Chrzest Maleństwa  EmptyPon 02 Cze 2014, 22:18

Był niezmiernie szczęśliwy, że Resa zaprosiła go na tak ważne wydarzenie, jak chrzest Blackowego motoru! Poczuł się przez to... ważny? Ważny dla Resy. Od jakiegoś czasu nie potrafił już walczyć z przeświadczeniem, że chciałby aby panna Anderson była kimś.. więcej niż tylko przyjaciółką. Nie potrafił jednak się do tego przyznać. Bał się, cholernie się bał, że dziewczyna nie odwzajemnia jego skrytych uczuć. I wtedy ich przyjaźń trafił by merliński szlag. Może kiedyś mu się uda..
Wracając do zaproszenia.
W dzień chrztu postanowił specjalnie dla Resy ubrać koszulę. Wybrał ciemne jeansy oraz granatową koszulę, której rękawy podwinął do łokci i rozpiął dwa guziki u samej góry. Spod koszuli wyzierał biały T-Shirt. Włosy.. włosy zostały tak samo nieogarnięte jak były. To było rodzinne, patrząc na to, że jego najbliższym kuzynem był Król Wypłoszów - Wypłosz Potter. Czekał pod wieżą Ravenclawu na Resę. Nonszalancko oparty o ścianę z ręką w kieszeni. Podniósł wzrok akurat, gdy dosłyszał kroki. Drobne, znajome kroki. Uśmiechnął się szeroko na widok Resy, a serce.. zabiło szalenie mocno.
-Wyglądasz.. olśniewająco. -wypalił, nie tracąc jednak rezonu. Dla niego byłą piękna nawet w rozciagniętym dresie, spocona i roztrzepana.
-Uważaj, bo jeszcze się okażę, że Twój blask będzie nokautował ludzi mocniej niż Twoje tłuczki. -dodał, aby trochę ta wypowiedź brzmiała mniej... oficjalnie. Ruszyli na błonia.
Musiał przyznać, że Black się postarał. Jak przystało na kulturalnego chłopaka, Lucas przywitał każdego meżczyznę uściskiem dłoni, a do dziewczyn uśmiechnął się delikatnie. Nawet do Tanji, która wyglądała na.. przyniesioną siłą. Pokręcił głową rozbawiony. W ręku miał mała paczuszkę. Radar na mugolskie samoloty! To ważne, by nie wpaść takiemu w śmigła. Lucas coś tam wiedział o mugolskich wynalazkach. Coś niecoś.
-Resa, gwiazdy dnia się nie spóźniają, to na nie się czeka. -rzucił. Zapowiadał się ciekawy dzień!
James Potter
James Potter

Chrzest Maleństwa  Empty
PisanieTemat: Re: Chrzest Maleństwa    Chrzest Maleństwa  EmptyWto 03 Cze 2014, 12:36

Powoli robiło się coraz ciemniej, a im bardziej słońce chowało się za linią drzew, tym więcej ludzi pojawiało się na uroczystości. Rogacz przyglądał się każdemu kto przychodził. Największe wrażenie zrobił Cu, którzy przyniósł, dosłownie przyniósł, Tanję. Był pod tak wielkim wrażeniem, tego co zrobił Irlandczyk, że zaczął bić mu brawo. Potter nie sądził, by ktokolwiek lub cokolwiek było w stanie przywiać Everett na chrzest, a tu proszę. Jednak się dało.
Gdy na polance (bo to była polanka, prawda?) pojawił się Remus z tajemniczą dziewczyną, Rogacz przeprosił Charlie i skierował się w stronę przyjaciół. Po cichu liczył na to, że jego obrończyni znajdzie sobie ciekawe towarzystwo i nie będzie się nudzić. bo tutaj nikt nie miał prawa ziewać! W końcu była to impreza organizowana przez Huncwotów, prawda? No właśnie…wypadało więc dobrze się bawić, a przynajmniej udawać, że się dobrze bawi, by nie urazić gospodarzy. No chyba, że na koniec roku ktoś chciał dostać prezent-niespodziankę. A tego raczej nikt rozsądny nie chciał.
Podszedł dosyć wolnym krokiem do chłopaków, unikając zgrabnie lampionów. Za dobrze znał Łapę, by ufać, że jemioła na widoku była jedyną, którą wyczarował. A on nie da się wrobić w buzi-buzi! Co to, to nie! No chyba, że byłaby to Lily. Ale i tak wolałby nie ryzykować. Kto wie co dziewczyna zrobiłaby w takiej sytuacji.
Przywitał się z Remusem, stosownie do sytuacji, czyli niedźwiedzim uściskiem. Dla odrobiny patosu nie będzie odrzucał samego siebie, prawda? Już wystarczy, że ubrał garnitur! A mógł przyjść w pidżamie w jelenie. Byłoby zabawniej. I czułby się bardziej swojsko.
Uważnym okiem, niczym jakiś znawca sztuki przyjrzał się Krukonce. Gdy doszedł do tatuażu, podniósł zdziwiony brwi, a gdy zatrzymał się na jej oczach, lekko się zasępił. Znał ją. Był pewien nawet, że kiedyś z nią rozmawiał…
-Na transmutacji siedzisz w ostatnim rzędzie, prawda? Za mną i Remusem. – uśmiechnął się, jednakże trochę bez przekonania. Czuł się tak jakby dostał szczękościsku. Nie zauważył mrugnięcia Syriusza. A nawet jeżeliby zauważył, udawałby, że wcale nie widział.
Pamiętał jak jakiś czas temu Krukonka podobna do tej stojącej przed nim, non stop gapiła się na jego plecy na zajęciach. A może to nie były jego plecy? Nieważne. W każdym bądź razie ucięli sobie pogadankę. I co z tego, że on zapamiętał swoją wersję wydarzeń? Liczy się to, jak on teraz na to reaguje. A jego reakcja zapewne jest odmienna od Syriuszowej i tej oczekiwanej przez Lunatyka. Przepraszam, czy jest na sali młotek? Trzeba go trzepnąć, by przestał wydziwiać! Zazdrośnik jeden!
Wzrok jaki rzucał Remus Symplicji i na odwrót, powodował, że Rogacz czuł, jakby zamiast żołądka miał wielką dziurę. Nie tylko chodziło o to, że z jego perspektywy ten…”związek” śmierdział trochę na odległość. Po części zapewne im zazdrościł. No bo, gdzieś tam z tyłu jego rogaczowego umysłu świtało mu, że to prawda może być. Trochę bolące. Jego przyjaciele mają dziewczyny, a on ugania się jak jakiś pies za dziewczyną, która jedynie co, to umie z nim wytrzymać, jak zachowuje się „normalnie”. A przynajmniej normalnie dla niej. Bo on musiał silić się i gimnastykować, by nie zrobić durnoty. Tak jak na imprezie. Aż miał ochotę uderzyć się w twarz za głupotę. Ale co się stało, to się nie odstanie. Miał tylko nadzieję, że panienka Evans nie poczuła się odznaczona, jak jakaś krowa za pomocą dzwonka. A mówił sobie, daj jej na osobności. To nie, musiał publicznie! Nic więc dziwnego, że na samą myśl o tym miał ochotę się upić.
I zapewne, dalej roztrząsałby to co właśnie widział, gdyby nie śmiech. Głośny, radosny, ciepły…tak dobrze mu znany, chociaż rzadko słyszany w jego obecności. Obrócił się gwałtownie i oniemiał. Dosłownie. Bo o wilku myślał i wilk do niego przyszedł.
Wyglądała pięknie. Oczywiście, zawsze wyglądała pięknie, ale dzisiaj, w świetle lampionów, jej uroda uderzała w niego o wiele mocniej niż normalnie, przez co odbieralo mu dech w piersiach i miał wrażenie jakby jego serce przestało wydawać jakiekolwiek dźwięki.. Długie, rude włosy, w końcu od dawien dawna, były rozpuszczone. Obserwował, jak tańczyły na delikatnym wietrze, który pachniał już latem. Uśmiechnął się lekko, gdy napotkał jej spojrzenie. Czy mu się wydawało, czy zauważył błysk w tych zielonych tęczówkach? Powstrzymywał się, cudem, by do niej nie podbiec i po prostu nie chwycić w ramiona. Jednocześnie chciał wydłubać oczy całej męskiej części gości. I chociaż jej ubiór gwałtownie ożywiała jego wyobraźnię, nie łudził się, że koronkowa bluzeczka i krótka spódniczka nie oddziaływają na innych samców w okolicy. Aż miał ochotę zamienić się w jelenia i ryknąć, tak porządnie jak na rykowisku. Niech to szlag! Za dużo czasu spędzonego w skórze parzystokopytnego budzi w nim zwierzęce instynkty. Niedobrze.
W głowie Rogacza powstawały dziwne wizje, które zapewne nawet były dosyć mocno dostosowane do sytuacji. Miał na sobie garnitur. Swój najlepszy. Lily natomiast wyglądała tak pięknie, jak nigdy dotąd. Tak więc on, James Potter, stał na końcu alejki pomiędzy ławkami, przy motorze, ona natomiast stała na drugim końcu. Balony uwieszone na oparciach, lampiony tańczące swój własny taniec. Czy tylko ja mam wrażenie, że należałoby puścić tutaj marsz weselny? Marzenie ściętej jeleniej głowy. Bo po chwili wizja prysła, gdy Lily bez słowa ruszyła w stronę ostatnich rzędów. James westchnął i poszedł usiąść na wyznaczonym dla niego miejscu. Zadumał się i zaczął szczypać brzeg marynarki.
Nie sądził, by Lily chciała przyjść. Nie dość, że było już późno, to jeszcze całość odbywała się na skraju Zakazanego Lasu. Nie oszukujmy się, wiedział jaki stosunek do takiego naginania reguł miała dziewczyna. To, że otrzymali zgodę wiązało się tylko z tym, że dyrektor jak i opiekunka ich domu stwierdzili, że dobrze by było, żeby uczniowie chociaż na chwilę zapomnieli o niebezpieczeństwie świata za murami Hogwartu. A niewątpliwie chrzest Maleństwa, chociaż wydawał się abstrakcją, był dobrym pomysłem na oderwanie od rzeczywistości. Czy cieszył się z jej obecności? Częściowo tak. Z drugiej jednak strony nie rozmawiali od wygranej w quidditch’a. A co jak się na niego nadal gniewa? W głowie zaczęły mu się rodzić różne scenariusze dzisiejszej fety, każdy gorszy od poprzedniego.
Poczuł, jak ktoś siada koło niego. Obrócił głowę i ze zdziwieniem zauważył rudą czuprynę. Ups…chyba zbytnio się zamyślił i coś go ominęło. Lily…chrzestną? Spojrzał na Łapę, jakby trochę przerażony. A potem jego mimika wyrażała tylko jedną myśl, która chodziła mu po głowie. „No chyba sobie jaja robisz, Łapa!”
Nie obserwował jak Maleństwo powolnym ruchem wtacza się na wyznaczone miejsce. Patrzył cały czas na Lily. To, że on został chrzestnym był w stanie zrozumieć, zaakceptować i nawet wykonać. O czym Łapa zdawał sobie sprawę. Nie ważne, czy będzie musiał tańczyć, śpiewać, mówić poematy, czy co tam chrzestny robi na takich uroczystościach. Syriusz był jego najlepszym kumplem i nie mógł mu powiedzieć, żeby się wypchał sianem. No ale Evans? Nagle przypomniał sobie jednak o tradycji chrztu, którą opowiedziała mu matka. Najcześciej na chrzestnych wybiera się parę, co by w razie nagłej śmierci rodziców, mogli oni zająć się dzieckiem, bez problemów. Aż miał ochotę się roześmiać. Bo jeżeli dzięki temu kryterium Syriusz wybrał Evansównę, to trochę nietrafione. Prędzej Peter znajdzie dziewczynę niż ona zgodzi się z nim być. Na dodatek niemożliwością będzie zmuszenie jej, by wstała i stanęła koło maszyny z uśmiechem na ustach. Ledwo Rogacz będzie się powstrzymywał przed śmiechem. A ona przed zabiciem Łapy. Szlag by to!
Z trudem oderwał wzrok od miłości swojego życia i spojrzał na motor. Potem na Syriusza. I ponownie na Lily. Nie…to się nie uda, nie ma mowy.
Wziął głęboki wdech i wystawił dłoń wierzchem do góry, jakby w zapraszającym geście. Nie wstał, nie poruszył się gwałtownie. Spoglądał na Lily wyczekująco. Albo pójdą razem, albo nie pójdzie żadne. Tak sobie postanowił i miał zamiar to spełnić. A że uparte to to było, to nie ma co liczyć na to, że stanie się inaczej.
-Lily… – przerwał zastanawiając się co powiedzieć takiego co by ją przekonało. Nagle jego wzrok padł na Dorcas i go olśniło. Może jednak…? – Chodź, lepiej go nie urazić. A kto wie…może będziesz kiedyś zmuszona poprosić go by został chrzestnym twojego dziecka. nie chcesz chyba, by odmówił, prawda? – nie liczył na wygraną w tej bitwie. Mówił szeptem tak by tylko na usłyszała. Tym razem nie miał zamiaru stawiać ją pod presja publiczności.
Peter Pettigrew
Peter Pettigrew

Chrzest Maleństwa  Empty
PisanieTemat: Re: Chrzest Maleństwa    Chrzest Maleństwa  EmptyWto 03 Cze 2014, 19:15

Ziewał i przecierał pięściami oczy, niechętnie wciągając na siebie stary garnitur po ojcu (innego nie miał, a jego szata wyjściowa wcale do wyjściowych nie należała, więc wolał ten jeden raz oszczędzić sobie wstydu) i wpychając stopy w buty. Większość popołudnia spędził z nosem w książce od eliksirów, powoli zaczynał bowiem trząść portkami przed egzaminami, a już szczególnie profesor Lacroix, i dopiero teraz ocknął się z twarzą w zawiłych notatkach Lunatyka i denkiem od słoiczka z atramentem odciśniętym na czole. Pozostało mu więc uznać swą naukę za owocną, przeciągnąć się leniwie i zgarnąć notatki pod pachę, ciesząc się błogim rozleniwieniem, jakie zapewnił mu sen. Był już jednak, jak to z nim zwykle bywało, spóźniony na imprezę, którą Łapa urządził na błoniach z okazji chrztu swojego motocykla (swoją drogą, świetny pomysł, przezabawny jak wszystkie należące do jego przyjaciół), tak więc musiał na szybko przebierać się i wiązać krawat. Jedynym, co trochę go teraz niepokoiło, była rola, jaką miał w tym wszystkim odegrać, w końcu każdy wiedział, że Peter nie był najlepszym mówcą i raczej unikał publicznych wystąpień – nawet odpowiedź na zajęciach była dla niego zbyt stresująca, szczególnie kiedy musiał wymieniać profesor Lacroix efekty działania eliksiru spokojnej miłości; nie był tak czerwony nawet podczas meczu quidditcha, na którym owinął się symbolami Gryffindoru od stóp do głów. Pozostawało mu więc liczyć, że osób będzie niewiele, Huncwoci, Dorcas i może Lily Evans, a on będzie mógł wybąknąć swoje i zająć się pałaszowaniem babeczek.
Zerknął na swoje odbicie w lustrze z lekkim powątpiewaniem. Marynarka wydawała się przyduża, koszula wystawała ze spodni, a sterczące w różne strony włosy raczej nie przypominały fryzury Rogacza, za którą szalały wszystkie dziewczyny. Westchnął jednak i wzruszył ramionami, a potem porwał ze swojego łóżka nieudolnie opakowane pudełko z prezentem i pognał po schodach na dół, omal nie potrącając wysokiej Gryfonki z siódmego roku, która posłała mu w zamian niechętne spojrzenie. Po kilkunastu minutach, lekko zziajany, przemierzał już błonia, usiłując poluzować jedną dłonią uciskający go krawat. Z daleka dostrzegał już lampiony i balony, co więcej, wydawało mu się, że w miejscu, w którym miała odbyć się uroczystość, kłębiło się dużo osób. Przełknął ślinę, lekko zestresowany, a następnie wkroczył na polankę, patrząc po wszystkich dużymi, nieco przestraszonymi oczami i uśmiechając się nieśmiało, ale nieobecnie do gości. Odetchnął lekko, gdy odnalazł Huncwotów, ale wzrok Syriusza, ponaglającego go do stanięcia przy mównicy, nieco go sparaliżował. Bardzo powoli odłożył prezent na kupkę innych (kupił klakson, który głosem Filcha wykrzykiwał Z DROGI, NIECNOTY), zadowolony, że uwaga zebranych koncentruje się na Łapie, a potem wolno, ociągając się, zmierzył we wskazane miejsce. Nagle jego humor mocno zmarniał, a on sam wyglądał, jakby ktoś kazał mu wejść do biblioteki, nerwowo skubał rękaw koszuli i majstrował przy krawacie. Spoglądał na Blacka, słuchając jego słów i licząc w duchu, że nie będzie musiał przemawiać zbyt szybko, ale ten zamilkł, dławiony wzruszeniem, a wszystkie oczy zwróciły się na niego, oczekując, że rozpocznie uroczystość. Momentalnie poczerwieniał, a potem, odchrząkując, otworzył niemo usta.
— Eee… to ten… — zaczął, prezentując wszystkim swój niezwykły kunszt krasomówczy. Spojrzał na motocykl, który wtoczył się na miejsce przed ławkami, a następnie skupił wzrok na Łapie, by nie przyglądać się tłumom za nimi. — W-witam dumnych rodziców. Jakie imię wybraliście dla, ee, dziecka? — zapytał, a gdy otrzymał odpowiedź, przestąpił z nogi na nogę i uśmiechnął się niepewnie. — Piękne imię dla pięknej dziewczynki — powiedział od czapy, orientując się, jak głupio to brzmi, a potem wzniósł ręce nad Maleństwo. — Prosząc o chrzest dla swojego dziecka, przyjmujecie na siebie obowiązek wychowania go na młodego Huncwota, aby zachowując przykazania huncwockości, miłowało dobrą zabawę i tkwiło w zamiarze uprzykrzenia życia F-Filchowi… — Obejrzał się z obawą, żeby upewnić się, że ten charłak nigdzie się nie kręci. Spojrzał na rodziców chrzestnych, Lily i Rogacza, przy czym szybko uciekł wzrokiem od ciskającej gromami Evansówny. — Czy wyrzekacie się wszystkiego, co prowadzi do Filcha, a-aby regulamin szkolny wami nie kierował? Czy wyrzekacie się jej wypłoszowatości, pani Norris, która jest głównym sprawcą szlabanu? Czy wierzycie w ducha huncwockiego, który żyje w każdym z nas? — Poczekał na ich twierdzące odpowiedzi i, już nieco bardziej pewny siebie, przygotował się, by dokonać swej powinności. — No więc… Alice, ja ciebie chrzczę, w imię Syriusza, Rogacza i, eee, Remusa Świętego. A w-wy, rodzice i chrzestni, prowadźcie ją zgodnie z zasadami Huncwota, aby nigdy nie zboczyła na drogę smarkerusowatości…
Sponsored content

Chrzest Maleństwa  Empty
PisanieTemat: Re: Chrzest Maleństwa    Chrzest Maleństwa  Empty

 

Chrzest Maleństwa

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Strefa Gracza
 :: 
Dodatki do postaci
 :: Myślodsiewnia :: Zakończone
-