Temat: Dział ksiąg zakazanych Sob 15 Lut 2014, 18:52
Dział ksiąg zakazanych
Już sama nazwa mówi, że nie jest to dział, do którego wstąp mając wszyscy, a wyłącznie Ci posiadający odpowiednie pozwolenie. Dział ten znajduje się za zamkniętymi drzwiami, nie jest zbyt często odwiedzany, toteż nikogo nie powinien dziwić zalegający wszędzie kurz. Są tutaj księgi, których treści nie powinni znać nawet dorośli czarodzieje, na przykład czarnomagiczne zaklęcia, czy zakazane eliksiry. Za dnia drzwi pilnuje bibliotekarka a po nocy woźny we własnej osobie lub Pani Norris. Dodatkowe zabezpieczenia zapewniają nałożone zaklęcia ochronne.
Wanda Whisper
Temat: Re: Dział ksiąg zakazanych Nie 23 Sie 2015, 16:50
/ po wszystkich akcjach.
To co działo się z murami Hogwartu nie dawało Wandzie spokoju. Miotała się z boku na bok przytłoczona miliardem różnego rodzaju problemami nie wiedząc jaki krok zrobić, jaki błąd popełnić by cokolwiek w jej życiu się wyklarowało. Ostatnie dnie nie należały do najlżejszych – doskonale zdawała sobie sprawę jak życie przemyka jej między palcami. Kolejne odrzucenie wstrząsnęło nią doszczętnie wyrywając ją z krainy szczęścia. Życie po raz setny obrzuciło ją błotem prosto w twarz, co jednak tylko chwilowo zachwiało jej pewnością siebie. Wierzyła, że karma się w końcu odwróci. Że każdy jest kowalem własnego losu – nie należało się więc martwić co było, co już nie wróci, co mogłoby być gdyby. Skoro szanowny pan Lancaster nie miał w sobie nawet odrobiny odwagi by zerwać z nią osobiście to dlaczego miałaby się martwić o kogoś takiego? Co prawda chłopiec nie należał do domu Godryka – nie nosił czerwieni i złota, ale nie usprawiedliwiało to jego zachowania. Byli ze sobą stosunkowo krótko – raptem kilka miesięcy jednak i tak należało się jej chociażby słowne wyjaśnienie. Została potraktowana jak śmieć, jak nic nie warta zabawka. Wanda Whisper po raz ostatni w swoim życiu pozwoliła się tak potraktować. Nie miała już za wiele do stracenia – wojna szalała i chociaż nie mówiło się o tym zbyt głośno to i tak każdy wiedział co ich czeka. Wojna, walka, przelewanie krwi niewinnych. Czyż nie? Czyż nie nastały ciemne i złowrogie czasy, gdy wąż oplata się wokół Twej szyi sprawdzając tylko jak daleko jesteś w stanie się posunąć? Nie zamierzała dłużej zgrywać niewiniątka. Życie dostarczyło jej zbyt wielu wrażeń czy negatywnych emocji. Jej wewnętrzna siła dopiero co się uaktywniła – tak samo jak przebiegłość charakteryzująca uczniów domu węża. Dlatego też chcąc wprowadzić swój plan w życie zakręciła się wokół pana Lacroix wiedząc jaki ten ma do niej stosunek. Znał jej problemy, przemyślenia i marzenia, dlatego bez mrugnięcia okiem przekazał jej zgodę na kontynuowanie eksploracji biblioteki – na dostęp do księg zakazanych. Dziewczyna przycisnęła zwitek pergaminu do piersi, a jej piwne oczy zabłysnęły złowieszczo kiedy znalazła się w bibliotece. Miejscu, które uwielbiała, w którym spędzała ponad połowę czasu wolnego nie tylko na odrabianiu swoich prac domowych, ale i nauce rówieśników czy młodszych już uczniów. Każdy mógł do niej podejść, zagadać, spytać o trapiący temat wiedząc, że nie zostanie odprawiony z kwitkiem. Tym razem krukońskie dziewczę przemknęło obok panny Pince, do której posłała jeden z przyjemniejszych uśmieszków i krocząc na długich nogach opiętych czarnymi zakolanówkami. Jej bujne włosy układały się w miękkie fale, gdy wchodziła za róg niedostępny dla wszystkich uczniów. Wcześniej zdążyła jedynie zamachać bibliotekarce uzyskaną zgodą po czym zniknęła za regałem, a wraz z nią ulotny zapach słodkiej wanilii. Nie wiedziała do końca czego tutaj szuka. Może pragnęła dowiedzieć się czegoś więcej na temat czarnej magii by wiedzieć jak z nią walczyć? Rozpiąwszy jeden z guzików białej koszuli odetchnęła głębiej i przesunęła wzrokiem ku górze, opierając jedną z dłoni o grzbiety zniszczonych książek. Słyszała jedynie swój własny oddech i przytłumione szepty uczniów. Oddalonych jednak od niej o spory kawałek.
Benjamin Auster
Temat: Re: Dział ksiąg zakazanych Nie 23 Sie 2015, 16:54
Choć autorka nie lubi ludzi oceniać i dzielić na typy, musi stwierdzić że są dwa szczególne rodzaje ludzkiej populacji na tym świecie. Generalizując - są Ci, którzy przejmują się życiem i biorą je na poważnie. Przeważnie wiąże się to z odpowiedzialnością, wrażliwością na uczucia swoje oraz innych oraz z szeroko pojętymi cnotami. Ludzie tego typu są przez niektórych nazywani szlachetnymi, jakie to śmieszne słowo. Jednak nasz bohater, swoją drogą istny mistrz pogrywania owym narzędziem zwykł nazywać ich nieco inaczej. Głupi Ci, którzy wierzą uczuciom, Ci którzy oddają się jakieś sprawie. Przejmują się czymkolwiek, pielęgnują w sobie wolę walki oraz wiarę w ideały. Bo według naszego bohatera, który zdecydowanie zaliczał się do tego drugiego typu ludzi, ta gra nie była warta. Ani świeczki, ani poparzeń - bo w imię czego? Benjamin Auster jak co dzień przechadzał się pomiędzy wysokimi regałami bibliotecznego raju, łamanego na piekło - zależy po której stronie biurka siadasz. Bo choć będąc młodym uczniakiem miejsce to wprost kochał - praca zmieniała ogląd na parę spraw. Na postrzeganie rzeczywistości. I choć szkolną czytelnię wciąż kochał miłością niepoprawną, nie mógł jednoznacznie uznawać jej w dalszym ciągu za swoje osobiste niebo. Nie z tą wiedźmą w środku. Tak więc - pan Auster, człowiek typu drugiego, bo tego zapomnieliśmy chyba dodać, jak co dzień przechadzał się po swoim osobliwym czyśćcu z głową pełną myśli o sobie. Bo jak na prawdziwego egocentryka przystało, właśnie on był ulubionym obiektem swoich rozmyślań. A dokładnie - jego głową, konkretniej - jej zawartość. Zarys książki, który tlił się gdzieś w tyle jego czaszki. Dzieła doskonałego o czym był niemal zupełnie przekonany, dzieła zaczętego i dzieła, które tym razem na pewno skończy. Konsekwentnie a nie, jak poprzednio, zbaczając na tory zdradliwego pisania dla publiki. Czego nie warto było robić, bo lud jest ciemny, zły i głupi a do tego całkiem niewierny. Warto pisać dla siebie, bo czy jest lepszy sposób na zapewnienie sobie pomnika (intelektualnego) w historii literatury niźli wylanie duszy atramentem na pergamin? Chyba nie, a na pewno nie istniała lepsza opcja dla kogoś o tak wąskim kręgu zainteresowań jak Ben. Tak więc maszerował sobie, człowiek typu drugiego - ten paskudny egoista, którego nie obchodziło prawie nic. Ani mecz quidditcha, podczas którego strącono jakąś smarkulę z miotły. Ani zaginięcie tego czy innego ucznia. Ani migracje uczniaków ze szkoły do domu ani nawet nadchodząca wojna. Dlaczego? Przecież powinien się jej bać, jak każdy człowiek z instynktem samozachowawczym, którego mu przecież nie brakowało. Odpowiedź jednak tkwi w założeniu bardzo prostym - Benjamin miał plan. Na razie skryć się i przeczekać tutaj, pod latarnią, w samym centrum czarodziejskiego świata. Pod skrzydłami Dumbledore’a oraz piwnicami domowych skrzatów. A potem, w razie czego miał plan zaszyć się w Londynie, jak zwykł to robić wcześniej. Zniknąć wśród mugoli i prowadzić całkiem spokojne, nieinwazyjne życie. Przekonany o swoim bezpieczeństwie, bo i kogo obchodziłby jakiś nędzny pisarz? Rosalie Rabe, słowem komentarza od autorki, o czym nasz bohater chyba nie wie. I żyje w błogiej nieświadomości, że odcisnął dość widoczne i emocjonalnie piętno na przyszłej pani Śmierciożerczyni… No cóż, niech pan Auster nadal żyje w swoim świecie fantazji i iluzji o własnym bezpieczeļstwie a my pozwolimy, że historia tych dwójki potoczy się dalej. W jakimś innym wątku, bo właśnie teraz… Zaczyna się akcja. Benjamin wchodzi do działu Ksiąg Zakazanych, które jak sama nazwa wskazuje nie powinny być dostępne dla uczniów. Dlatego też, nasz pan stażysta, zmarszczył brwi w niesłychanym zdziwieniu, dostrzegając tu pannę Whisper. Krukonkę, na której od czasu do czasu lubił sobie zawiesić oko - ot, ładna dziewczyna przesiadująca w bibliotece. Zdolna, inteligenta, rządna wiedzy uczennica - kolejne źrebię na rzeź wojny z panem Czarnym. Ładne, ale tylko źrebię - tak mógł myśleć o niej dotychczas. A jednak - teraz przeliczył się na swojej ocenie, pierwszy raz od dawna. Co ona tutaj robiła, czyżby postanowiła nie być już więcej słodko nieświadoma? Postanowił to sprawdzić, w sposób najprostszy. Zwykła rozmowa będzie dobra na start ale najpierw może uświadomi jej swoją obecność, może w sposób nieco niekonwencjonalny. Huk książek odkładanych po jej prawicy to sposób na przestraszenie nieustraszonej dziewoi. Nie spodziewałaś się towarzystwa - zdawały się mówić jego piwne oczy, zmrużone i ledwie widoczne w półmroku biblioteki. Spojrzeniem niezwykle śmiałym oraz o wiele zbyt bezpośrednim, jak na ich pierwsze faktyczne spotkanie. Uśmiechnął się szeroko opierając łokieć na zakurzonych tomiszczach. - Mogę jakoś pomóc?
Wanda Whisper
Temat: Re: Dział ksiąg zakazanych Nie 23 Sie 2015, 16:54
Zapewne przez wielu była uznawana za głupca – za kogoś kto goni za marzeniami, pragnąć pochwycić je w obie dłonie. Kto jednak nie miał marzeń? Kto nie miał czegoś, do czego ślepo dążył? Czy nie mawia się, że nadzieja umiera jako ostatnia? Owszem. Mówi się o tym. Mawia się jednak również, że nadzieja jest matą głupich. Ale te słowa kierują akurat Ci, którzy nie mają w sobie ani grama empatii do innych jednostek. Znała wiele osób, które oddałyby życie za przyjaciół – i również takie, które przy każdej nadarzającej się okazji zrzucili by kogoś ze skarpy. Podczas ostatniej rozmowy z Francisem sama odkryła, że momentami zachowuje się jak kaleka uczuciowa – jak lubił określać sam siebie Henry. Bywały takie dni, kiedy miała najzwyczajniej w świecie odrzucić tych, którzy stoją za nią murem i iść szturmem na tych, którymi gardzi. Nienawiść jaka w niej rosła podsycana była kolejnymi upadkami z przysłowiowej skarpy. Postanowiła nie poddawać się, nie stoczyć tak jak inni, a walczyć. Ramię w ramię z przyjaciółmi, o których chciała zadbać. Może pragnęła zbyt wiele – wiedziała jednak, że na wszystko przyjdzie pora. Na skończenie szkoły, przetrwanie egzaminów, do których uczyła się już od wakacji, na odnalezienie spokoju ducha. Harmonia. Harmonia ze światem i z własnymi uczuciami, które powoli i sukcesywnie wyrywały się jej spod kontroli. Chciała uratować Doriana, znów być z nim blisko. Odnaleźć tą zagubioną więź między nimi, która choć braterska trzymała się ostatkiem sił. Nie miała z nim żadnego kontaktu, wszyscy ci, których poprosiła o pomoc zbywali ją tłumacząc się natłokiem zajęć w Ministerstwie. Być może faktycznie byli tak nieosiągalni, ale czy na pewno? Czy przypadkiem nie mieli przyłożonego ostrza należącego do śmierciożerców? Jeżeli chciała walczyć z poplecznikami Voldemorta musiała wiedzieć o nich wszystko. Począwszy od samych członków zgrupowania poprzez metody jakimi się posługiwali. Plotki krążyły po szkole, ta je zgrabnie wyłapywała, ale czy można było wierzyć rozedrganym piątoklasistkom? Dlatego panna Whisper poczęła badać sprawę od drugiej strony. Przynajmniej tak jej się wydawało. Czuła chłód i mrok bijący ze starych ksiąg, które swoimi grzbietami wcale nie zachęcały do zaglądania tutaj. Krukoniasta dziewczyna jednak nie była skrępowana – bywała tutaj już wiele razy, począwszy od trzeciej klasy gdy musiała znaleźć tomiszcze na dodatkowe zajęcia z zaklęć. Na Ziemię, z otchłani dziwnych rozmyślań wyrwał ją odgłos odkładanych książek na odpowiednie miejsce. Dłoń Whisperówny penetrującej akurat jedną ze skórzanych okładek zacisnęła się doń, a pełne usta rozwarły się niemal natychmiast, gdy ich właścicielka wydawała z siebie zduszony i zdziwiony jęk. Momentalnie odwróciła głowę w stronę źródła hałasu napotykając piwne tęczówki wpatrujące się w nią zbyt nachalnie. Poczuła biegnący dreszcz wzdłuż linii pleców gdy skojarzyła twarz należącą do pomagiera Pincowej, który nadzwyczaj często kręcił się po bibliotece pilnując ciszy i uczniów, którzy nie potrafili odłożyć podręcznika na swoje miejsce. Zawsze była uprzejma w stosunku do niego, widywała go nadzwyczaj często, aczkolwiek nie wdawała się z nim w głębsze dyskusje. Zawsze bowiem zajęta była nie tylko swoimi podopiecznymi, ale i nauką. Poza tym jego magnetyczne spojrzenie mogłoby ją rozpraszać, co na pewno nie spodobałoby się Lancasterowi. Ups. Jego tu nie ma. Krukonka wygięła wargi w lekkim uśmiechu, podobnym do tego, którym obdarzyła bibliotekarkę przy wejściu – jej twarz wygładziła się, a czekoladowe oczy przesunęły się po facjacie Austera. - Póki co sama nie wiem czego szukam. – Odezwała się po krótkiej chwili ciszy odliczając w duchu tempo walenia jej serca. Benjamin wprowadził ją w stan podgorączkowy – przynajmniej tak jej się wydawało do czasu, gdy się nie odezwał co ją ochłodziło. To prawda, nie spodziewała się żadnego towarzystwa o tej porze – nie dała jednak po sobie tego w żaden sposób poznać. Wydawało się nawet, że poniekąd była zadowolona z obecności stażysty. Ciepłe ogniki migotały w jej tęczówkach, które skrywały za sobą coś więcej niż tylko głęboki smutek. - Może zna pan jakąś pozycję traktującą o początkach narodzenia się czarnej magii? – Jej smukłe palce ponownie wertowały grzbiet po grzbiecie, a ona nie odrywała ślepi od swojego rozmówcy twardo wypowiadając swoje pytanie, chociaż z nutą dobrze znanej miękkości i jakby uległości, która nie do końca została wyparta przez negatywne emocje.
Benjamin Auster
Temat: Re: Dział ksiąg zakazanych Nie 23 Sie 2015, 16:56
A więc jednak dziewczę zgubione w mgle, w lesie, pośród mroków i zakrętów paskudnego (prawie) dorosłego życia. Benjamin na samą myśl o mętliku w głowie panienki Whipser, mętliku aż nazbyt widocznym uśmiechnął się pruderyjnie. Nieczęsto miewa momenty, gdy chce komuś pomóc, tak po prostu i z dobroci kamiennego serca a to był właśnie jeden z nich. Zagubieni ludzie potrzebują przewodników i nieważnym było, czy błądzą po górskich szlakach czy w labiryncie w swojej własnej głowie. A Ben, jako przewodnik duchowy właśnie teraz rzucał kłębek nici dla Wandy. Niczym mityczna Ariana, niczym gringo wśród dzikiej puszczy. Będzie jej wodzem i nie trzeba tak długo dziękować a oklaski zachowajcie na później. Wrodzona, złudna, pewność siebie podsuwała jego wyobraźni te, a nie inne obrazy nie spodziewając się nawet połowy potencjału, jaki skrywała w sobie dziewczyna. Na przykład nie spodziewając się tego, że ta oto niepozorna brązkudłata makówka potrafi wyczarować potężne, cielesne zaklęcie patronusa, które okazało się tak pomocne dla wielu uczniów nie dalej jak dwa tygodnie temu. Podczas gdy on był całkowicie bezradny, błądząc wśród chaosu ludzi, krzyków oraz tłuczonego szkła. I kto potrzebuje przewodnika teraz? Moi drodzy, dlatego nie warto nikogo lekceważyć o czym na pewno przekona się Benjamin. Możliwe, że całkiem niedługo. W każdym razie - pan Auster wpatrywał się w jej czekoladowe tęczówki, przepełnione smutkiem i czymś jeszcze, czymś dla niego nieopisywalnym chcąc skruszyć pewność siebie Wandy. Atut, którym dziewczyna bez wątpienia mogła się pochwalić, o czym mężczyzna wiedzieć nie mógł. Może i ona sama była nieuświadomiona tego faktu, co nie zmienia obecnego stanu rzeczy. Jakiego? Pomimo ciosów zadawanych przez los, Whisperówna podnosi się z każdego z nich. I choć pierś jej dusiła nienawiść, ta nie dawała się jej stłamsić. Bo była dzielna i pewna tego, w co wierzy, czego Benjamin przynajmniej na dzień dzisiejszy nie był w stanie pojąć. Pomimo dorosłego wieku, niektórzy najzwyczajniej w świecie nie dorastają. A ciepłe ogniki, w oczach uroczej Krukonki interpretują w jedyny słuszny sposób. Wygodny dla siebie i swojego ego, może nie całkiem zgodny z prawdą. Bądź zgodny? Kto wie - chyba jedynie Merlin, Morgana i Pierniczkowa Królowa. Z czym w najbliższym czasie z Benem się nie podzieli, na pewno nie świadomie. Może przez mowę ciała o ile da upust choć części emocji wyrażonych w kołatającym z piersi serduszku. O pulsie nieco szybszym, niż zwyczajowym, czego o sercu Auster powiedzieć nie było można. Od bardzo dawna. Przekonany o swoim nieopartym uroku, a dokładniej - o jego działaniu - posłał Wandzie bardzo sugestywne spojrzenie, zanim spytał tonem wielce protekcjonalnym. Pasującym całkowicie do jego postawy wobec niedocenianej czarownicy. Nie, nie był miły. Tak, to jego plan. I nie, nie możecie robić tego sami w domu. - Tak się składa, że pan zna wszystkie książki tutaj. Ale nie rozumie po co one panience - odpowiedział uśmiechając się szeroko, posyłając tym grymasem dosyć jasny i klarowny sygnał, że w jego opinii tak ładne rączki nie powinny grzebać w zakurzonych tomiszczach. Nie tak niebezpiecznych, kto wie jakie horkruksy mogą się z tego zrodzić? Och nie, nie, nie. Dla Austera kobiety i literatura wiązało jedno słowa. Muza. Ewentualnie wykształcona, piękna dama - to akurat trzy słowa ale i także ostateczna ewentualność. Bo wszystko ma swoje granice, spójrzcie na losy Virginii Woolf. Ku chwale wszystkiego co nieszlachetne i austerowe, ratujmy ślicznotki przed nadmiarem wiedzy, z którym poradzić sobie mogą jedynie mężczyźni. Pomyślał i lekceważąc raz jeszcze osobę Wandy, która na pewno jest taka urocza gdy się złości, machnął różdżką odkładając książki na miejsce. Obserwując ją jedynie kątem oka, przez co mogła odnieść wrażenie błaho potraktowanej. Co nie było prawdą, a więc pozostaje pytanie - co chciał osiągnąć Ben? To co zwykle, chciał sobie dostarczyć zabawy.
Wanda Whisper
Temat: Re: Dział ksiąg zakazanych Nie 23 Sie 2015, 16:58
Uśmiech, który jej posłał wydał się nazbyt sztuczny, skrywający w sobie coś mrocznego, dziwnego, a zarazem fascynującego, co nie pozwoliło od razu oderwać wzrok. Jak zahipnotyzowana przyglądała się bezczelnemu wyrazowi jego twarzy w myślach jedynie stwierdzając, że chłopak ma o sobie wysokie mniemanie. Jak większość uczniów. Gorzka sentencja przebiegła po wandowych równinach kiedy ta odwróciła spojrzenie nie chcąc by Benjamin ujrzał w odbiciu jej oczu czegoś, z czego mogłaby się tłumaczyć. Sprawiała wrażenie zagubionej osóbki – takiej, która jeszcze nie wie co chce w życiu robić. Takiej, która nie umie posłużyć się poprawnie rożdżką, a która opiera się jedynie na domysłach i legendach. Była niepozorna, szara, można było przejść obok niej obojętnie – były jednak takie osoby, które nie potrafiły jej zlekceważyć, których otumaniała jej lekkość i słodki zapach wanilii, tak samo jak imponowała jej wiedza. Nie uważała się przy tym za lepszą od innych – wciąż udoskonalała swoje umiejętności widząc swoje wady, jak i mocne strony. Nie wpadała łatwo w szał, trudno było ją wściec – starała się ze wszystkich sił panować nad swoimi emocjami, które prawdopodobnie prędzej czy później dadzą swemu upust. Często wypadała jednak z obiegu – za sprawą mniejszych czy większych porażek. Cieszyła się jednak bardzo mocno ze swoich sukcesów – doskonale bowiem pamiętała sytuację, która miała miejsce podczas balu. Pamiętała tabuny uczniów, zapach śmierci w powietrzu i drżenie rąk przy wypowiadaniu dopiero co nauczonego zaklęcia. Nie wiedziała gdzie wtedy znajdował się Auster - i czy mogłaby zawdzięczać mu ocalałe życie. Czuła jednak wdzięczność innych dzieciaków i ciepły powiew powietrza, gdy błękitna sarna przemierzała dumnie korytarz. Ulga jaka widniała wówczas na jej twarzy była ogromna. Dlatego między innymi się nie poddawała. Inni prawdopodobnie na jej miejscu skoczyli z wieży, rzucili się pod magiczny pociąg czy sami oddali się w ręce Voldemorta. Dziewczyna posiadała jednak odrobinę samodyscypliny i wewnętrznej siły, która rosła wraz z kolejnym niepowodzeniem. Po chwilowej załamce podnosiła się i działała dalej. Ale skąd mógł o tym wiedzieć Ben, skoro nie dane im było zamienić więcej niż tylko kilka słów podczas jej przechadzek do biblioteki? Nawet wówczas, gdy bibliotekarz był wraz z nią w jednym domu nie mieli zbyt wielu okazji do wymiany zdań. Mijali się, każde szło w swoją stronę, chociaż doskonale znali się z widzenia. Teraz jedynie jak przez mgłę przypominała sobie czy raczej wyczuwała jego spojrzenie na plecach, które musiał rzucać jej kiedy ona jeszcze była szczęśliwie zakochaną trzpiotką. Teraz otrzeźwiała i postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce nie czekając na pomoc kogokolwiek innego – nie widziała w tym sensu, skoro każdy był zajęty sobą. Jej pytanie nie na długo zostało bez odpowiedzi. Wypowiedź, która poszybowała w jej kierunku doszła do niej chwilę potem – akurat gdy jej oczy napotkały wyświechtany tom informujący o niebezpiecznych dla zdrowia eliksirach. Wargi Krukonki ponownie wygięły się w uśmiechu i pozostały w takiej samej pozycji nawet wtedy, gdy dziewczyna zdała sobie sprawę z tonu, jakim posłużył się Ben. Powoli odwróciła się do niego, całą swoją postacią odsłaniając biel koszuli, zarys delikatnych obojczyków skrytych za ciemnymi puklami włosów i spódniczkę z drobnymi zakładkami. Jej oblicze wpatrywało się w facjatę swojego rozmówcy, zupełnie jakby nie rozumiała pobudek, którymi się kierował. Czy chciał okazać w ten sposób wyjątkową bezczelność? Może tak okazywał zainteresowanie daną osobą? Nieważne co, ważne, że poczuła się urażona w duchu – na zewnątrz okazała to jedynie szkarłatnym zabarwieniem lica, czego nie mogła zamaskować, jakkolwiek tego by nie chciała. Przygryzała doln wargę w zamyśleniu formułując jednocześnie odpowiedni słowny kontratak. - Rozumiem, ze najpewniej nie często gości pan tutaj dziewczęta niewiele młodsze od pana, co nie znaczy, że może pan je tak otwarcie ignorować. – Zaczęła zupełnie niewinnie nie wiedząc jak daleko posunąć się może. Rzuciła mu jeszcze jedno, otwarte spojrzenie i ciągnęła opierając dłoń o biodro. - Chciałabym pogłębić swoją wiedzę na temat czarnej magii i sądzę, że skoro otrzymałam pisemną zgodę na możliwość przebywania w tym dziale, to pan jako pracownik powinien pomóc mi w poszukiwaniach, prawda? – Jej czekoladowe tęczówki nie zsuwały się z przystojnej twarzy pana Austera, nawet wtedy gdy czerwień kategorycznie odznaczała się na białym tle jej facjaty. Skóra ją piekła, a lekki dreszczyk niepokoju wciąż utrzymywał się i omiatał jej ciało raz po raz.
Benjamin Auster
Temat: Re: Dział ksiąg zakazanych Nie 23 Sie 2015, 17:01
Obserwując cudownie nieświadomy uśmiech, w jakim wykrzywione były wargi panienki Whipser Benjamin nie potrafił powstrzymać w sobie gwałtownego wzrostu poczucia dzikiej satysfakcji. W pierwszej sekundzie dostrzegł, lub tak mu się jedynie wydawało, niezrozumienie zastanej sytuacji - faktu jak bezczelnie Wandę obrażał. Z tym większym rozbawieniem obserwował więc jak dociera do niej w pełni znaczenie słów, rzuconych pochopnie w tak lekceważący sposób. Rejestrował po kolei - złowieszczy ognik w czekoladowym spojrzeniu, krew napływającą do policzków, bezwiednie przegryzioną wargę. Zakłopotanie, skrywane nieumiejętne za jakże nieprzyjemnymi słowami. Na okazję niechybnie zbliżającego się monologu-reprymendy-kontrataku Benjamin poprzestał wykonywania czynności, którą szumnie nazywają jego pracą. Odwracając się tym samym do Krukonki, która rzeczywiście wyglądała uroczo gdy była zła, obdarzając ją co najwyżej obojętnym spojrzeniem. Warto jednak zaznaczyć, że rejestrowało ono każdy drobny szczegół zmieniający się w jej aparycji. Rączka na bioderko, śmiałe spojrzenie. Szalona. Pozwolił jej jednak kontynuować, nie chcąc odejmować wiatru z żagli, który najwyraźniej poczuła zmotywowania chęcią odgryzienia się bezczelnemu bibliotekarzowi. Nie na długo, jednak, bo jak się okazało i jej wypowiedz była krótka, co wcale nie oznaczało, że od razu przejdzie do słownego odparcia ataku. Splatając ręce na piersi, obmyślał najpaskudniejszą, najbardziej uszczypliwą uwagę jaką miał w repertuarze. A miał ich sporo, co warto zaznaczyć szczególnie w rozmowach i potyczkach, w których nie miał racji. W tych był specjalistą. Bo sprawa była prosta - on tu pracuje, ona szuka informacji. On miał jej pomóc, ona ową pomoc otrzymać. Bez zbędnych rozmów, w końcu tyle jeszcze książek czeka na odkurzenie i odłożenie na półkę. Ku chwale tej wrednej harpii oraz jego pensji, rzecz jasna. Ignorując ten i ogrom innych znaków zdających się krzyczeć, że będą z tego tylko kłopoty przystąpił więc do działania mianowicie - przystąpił do panny Wandy i jej rączki opartej filuternie na bioderku. Posyłając jej chłodny uśmiech rozłożył ręce w geście pozornej kapitulacji. - Niech będzie. Czego dokładnie szukasz? - spytał przybliżając się do niej niebezpiecznie blisko. Blokując niejako jej pole manewru, zarówno w przód, w prawo jak i w lewo przyparł krukoniastą do regału, do wiedzy której tak rozpaczliwie pragnęła ignorując fakt bliskości zarówno ich facjat jak i reszty ciała. Operując zgrabnie, zwinnie i sprawnie sięgnął po pierwszą z ksiąg usytuowaną gdzieś ponad jej prawym ramieniem, zbliżając się na odległość parunastu centymetrów. Nie dotykając jej wcale a wcale, wyciągnął tom „Najniebezpieczniejszych eliksirów” i z jakże życzliwym uśmiechem podał jej ową księgę. Ignorując chwilę zbliżenia, które mogło się okazać gorsze w skutkach niż zażycie całego kociołka Wywaru Płynnej Śmierci. Nie pozwalając by trwało to zbyt długo, odstąpił od niej w poszukiwaniu następnych pomocy naukowych. Które wyciągnięte z miejsc na półkach lewitowały w powietrzu dzięki machnięciom austerowej różdżki oraz rzecz jasna akompaniamencie odpowiedniego zaklęcia. - „Zaklęcia niewybaczalne”, „Czarna Magia dla początkujących”, „Ręka Glorii i inne artefakty” - wyliczał raz po raz, wyciągając zakurzone księgi. Po czym, to znaczy po uzbieraniu około sześciu tomów spojrzał na Wandę wyczekująco, pierwszy raz od dłuższego czasu - Usatysfakcjonowana? - rzucił ironicznie, opierając się o najbliższy regał. Spoglądając na dziewczynę wyczekująco, by potwierdziła w końcu słuszność tezy „Ben Auster zna bibliotekę jak własną kieszeń czego nie może podważać nikt, nawet ta urocza brunetka o czekoladowych oczętach”. Po czym dodał, jakby na zaakcentowanie jego oczywistej wyższości i w ramach słownej potyczki, którą miał oczywiście zamiar kontynuować. - Młoda damo. O szlachetnym imieniu? I tak przy okazji, możesz mi mówić Ben. Nie jestem taki stary, chyba. O ile nie uważasz inaczej.
Wanda Whisper
Temat: Re: Dział ksiąg zakazanych Nie 23 Sie 2015, 17:02
Nie była typem złośnicy, która potrafiłaby wykrzyczeć całą tyradę typowi w twarz, który ją obraził. Owszem, zdarzało się jej to raz czy dwa w życiu, aczkolwiek nie była na tyle sprytna czy odważna by czynić to częściej. Dlatego rzucała jedynie kilka zdań gotując się w środku niczym woda na herbatę. Tym razem wiedziała, że ma do czynienia z pracownikiem szkoły i być może dlatego coś w jej wnętrzu skutecznie ją pohamowało? Pohamowało jej zapał i złość, która pochłonęła ją w pierwszym odruchu – po chwili jednak spływając po niej jak po kaczce. Tak, być może to było właśnie to. Rzadko bywała traktowana protekcjonalnie przez grono nauczycielskie czy chociażby przez samą pannę Pince, która lubiła jej towarzystwo i pęd do wiedzy – te godziny spędzone w bibliotece wszak nie poszły na marne, aczkolwiek zawsze zostały okraszane miłym słowem bibliotekarki co znacznie ułatwiało pracę. Benjamin zazwyczaj przemykał przed jej wzrokiem, chował się, czaił i obserwował z ukrycia co nie tyle ją niepokoiło, a irytowało. Ciekawiło ją jednak to dlaczego akurat dzisiaj musiał się na nią natknąć twarzą w twarz, co najzwyczajniej w świecie wyprowadzało ją z równowagi. Najpewniej nie miałaby nic przeciwko temu by porozmawiać z nim kilka chwil, poznać go lepiej, być może polubić – nie. On musiał uparcie pokazywać jej, że jest tylko zwykłą dziewczyną – uczennicą, która nie powinna znajdować się w tym dziale przeznaczonym dla oczu bardziej wytrzymałym. Skąd ten pomysł? Możliwe, że wyglądała głupio – bojowa mina, rozwiany włos i jeszcze ta ręka na biodrze. Co jednak mogła zrobić? Jak miała mu pokazać, że nie ma do czynienia ze zwykłą trzpiotką – podlotką, która nie wie gdzie jest drugi koniec pióra? Nie chciała być traktowana jak inne, była tutaj stałą klientką i oczekiwała ciut innego zachowania wobec jej osoby. Auster robił jednak wszystko by pokazać, że jest inaczej, że to on ma we wszystkim rację, a to co ona do niego mówi odbija się niczym piłeczka od tarczy ustawionej w jej stronę. Denerwowało ją to niemiłosiernie, toteż czerwień wciąż nie opuszczała jej okrągłej twarzy. By pozbyć się głupiego rumieńca uszczypnęła się w ów krągłe biodro by chociaż trochę odsunąć od siebie nieprzyjemne myśli. Nie pomogło. Było jeszcze gorzej. Szybsze bicie serca grało twista w dziwnej przeróbce podczas gdy młody mężczyzna zmniejszył gwałtownie między nimi dystans. Zrobiło jej się gorąco i to nie za sprawą ogrzewania w szkolnej bibliotece, a za sprawą ciała stażysty, które niemal ocierało się o jej własne. Podniosła czekoladowe spojrzenie na jego oczy krzycząc w duchu, co on do cholery wyprawia. Tak nie powinien zachowywać się wobec uczennicy i chociaż nie dotknął jej wcale – to było jeszcze bardziej deprymujące. Czuła jego oddech na swojej skórze kiedy sięgał po książkę, która trafiła w jej ręce. Z dziką złością przytuliła do siebie podręcznik jakby miał ją uchronić od jego badawczego spojrzenia po czym odetchnęła z ulgą, gdy młodzian się od niej odsunął. Nie czuła się pewnie w towarzystwie przystojnych i zdecydowanych facetów, czuła się przy nich niewyobrażalnie mała, co potrafiłoby być zarówno demotywujące jak i cholernie podniecające. Uciszyła jednak wszelakie zapędy w swojej głowie znowu wygrażając w myślach Lancasterowi za to, że ją zostawił. Po kolei zbierała wszystkie tomy, które podsuwał jej Auster – uzbierała się spora część wiedzy, którą chciała pochłonąć dlatego też przy pomocy zaklęcia ustawiła kolejno – alfabetyczno większy stos pod jednym z regałów. Jej spojrzenie wylądowało na bibliotekarzu, którzy z rosnącą satysfakcją obserwował jej mimikę zupełnie jakby czekając aż ta padnie mu do stóp z podziękowaniami. - Owszem. Dziękuję za pomoc. Książki oddam w przyszłym tygodniu. – Odpowiedziała hardo nie bojąc się niczego, ani nikogo – co było nieprawdą. Oscylowała jednak, że w terminie siedmiu dni bez problemu zaznajomi się z odpowiednimi arkanami i chociażby wiedzą czysto teoretyczną. Wiedziała, że sztuka uprawiania tej ciemniejszej magii jest trudna i nie każdy umie się nią posłużyć. Była jednak ciekawa czy ona miałaby predyspozycje by uczyć się właśnie tej dziedziny. Ponownie skupiła się na sylwetce mężczyzny, który najwyraźniej postanowił nie odpuszczać świetnej zabawy jaką było denerwowanie młodszej pannicy. Obrzuciła go badawczym spojrzeniem doskonale wiedząc z kim ma do czynienia. Znała go nie od dziś, a kilka lat obserwowała jego poczynania w Pokoju Wspólnym Krukonów. Nie dzieliło ich aż tak wiele – był w wieku Doriana, który najwidoczniej nie utrzymywał z Austerem zbyt bliskich kontaktów póki co. Było jednak miło, że się przedstawił co przez chwilę stawiało go w zupełnie innym świetle. - Wanda. Wanda Whisper. – Przedstawiła się nie podając mu ręki, a jedynie wykrzywiając malinowe usta w delikatnym grymasie, który miałby oznaczać wcale się Ciebie nie boję. Jej stosunek do facetów uległ zmianie, co ją zarówno ciekawiło jak i dziwiło. Skąd u niej tyle… sprzecznych emocji? - Znam Cię. Chodziliśmy do tego samego domu przez pewien czas. Panie Auster. – Dodała jeszcze specjalnie posługując się jego nazwiskiem, by dodać mu tych parę lat więcej. Mówiąc to jednak uśmiechnęła się szerzej, naturalniej z pewnym wyczuciem. Przemknęła kilka kroków do jednej z biblioteczek starając się nie zerkać na Bena, co było utrudnione zwłaszcza, że znajdował się po jej prawicy. Najwidoczniej dalej już czegoś szukała – ale czego? Trudno określić. - Jak to się stało, że wróciłeś do Hogwartu? – Spytała mimochodem zahaczając smukłymi palcami o skórzane i kolorowe grzbiety poszczególnych tomiszczy. Ton jej głosu był o wiele spokojniejszy niż uprzednio, łagodniejszy, ale nie pozbawiony nutki sarkazmu.
Benjamin Auster
Temat: Re: Dział ksiąg zakazanych Wto 25 Sie 2015, 16:05
Hardy ton, szorstkie spojrzenie, bojowa mina i jeszcze bardziej wojownicza postawa. To gorzki, suchy chleb codzienny panicza Austera, którym tak bardzo lubił karmić znajomych. Oraz nieznajomych, och tak - tych drugich szczególnie - z tym większą więc przyjemnością obserwował Wandę, która obrała sobie jego taktykę. Sprowokowana, otumaniona, może nieco zdegustowana - dzielnie odparła jego atak na swą prywatność, zagranie do cna niehonorowe, nieczyste. Czym ambitny ekskrukon nie zamierzał się przejmować - nie od dzisiaj wiadomo, że wartości moralne nie miały dla niego większego znaczenia, szczególnie w grze pozorów, tak bardzo przez niego ukochanej. I choć uwielbiał uważać się za mistrza w owej dziedzinie - musiał oddać Whisperównie punkt. Nie było z nią tak źle, zniosła to całkiem dzielnie. Może nie w tym stopniu, by była z owego odparcia usatysfakcjonowana - co zdradzać mógł szaleńczy błędnik w jej oku, świadczący o minimalnej utracie kontroli, ale szczerze - mogło być gorzej. Prawdę powiedziawszy Auster spodziewał się co najmniej omdlenia, w jego jakże silnych ramionach, potwierdzającą sromotną klęskę panny Wandy przez jego zniewalającą męskością. Jak widać jednak, owa młoda trzpiotka musiała się poznać nieco wcześniej na uroku magnetycznego spojrzenia oraz kuszącej wody kolońskiej. Ponosząc więcej ran, niżby chciała, przez co teraz była nieco bardziej odporna niż jej koleżanki. Jaka szkoda. Próbujemy więc dalej. - Och, nie musi się panienka tak spieszyć. Mamy sporo czasu a ja zawsze będę tu czekał, do usług - mruknął, dotykając w zamyśleniu podróbka. Obrośniętego trzydniową szczeciną, którą to machinalnie od czasu do czasu gładził. Niczym Altair Rosier, w innym wcieleniu, walcząc z mieczem świetlnym i podniesionym czołem. O ideały, których Auster tak uparcie nie szanował. Igrał więc, zarówno z losem jak i naczelnym wcieleniem Joanny D’Arc tak śmiało wiercąc jej świetlaną duszyczkę nieprzychylnym spojrzeniem. Dostrzegając w niej cień kogoś, kto być może przemknął w jego życiu nieco wcześniej niż z początku listopada, jego nowej pracy. Razem z tłumem łudząco podobnych, równie szarych twarzyczek okupujących żeńskie kanapy Pokoju Wspólnego Krukonów. Bo choć to nieco krzywdzące, Benjamin nie spamiętał Wandy z szkolnych lat, wydających się teraz tak odległych. I tu należy zaznaczyć, że owa arogancja nie była niczym personalnym - nie, ona była wpisana w pakiet znajomości z opitym bibliotekarzyną, na wpół z dymem papierosowym oraz wątpliwie genialnym plikiem opowiadań do przeczytania i ocenienia. I choć teraz Benowi pomysł bliższej znajomości z panną Wandą wydawał się co najmniej śmieszny - no cóż, wszystko jeszcze przed nimi. O ile nie wykaże się w ciągu najbliższych minut oczywistą głupotą, sugerującą mu, że nie warto tu marnować czasu. Jesteś więc, czy nie - zdawały się mówić jego szare tęczówki - warta mojej uwagi? No cóż, butne spojrzenie posłane w jego stronę zdawały się przechylać szalę zwycięstwa w kierunku Krukonki. Nieznacznie. Podobnie jak śmiałe słowa powiedziane w asyście równie śmiałych, nieco niesympatycznych iskier sypanych z oczu. Które, notebene na Benie nie zrobiły większego wrażenia - ani jedne, ani drugie. Być może nieco go zaskoczyły, ale tylko nieco. Zbyt wiele w życiu zobaczył, by zdziwił się widząc młodą kobietę na miejscu smarkuli, którą mgliście kojarzył jako siostrę jego szkolnego znajomego. Choć należy przyznać, że gdzieś w sercu ukłuła go niezbyt mile widziana szpilka. Pod tytułem „jak te lata lecą”, która dręczyła go swoją obecnością od czasu gdy po raz kolejny przekroczył mury tej znamienitej placówki. Tym razem jednak, w charakterze kadry a nie jej ucznia. A każda myśl nasuwająca wspomnienie świetlanych, szkolnych lat była dla niego równie słodka, co gorzka. O czym obecna tu, wciąż młoda (przynajmniej ciałem) panna Wanda wiedzieć nie musiała, dlatego też Auster nie da jej satysfakcji wyczytania ani jednej z kaskady myśli buszującej pod jego czupryną. Tych melancholijnych, odsłaniających fakt, że jakieś tam słabostki ten choleryk ma, o czym nie miał prawa się dowiedzieć żaden z chodzących po ziemskim padole ludzi. Do których panna Wanda należała, tytułująca go tak jakby na złość, co Auster skwitował jedynie spojrzeniem w górę, ku niebiosom mającym posłać grom na nią teraz, zaraz, już. Tym bardziej, że niezbyt sprytna taktyka, obrana teraz przez Whisperównę była wielce niekonsekwentna. W jednej chwili per pan, w drugiej chwili per ty. Ach, te kobiety - niech się w końcu zdecydują. Jako, że on tak niestały nie był, zrezygnował z panny Wandy, pewnie już na zawsze. Z czego zresztą powinna się cieszyć, podobnie jak z faktu, że zadał sobie tyle trudu by w miarę poważnie potraktować jej wielce ciekawskie pytanie. - Przypadkiem. Szukałem cichego lokum. Ciepłego, puchatego łóżeczka razem z jadłodajnią i towarzystwa wielu naiwnych ślicznotek - wybór padł tutaj. Stare śmieci są zawsze bezpieczne - rzucił, zakładając ponownie ręce na piersi. Obserwując jej poczynania z należytą uwagą. Pierwszy raz od początku rozmowy.
Wanda Whisper
Temat: Re: Dział ksiąg zakazanych Sro 02 Wrz 2015, 17:14
Tak naprawdę przyszła tutaj jedynie po to by uciec od otaczającej ją codzienności, od obowiązków i ludzi, na których nie miała ochoty patrzeć czy tym bardziej się z nimi spoufalać. Przynajmniej nie kiedy jej serce wciąż krwawi, a dusza unosi się nad ciałem. Nie do końca pojmowała – czy raczej – chciała ponownie odnaleźć się w szkole, z której coraz to kolejni uczniowie zostawali zabierani przez nadopiekuńczych rodziców. Co w jej przypadku się nigdy nie stanie. Nie opuści szkoły, nie tylko dlatego, że nie miał się kto o nią troszczyć – a tylko dlatego, że tego właśnie chce. Walczyć, z podniesioną brodą pokazując tym samym wszystkim wrogom, że nie tak łatwo zastraszyć pannę Whisper, nawet jeżeli pokazuje, że jest zupełnie inaczej. Może właśnie za sprawą ostatnich wydarzeń, które nadszarpnęły jej cierpliwość i spokój ducha ta skutecznie opierała się benowskiemu urokowi, który najdalej jak rok temu podziałałby na nią jak płachta na byka? Wówczas być może rzuciłaby sprośnym żarcikiem mając nadzieję, że ikt, a zwłaszcza panna Pince tego nie usłyszy. Teraz jedynie sunęła wzrokiem po wszelkich dostępnych jej zakamarkach austerowego ciała, które kusiło młodociane uczennice przychodzące tu nie po wiedzę, a dla tego młodego Boga literatury za jakiego pewnie się uważał. - Dziękuję. Zapamiętam do kogo się zgłosić, gdybym nie daj Merlinie zgubiła się między regałami. – Odpowiedziała uprzejmie nie wiedząc czy to strata wszystkich bliskich osób tak na nią działała, czy może inny czynnik, który sprawił, że czuła się bardziej wyzwolona i pyskata? Może osiągnęła już ten magiczny wiek, dzięki któremu zwyczajnie wydoroślała i przestała się bać ludzi i ich krzywdzących ocen? A może to zwyczajnie szare oczy Benjamina kazały mówić jej takie rzeczy? Uśmiech wykrzywił jej pełną buzię, gdy odkładała jedną z książek, którą w międzyczasie się zaopiekowała. Podczas tej krótkiej chwili znowu wyglądała niewinnie i zupełnie szaro – nigdy nie należała do przebojowych dziewczyn, którym panowie padają do stóp. Była wygadana i lubiana w gronie swoich oddanych przyjaciół – to na pewno. Ale czy można było ją porównać do kogoś, kto na długo zapadał w pamięć? Raczej nie. Nic więc dziwnego, że niespełna starszy o dwa lata bibliotekarz nie zwracał na nią uwagi. Była jedną z wielu dziewcząt w standardowym mundurku – jedną z kujonek, szarych myszek, które z roku na rok stawały się bardziej wyzwolone i rozpoznawalne. Kojarzyło ją coraz więcej osób, ale czy tego właśnie chciała? Nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Dlatego ponownie przesunęła się wzdłuż regału szukając nowych i ciekawych tytułów, które mogłyby ją na tyle zainteresować, że ta sięgnęłaby po nie dłonią. Nie znalazłszy nic imponującego kucnęła przy stosie podręczników wybranych przez jej nowego mentora. Niedbałym ruchem dłoni odgarnęła ciemne kosmyki wijące się pod palcami by mieć lepszy wgląd do wiedzy – póki co nie zwracała uwagi na Bena, do momentu aż ten się znowu nie odezwał tym samym odpowiadając na jej pytanie, które faktycznie mogło zabrzmieć jakby naprawdę ciekawiło ją co tutaj sprowadza kompana z klasy Doriana. Piwne tęczówki omiotły facjatę rozmówcy, dosłownie przez chwilę zatrzymując się na kilkudniowym zaroście. Poczuła jak robi się jej sucho w gardle po czym uniosła wzrok wyżej. - Och, z pewnością naiwnych ślicznotek tu nie brakuje. Upatrzyłeś już sobie jakąś? – Spytała wertując zaciekle stronice jednej ze starszych ksiąg. Szczerze mówiąc niezbyt obchodziło ją to, które panny Auster podrywał, a które olewał, ale zawsze warto było wiedzieć i znać osobę, która być może pomoże jej w zdobyciu nielegalnej wiedzy. - Polecam panny z młodszych roczników. Są niebywale słodkie. – Dodała z przekąsem chcąc zagrać na nosie oby – nie – pedofila. Nie odrywała od niego wzroku zwyczajnie chcąc zobaczyć jego reakcję, wybadać teren i sprawdzić oczywiście jak daleko może się posunąć.
Benjamin Auster
Temat: Re: Dział ksiąg zakazanych Nie 20 Wrz 2015, 23:12
Czując spojrzenie, sunące po jego ciele nie mógł oprzeć się temu egoistycznemu wrażeniu o swojej doskonałości. Tak jakby nie dostrzegając ironii w postawie, geście oraz słowie Wandy wyprostował się nieznacznie i niby nienachalnie, nonszalancko i od niechcenia przeczesał rączką włosy. Wcale a wcale nie zauważając, jak się na niego patrzy. Tym bardziej, że Benjamin jako człowiek pełen cnót odpłacał się jej teraz należytym pięknym za nadobne, na co w sumie niezbyt trudno wpaść. Korzystając z wspaniałej okazji, jaka nagle się wydarzyła zobrazował sobie pannę Whipser w czymś innym, niźli szary mundurek, który na co dzień przyodziewała. Tak ot i po prostu - bardziej z kaprysu niż z wyraźnej chęci zrobienia czegokolwiek - wodził wzrokiem za tą bujną czupryną, smukłymi nóżkami i łabędzią szyją, podśmiewając się cicho z absurdalności własnych chorych wyobrażeń. Bądź co bądź Wanda to wciąż dziecko, choć tak bardzo stara się grać wielce dorosłą. A Auster, osoba wielce odpowiedzialna za ich oboje nie pozwoli, żeby ktokolwiek skrzywdził młodszą siostrę Doriana Whispera. Włącznie z nim… prawda? Obserwował ją więc, mniej nachalnie niżby chciał i bardziej nachalnie niż powinien utrzymując między nimi zawodowy, dosyć spory dystans. Czekając, aż panna Wanda w końcu raczy odpowiedzieć w jakikolwiek sposób na jego uwagę milczał, oceniając w skrytości serca kogo dziewczyna udaje. Kim jest i za kogo się ma - bo choć z pozoru sprawiała wrażenie osoby niesamowicie banalnej - była niesamowicie nielogiczna. Z jednej strony - grzeczna, z drugiej natomiast niezbyta miła. Inteligenta, wygadana a jednak - rumieni się jak dziecko z pierwszego lepszego powodu. I patrząc tak na nią po chwili uświadomił sobie, że Wanda jeszcze szuka. Dorastając, szamota się niczym dziecko z mgle. Dlatego najpewniej zrobi sobie krzywdę, prędzej czy później. Z tą myślą huczącą w głowie obserwował jak piwne tęczówki omotają ponownie jego niewinną twarzyczkę, po czym złapane niczym na haczyku zatrzymują się na starannie utrzymywanym zaroście. No dobrze, z takim nastawieniem Whipser zrobi sobie krzywdę o wiele prędzej, niż powinna od czego Ben, chcąc nie chcąc chyba będzie chciał ją jednak ustrzec. Najpewniej. - Tak, już dawno. Już zanim tutaj wróciłem. Sęk w tym, że nie ma serca i chyba nie chce mnie znać… ciekawe dlaczego? - rzucił, uśmiechając się bezczelnie prost w jej twarz. Okłamywać szczerą prawdą - uwielbiał to robić? Teraz pytaniem pozostaje czy Wanda uwierzy mu, czy też go wyśmieje. A może jedno i drugie? Bo w sumie historia jego i Rose to cudny materiał na chwytliwą tragikomedię, pomyślał smutno obserwując Wandę wściekle wertującą taką czy inną księgę. Czy tak zaciekle - na jedno wychodzi. Auster spostrzegł jak na dłoni, szczere zaciekawienie skrywane nieumiejętnie w piwnych oczętach, rzucanych słowach i bezwiednych gestach. Poczuł rozbawienie, łaskoczące przyjemnie austerowe wnętrze mniej więcej w chwili, gdy ta spojrzała na niego. - Nie dziękuję, nie gustuję w dzieciach. Ta o której mówię jest dorosła, ale pewnie jej nie znasz. W sumie to nieważne. Głównie przyjechałem tu pracować, puchate łożeczko i obserwowanie ślicznotek to zaledwie miłe dodatki. Zresztą wiesz, nie wypada. Zadawać mi się z małolatami - rzucił, zaskakująco wiele słów jak na niego, po czym posłał Wandzi uroczy uśmiech. Oraz pytanie, żeby nie było, że mówi tylko o sobie, czy coś - A Ty? Co Ciebie tutaj sprowadza? Nie uwierzę, że przyszłaś sobie ot tak poczytać o Czarnej Magii - to nie lektury do poduchy.
Wanda Whisper
Temat: Re: Dział ksiąg zakazanych Wto 22 Wrz 2015, 11:44
Gdyby wiedziała o czym dokładnie myśli Ben najpewniej skryłaby się w krukońskich pieleszach uciekając od niego jak najprędzej. I to wcale nie przez jego lubieżnie spojrzenie, trzydniowy zarost i nutkę ekstrawaganckich perfum, których używał. Ale dlatego, że ja rozgryzł. Była jak dziecko we mgle, była nielogiczna. Nie można było jej okrzesać nie wiedząc jak się do niej zbliżyć, jak ja podejść. Z jednej strony była prosta dziewczyną, jedną z wielu, jednak coś ją wyróżniało na tle innych uczennic czy też w ogóle kobiet. Kroczyła na oślep nie wiedząc gdzie ma się znaleźć, do kogo zwrócić. Popełniała błędy, wiele błędów, za które teraz prawdopodobnie płaciła. Wciąż jednak nie wiedziała co ma robić, gdzie iść i kogo się słuchać. Nie miała mentora, który by ją poprowadził. A nawet jeżeli ktoś taki kiedyś był to zbyt zajął się swoim życiem by o niej pamiętać. Nie miała jednak nikomu za złe, bo wszyscy w tych czasach mieli swoje problemy i to na nich się skupiali. Dlatego wciąż kroczyła, zastanawiała się, chociaż teoretycznie miała jasno określony cel – stać się aurorem. Wiedziała, że Wilson, który zauważył w niej to coś by jej pomógł, ale po ostatnich wydarzeniach, które spowodowały nie tylko jego bijącą nienawiść ale i szlaban – kto by pomyślał atakować szefa biura aurorów – nie miała szans na rozmowę z Jaredem. Pewnie przez to, przez utratę ostatniej nadziei postanowiła sama zająć się sobą – i najzwyczajniej w świecie szukać przyczyny, porad czy wskazówek w bibliotece, w której i tak spędzała większość czasu. Przez myśl przeszło jej nawet zorganizowanie kółka dla osób, które chciałyby się czegoś więcej nauczyć, ale czy to miało sens? W tej sytuacji gdy sama panna Whisper zamiast uczyć się i wkuwać ciągle ucina sobie krótkie rozmówki z Austerem, który stwierdził jednoznacznie, że z dziećmi nie wchodzi w żadne kontakty? Poza tym ona nie była już dzieckiem. Skończyła siedemnaście lat kilka miesięcy temu, dlatego najpewniej obruszyłaby się nienawistnie gdyby tylko mogła. Zamiast tego trwała w swojej pozycji nie wiedząc nawet dlaczego jej myśli i wspomnienia pobiegły na te tory, których nie chciała uruchamiać. Westchnęła do siebie, pod nosem i praktycznie niezauważalnie wciąż sunąc dłońmi po starych stronicach podręczników, których pewnie nie powinna dotykać ani skalać się nimi. Nie jej wina jednak, że tak ciągnęło ją do nieznanego, że tak pragnęła przygody i czegoś co obciążyłoby jej ramiona – nie miała już siły ciągle walczyć ze swoim przeznaczeniem, którego nie do końca pojmowała. Czy inaczej – nie znała, nie wiedziała co się z nią stanie. Bo w gruncie rzeczy jej historia była dość smutna jakby nie patrzeć. Nie wszystko działo się za jej zgodą – wróć – NIC się nie działo za jej aprobatą. I gdyby nie przyjaciele, którzy o niej pamiętali pewnie załamałaby się kompletnie nie mając czasu ani energii na wykonywanie najprostszych czynności. Czy nie lepiej byłoby ją wysłać do dalekich krewnych, którzy zajęliby się nią w Londynie? Z dala od wszystkich problemów, spięć i tym podobnych? W pewnym momencie Krukonka zwyczajnie potrząsnęła burzą ciemnych włosów powracając do rzeczywistości i uroczo gorzkiego pana bibliotekarza, który prawdopodobnie odpowiadał na jej pytania, które zadała chwilę temu. Nie wsłuchiwała się w jego smutną opowieść o niespełnionej miłości, która nie chce go znać. Nie domyślała się kto jest jego sympatią, bowiem nie mogła dopasować żadnej szczególnej buźki do jego facjaty. Wszystkie historie opowiadające o kochankach kojarzyły się jej z jednym panem z domu Borsuka, o którym powinna jak najszybciej zapomnieć. Jednak czy da się zapomnieć o kimś kogo zapach i dotyk czuje przy sobie? Odruchowo zmarszczyła brwi i z hukiem zamknęła jeden z podręczników wsuwając go sobie w ramiona. - Nie rozumiem jak mogła odrzucić Twoje względy. – Odparła naturalnie nie mając nic złego na myśli. Oceniła go teraz zupełnie powierzchownie jako młodego i przystojnego panicza, który pewnie dostarcza wielu rozrywek swoim obecnym kochankom. Nie znała go dobrze i nie wiedziała czy chciała poznać tak dogłębnie jak on mógł sobie to wyobrażać. A przez chwilę nawet i ona sama. Wzdrygnęła się widocznie po czym wykrzywiła wargi w lekkim grymasie przypominającym uśmiech – ten z serii bezpiecznych, nie zachęcających do przyparcia do ściany. Chwilę zastanowiła się nad jego pytaniem zwyczajnie chcąc go zbyć jednym słowem. Miotała się moment bo sama nie wiedziała jak odpowiedzieć i co dokładnie popchnęło ją ku temu działu. Marszczyła brwi, to oparła się o biblioteczkę i wzniosła piwne ślepia ku górze. - Chyba najlepszym sposobem na pokonanie wroga jest poznanie go, czyż nie? – Odpowiedziała co prawda pytaniem na pytanie, ale jakim zaskakującym! Praktycznie odpowiedź podała mu na srebrnej tacy. W końcu powróciła do niego spojrzeniem nie zatrzymując się na cechach czy szczegółach, które mogłyby ją zainteresować po czym wzruszyła ramionami. - Zresztą, sama lektura to nic złego. Paranie się czarna magią to co innego. – W pewnej chwili odbiła się od podłoża i przemierzyła krótką drogę między regałem, a stosem ksiąg, które przygotował dla niej Auster - mimowolnie przechodząc obok niego otarła się o niego nie tyle co sugestywnie, a zaczepnie. Oczywiście nie zauważając, że robi cokolwiek złego czy niestosownego. Może było to nieme zapytanie czy panicz Benjamin ów magią umie się posługiwać?
Benjamin Auster
Temat: Re: Dział ksiąg zakazanych Wto 29 Wrz 2015, 23:16
Gdyby Auster wiedział co tkwi pod uroczą czupryną panny Wandy, byłby roześmiał się ironicznie. Błędy, porażki, przegrane - co by nie powiedzieć, on z ich dwójki był niepodzielnym mistrzem w tej dziedzinie. Albowiem każdy podjęty przez niego krok, decyzja czy droga okazywały się koniec końców kurewsko trudne. Oraz całkiem niepotrzebne głupie, tak jak na przykład przyspieszona wyprowadzka z domu. Chorego, bo chorego - pełnego kłamstw, niezrozumienia oraz cierpienia. A mimo wszystko - bezpiecznego, co docenił dopiero po utracie owych komfortów w postaci łóżka, ciepłej miski, dachu nad głową. Co wcale nie oznacza, że dzisiaj by tam wrócił. Dosyć jest bez jego udziału obłudy na tym świecie. Dlatego między innymi poświęcił się pisaniu, by bezkompromisowo złożyć życie w ołtarze sztuki, która zbawi ich wszystkich. W zamyśle, rzecz jasna - bo rzeczywistość imała się odmiennym mianem. Bo Ben - jabłuszko spadnięte niedaleko ojcowej, zdradzieckiej jabłoni igrał z kobietami co wpisane miał w geny. I choć nie chciał, nie powinien, nie mógł - igrał także z Wandą, dziewczyną bawiącą się z ogniem co zapewne sprowadzi ją na złą drogę. Bo w jednej chwili Benjamin przywdziewał nonszalancką pozę oraz rycerski hełm na głowę - z mocnym postanowieniem, że dziewoje błądzące w mgle wyprowadza się na prostą. W innej chwili, o zgoro, przybierał te swoją nonszalancką pozycje z iście nieodpowiednią myślą w głowie. Oraz obojętnością, która jak wiadomo gorsza jest od nienawiści. Nienawidzi się tych, na których nam zależy a zbywa się wszystkich, czyli w jednym słowie nikogo. Co sprowadziłoby Whisper do rangi „nikt”, czego ta ambitna panna na pewno nie chciała. Szczególnie nie w tym cholernie szczęśliwym dla niej czasie. Dlatego słodko nieświadomy - zarówno mętliku w głowie Wandy, jak i mętliku w głowie Benjamina - obserwował ją, z zastanowieniem wodząc palcem w okolicy półotwartych ust. Nadal starając się ją niejako wyczuć, nadal decydując - czy chce jej pomóc? Czy to ma sens, i przede wszystkim - czy nie znudzi mu się równie szybko jak każda inna dziewczyna? Siostra Doriana Whispera, potrząsająca idiotycznie główką. Błądząca pośród wysokich regałów zakazanej części biblioteki. Wsuwająca niepostrzeżenie jeden z wyjątkowo śmiertelnych woluminów w białe, porcelanowe łapka. Nie. Ben spoglądając na nią z wprawnie skrywaną uwagę stwierdził, że tak nie może być panno Wando. Silna czy niesilna, zahartowana czy też słaba… skrzywdzona, czy wzmocniona - zagubiona lub odnaleziona w meandrach swojego skomplikowanego życia, w zakrętach szukając własnego „ja”… nie może tak być, tak się nie powinno zachowywać. Nigdy nie powinno się opuszczać gardy i szczerze, bez zastanowienia odpowiadać na pytanie bez ukrytej intencji, manipulacji, podtekstu. Prawdą, nie mając nic złego na myśli. Twoja pierwsza lekcja, Whisper. - Naprawdę? Ja rozumiem, zdaje mi się, że ty też. Przestań się krzywić i grymasić, a przynajmniej nie ukrywaj tego tym uśmiechem. Bez sensu - odparł, wkładając ręce do kieszeni dopiero po dłuższej chwili. O dziwo, nie śmiejąc się jak idiota, co w sumie robił przez większość ich rozmowy. Teraz był niemalże… śmiertelnie poważny. Po czym kontynuował rozmowę, jakby nigdy nic nie pozostawiając jej wiele czasu na reakcję. - Nie. Nie każdy urodził się bohaterem, może ty też nie. A nawet jeśli - sęk w tym nie aby wroga pokonać czy poznać a przechytrzyć. Wszyscy ludzie działają tak samo, kierują nimi… uczucia - rzucił cynicznie, wyraźnie akcentując ostatnie słowo, którym gardził - Nie potrzeba czarnej magii, czy klątwy crusiatusa aby kogoś skrzywdzić, wystarczy go w sobie rozkochać. Albo ująć go czarem albo zwyczajnie - okłamać. By potem uciec. Tu Benjamin przerwał, by w zastanowieniu potrzeć szczecinę. By zebrać myśli i zgrabnie ubrać je w słowa. Jak nauczyć kogoś oszukiwać innych, by samemu nie zostać skrzywdzonym? Nie wiedział, ale dla tego piwnookiemu wyjątku chciał się dowiedzieć. I chyba oparzyć, co wyraźnie sugerowało wielce sugestywne otarcie się. Które wywołało na benowej twarzy uśmiech pełen niedowierzania oraz rozbawienia. W co ona grała, czego chciała i po co? - Wanda, nie paraj się czarną magią, no i czytaniem o niej - dobrze radzę. Ani nawet nie próbuj - to nie dla ciebie. Skrzywdzisz siebie i świata nie zbawisz, nikt tego nie zrobi. Zajmij się sobą - mruknął cicho, z zastanowieniem niemalże lubieżnie, patrząc tępo na stos książek doń przygotowany. Po raz pierwszy chyba używając jej imienia, oraz tonu pozbawionego krzty ironii odwrócił się ku jej blademu licu dopiero po chwili, nadającej jego twarzy wyraz… nieomal życzliwego uśmiechu. Oraz spojrzenia pełnego zrozumienia.
Wanda Whisper
Temat: Re: Dział ksiąg zakazanych Pią 02 Paź 2015, 10:19
Przez myśli panny Whisper przerzucały się rożne sceny z jej życia – te szczęśliwe, spędzone jeszcze w domu rodzinnymi z kompletem rodziców i Dorianem, który jak zwykle dogryzał jej na każdym kroku. Pamiętała jakby to było wczoraj gdy ostrzegał ją przed złymi chłopcami i przed tym, by nie wtrącała się w jego sprawy. Jego pozornie krzywdzące słowa, ostre szpileczki wbijające się w podświadomość Wandy nie były takie złe, jakie mogły się zdawać na samym początku. Przez jej brata zawsze i wszędzie przemawiała troska o swoją jedyną i co najważniejsze – młodszą siostrę, która bez odpowiedniej osoby potrafiła zgubić się nie tylko w Zakazanym Lesie, ale i w odmętach swojego serca. Nie porównywała Bena do swojego brata – na pierwszy rzut oka wydawali się całkowicie odmienni, inni. Ben z wprawą posługiwał się ironią, prawie równie dobrze co starszy Whisper – ale – zawsze jest jakieś ale – patrzył równie łakomie na wszystkie młode dziewczęta co na domowe ciasto z kruszonką. Czy można było mu ufać, czy traktować jedynie jako przystanek – jeden z licznych ku jej drodze do szczęścia? Auster był świadomy tego co robi, a czy ona wiedziała w co się pakuje? Powiedzieć, że chce się nauczyć czegoś trudnego nie jest niczym niezwykłym – jedna książka czy druga. Pójście do działu ksiąg zakazanych i co dalej? Czy tego właśnie chciała? Czy chciała pojąć tajemnicę tej części duszy, której nie powinna nigdy odkryć? Czy skończy tak jak matka czy ojciec? Czy tego chciała? Musiała znać odpowiedź. Dlatego słowa, które wypowiedział jej rozmówca nie tylko nie zbiły ją z pantałyku, ale sprawiły, że dziewczyna podniosła na niego czekoladowe tęczówki z wyrazem zadumy, zastanowienia i powagi. Nie uśmiechała się już tak perfidnie – w ogóle się nie uśmiechała – zdawała się doskonale rozumieć to co do niej mówił Auster. On miał rację. Była jedną z wielu skrzywdzonych, szukających ujścia, wyjścia z tej całej beznadziejnej sytuacji. Chciała sobie pomóc, chciała pomóc innym skupiając się na nich nie na swoim – głównym problemem. Mimo tego, że otaczali ją ludzie czuła się strasznie samotna w tej swojej niedoskonałości i chęci odnalezienia prawdziwego ja. Wielokrotnie chcąc poruszyć ważne tematy, wydusić z siebie co się właściwie dzieje wokół nie mogła, nie miała do kogo się zwrócić czując jedynie rozdarcie i pustkę, której do tej pory nie potrafił nikt wypełnić. Starała się już nie myśleć o Henrym, który zwyczajnie uciekł, zostawiając ją z mętlikiem i problemami – i chociaż go kochała nie była pewna czy mogłaby na powrót związać się z tchórzem, który nie potrafił powiedzieć jej wprost co się dzieje. Wypuściła z płuc długo skrywane powietrze nie wiedząc za bardzo gdzie podziać oczy – coś w dołku ścisnęło ją mocno nie chcąc jakby puścić. Nie walczyła z tym tylko wsłuchawszy się w słowa Benjamina starała się dopasować odpowiednie elementy układanki. Na tekst o zakochaniu się chciała parsknąć śmiechem, wyśmiać go – nie mogła. Suchość w ustach, spierzchnięte i zaczerwienione wargi uniemożliwiły wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Stała zatem jak przysłowiowy słup soli i spoglądała na bibliotekarza z uwagą – nieskrywaną, bo nie musiała nic skrywać. Jego słowa dotknęły ją do żywego, ale czy on nie miał racji? Czując jeszcze mrowienie na lewym ramieniu, to tuz po otarciu się o młodzieńca skarciła siebie – sama już nie wiedziała co robić. Miała ochotę załamać ręce i zapłakać, chociaż to by nie pomogło. Obiecała sobie, że już nikt nie zobaczy jej w opłakanym stanie i zamierzała dotrzymać chociaż tego słowa. Odwzajemniając spojrzenie – odrobinę zamglone splotła obie dłonie w zastanowieniu kontrolując swój nieco przyspieszony oddech. Zrobiło się jej gorąco, bo teraz wszystkie jej plany zostały mentalnie zniszczone. Co teraz miała zrobić? - Jak mam zająć się sobą? Nie potrafię skupiać się na sobie. Nie chcę skupiać się na sobie. Chcę pomagać innym. Mi pomóc się już nie da. – Zduszony potok słów wypadł z whisperowych ust od razu po tym jak zauważyła życzliwość w jego oczach. Chociaż umiejętnie skrywaną. Jej głos delikatnie drgnął, a policzki ponownie zapłonęły. Odwróciła się szybko w stronę regału z tomiszczami o skomplikowanych nazwach, by Ben nie zauważył jej zmieszania. By nie napawał się tym tak naiwnym widokiem. Z jednej strony chciała go udusić za gorzkie słowa i stan do jakiego ją doprowadził. Ale z drugiej czy właśnie nie potrzebowała kubła zimnej wody?
Benjamin Auster
Temat: Re: Dział ksiąg zakazanych Czw 15 Paź 2015, 18:17
Widząc, że Wanda niczym niczego nieświadoma płotka dała się złapać na jego haczyk, stało się coś co nie przystoi jego wielce doświadczonej, zdruzgotanej duszy. Benjamin zadrżał, rzecz jasna jedynie metaforycznie, martwiąc się o los tejże zagubionej dziewczyny. Szczerze i niekłamanie (co widać było przez ułamek sekundy w jego oku) obawiał się o nią, o jej przyszłość skoro już teraz porywa się z motyką na słońce. Zagubiona mogła iść we wszystkie strony świata - widać było, że jest zdolna i pojętna, chłonna wiedzy i skora tę wiedzę wykorzystywać jak najrozsądniej się da a jednak… nauka to nie wszystko - sam Ben zdołał się o tym przekonać. Wybitnie zdane owutemy, bezrobocie, brak mieszkania - poprzez swój bunt też chciał zmienić świat. Zatrząsnąć fundamentami, na których ludzie na przestrzeni lat budowali swoją wizję otaczającej rzeczywistości. Albo raczej - przeczywistości, bo w jego ocenie to, co dzisiaj działo się w głowach było nie do przyjęcia. Pozornie - głupi i nieodpowiedzialny, i niech taki będzie. Wewnętrznie natomiast, Auster dostrzegał o wiele więcej niż sam by chciał. Ludzie się gubią, osaczeni kłamstwami dla świata i kłamstwami dla samych siebie. Nie wiedząc co robić i jaką maskę przyjąć - poddają się w końcu temu poczuciu beznadziei, które zaczyna nadawać ton ich życiu. Co im może wskazać drogę? No cóż, według bardziej romantycznej części Bena piękno sztuki. Słowa, które uprawiał w skrytości niedalekiego gabinetu - wbrew wyznawanym poglądom, wbrew charakterowi, na przekór szaleju skrywanego w jego własnym, obłąkanym sercu - czuł powołanie aby dalej próbować ten świat zbawić. A teraz, patrząc prosto w oczęta zagubionej Wandy czuł je jeszcze dosadniej niż kiedykolwiek wcześniej. Zrobił coś, czego nie powinien i dobrze o tym wiedział - okłamywał ją, jednocześnie okłamując siebie. Wmawiając sobie, że to co robił jest słuszne - a przecież wcale nie było. Kłamanie, które chciał teraz wbić do pokrytej czekoladowymi lokami główki nie prowadziło donikąd - o czym sam Ben doskonale wiedział, można powiedzieć… z doświadczenia. Od uczuć nie da się uciec, uczuciami nie powinno się bawić - bo to one kierują nami, czy tego chcemy czy nie. A przechytrzanie ludzi, czy ono w ogóle wchodzi w grę w obliczu czarnej magii i armii tego popierdolonego czarnoksiężnika? Nie, chyba nie - pewnie nagadał jej głupot, frazesów brzmiących po chwili tak pusto i głupio. A jednak, gdy je proklamował - zdawał się to robić całą - swoją pozbawioną ironii i dymu papierosowego - piersią. Och, to prawie szlachetne, Auster, ty poeto. I z tą myślą grzmiącą i huczącą w głowie, patrzył tak na nią szukającą odpowiedzi. I sam jej szukał, czując się już nieco zagubiony w całej tej rozmowie, która jednak po chwili wróciła na tory, które tak dobrze znał. Ja, dla mnie i dla siebie - czyli szeroko pojęty egocentryzm. Spluwając na tak zwane śladowe ilości moralnych wyrzutów sumienia, Benjamin uśmiechnął się nikle i dosyć smutno, mówiąc cicho aczkolwiek dosłyszalnie. Nawet dla Wandy, która skrywała zarumienioną twarz za nieco zgarbionymi plecami. Do których, notabene, poczuł nieodpartą chęć podejść i je objąć, i złapać dziewczynę za talię i szeptać jej do ucha wiele z tych słów, które teraz z trudem wydobywały się z ochrypniętego gardła. - Musisz sobie sprawiać wiele przyjemności, cokolwiek by to nie było. Możesz pić, albo palić - idź na imprezę. Robicie jeszcze imprezy, co? To Ci może pomoże, mnie pomogło ale w każdym razie - nie myśl o sobie za dużo. A szczególnie nie myśl, że jesteś jakimś herosem, bo nim nie jesteś. Przynajmniej na razie - wyrzucił z siebie, leniwie i powoli, z bezbłędnie udawaną nonszalancją. Opierając się o regał, zaciskał ręce coraz to mocniej na drewnianej półce czując teraz kurewsko wielką i przemożną chęć zapalenia papierosa. - Hej, tylko mi się tu nie załamuj, co Whisper? To nic złego być kimś normalnym, ja na to choruję całe życie… Palisz? - rzucił po paru sekundach, nieco za szybko i przez co może nienaturalnie, chcąc w sobie zdusić tę chęć by wykorzystać zagubioną, skrzywdzoną dziewoję. Zimne, listopadowe powietrze dobrze by im obojgu zrobiło a on nie był na przerwie chyba od rana.