The author of this message was banned from the forum - See the message
Diarmuid Ua Duibhne
Temat: Myślę, że nie stało się nic. Nie 18 Maj 2014, 01:26
Opis wspomnienia
Niewiele trzeba, by zbliżyć do siebie dwa serca. Niewiele też trzeba, by je od siebie oderwać. O odbiciach w jeziorze, braku porozumienia i o tym, jak skutecznym niszczycielem potrafi być duma.
Osoby: Chantal Lacroix, Diarmuid Ua Duibhne
Czas: czerwiec 1963
Miejsce: Błonia
Czerwiec nadszedł szybciej, niż mógłby sobie tego życzyć. Parne powietrze było niemal nieruchome, nawet najmniejszy powiew wiatru nie poruszał liśćmi na drzewach, tafla jeziora pozostawała niezmącona. Nawet wielka kałamarnica wygrzewała macki na płyciźnie i nie wyglądała na zainteresowaną zaczepkami ze strony nierozważnych trzecioklasistów. Powinienem ich przegonić, pomyślał, ale na tej myśli się skończyło. Diarmuid miał teraz na głowie ważniejsze problemy, niż wrodzony kretynizm młodszych roczników, z którym walka przypominała starcie miotły ze słońcem. Był o krok od ukończenia szkoły. Niemal wszystkie egzaminy przeszedł śpiewająco; ostatnim zaś, którym była transmutacja, zupełnie się nie przejmował. Był najlepszy na roku, mimo upokorzenia, jakim była konieczność powtarzania ostatniej klasy. Serce ściskało mu się nieprzyjemnie na samą myśl o tych miesiącach, kiedy jedyną rzeczą jaka powstrzymywała go od samobójstwa była mała, drobna iskierka wściekłości, tląca się gdzieś w zapomnianych zakamarkach umysłu, oraz piękne, kasztanowe loki o zapachu migdałów. Teraz te loki przybrały bordowy kolor, podobnie jak twarz Chantal; dziewczyna ściskała dłonie w pięści i patrzyła na niego rozzłoszczona niczym urażony hipogryf, a on nie wiedział co jeszcze ma jej powiedzieć. Wrażenie, że każde słowo jakie mogło w tej rozmowie paść, już padło, wcale nie ułatwiała mu sytuacji. Fakt, że sam zaczynał się robić powoli zirytowany również nie. - Ile razy mam ci tłumaczyć, żebyś wreszcie zrozumiała? – podjął temat, siląc się na zachowanie spokojnego, miękkiego tonu. Nie chciał zdenerwować dziewczyny jeszcze bardziej, choć, na Merlina, zachowanie zimnej krwi w tej chwili kosztowało go doprawdy zbyt wiele. - Nie mogę wyjechać. Kiedy ty skończysz szkołę, ja dopiero rozpocznę właściwe szkolenie. Przecież wiesz, że chcę zostać aurorem, jak to sobie wyobrażasz? Rzucę wszystko i wyjedziemy razem do Bułgarii, bo... Bo co? Chantal, bądź poważna... Uspokój się, proszę. – odetchnął głęboko, robiąc krok w jej stronę i unosząc ramiona w pojednawczym geście. Cała ta kłótnia była dla niego kompletną stratą czasu; właściwie, by sprawiedliwości stało się zadość, należy zauważyć, że cały czas starał się jej unikać. Nie byłby to pierwszy raz, gdy panna Lacroix od słówka do słówka zamieniała słodkie chwile w piekło. Był do tego przyzwyczajony i zwykle radzili sobie z momentami złości, ale temat jego szkolenia i jej marzeń stanowił grunt wyjątkowo grząski. I niezwykle trujący. A cierpliwość Diarmuida, mimo pozornego ogromu, miała swoje granice. Do których osiemnastoletni czarodziej od jakiegoś czasu niebezpiecznie się zbliżał.
Chantal Lacroix
Temat: Re: Myślę, że nie stało się nic. Nie 18 Maj 2014, 02:02
Czerwcowe powietrze wydawało się kpić z uczniów, a już na pewno było tak w mniemaniu Chantal, która przygotowywała się do ostatniego egzmainu z SUM-ów, a były to eliksiry. Przedmiot, który ukochała sobie tak bardzo, że za dwa lata planowała nadal go studiować w instytucie w Bułgarii... i mówiła o tym od blisko roku. W przeciągu tego roku wydarzyło się wiele, mniej lub bardziej wesołych rzeczy, a jedną z nich był Diarmuid. Poznała go w krytycznym dla niego momencie życia i chyba to ich tak do siebie zbliżyło.. a przebywanie w jednym domu w Hogwarcie tylko tę więź zacieśniało. Wszystko było sielankowe, aż za bardzo... nie licząc tych nic nie znaczących kłótni, które tylko dodawały nowych barw im związkowi. Oprócz tej jednej. Chantal czuła, że coś wisi w powietrzu, że coś złego się wydarzy.. dzień przed ostatnim egzaminem, do którego nie musiała się uczyć, bo po co? Parne powietrze dawało wrażenie, ze gorzej się oddycha. Kasztanowe dzisiaj loki panny Lacroix były bardzo niesforne. Ślizgonka czytała w cieniu jednego z drzew nad jeziorem, gdy dojrzała w oddali Diarmuida. Postanowiła podejść do niego i jakoś wykorzystać ten czas, skoro już za niedługo skończy szkołę.. chociaż ten obiecał na nią czekać. Rozmawiał z jakimś znajomym z roku.. Chantal podeszła do nich akurat w momencie by usłyszeć coś o aurorstwie.. i to był zaledwie początek. Od słowa do słowa, przez pytania do odpowiedzi... a włosy Chantal z kasztanowych zaczęły przybierać kolor bordowy. Znak ostrzegawczy dla wszystkich, że ów dziewczyna zaczyna się irytować. Normalnie jej włosy były czarne jak smoła i skręcone.. zmieniały barwę i kształt w zależności od nastroju, lecz bordowe były tylko wtedy, gdy była wściekła. I to bardzo. -Wydawało mi się, że nie ma dla Ciebie większego znaczenia GDZIE zostaniesz tym aurorem.. i poczekasz te durne dwa lata! Merlinie, jaka ja byłam głupia! -ciskała słowami gorzej niż klątwami i może dobrze, że różdżkę zostawiła na dnie torby. Temat rzeka, na który nigdy nie potrafili znaleźć dobrego rozwiązania... Diar dobrze wiedział, że Chantal po szkole chce wyjechać do najlepszego na świecie instytutu eliksirowarów... ale i Chant wiedziała o ambicjach chłopaka na zostanie aurorem. Zawsze rozmowa na ten temat kończyła się kłótnią lub była przerywana w połowie. Tym razem jednak rozmowa bolała ją. Istotnie czuła ból i to ten najgorszy, metafizyczny. -Bo co? Bo już wystarczająco się nacierpię przez te dwa lata bez Ciebie.. ale jak widać, kolejne pięć, gdy ja będę w Bułgarii, a Ty w Anglii to dla Ciebie żadna różnica! -widziała, że chce do niej podejść.. jak zawsze przytulić i przeczekać, aż emocje opadną.. ale ona czuła, że gdy to zrobi, ulegnie i się rozpłacze, a zawsze uczono ją, że nie należy okazywać swoich słabości.. a na pewno nie przez faceta. Kiedy on zrobił krok do przodu, ona się cofnęła. Może z racji bezpieczeństwa, by się nie rozkleić.. a może temu, by jednak mu jakiejś krzywdy nie zrobić. Krew Yaxley'ów wrzała w jej żyłach niemiłosiernie. Było tyle słów, które ona chciała wyrzucić z siebie... ale nie potrafiła. Nie wiedziała, gdzie leżała wina. W nim, że zależało mu na zostaniu aurorem? Czy może w niej, że nie godziła się na żaden inny instytut? Chyba gdzieś po środku..
The author of this message was banned from the forum - See the message
Diarmuid Ua Duibhne
Temat: Re: Myślę, że nie stało się nic. Nie 18 Maj 2014, 12:32
Opuścił ramiona poruszony tym, w jaki sposób dziewczyna odsunęła się od niego. Błękitne oczy zwęziły się niebezpiecznie, a kolejna miarka opanowania opuściła chłopaka jak para, ulatniając się w mgnieniu oka. - Ty się nacierpisz? Myślisz, że dla mnie to łatwe?- spytał chłodniejszym już tonem, nie odwracając jednak wzroku, nie uciekając spojrzeniem od jej twarzy, choć Chantal nie potrafiła odpowiedzieć tym samym. Nagle wszystko zaczynało wydawać mu się śmiesznie bezsensowne. Słowa, które między nimi padły, obietnice składane nocami gdy wymykali się razem z dormitorium, by patrzeć na gwiazdy. Jego łagodność i jej nieokiełznana natura. Dni, tygodnie, miesiące spędzane na planowaniu, czułościach, walkach i godzeniu się wśród westchnień pełnych ulgi. Nagle te małe elementy tworzące ich związek wydały mu się zbyt kruche i niestabilne, zbyt... Pretensjonalne. Wiedział, że gdy bitewny kurz opadnie z umysłu, zgani się za te myśli; teraz jednak gorycz i wściekłość, które zwykle tłumił, zaczynały brać górę nad rozsądkiem. Powinieneś być mądrzejszy. Powinieneś być tym starszym. Rozważnym. Spokojnym. Powinieneś być jej ostoją. - Do reszty zwariowałaś?- tembr jego głosu mógłby z powodzeniem iść w konkury z diamentami; zwykle ciepły, miękki, teraz brzmiał kompletnie obco. Diarmuid obserwował zmiany zachodzące na twarzy Chantal i czuł jak stare rany otwierają się na nowo, ale wiedział też, że nie ma już odwrotu. Bariera między wytrzymałością i miłością została doszczętnie zdruzgotana. Czas pozbierać zgliszcza. - Myślisz tylko o sobie. A ja, Chant? Co ze mną? – parsknął rozbawiony, choć w rozbawieniu tym słychać było drwinę i niedowierzanie. Zawód. - Myślałaś, że nie robi mi różnicy gdzie przejdę szkolenie? Że zmarnuję dwa lata, tutaj, a potem wyjadę do Bułgarii uczyć się w zupełnie innych warunkach? Przyswajać prawa, które w Anglii nie mają kompletnie znaczenia? Naprawdę byłaś tak głupia, by sądzić, że miejsce szkolenia nie odgrywa żadnej roli? Na litość, auror to nie pieprzony nauczyciel! Nie może szkolić się gdziekolwiek, to nie działa w ten sposób. Nie bądź śmieszna. – warknął wreszcie, nie potrafiąc się uchronić przed pogardliwą nutą, jaka wkradła się w jego słowa. Nie chciał jej zranić. Naprawdę nie chciał. - Nie mogę przechodzić szkolenia gdziekolwiek. – kontynuował, patrząc jak dziewczyna zaciska dłonie w pięści, patrząc na niego ze strachem. Z niedowierzaniem. I ogromną złością. Świetnie, stary. Doskonale się spisałeś. - To musi być Anglia. Angielskie protokoły, przepisy i prawa. Powinnaś była o tym pomyśleć, zanim wpadł ci do głowy genialny pomysł z Bułgarią. A może to pretekst, co, Chantal? Może to tylko pretekst, by zostawić za sobą zbędny balast? – uśmiechnął się wilczo, beznamiętnie patrząc jak jej włosy robią się coraz bardziej ogniste, a oczy zasnuwa mgiełka – Jest tyle cholernych instytutów, w których mogłabyś się uczyć. Na brodę Merlina, dlaczego właśnie ta przeklęta Bułgaria?!
Chantal Lacroix
Temat: Re: Myślę, że nie stało się nic. Nie 18 Maj 2014, 22:30
Chantal od zawsze była dziewczyną, której nic nie potrafiło przerazić.. ostatni raz czuła strach, kiedy Diarmuid zapikował niebezpiecznie na meczu ku murawie po oberwaniu tłuczkiem prosto w nos... ale odnośnie siebie? Nie było rzeczy, które mogły by ją napawać strachem. Była młoda, pełna ambicji, nie znała strachu ani nierozwiązanych spraw. Wszystko było do załatwienia. Aż do teraz.. bo należało wybierać, a zawsze Chantal chciała mieć wszystko. Nie potrafiła pogodzić się z myślą, że z czegoś musi zrezygnować. Nie mogła znieść tego nacisku, który Diar na nią wywierał. Jego argumenty były tak solidnie racjonalne.. tak bardzo prawidłowe.. ale ona też je miała! Wplotła dłonie we włosy, które były już tak iście płomienne, że nie należało tego mylić z innym stanem emocjonalnym jak złość.. a raczej wściekłość. Nie chciał jej ranić? To trochę mu nie wyszło. Nie potrafiła odnaleźć dobrych słów by wyrazić swoje zdanie, swoją opinię.. no właśnie? Czemu liczyła się tylko ona? Będąc zakochana w Ślizgonie powinna była myśleć o NICH. -Przechodziłam testy do tego instytutu jak jeszcze Cię nie znałam! Całe wakacje spędziłam w Bułgarii na pieprzonych testach z alchemii, warzyłam eliksiry w najbardziej zatęchłych lochach jakie w życiu widziałam. Nie miałam wakacji, to była harówka! Dopiero potem pojawiłeś się TY. To moja pasja, tak samo jak Twoją jest aur....-nie skończyła, ponieważ padło o jedno zdanie za dużo. Znacie to uczucie? Kiedy jedno zdanie powiedziane w złości powoduje, że Twoja złość gdzieś umyka, a zastępuje je ból? Własnie... bordowy kolor spłynął z włosów Chantal jak atrament, a one same wyprostowały się prawie całkowicie.. straciły cały swój blask, opadły smętnie.. wyglądały teraz jak odbicie oczu Chanti. Niebiesko-zielone tęczówki były bez życia i jakby za mgłą? Czuła ból.. pierwszy raz od.. od tak dawna. Kłócili się często, ale nigdy.. aż tak. -Jak... jak śmiesz! -wyrzuciła z siebie nienaturalnie wysokim głosem i czuła jak kąciki oczu pieką ją niemiłosiernie. Nie rozpłacze się.. przecież tego nie zrobi.. nie przez niego.. -Nigdy nie.. -zapomniała języka w buzi. -To chyba ja jestem dla Ciebie balastem.. nie wierzę, że praca nie zajmie Cię aż tak bardzo byś miał chociaż odrobinę dla mnie czasu. Czy będę w Anglii czy w Bułgarii to dla Ciebie żadna różnica, prawda? Droga wolna Diar.. nie będę Ci przeszkadzała w drodze do szczęścia. Dwie samotne łzy popłynęły po jej policzkach. Nigdy nie czuła się tak parszywie jak dzisiaj. Może to bedzie lepsze? Tak to będzie czekała całymi dniami aż raczy do niej napisać, zajrzeć na parę minut.. jak ten wierny pies Odysa ożywać na jego widok i konać za każdym razem gdy zniknie... lepiej skończyć to teraz. Była głupia, że miała nadzieję..
The author of this message was banned from the forum - See the message
Diarmuid Ua Duibhne
Temat: Re: Myślę, że nie stało się nic. Sro 21 Maj 2014, 18:29
- Zamknij się. - warknął twardo, niespodziewanie, patrząc na nią ostrym wzrokiem. Nigdy jeszcze nie odniósł się do Chantal w ten sposób, nigdy nie pozwolił, by jej - bądź co bądź - wciąż dziecięce humory zwyciężyły nad jego rozsądkiem. To nie wchodziło w grę; była młodsza, bardziej porywcza, wychowana inaczej niż on i Diarmuid mimo wewnętrznej rezygnacji zawsze starał się załagodzić konflikt, wysilić jeszcze bardziej, by nie padły niepotrzebne, przykre słowa. Tym razem zwyczajnie nie wytrzymał. - Zamknij się i słuchaj. - podszedł do dziewczyny, chwytając ją za ramiona i potrząsając drobnym ciałem w akcie desperacji - Całkiem oszalałaś? Słyszysz, co wygadujesz?! - syknął, schylając się, by mieć jej przepełnione bólem oczy na wysokości własnych. Miał wrażenie, że właśnie spłonął za nimi most. - Myślisz, że te kłótnie, te wszystkie dyskusje, te wszystkie razy, kiedy próbowałem ci wyperswadować pieprzoną Bułgarię są dlatego, że chcę się ciebie pozbyć? Nie bądź idiotką, Chant, przecież na Merlina, nie ciągnąłbym cię za sobą do Anglii, gdyby mi było wszystko jedno! - Słowa padały twardo, szybko, ale on już nie panował nad nerwami; dłonie zaciśnięte na ramionach panny Lacroix drżały z poirytowania, a zwykle błękitne oczy pociemniały niczym gradowa chmura. Każdy kolejny wyraz, każde zdanie, zmiana na twarzy dziewczyny, jej tężejące ciało, czerń zastępująca żywą czerwień... Każda kolejna sekunda sprawiała, że robił się coraz bardziej wściekły. Z bezsilności. I ogromnego, ogromnego żalu. - Skoro tak uważasz, to droga wolna. Nie upokorzę cię, zrywając z tobą, Chantal. Mam swój honor. Proszę. Idź. Widzisz? Już nic ci nie przeszkodzi w karierze. - parsknął wreszcie suchym śmiechem, zabierając ręce i rozkładając bezradnie ramiona, kiedy cofał się kilka kroków, odsuwając od skamieniałej dziewczyny. Klamka zapadła.
Chantal Lacroix
Temat: Re: Myślę, że nie stało się nic. Pią 23 Maj 2014, 00:27
Każdego dnia słyszy się o zapowiadanym końcu świata.. zawsze pada inna data, ale większość ludzi jest przekonana, że nie dożyje tego dnia. Kłamstwo. Wierutne kłamstwo. Dla Chantal świat skończył się dzisiaj i teraz. W tej chwili. Wszystko runęło z głośnym hukiem, domek z kart posypał się karta po karcie, a gdy ostatnia z nich spadła, okazał się nią joker. Z wyśmiewczą miną, jakby to był jedyny komentarz do tego co się teraz działo. Dwa, młode umysły, tak burzliwe i jeszcze niemądre weszły na ścieżkę, na którą nigdy nie miały wejść. Rozgorzał płomień, lecz nie był to jak zawsze płomień namiętności. To była istna pożoga, trawiąca wszystko co dobre na swej drodze. Ostre słowa i podniesiony głos. Diarmuid nigdy wcześniej tego nie zrobił, zielone oczy Chantal wpatrywały się w niego martwo. Bez wyrazu. Jakoś wszystko z niej uleciało, nie czuła już radości ze spotkania go.. bo wiedziała, że najpewniej widzi go po raz ostatni. Nie miała niczego. Nawet tej pieprzonej nadziei. Co to w ogóle było, nadzieja? -Ah tak? Nie upokorzysz mnie? Pieprzony łaskawca z Ciebie! -znowu Chantal podniosła głos, ale teraz oprócz złości była w tym rozpacz. Nie chciała lub nie mogła wierzyć w żadne jego słowo. -Nie zrywam z Tobą, nie bój się, też Cię nie upokorzę panie auror.. -syknęła ostro. -JA tylko usunę Ci się z drogi i pozwolę być kim chcesz! -to mówiąc odwróciła się na pięcie i odeszła.. bardzo szybko. I wcale nie odeszła, bo nie miała sił siękłócić. Nie chciała, by zobaczył jej łzy. Strumienie łez płynące po policzkach i zapowiadające długi i bardzo gorzki okres w ich życiu...