|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Murphy Hathaway
| Temat: Re: Błonia Sro 08 Lip 2015, 01:16 | |
| Wykonywała ruch raz po raz, nie czując mimowolnej zmiany toru lotu. W sumie nawet nie miała głowy by o tym, ewentualnie, myśleć - taka była skupiona by nie popełnić błędu. Gafy, faux pas, głupoty w stylu pomylenia prawej strony z lewą, czym potwierdziłaby niesłuszny stereotyp głupiutkiej dziewczynki. Którą ja niezwykle denerwował - kto powiedział, że dziewczyna i miotła nie idą w parze? W każdym razie jakiś idiota - przecież to połączenie idealne, nawet długowłosy Lancaster kiedyś musiał się o tym przekonać. Gdy goniła go z nożycami po błoniach, co w sumie było głupie i niebezpieczne. Ale tylko przez te złowrogo ostre nożyce, nie przez jej bezbłędne prowadzenie miotły, coby nie było! Słysząc uwagę Riaana, odetchnęła. Z ulgą, bo ucieszyła się, że coś poszło jej dobrze i nie skręciła przy tym karku oraz w ramach odpoczynku, należało szybko regenerować energię. Bo jak dobrze pamiętamy ani nie spała ani nie jadła, więc siłą rzeczy nie miała jej zbyt wiele. W przeciwieństwie do chęci, tych jej nie brakowało. Wysłuchała chłopaka do końca, chciwie spijając każdą uwagę z ust. Chciała zrozumieć, nauczyć się i pojąć jak najwięcej w jak najkrótszym czasie. Taka już była - nieco roztrzepana, nieco narwana ale nadal uroczo uparta. I to ostatnie najczęściej ratowało jej skromne cztery litery (usadzone teraz nieco wygodniej na miotle, zgodnie z radą młodszego kolegi) także podczas najbliższego meczu, najpewniej. - W porządku, rozumiem. Tak? - spytała, okręcając się. Pamiętała rzecz jasna zarówno o kolankach, jak i luźnych nogach jak i bioderkach, które Riaan rozruszał pierwszy raz od czasu jesiennego balu. Co w sumie było smutne, co z jej życiem towarzyskimi i dlaczego winny był ten biedny Henley? W każdym razie - raz czy dwa posłusznie poćwiczyła sztuczkę sprzedaną przez chłopaka. W końcu dzisiaj był jej nauczycielem i należało się go słuchać, tym bardziej, że zdawał się wiedzieć co robi. A poza tym w jego śmiałym spojrzeniu Murph nie dostrzegała nieczystych intencji, których spodziewała się po nielicznych kolegach i koleżankach ze szkolnych ławek. Nie, Riaan był Gryfonem, nie ma co popadać w paranoję. Dlatego też tak ufnie słuchała jego poleceń, czego nie zwykła robić na co dzień. Jednak nawet jej duma chowała się w kąt, gdy dziewczyna uświadamiała sobie, jak wiele brak jej do ideału. A mecz zbliżał się nieubłaganie, czego nie mogła przecież ignorować. I choć nie bała się tłuczków, miała krzepę w ramionach oraz czuła się dość pewnie… no cóż. Umieć jeden manewr i go nie umieć to już dwa, prawda? - Gotowa! - krzyknęła więc pełna chęci, wigoru, energii oraz werwy. Pomimo zmęczenia, jakie powinna czuć. Oraz symfonii wygrywanych w pustym żołądku. Oraz chłodu przeszywającego dreszczem jej ciało. Nie była baleriną, której przeszkadzał rąbek u spódnicy, czy też szukającą rozpaczającą za spalonym witkiem miotły. A Murphy Hathaway, co się na ogół w Hogwarcie ceni, bo od lat ona i jej brat znani byli jako ci nieposkromieni. Jak więc krzyknęła, tak więc zrobiła i pamiętając o bioderkach wykonała pierwszy z serii skrętów. |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Błonia Sro 08 Lip 2015, 01:16 | |
| The member ' Murphy Hathaway' has done the following action : Dices roll'6-ścienna' : |
| | | Anonim
| Temat: Re: Błonia Nie 12 Lip 2015, 19:55 | |
| /tak na szybko, wybaczcie ociąganie
Krótkie podsumowanie: Riaan - za pomoc w treningu Murphy dostajesz 30 fasolek ode mnie. Murphy - Twój trening poznawania manewrów dotarł do końca. Napisz jednego posta w innym temacie, w dormitorium, na Błoniach, gdzie bądź w jaki sposób Twoja postać ćwiczy ciało do poznanych manewrów : to jest mięśnie grzbietu, brzucha, kończyn oraz zmysł równowagi. Podeślij mi na prywatną wiadomość link, abym mógł z czystym sercem przyznać Tobie punkt do statystyk. Bo poznanie i ćwiczenie czegoś jednorazowo nie da zbyt wielu efektów, jeżeli nie będzie systematyki.
Daję Wam dobrowolność w opisie ostatniego ćwiczenia, celowo pozostawiając jakość jego wykonania. Z mojej strony to wszystko.
|
| | | Riaan van Vuuren
| Temat: Re: Błonia Wto 14 Lip 2015, 01:31 | |
| I to chyba będzie na tyle. Trening sięgał już końcowi, ostatnie ćwiczenie Murph wykonała wystarczająco dobrze, aby móc ją w końcu puścić. Przestał pokazywać gdzie dziewczyna ma uderzyć i zrównał się z nią miotłami. Położył jej na ramieniu swoją przemarzniętą dłoń. Nawet rękawiczki nie zrekompensowały mu chłodnego wiatru wiejącego na tej wysokości. Kij poobijanego Zmiatacza był przeraźliwie zimny. - Wydaje mi się, że na dzisiaj już koniec. Jestem głodny i zmęczony. I przemarznięty. - Ziewnął przeciągle i stwierdził, że po spędzonym świcie z Murphy co nieco się o niej dowiedział. Jej determinacja, oraz chęć do stawania się coraz lepszym bardzo mu podpasowały. Właściwie to w tych cechach byli praktycznie identyczni. Tak jak wiedział, że siedzi w nim coś dzikiego czekającego tylko na wyjście z jego cienia, tak w rudej widział ogień gotowy do objęcia jej całej. Wiele można było wyczytać z ruchów drugiego człowieka. Słońce było już zdecydowanie zbyt wysoko, a Riaan nie zdziwiłby się gdyby Wielka Sala otwierała się właśnie, a skrzaty teleportowały na stoły uczniów jedzenie. Jajecznicę, boczek, fasolkę w sosie pomidorowym, smażone pomidory, gotowane jajka... Równie dobrze mógłby się zaślinić na śmierć od takich wizji, dlatego przegnał je czym prędzej zdając sobie sprawę, że nadal trzyma rękę na barku dziewczyny. Co przywiodło mu do głowy pewien pomysł. - Właściwie... - przerwał uśmiechając się do niej chytrze. - ...to zrobimy jeszcze jedno ćwiczenie! - chwycił mocno jej bark i z całej siły pociągnął wykorzystując ciężar swojego ciała. W jednej chwili miotła wraz z Murphy obróciła się. Płomienne włosy dziewczyny zwisały teraz w dół wraz z jej płaszczem. - Zwis! Ostatni raz! - to zdecydowanie szło jej najgorzej. Nic jej nie będzie jeśli sobie powtórzy, na samiusieńką końcówkę treningu. Riaan szybko wymanewrował miotłą tak, aby być pod nią ale nie asekurował jej zbytnio. Zamiast tego zadarł do góry głowę i zaczął podśpiewywać sobie piosenkę.- Hamba nathi Mkhululi wethu. Hamba nathi Mkhululi wethu. - zachichotał lekko zdając sobie sprawę, że w sytuacji prawdopodobnie przerażonej dziewczyny słowa piosenki mogły być lekko ironiczne. Bo to ona, a nie on powinna śpiewać "Zostań ze mną mój zbawco". Kiedy już dziewczyna uporała się z ze zwisem, a był pewien że zrobi to bez najmniejszego problemu, bo w końcu on ją tego nauczył, wyląduje i zejdzie z miotły. - Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać. Gorąca herbata i ciastka? - uśmiechnie się jeszcze łobuzersko i zaprowadzi ją z powrotem do środka zamku mając wrażenie, że chyba udało mu się zawrzeć całkiem interesującą znajomość. [z/t Riaan] |
| | | Murphy Hathaway
| Temat: Re: Błonia Wto 14 Lip 2015, 23:38 | |
| W gruncie rzeczy zadowolona, choć wyraźnie zmęczona. Ucieszyła się na widok Riaana i słysząc wypowiedziane doń słowa, w przerwie od mimowolnego szczękania zębów, którego i ona wyprzeć się nie mogła. - Tak! Jedzenie, och. Należy mi się jajko na chrupiącym boczku, nie sądzisz? - rzuciła z szerokim uśmiechem. Zadowolona z siebie jak mało kto, była wyraźniej szczęśliwsza niż na początku treningu. Może to to słońce przebijające się tu i ówdzie przez chmury. Albo towarzystwo nowego znajomego, nie męczącego jej frazesami typu „wszystko będzie dobrze, nie martw się tak”. Lub wiatr we włosach, tyle przestrzeni przed, nad i pod sobą oraz wolność - miotlana wolność, która sprawiała, że i sercem czuła się wyzwolona. Wspaniale. Uwielbiała to robić. Nawet chłód tak bardzo nie przeszkadzał, w sumie do teraz go nie odczuwała. Dlatego też chętnie przystała na jego jakże szaloną propozycję, godząc się na jeszcze jedno ćwiczenie. Co z tego, że od paru godzin kusili już los i złamane karki i kończyny i nosy i wszystko. Nie ma ryzyka, nie ma zabawy - przemknęło jej przez myśl trzy milisekundy przed brawurowo szaleńczym gestem Gryfona. Którego w pierwszej chwili miała ochotę potraktować tłuczkiem, przekleństwem oraz kopem w brzuch, bo do mądrych się to nie zaliczało a przynajmniej tak jej się zdawało. I choć z początku ciężko było ogarnąć ten gwałtowny zwis, z trudem się jej udało. Co skwitowała nieco histerycznym, pełnym niedowierzania śmiechem. Oraz krzykiem, który słychać pewnie było nawet w sekretnym lochu koperkowego woźnego. - RIAAAN TY IDIOTO ZABIJESZ MNIE, NIE LEĆ SOBIE NIGDZIE, NIE MYŚL ŻE TO KONIEC - rzuciła trzymając się kurczowo miotły, z braku lepszego pomysłu. Kurde, jak to było, to przejście do góry? Świat z tej perspektywy tak cholernie rozpraszał, a myśli i rozbawienie szumiące w jej obróconej o sto osiemdziesiąt stopni czuprynie nie pomagały koncentracji. Charakter również - GDZIE TY LECISZ. NIE ZOSSTAAAWIAAJ MNIE! - rzuciła, na pół szczerze wściekła, na pół szczerze rozbawiona na co jej miotła podleciała dwie stopy do tyłu. Wystraszona tym faktem co nie miara, zignorowała ironiczny śmiech kolegi psychopaty i przypomniawszy sobie jak uratować kark, wykonała szaleńczy taniec noga-tułów. Patrząc na niego z perspektywy bezpiecznej ziemi, zasznurowała gniewnie usta, czekając na słowa, które miał w swojej obronie. To był żart, no bardzo śmieszny, rzeczywiście. I już miała go zacząć okładać pięściami, drobnymi ale jakże szaleńczo upartymi, kiedy nagle uświadomiła sobie coś. Nauczył ją, ona naprawdę ten zwis umiała i dzięki temu już być może nie zginie. Dlatego w sumie nie ma się o co gniewać i bić. Sprzedając mu tylko jednego kuśkańca w bok, wybuchnęła gromkim, szczerym śmiechem. I dała się zaprowadzić na kawo, ciastko, herbatę oraz chrupiący boczek wraz z sadzonym jajkiem (niekoniecznie w tej kolejności) czując początek jakże ciekawej znajomości.
zt, dzięki Lemur. Dzięki Riaan! <3 |
| | | Gość
| Temat: Re: Błonia Nie 02 Sie 2015, 19:13 | |
| Dzień był taki przyjemny. Słońce grzało, a że Finny nie cierpi zbytnio okropnych upałów to przesiedziała prawie cały dzień w Hogwarcie. Robiła różne rzeczy. To czytała, to wędrowała gdzie popadnie. Wieczorkiem, kiedy słońce przestało już tak ogrzewać, no i pojawił się lekki, bardzo przyjemny, chłodny wiaterek. Dlatego zarzuciła na ramiona lekką szatę mundurkową i leniwie wyszła ze swojego domu. Ruszyła w stronę błoni - jej ulubionego miejsca w Hogwarcie. No a kiedy przyszła na miejsce to usiadła na trawie i podniosła lekko łebek przymykając oczy tak, żeby promienie słońca opiekały delikatnie jej pyszczek.
Przepraszam, że tak króciutko ;w;" |
| | | Spencer Delaney
| Temat: Re: Błonia Nie 02 Sie 2015, 19:32 | |
| Prawdopodobnie sprawdziłby się w roli wampira - nigdy specjalnie nie lubił słońca, dlatego też wieczorami zdecydowanie przyjemniej mu się obcowało z naturą. Mimo że na dworze dopiero zaczynało robić się ciemno, to w jego obecności wszystko wydawało się chłodniejsze, mroczniejsze, mniej ludzkie. Sama jego aura wystarczyła, by Spencer gdzie się nie pojawił, ciągnął za sobą płaszcz nocy - zupełnie jakby blask słońca bladł przy nim i wygasał. Oczywiście miał ze sobą jeden ze swoich czarnych płaszczy, pod nim skrytą ciemną koszulę i spodnie również w ciemnych kolorach - gdyby nie niepokój, jaki roztaczał wobec siebie samą obecnością, prawdopodobnie za godzinę czy dwie mógłby stać się częścią otoczenia. Wyjątkowo chłodną częścią otoczenia. Szczerze mówiąc nie czuł potrzeby aby wychodzić na zewnątrz - jego ciało nie potrzebowało tego, więc tak naprawdę jedynym powodem dla którego się tutaj znalazł, był fakt że postanowił wyrwać się z biblioteki i przeprowadzić obserwację na żywo. Może nawet jakaś interakcja z przypadkowo wybranym celem - coś na kształt rozrywki. Trzeba przyznać że dawno nie prowadził wnikliwego śledztwa i brakowało mu...hmm, rozrywki. A świat już niejednokrotnie udowodnił mu, że istoty wyższe uwielbiają jego rolę, zaś los mu sprzyja. Tak było i tym razem. Przemykając się niczym cień przez błonia, wypatrzył cel przesiadujący na trawie. Powoli i praktycznie bezszelestnie zbliżył się do niej. Scena prawie niczym w horrorze. Najpierw nikogo nie ma w pobliżu, natomiast w następnej chwili jest już za jej plecami, górując nad jej drobną postacią. Zdecydowanie nie miał ochoty obserwować jej z oddali. Tym razem lepiej będzie zmniejszyć dystans. - Kto by pomyślał, że zdarza się by gwiazdy Quidditcha poruszały się samotnie, bez ogromnej obstawy fanów - powiedział powoli, cicho i beznamiętnie, świdrując ją wzrokiem. Oczywiście wiedział z kim ma doczynienia - on zazwyczaj wiedział, z kim rozmawia. Phoenix Park, ścigająca Krukonów. Nie żeby ten nędzny sport go interesował choć trochę, ale czasem warto jest zbadać osobę publiczną. W końcu to może być ciekawe przeżycie. |
| | | Gość
| Temat: Re: Błonia Nie 02 Sie 2015, 19:58 | |
| Znaczy, jeśli chodzi o Finny to ta lubiła słońce, ale nie takie ostre które strasznie paliło a później wszystko szczypało. Dlatego w lato częściej siedziała w jakimś budynku niż na dworze, a jej ulubionymi porami roku zdecydowanie była jesień i zima. Zima ze względu na biały puszek który był wszędzie gdzie się tylko spojrzało. Tylko dlatego, bo zbyt niskiej temperatury Park też nie lubiła. Chociaż, zależy.. Jako największa przylepa w Hogwarcie znalazłby się ktoś, to otworzył by dla niej ramiona i ogrzał, o. Jeśli jednak będzie zimno a nikt nie będzie chciał jej przytulić? Pozostanie kocyk i coś cieplutkiego do picia. Przy kominku. Na samą myśl aż tęskni za zimą, uh. Powracając jednak - siedziała tak sobie w ciszy, oddając się przyjemności jaką dawała jej Matka Natura. Delikatny wietrzyk, zachodzące już słońce. Ułożyła się tylko wygodniej, przyciągając do siebie kolana i obejmując je lekko. Pewnie posiedziałaby w tej pozycji dłużej, jednak usłyszała za sobą czyjś głos. Otworzyła zaraz oczy z ciut zdziwioną miną, jakby się przesłyszała. Chwilę to potrwało zanim spojrzała w górę i zobaczyła jego twarz do góry nogami. Uśmiechnęła się szeroko i leniwie wstała otrzepując tyłek z podłoża które przyczepiło się kiedy siedziała i stanęła na przeciwko niego. - Chyba jednak takie przypadki się zdarzają, hehee. - mruknęła obdarowując go jednym ze swoich uroczych, firmowych uśmiechów. Taka ona już była. Ufała większości. Nawet by jej przez głowę nie przeszło, że taki osobnik jak Spencer mógłby być jakimś psychopatą. Tym razem nie rzuci mu się na szyję w wejściu, jednak przy następnym spotkaniu - coś takiego może się wydarzyć, a co zabawniejsze to normalne według Phoenix. |
| | | Spencer Delaney
| Temat: Re: Błonia Pon 03 Sie 2015, 15:48 | |
| Szczerze mówiąc, nie do końca spodziewał się tego, co zaserwowała mu panna Park. Rzadko ktokolwiek się uśmiechał w obecności, a już na pewno nie do niego - to było zwyczajnie dziwne. Dziewczyna była albo niesamowicie odważna i śmiała się niebezpieczeństwu w twarz, albo zwyczajnie nie była w stanie się domyślić z kim ma do czynienia. To dość dziwne, bo nawet najbardziej przypominający trolle Ślizgoni raczej woleli schodzić mu z drogi (poza pewnymi masochistycznymi wyjątkami, ale w każdym domu znajdą się "nieustraszeni bohaterzy"). Zanotował w pamięci to że został w nietypowy sposób powitany i zapamiętał aby w odpowiednim momencie na stronie, przenieść na papier wszystkie informacje jakie z niej wydobędzie. Nie wytrąciła go oczywiście z równowagi, ale odniósł wrażenie że próba znęcania się nad nią psychicznie może się zakończyć niepowodzeniem. Albo po prostu poziom trudności poszedł w górę. To mogło być ciekawe przeżycie, jednakże zamierzał podejść do niej ostrożnie. Kto wie, może tak naprawdę skrywa jakieś mroczne tajemnice tak dobrze że nikt ich jeszcze nie odkrył, a jej radosna postawa to tylko gra? - Dlaczego jesteś tu sama? Zawsze byłem przekonany, że istoty ludzkie raczej łakną towarzystwa innych, podobnych sobie. A w szczególności te popularne - wyrzucił z siebie nawet na sekundę nie zmieniając swojej lodowatej, wypranej z emocji intonacji. Och, oczywiście, bardzo chętnie pomodulowałby głos - to na pewno by mu ułatwiało wszelkie próby sondowania ludzi, jednakże...zwyczajnie nie był w stanie. To miało swoje wady i zalety. Mimo wszystko, gdzieś w głębi jego czaszki obudziły się łakome myśli. Zastanawiał się, jakby to było rozcinać jej gładką skórę i jak właściwie smakuje jej krew. Jednakże miejsce było zbyt publiczne, żeby mógł przejść do swojego ulubionego sposobu spędzania wolnego czasu. Zresztą każdy łowca wiedział, że najpierw lepiej poznać zwierzynę, na którą będzie się polować. |
| | | Gość
| Temat: Re: Błonia Pon 03 Sie 2015, 16:30 | |
| Finny to Finny. To nie tak, że nie odczuwała strachu. Ona była po prostu.. Chochlikiem. Takim małym, wiecznie uśmiechniętym, robiącym co jakiś czas psikusy chochlikiem. Znała strach, jednak osobiście rzadko go odczuwała. Może dlatego, że przez jej delikatność większość Krukonów miało ją za taką małą przylepę, pieszczochę. Komu by przez głowę przeszło, żeby ją krzywdzić? No tylko spójrzcie na nią. Taka niewinna i kochana. No, trzeba przyznać że Spencer zaplusował. Zaplusował swoim ostrożnym podejściem do Koreanki. No bo mimo swojej niewinności i delikatności skrywa diabełka. Przechyliła lekko głowę kiedy mówił i wlepiła w niego swoje duże, ciemne oczy. - Hm, właściwie to nie jestem sama. - mruknęła uśmiechając się znów i szturchnęła go lekko. - Bo przecież się do mnie odezwałeś, a to oznacza, że chciałbyś mojego towarzystwa, huhu? - tak bardzo pewna siebie i nieświadoma tego jaki jej rozmówca jest. Nie odczuwała niebezpieczeństwa. Czuła się swobodnie tak jak zawsze co sprawiało, że Park jest odrobinę głupia i naiwna. |
| | | Spencer Delaney
| Temat: Re: Błonia Czw 06 Sie 2015, 14:03 | |
| Nie spodziewał się po nikim takiego toku myślenia - zwyczajnie nie był w stanie zrozumieć tego, że ktoś może być tak otwarty i przyjacielski. Szczególnie, że gdy po raz poprzedni spotkał osobę która miała podobny styl bycia...cóż, owa osoba raczej przed nim uciekała, niż próbowała się zaprzyjaźnić. Nawet po siedmiu latach, Ravenclaw dalej był pełen tajemnic, a co za tym idzie - musiał się zdecydowanie bardziej postarać ze swoimi małymi badaniami, jeśli zamierzał wyrobić się przed ukończeniem szkoły. Tak czy siak, właśnie rozpoczynał się kolejny eksperyment, a co za tym szło - musiał się zacząć przykładać. Chociaż odnosił wrażenie że ciężko będzie coś z niej wyciągnąć - takie aż nazbyt kochane osóbki, były zdecydowanie cięższymi obiektami obserwacji, niż cała reszta...a to sprawiało tylko, że tym chętniej wydarłby jej wszystkie jej tajemnice. - Owszem, już nie jesteś sama. Tylko czy powinno Cie to cieszyć? - spytał cicho. Na szturchnięcie nie zareagował, chociaż zdawał sobie świadomość że to nie był mądry ruch z jej strony. Już nawet zaczął sobie wyrabiać o niej opinię - lekkomyślna. Zdecydowanie tak mógłby ją określić. Ale to z kolei było mu na rękę - znacznie łatwiej będzie mógł wykorzystywać wszelkie możliwości które mu zostawi, by wedrzeć się głębiej w jej psychikę i wyciągnąć co tylko będzie chciał. Postanowił więc skorzystać z zupełnie innej taktyki niż dotychczas. - Tak, masz rację. Nie dane było nam się poznać bliżej. -rzucił beznamiętnie. |
| | | Gość
| Temat: Re: Błonia Wto 11 Sie 2015, 12:47 | |
| Trudno powiedzieć co tym dziewczęciem kierowało. Zanim przyszła na błonię chciała pobyć sama. Kiedy jednak usiadła na trawie i patrzyła na wszystkie widoki jakie miała to poczuła pustkę. Nagle zechciała, żeby ktoś był tu z nią i z nią rozmawiał, podziwiał okolice i to wszystko. To, że akurat w tym momencie zjawił się Spencer i do niej zagadał... serio. nie widziała w tym kompletnie nic złego. Nie wiem jaką chłopak miał opinię wśród ludzi, ale jakakolwiek by to nie była - po prostu o niej nie słyszała. Przechyliła pytająco głowę słysząc jego uwagę. Dlaczego nie powinna się z tego cieszyć? Ma towarzystwo, to oczywiste, że będzie się zachowywać pozytywnie niż negatywnie. Dlatego też uśmiechnęła się lekko nie dając mu żadnej odpowiedzi. Przeciągnęła się cicho ziewając. - Nie sądziłam, że przyjście tutaj tak szybko wyciągnie ze mnie resztki energii. - mruknęła cicho trochę niezadowolona. W końcu jest tutaj, żeby posiedzieć i odpocząć a nie, żeby zaraz wrócić i pójść spać. Co za okropieństwo. - Nie było dane.. ale teraz mamy szansę. - powiedziała z uśmiechem ale zaraz klasnęła w ręce jakby coś sobie przypominając. - Prawda! Tak Cię przytrzymuje, a przecież musisz mieć coś do roboty, huh? - głupie pytanie. Gdyby było podobnie to by przecież się do niej nie odezwał. Nie myślał by o tym, żeby zagadać do lekkomyślnej krukonki. |
| | | Jason Snakebow
| Temat: Re: Błonia Sob 15 Sie 2015, 20:16 | |
| /Początek/
Jason obudził się zlany potem, a jego serce waliło jak szalone. Prawą dłonią przeczesał włosy i wziął głęboki wdech, by uspokoić nieco wysokie tętno. Kolejny koszmar, lecz ciągle o tej samej tematyce. Nie lubił snów... czasem wyciągały na wierzch to, co już dawno chłopak starał się pogrzebać. Było już przed południem, słońce świeciło, a czując, że i tak nie wpadnie w objęcia snu ponownie, wstał z łóżka i podszedł do okna, które zgrabnie zakrywała zasłona. Jednym ruchem odsłonił je i zmarszczył oczy z powodu nadmiaru światła. Teraz dopiero mógł się zorientować, jak blada była jego skóra. Cóż, lata spędzone w lochach na eliksirach oraz bibliotekach idealnie się teraz odzwierciedlały. Westchnął cicho i poszedł się umyć. Całe szczęście, że tutaj, w Hogwarcie, mają wysoki standard sanitarny. Rok szkolny w Hogwarcie trwał w najlepsze, więc korytarze szkolne roiły się od uczniów i hałasu. Nie lubił tłumów, choć musiał przyznać, że w tłumie łatwo można się ukryć, wtopić w tło... niczym cień. Gdy już się umył i doprowadził do porządku ( włosy mimo to nadal w nieładzie), ubrał się w zwyczajne, czarodziejskie szaty, koloru czarnego, lekkie i zwiewne. Pod spodem koszula w kratkę, do tego wygodne jeansy, lekko starte w kolanach. Różdżkę wsunął za prawą pazuchę i wyszedł na błonia, by pooddychać świeżym powietrzem i...pobyć samemu. Taki typ. Dzień zapowiadał się dziś niezwykle pięknie, jak na listopad. Wiał przyjemny wietrzyk, rozwiewając starannie ułożone fryzury niektórych uczennic, słońce ukryte za chmurami czasem poświeciło, miło muskając twarze ludzi, a to wszystko na tle pięknego zamku. Jason skierował swoje kroki w kierunku błoni szkolnych. Podczas, gdy większość jego rówieśników imprezowała lub miło spędzała czas , on siedział na zewnątrz, czasem nawet w mrozie, z ulubioną książką lub pewną ideą. Wszystko po to, by się zahartować. I oczyścić myśli. Gdy wyszedł na błonia wziął głęboki wdech, pozwalając płucom napełnić się krystalicznie czystym powietrzem. Cisza i spokój - Jason je uwielbiał. A samotność? Z wyboru bardziej. Jeśli już ktoś się do niego odezwał, nie był dziwolągiem i potrafił porozmawiać. No, chyba, że ktoś postawił go w sytuacji niezwykle obarczającej stresem. Wtedy wyrazy zatrzymywały się w gardle. Teraz? Był zupełnie sam... sam ze swoimi myślami i demonami, które gotowały się w jego wnętrzu, jakby chciały wypełznąć i rozpętać piekło. Znalazł na błoniach jakąś ławkę pod starym drzewem. Jason uwielbiał takie pozbawione zewnętrznego uroku miejsca, fascynowało go odkrywanie piękna w rzeczach typowo brzydkich, czasem wręcz paskudnych.. Jason wykrzywił wargi w lekkim uśmiechu, był w swoim żywiole. Usiadł na ławce pozwalając, by jego smukłe palce przeczesały każdą deskę konstrukcji ławki, jakby chciał wychwycić jakąś skazę. W chwili, gdy to zrobił, przymknął oczy, a w jego świadomości pojawił się obraz - mały Jason, bity przez napranego ojca. Gdy wiatr musnął jego lica, otworzył oczy i zacisnął dłoń w pięść. - Cisza...słodka cisza... - szepnął do siebie i przymknął oczy, rozkoszując się jej pięknem. Odpoczywał, delektował się chwilą. |
| | | Katerina E. Argent
| Temat: Re: Błonia Sob 15 Sie 2015, 21:10 | |
| Dzień zapowiadał się jak każdy inny. Katerina nie była typem nocnego marka, dlatego też nie spała jakoś przerażająco długo. Zerwała się już o ósmej rano, z dosyć pozytywnym nastawieniem do życia, a warto nadmienić, że ostatnio była na etapie wypierania i uciekania od własnych problemów. Taki już typ człowieka – uciekaj dopóki możesz, dopiero później stań twarzą w twarz z tym co ci nie wyszło w życiu. Większość dnia spędziła w dusznej i okurzonej bibliotece, jak przystało na Krukonkę zresztą. Odrabiała zadania domowe, co było w jej przypadku dosyć nowym wydarzeniem pośród takiej ilości ksiąg, jednakże nie przeszkadzało jej to zbytnio. Zaklęcia i runy były jednymi z jej ulubionych przedmiotów, pomimo tego, że w tym ostatnim niezbyt dobrze jej szło. Mieli jednakże tak miłą nauczycielkę oraz stażystę, że nie sposób było nie polubić tych zajęć. Na domiar wszystkiego zgłosiła się do Klubu Pojedynków, co w jej przypadku zapewne było samobójstwem. Wypadało się więc przygotować odpowiednio. A jeżeli nie wyjdzie to, mówi się jednak trudno i płynie się dalej. Po soczystym obiedzie, nie umiała jednak wrócić na trzecie piętro, dlatego z żołądkiem zapełnionym pieczonymi ziemniaczkami oraz opasłą książką pod pachą, ruszyła dziarsko w stronę błoni, gdyż jak na listopad, grzało przyjemne słoneczko i aż korciło by skorzystać z tych ostatnich dni przed nadejściem zimy. Pod nosem nuciła coś, co zapewne miało przypominać piosenkę Beatelsów, jednakże słoń na ucho jej nadepnął i niejeden z mijanych ją uczniów, myślał pewnie, że to jazgot godny „Thriller” Michaela Jacksona. No cóż…ma się ten talent. Miała swoje miejsce, niedaleko starego dębu, dlatego bez namysłu, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, ruszyła w tamtym kierunku. Raz, dwa, trzy – krok za krokiem, zbliżała się do swojej ostoi, do swojego Dębu Przemyśleń, bo wszak gruba księga run pod pachą była tylko wymówką, by móc przemyśleć niektóre sprawy. A ostatnio miała ich coraz więcej – domniemane braterstwo z Aeronem, było kłopotliwe dla niej, nie dlatego, że tego nie chciała, ale prędzej bo spadło to na nią jak grom z jasnego nieba. Dodajmy do tego różne inne rozterki życiowe – jak na przykład okłamywanie Wandy z jej stosunkiem do Gilgamesh’a i robi się ciekawy magiel towarzyski. Była tak pochłonięta własnymi myślami, że nie zauważyła wystającego konaru, który znajdował się koło ławki. Upadła oczywiście, no bo jakżeby inaczej, na kolana tym razem, a nie na swoje mało szanowne cztery litery. Zaklęła soczyście i trochę nieprzyzwoicie, co zapewne dama nie powinna robić i odgarnęła niesforne czarne pukle z twarzy. Usiadła na swoich piętach z głośnym westchnięciem. Dopiero teraz zauważyła, że w sumie upadła u stóp Puchona, którego ledwo znała z widzenia. Uśmiechnęła się trochę nieśmiało i przepraszająco. Trzeba było nie przeklinać, panno Argent! -Och. Ojoj. – sięgnęła po księgę i otrzepała ją z liści i źdźbeł trawy. – Cześć? – wyglądała na tak zagubioną w sytuacji, że aż żal powinien serce ścisnąć.
|
| | | Jason Snakebow
| Temat: Re: Błonia Sob 15 Sie 2015, 22:14 | |
| Uwielbiał ciszę, pozwalała mu ona zmierzyć się z samym sobą i swoimi myślami, jakże chaotycznymi i niepoukładanymi. Co jakiś czas przewijały się także i wspomnienia. Głównie z dzieciństwa, które było jego piekłem, z powodu wiecznie pijanego ojca. Gdy rozpoczął naukę w Hogwarcie przyjął zasadę "Ignorować wszystkich, zagryźć zęby i iść do przodu". Bardzo mu ta zasada pomogła przebrnąć przez każdy kolejny rok z coraz lepszymi ocenami końcowymi. Jason dopiero niedawno stwierdził, jak wiele drzwi otworzyła mu nauka w tej szkole, jak wiele otrzymał możliwości rozwoju. Pytanie tylko, czy chłopak będzie umiał to wykorzystać. Wiecznie zamknięty w sobie milczący dziwak, który woli towarzystwo zwierząt i książek, niż ludzi siedział teraz na ławce niczym milczące widmo odległych czasów. Przymknięte powieki, zastygłe usta, palce przesuwające się po starych, drewnianych deskach ławki, jakby chciały poznać historię tego miejsca.Gdy wychodził na błonia, grzało lekkie słońce, teraz znowu zaszło i zrobiło się chłodniej. Gęstość i barwa obłoków sugerowała jedno - będzie padać. Jednak Jason nie miał zamiaru się stąd ruszać, nawet mimo ulewy. Zahartował się parę lat temu podczas zimy i nie przejmował zbytnio następstwami decyzji o nieodpowiednim ubiorze w zależności do pogody czy coś w tym stylu. To trochę pomagało w znajdowaniu miejsc, do których normalny człowiek nie chciałby wejść z powodu zimna, wilgoci czy ciemności. Ale nie Jason, on to uwielbiał. Wracając do przykrych wspomnień chłopaka i piekle jego dzieciństwa Puchon wyznaje zasadę, że trzeba żyć teraźniejszością, ale również nie należy zapomnieć o rzuceniu okiem w przeszłość, która jest fundamentem przyszłości. Czasem to pozwala zapobiec przykrym wydarzeniom. Wróćmy jednak rozkoszować się pięknem ciszy, w której usłyszeć można więcej, niż się wydaje. Tak wiele ukrytego piękna można odnaleźć w błogości chwili. Owe poszukiwanie jest jednak zgubne i niebezpieczne. Szukając czegoś, można przez przypadek uwolnić swoje własne demony i ponownie toczyć z nimi bój o własne człowieczeństwo. A to najcięższa walka... I tak właśnie cisza, która otaczała to magiczne miejsce, została zmącona. Jego azyl zbezczeszczony. Najpierw usłyszał coś w rodzaju śpiewu, jednak źródło dźwięku było zbyt daleko, następnie, gdy nucona przez dziewczynę melodia zbliżała się, usłyszał kroki. A więc jednak mógł pójść dalej, głębiej, zakorzeniając się w dalsze struktury terenów szkolnych, ale tym razem poszedł na łatwiznę... Teraz miał towarzystwo, od którego stronił na co dzień jak tylko się dało. Odejście teraz byłoby wielkim nie taktem, więc Jason westchnął ciężko i przygotowywał się na spotkanie. Musicie wiedzieć, że Puchon jest strasznie ograniczony jeśli chodzi o kontakty między ludzkie. Chłopak ma problem z nazywaniem emocji, nie potrafi ich odczuwać dostatecznie, co sprawia, że jego postać w całej okazałości jest jakby pozbawiona kolorów. Po chwili do jego uszu doszedł odgłos upadku, co mimowolnie sprawiło, że odwrócił głowę w stronę małego wydarzenia. Na kolana upadła uczennica domu Kruka. Jason kojarzył ją, ale tylko z widzenia, być może mijali się parę razy na korytarzu. Jej soczysty wulgaryzm uderzył w jego małżowiny uszne niczym serce w metalową obudowę dzwonu. W ręku trzymała książkę, co mu osobiście zaimponowało, choć nie dał tego po sobie poznać. Jego ciemnobrązowe tęczówki niemalże zlewały się ze źrenicami. Jej włosy były bujne i gęste, oczy głębokie i lśniące, a to wszystko zamknięte w niebywale przyzwoitej twarzy. Nie odzywał się, po prostu ją obserwował. Do momentu, w którym dziewczyna sama go zobaczyła. Wtedy ciemnobrązowe, głębokie tęczówki chłopaka napotkały się z oczami dziewczyny. Jason zmrużył brwi, jakby chciał się bardziej im przypatrzeć, ale po chwili spuścił nieco wzrok. Po chwili dziewczyna odezwała się. Przez chwilę Jason nic nie mówił, tylko starał się uporządkować myśli. -Cześć... - powiedział cicho niepewnym, niskim głosem, choć o tembrze miłym dla ucha. Westchnął cicho. Spojrzał raz jeszcze na obecną Krukonkę, po czym odsunął się, ustępując jej miejsca na ławce. Wybitne apogeum męskości prawda? Jak pisałem, Jason ma z tym problem. Chrząknął i przeczesał włosy w zakłopotaniu. Już dawno nie znalazł się w sytuacji sam na sam z jakąś dziewczyną, co wybitnie sprawiło, że...nagle zaschło mu w gardle. Zapomniał o najważniejszej rzeczy i która sprawiała mu najwięcej trudności. Ogólnie chłopak nie był zbyt dobry w nawiązywaniu nowych znajomości. - Jestem Jason... - powiedział cicho i przełknął ślinę. Odwrócił twarz, patrząc przed siebie i zapytał. - Wszystko w porządku? Jego słowa były wypowiadane powoli, miały coś w sobie coś hipnotyzującego, tajemniczego. Cała postać Puchona była jednym wielkim misterium. I owe swoiste delirium ciszy, które zostało zmącone, rozpłynęło się niczym mgła... "- Cisza...słodka cisza..." |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Błonia | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |