|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Remus Lupin
| Temat: Re: Klasa eliksirów Sro 22 Kwi 2015, 23:37 | |
| Nijak nie skomentował spóźnienia poszczególnych uczniów, chociaż w sumie - mógłby. Nie po to nosi się oznakę prefekta, by tylko i wyłącznie pięknie prezentowała się na piersi i choć czuł nieodpartą ochotę - powstrzymał się od wszelkich nieprzyjemnych uwag. W tej sali rządziła niepodzielne profesor Lacroix, a podważać jej władzę oraz autorytet nie dość, że było - po pierwsze - samobójcze to również wielce niestosowne. Bo w końcu, obowiązywała jakaś hierarchia prefekt a pedagog - nie uwzględniająca tego, że w nielicznych przypadkach nauczyciele byli po prostu…. niesprawiedliwymi, stronniczymi, krwiożerczymi smokami. Czy tam Smoczycami, nieważne. W każdym razie - wzrok oraz uwagę skupił na Hallu. Spodziewał się tego, szczerze powiedziawszy, spodziewał się podobnego zadania - w końcu byli na lekcji eliksirów, więc logicznym jest, że będą je warzyć? Jednak nie od razu ruszył się ławki obserwując biernie uczniów plączących się po sali, założył ręce na piersi. Gryfów było tu niewiele a z tego co zdążył zauważyć, Hathaway oraz Henley w sposób dość naturalny dobrali się w parę, co oznacza jedno. Jemu przypada zaszczyt asystowania młodszej Lacroix. Obserwował w milczeniu ostre ruchy - napełnienie kociołka źródlaną wodą, dodanie płatków róż. Oraz spojrzenie, wyraźnie wskazujące na niechęć do zebranych wokół niej osób. Remus uśmiechnął się pod nosem, widząc gromy ciskane z bławatkowych tęczówek, po czym ruszył w kierunki Gryfonki. Czy tego chciała czy nie, pracowali dzisiaj razem. Czując się zażenowanym faktem, że nic dotychczas nie zrobił, postanowił od razu zrekompensować błąd. - Hej, jak mogę pomóc? Masz już wszystkie składniki? - Mówiąc to, wyjął ręce z kieszeni. Remus zdawał się nie zauważać spojrzeń wymienianych pomiędzy dziewczyną a Rosierem, zignorował również jego... bezinteresowny akt pomocy - wszystko to uznał za sprawy pomiędzy nią a nim, sprawy których najpewniej by nie zrozumiał dlatego ingerować w nie zamierzał. Zamiast bez słowa podniósł porozrzucane pod ławkami talerzyki, co zajęło dłuższą chwilę. Po niej wstał by bez słowa ułożyć naczynia na ławce po czym dosiadł się do dziewczyny. Nie czekając na odpowiedź, odczytał kolejne polecenie i odsypał potrzebną porcję skrzydeł białych motyli. Wziął do ręki niewielki nożyk by rozpocząć arcyciekawy proces proszkowanie suszonych składników. Spojrzał się przelotnie na Aristos, raz czy dwa, dając do zrozumienia dwie rzeczy - po pierwsze, był przyjaźnie nastawiony. Znał awersję dziewczyny do czerwonych, czym starał się generalnie nie zrażać. W końcu nigdy nie zrobiła mu niczego złego, a zresztą - pewnie tak naprawdę nie byłaby w stanie nikogo skrzywdzić. Poza tym jego spojrzenie zdawało również mówić, że nie zamierza prowadzić wymuszonych na siłę, niby-przyjacielskich pogawędek. Po upływie należnego czasu, wsypał do mikstury zarówno skrzydła jak i łuski, oczywiście w tym samym czasie. Do ręki wziął drewnianą łyżkę i posyłając Ari rozbrajający uśmiech, zaproponował. - Pozwolisz, że będę mieszał - po czym nie czekając na zgodę, rozpoczął kolejny arcyciekawy proces - proces mieszania mający trwać kolejne pięć minut. Skupiając się na tym, by kręcił koła zgodnie z ruchem wskazówek zegara, obserwował w milczeniu zmieniający (na jaką?) barwy eliksir. Wszystkie słodkie gry pozorów, tudzież niepozorów toczone za jego plecami, pozostały jak dotąd niezauważone. I prawdopodobnie zostaną, więc nie gra toczy się dalej.
//chyba komuś tu psuję koncepcję, hihi. wybaczcie jakość, ale… SPAĆ |
| | | Eric Henley
| Temat: Re: Klasa eliksirów Czw 23 Kwi 2015, 11:14 | |
| Eric nachmurzył nieco się na wzmiankę o Forresterze. Lubił starszego kumpla, ale od czasu do czasu miał prawo trochę ponarzekać na to, że Murphy spędza z nim tak dużo czasu. Czy nie mógł? Właściwie to chyba nie powinien, no bo jakie niby miał podstawy ku temu by rościć sobie towarzystwo rudzielca na wyłączność? Zapewne niebyt duże, o ile w ogóle jakieś miał, nawet jeśli byli przyjaciółmi. Gryfon zdawał sobie sprawę z tego, że nie powinien być zazdrosny, jednak mimo wszystko nie mógł opędzić się od tego typu myśli. Czasem nawet czuł się w jakiś sposób niekompletny gdy nie było jej w pobliżu. Może o to chodziło Joe piszącej w liście do niego o kawałkach duszy w innym człowieku. Kiedy podeszli do kociołków by udzielić odpowiedzi Smoczycy, Eric w gruncie rzeczy ucieszył się, że Murph nie poczuła zapachu związanego w żadnym stopniu z Peterem. No a w każdym razie tak mu się wydawało, bo w jego opinii facet raczej nie może pachnieć Liliami czy lawendą. Nie wiedzieć właściwie czemu, uśmiechnął się do siebie pod nosem. Kilka minut później, wysłuchawszy już odpowiedzi innych uczniów(głównie obślizgłych ślizgonów), wrócili wspólnie do ławki. Nie zwlekając ani chwili dłużej, Hall ogłosił wszystkim zgromadzonym, jakie będzie ich dzisiejsze zadanie. Starogrecki Eliksir miłosny. Gryfon założył ręce za głowę i spojrzał na otwierającą książkę Murph a później przeniósł wzrok na tablicę i instrukcje które się na niej pojawiły. Gryfon wcześniej zupełnie nie miał cierpliwości do warzenia Eliksirów, jednak ostatnio – zapewne dzięki Wandzie – nieco spokorniał i ze spokojem studiował aktualnie listę składników. -Jasne – odpowiedział chociaż znając talent Rudej do przedmiotu wykładanego przez smoczych, chyba wolałby pójść osobiście po poważniejsze ingrediencje – Tylko spróbuj nie zapomnieć o niczym, nie chcę stracić brwi jak ostatnio… - dodał uszczypliwie przypominając jej o lekcji pod koniec poprzedniego roku nauki, po czym zajął się nalewaniem źródlanej wody do kociołka W tym czasie Ruda zdążyła wrócić trzymając w rękach – o dziwo – wszystko czego potrzebowali. Miła odmmiana. -Nie tylko róży, wszystkie kwiatowe, lepiej pożycz od Forrestera okulary – powiedział chyba nieco zbyt wrednie, obdarowując przy tym dziewczynę złośliwym uśmiechem i wrzucił przyniesioną garść płatków jaśminu do źródlanej wody. Teraz wystarczyło odczekać 10 minut. Murph wydawała się strasznie zaciekawiona instrukcjami bo cały czas się w nie gapiła. Gryfonowi wydawało się, że przestała przejmować się jej śmiesznymi pogróżkami, ale wyglądało na to, że będzie musiał ją zapytać po zajęciach. Nie chciał by znów zamartwiała się jakimiś obślizgłymi ślizgonami. -Skrzydełka białych motyli i łuskę syreny wrzucimy wspólnie w tym samym momencie – powiedział słysząc narzekania przyjaciółki na instrukcje - Nic się nie bój kochana, Mistrz Eliksirów jest przy Tobie – dodał uśmiechnąwszy się do niej ciepło, po czym rozejrzał się po klasie. Lupin i Ari chyba radzili sobie nieźle, czego na szczęście nie można było powiedzieć o ślęczącej przy kociołku Rosie, która niemrawym wzrokiem wpatrywała się w poszczególne składniki. Nie żeby Gryfon był zawistny, ale każda porażka Rabe w niewielkim stopniu go cieszyła. Gdy Murph zagadnęłą go o czas podgrzewania, natychmiast odwrócił się w jej kierunku i chyba pierwszy raz od 15 minut spojrzał w jej szarobłękitne oczęta. Miała jakiś dziwny wyraz twarzy, zupełnie jakby się czegoś obawiała. Eric spojrzał na zegar i chcąc podnieść ją trochę na duchu odparł wesoło : -Już, już, zostało kilka sekund, łap się za łuskę syreny – rzekł i sam chwycił skrzydła białego motyla. Zbliżył się nieco do dziewczyny i wrzucili do kociołka jednocześnie oba wspomniane składniki a Gryfon zaczął mieszać wywar zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Wtedy coś na tablicy przykuło jego uwagę. -Panie Hall, do czego potrzebne są te skrzydła turkawki? Nie ma nic o nich w opisie przyrządzania - zadał gwałtownie pytanie nieco zdziwiony swoim wcześniejszym niedopatrzeniem, po czym poczuł orchideę w okolicy swojej głowy. [Przepraszam, za 7 słółw ekstra] |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Klasa eliksirów Czw 23 Kwi 2015, 22:35 | |
| Nawet się nie łudziła, że uda jej się wyważyć idealny starogrecki eliksir miłosny. Miała za mało wiedzy, żeby to wyszło, jednak nie miała zamiaru też siedzieć i patrzyć się bezmyślnie w książkę, kiedy Vincent pracował obok. Przesunęła wzrokiem po ciągu zdań, które krok po kroku przedstawiały etapy pracy. No cóż, jeśli miała przed sobą książkę, która ponoć była dosyć mądrze napisana, to chyba nie powinno pójść tak źle, jak na początku przypuszczała. Podniosła się z siedzenia, słuchając poleceń Vincenta, odprowadzając go spojrzeniem do szafki, z której wybierał składniki. Ona zaś przysunęła do siebie kociołek i nalała do niego wodę z rzekomo czystego źródła. Krótkim, prostym zaklęciem zapaliła ogień, czekając aż woda się zagotuje. Nie, nie była z tych co przypalali wodę. W końcu umiała sobie poradzić w dużo bardziej skomplikowanych czynnościach, niż ta, która jej zdaniem była przecież banalnie prosta. Pokręciła więc głowę, puszczając uwagę chłopaka mimo uszu. Domyślała się, że raczej nie miał nic złego na myśli i tylko to powstrzymało ją od kąśliwych uwag w jego stronę. Gdyby się już jakiś czas nie znali, to pomyślałaby, że się z niej nabijał. Z niej i jej niewiedzy w danej dziedzinie nauki. Odgarnęła włosy z twarzy, po czym przesunęła opuszkiem palca po dolnej wardze w geście zamyślenia. Uważnie śledziła każdy krok zapisany w tym podręczniku. Bajeczka o tym, że trzeba go przygotowywać podczas pełni księżyca wydawała się jak wyjęta z palca, co tylko skomentowała prychnięciem. Zaraz później przypomniała sobie słowa „szeregowego” Halla i spojrzała w stronę stażysty. Posłała mu krótki uśmiech, chociaż nie sądziła, żeby w ogóle go zauważył, po czym zwróciła swoje spojrzenie na Vincenta, przygotowujący składniki. - Sproszkowane skrzydła i łuskę syreny dodać, tak? – zapytała jeszcze dla pewności, dając mu też do zrozumienia, że chciała pomagać, a nie siedzieć bezczynnie. Tak też zaraz zrobiła, po czym zaczęła mieszać przez tyle minut, ile było podane w podręczniku. Jeśli udało im się zrobić do tego momentu wszystkie czynności dobrze, to wywar powinien przybrać barwę jasnozieloną barwę. Miała nadzieję, że tak będzie, bo jeśli nie, to zgodnie z instrukcją… było bardzo źle. - Myślisz, że trzeba jeszcze odbębnić jakieś tańce księżycowe i te sprawy? – spytała, powoli mieszając. Nie była mistrzem eliksirów, raczej byłaby mistrzem trucia nimi ludzi, tym co nie wyszło. Oby jednak teraz było dobrze, bo od tego zależała ocena. Może nie zależało jej na swojej własnej, ale nie chciała, żeby Vincent miał za złe to, że się nie udało z jej winy. |
| | | Chantal Lacroix
| Temat: Re: Klasa eliksirów Pią 24 Kwi 2015, 00:39 | |
| Czasem należało dać się wykazać młodej krwi. Chantal dobrze pamiętała, jak sama zaczynała pracę w Hogwarcie i przez parę miesięcy prowadził ją Slughorn. Niesiony sentymentem miał wiele serca dla swej dawnej podopiecznej i uczennicy. Nie minął miesiąc, jak kobieta znała ułożenie buteleczek w składziku, znała imiona wszystkich uczniów i wryła się im w pamięć dzięki solidnym pracom domowym. Dopiero później przyszedł czas na lekki terror na lekcjach. Mały, ale skuteczny. Kobieta pozwoliła Alexowi wykazać się. Dodać coś od siebie, co mogłaby zweryfikować, ale ku jej wielkiemu zdumieniu - nie przerwał jej ani razu. Chantal odczuła to jako swego rodzaju urazę. Poddał się? Nie chciał podjąć walki na dogaduszki i słowne utarczki? Nauczycielka posłała spojrzenie stażyście, które odczytać mógł tylko on. I miała nadzieję, że zrobił to bezbłędnie jak swoje eliksiry. Wszystkie odpowiedzi były poprawne, ale nie o teorię tutaj chodziło lecz praktykę. Kobieta zaczęła przechadzać się wśród ławek, chcąc przyjrzeć się pół produktom, które powstawały pod mniej lub bardziej czujnym okiem prowadzącego. Los jednak bywał paskudny i nawet najlepszemu uczniowi mogła zdarzyć się pomyłka, czyż nie? **** Jasmine nie przepadała za pracą w grupach. Tak się składało, że wolała prace indywidualne niż być odpowiedzialną za czyjeś błędy. Własny sukces, własna porażka. Zamyślenie pochłonęło ją tak bardzo, że nie od razu dojrzała Vincenta i Porunn. Dopiero, gdy nauczycielka kazała im wstać, zerwała się z krzesła i podeszła do kociołków. Nigdy nie wyrywała się w odpowiedziach, dlatego słuchała innych. Stanęła obok Pride'a, posyłając mu lekki uśmiech. Taki sam posłała Porunn. Nie miała złych zamiarów, ale jak widać, nie zawsze doceniała myśli zazdrosnej kobiety. -Czuję... whiskey. Żarzący się tytoń i... -zaczęła, z początku nie kojarząc tych zapachów z nikim konkretnym. Osobno może były bez znaczenia. Jednak to taką whiskey pił. To były jego ulubione papierosy. Zapach jego rozgrzanej skóry. Jasmine nie dopowiedziała trzeciego aromatu. -...jaśmin. -dodała na końcu, spoglądając na Avery'ego, którego dłoń lekko przesunęła się po jej talii. No tak. Oboje lubili te same kwiaty. Wróciła na miejsce, posyłając uśmiech Alecto. -Pora działać, prawda? -zaczęła swoją działkę eliksiru. Sumiennie mieszała wszelkie składniki i odmierzała je z chirurgiczną wręcz precyzją. **** Nie było o wyjaśnione wcześniej, ale teraz nadrobię. Eliksir przygotowywany jest w 3 etapach. Za wami etap pierwszy. Po każdym etapie ja albo Alex rzucamy kostkami. Po trzecim etapie podliczamy punkty.
Suma punktów po 3 turach = I tura + II tura + III tura + statystyki każdej osoby z pary.
Para, która uzyska najwięcej punktów uwarzyła najlepszy eliksir. Punktowane są trzy pierwsze pary, chyba, że różnice będą niewielkie.
Kolejność par:
1. Aristos i Remus 2. Murpy i Eric 3. Evan i Lloyd 4. Porunn i Vincent 5. Jasmine i Alecto 6. Amycus i Rosalie |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Klasa eliksirów Pią 24 Kwi 2015, 00:39 | |
| |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Klasa eliksirów Pią 24 Kwi 2015, 10:17 | |
| Szczerze wątpił w dydaktyczną wartość eliksiru, jaki mieli wykonać i poniekąd wyczekiwał zakończenia zajęć zgodnie z przewidywaniami obecnych tutaj osób. Jeśli tylko Lacroix i jej przydupas wyszli z tego pomieszczenia, zabierając ze sobą Gryfonów, zebrałaby się tutaj niemalże cała śmietanka towarzyska Ślizgonów. Amycus nie zastanawiał się nad przyczyną nieobecności tych kilku niezwykle wartościowych jednostek, wciąż pamiętając o obietnicy Ingrid złożonej kilka tygodni wcześniej, wyczekując niemalże z fanatycznym oddaniem na chwilę spotkania z Vincentem w morderczej scenerii przyszykowanej przez – jak się okazało – ich wspólną mentorkę. Początkowa irytacja ustąpiła chłodnej kalkulacji ewentualnych korzyści, wśród których znajdował się silny, niebezpieczny dla wrogów sojusznik, skutecznie imitującego powierzchowną maskę na kształt życzliwości i niewiele osób było w stanie dojrzeć czyhającego nań potwora. Uśmiech prefekta nabrał drapieżności, kiedy kątem oka dostrzegł przelotną obserwację istotnych dla niego osób. Nieme porozumienie wiążące go z Rosierem, Averym bądź Fimmel czekało na odpowiedni moment ujawnienia, prezentując szeroką gamę reakcji o jakie ich podejrzewał i liczył, głęboko w duchu wiedział, że nie zawiedzie się ich poczynaniami. Sylwetka Alecto zachwiała burzę poukładanych myśli, wprowadzając jednokierunkowy tor dla oczu bliźniaka, który z napastliwą pieczołowitością spoglądał na słowa wypadające z jej rumianych, podkreślonych zawadiacko szminką, ust. Dreszcz, jaki odczuł, dość szybko przemknął z karku na całą długość kręgosłupa, pozostawiając swój ślad w grymasie twarzy, który jawnie prezentował świadomość tajemnicy, jaką oboje kryli we własnym jestestwie. Pytanie brzmiało – co chciała osiągnąć, wypowiadając na głos tak intymne elementy ich spotkania, bo sieć na swojego brata zarzuciła już bardzo dawno temu. Rozdarty między moralnymi wyborami między społecznymi normami a prawdziwymi pragnieniami, odwrócił spojrzenie kiedy siostra zbyt jawnie obnażyła ich zakazaną relację zbliżając do ławki, stosując gest nie przystający ich koligacjom. Jedynie kątem oka dostrzegł prowokację, którą próbowała w jego stosunku zastosować, ignorancko pochylając się w stronę Rosaline – Z góry proszę o wybaczenie, ale nie jestem zbyt biegły w warzeniu eliksirów. Mam nadzieję, że choć trochę okażę się przydatny – Głęboki szept idealnie wpasował się w pierwsze wrażenie, jakie chłopak zrobił na swojej koleżance z ławki, przypominając człowieka, który połknął kij. Ewentualnie ktoś mu go wsadził w szlachetne cztery literki. Kierowała nim chęć powstrzymania panny Carrow przed kolejnymi gestami, jakie mogłaby wystosować w jego stronę, demaskując ich swoim dwuznacznym zachowaniem. Na rozmowę przyjdzie odpowiednia chwila, jednak teraz bezlitośnie przerwał możliwość rozmowy. Teraz nie mógł rozmyślać o konsekwencjach spotkania z jednostkami z tej sali, ale realnie pomagać w warzeniu eliksiru. Celowo nie podszedł do kotła, przekonany że prawdziwy zapach mógłby dać sojusznikom zbyt wiele informacji na jego temat. Właściwie to on sam wolał nie wiedzieć, czy napar nosiłby zapach malin czy też wspomnianych przez kogoś innego róż. Całkowicie zignorował uwagę Alexa na temat dodatkowego wsparcia dla Gryfonów, wychodząc z założenia, że niedołęgi potrzebują więcej pomocy do wyważenia eliksiru z powodu niewielkich umiejętności. Rzekome faworyzowanie widział jako przytyk, dlatego jeśli Chantal wpadłaby na tak głupi pomysł, z pewnością ośmieliłby się ją o tym poinformować w najbardziej subtelny sposób jaki potrafił. – Płatki kwiatowe – wspomniał, wyrywając zaradną Rose z transu, przypominając tym samym o swojej osobie. Przyjrzał się jej nieco uważniej, aby dostrzegła jego spojrzenie i wzięła pod uwagę partnera podczas przygotowywania wywaru. W lewej dłoni trzymał już garść wspomnianego składnika, czekając na polecenie dziewczyny, aby wrzucić i mierzyć czas.
/yeah, 5! nieźle nam idzie Rose XD |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Klasa eliksirów Pią 24 Kwi 2015, 11:38 | |
| Z tego co mógł zaobserwować nie szło im tak tragicznie. Klasa wciąż prezentowała się w stanie nienaruszonym, a żadne z nich nie musiało radzić sobie z oparzeniami tudzież niechcianymi miłosnymi paranojami. Na samą myśl o osobach pod wpływem tego typu eliksiru Vincent nie mógł się zdecydować czy czuje bardziej obrzydzenie, czy zadowolenie, że ludzie tak łatwo dawali manipulować swoimi uczuciami – i to w imię miłości, śmieszne. Słowa „kocham cię” padające z jego ust zawsze będą kłamstwem i nie zamierzał zmieniać tego stanu rzeczy, ceniąc sobie jasność umysłu, stabilność i brak zbędnych ograniczeń. Co nie oznacza, że nie istniały jednostki posiadające dla niego większą wartość niż reszta tłumu i bynajmniej nie zamykało się to w jednej kategorii. Jego spojrzenie przemknęło na sekundę w kierunku Carrowa, a przez twarz Ślizgona przemknął uśmiech. Musiał lepiej zorganizować swój czas, bo odwlekanie niektórych znajomości stawało się irytujące, a wręcz nierozważne. Ingrid stanowiła wachlarz możliwości, którego nie spodziewał się znaleźć w hogwardzkich murach. Spojrzał na Porunn z lekkim uśmiechem, oceniając barwę mikstury na…zadowalającą. Nie był do końca jasnozielony, ale nadal nie brał tego za znak, że było „bardzo źle” – jak głosiła instrukcja. Co my mieliśmy tam dalej? Mleko rusałki. Podsunął składnik pod dłoń dziewczyny, następnie odsuwając zbędne przedmioty na lewo, zaś pióra ze skrzydeł turkawki na prawo. Przejrzystość i porządek miejsca pracy mógł im tylko pomóc, szczególnie, że Fimmel raczej należała do osób impulsywnych, więc kto wie czy nie roztrzepanych, jeśli przychodzi do wyjątkowej precyzji działania. W swoją chirurgiczną dokładność nie wątpił, ze względu na praktykę, ale wilczycy jeszcze w akcji nie widział. Po co kusić los? Widział przynajmniej, że starała się obudzić i zmusić do przyzwoitego wykonania zadania, co i tak oceniał pozytywnie. Wykreślił z listy użyte składniki, podkreślił ten, który miał zostać dodany i coś zaczęło mu nie pasować. Co z piórami? Nie było o nich wzmianki i teraz pluł sobie w brodę, że nie zauważył tego wcześniej. No nic, nie ma co się nad tym rozwodzić, więc ograniczył się do zmarszczenia brwi. - Hm. – mruknął, przesuwając powoli kciukiem po dolnej wardze. – Dodaj mleko rusałki, tyle ile potrzeba, a ja zapytam Chantal o jeden mankament. – powiedział do Ślizgonki spokojnie, posyłając jej uśmiech i spojrzenie pod tytułem „spokojnie, to tylko kilka kropel, nie zabijesz nas wszystkich”. Chociaż dwie ławki by mogła obrócić w pył, niech będzie jakiś pożytek z wypadku przy pracy, dodał w myślach, kierując się w stronę profesor Lacroix. Dotarłszy do niej skinął głową i spojrzał na jej twarz, którą okalały ciemne loki. Przywodziła na myśl typowe wyobrażenie czarownicy grzeszącej urodą, rodem z opowieści fantasy. - Pani profesor, myślę, że muszę wykorzystać tę jedną podpowiedź. Mianowicie chodzi o pióra ze skrzydeł turkawki. Sposób przygotowania nie wspomina o nich. Nie ma co zostawiać takiej możliwości „na zapas”, skoro problem dał o sobie znać. Miał tylko nadzieję, że wspomnianego składnika nie należało dodać na samym początku warzenia eliksiru, bo wtedy pozostanie im dokończenie zadania z nadzieją, że nikt przy tym nie ucierpi – a przynajmniej prawie nikt.
|
| | | Rosalie Rabe
| Temat: Re: Klasa eliksirów Pią 24 Kwi 2015, 21:17 | |
| Mimowolnie wzdrygnęła się na krześle, a naturalny dreszcz spowodowany szeptem przedstawiciela płci przeciwnej tuż przy swoim uchu rozlał się po wykrzywionym do przodu karku dziewczyny, zahaczając o szyję i docierając po same czubki palców, starannie śledzących teraz instrukcję na szorstkim papierze. Eliksiry nie były mocną stroną Rose ani talentem, którym mogła się pochwalić, ale możliwość spieprzenia po całej linii specyfiku żałosnych, zdesperowanych kobiet zdawała się być banalna w zestawieniu z resztą korzyści, jakie w stanie była wyciągnąć z dzisiejszych zajęć. Pogodziła się z myślą, że taktyka wycofania z życia towarzyskiego, rozmów i kontaktu z innymi nie przynosiła zbyt dobrych efektów, a Ślizgonka w wielu sprawach potrzebowała nawet nie wsparcia, co zwykłej, najnormalniejszej obecności podzielającej jej poglądy i zamiłowania osobistości. Od czasu balu wyobraźnia panny Rabe działała na podwyższonych obrotach, nie dając jej zapomnieć o wizji wspólnego wyżywania się na znienawidzonej, siedzącej z nią w klasie pary Gryfonów. Klęła głośno w duchu na, jakby to wykrzyczał w panice Filch, dementery i całe niepotrzebne zamieszanie, przez które nie mogła wprowadzić w życie swojego planu; buteleczka z eliksirem, najlepszy obiekt wyżycia się w tamtym momencie, skończył rozbity o mury zamku na miliony mikroskopijnych kawałeczków, symbolicznie zamykając i zakopując głęboko w ziemi sprawę Jesiennego Balu. -W porządku. Mogę się założyć, że i tak jesteś w eliksirach lepszy ode mnie – wzruszyła ramionami, gestem dłoni dając znać, że może wrzucić różane i jaśminowe płatki kwiatu do kociołka. Kątem oka zerknęła na zegar wiszący na ścianie, zapisała na skrawku papieru dokładną co do sekundy godzinę i podsunęła ją pod nos Carrowa – pilnuj czasu, równe dziesięć minut. Ja przygotuję te całe skrzydła białych motyli – zakończyła z cichym westchnięciem, zabierając się za ucieranie w proch potrzebnego składniku. W tym samym momencie zauważyła, jak Vincent podchodzi do Chantal. Nadstawiła ucho by usłyszeć o czym rozmawiają – w końcu nietrudno było się domyślić, że chodzi o wskazówkę. Czujnie wyczekiwała odpowiedzi, ale jako, że kobiety posiadają niezwykłą podzielność uwagi zerknęła na Amycusa, podając mu łuskę syreny. Kiedy wreszcie minęło dziesięć minut, o czym dowiedziała się od chłopaka, dodali do wywaru w tej samej sekundzie obydwa potrzebne składniki. Niegotowy eliksir zabulgotał niebezpiecznie, dając im chyba do zrozumienia, że coś poszło nie tak, jak powinno. No trudno. -Mieszaj, tak jak pisze na tablicy, zgodnie ze wskazówkami i przez pięć minut – rola niejakiego lidera w ich specyficznej parze dawała jej w pewnym stopniu pustą satysfakcję, nie do końca oczywiście świadomą, ale na pewno polepszającą samopoczucie. Uśmiechnęła się nawet blado do Ślizgona w trakcie przygotowania mleka rusałki, które zaraz mieli wlać do kociołka; zerknęła jeszcze na instrukcję, by sprawdzić czy na pewno robią wszystko jak należy, i nagle uderzył ją brak istotnej informacji w krokach postępowania. Dochodząc do wniosku, że na pewno o to pyta Pride zerwała się z ławki, upominając jeszcze partnera o kontrolę czasu i podeszła do stojącego przy profesor Lacroix Vincenta – Skrzydła turkawki? – spytała wymownie, przenosząc spojrzenie z chłopaka na opiekunkę domu węża. Kiedy już wysłuchali odpowiedzi ciemnowłosej, uwielbianej przez większość Ślizgonów kobiety i odwrócili się, by wrócić do ławek ponownie wbiła w chłopaka chłodne, błękitne tęczówki, unosząc odrobinę kąciki ust ku górze. -Jak wam idzie? – najbanalniejsze z banalnych pytań, które można było zadać, ale czy nie tak rozpoczyna się rozmowę, znajomość, a przynajmniej krótki do tego wstęp? Nie zamierzała rozgadywać się na połowę lekcji – w końcu zostawiła partnera samego z całym tym eliksirowym bałaganem – ale krótka rozmowa na czas powrotu do ławek nikomu nie zaszkodzi. Przynajmniej nie od razu. |
| | | Lloyd Avery
| Temat: Re: Klasa eliksirów Sob 25 Kwi 2015, 01:45 | |
| Parsknął krótkim śmiechem na uwagę o Rosalie i uniósł wzrok, odnajdując jej drobną sylwetkę przy ławce, przy której pracował również Amycus. Omiótł wzrokiem ich poczynania, uniósł lekko brwi i znów spojrzał na Rosiera, uśmiechając się krzywo. - W moim towarzystwie to za dużo powiedziane. Najpierw próbowała mnie stratować, a później musiałem zadbać i jej równowagę – odparł beztrosko, wzruszając ramionami i otwierając słoiczek pełny syrenich łusek. Z pewnym obrzydzeniem na twarzy, krzywiąc się na pokaz pod wpływem stęchłego zapachu zasuszonej ryby, wydobył najładniej wyglądającą łuskę i parsknął, zerkając na Rosiera z pewną urazą. - Szybciej nie znaczy lepiej. Mój czas jeszcze nadejdzie, nadęty… - urwał, kiedy towarzysz jak gdyby nigdy nic podniósł się ze swojego miejsca, po drodze podnosząc jeszcze odważniki należące do Gryfonki. Avery zmielił przekleństwo w ustach i przewrócił oczami, patrząc jak Rosier podaje dziewczynie metalowy przedmiot, jak muska dłonią jej dłoń, bez wątpienia przekazując jej zapisaną przed chwilą wiadomość. Uniósł brwi, jednak nie skomentował, skrupulatnie odmierzając do małej fiolki 6 kropli mleka rusałki. Spojrzał na przepis, zerknął z pewnym sceptycyzmem na wywar, który przygotowali i znów wbił spojrzenie w tablicę, zastanawiając się gdzie w tym wszystkim, u diabła starego, powinny znaleźć się pióra ze skrzydeł turkawek. Najwyraźniej nie tylko jego frapowała ta sprawa, kiedy więc Evan powrócił do stanowiska i zajął się rozkruszaniem motylich skrzydeł, bez słowa podsunął ku niemu łuskę syreny i ruszył w stronę Chantal, rozmawiającej z Vincentem. Zatrzymał się jednak, obserwując jak Rabe, idąc za przykładem nabytku z Bułgarii, zbliża się do biurka. Cierpliwie czekając aż oboje wrócą do swoich partnerów Avery przyglądał się Amycusowi, badał spojrzeniem jego sylwetkę, marszcząc jednocześnie nos nad iluzją, którą ktoś powlókł ramię na temblaku. Wiedział oczywiście o wypadku Carrowa, wiedział więcej niż chciałby wiedzieć, choć nie mógł powiedzieć, że stan kompana wzbudza w nim litość. Nie współczuł mu, nie zniżyłby się do upokorzenia chłopaka tak płytkim uczuciem. Żałował jedynie, że czyni to ze Ślizgona balast, który mógłby w przyszłości przysporzyć problemów – o ile oczywiście problem nie zostanie rozwiązany, a jego ręka nie wróci znów do stanu sprzed obozu. Przypominając sobie spotkanie z Merberet i jej list, który żywo podniósł mu ciśnienie, zdecydował się wykorzystać krótki moment nieobecności partnerki Amycusa, by podejść do niego bliżej. - Carrow. Nie lubię mówić swoim kumplom, że ich panny nie przypadły mi do gustu, bo to nie moja sprawa, ale ukróć swojej dziewczynce smycz – mruknął, grzebiąc w kieszeni szaty, by wydobyć z niej nieco już wymięty list – Jeśli wejdzie mi w drogę, może ucierpieć. Nie muszę ci chyba mówić, że wolałbym tego uniknąć? – spytał powoli, a coś w jego głosie wybrzmiało ostrzegawczo, twardo. Nie groźbą, nie ryzykowałby tej swoistej przyjaźni, zbytnio ceniąc sobie Amycusa, jednak sprawa była na tyle delikatna, że nie zamierzał zostawiać współlokatorowi żadnych złudzeń. Widząc, że Rabe wraca do stolika, poklepał rozmówcę po ramieniu. - Pogadamy o tym po lekcji. Czołem, Rose, pięknie wyglądasz – wyszczerzył zęby do dziewczyny, która akurat podeszła na tyle blisko by móc usłyszeć cichy, łobuzerski komentarz i odszedł, by zasięgnąć porady Chantal co do przeklętych skrzydeł. Gdy ją uzyskał, wrócił na swoje miejsce i opadł ciężko na krzesło, patrząc jak eliksir w kociołku bulgocze wesoło. - Minęło 10 minut? Powinieneś wrzucić to sproszkowane świństwo – spojrzał przelotnie na Rosiera, chwytając skrawek papieru i wtykając go wprost pod palący się pod kociołkiem ogień.
|
| | | Murphy Hathaway
| Temat: Re: Klasa eliksirów Sob 25 Kwi 2015, 14:10 | |
| Lepiej pożycz od Forrestera okulary, cholera, to nie pomogło. Patrząc w zielone tęczówki siedzącej obok pierdoły, boleśnie uświadomiła sobie parę rzeczy. Po pierwsze - czując najpotężniejszy z miłosnych eliksirów na świecie, czuła zapach kojarzony z jej najlepszym przyjacielem, co bardzo ją martwiło bo bądź co bądź - był to eliksir miłosny. Po drugie - choć nigdy tego nie zauważyła, pierdoła miała całkiem niebrzydką twarz. Po trzecie - chyba było jej po prostu cholernie smutno. Nie lubiła się do tego przyznawać, ale teraz musiała być szczera w stosunku do siebie, aby być uczciwą w stosunku do Henley’a. Czuła złość i dziwnego rodzaju samotność, z powodu Connora, który ostatnio zapadł się jak kamień w wodę i patrząc na poczciwą twarz przyjaciela uświadomiła sobie, że Eric może jedynie na tym ucierpieć. Znała swój podły, humorzasty charakter, dlatego też zanim cokolwiek odpowiedziała odczekała stosowną chwilę. Po jej upłynięciu, policzki nie były rumiane - one miały barwę niemalże szkarłatu. A nasza biedna Murph, z powodu braku jakiegokolwiek argumentu tudzież ciętej riposty w odpowiedzi, prychnęła gniewnie dając za wygraną. Elokwentnie, nie ma co słońce. Westchnęła cicho, próbując uspokoić bicie serca. A nóż te zapachy jej się tylko wydawały? W końcu nie zna nikogo bardziej… braterskiego niż Eric, no może oprócz rodzonego brata. Próbując pokonać te wszystkie niezwykle dziwnie uczucia, zasznurowała usta. Głęboki wdech i wydech, jeszcze trochę a będzie mogła mu znowu odpyskować. W końcu na tym polegała ta relacja. Dlatego wysłuchawszy uwagi nadwornego Mistrza Eliksirów, parsknęła śmiechem i rzuciła lakonicznie. - Kolejny samozwańczy tytuł? A co… Księciem Zaklęć, czy jak to tam było? - przewróciła leniwie stronę, choć w gruncie rzeczy nie byłoby to potrzebne. Być może wiedziałaby o tym, gdyby rzeczywiście skupiła się na tyle, by choć raz uważnie przeczytać tekst, od początku do końca, ale to chyba nie było potrzebne? W końcu Mace Henley czuwał, co uświadomiła sobie spoglądając mu w oczy. Widział, bez zwątpienia widział dozę nieśmiałości w jej spojrzeniu, stwierdziła rzeczowo. Dlatego też odwróciła wzrok po paru sekundach i z zbłąkanym uśmiechem na twarzy zajęła się tym, co do niej należało. Bez słowa komentarza, skargi oraz zbędnych narzekań wzięła do ręki obrzydliwą, zasuszoną łuskę po czym wrzuciła ją do kociołka w momencie gdy Henley dodał sproszkowane skrzydła. Poczuła tą bliskość, a jakże - nie musiała patrzeć na niego, żeby wyczuć jak niewielki dzielił ich dystans. Czując zapach uderzający nozdrza, odsunęła się od Erica, może nieco zbyt gwałtownie, przez co wydawać się to mogło niezbyt naturalne. Chrząknęła niepewnie i zerknęła na eliksir. Czy on nie miał mieć jasnozielonej barwy? Henley teoretycznie nie skończył mieszać a jednak… ciemna zieleń nieco ją niepokoiła. Po załatwieniu wszystkiego, co dotyczyło turkawki, dziewczyna spojrzała na następny krok w instrukcji. Mleko z piersi rusałki, sześć kropli. Hm… Zawczasu przygotowała dany składnik i choć w jej rękach brak było precyzji, stanowczości oraz delikatności cechującej wzorcowego magomedyka, starała się. Opanowała drżenie rąk (zabawne, gdy strzelała do celu nigdy nie miała z nim problemu) i poczekała cierpliwie aż rzeczone pięć minut upłynie. Zerknęła z obawą na mętny, nadal ciemnozielony eliksir. Rzuciła przyjacielowi spojrzenie mówiące tyle co - „pamiętaj, co złego to nie ja”, zasłoniła ręką oczy, wstrzymała oddech i… dodała mleko. Brak eksplozji, to dobra wróżba. Choć mogło być lepiej… - Jaką ma barwę? Jasnoróżowy? - zerknęła nieśmiało przez palce. |
| | | Aristos Lacroix
| Temat: Re: Klasa eliksirów Sob 25 Kwi 2015, 18:39 | |
| Jęk metalu spotykającego się z kamienną podłogą był nieprzyjemny, ostry i wystarczająco otrzeźwiający, by Aristos oderwała wzrok od wpatrującego się w nią Rosiera, ucięła kontakt z ciemnymi ślepiami, które zdawały się zawsze śledzić dokładnie każdy jej ruch i wiedzieć zdecydowanie zbyt wiele, niż powinny, wreszcie zwracając uwagę na Remusa, któremu najwyraźniej przypadło w udziale niezbyt wdzięczne zadanie towarzyszenia jej podczas warzenia eliksiru. Skrzywiła się lekko, zaciskając wargi, ale nie odezwała się słowem, patrząc jak chłopak podnosi delikatne talerzyki, odkładając je na blat ławki. Nie miała wyboru, tak czy siak, choć z ulgą przyjęła fakt, że los nie pokarał jej w tym całym partnerstwie towarzystwem rudej współlokatorki z dziewczęcego dormitorium, której paplanina wyjątkowo działała jej na nerwy. Henley stanowił dla Gryfonki nieodkrytą kartę i raczej nie miewała z nim większej styczności, co absolutnie nie oznaczało, że pragnęła, by ten stan uległ zmianie. Odwróciła się prędko do kociołka, posyłając Remusowi spojrzenie, przy którym wzrok bazyliszka wydawał się być kompletnie nieszkodliwy, odetchnęła jednak głęboko i wzruszywszy ramionami, podsunęła Gryfonowi jedną z syrenich łusek. - Mam wszystko. Za trzy i pół minuty powinniśmy wrzucić do kociołka skrzydła i łuski… - odparła spokojnie, palcami przetrząsając słoiczek ze skrzydłami turkawek. Zmarszczyła brwi, oceniając bezbłędnie ich stan i wygląd, a później zerknęła na tablicę, poszukując wzrokiem instrukcji co do czasu dodania ich do wywaru. Nie odnalazła na ten temat nawet najmniejszej wskazówki, a widząc, że Remus dodaje przygotowane uprzednio składniki do bulgoczącego leniwie eliksiru, sięgnęła dłonią do palnika by zmniejszyć nieco natężenie płomienia. - Mieszaj. Spytam Halla o skrzydła, nie znalazłam tego w książce, a na tablicy najwyraźniej komuś zapomniało się wspomnieć o tym szczególe – mruknęła przyzwalająco, opierając dłonie na ławce by podnieść się z miejsca. Nim jednak zdążyła to zrobić, kolejny już raz tego dnia cień wysokiego Ślizgona przysłonił padające ja stanowisko światło, osadzając ją w miejscu. Chłód wagi i szorstkość papieru muskającego opuszki palców sprawiły, że uniosła wzrok, spoglądając na twarz Evana pytająco; jasne brwi zbiegły się na moment, czoło przecięła pojedyncza zmarszczka, nie odezwała się jednak pozwalając mu odejść. Dopiero gdy wrócił na swoje stanowisko odważyła się zerknąć na kartkę, a po całym drobnym ciele niemal w tym samym momencie przeszedł lodowaty dreszcz, poprzedzający gwałtowną falę gorąca. Zgięła wycinek, wciskając go do paleniska i wstała sztywno, ruszając do Halla z obojętnym wyrazem twarzy, choć smukłe palce zaciskały się w pięści tak mocno, że paznokcie zostawiały we wnętrzach dłoni delikatne, czerwone ślady w kształcie półksiężyców. - Przepraszam, co powinniśmy zrobić ze skrzydłami turkawek? Instrukcja nie podała żadnych zaleceń, a figurują w spisie składników – spytała cicho, nachylając się nad uchem stażysty. Przyjemny zapach jego perfum połaskotał ją w nos, nie zwróciła na to jednak większej uwagi, rozkojarzona tym jednym, krótkim słowem, wypisanym na fragmencie gazety. Gratuluję. Wiedział? Czy po prostu gratulował jej pozbycia się problemu, jakim był O’Connor? Gryfonka wcale nie była zadowolona z powodu jego zniknięcia, a chociaż obóz zniweczył wszystkie ciepłe, wydawałoby się niezniszczalne wręcz emocje, jakie żywiła do gryfońskiego pałkarza, niepokój i troska pozostawały niezmienne. Bądź co bądź, nigdy nie chciała jego krzywdy. Nigdy nie pragnęła, by spotkało go coś złego, nawet jeśli koniec końców wieloletnia przyjaźń zakończona została krótkim, bolesnym upadkiem z wysokości i połamanymi skrzydłami. Głupim błędem, za który przyjdzie jej płacić do końca życia. Uzyskawszy odpowiedź od stażysty Chantal odwróciła się i powracając do stolika odnalazła spojrzenie Evana, przywołała wzrokiem jego uwagę, skupiając ją na sobie. Palce musnęły delikatnie przedramię, na którym Znak, przykryty zaklęciem, pulsował wciąż delikatnym ciepłem. Widząc jego oczy, kąciki ust unoszące się w ironicznym uśmiechu, nabrała pewności, której potrzebowała. Wiedział. Uśmiech, jakim obdarzyła Ślizgona przepełniony był gorzkim triumfem, wargi ułożyły się w bezdźwięczne później.
|
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Klasa eliksirów Sob 25 Kwi 2015, 21:04 | |
| Wszystko zdawało się iść tak, jak powinno. Mimo wszystko, ona dalej nie czuła nawet cienia nadziei, że to wszystko będzie miało jakikolwiek szczęśliwy obrót. Nie czuła eliksirów, to nie była jej dziedzina magii, więc nikt nie mógł na niej wymusić tego, żeby bardziej przyłożyła się do zadania. Nie chciała tylko, aby Vincent był zły i obwiniał ją o złą ocenę, więc mimo czystej niechęci, dawała z siebie wszystko. A tego naprawdę nieczęsto można było u niej uświadczyć. Obserwowała jak eliksir zmienia barwę na jasnozieloną. Jej kącik ust uniósł się lekko ku górze, pokazując ciche zadowolenie z tego, co właśnie widziała. A więc może prognozy, jakie przewidywała jeszcze przed chwilą nie były aż takie złe nić przypuszczała. To dobrze, może dzień skończy się przynajmniej z pozytywnym akcentem, czego niestety pewna być nie mogła. Wierzyła jednak, że mając przy sobie Vincenta, to jakoś popchną to do przodu, a gdy się nie uda, to może przypadkowo przygotowaliby jakiś eliksir cierpienia, czy coś w ten deseń. Taka wolna myśl przeszła jej przez myśl, a ona jakoś nie przyłożyła do niej wielkiej wagi. - Vincent? – zagadnęła w końcu, po czym pochyliła się tak, aby szepnąć mu na ucho kilka słów, uśmiechając się przy tym złośliwie. – Jeśli nam nie wyjdzie, to może wypróbujemy to coś na jakiejś konkretnej osobie? Może skutki będą o wiele ciekawsze niż głupie, eliksirowe zauroczenie czy coś w ten głupi deseń? – zachichotała, uważając, że ten pomysł był niezwykle zabawny i koniecznie trzeba było go wcielić w życie. Miała kilka osób na celowniku, które z chęcią by napoiła czymś, czego skutków nie byłaby w życiu przewidzieć, ale z pewnością sprawiłyby jej niesamowitą radość. Nie umiała się całkowicie skupić na zadaniu, jej myśli musiały jeszcze wirować w jej głowie, tworząc chaos, który jednak przy odrobinie cierpliwości i szczęścia, dało się opanować całkiem dobrze. Zaraz później chwyciła za mleko rusałki i wlała tyle ile było w przepisie kropel. Siedem, chociaż bardzo ją korciło, żeby dodać o tę jedną za dużo. Może to jakiś podstęp i opis kłamał? Nie wiedziała, bo się nie znała, ale jednak zrezygnowała z prób eksperymentowania. Tak naprawdę siedziała przy kociołku z miną „nie mam pojęcia co ja tutaj robię” i w sumie… to nawet dobrze się bawiła. Grunt, to nie wysadzić niczego w powietrze, bo dopiero co umyła włosy. W dodatku Pride chyba nie byłby zbyt mocno pocieszony, gdyby wyszło na jaw, że to ona puściła wszystko z dymem. Po dodaniu składnika, barwa powinna się zmienić na jasnoróżową. A potem pół godziny przerwy? Może powinna przynieść ze sobą kanapkę, albo przynajmniej jakieś fasolki wszystkich smaków… jednak przed wyjściem z dormitorium wyszła z założenia, że Smoczyca chyba by ją za to zabiła, gdyby z jej klasy Porunn zrobiła sobie bufet. Wolała nie ryzykować. Jeszcze trochę tego rozumu i instynktu samozachowawczego miała. Spojrzała na Vincenta leniwie, czekając aż załatwi sprawę z Chantal. Był spostrzegawczy, więc była bardzo dumna z siebie, że to właśnie ona była z nim w parze. I to nie tylko na zajęciach. Taki przypadek, a jaki przyszłościowy i dający tyle perspektyw! - Zniszczyłabym coś – mruknęła pod nosem, układając usta w podkówkę. Przytupnęła lekko nogą o kamienną podłogę i wzruszyła ramionami, zaczynając kreślić coś po czystym pergaminie, który ze sobą przyniosła. Nic więcej do zrobienia jej nie pozostało. |
| | | Evan Rosier
| Temat: Re: Klasa eliksirów Sob 25 Kwi 2015, 22:27 | |
| Przez krótką chwilę wiódł wzrokiem za drobną sylwetką młodszej Lacroix, spoglądając jak zerka ukradkiem na wycinek Proroka z wiadomością, jak niemal natychmiast wpycha go pod wątły ogień kociołka i podnosi się, na pozór obojętnie, by podobnie jak spora część uczniów, którzy wypatrzyli lub podsłuchali informację o nieprawidłowości w przepisie, udać się w kierunku prowadzących. Znał ją zbyt dobrze i wiedział o jej odruchach zbyt wiele, by nie dostrzec poruszenia, jakie wyraźnie w niej wywołał, a które rozsądnie starała się zatuszować przed innymi, jednak jego wzrok nie błądził za nią długo, przyciągnięty wreszcie podsuniętymi przez Avery’ego syrenimi łuskami i tarczą złotego kieszonkowego zegarka, który położył otwarty przy stanowisku pracy, aby móc kontrolować czas. Stwierdziwszy, że musi odczekać jeszcze dwie minuty, leniwie powiódł spojrzeniem za Lloydem, wyprostował się w krześle, pozwalając, by kości karku strzyknęły przyjemnie, a następnie wygrzebał z torby okulary w ciemnej oprawie, których chcąc nie chcąc musiał niekiedy używać do czytania. Wsunął je na nos, jeszcze raz kontrolnie przebiegł palcem po karcie podręcznika, z czystego pedantyzmu sprawdzając, czy uczynił wszystko, co tylko było trzeba, a potem stuknął w tarczę zegarka, gdy wskazówka powoli osiągała cel. Sproszkowane skrzydła białych motyli i łuska z ogona syreny zasyczały cicho w wywarze, który powlókł się bladą zielenią. Nie było źle. Widział Rose zagadującą o coś Mattiasa, któremu przyglądał się uważnie nie dłużej niż kilka sekund, widział Ari zasięgającą porady u Halla i Avery’ego, który pochylał się właśnie nad Carrowem, wciskając mu w dłoń jakiś zapisany fragment pergaminu. Zdawał sobie sprawę z wypadku tego drugiego, choć nie znał żadnych szczegółów, a jego prawdopodobne kalectwo interesowało go o tyle, o ile mogło na dłuższą metę jakkolwiek wpływać na jego plany. Czarodziej pozbawiony ręki magicznej był nieporadny jak dziecko, które stawia swoje pierwsze kroki, potrzebował czasu i treningu, by przywyknąć do władania drugą dłonią, a i tak mógł nigdy nie osiągnąć weń pełnej mocy. Jeśli tak – stawał się słaby i bezużyteczny. Chochla zaczarowana zaklęciem obracała się zgodnie z ruchem wskazówek zegara już trzecią minutę, gdy Lloyd dotarł wreszcie na miejsce i opadł na krzesło obok. Zerknął na niego, lekko unosząc brwi, nie zapytał jednak o jego wycieczkę do ławki na przedzie, nijak jej też nie skomentował, wskazując tylko na tarczę zegarka. — Wrzuciłem pięć minut temu — mruknął, wykrzywiając lekko wargi. Nie zwykł pracować w grupie ani polegać na czyimś zorganizowaniu, a gdy już było to konieczne, zwykle w sposób naturalny przyjmował pozycję lidera. Było to zwyczajną konsekwencją jego charakteru. — Podaj mi fiolkę z mlekiem rusałki, leży obok piór turkawek. Dowiedziałeś się co z nimi? Precyzyjnie odmierzył sześć, nie, bezpieczniej siedem kropel, a wywar zabulgotał cicho na ogniu. Zmierzwiwszy ciemne włosy, wsparł się przedramieniem o blat ławki, raz jeszcze zerknął na przepis i wzniósł wzrok na inne stoliki, teraz lekko zadymione i zaparowane od różnokolorowych oparów, ciężkich zapachów, które drapieżnie osiadały na szatach i wsiąkały w skórę. Dostrzegł spojrzenie powracającej Aristos, na widok jej gestu uniósł kąciki warg w chłodnym uśmiechu, na który odpowiedziała gorzko, acz z satysfakcją. W jego ślepiach odbił się nieco zimny błysk, powrócił jednak wzrokiem do Avery’ego i ściągnął z nosa okulary. — Pół godziny czekania i włos wybranka. — Uniósł lekko brwi. Nie miał w planach pić niczego, co omota go obsesyjnym uczuciem do drugiej osoby, a już w szczególności nie zamierzał przełknąć nic, w czym pływa włos Lloyda, zważywszy na fakt, że byli jedynym w sali męsko-męskim duetem. Zakładał jednakże, że Chantal zachowała jakieś resztki zdrowego rozsądku, inaczej będzie zmuszony niekoniecznie uprzejmie odmówić. — Wracając jednak do poprzedniej rozmowy… Jest coś, czym będziesz zainteresowany. |
| | | Remus Lupin
| Temat: Re: Klasa eliksirów Sob 25 Kwi 2015, 22:46 | |
| Kiwnął w odpowiedzi na jej uwagę, nie komentując uszczypliwego tonu, pijącego wyraźnie do roztrzepania stażysty. Jak już to zostało powiedziane, ignorował jej spojrzenia pełne jadu, nienawiści oraz niechęci. Uśmiechał się półgębkiem, życzliwie i zdawał się być niewzruszony, w gruncie rzeczy całkiem uroczą, złością Aristos i choć nie znał dziewczyny zbyt dobrze, czuł do niej swoistą sympatię. Mieszając pieczołowicie miksturę odprowadził wzorkiem blond czuprynę Gryfonki myśląc o jej źródłach - bo przecież nie rozmawiali ze sobą zbyt często. Prawdę mówiąc, z tego co Lunatyk zdążył zauważyć Lacroix w ogóle zdawała się być odcięta od… nie tylko od gryfów, czasami zdawało mu się, że od wszystkich. Pewnie i z nim byłoby tak samo, gdyby chłopaki nie odkryli jego sekretu, pytanie więc - jaki sekret może skrywać ona? Spojrzała przelotnie na zebranych w klasie uczniów, w tym na Rosiera, który zdawał się być jej bliski. No ale - w każdym razie to nie była jego sprawa. Miał swoje życie a plotki i ploteczki nie były jego częścią. Pomyślał więc raz jeszcze, skąd u niego ta niewytłumaczalna sympatia? Nie nazwałby jej przyjaciółką, nigdy i choć owszem - zdarzało się, że rozmawiali, to w sumie nic ponadto. Może to była to kwestia błyszczącej oznaki prefekta, zdobiącą dumnie wypiętą pierś dziewczyny - w końcu oni, jako prefekci powinni się trzymać, skoro już złożyło się tak a nie inaczej, że oboje muszą jeść ten ciężki chleb. A może wspomniana tendencja do introwertyzmu - w końcu w innym świecie, pozbawionym przyjaciół tak lojalnych i wyrozumiałych jak James, Peter oraz Syriusz najpewniej dzieliłby los dziewczyny. Mogła być to również jej… asertywność? Bo w gruncie rzeczy mógł jej skrycie zazdrościć tej wspaniałej zalety. Każdy w szkole wiedział, że z młodą Lacroix lepiej nie zaczynać, czego nie można było powiedzieć o Remusie. Niestety, ludzie wciąż mieli go za swoistego… nieudacznika? A to wszystko przez spotkanie Grossa, dawno temu u Zonka - spotkanie, które wspominał do dzisiaj. I choć minęło już tyle czasu, nadal krążyła o nim dość niepochlebna opinia, niepochlebna jak na wzorowego Gryfona, za którego chciałby uchodzić. I nie dość, że niepochlebna to jeszcze niesprawiedliwa, swoją drogą o czym świat być może za parę lat się przekona - Lupin tchórzem nigdy nie był i nigdy nim nie zostanie a walki… bać się nie będzie. Nawet jeśli ceną za wolność od strachu byłoby życie. Myśli te pochłonęły go na tyle, by nie zauważył wracającej na miejsce Aristos. Na jej szczęście, czy też nie - w zależności w jakim stopniu czytelnik ocenia tu umiejętności walki oraz odwagę Lupina - chłopak nie zauważył ręki krążącej bezwiednie w okolicach przedramienia, tam gdzie zazwyczaj śmierciożercy kryją swój Znak. W sumie nawet jeśli stałoby się inaczej, nawet jeśli cokolwiek by zobaczył - czy byłby w stanie podejrzewać ją o coś podobnego? Ciężko stwierdzić, bo czasy były ciężkie. Po upłynięciu stosownych pięciu minut, o czym przypomniał sobie dopiero gdy eliksir zaczął zmieniać swoją barwę, zapytał Ari rzeczowo. Rzeczowo, bo nadal nie miał ochoty na towarzyskie pogaduchy. Tym bardziej ona, stwierdził zerkając na nią przelotnie. - No i co z tymi skrzydłami? - rzucił okiem na kolejny krok i przywołał do siebie fiolkę z mlekiem rusałki. Sześć kropel wylądowało w eliksirze, który choć nie miał podręcznikowej, jasnozielonej barwy nie wyglądał źle. Remus spojrzał ponownie w toń i dla pewności dodał jeszcze jedną kroplę. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Klasa eliksirów Nie 26 Kwi 2015, 08:54 | |
| Carrow nie czerpał przyjemności z nadprogramowej rozmowy podczas zajęć, stwierdzając fakt iż pojawią się ciekawsze okazje do rozmowy takie jak pokój wspólny czy wielka sala, podczas gdy atmosfera będzie o wiele przyjemniejsza niż obecnie wyczuwalna. Gryffindor znajdujący się po drugiej stronie sali był przez niego ignorowany, jednak widział spojrzenia niektórych kompanów – w tym Rosaline – rzucane poszczególnym jednostkom. Wolał nie wchodzić w rolę osoby przekierowującej uwagę innych, skupiając się na otrzymanym przez dziewczynę zadaniu. Najzwyczajniej w świecie mieszał chochlą wywar, nie idąc na skróty tak jak niektórzy mieszkańcy domu węża, wychodząc z założenia iż wywar będzie bardziej naturalny, o ile można użyć tego przymiotnika w określeniu do jakiegokolwiek eliksiru. Szło im całkiem nieźle, zważywszy na jasnozielony kolor cieczy. Skinął jedynie głową na znak akceptacji propozycji Rabe, stwierdzając że wykorzystanie wskazówki jest dla niej istotnym punktem – szczególnie, że Vincent postanowił również to uczynić, zaledwie kilka ułamków sekund wcześniej. Posłał krótkie, badawcze spojrzenie w ich stronę akurat w momencie, kiedy podszedł do niego Avery z całkiem interesującą informacją. Na krótki moment przestał mieszać w kociołku, zerkając przelotnie na list upstryczony równymi literkami stawianymi przez Yumi, co doprowadziło do pojawienia się głębokiej zmarszczki między brwiami. Czyżby przeoczył coś tak istotnego jak jej wędrówka do sowiarni? Mięśnie otaczające żuchwę chłopaka spięły się w grymasie niezadowolenia, podczas gdy spojrzenie spochmurniało odrobinę. Zdążył jedynie przeczytać informację wtrącenia Merberetówny w sprawy pozostające poza jej zasięgiem, naiwnie wierząc we własną siłę przeciwstawienia się komuś takiemu jak Lloyd. – Nie miałbym nic przeciwko, abyś ją uświadomił o … - Przerwał, nie dokańczając myśl, kiedy kątem oka dostrzegł powracającą ślizgonkę. Skinął chłopakowi głową z krótkim – po lekcji – po czym powrócił do mieszania. Przygotował się na lekką burę od partnerki z eliksirów, jednak zabrzmiałoby to jak uszczypnięcie motyla, podczas gdy w głowie Amycusa dochodziło do wzmożonego wysiłku intelektualnego, w jaki sposób atak Averego może wpłynąć na jego relacje ze Skai i celu, jaki sobie obrał oraz faktu, że Yumi zostanie poniżona. Zbyt szybko dochodziła do wniosku, że potrafi postawić się każdemu, zbyt napuszona faktem rzekomej siły, o jakiej jej opowiadał, zbyt pewna siebie. Zdecydowanie zbyt. Zaciskając palce na chochli milczał jak zaklęty i jedynie pozostała zmarszczka między brwiami zdradzała, że jego niezadowolenie i irytacja nie minęły.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Klasa eliksirów | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |