Jak to zwykle bywa wśród szanowanych rodów czarodziei, istniał zwyczaj zawierania zaręczyn jeszcze zanim potomkowie kończyli Hogwart. Oczywiście szło tu tylko i wyłącznie o zachowanie czystości rodu i odpowiedniej renomy. Po wielu dyskusjach odbytych bez wiedzy i uczestnictwa młodych, ustalono, że zaręczyny ów odbędą się pomiędzy Regulusem Blackiem, a Alecto Carrow. Zainteresowani mieli się o tym dowiedzieć właśnie dzisiaj, na pozornie przypadkowej imprezie rodzinnej. Czy młodzi przypadli sobie do gustu? Jak zareagowali na wieść o wspólnej przyszłości?
Osoby: Alecto Carrow, Regulus Black, rodzina Black, rodzina Carrow
Czas: wakacje 1976
Miejsce: Zjazd rodzinny w ogrodzie Grimmauld Place 12
Mistrz Gry
Temat: Re: Ustawione zaręczyny Nie 06 Kwi 2014, 02:40
Lipcowe słońce przyjemnie łaskotało policzki przebywających na zewnątrz, rumieniąc je i grzejąc. Korzystając z cudownej pogody ustalono, że spęd rodzinny odbędzie się w ogrodzie przy Grimmauld Place 12, zamiast w środku. Żal było nie docenić tej łaskawości Matki Natury i kisić się w czterech ścianach... jeszcze teraz, kiedy znaczna część obu rodzin wiedziała, po co się spotykają. Ogromne stoły okryte obrusami z herbem Blacków na obrzeżach stały pod pięknym, utworzonym z bluszczu namiotem. Gdzieś w połowie długości Orion Black wyczarował fontannę z latającymi rybami, które raz po raz wyskakiwały z niższej misy do wyższej. Dwa skrzaty domowe uwijały się jak w ukropie by na czas zastawić stoły półmiskami wyśmienitego jedzenia i aby dopilnować, by ów posiłki były świeże i bez zarzutu. Wiedziały, jakie mógł ich za to czekać los. Zaczęli przybywać pierwsi goście, jak chociażby zacne narzeczeństwo Lucjusza i Narcyzy. Narcyza olśniewała wszystkich swą dosyć krótką, ale idealnie dopasowaną sukienką z kremowej koronki. Nieopodal niej siedziała jej siostra, czyli Bellatrix, jak zawsze skąpana w czerni. Słońce wydawało się omijać jej chłodną aurę. Był i jej narzeczony, zacny pan Lestrange, ale młodzi nie wydawali się być sobą zainteresowani... a na pewno nie tak bardzo jak wspomniani już Lucjusz z Narcyzą. Zabrakło jednak parę osób, które Walburga Black na zawsze wydziedziczyła z rodziny. Chodziło oczywiście o jej starszego syna, Syriusza oraz siostrę Belli i Cyzy, czyli Andromedę, która śmiała zadawać się ze szlamą. Walburga oceniała wszystko ostrym i niezmąconym niczym wzrokiem. Wszystko miało być dopięte na ostatni guzik. Zostało tylko parę wolnych krzeseł. Dwa dla niej oraz męża, Oriona. Jedno dla Regulusa... oraz parę dla przedstawicieli rodzinny Carrow, ale przede wszystkim dla Alecto. Pani Black miała już okazję poznać nieco bliżej ów dziewczynę i bezsprzecznie uzgodniła z jej ojcem, że jest idealną kandydatką na żonę dla Regulusa, który pozostał jedynym męskim potomkiem... oczywiście nie licząc Syriusza, ale Walburga już dawno straciła nadzieje na dobre wychowanie swego najstarszego syna. -Pani, już wszystko gotowe. -przed nią pojawił się Stworek i ukłonił się tak nisko, że dotykał nosem podłogi. -Doskonale Stworku. Pozostaje nam tylko czekać. Przynieś mi łaskawie pudełko, które stoi na komodzie. Skrzat wyprostował się i błyskawicznie deportował. Nie minęła jednak minuta jak pojawił się z powrotem z puzderkiem. Podał je Walburgi i znowu ukłonił się nader nisko. Walburga podeszła do stołu i podała pudełko mężowi, który stał nieopodal Narcyzy, dopytując się o szczegóły ślubu z Lucjuszem. -Witaj ciociu! -ożywiła się Narcyza, wstając wraz z narzeczonym. Walburga skinęła jedynie głową. -To pierścionek? -zapytała blondwłosa, zaglądając wujkowi przed ramię. Orion otworzył wieko, ukazując zaręczynowy pierścionek. Walburga zamówiła go u goblinów ponad rok temu. Był bardzo subtelny, ale ozdobiony drogimi jak na dzisiejsze czasy białymi i czarnymi diamentami. Orion zatrzasnął pudełko i schował je do wewnętrznej kieszeni szaty. Miał przekazać to synowi, gdy tylko zacznie się temat oświadczyn. Na tę specjalna okazję Orion wyczarował także altanę na samym krańcu ogrodu, by chociaż prowizorycznie dać młodym trochę prywatności. Czekano już tylko na Regulusa oraz Alecto, którzy byli tak błogo nieświadomi dalszych planów i wydarzeń...
Regulus Black
Temat: Re: Ustawione zaręczyny Nie 06 Kwi 2014, 02:58
Spotkania rodzinne nie były dla Regulusa nowością, a w czasie wakacji można je było nazwać wręcz nudną codziennością i powinnością. Przynajmniej raz w tygodniu musiał się wciskać w najlepsze ciuchy przy niebotycznie wysokich temperaturach i bawić rozmową kolejnych członków rodziny, ale i także gości rodziców. Reg podchwycił już, że zapraszano tylko rodziny, które posiadały młode, niezamężne córki, a z prostych wyliczeń wynikało, że to były próby usidlenia go w małżeńskie okowy. Syriusz już dawno przestał być mile widziany w domu, więc jedynym męskim potomkiem domu Black pozostawał Reg. Poniekąd go to bawiło, matka jak najprędzej chciała by znalazł sobie żonę.. a miał dopiero szesnaście lat i nie w głowie mu były weselne dzwony oraz płomienne deklaracje. Może był naiwny, ale liczył na to, że rzeczywiście się zakocha i nie będzie to jakiś odgórny przymus. Nawet jeśli dziewczyna miała by być półkrwi, Regulus jakoś by przepchnął pomysł małżeństwa. A mugolaczka? Nie brał tego pod uwagę, lecz prawdą było, że zdanie matki coraz mniej go interesowało. Łapał się na myślach, że miał sprzeczne od niej zdanie na jakiś temat i wcale nie było mu przykro z tego powodu. Może w końcu dorastał? Przyjrzał się krytycznie swemu obliczu w zwierciadle. Czarne spodnie oraz czarna koszula.. taak. W taki gorąc był to wyśmienity wybór, jednak biały kolor wydawał mu się zbyt grzeczny. Obowiązek noszenia szaty jeszcze go nie obowiązywał, więc pozwolił sobie na taką luźną wariację. Przeczesał palcami włosy, dodając im trochę mniej ułożonego charakteru. Stwierdzając, że ogólny efekt jest lepszy od przeciętnego, sięgnął jeszcze po marynarkę i udał się do ogrodu. Ogrom ludzi nie był już taki przytłaczający jak za czasów, gdy miał zaledwie parę lat. Podszedł do każdego z gości,aby się przywitać... i mieć to już za sobą, prawdzie mówiąc. Na sam koniec zostawił sobie powitanie z Narcyzą oraz Bellą. Obie kuzynki ucałował w wierzch dłoni, a ich narzeczonym uścisnął dłonie. Usiadł obok Bellatrix i nalał sobie skrzaciego wina do kielicha. -Kolejny wspaniały, upalny dzień, który można przecież spędzić w skwarze rozmów i ścisku ludzi. -uśmiechnął się ironicznie do Belli i wziął łyk schłodzonego napoju. Przyjrzał się wolnym krzesłom obok siebie. -Na kogo jeszcze czekamy? -zapytał jakby od niechcenia, ciekaw, kogo tym razem podsuwała mu pod nos kochana mamusia.
Alecto Carrow
Temat: Re: Ustawione zaręczyny Nie 06 Kwi 2014, 10:25
Alecto zastanawiała się, po co to wszystko, i nie wiedziała. Zwyczajnie nie znała odpowiedzi. Od godziny przyglądała się swojemu odbiciu w przepięknym, wielkim lustrze z pozłacaną, wykwintnie zdobioną ramą. Od godziny zadawała sobie to pytanie i jak na złość żaden pomysł nie kiełkował jej w głowie. Ubrana w zwiewną kremową sukienkę sukienkę wyglądała trochę jak osoba nie z tego świata. Złoty medalik na szyi prawie zlewał się z subtelną bladością jej skóry. Na stopach spoczywały czarne pantofelki na obcasie. Włosy miała proste i rozpuszczone w taki sposób, że część otulała kark i spływała w dół pleców. Sprawiała miłe, delikatne wrażenie. Była przykładem na to, że pozory to największa zmora ludzkości. Kolejne spotkanie rodów, które dla niej od jakiegoś czasu były prawie, że codziennością. Tego lata odbywały się znacznie częściej niż w pozostałych latach, to było naprawdę zastanawiające. Tym razem mieli spotkać się u Black’ów. Alecto dobrze znała to nazwisko, było dość znane w ich świecie, poza tym jeśli się nie myliła to jeden z Black’ów należał do jej domu. W jej wnętrzu kotłowało się wiele uczuć. Każde z nich tłumiła na rzecz paraliżującej obojętności. W całej tej maskaradzie chciała zachować zimną twarz, chciała pokazać, że jej różdżka nie jest dowodem dziwactwa czy zboczenia. Była czarownicą i była z tego powodu dumna. Jednym zaklęciem mogła co prawda zniszczyć całe to zbiorowisko które odbywało się przy Grimmalud Place 12. Ale nie cechowała się chyba aż taką złośliwością? Cechowała się. Na nieszczęście wszystkich zebranych i jej samej. - Alecto? Jesteś już gotowa? - jej matka zawołała przez zamknięte drzwi pokoju, pukając w nie niecierpliwie. Panienka Carrow miała ochotę wysadzić je niewinnym urokiem i pokazać im wszystkim, że się mylą. Oprócz tego, że była czarownicą i była złośliwa, była też okrutna. Kierowana długotrwałą nienawiścią, której źródła nie potrafiła odnaleźć, zatraciła gdzieś w sobie wrażliwość. Tak myślała. Była o tym przekonana. - Tak, jestem – odkrzyknęła obojętnie, spoglądając sobie w oczy raz jeszcze. Niebieskie tęczówki ziały znudzeniem i irytacją. Matka weszła do jej pokoju. –To dobrze, bo powinnyśmy już jechać do Black’ów. Ojciec się już denerwuje. Jesteśmy spóźnieni. Blondwłosa powstrzymała się taktownie przed wywróceniem oczami.
Dziewczyna wygładziła sukienkę, zanim jej stopa stanęła w ogrodzie państwa Black’ów. Rodzice i reszta rodziny Carrow poszła przodem. Gdy przekroczyła prób tego miejsca wszystkie oczy jak na rozkaz zwróciły się ku niej. To była jedna z tych chwil, w których czas zamiera, a my sami zastanawiamy się, co takiego przeoczyliśmy. W tym przypadku przeoczeniem okazało się spiskowanie tych dwóch rodzin, obecnych dziś tutaj. Alecto rozejrzała się dookoła i dopiero wtedy dotarło do niej po co właściwie tutaj przybyli, w wirze wszystkich tych wydarzeń jakie miały miejsce ostatnio w jej życiu zapomniała o rodzinnej tradycji. Była na siebie zła jak mogła przeoczyć tak ważną informacje. Niespodziewanie gniew zawrzał w jej żyłach, oplatając je językiem gorąca i wściekłości, popychając naprzód z prędkością co najmniej zawrotną. Poczucie niesprawiedliwości wycisnęło ostatnią kroplę żalu z jej serca. Podeszła do rodziców mrużąc złowrogo oczy –Co to ma znaczy?! – zapytała patrząc to na jedno to na drugie. Od zawsze miała z nimi idealny kontakt a teraz poczuła się zdradzona. Zanim Abigail czy Alexander zdążyli coś powiedzieć podeszli do nich państwo Black, niebieskooka przybrała na usta sztuczny uśmiech kierując swoje spojrzenie na przybyłą dwójkę –Witam państwa – przywitała się lekko kłaniając w wyrazie szacunku dla owej dwójki, dopiero po chwili ujrzała siedzącego przy stole Regulusa. –Muszę przyznać, że wszystko wygląda wspaniale, zawsze miała pani świetną rękę do tego typu imprez – zwróciła się do pani Black, mimo złości jaką czuła potrafiła zachować zimną krew i być kulturalna, tego nauczyli ją rodzice.
Czas wlókł się niemiłosiernie, a ciekawość Regulusa odnośnie kolejnej, nowozaproszonej panny jedynie wydłużała oczekiwanie. Chciał tylko zobaczyć jej aparycję - cały ten cyrk związany z bawieniem jej przy obiedzie, prowadzenie zabawnych dysput na temat nowego zapachu perfum był nużący i nikomu niepotrzebny. Regulus dość szeroko otaczał się kobietami w szkole i to mu jak na razie wystarczyło. I wtedy nie musiał zachowywać się tak przesadnie kulturalnie jak tutaj. Oczywiście zdarzały mu się mniejsze i większe gafy, które raczej były przyjmowane rozbawieniem lub zaintrygowaniem... jednak przy matce wolał nie przesadzać z ich ilością. Tak więc wystukiwał leniwie rytm łyżeczką do lodów o drewniany blat skryty pod obrusem, dodatkowo kołysząc się niedbale na krześle. Chciał odbębnić swoje, zaliczyć tę przeklętą rozmowę wstępną i uciec do pokoju, gdzie wypoleruje miotłę, uda się na mały "przelot".. a potem spotka się z grupką zaufanych osób, których nazwisk lepiej nie wymieniać, bo będzie można o nich usłyszeć za parę, mrocznych lat.. I wtedy właśnie przybyli zaproszeni goście. Regulus nie zauważył ich od razu.. dopiero pewne poruszenie przy stołach i zaciekawione spojrzenia podkusiły młodego Blacka, by się obejrzeć. Rozpoznał dziewczynę w kremowej sukience... wyglądała pięknie, to musiał przyznać. Jednakże aparycja oprócz zachwytu wytwarzała wrażenie, że Regulus ją znał.. a musiał ją znać. Należała do jego domu w Hogwarcie. Raz za czasu zamienił z nią parę słów, ale ogólnie nic więcej... nawet trochę go irytowała, gdy panoszyła się po szkole ze swoją wszechwiedzą odnośnie eliksirów. Wstał na widok gości i zmrużył oczy. Chyba wszystko powoli układało się w logiczną całość.. spojrzał na kuzynki, które unikały jego wzroku. Wolnym krokiem udał się do rodziców, którzy witali właśnie nowoprzybyłych. -Dziękuję panno Carrow... jest mi niezmiernie miło, że mogę Cię przedstawić mojemu synowi, Regulusowi Arkturusowi Black. -Walburgia wskazała na Rega, który właśnie zrównał się z matką. Oczywiście widział oburzenie Alecto i chyba nawet wiedział, co było przyczyną. Ci wszyscy ludzie nie byli zaproszeni ot tak... tu miało się wydarzyć coś ważnego i nie w smak była mu cała ta ceremonia. -Witam.. przecudna suknia.-odezwał się cicho, całując wierzch dłoni matki Alecto, ściskając dłoń ojcu... i całując wierzch dłoni samej Alecto. Ich spojrzenia na chwilę się spotkały, ale oczy Regulusa nie wyrażały niczego poza poirytowaniem. Spojrzał na swego ojca, który wyraźnym ruchem głowy pokazał mu, że odejść z nim na bok. -Goście wybaczą... -skłonił głowę, tak, jak go nauczono i odszedł kawałek z Orionem. -Co to ma znaczyć? Cały ten cyrk i cała ta maskarada? -syknął cicho. Zamiast odpowiedzi ujrzał rękę ojca, w której dzierżył małe pudełeczko. Regulus nie musiał pytać... znał je dosyć dobrze, matka zawsze pokazywała mu je, mówiąc, że w nim będzie pierścień, który będzie na palcu jego przyszłej żony. Podniósł wzrok na ojca. -Mam szesnaście lat. Mam w tej chwili iść i oświadczyć się tej... blond zołzie? Ktoś w ogóle pomyślał, by mnie zapytać o zdanie? -mówił cicho, ale i tak wszystko w nim wrzało. Prowadził dysputę z ojcem po cichu na tyłach domu, ale żadne z nich nie mogło dojść do porozumienia... aż nie pojawiła się Walburgia. Przerwali zaraz. -To Twój obowiązek, utrzymać czystość krwi naszego rodu. To dla Ciebie zaszczyt, że wybraliśmy Ci pannę Carrow. Weźmiesz pierścień, zaprosisz ją na spacer do altany. -zagrzmiała pani Black, a Regulus już wiedział, że jest na straconej pozycji. W niemej wściekłości wziął puzderko i odszedł w kierunku stołu. Starał się nie pokazywać swojej wściekłości. Usiadł obok Alecto, bo przecież takie miejsce mu wydzielono i bez słowa wziął do ręki szklankę whiskey. Zaczęły się rozmowy, plotkowanie, szczęki sztućców i talerzy... ale i tak coraz więcej spojrzeń padało na młodych. Regulus w końcu spotkał swój wzrok ze wzrokiem matki. Nie miał wyjścia... ale już w głowie planował zemstę. Zaręczy się... ale zanim dojdzie do ślubu zniknie. Z całym szacunkiem do przyszłej żony... Wstał, odsuwając krzesło. Podał rękę Alecto. -Czy mogę Cię porwać na spacer? -zapytał sucho i można było wyczuć nutkę złości i rozżalenia...ale musiał grać. Jeszcze trochę.
Alecto zawsze była osobą bardzo spostrzegawczą, dlatego teraz stojąc przed państwem Black pluła sobie w twarz, iż wcześniej nie zwęszyła tego spisku między tymi rodzinami. Była na siebie zła, jednakże jeszcze bardziej zła była na rodziców, który stanęli przeciwko niej. Poczuła się zdradzona, inaczej nie można było nazwać tego uczucia, którego ogarnęło jej serce oraz umysł. Czuła się jak zwierzyna złapana w sidła przez myśliwego. Nie wiedziała, co robić, czy robić cokolwiek i wreszcie, jak to robić, pozbywając się jednocześnie tego dziwnego uczucia w piersi. Lubiła mieć w swoim życiu same jasne sytuacje, czarne albo białe, nienaruszające jej wewnętrznej równowagi. Różne rzeczy mogły się dziać wokół niej – te okrutne i te zupełnie błahe, lecz wszystko było w porządku, dopóki w jakimś stopniu jej to nie dotykało. Tym razem to ona i Regulus byli centrum wszystkiego. Wraz z powiększającą się ilością myśli i konkluzji w jej głowie czuła w sobie taką siłę i bezsilność jednocześnie, że wydawało jej się, jakby zaraz miała się rozpaść na kawałki. Wiedziała, że gdy wróci do domu rozpęta piekło, lecz teraz musiała robić dobrą minę do złej gry. Była w tym mistrzem, nie zdając sobie sprawy jak często to robiła, potrafiła zachować klasę w każdej sytuacji przed jaką stawiało ją życia, choć ta wydawała się jej bez wyjścia. Po chwili pojawił się przy nich Regulus, nie trzeba mówić, iż jego widok nie uszczęśliwił Alecto, to było zbyt oczywiste. Kiedyś w szkole zamienili ze sobą kilka słów, jednak nic więcej. Dziewczyna nie lubiła go, nie wiedziała dokładnie z czego to wynika. W szkole zawsze miał taki dumny krok i sprawiał, że dziewczęta śliniły się na jego widok. Jest zbyt pewny siebie i lanserski. Według niej jego postawa jest po prostu komiczna. Chodzi i mruga na każdą panienkę przez co one wpadają w jeszcze większy zachwyt – głupie pizdy! Zwłaszcza gdy doda do tego wszystkiego swój firmowy uśmiech numer 105 ukazując przy tym rząd swoich idealnych, śnieżnobiałych ząbków. Lub gdy chodzi spocony po błoniach bez koszulki, ale wtedy to dziewczyny z reguły już mdleją. Jest bardzo seksowny, ale to już zupełnie inna kwestia….. barwy jego głosu. Jest stanowczy, arogancki, cyniczny i pretensjonalny. Ogólnie to nie cierpi sposobu w jaki mówi. Do innych zwraca się z wyższością i to sprawia, że postrzegany jest jako ktoś lepszy od ciebie. Jakbyś był poddanym, a on królem - choć tak naprawdę mógłby być jedynie nadwornym błaznem. Nienawidzi jego zapachu. Czuć go jeszcze zanim pojawi się w zasięgu twojego wzroku, a gdy odchodzi zapach pozostaje przez długi czas przypominając ci, że przed chwilą jego szanowny tyłek cię minął i mimowolnie jesteś zmuszona się tym zapachem delektować. Nie toleruję tego zapachu! Doprowadza ją do pasji! Czuć go wszędzie, a pachnie kombinacją mięty i cytrusów połączoną z zieloną herbatą i nutką czegoś ostrego. Nienawidzi jego wzroku. Żadna dziewczyna nie jest w stanie wpatrywać się w te głębokie intensywnie szare oczy dłużej niż pięć sekund. A ona to już w ogóle wytrzymuje tylko dwie.. Nienawidzi jego twarzy. Tak idealniej jakby została precyzyjnie wyrzeźbiona. Ubrać ją w słowa to niemalże grzech. Definitywnie jest to grzech! I nie cierpi tego, że nie potrafi jej nawet opisać... Jest zabójczo przystojny… Nie, on jest po prostu piękny… I te jego włosy doprowadzające ją do obłędu! Te aksamitnie miękkie, zawsze roztrzepane, cholernie seksowne włosy o najdziwniejszym i najbardziej pociągającym kolorze jaki w życiu widziała. Nienawidzi jego ubrań tak perfekcyjnie leżących na jego idealnym ciele. Te stosunkowo obcisłe, najczęściej czarne jeansy podkreślające smukłe, długie nogi i minimalnie obniżony krok przykuwający wzrok do jego tyłka. I koszule. Najczęściej ma niechlujnie podwinięte rękawy obnażające te umięśnione przedramiona. Z reguły ma też niedopięte przy szyi guziki ukazując przez to szerokie kości obojczykowe. Lub koszulki. Niby są luźne, ale jednak lekko opinają te mocno zarysowane mięśnie brzucha. I cudowny, wyrzeźbiony tors. I silne barki. I szerokie plecy. I wąską, choć niesamowicie męską talię. Nienawidzi jego ubrań! Nie cierpi jak cholernie seksownie w nich wygląda. Jak jakiś pieprzony model! Powinni mu zabronić wkraczać w tych ciuchach do szkoły. W ogóle powinien mieć zakaz wychodzenia z dormitorium w takich ubraniach. Nienawidzi jego idiotycznego zachowania w stosunku do niej… Nienawidzi gdy wyśmiewa ją gdy go wyzywa, lub gdy drwi z jej niechęci względem niego. Nienawidzi jego boskości i perfekcji w każdym calu. Nienawidzi jego pieprzonej seksowności. Nienawidzi jego wrednego charakteru, jego wygórowanego ega. I tego, że może mieć każdą panienkę nie wysilając się przy tym wcale. I ogólnie tego, że jest bogiem seksu. Wszystkiego co dotyczy jego egoistycznej, zakochanej w sobie, cynicznej, chamskiej osoby nienawidzi. Z nim samym na czele. Nienawidzę! Ale najbardziej nienawidzi tego, że pomimo iż wie z jaką intensywnością go po prostu nie znoszę pozostaje tym faktem zupełnie niewzruszony. To ją dobija! Zacisnęła delikatnie dłonie, gdy pani Black przestawiła jej chłopaka. Przecież oczywistym było, że się już znają. Walburgia robiła z tego coś oficjalnego, co tylko potwierdziło najgorsze obawy blondynki. Regulus pocałował jej dłoń, a ona uśmiechnęła się w odpowiedzi na ten gest, choć tak naprawdę miała ochotę krzyczeć ze złości. Tupać nogami jak mała dziewczyna, by po tej całej scenie uciec gdzieś, gdzie jej nie znajdą. Po chwili pan Black zabrał swojego syna, zaś oni w między czasie urządzili sobie pogawędkę na różne tematy, poczynając od pogody po pytania o zeszły rok spędzony w Hogwarcie. Gdy na stołach zaczęły pojawiać się potrawy państwo Carrow zajęli swoje miejsca usadzając córkę przy tym głównym, tam każdy miał na nią idealny widok. Dziewczyna jak przystało na młodą i kulturalną panienkę starała się z każdym z gości zamienić choć słowo, zaś z jej ust nie schodził uśmiech. Rodzice byli z niej dumni, jednak przeczuwali już co czeka na nich w domu, nie raz Al. rzucała w ich kierunku złowrogie spojrzenie. Chciała wzbudzić w nich obawę, robiła to z premedytacją. Nie minęło dużo czasu gdy Regulus ponownie pojawił się przy niej. Przez większość czasu blondynka go ignorowała, rozmawiała ze wszystkimi dookoła, lecz chłopaka nie obdarzyła ani jednym spojrzeniem. Byłoby tak przez resztę czasy gdyby ten się nie odezwał. Spojrzała na niego, po czym nie mówiąc nic wstała od stołu i ruszyła w stronę altany, który znajdowała się z dala od wszystkich, nikt nie mógł ich usłyszeć, było to miejsce idealne na rozmowę, którą mieli odbyć.
Gdyby tylko Regulus był świadomy, jakie myśli kłębią się w umyśle Alecto.. gdyby mógł zajrzeć do nich chociażby na jeden moment.. doznał by szoku. Zawsze Al wydawała się opierać jego zachowaniu oraz aparycji... faktycznie Reg przykuwał spojrzenia dziewcząt, chociaż nie robił tego do końca świadomie. Głównym czynnikiem, który na nie działał, to było to zagadkowe milczenie chłopaka i wymowne spojrzenia, którymi raczył otoczenie. Potem dopiero zaczynał dostrzegać, jak to działa na płeć piękną i wykorzystywał to już do swoich celów. Nigdy jeszcze nie był szaleńczo zakochany, ale romanse i "niewinne" flirty miał już na swoim koncie. Lubił bawić otoczenie w przerwach pomiędzy ważniejszymi zajęciami. Tym razem jednak rodzina przeszła samych siebie, nakazując mu zaręczyny z panną, którą ledwo co znał, a nawet podejrzewał, że ona sama nie darzy go pozytywnymi uczuciami. W oczach Regulusa Alecto była na prawdę piękną kobietą, lecz jej postawa... Regulus wiedział, że cały dom Slytherina to dosyć wredne charakterki, ale Al czasem pobijała na głowę nawet Jasmine Vane, którą co niektórzy pieszczotliwie określali mianem naczelnej wredoty Hogwartu... a te dwie chyba nawet się przyjaźniły. Wracając jednak, Alecto panoszyła się po Hogwarcie jak paw ze swym ogonem, chcąc zdeptać jak robactwo wszystko, co jest niższe od niej, jeśli patrzeć na poziom dumy. Reg nawet by się pokusił o stwierdzenie, że jest bardzo zadufana w sobie... ale podobno przyganiał kocioł garnkowi, czyż nie? Atmosfera spotkania w ogrodzie była coraz bardziej napięta i powietrze wręcz zgęstniało od nadmiaru spojrzeń i niewypowiedzianych myśli. Reg starał się odnaleźć dobre strony tej sytuacji.. i stwierdził w końcu, że zaręczyć się może, bo tego nie zawetuje.. ale i tak będzie robił co mu się żywnie podoba. Sama Al nie wyglądała na zachwyconą, więc na pewno poprze punkt widzenia Regulusa. Potem.. potem ślub się odwoła i wszystko rozejdzie się po kościach. Młody Black szedł ramię w ramię z blondynką, trzymając ręce za sobą. Wyglądał na zamyślonego, więc spacer jego z Alecto był dosyć milczący. W końcu, parę metrów przed altaną, chłopak zadał pytanie. -Wiesz dobrze, po co ta cała maskarada, prawda? -spojrzał na nią i ponownie docenił wybór sukienki, ponieważ podkreślała wszelkie kobiece atrybuty z szczególną dokładnością. -Nie ma chyba co się kłócić z całym zgromadzonym tutaj towarzystwem.. udawajmy chociaż, że nam to pasuje, a potem.. zobaczy się. -skończył dosyć kulawo. Weszli do altany, która na tę okazję była przystrojona białymi kwiatami. Reg opierał się nonszalancko o balustradę w altance. Miał grać? To byłą pestka, od urodzenia był dobrym aktorem.. -Pięknie dzisiaj wyglądasz. -zauważył, zmierzając Alecto wzrokiem po raz któryś. To była ewidentna prawda z jego ust. Wyjął z dekoracji białą różę i podał ją Alecto, starając się zmyć chociaż trochę złość i irytację ze swej twarz poprzez delikatny uśmieszek, który Al na pewno był znany chociażby ze szkolnego korytarza. Czy to nie była kolejna gra, by tylko zadowolić chociaż trochę rodziców? Teraz mogli albo się znienawidzić do reszty.. albo zawiązać komitywę. Miał nadzieje na to drugie. -Pani pozwoli.. -skinął do niej głową. Jak miał odwalić tutaj scenę to niech chociaż będzie to przekonywujące. Ukląkł na jedno kolano i poczuł się nader dziwnie, musząc oświadczać się w tym, szczenięcym jeszcze wieku. Nadal tliło się w nim rozgoryczenie. Wyjął puzderko i skryty w nim pierścionek z białymi i czarnymi diamentami. -Aby formalnościom tej sceny stało się zadość.. zechcesz przyjąć ten pierścionek? -zapytał, trochę mijając się z tym, co miał na prawdę powiedzieć. Miał tylko nadzieje, że nie dane mu będzie długo klękać przed Alecto, chociaż z dołu prezentowała się równie dobrze.
Nigdy wcześniej Alecto nie zastanawiała się, dlaczego nie lubiła młodego Blacka, zazwyczaj mijali się na szkolnym korytarzu lub w pokoju wspólnym. Od czasu do czasu dziewczyna obdarzyła do spojrzeniem, zamienili kilka słów, jednakże zazwyczaj ich spotkania nie owocowały niczym konkretniejszym. Oboje mieli wyrobione zdania na swój temat, w oczach Carrow Regulus był kobieciarzem, który nie stronił od towarzystwa dziewcząt, a one głupie lgnęły do niego jak ćmy do światła. To ją irytowało, choć sama do końca nie wiedziała dlaczego. Czyżby była zazdrosna o chłopaka? Być może, choć ona sama przed sobą by się do tego nie przyznała. Bez stronniczy obserwator słyszący jej myśli, mógłby dość do wniosku, że blondynka darzy Blacka jakimś głębszym uczuciem i nie koniecznie jest to nienawiść. Co do Alecto, chłopak miał całkowitą rację. Dziewczyna należała do osób z którą nikt nigdy nie chciał się spierać, bowiem niemal zawsze wyglądała w ten sam sposób – i sposób ten sam w sobie był męczący i denerwujący. Każdy wolał sobie odpuścić i machnąć ręką, niż wdać się w bezsensowną gadaninę, z której i tak wynikłoby, że Carrow ma rację. Blondynka nie miała sobie nic do zarzucenia. Nigdy nie miała. Żyła swoim życiem i tylko to się dla niej liczyło. Niczego więcej nie potrzebowała. Takiej wydumanej uwagi ze strony tych idiotów z którymi chodziła do szkoły również nie. Sprawiała wrażenie wyniosłej, jednak Regulus nie zachowywał się inaczej. Według niej bardzo niebezpieczna była niesamowita aparycja tego osobnika. Nosił w sobie jakąś arystokratyczną charyzmę. Miał w sobie coś... adorującego. Ale to nie działało na nią…..nie mogło. W istocie Al. nie była zadowolona z zaistniałej sytuacji, była wściekała na wszystkich dookoła, że wpakowali ją w coś takiego jak zaręczyny. Była zbyt młoda, świat stał przed nią otworem, a tym czasem ktoś ma włożyć jej pierścionek na palec. Nie można dziwić się jej, że nie była zadowolona, cała ta maskarada sprawiła, że zawsze zdecydowana i obojętna, dziś wyglądała na... nieosłoniętą. Ruszyli do altanki idąc ramie w ramie, między nimi panowała całkowita cisza, jednak jej to nie przeszkadzało. Czuła na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych, który byli bardziej zadowoleni z obrotu sprawy niż sami zainteresowani. Dopiero przy samej altance Regulus odważył się odezwać. –Nie jestem taką idiotką za jaką mnie masz Black – odpowiedziała głosem wypranym z emocji, poprawiając swoje długie, blond włosy. Nawet nie obdarzyła go delikatnym spojrzeniem, chciała aby ta komedia skończyła się jak najszybciej, wtedy będzie mogła wrócić do swojego sielankowego życia. -Black zapamiętaj sobie jedno, nie będzie żadnego potem. Odwalimy swoje po czym zapominamy o tym co się stało, wracając do rzeczywistości. To tylko delikatna przeszkoda, jednak nie mam zamiaru być wzorową narzeczoną, nie pcham się przed ołtarz. – oznajmiła niezbyt miłym tonem. Nie miała zamiaru dawać chłopakowi jakichkolwiek złudzeń, ich rodziny mogą myśleć sobie co chcą, jednakże relacje między nimi nie ulegną zmianie, nawet gdyby byli ostatnimi ludźmi na planecie. Słysząc komplement skierowany w swoją stronę spojrzała na bruneta unosząc jedną brew do góry, po czym chłopak wręczył jej białą róże. Była nimi udekorowana cała altanka, trzeba było przyznać że cała sceneria wyglądała naprawdę olśniewająco. Blondynka poczuła dziwne ukłucie w miejscu w którym powinno być serce. Powąchała pąk kwiatu, uśmiechając się delikatnie, jego woń była cudowna. Jako mała dziewczynka Alecto bardzo często rozmyślała nad tym, jak będzie wyglądał jej mąż, układała scenariusz swojego życia. Liczyła na to, że będzie on wyglądał tak jak w głupich komediach romantycznych, spotka ukochanego przez przypadek na ulicy lub w kawiarni. Sądziła, iż będzie to miłość od pierwszego wejrzenia. Nawet nie podejrzewała rodziców o to, że ułożyli już to wszystko za nią. Pewnie zanim dziewczynka przyszła na świat wiadomym było kogo poślubi, choć zapewne miał być to któryś z Blacków. Te dwie rodziny stały dość wysoko w hierarchii, więc to było oczywistym, że którego dnia się połączą. Gdy zobaczyła jak Regulus przed nią klęka spojrzała na niego, w jej oczach błyszczała trudna do zinterpretowania desperacja połączona z irytacją. Skierowała wzrok na gości którzy uważnie im się przyglądali, po czym przeniosła go na chłopaka. Wiedziała, że nie ma wyboru. Nie mogła się wycofać, choćby była to jedyna rzecz jakiej pragnęła. Wzięła głęboki oddech Show must go on pomyślała. –Tak! - krzyknęła głosem pełnym radości. Po czym przytuliła mocno chłopaka, następnym co zapamiętała były jej usta na jego. Pierwsza sekunda pocałunku była jak chmurny poranek, ciężka od zgromadzonego stopniowo deszczu, przesiąknięta zdumieniem i niewyrażeniem, zapomniana wśród miliona takich samych, zupełnie podobnych. Alecto straciła swoją nienawiść. Druga sekunda przypominała południe, najjaśniejsze i najbardziej przytłaczające zarazem. Słońce próbujące przebić się przez warstwy wilgoci poddało się, kiedy zrozumiało, że nikt go tu nie chce. To nie był wesoły pocałunek. To nigdy nie miał być wesoły pocałunek. Alecto poczuła ból. Trzecia sekunda przekształciła się w wieczór, coraz bardziej obojętny, niknący w zanikających promieniach tego pokonanego słońca. Ale nie to ją samą najbardziej przestraszyło, nie to wyssało z niej tlen. Była obojętna. I to zdawało się być jeszcze grosze od nienawiści, strachu, niechęci i ciszy jej oczu. Bo nie chciała być obojętna. Już nie. Oderwała się od niego słysząc jak z oddali dochodzą oklaski. Patrzała na Regulusa nieodgadnionym wzrokiem gdy wsuwał jej pierścionek na plac. Trzeba przyznać że był bardzo piękny, jednak ona czuła jego ciężar. Wszystkie niewypowiedziane obietnice, które ze sobą niósł. –Teraz lepiej uważaj, bo jeśli jakaś dziewczyna się do Ciebie zbliży, oboje poznacie mój gniew! – powiedziała a na jej ustach pojawił się prawdziwi uśmiech, który sięgnął aż jej oczu. Był to pierwszy taki….prawdziwy.
Regulus Black
Temat: Re: Ustawione zaręczyny Sob 26 Kwi 2014, 21:56
-Wiesz co Alecto, gdybym miał Cię za idiotkę, to podejrzewam, że nie rozmawiałbym z Tobą na tak wysokim poziomie inteligencji.. -odparował jej zarzut, uśmiechając się przy tym cynicznie, jak to miewał w zwyczaju. Wcale nie uśmiechały mu się te zaręczyny z panną Carrow, mimo takiego, a nie innego wychowania, jakie odebrał od rodziców, wierzył w miłość. Może miał już na oku kogoś, kto spędziłby z nim resztę życia? -Jak sobie życzysz, królewno. -odparł kąśliwie, nawet kłaniając się lekko przed blondynką. Powoli ta cała sytuacja zamiast go irytować, to niezmiernie bawiła. Jej wkurzenie.. jego przymus... i widownia, oczekująca, aż padnie na kolano i się oświadczy. Dlatego był zszokowany, gdy mimo tej całej agresji, Alecto ochoczo wykrzyczała radosne "tak!", aby wszyscy słyszeli. Ledwie udało mu się wstać, a już cały świat przysłoniły mu blond pukle oraz nozdrza wypełnił słodko-ostry zapach perfum dziewczyny. Było to nader dziwne... ale jeśli tylko grała, Regulus musiał jej pogratulować kunsztu. Nawet on sam przez chwilę dał się nabrać. Objął ją w pasie, korzystając z faktu, że teraz była jakby nie było - jego własnością. Pomijając charakter, to była doprawdy piękną kobietą. Regulus drgnął,kiedy poczuł smak karminowej szminki na swych ustach. Chcąc dodać pikanterii ów scenie, obrócił dziewczynę i pochylił tak mocno, aż jej włosy sięgnęły parkietu. Był znany z takich zagrywek.. niech więc Alecto nieco się podelektuje.. Oderwał się od niej i mrugnął do niej z miną mugolskiego Jamesa Bonda. -Dopiero mówiłaś, że nic się nie zmieni... cóż, łatwo zmieniasz zdanie. -postawił ją do pionu wśród oklasków zebranych wokół ludzi. Z oddali rozległa się cicha muzyka,a pierwsze pary zaczęły wychodzić na parkiet. Reg spojrzał na Alecto. -Chyba nie odmówisz mi tańca, NARZECZONO? -zapytał, zostawiając rękę na jej talii.
/sorry za długość..
Alecto Carrow
Temat: Re: Ustawione zaręczyny Sob 26 Kwi 2014, 22:57
Słysząc jego słowa, nic nie odpowiedziała, jedynie cicho prychnęła odwracając wzrok. Nie lubiła gdy ktoś zwracał się do niej w taki sposób, sposób który był zarezerwowany tylko dla niej. Oboje mieli takie samo podejście do zaręczyn, nie było im to na rękę, jedynymi osobami cieszącymi się z nich, były ich rodziny. Połączenie dwóch wielkich rodów o czystej krwi było nie lada gratką, zwłaszcza teraz. Mimo tego, ich myśli na temat miłości całkowicie się różniły. Alecto zwyczajnie w nią nie wierzyła, była pewna że większość par jest ze sobą tylko z przyzwyczajenia. Choć kochała rodziców a w ich domu nigdy nie brakowało tego uczucia, dziewczyna była przekona iż ona nie potrafi kochać. Nigdy jeszcze nie dane było jej poczuć czegoś do drugiej osoby. Zawsze była obojętna na wszelkie uczucia, była ponad nimi. Nie sądziła również, że w życiu młodego Blacka jest ktoś, kogo darzy on miłością. Nie spodziewała się po nim tego typu uczuć. Postrzegała go jako tego, który ustatkuje się ostatni, w końcu tak bardzo lubił przebywać w gronie swoich wielbicielek. Czy byłby gotów z tego zrezygnować na rzecz jednej dziewczyny? Panienka Carrow wiedziała, że zadowolenie rodziny będzie przyczyną ich spokoju, na tego typu spotkaniach, będą musieli stwarzać pozory, to oczywiste. Inne sytuacje i miejsca nie narzucały im bycia wzorową parą. W tym wszystkim chodziło jedynie o dobre aktorstwo, nic więcej. Alecto była bardzo zadowolona ze swoich umiejętności aktorskich, czasami nawet ona sama się nabierała. Gdy pocałowała Regulusa, a on obrócił ją i mocno pochylił, w jego oczach zapłonął nagle taki żar, że aż zrobiło jej się ciepło. Zamarznięta krew ogrzała się i z zawrotną prędkością krążyła po jej organizmie. Na swojej skórze poczuła widmo niedawnego pocałunku. Szybko jednak otrząsnęła się z tego, chłopak stosował na niej swoje głupie gierki to wprawiło ją w złość. – Kobieta zmienną jest, poza tym za dużo sobie nie wyobrażaj Black, to wszystko jest dla publiki, zapamiętaj! –warknęła zirytowana, mrużąc oczy. Gdy poprosił ją do tańca uśmiechnęła się delikatnie, na sekundę owiewając chłopaka swym subtelnym pięknem. Następnie położyła dłonie na jego szyi splątując je w delikatnym uścisku. Zaczęli delikatnie bijać się w rytmie muzyki –Ręce trzymaj przy sobie, bo nie ręczę za sobie - ostrzegła, gdyby naprawdę ją zdenerwował mogłaby mu coś zrobić, a wtedy pewnie wszystkie jego wielbicielki bardzo by nad tym ubolewały
Regulus Black
Temat: Re: Ustawione zaręczyny Nie 18 Maj 2014, 20:52
Wywrócił oczami słysząc wywody Alecto na temat publiki i trzymaniu łap przy sobie... więc zamknął jej usta pocałunkiem. Nic nie było mówione na temat ust przy sobie, czyż nie? Tak więc trzymał ją w objęciach i tańczyli z wolna w tak muzyki... a Regulus dodatkowo raczył blondynę słodkim pocałunkiem, który chyba działał lepiej niż "silencio". Miał z tego niemałą korzyść. Muzyka płynęła wolno, jakby przed odmęty szkolnego jeziora. Dopóki ją całował - było dobrze. W końcu oderwał swoje usta od niej i posłał jej wymowne spojrzenie. -O ustach nie mówiłaś. -obrócił nią w tańcu i pochylił mocno. Postawił ją do pionu i kontynuował taniec. W takiej atmosferze minęła reszta spotkania - bardziej lub mniej nerwowej. Alecto i Regulus byli dla siebie nader uprzejmi, czasem Black z dziką satysfakcją kradł jej całusa przy wszystkich lub ją obejmował, co nie zawsze podobało się młodej Carrow. Jednak pierścień na jej palcu był obietnicą, którą nie łatwo będzie złamać.. Reg nie miał głowy do żeniaczki. Wolał myśleć o nowej miotle.. jednak jedno musiał przyznać. Ze wszystkich proponowanych mu dziewcząt, Al była najpiękniejsza. I najbardziej humorzastą.