|
| Mieszkanie Daniela Blaisa | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Daniel Blais
| Temat: Re: Mieszkanie Daniela Blaisa Pon 22 Paź 2018, 19:41 | |
| Nie miał pewności czy zastanie ją w sypialni, do samego końca, do momentu w którym w końcu pchnął drzwi było to jedynie pobożnym życzeniem, które, chwała Merlinowi!, jakimś cudem się spełniło. Co zrobiłby gdyby łóżko okazało się być puste? Co wówczas by poczuł? Miał wrażenie, że gdyby uciekła, rozniósłby sypialnię w drobny mak, dając upust niewiarygodnym pokładom złości i rozgoryczenia. Dopiero co ją odzyskał, jak mógłby znieść to, że znów ją stracił? Nie mógłby. Odetchnął z ulgą, boleśnie świadomy, że przed długi czas nie potrafiłby podnieść się po takim ciosie. Był żałośnie słaby, kruchy, podatny na uszkodzenia, których, w przeciwieństwie do poparzeń skóry, nie dało naprawić się zwykłym eliksirem. Tylko ona potrafiła obudzić w nim tę słabość, tylko ona byłaby w stanie ją wykorzystać, przełamać obronne mury jakie zdążył wokół siebie wybudować, sięgnąć po serce i zgnieść je w swojej drobnej dłoni. Świadomość tego towarzyszyła mu od zawsze, cichym szeptem mąciła mu w głowie, mówiąc, że to uczucie kiedyś go zniszczy, że jeśli chce przetrwać – musi je z siebie wyplenić. Przyjrzał się bladym jeszcze wargom, błękitnym oczom ze śladowymi ilościami ulatniającej się senności, włosom w nieładzie, który można było u niej zastać tylko o poranku. Mógł pozwolić sobie na tę słabość, choćby przez pięć minut, dziesięć, kwadrans. Pragnął opuścić kamienną defensywę maski, ukrócić dystans, jaki do tej pory stawał się utrzymywać. Kilka chwil iluzji szczęścia, przecież im się to należało. Tylko i aż tyle. Potem każde wróci do swojego świata, który stanął właśnie na głowie, nie było na to rady. — Wyspałaś się? — Kącik ust drgnął, zdradzając rozbawienie w chwili gdy uszy wyłapały dźwięk grających marsza kiszek. Przymknął powieki gdy zaciągał się kojącym nerwy dymem, a gdy uchylił je znowu, siedziała już obok niego. Blisko. Zielone tęczówki, w których odbijało się zaskoczenie zlustrowały ją uważnie, łagodniejąc z każdym ułamkiem sekundy. Było mu błogo. Czuł palącą go pod bandażami skórę, ból zadanych przez strzały rany oraz gorycz wczorajszej, nieszczerej rozmowy, a mimo to zaczynało w nim rosnąć coś na kształt pozornego szczęścia. Rozluźnił się, stres, który czuł w chwili gdy siadał na satynowej pościeli opuścił jego mięśnie, może pod wpływem papierosa, a może leczącej popękaną duszę obecności Al. Nie potrafił dociec źródła swojego samopoczucia i szybko zarzucił dalsze próby, wolał skupić się na przeżywaniu, miast rozmyślaniu. Kolejna chmura dymu opuściła jego wargi, wzbijając się w górę. Zazwyczaj nie palił w mieszkaniu, ale ostatnim czego teraz chciał było wystawanie na balkonie. — Zawsze było Ci w nich do twarzy. — wyciągnął rękę, w której zaraz pojawiła się przywołana niewerbalnie popielniczka. Strzepnął do niej popiół i zerknął na nią przelotnie — chociaż oczywiście najlepiej prezentujesz się w koszulach. Białych, gwoli ścisłości. A do tego rozpiętych. Uśmiechnął się do niej, szerzej i szczerzej niż miał to w zwyczaju, bowiem oba kąciki powędrowały w górę, tworząc na policzkach coś na kształt ledwo widocznych dołeczków. Słysząc pełne troski pytanie, mimowolnie przesunął dłonią po bandażu, jakby musiał zastanowić się nad odpowiedzią. — Świetnie. — odparł, wzruszając delikatnie ramionami, po czym szybko zaciągnął się dymem, marszcząc brwi, wyraźnie nad czymś myśląc. Naprawdę musiał dalej brnąć w kłamstwa? Nawet teraz? Miał szansę spędzić z nią kilka miłych chwil, jedyne co musi zrobić to tego nie zepsuć. Musi zwalczyć odruch nieszczerości. Pokręcił głową, a ton jego głosu zmienił się nieznacznie, zabrzmiał na odrobinę przygnębionego. — Jakby przebiegło po mnie stado centaurów, a smok przypalił mnie, przeżuł i wypluł. Ale żyję, uważam to za swego rodzaju osiągnięcie. Twoje osiągnięcie.... Nie wyraził swojej wdzięczności słowami, choć bez wątpienia ją odczuwał. To był poranek przyjemności, nie cudów. I tak szło im lepiej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Sięgnął po kubek z kawą i zamoczył w nim wargi, biorąc łyki zbawiennego, czarnego jak smoła napoju. Na jedzenie nie miał szczególnej ochoty, widok poparzonej skóry, która zajmowała obrzydliwie duży kawałek jego ciała odebrał mu wszelki apetyt. Westchnął i przeczesał palcami czarne kosmyki. — Z Tobą wszystko w porządku? Wczoraj... — odchrząknął nerwowo — nawet Ci nie pomogłem. Wbił w nią spojrzenie zielonych oczu, poza wstydem biła z nich również troska. Zwykła, ludzka troska. Wyciągnął w jej stronę rękę i delikatnie naciągnął dekolt koszulki by odkryć skórę, która, jeśli dobrze pamiętał, powinna być poraniona. Nie zobaczył nic niepokojącego, może delikatnie zaczerwienienia świeżo zaleczonej skóry. Wierzchem chłodnej dłoni delikatnie przesunął po jasnym dekolcie, czując znajome, zachęcające ciepło. Przełknął ślinę i zaciągnął się papierosem po raz ostatni, zgasił go w popielniczce. |
| | | Alecto Carrow
| Temat: Re: Mieszkanie Daniela Blaisa Sro 24 Paź 2018, 21:03 | |
| Tęskniła za nim… jak nigdy w życiu za nikim. Tęskniła miała pięć lat i czekała na kolejne Boże Narodzenie. I najgorsze w tej tęsknocie było to, że nie wyjechał na drugi koniec świata, zamiast tego mieszkał w tym samym mieście. Pod względem odległości mierzalnej był bliżej niż blisko. Gdyby na mapie zaznaczyć odległość, która ich dzieliła, była by to tylko mała, ledwie zauważalna kropka. Był bliżej niż blisko, a dzieliły ich kilometry niewypowiedzianych słów i słów powiedzianych niepotrzebnie. Mile zranionych uczuć, hektary urażonej dumy, godziny i dni niespełnionej miłości… . Nie była pewna czy robi dobrze zostając, przecież w jej zwyczaju była ucieczka, zawsze w najmniej odpowiedniej chwili, zawsze wtedy kiedy najbardziej chciała zostać. W świąteczny poranek we Francji, w dormitorium, kiedy pierwszy raz usłyszała te dwa, jakże piękne a zarazem okrutne słowa. Teraz sprzeciwiała się swojej naturze, opuszczenie tego miejsca było dla niej trudne z wielu powodów i, choć nigdy by tego nie powiedziała na głos, zwłaszcza w obecnej chwili, to Daniel Blais był tym najważniejszym. Nastał ten miesiąc, który zapowiadał wczesną wiosnę. Nim, jednak ta część roku niosąca ze sobą tyle zmian i nowych nadziei, nim na niebie znowu pojawi się słońce i nim ponownie uwierzy w lepsze jutro musi przeczekać na przeminięcie wielu długich, szarych dni. Niebo musi wylać wiele swoich łez, by trawa była znowu zielona, nieboskłon przejrzysty, a powietrze orzeźwiające. Musiała spędzić w tym oczekiwaniu jeszcze kilka tygodni. Nawet w jej duszy nadal jeszcze panował mrok. Stan melancholii i dziwnego zawieszenia, w którym trwała był przerywany sporadycznymi zrywami, kiedy świat nabierał nieco barw. Widmo wczorajszej rozmowy z Danielem widziało nad nią nie pozwalając złapać oddechu. Przeczesała blond kosmyki, które rozrzucone były wszędzie , chcąc choć w niewielkim stopniu je ujarzmić. Zwróciła na niego swoje niebieskie oczy. Musiała przyznać, że wydoroślał, zmężniał, spoważniał, zupełnie jakby chciał udowodnić wszystkim, że nie jest za młody i zbyt mało doświadczony. Wyglądał poważniej, doroślej niż jeszcze rok temu, a przecież minęło zaledwie dwanaście miesięcy, dla niej – niezwykle długich. Jego blada twarz niosła za sobą coraz wyraźniejsze ślady nieprzespanych nocy i zwyczajnego przemęczenia, zarówno tego fizycznego jak i psychicznego. Dopiero teraz to dostrzegła. Musiała zebrać w sobie wszystkie pokłady silnej woli, by opuszkami palców nie dotknąć jego twarzy. Odkrycie, którego dokonała zasmuciło ją, lecz nie trwało to zbyt długo. Zielone tęczówki wpatrujące się w nią zdawały się łagodnieć z każdą mijającą sekundą, nabierając dawnego blasku i przez chwilę… przez ulotną niczym trzepot motyla chwilę była pewna, że widzi w nich dawnego Daniela. Potrząsnęła głową, aby pozbyć się niedorzecznych myśli. -Tak, dziękuje – odpowiedziała, kąciki ust Alecto drgnęły w nieznacznym uśmiechu. Czuła jak powietrze wokół nich gęstniej, niewypowiedziane słowa zawisły w nim, powodując mętlik w jej głowie. Czy tylko ona miała świadomość tego, jak nieszczere były słowa padające z ich ust wczorajszego wieczoru? Zacisnęła dłonie mocniej na trzymanym kubku z kawą, tym sposobem zwalczając w sobie chęć dotknięcia byłego Ślizgona. Ukryła za nim swoją twarz, blade policzki blondynki ozdobiły różowe plamy. Dystans, który początkowo zdawał się być między nimi bardzo wyczuwalny powoli topniał, niczym góra lodowa ogrzewana ciepłymi promieniami słońca. -Za to ty, najlepiej prezentujesz się bez – oznajmiła, nie mogąc do końca uwierzyć w ich beztroską wymianę zdań. Czyżby ten poranek miał być jednym z nielicznych chwil szczęścia? Skupiła wzrok na bandażach, którymi okryta była jego naga klatka piersiowa, przygryzła dolną wargę. Wiedziała, że udało jej się mu pomóc, uśmierzyć ból, nieco załagodzić działanie zaklęcia, lecz była pewna tego, że tam gdzie teraz znajdował się biały materiał, kiedyś pojawi się blizna. Kłamstwo opuściło jego usta. Zbyt szybko wypowiedziane słowa, niepewny gest. Od razu je rozpoznała. Westchnęła, opuszczając wzrok na pościel, pod którą była skryta. Nadzieja, która jeszcze minutę temu kiełkowała w jej duszy i sercu zatracona została w jednym słowie. Uniosła gwałtownie głowę, wydawała zaskoczona. Oczy arystokratki rozszerzyły się, przez co wyglądały na większe niż w rzeczywistości. -To nic takiego – odpowiedziała lekko drżącym głosem, choć doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak wiele jej zawdzięcza, nie oczekiwała spłaty tego długu. -Tak… wszy… – słowa uwięzły w powietrzy. Jego dłoń powędrowała do ciała blondynki, wstrzymała oddech. Naciągnął materiał koszuli odsłaniając nagą skórę dekoltu, gdzie wczoraj tkwiło szkło. Spięła mięśnie, kiedy przesunął po niej palcami, w raz z jego dotykiem pojawiło się to uczucie, atakując każdą komórkę ciała blondynki, wywołując kołatanie serca. Przygryzła dolną wargę tak mocno, że w ustach poczuła metaliczny smak krwi. To ją ocuciło. Rozluźniła ramiona. -Wszystko dobrze – oznajmiła, pochylając się w kierunku tacy nad którą się zawahała. Za wszelką cenę chciała zwalczyć budzące się w niej pożądanie. Pragnęła jego dotyku, chciała ponownie poczuć miękkość i smak jego ust. Czy w świetle wczorajszych wydarzeń, nie powinna spełnić swych pragnień? Dlaczego za cel obrała sobie ciągłą ucieczkę, oboje obrali. Naprawdę bali się tego szczęścia, którego smaku skosztowali kilkanaście miesięcy temu? Dlaczego wziąć sprzeciwiali się temu, co los im wręcz nakazywał? Ciągle pchając ich sobie w ramiona. Podniosła się do klęczek, tak że teraz ich twarze znajdowały się na tej samej wysokości, a odległość między nimi znacznie się zmniejszyła. Mogła poczuć jego miętowy oddech wymieszany z wonią papierosowego dymu. Odstawiła kubek, wolnymi dłońmi chwyciła jego twarz, czując pod skórą szorstkość zarostu. Spojrzała w jego zielone oczy szukając w nich jakiejś odpowiedzi, czegokolwiek, co utwierdziłoby ją w tym, że gdy zrobi to na co miała ochotę od dawna świat nie przestanie istnieć. Trzymała jego twarz mocno, tak by gdyby próbował, nie mógł uciec spod jej dotyku. To był zaledwie ułamek sekundy, chociaż dla niej trwał wieczność. Zbliżyła swoje wargi do jego, początkowo nieśmiało muskając je, nie sprzeciwiał się. Przejechała językiem po jego wargach niemo prosząc o wstęp, którego bez wahania jej udzielił. Przeniosła ciężar ciała do przodu przylegając do niego jeszcze bliżej, czuła jak ich ciała napierają na siebie, wplątała dłonie w jego włosy ciągnąć za nie delikatnie, kiedy ich języki połączyły się w namiętnym tańcu.
|
| | | Daniel Blais
| Temat: Re: Mieszkanie Daniela Blaisa Czw 25 Paź 2018, 02:04 | |
| Dokładnie tego się po nim spodziewała, prawda? Była przekonana, że zasłoni się wachlarzem niewinnych kłamstewek, kurtyną nieszczerości, grubym murem oszustw, że będzie brnął w prowadzoną od lat grę. Widział to w jej minie, w przygaszonym spojrzeniu i poruszającym jej ramionami westchnieniu, ewidentnie nie przejawiała zdziwienia, jedynie głębokie, widoczne już na pierwszy rzut oka rozczarowanie. Jakże mógłby się temu dziwić, wszak sam przyzwyczaił ją do tego, że ilekroć otwiera swoje usta, wychodzi z nich szereg fałszywości i zmyłek mających na celu zatuszowanie tego co czuł w rzeczywistości. Powiedzenie jej prawdy było uczuciem dziwnym, ale i na swój zawiły sposób przyjemnym – poczuł z jak wielkim trudem szczerość przeciska się przez jego gardło, jak drapie je boleśnie, zapierając się na wszelkie możliwe sposoby, a mimo to na barkach nagle ubyło mu ciężaru, który do tej pory bolesnym naciskiem ciągnął je w dół. Dawno nie doświadczył tego uczucia, swoimi problemami bez wyjątku zajmując się osobiście. — Daj spokój, Al, skromność do Ciebie nie pasuje. — odrzekł zza kubka wypełnionego parującą dawką kofeiny. Przypomniał sobie jak wyglądała i zachowywała się wczoraj, gdy po pierwszym szoku zakasała rękawy i z zaciętą miną, aż po łokcie ubabrała się we krwi. Jego krwi. W chwili gdy jemu brakło już siły, ona miała jej w sobie więcej niż kiedykolwiek wcześniej, tak wiele, że bez problemu starczyło dla nich obojga. Teraz miał przed sobą łagodną istotę, tak niepodobną do tamtej wersji siebie. Adrenalina opadła przed wieloma godzinami, zostawiając po sobie zmęczone ciała i wyprane z emocji umysły, po tak intensywnych przeżyciach pozostał w nich jedynie głęboki spokój, wzmożony porannym odrętwieniem. Wczorajsze wyczerpanie pozwalało im na swobodne przebywanie w swoim towarzystwie, wydobywało na wierzch szczerość, ale i poniekąd zatracało ich prawdziwe charaktery. Był zadowolony, otaczały go przytulne ściany własnej sypialni, zapach dymu, ciepło kawy i przede wszystkim obecność osoby, którą kochał bardziej niż cokolwiek na świecie, a jednak nie był w tym wszystkim w pełni sobą. Brak mu było zadziornej iskry w oku i ironicznego uśmieszku czającego się w kąciku ust, z nią było chyba podobnie. Czy to oznaczało, że mogli dojść do porozumienia tylko w chwili gdy siła ich charakteru przytłoczona była wagą wydarzeń, jakie przeszli? Nie chciał się nad tym zastanawiać, bał się wniosku, który mógłby wyciągnąć. Po co snuć rozważania skoro była tak blisko – na wyciągnięcie ręki? Skrócił tę odległość z pełną świadomością, iż chwyta się wszelkich wymówek byle tylko zbliżyć się do niej, byle tylko jej dotknąć. Głos Alecto zadrżał, zdradzając przejęcie, zadrżała i jego dłoń, gdy jak w zwolnionym tempie odrywał ją od gładkiej powierzchni rozgrzanej skóry. Przesunął językiem po nierównej powierzchni spierzchniętych warg, próbując wygrać z samym sobą. Tlący się wciąż, ściśnięty w uścisku palców papieros pozwolił mu na odwrócenie od niej spojrzenia, był kotwicą zarzuconą w rozsądek, jedynym co trzymało go we względnej całości. Problem był jednak taki, że już się dopalał, kończył swój żywot, zaraz smętnie zgaśnie w kryształowej popielniczce, a jemu skończą się wymówki. Nim resztki dymu opuściły jego wargi, zarejestrował jej ruch, a sekundę później była już zbyt blisko by miał szansę się wycofać. Poczuł ciepłe palce silnie obejmujące jego twarz, zdążył z zaskoczeniem pochwycić błękit jej tęczówek, w ułamku sekundy zieleń zapłonęła skrywanym od dawna ogniem. Nie godził się na delikatne muśnięcia, tęsknota i pożądanie, które rozbudziła w nim jednym swoim ruchem domagały się wyrażenia zgoła śmielszymi gestami. Wypuścił z rąk kryształową popielniczkę, która z hukiem uderzyła o deski podłogi, tocząc się po niej, a po drodze gubiąc kilka swoich kawałków. Był zbyt skupiony na otaczającym go cieple Alecto by zwrócić na to uwagę, cały świat zawierał się teraz w wilgotnych, smakujących krwią wargach, urywanych oddechach oraz gęsiej skórce, którą poczuł pod palcami w chwili gdy jego dłonie bezwstydnie wsunęły się pod luźny materiał koszulki i na moment zatrzymały na wąskiej tali. Jedną ręką objął ją mocno, drugą zaś gładził jej plecy, podążając ku górze, wzdłuż linii kręgosłupa i tą samą drogą wracając w dół. W końcu chwycił krągłość pośladka zdającą się idealnie dopasowywać do jego bladej dłoni i pozbawionym gracji ruchem położył ją na wymiętej przez noc pościeli pachnącej jej senną obecnością. Bandaże ciasno otulające połowę jego ciała mocno krępowały ruchy, każde naciągnięcie oparzonej skóry wiązało się z falą bólu, którą tylko cudem był w stanie zignorować. Nachalnie zatapiał się w jej wargach, pragnąc wciąż więcej, mocniej, bardziej, gorącą dłonią łapczywie zwiedzał jej ciało pod czarnym materiałem t-shirtu, z łatwością przypominając sobie w jaki sposób ulega jego dotykowi. W pewnym momencie niechętnie wycofał się z ich tańca, muskając zaczerwienione usta tuż przed tym nim odsunął się od niej na tyle, by móc swobodnie spojrzeć prosto w jej oczy. Dyszał jakby przebiegł właśnie długi dystans, na wargach w pełnej krasie rozkwitał złośliwy uśmiech. — Podobno chciałaś się przyjaźnić, Carrow. — wymruczał, pochylając się nad jej uchem, którego płatek z delikatnością, o jaką trudno go było podejrzewać chwycił między zęby. Z przyjemnością wytknął jej wczorajszy błąd, słowo, które popchnęło go do tchórzostwa, do ciągnięcia tej szopki. Mógł sobie na to pozwolić bo prawda właśnie wyszła na jaw, świadomie lub nie obnażyli prawdziwe emocje, które targały nimi w te i wewte, pchając do popełniania nieustannych błędów. Kciukiem przesunął po twardości sutka i odezwał się znowu, ciepłym szeptem łaskocząc zmysł słuchu — Nie jestem Twoim przyjacielem. Nigdy nie potrafiłem nim być. Musnął ustami gładki policzek kiedy z przymkniętymi powiekami powracał do rozchylonych, zapraszających warg, je również ucałował, lecz nie pozwalał ani sobie, ani jej na namiętne gesty. Nieco opieszale wysunął dłoń spod otulającej ją koszulki i położył się obok, z cichym jękiem bólu, który wyrwał się wbrew jego woli. |
| | | Alecto Carrow
| Temat: Re: Mieszkanie Daniela Blaisa Czw 25 Paź 2018, 20:13 | |
| Kochać można na przeróżne sposoby i trudno powiedzieć który z nich jest najpiękniejszy, ale ich uczucie – rosnące od zawsze w tajemnicy i kwitnące na przekór całemu światu – miało w sobie coś jeszcze: pozostało na zawsze egoistyczne. Nigdy nie mówili o tym głośno, ale Alecto była pewna, że i Daniel doskonale to wiedział i być może wiele razy właśnie o tym myślał. Może, bo nigdy go o to nie zapytała. Czasami tylko marzyła o tym, żeby ktoś dał im drugą szansę lub chociaż z wciąż pędzącej czasoprzestrzeni wygospodarował dla nich kilka chwil, by mogła zadać mu wszystkie te pytania 0 nawet głupie i błahe – na które nigdy nie starczyło czasu lub odwagi. Pomimo okoliczności w jakich przyszło jej się cieszyć radością przebywania w obecności Daniela byłą naprawdę szczęśliwa. Czuła, całą sobą czuła, że jest we właściwym miejscu i o właściwej porze, z ukochanym mężczyzną u boku, który wypełniał cały jej świat. Szczęście zawsze smakuje inaczej. To, które dawał jej Daniel Blais, nie było całą słodyczą, ale może właśnie dzięki tym gorzkim chwilom sprawiało wrażenie jedynego pokarmu, którym mogłaby się żywić? Ich relacja była mieszanką setek różnych uczuć. W chwili gdy ich usta spotkały się po tak sługi czasie - okupionym bólem, cierpieniem i słonymi łzami - czuła jakby rozpadała się na miliony maleńkich kawałeczków. Serce w jej piersi na przemian biło jak oszalałe, to znowu zatrzymywało się w miejscu. Pocałunkiem tym wyznawał jej miłość, okazywał szacunek. Nie był nachalny ani porywczy, tylko łączył w sobie tęsknotę z pożądaniem. Nie mogła powstrzymać jęku bezwstydnie opuszczającego usta, kiedy dłonie mężczyzny wsunęły się pod bawełniany materiał. Należała do niego, a on należał do niej, choć to nie kwestia posiadania – żadne z nich nie powiedziało tego głośno, ale oboje doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Wspólnie przekraczali granice postawione przez własne umysły, a przecież mieli być przyjaciółmi. Jego dłonie wędrowały po ciele blondynki nakreślając własną ścieżkę, wzdłuż jej kręgosłupa. Działał na wszystkie zmysły, pobudzał każdy nerw, jakby miał dostęp do jej wnętrza. Uwielbiała każdy, nawet najmniejszy gest, który kierował w jej stronę. Uwielbiała jego uśmiech, kochała smak ust i sposób, w jaki całował, uwielbiała jego zapach i była pewna, że rozpozna go wszędzie, nawet na końcu świata. Pachniał jak zmierzch jej życia… , a mieli być przyjaciółmi! Przed chwilą serce biło z całą mocą, a teraz nagle się zatrzymało, kiedy czytając jakby w jej myślach wspomniał wczorajsze słowa. Chciała coś powiedzieć, jednak jego dłonie które wciąż pieściły ciało blondyni skutecznie pozbawiały ją umiejętności mówienia, dodatkowo utrudniając myślenie. Z pomiędzy jej rozchylonych warg wydobywał się raz po raz jęk rozkoszy. W dole brzucha czuła to rodzące się napięcie, a niebieskie tęczówki pociemniały pod wpływem wywołanego w drobnym ciele pożądania. Pragnęła więcej, choć wiedziała, że na zbyt wiele nie mogą sobie pozwolić, powodowało to u niej swego rodzaju ból, który nijak się miał do odniesionych wczoraj ran. Opadł na łóżko tuż obok, spojrzała w jego oczy i na jeden krótki moment odpłynęły z niej wszelkie wątpliwości i negatywne emocje. Po prostu patrzeli na siebie – pierwszy raz bez urazy, bez rozpamiętywania złych rzeczy i poczucia winy, którym jeszcze niedawno obarczali siebie wzajemnie. Wzięła głęboki oddech, twarz Alecto nabrała poważnego wyrazu -Gdybym powiedziała, że nie jestem szczęśliwa, pozwoliłbyś mi odejść? – zapytała, nie potrafiąc powstrzymać ciekawości, która zrodziła się gdy brunet wypowiedział słowa na które czekała tak długo – wieczność. Uśmiechnęła się tajemniczo, pięknie. Kochała go. Kochała go każdą komórką ciała i każdym włókienkiem duszy. był zdecydowanie i niezaprzeczalnie mężczyzną jej życia i, jakkolwiek przedmiotowo i banalnie to brzmi – należała do niego.
|
| | | Daniel Blais
| Temat: Re: Mieszkanie Daniela Blaisa Nie 28 Paź 2018, 13:36 | |
| Jęki i przyspieszone oddechy były mu najsłodszą melodią, jedną z tych, których niegdyś słuchało się w kółko, nieustannie przesuwając igłę gramofonu z powrotem na początek, a potem na moment zapominało się o ich istnieniu, by powrócić do delektowania się nimi ze zdwojonym zapałem. Muzyką, zdającą się składać wyłącznie z tych wyjątkowych sekwencji dźwięków, które najsilniej wywoływały dreszcze, sprawiając, że ciało pokrywało się gęsią skórką. Szybko przypomniał sobie jakie to uczucie trzymać ją w ramionach, wydobywał z pamięci każdy najdrobniejszy szczegół, który z jakiegoś powodu wyrył się w niej głębiej niż pozostałe i ciekawskimi palcami szukał go tak długo, aż znalazł i porównał go z rzeczywistością. Rezultaty tego eksperymentu były co najmniej zadowalające, odkrył bowiem, że niewiele uległo zmianom, pomimo upływu czasu wciąż była jego Alecto, którą poznał w każdym milimetrze, zapamiętał w każdym calu. Cieszyło go to, bowiem cholernie nie lubił zmian, prawie tak samo jak własnej niewiedzy. Trzeba przyznać, że utrzymywanie przyjaźni szło im koszmarnie. Zawsze byli w to tragiczni, mimo licznych zapewnień płynących z obu stron, nie było momentu by spojrzeli na siebie bez uczucia dalece wykraczającego poza koleżeńskie relacje. Potrafili pięknie kłamać, to pewne, byli tak wprawnymi łgarzami, iż oszukali nie tylko siebie nawzajem, ale i własne serca i umysły. Czasem któreś z nich przeglądało na oczy, na kilka chwil dostrzegało prawdę, lecz ostatecznie wybierali drogę nieszczerości, która pomimo obiecanej prostoty, okazała się być niezwykle kręta. Kiedy zdali sobie z tego sprawę, nie było już odwrotu, teraz mogli jedynie kontynuować powolny marsz, licząc na to, że dobrną do końca, i że czeka tam na nich coś dobrego. Pogrywanie z jej ciałem bawiło go, na swój sposób sprawiało dziecięcą wręcz frajdę, a dodatkowo stanowiło rodzaj wyszukanej kary za nadmiar odwagi jakim się wykazała. Wzięła sprawy w jego ręce, odebrała mu wolną wolę i choć skrycie jej za to dziękował, nie mógł tak po prostu jej tego okazać. To byłoby zbyt łatwe. Od początku miał świadomość, że nie czuje się na siłach by w pełni poświęcić kwietniowy poranek na oddawanie się tego typu przyjemnościom, nawet jeśli wyglądał na zdrowszego niż był wczoraj, wewnątrz nadal czuł się paskudnie. A może nie była to jedyna przyczyna jego bierności? Z trudem dopuszczał do siebie tę myśl, ale prawdą było to, iż ten jeden jedyny raz nie chciał godzić się na łatwiznę. Miał dość chwytanych naprędce pocałunków, niekończących się ucieczek tu po zaspokojeniu wzajemnej tęsknoty, przeżywania wszystkiego na pół gwizdka, niepełnie, nieidealnie.. Zasługiwała na coś więcej, oboje zasługiwali. Chciał choć raz dać jej coś wyjątkowego, powstrzymać zwierzęcą rządzę i skupić się na ludzkich odruchach, jeśli w końcu im się uda, będą mieli mnóstwo czasu. Wbił w nią spojrzenie zielonych tęczówek, w myślach dobierając właściwe słowa i ustawiając je w odpowiednim szyku, gdy odezwała się jako pierwsza, przerywając krótką pozbawioną niezręczności ciszę. Jej pytanie, choć zaskakujące, nie sprawiło mu problemów. Nie zastanawiał się nawet przez chwilę, gotów odpowiedzieć już w chwili gdy sens słów dotarł do niego w pełni. To co chciałaby od niego usłyszeć wcale go nie interesowało, uczepił się postanowienia, że tego poranka pozostanie z nią szczery. — Nie. — odparł bez cienia skruchy. Zabawne, przemawiała przez niego taka pewność, a przecież rok temu sam ją porzucił, chcąc tym samym zmusić do odejścia i wyrzucenia go ze swojego serca. Z perspektywy czasu widział, że był to najgorszy pomysł jaki kiedykolwiek przyszedł mu do głowy, lecz nie był w stanie zmienić przeszłości. Już zawsze będzie pluł sobie w brodę, że zmusił ich oboje do takiego cierpienia. — Jeśli będziesz moja, nigdy więcej nie pozwolę Ci odejść. Choćbyś błagała mnie na kolanach. Przewrócił się na plecy, spojrzeniem sunąc teraz po białym, zdobionym sztukaterią suficie. Oparzona skóra bolała nieustannie, a cały organizm powoli przypominał mu o tym, że kilka godzin snu nie wystarczy by zaspokoić głód odpoczynku. Doprowadzenie się do porządku, zmiana opatrunków i kilkanaście minut rozmowy zmęczyło go jak kilkugodzinny bieg, czuł z tego powodu rozdrażnienie, nie potrafił pogodzić się z własną słabością. Westchnął cicho, chłodnymi palcami odszukał ciepłą, znacznie drobniejszą dłoń, splótł ich palce i zwrócił się twarzą w jej stronę. Wciąż miał jeszcze coś do zrobienia. Popatrzył na nią z czułością, jakiej od wieków nie można było w nim znaleźć. — Chciałbym porozmawiać z Tobą na spokojnie w chwili, gdy nie będę wyglądał i czuł się jak trup. Przyjdziesz za kilka dni? Potraktuj to jak zaproszenie na kolację. — nie uśmiechał się, próżno było wyglądać ironicznego drgnięcia kącika ust. W gruncie rzeczy był zestresowany – uświadomił sobie bowiem, że pomimo wielu lat znajomości nigdy nie zaprosił jej na randkę. Nie wiedział czy ich spotkanie można będzie zaliczyć do tej kategorii, lecz bardzo pragnął by tak było. Zacisnął mocniej palce na jej dłoni. |
| | | Alecto Carrow
| Temat: Re: Mieszkanie Daniela Blaisa Sob 01 Gru 2018, 15:34 | |
| Wpatrywała się w jego zielone tęczówki a usta blondynki przyozdobił delikatny, nieco nieśmiały uśmiech. Nigdy nie zapomniała ich barwy -głęboki odcień zieloni przeplatany ciemniejszymi plamkami na myśl przywołuje tętniący życiem las. Wystarczyło jedno spojrzenie w oczy Daniela, by przywołać wszystkie wspomnienia, początki ich wspólnej historii, nienawiść, przyjaźń, miłość. Wziąć nieporadnie próbowali oszukać przeznaczenie, los który wciąż pchał ich w swoje ramiona. Ucieczka nie dawała oczekiwanych rezultatów, zawsze wracali, tak naprawdę nigdy nie potrafili bez siebie żyć, nigdy nie umieli o sobie zapomnieć, zupełnie tak jak nigdy nie potrafili być zwykłymi przyjaciółmi. Coś lub ktoś wciąż próbował udowodnić im, że muszą być razem, że serca nie da się tak łatwo oszukać jak umysłu. Przymknęła powieki na dłuższą chwilę rozkoszując się jego zapachem, którym teraz wypełnione było powietrze, nigdy nie zapomniała jak pachnie, nigdy też nie zapomniała smaku jego ust, gdy skosztowała go po raz pierwszy zrozumiała, że nie ma niczego lepszego na świecie. Nawet najbardziej słodki owoc nie dorówna jemu. Poczuła przyjemny dreszcz rozchodzący się po ciele, wywołujący to uczucie ciepła, rozgrzewający od środka, jednocześnie zmuszający serce do szybszego bicia. Czuła się jak kilka lat temu, w ten grudniowy poranek, kiedy odkryła kim jest dla niej Daniel Blais. Wtedy się tego bała, próbowała zabić w sobie wszystkie uczucia, które w niej budził, bo przecież były złe. Teraz miała, co do tego odmienne zdanie. To właśnie on wybudził ją ze snu w którym trwała tyle lat, pokazał kim może być i co osiągnąć, zmienił ją. Wszystko, co do tej pory robił, co robili obiło na blondynce swoje piętno, stała się mądrzejsza, bardziej doświadczona, nieco nieufna. Wiedziała, że teraz nie może poddać mu się tak łatwo, po licznych bitwach i wojnie, które przeżyli, wrócili do punktu wyjścia. Zatoczyli wielkie koło, teraz tylko od nich zależało, jak tym razem potoczy się ich historia. Ona – nie zamierzała się spieszyć, nie ufała już pustym słowom czy obietnicą bez pokrycia, pragnęła czynów, bo to właśnie one dawały swego rodzaju gwarancje, że szczęście, które smak zdążyli już poznać, będzie miło szanse, by zaistnieć na nowo. Nowa rzeczywistość budziła w Alecto strach, ta niepewność jutra budziła przerażenie, jednak nie paraliżowała. Dziewczyna gotowa była podjąć jeszcze raz tą próbę, lecz czy Daniel również? Zrobiła pierwszy, odważny krok. Kiedy człowiek postanawia sięgnąć całą dłonią po szczęście musi liczyć się z tym, że może ponieść porażkę. Czuła jak serce w piersi mocno bije, jak podchodzi jej do gardła wywołując mdłości, ale podjęła próbę. Zadała nieme pytanie, na które uzyskała twierdzącą odpowiedź. On czuł dokładnie to samo, nie mógł kłamać, jego ciało, gesty – mówiły same za sobie. Już nigdy nie uwierzyć w słowa opuszczające usta. Daniel zawsze był dobrym kłamcą, lepszym niż ona sama, bo wcześniej nie udało jej się go rozgryźć, uparcie wierzyła lub też przez wzgląd na zdrowy rozsądek chciała wierzyć w każde wypowiedziane przez niego słowo. Ranił ją, uderzał w najbardziej czułe punkty, doskonale je przecież znał. Była naiwna, dopiero po tak długim czasie przyznała to przed samą sobą. Szukała wymówek, szukała odpowiedzi, które nijak miały się do rzeczywistości. Pytanie samo opuściło jej usta, nie zapanowała nad nimi. Ich spojrzenia spotkały się ze sobą, mijające sekundy zdawały się być dla blondynki wiecznością, kiedy w końcu odpowiedział. Jego słowa brzmiały jak przyrzeczenie dawane właśnie jej. Po nich pojawiły się kolejne, na chwile ścisnęła mocniej jego dłoń, by po sekundzie puścić ją. Nie powiedziała nic, zamiast tego wysunęła się spod ciepłej pościeli, zbierając do wyjścia. Czas, który został im dany był wystarczającym, jednakże nie mogła aż tak bardzo kusić losu. Wczorajsze wydarzenia zapewne wstrząsnęły nie tylko nimi, ale i całym Hogwartem, w którym – w przeciwieństwie do Blaisa – Alecto nadal się uczyła, jej nagłe zniknięcie w czasie pogrzebu zapewne wywoła niemałe zamieszanie, jeżeli nie pojawi się w szkole z powrotem. Nikły uśmiech błąkał się na jej różowych ustach, kiedy wkładała na sobie czarna, zniszczoną suknie, wyglądała teraz jak połączenie kopciuszka z księżniczką, lecz Ślizgonce wcale to nie przeszkadzało. -Przyjdę, obiecuje – powiedziała, chwytając swoją różdżkę leżącą na szafce nocnej, po czym wyszła.
zt |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Mieszkanie Daniela Blaisa | |
| |
| | | | Mieszkanie Daniela Blaisa | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |