|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Audrey Faulkner
| Temat: Re: Szatnia Krukonów Nie 06 Gru 2015, 00:42 | |
| Zdrowy rozsądek był do kitu. Wprawdzie ze spięcia, które miało między nimi jeszcze przed momentem wynikło wprawdzie coś zupełnie innego, tym niemniej teraz Faulkner wiele by dała, żeby coś takiego nie istniało. Albo żeby, na przykład, dysponować amnezją na zawołanie. To ostatnie teoretycznie było możliwe - każdy kiedyś przecież celowo coś zapomniał, bo tak było łatwiej - tylko, że... No właśnie. Trochę podrośli. I może jednak nie wypadało im już tracić głowy. Może konsekwencje swoich decyzji naprawdę należało ponosić zawsze i wszędzie, bez wyjątków. Audrey jednak nie potrafiła, nie tak do końca. Gdy Enzo zabrał ręce, ewidentnie dając jej możliwość wycofania, ona nie potrafiła. Ten jeden krok do tyłu stał się nagle dystansem nie do pokonania. Bo, na Merlina, tęskniła jak cholera. Naprawdę. Kochała czy nie kochała, ale Romulus był jej tak okrutnie bliski, że to było wręcz nienaturalne - spać w oddzielnych łóżkach, zabierać dłoń za każdym razem, gdy odruchowo chciała ją spleść z jego, patrzeć z daleka na kolejne kandydatki do tego miejsca u jego boku, które... No, które chciała zajmować ona. Chciała i nie chciała. Chciała, ale nie wiedziała czy może. Czy powinna. Dlaczego to musiało być takie trudne! W każdym razie pokiwała przytakująco głową, że tak, zapomną, unosząc jednak głowę dopiero przy kolejnych słowach Krukona. Doskonale czuła, że nic się nie zmieniło - przynajmniej w jednym temacie. I, wiecie... To było przyjemne. Ale nie tak, gdy spotykała się z pożądliwym spojrzeniem kogokolwiek innego. Bo to nie był ktokolwiek inny, to był Enzo. Mimo tego posłusznie uniosła głowę, bardzo niechętnie zabrała obejmujące dotąd chłopaka ręce. Bo po raz pierwszy nie wiedziała, co zrobić. Nie wiedziała, czy powinna go zatrzymać, czy może pozwolić odejść, skoro sam zasugerował, że i tak pozwolili sobie na zbyt wiele. Nie wiedziała, czy powinna coś powiedzieć, czy może milczeć, by nie popełnić jakiegoś kolejnego błędu. Dla bezpieczeństwa wybrała wariant numer dwa - w końcu potknięcia językowe były jej działką, a teraz bardzo, naprawdę bardzo nie chciała powiedzieć czegoś nie tak. Normę już przecież wyrobiła, nie? Stała więc i patrzyła tylko, wyjątkowo nie unikając spojrzenia Romulusa. Wzrokiem uciekała często, niemal stale, ale przemogła się teraz, bo było w jakiś sposób łatwiej. Podobnie jak się przytulić. I choć cofnęła się o te dwa, trzy milimetry, to praktycznie całą sobą krzyczała, że wcale tego nie chce. I że piętnastoletnie decyzje wcale nie są tak mądre, przemyślane i dojrzałe, jak wtedy się wydawały. Tak naprawdę były zwyczajnie głupie, przy czym potrzeba było czasu, by to zauważyć. |
| | | Enzo Romulus
| Temat: Re: Szatnia Krukonów Nie 06 Gru 2015, 02:32 | |
| Nadal czuł jej ciało na swoim. Nadal mógł zmienić decyzję. Mógł wsunąć ręce w jej majtki, a ona pewnie by nie protestowała. Tak samo jak nie miałaby nic przeciwko gdyby zaczął ją całować. Nie wyglądała jakby chciała odejść. A nawet jeśli chciała mógł szybko ją przekonać żeby została. Mógł zrobić to wszystko. Teraz. Ale nie chciał. Naprawdę nie chciał. Musiał grać fair. Fair przede wszystkim wobec siebie. Seks z Audrey spieprzy wszystko co konsekwentnie budował przez ostatnie dwa lata. Wszystko pokomplikuje się jeszcze bardziej niż jest to obecnie skomplikowane. Cała ciężka praca pójdzie w niwecz. A on nie znosił marnować swojej własnej pracy. Odsunęła się. Na milimetry. Wciąż czuł jej krągłości w staniku na swojej skórze. Wciąż mógł przyciągnąć ją do siebie i pocałować. Zwłaszcza, że ona też tego chciała. Widział to w jej oczach. Mógłby ją znowu mieć. Uśmiechnął się lekko. To było takie proste... Zbyt proste. To ona Cię nie chciała. Trochę godności, Lorenzo. Trochę godności - cichutki głosik jak zwykle był nieomylny. Cofnął się więc o krok i wyminął ją, taką miękką i chętną żeby założyć na siebie koszulkę. - Muszę już iść. Jutro znowu widzę się z Jasmine. Wiesz, trzeba wyciągnąć kościółkowy sweterek i wypolerować laczki... Takie tam - wywrócił teatralnie oczętami i uśmiechnął się jak gdyby nigdy nic. Nie patrząc na nią spakował się do torby. Lepiej nie przyznawać nawet przed sobą, że gdyby go dotknęła raz jeszcze to pewnie by uległ. Jednak myślenie o tej konkretnej Ślizgonce wystarczyło, żeby skupić się na pakowaniu swoich rzeczy i wyjściu. - Pamiętaj żeby wysuszyć włoski po prysznicu, bo będziesz miała katarek - rzucił jeszcze dobrą uwagą kiedy schylił się by zawiązać swoje buciki. |
| | | Audrey Faulkner
| Temat: Re: Szatnia Krukonów Nie 06 Gru 2015, 11:23 | |
| Czuła się żałośnie. To uczucie nie było jej obce, zmagała się z nim dość często, ale teraz było o tyle gorzej, że ta nieprzyjemna emocja zaatakowała ją w towarzystwie Enzo. To zawsze gorzej się znosiło, gdy wychodziło się na sierotę przy osobie, na której ci zależy. Stojąc więc te kilka milimetrów dalej niż poprzednio potrzebowała chwili na to, by zdecydować się jednak do Enzo sięgnąć, by wyciągnąć rękę i... - A. Aha. Widzisz się z Jasmine. Znowu - powtórzyła rezolutnie, cedząc słowa przez zaciśnięte zęby. Czuła, jak znów zaczyna się w niej gotować - tym razem z bezsilnej złości. Jak na zawołanie przerwała swój gest, zacisnęła dłoń w pięść i cofnęła ją, po chwili zwieszając wzdłuż ciała. No tak, kolejne podboje Romulusa. Oczywiście, jakże by inaczej. Miał w końcu do nich prawo. Bo nie byli razem. Od dwóch lat. Nie umiała jednak ukryć, że jest zazdrosna. Sztywno odwracając się od chłopaka zgarnęła sportową szatę - rzuconą przedtem niedbale na jedną z ławek - i otwierając własną szafkę, całą sobą oddała się procedurze starannego odwieszania stroju. Z niesmakiem spoglądając na drżące odrobinę dłonie zacisnęła zęby jeszcze mocniej, po raz kolejny, zupełnie niepotrzebnie, poprawiając ułożenie stroju na wieszaku. A gdy nie mogła już się oszukiwać - wszystko wisiało perfekcyjnie, pozostawiło jej tylko szafkę zamknąć i dla odmiany faktycznie zainteresować się prysznicem - rozejrzała się po szatni, szukając jakiegoś punktu zaczepienia. Nie mogła patrzeć na Enzo. Nie i już. Wyraźnie spięta, musiała... Nie wiem, może po prostu odejść, skoro tak to miała wyglądać. Bardzo w stylu Faulkner byłoby po prostu zwrócić chłopaka ku sobie, pocałować i tym samym przerwać ten cały cyrk, ale nie mogła tego zrobić. Nie teraz. Pragnęła go, tak, ale miała swoją dumę. I nie mogła, po prostu nie mogła dać się sprowokować takim słowom. Widzę się z Jasmine. Ok. W porządku. To był dość jasny sygnał, nieprawdaż? W zestawieniu z postawą Włocha przy zerwaniu i potem, w ciągu kolejnych dwóch lat, zinterpretować można to było tylko w jeden sposób. - To... Miłej zabawy. Czy coś. - Teraz też na niego nie patrzyła, wbijając wzrok w drzwiczki własnej szafki. Powinna odejść i nie pogrążać się bardziej, naprawdę powinna. Znów jednak mogła tylko stać w miejscu jak sparaliżowana, niezdolna do jakiejś godnej reakcji. |
| | | Enzo Romulus
| Temat: Re: Szatnia Krukonów Pon 07 Gru 2015, 01:57 | |
| Gdzie radość? Gdzie entuzjazm? Gdzie słowa wsparcia? Westchnął ciężko i na chwilę złapał się za czubek nosa chcąc powstrzymać nadchodzącą falę bólu głowy. Nie rozumiał jej, naprawdę jej nie rozumiał. Jednego dnia chce żeby trzymał łapska (i nie tylko łapska) przy sobie, a następnego chce czuć jego łapska dosłownie wszędzie. Jednego dnia każe mu szukać dziewczyny, a drugiego zaciska zęby kiedy ktoś nowy się pojawia. Gubił się w tym wszystkim, więc przestał to analizować. To nie starożytne runy, gdzie każdy symbol ma jedno konkretne znaczenie. To świat damsko-męski wypełniony po brzegi wieloznacznością na którą był dziś już zbyt zmęczony. Jednak bardziej żeby zagrać jej na nerwach niż się pochwalić wyszczerzył zęby radośnie. - Tak. Jest świetna, naprawdę. Nie mogę się doczekać żeby znów ją zobaczyć - powiedział wesoło w międzyczasie sznurując buty i obserwując ją wciąż z niesłabnącym entuzjazmem. Po chwili jednak westchnął cicho zaciskając zęby. Nie mógł na nią patrzeć i się cieszyć. Zwłaszcza, że wyglądała jakby miała zamiar skręcić mu kark za tą szczenięcą radość. - Audrey... Chyba musisz się zdecydować czego ode mnie oczekujesz. Jak nie powiesz tego głośno to ja się niestety nie domyślę. Póki co idę na randkę z Jas i zamierzam się doskonale bawić. Czego i Tobie życzę - wsunął ręce w rękawy swojego czarnego płaszcza i wzruszył lekko ramionami owijając szyję szalikiem. - Miłego dzionka. Pamiętaj żeby wysuszyć włoski! - rzucił jeszcze siląc się na pogodny ton po czym ruszył do zamku, aby swój miły dzionek wykorzystać do końca. |
| | | Audrey Faulkner
| Temat: Re: Szatnia Krukonów Sro 16 Gru 2015, 16:52 | |
| W obliczu tak jawnego zachwytu Jasmine pannie Faulkner nie pozostało nic innego, jak tylko zacisnąć zęby i skinąć głową ni to w wyrazie akceptacji, ni niechęci. Powinna się cieszyć, oczywiście, że powinna. Pomijając wszystko Romulus był jej przyjacielem, najlepszym możliwym, skoro układało mu się w życiu to powinna jego radość podzielać. Ale nie, nie podzielała. Nie do końca. Nie dzisiaj. Dziś była zwyczajnie zazdrosna, może bezpodstawnie, może za bardzo, ale była. I koniec, nic nie dało się z tym zrobić. Tak, jak nie mogła też nic powiedzieć, ani słowa więcej. Westchnęła tylko ciężko, machnęła mu ręką na nieme pożegnanie - i tyle. Elokwencja opuściła ją razem z pewnością do własnych uczuć. I co teraz? Nic. Szybki, gorący prysznic i rutyna, dokładnie takie miała plany. Zrzucając ciuchy do reszty na kilka chwil zaszyła się w łazience, by wyjść stamtąd ubrana już bardziej stosownie do pokazania się ludziom. Blond włosy spięte w ciasny kucyk, na policzkach zdrowe rumieńce - tak, ponownie mogła wkroczyć na szkolne korytarze. Upewniła się więc jeszcze tylko, że szata wisi w szafce tak, jak powinna i już w kolejnej chwili maszerowała do dormitorium z masywną, zdobioną skrzynią (z Nimbusem w środku) w bladej dłoni. |
| | | Lucas Shaw
| Temat: Re: Szatnia Krukonów Nie 06 Maj 2018, 23:24 | |
| Gdy ledwo opuścili pub, Lucas postawił swoją narzeczoną na nogach i z szerokim uśmiechem na ustach zaciągnął do Miodowego Królestwa. Obładowani w słodycze wszelakiej maści, pognali do szkoły. Tam czekało na nich szczególne miejsce. Krukon przepuścił przodem swoją lubą, a następnie dobrze zaryglował drzwi. Chciał spędzić sam na sam z Resą ile się dało. Musieli nadrobić ten cały stracony czas przed narzeczeństwem! Gdyby Shaw poszedł po rozum do głowy już dawno temu, mógłby być w szczęśliwym związku od ładnych paru lat. Wolał jednak zacząć z grubej rury! Lucas delikatnie położył torbę Resy na podłodze, zsuwając ją z jej ramienia, a następnie już mniej subtelnie przybił ją do ściany i mocno całował. Opierał ręce po obu stronach jej głowy. Całował, nieco zachłannie i zaborczo, ale tylko na tyle, ile pozwalała mu Gryfonka. Kiedy troszkę się sobą nasycili, Lucas oderwał usta od warg brunetki. Spojrzał w te cudne, błyszczące oczy pałkarki Gryfonów. -Kocham Cię. Zawsze kochałem. To była miłość od pierwszego... uderzenia. -skwitował to śmiechem i wskazał dziewczynie ławkę, by mogła usiąść. Mieli całkiem sporo jedzenia do spożytkowania. |
| | | Resa Anderson
| Temat: Re: Szatnia Krukonów Pon 07 Maj 2018, 02:01 | |
| Śmiała się przez łzy, kiedy wyniósł ją z Trzech Mioteł, ale teraz były to już tylko łzy radości. Objęła rękoma jego kark i była skłonna protestować kiedy chciał ją postawić, ale myśl o Miodowym Królestwie ostatecznie ją do tego przekonała. Od nadmiaru emocji czuła się jakby była pijana. Szczerzyła się nieustannie, wprawiając tym niektórych przechodniów w zakłopotanie i nie puszczała ręki Lucasa ani na moment, jakby miał jej gdzieś uciec i zniknąć już na zawsze, kiedy tylko stracą kontakt fizyczny. Do samego końca nie była pewna gdzie ją prowadzi, ale wcale go o to nie pytała, gotowa pójść za nim nawet do najgłębszego piekła. Kiedy przechodzili obok boiska z rozczuleniem wspomniała dzień, w którym się poznali. Tutaj wszystko się zaczęło, zupełnie przypadkowy początek wieloletniej znajomości przywoływał uśmiech na twarz. Z zadowoleniem weszła do szatni Krukonów i choć przyzwyczaiła się do czerwonych barw, musiała przyznać sama przed sobą, że wewnątrz na pierwszy rzut oka wszystko wygląda identycznie jak u Gryfonów. To sprawiało, że czuła się tu komfortowo i bezpiecznie. Zanim jednak na dobre zbadała otoczenie, silne ramiona stanowczo i bezkompromisowo przyszpiliły ją do ściany, a ona poczuła, że topi się jak kostka lodu zawieszona nad płomieniem. Znała Lucasa tyle czasu, ale nigdy od tej strony, to odkrycie było dla niej tak zaskakujące, jak przyjemne. Merlinie, kiedy ona się ostatnio całowała? Od co najmniej roku nie miała ochoty na amory.Przylgnęła do niego, pozwalając mu na wiele, bo wiele pragnęła i z niezadowoleniem przyjęła fakt, że w końcu pozwolił im na oddech, wypuszczając ją z więzienia swoich rąk. Policzki piekły ją niemiłosiernie i wcale nie przestały, kiedy Krukon przerwał gorącą, parującą wręcz ciszę, jaka panowała do tej pory w szatni. Resa zaśmiała się głupkowato, zakłopotana jak rzadko kiedy, ale nie odwróciła wzroku, chłonąc jego spojrzenie. - Może od tego tłuczka jednak poprzestawiało Ci się w głowie? - odparła radośnie i zajęła miejsce na ławce. Jeśli jednak myślał, że na tym skończyło się jej wyznanie... cóż, mylił się. Nie było jej łatwo mówić o uczuciach, choć fala czystej miłości zalała ją od stóp po czubek głowy kiedy tylko zobaczyła go w pubie. Dziś jednak był wieczór wyznań i skoro zabrnęli już tak daleko, musiała dziś powiedzieć mu o wszystkim. Dość już tych niedomówień. - Kiedy pomyślę jak trudno było myśleć o Tobie jak o przyjacielu za każdym razem kiedy się do mnie uśmiechałeś... jak trudno było się kontrolować kiedy mnie przytulałeś... - wbiła wzrok w ścianę, ale odszukała jego dłoń i wplotła w nią swoje palce. - Straciliśmy tyle czasu, a ja przecież kocham Cię już od... nawet nie wiem od kiedy! Tak bardzo, że bałam się, że Cię stracę. Ulżyło jej kiedy w końcu powiedziała na głos te dwa magiczne słowa. Była na siebie zła, naprawdę wściekła i niestety musiała przyznać rację Thetis, która do wyznania uczuć namawiała ją odkąd tylko zrozumiała jak da dwójka męczy się z ukrywaniem swoich uczuć. Wyciągnęła przed siebie lewą rękę i z uśmiechem przyjrzała się pierścionkowi, który teraz skierowany był sercem do zewnątrz dłoni. Wciąż nie dowierzała, że to wszystko jest prawdziwe, chwilami czuła się tak, jakby jakaś nawiedzona reporterka miała zaraz wyskoczyć z aparatem i szczegółowo opisać jej reakcję na ten niewybredny żart. - Mam nadzieję, że nie znalazłeś żadnej ślicznotki w Rumunii, bo będę zmuszona złapać za pałkę. - pogroziła mu palcem i spośród słodyczy wydobyła kociołkowego pieguska. |
| | | Lucas Shaw
| Temat: Re: Szatnia Krukonów Pon 07 Maj 2018, 23:34 | |
| Wydawało u się, że te wszystkie lata dziwnych podchodów i nieudolnych starań odeszły w zapomnienie. Nie dość, że wrócił po dłuższej nieobecności, oczekując raczej informacji, że Resa chodzi za rękę z nowym chłopakiem, to miał być tu tylko chwilę. Jednak nie chciał wyjeżdżać na stałe do Rumunii. Nie teraz, nie przez Resę! Albo... dzięki Resie. Jego słoneczko na bezkresnym niebie zwanym życiem. Cukierkiem w smutny czas. Ciepłym kocykiem w zimną zawieruchę. Anderson była dla niego wszystkim. Po prostu. Aż nie wierzył, że to było takie szybkie i proste. Byli razem. Byli zaręczeni. Mieli wziąć ślub, który Lucas mógł zorganizować chociażby zaraz! Feliks przyniesie im obrączki... a propos futrzaka, ten wyskoczył z kieszeni bluzy już przy drzwiach zamku i postanowił zapolować na karaluchy. I dobrze, bo Lucas był by mocno zawstydzony obecnością pupila. Krukon sam z niechęcią odsunął się od Resy, ale nie chciał się zadławić tymi uczuciami. Najchętniej by już chciał całować całe ciało Gryfonki, badać jej ciało oczami i palcami, żeby znać je na pamięć... tylko pytanie, czy wypadało? Znali się latami, ale miał prawo naruszać jej prywatną strefę dopiero od dwóch kwadransów... -Myślałem o tym, ale rąbnąłem się znowu w głowę i nie przeszło. -chłopak wyszczerzył się do Resy wesoło. Usiadł obok niej i automatycznie złapał ją za rękę. Ona zrobiła to samo, przez co zrobiło mu się ciepło na sercu. Gładził delikatnie rękę Gryfonki, a kiedy i z jej ust padły te magiczne słowa, podsunął ją sobie do twarzy i delikatnie ucałował wierzch ręki. Był teraz najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi! Roześmiał się w głos słysząc groźny ton Gryfonki. Jak zawsze, kochana Resa! -Było tam wiele piękności, ale obawiam się, że nie były w moim... gatunku.-zachichotał, pozwalając sobie objąć Resę i przytulić do swojego torsu. Nawet cichaczem ugryzł jej pieguska, gdy po niego sięgnęła. -Poza tym, żadna z tamtejszych smoczyc nie może się równać z naszą, szkolną Smoczycą Lacroix. -dodał po chwili. Lucas westchnął i pocałował dziewczynę w szyję. Wtulił się w nią i przymknął oczy. -Ale z nas głąby... ja odliczałem godziny do kolejnego porannego biegania, a zawsze gdy chciałem... coś zrobić... bałem się, że mnie odrzucisz. -chłopak znowu pocałował gładką skórę dziewczyny. I znowu. -Wiesz, że jak któryś z moich zawodników zrobił Ci krzywdę na meczu, to dowalałem mu najgorszy możliwy trening? Jestem wredny. Albo zakochany. -Shaw obejmował talię Anderson, czując niebezpieczne ciepło w okolicach krocza. Starał się, aby Gryfonka tego nie odczuła. Jeszcze. |
| | | Resa Anderson
| Temat: Re: Szatnia Krukonów Wto 08 Maj 2018, 23:53 | |
| Wtuliła się w niego, chichocząc jak podlotek, a jego dotyk pochłonął tak ogromną ilość jej uwagi, że nawet nie zwróciła uwagi na to, że ubyło jej trochę ciastka. Po prostu zapakowała całą resztę do buzi, napychając się aż do wydęcia policzków. - Poopno niektuym to nie pfeskaca. - wybełkotała z zapchaną ciastkiem buzią, a jej słowom towarzyszył śmiech. Szalony wieczór, od łez przeszli do niezmąconej niczym radości i to w mniej niż pół godziny. Znieruchomiała, czując jego ciepły oddech na swojej szyi i przymknęła powieki kiedy jego wargi zetknęły się z jej skórą. Wzdłuż kręgosłupa przebiegł jej przyjemny dreszcz i poczuła, że dostaje gęsiej skórki, choć absolutnie nie było jej zimno. Była zadowolona z faktu, że przytulił się do niej i nie widział tym samym jej zmieszanej miny połączonej z zaczerwienionymi policzkami. Wcześniej wcale nie zastanawiała się nad tym, że jest już wieczór, a oni są tutaj sami, zamknięci na cztery spusty, teraz jednak wszystko do niej dotarło. Nie wiedziała jak powinna się z tym czuć ani co zrobić, nie wiedziała też co chodziło po głowie chłopaka. Nie bała się, strach nie leżał w jej charakterze, ale weszli na grunt, na którym czuła się trochę zawstydzona, głównie brakiem doświadczenia. Nie przyznała się, że i ona wstawała z uśmiechem na ustach, zadowolona z faktu, że za kilka minut znowu się zobaczą. Na pewno zdawał sobie z tego sprawę, przynajmniej od kilku minut. - Kiedy umówiłeś się z tą... z tą... jak jej tam było. - machnęła ręką lekceważąco. - dolałam jej do soku wywaru z blekotu, a potem opowiadałeś mi o najgorszej randce twojego życia. Kolejne jego pocałunki sprawiały, że w jej wnętrzu wszystko się gotowało, a serce chciało wyskoczyć z piersi. Oswajała się z jego dotykiem, a jej wstyd odsuwał się na coraz dalszy plan. Ona też się odsunęła, ale tylko po to, by usiąść mu na kolanach i spojrzeć prosto w błękitne oczy. Wizja Lucasa zadręczającego członków własnej drużyny wydała jej się jednocześnie zabawna i przeurocza. Uśmiechnęła się ciepło. - W najlepszym wypadku nikt nie zauważył jak okropny jest kapitan Krukonów. Ale teraz ja o tym wiem. - zadziornie uniosła brew. - Jeśli będziesz dla mnie niedobry, z pewnością cię wydam. Wbiła wzrok w jego usta, w jej oczach najponętniejsze na świecie i nie zwlekając zbyt długo, obdarzyła je całusem, który szybko przerodził w pełen czułości pocałunek. Położyła dłoń na jego karku, wodząc palcami po ciepłej skórze chłopaka, przesunęła nią w dół, aż do szyi, gdzie wyczuła niewielkie zgrubienie przypominające jej o nabytej w Rumunii bliźnie przecinającej jego skórę. Oderwała się od niego. - Powiedziałeś, że "może kiedyś" - zaczęła niewinnie. - teraz. Uśmiechnęła się łobuzersko i nie dając mu chwili na protesty ściągnęła z niego sweter, odsłaniając tors naznaczony linią. Zagryzła wargę, zastanawiając się jak źle musiało to wyglądać zaraz po wypadku i powiodła chłodną dłonią wzdłuż blizny. Jego skóra była ciepła, wręcz gorąca. - Tak mało brakło... - wypowiedziała prawie szeptem, dopiero teraz dotarło do niej, że mógł do niej nie wrócić. Że oboje mieli naprawdę dużo szczęścia. - Lucas, uważaj, błagam. Nie przeżyłabym gdyby coś Ci się stało. Nie smuciła się, była szczęśliwa, że wrócił w jednym kawałku, teraz po prostu musiała lepiej go pilnować. Wzrok non stop uciekał jej na odsłonięte ciało Krukona. Zawsze lubiła przyglądać mu się ukradkiem, kiedy biały t-shirt przylepiał się do spoconego po biegu ciała, albo w tych nielicznych chwilach, kiedy Krukon ćwiczył zupełnie bez koszulki. Była głupia, ale przecież nie ślepa. I potrafiła dostrzec piękno zawarte w mięśniach. Dałaby sobie rękę uciąć, że nie próżnował na tym wyjeździe, efekt ćwiczeń miała teraz tuż przed sobą. Nachyliła się nad jego uchem. - Kocham Cię, Shaw. - wyszeptała, składając pocałunek w miejscu gdzie zaczynała się blizna. A potem kolejny, trochę niżej. I jeszcze jeden. I jeszcze. |
| | | Lucas Shaw
| Temat: Re: Szatnia Krukonów Sro 09 Maj 2018, 23:49 | |
| Zawtórował Resie w śmiechu, kiedy z pełną buzią starała się mu coś powiedzieć. Ucałował jej okruszone ciastkiem usta. Był facetem. Pełnym testosteronu. Oczywiście, dobre wychowanie nie pozwalało mu być natarczywym i w jakikolwiek sposób uchybić jakiejkolwiek dziewczynie, a już na pewno nie Resie. Jednak teraz, kiedy ją miał tak blisko, była JEGO już na zawsze, nie mógł opanować rąk. Czuł pożądanie, zwłaszcza w tych rejonach jego ciała, które zwykle pozostawały w ukryciu. Starał się to okiełznać, ale zachowanie Resy wcale mu w tym nie pomagało. Gdy wzdychała, przymykała oczy i stawała się uległa jego poczynaniom. Lucas najpierw wybałuszył oczy, a potem wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Że też się nie domyślił, iż to ta mała Gryfonka stoi za przyczyną jego najgorszej randki w życiu! -O Ty, cwaniaczku... sam nie wiem, czy Cię za to zganić czy podziękować. -pokręcił głową rozbawiony. Mała spryciula. Chyba jednak jej podziękuje. Niechętnie pozwolił na odsunięcie się Gryfonki po kolejnej czułości, ale zaraz musiał zmienić trochę pozycję, aby rwące się do góry wybrzuszenie nie przeszkadzało siedzącej na nim dziewczynie. Cholera jasna, siad! -Oni o tym wiedzą, a i tak się zapisują do drużyny. Masochiści, co nie? -wyszczerzył się do ukochanej, lecz ta postanowiła wystawić na próbę jego samozaparcie. Nie wypadało mu dobierać się do niej, przecież ona była taka krucha, delikatna... Zamroczony kolejną dawką pocałunków, nie zaoponował, gdy Resa zerwała z niego sweter. Blizna lśniła w półmroku, zaznaczając swój bieg. Krukon bardziej był zainteresowany zagryzaniem warg przez Resę, niż jej oględzinom. Dopiero po chwili zarejestrował jej słowa. -Było. To już przeszłość. -zbył komentarz Gryfonki. Bagatelizował sprawę, ale oczywiście, niewiele brakowało, aby stracił życie. Długo dochodził do siebie po tym oparzeniu, które było wynikiem nieszczęśliwego wypadku. Dlatego wrócił tak późno. Rozczuliła go ta troska. Wiedział, że mocno zaryzykował, tylko, że wtedy nie miał nic. Teraz miał wszystko. Miał Resę. -Obiecałem sobie, że jak przeżyję, to wrócę do Hogwartu i powiem Ci, co czuję. A Ty jak zawsze zepsułaś mój misterny plan, bo pierwsza wyleciałaś z wyznaniem. -Lucas musnął swoim nosem czubek nosa Gryfonki, uśmiechając się przy tym. -A ja kocham Ciebie, przyszła pani Shaw. -odgryzł się, ale zaraz musiał przygryźć swoje wargi. Resa zdecydowanie chciała go przyprawić o zawał serca. Nawet się nie zorientował, kiedy jego ręce same odnalazły skraj swetra Gryfonki i uniosły go ku górze. Rzucił go gdzieś w kąt. Mógł dojrzeć w sumie po raz pierwszy, co było pod jego spodem. Objął mocniej dziewczynę w talii i naznaczał pocałunkami jej szyję oraz dekolt. Krew uderzała mu do głowy ze zdwojoną siłą. -Szkolna szatnia nie należy chyba do najromantyczniejszego miejsca na tego typu ekscesy. -zauważył, przesuwając wolną dłonią wzdłuż całego kręgosłupa dziewczyny. |
| | | Resa Anderson
| Temat: Re: Szatnia Krukonów Pon 14 Maj 2018, 00:41 | |
| Miała ochotę ofuknąć go za tę ignorancję w kwestii stanu własnego zdrowia, ale nie chciała psuć przyjemnej, gorącej wręcz atmosfery tego wieczoru. Cóż dałoby jej teraz denerwowanie się na chłopaka i przekonywanie go, że jest najgorszym możliwym typem lekkoducha? Czy miała do tego jakiekolwiek prawo, jeśli sama regularnie grzała szpitalne łóżka? A może miał trochę racji, mówiąc, że to przeszłość... - Mam nadzieję, że ta blizna będzie ci przypominać, że masz na siebie uważać. - mruknęła, bezwiednie wodząc palcami po błyszczącej linii i na tym zakończyła swoje biadolenie na temat bezpieczeństwa. Nie chciała więcej poruszać tego tematu i suszyć mu tym głowy. Jego słowa sprawiły, że spojrzała w jego oczy z wyraźnym zaskoczeniem. Skoro chciał to zrobić jak przeżyje to musiał być moment, w którym nie było to takie pewne. Sprawy miały się prawdopodobnie gorzej niż potrafiła to sobie wyobrazić. Jej mięśnie spięły się na moment pod wpływem nieprzyjemnej, paraliżującej wręcz myśli, że mógł nigdy nie wrócić, ale jego żart odsunął od niej niewygodne myśli. Cieszyła się, że zdążyła wyznać mu uczucia zanim on to zrobił, bądź co bądź pierścionek był pierwszym krokiem w stronę szczerości i tylko przez zrządzenie losu nie przyniósł żadnych efektów. Gdyby i drugi krok należał do niego - czułaby się przegrana, zwyciężona i zupełnie niegodna jego uczuć. Jej waleczna dusza i tak zbyt długo trwała w bezczynności. - Wcale nie zamierzałam wyznawać Ci uczuć, ale jak już zobaczyłam, że coś ciśnie Ci się na usta... nie mogłam się powstrzymać. - roześmiała się kiedy musnął jej nos - czasem muszę Ci utrzeć tego krukońskiego nosa. Gdyby widziała wyraz jego twarzy, pewnie by zwariowała. Ona była jednak pochłonięta ciepłem i zapachem jego skóry, na tyle, że sens jego słów ledwie do niej docierał. Przyszła pani Shaw... czy to nie brzmi jak marzenie z gatunku tych niemożliwych do spełnienia? A jednak. Bez protestów przyjęła pozbawienie jej górnej części odzieży, wręcz przeciwnie, uśmiechnęła się do niego, już nie wstydząc się wcale. Jedyne co teraz czuła to bezgraniczne pożądanie, podsycane z każdym jego pocałunkiem. Kiedy przerwał trwające między nimi milczenie rzuciła mu pełne chęci mordu spojrzenie, jednak w myślach niechętnie przyznała mu rację. Choć w jej odczuciu większym problemem był czas, nie miejsce. - Czy jest coś przyjemniejszego od zapachu wosku do trzonków i zakurzonych kafli? - rzuciła, żartując tylko w połowie. Wosk do mioteł był bowiem jednym z zapachów, jakie wyczuwała stojąc nad kociołkiem wypełnionym amortencją. Jego dotyk łaskotał ją przyjemnie, pogładziła dłonią jego klatkę piersiową po czym westchnęła i zeszła z jego kolan. Usiadła obok niego, wiedząc, że nie powstrzymają się przed niczym jeśli będą aż tak blisko siebie. Ze słodyczy, które kupili w Miodowym Królestwie wydłubała kawałek solonego karmelu, który z przyjemnością wymalowaną na twarzy pospiesznie skonsumowała. Słodko-słony smak pomógł jej wrócić na ziemię. - Lucas? - zaczęła niepewnie, zerkając na niego kątem oka - powiedz mi coś, tylko szczerze... Złapała jeszcze jeden kawałek karmelu, w myślach dobierając słowa. Nie chciała by źle ją zrozumiał. - Czy nie uważasz, że za bardzo się pospieszyłeś? - wypaliła, po czym zorientowała się, że jednak nie brzmi to tak, jak zamierzała. Pospiesznie dodała - To znaczy... ja tak nie uważam... ale jeśli teraz chciałbyś się wycofać to jeszcze mało kto o tym wie i.. i.. zrozumiem. W końcu odważyła się obrócić twarz w jego stronę, przyglądając mu się uważnie w poszukiwaniu jakiejś odpowiedzi wymalowanej na jego twarzy. |
| | | Lucas Shaw
| Temat: Re: Szatnia Krukonów Sro 20 Cze 2018, 00:41 | |
| Niestety każdego przyszłego czy obecnego hodowcę magicznych stworzeń, a już zwłaszcza smoków cechowała ta naiwna nieostrożność. Może inaczej - byli ostrożni, ale dostrzegali zagrożenie wtedy, kiedy wiele osób chowa się w najbliższym bunkrze i drży o życie. Lucas nie był inny. Niebezpieczeństwo miało zupełnie niższe rangi niż było w rzeczywistości, dlatego z taką łatwością poświęcał się w grze w quidditcha, zajmował się coraz to niebezpieczniejszymi stworzeniami, a jakoś do wyznania miłości Resie zawsze brakowało mu odwagi. Zabawne. Gdy poczuł pod palcami, jak Gryfonka spina mięśnie, a w jej oczach maluje się zaskoczenie zmieszane z przerażeniem, odczuł dojmujący smutek. Faktycznie, powinien na siebie uważać. Nie żył sam dla siebie, miał jeszcze Louisa, nie mówiąc o świeżo "zdobytej" narzeczonej. Nie skomentował jej reakcji, ale z wyraźną pokorą ucałował lekko rozchylone usta dziewczyny. -No tak, nie byłabyś sobą, gdybyś nie była o pół kroku szybsza, jedno słowo do przodu i jedną myśl bliżej. -zaśmiał się. Zawsze Resa z nim rywalizowała. Wszędzie było jej pełno i zawsze musiała być pierwsza. Nawet teraz. Pożądanie wypełniało całe ciało Lucasa, ale jednak ta doza chłodnego, krukońskiego umysłu nakazywała mu wstrzymać konie. Może i on nie robił sobie z nic z przyłapania w szkolnej szatni, ale nie chciał, aby jakiekolwiek inne oczy niż jego widziały piękne ciało Resy. Może nie należał do bardzo zaborczych, ale to miał być widok zarezerwowany tylko dla niego. Poza tym, Resa bardzo by się zasmuciła, a tego już nie chciał. Z słyszalnym jękiem pozwolił dziewczynie zejść z kolan. Będzie musiał pomyśleć o jakimś zacisznym miejscu tylko dla nich, gdzie nikt pod żadnym pozorem im nie przeszkodzi. -Wydaję mi się, że zapach czekolady i wina jest niewiele gorszy. -zaśmiał się, z lubością wpatrując się w słodką buzię swojej ukochanej. W końcu jego. Objął Gryfonkę, gdy ta zaczęła uważnie ważyć słowa. Domyślał się, że chce go o coś zapytać i chyba nawet podejrzewał o co. Nie pomylił się. Pokręcił głową. -Nie, uważam wręcz, że za dużo czasu zmarnowałem. Umiałem stanąć naprzeciw szwedzkiemu krótkopyskiemu, a oblewał mnie strach przed mikrusem o imieniu Resa z domu Godryka. -zmierzwił dziewczynie włosy, tak na przekór. -Chociaż z pałką w ręce wyglądasz strasznie. -przyznał po chwili, śmiejąc się w głos. Pocałował słodko-słone usta Resy. -Spotkajmy się wieczorem pod obrazem Grubej Damy, ok? -zaproponował. Nie, nie chciał już się z nią żegnać, ale to, co planował, warte były czekania i chwili uwagi. |
| | | Resa Anderson
| Temat: Re: Szatnia Krukonów Wto 17 Lip 2018, 23:41 | |
| Roześmiała się jedynie na tę uwagę, miał przecież rację – zawsze podświadomie dążyła do rywalizacji, jak się okazało, nawet w temacie wyznawania uczuć i nawet z osobą, za którą dałaby się pokroić. Teraz też gnała do przodu, nie potrafiąc się zatrzymać i powstrzymać, chciała znaleźć się na mecie jak najszybciej, nie myśląc o konsekwencjach tego wyścigu. To świetnie pokazywało różnicę w ich charakterach: z jednej strony Gryfonka, która w całej swej upartości ustanowiła sobie nowy cel, do którego chciała zmierzać bez względu na wszystko, z drugiej Krukon, który, mimo iż każdą częścią ciała zdawał się z nią zgadzać, zachował zdrowy rozsądek, przywołując ich oboje do porządku. Anderson była mu właściwie niezwykle wdzięczna, wiedziała, że robił to dla ich, a może przede wszystkim jej dobra, a poza tym zdawała sobie sprawę, że sam również miał ochotę pójść na żywioł. Widziała to, słyszała i... cóż, przede wszystkim czuła. — Mmm, no i karmelu. I jeszcze malin. — dodała, uznając, że te przyjemnie pachnące owoce i słodycze również zasługują na swoje pięć sekund. Poczuła jego silne ramię, które objęło ją, kiedy zadała to trudne i wstydliwe dla niej pytanie. Nie miała ochoty psuć tej gorącej atmosfery, która powstała w czterech ścianach szatni, ale czuła, że jeśli nie poruszy tego tematu w tej chwili, z czasem będzie jej coraz trudniej rozmawiać na ten temat. Wolała na chwilę zniszczyć tę słodycz, aby potem móc w spokoju cieszyć się nowym związkiem, bez niedomówień i wiecznego zastanawiania się czy nie pospieszyli się za bardzo. — Ja Ci dam mikrusa! — pogroziła mu palcem, uśmiechając się przy tym. A kiedy wspomniał o jej śmiercionośnej pałce pokiwała głową z aprobatą i pozwoliła się pocałować. Nawet gdyby chciała ukryć swoją wesołość, w tym momencie była ona zbyt wielka. Szczerzyła się od ucha do ucha i nie potrafiła nic na to poradzić. — Mam szczęście, że nie zakochałeś się w jakiejś Smoczycy. Albo, co gorsza, w naszej Smoczycy. Zachichotała, choć druga opcja nie była przecież zupełnie niemożliwa. Bądź co bądź, Chantal Lacroix była naprawdę piękną kobietą i Resa wiedziała, że zajmowała ona myśli niejednego ucznia. Nie było to jednak coś o czym chciała teraz myśleć, nie w chwili kiedy najwspanialszy na świecie facet był tuż obok niej... i to bez koszulki! Wstała, założyła na siebie zdjętą przez Lucasa część odzieży i pochyliła się nad nim tak, że niemal dotykała czubka jego nosa swoim. — Będę czekać. — zamruczała, a zaraz po tych słowach pocałowała go czule, nie spiesząc się do oderwania się od jego warg. W końcu było to pożegnanie, wspomnienie tego pocałunku musiało zostać z nimi przez całą noc. Na odchodnym podała mu sweter. — Nie zapomnij się ubrać, Shaw. Dobranoc. — odsłoniła zęby w uśmiechu rzuconym mu przez ramię i wyszła z szatni, niemalże zataczając się ze szczęścia. Na sto tysięcy mandragor, zaręczyła się! Naprawdę się zaręczyła!
z tematu x2 |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Szatnia Krukonów | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |