IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 lustereczko, powiedz przecie...

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3
AutorWiadomość
Claire Annesley
Claire Annesley

lustereczko, powiedz przecie... - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: lustereczko, powiedz przecie...   lustereczko, powiedz przecie... - Page 3 EmptyPon 30 Maj 2016, 23:09

To, co Bena zaskoczyło, dla niej było jak najbardziej normalne, wręcz oczywiste. Nie szło to w parze z poczuciem dumy - gdyby tylko zdążyła, z chęcią ugryzłaby się w język i przestała drążyć ten żałosny temat - tym niemniej dla Puchonki mimo wszystko nie było w tym nic dziwnego. Mogła nie cieszyć się z dręczących ją wątpliwości i uważać je za co najmniej kłopotliwe, ale samo to, że były, nie powinno być odbierane jako żadna anomalia, szczególnie jeśli wzięło się pod uwagę perspektywę Klary. Klary, która poczuciem własnej wartości - tej szerszej, wykraczającej poza przymioty własnego intelektu - nigdy nie grzeszyła i która w dzieciństwie nie miała problemów ze swą atrakcyjnością tylko dlatego, że w stadzie dzieciaków pól i lasów nikt takimi rzeczami się nie przejmował. Ale w szkole, och, w szkole to zupełnie co innego. Annesley nie należała, oczywiście, do panien, które nadmiernie dręczą się swymi kompleksami - tylko pojedyncze dni okazywały się być szczególnie trudnymi, w całości poświęcanymi zmaganiom z nieprzyjemnymi myślami na temat samej siebie - i dość skutecznie radziła sobie w życiu, oddając się książkom i własnym ambicjom, gdy jednak na horyzoncie pojawił się mężczyzna, cóż, to trochę zmieniało. Pierwszym atakiem na jej pewność i pretekstem do porównań było zauroczenie Tonym. Bo skoro jej nie chciał - to jak tu się nie porównywać z innymi? Skoro byli blisko, skoro świetnie się rozumieli, ale jednak nigdy nie wykroczyło to poza przyjaźń - to jak tu się nie zastanawiać? Teoretycznie obecnie, u boku Bena, to powinno się zmienić. Wątpliwości powinny prysnąć jak mydlane bańki, bo przecież Szkot na nią czekał. Czekał. Dał jej czas na przejście przez wszystkie te głupie etapy, które musiała przejść, by potem, gdy oprzytomniała wreszcie, machnąć ręką na wszystkie inne i pojawić się tuż obok. Czekał. Dlaczego więc wciąż się wahała?
Cóż, prawda była taka, że chyba sama nie była do końca pewna. Może to przekonanie o - niezaprzeczalnej zresztą - atrakcyjności Szkota sprawiało, że wahanie nie chciało jej opuścić. Może to nagłe, gwałtowne uczucie rozpalające teraz jej serce sprawiało, że musiała, po prostu musiała każdego dnia sprawdzać, na ile jest w stanie wytrzymać konkurencję, na ile jej miejsce u boku Bena jest bezpieczne. Może chęć bycia Bena godną lub lęk przed oceną przez innych. A może jeszcze coś zupełnie innego, coś, czego w tej chwili nie umiała zdefiniować. Jedno było pewne - raz zdobyte wątpliwości nigdzie się nie wybierały, przypominając o sobie niemal tak samo często i intensywnie jak wtedy przy Tonym.
A jednak Krukon zaczął inaczej, od zupełnie innej strony. Strony, której Klara była pewna, ale która w tym momencie jej nie wystarczała. Charakter, tak, ten akurat sama w sobie ceniła. Ale, na Merlina, cokolwiek by mówić, nie tylko on się liczył i każda kobieta chciała być też adorowana za swą fizyczność, chciała być jej pewna, pewna jak niezawodnej broni. A Claire, cóż, Claire takiej pewności nie posiadała.
- Nie, Ben, ja nie... - Odetchnęła cicho. Nie. Inaczej. W inny sposób. - To bardzo miłe, twoje słowa mi schlebiają i mogłabym ich słuchać bez przerwy, ale teraz to nie... nie o to chodzi. - Chrząknęła cicho, przez moment zastanawiając się, jak poruszyć ten kłopotliwy temat. Bo że musiała to zrobić - to było oczywiste. Skoro już tu dobrnęli to nie miała zamiaru się wycofywać.
- Pytałam dosłownie. - Gdzieś po drodze jej głos spełzł do cichego, niepewnego szeptu. - Co we mnie widzisz? Bo ja... Ja po prostu... - Przygryzła lekko wargę. - Tanja Everett. Melanie Moore. Jasmine. Gwendoline. - Wymawianie nazwisk innych dziewcząt było w tej chwili tym bardziej bolesne, że nie były to panny przypadkowe. Claire wspominała właśnie je, bo znała Wattsa na tyle, by wiedzieć, że to właśnie one mogły przykuć jego uwagę. Że po prostu były dość atrakcyjne, by wpaść Szkotowi w oko. I, co zresztą wskazały kolejne słowa Puchonki, jej zdaniem znacznie atrakcyjniejsze od niej samej. - Nie jestem taka jak one, to znaczy, nie jestem... Och, na Merlina, jestem tylko Klarą z Turloughmore. Nawet w połowie nie mogę się z nimi równać - sapnęła cicho, gdy górę wzięły wreszcie frustracja wespół z zażenowaniem. I choć sam problem nie został nazwany bezpośrednio - nie padło przecież żadne jasne stwierdzenie nie jestem tak atrakcyjne - to Ben zrozumie. Musiał zrozumieć.
Ben Watts
Ben Watts

lustereczko, powiedz przecie... - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: lustereczko, powiedz przecie...   lustereczko, powiedz przecie... - Page 3 EmptyWto 31 Maj 2016, 01:21

To był chyba ten moment, gdy benowe rozumienie po raz pierwszy miało się tak boleśnie rozbić o skomplikowane, damskie sposoby myślenia. O ile wcześniej rozgryzanie zachowań Claire przychodziło mu bez większych trudności, gdy w grę wchodził język ciała, o tyle czasem po prostu nie pojmował motywów jakich używała przy budowaniu schematów, z których korzystała przy wyciąganiu wniosków. Przyglądał się walce, przyglądał rumieńcom i choć mówił słowa, które pochodziły tylko i wyłącznie z serca, czuł narastającą frustrację spowodowaną faktem, że nie mógł po prostu sięgnąć po różdżkę, powiedzieć jednego prostego legilimens, zaraz zdobywając całą niezbędną wiedzą, by uporać się z tym problemem. Bo o ileż prostsze byłoby wyciągnięcie kawałka puchońskich myśli wraz z całą ich emocjonalną otoczką oraz podszyciem niż ta rozmowa, w której każdy fakt musiał być wyciągany niemal na siłę? Tylko, że nie o to chodziło, nie tak funkcjonowali normalni ludzie. Nie wspominając już o fakcie, że nikt nie byłby zadowolony z propozycji czytania w jego umyśle, bo wiązało się z tym zwyczajnie zbyt wiele możliwych komplikacji – szpiegowanie, wydzieranie tajemnic, na które nie wyrażono zgody, manipulacja przy cudzych wspomnieniach, a nawet złamanie cudzego umysłu i przemiana w coś, co nie było już człowiekiem, a jedynie żywą kupą mięsa. Z legilimencją wiązało się wiele zagrożeń, ale perspektywa jej użycia bywała czasem bardzo kusząca – kusząca na tyle, że Watts z dużym niezadowoleniem porzucał tę opcję mimo wszystko kierowany rozsądkiem, później tylko wyobrażając sobie, jak łatwo mógł rozwiązać pewne problemy.
I tym razem musiał czekać na wyjaśnienia, choć słuchał Claire ze zmarszczonym czołem wcale z początku nie pojmował, o co jej właściwie chodziło. Jednak pomylił się przed chwilą, nie odgadując, jakie słowa chciała usłyszeć Annesley i było to nieco frustrujące. Dłoń, której palce przeczesywały rude kosmyki, opadła na dziewczęce ramię, zaciskając się na nim lekko, gdy Ben nie odwracał już wzroku, przyglądając się tylko i wyłącznie twarzy Puchonki. Skoro już zaczęła, ciągnąc ten temat, chciał się dowiedzieć, o co chodziło, a nie machnąć na to w pewnym momencie ręką, gdyby się okazało, że tłumaczenia są zbyt trudne, a on ma zbyt twardą głowę, by je pojąć. Bo nie miał. Watts uwielbiał szczycić się swoim intelektem, był też w umysłach wielu ludzi, co pozwoliło nieco lepiej pojąć ludzką naturę, dawało szerszy pogląd, różne punkty widzenia... W tym momencie miał ochotę trzepnąć się otwartą dłonią w czoło. No oczywiście. Przecież widział też myśli oraz czuł emocje wielu czarownic, może tamte doświadczenia mogły coś w tej kwestii podpowiedzieć?
Na twarzy Szkota pojawiło się napięcie wraz z każdą wspominaną przez Claire dziewczyną, bo co one miały do tego wszystkiego? Melanie nawet nie znał osobiście, widział ją tylko z daleka, z żadną z pozostałej trójki nie spędzał zbyt wiele czasu – no może z Gwen w pokoju wspólnym, kiedy odrabiali prace domowe, ale to tylko dlatego, że nosili ten sam komplet barw. Cisza, jaka wreszcie zapadła po jej słowach, po tym tragicznym niedopowiedzeniu, które zmuszało Wattsa, żeby się domyślał, o co tak naprawdę chodziło, była pełna napięcia. I być może nic by z tego nie wyszło, gdyby Ben nie zaczął tak namiętnie przekopywać zapamiętanych wspomnień oraz uczuć kobiet, na których ćwiczył kiedyś legilimencję, łącząc je ze zdaniami wypowiedzianymi przez Annesleyównę. Pytanie nadrzędne brzmiało: dlaczego wspomniała o tych innych dziewczynach, samej mówiąc o sobie tylko Klara z Turloughmore? A kiedy zrozumiał, kiedy odpowiednia zębatka wskoczyła na swoje miejsce, olśniewając Krukona konkluzją całej tej sytuacji, zacisnął zęby, powstrzymując się przed potrząśnięciem Irlandką i ostrymi pytaniami dotyczącymi jej samooceny.
Jedno było pewne, tak zdecydowanie nie mogło pozostać. Ben musiał jej pokazać, że się myliła, a z jej atrakcyjnością wszystko było w najlepszym porządku.
- Claire – zaczął, opierając jedną rękę o koc i podnosząc się nagle, chwytając jednocześnie za jej dłonie - Chodź. Coś ci pokażę.
Nie czekając na odpowiedź Puchonki i nie będąc jej specjalnie ciekawym, gdy miał przed sobą jasne zadanie, Ben pociągnął ją do góry, zachęcając, by również stanęła na nogi. Pokój Życzeń okazał się być niezawodny jak zawsze, materializując tuż obok piknikowego koca obłe, wysokie lustro na rzeźbionych nóżkach, które spokojnie obejmowało całą sylwetkę – i Claire również mogła to zobaczyć, kiedy chłopak obrócił ją delikatnie tyłem do siebie.
- Patrz. I słuchaj mnie uważnie – powiedział, zbliżając usta do jej ucha, a dłońmi sięgając w dół, jakby chciały chwycić za brzeg sukienki, którą miała na sobie. Koniec końców palce Szkota zmięły nieco materiał, gdy pociągnęły go w górę, bezwstydnie odsłaniając niemal całą długość nóg Puchonki. - Masz bardzo zgrabne nogi, niewiele dziewczyn może powiedzieć tak o swoich. Pamiętasz, jak w bibliotece wziąłem cię na ręce i objęłaś nimi moje biodra? Idealnie pasowały, ciągle lubię sobie wyobrażać, że to robisz – nie szeptał, ale mówił w sposób tak miękki, że jego głos zdawał się wibrować w powietrzu. - Chciałbym cię kiedyś tak mieć, z nimi spleconymi na moich plecach – powoli wypuścił materiał, pozwalając mu z powrotem osłonić uda Claire, i sięgnął dłońmi wyżej, mijając talię i biust, by wreszcie lekko objąć palcami jednej dłoni jasną szyję. - Wiesz, jak cholernie odwraca uwagę, kiedy odgarniasz włosy? Aż się prosi, żeby przycisnąć do niej usta, znaleźć puls i zostawić tam ślad – ręka Wattsa powędrowała niedaleko, bo na kark, zgarniając rude kosmyki i zaciskając na nich pięść, odchylając lekko głowę Annesley do tyłu. - Z przyjemnością patrzy się na twoją twarz, a oczy masz takie, że można w nich utonąć – urwał na moment, bardzo powoli rozluźniając uścisk, pozostawiając ognistą czuprynę nieco zmierzwioną. Samymi opuszkami palców jeszcze raz musnął dziewczęcą szyję, sięgając zapięcia zamka, które znajdowało się między łopatkami Puchonki. Pociągnął go w dół, składając krótki, wolny pocałunek w miejscu, gdzie pod skórą wyraźnie odznaczał się kręgosłup.
- Podobają mi się twoje dłonie. Widać, że są stworzone do grania na instrumentach – rzucił nagle, jakby chciał odciągnąć uwagę od tego, co robił oraz od faktu, że sukienka nagle stała się na Klarze dużo luźniejsza i tylko odrobinę zachęcona rękoma Bena, zsunęła się z szelestem na trawę. Szkot wciągnął głośniej powietrze, przyglądając się dziewczynie w tafli lustra, zanim powoli położył dłonie na jej talii.
- Merlinie, jaką ty masz figurę – przysunął się bliżej, nie dotykając jednak torsem pleców Irlandki. Ostrożnie, z wyraźnym rozmysłem ręce chłopaka musnęły brzuch, odnalazły drobne żłobienia żeber pod skórą, wędrując w górę, póki nie objęły ukrytych w staniku półkul. - Wszyscy mówią, że im większe są piersi tym lepiej, ale to nieprawda. Najlepsze są takie, które idealnie mieszczą się w dłoni, jak twoje.
Nie mówił tego złośliwie, ani w formie żartu – przez cały czas twarz Bena odbijająca się w lustrze wyrażała tylko powagę i skupienie na Claire.
Claire Annesley
Claire Annesley

lustereczko, powiedz przecie... - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: lustereczko, powiedz przecie...   lustereczko, powiedz przecie... - Page 3 EmptyWto 31 Maj 2016, 12:03

Trudno powiedzieć czego w tym momencie się spodziewała, jakich słów oczekiwała. Z pewnością nie chodziło o komplementy - o nie nigdy się nie upominała, jakkolwiek mogły brzmieć zadawane przez nią pytania czy wyrażane wątpliwości. Nie domagała się też żadnej deklaracji, bo raz, że nie była na tyle bezczelna, by cokolwiek na Benie wymuszać, a dwa, że o jaką deklarację miałoby chodzić? O tę, którą już dostała? Nie, z pewnością nie to było jej celem. Może więc w ogóle nie oczekiwała odpowiedzi? Może po prostu chodziło o szczerość, o to, by ostrożnie jeszcze szerzej uchylić drzwi, by wypuścić kolejny okruch tego, kim była i co się w niej działo. To była gra, gra z instynktem samozachowawczym, który przecież zawsze protestował przeciw nadmiernej otwartości. Im więcej dasz, tym łatwiej cię zranić - prosta prawidłowość sprawiała, że na co dzień każdy w mniejszej lub większej skali stawał się aktorem, artystą który to, co najważniejsze, chował głęboko w sobie, pod prezentowaną innym maską. Zdjęcie stroju, obnażenie przed kimś własnego serca i duszy było czymś nieprawdopodobnie wręcz ryzykownym, czynem, za który bardzo łatwo można było przypłacić - zarówno emocjonalnym bólem jak też, w szczególnych sytuacjach, także cierpieniem fizycznym. Z tej perspektywy lepiej było nie wychodzić przed szereg, ukrywać słabości i pokazywać ludziom tylko to, co nie niosło ze sobą żadnego ryzyka.
Tylko, z drugiej strony, kim by była, gdyby wobec Bena zachowywała się dokładnie tak samo jak wobec innych? Kim by była, gdyby nie obdarzyła go największym możliwym zaufaniem, gdyby nie podała mu swojego serca na tacy, wierząc, że nie zrobi z nim nic złego, że przygarnie je tylko i zapewni mu bezpieczeństwo? Jak miałby w takiej sytuacji wyglądać ich związek, gdyby oboje uparcie trzymali się wzniesionych wokół siebie murów i za żadne skarby nie chcieli zdjąć z twarzy maski? W jaki sposób miałoby to działać? Przecież wtedy bliskość owszem, byłaby możliwa, ale w żaden sposób nie różniłaby się od tego, co mogliby mieć z innymi ludźmi. Gdzie w tym wszystkim miałoby być miejsce na wyjątkowość? No właśnie. Cała magia bycia razem polegała przecież na tym, że można przy drugiej osobie być sobą i nie bać się oceny. Że można powiedzieć wszystko, dosłownie wszystko - i nie lękać się odtrącenia. Że żadna słabość i żadne potknięcie nie będzie argumentem przeciwko, że jedynymi konsekwencjami własnej ułomności będzie tylko chwila zażenowania, która w obliczu ciepła partnera lub partnerki szybko złagodnieje.
Dlatego właśnie Claire mówiła, dlatego zmusiła się do tego, by po raz kolejny poruszyć drażliwy temat i pokazać Wattsowi jedną z wielu rys zdobiących jej serce. Dlatego właściwie niczego chyba nie oczekiwała, mówiąc dla samego mówienia, dlatego, by mieć jakąś manifestację zaufania i bliskości. Choć zadała pytanie, tak naprawdę nie spodziewała się kontrargumentów. Hej, przecież takie rozmowy były trudne. Przecież mając naście lat znacznie łatwiej takich tematów się unika niż je drąży.
A jednak Ben coś jej dał, choć nie od razu wiedziała, co. Nie zostawił jej z rozterkami, biorąc na siebie konieczność uporania się z tym wszystkim, co dręczyło Irlandkę. Tylko jak zamierzał to zrobić? Wstała w ślad za nim bez szemrania, mimo tego zdumienie na jej twarzyczce było aż nadto wyraźne i urosło tylko jeszcze, gdy przy kocu zmaterializowało się wysokie lustro. Nie znikało też wtedy, gdy Watts skłonił ją, by stanęła przodem do odbijającej sylwetki tafli i gdy sam stanął tuż za jej plecami. Mimo tego jednak, mimo wyraźnego braku zrozumienia, nie zapytała absolutnie o nic. Nie zwerbalizowała swego zaskoczenia, nie próbowała domagać się wyjaśnień. Bo w końcu ustaliliśmy, że ufała, tak? Cokolwiek Watts nie zamierzał, Claire zamierzała mu na to pozwolić, ze stopniowo rosnącą ciekawością przyglądając się krukońskiemu odbiciu.
Mimo całej wiary w szczerość Szkota trudno jej było jednak nie wciągnąć odrobinę gwałtowniej powietrza, gdy chłopak zmiął materiał jej sukienki, a już zupełnie niemożliwe było ukrycie rumieńca, który w kolejnych chwilach pokrywać miał już nie tylko policzki, ale wszystko, co tylko mógł, każdy dostępny milimetr jej skóry. Nie cofnęła się, stojąc posłusznie we wskazanym jej miejscu i spoglądając na ich wspólne odbicie, delikatne drżenie wyraźnie wskazywało jednak, jak bardzo to jest trudne. W jak duże zakłopotanie wpędza ją konieczność spoglądania na samą siebie w rękach Bena i jakim wyzwaniem jest nieumknięcie wzrokiem, nieodwrócenie się ku Wattsowi.
Potem zresztą wcale nie było łatwiej. Ciekawość nie radziła sobie tak dobrze w zmaganiach ze wstydem, łomoczące donośnie w piersi serce nie potrafiło od tak przepędzić zażenowania wyzierającego z sarnich oczu Annesley’ówny. Patrzyła jednak i słuchała każdego benowego słowa, chłonąc je jak gąbka. I gdzieś tam, gdzieś między własną żałością i brakiem pewności, pojawiła się pierwsza, przyjemnie ciepła iskra, stopniowo rozlewająca się po całym ciele. Pytania? Były jeszcze, ale powoli, powolutku rozmywały się, tracąc na wyrazistości i znaczeniu.
Przez całą wędrówkę dłoni Bena milczała, coraz intensywniej wpatrując się w lustrzane odbicie. W pewnym momencie można było wręcz odnieść wrażenie, że nie słyszy już żadnego słowa, że nic z tego, co mówi Watts, już do niej nie dociera - taka ocena byłaby jednak błędna, zupełnie nieprawidłowa. Klara słyszała. Wibrujący pomruk Krukona obejmował ją niemal tak jak jego ręce, prześlizgując się przez wyrwy w puchońskich murach i docierając do samego środka, niosąc ze sobą nie do końca dotąd Irlandce znaną perspektywę Bena. Perspektywę, która była tak odmienna od jej własnej, tak pełna pewności, której Klarze brakowało. Pewności i przekonania, które teraz sączyły się strumyczkiem do dziewczęcego serduszka, rozgrzewając skute chłodem lęków miejsca.
Zadrżała, gdy Szkot znalazł się jeszcze bliżej, tak blisko, że mogła niemal czuć na plecach ciężar tych ostatnich dwóch, może trzech dzielących ich ciała milimetrów, ostatniego dystansu, który najchętniej już, w tej chwili by pokonała, ale... Nie. Nie. Miała patrzeć, słuchać. A to napięcie, te iskry trzaskające teraz przy każdym dotyku, te dreszcze, które prześlizgiwały się po jej własnym ciele za każdym razem, gdy Krukon dotykał, gładził czy obejmował - to przecież było w jakiś nowy sposób przyjemne.
Na koniec był gest, przed którą poprzednio umknęła. Czułość, która wtedy w bibliotece wywołała jej gwałtowne wycofanie, niepotrzebne protesty. Teraz po niczym takim nie było śladu. Teraz Irlandka drgnęła tylko lekko, jak gdyby chcąc jeszcze lepiej dopasować się do dłoni Bena, zamglonym spojrzeniem śledząc lustrzane odbicie jego poczynań. Gdzieś w międzyczasie przygryzła mocno dolną wargę i westchnęła cicho w aż nadto zrozumiałym wyrazie przyjemności.
Ben Watts
Ben Watts

lustereczko, powiedz przecie... - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: lustereczko, powiedz przecie...   lustereczko, powiedz przecie... - Page 3 EmptyWto 31 Maj 2016, 15:06

To było zupełnie nowe, w jakiś sposób oszałamiające doświadczenie, bo choć wszystko, co teraz robił Ben miało za zadanie przemówić do Claire, roztopić w niej i nadwątlić wątpliwości, to trudno by i on nie odczuwał czegoś mówiąc te rzeczy, dotykając jej, patrząc od czasu do czasu na ich wspólne odbicie. Rumieniec, który zalał każdy fragment jasnej skóry, łechtał jego ego, szybsze oddechy i u Krukona wywoływały mocniejsze bicie serca. Tego typu bliskość należała do tych nowości, o jakich nie śmiał nigdy na poważnie marzyć – o wiele łatwiej i bezpieczniej było wyobrażać sobie seks jako ostateczną formę okazania oddania. Seks każdy rozumiał, nie wymagał on tłumaczeń, czy uświadamiania, co mogło się myśleć.
Z każdym kolejnym słowem wypowiadanym głosem, który nie do końca poznawał, każdym gestem czy muśnięciem, obserwował reakcje Irlandki, doszukując się w nich ewentualnych spięć, protestów, zaprzeczenia – gdyby się jakieś pojawiły, musiałby się z nimi rozprawić żarliwszym zapewnieniem, pewniejszym dotykiem. We wszystko, co robił, starał się wkładać całą czułość, na jaką tylko potrafił się zdobyć, nie godząc się na to, by dziewczyna w którymkolwiek momencie mogła zinterpretować jego poczynania jako fałszywe czy niepewne. Musiał dać jej wszystko, czego teraz potrzebowała, by naruszyć przekonania, które z jakiegoś powodu zagnieździły się w jej głowie, a jakie nie pozwalały na dojrzenie, że absolutnie w niczym nie ustępowała swoim rówieśnicom. Oczywiście Watts mógłby posłużyć się najbardziej szczeniacką taktyką, wytykając wady dziewcząt, o których wspomniała Claire, umniejszając je, ale nie byłoby to fair wobec nikogo – ani tych nieobecnych, ani wobec Puchonki, której poczucie własnej wartości nie powinno być kształtowane na łamaniu karków innych.
Podobnie jak i Annesley czując dreszcze pełgające po skórze, podsycane dodatkowo świadomością, że panował nad tą sytuacją, nadawał jej dalszy ton, brnął dalej, mówił więcej, nie zatrzymując się na najbardziej przyzwoitych granicach. Przeciągał słowa tam, gdzie zaczynało się drugie dno, gdzie ciężar intymności osiadał na ciałach jak wonny opar. Zsunięcie sukienki było najtrudniejszą do przekroczenia barierą, bo to właśnie tu mógł objawić się najżarliwszy protest i prawdę powiedziawszy, gdyby właśnie tutaj Klara nakazała mu przestać, Szkot nie wiedziałby, jak ją powstrzymać, jak naprawić nagłą wyrwę powodowaną kompleksami i wstydem. Ale ona tylko patrzyła w lustro jak zaczarowana, jakby wszystko co robił Ben składało się na jakiś większy rytuał, który sprawił, że stała się ofiarą bliżej niezrozumiałego czaru. Kiedy jego dłonie zakończyły swoją najdłuższą, najważniejszą wędrówkę, obejmując ostrożnie półkule biustu ukryte w staniku, Watts uśmiechnął się samym kątem ust, słysząc westchnienie mogące świadczyć tylko o przyjemności.
- Taka jesteś w moich oczach – powiedział cicho, tuż przy samym uchu Puchonki, z rozmysłem ściskając piersi, które trzymał w dłoniach, kciukiem sunąc lekko po odsłoniętej tuż nad nimi skórze. - A ja nie kłamię.
Odetchnął, bezwiednie zwracając wzrok ku szyi, o której jeszcze tak niedawno wspomniał, jak bardzo potrafiła odwracać uwagę – i istotnie tak było, bo już w chwilę później przyciskał do niej usta.
Claire Annesley
Claire Annesley

lustereczko, powiedz przecie... - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: lustereczko, powiedz przecie...   lustereczko, powiedz przecie... - Page 3 EmptyWto 31 Maj 2016, 16:09

Trudno było mówić w tej chwili o jakimkolwiek oprzytomnieniu. Choć po dłuższej chwili, po której nie było już żadnych słów, tylko miękka, pachnąca bliskością cisza, Claire rzeczywiście stała się zdolna odwrócić wreszcie wzrok od szklanej tafli, pochylić lekko głowę i prześlizgnąć się spojrzeniem po kwiecistym materiale leżącej u jej stóp sukienki, to nadal nie było nic, co można by nazwać powrotem do rzeczywistości. Serce wcale nie zamierzało zwalniać, krew szumiąca w skroniach nie ucichła, oddech nadal był szybszy i płytszy niż zwykle. A spojrzenie? Ten spuszczony wzrok, dotąd niepozwalający odwieść się od lustra? Był... spokojny. Spokojny i pełen czystego, najsłodszego możliwego szczęścia. Jeśli potrzeba było dowodu, że poczynania Szkota Klarę przekonały, to proszę bardzo, oto on.
- Wiem - zgodziła się cicho ze słowami Wattsa i uśmiechnęła się blado, nie do niego, nie do ich wspólnych odbić, ale do siebie, wciąż unikając kontaktu wzrokowego. - Przecież między innymi za to cię uwielbiam. - Choć przy kończeniu deklaracji na język cisnął się nieco inny zwrot, Claire pamiętała o czym mówili jeszcze parę chwil temu i co Benowi obiecała. Kocham cię. To musiało zaczekać, ale... Cóż, nie szkodzi. Było przecież tyle innych wyrazów czułości, tyle innych sformułowań, które, choć nie tak bezpośrednie, również potrafiły zabrać ze sobą wszystko to, co czuła Irlandka. To najważniejsze, najbardziej oczywiste wyznanie nie było aż tak niezbędne.
I choć było jej dobrze, choć było jej tak nieprawdopodobnie przyjemnie tu, tak blisko, w benowych objęciach i z jego wargami przy swej szyi to moment, w którym ponownie uniosła pochyloną lekko głowę był też chwilą, w której w dość stanowczy sposób umknęła przed dłońmi i pocałunkiem chłopaka. Umykając przed jego bliskością uśmiechnęła się tylko przelotnie, by w kolejnej chwili wyskoczyć lekko z krępującej dotąd jej stopy sukienki i znaleźć się nie tam, gdzie przedtem, nie przed lustrem, ale dalej, na środku miękkiego koca, za szerokimi plecami Szkota. I wahała się... Tak, oczywiście, że się wahała. Zmagała się z niepewnością przez wszystkie te nadzwyczajnie dłużące się sekundy, których Ben potrzebowałby, by się odwrócić. Przestała się niepokoić dopiero wtedy, gdy znów miała go przed sobą, gdy znów mogła spoglądać w jego pełne chwilowego niezrozumienia tęczówki i gdy znów mogła się do niego uśmiechnąć ze świadomością, że uśmiech ten dostrzeże.
Dłonie drżały jej odrobinę, gdy bez pośpiechu zsuwała najpierw jedno, a potem drugie ramiączko stanika. Z uniesioną lekko głową nie patrzyła na to, co robi i tym bardziej nie próbowała też nawet spoglądać na siebie. Była przekonana do tego, co robiła, mimo tego obawiała się, czy po zerknięciu na siebie nie zabraknie jej jednak tej z trudem zdobytej, świeżej pewności. Zamiast więc zerkać na siebie czy swoje odbicie widoczne w lustrze za plecami Krukona, patrzyła na Bena, bezpośrednio w jego oczy. Lekki uśmiech, w jakim uniosły się jej kąciki warg był... Nie wiedziała, jaki był. Miał być spokojny, czuły, pełen ufności i uczucia, jakim darzyła ukochanego. Nie wiedziała jednak, czy rzeczywiście tak było. Ostatecznie wciąż odrobinę się bała, teraz jednak w ten zupełnie naturalny, zrozumiały sposób.
Nie wahała się jednak od ramiączek przejść płynnie do zapięcia biustonosza, które rozpięła jednym sprawnym ruchem. I jakkolwiek potrzebowała jeszcze chwili, momentu na ostateczne pozbycie się luźnej teraz warstwy materiału, to gdy w końcu to zrobiła, uśmiech na jej twarzyczce tylko się poszerzył. Nie czuła, by popełniała błąd. Nie czuła też wstydu większego niż spodziewany w takiej, nowej dla niej przecież sytuacji. I choć na samodzielne pozbycie się ostatniego elementu bielizny odwagi już jej nie starczyło, to nie powinno to być symbolem jej wahania. Wahania, którego przecież w tej chwili nie było, nie miało prawa być.
Jeden krok, dokładnie tyle dzieliło ją od Bena i tyle też pokonała, zatrzymując się tuż przed prefektem. Nie sięgała jednak po niego, nie próbowała wdzierać się pod jego własne ubrania, zmagać się z jego swetrem czy paskiem spodni, nie. Nic nie brała, za to oddawała... Cóż, wszystko. Absolutnie całą siebie, jeśli tylko jej chciał.
Ben Watts
Ben Watts

lustereczko, powiedz przecie... - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: lustereczko, powiedz przecie...   lustereczko, powiedz przecie... - Page 3 EmptyWto 31 Maj 2016, 22:41

Napięcie, jakie się między nimi wytworzyło, nie imało się żadnych zasad, których Ben miał wcześniej okazję się wyuczyć. Nie rozbudzało gwałtownego, dzikiego pożądania, jak można by się spodziewać, a zagnieżdżało gorąco gdzieś głęboko, jakby wewnątrz kości. Drobne, elektryczne wyładowania przeskakiwały pod palcami, kiedy dłonie wciąż i wciąż dotykały, obejmowały czy sunęły tylko w delikatnej pieszczocie. Jeśli tak miała wyglądać bliskość z kim, kto znaczył dla niego więcej, a nie miał być tylko ciepłym ciałem na kilka chwil, to Watts nigdy więcej nie chciał już sypiać z przypadkowymi kobietami. Tym bardziej, tuż po tym jak zdał sobie z tego sprawę,  zaskoczyła go ucieczka Claire, jej wycofanie z powrotem na koc – dłonie którymi ją obejmował wydały mu się nagle żałośnie puste, a serce zabiło mocno i wyraźnie, jakby potknęło się w swoim rytmie. Zrobił coś nie tak? Wydawało się, że Puchonka przyjęła do siebie wszystko co mówił tak, jak powinno zostać przyjęte, zgodziła się przecież z jego słowami... Przełykając nieco mocniej ślinę, Szkot powoli obrócił się w stronę dziewczyny, próbując doszukać się oznak zwiastujących niebezpieczeństwo – nic takiego jednak nie znalazł w jej ciele, żadnego napięcia, żadnych zaciśniętych kurczowo pięści. O co więc...? Zmarszczył nieco brwi w wyrazie niezrozumienia, podchodząc bliżej, ale koniec końców mówiąc sobie stop w pewnej odległości. Przekrzywił głowę, przyglądając się pytająco uśmiechniętej nagle słodko dziewczynie, zostając niemal znokautowanym zrozumieniem, kiedy sięgnęła do ramiączek stanika, opuszczając je jedno po drugim. Gwałtowny elektryczny dreszcz, który spełzł wzdłuż jego kręgosłupa, uderzył ciało nową falą gorąca, pobudził do życia wszystkie nerwy. Nie było takiej siły, która oderwałaby teraz uwagę Bena od Claire. Od rumieńca na jej twarzy, błyszczącej w oczach iskry nowo nabywanej pewności i ciała, które tym razem chciała przed nim odsłaniać. Kogo by to nie poruszyło i w kim nie wywołałoby żadnej reakcji?
Spoiler:
Claire Annesley
Claire Annesley

lustereczko, powiedz przecie... - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: lustereczko, powiedz przecie...   lustereczko, powiedz przecie... - Page 3 EmptyWto 31 Maj 2016, 23:32

Jeśli w którejś chwili czegoś się jeszcze obawiała - reakcji Bena, możliwego odrzucenia czy wręcz bezczelnego wyśmiania - to wszystkie te lęki bardzo prędko znalazły się tam, gdzie od dawna powinny być, czyli po prostu w niebycie. Odpędzone nie tylko nowo nabytą pewnością, ale też własnymi, aż nadto wyraźnymi pragnieniami, nie miały w tej chwili żadnej racji istnienia. Bo czemu miałaby poświęcać im jakąkolwiek uwagę? Dlaczego miałaby się czymkolwiek przejmować, skoro po początkowym zaskoczeniu w wyrazie oczu Bena zagościło coś tak doskonale współgrającego z jej własnymi tęsknotami? Dlaczego miałaby się martwić, skoro teraz, w tej jednej chwili wszystko stało się tak oczywiste i zaskakująco łatwe? Nie będzie już żadnej odmowy, żadnych wątpliwości czy czekania na lepszą okazję. Nie miało być lepszej okazji.
Wciągnęła nieco gwałtowniej powietrze gdy będąc znów blisko, tak bardzo blisko, ponownie mogła posmakować dotyku Szkota. Nie był jej obcym, w jakiś sposób mogła go już poznać, teraz jednak było inaczej niż przedtem - inaczej niż w bibliotece i inaczej niż przy wszystkich tych szybkich, krótkich okazjach w drodze na zajęcia czy na którąś z kolei przerwę. Z pewnością wynikało to z jej własnego przekonania, z nagłej wiary w to, że rzeczywiście nie mogła w żaden sposób Bena rozczarować, ale także sam Szkot był inny. Klara nie miała mu nic do zarzucenia, jego gwałtowność i to powtarzane uparcie na szkolnym korytarzu nieokrzesanie były przecież jednymi z wielu cech, które kochała, które silnie do niej przemawiały i sprawiały, że przywilej bycia partnerką Wattsa był czymś naprawdę cudownym, niesamowicie satysfakcjonującym. Mimo tego w tej chwili, gdy chłopak odrobinę złagodniał, gdy jego drapieżność nie tyle zniknęła, co po prostu zmieniła formę, Annesley uzmysłowiła sobie coś jeszcze. Bezpieczeństwo, drodzy państwo. Dotąd myślała, że najlepszą jego miarą jest siła przekonania, że mężczyzna, którego masz u boku - niezależnie od tego, czy jest to ojciec, brat czy partner - gotów jest wyrywać w twoim imieniu serca i rozrywać świat na strzępy. Teraz jednak Szkot wcale tak nie wyglądał, nie całkiem tak, jak na co dzień, a mimo to czuła się... dobrze. Doskonale. Szczerze mówiąc, świadomość bycia jego kobietą była tym momencie nie tylko tak samo silna, ale wręcz jeszcze bardziej intensywna niż kiedykolwiek przedtem.
A to przecież było dla Klary zupełnie nowe. Gdy Ben eksplorował kolejne fragmenty jej nagiej, odsłoniętej przed nim w całej okazałości skóry, Irlandka równolegle poznawała swoje własne reakcje i to, jak wyglądać mogła bliskość. W ślad za gęsią skórką pojawiającą się pod opuszkami palców Krukona podążała słodycz, nie taka jednak, jaką Claire znała na co dzień, ale inna, o nieco odmiennym posmaku. W ciszy, w podświadomym, nie wyuczonym, ale otrzymanym w genach odruchu dopasowywała się do czułości nadstawiając lekko szyję i odetchnęła gwałtowniej, gdy tym razem żaden materiał nie ograniczał już intensywności pieszczot. Tak, to było inne, obce, ale jakże piękne!
Pocałunek, którym Szkot w pewnej chwili ją obdarzył był swego rodzaju przełomem, ostatecznym przekroczeniem granicy, wokół której dotąd jeszcze krążyli. Puchonka w jednej chwili objęła chłopaka za szyję, czułość odwzajemniając żarliwie, słodko, ale z wyczuwalną tęsknotą. Nie chciała go puszczać nawet wtedy, gdy ostrożnie cofnęła się i przysiadła na kocu, wciąż kradnąc kolejne niespieszne, ale pełne pragnienia całusy. Przerwała je niechętnie i dopiero wtedy, gdy naprawdę musiała, gdy Watts umknął z jej objęć by pozbyć się swetra, Gdy zaś wrócił, z żądaniem, któremu nie miała zamiaru się opierać i z bezczelnym spojrzeniem, którym taksował ją przez chwilę, nie tylko nie było tam miejsca na wstyd, ale znów, znów nie mogła - i nie chciała - opierać się swym pragnieniom, obejmując szerokie plecy Krukona i gładząc z rozmysłem rozgrzaną skórę.
Cichym, niemal kocim pomrukiem powitała kolejne pieszczoty. Przymykając oczy odetchnęła głęboko, niemal od razu jeszcze bardziej uwrażliwiając się na każde, najlżejsze nawet muśnięcie. Każdy kolejny pocałunek zalewał ją gorącem a wędrówka męskich dłoni po raz kolejny wprawiła jej mięśnie w drżenie. Nie wiedziała, kiedy dokładnie wypieki na jej policzkach zyskały nowy, znacznie mniej przyzwoity charakter ani kiedy łapanie oddechu stało się na tyle trudne, by wymusić lekkie rozchylenie warg.
Ben Watts
Ben Watts

lustereczko, powiedz przecie... - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: lustereczko, powiedz przecie...   lustereczko, powiedz przecie... - Page 3 EmptyPią 03 Cze 2016, 13:30

Dlaczego nikt mu nigdy nie powiedział, że bliskość z kimś, kto nie był tylko przelotnym zauroczeniem, stawała się najbardziej elektryzującym z możliwych doznań? Dlaczego Ben musiał odkrywać to sam, dwukrotnie silniej odczuwając absolutnie wszystko, nawet ciężar jasnego, irlandzkiego spojrzenia? Myślał, że już to sprawdził, myślał, że nic go już nie zaskoczy w temacie zbliżeń, a jednak.
Bo Klara zawsze zaskakiwała – najpierw swoją promienną upartością w przebywaniu w jego otoczeniu, potem inteligencją i trafnością pewnych spostrzeżeń oraz dobrocią nawet wobec tych, którym Watts życzył już tylko wepchnięcia miotły w pewną część ciała oraz odlotu w kosmos. A potem tym, że z dnia na dzień zaczęła się robić w jego oczach coraz bardziej... Ciężko to było opisać. Wyglądała, jakby zdjęła z nieba okruch słońca i go połknęła, a nikt poza Benem nie zauważył. Zaufanie, jakie mu teraz okazywała, ta jego ostateczna forma oddająca ciało w nie zawsze delikatne ręce, jednocześnie ciążyło Krukonowi i sprawiało, że czuł we wnętrzu klatki piersiowej przyjemne, najsłodsze możliwe gorąco. Jak miałby ją teraz zawieść? Zmieniała w nim coś, być może już nieodwracalnie, na zawsze zostawiając swój odcisk, wspomnienie uśmiechu i uczucie bycia wielkim. Bezpiecznym portem w najgorszy sztorm, paleniskiem pośród wichrów zimy i palisadą, o którą rozbijali się wrogowie. Nikt wcześniej nie wzbudzał w nim palącej potrzeby, by być godnym nazywania mężczyzną.
Choć oswojone już wcześniej w towarzystwie innych dziewcząt, to wszystko okazywało się mimo wszystko bardzo nowe, a co za tym też szło ekscytujące – było to wyraźnie widać w kolejnych odpowiedziach na pocałunki, z początku jakby ostrożnych, a potem coraz bardziej czułych i gorących. W sposobie, w jaki dotykał jej ciało – jakby była czymś niezwykle cennym i kruchym, co przez jego nieuwagę może rozsypać się na tysiąc kawałków.
Spoiler:
Claire Annesley
Claire Annesley

lustereczko, powiedz przecie... - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: lustereczko, powiedz przecie...   lustereczko, powiedz przecie... - Page 3 EmptyPią 03 Cze 2016, 18:58

Nie wiedziała, czego do końca powinna się spodziewać. Oczywiście, z czysto teoretycznego, biologicznego punktu widzenia seks nie miał dla niej większych tajemnic - była w końcu młodocianą uzdrowicielką, na Merlina - Ben pokazał jej już też ten najwyższy, najsłodszy rodzaj przyjemności, ale to nie było to samo, wiedziała to już teraz, nie mając jeszcze bezpośredniego porównania. Już te pierwsze, wczesne reakcje jej własnego ciała wystarczyły, by wskazać, że będzie lepiej, dużo lepiej i intensywniej.
Mimo tego trudno było jej podchodzić do czułości tak... po prostu, otwarcie, bez zbędnego zastanawiania się. Nie, sytuacja była przecież nowa, a skoro nowa, to wymagająca analizy. Choć więc serce dudniło jak szalone, oddech urywał się, gdy dłonie bądź wargi Bena docierały do szczególnie wrażliwego fragmentu jej skóry a o jakiejkolwiek koncentracji można było co najwyżej pomarzyć, Claire i tak traktowała obecną bliskość jako swego rodzaju naukę. Wraz z coraz śmielszymi poczynaniami Szkota oswajała się z kolejnymi własnymi reakcjami, jednocześnie dzieląc pieszczoty na przyjemne i te, które przyjemne są bardziej. Każdy płytki, szybki oddech, każde głośniejsze uderzenie serca, każda fala gorąca i każdy niekontrolowany skurcz mięśni był nie tylko czymś nieprawdopodobnie wręcz satysfakcjonującym ale także - przede wszystkim? - po prostu czymś nowym, nad czym warto było się pochylić i posmakować, 
Spoiler:
Ben Watts
Ben Watts

lustereczko, powiedz przecie... - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: lustereczko, powiedz przecie...   lustereczko, powiedz przecie... - Page 3 EmptyPią 03 Cze 2016, 23:25

Jakkolwiek nie chciałby tego traktować w ten sposób, chwile zanim wszystko zalał gwałtowny szturm kotłujących się uczuć, stanowiły dla Bena pole obserwacji – który dotyk wywoływał gwałtowniejsze drgnięcie w ciele Claire, które miejsca muśnięte delikatnie opuszkami palców sprawiały, że wciągała powietrze z syknięciem. Uczył się najprzyjemniejszej z możliwych rzeczy, z zaangażowaniem jakiego mogła tylko pozazdrościć książkowa wiedza, nawet te jej dziedziny, które Krukon szczególnie sobie ukochał. Tak, panna Annesley i reakcje jej ciała były zdecydowanie ciekawsze, bardziej podniecające niż najciekawsze formuły zaklęć i zapadały w pamięć z dziecinną łatwością.
Spoiler:
Claire Annesley
Claire Annesley

lustereczko, powiedz przecie... - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: lustereczko, powiedz przecie...   lustereczko, powiedz przecie... - Page 3 EmptySob 04 Cze 2016, 11:51

Jak przedtem nie było mowy o żadnym spokoju, równomiernym oddechu i jasności myślenia tak później wcale nie było łatwiej. Nawet leżąc już obok siebie, przechodząc stopniowo w stan słodkiego, pachnącego bliskością rozleniwienia trudno było okiełznać przyspieszony oddech i zmusić szalejące serce do zwolnienia, wejścia w bardziej płynny, łagodny rytm. Intensywność odbieranych bodźców wcale nie była teraz mniejsza, a najlżejszy nawet dotyk nadal był w stanie wprawiać gorące ciało w drżenie i wyrywać z gardła ciche westchnienia. Choć więc fala wstrząsających nią dreszczy złagodniała w końcu, pozostawiając po sobie tylko ciche, słodkie echo, w żaden sposób nie równało się to z odzyskaniem pełni przytomności.
Pewnym punktem zaczepienia stało się splecenie ich rąk. Wprawdzie odsunięcie się Bena o te kilka centymetrów, naprawdę niewielki dystans utworzyło pewną lukę, która w żaden sposób nie mogła się Klarze podobać - wspomnienie ciężaru ciała chłopaka, jego ciepła, przyspieszonych oddechów, cichego warkotu i pocałunków pieszczących jej ciało jeszcze przez kilka kolejnych chwil miało być tak silne, by nic, absolutnie nic nie mogło z tym konkurować i wydawać się lepszym - mimo tego Puchonka mruknęła cicho i ścisnęła lekko dłoń Krukona. Jeszcze przez chwilę nie unosiła powiek, wsłuchując się tylko w szum krwi w skroniach, szmer ich wspólnych oddechów i lekki, pulsujący ból w podbrzuszu, nie mogąc jednak w żaden sposób konkretnie zdefiniować tego, co czuje - zwykłe szczęście było przecież określeniem zbyt niedoskonałym, nieoddającym wszystkiego, co w tej chwili powinno. Ostatecznie jednak Irlandka szybko porzuciła próby ubrania swych uczuć w słowa. Zamiast tego uniosła powieki i przekręciła głowę, by z leniwym, zmęczonym - naturalny lęk przed pierwszym kontaktem dopiero teraz tak naprawdę ją opuszczał, zabierając ze sobą dodatkową porcję sił - ale też w pełni usatysfakcjonowanym uśmiechem odpowiedzieć na spojrzenie Bena. Jedynym fizycznym wysiłkiem, na który jeszcze w tej chwili się zdobyła, było przekręcenie się na bok i przylgnięcie do szkockiego boku tak, by chociaż w ten sposób zminimalizować dzielący ich dystans.
Przez moment nosiła się z jakimś komentarzem. Wtulona w partnera wyraźnie szukała słów, których mogłaby użyć, by wyrazić... Co właściwie? Zadowolenie? To, jak świetnie jej było i że w tej chwili nie chciała niczego zmieniać? Propozycję, by tu zostali, by znowu dali spokój powrotom do dormitorium, w których nie mogliby przebywać razem? Gdy zorientowała się, jak bardzo podobne sformułowania byłyby bezcelowe, nie próbowała już dłużej formułować żadnych zwrotów. Zamiast tego odchyliła się tylko, by sięgnąć po pobliską, otwartą już butelkę szampana i ponownie upić łyk prosto z mało eleganckiego naczynia. Gdy zaś kilka kropel czystej, musującej słodyczy spłynęło jej z kącika warg i przy okazji skropliło też fragment skóry Krukona, Irlandka oblizała się najpierw, w kolejnej chwili w całkiem naturalnym odruchu scałowując alkohol z piersi Bena. 
Tak było dobrze. Tak było cholernie dobrze.
Ben Watts
Ben Watts

lustereczko, powiedz przecie... - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: lustereczko, powiedz przecie...   lustereczko, powiedz przecie... - Page 3 EmptyNie 05 Cze 2016, 12:35

Czy przez jedno wydarzenie optyka może zmienić się na tyle, by czuło się na swoim nosie przycupnięte różowe okulary zmieniające postrzeganie? Bo jeśli tak, to Ben właśnie doświadczał tego stanu z głową pełną słodkiej, mięciutkiej chmurki zagłuszającej każdą możliwie nieprzyjemną myśl – zdawała się mówić nie, ten moment to bezpieczny azyl, poszły stąd won, a Krukon absolutnie nie miał zamiaru narzekać. Dawno nie czuł takiego spokoju i rozlanego na wszystkie członki ukontentowania i chciałby pozostać w tym stanie jak najdłużej się dało, ukraść jeszcze kilka chwil, by później mając porównanie móc łatwiej powrócić myślami do równowagi i odnaleźć chłodną głowę. Bezczelna, zazdrosna bestia którą uwolniła w nim zgoda Claire na bycie razem, została ugłaskana, podrapana za uchem i położona spać, bo przecież właśnie dostała największe możliwe zapewnienie, że nie musi warczeć i obnażać kłów, gdy obok Puchonki pojawia się inny chłopak. Tak, choć moment zbliżenia przyszedł dużo szybciej niż zakładał to plan Wattsa, nie można było narzekać, bo też i nie znajdowało się powodów – chciał by ta chwila była dla panny Annesley wyjątkowa i chyba mu się to udało. Może kiedyś zapyta, kiedy ten różowy obłoczek już wywieje się spod czaszki.
Tymczasem pozostawało trzymanie drobniejszej dłoni w swojej, przyjemne, łaskoczące nieco poczucie ostygania i spełnienia, które na kilka kolejnych godzin lub dni po zasłużonym odpoczynku mogło przynieść uczucie zdolności do przenoszenia gór. Co do tego akurat Ben nie miał wątpliwości, bo gdzieś podświadomie czuł, że jeśli nie zostanie przez nikogo powstrzymany, będzie się zachowywał jak ta sowa, która przyniosła im kiedyś pocztę i napiła się kawy z kubka wujka – ptak świrował i umykał im przez pół dnia nim bezpiecznie wsadzili go do klatki, by tam przeczekał swój napad dzikiego hukania i ciekawskiego dziobania absolutnie wszystkiego. Nie żeby Krukon zamierzał kogokolwiek gryźć... No chyba, że komuś by się to podobało i wyraźnie by poprosił. Albo i nie prosił. Tak czy siak kiedyś sprawdzi. Uśmiech na twarzy chłopaka poszerzył się, gdy Claire przylgnęła do jego boku, więżąc między nimi uciekające powoli iskry. Sięgnięcie po szampana spotkało się z delikatnym rozbawieniem Wattsa, podsuwając mu myśli jak to niektórzy lubili sobie zapalić po udanym seksie – w przypadku Klary miało to być najwyraźniej sięganie po alkohol, jej irlandzcy przodkowie byliby dumni. Sam miał też podążyć jej śladem, odebrać butelkę i wziąć głębszego łyka, kiedy kilka kropel uciekło z kącika warg Puchonki, rozbijając się o jego tors – no dobrze, uczucie ust przyciśniętych do skóry i języka zbierającego z niej wilgoć skutecznie wybiło mu z głowy skonstruowane naprędce plany, sprawiając, że zamruczał gardłowo, przeciągając się nieznacznie. Mógłby się do tego przyzwyczaić. Mógłby.
Przymykając oczy i skupiając się na reakcjach, jakie wywoływała czułość Annesley, mgliście zdawał sobie sprawę, że chyba chciał jeszcze coś powiedzieć lub zrobić – nie miał jednak szansy przekonać się, co to miałoby być, nie wiedzieć kiedy wciągnięty w ciemną, miękką otchłań snu.
Claire Annesley
Claire Annesley

lustereczko, powiedz przecie... - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: lustereczko, powiedz przecie...   lustereczko, powiedz przecie... - Page 3 EmptyNie 12 Cze 2016, 20:04

Klara, ta świadoma Klara, ta rozsądna, ambitna, rzeczowo podchodząca do życia - ta Klara snuła plany na kolejne chwile. Nawet teraz, nawet wtulona w ciepłe ciało, nawet zapadająca się w cudownym uczuciu bezpieczeństwa i spełnienia, nawet teraz nie mogła tak po prostu odrzucić tego, kim była. Nie mogła zerwać ze swymi przyzwyczajeniami, ze sposobem swego myślenia, nie mogła od tak zmienić swego spojrzenia na rzeczywistość. Teraz, gdy było jej dobrze, ale gdy znów mogła myśleć - właśnie to robiła. Myślała. Gdy ostatnie zagubione na krukońskim ciele krople szampana spłynęły jej już na język i gdy ponownie ułożyła się wygodnie na kocu, przymknęła oczy i westchnęła cichutko, odruchowo wybiegając w przyszłość. Tę najbliższą - kilku kolejnych chwil - i tę dalszą, następnej godziny, dnia, tygodnia. Tę obejmującą te zawieszenie, ten moment stabilności u boku ukochanego i tę, która wymagała opuszczenia Pokoju i powrotu do szarej, znacznie mniej przyjemnej rzeczywistości. Rzeczywistości, którą trzeba było zaplanować, która wymuszała przypomnienie sobie o obowiązkach, o własnej roli, o...
Jakkolwiek ambitne nie byłyby jej zamiary, jak wiele nie chciałaby jeszcze zrobić - świadomość w pewnej chwili po prostu jej umknęła. Ciepło było zbyt kojące, bliskość Bena - zbyt odurzająca, by móc jej się oprzeć. Ciąg puchońskich myśli w pewnej chwili więc rozmył się, stracił na ostrości i ostatecznie urwał gdzieś między myślą o tym, że chyba jest już późno i powinni wracać a tą, która po raz kolejny kazała przypomnieć sobie kaskadę dreszczy, jakie odczuwała jeszcze przed momentem. Ta luka zaś, która powstała wskutek oderwania się od teraźniejszości, ta zmiana, która okryła otaczający ich krajobraz miękką, gęstą czernią nieświadomości -to pociągnęło za sobą sny.
Sny, których jednak nad ranem nie pamiętała. Gdy jeden z zaaranżowanych przez Pokój Życzeń promieni słonecznych musnął jej opuszczone powieki, gdy prześlizgnął się po drobnym nosku i ucałował przerzucone przez pierś Wattsa ramię Puchonka drgnęła lekko i odetchnęła głębiej. Nie otwierając jeszcze oczu przeciągnęła się ostrożnie i ocierając się policzkiem o ramię Bena westchnęła cichutko. Pierwsze uniesienie powiek było trudne. Słoneczny blask - dokładnie ten sam, który żegnał ich, gdy zasypiali, podrażnił jej oczy i zmusił do szybkiego skrycia twarzyczki w niedużym cieniu przy boku Krukona. Kolejne próby były już ostrożniejsze, powoli prowadząc ją do pełnego otrzeźwienia. Senna cisza wypełniła się ptasim trelem i szmerem oddechu śpiącego Szkota, miękkość dotychczasowych wyobrażeń - tych, których w żaden konkretny sposób nie mogła teraz przywołać - zastąpiła delikatność puchatego, łaskoczącego ją w nagą skórę koca. Dzień. Ten sam czy już kolejny?
Mrugnąwszy jeszcze dwa razy odruchowo przetarła twarz dłonią i uniosła się na łokciu, rozglądając się. Nic się nie zmieniło, to jasne. Ten sam krajobraz, ta sama otwarta butelka szampana, te same niedojedzone truskawki. I Ben. Ten sam, wciąż jej Ben.
- Kochanie - szepnęła cicho, ponownie kierując swą uwagę ku prefektowi. Pochylając się lekko nad nim przygryzła lekko dolną wargę. - Ben, obudź się. - Z uwagą przyglądając się niecodziennie łagodnej teraz twarzy chłopaka mimowolnie uśmiechnęła się lekko. Pojedyncze kosmyki rozwichrzonych, rudych włosów prześlizgnęły się po szyi Krukona, jego policzku i powyżej górnej wargi.
Ben Watts
Ben Watts

lustereczko, powiedz przecie... - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: lustereczko, powiedz przecie...   lustereczko, powiedz przecie... - Page 3 EmptyPią 01 Lip 2016, 21:50

Nic nie zakłóciło snu, który przyszedł nagle, przez nikogo niezapraszany, a bezczelny i wciskający się w pierwszą wolną szczelinę, jaką znalazł. Ben nawet gdyby chciał, nie mógłby zaprotestować – w atmosferze rozleniwionego spełnienia, ze skórą wciąż pokrytą gęsią skórką od przeskakujących na niej dreszczy najzwyczajniej w świecie nie miał siły na podniesienie sprzeciwu. Odpłynął. Tak po prostu.
A teraz czyjś głos próbował przedrzeć się przez gęstą mgłę i wyprzeć ją spod krukońskiej czaszki.
Chłopak bezwiednie zmarszczył się nieco, gdy słoneczne promienie coraz wyraźniej zaczęły dawać o sobie znać, a coś zaczęło łaskotać w szyję i bezczelnie wybudzać.
- Pięć minut – mruknęła ledwie przytomna część umysłu Wattsa, ale było już za późno, bo w chwilę później powoli rozchylał powieki, odruchowo skupiając wzrok na pochylonej nad nim dziewczynie. Pamięć o wszystkim, co zadziało się w Pokoju Życzeń przyszła nagle, jak taran zderzający się z murem, jednym precyzyjnym uderzeniem pobudzając do życia wszystkie mechanizmy w głowie Szkota i wyginając jego usta w lekkim uśmiechu. Przeciągając się z cichym pomrukiem, Ben objął Claire w pasie, ściągając ją z powrotem do poziomu koca i nie mając zamiaru wypuścić jej tak szybko, jak prawdopodobnie byłoby przyzwoicie – tę granicę już przekroczyli, w czym więc miałby leżeć problem, gdyby jeszcze trochę ponaginali to, co wypadało?
- Hej – mruknął z lekką, typową dla poranków chrypką, przewracając Puchonkę na plecy i ukrywając twarz gdzieś na jej ramieniu. Wcale a wcale nie miał ochoty wstawać, zachowując się jak duże dziecko i nie czując z tego tytułu nawet grama wstydu – na jakiekolwiek zmartwienia było jeszcze zwyczajnie zbyt wcześnie.
Wstać jednak w końcu musieli – niechętnie i po odpowiednio wylewnym powitaniu, za ubraniami rozglądając się jakoś tak niemrawo, kradnąc jeszcze jedną... Dwie chwile wypełnione ciszą, słońcem i ciepłem drugiego ciała uginającego się pod rękoma.
Pomagając Claire zapiąć na plecach suwak sukienki, Ben odprowadził ją aż pod same drzwi puchońskiego dormitorium, ciesząc się w duchu z tego, że wcześnie rano nikomu nie chciało się chodzić po korytarzach – ich ogólne zmierzwienie było aż nadto wymowne. Jeśli Watts kiedykolwiek uważał, że idee randek są śmieszne i oklepane, to teraz wracając do wieży Krukonów ze wspomnieniem szybko ukradzionego pocałunku, zmieniał zdanie.

[koniec wspomnienia]
Sponsored content

lustereczko, powiedz przecie... - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: lustereczko, powiedz przecie...   lustereczko, powiedz przecie... - Page 3 Empty

 

lustereczko, powiedz przecie...

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 3 z 3Idź do strony : Previous  1, 2, 3

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Strefa Gracza
 :: 
Dodatki do postaci
 :: Myślodsiewnia :: Zakończone
-