Drzwi otwierają się tylko wtedy, gdy postukasz w trzecią dziurkę od dołu w drewnie oraz jeśli gobelin nie zacznie Cię atakować i robić Ci wyrzutów, że roznosisz zarazki mając na czole pryszcze od groszopryszczki. Sala ta jest wystrojona, zadbana, elegancka. Mnóstwo tu rozmaitych ksiąg, liczydeł. Na suficie widnieje zaklęcie iluzjonistyczne, dzięki czemu widzisz gwiazdy bądź zachmurzone niebo - zależnie od nastroju nauczyciela. Pod spodem ostatniej ławki przy ścianie jest kilka tuzinów gum do żucia, lepiej tam nie siadaj.
Gość
Temat: Re: Klasa Numerologii Czw 11 Lut 2016, 21:18
Przedostatni w tym tygodniu dzień zajęć lekcyjnych zakończył się dla Sophie kolejną widowiskową porażką. Nagryzmolenie w prawym, górnym rogu pergaminu wyrazu Nędzny dobiło nauczycielkę Numerologii i dotkliwie ubodło jej wiarę w dom Roweny Ravenclaw, na samej zainteresowanej nie robiąc jednak większego wrażenia. Przedmiot wyraźnie nie był mocną stroną Szkotki, jakkolwiek ta – jako bardzo uparte z natury stworzenie – lubiła wyzwania i nie mogło być mowy, że teraz się podda. Melodyjny głos profesor Caldwell obwieścił koniec zajęć, więc znużeni uczniowie zaczęli niezgrabnie upychać swoje rzeczy do toreb i powoli kierowali się do wyjścia. Thompson, idąc w ich ślady, również zebrała manatki i była już gotowa żeby udać się do drzwi, gdy kątem oka dostrzegła drzemiącego w ławce przy oknie chłopaka. Szkolny mundurek ułatwił kwestię ustalenia domu; tak jak przypuszczała, miała do czynienia z nieszczególnie zainteresowanym wykładem, Krukonem. Twarz podparta na dłoni wydała jej się dziwnie znajoma, ale szatynka potrzebowała chwili, by dopasować do niej imię. Przez moment wahała się, czy nie powinna aby pozwolić mu cieszyć się chwilą spontanicznego relaksu, ostatecznie jednak dochodząc do wniosku, że koczowanie w pustej sali nie przystało żadnemu z wychowanków Roweny. Zamiast biec na kolację, z wrodzoną lekkością wsunęła się na sąsiednią ławkę i ostrożnie szturchnęła go dłonią. - Rowan, minus 50 punktów dla Ravenclawu – rzuciła jeszcze na wypadek, gdyby jej dotyk okazał się zbyt subtelnym budzikiem.
Kai Rowan
Temat: Re: Klasa Numerologii Czw 11 Lut 2016, 21:52
Znowu nie przespał nocy, jednak to już było dla niego normalne. Dormitorium Krukonów zdawało się nocą naprawdę przerażające, a jego wyobraźnia bawiła się właśnie o tej porze w najlepsze. Cały dzień próbował pokonać walkę ze snem, jednak zajęcia z numerologii, chociaż naprawdę interesujące, sprawiły, że przegrał. Usypiający głos tej nauczycielki, której jeszcze nazwiska nie potrafił zapamiętać doprowadził do tego, że Rowan szybko oddał się w ramiona Morfeusza. Może i sen na siedząco nie był najwygodniejszą pozycją do odpoczynku, jednak przynajmniej zajęcia przebiegły całkiem szybko. Nagły dotyk ze strony nieznajomej mu dziewczyny sprawił, że otworzył natychmiastowo oczy i wzdrygnął się, automatycznie krzywiąc. Szybko się jednak zreflektował, spoglądając na towarzyszkę zaspanymi oczami, które nie wyrażały nic oprócz irytacji oraz potężnego znudzenia. Ziewnął przeciągle, po czym wyprostował się na krześle, rozglądając powoli wokół siebie. Czyżby zajęcia się skończyły? Na to wyglądało. Został sam z tą dziwną dziewczyną, która postanowiła zostać i go obudzić. W sumie może to i dobrze. Gdyby obudził się w środku nocy, w zamkniętej, ciemnej sali chyba umarłby na zawał. I to nie była przesada. Nie potrafił powstrzymać strachu przed ciemnością nawet, jeśli bardzo chciał. - Nie obchodzą mnie minusowe punkty dla domu. Mogłaś wymyślić coś lepszego, aby zwrócić na siebie moją uwagę - powiedział zgryźliwie, mierząc dziewczynę spojrzeniem, po czym potarł dłonią miejsce, w które go dotknęła. Miał wrażenie, jakby skóra odpadała właśnie płatami, sprawiając niewyobrażalne uczucie bólu. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że to była podświadomość. Jego własna psychika siadała i płatała mu figle w najmniej pożądanym momencie. - I na przyszłość… - zaczął, przechylając głowę lekko w bok. Zmarszczył brwi, podnosząc się z krzesła i chwytając za książkę leżącą na stole. Czarny kot w jego kieszeni miauknął z niezadowoleniem, jednak nawet się nie wychylił, aby zobaczyć co się wokół niego działo. Chłopak przez chwilę milczał, spoglądając w przestrzeń, jakby zastanawiał się czy dokończyć to, co zaczął mówić. W końcu wzruszył ramionami, lustrując pustym spojrzeniem orzechowych oczu dziewczynę. - Na przyszłość mnie nie dotykaj - w jego głosie jednak nie mogła wychwycić groźby. Kai spoglądał na nią ze spokojem, po prostu przekazując jej bardzo cenne wskazówki odnośnie jego osoby. Może i nie miała złych zamiarów. W końcu skąd mogła wiedzieć, że Krukon nie lubił, kiedy ktoś naruszał jego przestrzeń osobistą? Nie znali się. Jak mogliby, skoro w szkole był od niecałych kilku dni i jeszcze tak naprawdę nikt go nie znał. Mogli go kojarzyć ci najstarsi, to fakt, jednak jakoś nieszczególnie mu zależało na znajomościach.
Gość
Temat: Re: Klasa Numerologii Czw 11 Lut 2016, 22:26
Zdegustowanie wyraźnie malujące się na twarzy zaspanego Krukona zbiło drobną czarownicę z pantałyku; trudno było negować fakt, że nie było to najmilsze i najgrzeczniejsze dzień dobry, jakie otrzymała w swoim siedemnastoletnim życiu. Znany jej zaledwie z widzenia uczeń zachował się tak, jakby jej dotyk – ba, cała jej osoba – go obrzydzała. Zdezorientowana Thompson zepchnęła jednak to wrażenie w czeluście podświadomości, naprędce tłumacząc sobie w głowie, że to niemożliwe żeby ktoś mógł być do niej tak negatywnie nastawiony już od samego wstępu. Temperatura w pomieszczeniu zdała się spaść o kilka stopni, gdy naburmuszony brunet zmierzył ją bynajmniej przychylnym spojrzeniem. Zahartowana w boju Sophie odważnie podtrzymała kontakt wzrokowy; jeśli tym i protekcjonalnym tonem chciał ją wystraszyć, to cóż, powinien zacząć godzić się z nadciągającą porażką. Odetchnęła cicho, starając się zapanować nad wzrastającą w niej irytacją, wywołaną treścią mało przyjemnego komentarza. W głowie zaszufladkowała rozespanego jegomościa jako obiekt wyjątkowo kąśliwy i szorstki, i już, już otwierała usta, by uraczyć go równie soczystą ripostą, gdy ten zaczął nerwowo pocierać ramię w miejscu, w którym go dotknęła. Po raz pierwszy od wielu tygodni zamarła, przyglądając się tej farsie w milczeniu. On naprawdę się jej… brzydził. Wszystkie wątpliwości, które tak mozolnie odganiała od siebie przez ostatnie kilka minut, wróciły ze zdwojoną siłą. Sophie, owszem, nie należała do istot przesadnie delikatnych i płochliwych, ale jak silną psychikę musiałaby mieć młoda dziewczyna, by podobna scenka nie wywarła na niej żadnego wrażenia? Czując wzbierające pod jej powiekami łzy złości, Szkotka zsunęła się zgrabnie ze stolika, oddalając się o kilka metrów. Przystanęła dopiero przy biurku na co dzień zajmowanym przez nauczycielką Numerologii, gdy opanowała emocje. Po niebezpiecznie zaszklonych oczach nie pozostał nawet najmniejszy ślad. - Nie do końca rozumiem, skąd przyszedł ci do głowy pomysł, że chciałabym zwrócić na siebie Twoją uwagę, być może wynika to z tego, że zabiłbyś się, skacząc z poziomu swojego napompowanego ego, ale raczej sobie nie schlebiaj – odparła wreszcie, racząc go wystudiowanym uśmiechem. Na brodę Merlina, nie władowała mu się na kolana, nie próbowała rzucać na szyję, nie chciała skrzywdzić, po prostu go szturchnęła! A on zachował się jak skończony cham. - Następnym razem mogą Cię okraść, ukraść, nic mi do tego, nigdy więcej się to nie powtórzy – obiecała powściągliwie.
Kai Rowan
Temat: Re: Klasa Numerologii Czw 11 Lut 2016, 23:04
Czy się jej brzydził? Nie, na brodę Merlina. Jego zachowanie jednak z pewnością nie świadczyło o tym, że właśnie tak nie było. W porządku, nie zareagował jakoś przesadnie miło na jej dotyk, jednak nic na to nie mógł poradzić. To było zbyt głęboko zakorzenione w jego psychice, a dotyk, nieważne czyj, sprawiał mu ból tak ogromny, że ledwo udawało mu się powstrzymać od wrzasku. Nie był pewien, czy powrót do szkoły w takim stanie był dobrym pomysłem, jednak jego brat uparcie twierdził, że czas wychylić głowę poza mury bezpiecznego domu. No i tak znalazł się w Hogwarcie, gdzie oburzone spojrzenie tej dziewczyny skierowane prosto na niego z pewnością nie będzie ostatnim. Zamrugał z zaskoczeniem, gdy jego sprawne oko dostrzegło łzy, z którymi walczyła. Poczuł się głupio z faktem, że właśnie doprowadził kogoś swoimi słowami do momentu, w którym zbierało się na łzy. Nie pokazał jednak tego w żaden sposób po sobie, jedynie mocno zaciśnięta szczęka i pieści mogły cokolwiek sugerować. Stał w miejscu, spoglądając na dziewczynę, odprowadzając ją spojrzeniem do biurka, patrzył na jej plecy, kiedy ta, chyba starała się doprowadzić do porządku. Nie miał pojęcia, że jego słowa mogły ją tak urazić. Od kiedy ludzie byli tacy słabi? Uniósł ze zdziwienia brwi, gdy usłyszał jej słowa. Czy ona mówiła coś o jego wysokim ego? Zamrugał z zaskoczeniem, po czym pokręcił głową. To robiło się co najmniej śmieszne. - Nie rozumiem o czym teraz do mnie mówisz, ale utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że wystarczy jeden zły gest, a już jesteś na granicy płaczu - zauważył, spoglądając na dziewczynę z lekkim zażenowaniem. Już zdążył zapomnieć, że był od niej co najmniej cztery lata starszy. Nie było to ważne. Odebrano mu trzy lata życia, więc tak naprawdę nie byli jakoś bardzo wiekowo od siebie różni. Kai nie rozumiał jednak dlaczego ludzie tak szybko się potrafili obrażać. Przecież nie zrobił jej nic złego. Jego zdaniem po prostu zwrócił dziewczynie uwagę. - Jeśli cię obraziłem, to przepraszam - powiedział zupełnie bez przekonania. Wzruszył ramionami, chowając ręce do kieszeni szaty, aby jedną z nich pogłaskać śpiącego kota. Już miał ruszyć do wyjścia, gdy ta dziwna dziewczyna znów się odezwała, a on nie mógł się powstrzymać od przewrócenia oczami. Ile można? - Nie prosiłem cię o zainteresowanie. To był twój wybór, aby do mnie podejść i obudzić, więc teraz nie rozpaczaj nad tym, że ktoś nie dziękuje ci w podskokach za tak wspaniałomyślny gest - mruknął, marszcząc brwi z irytacji. Czy naprawdę miał do czynienia z siedemnastoletnią dziewczyną, czy obrażalską primadonną, której nie podobało się to, że ktoś sobie nie życzył dotykania? Weszła w jego przestrzeń osobistą, a teraz ma pretensje, że tak zareagował. Chyba spał o wiele dłużej niż trzy lata - ten świat młodzieży stawał się dla niego niesamowitą zagadką, a przecież sam nie był niewiadomo jak stary.
Gość
Temat: Re: Klasa Numerologii Czw 11 Lut 2016, 23:39
Bez przesady, potrzeba było o wiele więcej, by doprowadzić ją do płaczu; póki co chłopak sprawił jej zaledwie drobną przykrość. Wszystkie towarzyszące temu emocje wynikały tylko i wyłącznie z tego, że wychowywana wśród hałaśliwych i beztroskich rówieśników, nie spodziewała się takiej reakcji na tak naturalny dla niej gest. Na co dzień, w kontaktach z innymi uczniami, nie musiała szczególnie się hamować; wygłupiali się, przepychali, naruszając swoją przestrzeń osobistą niemal w każdy możliwy sposób i nikt do nikogo nie miał pretensji. Potrzebowała chwili, by przyswoić, że tak poufałe zachowanie nie wszystkim odpowiada. Prawda jednak była taka, że zdecydowanie zbyt łatwo dała się wyprowadzić z równowagi, czego bardzo pożałowała, już w chwili, w której kolejny kąśliwy komentarz opuścił usta Krukona. Darowała sobie lekcję, dotyczącą różnic pomiędzy delikatną naturą kobiet i gruboskórnością mężczyzn, ostatecznie rezygnując z udowodnienia mu za wszelką cenę, jak nie na miejscu była owa uwaga. W rzeczywistości nie chciała po prostu dać mu pretekstu do następnych protekcjonalnych spostrzeżeń, dotyczących jej osoby. Gdzieś pomiędzy wymuszonymi przeprosinami i zobojętniałym wzruszeniem ramion chłopaka, postanowiła dać sobie spokój. Wymiana zdań od początku była bezsensowna, a wrażenie dezorientacji wyraźnie ją męczyło. W geście kapitulacji uniosła do góry ręce, starając się zahamować nadciągającą falę nowych przytyków. - Może rzeczywiście zareagowałam trochę zbyt… emocjonalnie, ale wyglądałeś co najmniej tak, jakbym dłonie pokryte miała ropiejącymi brodawkami – wyjaśniła, pokonując pierwotną niechęć. Nie była pewna, czy ta nagła otwartość znowu nie sprowokuje chłodnej wymiany zdań, ale przecież ludzie cywilizowani ze sobą rozmawiali. Chociaż dzieliła się swoimi spostrzeżeniami z pewną obawą, postanowiła zaryzykować. - Nie mogłam wiedzieć, że nie lubisz być dotykany, ale już wiem i obiecuję szanować Twoją sferę prywatną – dodała po chwili namysłu, ostrożnie dobierając słowa.
Claire Annesley
Temat: Re: Klasa Numerologii Pią 12 Lut 2016, 11:16
Myślała, że jeszcze zdąży. Choć na numerologię raczej nie uczęszczała - raczej było w tym przypadku kluczem. To nie tak, że Annesley świadomie i ostatecznie odrzucała jakikolwiek przedmiot. Nie pojawiając się na lekcjach z racji braku czasu - na Merlina, i tak brała na swoje barki już zdecydowanie zbyt dużo - nie miała nic przeciw poszerzaniu wiedzy w sposób bardziej indywidualny. W przypadku numerologii było to zaś tym bardziej istotne, że przecież dość często szła ona w parze z wróżbiarstwem. Panna Claire mogła do końca nie dowierzać, by zestawione odpowiednio cyfry miały podobną moc do szklanej kuli czy talii tarota, byłaby jednak głupią gdyby nie dawała temu choćby drobnego kredytu zaufania i nie sprawdziła, co może z tym zrobić. Dziś więc - myślała, że jeszcze zdąży. Wiedząc, o której kończy się lekcja, zamierzała złapać profesor Caldwell jeszcze w klasie lub tuż przed nią. Jak się okazało, nic z tego jej nie wyszło. Co nie znaczyło, że wyprawa tutaj była stratą czasu. Początkowe rozczarowanie nieznalezieniem tej, do której się tu pofatygowała zostało przepędzone gdy tylko jej wzrok padł na dwójkę znajomych, którym najwyraźniej nigdzie się nie spieszyło. W kwestii samych znajomości - z Sophie sprawa była prosta, w wolnych chwilach Claire dzieliła się z nią wcale-nie-takimi-sekretami z dziedziny wróżbiarstwa (warto to przy tym rozgraniczyć od jasnowidzenia, o którym Annesley jeśli mogła - nie mówiła zupełnie nic), stopniowo zresztą wychodząc poza ramy zwykłej uczniowskiej pomocy. Pierwsze wspólne piwo kremowe w Hogsmeade czy spontaniczne zakupy w Miodowym Królestwie wróżyły całkiem przyzwoitą, obiecującą babską relację. Inaczej natomiast miała się rzecz z Kaiem. Dotąd kojarzyła jego nazwisko w zasadzie tylko dlatego, że był ofiarą. O ofiarach dużo się mówi, a że parę lat temu Rowan nie miał w tej dziedzinie większej konkurencji, to nie mogła go nie zapamiętać. Myliłby się jednak ten, który sądził, że Claire ograniczy się do takiej perspektywy znajomości. Gdy Krukon nieoczekiwanie ponownie pojawił się w szkolnych murach, Puchonka była jedną z pierwszych, która popukała się w głowę na wszystkie te komentarze o dziwności starszego chłopaka i jedną z pierwszych, która wyciągnęła do Kaia rękę. Pewnie, Irlandka nie była w tej chwili tym samym stworzeniem co jeszcze miesiąc wcześniej, ale, paradoksalnie, to właśnie to pozwoliło jej w pewnym sensie być tak sympatyczną. Bo potrzebowała równowagi. Argumentu kontrastującego jej własne, nastoletnie problemy. Mądrej tezy, widocznego przykładu na to, że inni mają gorzej, więc ogarnij się, kobieto. Egoistycznie? Bardzo, zupełnie nie w stylu Claire. Każdy jednak radzi sobie jak może, a że annesleyowy egoizm mimo wszystko nie wykluczał bladych uśmiechów i jednoczesnej chęci pomocy, to być może skorzystają na tym oboje i nikomu nie stanie się krzywda. - Aż tak was to fascynuje... - Ruchem głowy wskazała rozpisane na klasowej tablicy, niestarte jeszcze rzędy cyfr. - ...że zamierzacie czekać tu na kolejne zajęcia? Darowując sobie standardowe powitanie Claire bez zaproszenia opadła na najbliższe jej znajomym wolne siedzisko (po drugiej stronie zajmowanego przez obecną tu wcześniej dwójkę stolika) i przetarła wymizerowaną twarzyczkę zabandażowaną dłonią. Do szorstkości opatrunku, z którym w normalnych okolicznościach już dawno by się rozstała, przyzwyczaiła się tak bardzo, że drapanie delikatnej skóry policzków już nawet nie działało na nią trzeźwiąco.
Kai Rowan
Temat: Re: Klasa Numerologii Pią 12 Lut 2016, 15:19
Uniósł brew w geście zaskoczenia, słysząc kolejne wytłumaczenie dziewczyny. Zareagowała tak tylko dlatego, że wyglądał jakby był zniesmaczony jej dotykiem? Pokręcił nieznacznie głową, czując rosnące rozdrażnienie. Naprawdę nie potrafił uwierzyć w to, że nie było innych powodów, nawet tych ukrytych. Chodziło tylko i wyłącznie o to, że Kai zareagował nieco inaczej niż reszta społeczeństwa szkolnego. Powinien się przyzwyczaić do tego, że uczniowie nie do końca potrafili zrozumieć jego odruchów. Może to właśnie dlatego już pierwszego dnia w szkole został nazwany tym dziwnym i nienormalnym. Wypuścił ze świstem powietrze z płuc, drapiąc się po głowie, zastanawiając się jednocześnie jakiej odpowiedzi powinien użyć, aby znów nie wywołać u tej dziewczyny od brodawek takiej reakcji, jaką jeszcze moment temu wywołał. Szybko jednak doszedł do wniosku, że nie zależało mu na jej przychylności, która nie była do niczego mu potrzebna. Miał wrażenie, że oni naprawdę zapomnieli o tym, że kiedy ukończą szkołę, to najprawdopodobniej będą musieli walczyć o swoje życie. Trwała przecież wojna i ofiarą może zostać każdy, szczególnie osoby, które dopiero ukończyły szkołę. Żyli w fałszywym przeświadczeniu, że dłonie pokryte brodawkami były najstraszniejszą rzeczą na świecie? To było wręcz idiotyczne i infantylne podejście. Czego jednak mógł się spodziewać… Chyba za dużo wymagał od innych, zapominając, że sam nie był idealny. - Przestań bezsensownie przepraszać, dziewczyno - warknął, marszcząc brwi. Jego twarz stężała, a orzechowe oczy zdawały się być jeszcze ciemniejsze niż przed sekundą. Stało się, a ona dalej drążyła ten temat o dotykaniu. Ile można było słuchać o czymś, co stawało się z każdą chwilą jeszcze bardziej irytujące. Chwycił za krzesło, po czym usiadł na nim, wyjmując wcześniej kota z kieszeni i przerzucając go sobie przez szyję, niczym szalik. Spojrzał na dziewczynę od brodawek, starając się przypasować jej imię do twarzy, jednak niestety nikt mu nie przychodził na myśl. Szybko się poddał, dochodząc do wniosku, że to przezwisko, które jej w głowie nadał będzie się ciągnęło już przez długi czas. - Nie oczekuję przeprosin, skoro wiem, że nawet ci przykro nie jest. Bo czemu miało być? Bez przesady - przewrócił oczami, po czym przesunął dłonią po miękkim futerku śpiącego dalej kota, który wyglądał jakby w ogóle nie zauważył zmiany miejsca spoczynku. Najwyraźniej przesypiał całe dnie zupełnie tak samo jak jego właściciel. Gdy usłyszał znajomy głos z trudem powstrzymał się od prychnięcia. Doskonale wiedział go kogo należał, to znaczy, kojarzył twarz, bo z imieniem bywało różnie. Kojarzyło mu się ze słodyczami, więc pewnie w tę stronę musiał iść, aby przypasować sobie to konkretne słowo. Czekolada? Nie… chyba w złą stronę zawędrował. Szybko się jednak poddał, nie zaprzątając sobie takimi bzdurami głowy, bo po co? Wiedział tylko jedno; ta mała żółta dziewczyna postanowiła się do niego przyczepić już w pierwszym dniu szkoły. Nie schlebiało mu to ani trochę, bo doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że był kojarzony tylko i wyłącznie z ofiarą Czarnego Pana. No cóż, różne rzeczy przytrafiały się osobom brudnej krwi. Pech chciał, żeby był jedną z nich, jednak jakoś nad tym zwyczajnie nie ubolewał. Spojrzał na żółtą dziewczynę i skrzyżował ręce na torsie, aby zaraz później zwrócić spojrzenie ponownie na dziewczynę od brodawek. - Daję koleżance dobre rady. Tobie też dam; nie wciskaj nosa w nie swoje sprawy, Żółta - powiedział Kai, nie mając zamiaru ruszyć się z miejsca. Miał za to nadzieję, że te dwie panny postanowią odpuścić i zostawić go w spokoju. Wtedy automatycznie ruszyłby w stronę Wielkiej Sali na kolację, bo chyba była już pora posiłku. Stracił zupełnie rachubę czasu. No cóż, zdarza się.
Gość
Temat: Re: Klasa Numerologii Pią 12 Lut 2016, 15:47
Nie tylko Kai był dobry w nadawaniu roboczych pseudonimów; Thompson w swojej głowie nagromadziła już kilkanaście przymiotników, którymi mogłaby określić gburowatego Krukona i których – mógł mieć pewność – będzie używała w swoich myślach przy każdym kolejnym spotkaniu. Skoro już byli zmuszeni przebywać w swoim towarzystwie przynajmniej raz w tygodniu, na dodatkowych zajęciach z Numerologii, nie miała wątpliwości, że podobnych scen nie unikną w przyszłości. Zapewnienie o nienaruszaniu granicy osobistej najwyraźniej spotęgowało u niego odczucie irytacji, ona jednak - nauczona lekcją sprzed kilku minut – z całą obojętnością, na jaką było ją stać, bezceremonialnie wzruszyła ramionami. Jej postawa, na powrót wyprostowana, z głową odważnie uniesioną do góry, nie wyglądała tak, jakby chciała go przepraszać. Bo za co? Za to, że był przewrażliwiony na swoim punkcie? Przyznała się do błędu, a tak postępują ludzie inteligentni i pewni siebie, to wszystko. Szkotka miała tę przewagę, że doskonale wiedziała z kim ma do czynienia. Nie należała do nadzwyczaj aktywnych środowisk plotkarskich, ale z pewnych względów musiała być zorientowana, co dokładnie dzieje się w Hogwarcie. Pogłoski o starszym chłopaku, który po kilku latach tajemniczej przerwy, wrócił do nauki krążyły w pokoju wspólnym Krukonów od zeszłego wieczora. Nie chciała wnikać w tajemniczy wypadek, o którym szeptano po kątach, ale cokolwiek się stało, musiało to odcisnąć na nim potężne piętno. Nie w jej naturze leżało jednak użalanie się nad ludzkimi dysfunkcjami; sama tego nie lubiła i była niemal pewna, że specyficzny Krukon zareagowałby równie alergicznie, gdyby ktoś próbował się nad nim rozczulać. Nie wyglądał na osobę, której opinia gbura, szczególnie by przeszkadzała. Proszę, proszę, prawdziwie niezależny mężczyzna podsumowała, znowu pozostawiając jednak komentarz jedynie w sferze swoich niewypowiedzianych uwag, gdy brunet wyjął znikąd czarnego, drzemiącego kota. Zwierzę nie obudziło się nawet, gdy właściciel zarzucił je sobie na szyję. Z każdą kolejną minutą stawał się w jej oczach przypadkiem jeszcze bardziej osobliwym, o czym już miała go poinformować, gdy w drzwiach pomieszczenia stanęła ciemnowłosa Puchonka. - Claire, wspaniale, że jesteś, kolega wyraźnie potrzebuje czegoś na uspokojenie, chyba że plucie jadem ma w swej czarującej naturze - poinformowała, wprowadzając tym samym pannę Annesley w ich kilkunastominutową znajomość.
Claire Annesley
Temat: Re: Klasa Numerologii Pią 12 Lut 2016, 16:40
W przeciwieństwie do pozostałej dwójki, Claire pseudonimów nie nadawała. Pamiętała imiona i to nimi identyfikowała swoich mniej lub bardziej znajomych. Chwytliwe określenia mogące lepiej oddać naturę poszczególnych uczniów nie były jej potrzebne, szczególnie że Annesley bardzo starała się unikać zbyt pospiesznego, pochopnego oceniania. Choć więc w głowie Irlandki rzeczywiście pojawiło się najpierw określenie Kaia per ofiara Czarnego Pana i choć to właśnie ono popchnęło ją do nawiązania kontaktu, nie było tak, że dziewczyna nie widziała w chłopaku nikogo więcej. Nie, była zbyt bystrą i zbyt dobrą by ograniczać się do tak żałosnej oceny. Prawda jest taka, że dla Eklerki Krukon był po prostu uczniem, takim jak inni, choć o bogatszej w przykre doświadczenia przeszłości. Panna Annesley potrzebowała po prostu kilku - dwóch, może trzech - dni na to, by pierwsze wrażenie zastąpić bardziej ludzkim podejściem... Dokładnie tym, które Rowan automatycznie negował i od ręki odrzucał. Cóż. - Uwierz, że to ostatnie, co zamierzam robić - westchnęła więc nie tyle z rozżaleniem czy urażoną dumą, co po prostu z rezygnacją. Bo rzeczywiście, z charakteru będąc stworzeniem dość upierdliwym, teraz nie miała ochoty na narzucanie się... No, a przynajmniej nie w takiej skali, jak zawsze. Nie wciskaj nosa w nie swoje sprawy? Bardzo proszę, czyż właśnie się do tego nie stosowała? Choć faktycznie wyrwała się przed szereg jeśli chodzi o ponowne powitanie Krukona, z jej ust nie padło ani jedno pytanie o jego przeżycia, ani też - tym bardziej - nazbyt ckliwa propozycja dotrzymania mu towarzystwa czy wysłuchania tego, co chciałby powiedzieć. Nie, panna Annesley ten etap wróżkowatości - bezpośredniej, może wręcz bezczelnej - miała chwilowo (na stałe?) za sobą i teraz po prostu była. Mogła się uśmiechnąć, poczęstować otrzymanymi od mamy wypiekami czy zaproponować wspólny spacer, gdyby pogoda temu sprzyjała, ale daleka była od przekonywania, namawiania, walki o realizację swych ofert. Wyrosła już z wypruwania sobie żył i tracenia nerwów (no, tu bym akurat polemizowała...) dla kogoś, teraz mogła robić to co najwyżej dla samej siebie i dla tych, o których wiedziała, że zasługują. W przypadku Kaia nie miała zaś tej pewności i jeśli tak dalej pójdzie, pewnie nigdy jej nie nabierze. - Nie rzucaj się więc, z łaski swojej - stwierdziła więc tonem znów pełnym co najwyżej rezygnacji i zmęczenia. Ogień gorejący dotąd w dobrotliwym serduszku aktualnie wypalił się i przygasł. - Wbrew temu, co może ci się wydawać, nie jesteś dla nas... - Bliżej niesprecyzowanym machnięciem ręką wskazała, że nas miało w tym przypadku znaczyć po prostu innych uczniów. - ...pępkiem świata ani tematem wszystkich rozmów. A ja po prostu staram się być miła. - Wzruszyła lekko ramionami. Zero zaangażowania. Zero bardziej ludzkiej żarliwości. Z cichym westchnieniem umościła się na zajętym siedzisku i grzebiąc przez chwilę w torbie, wyciągnęła z niej paczkę domowych ciastek. W przeciwieństwie do pozostałej dwójki, nie przywiązywała większej wagi do tego, że mają właśnie porę posiłku. Jej plany nie obejmowały udania się do Wielkiej Sali - a przynajmniej nie teraz, gdy okupować będą ją tłumy uczniaków. Tłumy, ale nie dwie w jakiś sposób najważniejsze - jak dotąd sądziła - postaci w jej życiu. Panna Annesley nie miała ochoty patrzeć na znajome, roześmiane twarze, bo widok ten zmuszał ją do podjęcia próby dostosowania się - próby żałosnej i nieprzyjemnej. Nie, wolała rozregulować pory swych posiłków i odwiedzać Salę wtedy, gdy nie będzie groził jej nadmiar mającego swe oczekiwania towarzystwa. - Częstujcie się - rzuciła więc tymczasem, gdy po krótkiej szamotaninie otworzyła wreszcie paczkę ciastek - jej aktualnego posiłku mającego umożliwić przetrwanie kolejnej godziny czy dwóch, nim zdecyduje się wreszcie na jakieś konkretne, ciepłe danie. Co więcej, wciąż miała w planach rozwiązanie swojego numerologicznego problemu - Wielka Sala była jej więc w najbliższym czasie wybitnie nie po drodze.
Kai Rowan
Temat: Re: Klasa Numerologii Pią 12 Lut 2016, 23:45
Z każdą sekundą Kai dochodził do wniosku, że wcale nie pasował do tej części społeczeństwa. Drażniła go, co było jawnie wypisane na jego wykrzywionej w grymasie niezadowolenia twarzy. Tak naprawdę tylko jego kot nie działał mu na nerwy - nic nie mówił, po prostu spał, zupełnie jak jego pan. Szybko zrozumiał, że jest w oczach obu dziewcząt osobą, która ma niewiadomo jak wysokie mniemanie o sobie. Jeśli uważały go za egoistę, to… w sumie miały dużo racji i Kai nie miał zamiaru się kryć z tym po kątach. Dbał teraz o siebie i o swój komfort psychiczny, więc zrozumiałym było, przynajmniej dla niego, że chciał mieć święty spokój. Towarzystwo upartej jak osioł dziewczyny od brodawek i upierdliwej, jak na Puchona przystało, żółtej dziewczyny nie wpływało na niego tak, jak się spodziewał. Chyba za wiele oczekiwał i przyszło mu teraz znosić ich towarzystwo. Czy one naprawdę nie miały nic innego do roboty tylko interesowanie się nim i jego stanem psychicznym? Przecież był całkowicie spokojny. Nie rzucał się na podłogę i nie tarzał się po niej. Zdecydowanie nie krzyczał, ani nie wymachiwał różdżką, w celu zmiecenia ich z powierzchni ziemi. Chociaż nie mógł przed sobą nawet ukrywać, że opcja była strasznie kusząca. Słowa dziewczyny od brodawek skwitował przewróceniem ciemnymi oczami i wzniesieniem ich ku górze. Nagle sufit zdawał się dla niego niezwykle interesujący. Znacznie bardziej niż słowa, które wypowiadała Krukonka, najwidoczniej bardzo na niego zła. Przeczeka tę burzę. - Myślałem, że plucie jadem należy do damskiej części widowni. Myliłem się? - powiedział, a jego usta wykrzywiły się w bardzo brzydkim i krzywym uśmiechu. Niemalże wymuszonym i prowokacyjnym. Mimo wszystko był ciekaw jak bardzo upartymi stworzeniami potrafiły być kobiety. Nie wspominając o siedemnastoletnich siksach. Słowa Claire jednak sprawiły, że znów zwrócił na nie swoją uwagę, a zaskoczenie wymalowało się na jego twarzy niemalże od razu. Nie mógł się powstrzymać od parsknięcia i pokręcenia głową, co jednoznacznie wskazywało na to, że słowa dziewczyny niezwykle do niego trafiły. W samo serce wręcz. Oczywiście, że nie był pępkiem świata. Wcale się tak nie czuł! Jednak uwaga skupiona na jego osobie, szczególnie młodszych roczników, sprawiała, że miał ochotę założyć worek na głowę i udawać, że nie istnieje. Przynajmniej nie w tej szkole. Przeklęty Drops! Że też musiał mnie tutaj sprowadzić ponownie, przeszło mu szybko przez myśl, po czym zacisnął pieść na kolanie. Nie był osobą impulsywną, wiec panowanie nad negatywnymi emocjami i chęcią robienia komuś krzywdy już od dawna miał opanowane niemalże do perfekcji. Chodziło oczywiście tylko o część fizyczną. Jeśli chodziło o jego cięty język, to z całą pewnością Kai miał problem z trzymaniem swojego zdania na temat innych dla siebie. Był niemalże przekonany, że każdy chciał wiedzieć, co też Rowan o nim myślał. Nie ważne, czy to były dobre słowa, czy też nie; nie zważał na to. - Po co starasz się być miła dla kogoś, kto miły dla ciebie nie jest? - spytał Kai, mierząc Claire uważnym spojrzeniem. Wzruszył ramionami, postanawiając oczywiście kontynuować, bowiem nie należał do osób, które zapominały języka w gębie, kiedy przyszło z kimś rozmawiać. Trzeba było się przecież jakoś zachowywać, prawda? - Jeśli starasz się tym jakoś dowartościować, to idź do Ślizgonów. Na pewno przyjmą twoje dobre serce z otwartymi rękami. Nie miał pojęcia czy trafił do wariatkowa, czy Puchonka była głucha na to, co w tej chwili mówił. Miał wrażenie, że nie interesowało ją to, co się wokół niej działo i to, że Kai tylko czekał na to, aż obie sobie pójdą zostawiając go w pokoju. Nie! Żółta dziewczyna postanowiła zrobić piknik na środku klasy od Numerologii i delektować się ich smakiem w doborowym towarzystwie. Jeśli obie chciały sprawdzić jak długo będą w stanie wytrzymać kąśliwe uwagi i towarzystwo Kaia, to chłopak przyjmował wyzwanie. Chwycił więc za jedno z ciastek, powąchał je podejrzliwie, a następnie ugryzł ostrożnie, przy okazji rozsiadając się wygodniej na krześle. Obie dziewczyny lustrował badawczym spojrzeniem, czekając na ich posunięcie. - Tak zyskujecie przyjaciół? Jedna dokarmia, a druga proponuje środki uspokajające? - zadał pytanie, jak zwykle zupełnie nie patrząc na to, czy może nim kogoś urazić. O zwykłym dziękuję też najwyraźniej gdzieś zapomniał. A może pamiętał? Po co jednak miał dziękować, skoro wpychano mu smakołyki niemalże do ust siłą... Co nie zmieniało faktu, że były całkiem dobre.
Gość
Temat: Re: Klasa Numerologii Sob 13 Lut 2016, 21:06
W pewnym momencie Szkotka po prostu poczuła, że ma dość wrażeń, jak na jedno popołudnie i postanowiła zadbać o własny komfort psychiczny, póki jeszcze miała ku temu okazję. Nie sposób było określić, co przyniesie przyszłość; no dobrze, Claire mogła zobaczyć wszystko w tej swojej kryształowej kuli, która jednak dla samej Thompson nadal stanowiła jedynie martwy przedmiot. Bądź co bądź, nawet bez bzdurnych wróżb, była niemal pewna, że do równie przyjemnych pogawędek znajdą jeszcze sposobność niejednokrotnie, więc podjęła z zakurzonej posadzki swoją torbę. - Nie wiem, jak wy, ale ja nie mam zamiaru przegapić dyniowego puddingu – poinformowała, zarzucając ją na ramię. Zmierzając w kierunku wyjścia, roześmiała się jeszcze cicho, słysząc o domniemanym sposobie zawierania przez nią przyjaźni, choć nie czuła potrzeby tłumaczenia krnąbrnemu Krukonowi, jak bardzo się mylił. Podobno natura wyposażyła najniebezpieczniejsze drapieżniki w szereg cech fizycznych, które miały za zadanie uczynienie ich jak najbardziej atrakcyjnymi by te działały przyciągająco na potencjalne ofiary. - Dobra, gołąbeczki, bawcie się dobrze – rzuciła jeszcze na odchodne i zniknęła za drzwiami.
[z/t] wybaczcie za opóźnienie, jakość, długość i co tam jeszcze, ale się rozchorowałam, nie będę was blokowała.
Claire Annesley
Temat: Re: Klasa Numerologii Sob 13 Lut 2016, 21:47
Pod pewnymi względami panna Annesley była w Hogwarcie nie mniej obca, niż Rowan - jakkolwiek irracjonalnie by to brzmiało. Nie wyróżniała się wprawdzie na pierwszy rzut oka, jak było to w przypadku Kaia, nie miała też ze sobą bagażu bogatych, przygnębiających, tragicznych doświadczeń, mało kto jednak wiedział, jaką tak naprawdę była. Claire nigdy tak naprawdę nie pokazała nikomu swojej prawdziwej twarzy... Czy raczej nie pokazała jej całej. To, że była towarzyska, sympatyczna i pomocna - to nie było udawane. Po prostu to nie było wszystko. To tylko ten łatwiejszy profil, ten, który ludzie bardziej cenią i lubią. A ten drugi? Ten, który łatwo zranić, który wszystko bardzo przeżywa, który wpędza się w błędne koło, wykańcza sam siebie, który zwyczajnie sobie ze sobą nie radzi? Cóż, o tym mało kto wiedział. Prawie nikt... Nie, nikt. Nikt, kto pozostał jeszcze w murach Hogwartu i jednocześnie nie był jej rodziną. Dlatego tak bardzo dziwiło to, co z panną Annesley się stało. To, że przestała się uśmiechać - na Merlina, to uśmiech nie był przyspawany do jej twarzyczki?! - i że nagle zaczęła wymigiwać się od wspólnych wieczorów spędzanych na wyjaśnianiu zawiłości zielarstwa czy eliksirów. Z niezrozumieniem spotykało się to, że wolała spędzać czas sama, na bezcelowym włóczeniu się po błoniach, albo to, że w sobotę z własnej woli rezygnowała z wypadu do Hogsmeade. Przecież takich rzeczy się nie robiło. Przecież Claire takich rzeczy nie robiła. Cóż, niespodzianka. Robiła. Robiła je wtedy, gdy złamane serce i porzucenie urastało w jej serduszku do rangi problemu światowego, gdy nastoletnia burza uczuć stawała się istną trąbą powietrzną, gdy własny dziewczęcy żal i tęsknota nie dopuszczały myśli, że takie rzeczy po prostu się zdarzają, że nie jest pierwszą, która przez to przechodzi. Szesnastoletnia Puchonka przeżywała wszystko dokładnie tak, jak przeżywać miała prawo w tym wieku, radziła sobie jednak po swojemu - nie wypłakując się w piżamę przyjaciółki, a zakopując się w bardziej stabilnym, przewidywalnym świecie nauki. I przypłacając to fizycznie, własnym zdrowiem. W takich warunkach obecność Kaia była odmianą. Miłą? Cóż, z tym można by polemizować, ale na pewno była Annesley potrzebna. Bo Rowan niczemu się nie dziwił, niczego od niej nie wymagał, niczego nie oczekiwał. Nie, Krukon próbował raczej otoczyć się murem, odpędzić ją kijem, zrazić na wszelkie możliwe sposoby. Paradoksalnie jednak - to właśnie ją przy nim trzymało. To sprawiło, że w jakiś sposób do niego przylgnęła. Bo był tak inny - tym razem w absolutnie pozytywnym dla Puchonki znaczeniu. I dlatego też Claire ani myślała pójść w ślady Sophie. Machnąwszy koleżance na pożegnanie uparcie tkwiła na swoim krzesełku, z premedytacją i pewną masochistyczną przyjemnością podejmując tę psychologiczną grę, która zaczęła się rozgrywać między nią a Rowanem. A zresztą, może psychologia nie miała tu nic do rzeczy. Może chodziło tylko o zwykły, prosty, ludzki upór. - Bo to, że ktoś jest aroganckim bucem nie sprawia, że ja od razu też muszę kimś takim się stać - odparła więc bez chwili wahania, nie zamierzając nawet gryźć się w język. Wiecie, Irlandka też potrafiła być pyskata - potrafiła to lepiej, niż ktokolwiek mógłby podejrzewać. Samo jej pochodzenie powinno być jednak wystarczającym ostrzeżeniem przed niedocenianiem jej. Na Merlina, w jej żyłach płynęła najczystsza, irlandzka krew, krew spod Galway. Naprawdę nikt nie zdawał sobie sprawy, co to oznacza? - A moje poczucie własnej wartości ma się akurat wyśmienicie. - Biiiiip, odpowiedź nieprawidłowa! Jak w przypadku ograniczenia się do swych zdolności nauki, swej wiedzy i ambicji rzeczywiście twierdzeniu temu nie można było zaprzeczyć, tak na płaszczyźnie społecznej, międzyludzkiej, pewność siebie Claire leżała teraz i kwiczała, sponiewierana i przeczołgana na wszystkie możliwe sposoby. - Zresztą - naprawdę? Nawet, gdyby coś z nim było nie tak - miałabym je odbudowywać na tobie? - parsknęła cicho. No dobrze, panno Claire, to już było zwyczajnie niegrzeczne. Powstrzymując gorzki grymas, jaki przyczaił się w kącikach jej warg sięgnęła po jedno ciastko i bez pośpiechu schrupała dwa kęsy. - Mniej więcej - przyznała beztrosko na ostatnie pytanie Kaia. - Zasada przez żołądek do serca zawsze doskonale się sprawdza, szczególnie, jeśli żołądek ten raczy się najlepszymi wypiekami domowymi, a nie jakimiś sklepowymi podróbami.
Kai Rowan
Temat: Re: Klasa Numerologii Wto 16 Lut 2016, 23:05
A więc jedna odpadła z gry bardzo szybko. Kai odprowadził ją spojrzeniem do wyjścia, po czym pokręcił głową, przesuwając miarowo dłonią po miękkiej sierści kota, który przeciągnął się leniwie zawieszony na jego szyi i miauknął coś najwyraźniej przez sen. Chłopak nie czuł wyrzutów sumienia, że potraktował niemiło dziewczynę od brodawek. Może powinien ją później jakoś przeprosić? Wolne żarty. On nigdy nie przyznawał się do błędów. Nawet teraz siedział zwyczajnie spokojnie na krześle i zajmował się jedzeniem ciastek, na przemian z głaskaniem czarnego kota. I w żadnym wypadku nie czuł skruchy odnośnie popsucia humoru dziewczyny, która szybko opuściła tę biesiadę. Trudno, więcej ciastek dla niego - były naprawdę dobre, jednak w życiu nie przyznałby się do tego na głos. Bez przesady, miał swoją dumę, która zabraniała mu pokazywania entuzjazmu, który był potęgowany smakiem łakoci. A jeszcze nie tak dawno zarzekał się przed samym sobą, że tak naprawdę to za słodyczami w ogóle nie przepadał. Dobre sobie. Została tylko żółta dziewczyna, która wydawała się bardzo, ale to bardzo upartym stworzeniem, który nie słuchał żadnych próśb. Kai może nie prosił, a rozkazywał, jednak to chyba tym bardziej powinna była go posłuchać i zabrać swój piknik gdzie indziej. Mogła nawet do innej ławki, jeśli tak bardzo zależało jej na przesiadywaniu w sali do numerologii. Nie obraziłby się, jakby zostawiła parę ciastek i zabrała sama siebie gdzieś. Przewrócił więc oczami, gdy słuchał jej słów. Bucem? On nie był żadnym bucem, tylko osobą, która specjalnie starała się odrzucić od siebie ludzi, którzy mu po prostu nie leżeli. Westchnął, po czym znów sięgnął po ciastko, powoli je przeżuwając. Zmierzył tę bułę chłodnym spojrzeniem, po czym prychnął głośno, aby na chwilę się uciszyła. Jak można tyle mówić? - Słuchaj, cynamonowa buło. Ty sobie nie pozwalaj, bo zaczniemy rozmawiać mniej przyjemnie - powiedział, grożąc jej tym samym palcem. Wyglądał śmiertelnie poważnie i wcale nie żartował. Cierpliwość mu się kończyła. I jakoś nigdy nie uchodził z osobę wybitnie cierpliwą. Szybko wszystko mu się nudziło, wszystko chciał mieć zrobione na już… I chociaż robił większość rzeczy starannie, to mimo wszystko daleko mu było ostatnimi czasy do wieczne przygotowanego ucznia domu kruka. No cóż, bywa. W dodatku buła go niesamowicie drażniła. Czy gdyby wstał, złapał ją za tył szaty i wyrzucił za drzwi, to dostałby rykoszetem? Jego brat z pewnością by się dowiedział, że zaczął broić i pobyt w szkole mu nie służył. No, ale Rowan nie miał zamiaru się poddać. Pewnie i tak dyrektor by mu nie pozwolił na odejście ze szkoły, bo niby był dla niego cenny. Cokolwiek to znaczyło. - A te twoje ciastka sobie zabierz ze sobą, tylko zostaw dwa. Nie, żeby mi smakowały, po prostu jestem głodny - powiedział, wzruszając ramionami. No cóż, wypieki buły były całkiem dobre, wiec dlaczego miałby sobie żałować, skoro dawała. Najwyraźniej chciała mu się przypodobać, co by oznaczało, że nie miała nic innego do roboty, jak szukanie wiatru w polu. Bo sympatia ze strony Kaia to było coś, czego nawet w ciemności ze świecą się nie znajdzie. Tak po prostu - wszystko co miał, przelał na brata. I tak już pewnie pozostanie. Ale ciastka miała dobre. - Umiesz piec cynamonowe bułki, cynamonowa buło?
Claire Annesley
Temat: Re: Klasa Numerologii Sro 17 Lut 2016, 00:06
Cynamonowa buło? Cynamonowa buło. Serio? Claire uniosła brwi w niedowierzaniu, by w kolejnej chwili parsknąć śmiechem. Ale nie takim złośliwym, aroganckim czy pełnym politowania, nie. Klara roześmiała się z rozbawieniem o takim stopniu szczerości, jaki do niedawna ją charakteryzował - ale teraz już nie. W sarnich oczach Puchonki błysnęły radosne iskierki, na policzki wystąpił delikatny rumieniec, a sama Annesley zmuszona była otrzepać szatę z okruchów, które wykorzystały okazję i posypały się z trzymanego akurat ciastka. Na jedną chwilę to zabawne przezwisko przesłoniło zarówno ewentualną irytację Irlandki, jej samozadowolenie wynikłe ze skuszenia Kaia słodyczami czy chociażby cały upór, na jaki ścierała się teraz z Krukonem. - A. Aha. A więc teraz rozmawiamy z miłością, wręcz obrzucamy się słodkimi słówkami? - zapytała więc, próbując utrzymać poprzedni ton - ten odrobinę zadziorny, odrobinę zrezygnowany, ten, który potraktować można było jako cieniutką, wątłą szpadę w tym nietypowym pojedynku na słowa. Próbując było jednak w tym przypadku pojęciem niezwykle ważnym, bo wiecie, Annesley nic z tego nie wyszło. Z tych prób. Lekki, promienny jednak uśmiech - tak! tak, na Merlina! dokładnie taki, który był zaginionym od dnia zniknięcia obu braci Gallagher - rujnował wszystkie starania, całe imponujące wrażenie, jakie Claire mogłaby (naprawdę, mogłaby!) zrobić. Radosny wyraz za Boga nie chciał przeistoczyć się w grymas politowania czy drwiny, a iskierki tańczące w irlandzkich tęczówkach protestowały przeciw oschłej, zdystansowanej pozie, jaka byłaby najbardziej stosowna w kontekście dotychczasowej rozmowy. Panie Rowan, wytrącił pan z puchońskich rączek każdą broń, jaką mogły one dotąd trzymać. Nic więc dziwnego, że w obecnej sytuacji Klarze przez myśl nie przeszło gdziekolwiek się przesiadać, że na wzmiankę o głodzie - oczywiście, tylko głód, jakżeby inaczej - uśmiechnęła się tylko szerzej, kiwając głową niby to ze zrozumieniem, i że na ostatnie pytanie rozpromieniła się w pełni swych możliwości. Wszelkie uszczypliwości, jakimi mógłby atakować ją Kai, całe jego zdystansowanie czy ostentacyjna chęć zrażenia jej do siebie spływały po Annesley jak woda po kaczce, zupełnie jej nie ruszając. Bo Klara, niezależnie od wszystkiego, co dotąd się wydarzyło, wciąż była dzieckiem dobrym i kochanym. Takie, które nie da się odepchnąć komuś, kogo posądza o posiadanie jednak jakichś tam pokładów sympatii czy ludzkiego oblicza. A Kaia o to właśnie posądzała. Jeśli jej intuicja jej nie myliła - a zazwyczaj Irlandka rzeczywiście mogła na niej polegać - Rowan nie był jeszcze stracony dla świata. Niby prezentował sobą zupełnie co innego, niby odpychał, odgradzał się i wytaczał cały arsenał wszystkiego tego, od czego normalni ludzie trzymają się raczej z daleka - Annesley jednak wiedziała swoje. I ani myślała dać mu tę dzisiejszą - i kolejnych zresztą też nie - potyczkę wygrać. - Umiem - odpowiedziała więc tymczasem na ostatnie pytanie Krukona, znów uśmiechając się z rozbawieniem na przylepione jej przezwisko. Co więcej, odpowiedziała absolutnie zgodnie z prawdą. To, że w zasadzie nie piekła, to jedno, to zaś, czy umiała - to zupełnie co innego. A umiała, mówiąc nieskromnie - umiała całkiem nieźle. Musiała, była przecież córką swoich rodziców, Annesleyem z Rudej Annie. Jak mogłaby nie umieć? Na święta jej wypieki (tworzone wspólnie z młodszą siostrą) zajmowały równorzędne miejsce z wypiekami mamy, a komentarze o tym, że uczennica przerosła mistrzynię stały się kolejną z zabawnych tradycji przedświątecznych wieczorów w pubie. - I tort karmelowy też. Lubisz tort karmelowy? - rzuciła lekko, zajadając pytanie kolejnym ciastkiem.