|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Gość
| Temat: Re: Trybuny Wto 03 Lut 2015, 16:41 | |
| Nim Dante się zorientował, znalazł się na trybunach. Był ubrany w czarny, jesienny płaszcz, a pod szyją miał zawiązany szalik w barwach swojego domu. Dłonie skrywał pod rękawiczkami. Spod płaszcza wystawały czarne spodnie. Na nogach jak zwykle miał niebieskie trampki, z którymi się nie rozstawał, czy to było słońce czy deszcz czy nawet śnieg. Włosy Sheparda wyglądały tak, jakby dopiero co wstał z łóżka. W dłoniach trzymał charakterystyczną książkę w zielonej okładce - Quidditch przez wieki. Dlaczego znalazł się akurat tutaj? Być może przywiodły go wspomnienia albo zwyczajnie był masochistą i chciał popatrzeć na to, co stracił. Właściwie to na boisku nic się nie działo. Nikt nie miał treningu, nikt nie latał. Nawet flagi nie trzepotały na wietrze, ponieważ były ściągnięte. Mimo wszystko Dante czuł potrzebę przybycia tutaj. Usiadł sobie na najwyższym stopniu trybun. Położył książkę obok siebie. Pochylił się delikatnie do przodu, łokcie oparł o kolana. Wpatrywał się w jeden punkt obok bramek. Chciał przypomnieć sobie swój ostatni mecz quidditcha. Wiedział, że Krukoni wtedy wygrali, chociaż wcale tak kolorowo nie było. Pamięć nie chciała zaskoczyć. Jego choroba wybierała momenty, kiedy zalewała jego umysł wspomnieniami, a kiedy tego nie chciała robić. Dante nie mógł więc liczyć na taryfę ulgową. To, że znalazł się w tym miejscu, nie znaczyło, że mózgowo groszopryszczka chciała z nim współpracować. Chłopak westchnął ciężko i wyprostował się na ławce. Jak się czuł, kiedy znowu siedział na trybunach? Nie potrafił tego opisać. Wiedział tylko, że kuje go coś w okolicy serca. |
| | | Anastasia Cassidy
| Temat: Re: Trybuny Wto 03 Lut 2015, 17:00 | |
| W ciągu kilku ostatnich dniach Anastasia czuła się nieswojo. Nie wiedziała czy to dlatego, że coraz trudniej było jej ignorować Yumi czy raczej wreszcie zdała sobie sprawę z tego, że jest niewidoczna. Ot po prostu kolejna Krukonka. Leżała na łóżku w dormitorium dziewcząt, wpatrując się w sufit. Zastanawiała się, czy gdyby nagle znikła ktoś w ogóle by to zauważył? Doprawdy depresja stała u drzwi i coraz mocniej napierała, by wreszcie przestać walczyć i się jej poddać. Choć zdecydowanie była to kusząca propozycja. Nic nie czuć, ograniczyć świat tylko do samej siebie. Tak... było to łatwe, zbyt łatwe. Westchnęła przeciągle, przykrywając sobie głowę poduszką, gdy do komnaty wkroczyły rozchichotane pierwszoroczniaczki. Starała się stłumić jakoś podniecone głosiki, jednak na próżno. Szybkim ruchem zarzuciła na siebie pelerynę i szal. Wychodząc z zamku nie wiedziała gdzie dokładnie się kieruje. Musiała po prostu się przejść. Odetchnąć od tego wszystkiego. Nawet się nie zorientowała, gdy zatrzymała się na trybunach boiska. Sama nigdy nie grała i jakoś jej to nie pociągało. Zdecydowanie wolała umysłowe zabawy. Ale na mecze przychodziła. W końcu oglądać a grać to zupełnie coś innego. Było tu zadziwiająco cicho i spokojnie. Sądziła, że o tej porze ktoś na pewno powinien trenować, jednak oprócz niej był tu tylko jeszcze on. Z początku go nie poznała, jednak wiedziona intuicją podeszła bliżej, rozpoznając w mężczyźnie Dante. - Mogę się przysiąść? - zapytała, stając koło niego i delikatnie się uśmiechając. Może i on potrzebował w tym momencie towarzystwa? |
| | | Gość
| Temat: Re: Trybuny Wto 03 Lut 2015, 17:11 | |
| Shepard nie płakał. Był mężczyzną, potrafił się wziąć w garść. Swoje już wycierpiał, wykrzyczał, nienawidził. Nigdy jednak nie przypuszczał, że powrót do Howgartu, na którego tak bardzo uparł się razem z Anne, będzie dla niego trudny. Tylko kiedy do jego pustego łba dojdzie, że inni mieli większe problemy? Jego były czasami niczym w porównaniu do tego, co tutaj się działo. Na niebie pojawiały się Mroczne Znaki, było słychać o tajemniczych morderstwach. A on co? Przejmował się tym, że stracił pozycję w drużynie? To było po prostu śmieszne i zwyczajnie niedojrzałe. Z zamyślenia wyrwała go dziewczyna, która pojawiła się na trybunach tak, jakby dopiero co wyrosła spod ziemi. Dante spojrzał na nią, wykrzywił usta w dziwnym grymasie… A potem na ustach pojawił się radosny uśmiech. Być może jeszcze nie zapomniał, jak to właściwie być pozytywnie nastawionym człowiekiem. - Aleś mnie przestraszyła! Przez chwilę myślałem, że to Filch przyszedł i nakrył mnie na przestępstwie… Albo co gorsza Wilson! Ten to by mnie chyba poćwiartował, nawet samym wzrokiem! – Pokręcił głową i zaczął się śmiać sam z siebie. Złe myśli odpłynęły gdzieś daleko. Dante miał nadzieję, że nagle pamięć nie zrobi mu psikusa i nie będzie chciała spróbować go nieco skołować. Nie pragnął przerazić Krukonki, wolał pozostać przy reputacji tego normalnego Dantego Sheparda, który teraz skupia się na swojej karierze naukowej. - Pewnie, siadaj! – Podniósł zieloną książkę do góry i położył ją po drugiej stronie, tym samym robiąc dziewczynie nieco miejsca. – Masz jakiś szczególny powód, dlaczego tutaj przyszłaś, Ano? – zapytał nieco ciekawsko. Spotkanie na trybunach raczej nie należało do najzwyklejszych, szczególnie takie nieformalne i bez zapowiedzi.
|
| | | Anastasia Cassidy
| Temat: Re: Trybuny Wto 03 Lut 2015, 17:22 | |
| Problemy dziewczyny również zaliczały się do tych banalnych. No bo co, w końcu sama była sobie winna, czyż nie? Wiedziała, że jej ufność wobec ludzi kiedyś się na niej zemści i w końcu to zrobiła. Zadawanie się ze Ślizgonami nigdy nie było dobrym pomysłem. Chcąc czy nie ostatnio miała "szczęście" że zawsze na nich wpadła. I (o zgrozo!) pomagała jednemu, mimo swoich złych wspomnień. Pewnie była naiwna sądząc, że może któregoś zmienić. Jednak będąc tutaj, na trybunach nie miała zamiaru myśleć o przeszłości. Nic by jej z tego nie przyszło, gdyby ciągle zastanawiała się i zadawała pytanie "co by było gdyby". Prawda była taka, że nawet gdyby się cofnęła w czasie, prawdopodobnie zachowałaby się identycznie. Ostatnie dni rzeczywiście przyprawiały uczniów o palpitacje serca. Choć sprawa już nieco ucichła, Ana wciąż czuła dreszcze na wspomnienie Mrocznego Znaku i wszystkich tych przerażonych spojrzeń. Dante był od niej rok wyżej i choć może za często ze sobą nie rozmawiali, dziewczyna naprawdę go lubiła. Wydawał się być miły, choć nieco zdziwaczały. Zresztą każde z nich miało swoje dziwactwa. W tym zamku było to coś normalnego. - Wybacz - odparła, siadając obok niego. -Filch to przy Wilsonie niewinny aniołek - zaśmiała się. Wciąż skóra jej cierpła na widok aurora. To śmieszne, ale czuła że wciąż znajduje się na jego czarnej liście. Na całe szczęście uważało tak chyba 99% uczniów. -Szczerze? Chyba po prostu potrzebowała dystansu od... tego wszystkiego - zawahała się odrobinę z odpowiedzią. -A czemu trybuny tego sama nie wiem. Nogi po prostu same mnie tu przyniosły. A jak z tobą? - trąciła go lekko ramieniem. |
| | | Gość
| Temat: Re: Trybuny Wto 03 Lut 2015, 17:38 | |
| Oh może trochę był „zdziczały”, ale czym byliby ludzie, którzy nie byliby wariatami? Shepard dał się poznać nieco jak żywe dziecko, chociaż skoro nosił takie nazwisko, nikogo to wcale nie dziwiło. Większość członków rodu Shepardów była postrzelona, ale w tym pozytywnym znaczeniu. Zresztą, nie tylko nazwisko zobowiązywało do tego, aby być wesołkiem, ale również niecodzienne imię. Nie każdemu dziecku nadawało się przecież Dante, nie w tym stuleciu. - Co prawda to prawda. – Musiał się zgodzić, że Szef Aurorów był naprawdę wielkim złośnikiem. Jeden z jego wujków był aurorem i słyszał wiele opowieści o tym czarnoskórym mężczyźnie. Mimo wszystko, Dante miał do człowieka wielki szacunek z powodu jego ogromnych umiejętności oraz niecodziennej odwagi. – Wilson nie potrzebuje pozwolenia na narzędzia tortur, aby sterroryzować uczniów skutecznie. Mam nadzieję, że tą skuteczność ma również w zwalczaniu zła. – Z tego co słyszał, jak najbardziej. Wolał więc Wielkiej Czarnej Łapie nie podpaść. To wcale nie znaczyło, że Shepard nie zamierzał zapisać się na naukę zaklęcia patronusa. Postanowił, że to zrobi. Powinien potrafić rzucać to zaklęcie. Po prostu. - Mógłbym powiedzieć, że właściwie to samo. – Zgodził się z dziewczyną. Nie chciał jej powiedzieć wprost o tym, że zwyczajnie tęskni za swoją dawną szatą z nazwiskiem Shepard na plecach. Pewnie, miał ją nadal na dnie kufra, ale nie zamierzał jej już nigdy wyciągnąć… Chyba, że dostałby jakiś zapalnik do działania, jakąś nadzieję, jakiś cynk, cokolwiek. – Czytałem sobie akurat Quidditch przez wieki, właściwie nie wiem który to już raz. I tak pomyślałem, że dlaczego miałbym tutaj nie przyjść? I tak w dormitorium nic wielkiego się nie dzieje, a tutaj mogę pooddychać świeżym powietrzem, pogapić się na bramki, spotkać się z przyjaciółkami z domu. – Na te ostatnie słowa się roześmiał.
|
| | | Anastasia Cassidy
| Temat: Re: Trybuny Czw 05 Lut 2015, 19:16 | |
| Bycie wariatem musiało być zabawne. Szalony człowiek miał to do siebie, że co by nie zrobił i tak był traktowany ulgowo. Od szalonego niczego się nie wymaga. A nawet jeśli już coś zrobił, ludzie byli tym tak zafascynowani, że nie potrafili dostrzec prawdziwych motywów danej osoby. Ana lubiła go za to, że był wesołkiem. Czasem człowiek potrzebował takiego wariata i jego podejścia do życia, by poczuć się lepiej. Tacy ludzie jak on mieli zbawienny wpływ na takich ludzi jak ona. Tak naprawdę panienka Cassidy także szanowała aurora za to co robił. Nie rozumiała jednak tego dlaczego wyżywał się na uczniach. Może po prostu zbyt zatracił się w swojej nienawiści do zła, że trudno było mu tego się pozbyć. Wilson był niezwykle wymagający, a po ich ostatnim spotkaniu dziewczyna wciąż czuła strach. Głównie dlatego nie zapisała się na jego zajęcia. Nie czuła się jeszcze gotowa by stanąć z nim twarzą w twarz. Poza tym miała jeszcze rok na nauke zaklęcia patronusa. Wszystko w swoim czasie. - Obyś miał racje, ostatnio zbyt wiele się dzieje - westchnęła. Nie chciała myśleć o ostatnich wydarzeniach. Otuliła się szczelniej szalikiem, czując przenikający ją chłód. I to nie koniecznie wywołany zjawiskami atmosferycznymi. - Tak, zdecydowanie jest to milsze niż samotne siedzenie w pokoju wspólnym - zaśmiała się na ostatnie jego spostrzeżenie. Oboje dobrze wiedzieli, że to spotkanie nie należało do zwyczajnych. -Kiedy kolejny mecz? - zapytała, spoglądając na boisko, wciąż zastanawiając się dlaczego nikogo oprócz nich tutaj nie było. |
| | | Gość
| Temat: Re: Trybuny Czw 05 Lut 2015, 19:29 | |
| Kiedy dziewczyna zapytała go o następny mecz, uśmiech powoli zszedł z jego ust. Przeniósł wzrok z Krukonki na boisko. Dobrze pamiętał to wspaniałe uczucie, kiedy ich szukający unosił złoty znicz do góry, a wszyscy podlatywali do niego, aby mu pogratulować. Pamiętał jak przerzucał kafla i latał dookoła bramek, ciesząc się z kolejnej wygranej. Przypomniały mu się treningi drużyny, kiedy siedzieli w szatni, a on sam bazgrał kredą po tablicy, prezentując wszystkim nowe taktyki. To już nie powróci. - Nie mam zielonego pojęcia. – Wzruszył ramionami, spojrzał na książkę. Było mu brak quidditcha, naprawdę. Był uzależniony od tych wszystkich emocji, od tłumu, który szalał na ich widok, od skandowania jego imienia, kiedy miał obronić rzut karny. Jeszcze więcej bólu sprawiało powracanie myślami do panny Cordiel, w szczególności do tych wspomnień po wygranych meczach, kiedy zamykali się w małej klasie… - Nie jestem już w drużynie. Teraz ktoś inny się nią opiekuje. – Wzruszył ramionami. Nawet nie zadał sobie trudu, aby sprawdzić kto został kapitanem… Miał jednak swoje typy, ponieważ dokładnie pamiętał każdą grę oraz zapał swoich zawodników. – Co za tym idzie, nie interesuje mnie, kiedy będzie następny mecz. Jak to mówią – coś się kończy, coś zaczyna. Nie powinno było mi być żal. Jestem przecież w siódmej klasie, powinienem mieć inne priorytety. – Wyprostował swoje długie nogi i śmiesznie poruszał stopami. Chciał wyglądać beztrosko, ale smutek na jego twarzy był tak mocno widoczny, że nie dało się go przeoczyć. - Ale mimo wszystko… - Szata nadal leżała na samym dnie kufra, a sam przybył aż tutaj… Z taką książką. Jak mógł twierdzić, że nie było mu szkoda miejsca w drużynie?
|
| | | Anastasia Cassidy
| Temat: Re: Trybuny Nie 08 Lut 2015, 15:24 | |
| Dziewczyna nie zdawała sobie do końca sprawy z tego, że niby niewinne pytanie może aż tak zniszczyć mu humor. Choć z Dante nie znali się za dobrze, Ana wciąż pamiętała, że kiedyś był w ich drużynie. Była na wszystkich meczach. Nie dało się zapomnieć o tym, że to dzieki Shepardowi zdobywali najwięcej punktów. Nie bez przyczyny przecież był kapitanem. Jego odpowiedz zdziwiła ją, jednak nie tak bardzo jak oświadczenie, że już nie jest w drużynie. Spojrzała na niego, dokładnie mu się przypatrując. Dlaczego zrezygnował? Przecież był w tym taki dobry... - Nie chce być wścibska... ale dlaczego zrezygnowałeś? Wydawało mi się, że naprawdę to lubiłeś - zapytała, nie odrywając od niego swojego sarniego spojrzenia. Nie wiedziała czy będzie chciał z nią o tym rozmawiać i wcale by się nie obraziła, gdyby po prostu zamknął się w sobie, jednak czuła że może właśnie tego potrzebował Dante. Wygadać się komuś, kto zachowa wszystko dla siebie.
|
| | | Gość
| Temat: Re: Trybuny Wto 10 Lut 2015, 23:12 | |
| [Post w zastępstwie!]
Chłopak tylko westchnął ciężko, kiedy Ana zapytała go dlaczego zrezygnował. On nigdy nie chciał opuszczać murów Hogwartu, pozbywać się odznaki prefekta, przestać być kapitanem drużyny i nie chciał nie grać w quidditcha na pozycji obrońcy. Nie chciał tracić Jenny. To stało się za szybko. Do dzisiaj uzdrowiciele nie wiedzieli co było główną przyczyną jego choroby. Życie, które prowadził, nie wskazywało na żadne powiększone ryzyko zachorowania. Był młody, silny, pełen ambicji oraz planów… - Niestety, czasami nasz los jest bardzo pogmatwany. – Wstał z ławeczki. Nie zapomniał zabrać książki, którą ze sobą tutaj przytaskał. – Raz jesteśmy kapitanami szkolnej drużyny quidditcha, a później jesteśmy na samym dnie piramidy uczniów. Takie jest już życie – nieobliczalne. – Dante popadł w dziwną melancholię, kiedy to wszystko mówił. Przeczesał wolną ręką włosy i jeszcze raz spojrzał w kierunku boiska. Żałował, że nie będzie mu już dane zagrać żadnego meczu. - I nie. Ja nie zrezygnowałem. To choroba wybrała za mnie. – Zanim dziewczyna zdążyła się go zapytać, o jakiej chorobie mówił, odwrócił się na pięcie i udał się w stronę zamku. Nie chciał już tutaj dłużej przebywać. Miał nadzieję, że nie uraził tym Krukonki, nie chciał tworzyć sobie nowych wrogów.
[Z/t]
|
| | | Mistrzyni Alpacalipsa
| Temat: Re: Trybuny Pią 17 Lip 2015, 01:35 | |
| Trybuny błyszczały czystością, wszystkie zagubione przez nieuważnych kibiców papierki, chorągiewki i stare szaliki zostały usunięte; ktoś posunął się nawet do tego, by wypolerować pętle na boisku i przystrzyc trawę z chirurgiczną wręcz precyzją. To mogło oznaczać tylko jedno...
SEZON OTWARTY Pierwszy mecz tego roku zapowiadał się nad wyraz emocjonująco. I chociaż trybuny wciąż jeszcze świeciły pustkami, wszyscy wiedzieli, że rozgrywka wychowanków domu Węża, dumnych, przebiegłych i wyjątkowo brutalnych z o wiele rozważniejszymi, sprytnymi i nieustraszonymi Krukonami będzie widowiskiem wartym ostatniej butelki miodowego piwa Gallaghera. Proporczyki obu domów powiewały dumnie na chłodnym, listopadowym wietrze, a Belinda, której przyszło sędziować pierwszy w tym roku pojedynek na miotłach, krzątała się po murawie wynosząc ze składziku pudła z piłkami. Lada chwila, lada moment, boisko zatętni życiem, a w powietrze wzniesie się czternastu wspaniałych. Przypomnienie: - akcja na trybunach rozgrywa się RÓWNOLEGLE do akcji na boisku - nie wolno rzucać śmieci na trawę *wszystko widzę* - nie ma ścisłej kolejki - kto pierwszy, ten lepszy. |
| | | Hristina Georgiew
| Temat: Re: Trybuny Pią 17 Lip 2015, 16:28 | |
| Quidditch. Mecz quidditcha. Ten dzień nie mógł być zły, skoro zostanie urozmaicony sportem, który Hristina uwielbiała ponad wszystko. Była to chyba jedyna dziedzina zdolna wygrać w jej sercu z runami i nigdy nie przegapiła ani jednego meczu - czy to szkolnego, w końcu sama stanowiła część drużyny w latach szkolnych, czy w lidze światowej, gdzie kibicowała Bułgarii z takim zapałem, jakby nad murawą walczył sam jej ojciec. Czasami lubiła mu wypominać, że porzucił karierę w drużynie dla rodziny, bo dojścia w świecie sportu przyjęłaby z pocałowaniem ręki i wykorzystała w stu dziesięciu procentach. Gdy odpowiadał, że dla takiej kobiety jak jej matka machnąłby ręką nawet na kamień filozoficzny z początku mu przytakiwała - a potem wytykała błąd w myśleniu, bo przecież lepiej wykorzystać zdolności kamienia dla siebie i tej drugiej osoby, prawda? Nieśmiertelność interesowała Hristinę tylko w jednym przypadku - gdy leciała nad morzem lub płynęła po nim, wtedy czuła się niezniszczalna, nieśmiertelna. Tym by nie pogardziła. Ahoj! Naturalnie, po co się wysilać - przyleciała na trybuny na swojej miotle, pokusiwszy się o podwójne salto w powietrzu i beczkę przed lądowaniem. Energia ją rozpierała i pomimo pustek już czuła przybierająca na sile atmosferę meczu. Krukoni i Ślizgoni niedługo rozpoczną starcie o punkty i znicz, a ona przed wyjściem miała wielki dylemat komu kibicować. Nie poznała jeszcze zbyt wielu osób, więc postanowiła wyszperać w walizce niebieski szalik, by pokazać swoje wsparcie dla drużyny Ravenclaw. Nawet nie spytała czy Ben jest fanem jej ukochanego sportu, ale co tam, traktowała to tylko jako punkt zaczepienia. Zobaczymy co do zaoferowania mają Ślizgoni, o których zbytnio nie miała pojęcia. Pomniejszyła miotłę zaklęciem, po czym schowała ją do kieszeni, zajmując miejsce na samym brzegu trybun, aby mieć jak najlepszy widok. Patrząc na murawę dostrzegła kobietę, która najwyraźniej była sędzią, pewnie też nauczycielką latania w Hogwarcie. W pierwszej sekundzie czuła się jakby zobaczyła ducha, gdyż rudowłosa była z daleka zaskakująco podobna do niej. Przeznaczenie? Kto wie, grunt, że Bułgarka zanotowała sobie w głowie, by w najbliższym czasie się z nią zapoznać. Był listopad, ale Hristi i tak nie narzekała na niskie temperatury. Szalik był jedynym cieplejszym okryciem w okolicach ramion. Biała koszula z żabotem prezentowała się elegancko, a bufiaste rękawy na modłę piracką powiewały przy podmuchach wiatru. Galowe pierwsze wrażenie z miejsca rozwiewały skórzane spodnie z szerokim pasem z dużą klamrą w kształcie jolly rogera i wysokie za kolano buty z zawiniętymi cholewami. Sakiewka z runami jak zwykle była na swoim miejscy, tuż przy pasie. Kto wie, może w razie problemów(i przypływu dobrego humoru) wspomoże Niebieskich?
|
| | | Gość
| Temat: Re: Trybuny Pią 17 Lip 2015, 17:11 | |
| Quidditch może i nie był ulubioną dziedziną sportu Ginsberga, sam nie latał za dobrze za czasów uczęszczania do Hogwartu, ale była to na pewno najlepsza okazja, by poznać więcej osób w nowej pracy. Spodziewał się, że większość uczniowskiej i pedagogicznej społeczności zjawi się na trybunach, od zawsze w końcu mecze cieszyły się ogromną popularnością, toteż zrezygnował na to popołudnie z jazdy konnej – zależało mu, by zawiązać znajomości, bo jakkolwiek samotność mu nie przeszkadzała, to czasem bywała aż nadto męcząca. Wylewając więc uprzednio na siebie dosłownie połówkę wody kolońskiej, tak coby każda panna w obrębie kilku metrów wyczuła nowego stażystę na horyzoncie, opuścił przyznany mu pokój na gabinet, jeszcze z nieogarniętymi kartonami, i ruszył w kierunku boiska. Co prawda ukończył Hogwart kilka dobrych lat temu, jednak zastanawiało go, czy nadal prym wśród uczniów wiodą Ślizgoni i Krukoni. Miał nadzieję obejrzeć mecz równie zacięty i dobry, jak za jego lat nauki. Oby się nie zawiódł, wyjątkowo mocno źle znosił rozczarowania. Na barkach niby od niechcenia miał przerzucony szalik w barwie Ravenclawu – byłego domu – tak coby nikt nie miał wątpliwości i bez krzyczenia komu kibicuje. Niech pokażą klasę! Dane trzymał za nich kciuki najmocniej jak tylko potrafił, chcąc poczuć się może odrobinę młodziej. W drodze na moment złapała go nostalgia, ale tylko na momencik – nie należał do osób zbyt sentymentalnych. Wspiął się na schody, podwijając wcześniej nogawki spodni i rozejrzał dookoła, jak najlepiej próbując rozeznać sytuację. Szczerze powiedziawszy wydawało mu się, że trybuny są wyżej położone, a samo boisko o przynajmniej połowę większe – pamięć bywała myląca, niestety. Ciężko było nie zauważyć niemalże kłującej w oczy rudej czupryny siedzącej nieopodal; przyjrzał się jej przez moment, nawet w najmniejszym stopniu nie próbując ukryć swojego zaciekawienia. Uśmiechnął się od ucha do ucha i usiadł obok, bezczelnie i bezceremonialnie, pogwizdując sobie jakąś mniej lub bardziej znaną melodyjkę pod nosem. - Witam, witam rudą panią! – wyszczerzył zęby, całkiem sympatycznie, i pomachał końcówką szalika przed jej oczami. – widzę, że kibicujemy jednej drużynie. Jesteś z Ravenclawu, czy przyszłaś pooglądać swojego chłopaka? – tchnęło go coś nagle, więc w nieco komiczny sposób zmarszczył brwi i pochylił głowę. – Panienka wybaczy moje maniery. Jestem Dane Ginsberg, nowy stażysta transmutacji, miło poznać – powstrzymał się przed sięgnięciem po jej dłoń i ucałowaniem. Nie chciał narobić sobie pierwszego dnia łatki podrywacza i na dodatek pedofila. |
| | | Hristina Georgiew
| Temat: Re: Trybuny Pią 17 Lip 2015, 17:43 | |
| Spodziewała się towarzystwa, acz prawdę powiedziawszy, nie tak szybko. W końcu była nowa, nie znała nikogo poza Benem i Sebastianem, więc czemu by z miejsca uczniowie mieli do niej podchodzić i zagadywać? Fakt faktem, ona by tak zrobiła, bezceremonialnie zakłócając czyjąś sferę prywatności, jednakże doświadczenie podpowiadało, że większość ludzi nie działała w ten sposób. Dlatego też siedziała w spokoju, wdychając zapach wiatru i chłonąc atmosferę, która lada moment zadrży od nadmiaru adrenaliny i entuzjazmu. Przez moment żałowała, że nie przemyciła z pokoju małej piersiówki z ulubionym rumem, ale ni stąd, ni zowąd, jej tęsknota została przerwana przez pewnego zupełnie obcego jej jegomościa, którego pozytywne usposobienie od razu przypadło Hristinie do gustu. Uśmiechnęła się szeroko, odgarniając włosy z ucho, by nie zasłaniały jej urodziwej twarzy w obecności nowoprzybyłego. Liczyło się pierwsze wrażenie, a ona lubiła każdy jego punkt zaliczyć na plus. - Witam przesympatycznego pana - odpowiedziała, spoglądając na niego z ciekawością. Spojrzała na jego szalik, po czym "przywitała" go ze swoim, co polegało w gruncie rzeczy na czymś w rodzaju żółwika pięścią owinięta w niebieski materiał. - Najwyraźniej! Ale rozczaruję pana, ani jedno, ani drugie. Nie uczęszczałam do Hogwartu, a chłopaka to ja nawet nie mam. No proszę, a więc wziął ją za uczennicę. Z jej wzrostem i aparycją mogła na upartego wmówić niektórym, że jest na piątym roku. Kto wie, może na dniach pobawi sie w coś takiego? Byle szybko, póki prawie nikt jej nie zna. Skinęła głową, rejestrując w głowie od razu, że trafił swój na swego. Nowi stażyści, pierwsze spotkanie na meczu, kibicujący tej samej drużynie? Kto wie, może ta znajomość przetrwa dłużej niż do ostatniego gwizdka. - Hristina Georgiew, nowa stażystka run. Mnie także miło poznać - i jeśli to nie problem to preferuje przejście na "ty". Zwrot "pani" sprawia, że mam ochotę wypić herbatkę z Dumbledore'em i powspominać stare, dobre czasy. - odpowiedziała z rozbawieniem, po czym podała mu dłoń, by sie przywitać jak należy, po kapitańsku, a jak. - Twoje pudła też ciągle leżą nierozpakowane? Moja sowa niedługo stwierdzi, że walizka z ubraniami to jej nowe posłanie. A kibicuję Ravenclaw bo jedną z dwóch osób, które zdążyłam poznać jest prefektem Krukonów. Chłopak zrobił dobre wrażenie, więc czemu by nie wesprzeć jego drużyny. Rozejrzała sie po boisku i trybunach, zauważając, że te zaczynają się stopniowo zapełniać. Teraz to już niech tłumy się zwalają, ona ma swoją idealną miejscówkę. Dziwnie się czuła bez barw drużyny wymalowanych na policzkach, flag i wuwuzeli, jak to można ją zobaczyć na lidze światowej. Musi jak najszybciej nadrobić, bo imprezy po-meczowe i libacje na cześć zwycięskich Bułgarów stanowiły zdecydowanie zbyt ciekawą część jej życia, do której zaczynała tęsknić. - Ty pewnie byłeś Krukonem, co? Transmutacja ciekawa dziedzina, dam znać, jak będę potrzebować pozbyć się sowy na rzecz czegoś skomplikowanego. Dałoby radę zrobić puchaty żyrandol? Ciężko stwierdzić czy pytała na poważnie, czy też postanowiła na "dzień dobry" pożartować dla dobrej znajomości.
|
| | | Alecto Carrow
| Temat: Re: Trybuny Pią 17 Lip 2015, 18:38 | |
| Dłoń wciąż piekła ją głuchym odgłosem uderzenia, echem wyładowanej na Amycusie irytacji, której nie potrafiła powstrzymać, a nawet, gdyby była do tego zdolna – wcale nie chciała. Postępowanie bliźniaka od czasu felernej podróży do Hogwartu, którą koniec końców przyszło jej spędzić samotnie, działało jej na nerwy z początku stosunkowo delikatnie, nadszarpując jedynie niektóre ze strun, podszeptem złości karmiąc potwora uśpionego gdzieś na dnie umysłu. Z czasem jednak zaczęła odkrywać, że Amycus nie tylko działa niczym płachta na byka na jej opanowanie, ale też, podsycając celowo kłębiące się w dziewczynie pożądanie, zaczyna mieć wpływ na buzującą w żyłach agresję, którą zwykle trzymała na krótkiej smyczy. Podobnie jak bliźniaka. Nie widziała się z nim od czasu ostatniej rozmowy w męskim dormitorium, a jej wspomnienie wciąż było zbyt świeże, by zdecydować się na szukanie kontaktu z bratem. Świadomie chciała go ukarać; chęć sprawienia mu bólu choć w drobnej cząstce tak dotkliwego jak ten, który odczuwała sama wywoływał w jej ciele dreszcze przepełnione satysfakcją. Niezależnie od tego jak potoczą się sprawy, Alecto była pewna, że tej jednej pocieszy w ponurych dniach nie odbierze jej nikt – Amycus wszak, mimo wszystko, zawsze należeć będzie do niej. Przemyślenia, jak długo pozostawały w sferze wieczornych planów, nie mogły jednak zastąpić prawdziwego życia, które dziewczyna musiała wieść mimo zniecierpliwienia, z jakim wypatrywała momentu przełamania bariery otaczającej zamek. Chwili, w której mydlana bańka pieczołowicie chroniona przez Dumbledore’a rozpryśnie się na tysiące kawałków, wystawiając Hogwart na spojrzenia prawdziwego świata i ostateczne porachunki. Moment ten, słodko pielęgnowany w sercu Ślizgonki, musiał jednak pozostać w sferze marzeń – tego dnia na boisku rozgrywać miał się pierwszy mecz tego sezonu, a Alecto, bądź co bądź dumna wychowanka domu Węża, zamierzała kibicować pobratymcom z drużyny z zapałem nie odbiegającym daleko od jej miłości do eliksirów. Lub może trochę mniejszym, w końcu tym razem nie musiała udawać, że rozgrywka interesuje ją w najmniejszym chociaż stopniu – zeszłoroczna szopka z Danielem została definitywnie zakończona, Regulus zaś umiał sobie radzić. Nie zamierzała kolejny raz odgrywać panienki przerażonej wizją kalectwa swojego ukochanego. Tym razem na trybuny udała się w towarzystwie Rosalie, z nieskrępowaną radością czerpiąc przyjemność z obecności przyjaciółki; wiedziała, że Aristos również przybycie, jednak jej odpowiedź na wysłaną przez Ślizgonkę sowę była tak lakoniczna, że panna Carrow zaprzestała starań, dochodząc do wniosku, że jeśli Francuzka zechce się pokazać, będzie wiedziała gdzie ich szukać. Miejsca w lożach zapełniały się powoli, acz konsekwentnie, a szum będący nieodłącznym towarzyszem tłumu, równomiernie wzbierał na sile, przerywany od czasu do czasu jakimś okrzykiem, wybuchem radości czy hałaśliwymi pozdrowieniami z drugiego końca trybuny. Alecto skrzywiła się pogardliwie, widząc grupkę Puchonek z trzeciego roku, które nie tak dawno padły ofiarą jej zaklęcia na jednym z podziemnych korytarzy; ich zazdrosne spojrzenia skwitowała jedynie pełnym wyniosłego chłodu spojrzeniem. A było czego zazdrościć, gdzie bowiem płaskim trzynastolatkom do piękności z ostatniej klasy? Czarna sukienka opinająca dziewczynę w talii spływała luźno w dół i tańczyła wokół zgrabnych nóg, szarpana coraz silniejszym wiatrem, dlatego blondynka poprawiał ją nieuważnym ruchem, a później posłała uśmiech w stronę Rosalie, chwytając ją za dłoń. - Przejdźmy dalej, na Morganę, bo nie będę mogła obiecać, że nie pozrzucam tych kurczątek z trybun – rzuciła z przekąsem, poprawiając rękaw skórzanej kurtki, narzuconej na ramiona. Pogoda była już zbyt chłodna na odkryte plecy, nie oznaczało to jednak, że nie można było przy okazji pokazać tego i owego, nie narażając się przy tym na przeziębienie. W mgnieniu oka zlokalizowała miejsce, z którego wszystko było widać jak na dłoni i bezceremonialnie ciągnąc Rosie za sobą, ruszyła do tej trybunowej idylli, gdy nagle coś niespodziewanie zachwiało jej równowagą i sprawiło, że dziewczyna odruchowo podparła dłoń na udzie jakiegoś chłopaka. Czy może mężczyzny? Uniosła wzrok, napotykając nieznaną jej twarz, a później syknęła gniewnie w stronę rudej wywłoki, której nie przyszło do głowy, by krótkie nóżki schować pod ławkę, miast rozciągać je na całej szerokości dość, umówmy się, wąskiego przejścia. Rozpoznając w niej stażystkę nauczyciela run, Ślizgonka skrzywiła się jedynie pogardliwie i nie zamierzając strzępić języka, ruszyła w przerwaną podróż, która zakończyć się miała… zaledwie trzy miejsca dalej. - Niedługo będzie tu więcej mieszańców i szlam, niż skrzatów domowych – prychnęła jeszcze w kierunku Rose, rzucając na wolne miejsce dzielące ją od przypadkiem stratowanego ktosia szalik – Zajmę miejsce dla Aristos… Czy ona, u diabła, zamierza się w ogóle pojawić? |
| | | Katja Odineva
| Temat: Re: Trybuny Pią 17 Lip 2015, 18:42 | |
| Jaki dureń, jaki skończony debil powierzył Katji sprawowanie pieczy nad komentatorką dzisiejszego meczu? Ah, przepraszam, to ona sama sobie je powierzyła, właściwie nie pytając o zgodę, po prostu to oznajmiając i delektując się faktem, że chyba nikt nie miał za bardzo cywilnej odwagi się jej przeciwstawić. Albo wszyscy mieli to w mniejszym lub większym poważaniu. Ostatecznie mogło być przecież zabawnie, a po iluś godzinach oglądania latających piłek, które nie chcą uparcie zapłonąć, każdy może poczuć lekkie znużenie. Tak czy inaczej, Katja dobrze się do tego meczu przygotowała. Była praktycznie trzeźwa, choć w połach jej dawnej szaty do qudditcha pobrzękiwała cicho wypełniona nektarem bogów manierka. Pewnym krokiem pokonała drewniane schody i skierowała się prosto ku trybunie, jeszcze pustej, którą zająć miała nieznana jej bliżej przedstawicielka społeczności uczniowskiej, z którą Odineva planowała się jak najbliżej zaprzyjaźnić podczas tego meczu, miejmy nadzieję, obfitującego w nagłe zwroty akcji i przyszłe gwiazdy sportu. Uśmiechnąwszy się w drodze do mijanych postaci, których w większej mierze nie kojarzyła, zajęła miejsce na krześle przy stanowisku komentatora i czekała. Jak by co była nawet gotowa przejąć mikrofon. Oczywiście w sytuacji absolutnej konieczności... Aby umilić sobie te minuty samotności i ciszy, pociągnęła kilka razy z manierki, ostatecznie wprawiając się w znakomity humor, który wcześniej już był nie najgorszy. Cóż, nie należała do osób, które nadmiernie się czymkolwiek przejmują. Lubiła się cieszyć i uśmiechać. Miała nie najlepszy okres ostatnimi czasy, ale czy to naprawdę powód, żeby marudzić? |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Trybuny | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |