|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Alecto Carrow
| Temat: Re: Trybuny Sob 17 Maj 2014, 20:37 | |
| Choć Alecto rzadko kiedy pojawiała się na meczach, tym razem można stwierdzić, że owa rozgrywka bardzo ją wciągnęła. Skała i krzyczała chcąc dodać otuchy zielonym. Wierzyła w ich talent i to, że to oni zdobędą dziś puchar. Przywitała się z dziewczynami, po czym dwójka uczniów zrobiła jej oraz Ari miejsca, odchodząc gdzieś dalej. Pomysł Chiary bardzo się jej spodobał, to była naprawdę piękna wizja, jednakże od myśli do czynów daleka jest droga. Zaśmiała się słysząc słowa Krukonki dotyczących Cu –Ja bym się na twoim miejscu bała Ari, chłopaki chyba dziś nie mają zamiaru się patyczkować – zaśmiała się. Po czym spojrzała na boisko, momencie w którym Jas oberwała i poleciała na jedną z wież –Ał, to musiało boleć – stwierdziła lekko się krzywiąc, wzrokiem wyszukiwała Daniela, który sam był zajęty szukaniem znicza. Od ich wspólnej nocy nie mieli czasu porozmawiać ze sobą, Alecto nie miała nawet na to najmniejszej ochoty, gdyż rozmowa ta nie będzie należała do najprzyjemniejszych. Blondynka nadal nie wiedziała co ma zrobić, toczyła konflikt między tym co krzyczy umysł a serce. –BLAIS DASZ RADĘ! BLAIS TAM TAM!! – krzyknęła pokazując dłonią w stronę trybun, gdzie siedzieli nauczyciele. Wydawało jej się, że błysnęło tam coś złotego. Dopiero po chwili wróciła do koleżanek, które powoli zaczynały tworzyć ową iluzję. Oczywiście przyłączyła się do nich, rzuciły urok, a nad ich głowami pojawiły się najpierw niewyraźne, kolorowe strugi światła, a po chwili zaczęły się z nich formować odpowiednie kształty. Wielki wąż trzymał w uścisku lwa, a nad nimi widniał napis ‘Slytherin znaczy zwycięstwo”. Na twarzy zielonookiej pojawił się wielki uśmiech, gdy wszyscy zaczęli zwracać uwagę na owe dzieło. –Udało się! – stwierdziła pełna entuzjazmu, kilku uczniów spojrzało w jej stronę, a ona od razu obdarzyła ich zimnym spojrzeniem, wtedy od razu się odwrócili. –Myślę, że teraz nie ma mowy byśmy przegrali! – dodała
// przepraszam za tego posta :* ale nie mam coś weny ;c |
| | | Chantal Lacroix
| Temat: Re: Trybuny Sob 17 Maj 2014, 23:37 | |
| Chantal nie wspierająca swojego domu na finale szkolnych mistrzostw? To była by zbrodnia przeciwko ludności! Ubrana w szmaragdową suknię zaledwie do kolan przywdziała dodatkowo plakietki i szal Slytherinu. Jako absolwentka Slytherinu, ale i pełniąca obowiązki opiekuna tegoż domu mogła jawnie okazywać, komu kibicuje w tym meczu. Musiała przyznać, że Gryfoni mieli więcej szczęścia niż rozumu. Była bardzo zadowolona ze strategii, jaką obrali Ślizgoni, ale fart Gryfonów wszystko niweczył. Jęknęła przeciągle, kiedy stracili gola, ale nie przeszkadzało jej to w jeszcze głośniejszym dopingu. Zaklaskała, kiedy Anderson wylądowała na murawie... oczywiście gratulowała tak pałkarzowi zagrania... krzyknęła radośnie, kiedy Jasmine zdobyła gola. Będzie musiała pogratulować jej osobiście, a na pewno całej drużynie jak tylko wygrają... bo tylko oni mogli wygrać. Jeśli tak się nie stanie, z całą pewnością Gryfoni będą mieli problem zaliczyć tegoroczne egzaminy... żywo obserwowała sytuację na boisku i.... na trybunach. Dojrzała swoją siostrzenicę i przy niej Jareda.. a sytuacja nie wydawała się kolorowa. Lacroix wstała i zeszła parę kondygnacji niżej, aby pojąć co się dzieje. -Jared.. Katjo.. coś nie tak? -zapytała obu, dojrzawszy też Ari w zielonych barwach.. poczuła dumę ze swojej krewnej. Położyła rękę na jej ramieniu i posłała jej nikły, chłodny uśmieszek. -Aristos wygląda na wystraszoną, czy wszystko w porządku? Ktoś coś Ci zrobił? -zapytała surowo. Lepiej, aby nikt nie był winien takiego jej stanu. |
| | | Aristos Lacroix
| Temat: Re: Trybuny Nie 18 Maj 2014, 00:15 | |
| Nienawidziła, gdy coś jej nie wychodziło. Nienawidziła Jareda za to, że pojawił się jak cholerny duch, wyrastając dosłownie spod ziemi. Nienawidziła Rosiera za to, że musiała przyjść na mecz. A przede wszystkim nienawidziła, gdy ktoś obcy dotykał jej różdżki. Obcy, mało tego, mieszaniec. Twarz dziewczyny skrzywiła się powoli, nieznacznie, jednak nie w grymasie strachu, o nie. To nie była mina winowajcy przyłapanego na gorącym uczynku, ani ucznia, który musiał zmierzyć się z konsekwencjami swojego czynu, a które przepełniały go strachem. Na jej twarzy widać było jedynie wściekłość i pogardę. Gryfonka zwykle nie obnosiła się publicznie ze swoją niechęcią do czarodziejów mieszanej krwi, miała wśród nich całkiem wielu dobrych znajomych, niemniej jednak w tej sytuacji w głowie jej się nie mieściło, by ktoś o jej pozycji społecznej został rozbrojony przez kogoś takiego jak Wilson. Zanim jednak zdążyła głośno wyrazić swoje niezadowolenie, pojawiła się przy nich Katja. Prawdziwą ulgę odczuła jednak, gdy niespodziewanie, jak spod ziemi, przy dwójce dorosłych czarodziejów pojawiła się Chantal. To była odpowiedź na jej podświadome, niewypowiedziane modlitwy! Kochana ciotka Chantal, z którą rozumiały się bez słów. Przybrała przestraszoną minę i przysunęła się do starszej Lacroix, przygryzając lekko dolną wargę. - Właściwie, ciociu, to chyba była trochę moja wina... Ale Wilson przesadza! I zabrał mi różdżkę. – skrzywiła się, niewątpliwie płaczliwie, jednocześnie zerkając na Chantal wzrokiem, który wyraźnie sugerował, że młoda czarownica jest wściekła i jednocześnie rozbawiona przedstawieniem, jakie właśnie zaczynała odkrywać – Moją różdżkę! Przecież wiesz, ile ona dla mnie znaczy... Czuję się molestowana. – dodała na zakończenie, wyginając delikatnie kąciki ust.
|
| | | Jared Wilson
| Temat: Re: Trybuny Nie 18 Maj 2014, 10:28 | |
| Jego nic nie ruszało. Minę miał znudzoną i obojętną. Tylko kącik ust i policzek drgnął, gdy pojawiła się przed nim Katja. Nie spodziewał się jej w Hogwarcie. Był zdziwiony, że ją spotyka i to w takich okolicznościach. Tak długo jest już w szkole jako durny patrol i dopiero teraz spotyka przyjaciółkę rodziny i ciotkę jego dzieci. Jerry wzniósł oczy ku niebu pomstując za spoufalanie się w miejscu publicznym. Był nieco przyzwyczajony do wylewności małej Katji, ale ta dobrze wiedziała co on o tym sądzi, gdy są wśród tłumu. Nie poświęcił uwagi boisku, nie podzielał entuzjazmu... lubił quidditch, nawet bardzo, ale nie pozwalał sobie na otwarte kibicowanie czy trzymanie kciuków. Zdecydowanie wolał poważne potyczki, czyli mistrzostwa świata. Uczniakom daleko do takiego stopnia gry, choć musiał w duchu przyznać, że widział tam parę osób całkiem uzdolnionych. Widział też Everett, która nie stawiła się na przesłuchanie. Naprawdę Jerry miał pecha do nastolatek. Nim otworzył usta, pojawiła się druga znajoma twarz, którą już widział parę razy w Hogwarcie. Mała Ta-chal. Westchnął. Pojawił się na trybunach i zwabił automatycznie połowę grona pedagogicznego. Nie miał nic przeciwko Katji i Tachal, chociaż obecnie miał ochotę tylko znieść smarkatą z trybun i wrócić do palenia cygara na samym dole. Nie lubił, gdy musiał przerywać palenie. Przeniósł spojrzenie z jednej na drugą nauczycielkę. Gdyby Kate go widziała... oblegany przez kobiety. Cóż za powodzenie. Wzrok zatrzymał na Chantal. - Dużo masz w tej szkole rodziny, pani Lacroix. - zauważył cierpko, nie wkładając w swój ton ciepła. Był wszak w pracy, co ma się wysilać na odgrywanie uczuć. Ona była profesorką, on aurorem, a nie na odwrót. Widział, że domagają się wyjaśnień. Jerry nawet nie spojrzał na małą gryfonkę. Nie bardzo go interesowało co ona mówi. Miał zamiar ją stąd wyprowadzić za naruszenie zasad. - Mała pannica rzuciła Confundus na miotłę szukającego gryffindoru. - wyrecytował znudzony. - Bądź tak dobra, droga pani Lacroix i okiełznaj swą liczną rodzinę w tej szkole. Ma zejść z trybun. - powiedział nieco ostrzej i oddał starszej kobiecie różdżkę małolaty. Z przyjemnością zwaliłby dziewuchę na barki "cioteczki", chociaż wolałby jej nie widzieć na trybunach. Za takie coś się wylatuje ze szkoły, powaga sytuacji powinna być wtedy zachowana. Poczuł nagle jak Katja wbija mu paznokcie w ramię bardzo ucieszona widokiem znicza. Po raz kolejny przyznał, że praca w Hogwarcie jest dla niego zbyt nudna i mało pociągająca. Gdzie tu adrenalina, na Merlina? Odwrócił się bokiem od dwóch Lacroix, uznając rozmowę za zakończoną. - Katju, co ty tutaj robisz? Córa słowem mi o tobie nie wspomniała. - mógł na dobrą sprawę stąd iść i wdać się w luźną pogawędkę z małą Odinevą. O wiele ciekawsze zajęcie niźli gapienie się na ręce maluchów. Od karania było to charłaczysko. Wilson wyglądał już końca roku. Posiedzi tu jeszcze trochę do lipca, upewni się z innymi aurorami co do bezpieczeństwa i dla niego będzie koniec pracy w Hogwarcie. Wróci do Ministerstwa i odda się gnębieniu Śmierciojadków, rzucaniem kafla w zdjęcie Voldemorta jak i naciskaniem Ministra na pozwolenie zabijania tych podróbek czarodziejów.
Lacroix to jeszcze panna ;> |
| | | Katja Odineva
| Temat: Re: Trybuny Nie 18 Maj 2014, 13:40 | |
| Quidditch był dobry w każdej postaci, ot co! Katja mogłaby go oglądać na okrągło, choć mimo wszystko wolałaby jednak grać, musiała kiedyś namówić Vincenta na kilka rundek! Tak, to był doskonały plan. Aż się szeroko uśmiechnęła na samą myśl, niepomna tego, co dzieje się dookoła. A działo się! Pojawiła się bowiem przy nich Chantal, najwidoczniej zwabiona zamieszaniem dookoła swojej siostrzenicy. Katja słyszała o niej, ze jest stronnicza i faworyzuje wybrane jednostki, ale nie znała jej dość dobrze, aby móc ją o cokolwiek oskarżać. Z natury dawała każdemu spory kredyt sympatii, a Lacroix nie była pod tym względem żadnym wyjątkiem. Słysząc pytanie, które padło z ust kobiety, wzruszyła tylko ramionami i zerknęła na Jareda, który wciąż jeszcze nie wyjaśnij jej swojej poważnej miny. To znaczy... On przeważnie wyglądał jakby połknął kij od miotły i został nakarmiony cytryną, ale teraz wrażenie to jakby się spotęgowało. -Właściwie to przypuszczam, że cunfundusa rzuciła na człowieka, a nie przedmiot, więc ofiarą musiał być w zamyśle szukający, a nie jego miotła, Jerry. Co nie zmienia faktu, że mogło być to bardzo niebezpieczne. - stwierdziła, spojrzawszy surowo na gryfonkę. Zapamiętała sobie jak wygląda. Owszem, wiedziała, że quidditch to w dużej mierze zagrywki niezgodne z zasadami i akceptowała to. Ale konfundowanie kogoś, kto był wiele stóp nad ziemią było po prostu groźne dla jego zdrowia, a więc nieakceptowalne. Tym niemniej ufała, że to Chantal zajmie się zdyscyplinowaniem swej siostrzenicy. Kiedy usłyszała o schodzeniu z trybun, jej twarz napełniła się zdumieniem. -Chyba nie mówisz poważnie?! Jest finałowy mecz, szlaban odrobi później. - Jared doprawdy dramatyzował. Otoczona przez nauczycieli Aristos i tak nie miałaby szansy powtórzyć swojego zamachu na Pottera. Czy jakiegokolwiek innego gracza. Tymczasem skoncentrowała się na przyjacielu, który najwyraźniej podobnie jak ona, zaufał pedagogicznym zapędom starszej Lacroix i to w jej rękach zostawił ukaranie Ari. -Może nie uznała tego za fakt godny opowiedzenia. - ramiona Katji uniosły się z gracją i zaraz potem opadły na swoje normalne miejsce. -Uczę zaklęć, od jakiegoś czasu. Słyszałam, że Ty i Kath zostaliście tutaj oddelegowani, ale jakoś nie miałam szczęścia na was wpaść. Ta szkoła jest zbyt obszerna. - a jednak nauczyciele chyba nie mieścili się na swojej trybunie, bo oto kolejna osoba znana Katji z pokoju nauczycielskiego zmierzała w ich kierunku. Nie kojarzyła imienia mężczyzny, który dopiero niedawno pojawił się w Hogwarcie, ale coś jej świtało w głowie, że ma uczyć transmutacji w zastępstwie McGonagall zawalonej obowiązkami wicedyrektorki. Profesor Dumbledore miał ostatnimi czasy sporo obowiązków nadprogramowych i Minerwa musiała przejąć na swoje barki sporo spraw, które wcześniej nie leżały w zakresie jej kompetencji. |
| | | The author of this message was banned from the forum - See the message | Diarmuid Ua Duibhne
| Temat: Re: Trybuny Nie 18 Maj 2014, 18:10 | |
| Minęło kilkanaście dobrych lat od kiedy ostatni raz postawił nogę na tym boisku, dlatego teraz z uśmiechem rozglądał się na wszystkie strony, śledząc tak poczynania uczniów, jak sam mecz. Drużyny były wyjątkowo zdeterminowane i agresywne, musiał przyznać, choć sędzia nie widział, lub nie chciał widzieć wszystkich nieczystych zagrań. Quidditch miał jednak to do siebie, że brutalność nie mogła zostać zupełnie wymazana i Diarmuid doskonale to rozumiał. Szkoda było mu jedynie dziewcząt, choć z drugiej strony same doskonale wiedziały na co się piszą. Życie tworzy zabawne scenariusze. Poprawił rękawy białej koszuli, podwijając je za łokcie; pogoda była wspaniała, nie zamierzał więc gotować się w szacie, jak reszta jego współpracowników. Krawat miał zawiązany niedbale, na modłę uczniowską i co jakiś czas dotykał palcami różdżki, tkwiącej beztrosko w tylnej kieszeni jego skórzanych spodni. Lubił ubierać się wygodnie i stosownie do sytuacji, a pilnowanie rozentuzjazmowanego tłumu młodzieży w powłóczystych szatach i tiarze zdecydowanie nie było ani wygodne, ani praktyczne. Przynajmniej w jego mniemaniu. Przybył do Hogwartu zaledwie dwa dni wcześniej i w tym czasie zdążył jedynie rozpakować część rzeczy, jednocześnie dyskutując z dyrektorem o zabezpieczeniach w zamku. Wiedział, że do ochrony uczniów przydzielono już oddział aurorów, ale kiedy tylko usłyszał o możliwości dołączenia do nich, nie zastanawiał się dwa razy. Jako zastępca szefa biura aurorów miał swobodę wyboru misji, a powrót do Hogwartu towarzyszący temu specyficznemu zadaniu był dla mężczyzny niczym gwiazdka z nieba. Od lat marzył by znów spędzić tu chwilę lub dwie, a tymczasem okoliczności same pchnęły go w objęcia zamku. Oficjalnie miał objąć stanowisko nauczyciela transmutacji, w zamian za McGonagall, która miała coraz mniej czasu na prowadzenie zajęć; Dumbledore mianował go także opiekunem Gryfonów, co Diarmuid skwitował krótkim uśmiechem. Był byłym wychowankiem Slytherinu, więc ta powinność była niczym słodki, przesycony ironią uśmiech od losu. Zgodził się jednak mieć oko na najbardziej niesforny z domów, dlatego teraz przechadzał się po trybunach obserwując jak nad jedną z nich pojawia się ogromny, iluzoryczny wąż, pożerający walczącego w jego splotach lwa. W tym samym momencie dostrzegł jednak inną sensację; obok ciemnowłosej dziewczyny pojawił się nagle Jared Wilson, a tuż po nim... Jak ona miała na imię... Katja! Zaciekawiony ruszył w tamtą stronę, a uśmiech na jego twarzy zastąpiła konsternacja. Wrócił dopiero po chwili, gdy do rozmawiających dołączyła jeszcze jedna ciemnowłosa postać, w zwiewnej, zielonej sukience. Nigdy w życiu nie mógłby zapomnieć tych loków. - Jakieś kłopoty, moi drodzy? – spytał, wspinając się na odpowiednią wysokość i przystając tuż za plecami Chantal. Migdałowy zapach jej włosów uderzył go niemal od razu. - Wilson. – skinął głową aurorowi, z którym kiedyś miał przyjemność pracować, a potem uśmiechnął się ciepło do Katji, ujmując szarmancko dłoń czarownicy i składając na niej pocałunek. Kiedy jego spojrzenie padło wreszcie na twarz Chantal, niebieskie oczy zamigotały lekko, zagadkowo. Stojąca obok niej dziewczyna była do kobiety uderzająco podobna. Nawet jej naburmuszona mina przywodziła mu na myśl Chantal z lat szkolnych. - Cześć, Złośnico. Wyglądasz zjawiskowo. To twoja córka? – spytał uprzejmym tonem, z całej siły starając się powstrzymać łobuzerski uśmiech, wpełzający mu na usta. Nie zdołał.
|
| | | Chantal Lacroix
| Temat: Re: Trybuny Nie 18 Maj 2014, 19:02 | |
| To całe zbiegowisko było trochę nie na miejscu patrząc na wagę tego meczu i Chantal, chociaż tylko pobieżnie znała Katję musiała jej przyznać rację. Kto by się tym zajmował podczas meczu?! Zmarszczyła brwi słysząc gburowaty głos Jareda. Nie zwracał się do niej per "pani", co i tak nie było zgodne z jej aktualnym stanem cywilnym. -Jak już to panna... tak, rodzice nie poskąpili mi rodzeństwa, a co za tym idzie - siostrzeńców. -odparła sucho. Skoro auror chciał się tak do niej odnosić nie była mu nic dłużna. Wysłuchała obu dorosłych, spoglądając co chwila na swoją siostrzenicę. Ściągnęła usta w wąską kreskę i odebrała od Wilsona różdżkę. -Myślę, że wyjaśnię to sobie z Aristos na osobności, a jeśli będzie trzeba do rozmowy dołączy opiekun jej domu... dziękuję panie Wilson za zachowanie chłodnego umysłu podczas tak rozgorzałej walki dwóch drużyn o puchar. -podziękowała jadowicie aurorowi i spojrzała na Aristos. Odeszły o parę kroków, aby nikt ich nie słyszał. Chantal nachyliła się do ucha Aristos. Podała jej różdżkę. -To było odrobinę nierozważne. Nie mogę ot tak lekceważyć poleceń aurora... więc dla swojego i mojego bezpieczeństwa zejdź mu z oczu. Drugi raz mogę nie przybyć z pomocą tak szybko. A jakby ktoś pytał to będziesz miała szlaban u mnie. -poinstruowała siostrzenicę i wyprostowała się. Akurat wtedy gdy pewien melodyjny, niski głos rzucił pytanie w przestrzeń. Chant odwróciła się i z początku wydawała się nie poznawać osoby, która za nią stoi... lecz podobieństwo głosu, zapachu perfum i ogólnego wyglądu było zbyt uderzające, aby pomylić go z kimkolwiek innym. Zamrugała zaszokowana widokiem Diarmuida.. mężczyzna przywitał się z Wilsonem i Katją. Akurat dla Chantal był to czas by opanować szybsze bicie serca i przyjąć na twarzy normalny wyraz.. a na pewno nie wyraz zaskoczenia. Uniosła brew w reakcji na jego pytanie. -Gdyby to była moja córka to była bym matką w wieku dwunastu lat. To moja siostrzenica. -odpowiedziała z wyczuwalną nutką ironii. Nie wiedziała gdzie podziać oczy. Z jednej strony zachwycała się faktem jak Diar wydoroślał i zmężniał.. a z drugiej starała się nie wyjąć różdżki i nie potraktować go jakimś miłym zaklęciem na powitanie. Jak on w ogóle śmiał mówić do niej per "Złośnico"?! I ten jego uśmieszek... -A Twój uśmiech jak zawsze przywołuje na myśl same najgorsze obrazy. Co tu robisz? -zapytała go, jakby kompletnie zapominając, że jej dom grał teraz najważniejszy mecz w roku. Co Ci mężczyźni robią z kobietami.. |
| | | Jared Wilson
| Temat: Re: Trybuny Nie 18 Maj 2014, 19:40 | |
| Kiedy on ostatnio siedział na miotle... chyba w siódmej klasie. Od tamtej pory ani razu nie miał czasu na takie dziecięce zabawy jak latanie i udawanie gry w quidditcha. Nie ruszało go to, co się działo na boisku, pilnował jedynie porządku. Do towarzyskich może i nie należał, ale taki już był. Były ślizgon, gburowaty auror. Z Chantal dopiero odświeżał znajomość. Miło było mu spotkać małą Tachal, która została nieraz powalona przed Adolfa i obśliniona od góry do dołu. Często gdy się jej przyglądał czuł się dwakroć starzej. Odruchowo nazwał ją panią, choć przecież nie dalej jak tydzień temu rozmawiali sobie w lochach i była wtedy panną. Nie zwracał uwagi na to, że faworyzuje swoich. Drażniło go tylko, jak wiele rodziny trzymała w Hogwarcie i gdy zawsze pojawiała się wtedy, gdy właśnie miał dopiec takowym. Nawet nie wiedział, że ona ma siostry i że dochowała się takich siostrzenic. Tym bardziej powinna wziąć się do roboty i pomagać w neutralizowaniu niżu demokratycznego. Ale o tym to już będzie żartował z nią na osobności. Tak, Jerry umiał żartować. Szczególnie, gdy wypił albo był w domu, poza pracą. Po raz kolejny wzniósł oczy ku niebu słysząc zdrowy zapał Katji. Poprawiła go odruchowo tak, jak zawsze. Nie brał pod uwagę, że trwał mecz. Dla niego złamanie zasad to złamanie zasad, równało się z poniesieniem konsekwencji. Zawsze tak było i nie widział żadnych powodów do ustępstw. Zanim otworzył usta, aby odpowiedzieć cokolwiek Katji, zrobiło się jeszcze więcej grona pedagogicznego. Jerry widział nawet, że parę grupek uczniów nieco się oddaliło chcąc w spokoju bez ryzyka wykrycia przeklinać a to jedną drużynę a to drugą. Duibhne'a widział nie jeden raz. Auror, który porzucił adrenalinę gonitw na rzecz nauki w Hogwarcie. Jerry nigdy w życiu tego nie potrafił zrozumieć, czując w sobie zew ku polowaniu na Śmierciojadków. Nie miał bladego pojęcia, że ten jest teraz opiekunem domu i w czymś zastępuje McGonagall. Nie był na bieżąco w tych sprawach, skoro nie wiedział nawet, że w Hogwarcie jest Katja. Zwrócił za to uwagę na zmianę w zachowaniu Lacroix. - Panno Tachal, czy panna się rumieni? - zapytał używając sporej dawki sarkazmu i rozbawienia, oczywiście tylko w wyrazie oczu, nie na ustach. Skinął głową na powitanie aurorowi, nie wysilając się na entuzjastyczne powitanie. Jeśli go widywał w Ministerstwie znał go i wiedział, że ten do towarzyskich ani przesadnie uprzejmych nie należał. - Kate jest gdzieś w szkole. Nie wiedzieliśmy, że tu jesteś. Musimy to koniecznie uczcić, gdy tylko dostaniemy chwilę wolnego. -zwrócił się do Katji. I tak planował się wyrwać do pubu czy gdzieś, gdzie będzie mógł spokojnie palić i pić. Po oddaniu przeklętej różdżki dziewuchy, schował ręce do kieszeni spodni i wciąż z tą znudzoną miną odwrócił się przodem do boiska, zerkając na śmigające sylwetki dzieciaków. Co ta Katja widziała tam ciekawego? Nie podzielał tego entuzjazmu, ale przynajmniej przybrał bardziej ludzką minę i nie wyglądał jakby połknął kij miotły. |
| | | The author of this message was banned from the forum - See the message | Diarmuid Ua Duibhne
| Temat: Re: Trybuny Nie 18 Maj 2014, 20:36 | |
| Ognista jak zwykle. On jednak nie był już siedemnastoletnim szczeniakiem, nie zamierzał ustępować jej złości tylko dla świętego spokoju. Humorki Chantal bywały zabawne. Nachylił się delikatnie do przodu, mrugając do jej siostrzenicy i niemal pieszczotliwym ruchem odgarnął ciemne loki z ucha czarownicy, obserwując jak gdzieniegdzie zaczynają pojawiać się jaśniejsze pasma. Zaciągnął się zapachem jej perfum i migdałów, a potem poufale zbliżył usta do jej ucha. - A czy jednym z tych obrazów jestem ja, uśmiechający się do ciebie, kiedy trzymałaś mi nogi na ramionach? – spytał bardzo cicho, ciepłym powietrzem muskając jej skórę. Odsunął się błyskawicznie, jak gdyby nigdy nic, a potem beztrosko wzruszył ramionami. - Uczę tu. Dostałem posadę nauczyciela transmutacji, choć może być to dla ciebie nie do pojęcia. Jestem także opiekunem Gryffindoru. – odparł spokojnie, wsuwając dłoń do kieszeni spodni i odwracając wzrok w stronę boiska. Przez parę chwil obserwował piłkę oraz zmagania ścigających, którzy próbowali za wszelką cenę przejąć kafel, jednocześnie usiłując przy tym pozabijać się nawzajem. Urocze dzieciaki. Jego wargi wykrzywił rozbawiony uśmiech, gdy znów zerknął na Chantal i z satysfakcją stwierdził, że jej czarne loki powoli zaczynają robić się rdzawo-rude. - Przyjechałem dwa dni temu i proszę, co za niespodzianka. Spotykają mnie same dobre rzeczy. – dodał jeszcze, obdarzając Chantal i jej siostrzenicę rozbrajającym uśmiechem. Dziewczynka uśmiechnęła się do niego, najwyraźniej nie wiedząc jak ma się zachować.
|
| | | Chantal Lacroix
| Temat: Re: Trybuny Pon 19 Maj 2014, 00:14 | |
| Nie, nie, nie i nie! Chantal wmawiała sobie od blisko pięciu minut, że to tylko jakiś szalony i w dodatku koszmarny sen.. a może dziwna projekcja jej jakiś zbłąkanych myśli o tym człowieku. Z wiekiem tembr jego głosu przyjemnie łaskotał ucho, a aparycja.. Merlinie. Chantal postanowiła udawać, że zna go tylko ze szkoły i nie jest wzruszona jego obecnością w żadnym możliwym aspekcie. Lecz kiedy tylko nachylił się i ledwie musnął loki za jej uchem, poczuła wbrew sobie przyjemne prądy w miejscu dotyku. Metamorfomagia była błogosławieństwem, gdy należało zmienić wygląd, zakamuflować się czy szybko przybrać nowy image... ale i przekleństwem, ponieważ emocje same wyzwalały zmianę. Diary swego czasu na wyrywki wiedział jakie myśli i emocje krzątały się po głowie Chantal gdy tylko spojrzał na jej włosy. Tak więc włosy koło ucha przybrały błyszczący, kasztanowy kolor.. kolor, który zawsze zdradzał u Chantal radosne podniecenie. I te słowa.. gdy tylko sobie przypomniała ową sytuację na jej kościach policzkowych pojawiły się delikatne rumieńce.. Otrzepała lekko głowę, przez co skóra i włosy wróciły do normalnych kolorów. Nie mogła pozwolić, aby Diar tak szybko miał ją w garści.. nie tym razem! Wysłuchała spokojnie, co miał do powiedzenia.. nauczyciel. Transmutacji. Opiekun Gryffindoru. -No popatrz.. jesteś moim kolegą po fachu... kto by pomyślał. Nawet nie pytam skąd Ci się wziął nagły instynkt pedagogiczny. -zakpiła cicho, odgarniając włosy z czoła. Akurat także spojrzała na murawę. Rosier wrzucił drugiego gola. Chantal oderwała się na chwilę myślami od Diarmuida i zaklaskała żywo. Odwróciła głowę by znowu natrafić na żywo kolor błękitu w oczach nauczyciela. Gdy patrzyła wprost w te dobrze znane jej błękitne oczy czuła się jakby znowu była w szkole.. kacik ust chciał się unieść, a włosy znowu przybierały znajomy rdzawy kolor. Co za nicponie! Chant prychnęła cicho. -Same dobre rzeczy? To jedynie zostaje mi gratulować Ci takiego obrotu spraw, farciarzu. Powitał Cię wianuszek fanek na dzień dobry, jedna dała Ci namiary na kawę w przyszłą sobotę, druga pocałowała, a trzecia zemdlała z wrażenia? Fascynująca historia, doprawdy.-skrzyżowała ręce na piersi. Po co ona ciągnęła tę rozmowę? Dobre pytanie. |
| | | The author of this message was banned from the forum - See the message | Diarmuid Ua Duibhne
| Temat: Re: Trybuny Pon 19 Maj 2014, 00:36 | |
| Był od niej dużo wyższy, a kiedy tak patrzył, jak Chantal próbuje być błyskotliwie złośliwa gdy jej włosy przybierały odcień dorodnego kasztana, wydawała mu się jeszcze bardziej krucha niż zwykle. W jego oczach błyszczało jednak tylko i wyłącznie rozbawienie, wymieszane w małych dawkach z przygasłym lekko podnieceniem. Diarmuid potrafił kontrolować zmysły, świetnie radził sobie z okiełznywaniem swoich emocji, ale jego nauczyło tego twarde życie, wyzwania i ciężkie szkolenie. Chantal zawsze miała serce na dłoni, niezależnie od tego jak bardzo próbowała ukryć ten fakt. I proszę. Mimo wszystkich słów cieszy się na jego widok! ...A przynajmniej cieszy się ta część jej osobowości, która nie próbuje go właśnie niewerbalnie przekląć. Zanim jednak zdążył odpowiedzieć na którekolwiek z jej pytań, sektor Ślizgonów poderwał się z wrzaskiem ludzie klaskali i krzyczeli, podczas gdy po trybunach Gryfonów przetoczył się ciężki jęk; Diarmuid natychmiast stracił zainteresowanie Chantal, przynajmniej na krótką chwilę, obserwując jak pielęgniarka nadzoruje nosze z gryfońską ścigającą. - Wygląda na to, że niedługo będę musiał cię opuścić, moja droga. Czas sprawdzić w terenie mój nowo odkryty zmysł pedagogiczny – powiedział, znów zwracając się do Chantal i uśmiechając do niej zawadiacko - A co do twoich oskarżeń... Żadne z powyższych nawet nie ociera się o prawdę. Jestem cały twój, na każde skinienie. – dodał jeszcze, patrząc na jej naburmuszoną minę i te oczy, błyszczące rozdrażnieniem. Zakłopotane. Zapraszające. Znajome. Przyglądał jej się uważnie, śledząc wzrokiem każdy pukiel włosów, najmniejszą zmarszczkę w kącikach ust i oczu, małą bliznę na brodzie, którą zrobiła sobie przez przypadek wysadzając w powietrze pół lochu. Śledził linię jej szyi, zgrabnie wygiętej i obojczyka, wystającego nad wyraz ładnie. Jakby prosił, by go podziwiać i całować. Zmieniła się przez te lata i jednocześnie była taka sama. Jego słodka złośnica, nieprzewidywalna jak burza i jednocześnie tak doskonale znana, że mógłby napisać o niej książkę.
|
| | | Chantal Lacroix
| Temat: Re: Trybuny Pon 19 Maj 2014, 00:58 | |
| Emocje na widowni oraz emocje w środku Chantal to było o wiele za dużo. Słodki smak towarzyszący każdemu spotkaniu z Diarmuidem napierał na jej zmysły i domagał się posłuchu. Gdyby to było takie proste..Rozpraszał ją obserwując każdy skrawek jej ciała, czuła to podświadomie.. bo i ona zrobiłą to samo całkiem niedawno. Zarysowane mięśnie, biała koszula idealnie komponująca się z tym kolorem skóry.. nawet błyszcząca blizna na przedramieniu, pamiątka po fatalnym upadku w siódmej klasie podczas meczu... Chantal była pierwsza na murawie by zobaczyć czy wszystko z nim w porządku. Na wspomnienie tego wydarzenia uśmiechnęła się do siebie w myślach. -Ty i prace w terenie... w wyszukiwaniu podwiniętych przez wiatr damskich spódniczek, w to jestem skłonna uwierzyć. -mruknęła bardziej do siebie niż do Diarmuida, przypominając sobie jakie powodzenie Diar miał jeszcze jako uczeń. I wtedy to Chantal go złapała na haczyk.. albo on ją? To była historia na cały wieczór, bo w sumie to on ją irytował, rzuciła kąśliwym komentarzem gdy zbiegł się krąg jego fanek.. od słowa do słowa, od kłótni do kłótni.. no i stało się. -Na każde moje skinienie? -zapytała cicho, przestając spoglądać na murawę. Patrzyła się tylko i wyłącznie na Diarmuida jakby z.. dzikim zapałem, jej oczy aż błyszczały z wewnętrznego blasku.. -To lepiej schyl głowę, jeśli nie chcesz by quidditch uderzył Ci do głowy i to mówiąc sama się pochyliła, chcąc czy nie chcąc ciągnąc za rękę mężczyznę, gdyż nad ich głowami śmignął tłuczek. Ten sam, który wyeliminował Meadowes z gry. Chantal wyprostowała się po chwili, jakby nigdy nic i poprawiła skraj sukienki, który się łobuzersko podwinął do góry. I oczywiście puściła nadgarstek Diarmuida. Nie żeby coś.. -Orientacja w terenie dalej na Trolla. Jak to się stało, że nie zgubiłeś się idąc na stadion? -zapytała z cynicznym rozbawieniem. Nie tylko on mógł się bawić słowem mówionym. |
| | | The author of this message was banned from the forum - See the message | Diarmuid Ua Duibhne
| Temat: Re: Trybuny Pon 19 Maj 2014, 01:53 | |
| - Niezły refleks. – rzucił z uznaniem, unosząc brwi, a potem nurkując tuż za Chantal; tłuczek z groźnym wizgiem przeleciał im nad głowami, gruchnął w trybuny i odleciał w drugą stronę, poświstując złowieszczo. Diarmuid nigdy nie lubił tych piłek, a choć kibicował otwarcie wszystkim nieczystym zagrywkom na boisku, to obecności tłuczków nigdy znieść nie potrafił. Uważał je za bezmyślne, ślepo brutalne latające półgłówki i unikał jak ognia. Właśnie z powodu tej dość kontrowersyjnej opinii odmówił przyjęcia pozycji pałkarza, choć ówczesny kapitan bardzo go do tego namawiał; pomysł latania z kijem w ręku i konieczności pracy z wrednymi piłkami zdecydowanie go do tego przedsięwzięcia zniechęcał. Teraz jednak był wdzięczny osobie, która odbiła tłuczek w ich stronę; widok odkrytych nóg Chantal i świadomość, że jednak się o niego martwi niemal dosłownie go uskrzydliła. Uśmiechnął się zwycięsko, obserwując jak ostatnie ciemne loki na jej głowie przybierają odcień zachodzącego słońca. Doprawdy, ta pannica nigdy nie nauczy się panować nad odruchami swojej mocy. Nawet gdyby miała na to tysiąc lat. - Więc jednak się martwisz, co? – spytał lekko drwiącym tonem, zakładając ramiona na klatce piersiowej i unosząc brew w wyrazie rozbawienia – Mam twardą głowę. Jedyne, co mogło mi grozić, to gwiazdy przed oczami. Ale nie musisz się bać, żadna z nich nie śmiałaby przyćmiewać twojego blasku, Złośnico. – dodał jeszcze, ujmując jej dłoń i całując koniuszki smukłych palców. Robił to delikatnie i powoli, balansując na granicy przyzwoitości z wrodzonym wręcz talentem. - Dziękuję ci za ratunek, pani. – wymruczał, pochylając głowę nieco niżej, by ukryć uśmieszek, który na pewno doprowadziłby Chantal do furii. Wyprostował się chwilę później i znów zwrócił wzrok w stronę boiska, pozwalając pannie Lacroix na kilka sekund spokoju, które mogła wykorzystać na opanowanie się. On zaś kontemplował lekki lot kapitana Slytherinu i zwinność, z jaką Gryfoni posyłali tłuczki w swoich wrogów. Ślizgoni byli bezwzględni, Gryfoni – uparci. Teraz, kiedy pojawił się znicz, determinacja wypełniała powietrze niemal tak dokładnie, że można by bez problemu pokroić je różdżką. A to tylko dodawało pikanterii całej rozgrywce.
|
| | | Chantal Lacroix
| Temat: Re: Trybuny Pon 19 Maj 2014, 02:21 | |
| Co za tupet! Chantal była nader uprzejma zwracając uwagę Diara na tłuczek, żeby przypadkiem nie rozwalił sobie głowy i nie spadła mu z głowy ta korona bezczelności, ale to już zakrawało o czystą prowokacje. -Zawsze lepiej omijałam tłuczki niż Ty. -mruknęła, otrzepując rękawy z niewidocznego pyłu jaki osiadł po przelocie tłuczka. W sumie to była prawda.. Chantal była mniejsza, ale i zwrotniejsza. Poprawiając sukienkę nawet nie była świadoma, jak jej loki same zmieniają kolor na ten kasztanowy. Merlinie, ale one chyba tak reagowały na sam widok Diarmuida. To było straszne, że tak się do niego przyzwyczaiły. Chwila skupienia, odrobina spokoju i włosy na nowo stały się czarne jak smoła. Idealnie. Podniosła na niego spojrzenie, gdy wspomniał o trosce. -Nie chciałam sobie psuć statystyk, dwa dni bez ofiar śmiertelnych w moim otoczeniu to niezły wynik. -odparła kąśliwie. W sumie zareagowała z przyzwyczajenia, w Hogwarcie trzeba było uważać na duchy.. zbroje.. tłuczki.. i inne tego typu. W sumie mogła już pożegnać się z panem D. jak lubiła go nazywać w myślach przez ostatnie czternaście lat.. gdyby nie jego zagranie. Znał ją na wylot i jej reakcje. Merlinie i Morgano. -Nie nazywaj mnie tak! -fuknęła rozeźlona, że śmiał do niej mówić tak, jak robił to w najbardziej.. intymnych momentach ich związku. Było to nader przytłaczające. Chantal nie wiedziała jeszcze, czemu był dla niej taki miły, gdzie tkwił haczyk.. przecież rozstali się w gniewie i bólu.. czemu więc znowu próbował na niej swoich sztuczek? Wywróciła oczami. -Chyba zaraz zachoruje na cukrzyce.. może od razu powiedz, czego chcesz? Jeśli to sposób na ośmieszenie mnie przy ludziach to daruj sobie, Diar. -skracała jego imię z tym charakterystycznym dla niej naciskiem na "r", melodyjne przeciągnięcie tej spółgłoski by brzmiała jak muzyka. Nie mogłą uwierzyć, że był dla niej miły.. bo tak. Albo że chciał ją znowu mieć przy sobie. To była płonna nadzieja lub obawa, różnie można to odebrać. Miała już odejść, ale uparciuch chwycił jej dłoń i zaczął całować opuszki palców i dziękować za ratunek. Niezwykle szarmancki i rycerski.. taki, jakim go zapamiętała. Nie omieszkała się uśmiechnąć, ale też schowała to pod kaskadą tym razem czarnych włosów. Lepiej, by sobie za dużo nie wyobrażał, bo suma sumarum.. i tak ją wkurzał. -Wziąłeś sobie za punkt honoru mnie wkurzać od samego początku? W ogóle się nie zmieniłeś. -mruknęła, cofając rękę. |
| | | Alecto Carrow
| Temat: Re: Trybuny Pon 19 Maj 2014, 09:19 | |
| Alecto wpatrywała się w boisko jak zahipnotyzowana starając się ogarnąć wszystko co się tam dzieje, jednakże nie potrafiła z jednego ważnego powodu, którym był nie kto inna jak Daniel. Dziewczyna śledziła każdy jego ruch, widziała jak walczy z Potterem o przewagę. Zacisnęła swoje smukłe dłonie w piątki i zagryzła delikatnie dolną wargę. Denerwowała się i to bardzo, miała nadzieję, że Blaisowi uda się wyprzedzić Gryfona i zdobyć złoty znicz. Wierzyła w jego umiejętności, a sposób w jaki poruszał się na miotle tylko utwierdzał ją w przekonaniu, że brunet posiada niebywały talent do tego sportu. Po chwili Ślizgonka przeniosła swój wzrok na Regulusa cieszącego się z kolejnego gola dla zielonych, na ustach dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech. Zaczęło do niej docierać, że to właściwie nie ona została postawiona przed trudnym wyborem. Przecież Black jak i Blais mieli życie poza nią, a ona w tym momencie była ich katem, który lada chwila miał wymierzyć „sprawiedliwość”. Ta myśl sprawiła, że ogarnął ją swego rodzaju niepokój, a może nawet strach. Dopiero po chwili wróciła na trybuny, zdając sobie sprawę z tego, że przy Ari znajduje się spora ilość nauczycieli, a nawet jeden auror. Uniosła brew w pytającym geście patrząc na Gryfonkę. Wiedziała, że taka ilość dorosłych czarodziei nie oznacza niczego dobrego. Spojrzała jeszcze raz w stronę boiska, w momencie gdy Dan prawie miał już Znicz –BLAIS DASZ RADĘ !! UDA CI SIĘ! POTTER TO CIAMAJDA! – krzyknęła a oni zniknęli za trybunami. Podeszła do owej grupy osób stając przy przyjaciółce –Przepraszam, właśnie ważą się losy tego meczu. Muszę porwać Ari, oddam ją później – oznajmiła biorą dziewczynę za rękę i ciągnąć na drugą stronę trybun, musiała zobaczyć jak Daniel zdobywa znicz! I nikt ani nic jej w tym nie przeszkodzi –Wpakowałaś się nieźle Ari – stwierdziła gdy odeszły od tamtej grupki –Nie liczyłabym na ulgowe traktowanie, zwłaszcza że Jared Cię przyłapał – dodała. W miejscu przy którym idealnie było widać Pottera i Blaise stało kilka osób. –Spadać stąd! – warknęła w ich stronę, a wszyscy jak jeden mąż odeszli dalej marudząc pod nosem. Na Alecto nie robiło to żadnego wrażenie, oparła się o balustradę obserwując to co się działo. Była pewna, że właśnie patrzy na ostatnie minuty meczu, teraz walka nie odbywała się na boisku, lecz pomiędzy szukającymi obu drużyn.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Trybuny | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |