|
| Wielka Sala [Kurs Magicznej Samoobrony] | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Riaan van Vuuren
| Temat: Re: Wielka Sala [Kurs Magicznej Samoobrony] Wto 27 Paź 2015, 23:41 | |
| Kolejni uczniowie odstrzeliwywali sobie różdżki z dłoni, a Riaan tylko z gorzkim posmakiem w ustach musiał przyznać, że należał do tych pokonanych. Co bardzo mocno bolało jego chorobliwą ambicję. Na szczęście nie było tutaj nikogo kto później męczyłby go tą informacją. Na przykład jego ojca. Nadszedł czas na kolejne ćwiczenie i młody Afrykaner starał się wysłuchać poleceń aurora jak najpilniej, tym razem nie rzucając żadnych zgryźliwych uwag. Kiedy tylko flegmatyczny mężczyzna skończył paplać i rzucił zaklęcie, Riaan postanowił że skoro był teraz w parze z prefekt Isabelle, a ona radziła sobie świetnie z rozbrajaniem przeciwników, to on w takim razie pokaże że będzie potrafił ją obronić. Wszystko działo się w ułamku sekundy, nagle cała Wielka Sala wypełniła się krzykami rzucających uroki czarodziejów i sykiem różdżek wyzwalających energię. Do tego dziwnego chóru dołączył się i on dodając swoje trzy grosze: - Protego socii! - kawałek czerwonego dębu z rdzeniem z rogu buchorożca został skierowany na panienkę Cromwell.
Ostatnio zmieniony przez Riaan van Vuuren dnia Wto 27 Paź 2015, 23:44, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Wielka Sala [Kurs Magicznej Samoobrony] Wto 27 Paź 2015, 23:41 | |
| The member ' Riaan van Vuuren' has done the following action : Dices roll'10-ścienna' : |
| | | Isabelle Cromwell
| Temat: Re: Wielka Sala [Kurs Magicznej Samoobrony] Sro 28 Paź 2015, 00:08 | |
| Najwyraźniej kurs samoobrony okazał się być dla niektórych z uczestników niezwykle pechowy, skoro już po pierwszej turze jeden z uczniów został oddelegowany do skrzydła szpitalnego. W dodatku nie na co dzień można oglądać akrobacje w wykonaniu fruwającej Taneshy, która z gracją podniosła się po przegranej rundzie. Isabelle się poszczęściło, miała więc nadzieję, że tak już zostanie do końca zajęć. Wolała uniknąć odwiedzin u pani Pomfrey, a także bezpośredniego spotkania z podłogą. Musiała pozostać więc czujna, choć nie spodziewała się cudów. Było ich zdecydowanie za dużo, by móc z góry stwierdzić, przed kim powinno się mieć na baczności. Korzystając z chwili wygłaszania kolejnego, tym razem zdecydowanie krótszego monologu, przyjrzała się wszystkim zebranym. Przypuszczała, że ani Ben, ani Tanesha nie postanowią wbić jej przysłowiowego noża w plecy, choć równie dobrze mogliby chcieć pozbawić jej resztek dumy, skoro byli dla niej najważniejszymi osobami w sali. Ślizgonka na dłuższą chwilę utkwiła spojrzenie w Riaanie, próbując zdecydować, czy warto wspomóc go zaklęciem ochronnym, czy też powinna zadbać przed wszystkim o siebie. Dobrze wiedziała, jak postąpiłaby w sytuacji zagrożenia, ale zajęcia rządziły się innymi prawami. Koniec końców czasu do namysłu zbyt wiele nie było, a Isabelle mogła mieć tylko nadzieję, że nie da się nikomu zaskoczyć. Zawsze lepszą opcją było znalezienie się po stronie zwycięskiej, choć nawet przegrana nie wywołałaby na twarzy Izzy grymasu niezadowolenia – zbyt mocno zależało jej na utrzymaniu wykreowanego przez siebie wizerunku, by zaprzepaścić coś niechcianym gestem. Ścisnęła mocniej różdżkę, uśmiechając się pod nosem, gdy skierowała magiczny kawałek drewna w stronę Bena. – Expelliarmus!
Ostatnio zmieniony przez Isabelle Cromwell dnia Sro 28 Paź 2015, 00:09, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Wielka Sala [Kurs Magicznej Samoobrony] Sro 28 Paź 2015, 00:08 | |
| The member ' Isabelle Cromwell' has done the following action : Dices roll'10-ścienna' : |
| | | Mistrzynie Ohydki
| Temat: Re: Wielka Sala [Kurs Magicznej Samoobrony] Pią 30 Paź 2015, 01:29 | |
| Zgromadzeni mieli zaledwie ułamek sekundy na rozejrzenie się po pomieszczeniu w poszukiwaniu nadchodzącego zagrożenia - czyli stanowczo zbyt mało czasu. Nim bowiem zdołali dostrzec cokolwiek choćby kątem oka, względną cisze panującą w Wielkiej Sali rozdarły -niemal jednocześnie- okrzyki wydobyte z kilkunastu gardeł. Na początku był chaos. Promienie zaklęć śmignęły wokół czupryn uczniów rozświetlając swoim blaskiem kamienną podłogę, czasem docierając do celu, innym razem nie. Później zaczęły latać różdżki, a zaraz po nich ludzie. Najszybszy okazał się być flegmatyczny Auror, któremu przewagę zagwarantowało zapewne przekonanie mieszkańców Hogwartu iż w żadnym wypadku nie wmiesza się osobiście w walkę, bo to przecież niesprawiedliwe. Rozbrajacz wystrzelony z sosnowej różdżki Joshui(Expelliarmus - 23) dosięgnął siostrę Rufusa Scrimgeoura przebijając się przez mgiełkę nieuformowanego jeszcze do końca zaklęcia tarczy(Contrprotego - 22) i odrzucił dziewczę na kilka metrów do tyłu. Znakomitym refleksem wykazała się również Panienka Rabe i zaraz obok, nie ustępując jej kroku, Panicz Romulus. I o ile Ślzgonka zachowując stoicki spokój, postawiła na całkiem rozsądną obronę(Protego Socii- 20) siebie oraz swojej aktualnej sojuszniczki, dzięki czemu zdołała uniknąć niemiłych skutków zaklęcia Glorii(Expelliarmus- 8), o tyle na twarzy Krukona wyraźnie malowało się pragnienie wyrządzenia krzywdy swojej byłej dziewczynie. Błyskawicznym, pełnym zdeterminowania machnięciem różdżki posłał w kierunku ciemnowłosej puchonki potężne zaklęcie rozbrajające(Expelliarmus- 20) które cisnęło jej szesnastoletnim ciałem o ścianę nie dając nawet szansy na wyszarpnięcie różdżki z kieszeni w celu rzucenia zaklęcia tarczy( Protego Socii- 7). Jak się jednak okazało zaledwie kilka milisekund później, Blake nie była jedynym reprezentantem Hufflepuffu lubującym się w podniebnych wojażach, bowiem po szybkim wystrzeleniu przez Taneshę niewerbalnego rozbrajacza (Expelliarmus -19) w stronę panienki Annesley, w powietrzu dostrzec można było już zalążki jedynego w swoim rodzaju klucza latających borsuków. Nie pomogło nawet zaklęcie tarczy(protego Socii - 16) postawione przez rosłego Krukona, którego gabaryty wykorzystane jako zasłona, zapewne przyniosłyby więcej korzyści niż jego wątpliwej -przynajmniej w obecnej chwili- jakości refleks. Tak jest panie Watts, nic tak nie działa na damy, jak obrona własną piersią. Wróćmy jednak na chwile do Panienki Hanyashy, bowiem zapewne niejeden uczeń Hogwartu postawiłby swoją kolekcję kart z czekoladowych żab na to, że gdyby zwinna ślizgonka zdawała sobie sprawę z faktu, że unieszkodliwienie przez nią Claire próbującej zaatakować (Expelliarmus- 16) Maired, skutkowało pośrednio zwycięstwem Gryffindoru, bez wątpienia wybrałaby inną ofiarę. Zwłaszcza, że Rudowłose dziewczę(które najwyraźniej pobierało lekcje od największego gryfońskiego pogromcy Ślizgonów - Erica Henley'a) kolejny już raz dzisiejszego popołudnia dzięki pewnie użytemu zaklęciu rozbrajającemu (Expelliarmus -18) pomogło wzbić się w powietrze reprezentantowi domu Salazara Slytherina. I choć lot Isabelle był o wiele krótszy i zapewne mniej bolesny niźli ten w wykonaniu ziemniaczanej eskadry, to wytrącenie różdżki w połowie wypowiadania uroku(Expelliarmus - 9) bez wątpienia musiało urazić jej zieloną dumę. Próba ochrony (protego Socii- 12) damy której podjął się Riaan, niestety i tym razem spaliła na panewce, bo choć całkiem silna tarcza rzeczywiście pojawiła się w odpowiednim miejscu, to czas potrzebny na podniesienie różdżki leżącej wciąż u stóp chłopaka zadziałał oczywiście na jego niekorzyść. Bez szwanku nie wyszedł jednak - zapewne ku ogólnej uciesze zgromadzonej gawiedzi - nawet sam prowadzący, bowiem oto Abigail Milloti z którą meżczyzna był niejako w duecie, wbiła swojemu własnemu, osobistemu towarzyszowi nóż w plecy i jakby tego było mało, wyjątkowo przeciętny jak na standardy biura Aurorów rozbrajacz (Expelliarmus- 17) został wzmocniony niewielką ilością energii odbitej od wspomnianej już wcześniej niekompletnie uformowanej tarczy Gwendolyn (contrprotego - 22), czego skutkiem było rozruszanie jego flegmatycznej mości czyt. króla nudziarzy Joshui Dunbara . A właściwie to w gruncie rzeczy nie tylko jego, gdyż w trakcie krótkiego lotu zafundowanego przez kobiecy duet, Anglik zwalił z nóg sięgającego właśnie po cedrową różdżkę Gabriela Revellina i zapewnił im obu całkiem twarde - nawet jak na zaklętą odpowiednim urokiem podłogę - lądowanie kilka metrów dalej. Któż by się spodziewał, że nietrzymanie się zasad będzie tak niezwykle owocne. Kilka chwil później, gdy zgiełk pojedynku nieco ucichł, a pył - metaforyczny rzecz jasna- z pola walki zdążył już opaść, okazało się, że w gotowości do walki pozostało siedmiu uczniów. Spośród nich jednak tylko dwa duety odniosły pełne zwycięstwo - Panienki Rabe i Hanyasha ze Slytherinu oraz para Krukońsko- Puchońska, Romulus i O'Loughlin.
Joshua -> Expelliarmus(23) w Gwendolyn Gwendolyn - > Contrprotego(22) w siebie Rosie - > Protego Socii (20) w Tan i siebie Enzo - > Expelliarmus(20) w Blake Tanesha - > Expelliarmus(19) w Claire Maired - > Expelliarmus(18) w Isabelle Pheebs - > Expelliarmus(17) w Joshue Claire - > Expelliarmus(16) w Maired Ben - > Protego Socii(16) w Claire Riaan - > Protego Socii(12) w Isabelle Isabelle -> Expelliarmus(9) w Bena Gloria - > Expelliarmus(8) w Rosie Blake - > Protego Socii(7) w Maired
Dziękuję wszystkim, post Joshui pojawi się jutro :) |
| | | Phoebe Milloti
| Temat: Re: Wielka Sala [Kurs Magicznej Samoobrony] Pią 30 Paź 2015, 16:03 | |
| Po rzuceniu owego czaru, w którym to notabene Milloti nie pokładała wielkich nadziei, kobieta rozejrzała się po sali. Ogarniętej szałem bitewnym, hukami zaklęć i ich jasnymi błyskami. Wyglądało to… no cóż, w pewnym sensie znajomo - przemknęło jej przez myśl, w momencie gdy trafiona przez Joshuę Krukonka, mała Scrimgeour pozbawiło gruntu pod nogami. Nieładnie, tak się z kobietami nie postępuje. Po niej przyszła kolej na lot ciemnowłosej Puchonki, która zapewne nie oczekiwała takiego obrotu sytuacji - wkroczyła do sali z zamiarem kibicowania kolegom i koleżankom, a tymczasem nie minęły dwie minuty, gdy została potraktowana wyjątkowo silnym rozbrajaczem. Kręcąc głową z zniesmaczeniem wymalowanym na twarzy, podeszła do dziewczyny i kucając upewniła się czy na pewno nic się nie stało. To wyglądało na naprawdę bolesne uderzenie. Jako, że w międzyczasie poszybowała również panienka Annesley, i na nią Milloti spojrzała uważniej. Może to jej dobre serce, może zalążki instynktu macierzyńskiego (ach, taki żarcik) ale w tym momencie zaczynała martwić się o dzieciaki, które traktowanie zaklęciami mocniejszymi niż się spodziewała upadały na ziemię jeden po drugim. Zestrzeliwane niczym kaczki, miały na szczęście miękkie lądowanie ale nie zapominajmy przecież o twardej, zimnej i nieustępliwej ścianie. Upewniwszy się, że ucierpiała tylko i wyłącznie duma ciemnowłosej szesnastolatki (a zawsze to mógł być kark!) ogarnęła wzrokiem kolejną leżącą już na ziemi, panienkę Cromwell, która zgubiła po drodze różdżkę. Och, to musiało boleć jej nieznające porażki serce - pomyślała Pheebs prostując jakże zgrabne nóżki. I tamten reprezentant domu Lwa też nie wyglądał najlepiej. O Dunbarze już nie wspominając. Jako, że wcześniej była zajęta nańczeniem młodzieży, Pheobe łaskawie nie zwróciła uwagi na porażkę Joshuy. Teraz jednak nie miała wyjścia, zwłaszcza, że uderzył rykoszetem kolejnego ucznia, tego markotliwego spod kaptura, co zapewne zapisze się w psychice młodego jako traumatyczne wydarzenie. A w jej pamięci będzie to jeden z bardziej legendarnych dni w historii urzędowania Ministerstwa Magii. Zdusiła w sobie cichy chichot, po czym przeniosła spojrzenie na wysokość oczu, z podziwem spoglądając na twarze szczęśliwców, co ustali na nogach. No nieźle, siedem osób a w tym dwie pary. Jak wspaniale, cudownie i rzec można… idealnie. Idealnie wyliczone. - No dobrze, to po pierwsze czy któreś z was trzeba odesłać do Skrzydła Szpitalnego? Nie? To świetnie, cudownie - spytała potulnie Milloti, stosując rzecz jasną odpowiednią pauzę w odpowiednim miejscu. Ale jako, że nikt nie rwał do się do przyznania jak wielką poniósł porażkę, kontynuowała - Niech każdy pokaże, kto był z kim w parze i ile różdżek się ostało… Dwie, tak? Dwie różdżki i dwie pary - to nasi zwycięzcy - powiedziała, po czym obdarzając owych spojrzeniem pełnym uznania, dodała. Tak dla jasności- Rosalie, tak? I Tanesha oraz… Gloria i Enzo, dobrze mówię, prawda? Zerknęła przelotnie na Joshuę, szukając w jego spojrzeniu cichego potwierdzenia. I choć miast tego otrzymała zapewne wyraz pogardy i wściekłości, nie przejęła się zbytnio, po czym kontynuowała. - Każde z was jest liderem. Teraz dobierzecie się w cztery trzyosobowe drużyny. Gdy to już zrobicie proszę was, stańcie tymi składami w cztery okręgi. Wszystko jasne?
Enzo, Rabe, Gloria i Tan dobierają sobie po dwie osoby do drużyny. Reszta będzie w poście Joshuy, enjoy! |
| | | Rosalie Rabe
| Temat: Re: Wielka Sala [Kurs Magicznej Samoobrony] Pią 30 Paź 2015, 16:13 | |
| A więc Taneshy nie sprawiło większych problemów rozbrojenie przeciwniczki, dodatkowo wybrała całkiem przyjemny cel swoich działań, mianowicie jedną z kilku przedstawicielek Hufflepuffu, która z łoskotem uderzyła o ścianę. Rose uśmiechnęła się pod nosem nie tylko z tego faktu, ale i również świadomości, że beznadziejny przykład puchońskiej chłopczycy starał się rozbroić ją z bardzo marnym skutkiem. Nie poczuła nawet silniejszego zawibrowania we własnej różdżce w momencie zderzenia się uroku z wytworzoną tarczą. Prychnąwszy wzgardliwie w stronę Glorii rozejrzała się po Sali, by sprawdzić resztę wyników tego... osobliwego starcia. Przez głowę Rosalie przewinęła się szybko myśl, że to zadanie wcale nie było tak pozbawione sensu jak mogłoby się wydawać. Na wojnie nie będzie sprawiedliwych pojedynków, nikt nie wykona maniery przed pozbawieniem kogoś różdżki czy wymierzeniem Avady Kedavry wprost w obróconego tyłem przeciwnika. Dookoła będzie toczyła się jatka i skupianie się wyłącznie na sobie doprowadzi do rychłej zguby – końcem końców, ochraniając czyjeś plecy, ktoś jeszcze inny może doglądać jej własnych. Jak od zawsze ceniła indywidualność i wszystko robiła sama, tak ten krótki szkolny epizod uświadomił jej, że wykluczonym na polu bitwy jest bycie zdanym tylko na siebie. Co za koszmar. Gloria ewidentnie celowała w nią zaklęciem, a więc Tanesha nie musiała być chroniona przed nikim, co w sumie ucieszyło Rabe. Żadna żadnej nie jest nic winna, każda pracowała na swoje konto, a fakt, że akurat się zgrały nic nie znaczył. Tak czy inaczej wyszłyby zwycięsko. Widocznie pary ustalane były pod względem umiejętności – a więc jednak Hanyasha nie była tak słaba, jak przypuszczała po ich potyczce. W takim wypadku można było odrobinę ucieszyć się z miotnięcia Ślizgonką o ścianę. Tak tylko odrobinę. Chociaż z drugiej strony Puchonka, której nie udało się rozbroić Rosalie również znalazła się w czwórce wygranych – blondynka westchnęła cicho i porzuciła snucie dalszych teorii, wsłuchując się co też ta pani Auror ma do powiedzenia. Uniosła niechętnie różdżkę nieco w górę na sekundę, by zaznaczyć swoją obecność. Lider? Serio? Ostatnie, czego jej było trzeba to wdzięcznej posadki lidera. Pospiesznie rozejrzała się po reszcie uczniów. - Wybieram Gwen – rzuciła szybko, pamiętając przecież, że dziewczyna wcale nie jest taka kiepska w zaklęciach, no i całkiem ją lubiła. Z drugą osobą miała większy problem. Nie znała w większości tych ludzi, dodatkowo duża część z nich była z Hufflepuffu. Co jak co, ale z ziemniakami pracować nie chciała. – i Wattsa. Przypomniała sobie lekcje transmutacji – Vincent wybierał znajomych ostrożnie. Rozważnie. A prefekt Ravenclawu właśnie z nim siedział w ławce. Niech będzie, czy się mu to podoba, czy nie. |
| | | Tanesha Hanyasha
| Temat: Re: Wielka Sala [Kurs Magicznej Samoobrony] Pią 30 Paź 2015, 17:46 | |
| Dość jasną sprawą było, że ani ona ani Rosalie nie przyłączyły się do krzyków jakie zapanowały w Wielkiej Sali. Ani jako miotające zaklęcia, ani jako odlatujące hen hen w powietrze. Wydawałoby się, że współpraca między dwójką Ślizgonek będzie bardziej niż trudna, ale najwyraźniej nie była nawet potrzebna. Obie zadziałały instynktownie i tym razem odniosło to skutek. Puchonka odleciała trafiona niemym zaklęciem Taneshy, a Rabe równie bezgłośnie użyła tarczy, być może wprowadzając inną Puchonkę w błąd, ponieważ zaklęcie Glorii zdawało się nawet nie dotrzeć do ich dwójki. Kiedy stukot różdżek odbijających się od podłogi i łomot ciał ucichł, brunetka rozejrzała się mimowolnie. Wyglądało na to, że były w małej grupie tych, którzy się jeszcze uchowali. Obróciła różdżkę w dłoni, nieco rozluźniając uścisk i wysłuchała słów Aurorki. Mieli pozmieniać pary, a raczej drużyny. Jej dotychczasowa towarzyszka nie traciła czasu, wybierając dwójkę Krukonów - widocznie musiała coś wiedzieć na ich temat, ewidentnie nie należała do tych, którzy przyjmują pod swoje skrzydła żółtodziobów. Albo ziemniaków. Tanesha nie bardzo miała wybór. A przynajmniej miała małe pojęcie na temat ludzi znajdujących się w pomieszczeniu. No, może z wyjątkiem Isabelle. I Rabe. Dlatego nie namyślała się długo. - Wybieram Cromwell. - podeszła bliżej do przyjaciółki podając jej rękę i pomagając się dźwignąć na nogi. - Co to miało być, chciałaś żeby było mi mniej przykro przez tą glebę? - zapytała szeptem. Następnie nieco zdezorientowana spojrzała po reszcie uczniów. Najwyraźniej ona i pozostała trójka liderów była tu najsprawniejszą grupką pojedynkowiczów. Wyborem ostatniego członka drużyny kierowała się więc nieco w ciemno. Spojrzenie Hanyashy padło na Gryfona, towarzysza Iz. I wtedy przez jej umysł przemknął cień myśli, że chłopak próbował osłonić swoją towarzyszkę Protego. Mało skutecznym, ale jednak. - I Riaana. - dorzuciła po chwili. Nawet zapamiętała jego imię, chodź pod tym względem jej pamięć nigdy nie była imponująca. Wyglądało na to, że o to wybrała towarzyszy niedoli.
Ostatnio zmieniony przez Tanesha Hanyasha dnia Pią 30 Paź 2015, 18:03, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Enzo Romulus
| Temat: Re: Wielka Sala [Kurs Magicznej Samoobrony] Pią 30 Paź 2015, 17:57 | |
| Świst różdżki przecinającej powietrze znikł w ogromie jednocześnie wypowiedzianych zaklęć i tych wszystkich innych świstów. Spojrzenie Krukona jednak było utkwione w swoim obiekcie i z uśmiechem pełnym satysfakcji obserwował jej lot w kierunku ściany. Chociaż zaraz ten uśmiech znikł. Zaklęcie było zbyt mocne, ona teraz leżała rozłożona na posadzce i nie wyglądała jakby miała się szybko podnieść. Satysfakcję mimowolnie zastąpiła troska. W końcu przez kilka ostatnich miesięcy jego celem było zapewnienie jej bezpieczeństwa, a nie rozłupanie jej czaszki o ścianę na legalnych zajęciach z legalnymi pracownikami Ministerstwa. Choć jeśli chodzi o to drugie zaczynał mieć wątpliwości. Ta aurorka była zbyt wesoła, a on zbyt markotny. Niemożliwe by pracowali w tej samej firmie. Jeśli tak to ta firma ma niespodziewanie różnorodne kryteria naboru. A tego po Ministerstwie Magii by się nie spodziewał. Ciemne tęczówki obserwowały Blake, a kiedy ta się podniosła znów jego twarz przyozdobił uśmiech zwycięzcy. Na wypadek gdyby miała jakieś wątpliwości od kogo dostała ten osobliwy podarek w postaci całkiem mocnego i całkiem trafnego rozbrajacza. You're welcome. Pojedynek jak szybko się zaczął tak szybko się skończył. Dopiero kiedy padło jego imię przeniósł wzrok z Puchonki na kogoś kto prawdopodobnie kiedyś też był Ziemniakiem. Spojrzenie mu złagodniało i kiwnął głową na znak, że rozumie, że jak najbardziej rozumie. Dał pierwszeństwo dziewczętom obserwując ich wybory. Całkiem trafne. Całkiem na miejscu. Całkiem... Czyżby nikt nie wziął Blake? Zaraz... Czy aurorka powiedziała: ustawcie się w koło? Tak. Tak powiedziała. Dlatego nie dał już pierwszeństwa Glorii. - Wybieram Maisie - odezwał się już bardzo sympatycznie uśmiechając się do rudowłosej Gryfonki której imię zapamiętał, choć wcale tego nie planował. Jednak to nie o nią mu chodziło. W razie koalicji będzie dobrym sojusznikiem, ale prawdę mówiąc liczył na rywala. Znów. Dlatego też... - Oraz Blackwood - czyż to nie idealne zagranie? Mogłoby być lepsze. Mógł od razu się drzeć w niebiosa, że chce Wattsa, bo wyjątkowo dziś byłoby mu z Prefektem swojego domu po drodze. I przy okazji mógł się wydrzeć, że chce Gwen, bo lubi blondynki. I Krukonki. A ona jest doskonałą mieszanką. Z fajną różdżką. Którą fajnie macha. Jednak dał szansę innym. Dał szansę wszystkim oprócz Glorii, która mogłaby tu zrobić ładną Puszkową ekipę. Mogłaby, ale kto pierwszy ten lepszy. A on potrzebował teraz Blake. Bardzo. Wręcz na gwałt. |
| | | Gloria O'Loughlin
| Temat: Re: Wielka Sala [Kurs Magicznej Samoobrony] Pon 02 Lis 2015, 09:44 | |
| |
| | | Gość
| Temat: Re: Wielka Sala [Kurs Magicznej Samoobrony] Pon 02 Lis 2015, 14:53 | |
| Zamęt który ogarnął Wielką Salę po zakończeniu odliczania stanowczo nie przypadł Joshui do gustu. Mimo wykonywanego zawodu, mimo, że zachowując stoicki spokój bez większego problemu potrafił odnaleźć się na polu bitwy, mężczyzna wciąż –używając delikatnych słów - nie przepadał za chaosem oraz często towarzyszącymi mu irytująco głośnymi wrzaskami. Dla większości z tych naiwnych dzieciaków to była prawdopodobnie zabawa w trakcie której mogli popisać się swoimi umiejętnościami czy wyrównać jakieś dawne rachunki, jednak dla niego i zapewne również dla Pheebs, sytuacja w trakcie której nad głową świszczą Ci promienie zaklęć, a Ty sam nie masz pojęcia skąd nadejdzie kolejny cios znaczyła odrobinę więcej. Zauważywszy lot dwóch młodych puchonek Joshua poczuł się dziwnie. W prawdziwej potyczce byłyby już martwe. Ot tak, w ułamku sekundy zniknęłyby z życia bliskich im ludzi i gdyby nikt nie pokwapił się by sprzątnąć ich bezwładne ciała z kamiennej podłogi, przez wieczność wpatrywałyby się zamglonym wzrokiem w zachmurzone niebo Wielkiej Sali. To dość smutne, nie da się ukryć. Nawet oschłemu Dunbarowi zrobiłoby się zapewne odrobinę przykro, ale nim zdążył dokładniej przyjrzeć się wszystkiemu poczuł, że trafiony zaklęciem traci grunt pod stopami. Martwy, cóż za ironia losu. O dziwo jednak pracownik ministerstwa zupełnie się tym nie przejął, zamiast tego w trakcie lotu odnalazł niebywałą frajdę z obserwacji wspomnianego już wcześniej zaczarowanego sklepienia. Nawet lądowanie na kościstym Gabrielu nie przerwało mu wykonywania jego ulubionej czynności, mało tego, na jego twarz wpełzł grymas przypominający uśmiech, bo prawdopodobnie pierwszy raz odkąd dzieciaki przekroczyły próg, Joshua był w dobrym nastroju. Cóż bowiem mogło być bardziej przyjemnego niźli błogie wylegiwanie się na miękkim materacu gdy nad głową leniwie płyną Ci obłoki zmierzając właściwie nie wiadomo dokąd. Cel ich podróżny nigdy nie frapował młodego Aurora, bo niby czemu właściwie miał się nad tym zastanawiać? Obłoki w przeciwieństwie do niego doskonale wiedziały jaki jest cel ich wędrówki, zadawanie tak banalnych pytań było w takim wypadku wyjątkowo nietaktowne. Podobnie było zresztą z ludźmi. Joshua nie widział powodu dla którego miałby zajmować się sprawami innych. Po co pytać człowieka gdzie idzie? Jeśli ktoś idzie, to bez wątpienia dokądś, i sam najpewniej wie dokąd, nawet jeśli aktualnie nie zdaje sobie z tego sprawy, cały świat nie musi od razu przejmować się jego wędrówką i męczyć go zbędną troską. Jeśli będzie potrzebował pomocy, najpewniej zejdzie z gościńca i uprzejmie zapuka do czyjegoś domu, albo też będzie maszerował dalej aż zaczną krwawić mu pięty i upadnie z wycieńczenia. Jego wola. Gdyby to zależało od Joshui, zapewne przeleżałby tak całe popołudnie, ale cholerne obowiązki wzywały. Przyszłość narodu wzywała. Dlatego kilka chwil później, podpierając się rękoma podniósł się i zagadnął jakby od niechcenia młodego krukona. -Jeśli nic Ci nie jest dołącz łaskawie do reszty - powiedział skupiwszy się bardziej na poszukiwaniu własnej różdżki niż na zbadaniu stanu poszkodowanego ucznia. Podnosząc ją z podłogi przez myśl przemknęło mu pytanie, które zadawał sobie niestety wcale nierzadko - jak proste byłoby życie bez tego kawałka sosnowego, rzeźbionego drewna? Darując sobie jednak tym razem głębsze dywagacje na temat czuwającej nad nim parszywości losu, skierował kroki w stronę koleżanki z pracy, która właśnie zakończyła obwieszczać kolejne instrukcje zgromadzonej gawiedzi. Nie spodziewał się ani ciosu od Pheebs, ani użycia contrprotego przez siostrę Rufusa, ale mimo, że pewnie powinien być zły, On w gruncie rzeczy przyjął okoliczności swojej porażki z błogą ulgą. -Brawo Scrimgeour, w trakcie walki wszystkie chwyty są dozwolone – oznajmił krótko gdy zrównał się z Pheebs – Gratuluję również instynktu panienkom Rabe i Hanyashy, niezła współpraca, prawdopodobnie nie zginęłybyście jako pierwsze w przypadku ataku czarnoksiężnika – dodał przenosząc wzrok na stojące obok siebie Ślizgonki – Podziwiam również siłę zaklęcia, chłopcze, Pana koleżanka miała szczęście, że wyszła z tego bez szwanku, ale proszę nie zapominać, że potężny urok to nie wszystko - stwierdził Auror drapiąc się po brodzie, bo choć spodziewał się ofiar, nie były mu one rzecz jasna na rękę. - W każdym razie, powiedzcie, jak wam się podobało wystawienie na okoliczności w których nie macie pojęcia skąd nadejdzie cios? Zasmucę was, to co wydarzyło się przed chwilą nie będzie jednak trwało tylko sekundę, nie skończy się na rzuceniu jednego zaklęcia a wrogowie prawdopodobnie będą mieli przewagę liczebną. Jeśli wasz przyjaciel zostanie trafiony, przeciwnik nie przerwie walki - kontynuował zwracając się tym razem do ogółu - Domyślam się zatem, że osobom próbującym ochronić swoich towarzyszy musi być niezwykle przykro, że pomimo włożonych starań nie udało wam się wyprzedzić nieprzyjaciela i to z waszej winy w prawdziwej walce wasi sojusznicy byliby już zapewne martwi albo przynajmniej okaleczeni – dodał zatrzymując wzrok na młodym Gryfonie – Mam nadzieję, że wszyscy zrozumieli cel tego ćwiczenia. Nie zakładamy wprawdzie, że przyjdzie wam brać udział w podobnej bitwie, ale naprawdę zależy nam ma tym, żebyście przynajmniej w niewielkim stopniu byli przygotowani na prawdziwą walkę, bo wierzcie mi lub nie, ale doświadczenie które tutaj zdobędziecie pozwoli wam nie wpaść w panikę gdy znajdziecie się w podobnej sytuacji poza murami Hogwartu….Niestety jak to już zdążyła wspomnieć moja urocza koleżanka, dorośli nie zawsze spadną wam z nieba na ratunek, dlatego liczę, że po tym co tutaj dziś przeżyjecie będziecie w stanie pomóc przetrwać tym którzy z podobną sytuacją zetkną się po raz pierwszy – powiedział zanim jeszcze zdążyli dobrać się w drużyny - Albo przynajmniej nie będziecie ciężarem w sytuacji gdy ktoś jednak przyjdzie wam z pomocą – rzucił na zakończenie i machnął ręką dając znak by zaczęli dobierać się w drużyny. -Winszuję Ci Abigail – powiedział krótko nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem. Nie to, żeby jakoś bardzo przejął się rozbrojeniem, zwyczajnie nie widział powodu dla którego miałby komentować zaistniałą sytuację bardziej okazale – Wszystko z nimi w porządku? Prezentują wyższy poziom niż sądziłem, jeśli nie zaczną zgrywać bohaterów, może nie dadzą się tak łatwo zabić – dodał właściwie nie wiedzieć czemu, po czym zostawiwszy młodą panią Auror za sobą, przeszedł na środek Sali. -Panienko O’Loughlin, wygląda na to, że Pan Romulus nie pozostawił panience przywileju wyboru- oznajmił stosunkowo donośnym głosem – W kolejnym ćwiczeniu ponownie skrzyżujecie ze sobą różdżki, tym razem jednak osoby które stoją razem z wami w okręgu są przeciwnikami. Możecie użyć przeciwko członkom waszych drużyn dowolnych, prostych zaklęć pojedynkowych, ale postarajcie się nie zrobić sobie nawzajem krzywdy jeśli łaska. Walczymy do jednego trafienia, osoba potraktowana urokiem wypada z gry. W każdej drużynie może być dwóch zwycięzców, zaczynacie na trzy - wyjaśnił krótko zasady – I skromna rada, walka polega między innymi na wprowadzaniu w błąd. Jeśli możesz coś zrobić, udawaj, że nie możesz, jeśli dasz znać, ze chcesz wykonać jakiś ruch, nie wykonuj go – dodał spoglądając na niepewne twarze uczniów i zamilkł na kilka chwil dając im czas do namysłu –…raz…dwa…trzy…- zawołał Auror trzymając różdżkę w pogotowiu i zaczął zastanawiać się nad tym ilu z nich dobrało sobie do zespołu przyjaciół.
Wszyscy używacie jednego zaklęcia wycelowanego w dowolną osobę z drużyny, w poście rzucamy k10, wynik waszych starań jest uzależniony od statystyk i liczby oczek na kostce. Opis wykonywanych akcji zostanie podsumowany indywidualnie dla każdej z drużyn w poście MG. Oczywiście starcie nie musi zakończyć się po pierwszej kolejce. W ćwiczeniu preferowane są zaklęcia z poziomu 1 i 2, ale w ostatecznym rozrachunku pozostawiam wam dowolność, pamiętajcie jednak, że to Hogwart a wami zajmuje się para Aurorów.
Czas na odpis - 5 listopada, godz. 00:05 |
| | | Claire Annesley
| Temat: Re: Wielka Sala [Kurs Magicznej Samoobrony] Pon 02 Lis 2015, 16:36 | |
| Bez wahania podreptała do własnej grupy... Wróć, do grupy Glorii. Biorąc pod uwagę, kto był liderką zespołu, Annesley nawet przez moment nie czuła się jakoś szczególnie odrzuconą. Jasne, spektakularny lot przez salę i wyrżnięcie plecami w podłogę było dość jednoznacznym wskazaniem, że Claire niekoniecznie znajduje się na tych zajęciach co powinna (lub, z drugiej strony, wręcz przeciwnie - z sieroctwem należało przecież walczyć), tym niemniej zatrzymując się u boku O'Loughlin czuła się nieźle. Całkiem dobrze. Otrzepując się i poprawiając wygniecioną szatę odetchnęła cicho, uśmiechnęła się szeroko do swych współćwiczących i odetchnęła głęboko. Gdzieś w międzyczasie skinęła głową na znak, że żyje i że wizyta w Skrzydle Szpitalnym nie będzie konieczna, rozprostowała plecy, poprawiła mankiety i... Cóż, tym razem nie miała problemu z rzuceniem jakiegokolwiek czaru - może dlatego, że nieszczególny miała wybór. Nie miała ochoty na kompromitowanie się jakimkolwiek zaklęciem ofensywnym, a skoro pojedynek sprowadzać się miał do dwóch trafień, decyzja Annesley ograniczyć miała się do dwóch zaklęć. Expelliarmus - mieszczące się w pojęciu zaklęcia prostego - czy może nieco bardziej wymagające, ale też obiecujące contrprotego? Zastanawiała się aż do końca odliczania i właściwie jeszcze kilka ułamków sekundy dłużej. Oczywiście, uniosła w tym czasie uzbrojoną dłoń, zacisnęła ją pewniej na skierowanej ku Glorii różdżce i drgnęła nawet lekko nadgarstkiem, jak gdyby rzucając zaklęcie... którego nie rzuciła. Nie mogła. Falstart mijałby się przecież z celem. Musiała odczekać, musiała wyczuć odpowiedni moment i dopiero wtedy, ostatecznie wybierając ofiarę - a więc tę osóbkę, która zaatakowałaby ją jako pierwsza - mogłaby skumulować drzemiącą w kijku moc. - Contrprotego! Oczywiście, nie było pewności, że jej się uda, co więcej - nie było też pewności, że ktokolwiek faktycznie ją teraz zaatakuje. Ale przygotowana była i na to! Gdyby tylko dla odmiany nie stała się ofiarą - i gdyby zdążyła - wtedy jej zaklęcie posłużyłoby do ochrony Glorii. Bo wiecie, solidarność jajników. A że ktoś musiał przegrać jako pierwszy, czemu nie miałby to być Gabriel?
przepraszam za marną jakość (nie mówiąc o długości), ale trochę zdycham, choruję i uczę się jednocześnie, a potem mogę nie mieć czasu przed dedlajnem ;-; i że w poście trochę chaos: 1) jak ktoś atakuje Claire, to Claire chroni siebie; 2) jak Claire nie będzie celem żadnego zaklęcia, to contrprotego leci na Glorię dziękuję za uwagę |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Wielka Sala [Kurs Magicznej Samoobrony] Pon 02 Lis 2015, 16:36 | |
| The member ' Claire Annesley' has done the following action : Dices roll'10-ścienna' : |
| | | Riaan van Vuuren
| Temat: Re: Wielka Sala [Kurs Magicznej Samoobrony] Pon 02 Lis 2015, 23:49 | |
| Okej. Znowu nie wyszło. To już zaczynało być frustrujące. Chłopak wściekłym wzrokiem spiorunował swoją różdżkę jakby to ona była winna jego niepowodzeniom. Oczywiście była to okropna nieprawda i niesprawiedliwość i Riaan o tym wiedział, ale potrzebował wentyla poprzez który wypuści z siebie trochę agresji, która zaczęła gromadzić się w nim wściekle od pierwszej porażki. Tym razem było jeszcze gorzej, bo przez niego oberwała druga osoba. Prychnął jeszcze tylko gniewnie i z powrotem zwrócił uwagę na to co działo się wokół niego. Przez całą tę złość młody Afrykaner zupełnie zapomniał o bożym świecie i dopiero głos wybierającej go do drużyny Taneshy sprowadził go na ziemię. Ze wspomnieniem gniewu na twarzy spojrzał na Ślizgonkę wskazując siebie palcem i robiąc pytającą minę. Rozumiejąc, że to nie pomyłka podszedł do niej i Isabelle. - Okej, dzięki. - mruknął bardziej do siebie niż do dziewczyn i skupił się na powrót na zajęciach odsuwając frustrację na drugi plan. Polecenia wydawane przez prowadzącego aurora były precyzyjne, pomijając jego nużącą paplaninę na inne tematy, facet wydawał się być całkiem konkretny. Nawet jeśli przechodził prosto do meritum tylko dlatego, że chciał jak najszybciej skończyć zajęcia. Raz... Umysł Riaana pracował na najszybszych obrotach przeszukując pamięć w poszukiwaniu właściwego zaklęcia. Dwa... W końcu wybrał najsensowniejsze. Trzy... - Contrprotego! - Nie miał zamiaru cudować, tu liczył się refleks, który o dziwo dzisiaj u niego szwankował. |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Wielka Sala [Kurs Magicznej Samoobrony] Pon 02 Lis 2015, 23:49 | |
| The member ' Riaan van Vuuren' has done the following action : Dices roll'10-ścienna' : |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Wielka Sala [Kurs Magicznej Samoobrony] | |
| |
| | | | Wielka Sala [Kurs Magicznej Samoobrony] | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |