|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Alecto Carrow
| Temat: Re: Kontuar Nie 18 Mar 2018, 22:00 | |
| Daniel zupełnie nie przypominał chłopaka, którym był zaledwie rok temu, nie sądziła iż 365 dni to naprawdę tak dużo, by w drastyczny sposób zmienić człowieka. Tylko jasnozielone oczy wpatrujące sią w nią z tą samą intensywnością którą zapamiętała dawały jej poczucie, iż to naprawdę on. Jej Daniel, najlepszy przyjaciel, największy wielbiciel, miłość jej życia a teraz? Teraz największe nieszczęście jakie dane było jej poznać, w momencie gdy posmakowała czym jest prawdziwa miłość ten odwrócił się od niej. Raniące słowa którymi ją pożegnał odbijały się echem w jej głowie każdego dnia, żałowała. Zaufała mu bardziej niż samej sobie, a on jawnie to wykorzystał. Rządza mordu towarzyszyła jej każdego dnia od chwili gdy ją zostawił, jednak gdy ich spojrzenia się spotkały, serce po raz kolejny uderzyło w jej pieś z taką mocą, jakby miało zaraz połamać żebra i wyskoczyć wprost w dłonie Blaisa. Ten głos, mimo iż nienawidziła jego barwy , wydawał się arogancki, cyniczny i pretensjonalny, nadal sprawiał, że przez jej ciało przepływała dziwny prąd, nie potrafiła tego opisać, nie mogła uwierzyć, jednak sama przed sobą musiała to przyznać. Nienawidziła wszystkiego, jednak tego głosu mogła słuchać non stop, wciąż na nowo się nim rozkoszując. Ręka bolała niemiłosiernie, lecz nie dała tego po sobie poznać, miała ogromną nadzieję, że go zabolało bardziej i właśnie ona dawała jej poczucie pewnej stabilności, dzięki której potrafiła utrzymać się na nogach, nie poddając się całkowitej rozpaczy. Nie wiedziała co boli bardziej, fakt, iż tak ją zrani a może to, że nadal go kochała. Kochała? Czy ona jeszcze to potrafiła? Znajdując się bliżej bruneta mogła poczuć jego zapach, ironicznie on również się nie zmienił, dodatkowo jego zapach wymieszany z nutką alkoholu dodawał mu męskości. Zarost zdobiący jego niegdyś gładką twarz sprawiał, że chłopak wydawał się znacznie starszy niż był w rzeczywistości, Alecto sama przed sobą musiała przyznać, że był jeszcze bardziej pociągający niż dawniej. Panienka Carrow poszła w ślady swego towarzysza, sięgnęła po szklankę i od razu wypiła połowę jej zawartości, palący smak otrzeźwił jej myśli. Była damą, choć im nie wypadało pić przed południem, sytuacja w jakiej się znalazła zmusiła ją do tego. Przyjemne ciepło wypełniło jej przełyk, a smak alkoholu delikatnie szczypał koniuszek języka. -Dobrze, że z ciebie taki świętoszek Blais – odpowiedziała na jego słowa z wyraźną ironią w głosie, rozejrzała się dokoła czy ktoś nie jest przypadkowym świadkiem ich rozmowy, ale większość osób opuściło już Dziurawy Kocioł, pozostawiając ich właściwie samych. Zajęła miejsce obok niego, nie do końca uznając ten pomysł za dobry, czy nawet właściwy. –Dawno cię nie było – zauważyła. Widocznie Dan nie zdawał sobie sprawy co dzieje się w Anglii. Jak to możliwe? Czyżby zaszył się na bezludnej wyspie? Nie wiedziała czy powinna, czy chce powiedzieć mu jak wygląda obecna sytuacja, w jej mniemaniu niczego to i tak nie zmieni. Z drugiej strony nic nie straci ani nie zyska uświadamiając panicza Blaisa. -Ja i Amycus żyjemy aktualnie w pewnego rodzaju separacji, więc nie musisz się obawiać – odparła na jego pytanie, ale czy właściwie nawet gdyby to miał powód by się bać? Bardziej powinien obawiać się jej niż bliźniaka. Blondynce wcale nie było do śmiechu, aktualnie znalazła się w sytuacji w której nie czuła się komfortowo, jej pewność siebie uleciała gdzieś, czuła się jak mysz złapana w szpony kota, za wszelką cenę starając się aby ten nie wyczuł jej strachu. -Właściwie to nie wiem, aczkolwiek myślę że bawi się świetnie ze swoją narzeczoną. Zerwałam zaręczyny – oznajmiła oschło nawet na niego nie patrząc, zatopiła swój wzrok w szklance wypełnionej złotą cieczą, krople spływały po bezbarwnym szkle, które przechyliła wypijając całą zawartość. Nie odważyła się spojrzeć na niego, zabawne. Ta która zawsze wychodziła przed szereg, która prowokowała, walczyła, teraz bała się stawić czoła swojej przeszłości. Co ty ze mną robić Blais? zapytała samą siebie w myślach, gdy na jej usta wstąpił gorzki uśmiech
|
| | | Daniel Blais
| Temat: Re: Kontuar Pon 19 Mar 2018, 11:17 | |
| Nie był aniołkiem, to prawda, Al jako jedna z wielu mogła powiedzieć, że Blais potrafi wbić szpilkę tak, by bolało. Jednak mimo tego, iż w swoim życiu zranił wiele osób (głównie brudnokrwistych), tylko po tej jednej igiełce cierpiał tak dotkliwie. Gdyby nie natłok emocji towarzyszący temu porankowi, na pewno roześmiał by się szczerze, zamiast tego przechylił lekko głowę, wpatrując się w nią z zainteresowaniem. Dawno Cię nie było? Czyżbyś tęskniła za mną choć trochę?. Ta uporczywa myśl tłukła mu się po głowie. Cholera. Myślał, że już się z niej wyleczył. Serce mu się krajało na długo po tym jak ją zranił, ale w gruncie rzeczy ułożył sobie życie gdzieś indziej i starał się nie myśleć o przeszłości dopóki sama się o niego nie upomniała. Gdy jednak pojawiła się wątła nadzieja, że może Al wcale nie nienawidziła go tak bardzo, czuł dziwne mrowienie w okolicach żołądka. Prawdę powiedziawszy, mimo całego pociągu fizycznego jaki do niej czuł, cieszyłby się nawet z przyjaźni. W końcu znali się długo przed tym, nim to wszystko się wydarzyło, brakowało mu rozmów z nią, jej ciętych żatów i nierzadko kąśliwych uwag, które, jak podejrzewał, były tylko przykrywką. A może wcale nie chodziło jej o to, że za nim tęskniła, może miała na myśli coś większego niż relacje dwojga ludzi? Wcale nie było mu tak łatwo rozgryźć co dziewczyna ma w tym momencie w głowie. Fakt, we Beauxbatons odciął się zupełnie od wydarzeń w Anglii, utrzymywał jedynie nikły kontakt z matką, której wcale nie obchodziła sytuacja w kraju. Jeśli o czymś nie wiedział, to prawdopodobnie dowie się o tym od ojca. - Och. - wydusił z siebie, starając się nie wyglądać na zbyt przejętego. Zerwała zaręczyny... czy było możliwe, by zrobiła to z jego powodu? Tak bardzo chciał tego uniknąć, zrobił to wszystko żeby nie mieszać swojej rodziny w konflikt między dwoma o wiele większymi rodami. - W takim razie pewnie obawiasz się, że zostaniesz starą panną, dziewczyny z takim nazwiskiem są chyba sprzedawane w okolicy drugiej klasy, czyż nie? Nie była to kpina wymierzona bezpośrednio w nią, raczej w cały ten dziwaczny system zaręczyn. Potrafił to zrozumieć, ale nie umiał się z tym zgodzić. Na szczęście jego rodzice, choć w nieskończoność dopytywali się czy już kogoś wybrał i podsuwali mu różne opcje, nigdy nie zaaranżowali zaręczyn. To jedna z niewielu rzeczy, za które był im wdzięczny. - Wybacz. To było nie na miejscu - zreflektował się, nim upłynęła choćby chwila, pociągnął łyczek ze szklanki. - Skoro to Ty zerwałaś zaręczyny to chyba jesteś na wygranej pozycji. W każdym razie... nie powinnaś być teraz w zamku? A może Hogwart już nie istnieje, hm? Coś mnie ominęło? Nawet jeśli tak nie wyglądała, wciąż była uczennicą. W tym momencie trochę jej tego zazdrościł, chętnie zaszyłby się w dormitorium albo zaszedł na herbatkę do cioci Chantal. Wszystko, byle nie być tu, gdzie jest teraz. W każdym razie paplał jakby nigdy nic, bo tylko to trzymało go przy zdrowych zmysłach. Była teraz tak blisko, że musiał zaciskać rękę na swoim kolanie, żeby powstrzymać się od dotknięcia Al, a zapach jej perfum działał na niego jak narkotyk. |
| | | Alecto Carrow
| Temat: Re: Kontuar Pon 19 Mar 2018, 14:45 | |
| Stopiły się w niej dwie postacie; z jednej strony dziewczyna prosta zarówno pod względem tego co czuje jak i tego co myśli, z drugiej zaś romantyczka, egzystencjalnie zdolna do wzniosłych i kluczowych w życiu przemyśleniach. Przez całe życie brakowało jej jedynie iskierki, która gdy raz rozbłyśnie w mroku życia, wywoła ogień tak przeogromny i wszechogarniający jej ciało i dusze, że nic i nikt nie będzie w stanie go ugasić. Tamtej pamiętnej nocy z Danielem pojawiła się w jej egzystencjalnym (nie)bycie owa iskierka. Przewróciła wszystko do góry nogami, dała jej powody by je pokochać, a smutne, szare, zmierzające ku samozagładzie myśli przekształciły się w tak wielką siłę, że mierzyć się z nią mógł jedynie sam Bóg. Jej życie zmieniło się diametralnie w przeciągu kilku godzin, minut czy sekund. Pragnęła doświadczać radości, bólu, szczęścia możliwie najbardziej, żyjąc najlepiej jak tylko potrafiła. Nie zdawała sobie sprawy z jednego – wszystko co jej do tej pory podarował, cały ten inny, lepszy świat o którego istnieniu nie miała zielonego pojęcia, może jej kiedyś zabrać z tą samą łatwością z jaką jej niegdyś go dał. Tak się stało, z dnia na dzień straciła to. Cały ten spokój, który w końcu uzyskała, został jej odebrany, czego się w ogólnie nie spodziewała. Teraz po raz kolejny się z nim spotkała, z tym który odmienił jej życie. Sprawił, że wszystko zaczęło biegnąć innym, surrealnym i w końcu idealnym rytmem. Tęskniła za nim. Wmawiała sobie, że jest zajęta, w końcu waśnie rodzinne, szkoła. Jednak tam głęboko schowana była prawda, którą próbowała zagłuszyć. Tak bardzo bała się tych podejrzeń, że kiedy tylko przedostawały się jakimś cudem do jej myśli od razu wyciągał kontrargumenty i zawsze je zabijała. Czy była słaba? Czy bała się mówić co myśli? Nie. Była zakochana. Przez te pół roku próbowała zabić w sobie to uczucie, wmawiała wszystkim, że Daniel jest dla niej nikim, okłamywała wszystkich wokół, a najbardziej próbowała to kłamstwo wmówić samej sobie. Zamknęła oczy i delektowała się tą ciszą, która zapanowała między nimi. Próbowała się uspokoić, uporządkować wszystko co kłębiło się w jej głowie. Zepchnąć na bok wszystkie negatywne myśli. (…)-Blaise…-(…) –obiecaj mi tylko jedną rzecz. –(…)-obiecaj, że mnie nigdy nie okłamiesz. Nie ważne o co by chodziło. Nie ważne co byś zrobił. Zawsze chce słyszeć z twoich ust jedynie czystą, nieskazitelną prawdę. -Obiecuje ci, że nie usłyszysz żadnego kłamstwa z moich ust. (…) w jej głowie pojawiło się wspomnienie jednego z ich spotkań, prosiła go o obietnicę, którą on złamał. Blondynka nie była tego świadoma, nie wiedziała, że każde słowo wypowiedziane wtedy przez bruneta było kłamstwem, misternie utkanym tak by brzmiało prawdziwie, a jednocześnie by wywołało jak największy ból, a by ta jak najszybciej dała mu spokój, zostawiła go, znienawidziła zamiast kochać. W jej słowniku nie było słów porażka, strach, miłość. U niej po prostu nie istniały. Wszyscy jej mówili, że nigdy nie może przegrać. Bo Carrow nie przegrywają, nie kochają, nie mają słabości, nie tracą kontroli, nie okazują uczuć, nie szanują brudno krwistych. Sześć świętych zasady, które wpajano jej i bratu od najmłodszych lat. Nigdy nie mogła się sprzeciwić. Nigdy nie chciała się sprzeciwić. Lubiła wygodę i życie bez problemów. To nic, że czasem myślała inaczej i miała inne poglądy na niektóre sprawy. Nie afiszowała się z nimi, bo one różniły się z tymi, które mieli jej rodzice, przodkowie. Nie miała prawa zmienić spostrzeżeń. I tak na prawdę nie chciała ich zmieniać, do czasu aż odkryła jak ważny jest dla niej Panicz Blais. Sprzeciwiła się wszystkiemu i wszystkim, własnym rodzicom, przyrzeczeniom, zasadą. Zrobiła to dla niego, a on? Odwrócił się, porzucił. Kolejne słowa padające z jego ust przywołały kolejną falę złości, jednak tym razem nie zamierzała się jej poddać, nie chciała dać mu kolejnego powodu do drwin. Nie sądziła, że pół roku mogło tak go odmienić, nigdy nie był aniołkiem, jednak w jej obecności wydawał się być inny, zrywał swoja codzienną maskę, a teraz? Sama nie wiedział jak ich relacje mogły tak drastycznie ulec zmianie. -Nie jestem towarem aby być sprzedaną – odpowiedziała. Ona sama również nie przepadała za tą durną tradycją, w której panienki z dobrego domu oddawane są młodzieńcom, nie była towarem który mógł przechodzić z rąk do rąk. Nie godziła się na to od początku, z Regulusem miała swego rodzaju układ, o którym tylko oni wiedzieli, jednak nie wytrzymała w nim długo, była zbyt dumna aby bratać się z kimś kogo po części nienawidziła. -Wybacz co? – zapytała patrząc mu w końcu w oczy, dopiero teraz się na to odważyła, zaś sama przybrała maskę obojętności, liczą na to że Dan nie potrafi czytać w jej oczach jak dawniej. –Że mnie zostawiłeś? Nie dawałeś znaku życia? A teraz co? Czego ode mnie oczekujesz Blais co?- kolejne pytania same padały z jej bladoróżowych ust, jednak wyraz twarzy nie zmienił się. Głos miała spokojny, nie był przepełniony ani złością ani rozpaczą. -Istnieje, potrzebowałam chwili odpoczynku od tego wszystkiego – odpowiedziała na jego pytanie, jakby z lekkim zamyśleniem. Ciężko poniekąd było jej przebywać w murach zamku, gdy brakowało jego obecności. Był przecież kiedyś jej przyjacielem, czy mógłby zostać nim ponownie? |
| | | Daniel Blais
| Temat: Re: Kontuar Pon 19 Mar 2018, 16:55 | |
| Nigdy nie chciał jej okłamać, ale miłość jest ślepa. Łatwo było złożyć obietnicę kiedy myśli wybiegały w przyszłość najwyżej o godzinę. Spędzili razem naprawdę piękne chwile. A potem ją okłamał. Gdyby nie jego długi staż w okłamywaniu wszystkich dookoła, w tym siebie samego, prawdopodobnie nie dał by rady tak po prostu jej porzucić. Zresztą ich znajomi też nie ułatwiali sprawy, najpierw musiał znosić gratulacje swoich kolegów, w końcu wykiwał tę Alecto Carrow, a przez kilka następnych miesięcy z każdego kąta raziły go nienawistne spojrzenia jej koleżanek. Przy niej zawsze był inny, to prawda. Prawdę powiedziawszy maska, którą teraz założył ledwo trzymała się jego twarzy, wręcz pękała na granicach, a on wiedział, że nie będzie potrafił zmienić jej na kolejną i odniesie ogromną porażkę. Nie panował w pełni nad sobą, nie potrafił wymazać uporczywej zmarszczki spomiędzy brwi, szczerze się uśmiechnąć, przestać kurczowo zaciskać palców na materiale swoich spodni. Nagła reakcja Ślizgonki zaskoczyła go tak samo jak wcześniejszy policzek. Nie śmiał by jej przeprosić za to, że ją zostawił, wiedział, że nie ma odpowiednich słów, które mogłyby to naprawić. Co tak właściwie miał ma myśli przez to żałosne "wybacz"? Zresztą co on sobie tak właściwie wyobrażał? Że porozmawiają sobie, zapytają się nawzajem co słychać i rozstaną się w zgodzie? - Ja.. Pierwszy raz od dawna zabrakło mu języka w gębie. Nie potrafił znieść jej spojrzenia, pierwszy raz od początku ich spotkania przeniósł wzrok z twarzy Alecto na szklankę, której rant stał się torem dla jego palca, kiedy bezmyślnie go gładził. Zawsze tylko "ja", "ja" i "ja" - przebiegło mu przez myśl. Prawda, taki już był, jedynak z bogatego domu, ale dla osób, które były mu bliskie zawsze potrafił wykrzesać choć trochę empatii. Tymczasem przez całą tę rozmowę starał się odrzucać od siebie myśl, że być może dla niej ten rok był o wiele gorszy niż dla niego. Nie myślał o tym, jak ona się z tym czuje, a przecież to właśnie ona była ofiarą w tej chorej sytuacji. Zacisnął dłoń, która wcześniej spoczywała na jego kolanie w pięść na tyle mocno, że paznokcie wbijały mu się w skórę. Nie. mógł. się. poddać. Złapał szklankę i dopił jej zawartość, modląc się, by nie zadrżała mu dłoń. - Obiecałem Ci, że Cię nie okłamię i tego nie zrobiłem. - wstał i z kieszeni spodni wydobył pieniądze, które położył na barze, wyraźnie nie chcąc reszty. Barman miał dzisiaj duże szczęście do napiwków. - powinnaś być mi wdzięczna, że nie ciągnąłem tego dłużej. Najchętniej sam by siebie uderzył. W twarz, albo prosto między nogi, zasłużył sobie na wszystko. Nie czuł się teraz ani trochę lepiej niż rok temu, kiedy faktycznie ją okłamał. Złapał za płaszcz, ale zamiast wyjść stał dalej przy niej, górując nad nią nawet mimo wysokiego krzesła, na którym siedziała. Czuł się jakby wrósł w ziemię, nie potrafił zrobić nawet kroku. Wyciągnął rękę jakby chciał pogładzić jej policzek, ale cofnął ją zanim znalazła się choćby w pół drogi. Maska praktycznie już nie istniała, poczerwieniał lekko, ze wstydu, w dodatku ręce zaczęły mu drżeć na tyle, że musiał schować je w kieszeniach spodni. |
| | | Alecto Carrow
| Temat: Re: Kontuar Pon 19 Mar 2018, 18:05 | |
| Czyż nie jest tak, że życie pisze nam scenariusz jeszcze przed tym, kiedy pierwszy raz otworzymy oczy i będziemy mogli samodzielnie oddychać? Jest. Jeszcze przed naszymi narodzinami powstaje nasza księga życia, która jest zapisana na pergaminowym niebie, atramentem z gwiazd. Tam zapisane są misje, jakie musimy spełnić. Mogą to być cele najmniej znaczące, ale też takie, które mają ogromny wpływ na życie innych ludzi. Jednak my do pewnego czasu nie mamy o tym pojęcia. Rośniemy spokojnie, bez żadnych zmartwień i problemów. Jesteśmy najszczęśliwszymi dziećmi, dla których liczy się tylko zabawa i przyjemności. Żyjemy w szczęśliwych rodzinach i nie przejmujemy się tym co dzieje się za murami naszych domów. Lecz szczęście nie trwa wiecznie. Musi nadejść w końcu kulminacyjny moment. Taki, który pokaże nam co znaczymy w tym świecie i po co Bóg nas zasłał na ziemię. I taki moment, wiosną tamtego roku nadszedł dla niej samej. Nie spodziewała się tego, nie po Danielu Blaisie, który od początku gdy pojawiła się w szkole nie odstępował jej na krok, był jej przyjacielem, a jak się później okazało również miłością jej życia, choć nie podejrzała, że jest zdolna do takiego uczucia. Miłość jest ślepa, przysłania nam realny świat, sprawia iż widzimy wszystko jak przez różowe okulary, a zderzenie z rzeczywistością okazuje się niezwykle bolesne, jak upadek z najwyższej wierzy Hogwartu. Daniel zupełnie nie zdawał sobie sprawy, co przeżywała Alecto, po prostu zwyczajnie go to nie interesowało. Często mijając go na korytarzu w towarzystwie kolegów miała wrażenie, że jest dumny ze swojego wyczynu. Zdołał w końcu zdobyć nieugiętą Alecto Carrow. Słyszała te wszystkie gratulacje składane mu, ten jego uśmiech, czasem wydawał się jej sztuczny, ale to wrażenie szybko się zacierało. Ja? Ja co? zapytała w myślach, jednak słowa nie wypadły z jej ust, zamiast tego uniosła lewą brew w geście zdziwienia. Czyżby wygadanemu Danielowi nagle zabrało słów? Wpatrywała się w niego starając się dostrzec najmniejszą zmianę w jego zachowaniu, coś co pokazałoby że jednak mu na niej nadal zależy Na Merlina! Powiedz, że twoje każde słowo było kłamstwem! błagała w myślach. Tak bardzo chciała znaleźć się w jego ramionach. By ć może była głupia i nawiną, ale gdzieś tam w głębi serca wierzyła, ze jej dawny Daniel gdzieś tam jest, schowany pod kilkodniowym zarostem i wymiętą koszulą. Słowa padające z jego ust sprawiły, że resztki nadziei zgasły jak płomień świecy targany siarczystym wiatrem. Czuła, jak miękną jej nogi, oparła się ręką o blat baru starając się zachować równowagę i rezon. Nie wiedziała co ma powiedzieć, a gdy wstał zrozumiała, to był ich koniec. Poczuła niewyobrażalny ból. Czuła jakby ktoś rozrywał ją na kawałeczki. Całe ciało ją paliło. Jednak nie krzyczała. Nie mogła pokazać jak bardzo cierpi. Nie miała już żadnych uczuć, potrzeb, pragnień. Wszystko dla niej zniknęło. Została sama. Ona kochała go bezgranicznie. Cierpiała przez niego i przez prawdę, którą szeptały jego usta. Jednak nie umiała wyrzucić go ze swojego pokiereszowanego serca. Wstał zabierając swój płaszcz, jednak nie ruszył się z miejsca, przez to znajdowali się bliżej siebie niż chwile wcześniej. Była dziwnie spokojna jakby człowiek, z którym w tym czasie dzieliła powietrze był po prostu jedną z tych mijanych codziennie osób. - Opuściłeś mnie – Jej twarz nie drgnęła, tylko usta układały się w rytm sylab, które wypowiadała tak ostro jakby jej słowa mogły kogoś poranić jak rozbite szkło. – Już cię nie ma – dodała po chwili nabierając powietrza w płuca, którego on z sekundy na sekundę zabierał jej coraz więcej. Wstała, teraz górował nad nią jeszcze bardziej, w tym przypadku nawet szpilki nie pomagały. Pewnym ruchem chwyciła jego twarz w swoje dłonie tym samym zmuszając go, aby na nią spojrzał. -Mam nadzieję, że będziesz jeszcze szczęśliwy, chce byś był szczęśliwy – oznajmiła, po czym niepewnym ruchem złożyła na jego ustach subtelny pocałunek. Gdy ich wargi się zetknęły znowu poczuła to dziwne mrowienie, rozchodzące od ich ust po same czubki palców. Serce biło jej tak szybko, jakby przed chwilą przebiegła maraton, nie wiedziała czy postąpiła dobrze. Jednak po raz ostatni chciała poczuć jego miękkie wargi na swoich, jego zapach otulał ją z każdej strony. Chciała aby ta chwila trwała w nieskończoność, lecz skończyła się szybciej, jak w mgnieniu oka. Odsunęła się od niego, a z jej ust wydobył się lekki jęk niezadowolenia. Czy naprawdę to miało się tak skończyć?
|
| | | Daniel Blais
| Temat: Re: Kontuar Pon 19 Mar 2018, 23:03 | |
| Koniec, właśnie. To był koniec. Definitywny, nieodwołalny, niezaprzeczalny. Dlaczego więc sterczał przed nią jak kretyn, choć z całej siły chciał ruszyć do drzwi, nie oglądając się za siebie? Po raz pierwszy w życiu serce zdradziło jego umysł, wzięło górę i zupełnie zapanowało nad jego ciałem. Może stanął tak dlatego, że po tym co jej właśnie powiedział, jej spojrzenie stało się puste, jakby cała Alecto, którą tak uwielbiał nagle wyparowała. Spodziewał się całej palety skrywanych głęboko emocji, ale to co zobaczył zupełnie go zaskoczyło, ba, przeraziło. Słowa wrzynały się w jego uszy jak malutkie ostrza, ten nagły spokój był tak nienaturalny, że nie wiedział jak powinien się zachować. Wolałby dostać po twarzy choćby tysiąc razy. Jej bliskość była wręcz przytłaczająca, mimo że przy nim była taka malutka, zapach Alecto wydawał się być teraz jedynym słusznym zapachem. Jedynym jaki w tym momencie istniał na świecie. Tak bardzo nie chciał patrzeć w jej oczy, był bliski zaciśnięcia powiek i zatkania uszu palcami jak pięciolatek. Delikatne dłonie, które dotknęły jego twarzy były pieszczotą i najgorszą z możliwych kar. Paliły go jak rozgrzane do czerwoności żelazo, a jednocześnie przynosiły ze sobą wspomnienia, które przywoływały na twarz delikatny uśmiech. On się jednak nie uśmiechał. Zmusiła go do patrzenia na nią, a on przyjął to wyzwanie, przeszywając ją spojrzeniem zielonych oczu. Nie minęła sekunda, a jemu przestało to sprawiać ból i dyskomfort - chłonął ją wzrokiem, każdy centymetr jej twarzy, barwę oczu, kształt małego noska. Nie wiedział czy istniała jakaś siła, która mogłaby zmienić sposób, w jaki na nią patrzył. Nawet w obecnej sytuacji, kiedy oboje byli jak tykające bomby pełne emocji, kiedy tak bał się, czy nie wyrządził jej właśnie nieodwracalnej krzywdy - nawet teraz nie mógł przestać myśleć o tym jaka jest piękna. Czy będzie jeszcze szczęśliwy? Jeszcze wczoraj myślał, że mu się to udało, a potem wszystko runęło w jednej chwili. W dodatku to nieoczekiwane spotkanie, które przyniosło im obojgu tyle niepotrzebnego cierpienia rozdrapało stare, ledwo zagojone rany. A czy ona była w tej chwili zdolna do myślenia o szczęściu? Czym w ogóle było szczęście, jeśli nie... Jeśli nie... Jeśli nie dotykiem jej ciepłych warg, które tak delikatnie musnęły jego usta. Chciał jakoś zaprotestować, ale pocałunek skończył się zanim w ogóle się zaczął i zanim zdążył zauważyć, że jej twarz jest tak blisko. Gdzie podział się ten moment? Miał wrażenie jakby sekundy ich dotyku uleciały gdzieś w niebyt, jakby nigdy nie istniały, a jednocześnie czuł je bardzo wyraźnie. Złapał ją za ramiona, delikatnie, lecz zdecydowanie - chciał ją odsunąć na bezpieczniejszą odległość i jednocześnie usunąć ją z drogi, kiedy jednak poczuł jej miękką skórę, przegrał. - Cholera - powiedział w jednej chwili zachrypniętym głosem, a w następnej trzymał ją już w ramionach, tak mocno, że niemal robił jej krzywdę. Nie dbał o to, zupełnie stracił nad sobą kontrolę. Nie wiedział czy chciała jakoś zaprotestować, był głuchy i ślepy, kiedy pochylił się nad nią jedynym co czuł był odurzający zapach i ciepło jej ciała. Pocałował ją tak, jak pragnął tego od miesięcy, z pasją, bez kompromisów, dominując ją zupełnie. Naparł na nią swoim ciałem tak, że za jej plecami znalazł się kontuar, zatracił się w jej smaku. W tym momencie nie przyjąłby odmowy, był jak zwierzę wypuszczone z klatki. Jedną ręką gładził linię jej talii, drugą trzymał ją dalej mocno, jakby miała mu się wyślizgnąć. Po kilku chwilach (a może całej wieczności? Czy czas jeszcze istniał, czy rozpadł się już w drobny mak?) oderwał się od niej, dając im obojgu czas na oddech, choć nie wydawało mu się teraz, by powietrze było mu najbardziej potrzebne do życia. Głęboki wdech wybudził go z tego dziwnego stanu, dopiero wtedy poczuł jak silny był jego uścisk, jak natarczywie wymusił na niej uległość i pocałunki. Nie było już żadnej maski, wyraźnie widać było jak bezradny, zmieszany i wściekły się poczuł. - Cholera - powiedział znów, wyrzucając to słowo na wydechu, kierując je bardziej do siebie, niż do niej; wciąż był zdyszany. Wyglądał jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zamiast tego odwrócił się, i ruszył w stronę wyjścia, z każdym krokiem przyspieszając. Nie obejrzał się za siebie, nie mógł. Gdyby na nią teraz spojrzał, nigdy by stąd nie wyszedł. Opuścił Dziurawy Kocioł - z zaciśniętymi pięściami, czerwony na twarzy, starając się nie wybiec jak ostatni wariat.
Z tematu. |
| | | Alecto Carrow
| Temat: Re: Kontuar Wto 20 Mar 2018, 13:45 | |
| Blondynka nie mogła zrozumieć jak dwójka przyjaciół, którymi kiedyś byli tak bardzo mogła zagubić się w swoich relacjach, doprowadzając do wzajemnego upadku. Panienka Carrow rzadko kiedy żałowała swoich czynów czy podjętych decyzji, od kiedy skończyła trzy latka była nieugięta , a gdy się uparła nic i nikt nie był w stanie zmienić jej zdania, dlaczego więc w przypadku Daniela było inaczej? Kilka razy zadawała sobie to pytanie, jednak zawsze pozostawało ono bez odpowiedzi. Po raz pierwszy w życiu musiała przyznać się do swojej porażki, co nie przychodziło wcale łatwo. Gdyby tylko potrafiła cofnąć czas nie pozwoliłaby aby tamta noc tak się potoczyła między nimi. Teraz stał tak przed nią i wpatrując się w nią tymi zielonymi oczami, czuła jak jego wzrok przeszywa ją na wskroś, lecz to nie zatarło pustki jaką czuła. Czyżby suka Carrow miała powrócić na włości Hogwartu? Ich wzajemny upadek był nieunikniony, oboje zdawali sobie z tego sprawę jeszcze zanim połączyła ich tamta noc, wiedzieli że przewrotny los nie pozwoli im być szczęśliwymi, jednak nie wiedzieli że nastąpi to tak szybko. Przez kilka wspólnie spędzonych godzin żyli nadzieja, która pękła niczym bańka mydlana. Zagłada była nieunikniona, to jedyna pewna rzecz w ich krótkim życiu, tylko konsekwencje czynów których się dopuścili okazały się dużo wyższe. Uwielbiałam sposób w jaki na nią patrzył, to jak chłonął każdy milimetr jej twarzy, starając się zapamiętać jak najwięcej, uwielbiała czuć jego oddech na swojej skórze i dotyk na swoim ciele, jednak teraz wprawiało ją to w zakłopotanie. Nie potrafiła zbyt długo znosić tego wzroku, dlatego musiała go pocałować, po raz ostatni poczuć jego smak i zapamiętać, czuła że tylko wspomnienia jej pozostaną, nie sądziła że dane im będzie spotkać się po raz kolejny. W myślach pogodziła się już z tym wszystkim, musiała na nowo nauczyć się żyć, co w teorii nie wydawało się trudne. Adoratorów miała pod dostatkiem, jej świat i małe grono przyjaciół również nie pozwolą by przepadła w niebyt, a więc nie potrzebowała Daniela. Mogła być szczęśliwa bez niego. Mogła? Z jej myśli wyrwał ją silny ucisk jaki poczuła na swoich ramionach, potrząsnęła delikatnie głową aby wybudzić się z letargu. Kolejną rzeczą która trafiła do jej świadomości był pocałunek. Pocałunek Daniela, zachłanny, przepełniony wielką pasją, dominował nad nią a ona całkowicie się mu poddała. Nie potrafiła zrobić nic poza oddaniem tego pocałunku. Przywarła swoim ciałem jeszcze bardziej do niego, tak by między nimi nie było żadnej wolnej przestrzeni. Swoje dłonie wplątała w jego przydługie włosy delikatnie za nie szarpiąc, czuła jakby czas się zatrzymał, a oni znajdowali się sami w całym wszechświecie. Każdy atom jej ciała krzyczał w jego stronę, tak bardzo tego pragnęła, pragnęła jego bliskości, ciepła jego ciała, jego pocałunków tak żarliwych , przepełnionych pasją i miłością? Pragnęła tego jak niczego innego na świecie, lecz to były tylko jej pragnienia. Po chwili brutalnie rozwiane, gdy panicz Blaise odsunął się, zabrał płaszcz i wyszedł nawet nie oglądając się za siebie. Zostawił ją po raz kolejny, zmieszaną i zaskoczoną. Nie rozumiała jego zachowania. Wpatrywała się w drzwi które zamknęły się za brunetem z głuchym łoskotem. Po jej policzku spłynęła samotna łza którą szybko otarła, porwała swoją szatę w dłonie po czym opuściła Dziurawy Kocioł przyrzekając sama przed sobą, że to co było między nią a Danielem właśnie definitywnie się skończyło. ZT
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Kontuar | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |