|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Katja Odineva
| Temat: Re: Gabinet Katji Wto 27 Maj 2014, 12:34 | |
| -To ja tutaj jestem mistrzynią zaklęć. – odezwała się lekceważąco. Nie akceptowała przejawów szowinizmu. Przeżyła więcej niebezpiecznych sytuacji niż większość mężczyzn, których spotykała w swoim życiu i ze wszystkich wychodziła obronną ręką. Była potężną czarownicą. Owszem, kiedy chodziło o eliksiry, astronomię, czy radzenie sobie z magicznymi stworzeniami, nie potrafiła czasem postępować według najprostszych instrukcji. Ale zaklęcia? To przychodziło jej naturalnie. Instynktownie wiedziała jak poruszyć różdżką, którą część zaklęcia zaakcentować i jak kształtować strumień magicznej energii, aby dostać to, czego chciała. Dodajmy do tego wrodzoną ogładę oraz umiejętność perswazji i mamy całą Katję, wraz z wytłumaczeniem dlaczego wciąż jest cała, pomimo tych wszystkich niebezpieczeństw, które stały na jej drodze. Spojrzała sceptycznie na Wilsonka, kiedy obiecał, że będzie „miły”. To on w ogóle wiedział co to znaczy? Przypuszczała, że po prostu będzie stał z boku burkliwy, albo milczący, czekając aż ona skończy tłumaczenie Tanji jej nowej sytuacji. To chyba jedyny przejaw zrozumienia, na jaki było go stać. -Ciekawe jak ty byś zareagował, gdyby ktoś ci oświadczył, że więcej nie wrócisz do domu i w ogóle to nie masz nic do powiedzenia, bo ktoś mądrzejszy i dysponujący możliwością przymusu nie będzie z tobą dyskutował, tylko cię rozdysponuje i dopilnuje, żebyś robił to, czego on od ciebie chce. – odparła, widząc ten sceptycyzm na jego twarzy. Był doskonałym aurorem, w gruncie rzeczy szlachetnym człowiekiem, ale delikatności nie miał w sobie za grosz. W skupieniu wysłuchała opowieści mężczyzny o przepowiedni. W przeciwieństwie do niego miała powody wierzyć w to, że są ludzie potrafiący przewidywać przyszłość, i że to co widzą, może faktycznie mieć później miejsce. -A ja wierzę. – odparła poważnym tonem, patrząc na swojego towarzysza surowym wzrokiem - Tymczasem, zanim cokolwiek zrobisz, usiądź i postaraj się wczuć trochę w jej sytuację. Świat nie jest czarno biały i nie sprowadza się do spraw, które można rozwiązać w prosty sposób. – pouczyła go, koncentrując się na dziewczynie, która najwyraźniej w końcu dochodziła do siebie. I zaczęła mówić po rosyjsku! Słysząc tak znajomo brzmiące słowa z ust Tanji, tym bardziej poczuła się za nią odpowiedzialna. -Zemdlałaś – odpowiedziała jej łagodnie, po czym zamilkła, jedynie obserwując jej zachowanie i wyraz twarzy. Widziała szok dziewczyny, jej obawę i niemalże namacalną panikę, która musiała prowadzić do myśli o ucieczce. Ale drzwi gabinetu były zamknięte. Katja o to zadbała, bardziej po to aby nikt niepowołany nie mógł wejść, bądź ich posłuchać, ale ten miecz był najwyraźniej obusieczny. Nie zaprotestowała, kiedy dziewczyna przywołała list. Zamiast tego przygotowała kolejne trzy filiżanki herbaty i postawiła je na stole. -Musimy porozmawiać. – zwróciła się do Everett poważnym, acz łagodnym tonem. |
| | | Jared Wilson
| Temat: Re: Gabinet Katji Wto 27 Maj 2014, 15:08 | |
| Nie przeczył, że była potężną czarownicą. Poradziłaby sobie w niejednych sytuacjach, co do tego nie ma żadnych wątpliwości, jednak Jared nie chciał mieć jej w tej sprawie bardziej niż to konieczne. Nie lubił, gdy ktoś mu się wtrącał i nie ważne czy była to kobieta czy początkujący auror. Znał swoich, dowodził niektórymi i nie chciał, aby ktoś z zewnątrz miał wgląd w sprawy Ministerstwa. Na Katję się zgodził, bo wiedział, że ta nie odpuści za nic. Poza tym może faktycznie mu się przyda, chociaż już w tym głowa Jerry'ego, aby nie musiała korzystać z różdżki. Potrafił być miły! Tak trochę, wszak w domu kłaniał się, przepuszczał w drzwiach, nie wrzeszczał na Cezarego codziennie, tylko raz na jakiś czas, dziękował za pyszne obiady swojej żonie, mówił dzień dobry... z delikatnością można się zgodzić. Córy nie brał na ręce przez jej pierwszy miesiąc życia, bo bał się, że ją albo upuści albo za mocno ściśnie. Z synem było podobnie, chociaż przy nim chętniej się obracał. Nie był też empatyczny, chociaż czasami się starał wczuć w sytuację drugiej osoby. Tak więc jak Katja przewidziała, ograniczy się do przeszywania wzrokiem. To będzie objaw bycia miłym. Parsknął niewesoło, gdy zaproponowała mu, aby sobie wyobraził siebie w takiej sytuacji. - Ja zawsze mam coś do powiedzenia. - tymi oto słowami skwitował jej wypowiedź. Nie był młodzikiem, nie był początkującym aurorem, miał spore doświadczenie, umiejętności i nie byle jaką pozycję w Ministerstwie. To on dowodził młodymi, więc tylko Moody jako szef mógł mu czegoś zakazać. Nikt inny raczej nie zostałby potraktowany poważnie. Uniósł ręce w geście poddania, gdy kazała mu usiąść i się znowu wczuwać. Co ona ma z tym wczuwaniem? Jest sprawa i trzeba ją rozwiązać. On podał proste wyjaśnienie, a skoro naciskała na psychologiczne rozmowy, niech działa. Usiadł na krześle i odchylił się na nim, przyglądając się sceptycznie budzącej się dziewczynie. Przymknął oczy wzdychając, gdy przywołała do siebie list. Dziecięce próby protestu. Otworzył nawet usta, aby zbesztać dziewuchę za próby buntu, ale przypomniał sobie, że miał być miły. Skoro Katja nie zareagowała... zamknął usta i stukał palcem o biurko. Przemawianie w języku rosyjskim, którego nie znał było cwanym zabiegiem. Nie spojrzał nawet na filiżanki, wpatrywał się uparcie w Everett. Nie sprawiał wrażenia człowieka, któremu można zaufać. Trzeba się przełamać przez liczne kłody i bariery, aby zobaczyć, że jest całkiem normalny, gdy nie burczy. - Niech będzie tak uprzejma mówić po angielsku. - zwrócił się do Katji. Burknął niechcący, odruchowo. Nie chciał nawet tu siedzieć. Wolał już iść do Moody'ego i rozpocząć polowanie na skurwiela, którego zrówna z ziemią. |
| | | Tanja Everett
| Temat: Re: Gabinet Katji Sob 07 Cze 2014, 21:44 | |
| Dopiero po chwili zorientowała się, że mówi po rosyjsku, ponieważ sama nauczycielka się tak do niej zwróciła. Oblizała spierzchnięte wargi i rozejrzała się po gabinecie. Tak, nigdy tu nie była.. bo nie miała takiej potrzeby. Nigdy nie miałą żadnej ważnej sprawy do opiekunki Puchonów. Opcje były dwie - albo Katja idąc korytarzem widziała ją nieprzytomną na korytarzu albo ktoś z Puchonów ją przywołał... poczuła rosnącą wściekłość. Nie chciała nigdy niczyjej pomocy przekonana, że ze wszystkim sama potrafi sobie poradzić. Do tej pory jakoś sobie radziła i nikt nie był jej potrzebny. -Henry.. gdzie Henry? -zapytała, tuląc do siebie list. Wiedziała, że go przeczytali. Baaa.. przeczytali i chcieli coś zrobić z tym faktem. Tanja czuła, jak grunt usuwa się jej spod nóg. Cała misternie utkana siatka tajemnic legła w gruzach. Musiała grać na zwłokę.. znosić prawdopodobną rozmowę na inny temat.. kluczyć, nie odpowiadać, milczeć.. cokolwiek. Serce biło jej jak oszalałe, a głowa wydawała się taka ciężka i obolała.. Kiedy usłyszała głos Katji, jeszcze bardziej osłabła. Nie chciała tej rozmowy... ale jakikolwiek sprzeciw nie był dobrze widziany. Nie dzisiaj. Nie w tym pokoju i nie przy tym aurorze. Przełknęła ślinę i spojrzała na czarnoskórego, a potem na nauczycielkę. Jak zawsze jej oczy były niewzruszone, ewentualnie rozgniewane, tak teraz był widoczni w nich tylko strach. Namacalny strach. -Rozmawialiście o mnie, tak? Ja muszę wrócić do domu! -wyrzuciła, przypominając sobie jak przez mgłę słowa Jareda, że nie pozwoli jej wrócić w wakacje do domu.. ucieknie. Ucieknie z każdego miejsca, w którym będą chcieli ja trzymać. Wolała nie wiedzieć, co zastanie w domu, gdy wróci z parodniową zwłoką.. lub co gorsza, gdy ojciec dorwie ją w domu profesor zaklęć. Mimo, że nie żywiłą do niej większych uczuć, nie chciała, aby doznała jakiś obrażeń.. |
| | | Jared Wilson
| Temat: Re: Gabinet Katji Sob 14 Cze 2014, 12:39 | |
| Zerknął na zegarek na nadgarstku. Dochodziła szesnasta, a więc jego zmiana w Zakazanym Lesie. Jerry podniósł się i westchnął. Podszedł do Everett i nie bacząc na jej protesty, odebrał jej list, zmniejszył do trzykrotnie i wcisnął do przedniej kieszeni szaty. Obiecał zachowywać się spokojnie, jednakże nie miał czasu na cackanie się z przerażonym dzieckiem. Katja mogła robić za psychologa, on nie miał nawet ochoty na delikatność. - O powrocie do domu możesz zapomnieć. - burknął i zerknął na Katję. - Skontaktuję się z tobą jutro. Mam patrol. Gdyby wydarzyło się coś istotnego, daj mi znać. - ukłonił się przed nią i zerknął na gryfonkę. Przyglądał się jej zmęczony. Ile jeszcze razy przy sprawie będzie padało jej nazwisko? Nie współczuł jej tak bardzo jak inni. Nie obchodził się z dziećmi jak z porcelaną, jeśli nie były jego. Wilson wymagał samowystarczalności, siły, odwagi. W obliczu takiej niesprawiedliwości uwolni Everett od ojca, a ona zostanie przekazana komuś, kto się nią zaopiekuje. Nieistotne były jej uczucia. Wyszedł, zamykając za sobą drzwi gabinetu. Miał powód do opuszczenia nazajutrz Hogwartu i spotkanie się z Williamsem. Nie ukrywał, że podoba mu się ten pomysł. Nie wspominał miło szkoły.
[zt] |
| | | Katja Odineva
| Temat: Re: Gabinet Katji Czw 26 Cze 2014, 15:13 | |
| Dlaczego kazała mu się wczuwać? Bo życie nie było czarno-białe i choć to akurat Jared pewnie dobrze wiedział, czasem należało kierować się uczuciami, myślami i zdaniem innej osoby, a nie własnym. To już zaś wykraczało poza jego zrozumienie. Katja westchnęła bezradnie i nie powstrzymała go, kiedy odbierał wciąż będącej w szoku dziewczynie list. Chciała się go pozbyć z gabinetu, teraz wiedziała, że wzywanie go było zbyt pochopne. Powinna zająć się sprawą sama i potem go wprowadzić. Teraz, co niezwykle ją irytowało, miał ochotę przejąć kontrolę nad całą sytuacją. Wydawało mu się, że zjadł wszystkie rozumy i lepiej niż ona wie, jak należy się zachować. Prawie zgrzytnęła zębami ze złości, udało jej się jednak zachować pozory spokoju. -Oczywiście, tak zrobię. – odpowiedziała mu spokojnym głosem i beznamiętnie przyglądała się jak opuszcza pomieszczenie. W momencie, w którym drzwi za mężczyzną się zamknęły pokazała im język (co było dość dziecinne) i wróciła do Tanji, która wyglądała jak kupka nieszczęścia. -Nie martw się, twojej mamie nic się nie stanie. Już moja w tym głowa. Jeśli chcesz wrócić do domu, umożliwimy Ci to. Obiecaj tylko, że nie zrobisz tego na własną rękę, bez nikogo, kto mógłby Ci pomóc. – wymusiła na niej przyrzeczenie i nieco uspokojona odetchnęła głęboko. Widziała, że Tanja nie czuje się z nią najlepiej. Zapewne wszystko, czego teraz chciała, to odrobina samotności i szansa aby pozbierać myśli. Dlatego właśnie kobieta ujęła jej przedramię i pomogła dojść do drzwi. Odszukała wzrokiem jakiegoś ucznia w Gryfońskich szatach i poprosiła aby eskortował pannę Evarett do Pokoju Wspólnego.
Zt x2 |
| | | Katja Odineva
| Temat: Re: Gabinet Katji Czw 26 Cze 2014, 19:27 | |
| Tego ranka Katja została odwiedzona przez niezwykłego gościa, który przyniósł jej dość osobliwy prezent. Leżała wciąż jeszcze w swojej sypialni korzystając z przywilejów, jakie dawał weekend, ciesząc się na nadchodzące wakacje zwiastujące nieskrępowaną swobodę. Nie wiedziała jeszcze, czy wróci do Howagrtu w przyszłym roku. Z jednej strony spodobało jej się tutaj, a rodzice powoli zaczynali odzyskiwać wiarę w to, że ich córka zdolna jest do jakiejś konstruktywnej działalności, z drugiej zaś nie wiedziała ile jeszcze czasu zdoła wytrzymać tak blisko Vincenta i nie pęknąć. To czego się o nim dowiedziała, te wszystkie pogmatwane uczucia... zdecydowanie najłatwiej byłoby uciec od tego na drugi kraniec świata. Jej ponure rozmyślania przerwał cichy trzask, który sprawił, że rozwarła oczy i odruchowo sięgnęła po różdżkę. Szybko jednak zidentyfikowała sprawcę zamieszania: Fawkes! Miała ten zaszczyt poznać feniksa, kiedy dyrektor przyjmował ją w swoim gabinecie. Ptak wydał z siebie odgłos, który napełnił ją otuchą, upuścił na jej osłonięte kocem kolana jakiś kawałek materiału oraz zapieczętowany zwój, po czym zniknął cicho, pozostawiając po sobie falę ciepłego powietrza. Palce Katji zacisnęły się na przesyłce. Po jaką cholerę Dumbledore, co do nadawcy nie miała bowiem żadnych wątpliwości, wysłał jej jakiś stary kapelusz?! Pospieszna lektura listu wyjaśniła jej wszystkie wątpliwości, ale zostawiła też po sobie pewien niepokój, którego przyczyny kobieta doskonale znała. Trzymała się z daleka od wszystkiego, co łączyło się z Durmstrangiem. Jedynym wyjątkiem był Vincent, ale ostatnimi czasy i jego zaczęła unikać. Ubrała się i przeszła do gabinetu, odkładając nakrycie głowy, które okazało się Tiarą Przydziału, na stos jakichś książek. Rozejrzała się krytycznie po gabinecie i zaczęła porządkować go za pomocą różdżki, tak aby nic niestosownego nie mogło znaleźć się w dłoniach lub choćby zasięgu wzroku osoby niepowołanej. W końcu, kiedy była już zadowolona z efektów, otrzepała kurz z wiśniowej spódnicy, nałożyła na siebie porozcinaną od dołu szatę czarodzieja i wyszła na poszukiwania chłopaka ze zdjęcia, które dołączone było do listu. Odnalazła go po kilkudziesięciu minutach, ku jej zdziwieniu nie był jednak sam. Towarzyszyła mu pewna dziewczyna, którą Katja zidentyfikowała jako krewną nauczycielki eliksirów. Stojąca w bezpiecznej odległości Odineva przyglądała się zajściu, uważnie obserwując Vincenta, gotowa w każdej chwili wkroczyć do akcji. Szybko pojęła, że tych dwoje nie jest sobie obcych. Nie to jednak ją zaalarmowało. Siedem lat, siedem pieprzonych, pełnych koszmaru lat spędziła w Dumstrangu i zbyt dobrze znała ludzi podobnych do Vincenta, aby w tej chwili jej intuicja mogła udawać ślepą. Zadrżała lekko i zacisnęła zęby. Z jakiegoś powodu Dumbledore chciał go w swojej szkole, a ona nie mogła otarcie mu się sprzeciwić. Z resztą… tak naprawdę po prostu nie chciała obcować z żywym wspomnieniem lat, które niewiele miały w sobie jasnych chwil, a przynajmniej nie dla niej. Kiedy zauważyła, że panna Lacroix znakomicie radzi sobie sama, obróciła się na pięcie, po drodze zatrzymując jakiegoś ucznia, wręczając mu zdjęcie oraz króciutki liścik z informacją dla chłopaka, gdzie powinien się zgłosić. Sama zaś udała się do gabinetu. Wolała być na swoim terenie, przyjmować go na zasadach przez nią ustalonych. Była z natury spontaniczna, chaotyczna i roztrzepana, ale w tej chwili potrzebowała kontroli nad sytuacją. Zaczynała się też bać, że dostaje paranoi. Nie każdy uczeń, który przeszedł przez Durmstrang był potworem. Konkretniej: wielu nie było. Większość. A jednak jej podświadomość musiała dostrzegać w scenie na Dziedzińcu coś więcej, niż ta kontrolowana część jej mózgu, bo nie potrafiła odsunąć poczucia niepokoju. Nagle zapragnęła rozmowy z Roginskym. |
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Gabinet Katji Czw 26 Cze 2014, 21:19 | |
| Henry przechodził korytarzem ze stosem ulotek w rękach i w torbie. Upiorni Wyjcy w Hogsmade! Nie mógł tego przegapić. Tak więc na prośbę Madame Rosmerty razem z Harley rozdawał wszystkim ulotki i przyklejał je gdzie się dało. Nie można przegapić takiego wydarzenia! Upiorne Wyjce pojawiały się w Hogsmade baardzo rzadko, a ich sława była potężna. Przykleił zwitek do ściany, uśmiechnął się do zdjęcia i pognał dalej przed siebie. UPIORNE WYJCE W HOGSMADE Uwaga ludzie! Frank Lemarchal, wokalista i lider zespołu Upiorni Wyjce, we wczorajszym wydaniu Czarownicy powiadomił swoich licznych fanów o nadchodzącym koncercie w Hogsmade. Odbędzie się on 10 lipca 1977 roku, niedaleko Wrzeszczącej Chaty. Mało tego! James Backerman, sławny gitarzysta zapowiedział, że do wygrania będą ekstra koszulki Upiornych Wyjców. Jest to główna nagroda przewidziana za najlepiej wykonany jego ulubiony utwór pt "This is the night". Koszule są unikalne, niedostępne w żadnym sklepie, tylko podczas koncertu w Hogsmade. Nie możecie tego przegapić! Koszt biletu wynosi tylko 40 galeonów, zaś miejsca VIP i w Loży Honorowej (tuż obok naszego zaproszonego Ministra Magii) 80 galeonów. Połowa środków zostanie przekazana na akcje charytatywne, które mają na celu pomoc osobom poszkodowanym przez działalność Śmierciożerców. Bilety można nabyć u wspaniałej Madame Rosmerty, która wyjątkowo zgodziła się prowadzić punkt sprzedaży od godziny 10:00 do 21:00 w "Trzech Miotłach" od poniedziałku do soboty. Za kupno pierwszych dziesięciu biletów, zobowiązała się podarować po jednym piwie kremowym, a więc nie zwlekajcie! Liczba biletów jest ograniczona! |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Gabinet Katji Wto 01 Lip 2014, 23:01 | |
| Po opuszczeniu sowiarni w towarzystwie jednej z dziewczyn Vincent zakodował sobie w głowie, że z woźnym zabawnie będzie grać w kotka i myszkę, natomiast uczennica, która została skazana na dłuższe katorgi w tym… czymś wzbudziła jego lekkie zainteresowanie. Może następnym razem przyjrzy jej się z bliska, bo ta, na której towarzystwo go „skazano” przypominała mysz – szarą, strachliwą, niczym się nie wyróżniającą. Równie dobrze mogłoby jej nie być, mogła pośliznąć się na schodach prowadzących do wieży, skręcić kark, a jedyną rzecz jaką by Pride uczynił byłoby zrobienie większego kroku, by ominąć ciało. Na szczęście stosunkowo szybko został uwolniony od Krukońskiego cienia i to dzięki posłańcowi. Chłopaczek wyglądał, jakby przebiegł pół zamku w ciągu ostatnich pięciu minut i teraz nie był pewien czy jego płuca mają zamiar zostać na miejscu. Próbował coś powiedzieć, jednakże wszelkie podejścia kończyły się kaszlem, dlatego też poddał się po minucie i wręczył Vincentowi liścik. Szybko zapominając o walczącym o oddech uczniu oraz o dziewczynie, która powiedziawszy coś na pożegnanie opuściła jego towarzystwo rozłożył kawałek pergaminu. Pismo było staranne, równe, choć zamaszysty charakter niektórych liter sugerował, że wiadomość napisano w dosłownie kilka sekund. Przyjrzawszy się słowom nieco uważniej zaryzykował stwierdzenie, iż ma do czynienia z kobietą – jak się okazało miał rację. Niejaka Katja Odineva pokwapiła się, by pokierować go do swojego gabinetu, by zastąpić dyrektora. No proszę. Szkoda, gdyż chłopak miał nadzieję spotkać się osobiście z Dumbledorem, jednakże skoro tak to nie pozostaje mu nic innego jak poczekać nieco dłużej na okazję. Cierpliwość jest cnotą, którą na szczęście posiadał. Przeczytał uważnie wskazówki, po czym wyminął posłańca udając się we właściwym kierunku. Droga nie była skomplikowana, choć schody między czwartym a trzecim piętrem tym razem mu nie odpuściły. W końcu trafił jednak na właściwy poziom i po odnalezieniu właściwych drzwi zapukał. Kto wie, może ta kobieta będzie równie interesująca? Jej nazwisko przywodziło mu na myśl Durmstrang, a to dobry znak. Poza tym przedstawicielki płci pięknej z tych rejonów słynęły z urody, więc najprawdopodobniej spotkanie zachowa przynajmniej walory estetyczne. Po uzyskaniu zaproszenia wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Omiótł spojrzeniem pomieszczenie, w którym się znalazł i przyznał przed samym sobą, że nie tego się spodziewał po gabinecie jednego z pedagogów Hogwartu. Zastanawiało go tylko czy one wszystkie prezentują się w ten sposób, a jeśli nie to na czym polegały różnice. Pokój sprawiał przytulne wrażenie i zapewne większość osób do niego trafiających odpręża się dzięki temu. Vincent preferował minimalizm i artystyczną prostotę, więc zamiast na zachwycie skupił się na szybkiej ocenie miejsca. Sprzątnięte, zagracone, pstrokate. Zamiłowanie do podróży i zapobiegliwość – intrygujące. Najwyraźniej lokatorka podjęła środki ostrożności przed gościem z zewnątrz, gdyż ten typ porządku był skłonny nazwać „bezpiecznym”. Z lekkim uśmiechem, który unosił jeden kącik ust wyżej od drugiego stanął w stosownej odległości przed Odinevą , po czym skłonił głowę. Wychowanie przede wszystkim, czyż nie? - Witam, panią profesor. Jestem wdzięczny za wiadomość, która pokierowała mnie do tego miejsca. – rozpoczął tonem zdradzającym zupełną pewność siebie pomieszaną z wyważoną uprzejmością. – Nazywam się Pride, Vincent. Podejrzewam jednak, że już to pani wie. Jak zwykle w takich sytuacjach wydawał się być zupełnie normalnym, typowym młodzieńcem z dobrego domu, z którego wyniósł nienaganne maniery, szczególnie w stosunku do kobiet. Jak zwykle też jedyna rzecz jaka mogła niepokoić to jego oczy, a to i tak tylko wprawnym obserwatorom. Elektryzująco niebieskie, a jednak nieruchome, jakby martwe. Zdawały się pochłaniać światło, by jarzyć się w ciemnościach, gdy te nadejdą. |
| | | Katja Odineva
| Temat: Re: Gabinet Katji Sro 02 Lip 2014, 18:14 | |
| Fakt, że mogła skończyć Durmstrang brał za dobrą monetę? To naiwność. Być może spodziewał się ze strony Katji sentymentu do starej szkoły, do tych lat spędzonych w zimnych, pokrytych pleśnią murach. Pewnie przypuszczał, że łagodniej, bardziej pochlebnie postrzegała będzie kogoś, kogo życie mogło nosić znamiona podobieństwa do jej własnego. Mylił się jednak. Fakt, że Odineva ukończyła tę uczelnię, którą on uznawał zapewne za jedno z największych błogosławieństw swojego życia, mógł zrobić z niej poważnego przeciwnika znacznie szybciej niż przyjaciela. Co do jej urody… cóż, nie dało się jej odmówić tego waloru. Należała do pięknych kobiet, które jednak nie do końca potrafiły podkreślać swoje atuty i tuszować niedoskonałości. Nie zależało jej nigdy z resztą na tym, aby czarować osobników płci przeciwnej. Tak czy siak nie narzekała na braki w tej kwestii. Podczas gdy on przyglądał się pomieszczeniu, ona pozostawała całkowicie skupiona na jego osobie. Dostrzegła więc to bystre acz martwe spojrzenie, którym wodził po przestrzeniach jej gabinetu. Zauważyła strzępki refleksji na jego całkiem przystojnej twarzy, która jednak z nieokreślonych przyczyn nabierała w oczach Kat odrobinę upiornego wyrazu. W pewnym momencie samą siebie napomniała w duchu, nie chciała nikogo potraktować niesprawiedliwie tylko dlatego, że uczęszczał do Durmstrangu. Owszem, nie wspominała tej szkoły zbyt dobrze, ale nie jest to dostateczny powód, aby kogokolwiek z góry przekreślać… lub choćby określać. Przecież ta pewność siebie, brak jakiegokolwiek wahania w jego głosie, skupione, pozbawione emocji spojrzenie… to wszystko nie musiało świadczyć o niczym głębszym, dobrze maskowanym stresie, chociażby. Lekki, uprzejmy uśmiech wypłynął na usta Katji, kiedy chłopak się odezwał. Wstała i wskazała mu krzesło przed swoim biurkiem. -Dyrektor poprosił mnie, abym zajęła się Panem. Niestety wezwały go pilniejsze obowiązki, a najwyraźniej uznał, że poczuje się Pan swobodniej w towarzystwie kogoś, kto także miał zaszczyt uczyć się w Durmstrangu. – odezwała się miłym tonem, którego nauczyła się używać w kontaktach z uczniami. Świadomie poinformowała go o tym, gdzie została wyedukowana. –Proszę usiąść. – dodała po chwili i sama także zajęła na powrót opuszczone przed momentem miejsce. -A więc, Vincencie… – zaczęła, zerkając na dokumenty, które chłopak jej podał. –Czy może raczej Mattiasie? – zapytała po chwili, bo na samym wierzchu leżał list potwierdzający jego przyjęcie do szkoły, w którym wciąż jeszcze na pierwszym miejscu figurowało jego dawne imię. Spojrzała na niego na moment, po czym ponownie skoncentrowała się na papierach. -Dlaczego postanowiłeś nie kończyć ostatniego roku w Durmstrangu i poświęcić dodatkowy czas, aby móc zdać OWUTEMy w Hogwarcie? - zapytała po krótkiej chwili, wzrok mając utkwiony w przyniesionych przez chłopaka materiałach. Szukała czegoś, czym mogłaby uspokoić swoją intuicję albo czegoś, co dałoby potwierdzenie podejrzeniom. Referencji od nauczycieli, których pamiętała, przypadkowych słów, które znaczą więcej, niż spodziewa się autor. Robiła to jednak spokojnie, powoli, tak jakby po prostu wykonywała swój obowiązek. |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Gabinet Katji Pią 04 Lip 2014, 16:18 | |
| Kobieta robiła przyjemne wrażenie, choć jednocześnie wyjątkowo przeciętne. Zapewne gdyby nie ta cała sytuacja z przyjęciem do szkoły Vincent nigdy nie zwróciłby na nią uwagi, a już na pewno nie na korytarzu w tłumie uczniów i reszty pedagogów. Urocza, acz nijaka. Nie wyróżniająca się, ginąca w szarej masie jak mały pieniążek rzucony w błoto, czerniejący od brudu. Kto wie, może krył się w niej jakiś potencjał na charakterystyczną postać, może potrafiła zadziwić, jednakże na pierwszy rzut oka nic na to nie wskazywało. Chłopak wiedział jednak, że niemądrze jest lekceważyć innych osób magicznych, szczególnie dorosłych. Był prawdopodobniej lepszy od znacznej większości uczniów Hogwartu, mimo to wciąż było przed nim wiele tajemnic do odkrycia, wiele doświadczeń do poznania. Starsi stanowili natomiast idealne narzędzie lub skrót do osiągnięcia tych pułapów wiedzy, której czasem nie było jak zdobyć w inny sposób. Dlatego też będzie miał Katję na oku. Każdego miał zawsze na oku. Obserwowała go, czuł na sobie jej spojrzenie i wiedział, że stara się go zbadać, odkryć co tylko może na podstawie tych pierwszych minut spotkania. Nie mógł jej się dziwić, sam najchętniej zrobiłby to samo, gdyby nie fakt, że matka dopiero zaczynała uczyć go tej jakże przydatnej sztuki jaką była legilimencja. Nie mógł się doczekać dalszych etapów nauczania, apetyt rośnie w miarę jedzenia, jak to mówią. Właśnie. Któż wie czy piękna pani pedagog nie jest obeznana w tej jakże wspaniałej sztuce penetrowania myśli i wspomnień? No proszę, toż to niezwykle prawdopodobne u dorosłych czarodziejów i czarownic, więc jeśli Pride nie mylił się w tej kwestii to istniała szansa, by właśnie ona mogła mu pomóc w nauce. Tego lub oklumencji – obie sztyki są niezwykle przydatne. Spojrzał krótko na wskazane mu krzesło, po czym zasiadł przed biurkiem kładąc uprzednio na nim wszelkie potrzebne dokumenty, o które został poproszony już wcześniej. Nie spuszczał z kobiety wzroku, a na uwagę o ukończonej przez nią szkole odpowiedział tym lekkim uśmiechem, który stanowił swego rodzaju uprzejmą satysfakcję – czyli zgadł. Uśmiech utrzymał się, przybierając względnie neutralny wyraz i nie zniknął też, kiedy Odineva użyła jego pierwszego imienia. Tylko oczy lekko się rozszerzyły, zdradzając irytację, impuls wrogości trzymanej jednak na wodzy. Dodatkowo elektryzujący bladoniebieski przybrał na sile. Doprawdy. Ludzie to takie złośliwe istoty, wspominając stare imię zauważywszy, że uległo ono zmianie, nawet jeśli siłą rzeczy na niektórych dokumentach wciąż widniało. Nieładnie, bardzo nieładnie. - Będę wdzięczny za puszczenie w zapomnienie mojego pierwszego imienia, nie bez powodu uległo ono zmianie. – zaczął uprzejmym tonem, acz jego głos wciąż zachowywał tę pewność siebie i jednostajny rytm, jakby to właśnie Vincent był panem sytuacji, jakby to Katja była gościem w jego zamku. – Odpowiadając jednak na pani pytanie. Uważam, że na tym etapie Durmstrang nauczył mnie wszystkiego, co mógł w dziedzinach, które mnie szczególnie interesowały, a wymiany międzyszkolne pozwalają na zdobywanie nowych doświadczeń. Hogwart sam w sobie jest intrygującym miejscem z niezwykle bogatą historią, więc postanowiłem skorzystać z okazji i osobiście przekonać się o magii tego zamku, wiedzy zgromadzonej w tych murach. Do tego dochodzi fakt, iż uczęszcza tutaj moja kuzynka, co tylko utwierdziło mnie w podjęciu takiej, a nie innej decyzji. Spokój, opanowanie, zdecydowanie. Pride miał talent do wybierania słów pod osoby, z którymi przyszło mu się zetknąć, dlatego też nie miał raczej problemów z osiąganiem celów raz postawionych. - W końcu należy korzystać z każdej okazji do poszerzania horyzontów, czyż nie? Po tym ostatnim zdaniu pozwolił sobie nawet na nieco szerszy uśmiech, który jawił się wręcz sympatycznie. A co najlepsze – właściwie nie skłamał.
|
| | | Katja Odineva
| Temat: Re: Gabinet Katji Pią 04 Lip 2014, 20:03 | |
| Katja wyglądała w tej chwili przeciętnie, do pewnego stopnia nijako i szaro tylko dlatego, że tak właśnie prezentować się chciała. W gruncie rzeczy bowiem jej charakter był dosyć oryginalny, ona cała odbiegała od schematów i potrafiła doskonale grać we wszystkie gry, w które ją wciągano. Życie na walizkach nauczyło ją cierpliwości, spostrzegawczości, pozostawania w ciągłej gotowości. Kiedy śpisz w dziczy, pod gołym niebem, nigdy nie wiesz co stanie się za chwilę. Konieczność porozumiewania się z miejscowymi, w których językach wielokrotnie nie znała ani słowa, nauczyła ją zaś czytać z ludzkich twarzy, ciał, tych sugestywnych sygnałów, z których wiele osób w ogóle nie zdawało sobie sprawy. I które, będąc w dużej mierze instynktowne i niezależne od woli, w przeciwieństwie do słów nie kłamały. Vincent nie musiał jednak o tym wiedzieć, ba, wiedzieć nie powinien. Obserwując go, do pewnego stopnia potrafiła włamać się do jego głowy, ale nie dlatego, że znała legilimencję. Co prawda próbowano ją w tym aspekcie edukować, Durmstrang za jej czasów był jeszcze mroczniejszą placówką, niżeli teraz, nie osiągnięto jednak większych sukcesów. Wydawała się posiadać wybitne umiejętności jedynie w zaklęciach, wszystkie inne dziedziny magii były w jej wykonaniu jakąś farsą i przez pewien czas podejrzewano nawet, że jest charłaczką. Nigdy jej to nie przeszkadzało. Szkoła, dostrzegając jej niezwykły potencjał, zmieniła jej program i dostosowała do niej tryb nauczania, dzięki czemu nie marnowała czasu i zyskała ponadprzeciętne umiejętności w tym, w czym i tak z natury była dobra. Jej intensywne podróże także nie były tak nieefektywne jak zdawało się jej rodzicom. Niewiele osób w tym zamku mogłoby się z nią równać w pojedynku na różdżki. Jednak gdyby przyszło do ważenia eliksirów, nie mogłaby rywalizować z pierwszorocznym. Legilimencja i oklumencja były na tyle rzadkimi umiejętnościami, że rzadko trafiał się ktoś je potrafiący. Zwłaszcza, że kojarzyły się ludziom z czarną magią. Bez wątpienia Katja mogłaby, gdyby tylko zechciała, nauczyć Vincenta wielu przydatnych i interesujących rzeczy, ale te dwie zdolności nie były jednymi z nich. Wyłapała uśmiech satysfakcji, który szybko przemknął przez jego twarz, kiedy wyjawiła mu kawałek swojej przeszłości. Cóż, skoro znał jej nazwisko, nietrudno było wpaść na to skąd wywodzi się jej rodzina. A na Wyspach Brytyjskich nie mieszkało znowuż tak wielu Rosjan. Jej badawczemu spojrzeniu nie umknęła także reakcja najszczerszej części ludzkiego ciała – oczu. Źrenic, choćby nie wiem jak bardzo się starało, nie da się kontrolować. Nie mogła jednak przypisywać jego negatywnych odczuć co do imienia niczemu głębszemu. Mógł po prostu nie lubić jego brzmienia, to żadna zbrodnia. Z zainteresowaniem wysłuchała jego słów, na chwilę przerywając przeglądanie dokumentów. Wątpiła z resztą, aby mogła dowiedzieć się z nich czegoś więcej ponad to, co już przeczytała. Był wzorowym uczniem, pilnym, dociekliwym, żądnym wiedzy, gorliwym, uczęszczającym na dodatkowe zajęcia, mającym bliski kontakt z wieloma nauczycielami, zwłaszcza wiodących przedmiotów. I wszystko to świadczyłoby na jego korzyść, byłoby powodem do radości, a nie niepokoju, gdyby tylko nie chodziło tutaj o Durmstrang. Katja kojarzyła dwóch z nauczycieli, którzy zachwalali w krótkich i dość płytkich słowach Vincenta. Nie miała związanych z nimi dobrych wspomnień. To i jego słowa… To wystarczało aby upewnić ją co do jednego – nie był jakimś byle jakim uczniem. I należało na niego uważać. -Oczywiście. – odparła zwięźle w odpowiedzi, odwołując się do całej jego wypowiedzi oraz prośby o zwracanie się do niego drugim imieniem. Nie widziała potrzeby rzucania w tej chwili słów na wiatr. Miała skłonność do gadatliwości, a czasem należało pilnować tego, co się mówi. Nie koniecznie przy Pridzie jako takim, raczej po prostu przy uczniach. Zwłaszcza takich, których się nie znało. -Hogwart to miejsce pełne sekretów i wiedzy, co do tego nie mam żadnych wątpliwości. – dodała po chwili, podnosząc się z miejsca i biorąc w dłonie Tiarę Przydziału. -Przypuszczam, że jest Pan zapoznany ze sposobem przydziału do domów, jak i samą koncepcją? – zapytała, mając niemalże pewność, że padnie odpowiedź twierdząca. Wydawał się być dobrze poinformowany, jego decyzja najwyraźniej była dobrze umotywowana i przemyślana. |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Gabinet Katji Czw 10 Lip 2014, 21:35 | |
| Podobało mu się, że Katja nie „lała wody”, jak to niektórzy mówili. Nie próbowała się przypodobać Vincentowi za wszelką cenę. Zdarzało mu się spotykać takich profesorów czy po prostu dorosłych czarodziejów i czarownice, które chcąc chyba wyjść na bardziej sympatycznych ocierali się o wyśpiewywanie pieśni pochwalnych na część młodzieży uczącej się. Skłamałby mówiąc, że nie zadowalają go pochwały, jednakże wszystko ma swoje granice, a szczególnie wylewający się z niektórych fałszywy cukier. W takich momentach najchętniej zrobiłby z niego karmel wrzucając takich ludzi w płomienie. Albo do wrzątku, też mogło być ciekawie. Kto wie, może skwierczące ciało czarodzieja – w przeciwieństwie do mugolskiego – rzucało jakieś iskry? Może wyglądało jak fajerwerki na cześć Expelliarmusa? Prawie roześmiał się widząc ten obrazek przed oczami, jednakże powstrzymał ten odruch i wciąż zachowywał spokój zwieńczony tym charakterystycznym dla siebie uśmiechem, którego sam Dumbledore mógłby nie odgadnąć. Jego spojrzenie również powróciło do spokojnej, choć elektryzującej niczym linia wysokiego napięcia fali błękitu. Doprawdy, gdyby nie a nietypowa aura dookoła niego można by się zagapić – choć nawet ona nie przeszkadzała niektórym. Miało to swoje dobre i złe strony, gdyż niektórych spojrzenie Pride’a ostrzegało w pewien specyficzny sposób. Była to raczej sprawka czegoś w rodzaju szóstego zmysłu, złotej intuicji niż samego w sobie przekazu skierowanego od chłopaka. Na szczęście zdarzało się to rzadko, a i tak nie było w stanie faktycznie nikogo ocalić przed zamiarami młodzieńca, jeśli już coś postanowił. Skoro już uprzejmości i wstępne zapoznanie mieli za sobą, a nauczycielka przystała bez zbędnych komplikacji na puszczenie w niepamięć wcześniejszych danych Vincenta można było przejść do głównej atrakcji dnia. Bo cóż jeszcze można było uczynić? Miał pewność, że wszelkie dokumenty nie stworzą żadnej przeszkody w jego dołączeniu do tej jakże zacnej placówki magicznej. Jego wyniki było bardzo dobre, czasem wybitne, jak to się miało z zaklęciami, eliksiry też niczego sobie. Obrona Przed Czarną Magią zaś… To intrygowało chłopaka, gdyż w Durmstrangu raczej uczono go częściej o podstawach czarnej magii, znał ją od podszewki z technicznego punktu widzenia (i nie tylko, jednakże to raczej zasługa własnych praktyk) i jego zdaniem to było o wiele lepsze. Jeśli już tak bardzo chcieli się bronić przed tą jakże interesującą i potężną częścią magii to więcej daje poznanie jej możliwości i zgłębienie tajemnic, by wiedzieć jak się bronić. Cóż, ktoś na tym tylko zyska. Jego wzrok spoczął na starej tiarze, którą kobieta trzymałą w dłoniach. Tradycja tradycją, ale nie wyglądało to zachęcająco w najmniejszym stopniu. Czy tak trudno czarodziejowi, szczególnie komuś z taką sławą jak dyrektor Hogwartu, przywrócić strzępowi materiału jego dawną świetność? Najwyraźniej trafił do jaskini wyznawców staroci i sentymentalistów. No cóż, bywa i tak. Uśmiechnął się nieco szerzej, nie odrywając spojrzenia od Katji, po czym lekko skinął głową nie podnosząc się z krzesła. Doskonale wiedział jak to wyglądało, w końcu nie zawędrowałby do tego starego zamku bez choćby podstawowych informacji na temat tego miejsca i zwyczajów. Pomijając fakt, że wiedział o wiele więcej niż pospolity uczeń z wymiany. - Naturalnie. – poparł słowami swój drobny gest. – Przyznam, że intryguje mnie wasza Tiara Przydziału, a jeszcze bardziej to, jaką decyzję podejmie co do mojej osoby. Każdy z domów jest unikalny, więc chętnie usłyszę jakie mniemanie o moich cechach ma ten magiczny przedmiot. Po tych słowach skupił się już zupełnie na tiarze, która tiarą była tylko z oficjalnej nazwy. Na pierwszy rzut oka przypominała starego kalosza skrzyżowanego ze starą ścierką, którą ktoś kiedyś czyścił wiele strychów i któryś z nich na pewno miał kominek. Co kraj to obyczaj, co szkołą to inne dziwactwo, jak widać. Teraz bardziej interesował go wynik tego spotkania. Któryż to dom Hogwartu stanie się jego nowym domem na przyszły rok? Który herb będzie zdobił jego pierś i który herb splami… o nie, na to jeszcze nie czas, nie wypada. To rozważy się znacznie później, wszakże całe wakacje przed nim.
|
| | | Katja Odineva
| Temat: Re: Gabinet Katji Pią 11 Lip 2014, 12:59 | |
| Rezerwa Katji wynikała z okoliczności, a nie jej charakteru, tym niemniej co do jednego Vincent miał rację: nie prawiła pustych pochlebstw. Nigdy. Nikomu. Nawet Rogogonowi, w którym ostatecznie była głupio zakochana w czasach szkolnych. Nie szczędziła komplementów, ale aby je wypowiadać, musiała mieć pewność co do ich zasadności. Wolała napracować się kilka razy bardziej, niż dochodzić do pewnych rzeczy w taki sposób. Choć czasem pozwalała sobie na trochę zabawy wobec mężczyzn, stojących na jej drodze… Niestety w wielu krajach słowo równouprawnienie nie weszło jeszcze do powszechnego użycia, a umiała znakomicie wykorzystywać potęgę swojego ciała. Postanowiwszy mieć na chłopaka oko i porozmawiać na jego temat z Roginskym, który mimo wszystko więcej wiedział o rodzajach magii praktykowanych w Durmstrangu, Odineva pozwoliła sobie na nieco mniej napięty stosunek do Pride’a. Chciała jedynie mieć za sobą te wszystkie formalności i oficjalnie rozpocząć swoje wakacje. Ta myśl pociągnęła za sobą lawinę innych… Miała dopilnować, aby Tanja nie znalazła się w domu sama, bez nadzoru! Zupełnie o tym zapomniała, jakże lekkomyślnie, i teraz mogła mieć problem z wywiązaniem się ze wszystkich swoich obietnic, a to nie było w jej stylu. Zerknęła pospiesznie na zegarek i odetchnęła stwierdziwszy, że jeśli się pospieszy, jeszcze da radę wyrobić się na czas. Ponownie skoncentrowała się na strojącym przed nią Vincencie, przygotowana aby załatwić wszystko w tempie ekspresowym i to nie odwalając roboty byle jak. W odpowiedzi na słowa Pride’a jedynie skinęła głową i trzymając w dłoniach tiarę, obeszła masywne biurko. Ona nie miała większych wątpliwości, co do tego, jaka będzie decyzja starego kapelusza. Nie uważała, że jest on nieomylny. Właściwie jej zdaniem, cała ta ceremonia przydziału opierała się na stereotypach i powierzchownych przekonaniach, przez co nie oddawała do końca rzeczywistości. Tym niemniej uczeń Durmstrangu raczej nie mógł trafić do innego domu niżeli… -Slytherin. – wychrypiała tiara nieco zaspanym głosem, ledwie uchylając jedno oko, zanim jeszcze dotknęła czubka głowy chłopaka. Cóż, w tej kwestii nie było większych niespodzianek. Odłożyła wyświechtany przez pokolenia przedmiot z powrotem na stertę książek i uśmiechnęła się delikatnie, choć z rezerwą, do Vincenta. -Myślę, że to już wszystko. W nowym roku szkolnym zgłosisz się do opiekuna swojego nowego domu, który przekaże Ci wszystkie potrzebne informacje i będzie służył radą, w razie potrzeby. Oczywiście możesz także zwrócić się do mnie, jeśli będziesz miał jakieś problemy. A teraz życzę Panu miłych wakacji, panie Pride. – otwarcie oznajmiła mu, że to spotkanie dobiegło końca. Może by nawet pogawędziła trochę dłużej, ale czas ją gonił. Poczekała aż chłopak zniknie za drzwiami, rzuciła się w kierunku sypialni, ubrała na siebie coś nieco bardziej praktycznego i zniknęła z Hogwartu, używając potęgi proszku fiuu.
2x z/t |
| | | Spencer Delaney
| Temat: Re: Gabinet Katji Wto 03 Mar 2015, 01:18 | |
| Udał się więc do gabinetu Katji, natychmiast po swoim...spektakularnym wyjściu z WDŻ. Nie spodziewał się że ktokolwiek przywiąże wielką wagę do jego drobnej gierki, a już na pewno nie posądzał by o to praktykanta. Dopiero po pewnym czasie, zdał sobie sprawę z własnego błędu - z jakiegoś powodu zapomniał o tym, że Aristos nie jest jedynym ciekawym przedstawicielem swojego rodu, zapomniał o tym że w żyłach stażysty płynie ta sama, francuska krew. Jego chłodne kalkulacje, perfekcyjne przewidywanie wszelkich ruchów i zachowań jakie mogą podjąć dane jednostki, tym razem spełzły na niczym - choć nie zdarzało się to często, musiał przyznać się przed samym sobą że się przeliczył, zwyczajnie zezwolił na to by "wpaść". Ironia losu, gdy człowiek potknie się na istocie o tym samym nazwisko, co "śledzona zwierzyna". Wyjątkowo interesująca zwierzyna. Utrata punktów nie obeszła go oczywiście ani trochę - to tylko punkty, w niewielkiej ilości, zresztą nawet gdyby się okazało że Krukoni po raz kolejny nie wzniosą pucharu domów...nie sądził by powinno go to obchodzić w jakikolwiek sposób. Był ponad takimi błahostkami - jego cele sprowadzały się do rzeczy znacznie ciekawszych, niż jakieś ostatecznie nic nie warte nagrody. Honory i odznaczenia nie były tym, czego wymagał od życia. Jednakże pewne było że Francis powinien również zostać wzięty pod lupę. Wstyd że nie pomyślał o tym wcześniej aby i jego poddać obserwacji, jednakże stało się. Popełnił błąd, karygodny błąd - nie docenił innych aktorów tego zabawnego przedstawienia. Fakt faktem, nie wiedział o nim wystarczająco dużo. Znał jego personalia, kojarzył go z wyglądu...ale kim był? To pytanie nasunęło mu się mimowolnie, nie potrafił się go wyzbyć. To było oczywiste, że jednym prostym posunięciem, uplasował się na wyjątkowo wysokim miejscu interesujących obiektów. Czy tego chciał czy nie - Spencer zamierzał zbadać jego tajemnicę. Jednakże, zdawał sobie sprawę z tego że nie musiał tu być. Ujrzał już drzwi do celu swojej wędrówki, świadom tego że mógłby odwrócić się i o tym zapomnieć, bowiem polecenie brzmiało "w wolnej chwili". Od "wolnej chwili" było zadziwiająco blisko do "kiedyś", z kolei "kiedyś" mogłoby być wspaniałym synonimem do "nigdy". Mimo to, przybył tu, wiedziony nie tyle poleceniem, co pretekstem. Nauczyciele to też ludzie, więc obserwacje można prowadzić również na nich, zważać na każde słowa które wypowiedzą, pilnować przepływu rozmowy. Karmić się ich emocjami. Czemu więc miałby sobie odpuścić sprawdzenia czy Katja Odineva nie była przypadkiem łakomym kąskiem, który we wstępnej selekcji nierozważnie pominął? Jak udowodniła mu sytuacja sprzed kilku minut, nawet on popełniał dziecinne błędy, nawet jemu zdarzały się takie...niedopatrzenia. Nie zamierzał sobie odmawiać takiej możliwości, podpartej "poleceniem wyżej postawionej jednostki". Chcieli go w gabinecie nauczycielki zaklęć, a więc tam się udał, zgodnie z tym co mu nakazano - wszelkie ukryte motywy niech pozostaną na zawsze ukrytymi motywami. Tak będzie zdecydowanie ciekawiej, prawda? Stał zaledwie kilka kroków od zwieńczenia swojego marszu. To była odpowiednia pora, aby rozpocząć grę. Jeszcze tylko kilka uderzeń podeszwy o podłogę i ta pusta skorupa imitująca ludzką istotę, opleciona mirażem z czarnego płaszcza, skórzanych rękawic i zwykłej, szkolnej szaty, dosuniętej krawatem manifestującym z jakiego właściwie domu pochodzi. Taki przeciętny, grzeczny, przestrzegający przepisów, ułożony uczeń. Gdyby nie obojętny wyraz twarzy i oczy pozbawione krzty ciepła, szczypty życia, zwyczajnie bijące lodowatym mrozem, można by nawet uznać go za całkiem miłego chłopca. Niestety, zdawał sobie sprawę z tego, że nikt na tym świecie nie był w stanie powiedzieć o nim zbyt wielu ciepłych słów. Nawet te cierpkie ciężko było wypowiadać szczerze. Jak można by wychwalać, bądź obrażać cień? Odbicie, ślad, istotę nie potrafiącą żyć bez odbicia światła. Nie można powiedzieć o nim nic dobrego. Nie można powiedzieć o nim nic złego. Po prostu był, a byt ten mógł doprowadzać otoczenie do szaleństwa. Nareszcie zapukał. Trzykrotnie. Nie wiedział czego powinien się spodziewać - zachowanie nauczycielki na lekcjach zdecydowanie mogło odbiegać od jej prawdziwej natury. To w pewien sposób wzbudzało jego ciekawość, potęgowała to tęskne odczucie które czuł wobec wielu najróżniejszych stworzeń. Oczywiście największe zainteresowanie wzbudzali ludzie - tak złożeni w swej prostocie, jedyne ssaki potrafiące być zajmującymi przez wiele godzin. Momentami wręcz czuł się jak pasożyt. Żerował na uczuciach innych, nie będąc w stanie wytworzyć swoich własnych. Mimo wszystko, to określenie absolutnie by mu nie przeszkadzało, gdyby ktokolwiek zamierzał mu wytknąć tą część natury. Gdyby ktokolwiek ją zauważył. |
| | | Katja Odineva
| Temat: Re: Gabinet Katji Sro 04 Mar 2015, 13:34 | |
| Katja nie zwykła udawać kogoś, kim nie była. Należała do osób szczerych, otwartych i impulsywnych, dlatego niektórym wydawało się, że po niedługim czasie znają ją na wylot. Było to jednak wrażenie złudne i mylne, bo kobieta ta miała jedną fascynującą cechę, która uniemożliwiała taki obrót sytuacji – była nieprzewidywalna. Przeważnie sama nie potrafiła opisać swojej potencjalnej reakcji na określone bodźce, póki dana sytuacja nie nastała. Z resztą… niewiele zastanawiała się nad przeszłością, żyła chwilą, tu i teraz, carpe diem. Prawdopodobnie w oczach potęg tego świata była nieszkodliwą, błędną duszyczką, która nikomu i niczemu nie mogła zaszkodzić, ale i w tym przypadku poważnie mijano się z prawdą. Być może niewiele potrafiła i długo chciano przypisać jej niezdolność do posługiwania się magią, ale w swojej dziedzinie, w dziedzinie wszelakich zaklęć, niewielu miała sobie równych. Nie wspominając o uroku osobistym, którym podbijała większość serc, a to czasem największa magia ze wszystkich i najbardziej przydatna. Tymczasem jednak zupełnie nie interesowało jej to, czy przypadkiem nie staje, bądź nie stanie się obiektem czyjejkolwiek fascynacji. Zbyt bardzo pochłonięta była przygotowywaniem dość skomplikowanego (przynajmniej jak na nią) eliksiru, który smętnie bulgotał w kociołku ustawionym na potężnym biurku i nie wyglądał bynajmniej, jakby był udany. Kat zdawała się tym specjalnie nie przejmować i z entuzjazmem dodawała kolejne składniki, które wyczytywała ze sporej, oprawionej w starą skórę księgi, od czasu do czasu merdając radośnie metalową łyżką i pociągając zgrabnym nosem. Powietrze przesycone było przyjemnym zapachem cytrusów i cynamonu, ale ciężko powiedzieć, czy była to zasługa używanych przez kobitę perfum, czy konsekwencja przygotowywania magicznego wywaru w tym właśnie pomieszczeniu. Katja wydawała się jednak kontenta z zaistniałej sytuacji, przynajmniej dopóki ktoś nie zapukał do drzwi. Zmarszczyła nos, przesunęła wolną dłonią po włosach, przy okazji wplątując w nie jakiegoś zasuszonego skarabeusza i zamrugała, przywołana do rzeczywistego świata. - Proszę. Proszę wejść. – odezwała się zniecierpliwiona, wyciągając owada ze swojej luźnej fryzury i dorzucając go na poły tylko świadomie do kociołka. Nieco nieprzytomnym wzrokiem zmierzyła przybyłego chłopaka i już miała otworzyć usta, aby zapytać jakie go właściwie przygnały potrzeby, ale Cacao wylądowała ciężko na jej ramieniu i uszczypnęła dość boleśnie w ucho, zwracając na siebie uwagę, której najwyraźniej wcześniej nie otrzymała. Wypuściła na dłoń kobiety kawałek zwiniętego ciasno pergaminu, wydała z siebie charakterystyczny odgłos, który nieco przypominał prychnięcie i wyleciała przez otwarte okno, łopocząc potężnymi skrzydłami. - Jaka obrażalska. – mruknęła pod nosem Katja, zapominając właściwie, że ktoś prócz niej jest jeszcze w pomieszczeniu. Przypomniała sobie o Spencerze dopiero, kiedy rzuciła okiem na treść liściku. Przygryzła dolną wargę na ułamek sekundy i rzuciła pergamin na biurko, całkiem przypadkiem trafiając do kociołka. Złożyła ręce na piersi i ponownie przyjrzała się delikwentowi, tym razem nieco uważniej. - Nazywasz się Spencer Delaney, jak rozumiem? – zapytała niechętnie, jakby przymus pouczania i strofowania kogokolwiek wcale jej nie radował. Jeśli nawet miała jakieś plany pedagogiczne czy wychowawcze wobec Krukona, ich realizacji przeszkodził dość nieprzyjemny dźwięk, który dobiegł od strony biurka. Na twarzy Katji pojawiła się delikatna panika, kiedy szybkim, zgrabnym ruchem obróciła się i doskoczyła do miejsca, w którym powinien spokojnie bulgotać eliksir. - Przydaj się do czegoś i cały czas mieszaj. – poleciła chłopakowi, nie przejmując się tym, że nie po to przecież przyszedł – Mamy tutaj sytuację krytyczną! – dorzuciła po chwili i sama zanurzyła się do połowy w kufrze wielkości sporej komody, które stało w kącie za biurkiem. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Gabinet Katji | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |