|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Franz Krueger
| Temat: Re: Salon pianistki Wto 15 Kwi 2014, 23:59 | |
| To prawda, że Ślizgoni mieli to do siebie, że chyba najczęściej ze wszystkich hogwarckich domów łamali kolejne punkty regulaminu, lubując się w nocnych przechadzkach po szkole. Każdy z przedstawicieli wężowego herbu miał wiele swoich spraw do załatwiania, a przecież nie od dzisiaj wiadomym było, iż takie sprawy najlepiej załatwiało się pod osłoną nocy. Ot, choćby takie zwykłe spotkanie między Franzem, a Jasmine, mimo że niespodziewane, nie byłoby zapewne tak intrygujące, gdyby miało miejsce o godzinie dwunastej, w południe. Po zmierzchu wszystko wydawało się znacznie ciekawsze. Poza tym, można było uniknąć postronnych obserwatorów, którzy niestety w ciągu dnia przyprawiali niekiedy o zawrót głowy. Młody Krueger często miał już dosyć spojrzeń tych wielu ślizgońskich dziewcząt, które z początku widziały w nim rycerza na białym koniu, a teraz ich wzrok pełen był nienawiści połączonej z rozczarowaniem. Cóż, niemiecki czarodziej nigdy żadnej niczego nie obiecywał, więc nie poczuwał się również do tego, aby zachowywać się tak, jakby to tylko on był winny. Po prostu potrzebował czasami chwili relaksu, nic złego, o ile nie rozpalało się w sercu dziewczęcia niepotrzebnych nadziei na wspólne życie. - Gdyby Twój czas był dla Ciebie tak cenny, to już dawno opuściłabyś ten salon, ale najwyraźniej Tobie sprawia przyjemność gra na moich nerwach. – skomentował wypowiedź Jasmine, która tak naprawdę nie była chyba nawet rzucona w jego stronę, a raczej w eter. Nie omieszkał jednak milczeć, kiedy w rzeczywistości słowa dziewczyny dotyczyły właśnie jego obecności w tym pomieszczeniu. Zresztą, panna Vane tak pięknie oszukiwała samą siebie, że nie mógł sobie odebrać tej przyjemności, by jej ten fakt wytknąć. Teraz już widział, że jej nienawiść do jego osoby wcale nie ma tak czystej postaci, jakiej mógłby się po tylu ich utarczkach i niesnaskach spodziewać. Prawda była zgoła inna, a tę ślizgońską dziewczynę niezwykle pociągały takie sytuacje. I pomyśleć, że nie tylko on czerpał z nich tę sadomasochistyczną przyjemność. Tym razem jednak, po jej wejściu do salonu pianistki był naprawdę wściekły, nie udawał. Z czasem to uczucie ustąpiło miejsca satysfakcji płynącej z kolejnych złośliwości, którą chłopak karmił swą towarzyszkę, a które pozwalały mu chociaż na jakiś czas zapomnieć o tym, do czego był zdolny w sali przesłuchań. - Moją? W mojej chyba brakłoby skali dla takiego wybuchu wulkanu, jakim jesteś Ty. Jesteś jak trzęsienie ziemi przewyższające ostatni stopień w skali Richtera. – podsumował jeszcze jej zachowanie, wykazując się wiedzą w zakresie nauk przyrodniczych. Tak, tak, wcale się nimi nie interesował, ale jakąś tam wiedzę ogólną posiadał. Coś kiedyś usłyszał, coś kiedyś przeczytał, nie był już takim kompletnym ignorantem, mimo że nie byłoby kłamstwem stwierdzenie, że jedyne, co ostatnimi czasy czytał to książki o czarnomagicznych zaklęciach i eliksirach. Ah, rzuciła mu się jeszcze w oczy lektura o wymyślnych metodach mugolskich tortur, ale tę czytał sobie dla przyjemności, do snu. Krueger zignorował już całkowicie każde kolejne wystąpienie Jasmine. Nie zwracał nawet uwagi na to, jak ta otwiera usta. Te przyciągnęły jego uwagę dopiero wtedy, kiedy postanowił się w nie wpić i pocałować dziewczynę. Gdyby ktoś zapytał go w tym momencie, dlaczego to zrobił, nie potrafiłby dać żadnej składnej odpowiedzi. To był odruch, nie planował tego wcześniej. Musiał jednak przyznać, że Ślizgonka, mimo początkowego szoku, całuje wspaniale. W ogóle zatem nie żałował tego, czego zrobił, choć zapewne, tak samo jak i panna Vane, wolałby jednak, aby pozostali jedynymi osobami, które wiedziały o tym, co się stało w salonie pianistki. Przecież na co dzień się nienawidzili. Jakim cudem tak nagle któreś z nich mogło zmienić zdanie? To nie mieściło się nawet w najgłębszych czeluściach wyobraźni. Franz nie zdawał sobie jednak sprawy z tego, że Jasmine podejdzie do tego pocałunku zgoła inaczej, niż on. Poczuł, jak jej palce zaciskają się na jego koszuli. Zaraz po tym dziewczyna odepchnęła go gwałtownie. A powinien to przewidzieć, czyż nie? Co nie zmieniało faktu, że przedstawicielka płci pięknej jeszcze przed chwilą całkowicie oddała się pocałunkowi, który z pewnością sprawił jej ogromną przyjemność. Co do tego Niemiec nie miał żadnych wątpliwości, inną kwestią było to, jak bardzo najprawdopodobniej panna Vane wyrzucała sobie w tym momencie swój błąd, o czym zresztą świadczyły jej kolejne słowa, wypowiedziane nerwowym tonem. - Ja oszalałem? Jestem jedynie spełnieniem Twoich największych pragnień. Zaufaj przeznaczeniu. – odparł na określenie go mianem szaleńca. On był szalony? A może to ona powinna zastanowić się nad tym, dlaczego w ogóle postanowiła przyjść do tego samego hogwarckiego pomieszczenia, co on? Czy saksofon był jedynym powodem, dla którego się tutaj spotkali? Po wszystkim, co się między nimi wydarzyło, chłopak szczerze zaczynał w to lekko niedowierzać. - Przecież Cię nie trzymam. – mruknął tylko pod nosem, po czym odszedł na kilka kroków, aby podnieść z ziemi swoją różdżkę, pozostawiając przy tym Jasmine, która nadal tkwiła chyba w tym stanie zaskoczenia spowodowanym dość nietypowym zachowaniem siedemnastolatka. Chłopak ledwie ujął kawałek drewna w dłoń, kiedy wykonał zaklęcie, przywołując do siebie również różdżkę szóstoklasistki. Schował ją za pasek od spodni, nie zamierzając jej oddawać prawowitej właścicielce. A przynajmniej nie tym razem. Uśmiechnął się przy tym szelmowsko. - Na pewno będzie Ci jej brakować… spotkajmy się o północy w klasie eliksirów, a może uda Ci się ją odzyskać. Kto wie… – rzucił na pożegnanie, po czym odwrócił się na pięcie. Zatrzymał się na chwilę, spoglądając jeszcze raz na fortepian, jakby przypominając sobie o tym, że przyszedł tutaj opłakiwać ukochaną, a skończyło się na nocnych harcach. Był paskudnym typem, a jednak coś w momencie przeszyło go na wskroś. Nie powinien zachowywać się w ten sposób, ale nie potrafił inaczej. Znalazł nową kotwicę, która pomagała mu utrzymać się przy brzegu. Trudno było się do tego przyznać, ale ujadanie Jasmine, jak i może przede wszystkim ten pocałunek, sprawił, że znowu zaczął coś czuć. Nieważne, że z pozoru Krueger i Vane się nienawidzili. Zawsze to było lepsze od pustki w sercu. Musiał załatać czymś powstałą dziurę.
zt. |
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Salon pianistki Sro 16 Kwi 2014, 00:01 | |
| Oblizała wewnętrzną stronę warg, jakby zagarniając sobie smak pocałunku Franza tylko dla siebie i swojej błogiej przyjemności. Odetchnęła lekko, kiedy chłopak odsunął się od niej, bo bliskość była.. niebezpieczna. Teraz, kiedy ona wiedziała jak może zachować się pałkarz, postanowiła nie udowadniać mu jak to się jego nie boi i może się z nim stykać chociażby nosem... Obiecała samej sobie, że już nigdy nie pozwoli mu tak blisko podejść. Nawet gdyby jakimś cudem miałby jej ratować życie. Nigdy to nigdy. Przekrzywiła głowę, słuchając go... co on pieprzył? -Życzenie? Chyba senny koszmar..-warknęła, krzyżując ręce na piersi i odchodząc na krok od ściany. Nie było jej tu dobrze i wolała sie stąd wydostać. I to jak najprędzej... -EJ! Chyba Ci hipogryf na mózgu usiadł! -oburzyła się, biegnąc w kierunku Kruegera. Jak miała wyżyć bez różdżki?! Sposępniałą i zacisnęła usta w wąska kreskę. Znowu miała się z nim spotkać sam na sam, po tym co teraz wyrabiał? Dorwie go w ślizgońskiej sypialni, chociażby miała go uciszyć na wieki wieków amen! Wybiegła za nim na korytarz... ale dziwnym trafem nigdzie nie mogła dojrzeć Franza. Obróciłą się wokół własnej osi i tupnęła z wściekłości... musi się dostać do lochów. I na Merlina, zapomnieć o tym co działo się w salonie pianistki. Raz, na zawsze..
Z tematu. |
| | | Thetis Morgenstern
| Temat: Re: Salon pianistki Sob 06 Gru 2014, 20:01 | |
| /początek - kilka dni po rozpoczęciu roku Salon pianistki to kolejne punkt na liście w Hogwarcie, dawno zapomniany przez uczniów, jak i nauczycieli tej szkoły. Niegdyś często odwiedzany, teraz świecił pustkami, nie licząc starych gratów, na których kurz osadzał się latami oraz starego pianina zapomnianego nawet przez samego właściciela. Właśnie z tego powodu Thetis wybrała to miejsce na spotkanie z Gilbertem, tutaj mogą liczyć na chwilę prywatności i spokoju, których nie zakłócą niechciani goście. Trzy dni i dwie noce, jak głosił liścik minęły dziewczynie naprawdę szybko. Wrzucona w wir nowych zajęć prawie zapomniała o owym spotkaniu. Przez ten cały czas zła strona blondynki grała przed innymi aniołka, co jak się okazało wcale nie było takie trudne, choć dla niej samej bardzo uciążliwe i wkurzające. Gdy zegar wygłosił godzinę zero, ale….od początku. Ostatnie minuty zajęć z Run ciągły się w nieskończoność, mimo całej, wielkiej miłości Krukonki do tego przedmiotu, przez cały ten czas kręciła się na swoim krześle, a kiedy wreszcie profesor ogłosił koniec, pierwsza zabrała wszystkie swoje szpargały i wybiegła z sali. Mknąc korytarzami szkoły, które powoli zapełniały się uczniami w głowie układała sobie plan. Nie mogła przepuścić Gilbertowi tego w jaki sposób zachował się wobec niej, a jednocześnie chciała dopiec jego „narzeczonej”. Prychnęła na samą myśl, że chłopak mógł oświadczyć się Ślizgonce. Trzeba jasno powiedzieć, iż panna Morgenstern chciała oszukać innych, tak samo jak samą siebie, wciąż zależało jej na Gryfonie, lecz nigdy się do tego nie przyzna. Przemknęła przez Pokój Wspólny, by po chwili z impetem wpaść do dormitorium, było ono zupełnie puste, więc postanowiła skorzystać w pełni z tej dogodności. Rzuciła wszystko na swoje łóżko, po czym zdjęła szkolą szatę i ubrania, pozostając w same samej bieliźnie. Otworzyła kufer dosięgając do samego dna, skąd wygrzebała komplet seksownej bielizny oraz małą czarną. Szybki krokiem udała się do łazienki, zdjęła z siebie pozostałą część garderoby i weszła do kabiny. Ciepła woda spływała po jej ciele dając uczucie, którego tak bardzo teraz potrzebowała. Pozwalała, żeby myśli w jej głowie pędziły swobodnie, przez ocean jej umysłu. Rozmyślała głownie o dzisiejszym wieczorze, jak się on potoczy i co tak naprawdę przyniesie. Po skończonej kąpieli ubrała na siebie wcześniej przygotowane rzeczy, po czym zasiadła przed toaletką. Jej twarz i włosy błagały o to by coś z nimi zrobić. Blond czuprynę rozczesała, po czym delikatnie podkręciła końcówki, by naturalnie spływały na jej ramiona. Oczy podkreśliła czarną kredką i maskarą, zaś usta pomalowała krwistoczerwoną pomadką. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze uśmiechając się uroczo. *** Salon pianistki owiany był ciemnością, gdy blondynka otworzyła jego drzwi, wyjęła więc swoją różdżkę wypowiadając ciche Lumos, a z przedmiotu wystrzeliły jasne ikry, by po chwili rozświetlić pomieszczenie. Panowała tutaj całkowita cisza, wręcz grobowa przerywana stukotem jej szpilek. W małej torebce, którą wzięła ze sobą znajdowały się świece. Dziewczyna porozkładała je w całej sali po czym zapaliła, nagle stała się ona przyjaźniejsza. Krukonka podeszła do pianina otwierając jego klapę, Gilberta nadal nie było, więc musiała jakoś spożytkować ten czas oczekiwania. Przejechała mlecznobiałymi palcami po klawiszach, co spowodowało, że instrument wydał z siebie dźwięk. Wzięła głęboki wdech, i jakby z lekką niepewnością po raz kolejny jej palce styknęły się z czarnymi i białymi klockami. Pojedyncze dźwięki zaczęły układać się w swego rodzaju utwór, choć jak dotąd nikomu poza nią nie znany. Panienka Morgenstern grała to co podpowiadało jej serce, jedne dźwięki były delikatne, jak skrzydła najpiękniejszego motyle, inne zaś mroczne i ciężkie, jak największy grzech zatrważający naszą duszę. Przestała grać dopiero gdy poczuła na sobie czyjś wzrok, od razu spojrzała w tamtą stronę. Gilbert stał tam, nonszalancko oparty o zamknięte drzwi. Jak długo się jej przyglądał? Dlaczego to zrobił? Dlaczego nic się nie odezwał? - Witaj Nilsson – powiedziała uwodzicielskim głosem, wstając sprzed pianina. |
| | | Gilbert Nilsson
| Temat: Re: Salon pianistki Sob 06 Gru 2014, 20:57 | |
| Nieczęsto można było usłyszeć dźwięki fortepianu z pomieszczenia na trzecim piętrze. Mało kto o nim pamiętał, jedynie kilka uzdolnionych muzycznie dzieciaków przychodziło tutaj od czasu do czasu, bo trzeba przyznać, że tajemniczy salon pianistki miał w sobie coś magicznego. Gilbert na przykład uwielbiał czasami odsunąć ciężkie zasłony i usiąść przy zakurzonym oknie – odnosił wtedy wrażenie, że powyrywane z kontekstu słowa następnych piosenek same układają się w całość, a dźwięki gitary brzmią... lepiej, mimo że był to przede wszystkim salon pianistów. Na fortepianie zresztą też czasem coś zagrał, ale zdarzało się to rzadko i nie brzmiało szczególnie profesjonalnie. Tym razem nie był tutaj z wewnętrznej potrzeby, nie przystanął, zwabiony dźwiękami instrumentu. Kilka dni wcześniej dostał sowę i postanowił spotkać się z Thetis, by w końcu wytłumaczyć sobie parę spraw. Była mu to winna... a on był jej winien przeprosiny za to, że poniosło go wtedy, w pociągu. Czekał więc przed wejściem, myśląc, że przyszedł pierwszy, ale nie naczekał siędługo – zza drzwi rozbrzmiały ściszone przez grube drewno dźwięki fortepianu. Uśmiechnął się pod nosem i cicho wślizgnął się do środka pokoju, gdzie ramieniem oparł się o futrynę, a plecami zetknął z zimnymi drzwiami. Uśmiechał się wciąż mimowolnie, ciekaw kiedy w końcu zostanie zauważony. A może nie tylko dlatego? Spokój z jakim naciskała kolejne klawisze, skupienie, które malowało się na widocznym dla niego profilu twarzy przypominało mu dawne czasy, kiedy matka grała dla nich wieczorami. Wtedy wszystko było inaczej... Skrzyżował ręce na piersi i przymknął powieki, a z tego przyjemnego zamyślenia wyrwał go dopiero jej głos. Przyjrzał jej się uważnie kiedy wstała. Miała cholernie dobry gust, czarna sukienka podkreślała to, co powinna, choć jego zdaniem odkrywała zbyt wiele jak na szkolne warunki. Nie zastanowił się dlaczego ubrała się tak akurat dzisiaj, w dniu, w którym sama zaplanowała ich spotkanie. Nawet przez chwilę nie wydało mu się to dziwne. Ton jej głosu również był całkiem normalny, w końcu zawsze mówiła do niego tym słodkim i uwodzicielskim głosem... kiedy byli razem. Ale tego ostatniego nie wziął nawet pod uwagę. - Cześć, Thet. Dawno nie słyszałem jak grasz. – wyprostował się, przemaszerował kilka kroków i zatrzymał się dopiero przy instrumencie. Czule przesunął palcem po czarno-białych klawiszach, wydobywając charakterystyczny dźwięk. Miał ochotę zagrać, ale nie było na to czasu. Stanął obok niej i oparł się o instrument, duża odległość nijak nie sprzyjała rozmowie, poza tym nienawidził świadomości, że ktoś może go podsłuchać. - Więc.... chciałaś się spotkać. Dlaczego? – zerknął na nią przelotnie. Już się nie uśmiechał. Chciał szybko dowiedzieć się o co chodzi, przeprosić ją i wyjść. |
| | | Thetis Morgenstern
| Temat: Re: Salon pianistki Sob 06 Gru 2014, 21:23 | |
| Gra na fortepianie było dla Thetis czymś bardzo intymnym, mało kto wiedział, że Krukonka potrafi grać. Jeśli chodziło o muzykę dusza dziewczyny choć podzielona na dwie części, w tym wypadu była zgodna. Blondynka kochała sposób w jaki można rządzić dźwiękami, liczne uczucia można zawrzeć w kilku nutach tworzących jedność. Każdy potrafił zrozumieć dźwięki, w zależności od ich ilości. Wyrażały emocję, którą autor chciał przekazać. Gilbert był jednym z tych nielicznych, którzy wiedzieli o jej małej tajemnicy, przed nim nie musiała tego ukrywać, z resztą Gryfon również posiadał talent, oboje byli w pewien sposób artystami, choć tak bardzo różnili się od siebie. Wielka szkoda, że nie dane było jej ujrzeć uśmiechu chłopaka, w nim ukryty był jego urok. Wzrok Nilssona błądził po jej ciele, co sprawiło, że na usta pojawił się delikatny uśmiech, zaś w oczach iskierki. Dziś była pewna swojego, jak jeszcze nigdy wcześniej, on należał do niej i miała mu zamiar to uzmysłowić. Żadna Ślizgonka nie zawładnie jego sercem, umysłem ani duszą, bo to wszystko należało do niej! Nadal nie mogła uwierzyć w to, co miało miejsce w pociągu, cała ta sytuacja była wręcz komiczna. -Cóż……jakoś się nie złożyło – odparła, wzruszając delikatnie ramionami. Uważnie śledziła każdy jego krok, każdy gest jaki wykonał, był dla niej czymś magicznym. Sposób w jaki się poruszał, gracja i zmysłowość jego ruchów. Zagryzła delikatnie dolną wargę, kiedy jego palce znalazły się na klawiszach. -Powiedziałabym, że powodów jest naprawdę wiele – odpowiedziała stając przez nim –Lecz wolę zacząć od tych bardziej przyjemnych - przy ostatnich słowach przesunęła dłonią po jego klatce piersiowej, odważnie zmierzając w dół, a przy tym patrząc na niego sugerującym wzrokiem. Widziała jak wstrzymał oddech, wiedziała też, że jego cierpliwość jest właśnie wystawiana na ciężką próbę. Dłoń przesunęła lekko w lewo i zaczęła łagodnie masować jego biodro i górną część uda. Spojrzała na niego intensywnie. Przysunęła się bliżej, wpijając się w jego wargi.
|
| | | Gilbert Nilsson
| Temat: Re: Salon pianistki Sob 06 Gru 2014, 22:11 | |
| Czasem miał wyrzuty sumienia, że on zna wiele z jej sekretów, za to przed nią zataił tyle faktów o sobie, ile tylko mu się udało. Żałował, że tak bardzo krył się przed wszystkimi, że robi to nawet przed bliskimi osobami, ale kiedy tylko chciał coś powiedzieć, gardło zdawało się zaciskać, a język plątać, jakby wbrew jego woli chciały zdusić w nim te słowa. Dobrze pamiętał ich wspólną grę, niejednokrotnie śpiew. Może to to zbliżyło ich do siebie w tamtym roku? Wiedział, że nie powinien robić jej nadziei, ale mimo całej tej świadomości brnął dalej w związek, w którym nie miało prawa być uczucia. Uwielbiał ją, pożądał jej, była jego przyjaciółką i dziewczyną, która mimo trudnego charakteru (a może właśnie dzięki niemu?) była wyjątkowa, ale nie potrafił jej pokochać. I mógł się złościć sam na siebie, ale nie umiał tego zmienić. Kiedy uświadomił sobie jak wielki popełnił błąd stając tak blisko, było już zdecydowanie za późno. Ale przecież sam był sobie winien. Zatarł wyraźną granicę między nimi, pozwolił jej się łudzić, że ma jego przyzwolenie na takie poczynania. I przede wszystkim... uwierzył jej, że chce tylko porozmawiać w zacisznym miejscu, które było niegdyś jednym z ich ulubionych. Powiódł zdumionym spojrzeniem za jej ręką, zagryzł wargę, czując w sobie mieszaninę poirytowania i... ciekawości. Chciał z nią tylko porozmawiać w ciszy i spokoju, przyszedł do salonu zupełnie zrelaksowany, lecz pod wpływem jej dotyku jego mięśnie spięły się nagle, a złociste oczy patrzyły na nią w taki sposób, jakby chciały zapytać dlaczego tak się zachowuje. Nie potrafił jej zrozumieć, wszystko było między nimi w porządku, ale teraz, po wakacjach, ich relacje znów stanęły na głowie. Ona stanęła na głowie. Ostatnie dni były cholernie zakręcone i Gilbert nie potrafił zrozumieć skąd to nagłe natężenie dziwnych zdarzeń. Stał tak, jak przyszedł, nadal oparty o fortepian, wciąż z rękami w kieszeniach czarnych spodni. Nie poruszył się, nie dotknął jej, nie objął, choć stanowiło to dla niego nie lada wyzwanie. Za wszelką cenę starał się wytrzymać tę próbę, żeby znów nie robić jej nadziei. Nic innego się teraz nie liczyło. Jego umysł za to wcale nie chciał z nim współpracować, podsuwając mu w myślach coraz to ciekawsze obrazy związane z Thetis. Nie powstrzymywał się długo, wręcz przeciwnie, zważając na jego początkową niechęć dość szybko uległ niecierpliwym wargom Krukonki, podjął pocałunek i przymknął powieki, oddając się tej przyjemności. Ostatecznie nie udało mu się nawet powstrzymać rąk, które z widoczną niecierpliwością przyciągnęły jej drobne ciało do niego i objęły je, jakby nie chciał dać jej odejść.
|
| | | Thetis Morgenstern
| Temat: Re: Salon pianistki Sob 06 Gru 2014, 23:06 | |
| On wiedział. Znał jej umysł. Poznał subtelne światło jej toku myślenia. Wniknął w głąb zimnej skorupy, którą siebie otoczyła. Prawie poznał jej tajemnice, tak mocno skrywaną przed całym światem. Ona nie wiedziała. Nie znała go tak dobrze, jak się jej wydawało. Nadal pozostawał dla niej zagadką, nabierała się na wszystko, co mówił. Nigdy nie dopytywała, nie próbowała odkryć jaka jest prawda i być może właśnie tutaj popełniła największym błąd w swoim życiu. Każda sytuacja, którą razem przeżyli, każda spędzona sekunda, minuta czy godzina, choć z pozoru wydawała się czymś pięknym była, jedynie iluzją, stworzoną specjalnie dla niej. Nigdy nie przyszłoby jej do głowy, że on może jej nie kochać. W końcu to co było między nimi, jej wydawało się miłością w czystej postaci, być może dlatego tak trudno było jej zrozumieć, dlaczego to nagle się skończyło. Zaraz po ich zerwaniu, na samo wspomnienie jego nazwiska po jej policzku toczyła się nowa łza, rozgrzewając wszystkie jej żyły wściekłością i bezsilnością. Dlaczego on? Dlaczego kochała go tak mocno? Bardzo podobały jej się jego oczy. Naprawdę. Ze szczerym sercem mogła stwierdzić, że za nimi szalała, nawet jeśli brzmiało to płytko i małostkowo. Gdy patrzyła na Gilberta, nie widziała jego całego, lecz właśnie te oczy. Dwie bezdenne czeluści skrywające więcej sekretów, niż przeciętny człowiek potrafiłby sobie wyobrazić – a co dopiero je znieść. Ale czy to był jedyny powód jej uczuć? Nie potrafiła zrozumieć samej siebie. W ciągu minionych dni zerkała na niego zbyt często. Sprawdzała czy czasami nie ma przy nim Chay. Nie lubiła tej dziewczyny, miała ona w sobie coś z węża, nic więc dziwnego, że trafiła do domu Salazara. Najgorsze jednak w tym wszystkim była świadomość, iż Gryfon należy teraz do niej. Brak informacji w tym wypadku działał na niekorzyść Krukonki, spędzając wakacje w rodzinnym domu, była całkowicie odcięta od informacji, rodzice za wszelką cenę chcieli ją chronić przed negatywnymi wiadomościami, które wpłynęłyby na jej stan. Takie były zalecenia lekarza, który zdaniem Thet był idiotą. Dziewczyna nie była pewna jak zareaguje Gilbert, ba….była prawie święcie przekonana, że ją odepchnie, tymczasem on pozytywnie ją zaskoczył. Podjął pocałunek, całkowicie się jej poddając. Przymknęła oczy i drgnęła, gdy poczuła jego oddech na swoich wargach. Dotknął jej twarzy dłonią, gładząc policzki, nos, i obrysowując usta. Czuła na sobie jego wzrok i wiedziała, że gdyby otworzyła oczy, to zobaczyłaby, jak jego złote oczy płoną. Jego usta były chłodne i twarde, ale kiedy pocałował ją, wyczuła, że wewnątrz są ciepłe i miękkie. Smakował brandy – mocno i intensywnie. Instynktownie oddała pocałunek, jednocześnie czując dreszcz, który przebiegł przez całe jej ciało, a który zmusił ją do przybliżenia się do niego. Objął ją w pasie i przycisnął do siebie, a drugą ręką gładził jej kark, pogłębiając pocałunek. Merlinie… Jego pocałunki były tak namiętne, takie perfekcyjne, że nie wiedziała nawet, jak się nazywa. Delikatnie ssał jej dolną wargę, by po chwili zająć się górną. Objęła go i stanęła na palcach, by jednocześnie móc się przytulić do jego silnego ciała i nie zrywać pocałunku. Jego usta poruszały się szybko, z pewnością i potrzebą, którą tylko ona mogła spełnić. Gdy poczuła ciepły język pieszczący jej wargi, bez wahania uchyliła usta, pozwalając mu na tę grę. Smakował ją bez pośpiechu, z niemalże bolesną powolnością. Kiedy jego język dotknął jej, by zachęcić do wspólnego tańca, jęknęła i czuła, że jej nogi robią się słabe. Po chwili ich języki walczyły o dominację, o siłę, o przyjemność i żadne z nich nie chciało ustąpić. Krew szumiała jej w uszach. Jej świat ograniczył się do mężczyzny, którego całowała, na nim się skupiła. Przyciągnęła go za kark nieco bliżej siebie i polizała jego wargi, by w nagrodę usłyszeć głęboki pomruk zadowolenia, który podniecił ją jak nic innego. Ich pocałunki nabierały siły, języki kochały się w najbardziej intymny sposób i zaczęła czuć, że to zdecydowanie za mało. Zaczęła głaskać jego plecy. Był idealny, przynajmniej dla niej. Jego plecy nie były szerokie, ale barki mogły zadowolić każdą kobietę. Wyczuwała napięte mięśnie i rozkoszowała się twardością jego ciała. Kolejny jęk wyrwał się z jej gardła, gdy poczuła, że jego dłonie również rozpoczęły wędrówkę po jej ciele. Lewa dłoń gładziła biodro, a prawa poznawała plecy. Czując jego dotyk zabrała swoje dłonie sięgając po różdżkę, którą skierowała ku drzwiom. Colloportus wypowiedziała, a wtedy rozbrzmiał dźwięk zamykanego zamka, następnie skierowała magiczny przedmiot w stronę regału Flipendo powiedziała, co spowodowało, że regał dodatkowo zaryglował drzwi, nie chcieli przecież wścibskich gości. |
| | | Gilbert Nilsson
| Temat: Re: Salon pianistki Pon 08 Gru 2014, 20:26 | |
| To jasne, że chciał ją odepchnąć, ale coś wewnątrz mu na to nie pozwalało. Miał okropny mętlik w głowie związany z Thet, Chayenne i kilkoma innymi, niemniej ważnymi sprawami i wiedział, że będzie musiał to wszystko rozważyć, odpowiedzieć sobie na pytanie co było w tym momencie właściwe, a co niekoniecznie. Nie potrafił znów zachować się jak wtedy, w przedziale, zresztą w pociągu towarzyszyła mu Chayenne, a Thetis akurat przerwała im pocałunek, był napalony, a potem wściekły... i to na niej niemalże wyładował tę złość. Przypmniał sobie jak chciał ją zrzucić z kolan, jak wycelował w nią różdżkę i po raz kolejny uświadomił sobie, że musi ją przeprosić. Żaden mężczyzna nie ma prawa tak traktować kobiety, nawet jeśli zrobiła coś niewyobrażalnie głupiego. Łapczywie przyjmował jej pocałunki, aż w końcu sam przejął inicjatywę, bawiąc się z nią tak, jak ona robiła to wcześniej. W jednej chwili całował ją namiętnie, potem nagle zwalniał, wycofywał się, ustępował, tylko po to, by zaraz znów pokazać jej, że to on ma nad nią kontrolę, w żadnym wypadku odwrotnie. Jego dłonie błądziły po drobnym ciele, czasem zatrzymywały się na krągłych pośladkach lub wplątywały się w burzę blond loków, która go otaczała. Uśmiechał się w myślach, słysząc jak na niego reaguje. Stęskniła się? Jej ciało mówiło samo za siebie i cholernie mu to schlebiało. Zamruczał z zadowoleniem, kiedy poczuł jak jej drobne dłonie próbują jeszcze bardziej zmniejszyć dystans między ich ciałami. Pogłębił jeszcze tę ich namiętną przepychankę, a w końcu zdecydowanym ruchem rozpiął czarną sukienkę, namierzenie zapięcia zajęło mu mniej niż dwa uderzenia rozpędzonego serca. Kiedy odsuwała się od niego jeszcze zanim zdążył zrobić cokolwiek z materiałem rozpiętej sukienki, poczuł się jak kretyn, który dał się zbyt łatwo sprowokować. Czy o to jej chodziło? Chciała go tu zaciągnąć, uwieść, pokazać, że wciąż ma nad nim władzę i zostawić? Jednak ku jego zadowoleniu sięgnęła po różdżkę, najwyraźniej z zamiarem zabezpieczenia pomieszczenia. Stanął tuż za nią, za jej plecami i naznaczył jej kark kilkoma pocałunkami. Lubił kiedy rzucała zaklęcia, była wtedy taka skupiona i...magiczna. Nie umiał tego wyjaśnić, ale niesamowicie go to podniecało. Wsunął dłonie pod czarny materiał, przytulając się do jej pleców i westchnął bezgłośnie, czując gładką i rozgrzaną skórę Thet. Jego dłonie podjęły przerwaną przed chwilą wędrówkę po jej ciele, choć tym razem była ona o wiele przyjemniejsza, a usta Gilberta znalazły się tuż przy jej uchu. - Przecież nikt by tu nie wszedł, Thet – zamruczał z delikatną chrypką i przygryzł płatek jej ucha. Śmiał się z niej, że stęskniła się za nim, a sam reagował jak napalony piętnastolatek. Działała na niego nawet silniej niż niegdyś, zakazany owoc zawsze kusi najsilniej. Była jak narkotyk, jak silny eliksir, ktory mącił umysły, pobudzając i obezwładniając jednocześnie. Kiedy jednak jej usta znajdowały się w bezpiecznej odległości o wiele łatwiej było mu myśleć. Zagryzł wargę, wycofując dłonie spod materiału seksownej sukienki. Cholera, Gilbert, co się z tobą dzieje? W myślach bił się sam ze sobą. Nie miał teraz czasu by rozważyć wszystkie za i przeciw, ale wiedział, że cokolwiek by nie zrobił, będzie żałował. Trzeba było wybrać mniejsze zło, a w tym przypadku było to odrzucenie Thetis, by nie dawać jej więcej złudzeń. Gdyby tylko wiedziała ile go to kosztuje. Chciał posadzić ją na fortepianie, pieścić, całować, przyglądać się burzy loków, która stanowiłaby dla niej jedyne ubranie, chciał zobaczyć bieliznę, którą krył czarny materiał. Chciał ją wziąć i mieć na własność... i najlepiej zostać tu już na zawsze. Ale wiedział, że musi ją odrzucić.
|
| | | Thetis Morgenstern
| Temat: Re: Salon pianistki Pon 08 Gru 2014, 21:16 | |
| - Spoiler:
Thetis nie zdawała sobie sprawy z tego, jaką walkę toczy Gilbert, a przecież to właśnie ona postawiła go w takiej sytuacji. Czy żałowała? Oczywiście nie. Dla niej dzisiejsze spotkanie miało jeden, konkretny cel, którym zdecydowanie nie była rozmowa. Miała mu za złe, to w jaki sposób on i jego „narzeczona” potraktowali ją w pociągu, być może kiedyś mu to wybaczy, lecz nigdy nie zapomni. Teraz jednak wolała skupić się na przyjemniejszych rzeczach. Dla wszystkich nastały ciężkie czasy, przepełnione strachem i paniką, więc dlaczego choć w cielesny sposób nie mogli korzystać z życia? Panienka Morgenstern nie widziała w tym, żadnego problemu, choć prawdopodobnie powinna być ostatnią osobą, wypowiadającą się na ten temat. Pozbawiona skrupułów i zahamowania zła strona blondynki często postępowała wbrew wszelkim zasadom, a jeśli złamie kilka kolejnych nie zrobi to nikomu różnicy. Jęknęła w jego usta, gdy zaczął przejmować jej pocałunki i wcisnęła się mocniej w jego ramiona, ocierając się przy tym o niego całym ciałem. Chciała dać mu do zrozumienia, że nie musi się przy niej hamować, że może pozwolić sobie na całkowite zapomnienie, a ona będzie wraz z nim czerpać z tego przyjemność. Podjął grę, którą wcześniej sama prowadziła, bawił się z nią. Za każdym razem gdy pieszczota zwalniała tempa, z ust Krukonki wydobywał się jęk żalu, tak bardzo go pragnęła. Gdy oderwał swoje usta od jej, fuknęła z irytacji, by po chwili cicho krzyknąć, gdy poczuła jego pocałunki na swojej szyi. Przyciskał ją teraz do siebie zaborczo i z siłą, ale podobało jej się to. Zupełnie tak, jakby chciał jej pokazać, że należy tylko do niego. Jej umysł nie pracował, nie myślał logicznie, a jedynie odbierał impulsy przyjemności. Do tej pory nie wiedziała, że ma tak wrażliwą szyję. Obchodził się z nią delikatnie – praktycznie muskał skórę wargami, a gdy zdarzyło się, że ją przygryzł, natychmiast łagodził to miejsce wilgotnym językiem. Zacisnął lewą dłoń na jej pośladku, a ona instynktownie przycisnęła swoje biodra do jego i mruknęła z satysfakcją, gdy wyczuła jego erekcję. Zajął się teraz jej uchem – ssał płatek, nadgryzał… Nie chciała być bierna, więc jedną dłonią założyła mu włosy za ucho i pocałowała początek kości policzkowej, która była naprawdę piękna. Schodziła niżej po szczęce, która okazała się być wrażliwa na dotyk – jego oddech przyspieszał, kilka pomruków wyrwało się z jego gardła, ale gdy przycisnęła swoje usta do jego szyi, zadrżała, gdy westchnął z przyjemności. Złapał ją za podbródek i brutalnym ruchem uniósł jej głowę do góry, by pocałować ją z pasją, której nigdy nie doświadczyła. Istotnie miał ognisty temperament. Tym razem odrzucił na bok delikatność i brał jej usta w posiadanie, jego język pieścił jej w sposób, o jakim nawet nie śniła, a który przyprawiał ją o drgawki. To była namiętność i pasja w czystej formie. Patrzył na nią tak... Godryku, ten ogień w jego oczach... Nigdy w życiu nie spodziewałabym się go tam zobaczyć, ale niezaprzeczalnie tam jest. I tylko dodaje mu pikanterii i... Och...! Jej rozmyślania przerwał natłok nowych doznań. Nie zauważyła nawet, gdy zdecydowanym ruchem rozpiął czarną sukienkę. Thetis zaczęła szeptać zaklęcia, kiedy on stanął tuż za jej plecami i złożył na karku kilka pocałunków, przez ciało dziewczyny przeszedł przyjemny dreszcz, a z ust wydobył się cichy jęk. -Sk….skąd masz taką pewność? – zapytała po dłuższej chwili, jego słowa słyszała tak jakby dzieliła ich tafla wody, więc wszelkie informacje poza czystą przyjemnością docierały do niej dużo później. Gilbert miał całkowitą władzę nad jej ciałem, błądził dłońmi pod jej sukienką, całował szyję, więc dlaczego tak nagle w pewnym momencie się wycofał? Blondynka odwróciła się w jego stronę i spojrzała w jego oczy. Źrenice chłopaka były tak rozszerzone, że jego oczy były wręcz czarne. Pragnął jej! Wiedziała o tym doskonale, więc dlaczego? -Ja…ja zrobiłam coś nie tak? – zadała kolejne pytanie spuszczając głowę w geście rozczarowania, choć w rzeczywistości była zadowolona z takiego obrotu sytuacji. Panicz Nilsson miał w sobie jeszcze pokłady zdrowego rozsądku, choć ona zamierzała to dziś zmienić. Zaszli tak daleko, wystarczyłaby tylko chwila, aby pozbyć się tego kawałka materiału przesłaniającego jej ciało. Czy on nie zdawał sobie z tego sprawy? A może wiedział o tym, aż za dobrze? W pomieszczeniu unosił się zapach ich feromonów, napięcie między nimi było nazbyt wyczuwalne, oboje wiedzieli, że jeżeli któreś z nich nie opuści za chwilę tego pomieszczenia to i tak między nimi do czegoś dojdzie. Mimo wszystko oboje stali, nie ruszając się chociażby o milimetr.
|
| | | Irytek
| Temat: Re: Salon pianistki Pon 08 Gru 2014, 23:56 | |
| Obojętnie która była godzina, na posterunku wciąż czuwał nieznośny poltergeist, obecnie bez reszty zaaferowany rozgrywającą się sceną. Ledwo powstrzymał chichot kiedy niegrzeczny chłopiec wspomniał o bezpieczeństwie względem innych obserwatorów. Jakiż miał ubaw, jaką radość, żę nie wiedzieli o bezwstydnym podglądaczu! Dlatego kiedy padło ostatnie słowo, po całym pomieszczeniu rozniósł się ostry do szpiku kości chichot, a okna otworzyły się z hukiem, wpuszczając do pomieszczenia chłodniejsze powietrze. – Ładnie to tak włóczyć się po szkoleeee? – Zapytał piszczącym wysoko głosem, robiąc fikołka w powietrzu zaraz po tym, jak wyleciał z wnętrza … fortepianu. Tak, tak, panno Thetis, nie sprawdziła pani tego miejsca! Wszystkie połówki okien zaczęły otwierać się i zamykać, robiąc niesamowity wręcz hałas. Nawet głośny śmiech Irytka nie był aż tak irytujący jak rumor, który w każdej chwili mógł sprosić nieproszonych gości. Niestety, duszek miał w zwyczaju zostawiać prezenty dla swoich wybranków! I tym razem, instrument na jakim nie tak dawno grała dziewczyna zaczął się przesuwać w ich stronę. Krzesła już dawno fruwały w powietrzu, atakując dwójkę uczniów, a książki jakie wypadły z regałów postanowiły zatańczyć kankana tuż przed drzwiami! W mgnieniu oka, miłosny czar prysł! Zza otwartych okien wyskoczyły cztery zielone worki foliowe, a po zapachu można było spodziewać się niezbyt miłej zawartości. Zanim czarodzieje trafili zaklęciami w worki, Irytka już nie było. A pogniłe liście, błoto, mech, robaki i cała reszta wylądowała na dwójce uczniów.
[zmiana tematu] |
| | | Gilbert Nilsson
| Temat: Re: Salon pianistki Nie 14 Gru 2014, 14:17 | |
| Czuł się okropnie. Ranił ją, a jednocześnie działał wbrew sobie. Wiedział jednak, że nie ma możliwości wyboru, że to jest jedyna droga żeby zakończyć ten toksyczny romans. Thetis była świetną dziewczyną, ale nie dla niego. Mógł jej pożądać, mógł się nią zachwycać, ale nie chciał znów rozczarować się jej zmienną osobowością. Ujął jej podbródek i delikatnie, a zarazem stanowczo zmusił do spojrzenia mu w oczy. - Nie, Thet. - westchnął, widząc rozczarowanie, które malowało się na jej twarzy. W tej chwili była jak otwarta księga. Dla niego zawsze była. - Nie, to ja ciągle robię wszystko nie tak. - ucałował ją w czoło i wykrzywił wargi w wymuszonym, uśmiechu, po czym opadł na stołek przy fortepianie, by zebrać rozbiegane myśli. Pewnie powinien jak najszybciej opuścić to pomieszczenie, ale Thetis wyglądała na całkowicie zmieszaną i sprowadzoną na ziemię, a on sam nie czuł się na siłach. Ile tutaj byli? Pięć minut? Dziesięć? Godzinę? Czas leciał tak szybko, a jednocześnie tak powoli, że stracił już rachubę. Stary zegar stojący w kącie pomieszczenia od dawna nie działał jak powinien,czasem zwalniał, czasem przyspieszał, czasem stawał na dłuższą chwilę. Gilbert przeczesał włosy palcami, starając się nie patrzeć na Krukonkę, która wciąż stała oniemiała. Temperatura w tym pomieszczeniu drastycznie spadła, napięcie między nimi było wręcz wyczuwalne, ale nie było to już to samo napięcie o erotycznym charakterze. Otworzył usta, by coś powiedzieć, w zasadzie chciał ją przeprosić, powiedzieć, że to ostatni raz kiedy ją całuje i wyjść, ale zanim zdążył wydusić z siebie choćby jedno słowo, coś zapiszczało głośno tuż za jego plecami. Zdezorientowany Nilsson poderwał się ze stołka jak oparzony i obrócił się przodem do fortepianu tylko po to, by zobaczyć wyskakującą z niego postać... Irytka! Zacisnął dłoń w pięść, a drugą ręką sięgnął do tylnej kieszeni spodni, w której trzymał różdżkę. -Irytku... lepiej się stąd wynoś, bo będę zmuszony uciąć sobie pogawędkę z Krwawym Baronem. Jestem jednym z niewielu Gryfonów, których toleruje. - powiedział do poltergeista, starając się zachować spokój. Ostatecznie nic się jeszcze nie wydarzyło, a jeśli da się ponieść emocjom, duszek będzie miał z tego dużą satysfakcję. Za dużą. Nie minęła jednak chwila, kiedy duch zaczął działać mu na nerwy. Zaczęło się od okien. Ot, niewinny hałas, powinien szybko się tym znudzić. Zaniepokojony zerknął w stronę drzwi, mając nadzieję, że nie kryje się za nimi woźny zwabiony hałasem. W myślach dziękował Thetis za nałożone na nie zaklęcia. Niewinna zabawa szybko jednak przerodziła się w coś bardziej niebezpiecznego. W ruch poszły książki, krzesła, a nawet... fortepian, który powoli przesuwał się w ich stronę. Przysunął się do Thetis i przyciągnął ją do siebie, obejmując mocno jej drobne ciało. Z kieszeni wyciągnął różdżkę, na której do tej pory tylko zaciskał palce i machnął nią zdecydowanym ruchem, odganiając kilka krzeseł. Pozostałe bez zastanowienia zmienił w miękkie poduszki, wykorzystując transmutację. Po chwili atak jakby ustał, a przez okna wleciały plastikowe worki wypełnione czymś niepokojącum. Machnął różdżką w ich stronę, ale szybko zrozumiał swój błąd. Leśne paskudztwo, które niemiłosiernie śmierdziało spadlo na ich głowy, kilka mebli i całą podłogę dookoła. Zacisnął zęby, a żyłka na jego skroni pulsowała zauważalnie. Był wściekły, kolejny raz Irytkowi udało się go zdenerwować, choć udało mu się choć w małym stopniu powstrzymać poltergeista. Chciał "porozmawiać" sobie z poltergeistem, ale tego już nie było. Może to i dobrze? Kłótnie z Irytkiem nigdy nie skończyły się dobrze dla żadnego z uczniów, a jak się okazało na szkolnym rozpoczęciu, nawet dla Smoczycy. Zaklął pod nosem, widząc bałagan, jaki narobił duszek i zaraz wziął się za naprawianie Salonu Pianistki. Zaczął od oczyszczenia ich ubrań i podłogi wokół nich z całej leśnej ściółki, którą przytargał Irytek, potem odstawił książki i krzesła na swoje miejsce, a poduszki, które jeszcze kilka minut temu były krzesłami zostały na swoim miejscu, tworząc małą kupkę na podłodze. Na koniec odsunął fortepian, co wymagało od niego sporo energii i skupienia i w końcu odważył się wypuścić Thetis z objęć i spojrzeć w jej oczy. Miłosny czar może i prysnął, ale jemu było to na rękę. - Nic Ci się nie stało? - zapytał z powagą, jednak po chwili uśmiechnął się czule i wyciągnął przegniłego liścia z blond kosmyków. Wyglądała uroczo, a mocny zapach, który towarzyszył zawartości worków dawno przestał mu przeszkadzać - zwyczajnie przestał go czuć. Przygryzł dolną wargę, nie odrywając wzroku od intensywnie niebieskich tęczówek dziewczyny. O ile łatwiej byłoby móc ją pokochać...
|
| | | Thetis Morgenstern
| Temat: Re: Salon pianistki Nie 14 Gru 2014, 19:20 | |
| stop!
+18 już chyba :D
Gilbert był jedynym chłopakiem, który potrafił rozbudzić jakiekolwiek emocje w tej sukowatej stronie Thetis, nawet ona nie potrafiła być wobec niego obojętna. Problem polegał na tym, że to nie ją darzył tymi wszystkimi uczuciami, które mogła ujrzeć w jego oczach. Czasami leżąc w łóżku dziewczyna zastanawiała się, jak ta ciapowata Thet zwróciła na siebie jego uwagę. Niestety nie miała dostępu do jej pamięci, to był jeden z minusów dzielenia z kimś jednego ciała. Prawda była taka, że ona już od dawna marzy, by zawładnąć nim do końca, jednak to nie jest tak proste jak się wydaje. Często czuje się jak demon, który tylko na chwile może opętać ciało niewinnej blondynki, zbyt podatnej na jego działanie. Niestety nigdy nie trwa to zbyt długo. -Z tym się zgodę – odpowiedziała, a jej rozczarowanie całkowicie zniknęło –Chay? Serio? – zapytała, patrząc na niego ze złością malującą się w niebieskich tęczówkach. Pocałunek w czoło był słodki owszem, ale nie po to dziś go tutaj zaprosiła. Miała jeden cel i zamierzała go osiągnąć, a później? Niech się dzieje co chce, jeśli po tej nocy wróci do Ślizgonki, widocznie nie był wart ani jej ani Thet. Chłopak zasiadł do fortepianu, widać że był zmieszany tą całą sytuacją i jakby walczy z samym sobą, choć przecież oboje czuli to samo. Pragnęła go, chciała by wziął ją w posiadanie i sprowadził na skraj. Chciała poczuć jak boląca potrafi być rozkosz, a tylko on mógł jej to dać. Po chwili jej rozmyślania przerwał głośny trzask, a z wnętrza instrumenty wyleciał, nie kto inny jak Irytek. Jeszcze go tutaj brakowało! warknęła w swoich myślach, choć jego widok nie wywołał u niej tak wielkiej złości, jak gdyby na jego miejscu wparowała tu jakimś cudem Chay. Już chciała się odezwać do duszka, lecz Gilb pierwszy zabrał głos. Oczywiście słowa Gryfona nie wywołały na poltergeiście wrażenia, wręcz przeciwnie, jakby sprowokowały go do dalszych dział. W taki oto sposób w ruch poszły okna, wywołując okropny hałas, później było już tylko lepiej. Krzesła i książki latały po całej sali, w dodatku fortepian, który jeszcze chwilę temu stał nieruchomo zaczął niebezpiecznie się do nich zbliżać. Poczuła jak otaczają ją silne ramiona bruneta, od razu wtuliła się w niego, jakby były jedyną opoką, pośród szalejącej burzy. Objęła go rękoma w pasie mocno ściskając, wierzyła w jego umiejętności, jednak mimo tego, jej serce zalała obawa. Bała się o niego, przez ten cały czas…..nadal nie był dla niej obojętny, choć czasami bardzo tego chciała. Dopiero teraz zdała sobie sprawę po co właściwie dziś się tutaj spotkali, nie chodziło tylko o zemstę czy czysto cielesną przyjemność, ona chciała po porostu po raz kolejny znaleźć się w jego ramionach. Poczuć jego usta na swoich, zaciągnąć się jego zapachem, i nie chciała by było to wymuszone. Pragnęła by przyszło mu to naturalnie. Ale czy ona…również nie była mu obojętna? Czy kiedykolwiek ją kochał? Po części był osobą, którą łączyła dwie zwaśnione dusze, choć zamieszkujące jedno ciało. Przy nim i jedna i druga starała się być lepsza, czasami się to udawało innym razem nie. Do uszu panienki Morgenstrn dobiegł przeraźliwy śmiech Irytka, widocznie dobrze się bawił. Nie musiała otwierać oczu by wiedzieć, że szykuje się coś wielkiego, poczuła jak mięśnie Gilberta spinają się, a już po chwili salę wypełnił wstrętny odór. Czuła, że jej ciało jest czymś poryte, ale nie miała ochoty zgadywać co to. Gdy tylko duszek zniknął robić na złość kolejnym uczniom, chłopak wziął się za porządki, blondynka puściła go, a jej czerwone usta wykrzywił grymas niezadowolenia, który znikł gdy spojrzała w złote oczy Nilssona. -Nie, wszystko w porząd… – zaczęła, szybko jednak zamknęła usta uważnie śledząc dłoń chłopaka. Znalazł się w niej jeden z liści, które były w „prezencie” od Irytka. – Gilbert, ja….. – kolejne słowa próbowały wyjść jej z ust, niestety widząc jak Gryfon przygryza swoją wargę poczuła się całkowicie stracona. Odsunęła się do niego o krok, szybkim ruchem zdejmując wcześniej już odpiętą sukienkę, pod którą miała tylko skąpą bieliznę. Podeszła do niego składając na ustach delikatny pocałunek, po czym przyłożyła usta do jego szyi. Wędrując nimi w stronę ramienia, obeszła go na palcach i zajęła się jego karkiem. Sprawiło jej niemałą satysfakcję, gdy mruknął z aprobatą, więc nasiliła dotyk i zaczęła pieścić również jego plecy, zsuwając z nich ubrania, a dłońmi wędrując po jego torsie. Był nadal ubrany, co zdecydowanie się jej nie podobało. Spokojnymi ruchami schodziła coraz niżej, aż w końcu pozbyła się jego spodni. Całowała nadal jego kark, palcami przesuwając po jego męskości, ciągle skrytej pod bokserkami i z rozkoszą wsłuchiwała się w jego przyspieszony oddech, a niekiedy i ciche jęki. Powoli przemieściła się znów przed niego, nie wypuszczając go z ręki, i pocałowała go z pasją. |
| | | Gilbert Nilsson
| Temat: Re: Salon pianistki Nie 14 Gru 2014, 22:34 | |
| - +18:
Obserwował jej reakcje ze stoickim spokojem. Słodkie zająknięcie się, delikatny rumieniec, zakłopotanie. Nagle jednak odsunęła się od niego i kiedy już myślał, że w końcu dotarło do niej, że nic tutaj nie ugra, ona zrzuciła z siebie sukienkę. Tak po prostu -szast prast i stała przed nim w samej bieliźnie. Co tutaj się wyprawiało? Przez chwilę miał wrażenie, że znów patrzy na swoją Thet, ale odważne poczynania Krukonki sprawiły, że przejrzał na oczy. Starał się nie patrzeć na jej ciało, ale nie wytrzymał długo. Jego wzrok powędrował w dół, omiatając zgrabną sylwetkę i delikatne kształty przesłonięte seksowną jak cholera bielizną. Koronka odsłaniała wiele, jednocześnie stawiając pod znakiem zapytania najbardziej intymne części ciała, które i tak znał na pamięć. Poczuł, że jego tętno znów przyspiesza, jego spojrzenie już nie było tak chłodne i opanowane, miała go w garści. Rozum wciąż próbował walczyć, ale ciało chciało czegoś innego, a konkretnie jej. Całej, bez wyjątku. Poczuł muśnięcie na swoich wargach, a zaraz potem na skórze. Jej pocałunki były palące, a przy tym niesamowicie przyjemne. Stał biernie, pozwalając się uwodzić, po chwili znalazła się za jego plecami, pieszcząc wargami jego kark. Pomógł jej zdjąć z siebie koszulę, odpinając parę guzików i zamruczał cicho pod wpływem jej pieszczot. Czując, że dobiera się do jego paska, dopuścił do głosu rozsądek, dając mu ostatnią szansę. - Thet... Thetis... - zamruczał, a jego spodnie znalazły się na podłodze. Szybko radziła sobie z paskami... Świerkowa różdżka potoczyła się po podłodze. - Wiesz, że to nic nie znaczy? Że nic nie zmienia? Jego oddech przyspieszył jak na maratonie, zagryzł znów wargę, czując jej pewny, wprawny dotyk. Jego biedne usta będą nieźle zgryzione przez wszelkie próby powstrzymywania emocji. Gdyby nie pojawiła się przed nim, sam obróciłby się w jej stronę i wpił się w czerwone usta, które tak go kusiły. Z zadowoleniem oddał pocałunek, podejmując z jej językiem walkę o dominację, która nigdy nie miała się rozstrzygnąć. Ręką sięgnął po zapięcie od stanika, które szybko uległo jego sprawnym palcom, koronkowy materiał upadł gdzieś niedaleko jego ubrań, a kształtne półkule przylegały do jego torsu. Nie przerywając pocałunku wziął ją na ręce i posadził ją na fortepianie, wydając z niego kilka losowych dźwięków, które rozbrzmiały w pomieszczeniu. Stanowczo przerwał pocałunek, chwycił między zęby jej wargę i przyszczypnął zadziornie, po czym pocałunkami przeniósł się w dół, ku piersiom których nie potrafił dłużej ignorować. Zarówno dłonie jak i usta Gilberta muskały delikatną skórę. Całował, ssał, lizał, pozwolił sobie nawet przygryźć twardy sutek, zachowując względną delikatność. Z każdym dźwiękiem wydawanym przez dziewczynę - pomrukiem, jękiem, westchnieniem przykładał się jeszcze mocniej, z każdym jej ruchem z fortepianu wydobywały się kolejne dźwięki. Jego dłonie szybko opuściły biust, rozpoczynając wędrówkę po niemalże nagim ciele Krukonki i zatrzymały się dopiero na zgrabnych udach. Masował ich zewnętrzną stronę, lecz uparcie zmierzał ku wewnętrznej. Kiedy osiągnął swój cel, od czasu do czasu, niby przypadkiem zahaczał palcami o koronkowy materiał przesłaniający jej kobiecość.W końcu znudził się tą igraszką, powrócił znów do jej ust, kradnąc kolejne namiętne pocałunki, rozpalając jej pełne wargi na nowo, nie pozwalając jej wydusić z siebie słowa. Prawa dłoń chłopaka prześlizgnęła się pomiędzy jej uda, przez czarną koronkę drażnił jej łechtaczkę to przyspieszając, to zwalniając znów ruchy. Nie zapuszczał się dalej, skupiał się jedynie na tym małym, tak wrażliwym punkciku, dzięki któremu mógł doprowadzić ją do szału.
|
| | | Thetis Morgenstern
| Temat: Re: Salon pianistki Nie 14 Gru 2014, 23:50 | |
| - +18:
Thet nie miała zamiaru dawać za wygraną, nie dziś! Byli już tak blisko, gdyby nie Irtyek, ona potrzebowała jego bliskości, ta potrzeba stała się tak bolesna, że nie potrafiła sobie z nią poradzić. W dodatku napięcie seksualnie jakie czuła, zawsze gdy znajdował się blisko, musiała się go w końcu pozbyć, a to był jeden możliwy sposób. Czuła wielką satysfakcję widząc jak jego wzrok wędruje po jej prawie nagim ciele, poczuła przyjemny dreszcz podniecenia, który rozszedł się pod jej ciele. Pragnęła go, ta samo jak on pragnął jej. Widziała to w jego oczach, jak z każdą sekundą tracił panowanie nad sobą, był stracony, zupełnie jak ona. Dziewczyna całowała go w każdym możliwym miejscu, jakby chciała znaczyć go tymi pocałunkami. Należał do niej i nie zamierzała sią nim dzielić z jakąś głupią Ślizgonką. Uśmiech rozjaśnił jej czerwone usta, gdy chłopak zaczął pomagać jej w zdejmowaniu z siebie ubrać, niestety wszystko musiały przerwać jego słowa. Oderwała wargi od jego ciała, unosząc delikatnie jedną brew ku górze. -Oczywiście, że wiem. Sęk w tym, żebyś zapamiętał jedno. Jestem znacznie lepsza niż ta cała Chay, więc radziłabym trzymać się od niej z daleka. Ona nigdy nie da ci tego, co ja. – odpowiedziała, składając na jego ramieniu buziaka. Odwracając się wpiła się w jego wargi, mrucząc z zadowoleniem, gdy oddał pocałunek. Po chwili to Gilbert przejął inicjatywę, czemu dziewczyna poddała się, dłonie chłopaka szybko uporały się z jej stanikiem, usta Thet zjechały ciut niżej niż linia jego szczęki, mocno zassała jego skórę. Przygryzła ją, po czym delikatnie polizała, chciała go naznaczyć, aby każdy wiedział, że Gryfon należy do niej. Była pewna, że po tej zabawie zostanie mu widoczny ślad w tym miejscu. Po chwili raptownie ściskając dłońmi biodra panienki Morgenstern, posadził ją na fortepianie, który wydał z siebie głośną kakofonię dźwięków. Całował jej szyję, schodząc coraz niżej, za każdym razem gdy jego usta otaczały jeden z sutków, dziewczyna jęczała z rozkoszy. Po chwili pieszczota stała się dla niej torturą, tak bardzo go potrzebowała. Nie potrafiła wydobyć z siebie żadnego słowa, jedynie masę niezidentyfikowanych dźwięków. –Proszę….Gilb…błagam – jęczała, jej koronkowe majtki przesiąknięte były sokami wypływającymi z jej kobiecości. Tak bardzo chciała go poczuć w sobie, a on? Zamiast się nad nią zlitować, postanowił się jeszcze trochę podroczyć. Dłoń brunet błądziła po jej ustach, gładząc je, a jednocześnie unikając najbardziej wrażliwego miejsca. Warknęła w jego stronę, wtedy się zlitował dotykając czułego punktu, ciało blondynki wygięło się w łuk, to było tak przyjemne. Chciała się temu całkowicie poddać, jednak w jej głowie pojawił się pewien plan. Zacisnęła uda na jego ręce –Stop! – powiedziała stanowczo, choć przyszło jej to z wielki trudem. Podniosła się do pozycji siedzącej, odsuwając od siebie chłopaka –Siadaj!- rozkazała wskazując na ławeczkę przed instrumentem. Na początku Nilsson miał nieco zmieszaną minę, jednak posłusznie wykonał polecenie. Gdy zajął wyznaczone przez nią miejsce, miał dokładnie krocze dziewczyny na wysokości swoich oczu –Zagraj dla mnie moją kołysankę…. – wydyszała, gdy oparła nogi o jego ramiona, a on zaczął całować jej łydkę kierując się w górę. Na słowa dziewczyny, jego wargi rozciągnęły się w uśmieszku i zaczął grać kołysankę, którą napisał dla niej dawno temu, nie przerywając jednak lizania jej łydki. Jęknęła gardłowo gdy jej dłonie zaczęły powolnie głaskać piersi, chwilę później podszczypywać sutki, a następnie jej prawa rączka zaczęła się kierować poprzez jej brzuch w dół ciała. Gilbert oczywiście mylił dźwięki obserwując ją pożądliwie, jednakże wciąż nie przestawał grać, a to było dla niej tak gorące. -Mmm, ściągnij je – zamruczał wpatrując się w jedyny skrawek materiału jaki znajdował się na ciele dziewczyny, ponownie jęknęła i zaczęła je z siebie zsuwać, ale na wysokości kolan Gilb dokończył za nią tę czynność swoimi zębami -Och….. – wyrwało się jej, gdy odrzucił majtki na ziemię. Było w tym coś niesamowicie podniecającego, że ona była całkowicie naga siedząc na fortepianie, a on grał jej kołysankę. -Dotknij się znowu – wychrypiał nagle gardłowo, nagły rumieniec wstąpił na policzki Thetis. Zupełnie nie spodziewała się takiego obrotu sprawy, ale zebrała się w sobie. Zamruczała cicho, wpatrując się prosto w jego ciemne z pożądania oczy, a swoje dłonie ponownie pokierowała na piersi, które zaczęła lekko ugniatać, następnie podszczypywać sutki palcami, aż w końcu jedna jej dłoń zsunęła się do kobiecości, delikatnie zaczęła ją głaskać, a to co miało być kołysanką dla niej teraz było niezrozumiałą kakofonią dźwięków z pod pięści Gilberta, co jeszcze bardziej ją podnieciło. -Proszę, Gilb….kochanie, błagam – skomlała patrząc na niego, nie wiedziała jak długo jeszcze wytrzyma te męki, tak bardzo go potrzebowała tutaj i teraz!
|
| | | Thetis Morgenstern
| Temat: Re: Salon pianistki Pon 05 Sty 2015, 17:34 | |
| |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Salon pianistki | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |