|
| Mieszkanie rodzeństwa Rosierów | |
| Autor | Wiadomość |
---|
Gość
| Temat: Mieszkanie rodzeństwa Rosierów Nie 23 Sie 2015, 16:34 | |
| Mieszkanie nie powala metrażem, ale z pewnością wystarczy dla dwóch osób. Urządzone elegancko i ze smakiem zadowoli nawet najbardziej wybrednych gości, choć niektórzy zapewne woleliby odwiedzać rodzeństwo w rodowej posiadłości Rosierów. Altair i Cassiopeia posiadają w swoich zbiorach czarnomagiczne księgi oraz artefakty, które z pewnością zainteresowałyby odpowiednie służby - kto jednak podejrzewałby dwójkę sumiennych pracowników Ministerstwa Magii o konszachty ze Śmierciożercami? W mieszkaniu czasem rozlegają się dźwięki małych ptaków, gdzieniegdzie przebiegnie samotny pająk nieopatrznie wypuszczony z terrarium. |
| | | Gość
| Temat: Re: Mieszkanie rodzeństwa Rosierów Nie 23 Sie 2015, 17:49 | |
| To, co Altair musiał przeżywać z tą kobietą, było po prostu nie do pomyślenia. Zamach, który logistycznie planowali od dłuższego czasu, by przypomnieć społeczeństwu, że poplecznicy Czarnego Pana wciąż krążyli gdzieś w cieniu, okazał się całkowitym sukcesem. I choć zarówno Altair jak i Cassiopeia byli pracownikami Ministerstwa Magii, nie odczuwali żalu z powodu zniszczeń, jakich dopuścili się w atrium, gdzie zawsze gromadziło się najwięcej osób. Wręcz przeciwnie! Intymna wręcz znajomość wewnętrznych mechanizmów rządzących tą potężną instytucją tylko ułatwiła cały proceder, a żal i zmartwienie z powodu zamieszania, jaki okażą, gdy wrócą do pracy, pozwolą odsunąć od siebie podejrzenia. Plan iście doskonały. A przynajmniej takim by był, gdyby siostra bliźniaczka nie stwierdziła nagle, że wybuchy przestały ją satysfakcjonować i postanowiła rozpętać w atrium Szatańską Pożogę. Altair nigdy nie lubił tego zaklęcia, czuł niepokój za każdym razem, gdy zostało użyte w jego najbliższym otoczeniu – było zbyt nieprzewidywalne, zbyt destruktywne, a panicz Rosier obsesyjnie wręcz lubił trzymać rękę na pulsie, kontrolować każdą sytuację. W pewnym sensie naturalnym było, że Cass, diabeł i chaos wcielony w kuszące, kobiece opakowanie tak chętnie będzie po nie sięgać. Co oczywiście nie znaczyło, że zrozumienie pewnych mechanizmów sprawi, iż Altair będzie przymykał oko na te wybryki, nic z tych rzeczy. Dostrzegając coraz gromadniej zbierających się w sali aurorów, na których bliźniaczka zdawała się w ogóle nie zwracać uwagi, mężczyzna syknął cicho, chwytając ją pod ramię, po czym teleportował się do mieszkania na Pokątnej. Sprytne zaklęcie ochronne, jakim tuż po zakupie otoczył przytulne gniazdko, jedynie jemu pozwalało na ten manewr, innych teleportujących się w te współrzędne przekierowując na plażę gdzieś na urokliwych Hawajach. Całkiem niekiepski kierunek, gdyby ktoś zapytał go o zdanie, ta flora i fauna! Wypuszczając ramię siostry, Altair prychnął cicho, ściągając czarną, wierzchnią szatę, pod którą zwyczajowo był ubrany w jeden z garniturów, które niepodzielnie królowały w jego szafie. - Mogłaś wszystko zaprzepaścić – zaczął z wyraźnym wyrzutem w głosie, przeczesując palcami włosy zmierzwione przez kaptur. Robiły się już nieco zbyt długie, powinien je przyciąć, jeśli nie chciał, by wkrótce zaczęły opadać na czoło. - Nie widziałaś tych wszystkich aurorów? Lada chwila by nas dopadli i tyle by było z anonimowości. Wraz z kolejnymi słowami, jasne oczy mężczyzny chmurzyły się, przykrywając błękit, który teraz do złudzenia bardziej przypominał chłodną, stalową szarość. Mężczyzna umilkł, biorąc głębszy wdech, po czym sięgnął po różdżkę ukrytą pod połą marynarki. Różane drewno od zawsze idealnie leżało mu w dłoni, spełniało każdą zachciankę i po tak wielu latach bardzo rzadko ukazywało swoją kapryśną naturę. - Rakkausinta – wymamrotał, niemal pieszczotliwie przesuwając końcem różdżki wzdłuż policzka siostry zadrapanego odłamkiem eksplodującej fontanny. - Teraz trzeba siedzieć cicho, Cass. Żadnych wybuchów, żadnego podpalania. |
| | | Gość
| Temat: Re: Mieszkanie rodzeństwa Rosierów Nie 23 Sie 2015, 18:32 | |
| Wciąż czuła adrenalinę krążącą w żyłach, nawet jeśli od ataku minęło kilkanaście minut, a znajome szarpnięcie w okolicach żołądka – sensacja towarzysząca teleportacji – na moment wytrąciło ją z równowagi, wywołując nieprzyjemne mdłości. Cassiopeia nigdy nie przepadała za tą formą transportu, choć wiedziała, że pośród wszystkich innych to właśnie teleportacja jest tą najbardziej niezawodną i skuteczną. Dywany, miotły czy nawet świstokliki nie mogły równać się z nią w żaden sposób – umiejętne maskowane echo towarzyszące translokacji potrafiło zdziałać cuda. W końcu wyśledzenie kursu miotły, czy drogi pokonanej kominkiem nie należało do najtrudniejszych zadań - kto jednak potrafiłby pójść tropem deportacji wypaczonej za pomocą uroku lub zestawu run? Chociaż sama zainteresowana nie potrafiła posiąść tej umiejętności, chociaż jej subtelna natura wymykała się lotnemu umysłowi, często będąc obiektem soczystego złorzeczenia, panna Rosier, z pewną niechęcią, musiała godzić się na taki sposób podróżowania. Zły nastrój wywołany niespodziewaną teleportacją odszedł jednak niczym sen jaki, zepchnięty na drugi plan przez buzujące w podbrzuszu podniecenie. Udało się! Ze wszystkich miejsc, które rodzeństwo i jego znajomkowie mogli obrócić w pył, Atrium było tym najbardziej kuszącym, najbardziej pożądanym. I chociaż nie wszystko poszło tak, jak życzyć mógłby sobie tego jej brat – wieczny maruda i sceptyk – Cass była z misji zadowolona w stopniu przewyższającym wszystko, co do tej pory wzbudzało w niej radość i dumę z własnych umiejętności. Kiedy więc jej stopy dotknęły dywanu, a do tej pory ścięte napięciem mięśnie rozluźniły się przyjemnie, zaklaskała w dłonie jak mała dziewczynka i roześmiała się wesoło, odrzucając z głowy kaptur. Burza jasnych włosów uwolniona ze spinającej je klamry rozsypała się na smukłych ramionach, a niebieskie oczy zaiskrzyły niczym dwie pochodnie, wypełnione czymś, co mogło być jedynie czystą euforią. Altair oczywiście musiał wtrącić swoje trzy knuty, ale dziewczyna w pierwszej chwili zbyła zupełnie jego gderanie, zajęta rozsupływaniem tasiemki utrzymującej czarną pelerynę. Bufiaste rękawki białej koszuli wcale jej w tym nie pomagały, uporała się z nimi jednak, a niedbale rzucona na podłogę szata odkryła bordową kamizelkę, zasznurowaną ciasno pod biustem i spodnie z miękkiej, czarnej skóry. W przeciwieństwie bowiem do bliźniaka, Cassiopeia nie lubiła formalnych strojów. Dusiła się w nich niczym w ciasnym pomieszczeniu, nie potrafiąc odnaleźć sedna i sensu istnienia podobnych strojów. Stawiając na elegancką wygodę, praktyczność i nutę wyzywającej dekadencji, blondynka reprezentowała sobą wszystko to, czego nie powinna aprobować żadna panienka z dobrego domu. I będąc zupełnie szczerą, miała to zupełnie w nosie. Choć łudziła się, że ta chwila milczącej zwłoki wybawi ją od wykładu, Altair nie dawał za wygraną. Parsknęła wreszcie, niecierpliwie opędzając się od jego dłoni, gdy jarząca się łagodnym światłem różdżka dotknęła jej policzka. - Och, daj spokój! – przewróciła oczami, krzyżując ramiona na klatce piersiowej i wyzywająco unosząc podbródek, zmierzyła brata złym spojrzeniem – Przecież nie stało się nic takiego – burknęła jeszcze, a słysząc, jak mężczyzna swoim zasadniczym tonem zaczyna pleść coś o siedzeniu cicho, westchnęła cierpiętniczo. Bardzo, bardzo głęboko. - Stetryczałeś w tym Ministerstwie. Słowo daję. Jeszcze trochę i zamienisz się w wuja Cygnusa – złośliwa nuta przekradła się przez czysty, chłodny ton, przybrudzając go nieco wyraźną zaczepką – Może w ogóle powinieneś przejść na wcześniejszą emeryturę? Jestem pewna, że któryś z ośrodków spokojnej starości u mugoli znajdzie dla ciebie miejsce – dodała jeszcze, odwracając się do niego plecami, jakby uważała rozmowę za skończoną. Jej palce sięgnęły do szuflady w jednej z wysokich półek, wydobywając ze środka fragment pergaminu – należało przecież powiadomić rodzinę, że ukochane bliźnięta wróciły na łono ojczyzny.
|
| | | Gość
| Temat: Re: Mieszkanie rodzeństwa Rosierów Pon 24 Sie 2015, 14:59 | |
| Choć byli bliźniętami, które dzieliło ledwie kilka minut, panicz Rosier czuł się czasem przy ukochanej siostrze, jakby urodził się wiele, wiele lat wcześniej. Przy jej często niefrasobliwym entuzjazmie zabarwionym znamionami szaleństwa, spokój Altaira wydawał się głębszy, mocniej zakorzeniony niż w rzeczywistości. Przebywając w swoim towarzystwie wyraźniej podkreślali różnice, które normalnie nie były aż tak mocne, tak palące. Dla postronnych obserwatorów stawali się ogniem i wodą, bliźniętami tylko z metryki, ludźmi którzy nie powinni byli się nigdy ze sobą dogadać. Ale cóż, postronni obserwatorzy w większości stanowili bandę głupców nie potrafiących spojrzeć poza pozory. Mimo pewnej irytacji, Altairowi zwykle to odpowiadało – nie musiał własnoręcznie kreować masek, bo otoczenie robiło to za niego, sprowadzając do pozycji flegmatycznego, nieporadnego urzędnika, nie stanowiącego zagrożenia dla nikogo. Choć cierpiała na tym męska duma, uśmiechał się nieznacznie, spolegliwie, wyobrażając sobie rozmówcę rozczłonkowanego na jakimś stole, z jelitami wylewającymi się na podłogę. Od razu poprawiał mu się humor. Cass, słodka Cass należała jednak do zupełnie innej ligi i jej lekceważenie zawsze potrafiło wbić ostre szpile tuż pod żebra młodego panicza Rosiera. Tam, gdzie inni mogli sobie żartować, nie doceniać go i uważać za najnudniejszego człowieka pod słońcem, siostra musiała wykazywać się o wiele większą wiedzą. Nie miała prawa dołączać do tłumu idiotów o IQ gumochłona, nie miała prawa obrażać tak ani siebie, ani jego. Każde jej choć najdrobniejsze dygnięcie w ukłonie ku sfabrykowanym faktom mąciło spokój Altaira, nakazując wyciągnąć dłonie i potrząsnąć drobnymi ramionami, by się opamiętała. Zawsze była jego cholerną słabością. Marszcząc brwi, powiódł wzrokiem za sylwetką Cassiopei, bezwiednie obracając w palcach różaną różdżkę, której drewno mimo upływu lat wciąż pachniało czymś słodkim w kontakcie ze skórą. Mężczyzna milczał, jak miewał to w zwyczaju, gdy dyskusja schodziła na absurdalne tory, póki panna Rosier nie odwróciła się plecami, akcentując kropkę postawioną na końcu zdania. Kpiła sobie z brata i nawet nie próbowała tego ukrywać, bezczelnie wchodząc w przestrzenie zarezerwowane tylko dla niej, w te miękkie punkty, gdzie zawsze mogła przysiąść i wziąć spokojniejszy oddech, pewna że przypilnuje jej bezpieczeństwa. Altair postąpił kilka kroków do przodu, bez najmniejszego zawahania, bez cienia zażenowania oplatając ramionami talię siostry, przylegając do jej pleców i opierając brodę na ramieniu. - Oddałabyś mnie w opiekę obcym ludziom? Pozwoliła byle mugolom decydować o moim losie? - spytał powoli, bezpowrotnie oczyszczając głos z wszelkich nut zirytowania. Miękki, męski tembr pieścił uszy w szczególny sposób. - Hm, Cass? Teraz to on się z nią droczył, podchodził w sposób, którego nigdy nie powinno się wykorzystywać wobec własnej siostry. Oddychał powoli, miarowo, coraz mocniej czując perfumy, którymi Rosierówna skropiła rano szyję. |
| | | Gość
| Temat: Re: Mieszkanie rodzeństwa Rosierów Pon 24 Sie 2015, 15:47 | |
| Na pierwszy rzut oka, nic między nimi, nic z rzeczy, które zwykle znamionowały rodzeństwo, nie świadczyło w żaden sposób o pokrewieństwie. Przynajmniej tym duchowym, bo jeśli chodzi o aparycję, jedyną różniącą ich cechą była waga, za co, swoją drogą, Cass była życiu niesamowicie wdzięczna. Nie zmieniało to jednak faktu, że bliżej im było do zimy i lata, niż jednostajnego, równego rytmu wiosny. On spokojny, ona wybuchowa, on rozważny, ona najchętniej zmiotłaby z powierzchni ziemi każdego, kto ośmielił się choćby nastąpić jej na drogę. Było to widać, gdy dorastali, było widać i teraz, a czasem najmniejsze nawet ziarno nieporozumienia potrafiło rozkwitnąć płomieniem tak żarliwym, że opanowanie go wydawało się niemożliwe. Niemniej jednak trwali przy sobie, niezmiennie, ona i on, od lat tak samo oddani i lojalni, co ten kopnięty pies z kulawą nogą, gotów wrócić na najlichszy przychylny gest ze strony właściciela. I chociaż ludzie będący na tyle blisko, by poznać drugą stronę medalu zdawali sobie sprawę, że te powierzchowne różnice nie mają zupełnie odzwierciedlenia w kontaktach rodzeństwa, w towarzystwie wyjętym spod tego płaszcza przychylności Rosierów uchodzili za dwie kompletnie obce sobie osoby, zupełnie przypadkiem dzielące jedno nazwisko. Cassiopeia uwielbiała być w centrum uwagi. Przychodziło jej to zresztą z taką lekkością, z takim naturalnym, niewymuszonym wdziękiem, że mało która jej ofiara orientowała się o swojej pomyłce w czas. Przebojowa i głośna, zawsze żartowała pierwsza i kończyła zabawę ostatnia, odnajdując się równie dobrze w towarzystwie innych, co i swoim własnym. Altair z drugiej strony stanowił zwykle tego cichego obserwatora, który z wygodnego fotela, sącząc alkohol ze szklanki, baczył na innych czujnym okiem i pilnował, by nic nie wymknęło się spod kontroli. I chociaż blondynce zdarzało się używać usposobienia brata do kreowania wyjątkowo ciętych kpin pod jego adresem, doskonale wiedziała, że na koniec dnia nikt nie dopełni jej tak dobrze, jak on. Nikt nie dopasuje się tak perfekcyjnie, będąc na straży gdy niekontrolowany atak magii lub furii zacznie rozrywać jej ciało od środka, czyniąc spustoszenie. Nie tylko metaforyczne. Ta świadomość nigdy nie przeszkadzała jej jednak w rzucaniu mu wyzwań – czy chodziło o kąpiel w lodowatym, gęstym od zamarzającej wody jeziorze, czy sprzeczkę, która nie miała w sobie najmniejszej zasadności, jednak poziomem narastającej w powietrzu agresji kusiła skłonną do słownych bójek dziewczynę zbyt namiętnie, by mogła się jej oprzeć. Kiedy odwróciła się do niego plecami, sygnalizując wyraźnie, że tę rundę wygrała i nie zamierza jej kontynuować, naprawdę miała nadzieję, że Altair tym razem odpuści. Przyjemne rozluźnienie zabarwione resztkami adrenaliny wciąż pulsowało tuż pod jasną skórą, a umysł pędził już myślą nieuchwytną w zupełnie innym kierunku. Spięła się więc, słysząc jego głos tuż przy uchu, nadchodzący zaraz po silnych ramionach pochwytujących talię w mocnych objęciach. Zmarszczyła nos, maczając koniuszek pióra w krwistoczerwonym atramencie i zachowując spokój – przynajmniej pozorny – zamaszystym ruchem podpisała się u dołu pergaminu, jak zwykle zaczynając list od końca. Dłoń nawet jej nie drgnęła, gdy rozpoczynając wiadomość krótką formułką skupiła się zupełnie na jej treści. Nie mogła jednak zaprzeczyć, że byłoby to, cholera, o wiele łatwiejsze, gdyby gorący oddech Ala nie drażnił małżowiny ucha i napiętej skóry szyi tuż pod nim, sprawiając, że po ciele przechodziły ją dreszcze. Dreszcze, które drań po prostu musiał wyczuwać. - Nie bądź śmieszny – parsknęła wreszcie, trochę zirytowana, trochę rozbawiona, wiercąc się w jego ramionach jakby uścisk ten nie przynosił tyle przyjemności, ile z niego czerpała – Jeśli kiedyś osłabniesz na ciele i duszy, po prostu poderżnę ci gardło.
|
| | | Gość
| Temat: Re: Mieszkanie rodzeństwa Rosierów Wto 25 Sie 2015, 01:28 | |
| W głębi mieszkania rozległo się melodyjne ćwierkanie ptaków – Altair na krótki moment przymknął oczy, słuchając znajomej melodii. Śmieszne lub nie dla co poniektórych, potrafił rozróżnić kilka komunikatów, jakie w ten sposób przekazywali jego skrzydlaci pupile zwykle zamknięci w srebrnej klatce zawieszonej w gabinecie. Kąt ust śmierciożercy drgnął, gdy dopasował melodię do tego, co już kiedyś zapamiętał: jeść, nakarm nas. W tej sytuacji niecierpliwe ptaki musiały jednak poczekać, póki panicz Rosier nie rozprawi się z własną siostrą. Choćby nie wiadomo, jak je kochał, Cassiopeia miała niestety zawsze o wiele wyższy priorytet – nawet, kiedy zachowywała się wybitnie irytująco. Czy może właśnie szczególnie wtedy. Nie chciał się z nią kłócić, nie kiedy oboje powinni wciąż czuć na językach mdląco słodki, gęsty smak euforii przylegający do podniebienia, oblepiający policzki. Powinni celebrować zwycięstwo, dać ujście entuzjazmowi! Tylko dlaczego Altair nie mógł się pozbyć tego zimnego wrażenia niepokoju wspinającego się w górę kręgosłupa, chwytającego w szpony kark? Czemu ciągle zdawało mu się, że popełnili gdzieś kolosalny błąd, który będzie kosztował ich wolność i duszę? Tak to już najwyraźniej jest z dopracowanymi do perfekcji planami – przyglądamy się im tak długo, aż zaczynają wydawać się miernymi, słabymi konstruktami, pełnymi dziur i możliwych przecieków, których zwyczajnie nie zauważamy. Młody Rosier nie lubił niedociągnięć. Był pieprzonym perfekcjonistą, wszystko co wychodziło spod jego ręki musiało być wychuchane, wydmuchane i sprawne w dwustu procentach. Miało olśniewać i zachwycać, miało stanowić część jego opus magnum. Nijakość i popełnianie błędów nie wchodziły w grę. Objęcie Cass przyszło mu całkowicie naturalnie – choć komuś mogłoby wydać się dziwne czy niestosowne, Altair nie dbał o społeczne normy. Przynajmniej nie wtedy, gdy znajdowali się w zaciszu własnego mieszkania. Jego zakup i wyprowadzka z rodzinnej posiadłości Rosierów na dłuższa metę okazywały się fantastycznymi decyzjami. Oddychając spokojnie i miarowo, świadom, że powietrze wydostające się przez usta owiewa delikatnie szyję siostry, obserwował ruchy jej dłoni, słuchał głosu. Dreszcze wstrząsające nie tak dyskretnie ciałem Cass stanowiły swego rodzaju słodką nagrodę, którą przyjmował bez najmniejszego zawahania, bezwstydnie mocniej przylegając do jej pleców – jeśli to w ogóle było możliwe. Zaśmiał się krótko, z jakąś chochliczą satysfakcją, gdy bliźniaczka zaczęła się wiercić, próbować niezdarnie uciekać z uścisku rąk, które tylko zacisnęły się jeszcze bardziej. Jedna z dłoni mężczyzny zaborczo objęła biodro Rosierówny, druga powędrowała w górę wzdłuż jej boku, zatrzymując się gdzieś tuż pod biustem. - Muzyka na moje uszy – stwierdził pogodnie, unosząc nieco głowę. Drobny zarost zagarniający sobie coraz śmielej jego szczękę, delikatnie zadrapał policzek blondynki. - I balsam na duszę wiedzieć, że masz w sobie taką ujmującą troskę. Cass, oh Cass – zanucił na koniec miłym dla ucha głosem w sposób, jakiego zwykle używał, by uspokoić i doprowadzić do porządku tłukące się po klatce ptaki. |
| | | Gość
| Temat: Re: Mieszkanie rodzeństwa Rosierów Wto 25 Sie 2015, 22:18 | |
| Jego dotyk elektryzował, rozpraszał, unosił się w niemal nieistniejącej przestrzeni między ich ciałami niczym druga skóra, oblepiając zmysły panny Rosier w denerwująco przyjemny sposób. Mało który mężczyzna doświadczył kiedykolwiek takiej bliskości z jasnowłosą Cass, nie mówiąc już o tym, że mało który pożył na tyle długo, by się tym doświadczeniem nacieszyć – z niewiadomego powodu padali bowiem jak muchy, zupełnie jakby dziewczyna emitowała toksynę, zagarniającą najmniejszą nawet iskrę życia z ciał liczących na powodzenie nieszczęśników. Było to połowicznie prawdą, bo chociaż sama Cassiopeia nigdy nie targnęła się na żadnego ze swoich zalotników, jej brat skutecznie przeprowadzał drobne zamachy w jej imieniu, doprowadzając tym ojca do szaleństwa. Biedny Serpens zupełnie nie potrafił zrozumieć dlaczego wszystkie jego plany związane z córką i jej zamążpójściem, które powinno umocnić boczną linię rodu (o wzbogaceniu nie wspominając) kończą się, nim dobrze się zaczęły. I chociaż od czasu do czasu wciąż usiłował znaleźć odpowiedniego kandydata, zła sława dziewczyny wyprzedzała wszelkie jego starania, niwecząc w proch i pył najbardziej szczegółowe umowy. Spięła się nieznacznie, gdy dłoń do tej pory spoczywająca na jej brzuchu przesunęła się w dół, druga zaś, jak w doskonale zsynchronizowanym mechanizmie, powędrowała w górę tuż pod biust. Zapach perfum Altaira przedarł się wreszcie przez mieszankę cynamonu i ambry, docierając do niezwykle czułego nosa. Mocna piżmowa nuta sprawiła, że palce zaciśnięte na piórze zamarły w połowie pisanego słowa, a Cass westchnęła głęboko, nieświadomie potrząsając głową, by uwolnić się od aromatu. - Mam w sobie tyle troski, że może czas obdarzyć nią innego mężczyznę. Na wypadek, gdybyś poczuł się przytłoczony, mój drogi – odpowiedziała, w śpiewnym tembrze jego głosu wyłapując przyjemne, niskie tony. Wiedziała do czego to zmierza, nie miała jednak zamiaru odpuścić bratu tak prędko, tak łatwo; z natury skłonna do przekory uwielbiała doprowadzać Altaira do granicy cierpliwości, by następnie nadszarpnąć ją niebezpiecznie mocno i wycofać się, w uroku i słabości szukając ratunku przed gniewem, który nigdy nie spadał na nią. Zanurzyła pióro w kałamarzu. Kilka kropel atramentu skapnęło na dębową komodę, bezwiednie starła go wierzchem dłoni, patrząc jak zostawia na jasnej skórze krwiste zacieki. - Nie chcemy przecież, żebyś czuł się tłamszony. W twoim wieku? Czas rozwijać skrzydła, Al! – zachichotała niemal identycznie jak on przed kilkoma sekundami, a później, przyciskając pióro do pergaminu odwróciła lekko głowę, by kątem oka dojrzeć przez ramię twarz bliźniaka. Zarost wypełzający na jego szczękę coraz zuchwalej podrażnił delikatną skórę jej policzka, sprawił, że prychnęła z niezadowoleniem, pocierając swędzące miejsce palcami. - Zamiast nucić mi do ucha te cholerne ptasie trele powinieneś pójść się ogolić, na Merlina i Morganę. I dopóki tego nie zrobisz, trzymaj twarz, łapy i wszystkie inne części ciała z daleka ode mnie – burknęła, bezskutecznie zresztą próbując uwolnić się z żelaznego uścisku. A chociaż doskonale wiedziała, że nic jej to nie da, brak reakcji nie leżał w naturze Cass podobnie, jak w naturze Altaira nie leżało nadmierne wyrywanie się z nimi.
|
| | | Gość
| Temat: Re: Mieszkanie rodzeństwa Rosierów Wto 08 Wrz 2015, 21:08 | |
| Altair uwielbiał te momenty, gdy pozostawiony sam na sam z siostrą niemal czuł na języku smak niewielkich wyładowań trzaskających w powietrzu między ich ciałami. Gorącą iskrę niepodobną pożądaniu, jakie czasem odczuwał względem kobiet, które na pierwszy rzut oka wydawały mu się atrakcyjne i pozwalały od czasu do czasu uspokoić rosnącą frustrację. Rosier porzucał je rankiem jak stare, stare rękawiczki, nie oglądając się, gdy zadawały mu pytania czy sugerowały, by został na śniadanie. Korzystał z nich jak z przedmiotów, jednym przychylnym słowem lub dotykiem łagodząc oskarżenia o brak serca i zimne sukinsyństwo – w oczach społeczeństwa wygodniej było mu pozostawać mniej lub bardziej dżentelmenem, jednostką do bólu nudną i pasywną. Raz ukazana i podtrzymywana przez pewien czas maska wdrukowała się w ludzką świadomość, nie robiąc Altairowi większych kłopotów. Ale Cass, och Cass. Jej nie mógł w ten sposób oszukiwać, nie mógł wykorzystywać do spraw czysto przyziemnych, kiedy w jego mniemaniu siedziała wygodnie na najwyższym piedestale. Choć doskonale zdawał sobie sprawę z własnych uczuć, sprowadzenie jej do poziomu ciała wydawało się zbrodnią, nieodwracalnym zbrukaniem niepisanej świętości o trudnych do przewidzenia skutkach. Strzaskałaby się jak laleczka z chińskiej porcelany lub przemieniła w coś, czego na chwilę obecną młody panicz Rosier nie potrafił sobie wyobrazić. Strach przed nieznanym w tej jednej kwestii wiązał mu ręce i powalał na kolana, paraliżując. Z potem zalewającym oczy, pachnącym ostro zaszczutym zwierzęciem i sercem boleśnie tłukącym się w klatce piersiowej, nie potrafił wykonać ruchu, by rozstrzygnąć ten impas. Między innymi dlatego kolejni pretendenci do ręki Cassiopei padali jak muchy, nim zdążyli zrobić choć jeden śmielszy krok w stronę jej alkowy. Samo wspomnienie możliwości, w których bliźniaczka poświęcała uwagę innym mężczyznom w ten sposób, sprawiał, że Altair jeżył się, odczuwając zimno rozlewające się gwałtownie po ciele. Nie zmrażało ono członków, a w dziwny sposób rozjaśniało myśli – o co uderzyć głową delikwenta, by najszybciej pękła mu czaszka, czy szpilkę do włosów należy w całości wbić w ucho, czy wystarczy do połowy, jak mocno nacisnąć kciukami na gałki oczne, żeby je zmiażdżyć. Mężczyzna mruknął cicho gdzieś w tyle gardła, mrużąc nieznacznie oczy, gdy Rosierówna tak niefrasobliwie roztaczała przed nim wizje możliwego porzucenia. Palce mocniej zacisnęły się na jej ciele, wbiły w skórę z obietnicą pozostawienia siniaków. Łagodna kara za drażnienie dzikiego zwierzęcia. Miała szczęście, że śmiechem tak łatwo ugłaskiwała mordercze zapędy brata. - Rozwijać skrzydła? - powtórzył za nią, mocniej opierając policzek o ten bliźniaczki. - Zapłakałabyś się, gdybym odsunął się chociaż na wyciągnięcie ręki. Albo rozniosła wszystkich w pył – stwierdził obrzydliwie rzeczowym, może nieco bezemocjonalnym tonem. - Dnia byś beze mnie nie przeżyła. Choć nie robił sobie wiele z komentarzy odnośnie gładkości swoich lic, Altair przesunął nieco głowę, jakby chciał przestać drażnić siostrę – nic z tego, ponowił swój irytujący proceder dokładnie z drugiej strony. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Mieszkanie rodzeństwa Rosierów | |
| |
| | | | Mieszkanie rodzeństwa Rosierów | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |