IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Pub

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
AutorWiadomość
Berenice Andriacchi
Berenice Andriacchi

Pub - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 7 EmptySob 12 Mar 2016, 11:08

Czuła się nieźle, co już samo w sobie było zaskakujące. Święta nie były już okresem, który szczególnie by lubiła, ale po kilku chwilach w towarzystwie przyjaciół napięcie zeszło z niej jak z przekutego balonika. Stwierdzenie, że Berry była teraz w nastroju doskonałym do nucenia sobie piosenek pod nosem byłoby wprawdzie wciąż sporą nadinterpretacją, tym niemniej na twarzyczkę Włoszki wkradł się lekki uśmiech i, zupełnie niewymuszony, najwyraźniej tam miał pozostać. Obdarowała nim i ducha, którego początkowo przeoczyła, i kolejnych przybywających. Do Kaia uśmiechnęła się nieco szerzej, bo w końcu był bratem Marco, chłopaczkiem, na którego siłą rzeczy - czy się to Krukonowi podobało czy nie - zwracała nieco większą uwagę. Sympatią obdarowała też jednak wyraźnie spłoszoną Yumi oraz przybyłą na koniec Desiree, którą dotąd znała w zasadzie tylko z opowieści i zdjęć. Ale wiecie, jeśli za historyjkami stoi szalejący za blondynką Machiavelli, to na wszystko, co się usłyszało, należało jednak patrzeć przez palce. Więc choć instynkt podpowiadał, że pannę Leclair warto byłoby zacząć poznawać osobiście, to Berry musiała swą ciekawość powstrzymać - wiecie, przez wzgląd na Sebastiana. Niech czyni honory, zgrywa rycerzyka. Inaczej będzie nie do zniesienia!
- Mój drogi przyjacielu, kiedy wreszcie uzmysłowisz sobie, że jako rasowa przedstawicielka nudziarstwa nie dam się niczym skusić? - zapytała lekko, obejmując mężczyznę na moment w pasie po czym parsknęła cichym śmiechem. - Zajmij się lepiej innymi gośćmi, skarbie. - Uniosła wzrok znacząco. Wszyscy wiedzieli, że dla Machiavellego będzie się liczył przede wszystkim jeden uroczy gość.
Berenice jednak to nie przeszkadzało. Gdy całą uwagę Sebastiana bez większego trudu udało się przekierować na Desiree, Andriacchi pomimo swego poprzedniego zarzekania się, że dziś popracować mogą chłopcy, mimo wszystko stanęła u boku Marco by pomóc mu doprowadzić stół do ładu. Tu poprawić serwetkę, tam wyrównać sztućce, gdzieś indziej przestawić potrawy miejscami, by stały w nieco bardziej logicznym porządku. Ostatnie szlify mające uczynić ich miejsce biesiadowania bardziej przystępnym.
- Oczywiście. Skrzaty to moja specjalność. - Na prośbę Rowana uśmiechnęła się tylko szerzej, a gdy tylko ciche pyknięcie zaanonsowało faktyczne przybycie małych gości, Włoszka czym prędzej zwróciła się ku nim. To pozwoliło ukryć jej nagłą ucieczkę iskierek radości z jej spojrzenia. Jemioła. Chyba nie trzeba tłumaczyć, jak bardzo ubódł ją powrót ostatnich szczęśliwych wspomnień z tą roślinką w tle?
Tak czy inaczej, szczerość uśmiechu pojawiła się ponownie na widok jednego ze skrzatów - czy raczej skrzatki. Pracująca w hogwarckiej kuchni była tamtejszą ulubienicą Andriacchi - chyba z wzajemnością. Nic więc dziwnego, że na widok Maślanki, jak zwało się to energiczne stworzenie, Włoszka ponownie rozpromieniła się i bez wahania przystąpiła nie tylko do powitania, ale też pokazania skrzatom co gdzie jest i co mogą robić.
Tymczasem przybyła z Berry Mona szalała. Jako pies wybitnie towarzyski - przynajmniej na obcym terenie, bo we własnym mieszkaniu nie tryskała już takim entuzjazmem wobec obcych - przez dobrą chwilę nie mogła znaleźć sobie miejsca. Obszczekała skrzaty, przez moment domagała się pieszczot od Rowana seniora i Machiavellego by wreszcie swą uwagę zwrócić na najmłodszych. Truchtem dobrnęła do Kaia, którego kojarzyła już z jakiegoś jedynego spotkania, kiedy to Berry zabrała owczarka ze sobą do Hogwartu, i szczeknąwszy cicho, pieszczotliwie ubodła Krukona w nogę. Nie pozostała też obojętną wobec Yumi - merdając ogonem jak szalona otarła się bokiem o dziewczęcą łydkę, wyraźnie uznając, że ma prawo do wymagania czułości od wszystkich dzisiejszych gości, znanych bądź nie.
Yumi Mizuno
Yumi Mizuno

Pub - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 7 EmptySob 12 Mar 2016, 23:15

Nawet na nią nie spojrzał. Nie zauważył jej, a wpatrywał się w swoich przyjaciół. Zupełnie, jakby jej tutaj nie było. Jeśli dwie minuty temu Yumi była blada, to w tym momencie cała krew odpłynęła jej z twarzy. Spuściła wzrok i odeszła na bok, przez nikogo niezauważona. Ludzie patrzyli na nią lecz jej nie dostrzegali. Traktowali jej osobę jak element tła, na który patrzy się mimochodem, a nie zwraca większej uwagi. Tak się właśnie poczuła, a nader wszystko pragnęła, aby Sebastian okazał jej zainteresowanie. Dotychczas wychodziło mu to okropnie. Nie odpisał na żadną sowę mimo, że sam rozpoczął listowną konwersację. W Wielkiej Sali nie wyłapywał jej spojrzenia tak jak ona to robiła podczas każdego posiłku. Sebastian był jej nadzieją, a okazał się słomianym zapałem.
Dotyk ciepłej dłoni na ramieniu przywrócił ją na ziemię. Spojrzała wprost w źrenice Kaia, który stał się również jej sojusznikiem. Z bijącym nierówno sercem odwróciła się doń bez uśmiechu. Zmarszczywszy brwi spojrzała z ukosa na Sebastiana, do którego jej oszczędnie rozdawane ciepło właśnie bezpowrotnie się zmarnowało.
- Na to wygląda. Tania zagrywka, która mu się nie uda. - przemówiła chłodniejszym tonem. Wykrzywiła usta i odsunęła się na odległość, aby nie przeszkadzać w rodzinnej pogawędce z Marco. Czmychnęła w kąt, aby w samotności pozbierać drobno pokruszone okruchy serca. Wołanie Kaia stało się zbawieniem. Z największą przyjemnością usiadła naprzeciw niego przy bocznym stoliku.
- Chcesz ponownie ze mną przegrać? - zapytała uroczo, biorąc do ręki trzy białe pionki. Relacja z Kaiem poległa na partiach szachowych. Nadawał się perfekcyjnie i nie pozwalał się od razu pokonać. Często Yumi głowiła się minutami nad następnym ruchem i nieraz dochodziło do napiętej sytuacji. Grając z nim mogła zapomnieć o teraźniejszości. Nie przeszkadzał jej nawet czarny humor i nieciekawy nastrój, jakim obdarzał otoczenie. Liczyła się tylko gra.
- Choinkę musiał ubierać ślepy skrzat. - zgodziła się z Kaiem, dołączając solidarnie do nastoletniej krytyki. Po jakże szczodrym powitaniu nie miała ochoty na fascynowanie się świętami. Nie tego oczekiwała, a rozczarowanie bardzo bolało. Skrzywiła się słysząc o ucieczce jemioły. Tak wiele dorosłych jest wśród dziś tutaj, a nikt nie potrafi upilnować małego krzaczka? Westchnęła, rozkładając pionki po szachownicy.
To, co działo się w gospodzie przestało mieć znaczenie. Panna Mizuno siedziała wyprostowana naprzeciw Kaia, patrząc wyzywająco wprost w krukońskie oczy. Nie oglądała się, aby nie widzieć maślanych oczu Sebastiana skierowanych na Desiree. Kai miał rację. Zagrywka na dzieciaka, a Yumi? Nie zamierzała mu ułatwiać niczego po tym, jak ją zignorował. Zranienie nastolatki nie obejdzie się bez echa.
Czuła na sobie spojrzenie psychologa lecz nie odwzajemniła go ani na chwilę. Jednakże czując przy łydce ciepłe futerko musiała spuścić wzrok. Nieśmiały uśmiech rozjaśnił jej twarz. Wyciągnęła ręce do pieska profesor Andriacchi i podniosła go z ziemi, sadzając sobie go na kolanach. To nic, że pogniecie sukienkę. To ciepłe zwierzątko pragnące czułości, którą Yumi da jej więcej niż ktokolwiek z zebranych. Ułożywszy rękę pomiędzy uszkami Mony, podniosła wzrok na Kaia.
- Koń na E7. - uniosła kącik ust, gotowa pokonać czarne pionki w ciągu najbliższych paru minut. Przez ciało Yumi przebiegł dreszcz. Kątem oka zauważyła roślinkę nad ich stolikiem. Dźgnęła stopą stopę Kaia, kiwając brodą w górę. Zmarszczyła usta, a następnie cwanie się uśmiechnęła.
- Buziaki dla psa. - z przyjemnością ucałowała mięciutkie futerko Mony, drapiąc ją pod brodą. Merdający ogonek był wystarczającą odpowiedzią. Krukonka ponownie skrzyżowała spojrzenie z (nie)rówieśnikiem, śląc mu nieme pytanie. Odważy się zignorować tradycję jemioły czy ucałuje psią widownię? Zachichotała usłyszawszy wycie Thiefa, zaś muzyka Mistrza pomogła się jej odprężyć. Ignorowanie Sebastiana stało się łatwiejsze do wykonania.
Kai Rowan
Kai Rowan

Pub - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 7 EmptyNie 13 Mar 2016, 13:36

Kai spojrzał na Marco ze znudzeniem, uginając się lekko pod siłą jego uścisku. Eskorty nie potrzebował, w końcu jeszcze na zewnątrz świeciły się światła. Było więc na tyle jasno, aby czuć się w miarę pewnie. Przewrócił więc teatralnie oczami na słowa brata i pomachał ręka, starając się od niego uwolnić.
- Ja w muzyce nie siedzę. Wolę ciszę - powiedział, tym samym idealnie podpowiadając swojemu bratu, co powinno się wybrać do słuchania w ten wieczór. Zdawał sobie sprawę, że jego brat bardzo się starał, aby ten wieczór Wigilijny był udany. Problem jednak był taki, że trzeba było poczuć magię świąt, której Kai po prostu nie umiał poczuć. Nawet jakby chciał. Dla niego był to kolejny zwykły dzień, tylko w towarzystwie nowych i mniej nowych ludzi.
Chwilę później już grał w szachy z Yumi, starając się tym samym skupić tylko i wyłącznie na grze i na niczym więcej. Co chwilę tylko kiwał głową, zgadzając się ze słowami Yumi, jednak na nic innego nie było go więcej stać. Zerknął tylko raz w stronę Berry, Sebastiana i Marco i wzruszył lekko ramionami. Niech oni się tam krzątają, cieszą, jedzą. Jemu wystarczy tylko ten cichy kącik. Niestety, nie długo jego spokój trwał.  Jemioła zwisająca nad jego głową sprawiła, że tylko uniósł brwi w wyrazie zaskoczenia, a następnie je zmarszczył. Pierwsza jednak przeszła do akcji Yumi. Pies należący do Berry. Wspaniale. Nie miał zamiaru całować czyjegoś futrzaka, tak jak to zrobiła Azjatka. Przewrócił oczami, a następnie ni stąd ni z owąd, wyjął z kieszeni swojej kurtki kota. No, a jakże. Tego czarnego demona raczej nie powinno nigdzie zabraknąć, a już na pewno nie przy wigilijnym stole.
- Wybacz, Mona, ale mam swojego wybranka serca - powiedział tylko, rzucając jedno spojrzenie w stronę kudłacza, a następnie przytulił wargi do czarnej główki Huntera. Odprowadził wzrokiem latającą jemiołę i już miał przystąpić z powrotem do gry, gdy usłyszał zrzędzenie Marco. Spojrzał w jego kierunku i zauważył, że kolejna osoba pojawiła się w pubie. Sebastian jednak się doczekał wybranki swojego serca. Musiał też przyznać, że się nie dziwił dlaczego od roku starał się zyskać jej serce. Była całkiem ładną kobietą, która co najważniejsze, sprawiała wrażenie, że potrafiłaby utrzymać Opiekuna Ravenclawu na smyczy. Dosłownie.
- Musimy iść jeść, bo Marco nie da nam spokoju - powiedział tylko w stronę Yumi, a następnie podniósł się z fotela. Zmierzył krótko spojrzeniem Marco, a następnie podszedł do dziewczyny, wyciągając w jej kierunku rękę, aby tym samym jej pomóc wstać. Pochylił się nad jej uchem, aby powiedzieć jeszcze parę słów, które powinna zapamiętać na przyszłość.
- Można przenieść później tę partię do jakiegoś innego miejsca, żeby nikt nam nie przeszkadzał. Tym razem wygrać ci nie dam, o to się nie martw - po tych słowach, po prostu ruszył do stołu, aby zająć miejsce. Po drodze podszedł do Desiree, wyciągając do niej dłoń na powitanie. Co jak co. Gburem nie był, a dobre wychowanie jednak zostało. Następnie dopiero po oficjalnym przedstawieniu się i pociągnięciu blondynki za sobą, usiadł obok niej, rzucając Sebastianowi wyzywające spojrzenie. Nachylił się w stronę kobiety, chcąc zacząć jakąś rozmowę i to tylko po to, aby wyprowadzić przyjaciela Marco z równowagi, co jednak miało małe szanse skutku.
- Cieszymy się wszyscy, że jesteś z nami. Słyszałem, że pomagasz mojemu bratu w segregowaniu papierów - zagadnął, bawiąc się widelcem. Kątem oka śledził Berenice, dając jej tym samym do zrozumienia, że jej miejsce było tuż obok jego brata. W końcu chciał, żeby ten zajął się też kimś innym, a nie tylko i wyłącznie Kaiem. Dzieckiem to już on zdecydowanie nie był. W dodatku miał już po jednej stronie Yumi, a po drugiej Desiree. Czego chcieć więcej, niż takiej obstawy podczas świąt? Przynajmniej będzie miał święty spokój.
Sebastian Machiavelli
Sebastian Machiavelli

Pub - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 7 EmptyNie 13 Mar 2016, 14:17

Może i faktycznie zignorował Yumi, ale to tylko dlatego, ze był zaaferowany tym, że jego gość specjalny jeszcze się nie pojawił. Czekał, był przygotowany jak najlepiej, w dodatku przywdział swój ulubiony, najdroższy garnitur, w którym wyglądał oczywiście zjawiskowo. Problem był jednak taki, że osoba, dla której się tak odwalił, po prostu nie przyszła. Albo się spóźniała. Obstawiał opcję drugą, żeby jeszcze bardziej nie pogrążać się w niepewności.
Obserwował kątem oka Yumi i Kaia jak grają w szachy, zdając sobie też sprawę z tego, że jego podopieczna postanowiła się na niego obrazić. Widział to po grymasie wymalowanym na jej twarzy, który mówił niemalże wszystko. Mógł czytać z niej jak z otwartej książki. Musiała jednak wiedzieć, że on nie był po to, aby być dla niej jak rodzice, a jako opiekun. W sumie, to nigdy nie zastanawiał się nad tym, jak opiekować się młodszymi ludźmi. Jak zajął się Enzo, to został narkomanem, a to chyba nie był wymarzony efekt jego starań. Wymamrotał coś pod nosem, a następnie podniósł się, chcąc podejść do dziewczyny i zagadać, jednak gdy ujrzał otwierające się drzwi wejściowe i osobę w nich stojącą, zamarł. Przyszła jego blond bogini, która tym razem postanowiła nie zignorować jego zaproszenia na święta. A więc była szansa, że jeszcze nie będą tak stracone, jak inne. W końcu był osobą, która nie obchodziła z własnej woli Bożego Narodzenia. Jego boginem byli księża, a wszystko, co związane z księżami, było bardzo, ale to bardzo daleko na liście tego, co chciał świętować.
Na szturchnięcie ze strony Marco zareagował niemalże automatycznie. Przyjaciel jak zwykle stał na straży i pilnował, aby cały czas twardo stąpał po ziemi. Dobił więc natychmiast do kobiety jego życia i ukłonił się, jak to na dżentelmena przystało.
- Wyglądasz jak zwykle olśniewająco, moja droga - powiedział, uśmiechając się do niej, a następnie zabierając walizki, aby chwilę później zaczarować je szybkim zaklęciem, które poprowadziło bagaż urzędniczki Ministerstwa do odpowiedniego miejsca, jej pokoju wynajętego na czas świąt. Znów spojrzał na blondynkę, pomagając się jej rozebrać z ciepłego płaszcza i powiesił na wieszaku stojącym tuż przy drzwiach.
- Pozwól, że cię przedstawię - powiedział, po czym poprowadził Desiree w stronę Berenice. - To moja przyjaciółka, Berenice Andriacchi. Próbuję ją zeswatać z moim najlepszym przyjacielem, którego już zdążyłaś na pewno poznać. W szachy gra Yumi, moja podopieczna, o której ci wspominałem i Kai, brat Marco - poinformował ją, posyłając tym samym szeroki uśmiech w stronę Andriacchi, rzucając jej tym samym błagalne spojrzenie, żeby w miarę możliwości zajęła się też Francuzką, która była dla niego niemalże gościem honorowym.
- Poczekaj chwilkę, sprawdzę, co z Twoim bagażem i zaraz będę - powiedział, a następnie dosłownie na sekundkę zniknął na pierwszym piętrze dziurawego kotła. Gdy wrócił, okazało się, że jego piękna bogini siedziała w towarzystwie Kaia, który ni stąd ni zowąd chyba postanowił się trochę zabawić kosztem niego samego. W duchu chciał tego smarkacza rozerwać na kawałki, jednak tego czynu nie wybaczyłby mu ani Marco, ani Enzo. Chłopak nieźle się ustawił i był wręcz nietykalny ze strony Sebastiana. Spojrzał więc na swojego przyjaciela Rowana i dobił do niego, łapiąc za ramię i ciągnąc na zaplecze.
- Pogadaj ze swoim bratem, bo sprowadza zamęt w moich planach - powiedział z groźbą w głosie, świdrując Marco morderczym spojrzeniem, którego tylko i wyłącznie Brytyjczyk mógłby być kiedykolwiek świadkiem. Sebastian idealnie potrafił mydlić komuś oczy i kłamać, jednak z Rowanem zawsze był szczery, niezależnie od sytuacji.
Gość
avatar

Pub - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 7 EmptyWto 15 Mar 2016, 17:02

Święta były jednym z ulubionych okresów Felicii. Kochała w nich wszystko – poza szukaniem prezentów, co dostarczało jej sporo stresu. Dlatego w tym roku, po długich namysłach, postanowiła własnoręcznie przygotować dla każdego podarunki. Głównie były to słodycze (marcepanowe kuleczki z nadzieniem z gorzkiej czekolady, kruche ciasteczka z migdałami z różnymi wzorami świątecznymi wykonanymi z lukru) oraz mikstury zapachowe pełniące rolę spersonalizowanych perfum. Każdy zestaw owinięty był w papier w renifery i przewiązany grubą, czerwoną wstążką, do której dziewczyna doczepiła kartonik z imieniem danej osoby.
Do Dziurawego Kotła Gryfonka wpadła mocno spóźniona. Była zła, że tak się stało, nienawidziła bowiem się spóźniać. Ale było też na to stosowne wytłumaczenie – poza torbą z pakunkami miała też drugą, mniejszą, wypełnioną chusteczkami i różnymi specyfikami, które pomagały zwalczać paskudne przeziębienie, które pojawiło się tuż przed Wigilią. Najgorszy możliwy moment! Tuż przed kolacją Felicia ucięła sobie drzemkę, która była tak solidna, że przerodziła się w sen trwający kilka godzin i volia. Zanim przygotowała się i dotarła na miejsce, była już grubo po czasie. Włosy zaplotła w luźny warkocz, który przerzuciła do przodu przez ramię, a sukienka, którą miała na sobie, była prostą, czarną kreacją z długim rękawem i sięgała jej aż do kostek (wystarczyło, że już miała gila do pasa, nie trzeba było jej bardziej się rozchorować, chodząc z gołymi nogami w taką porę).
Gdy wpadła do środka, najpierw słychać było głośne kichnięcie, dopiero potem powitanie.
- BARDZO, BARDZO WAS PRZEPRASZAM! – rzuciła zamiast „cześć kochani”, jak to miała w zwyczaju.
Rozejrzała się po pubie i naliczyła kilka znajomych twarzy, ale nie dostrzegła tej jednej, na której jej oczywiście najbardziej zależało.
- Gdzie jest mój ojciec? – zapytała starszego Rowana nie zwracając uwagi na to, czy prowadził rozmowę bądź nie. Nie dopuszczała do siebie myśli, że Iwan się nie pojawi, zawsze spędzali razem święta, ale znalała też specyfikę jego zawodu i istniała taka opcja, że po prostu obowiązki były… ważniejsze.
Wzięła głęboki oddech i położyła prezenty pod choinką. Nerwowo poprawiła włosy i spojrzała na chrzestnego wielkimi, ciemnymi oczami i usiadła do stołu, by przyłączyć się do jedzenia.

/wybaczcie, nie dość, że przeprowadzka, to jeszcze dopadła mnie choroba ;_;/
Desiree Leclair
Desiree Leclair

Pub - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 7 EmptyWto 15 Mar 2016, 20:58

Stojąc wciąż przy wejściu, Desiree czułą się dziwnie nieswojo. Oczywiście wiedziała, w co się pakowała – nie szła do pracy, gdzie panowały sztywne reguły, których mogła się trzymać, tylko przyjęła zaproszenie na spędzenie świąt w zupełnie innej atmosferze. Choć zazwyczaj nie miała problemu w szybkim przystosowaniu się do sytuacji, obca byłą jej nieśmiałość oraz zawstydzenie, wpadała w trans. Zawieszenie trwało jedynie kilka chwil, ale dopiero głos Sebastiana przywrócił kobietę znów do rzeczywistości. Serce zabiło o wiele za głośno, lecz oszołomiona jakimś cudem zdołała podziękować za komplement. Nie wiedziała tylko, czy z nóg powaliło ją spojrzenie mężczyzny, czy bardziej niespodziewana atmosfera – przyjazna, ciepła i rodzinna (nie licząc chyba niezbyt zadowolonej młodzieży, która zaszyła się w kącie, by grać w szachy).
- Dobrze cię znów widzieć – jedynie tyle zdążyła powiedzieć, podczas gdy zajmował się jej bagażami. Wprawnie rozpięła płaszcz, pozwalając dżentelmenowi go sobie odebrać. Chciała zapytać o podopieczną Sebastiana, w końcu nigdy nie doczekała się odpowiedzi na wiadomość. Z uśmiechem dała się poprowadzić w stronę nieznajomej kobiety, która okazała się przyjaciółką Machiavellego.
- Miło mi, Desiree Leclair – przedstawiła się, wyciągając jednocześnie dłoń w stronę Berry. Wieść o próbach zeswatania panny Andriacchi ze starszym Rowanem nieco ją rozbawiła, ale niedane było jej niczego skomentować. – To Yumi jest twoją podopieczną? – dopytała, zerkając w stronę młodej Krukonki i brata Marco. Co prawda znała dziewczynę jedynie z opowieści Arii, ale była wręcz pewna, że to jedna i ta sama osoba. – Przyjaźni się z siostrzenicą mojej przyjaciółki – wyjaśniła.
Francuzka była pewna, iż jej bagaże mają się świetnie, ale nim się obejrzała, Sebastian już pognał na górę. Na samotność jednak nie mogła narzekać, dosłownie kilka chwil później witając się z Kaiem. Desiree próbowała wyłapać wzrok Yumi, chcąc również z nią zamienić kilka słów, ale zaraz po poznaniu młodszego Rowana została pociągnięta w stronę stołu. Oh. No cóż, to było coś nowego – zazwyczaj to ona rozstawiała wszystko i wszystkich.
- Mam nadzieję, że nie zasłynę jedynie z segregowania papierów – rzuciła, unosząc brew. Zaczęła się nawet zastanawiać, jakie to rzeczy inni wygadywali na jej temat, gdy ona nie słuchała. Nie miała zamiaru się tym jednak przejmować, w końcu od lat robiła swoje. Co ona mogła na to, że niektórzy najwyraźniej się nie nadawali do utrzymywania porządku? Nieco zbita z tropu nawet nie skorygowała młodego rozmówcy. Poza tym wolała unikać rozmów o pracy podczas urlopu, zbyt wiele razy obrywała nagannymi spojrzeniami osób, które chciały spędzić ten okres bez zbędnego stresu.
Nie miałyśmy jeszcze okazji się sobie przedstawić, jestem Desiree – powiedziała, wychylając się nieco w stronę Yumi.  – Aria mi wiele o tobie opowiadała, to siostrzenica mojej przyjaciółki – dodała z uśmiechem, próbując wciągnąć dziewczynę w rozmowę.

Przepraszam za jakość, post pisany w pośpiechu między pakowaniem .3.
Marco A. Rowan
Marco A. Rowan

Pub - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 7 EmptyWto 15 Mar 2016, 21:56

Robił się mały tłok, ale Marcowi to nie przeszkadzało. Ktokolwiek na niego spojrzał to widział uśmiech, a potem resztę Rowana. Święta, choć nietypowe, zaczynały się dobrze i nic nie sugerowało większych kłopotów. Pomijając niezadowoloną młodzież, wszystko szło jak z płatka. Skrzatami zajęła się Berry, zabierając mu z ramion ciężar. Duch śpiewał i choinka się nie kiwała. Jemioła dawała sobie radę i nie musiał jej gonić po całym pubie. Musiał jedynie podwinąć rękawy koszuli, żeby zająć się zaczarowaniem butelek z miodem pitnym i rozlaniem ich do glinianych oraz metalowych kubków rozłożonych na stole. Odsłonił tym samym większą część tatuaży na ramionach, co gryzło się ze świąteczną atmosferą.
Próba zaangażowania Kaia w cokolwiek poza marudzeniem skończyła się fiaskiem. Musiał dać mu spokój, przynajmniej dopóki zachowuje się względnie dobrze. Przeciągnął na swoją stronę podopieczną Sebastiana, co nie zapowiadało bezproblemowych świąt. Rowan po prostu się uśmiechnął, bo co to za święta bez rodzinnych niesnasek? Póki nikt nie skacze sobie do gardła, Marco zamierzał zachować dobry humor.
Zaraz do jego uszu dotarły słowa Sebastiana.
- Hola, co tak pogrywasz, mój drugi bracie. Dziś odpuść nam swatania, przyjacielu. - podszedł do niego, zarzucając mu ramię na bark. Wyszczerzył się do Desiree.
- Póki co mamy z Berry dosyć zwiedzania świata. Witaj, Des. Cieszę się, że przyjechałaś. - skłonił jej głowę, darując sobie całowanie w dłoń, coby nie psuć humoru pewnego Romero. Poklepał go jedynie po ramieniu, wracając do stołu. Wyłapał spojrzenie Berry i uśmiechem oraz skinięciem zasugerował miejsce obok siebie. Odsunął dla niej krzesło po lewej stronie, a sam stanął przy krześle ustawionym po drugiej stronie Yumi, Sebastiana oraz Desiree. Na szczytach nie siedział nikt.
W tym samym momencie wbiegła jego chrześniaczka, co zmusiło Marca do opóźnienia spoczynku. Wyszedł do Gryfonki, biorąc od niej okrycie i torebki.
- No i koniec z ciszą i spokojem. - wyszczerzył się do nastolatki, odkładając jej płaszcz na wieszak.
- Wyglądasz strasznie, Fel. Wybaczam ci spóźnienie. - ręką wskazał, aby dołączyła do stołu, do którego powoli wszyscy zasiadali. Może uda mu się później znaleźć coś, co poprawi jej samopoczucie. W sumie miód pitny powinien postawić ją na nogi, bo nie chciał, aby męczyła się podczas wigilii. Mimo, że jej obecność gwarantowała wrażenia, ofiarował jej swoją troskę, winien to przełożonemu. Poczucie obowiązku oraz odpowiedzialność też miało spory udział.
- Iwan przyjdzie może jutro... - zmarszczył czoło, bo nie uśmiechało mu się przyznawanie do win. - Mamy nawał pracy, nie mógł się urwać. Chciałem mu pomóc, ale zagroził mi zwolnieniem, jeśli zawalę wigilię. - miał nadzieję, że Felicia zrozumie i ojca biologicznego i chrzestnego, bo faktycznie w Ministerstwie Magii wrzało, nawet w święta. Wielu pracowników musiało zrezygnować z wigilii.
- Przyjdzie. Nie martw się. - powiedział do niej ciszej. Zdołał posłać chrześniaczkę gdzieś w okolice Kaia i Yumi, a już miał przy ramieniu facjatę Sebastiana. Dał się odciągnąć w drugą stronę. Widząc jego minę, wiedział już, że powstrzymuje mord. Na Kaiu. Gdy Marco spojrzał na brata, jęknął. Tylko Rowan junior mógł wpaść na tak szalony pomysł podjudzania atmosfery.
- Załatwię to. - obiecał i spojrzał na niego. - Postaraj się go zrozumieć... będę go pilnować. - poprawił kołnierzyk koszuli i wyszedł z zaplecza, wracając z powrotem do stołu. Marco spoważniał, gdy wbił ciemne, identyczne jak Kaia, oczy w brata. Chrząknął parę razy, aby zwrócić uwagę wszystkich.
- Kai. Chcę, żebyś usiadł po mojej prawicy. - powiedział głośno, donośnie, a ton głosu wyraźnie mówił, że wolałby, aby brat go posłuchał. Nie odrywał oczu od bladej twarzy krukona. Długo patrzył w swoje młodsze odbicie. Odsunął krzesło po swojej prawej stronie, zaciskając zęby i nakłaniając chłopaka do posłuchania głowy rodziny. Musiał to zrobić, jeśli nie chciał kłótni między najlepszym przyjacielem i bratem, dla którego jest w stanie zabić. Musiałby wtedy przywalić temu pierwszemu, a wolałby tego uniknąć. Rowan domyślał się, że młodzież w tym momencie zamrozi go spojrzeniem, jednak wyjścia nie miał. Najwyżej zamieni się w sopel lodu.
Gdy Kai z groźną miną do niego dołączył, Marco położył mu rękę na ramieniu i przeprosił niemo spojrzeniem.
- Myślę, że nie ma co czekać na zbłąkanych wędrowców. - zakomunikował, przejmując inicjatywę, gdy tylko wszyscy byli na swoich miejscach. Dobry był w przemowach, a wątpił, aby Sebastian miał zamiar zagadywać kogokolwiek, kto nie nazywa się Desiree. Skinął duchowi, aby na chwilę ściszył śpiew i pozwolił zabrać głos.
- Możemy zaczynać. Na początek to cieszę się, że tu jesteście. Naprawdę rad jestem widząc nas tylu przy wigilijnym stole. Oprócz mnie i mojego brata, nie jesteśmy związani więzami krwi, jednak to nie znaczy, że nie tworzymy rodziny. - może i kogoś nudził, ale taka była natura Marcusa Are Rowana. Gdy ktoś pozwalał mu dojść do głosu, potrafił zrobić wykład, przy którym wiele osób mogło przysnąć. Jednak mus przemówienia spadł na niego i zamierzał go spełnić należycie.
- To, że się tutaj zgromadziliśmy to nasza siła. Sami-Wiecie-Kto rośnie w siłę, a jego głównym zadaniem jest podzielenie ludzi, poróżnienie nas i osłabienie. Pragnie zasiać w obozie wroga nieufność. A my na to nie pozwalamy, mając siebie nawzajem, swoje wsparcie i wiarę. W taką noc jak dziś mamy okazję wzmocnić więzy naszej przyjaźni, poznać się lepiej i bardziej siebie zrozumieć. Wystarczy wybaczyć i wysłuchać. Przebaczenie to klucz do wszystkiego.- przebaczenie przeszłości, zrozumienie, że nie da się jej naprawić. Przeżycie wigilii z uśmiechem, brat z bratem, pierwszy raz wspólnie od czterech lat. Bez rodziców, a jednak z rodziną. Marco cieszył się, że tu jest. Nie czuł się sam, jak to było przez wiele ostatnich lat. Gdy nagle poczuł uderzenie pod stołem przez pewną-cholerną-niecierpliwą-nogę-młodszego-brata, zacisnął zęby i chrząknął.
- Nie będę jednak tutaj się rozwodził na trudne tematy. Życzę wam wspaniałych świąt. - spojrzał na Berry. - Domowej atmosfery, bliskich jak najbliżej, pogody ducha. - uśmiechnął się do Sebastiana. - W nowym roku życzę, aby wasze życia zmieniły się na lepsze. Jesteśmy silniejsi i... - chrząknięcie Kaia prawie wytrąciło go z równowagi.
- I podzielmy się opłatkiem, słuchajmy zwierząt, a nuż przemówią ludzkim głosem. Smacznego. - wywrócił oczami widząc znudzoną minę juniora. Talerzyk z opłatkiem popłynął w powietrzu, zatrzymując się przy każdym, aby mógł zabrać sobie kawałek. Chwilę później talerze samoistnie zapełniły się czerwonym barszczem.

/ ok, myślę, że nie ma sensu przedłużać i chodzić od osoby do osoby, to uznajmy, że wszyscy wszystkim złożyli osobiście życzenia (jak chcecie, opiszcie, jak nie chcecie, nadmieńcie) i przystępujemy do wigilii etc../[/b]
Yumi Mizuno
Yumi Mizuno

Pub - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 7 EmptyCzw 17 Mar 2016, 06:48

Z rozdzierającym sercem odsunęła dłonie od szachownicy. To mogło być ich chwilowe wybawienie przed zmasowanym atakiem dorosłych. Musiała po chwili przyznać im słuszność, wszak w święta nie powinna izolować się nawet z kimś tak odpowiednim jak Kai. Rozumiał ją, a ona rozumiała jego dopóki ich spotkania opierały się na partiach szachowych. Dziś postanowiła trzymać się kaiowego towarzystwa, gdyż nie ma nic bardziej trapiącego niźli pozostawienie samemu sobie w wigilię. Japonka wstała, przyjmując pomocą dłoń, trzymając jednocześnie na ręku szczęśliwą Monę. Kilka chwil temu obdarzyła Kaia szerszym uśmiechem będąc świadkiem ciekawej wymijającej odpowiedzi na atak jemioły. Idąc do stołu, jeszcze zanim dotarli do Desiree, nachyliła się delikatnie w do niego, dotykając jego ramienia.
- Masz magicznego kocura? Nigdy nie widziałam tak małego kłębka. - nie takiego, mieszczącego się w kieszeni. Yui nie mogła się nadziwić, wszak była pewna, że tylko ona na całym świecie trzyma pupila ukrytego w połach płaszcza i torby zmniejszająco-zwiększającej. Powody, aby bratać się z Kaiem robiły się coraz bardziej sensowne.
- Trzymam cię za słowo. - odparła szeptem, spoglądając z uwagą na blade poliki Krukona.  - Mówiłeś to osiem razy. - zachichotała, gotowa na partię szachów o każdej porze dnia i nocy. W ciągu jednej krótkiej chwili sympatia wobec Kaia nabrała siły i wyrazistości.
Ze ściągniętą twarzą dała zaprowadzić się ku Desiree, przy której stał Sebastian oraz Marco. Całe szczęście, zanim oni do niej dotarli, dwójka gospodarzy poszła i udostępniła im warunki do powitania kobiety Sebastiana. Trzeba przyznać, że Yumi nie podeszła doń z radosnym uśmiechem, wyczuwając na tyłach głowy obecność Machiavellego. Dzięki Kaiowi mogła opóźnić chwilę oficjalnego zapoznania. Z ulgą ruszyła za nim do stołu, po drodze puszczając Monę na podłogę, na koniec obdarowując ją podrapaniem za uszkami. Usiadła po jednej stronie Kaia, dziękując mu niemo za oddzielenie jej jednym krzesłem od Desiree, wobec której intencji nie była pewna. Słuchała wymiany zdań poprawiając przy tym spinkę przy włosach, aby nie zdradzić drżących dłoni.
Zaskoczona interwencją Desiree, niemal podskoczyła na krześle. Przechyliła głowę nad stołem, odnajdując łagodny wzrok kobiety. Imię Arii było darem od niebios. Panna Mizuno pojaśniała na buzi, zaś sama pani Leclair zyskała sobie jej sympatię.
- Zna pani Arię? Mam nadzieję, że mówiła same dobre rzeczy. Miło mi panią poznać, jestem Yumi Mizuno. - wyciągnęła do niej dłoń nad stołem. Zanim zdążyła nawiązać dalszą część rozmowy, do jej uszu dotarł głos z okolic drzwi. Dostrzegłszy Felicię, uniosła dłoń i pomachała jej, zapraszając ją obok siebie. Gryfonka była kolejną nastoletnią osobą, także z tytułu wieku należało trzymać się razem.
Zamknęła usta, usłyszawszy głos psychologa. Minę miała skamieniałą na dźwięk prośby. Cicho, tak, aby słyszał to tylko Kai szepnęła "Nie". Całym sercem wolała mieć go przy sobie, na wypadek, gdyby... odwróciła wzrok, blednąc, gdy w ich stronę ochoczo podążał Sebastian. Jakakolwiek szansa na sympatię wobec Marco w tym momencie przepadła. Nie miała już okazji, aby się przesiąść. Skazana została na sztywne milczenie, mając po jednej stronie Sebastiana, który nie zapunktował sobie u niej jeszcze w żaden sposób. Oparła policzek o dłoń, odwracając się do Felicii. Nie szkodzi, że ledwie się znały. Dziś się zaprzyjaźnią, taki był cel panienki Mizuno.
- Hej. - szepnęła, nie ukrywając zmieszania wobec sprytnej zamiany miejsc Kaia z Sebastianem. Posłała nad stołem chłopakowi krzepiący uśmiech. Yumi nie podniosła wzroku w trakcie przemówienia Marco. Wpatrywała się w błyszczącą porcelanę, w choinkę, jemiołę, jednym uchem słuchając wykładu. Rowan senior spóźnił się z prawieniem o przebaczeniu jakieś hm... siedem lat. To nie takie proste wybaczyć, nie w obliczu jawnego ignorowania. Jak Sebastian jej, tak ona jemu.
Chwyciła opłatek w locie i podzieliła się nim z wszystkimi, poświęcając każdemu ciche Szczęścia w Nowym Roku, a już tym bardziej unikając przyjacielskiego całowania w poliki.
Berenice Andriacchi
Berenice Andriacchi

Pub - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 7 EmptyCzw 17 Mar 2016, 19:30

Nagle zaczęło dziać się wiele, bardzo wiele jednocześnie. Berenice zdążyła się już odzwyczaić od podobnie intensywnych wieczorów - nie tylko świąt, ale godzin popołudniowych w ogóle - spędzanych w gronie większym niż jej własne, wzbogacone ewentualnie o jednego, w porywach dwójkę przyjaciół. Teraz Dziurawy Kocioł gościł - w skali Andriacchi - tłumy i Włoszka wyraźnie miała delikatny problem, by w tym wszystkim się odnaleźć.
Najpierw więc wychwyciła na sobie spojrzenie Kaia. Jeszcze nim Sebastian podjął się roli gospodarza i przyprowadził swoje blond cudo, coby je przedstawić, Berenice zerknęła ku młodszemu z Rowanów i bez słowa pokręciła delikatnie głową. Nic z tego, kolego. Oczywiście, że mogła usiąść obok Marco - z pewnością jednak nie zamierzała dążyć do tego za wszelką cenę. A tak chyba właśnie by musiała, bo przecież oczywistym było, że Rowan senior będzie chciał mieć młodego pod ręką, prawda? No, a jeśli przedtem był to jeszcze temat dyskusyjny, tak teraz, po dość bezceremonialnym ostrzeżeniu Machiavellego, nie było możliwości puścić Kaia samopas.
Bo przecież u boku Desiree miał prawo przebywać tylko jeden mężczyzna i bynajmniej nie nosił on nazwiska Rowan. Gdy Sebastian zaprezentował swą wybrankę, Berry zresztą doskonale jego zaborczość zrozumiała. Swojego - czy nawet jeszcze nie swojego, ale potencjalnie przyszłego - skarbu należało bronić, to oczywiste. 
- Berry, miło mi cię poznać. - Uśmiechnęła się tymczasem promiennie i bez wahania uścisnęła dłoń Desiree, witając blondynkę ze szczerą sympatią. Przyjaciele moich przyjaciół... I tak dalej, i tak dalej. Nic więc dziwnego, że na wzmiankę o swataniu roześmiała się dość swobodnie, zerkając najpierw na Marco, a potem ponownie na Sebastiana i pannę Leclair. - Rzeczywiście, próbuje. Dość nieudolnie, ale z uporem godnym najbardziej marudnego przedszkolaka. - Uśmiechając się szerzej, poklepała Machiavellego pocieszająco po ramieniu. - Naprawdę lepiej by było, gdybyś znalazł sobie inną, bardziej podatną na twój urok parkę.
Gdzieś w międzyczasie do zebranej już zgrai dołączyła jeszcze Felicia - tę, podobnie jak Kaia, już znała, nazwisko Dobrev nie było jej w końcu obce - a sam chaos miał zostać wreszcie okiełznany jednym z tradycyjnych, świątecznych rytuałów. Pełna zrozumienia dla Kaia, dla którego zasiadanie po braterskiej prawicy nie było chyba w tym momencie spełnieniem marzeń, sama postanowiła oskrzydlić Marco z drugiej strony, by właśnie z tego miejsca wysłuchać potem przemowy seniora, w dzisiaj - wyraźnego zarządcy całej imprezy.
Odpłynęła gdzieś w połowie, nie dlatego jednak, by Rowan mówił zbyt długo czy patetycznie (choć, umówmy się, trochę tak chyba było). W przypadku Berenice chodziło raczej o to, że... Święta. Normalne, celebrowane w gronie bliskich święta, z możliwością składania sobie życzeń i śmiania się z opowiadanych przy stole anegdotek. To trochę przerażające, jak bardzo obce to dla niej teraz było. Wystarczyły dwa lata, tylko dwa lata, by siedząc teraz przy wspólnym stole musiała ponownie oswajać się z ciepłą, rodzinną atmosferą.
W efekcie na skierowane niby do wszystkich, ale jednak w dużej mierze do niej samej słowa Marco zmusiła się tylko do bladego, pełnego niezręczności uśmiechu. Wstając z miejsca i sięgając po opłatek do składania życzeń przystąpiła z wyraźnymi obawami, bo... Wiecie, chyba nie wiedziała, jak się to robi. Nie pamiętała, jak zrobić to dobrze. Ostatecznie ograniczyła się więc do nienaturalnych, oklepanych, ale wciąż dla niej trudnych zwrotów, by po wszystkim z ulgą wrócić na swoje miejsce i zanurzyć na moment dłoń w miękkiej sierści Mony, która zdążyła się tymczasem ułożyć przy wybranym przez Włoszkę krześle. Psie ciepło uspokajało ją i pozwalało wrócić do równowagi.
- To był dobry pomysł. - Gdy zebrała się wreszcie na odwagę, gdy ponownie jako-tako uporządkowała myśli, zerknęła kątem oka na siedzącego po jej prawicy Marco. - Te wspólne święta. - Uśmiechnęła się niepewnie. Banalne stwierdzenie w jej przypadku jednak coś znaczyło, znaczyło bardzo wiele.
Enzo Romulus
Enzo Romulus

Pub - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 7 EmptyCzw 17 Mar 2016, 22:40

Zaproszenie na Wigilię pojawiło się już jakiś czas temu w skrzynce Romulusa, ale początkowo zostało świadomie zignorowane. Miał o wiele przyjemniejsze plany na nadchodzący czas i niezaprzeczalnie plany te obejmowały ciągłe bycie w panience Faulkner. Wróć. Z panienką Faulkner. Nie mniej jednak wydawało się to o wiele lepszą rozrywką niż spędzanie czasu w towarzystwie rodziny, która tak naprawdę z rodziną nie ma nic wspólnego. Na dobrą sprawę tylko Rowanowie mają wspólne geny w tej całej mieszance osobistości. No i on z matką, choć chwilami zastanawiał się, czy jego też nie znalazła gdzieś w rynsztoku. To naprawdę bardzo dużo by wyjaśniało.
Co jednak sprawiło, że pojawił się przed drzwiami Dziurawego Kotła z masą podarków które tak naprawdę są niczym innym tylko miłym gestem z jego strony? To, że to dość rodzinny czas. Audrey miała rodzinę. Miał więc tą świadomość, że powinna go więc spędzić z nowymi rodzicami. On też miał rodzinę. Osobliwą mieszankę osobistości, którą Sebastian szumnie nazywał rodziną. Jednak miał ich. I powinien spędzić z nimi święta. To nic, że był mocno spóźniony. Przecież można się było tego po nim spodziewać. Nie krzyczał wesoło, że życzy im wszystkim wesołych świąt, bo tak na dobrą sprawę nie życzył. Sebastianowi życzył sraczki, Rowanowi Starszemu rzeżączki, a Skośnookiej żeby zniknęła z ich życia. Powinien być jakoś bardziej optymistycznie nastawiony do kogoś, kto w świetle prawa jest córką Machiavelliego, ale nikt nie powiedział, że Enzo zawsze robi to co powinien. Ściągnął płaszcz pod którym miał starannie zaprasowany w kancik garnitur, a wilgotne od topniejącego śniegu włosy przeczesał palcami do tyłu. Podarki włożył pod choinkę, po czym ruszył do stołu obojętnym spojrzeniem omiatając lokal. Swe kroki skierował w stronę profesor Andriacchi.
- Dobry wieczór, Berenice. Gdybyś była pod Troją zapewne zapomnieliby w pizdu o Helenie - powiedział radośnie, zanim zamknął ją w uścisku. Prywatnie była trochę jak starsza siostra. Nie dało się ukryć, że Romulus ją uwielbiał. Prywatnie. W szkole jego obecność na jej zajęciach można zaliczyć jako... sporadyczną, ale to naprawdę duże wyolbrzymienie. Zawsze starał się powiedzieć jej coś miłego nawiązując do historii którą tak uwielbiała. Kiedy już skończył się z nią witać podszedł do panny Leclair by ucałować ją w dłoń i się przedstawić, przywitał się także z Felicją, a potem jak gdyby nigdy nic zajął miejsce obok młodego Rowana przy okazji pokazując środkowy palec Rowanowi Starszemu.
- Nie przyglądaj się, Kai. Świątecznego buziaka i tak nie dostaniesz - powiedział cicho do przyjaciela zanim podniósł wzrok. Oto i ona. W sam raz naprzeciwko. Wygiął wargi w nieco szyderczym uśmieszku i wyciągnął dłoń do Krukonki siedzącej naprzeciwko.
- Wujek Enzo. Poznałaś już babcię? - przechylił nieco głowę wlepiając w nią ciekawskie spojrzenie swoich ciemnych tęczówek.
Kai Rowan
Kai Rowan

Pub - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 7 EmptyNie 20 Mar 2016, 19:52

Spojrzał na Marco z oburzeniem wymalowanym na twarzy, gdy ten się do niego odezwał w sposób, który nie znosił sprzeciwu. Przez chwilę miał ochotę się zapierać rękami i nogami, aby zostać na swoim miejscu, jednak ostatecznie wstał i ruszył w milczeniu na miejsce obok Marco, bijąc się z chęcią rzuceniem wcześniej krzesłem i po prostu wyjściem z pubu. Był jednak istotny problem - na zewnątrz było ciemno, a to raczej nie sprzyjało Kaiowi w samotnych eskapadach po ulicach Pokątnej. A więc po prostu siadł po prawicy Marca i oparł się o siedzenie nonszalancko. Na szczęście siedział naprzeciwko Yumi, dzięki czemu mógł jej puszczać nieme sygnały, które miały świadczyć o tym, jak bardzo mu nie pasuje zmiana miejsca. Czuł się niemalże kontrolowany przez swojego brata, co mu się średnio zaczynało podobać.
- Zaczynamy już jeść, czy jeszcze będziemy cze… - no i znów ktoś przyszedł. Otwieranie i zamykanie tych przeklętych, drewnianych drzwi wcale nie wpływało na dobre samopoczucie Kaia. W końcu takie nagłe podmuchy zimnego, lodowatego wręcz wiatru były po prostu nie na miejscu, szczególnie w oczach największego zmarzlucha na Ziemi. Gdyby mógł, to ubrałby jeszcze dwa inne swetry, jednak jego brat postanowił, że nie będzie robił z siebie dziwoląga i założy tylko jeden, na co przewrócił oczami i nielegalnie założył na siebie dwa. Nie przywitał się z Felicią, mimo, iż była jedną z najbliższych dla niego osób. W końcu była chrześniaczką Marco. Musiał się po prostu przyzwyczaić do tego, że w sumie to nie był sam, jak mu się na początku wydawało. Problem był jednak taki, że nie do końca mu to odpowiadało. Wolał ścisłe grono swojego kota, brata i ewentualnie paru przyjaciół, znajomych, czy jak to się tam nazywa.
- Obok Yumi jest wolne miejsce, zajmij je - odezwał się w końcu do panienki Dobrev, nie zaszczycając ją ani jednym spojrzeniem. I wcale nie wywyższał się w oczach innych ludzi. Po prostu taki był i nie co końca potrafił się zachowywać uprzejmie - bo po co?
Kolejny podmuch wiatru owinął jego ciało, gdy drzwi ponownie się otworzyły, a do środka wpadł Enzo. Kai wymyślał już serię przekleństw, które gdyby tylko opuściły jego głowę, z pewnością sprawiłyby, że przy stole zapanowałaby bardzo napięta, nieprzyjemna atmosfera. I dlatego nie wypowiedział ani jednego brzydkiego słowa, oprócz cichego, kulturalnego ”Na bosego Merlina… ile jeszcze?”. Obserwował jednak Enzo, aby kiwnąć w końcu do niego głową i przybić piątkę gdy tylko usiadł obok niego.
- Kłopoty na drodze, czy nie mogłeś znaleźć odpowiednich majtek do twojego garnituru? - zagadnął, zakładając ręce za głowę, niezbyt odpowiednio siedząc przy stole. Nie zwracał jednak uwagi na bycie zbytnio kulturalnym i spiętym. W końcu przebywali w swoim gronie, który już każdy dobrze siebie znał. No, poza małymi wyjątkami. Jednak nigdy nie było za późno na poznawanie się od tych negatywnych stron, aby później po prostu nie być rozczarowanym.
No i w końcu… jedzenie - na to czekał. Już zdążył zapomnieć, że przyszedł tutaj po to, aby się najeść, a nie, żeby zacieśniać negatywne więzi z każdym tutaj przebywającym.
- Smacznego. I nie udławcie się. A, i chyba powinienem życzyć Wesołych Świąt, ale to chyba nie na miejscu, skoro na zewnątrz panuje wojna. Wiecie, my tutaj biesiadujemy, wręczamy sobie prezenty, a gdzieś indziej właśnie umiera jakiś mugolak w męczarniach. Czeszmy się swoim towarzystwem, póki możemy - powiedział, a następnie wepchał sobie do ust ciastko, powoli je przeżuwając. Uniósł kciuk w górę w kierunku Desiree, aby tym samym uświadomić ją, że ciastka, które przyniosła były całkiem dobre.
Sebastian Machiavelli
Sebastian Machiavelli

Pub - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 7 EmptyNie 20 Mar 2016, 19:54

Wszystko zmierzało ku dobremu, kiedy Sebastian zasiadł na miejscu między Yumi, a Desiree. Uśmiechał się od ucha do ucha z wyraźnie poprawionym nastrojem. No cóż, czasami życzenia się spełniają, a Rowan zrobił to w iście mistrzowskim stylu. Rzucił rozbawione spojrzenie w stronę Kaia, które ani trochę nie zdradzało tego, że nienawidził skurczybyka ze wszystkich sił, a może nawet jeszcze bardziej. Działał mu na nerwy, w dodatku bycie paranoikiem wcale nie ułatwiało chłopakowi przystosowanie się do otoczenia. Na nieszczęście zakumulował się jeszcze z Yumi, a to już oznaczało totalną katastrofę, przez którą nie wróżył sobie szczęśliwego zakończenia. Niemniej jednak był na tyle rozgarnięty, że z pewnością szybko uda mu się wymyślić jakiś plan ratunkowy, który założy ewentualne wtrynianie się Naczelnej Wrednej Mendy, jaką był Kai. Nie mógł jednak pozwolić, aby jego plan zaimponowania Desiree wziął w łeb. Także interwencja Rowana była mu jak najbardziej na rękę. A spróbowałby mu tylko odmówić, to obraza nie miałaby końca. Nikt nie lubił, jak psuło mu się plany, prawda?
Tuż przed rozpoczęciem wigilii do pomieszczenia wpadła jeszcze jedna dziewczyna. Felicia Dobrev, córka nowego nauczyciela z Obrony Przed Czarną Magią, który pełnił tę rolę na pół etatu. Uśmiechnął się do niej tylko na powitanie, a następnie spojrzał na swoją muzę, siedzącą tuż po jego prawej stronie. Nie zapomniał też poklepać pokrzepiająco po ramieniu Yumi, ot tak o, żeby wiedziała, że nie ma co płakać nad tym, że wspaniały towarzysz Rowan poszedł tam, gdzie jego miejsce - obok swojego brata. Okazało się jednak, że i chwilę później do pubu weszła jeszcze jedna, bardzo ważna dla niego osoba. Wstał z siedzenia jakby odruchowo, ale zaraz usiadł znów, wiedząc, że Enzo nie miał najmniejszej ochoty z nim rozmawiać. Ważne było tylko to, że przyszedł i nie siedział sam z matką (która pewnie i tak gdzieś wybyłą) w tę noc, kiedy mógł ją spędzić właśnie w towarzystwie przyjaciół. Los chciał, żeby się zbratał z Kaiem. W głowie od razu pojawiły mu się scenariusze, które nie do końca sprawiały mu satysfakcję. W końcu z pewnością knuli na jego temat, chcąc jak najbardziej uprzykrzyć mu życie. Wzruszył ramionami, obserwując jak chłopak wita się z każdym po kolei, ignorując przy tym Machiavellego. Nic w sumie dziwnego. Po tym, jak go potraktował na zajęciach z magii niewerbalnej, to dzieciak miał pełne prawo do foszków morderców.
- Ten chłopak, co teraz wszedł i się z Tobą przywitał, to mój uroczy braciszek, zapomniał się przedstawić najwyraźniej uważając, że każdy powinien już go znać - powiedział, nachylając się do ucha Desiree. Uśmiechnął się do niej, a później po prostu zaczęli się dzielić opłatkiem. Wszystkim po kolei życzył po prostu Wesołych Świat, chcąc zachować się przynajmniej trochę tradycyjnie, chociaż tak naprawdę to za obchodzeniem religijnych świąt w ogóle nie przepadał. No cóż, wszystko co miało związek przynajmniej maleńki z facetami w czerni, z krzyżem na szyi niezbyt dobrze mu się kojarzyło.
- A więc jedzmy! - powiedział z zadowoleniem, puszczając jednocześnie oczko w kierunku Berenice. Uwielbiał jedzenie, które przygotowywała i każdy doskonale o tym wiedział. Miał zamiar siłować się z Marco o ostatnią porcję mięsa, jeśli przyjdzie tylko taka potrzeba. Nabrał sobie jednak na dobry początek kilkanaście uszek i zalał je barszczem.
- Enzo, nic nie kombinuj z Kaiem, a Yumi daj spokój, chyba, że masz wobec niej przyjazne zamiary - pogrodził w końcu, widząc, że jego brat ewidentnie szykował się na jakąś spinę. I to nie sam. Uśmiech z jego twarzy jednak nie miał zamiaru zejść. W końcu zasiadał tuż obok jego kobiety marzeń. Szybko jednak zakrztusił się jedzeniem, gdy usłyszał jakże optymistyczną przemowę młodszego Rowana. Spojrzał znacząco w kierunku Marco.
Marco A. Rowan
Marco A. Rowan

Pub - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 7 EmptyPon 21 Mar 2016, 07:47

Załamał ręce nad swoim bratem, który chociaż go posłuchał, to minę miał męczeńską. Im bardziej Marco się starał, tym napotykał większe niezadowolenie Kaia, a to trzeba przyznać, nie było mu na rękę. Póki co próbował mydlić sobie oczy i nie wyczuwać w powietrzu rychłej awantury. Odwrócił się póki co w stronę Berenice.
- Mam nadzieję, że rzeczywiście to dobry pomysł. Muszę tylko wszystko kontrolować, a wigilia będzie przyjemna. - uśmiechnął się do nauczycielki, a uśmiech ten mówił wiele. Nawet w święta nie dane jest mu odpocząć i się rozluźnić. Nie było go w pracy, a i tak czuł się, jakby wrócił po dwunastogodzinnej robocie. Wystarczyło tylko obserwować jak próby wprowadzenia rodzinnej atmosfery pełzną na niczym. Marcowi najbardziej na świecie zależało na samopoczuciu Kaia, a ten był tak uparty, że nie dał sobie poprawić nastroju.
- Spuśćże z tonu. - mruknął do Kaia i zabrał się do zjadania czerwonego barszczu. Cały czas podświadomie nasłuchiwał czy nikt się z nikim nie kłóci, czy w powietrzu nie widać awantury i czy względnie wszystko jest pod kontrolą. Najbardziej martwił go właśnie brat, a gdy do pubu wszedł Enzo, Marco westchnął. Nawet się z nim nie witał, bo jego gest mówił sam za siebie. Skrzyżował wzrok z Sebastianem i wskazał brodą na Enzo. Niemy przekaz, który zrozumie bez przeszkód Ty pilnuj swojego brata, żebym mu nie przyłożył, a ja swojego, żebyś ty mu nie przyłożył. Choć korciło go, żeby zapytać o Xandrię, zaniechał pomysłu, bo nie miał aż tylu sił, aby użerać się w pogawędce z wyniosłym charakterem brata Sebastiana. Nic dziwnego, że obaj świetnie się dogadywali. Rowan nie był pewien czy ta relacja powinna go niepokoić. Kto drugiego sprowadzi na złą drogę?
Przyłożył stopą w łydkę Kaia, posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie. Jest wigilia, są święta, okej. Ale jeśli Kai nie powstrzyma języka, Marco będzie musiał inaczej z nim porozmawiać. Dosyć już cackania się z nim i obchodzenia jak z jajkiem. Jedno słowo, a to nie Sebastian będzie się powstrzymywał przed przyłożeniem w zęby chłopakowi. Przez przemówienie brata, Rowan starszy sposępniał, co doskonale mogła zauważyć Berenice, nikt inny (pomijając Machiavelliego). Mocniej zacisnął palce na łyżce i już nie jadł, tylko napił się miodu. Na próżno próbował rozluźnić spięte mięśnie. Zaciśnięta szczęka i twarde spojrzenie mówiło samo za siebie. Jeśli Enzo bądź Kai posuną się za daleko, osobiście ich zaknebluje i nie odpuści im dopóki nie dostaną nauczki. Marco poświęcił wiele czasu i emocji, aby wigilia toczyła się dobrze. Ani jeden ani drugi Krukon mu w tym nie będą przeszkadzać.
Uniósł kielich do Berry, traktując ją teraz jako jedyną szansę na oderwanie myśli od kneblowania nastolatków. Misa z rozmaitym jedzeniem zaczęła lewitować nad stołem i nakładać sama z siebie po kawałku wszystkiego na talerze gości. Marco potrzebował sporej porcji, żeby zaspokoić pierwszy głód, ale nawet po tym jego irytacja dalej była wyczuwalna.
Gość
avatar

Pub - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 7 EmptyWto 22 Mar 2016, 21:19

MOŻE JUTRO.
Nie wiedziała, na kogo była bardziej zła. Na ojca, że zostawił ją na czas świąt, choć dobrze wiedział, jak ważna była dla niej jego obecność, czy na ojca chrzestnego, który pozwolił na to Iwanowi.
- Bo faktycznie by to zrobił – burknęła świadoma faktu, że stary Dobrev nigdy nie zwolniłby swojego przyjaciela, z najgorszego nawet powodu. No, może poza jednym – gdyby Marco został Śmierciożercą, ale na to by nie liczyła.  
Felicia, złorzecząc pod nosem na Rowana, poszła zająć miejsce, które jej wskazał. Początkowo sama chciała zdecydować, gdzie usiąść, ale nie miała zbyt dużego wyboru, więc się zgodziła. Jej miejsce było koło Azjatki, którą znała mniej niż więcej, ale to była całkiem dobra okazja, by dowiedzieć się czegoś o sobie i może nawet nieznienawidzić się za bardzo w przypadku znacznych różnic. W Yumi było coś zarówno słodkiego i krzepiącego, jak i wywołującego niepokój – Gryfonka nie za bardzo wiedziała, czego się po niej spodziewać, zresztą jak po większości Krukonów, którzy bywali dla niej zagadką.
- Hej – odpowiedziała wreszcie po tym, jak zamachała ręką przed własnym nosem, by odpędzić kichnięcie. Nie udało się, parsknęła donośnie i spojrzała na Mizuno przepraszająco, obie były więc trochę teraz zmieszane – choć z różnych powodów.
Felka również z nikim personalnie nie podzieliła się opłatkiem, żeby nie rozsiewać jeszcze więcej zarazków, niż było to konieczne przebywając w tym samym pomieszczeniu ze zdrowymi osobami. Skinęła jedynie głową i uśmiechnęła się do tych, których wzrok akurat skupił się na jej osobie i ułamała kawałek pokarmu, by go zjeść. Resztę, która została, odłożyła na bok talerzyka. W międzyczasie przywitała się z Enzo, spóźnionym bardziej niż ona i posłała Kaiowi mordercze, acz mimo wszystko pełne ciepła spojrzenie. Niemo wyszeptała „Wesołych świąt” i pozwoliła mu dalej nienawidzić wszystkich i wszystko.
Nie dość, że nie było jej ojca, to nie było również Alexa. Jasne, nie był członkiem rodziny teoretycznie rzecz biorąc, ale dla niej był jak brat – brakowało jej go przy stole, przy którym powinien się znaleźć! Może pomagał Iwanowi? Tym bardziej była zła. Zostawili ją obydwaj. Chociaż patrząc na to, jak Rowan Pierwszy użerał się właśnie z Rowanem Drugim, a młody Romulus z Sebastianem też najwyraźniej nie byli nastawieni do siebie entuzjastycznie, to może nawet było dla niej lepiej, że Hall i Dobrev się nie stawili? Jeszcze by im się udzieliło?
Jedno było pewne – rozmówi się z nimi i to porządnie przy najbliższej okazji, jaka się nadarzy.
Desiree Leclair
Desiree Leclair

Pub - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 7 EmptyWto 22 Mar 2016, 22:44

Świąteczna atmosfera początkowo wydawała się Desiree zbawieniem, odskocznią od codzienności. Im dłużej jednak siedziała przy stole z mniej lub bardziej obcymi ludźmi, tym bardziej zaczynała tęsknić za milczącą Ingrid. Przyjaciółką, z którą być może nie łączyły ją wylewne uczucia, ale przy której mogła po prostu być sobą i nie musiała się niczym martwić. Akceptowała ją taką, jaką była, co z resztą działało w obie strony – mimo, iż tak naprawdę jedna nie znała najmroczniejszych sekretów drugiej. Tutaj wszystko wydawało jej się nagle nie na miejscu – płynące melodie kolęd, gwar. Spoglądając na Marco mogła się nawet poczuć trochę jak w pracy, choć oczywiście okoliczności były zupełnie inne. Miała możliwość poznania tych wszystkich ludzi w sytuacjach niemalże intymnych, w końcu zazwyczaj nie wściubiałaby nosa w nie swoje sprawy, a teraz była praktycznie skazana na usłyszenie rzeczy, których w zasadzie nawet wiedzieć nie chciała. Nie było tu miejsca na profesjonalizm, sztywne normy oraz szybką pracę. Chcąc nie chcąc, musiała wrócić myślami do własnego domu, do malowniczej miejscowości Annecy. Rodzice zapewne zasiadali do wspólnej wieczerzy, przesiadywali z lampką wina przed kominkiem. Czy byli smutni i doskwierała im samotność z powodu braku córki? Nieprzyjemny uścisk w żołądku minął dopiero po chwili, w końcu Desiree nawet nie chciała się na tym skupiać. Może za kilka lat pożałuje decyzji, za sprawą której wylądowała tak daleko od miejsca, w którym przecież powinna być.
Czas jednak powrócić myślami do pubu i znajdujących się w nim osobach. Leclair ujęła drobną dłoń Japonki w swoją, delikatnie ją ściskając. Przynajmniej udało jej się chociaż na chwilę rozjaśnić twarz dziewczyny, a okazji do głębszego poznania będzie zapewne jeszcze wiele – o ile Sebastian wywiąże się ze swoich obowiązków. Francuzka nawet dobrze dogadywała się z Arią, nie widziała więc najmniejszego problemu w zaproszeniu Yumi na wspólny wypad do miasta. Nim zdążyła odpowiedzieć, drzwi się otworzyły, wpuszczając do środka wraz z nastolatką chłodny powiew powietrza. Blondynka uśmiechnęła się więc na powitanie do Felicii, choć wątpiła szczerze w to, by zaaferowana szukaniem ojca dziewczyna w ogóle to zauważyła. Zamianę miejsc Sebastiana i Kaia skwitowała jedynie uniesieniem brwi, nic jej do mieszania się w sprawy rodzinne.
Chwilę później do pubu wpadła kolejna spóźniona osoba, którą okazał się Enzo. Ucałowanie w dłoń może nieco zbiło kobietę z pantałyku, lecz nie na tyle, by samej się nie przedstawić. Na wieść o pokrewieństwie z Machiavellim, kiwnęła tylko głową, notując to sobie w pamięci. Wieczór zapowiadał się kolorowo, a mogła zostać w domu i uniknąć tego wszystkiego. Być może po prostu odzwyczaiła się od spędzania czasu w ten sposób, z mieszanką wybuchową złożoną z dorosłych i młodzieży.
Po przemowie starszego Rowana, tak jak reszta, sięgnęła po swój opłatek. Każdemu życzyła wesołych świąt, zdrowia, powodzenia i zadowolenia z siebie – oklepane formułki, których nigdy nie lubiła, lecz raz na rok była w stanie z siebie wydusić, nawet z uśmiechem na ustach. Nikogo jednak nie zmuszała do bezpośredniego kontaktu, w końcu była dla większości jedynie obcą kobietą, a kto chętnie zadaje się w święta z takimi osobami?
- Jak się dogadujecie? – zagaiła nagle Sebastiana, spoglądając po chwili również w stronę Yumi. Wolała nie nękać dziewczyny podobnymi pytaniami, a choć nie potrafiła bezbłędnie odczytywać z twarzy ludzkich emocji to miała wrażenie, że Japonka niezbyt dobrze czuje się w jego towarzystwie.
- Jeśli będziesz miała ochotę to możemy się kiedyś gdzieś razem wybrać. Możemy nawet zabrać ze sobą Arię, na pewno się ucieszy. Dawno jej nie widziałam – uśmiechnęła się w stronę panienki Mizuno, mając nadzieję, że dodatkowo nie przyczyni się do pogorszenia jej nastroju. Fimmelówna co prawda zawsze z zachwytem opowiadała o swoich przyjaciółkach, jednak nigdy nie wtajemniczała jej w żadne szczegóły.
Sponsored content

Pub - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Pub   Pub - Page 7 Empty

 

Pub

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 7 z 8Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne
-