Temat: Embrace the Darkness Sob 15 Sie 2015, 22:56
Opis wspomnienia
Pierwsze spotkanie Jasona oraz Chrisa w szkole
Osoby: Jason Snakebow oraz Chris Dolmeth
Czas: Godzina po Ceremonii Przydziału Chrisa
Miejsce: Pokój Wspólny Puchonów
Wakacje dobiegły końca i po raz drugi Jason wsiadł do pociągu, który wiózł młodych, uczących się czarodziei do Hogwartu. Jak to on, znalazł sobie pusty przedział, zajął miejsce przy oknie i z podręcznej torby wyciągnął starannie poskładaną szkolną szatę z herbem Hufflepuffu. Po pierwszym roku zastanawiał się, dlaczego Tiara Przydziału przydzieliła go właśnie do tego domu? A może właśnie tak miało być? Może tutaj stanie się kimś wyjątkowym? Z takimi myślami przebrał się szybko i wyjrzał przez okno. Krajobrazy zmieniały się powoli, niemalże monotonnie przechodziły z pół poprzez łagodne wzniesienia, lasy, wszystko okute w powtarzający się stukot pociągowych kół. Później do przedziału Jasona dosiadło się paru uczniów, ale Puchon jak zwykle mówił mało, prawie wcale. Gdy wieczorem przybyli do Hogwartu, na peronie czekał na nich gajowy Hagrid, wiecznie uśmiechnięty olbrzym o wielkim poczuciu humoru z odpowiedzialnością wykonywujący swoją funkcję. I za to Jason go podziwiał od najmłodszych lat. Potem szybki spacer przez szkolne błonia owinięte całunem nocy, by w końcu znaleźć się w zamku o surowych murach. Wszyscy byli tak podekscytowani, tak uśmiechnięci, niektórzy przerażenia, niepewni tego, co ich czeka. Jason też nie wiedział, gdy przybył tu po raz pierwszy. Wielka Sala jak zwykle szybko zapełniła się uczniami, rozległ się gwar rozmów, bardziej lub mniej głośnych. Młody Jason skierował swoje kroki w stronę stołu Puchonów, przy którym siedziało już większość znajomych twarzy. Jak zwykle, usiadł na samym końcu, uśmiechając się lekko, bąkając ciche "cześć" w stronę niektórych twarzy, po czym spojrzał przed siebie w wielkie okno. Zanim nastała uczta, bardzo ważną częścią dzisiejszego wieczoru była Ceremonia Przydziału. Przed stopniem przy stole prezydialnym ustawiło się sporo pierwszorocznych. Jason z zaciekawieniem spojrzał na nowych. Być może któreś z nich będzie jego wspólnym domownikiem. Specjalnie użyłem tego zamiast "kolegą/koleżanką". Jason od początku nauki był bardzo zamknięty w sobie. Wkrótce jednak były czytane poszczególne nazwiska. Każdy z nowych podchodził, na jego głowę nakładana była Tiara Przydziału, która po chwili donośnym głosem wykrzykiwała nazwę domu. "Gryffindor!" - rozległy się brawa przy stole Lwów. "Slytherin!" - jeszcze głośniejsze, jakby nawet w tej materii chcieli być lepsi od Gryfonów. "Ravenclaw!" - oklaski i pokrzykiwania nie miały końca. "Hufflepuff! - tutaj nawet Jason zaklaskał, siląc się na lekki uśmiech. Widział niektóre twarze, tak bardzo radosne, niektóre trochę zdumione, że dostały się akurat do tego czy innego domu. Gdy niejaki Kayneth El-Melloi (swoją drogą cudaczne imię i nazwisko) został przydzielony do Hufflepuffu z radości potknął się o koniec swojej szaty i wyrżnął efektownego orła na posadzkę. Rozległy się złośliwe śmiechy i wytykanie palcami. W zasadzie mało było osób, które się nie śmiały. Jason się nie śmiał. Na uczcie zjadł mało i razem z innymi pognał do Pokoju Wspólnego Puchonów. Pokój wspólny Puchonów był jednym z najprzyjemniejszych miejsc w całym Hogwarcie. Przestronne i jednocześnie przytulne pomieszczenie otulone było w złote i czarne barwy, ogień trzaskał w kominku wygrywając przedziwną melodię, a w powietrzu unosiły się zapachy z blisko położonej kuchni. Na podłodze leży miękki dywan, niedaleko kominka stoi duża kanapa, a pod oknem znajduje się zaś stolik oraz regały z książkami. Jason usiadł jeszcze przed pójściem spać na kanapie naprzeciw ciepłego kominka. Oparł potylicę o oparcie i przymknął oczy, ziewając szeroko. Był wykończony podróżą, tłumem ludzi, tym zgiełkiem, nadzwyczajnym hałasem. Teraz jedynie towarzyszył mu dźwięk trzaskania ognia i jedyne pojedyncze kroki i rozmowy w dormitoriach. Cieszył się, że tu wrócił. Ta szkoła była odskocznią od wszystkiego, co miał w domu. A jego dom był piekłem, głównie ze względu na ojca. Jason zacisnął swoje wargi, łza poleciała mu po policzku. Był dzieckiem, starał się być twardy tak, jak mówiła mu mama :"Bądź silny Jason, nikt za Ciebie silny nie będzie, dasz radę!" Cały czas jednak miał w pamięci tego chłopca, Kaynetha El-Melloi, który zrobił z siebie pośmiewisko już na samym początku. Nie wiedzieć dlaczego, ale przez to wydarzenie, które będzie swoistą stygmatyzacją tego pierwszorocznego, Jason w głębi duszy zapragnął mu pomóc oswoić się z tym miejscem. Hah, ironia losu. Sam Jason nie był jeszcze do końca ze szkołą za pan brat, a chce pomagać innym. Sam się sobie dziwił, ale ten chłopak... - Daj sobie spokój... - powiedział sam do siebie, otwierając na chwilę powieki po to, by w jego ciemnych tęczówkach zatańczył wesoło płomień ognia, będący odbiciem tego w kominku. Po paru sekundach dodał, przymykając ponownie powieki. - I tak nie będziesz miał odwagi nawet do niego podejść... Westchnął cicho.
Chris Dolmeth
Temat: Re: Embrace the Darkness Wto 18 Sie 2015, 21:15
Witamy w roku szkolnym Kay - tutaj jest tiara na stołku, tam stół Puchonów do których Cie przydzielono, a na Twojej twarzy pierwszoroczny Puchonie - posadzka. Oczywiście przypuszczenie że potknął się o kawałek szaty było błędne - tak naprawdę to z tego całego entuzjazmu zwyczajnie się poślizgnął, na wodzie która z niego kapała, po tym jak podczas przeprawy z Hagridem oberwał przypadkiem wiosłem i wpadł do wody, skąd wyłowili go w ostatniej chwili, bo do najlepszych pływaków wówczas nie należał. Gdy usłyszał śmiechy ze swojego drobnego upadku, nic tylko się zaczerwienił i naburmuszył. Mimo że lubił dowcipy, lubił rozbawiać ludzi a czasami nawet rozśmieszenie ich własnym kosztem było mu na rękę, to jednak raczej nikt nie chciałby zostać wyśmiany na własnej ceremonii przydziału. Mimo wszystko, Kayneth nie był osobą która długo by to rozpamiętywała, stąd też nim doszli do deseru zupełnie zapomniał o swojej wpadce i zajął swoje myśli zastanawianiem się, skąd on wytrzaśnie przyjaciół. W drodze do pokoju wspólnego Puchonów po uczcie, oczywiście zdążył się zgubić pomimo że droga nie była ani odległa, ani zbyt zawiła - prawdopodobnie zostałby na korytarzu na pastwę Filcha, gdyby nie fakt że przypadkiem przeszedł przez Grubego Mnicha, którego pomimo ogromnej postury udało mu się nie zauważyć. A jak każdy wie, duch rezydent Hufflepuffu był akurat najlepszym co mogłoby spotkać zagubionego ucznia, toteż poza doprowadzeniem go do pokoju wspólnego, nastroił go też na tyle pozytywnie by całkowicie wymazał z pamięci upadek i był wręcz w dobrym humorze. No może nie do końca, ale czy jest ktokolwiek komu nie poprawiłoby samopoczucia rozmowa z Mnichem? Tak czy siak...wolałby już iść spać i uniknąć poniżenia się po raz kolejny. Jednakże, gdy wszedł już do pokoju wspólnego, myśli o śnie odeszły na dalszy plan. Zauważył bowiem, że w pobliżu kominka siedzi inny Puchon. Starszy, jednakże nieznacznie - prawdopodobnie różnica ich wieku nie przekraczała dwóch lat. Przez moment stanął jak wryty, nie wiedząc czego powinien się spodziewać - wolałby raczej uniknąć kpin ze strony starszego członka swojego domu, jednakże wiedział że gdyby po prostu go zignorował to byłoby to niegrzeczne. Postanowił więc, że pomimo kiepskiego startu, powinien spróbować się zaprzyjaźnić. Niepewnym krokiem zbliżył się do Jasona i rzucił pierwsze co mu wpadło do głowy. - Eeem...cześć. Jak leci?
Jason Snakebow
Temat: Re: Embrace the Darkness Sro 19 Sie 2015, 11:39
Każdy kolejny rok szkolny to nowe wyzwania, nowe lekcje poszerzające wiedzę młodych adeptów sztuk magicznych, nowe przyjaźnie, miłości, kolejne rozczarowania, złamane serca. Na szczęście, ( lub też nie) poza poszerzaną wiedzą, Jasonowi nie grozi żadna z tych rzeczy. Wprawdzie jest tu dopiero drugi rok, ale jakoś nie ma odwagi choćby spojrzeć na dziewczynę, a co dopiero do niej zagadać. Wszystko dzięki jego mugolskiemu ojcu. Hm... może jednak sformułowanie "dzięki" nie jest tu dość trafne. Lepiej by zabrzmiało "przez jego ojca". O tak, brzmi o wiele lepiej. Gdy tak siedział, przez jego głowę przemknęła scenka, gdy po pierwszej, ostrej awanturze pijanego ojca został uderzony w twarz. Dość mocno. Wspominając to, młody chłopak zacisnął wargi w wąską szparkę starając się, by kolejna łza nie poleciała mu po lewym policzku. Nie udało mu się. Jason odwrócił twarz, by każdy, kto wchodzi do Pokoju Wspólnego nie mógł zauważyć tej maleńkiej kropli, która w swojej karłowatej okazałości mieściła tak dużo emocji. Magia tej szkoły sprawiała jednak, że chłopak się uspokajał, wyciszał, mógł pobyć sam ze sobą, walczyć z natrętnymi myślami i swoimi demonami. Tak! Już od tak młodego wieku! Tak naprawdę w każdym z nas tkwi jakiś potwór, istota, która wyciąga na zewnątrz to, co w nas najgorsze. Uwidacznia się wtedy nasza mroczna strona, te drugie "ja". Jesteśmy wtedy podzieleni, rozdarci niczym nordycka bogini Hel o dwóch twarzach, będąca ucieleśnieniem zarówno światła, jak i ciemności. ”-Czy wiesz, jakie uczucia teraz w Tobie siedzą? Potrafisz je nazwać?” - zapytał starszy mężczyzna, psychiatra, poprawiając okrągłe okulary na pomarszczonym nosie. Młodzieniec spojrzał na niego swoimi ciemnobrązowymi oczami, a jego wargi nawet nie drgnęły. - Nie… - odpowiedział po chwili. Po chwili westchnął cicho i dodał. - Boję się wyciągać je na zewnątrz…” To wszystko pokazuje, jak bardzo zniszczony od wewnątrz jest Jason. Podczas, gdy inni cieszą się tym, że są tak młodzi, korzystają z każdej chwili radości, on jest zamknięty w swojej podświadomości, buduje mur, przez który nie da się przejść bez odpowiedniej maszyny oblężniczej. Jego matka starała mu się w tym pomóc, jednak bezskutecznie, dlatego wysłała go do psychiatry. Wizyty były dwa razy w miesiącu po to, by zachować ciągłość terapii. Jednak im dłużej Jason uczęszczał na zajęcia, tym bardziej zamykał się w sobie. Został określony "niesłychanie trudnym, ale zarazem ciekawym przypadkiem". Matka Jasona widząc, że terapie bardziej mu szkodzą niż pomagają, postanowiła zająć się nim na własną rękę. I to dzięki jej sile, dzięki tej nadziei w lepsze jutro, którą go karmiła przez tyle kolejnych lat, Jason próbował odnaleźć się w tej ciemności. Ale czy się uwolni z jej szponów? Czy może będzie skazany na chodzenie w mroku własnych słabości do końca swoich dni? Szansa na sukces jest bardzo mała, ale czy to ważne? Odpowiedzi znajduje się wtedy, kiedy nie przestajemy próbować. Zatem przed Jasonem bardzo trudna i długa droga. Można tu zadać pewne pytanie - dlaczego upadamy? Odpowiedź jest prosta - by nauczyć się, jak się podnosić. "Niektórych ptaków nie powinno się trzymać w klatce. Są na to zbyt piękne" - każdy z nas jest takim ptakiem... Ogień w Pokoju Wspólnym trzaskający w kominku dawał nie tylko poczucie ciepła, ale niejako bezpieczeństwa. Jason czuł się w tej szkole bezpieczny, nawet mimo wewnętrznej walki, którą toczył każdego dnia. I w tym momencie pojawił się ten Puchon - Kayneth ( wspominałem, że dość nietypowe imię?). Ten sam, który wywinął efektownego i spektakularnego orła przy stole prezydialnym. Ten sam, który już w pierwszym dniu został obłożony stygmatem gapy i niezdary. Jeśli ktokolwiek mógł zacząć najgorzej rok szkolny, to właśnie Kayneth. Ale jak to się mówi - "Niektórzy tragedię mają we krwi". Gdy Jason go zobaczył, poderwał się z kanapy i stanął prosto, jakby zobaczył ducha. Nie spodziewał się, że ktokolwiek tu jeszcze przyjdzie, dlatego też jego oddech momentalnie przyspieszył. Co najgorsze - ten nowy nawet do niego podszedł! Reakcją Jasona było mimowolne cofnięcie się o dwa kroki. Wolał utrzymać...bezpieczny dystans. Dlaczego? By pierwszoroczny Puchon nie zauważył mokrych śladów łez na policzku. - Emm....dobrze... - odpowiedział cicho i szybko na pytanie Kaynetha. Miał ochotę zapaść się pod ziemię albo wypić eliksir niewidzialności i zniknąć. Byłoby to jednak bardzo nieuprzejme wobec nowego Puchona, postanowił więc się przemóc i zostać. - Jestem Jason... - szepnął, spuszczając głowę w dół i zataczając prawą stopą kółka po podłodze. Zacisnął wargi i dodał po chwili. - Słuchaj... nie przejmuj się tym upadkiem...to wyglądało dość...fajnie... W swoich myślach jednak wykonał swoistego "facepalma". Niesamowicie wybitny dobór słów.
Chris Dolmeth
Temat: Re: Embrace the Darkness Sob 22 Sie 2015, 00:16
Kayneth nie był najszczęśliwszym człowiekiem świata, gdy już na starcie Jason postanowił przypomnieć mu o jego wpadce, nic więc dziwnego że widocznie posmutniał - wolałby obejśc ten temat, jednakże Puchon najwyraźniej uznał sobie za punkt honoru mu to wytknąć. Co więc zostało biednemu Chrisowi? Mógł uciec z płaczem, nawrzeszczeć na bogu ducha winnego kolegę, albo...spróbować obrócić to w jakiś dziwny rodzaj żartu. Na chwilę zamilkł, bo nie do końca był pewien co właściwie powinien zrobić - żadna opcja nie wydawała się najlepsza. Pierwsza tylko by pogorszyła sprawę - nie dość że był uważany za łamagę, to jeszcze starszy chłopak na pewno by rozpowiedział wszystkim że jest beksą, a to raczej nie było mu na rękę. Z kolei w konfliktach nie był za dobry - zbyt szybko miękł i tracił chęć do dalszego prowadzenia kłótni, więc próba "pożarcia" się z kolegą z domu nie wydawała się dobrym rozwiązaniem. Zaś śmianie się z samego siebie nie należało do najłatwiejszych rzeczy i nie był pewien czy temu podoła. Jednakże to chyba było najrozsądniejsze wyjście, więc dlaczego miałby nie spróbować? Przetarł szybko twarz wierzchem dłoni, ponieważ poczuł że w kącikach oczu zaraz zgromadzą się łzy i przyjął na twarz wymuszony, szeroki uśmiech, próbując wyobrazić sobie że jego upadek był najśmieszniejszym co w życiu dane mu było widzieć. - Tak! To było świetne! Idę sobie spokojnie, nieświadom co może czaić się za mną. I tak przemierzam zacne podłogi Hogwartu a tu nagle - jeb! Czuję że zmieniam orientacje z pionowej na poziomą i lecę niczym miotła czy samolot. Z radością rzuciłem się w objęcia matuszki ziemii by następnie zaatakować kamienną podłogę, niczym wojownik wiary! Fajnie? To nie wyglądało fajnie, mój przyjacielu! To był epicki pojedynek Kaynetha z podłogą, z którego wyszedłem zwycięsko, a chichoty dookoła to nie był śmiech - to było wyszydzenie podłogi, która nie wyszła z twarzą z tej walki - powiedział i z każdym słowem nabierał kolorów. Szczerze mówiąc, gdy opisał to w ten sposób to udało mu się poprawić humor samemu sobie. Klękajcie narody, oto nadchodzi Kayneth Archibald El-Melloi, pogromca podłoża, człowiek który z radością rzuca się na niebezpieczeństwo i bez strachu w sercu atakuje nawet tak rozległych przeciwników, jak kamienna posadzka w Wielkiej Sali. Tiaro Przydziału, oboje wiemy że gdyby nie fakt że nie chciałaś by Kay zawstydzał odwagą Gryfonów, to wylądowałby wśród czerwono-złotych! Wtem jednak coś go naszło - może poświęcił za dużo uwagi swojemu upadkowi? A co z Jasonem? W końcu skoro do niego zagadał, a chłopak nie uciekł to trzeba będzie się dowiedzieć, kim jest śmiałek na tyle odważny by dyskutować jak równy z równym z potężnym rycerzem, pogromcą kamlotów u jego stóp. - Ale ale! Skoro mnie pamiętasz, to wiesz pewnie że nazywam sie Kayneth. Ale ja nic o Tobie nie wiem! Powiedz mi jak się zwiesz, mój przyjacielu. I jeszcze skąd pochodzisz. Jesteś czystej krwi, takiej wstrząśniętej i zmieszanej? A może masz rodziców mugoli? Ja jestem mieszany bardzo mocno i przez bardzo długi czas nie wiedziałem że istnieje coś takiego jak magiczny kijaszek zagłady - zawsze wolałem miecze - wyrzucił z siebie jednym tchem.
Jason Snakebow
Temat: Re: Embrace the Darkness Pon 24 Sie 2015, 12:36
Dziwny był ten chłopak, jednak w jakiś sposób rozśmieszał Jasona od wewnątrz. Wargi Puchona drgały lekko, jak sobie przypomniał tę sytuację na Ceremonii Przydziału. Zauważył, że Chris wyraźnie posmutniał, gdy Jason wytknął mu ten wypadek. Przez chwilę zrobiło mu się go żal, potem zaś wyraźnie poczuł lekkie wyrzuty sumienia, które po kolejnej chwili zostały stłumione. Ot, taka psychika. No i nastała cisza. Trochę niezręczna. Jason siedział na kanapie, podczas gdy Chris stał i wyraźnie myślał jak pociągnąć "rozmowę". W zasadzie to był prawie monolog, Jason wymówił jedynie parę słów, po czym zastygł w milczeniu jak słup soli. Biedny Chris...taki kiepski start, w dodatku na oczach całej ślizgońskiej bandy... oj nie będzie miał chłopak życia. Przez głowę Jasona przebiegła pewna myśl, a raczej wspomnienie własnej Ceremonii. - JASON SNAKEBOW! - rozległ się krzyk po całej Wielkiej Sali. Mały, blady chłopak wspiął się powoli po stopniach przy stole prezydialnym, które wydawały się mu teraz tak wielkie. Przełknął cicho ślinę. Czuł bowiem na sobie miliony spojrzeń starszych uczniów. Momentalnie zaschło mu z gardle, poczuł niemiły ucisk w żołądku. Nienawidził być w centrum uwagi. Usiadł na małym stołeczku tyłem do reszty szkoły. Rozległy się ciche chichoty, dopiero jakaś miła pani profesor pokazała mu okrężnym ruchem palca, żeby jednak się odwrócił. Zrobił to powoli, ale miał spuszczoną głowę. Po chwili poczuł jak na jego głowie spoczęła jakaś śmierdząca czapka. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że odezwała się głębokim głosem, co na początku nieco Jasona przestraszyło. - No no no, tutaj będzie ciężko...umysł dość bystry i otwarty na nowe doświadczenia, jednak...coś w Twoim wnętrzu jest takiego...hmmm... - Tiara zamyśliła się, po czym dodała. -Posłałabym Cię do Ravenclawu, bo tam pasujesz najbardziej, jednak... potrzebujesz się bardziej otworzyć na innych, potrzebujesz więc ciepła i zrozumienia innych. A więc.... Hufflepuff! Rozległy się gromkie brawa wśród stołu żółtych, a Jason poczuł coś w rodzaju wewnętrznej ulgi. Jego siostra była w domu Kruka, on zaś zasili dom Borsuka. Chris zaczął gadać. Oh, jak bardzo nie zamykała mu się teraz buzia. Jason zmarszczył brwi i zganił się za jedną myśl, mówiącą o tym, że najlepiej jakby się zamknął i poszedł już spać. Nie przywykł do wysłuchiwania takiego potoku słów. Musiał przyznać jednak, że opis rycerskiej walki Kaynetha z podłożem był nad wyraz barwny. Wywołał nawet lekki uśmiech kącikiem warg na twarzy starszego Puchona. Kayneth - pogromca kamiennej posadzki, hah całkiem nieźle zabrzmiało. No i kolejny członek domu Borsuka zawsze jest mile widziany. Z tego co już zdążył się nauczyć przez ostatni rok, Hufflepuff rzadko kiedy zdobył Puchar Domów. Jason poprzysiągł sobie, że to się zmieni i zrobi wszystko, by wynieść chwałę domu poza inne. Ku chwale Borsuka. - Tak, wiem jak się nazywasz... - powiedział krótko dając tym samym do zrozumienia, że nie ma potrzeby przedstawiania się po raz kolejny. W końcu jego imię i nazwisko zna od dziś cała szkoła. I Kayneth powinien być tego świadom. Wtedy też pierwszoroczny zaczął zadawać pytania Jasonowi, czego chłopak nie lubił. Nie przepadał za tym, że ktoś go wypytywał, ponieważ Jason nauczony był żyć w ciszy i spokoju. No, może jednak poza domem. Na jego pytanie o imię, starszy Puchon uniósł jedną brew. Przecież już się przedstawił i to nie pytany o to. Westchnął cicho. Pomyślał, że to przez roztrzepanie nowego ucznia. - Jak już mówiłem, jestem Jason... - w dodatku Kayneth nazwał go przyjacielem, co wybitnie Jasona zawstydziło. Nie miał zbyt wielu przyjaciół. Ba, nie miał ich w ogóle! Dlatego czuł jak jego blade policzka pokrywają się lekkim rumieńcem. - Jestem czarodziejem pół-krwi...mój...ojciec....jest mugolem... Specjalnie zrobił przerwę wypowiadając słowo "ojciec". Tyran byłoby lepszym określeniem. Żaden ojciec tak bardzo nie maltretuje psychicznie własnej rodziny w amoku pijaczyny. Określenie, że Kayneth jest mieszany bardzo mocno trochę go uspokoiło. Jason wziął głębszy wdech, po czym zapytał. - Nie jesteś, aby zmęczony? Nie chcesz iść spać? - zapytał niby to z troski, ale... tak naprawdę gadulstwo chłopaka trochę go przytłaczało. Mogło więc to zabrzmieć trochę nieuprzejmie. Choć czuł, że Kayneth wcale tego tak nie odbierze. Wręcz przeciwnie, zacznie jeszcze więcej i jeszcze szybciej gadać. Zapowiada się miła noc.