|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Victor Greth
| Temat: Re: Cieplarnia nr 1 Czw 21 Cze 2018, 13:05 | |
| Wakacje, mm. Victor na samą myśl o wolnym cieszył się jak małe dziecko. Jasne, trzeba było trochę ogarnąć na przyszły rok w szklarniach, pozałatwiać sprawy, wykonać mnóstwo pergaminowej roboty, ale ogółem planował wypocząć jak król. Tylko, cholera, mamy marzec, a nie pieprzony czerwiec, więc może powstrzymajmy się z tą radością, która nie ma racji bytu. Jak dobrze, że Victor nie miałby problemów z maskowaniem swoich fizjologicznych reakcji. Przynajmniej - póki ma na sobie pelerynę. Nie umknęła jego uwadze zmiana pozycji dziewczyny. Kącik jego ust uniósł się nieznacznie, a w oku pojawił się dziwny błysk. To Ognista, to ona podnosi mu ciśnienie, zapewniam. Profesor nie spuszczał wzroku z intrygujących oczu Nemesis. - Jak będziesz tak brzydko mówić, to ci Merlin język upierdoli. - Najmniej śmieszny żart mojego taty tak btw, ale ćśś, niech myśli, że jest taki, he, he, ironiczny. Victor, bynajmniej, nie zamierzał. Nie był też typem "ojej, jak dziewczyna może przeklinać", bo sam najzwyczajniej w świecie nadużywał wulgaryzmów, choć, wiadomo, nie przy wszystkich. Jej kolejne słowa zmusiły Gretha do krótkiej refleksji. W jednej chwili był jakby kilka milimetrów bliżej siedemnastolatki. Siedemnastolatki, Vicky..., rozbrzmiało w głowie profesora. Ten głos był dziwnie podobny do głosu Raya; być może dlatego nie był karcący, a bardziej... dopingujący? Odrażające. - Czekam, bo może w końcu zaczniesz mówić coś ciekawego. - Odpowiedział, tym samym maskując wszystkie emocje, które gdzieś wyrwały się na jego lico. Nie było tak, że nie obchodził go powód, dla którego dziołcha postanowiła utopić smutki w alkoholu. On po prostu nie był zbyt dobry w doradzaniu, jeśli chodziło o rodzinne sprawy. On jest prosty człowiek, jego rodzina jest jednoosobowa, chyba żeby liczyć kota. Nie miał nigdy takich problemów jak Sigita i nie wiedział sam, czy jej współczuć, czy zazdrościć. |
| | | Nemesis Sigita
| Temat: Re: Cieplarnia nr 1 Czw 21 Cze 2018, 17:44 | |
| Nie spodziewała się, że Victor ma aż tyle samozaparcia, by walczyć ze swoim instynktem. Czego on nie zrozumiał? Z instynktem sie nie walczy, instynktowi się oddaje władzę, szczególnie w takich momentach. Powoli zaczynała się zastanawiać czy poza aspektem intelektualnym ma jakiś wpływ na mężczyznę, który bardziej niż nauczyciela przypominał początkującego księdza przy pierwszej próbie wodzenia go na pokuszenie. Nie, panie Greth, to nie Paryż, nie siedzę właśnie przed tobą na ołtarzu, a ty nie chcesz mnie spalić na stosie. Ogień był co prawda w rozważaniach, ale Nemesis ogarnęły wątpliwości czy aby na pewno dobrze oceniła sytuacje. A może to gra? Może nauczyciel właśnie wodzi ją za nos, bawiąc sie w podchody, które moją wykończyć jej cierpliwość? Nie mogła tego wykluczyć, więc postanowiła sprawdzić granicę. Cierpliwości czy perwersji? Jego czy własne? Odpowiedź zależy od instynktu. Tym razem zabawiła sie jawną sugestią, przeplataną mimiką, która pasowała do nieco szurniętej nastolatki, która właśnie wymigiwała się od pierwszego mandatu przed policjantem płci przeciwnej. Nieco pochylona twarz, błysk w ciemnych, oczach, które kusiły niczym najwspanialsza otchłań piekielna. Dante nigdy nie skończyłby swego dzieła, gdyby takie piekło ukazało się przed nim. Przesunęła perwersyjnie językiem wzdłuż warg, po czym roześmiała się głośno, swobodnie. - Merlin nie jest na mojej liście czarodziejów, których zainteresowanie moim językiem uszłoby na sucho. Nie życz biedakowi tak źle. Wyraz jej twarzy zdradzał jednak, że nie obchodził jej pozytywny los Merlina. Kiedy takie przemyślenia dzieją się w umyśle przyszłego nekromanty nigdy nie możesz być pewien czy aby rzeczywiście zapomniał, że obiekt rozmowy nie żyje. - Gdyby to słowa cię tak interesowały to już dawno byłbyś usatysfakcjonowany, dostałeś ich aż zbyt wiele. - przekrzywiła głowę, unosząc lekko brwi. Jedną dłonią uniosła butelkę, wodząc jej krawędzią wzdłuż dolnej wargi. - Chyba, że sie mylę. W takich momentach Nemesis bardziej pasowała na potomkinię pochodzącą w nielogicznie prostej linii od Prelatiego, bowiem obcowanie z demonami było pierwszym, co przychodziło do głowy. Nie, nie śmierć, zwłoki. Demony - nie takie rodem z grubych ksiąg dla naiwnej tłuszczy. Własne.
|
| | | Victor Greth
| Temat: Re: Cieplarnia nr 1 Czw 21 Cze 2018, 18:24 | |
| Przeciąganie, przyciąganie. Z oczekiwaniem jest ciekawa sprawa - odpowiednio wyważone sprawia, że satysfakcja z osiągniętego celu jest wybitna, ale przesadzone - przynosi wręcz fizyczny ból i okropny dyskomfort. Powoli docieramy do tej gorszej granicy, a tego, przecież, nie chcemy. Ale spokojnie, profesor to mądry gość, doskonale wszystko przekalkuluje teraz, przemyśli i... cholerny jęzor. Nie chciałby teraz być na miejscu Merlina. Cóż, nie, żeby kiedykolwiek chciał, ale w tym momencie chciał być zdecydowanie kimś zupełnie przeciwnym. Problem ze sobą Victorek miał taki, iż dziewczyna była jego uczennicą. I przede wszystkim osobą, którą niezwykle szanował. Och, jak słodko, zacznij jeszcze o miłości mówić, kwiatkach i trzymaniu za rączkę. Awwwww. No, ale profesor właśnie ze względu na ten szacunek bał się przyznać, a może raczej - wstyd mu było się przyznać, tak przed samym sobą, że spojrzał na nią w czysto fizyczny sposób. No, ale na byle kogo tak nie patrzy, okej? Zawiesił wzrok trochę za długo na ustach dziewczyny, obserwując butelkę w tych okolicach. Automatycznie uniósł swoje szkło i, nie spuszczając spojrzenia z Nemesis, dopił do końca zawartość swojej butelki. Odstawił ją na blat koło Ślizgonki i zaraz obok położył swoją dłoń, kciuk opierając na jej udzie. Ot, taki niewinny gest. - Przyznaję niechętnie, że dźwięki, które wydobywają się z twoich ust, bardzo mnie interesują. Śmiem twierdzić, że został pewien niedosyt. - Głos mu się zniżył, pogłębił, a oczy pociemniały. Sigita, za tą butelkę przy ustach zasługujesz na szlaban, a zarazem sto punktów dla Slytherinu. |
| | | Nemesis Sigita
| Temat: Re: Cieplarnia nr 1 Czw 21 Cze 2018, 19:39 | |
| Oho, czyżby machina ruszyła? Czyżby pierwotny demony człowieczeństwa Victora właśnie poczuły luzowanie smyczy? No nareszcie, na wszystkie macki Krakena i jego ogromna paszczę, bogowie dziś byli łaskawi. W końcu, bo nie ukrywając niektórzy z nich chyba zrobili sobie fajrant albo leczyli kaca po ciężkiej libacji. Niby nawet im się należy cos od życia od czasu do czasu, ale jeśli ktoś śmiałby sie nazywać bogiem powinien być w stanie ogarnąć burdel swego świata, nie tracąc czujności ani na moment. Sigita też nie pozwoliła sobie na utratę czujności, wręcz przeciwnie. Wszystkie zmysły tworzyły wielką machinę pracującą na pełnych obrotach, a kłęby pary podgrzewały atmosferę w już i tak upalnej cieplarni. Nawet whisky przestawała ratować sytuację, gdyż Ślizgonka coraz wyraźniej czuła, że trunek zaczyna mieć temperaturę nie do przyjęcia. Deadline. Cienka granica, której przekroczenie zwiastowało tajfun, Szatańską Pożogę trawiącą czyjś umysł i duszę. Czyj? Ułamki sekund potrafią zadecydować o zwycięzcy starcia, nie ważne jak prezentowała się równowaga sił. Czując dotyk na swoim udzie powstrzymała szeroki uśmiech cisnący jej się na usta, choć dosyć nieudolnie, jeśli miała być szczera chociaż przed samą sobą. Krótka iskra, przeskakująca z jednego nerwu na drugi, dreszczyk emocji sunący wzdłuż kręgosłupa niczym lewiatan szykujący się do pożarcia załogi galeonu, którego bandera na zawsze miała spocząć na dnie morza. Morza o mocno wzburzonej toni. Sztorm się zbliżał nieubłaganie. - Doprawdy? Niedosyt, powiadasz... Jej słowa padały powoli, jakby delektowała się każdym wypowiadanym dźwiękiem, jednocześnie pozwalając na to swojemu rozmówcy. Przypominała rasową czarownicę, która właśnie pieczołowicie składa inkantację do czaru, o którym nikt nie mógł powiedzieć z przekonaniem, że jest błogosławieństwem lub klątwą. Poprawiła swoją pozycję na blacie stołu, chcąc usiąść wygodniej, jednakże przy okazji przesunęła kolanem wzdłuż uda nauczyciela, docierając tuż pod kość biodrową. Również odstawiła alkohol, którego ciepłota zaczynała drażnić. - Poza tym - "dźwięki". To sie nazywa słowami, panie profesorze. - Zaakcentowała ostatnie słowo z kpiącą nutą w głosie, która jednak pod powierzchnią skrywała zupełnie inny przekaz. - Utwierdzasz mnie przez to w przekonaniu, że niekoniecznie chodzi ci o nasz skromny dialog. Choć nie podejrzewałabym cię o aż taką odwagę... Zniżyła głos, przez co zdawał się lekko wibrować, a pomimo tego jak cicho padały słowa z jej ust każde z nich było zabójczo wyraźne. Choć żadne z nich nie przypominało czegoś, co mogło być westchnieniem, gdyby nie zbytnia pewność siebie, przebijająca się przez warstwy gorącego oddechu i zagrywek na polu najniższych instynktów. Ktoś, kto zna ją naprawdę długo rozpoznałby spojrzenie kota szykującego się do ataku. - ...Victorze.
|
| | | Victor Greth
| Temat: Re: Cieplarnia nr 1 Pią 22 Cze 2018, 11:39 | |
| Gdyby mój wykładowca wiedział, że zamiast uczyć się na poprawkę ze statystyki tych cholernych numerków, zajmuję się zgoła innymi, to by się przewrócił. I oby sobie głupi ryj rozwalił, eh. No ale już trudno, są rzeczy ważne i ważniejsze, zatem... Wewnętrzne zwierzaki Victora warczały niechętnie, jakby wściekłe, że ktoś je zbudził. Z drugiej strony jednak zerkały ciekawsko, widząc, że przerwanie snu oznacza napełnienie łakomych brzuszków. Ale ćśś, maluszki, wszystko w swoim czasie, jak pozrywacie łańcuchy to nie dostaniecie nawet wyssanej ze szpiku kostki. Ta rozmowa, coraz cięższa, lecz zgrabna jak leniwy kocur, tworzyła w obrębie spodni Victora nie lada sytuację. Słowa rodziły w nim ogromną ekscytacje. Gdyby mógł, penetrowałby mózgi zamiast kobiecych dróg rodnych. Uhh, romantyk. To jednak nie ugasiłoby pragnienia trójgłowych szczeniaków, wiecznie głodnych i szczekających zza krat skrzętnie skrywanych zakamarków duszy profesora. Ruch nogi Nemesis wcale nie polepszał jego (ani jej) sytuacji. Greth położył lewą dłoń po jej drugiej stronie, tym samym zamykając Ślizgonkę pomiędzy swoimi ramionami. Przez to, że siedziała, była trochę niżej od stojącego mężczyzny, dzięki czemu ten górował nad nią i patrzył na nią z góry, z dominacją. Ciężko jednak było dominować nad kimś, kto samym spojrzeniem sprowadza cię do poziomu. Victor, kiedy usłyszał swoje imię, całym sobą zmusił się do tego, by powstrzymać się przed obróceniem dziewczyny. Panie i panowie, uspokójmy Gretha, zanim rozszarpie wszystkie roślinki w cieplarni numer jeden, bo zacznie od najciekawszego okazu w tym pomieszczeniu, a mianowicie od bezczelnej Ślizgonki, która w tak podły sposób chce go wykorzystać! Jejku, biedny pan profesor, co on teraz zrobi... Nie spuszczając wzroku z kocich oczu Nemesis, Victor sięgnął dłonią do jej twarzy, delikatnie ją muskając. Zamiast jednak kontynuować tę romantyczną sytuację, chwycił mocno jej brodę i wpił palce w jej policzki, przyciągając jej głowę do siebie. Zatrzymał się kilka milimetrów przed jej ciepłymi ustami, mierząc ją wzrokiem. - Przychodzisz tu, przeszkadzasz mi w pracy, a później jeszcze śmiesz mnie pouczać. Zapewniam cię, że wyraziłem się poprawnie, Sigita. - wycedził twardo, prezentując swoje całkiem przyjemne oblicze. Dobrze, że nie traktował tak roślinek, bo z pewnością nie byłyby tym zadowolone. Po tych słowach skrócił dystans między nimi do zera i, wciąż trzymając jej buźkę, złożył na jej wargach krótki, choć pełen pasji pocałunek. Odsuwając się, pociągnął ją zębami za dolną wargę, nie zamykając przy tym oczu. Smakowała alkoholem, a przy tym, mimo chłodu serca, była bardzo ciepła. Pieprzone szklarnie. |
| | | Nemesis Sigita
| Temat: Re: Cieplarnia nr 1 Pią 22 Cze 2018, 18:43 | |
| Trzy. Dwa. Jeden. Powolne odliczanie, które tajemniczy głos wypowiadał w głowie Nemesis przez ostatnich kilka minut. Powietrze w cieplarni gęstniało coraz bardziej i bynajmniej nie była to tym razem zasługa samego w sobie miejsca. O nie, ta ciężka zawiesina znajdowała się już w płucach, doprowadzając oddech do wrzenia, nerwy do drgawek, a skórę do stanu tropikalnego. Niby każdym milimetrem ciała mogła obcować z upałem, tak zbawiennym dla wielu kwiatów i ziół. Mimo to miała nieodparte wrażenie, że na całym jej siedemnastoletnim ciele utworzyła się cieniutka powłoka wilgoci, która niczym narkotyk przyciągała do siebie najbliższa osobę w takim samym stanie. Victor zdawał się w końcu przełamywać. Obserwowała jak odpina kłódki, przekręca zamki w drzwiach, za którymi szalały pokłady tego, co powinien okiełznać już dawno temu. Podczas całego spotkania można by wyłapać kilka sekund zwątpienia, w których Sigita zastanawiała się czy ta zabawa w ogóle ma sens. Cierpliwość nie należała do jej cnót wiodących, szczególnie, że i tak posiadała ich niewiele, o właściwej cnocie nie wspominając. Mimo to siła wyższa postanowiła ją nagrodzić. Z bijącym głośno sercem śledziła każdy ruch nauczyciela - kiedy ograniczał jej przestrzeń, zmniejszając dystans do i tak nieprzyzwoitego minimum, próbował przeszyć ją wzrokiem, aż w końcu, gdy chwycił jej twarz. Takie zabawy akceptowała tylko w jednym wypadku i skłamałaby mówiąc, że to nie jest właśnie on. Szczególnie, gdy mężczyzna zaczynał nadrabiać słowami, które nareszcie brzmiały jak wydobyte z samego piekła, z otchłani, w której tkwiły wszystkie jego koszmary. Start. Jego wargi również smakowały ognistym trunkiem, a w połączeniu z samym aktem tworzyło to naprawdę ciekawy drink. Mogłaby go pić od czasu do czasu. Szczególnie, że Greth całkiem przyjemnie całował. Wciąż zbyt łagodnie jak na takie pokłady tłamszonej frustracji, ale Nem dostrzegła w nadgryzieniu cień nadziei. Jej wewnętrzna wiedźma właśnie śmiała się donośnie, opętańczo, jakby miała już nigdy nie przestać. Zewnętrzna powłoka opanowała się, przesuwając językiem po ustach, jakby chciała spić z nich resztki wysokoprocentowego pocałunku. Przygryzła dolną wargę, po czym zwinnie niczym zwierzęcy patron jej domu zeszła ze stołu, stając obok profesora. - Dobrze jest być pewnym swego, Victorze. To jak chwycenie kogoś za kark. Lub włosy. Słowa padały nonszalancko, ale spojrzenie dopowiadało wszystko, co mężczyzna powinien zrozumieć. Jedna z jego części na pewno zrozumie. Następnie jak gdyby nigdy nic wsunęła dłonie pod sukienkę i zsunęła spodenki, odrzucając je na oślep w bok. - Już zapomniałam jak bardzo tu jest gorąco. Przeczesała palcami włosy, by dosłownie sekundę później oprzeć się o ramię Victora. Manewrowała ciałem tak, by ręka nauczyciela prawie na całej długości przylegała do jej ciała, psując tym nieco na pozór luźną, nic nie znaczącą pozę. Ukradkiem, nie wiedzieć kiedy palce jednej dłoni przemknęły wzdłuż guzików jego koszuli, niby przypadkiem w drodze do... no właśnie, gdzie? Bo póki co odkryła gdzie dokładnie znajduje się jego paska do spodni. - Naprawdę gorąco. Aż ciężko złapać oddech.
|
| | | Victor Greth
| Temat: Re: Cieplarnia nr 1 Pon 25 Cze 2018, 14:12 | |
| Kimże był właściwie Victor Greth, poza całkiem niezłym nauczycielem zielarstwa, typem z niespełnionym marzeniem objęcia stanowiska profesora eliksirów, a teraz jeszcze mężczyzną owładniętym zwierzęcym, prymitywnym pożądaniem? W gruncie rzeczy to prosty człowiek, choć niezrozumiale utrudniający sobie życie. Dusząc się w obszernych szatach, dławiąc się widokiem siedzącej naprzeciwko niego dziewczyny, czując rosnącą irytację związaną z jej odzieniem. To jest naprawdę proste, Vicky, twój mur i tak zostanie zburzony, ba, sam go stratujesz i nawet się nie zorientujesz, kiedy twoje całe samozaparcie obróci się w pył. I dobrze wiesz, że spojrzenie na tę ruinę przyniesie ci bardziej dumę niż smutek, a mimo to w durny sposób starasz się przesunąć moment kapitulacji. A kim natomiast była Nemesis? Czy oprócz tego, że była dobrą uczennicą, wierną Ślizgonką i mądrą dziewuchą, to czy była kimś więcej? Moment, w którym Greth wpuścił ją do swojego gabinetu, przykładając palec do ust, by zachowała ciszę, pewnie trochę namieszał mu w życiu. Nadmiar alkoholu rozwiązał mężczyźnie język, na szczęście trafił na godnego przeciwnika w dyskusji, która trwała wiele godzin. Victor nie lubił rozmów, które prowadziły donikąd, a mimo to tamta konwersacja ze Ślizgonką była luźna, lecz także pełna jakiegoś, hm, wzajemnego zrozumienia? Nie trafił na głupiego dzieciaka bez własnego zdania, a inteligentną, choć młodą czarownicę, z czego był w jakiś sposób dumny; bo baba chciała z nim rozmawiać, a to oznaczała, że prawdopodobnie nie miała go za nudnego, sztywnego nauczyciela. Aktualna sytuacja była teraz zgoła inna, on był poirytowany tym, że musi opiekować się pieprzonymi roślinkami, a ona była wyprowadzona z równowagi, Merlin wie czemu. Lecz znów jako mediator pojawiła się Ognista, która była ich punktem wyjścia. Czy gdyby nie alkohol, to doszłoby do tej sytuacji? Pewnie nie, bo tak naprawdę tylko to mogło rozsupłać ciasne więzy, które oplatały Victora, przymocowując do niego sztywno kociołek moralności. A teraz diabli wzięli odpowiedzialność i żelazne zasady. Aktualnie liczyła się tylko dziewczyna, która zgrabnie pozbyła się ciekawej części swojej garderoby. Cóż, nie tak wyobrażał sobie bieliznę dziewczyny, to znaczy, nie żeby w ogóle kiedykolwiek się nad tym zastanawiał. Ot, coś mu tu nie pasowało. To będziesz miał, Wiki, niespodziankę. Stała teraz na jego wysokości, przewyższał ją dosłownie o parę milimetrów. Jej dotyk sprawił, że przeszedł go delikatny dreszcz, choć sam mężczyzna się nie poruszył. Czuł ciepło jej ciała, co cholernie go drażniło. Jej słowa tylko prowokowały go do ulżenia jej cierpieniom i pozbawienia jej odzienia, co by się dziewczę nie męczyło. Jakiś tępy głos z tyłu głowy podpowiadał mu, że równie dobrze może wyrzucić ją na dwór, to od razu zrobi jej się zimniej. Ech, zamknij się. Sięgnął dłonią do nagiego skrawka jej uda, przeciągając palcami po skórze od brzegu zakolanówki aż do początku jej sukienki. Delikatnie znaczył jej ciało paznokciami, wciąż jednak powstrzymując się od stracenia kontroli. W jego głowie rozbrzmiewało tysiąc przekleństw na sekundę, jego wewnętrzny zwierz warczał z irytacji, a sam Victor przybrał twarz bez wyrazu, jedynie mrużąc leciutko oczy. Jego palce powoli wędrowały wyżej, po boku nogi, aż w końcu trafiły na materiał bielizny. A jednak, niby prowokuje, a tak naprawdę dba o to, by nie pokazać za wiele... byle komu. Jego dłoń sunęła wyżej, podwinęła lekko sukienkę, lecz od biodra w górę przesuwała się już po materiale. Po kilku sekundach Victor zsunął z jej ramion płaszcz, pozwalając, by opadł na ziemię. Wypiorę, obiecuję. Gdy jego dłoń wracała do jej uda, mężczyzna przysunął się jeszcze bliżej Ślizgonki, opierając ją mocno o blat za jej plecami. Zataczał kółeczka na jej skórze, przenosząc palce powoli do wewnętrznej strony jej uda. - Bez płaszcza lepiej? - zapytał z ogromną troską w głosie. Ach, a więc to było dla jej dobra, tak? Kochany jest, prawda? |
| | | Nemesis Sigita
| Temat: Re: Cieplarnia nr 1 Pon 25 Cze 2018, 15:07 | |
| Ona już oczami wyobraźni widziała jak ten mur powoli się sypie, jak pojedyncze cegły z hukiem spadają na ziemię, a pozostałe po nich wyrwy wprawiają cała konstrukcję w drżenie. O tak, wyczuwała ten chwiejny ruch budulca w każdym dotyku nauczyciela, a już szczególnie tym zmierzającym w górę jej ud. Kiedy musnął materiał jej bielizny poczuła dreszcz podniecenia - wiedziała, że byli już blisko momentu kulminacyjnego, instynktownie wyczuwała, że jeszcze chwila, kilka sekund i wszystko wywróci się do góry nogami. Ledwo powstrzymywała szeroki uśmiech cisnący jej się na usta, gdy materiał jej sukienki sunął w górę, by zatrzymać się na biodrach. Muśnięcia powietrza na tej wysokości były niesamowicie przyjemne, szczególnie w połączeniu z przyspieszonym tętnem, którego oddech jeszcze nie zdradzał, strofowany wciąż przez nieznoszący sprzeciwu wewnętrzny głos Sigity. Pozwalała mu na każdy ruch, a ze szczególną lubością zezwoliła na to, by zamknął ją między swoim ciałem, a blatem stołu. Ekscytacja stawała się powoli nie do zniesienia, jednakże wiedziała, że nadmierne jej manifestowanie zepsuje wszystko i tyle będzie z tak dobrze zapowiadającej się zabawy. Dlatego też skupiła się na przygryzaniu wargi i przytrzymywaniu spojrzenia Victora jak długo tylko była w stanie. - O wiele lepiej. - mruknęła ponętnie, ocierając się udem pomiędzy nogami mężczyzny. Wyżej i niżej, powoli, bez pośpiechu. Szybko dołączyła do niego dłoń dziewczyny, muskając to własne udo, to nauczyciela. - Ależ z ciebie dżentelmen. Nie wypada, bym cię za to nie nagrodziła. Wyciągnęła różdżkę spod zakolanówki i odsunęła nieco Victora, przesuwając palcami po jego podbrzuszu. Komenda "Obscuro" opuściła jej usta, a Greth stracił chwilowo wzrok. Można powiedzieć, że Nemesis przysłoniła mu cały świat. Jej dłonie bardzo szybko znalazły się na zapięciu jego spodni, z którymi z wprawą sobie poradziła, zsuwając je razem z bielizną do połowy ud mężczyzny. Pozwoliła, by poczuł jej oddech na podbrzuszu, gdy podwinęła lekko jego koszule. - A teraz, mój drogi... - wymruczała na wysokości jego bioder, po czym wycelowała różdżkę w brzuch nauczyciela. - Drętwota. Gdy ciało Victora zesztywniało i tym razem bynajmniej nie z powodu wdzięków Ślizgonki, ona z gracją kobry królewskiej wydostała się z ciasnej przestrzeni między nim a stołem, przechodząc za jego plecy, rzucając jednocześnie kolejny czar - Orbis. Podniosła swój płaszcz z ziemi, zsunęła sukienkę do jej poprzedniej, właściwej wysokości i założyła z powrotem spodenki. - Widzisz, mój drogi Victorze - popełniłeś kilka błędów, ale najbardziej rażącym z nich było twoje tchórzostwo. Ileż trwa nasza znajomość? A ty dopiero teraz postanawiasz podjąć jakieś kroki i to w tempie, które pozostawia wiele do życzenia. Nie interesują mnie chłopcy w ciałach dorosłych mężczyzn, którzy nie potrafią zdecydowanie sięgnąć po to, czego chcą. A uwierz mi, znalazłam kogoś, od kogo mógłbyś się uczyć w tej kwestii. Poza tym... Przerwała zbliżając się do drzwi cieplarni, obdarzając chwilowo unieszkodliwiona postać nauczyciela pogardliwym spojrzeniem. Owszem, to był jego jedyny błąd, jedyne przewinienie, za które właśnie spotkała go kara - brak morderczego instynktu, który każe mu brać z pełna gwałtownością to, czego pragnie. Jeśli dopiero teraz zaczynał odkrywać w sobie jego pokłady to było zdecydowanie za późno, a Nemesis w pokrętny, nieco obłąkańczy sposób ekscytowała perspektywa posiadania wroga z taką historią między nimi. - Nie byłeś w stanie osiągnąć posady nauczyciela eliksirów, skąd pomysł, że ze mną będzie jakkolwiek łatwiej? Odwróciła się i energicznym krokiem, z niepokojąco szerokim uśmiechem na ustach opuściła cieplarnię, kierując się z powrotem do dormitorium. Była w wybornym humorze.
[z/t]
|
| | | Victor Greth
| Temat: Re: Cieplarnia nr 1 Pon 25 Cze 2018, 15:48 | |
| Szaleńcze myśli oplatały głowę Victora, kiedy walczył między tym, co można, a tym, co zabronione. Granice mogły być tak łatwo przekroczone, napierający na mur tłum doprowadzał go do drżenia i obsypywania się. Podczas gdy on myślał, czy w ogóle wypada im tu być, dziewczyna układała już w głowie swój podły plan. Zasłonięcie oczu nie podobało mu się ani odrobinę, bynajmniej nie ze względu na kwestie bezpieczeństwa, a zwyczajnie lubił patrzeć, a przy tym to on wolał być tą dominującą stroną. Gdy jednak dziołcha, zdawałoby się, odkrywała jego ciało celem uzyskania seksualnej satysfakcji, mężczyzna postanowił się nie odzywać, po raz kolejny będąc biernym w tej okrutnej sytuacji. Jakże w żałosnym położeniu się wówczas znalazł. I pomyśleć, że mógł po prostu wjechać jak do siebie! Cóż on mógł zrobić? Ten element zaskoczenia zrobił całą robotę i nawet gdy dziewczyna opuściła pomieszczenie, on nie mógł wyjść z podziwu, a jednocześnie miał ochotę pacnąć się w głowę, na myśl, w jak durny sposób dał się podejść. Jej ostatnie zdanie wyzwoliło w nim pokłady pierwotnego wkurwienia i to była jedyna emocja, która mogła nim zawładnąć w tak całkowity sposób. I leżał tak, czy tam w sumie stał, biedny, nieruchomy, emocje i ogólem różne rzeczy opadły, a on po prostu czekał aż zaklęcie zacznie puszczać na tyle, by mógł poruszyć ustami. Eh, słoneczko, do czego to doszło. - Rudka - burknął niechętnie, nie mogąc się ruszyć pod wpływem ostatniego uroku Sigity. W ciągu kilku sekund pojawiła się przed nim śliczna, rudowłosa skrzatka, która wydała z siebie piskliwy okrzyk, gdy tylko zobaczyła swojego pana. Natychmiast zdjęła z niego zaklęcie i zaczęła prawić mu morały, że bez odpowiednio założonej bielizny z pewnością się przeziębi. Gdy już Victor doprowadził się do porządku, chwycił zostawioną przez Ślizgonkę butelkę, skończył jej zawartość i z ogromnym zdenerwowaniem skończył swoją pracę. Rudka pomagała mu w tym, jazgoląc mu nad uchem, lecz chłop w ogóle jej nie słuchał. W dodatku po raz kolejny dostał sowę, która zupełnie wyprowadziła go z równowagi. Jakie, kurna, jabłka? I jacy bogowie śmierci? Noszkurna, może jeszcze L umiera, co?! Skończył ratować rośliny, odesłał sowę, kazał Rudce odejść, a później sam, wściekły niczym Czarny Pan, opuścił Cieplarnię numer jeden, przeklinając po drodze jak osoba, która używa mnóstwo brzydkich słów. Nono, tylko się nie rozpłacz, słodziaku.
zt |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Cieplarnia nr 1 | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |