IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Cieplarnia nr 3

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
AutorWiadomość
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Cieplarnia nr 3 Empty
PisanieTemat: Cieplarnia nr 3   Cieplarnia nr 3 EmptySob 15 Lut 2014, 17:39



Cieplarnia nr 3


Oj, tutaj już nie jest tak bezpiecznie, trzeba mieć oczy dookoła głowy! Tu coś do ręki może Ci się przylepić, opleść nogę, ukraść czapkę, konsumować szatę czy wcinać księgi. Pamiętaj o ochronnym uniformie i pozwoleniu profesora na przebywanie tutaj. Jest tu gorąco i duszno, słabsze organizmy mogą zemdleć od dziwnego, drapiącego zapachu unoszącego się w powietrzu.
Zamykaj koniecznie za sobą drzwi! Chyba nie chcesz, żeby coś stąd uciekło?

Irytek
Irytek

Cieplarnia nr 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cieplarnia nr 3   Cieplarnia nr 3 EmptyCzw 19 Cze 2014, 12:43

Irytek zjawił się ni stąd ni zowąd z arsenałem amunicji pod pachą. Lubił cieplarnię numer trzy, bo właśnie tutaj znajdowały się bardzo ciekawe rośliny lubujące przylepiać się do odzieży, przyssać do skóry, zjeść kończynę, opleść szyję i tym podobne. Idealne miejsce na pułapkę. Musi tutaj kiedyś zwabić Filcha. Może w końcu umrze? Ileż można próbować pozbyć się charłaka ze szkoły, a on dalej żyje i ledwie zipie, ale zipie! Mniejsza o większość. Duszek wpadł do cieplarni i prześledził każdą roślinkę. Wylał na podłogę z butli coś obrzydliwie klejącego się, mianowicie śluz gumochłona. Jak już się w to weszło, ciężko szło się wydostać. Jeszcze gorzej się działo, gdy stało się w tym parę minut - podeszwy butów przyklejały się do podłoża. Zamknął wszystkie okna w cieplarni, aby nasilić odczucie duszności dla swych dwóch ofiary - Doriana i Henry'ego. Widział ich ostatnio gdzieś w wielkiej sali dyskutujących o Filchu. Zasługiwali obaj na karę w postaci psikusa. Dorian był Krukonem, to rozumiało się samo przez się, a Henry'emu dostało się za to, że zrobił wokół siebie furorę jakiś czas temu.
Rozstawił parę roślinek na podłodze przy wejściu, na stołach, o które uczniowie z pewnością się oprą.
Na dole stało stadko czyrakobulw, brzydkich, śmierdzących roślin z żółtymi bąblami, które skutecznie zasmrodzą całą cieplarnię. Na stołach w doniczkach schował kilka młodych mandragor - może przewrócą się i zaczną wrzeszczeć? Mają ekstra fajny głos! Iryś dźgnął parę łodyg przylepionych do ścian, budząc je i wkurzając. Zaatakują każdego, kto się zbliży. Podobnie zrobił z głowami zielonych kwiatków przypominających kapustę. Te to lubią się przyssać do skóry! Na koniec oblał śluzem fioletowe, dosyć sporej wielkości ziele w donicy, rozjuszając je i gwarantując ofiarom przeżuwanie odzieży. A gdy już przygotował cieplarnię na przybycie gości, zachichotał złowieszczo i wyleciał szukając następnej ofiary.
[zt]
Dorian Whisper
Dorian Whisper

Cieplarnia nr 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cieplarnia nr 3   Cieplarnia nr 3 EmptyCzw 19 Cze 2014, 13:19

Dorian spojrzał w górę, gdy malutka sówka przeleciała nad nim, wręczając mu do ręki list. Listy o tej porze zdarzały się rzadko, lecz Dorian bez zbędnego zainteresowania otworzył kopertę i przeczytał list. Wraz z każdą przeczytaną linijką tekstu jego brew unosiła się wyżej.
- Kim do cholery jest Henry Lancaster? – wymamrotał pod nosem, zastanawiając się przez chwilkę o co w tym wszystkim chodzi. W głowie przewertował wszystkie nazwiska uczniów, jakich znał lub kojarzył i w końcu… natrafił na tegoż chłopaka. No tak, uczeń Hufflepuffu, ten blondyn. Nie pamiętał, czy miał z nim kiedykolwiek do czynienia i trochę go zaniepokoił fakt, że właśnie ten owy uczeń do niego napisał. Może ten miał lepszą pamięć od niego? Możliwe.
Gdyby nie fakt, że Dorian był w pobliżu cieplarni, najprawdopodobniej wyrzuciłby list i zapomniał, że cokolwiek dostał. Taki już był i nie po drodze było mu narażanie się dla kogoś całkowicie mu obcego. Nie miał nic do Pucholandu, jeśli o to chodziło, byli mu obojętni. Niestety, cichy głos miłosierdzia nakazywał mu iść tam i chociażby sprawdzić co się dzieje. A co, jeśli miałby potem na sumieniu Puchona? Może faktycznie coś mu się stało i teraz tentakule zjadają mu głowę, albo coś gorszego?
Z cichym westchnieniem poszedł w stronę cieplarni numer trzy. Rozejrzał się jeszcze dookoła zanim położył dłoń na klamce i przez chwilę się zawahał. Coś było nie tak i Dorian znów nabrał pewnych podejrzeń, że jednak może nie do końca zrobił, że tutaj przyszedł. On i Zielarstwo? No dobrze, uwielbiał ten przedmiot i faktycznie był z niego dobry, ale nie interesował się aż tak, żeby być specem. Jak w ogóle mogło Lancasterowi przyjść takie coś do głowy? Może w Hogwarcie krążyły takie plotki, albo coś w tym stylu? Możliwe, bo nigdy nie przykładał do tego większej uwagi i po prostu mogło mu to umknąć.  Skoro jednak już tutaj był, przyszedł pomóc, to nic nie stało mu na drodze. Wyciągnął różdżkę i mocno trzymając ją w dłoni, otworzył drzwi do cieplarni.
Już przy wejściu poczuł okropny zaduch i smród, który wydobywał się z wnętrza. Już zaczynał żałować, że w ogóle tutaj przyszedł, jednak wszedł do środka, zasłaniając uprzednio nos rękawem czarnej, szkolnej szaty. Rozejrzał się dookoła, w poszukiwaniu chłopaka, jednak nic na razie nie dostrzegł. Co gorsza, chyba się o coś otarł i to coś… przylepiło mu się do ciała. Cholera, jak się tego pozbyć? Szybko szarpnął za jedno ręką i z wysiłkiem oderwał od siebie i wyrzucił gdzieś daleko… TO był kolejny błąd: główka przypominająca kapustę uderzyła jedną z doniczek Mandragory, która się rozbiła, budząc wrzeszczącą kreaturę.

Klik
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Cieplarnia nr 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cieplarnia nr 3   Cieplarnia nr 3 EmptyCzw 19 Cze 2014, 13:43

Wybierał się właśnie do Hogsmade z kolegami na schłodzone piwo kremowe. Pogoda była bardzo nieprzystępna i jedynym pocieszeniem mogło być właśnie coś orzeźwiającego. Henry zamieniał knuty na sykle, a sykle na galeony z Dwayne'm, gdy nagle znikąd na jego ramię spadł list. Nie zauważył nawet obecności sowy. Sięgnął po karteczkę i rozwinął ją, dwa razy czytając treść. Po SUMach miał nawyk dwukrotnego czytania tekstu, choćby był to napis na drzwiach łazienki autorstwa Irytka. Gdy przeczytał podpis, trochę się zdziwił. Dorian Whisper? Wiedział, że to Krukon z ostatniego roku. Znał go z widzenia, ale czemu napisał akurat do niego o pomoc? Henry był specem od magicznych zwierząt, nie z zielarstwa. Gdyby Dorian wysłał list do Matta, otrzymałby precyzyjną pomoc. Wtem mu się przypomniało, że jest prefektem i to mogło tłumaczyć list. Mimo wszystko Ravenclaw miał swoich prefektów i Henry zmieszał się, nie wiedząc co o tym myśleć. Westchnął, zamienił knuty na pięć sykli, schował pieniądze do kieszeni spodni i przekazał Dwayne'owi, że dołączy do Pubu trochę później, bo coś mu wypadło. Na szczęście udało mu się pozbyć Gadającego Pióropusza i dzierżąc różdżkę w dłoni skręcił z błoni do cieplarni. Slalomem ominął dwie pierwsze i zatrzymał się przy trzeciej. Widział w środku zarys sylwetki, więc czym prędzej otworzył drzwiczki na szerz i... zbaraniał. Wrzask, jaki wydobył się z zamkniętej dotychczas cieplarni przyprawił go z miejsca o migrenę. Uderzyło go stęchłe powietrze przyprawiające żołądek o fikołki.
- Nie ruszaj się może... - zakrył uszy dłońmi i wszedł do środka. Jęknął, czując coś pod podeszwami butów i starał się to ominąć, niestety to było wszędzie... Oparł się o stół i dopiero za czwartym razem udało mu się złapać głowę mandragory. Odsunął roślinę jak najdalej od siebie, a potem zaczął szukać donicy. Kolejny raz jęknął widząc rozbite na kawałki mieszkanko morderczego potwora. Rzucił się niemal na drugi koniec cieplarni i wcisnął mandragorę do wielkiej donicy, zasypał ją piachem i zakrył wieczkiem jakiegoś naczynia. Następnie na tym usiadł, delektując się nagłą ciszą. Odetchnął z ulgą i zerknął na Krukona.
- Eee... - nie zdążył zapytać o list i o umiejscowienie potencjalnej tentaktuli (nie widział jej tutaj, a z liściku wynikało, że go atakowała). Nagle coś oplotło jego kostki, a z tyłu poczuł jak coś skubie jego mudnurek. Zamrugał oczami i zerwał się na równe nogi, odwracając. Omal nie wylądował na podłodze, gdy roślina zaczęła go do siebie przyciągać.
- To chce mnie zjeść! - zdziwił się i rzucił klątwą, ale i tak nie uwolniło go to od zębisk rośliny. TO MA ZĘBY! Wybałuszył oczy. Nigdy nie lubił zielarstwa... Upadł na tyłek na tę maź i co chwila z różdżki strzelał zaklęciem, próbując tym razem odzyskać nogawkę. Chyba wolał mandragorę. Co u diabła się tutaj dzieje?
Dorian Whisper
Dorian Whisper

Cieplarnia nr 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cieplarnia nr 3   Cieplarnia nr 3 EmptyCzw 19 Cze 2014, 20:32

Dorian już był pewny, że przyjście tutaj to był największy błąd jego życia. Zatkał uszy dłońmi, chcąc chociaż trochę zagłuszyć ten dźwięk. Wtedy wpadł Lancaster i uciszył w jakiś sposób mandragorę. Zaraz, czy on przypadkiem nie potrzebował pomocy? Whisper już był pewien, że za tym wszystkim stoi jakiś figlarz… i dlaczego na myśl podsunął mu się od razu Irytek? Poltergeist od zawsze lubił płatać mu figle. Niedawno dopiero pozbył się tego cholernego zapachu łajnobomby, którą dostał w „prezencie”.
- Miałem cię ocalić, a wychodzi na to, że to ty ratujesz mnie – powiedział Dorian, marszcząc brwi, po czym już miał coś dodać, gdy Henry został złapany przez niebezpieczną roślinę, która chyba miała ochotę go zjeść. Whisper nie stracił zimnej krwi, pamiętając po co tutaj przyszedł: miał go ocalić, tak? No to właśnie to zrobi. Ścisnął mocniej różdżkę po czym wycelował nią prosto w roślinę.
- Lacarnum Inflamare – wypowiedział zaklęcie, a mała kula ognia trafiła w zielsko, od razu je podpalając. Nie ruszył się z miejsca, patrząc, jak pnącza, które owinęły kostki Henry’ego puszczają go.
- Uciekaj stamtąd! – krzyknął, gdy jedno z kwiatów/kapust znów się do niego przyczepiło. Było gorzej, gdyż skoczyło prosto na jego głowę, zasłaniając mu pole widzenia. Obrzydlistwo! Chwycił za nie, próbując oderwać je od siebie, ale wciąż słyszał tylko mlaskanie i ssanie. Miał wrażenie, jakby przyssała się do niego wielka pluskwa. Chyba zbierało mu się na wymioty.
Stracił równowagę, wpadając na stolik z tymi roślinami i przetoczył się po nich, po czym runął na podłogę pokrytą śluzem gumochłonów.
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Cieplarnia nr 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cieplarnia nr 3   Cieplarnia nr 3 EmptyPią 20 Cze 2014, 11:58

Jego trauma wobec zielarstwa znacznie się pogłębiła. Znosił roślinki tylko dopóki potrzebował ich w magomedii, inaczej trzymał się od nich z daleka. Teraz miał ku temu kolejny powód - kwiat z zębami! Tym razem nikt mu nie udowodni, że kwiecie jest niegroźne. Jeśli już miał mieć z nimi styczność, wolał iść do magicznego florysty w Londynie i dostać bukiet np. dla Sol, ale za to bezpieczny. Ciekawe co by o nim pomyślała, gdyby podarował jej różyczkę z zębami. Sol jak to Sol, pewnie by powiedziała, że kwiatek ładnie się uśmiecha.
Ktokolwiek stał za tym, miał kiepskie poczucie humoru. Wpędził Henryśka w depresję zielarską. Przyszedł tu na ratunek Dorianowi i chociaż uciszył mandragorę, sam wpadł po uszy w klejący się śluz. Krwiożercza roślina skuliła się od rzuconego zaklęcia, ale zdążyła jeszcze odpruć od spodni Puchona spory kawałek nogawki. Jakże cieszył się, że założył długie! Wczoraj latał w krótkich; kto wie jak  dużo straciłby kończyny, a było to bardziej niż pewne. Dorian nie musiał mu mówić o uciekaniu, nawet bez tej niezbędnej porady, zrobiły właśnie w tył zwrot. Zerwał się na równe nogi, jeszcze bardziej brudząc się śluzem, potrzebował paru sekund, aby złapać równowagę i nie poślizgnąć się. Nim zdążył namierzyć wyjście, drzwi do wolności, zauważył, że Whisper dalej ma kłopoty. Dosyć spore, skoro wszystko się do niego przyssało. Dobiegł do Krukona i złapał obiema dłońmi kapustę przylepioną do jego głowy. Sytuacja była zwyczajnie komiczna, gdy mocował się z rośliną.
- Ale... się... przyssało... - wydusił, dźgając różdżką kapustę. Nie ma ryzyka, nie ma zabawy. - Di...Diffindo. - żółte zaklęcie odepchnęło go na dwa kroki, ale chyba się udało. Kapusta oklapła jak martwa na głowie Krukona. Zrobił to samo z drugą atakującą rośliną i podał Dorianowi rękę, aby pomóc mu wstać.
- Całkiem do twarzy ci w zielonym. - wyszczerzył się mając na myśli liście kapusty zwisające mu na czole. - Dostałem list, że atakuje cię tentaktula i... ej. - wybałuszył oczy, zdając sobie sprawę, że nie może się ruszyć. Z duszą na ramieniu zerknął na podłogę i dostrzegł coś istotnie zabawnego. Śluz wsiąkł w jego buty i przykleił podeszwy do ziemi. Henry jęknął w komentarzu, ciesząc się, że chociaż Dorian stoi. Ciekawe jakby się wydostał, gdyby "przykleił się" plecami.
- Świetnie. Jeszcze tylko tego brakowało. Kto wylał to cholerstwo w całej cieplarni? - zapytał, chociaż spodziewał się, że Dorian nie zna odpowiedzi. Lancaster próbował odkleić buty od ziemi, ale bezskutecznie. Mógł dać sobie rękę uciąć, że ten śluz jest głównym składnikiem Trwałego Przylepca.
Dorian Whisper
Dorian Whisper

Cieplarnia nr 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cieplarnia nr 3   Cieplarnia nr 3 EmptySob 21 Cze 2014, 12:25

Dorian uniósł brwi, słysząc słowa Henryka. Zupełnie, jakby przyszedł tutaj przed sekundą i wcale nie był w tarapatach, jak to w liście było napisane. Coraz bardziej miał wrażenie, że wszystko zostało ukartowane, a twórcą zasadzki był nie kto inny, jak… Irytek. Nie był oczywiście pewny, ale jaki uczeń o zdrowych zmysłach przyszedłby do cieplarni numer trzy i nabałaganił, wylał śluz na podłogę, nie wpadając sam w swoją pułapkę. Nierealne, ale zawsze pozostawała miotła, chociaż i to była mocno naciągana teoria. W głowie kłębiły mu się sposoby ucieczki, ale jakoś nie do końca wierzył, że gdy ściągnie buty… to doskoczy w samych skarpetkach do wyjścia, nie brudząc się znowu. Cud, że się podniósł, bo przywarłby i do podłogi plecami, ale tego w zupełności by nie chciał.
Spojrzał na Henryka i podrapał się po głowie, zastanawiając się nad wyjściem z tej głupiej sytuacji. Wtedy stało się  coś, czego nie przewidział. Tentakule! Pełzły małymi krokami prosto w ich kierunku, gotowe złapać ich w swoje wielkie, ostre zęby i rozedrzeć na strzępy. Zdecydowanie nie wyglądały na przyjaźnie nastawione i na pewno nie będą chciały złapać ich tylko za ubrania.
- Co robimy? – spytał, wyciągając przed siebie różdżkę. Zdał sobie sprawę, że było ich znacznie więcej niż jedna, powoli ich otaczały, odbierając drogę ucieczki. Musieli działać i to szybko. Zamachnął się więc różdżką i powiedział zaklęcie:
- Depulso! – a jedna z roślin została odrzucona na niewielką odległość. Było to spowodowane pewnie faktem, że tak jak oni, paplała się w śluzie gumochłonów i nie sposób było jej od tak oderwać. Potrzebna była większa siła.
Wyciągnął różdżkę w górę:
- Protego – otoczyła go delikatna bariera, która chociaż na chwilę powinna powstrzymać zbliżające się do niego niebezpieczne rośliny. Tak, jeśli wyjdą z tego cali, to na pewno jego noga w cieplarni numer trzy już więcej nie postanie.


Ostatnio zmieniony przez Dorian Whisper dnia Sob 21 Cze 2014, 12:26, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : Przecinki nie tam gdzie trzeba, zmora!)
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Cieplarnia nr 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cieplarnia nr 3   Cieplarnia nr 3 EmptySob 21 Cze 2014, 12:54

Na miotłach się tutaj nie zmieszczą. Mogliby sobie lewitować dopóki ktoś tu nie przyjdzie albo nie wpadną na jakiś wspaniały pomysł, który ich stąd uwolni. I po co tu wchodził? Mógł pomóc stojąc w progu, a teraz nie może ruszyć nogami. Sytuacja nie była najciekawsza. Henry już wiedział, że Dorian wcale nie potrzebował pomocy tak, jak ktoś opisał to w liście. To była zwyczajna pułapka i rzeczywiście nie było w szkole nikogo, kto fatygowałby się po to, aby ich uwięzić. Musiał to być ktoś z duchów, czyli Irytek.
Syk dochodzący zza ich pleców nie pocieszył go. Odwrócił się połową ciała i jęknął.
- Nie lubię zielarstwa. - stwierdził wyciągając różdżkę i zastanawiając którą tentaktulę najpierw zaatakować. Kto te świństwa postawił na ziemi? One powinny być związane, unieruchomione stać na stołach, a nie na podłodze, gdzie mają swobodny dostęp do uczniów. Te to musiały mieć dopiero zęby...
- Co robimy? Musimy stąd zwiać. - zerknął na niewidzialne zaklęcie-tarczy i również poszedł w ślady Krukona. Dwukrotne Protego osłoniło ich i zapewniło chwilę spokoju - jak długą, nie potrafił powiedzieć. Mieli kłopoty i to poważne. Skończyć żywot jako posiłek tentaktuli? Czytał w księgach o zatruciu ich jadem...
- Nie mogą zacząć tryskać, bo nas pozabijają. - uniósł wyżej różdżkę, gdy jeden z rzeszy kwiatów zaczął dobijać się do nich przez zaklęcie tarczę.
- Dobra, jakieś pomysły? W dormitorium Matt miał cukierki powodujące lewitację. Przydałoby się. - skrzywił się, po raz kolejny doceniając cuda Zonka. Niektóre jego wynalazki były lepsze niż zaklęcia i eliksiry, chociaż nie wszystkie miały atest i wydanie zezwolenie na byt w handlu. Pomyśleć, że mógłby być teraz w Hogsmade na zimnym piwie... trochę bardziej się spóźni, skoro jego obecność jest tak bardzo zabiegana przez roślinki. Henry schylił głowę, gdy ciecz odbiła się o niewidzialne zaklęcie. Gdyby nie ono, trafiłoby go w czoło. Nie chciał wracać do szpitala jako pacjent, miał nieciekawe wspomnienia z tym związane.
Gilgamesh von Grossherzog
Gilgamesh von Grossherzog

Cieplarnia nr 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cieplarnia nr 3   Cieplarnia nr 3 EmptySob 21 Cze 2014, 16:10

Gilgamesh nie był fanem zielarstwa. Nie był też z niego zbyt dobry. Jednakże w związku z ostatnim "listem" jaki dostał, mimo że nie wiedział od kogo, postanowił się zemścić. W końcu niezależnie od tego czyja sowa postanowiła go tak poniżyć, to jasne było że to wina Gryfonów. A jaki byłby lepszy plan, niż podrzucić im coś bardzo nieprzyjemnego do Pokoju Wspólnego? Nawet znał kogoś, kto z radością pomógłby mu w tym. Co prawda jeszcze nie miał pomysłu jak wynieść coś groźnego z cieplarni, ale z radością władowałby jadowitą tentakule w worek i podrzucił tym paskudnym Gryfom. Niestety, cała sprawa się trochę skiepściła kiedy już stanął w drzwiach cieplarni numer 3. Zauważył dość...nietuzinkową sytuacje. Najwyraźniej Dorian Whisper i Henry Lancaster postanowili zintegrować się z naturą. A teraz natura najwyraźniej chciała ich lepiej poznać. Prawdopodobnie od środka.
-Eeeem, chłopaki...wybaczcie że przeszkadzam w dzikiej, naturystycznej orgii...ale chyba to zabrnęło za daleko-rzucił z progu i postanowił przerwać ich miłosne ekscesy z roślinkami. Niestety, najwidoczniej ich po prostu trochę przerosła sytuacja, bo chyba specjalnie się od nich odgradzali. Miał na szczęście pomysł. Taszczył ze sobą worek, który mimo że miał należeć do tentakul, to nie był pusty. Miał ze sobą coś jeszcze. Bo przecież logiczne - rośliny żeby przeżyć, potrzebują wody, prawda? Dlatego też miał dziesięciolitrowy baniak wyżej wymienionej substancji. Wyciągnął go teraz, otworzył i zaczął wymachiwać oblewając roślinną brać. Owszem, to wyglądało na idiotyczne. Po co podlewać krwiożercze chwasty? Otóż po to, że teraz woda po nich spływała. Wszystkie były mokre i wilgotne, co sprawiało, że gdy Gilgamesh w końcu wyciągnął różdżkę i wycelował w nie, miał genialny plan jak je unieszkodliwić:
-Glacius
Cóż, zdecydowanie to musiało być dla nich chłodne przyjęcie. What's up now, roślinki?
Dorian Whisper
Dorian Whisper

Cieplarnia nr 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cieplarnia nr 3   Cieplarnia nr 3 EmptyWto 24 Cze 2014, 17:10

Wszystko zdawało się ustać, nawet śluz gumochłona, który został lekko skropiony wodą, stał się zimny i śliski, a co najważniejsze – nielepiący się. Dorian spojrzał na Henryka i już wiedział co miał zrobić. Przykucnął i rozwiązał sznurówki swoich butów i wyjął z nich nogi. Musiał myślami na chwilę stanąć w swoim dormitorium i zastanowić się… czy miał jakieś inne w zapasie. Jeśli nie, to będzie miał mały problem. Już ma mały problem, bo do zamku razem z Puchonem będzie musiał iść boso. Lepsze to, niż zjedzenie przez Tentakule, które na pewno do przyjemnych doświadczeń by się nie zaliczyło. Kątem oka zauważył, że Henry zrobił to samo i obaj, jak na komendę wskoczyli na zamarznięty śluz gumochłona. Przez chwilę stracili równowagę, ale nie upadli, o Merlinie, chwała ci za to.
Zrobili kolejny skok i znaleźli się na zewnątrz cieplarni numer trzy, która była w tej chwili kwintesencją rozpaczy i tego, co mógł zrobić jeden, mały Poltergeis. Dorian wiedział, że w przyszłym roku będzie opuszczał Zielarstwo jak tylko będzie mógł i nikt go nie zmusi do pracy w tym miejscu, nigdy. Plus na pewno nie będzie już szedł na ratowanie komuś życia. Właściwie, dlaczego nie zastanowił się nad tym wcześniej? Jeszcze nikt go o pomoc nie poprosił, więc dlaczego teraz miałby. Oj Whisper, jaki ty jesteś czasami głupi! Prychnął pod nosem i spojrzał na swoje skarpetki, marszcząc brwi z poirytowania. Cały w dodatki się kleił od tych dziwnych kwiatów-kapust, które miały chyba ochotę go wyssać.
Spojrzał na Niemca i poklepał go po ramieniu. Może i był skurwysynem, ale pomysłu mu nie mógł odmówić. Plus… chyba będzie mu winien przysługę.
- Stary, stawiam ci kolejkę w Trzech Miotłach – oznajmił, po czym pochylił się nad uchem Gilgamesha i rzekł: - I chyba jakąś przysługę ci jestem winny – miał ochotę rozłupać mu łeb za to, co się stało w lochach, ale stare waśnie musiał na chwilę odrzucić na dalszy plan. W końcu nie był niewdzięcznym Krukonem, chociaż czasami bardzo by chciał taki być…
Machnął ręką i spojrzał na Puchona.
- Musimy chyba stąd iść zanim ktoś nas zobaczy… O zgrozo, jak to będzie profesor Harleen to mamy przerypane…

z/t x3
Claire Annesley
Claire Annesley

Cieplarnia nr 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cieplarnia nr 3   Cieplarnia nr 3 EmptyWto 29 Mar 2016, 22:21

Szkolna rutyna kogoś takiego jak Klara potrafiła pochłonąć bez reszty. Kolejne dni podporządkowane zajęciom obowiązkowym lub nie, kolejne punkty w nakreślonym własną ręką, ambitnym planie samokształcenia, kolejne popołudnia spędzane nie w towarzystwie, ale z dala od niego, za barykadą książek i pergaminu. Zamiast makijażu -plamki atramentu na drobnych dłoniach, zamiast eleganckiej fryzury - rozczesane naprędce, a potem i tak zwichrzone przez zimowy wiatr płomiennorude włosy. Oto, drodzy państwo, Claire Annesley, przyszła uzdrowicielka szpitala świętego Munga. Ta najlepsza, gwoli ścisłości. Najzdolniejsza. I ta pozbawiona znajomych.
W porządku, nie przesadzajmy. Miała znajomych. Miała ich całkiem sporo, jakby się tak dobrze zastanowić, a niektórych nawet dość bliskich. Z tym, że jeśli tak dalej pójdzie, to może ich stracić, jeden po drugim. Bo wiecie, zapominała. Nie miała czasu. Grafik spotkań towarzyskich nie przewidywał. Nie mogę, uczę się - tak ludzkich serc z pewnością się nie zdobywa, to nie była formułka mająca podtrzymać zawarte niegdyś relacje. A jednak to właśnie to zdanie towarzyszyło Klarze najczęściej. Choć nie była już w piątej klasie, kilku miesięcy brakowało jej także do rocznika siódmego - co plasowało ją dokładnie pomiędzy jedną a drugą turą egzaminów - panna Annesley jakby nie zdawała sobie z tego sprawy. Czy raczej - zdawała sobie doskonale, ale nie uważała, by z czegokolwiek ją to zwalniało. Bo przecież musiała być dobra. Może niekoniecznie najlepsza, ale mimo wszystko dobra. Ta z czołówki. Ta, na wzmiankę o osiągnięciach której kiwa się głową z uznaniem.
W efekcie nie miała czasu, a jeśli już bardzo się jej do czegoś potrzebowało, trzeba było ją łapać w biegu. Między biblioteką a salą eliksirów, na trasie od dormitorium do cieplarni... Właśnie, cieplarni.
- Annesley, zaczekaj, zabraniam ci uciekać! - Znajomy głos wbił ją w ziemię. Wiecie, zatrzymanie się, gdy woła cię ktoś umiarkowanie bliski to wciąż odruch. Gdy więc gdzieś zza pleców dobiegł ją bezceremonialny, donośny okrzyk Scotta Frimina, szóstorocznego Gryfona, z którym znała się jeszcze od pierwszego roku i który był jej parą na wszystkich zajęciach z zielarstwa, nie mogła ruszyć się dalej. Nie, musiała się zatrzymać i zaczekać, co więcej - obejrzeć przez ramię i uśmiechnąć się szeroko, choć z widoczną rezygnacją.
- Na Merlina, Scott, nie mam...
- Tak, tak, nie masz czasu, musisz się uczyć. - Wysoki brunet bezceremonialnie objął ją w talii i razem z nią opuścił cieplarnię, choć z pewnością wolniej niż zrobiłaby to sama Claire, dla której czas to przecież... No, może nie pieniądz, ale nadal był cenny!
- Umawialiśmy się, Annesley - ciągnął tymczasem Scott niewzruszenie, spoglądając na Puchonkę z nieskrywanym rozbawieniem. - Chyba zapomniałaś.
- Co? Nie, ja przecież nie... - Nie zapominam. Acha. Z pewnością. Irlandka sapnęła z rezygnacją. - W porządku, zapomniałam. Na co dokładnie się umawialiśmy? I na kiedy?
Ben Watts
Ben Watts

Cieplarnia nr 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cieplarnia nr 3   Cieplarnia nr 3 EmptyWto 29 Mar 2016, 22:22

Uporządkowany, konkretny plan zajęć to błogosławieństwo – bez niego nijak nie da się robić wszystkiego, do czego człowiek się zobowiązał, szczególnie gdy rzeczy tych jest od groma i jeszcze więcej. Można by pomyśleć, że ledwie kilka dni wcześniej Ben dorobił się wystarczającej nauczki, gdy został obdarowany morderczym bólem głowy, ale nie. Nie zrezygnował z niczego, po krótkim odpoczynku czując się jak nowonarodzony i gotów przenosić góry. Na własnych barkach, najlepiej po pięć naraz. I to na pewno nie mogła być zasługa Annesleyówny, która zajęła się marudnym, obolałym dzieckiem Roweny i pozwoliła mu zdrzemnąć się na swoich kolanach. Nie. Ani troszeczkę. Poza tym Watts od kilku dni skrupulatnie unikał myślenia o tej konkretnej, rudej przedstawicielce płci pięknej ze względu na cały szereg potencjalnie przykrych konsekwencji. Zamknął niewygodne drzwi, nie chcąc zaglądać za nie dalej, niż musiał – na razie wystarczyło te kilka niespokojnych myśli, które zdążyły się przedrzeć i zagnieździć w głowie, przypominając o sobie w najmniej odpowiednich momentach.
Trzeba to Benowi przyznać, ignorowanie istnienia Claire, by zachować jako taką psychiczną równowagę szło mu całkiem nieźle – tym czego niestety nie przewidział i nie wkalkulował do równania był przypadek. Taki najzwyklejszy, prosty przypadek, owoc złośliwości kosmosu i niekorzystnej koniunkcji planet oraz innych ciał niebieskich. No bo jak to możliwe, że gdy usiłujesz nie myśleć o dziewczynie, której twarz spędza ci sen z powiek, akurat spotykasz ją w objęciach jakiegoś dupka? Watts chciał tylko dostarczyć obecnemu w cieplarni profesorowi zaległe wypracowanie, te którego koniec końców nie dał rady napisać przez rozsadzające czaszkę bóle głowy. Jeśli wcześniej szedł równym, pewnym krokiem, tak na widok rudej czupryny i konkretnie zbudowanego chłopaka, którego dłoń spoczywała na annesleyowym biodrze, Krukon gwałtownie się zatrzymał, w ogóle nad tym nie myśląc. Zatrzymał, a potem ruszył znów przed siebie, z głęboką zmarszczką między brwiami i nieprzyjemnym, chłodnym spojrzeniem. Wolałby nie wiedzieć, skąd ta nagła złość połączona z chęcią wyrwania Gryfonowi ręki, ale na swoje nieszczęście Ben był zwyczajnie obdarzony zbyt dużą przenikliwością – niewinny chłopak ochrzczony już dupkiem dotykał czegoś, co do niego nie należało. Do Wattsa również nie i nigdy nie miało należeć, ale nie przeszkadzało mu to w obronie annesleyowej cnoty.
Było w tym za dużo emocji i wspomnień, których mieszanka podsycona niedawnym spotkaniem oraz widmem dotyku mąciła Szkotowi w głowie, popychając go do nietypowego zachowania.
- Cześć, Claire – rzucił, zwracając uwagę zainteresowanej sobą dwójki. Nie, im bliżej się znajdował, tym bardziej się Benowi nie podobało, jak obok siebie wyglądali i niestety nie mógł nic na to poradzić. Jedno wymowne spojrzenie później na męską dłoń spoczywającą nie tam gdzie trzeba, padło pytanie, które zapewne miało zabrzmieć zabawnie – Pan cię nagabuje? – wyszło w efekcie jak niezadowolone burknięcie wielkiego zwierza, tylko czekającego na pretekst, by zatopić w kimś pazury.
Claire Annesley
Claire Annesley

Cieplarnia nr 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cieplarnia nr 3   Cieplarnia nr 3 EmptyWto 29 Mar 2016, 22:22

- Herbaciarnia pani Puddifoot. Ty i ja. - Gryfon uniósł znacząco brwi. Wyprowadziwszy Claire z głównego strumienia opuszczających cieplarnię uczniów wciąż wprawdzie podążał z koleżanką w kierunku Hogwartu, ale im dłużej szli, tym bardziej Annesley odnosiła wrażenie, że chłopaczek zwalnia - i robi to nie tylko celowo, ale z pełną premedytacją. - Oraz „Podstawy magii uzdrawiającej” jako trzeci element naszego trójkąta.
Jak początkowo słowa Firmina nic jej nie wyjaśniały, tak teraz Irlandka z uderzyła się z plaśnięciem w czoło. Rzeczywiście. Choć bardzo by chciała stwierdzić, że Scottowi musiało się coś pomylić i niczego takiego nie uzgadniali, to wśród jej myśli zapaliła się teraz lampka zrozumienia. Bo chyba faktycznie były takie plany. Chyba faktycznie były i chyba faktycznie o nich zapomniała.
- No... Tak. Tak było - przyznała więc niechętnie, bo nigdy, ale to nigdy nie lubiła przyznawać Gryfonowi racji. Był jej rywalem w końcu! Fakt, może rywalizacja ta nie była szczególnie poważna i w efekcie sprowadzała się raczej do przekomarzań niż rzeczywistej złośliwości, tym niemniej niechęć Klary do bycia tą, której wytyka się błędy - w tym zapominalstwo - była już jak najbardziej realna. I zawsze wzrastała proporcjonalnie do szerokości uśmiechu usatysfakcjonowanego uśmiechu Firmina.
- Spokojnie, nie zamierzam ci jakoś szczególnie truć o to głowy - przyznał tymczasem chłopak łaskawie, odruchowo przytulając Claire mocniej. I jak gest taki miał prawo mieć jakieś podteksty, to w tej chwili - ani żadnej poprzedniej, kiedy Gryfon pozwalał sobie na podobną poufałość - nie miał ich ani grama. Jedyne, co łączyło tę dwójkę to silny friendzone wybrany świadomie przez obie strony. - Pomyślałem tylko, że może...
Tego, co pomyślał, nie dane już było Klarze usłyszeć, na horyzoncie pojawił się bowiem Ben. Zresztą, z horyzontu tego szybko przemieścił się do miejsca znacznie bliższego, w zasadzie - tego tuż obok - i... Chwila. Moment. Puchonka mimowolnie zmarszczyła brwi w wyrazie niezrozumienia. Dlaczego słowa Szkota wcale nie brzmiały jak żart? Dlaczego po kilku dniach - dokładnie tych, jakie zdążyły minąć od spotkania w Kąciku Czytelnika - które spędzili od siebie względnie daleko Watts zaczynał kontakt... No, w taki sposób? W taki, że gdyby spojrzenie mogło mordować, Scott zapewne leżałby już trupem?
Sam Gryfon jednak instynktu samozachowawczego nie miał za grosz - lub po prostu był zbyt prostym, beztroskim chłopaczkiem, by zauważyć niecodziennie ofensywną, ostrzegawczą postawę Bena. Bena, którego - na ile wierzyć hogwarckim plotkom, czy też w tym przypadku raczej ich brakowi - z Klarą nie łączyło nic ponad przyjaźń podobną do tej firminowej.
- Nagabuje? Gdzież bym śmiał, ja tylko...
- Scott - mruknęła Claire cicho, bo co jak co, ale z temperamentem Bena zdążyła się zapoznać. Może nie osobiście, może też aktualnie sama nie widziała powodu, dla którego Watts miałby reagować w taki sposób, w jaki reagował, tym niemniej widziała co widziała. I nie wyglądało to dobrze, ani trochę nie wyglądało. Choć więc Annesley nie kwapiła się, by od Firmina się odsuwać -bo nie rozumiała, że mogło chodzić o tę niezobowiązującą bliskość, o coś, co tak naprawdę nie miało przecież znaczenia - to zmarszczyła lekko brwi i zerkała niespokojnie to na Bena, to na Scotta.
Ten ostatni jednak nie zamierzał urywać w połowie. Skoro zaczął to skończy, tak? Zresztą, nie wyczuwał chyba ostrzegawczych sygnałów - ani ze strony Krukona, ani Puchonki.
- ...próbuję tej pannie przypomnieć, że książki to nie jedyne towarzystwo, którym warto się zainteresować - kontynuował więc myśl uśmiechając się tak samo szeroko, jak przedtem, gdy zaś zerknął wreszcie na towarzyszącą mu Annesley’ównę, w jego zielonych tęczówkach zatańczyły wesołe ogniki.
Ben Watts
Ben Watts

Cieplarnia nr 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cieplarnia nr 3   Cieplarnia nr 3 EmptyWto 29 Mar 2016, 22:22

Zazdrość to ciekawe uczucie – pojawia się pozornie znikąd, dla całego świata będąc największą niedorzecznością na jaką cię stać, w tobie budząc do życia istny huragan. Tornado, tsunami i inne katastrofy naraz. Wyrzuca nagle w sam środek sztormu, zmuszając do przetrwania, oparcia się jej lub zniknięcia pod powierzchnią fal. Niewielu udaje się w takiej sytuacji nie iść na dno jak kamień – czasem nawet nie chcą walczyć z tonią, która wyciąga ręce i wabi syrenim śpiewem, obietnicą słodyczy i bliżej nieokreślonego spełnienia. Ben w ogóle nie próbował się bronić, samemu skacząc za burtę.
Sposób, w jaki nieznany mu Gryfon spoufalał się z panną Annesley nie podobał się Szkotowi z dwóch powodów. Po pierwsze, aktualnie jakikolwiek samiec, który nie był jej bratem, załączałby alarmowe lampki w głowie Krukona, a po drugie, wywoływało bardzo nieprzyjemną myśl, że właściwie to Watts może nie był taki specjalny, jak chciałby myśleć. Bo może Klara każdego traktowała z równą słodyczą oraz ciepłem, nie bacząc na to, czy mu się to należało czy nie. Czy gdyby to Scott wpadł na nią z bólem głowy, też pozwoliłaby mu oprzeć głowę na kolanach i beztrosko spać? Ben nie miał pewności, co zdenerwowałoby go bardziej: niefrasobliwość Annesley czy zainteresowany nią chłopak.
Tak czy siak, panicz Firmin musiał zniknąć.
Choć subtelność zdecydowanie nie była drugim imieniem Wattsa, a jego mina i lodowate spojrzenie przepędziłyby co tchórzliwszych w przeciągu pierwszych kilku chwil, Gryfon w ogóle zdawał się nie zauważać, w jakiej potencjalnie niebezpiecznej sytuacji się znalazł. Ben nie był niemiły i nieuprzejmy ot tak, nie rzucał słów na wiatr, a jeśli okazywał wobec ciebie niechęć, mogłeś mieć pewność, że prędzej czy później coś się stanie. Bo z Wattsa dziecko było cokolwiek bardzo tolerancyjne, potrafiące przełknąć wiele dziwactw i wzruszyć na nie ramionami bez większego zainteresowania – nietrudno było w nim znaleźć oparcie i bezpieczną strefę bez oceniania z góry. Tym poważniejsze i wyrazistsze stawały się wszelkie antypatie, gdy miało się do czynienia z osobą, która pozornie potrafiłaby dogadać się z każdym i każdemu pomóc, jeśli tylko by poproszono.
Oddychając nienaturalnie równo, spokojnie, prefekt stał wyprostowany jak struna, mrużąc oczy i bezwiednie zadzierając lekko brodę w geście, który nie zdarzał mu się często, zwiastując nadejście czegoś, co nikomu się nie spodoba. Gdzieś w środku, zamiast gorącego, głupiego gniewu kumulowała się zimna, precyzyjna furia, lubiąca działać skutecznie i podstępnie, jak przyczajony pod głazem wąż.
Nagle Watts się uśmiechnął – lekko, można by powiedzieć, że nawet całkiem sympatycznie, gdyby nie pełen lodu błękit spojrzenia utkwionego teraz tylko i wyłącznie w Firminie.
- Z reguły jeśli musisz przypominać o swoim towarzystwie, znaczy to, że nie jesteś gdzieś mile widziany – rzucił, przekrzywiając głowę i jak gdyby nigdy nic wsuwając dłonie do kieszeni wierzchniej szaty. W prawej z nich ostrożnie, by nie zwracać uwagi, zacisnął palce na rękojeści różdżki, oczyma wyobraźni już widząc głowę Gryfona transmutowaną w coś wybitnie nieprzyjemnego. - Cała ta czerwona brawura mogła upośledzić ci rozum, dlatego tłumaczę. Potraktuj to jako dobrą radę starszego kolegi.
Szczuł i podjudzał, podjudzał i szczuł, chcąc sprowokować Scotta do zrobienia czegoś, co usprawiedliwiłoby rzucenie zaklęcia – a w tym akurat Watts był cholernie dobry i wiedział, że jeśli Gryfon spróbuje sięgnąć po różdżkę, ten go wyprzedzi.
Claire Annesley
Claire Annesley

Cieplarnia nr 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cieplarnia nr 3   Cieplarnia nr 3 EmptyWto 29 Mar 2016, 22:23

To nie tak, że Klara była głupia i zupełnie nie rozumiała, co się dzieje - rozumiała, rozumiała bardzo dobrze. Znała przecież pojęcie zazdrości, wiedziała, jak ta się manifestuje i choć w kontekście Bena widziała ją wprawdzie te nieszczęsnych kilka lat temu, to teraz rozpoznanie zbliżającej się burzy nie było trudne. Burzy... Nie, w zasadzie to pełnoprawnej trąby powietrznej, bo Watts z dzieciaka zdążył wyrosnąć na stuprocentowego samca. Annesley zdawała więc sobie sprawę, że dzieje się źle. Jedyne, czego nie potrafiła zrozumieć, to powód, dla którego sypały się te iskry. Nie potrafiła albo potrafić nie chciała.
- Scott - warknęła więc nieco głośniej, choć jedynym, któremu powinna w tej chwili zwracać uwagę, był raczej Krukon. Claire jednak wiedziała, że przemówienie Wattsowi do rozumu nie będzie takie proste i zanim zdążyłaby to zrobić, Gryfon mógłby już oberwać. A Irlandka bardzo nie chciała, by Firminowi cokolwiek się stało, bo, na Merlina, był jej kolegą. Wystarczająco bliskim, by nie chciała być świadkiem eksplozji zaklęć między nim a Benem. 
Tym niemniej pierwszą reakcją było kurczowe zaciśnięcie dłoni na ramieniu szesnastolatka, gest mający na celu raczej odepchnięcie go do tyłu niż wyrażenie jakiejkolwiek czułości  - czułości! na bogów, przecież to w ogóle nie miało w tej relacji racji bytu. Tylko, że... Wiecie, samiec. Scott był radosny i bezkonfliktowy, łatwy w obyciu i uroczo towarzyski, ale żaden zdrowy na umyśle mężczyzna nie da się tak traktować, tak sobą pomiatać. I Claire doskonale to teraz czuła, gdy Gryfon zaparł się i nie dał się odciągnąć, gdy spiął się wyraźnie i zacisnął zęby, mierząc Krukona spojrzeniem nagle pozbawionym wesołości.
- Doprawdy? - Scott, podobnie zresztą jak większość nastolatków, nie był tak opanowany jak Ben i nie potrafił zachować podobnie niewzruszonej - przynajmniej na pozór - postawy. Rysy jego twarzy zaostrzył gorzki uśmiech, mięśnie żuchwy zagrały pod napiętą skórą. - Dziękuję za troskę, ale wydaje mi się, że Claire umie sobie radzić wystarczająco dobrze, by powiedzieć mi to osobiście. Co więcej - czy tylko to przegapiłem, czy nie rzuciła ci się na szyję? - Gorzki uśmiech wzbogacił się o nutę drwiny. Tej drwiny, która mogła Gryfona kosztować naprawdę wiele, drwiny, która wynikać musiała z niewiary, że Ben naprawdę zamierzał wdawać się tu w jakieś większe spięcia. To właśnie dlatego Firmin nie sięgał po różdżkę, dlatego ograniczał się tylko do pobłażliwych komentarzy. 
- Proponuję więc, byś dał nam skończyć rozmowę, a nasza urocza koleżanka sama zdecyduje potem, z kim chce spędzić popołudnie - zakończył więc chłopak bardzo nieostrożnie, znacząco unosząc przy tym brwi. Powiedział znacznie mniej niż myślał, ale zrozumienie, ile dodatkowych stwierdzeń kryło się w tym niedopowiedzeniu było dziecinnie proste. Sugestii trudno było nie zrozumieć - Scott zwyczajnie szczerze wątpił, by Annesley zmieniała swoje plany dla Wattsa, by zamierzała teraz po prostu z Krukonem odejść i zignorować zarówno Firmina, jak i wszystko, czym miała się zająć w ciągu najbliższych chwil.
I rzeczywiście, Irlandka chyba niczego takiego nie miała w planach. To znaczy, przynajmniej na razie. Bo w tej chwili po prostu stała i patrzyła to na jednego, to na drugiego z niedowierzaniem, z naprawdę szczerym, bezgranicznym niedowierzaniem. 
- Czy wyście kompletnie poszaleli?! - syknęła, jednocześnie wyślizgując się z objęć Scotta, z objęć, których nie była w stanie interpretować jako coś zdrożnego czy nieprzyzwoitego. - Na głowy wam padło zupełnie?!
Sponsored content

Cieplarnia nr 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cieplarnia nr 3   Cieplarnia nr 3 Empty

 

Cieplarnia nr 3

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 9Idź do strony : 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

 Similar topics

-
» Cieplarnia nr 1
» Cieplarnia nr 2

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Hogwart
 :: 
Tereny Zielone
 :: Cieplarnie
-