IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Altana

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next
AutorWiadomość
Dorian Whisper
Dorian Whisper

Altana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Altana   Altana - Page 2 EmptyWto 03 Lis 2015, 01:33

Nie spodziewał się tego, że Aria tak się ucieszy na jego widok. Tak naprawdę nigdy nie przywierał dużej wagi do znajomości ze szkoły. Dziewczyna jednak zapadła w jego pamięci bardzo dobrze. Lubił ją, jednak nie wiedział, że ona o nim nie zapomniała, jak większość osób. Jak Alexander. Rozchylił lekko wargi ze zdziwienia, gdy dziewczyna się do niego mocno przytuliła, jakby chciała sprawdzić i poczuć czy faktycznie jest prawdziwy. Westchnął cicho, obejmując ją mocno ramionami i przyciągnął do siebie. Była ciepła, a on naprawdę dawno mógł poczuć chociażby obecność kogoś, kto był pozytywnie nastawiony do niego samego. Dawno zaznał czegoś, co się nazywało bezinteresowną dobrocią. Gdyby sięgnąć pamięcią do czasów, kiedy ostatni raz rozmawiał z Arią, uderzył go fakt, że był dla niej niesamowicie niemiły, jednak w jego stanie teraz, nie przejął się tym zbyt mocno. Wiedział tylko, że dziewczyna zawsze dostarczała mu ciepłego słowa, przyjemnego uczucia bycia docenianym. Nigdy się jej nie odwdzięczył. Bał się jednak, że jeszcze długo do tego nie dojdzie. Ciężko było zapewnić sobie samemu pozytywne aspekty życia, a co dopiero jeśli chodziło o innych. Azkaban go zmienił. Nie był jednak pewien tego, czy na dobre, trudno jednak było przyznać, że szło to w raczej negatywnym kierunku.
- Tak, żyję... – powiedział w końcu. Ze zdziwieniem przyznał przed samym sobą, że ciężko przechodziły mu przez gardło te słowa. Trzymając w ramionach to małe, kruche ciało, miał wrażenie, że przy większym nacisku pęknie, rozsypie się, jak całe jego życie. Bał się, że zrobi jej krzywdę już samą obecnością, a ona… nie zasługiwała na coś tak okrutnego. Miał wrażenie, że potrzebowała opieki, kogoś, kto stanie w jej obronie i ochroni przed złem tego świata. Dorian był pewien, że nigdy by jej nie życzył tego, co sam przeszedł w swoim krótkim życiu. Zacisnął dłonie na tyle jej sweterka, przycisnął ją mocno do siebie, chowając twarz w ciemnych włosach Krukonki. Pachniała przyjemnie, sprawiając, że koiła obecnością zszargane nerwy. Odetchnął cicho, po czym przez chwilę milczał, dając się jej nacieszyć sobą, chociaż osobiście sam nie wiedział z czego tutaj było się tak naprawdę cieszyć.
- Słuchaj mnie. Nie wiem czy to dobry pomysł, aby ktoś cię tutaj ze mną zobaczył. Nie znam tego Puchona, ale może nagadać, a nie chcę, żebyś miała kłopoty. Szczególnie, że twój ojciec mnie nie lubi, a z tego co słyszałem, to naucza teraz ONMS’u – powiedział, spoglądając jej w oczy z przejęciem. Nie chciał, żeby wpadła w kłopoty. Wyglądała marnie, jakby naprawdę miała już bardzo dużo na swojej głowie. Miał wrażenie, że naprawdę bardzo dużo się działo pod jego nieobecność. Nawet nie chciał myśleć co było z innymi ważnymi dla niego osobami. Wanda musiała naprawdę bardzo długo cierpieć. Chciał ją jak najszybciej znaleźć i wziąć w ramiona, tak samo, jak zrobił to z Arią. Mimo, iż naprawdę zapomniał jak to jest być szczerze szczęśliwym, to zdawało mu się, że Krukonka wyzwalała w nim to uczucie, które od dawna przestało mu towarzyszyć. Radość na jego widok była czymś przyjemnym, co sprawiło, że poczuł na dnie żołądka ciepło rozlewające się po całym jego ciele.
Aria Fimmel
Aria Fimmel

Altana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Altana   Altana - Page 2 EmptyPon 09 Lis 2015, 17:35

Arii do tej pory nigdy nie zdarzyło się być tak wylewną w okazywaniu uczuć. Cicha obecność dziewczyny była zawsze wyczuwalna, lecz na tym się kończyło – pojawiała się i znikała niczym cień, zazwyczaj będąc tylko milczącym towarzyszem. Kiedyś wszystko zdawało się takie proste, prawda? Nauka, przyjaciele, rodzina… Im dalej brnęło się w życie, tym ciężej było wszystko poukładać i trzymać w całości. Dziewczyna czasem miała wrażenie, że wszystko tylko dążyło do rozpadu, a ona się łudziła, chcąc do tego nie dopuścić.
Dopiero, gdy Dorian objął jej sylwetkę i przyciągnął bliżej, odczuła ulgę. Tak, jakby nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że się bała. Mógł przecież z łatwością odpędzić niechciane powitanie, zamiast zgodzić się na taką bliskość. Aria tylko mocniej zacisnęła palce na skórzanej kurtce, opierając głowę na ramieniu dawnego przyjaciela. Nigdy nie bała się określać go tym mianem, na które – jej zdaniem – po prostu sobie zasłużył. Nie zostawił jej kiedyś, więc ona również nie miała zamiaru się poddać. Naiwna nadzieja ponownie próbowała przebić się przez mur negatywnych uczuć, chcąc na dobre zagościć w sercu Krukonki. Wszystko zaczęło się ze sobą mieszać – strach, ulga, smutek i owa nadzieja. Stali wtuleni w siebie tylko kilka chwil, które Aria odczuwała jako małą wieczność. Zdążyła w tym czasie zwalczyć własne odruchy, na dobre odganiając czające się w kącikach oczu łzy i opanowując drżenie ciała. Jedynie serce biło zbyt mocno, a oddech tylko powoli zaczął zwalniać.
Fimmelówna wcale nie chciała się odsuwać, lecz wiedziała, że przecież nie mogła nikogo trzymać przy sobie przez całe życie. Chowanie kogoś, otaczanie ramionami, być może niewiele dawało, ale pomagało jej samej. Miała wiec cichą nadzieję, że również Dorian choć na krótki moment będzie mógł odczuć coś podobnego. W końcu jednak musiała się cofnąć, by dać dojść przyjacielowi do słowa. Odsunęła się tylko na tyle, by móc swobodnie unieść głowę, pozwalając na skrzyżowanie się spojrzeń – kolejna, dotąd rzadko spotykana rzecz. Czy ktoś jednak mógłby spodziewać się po Arii czegoś innego? Nie codziennie odzyskuje się osobę, która mogła pozostać na zawsze niedostępna.
W milczeniu wysłuchała słów chłopaka, patrząc na niego tak, jakby widziała i słyszała go po raz pierwszy. Być może miał rację co do Puchona, którego dopiero co poznała, lecz w tym momencie nie wydawało jej się to szczególnie ważnym zagrożeniem. Jak mogła przejmować się teraz sobą? Zdanie innych w tym momencie było zupełnie nieważne, można nawet powiedzieć, że reszta społeczeństwa nawet nie istniała. Tym bardziej jej ojciec, którego zdanie z każdym dniem stawało się coraz mniej ważne – nie miała w nim oparcia, gdy była małą dziewczynką potrzebującą autorytetu, więc teraz tym bardziej nie chciała się o nic prosić. Radziła sobie sama, nie miała innego wyboru, choć bardzo dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że jest tylko słabeuszem, który wciąż potrzebuje odpowiedniego pokierowania, by stać się kimś, kto bez problemu poradzi sobie z codzienną walką o przetrwanie.
- Co ty pleciesz? – spytała, w tonie jej głosu jednak nie było ani grama złości. – Myślisz, że obchodzi mnie to, co uważa ojciec? Albo ktokolwiek inny? Jesteś moim przyjacielem, a ja nie mam powodu do ukrywania czegokolwiek – dodała, nie musząc się nawet starać o to, by brzmieć zdecydowanie i pewnie. Złapała go za dłoń, delikatnie zaciskając na niej swoje palce.
- Jesteś tu i tylko to się liczy. Gdy ktoś tylko spróbuje powiedzieć coś głupiego, osobiście postaram się o to, by tego pożałował – uśmiechnęła się, marszcząc przy tym nieco brwi. Zapadła krótka chwila ciszy, nim ponownie się odezwała.
- Powiedz mi lepiej, jak ty się czujesz? – rysy twarzy Arii nieco złagodniały, a ciemne oczy nie opuszczały twarzy Doriana.
Dorian Whisper
Dorian Whisper

Altana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Altana   Altana - Page 2 EmptyWto 01 Gru 2015, 00:07

Dorian spoglądał na Arię z coraz bardziej ciemniejącymi oczami. Powoli podniósł dłoń i przesunął nią po jej ciemnych włosach, powoli wplatając w nie palce. Miał wrażenie, że emocje związane z powrotem w rejonu Hogwartu opadają, a on znów pogrąża się w ciemności, która jeszcze nie tak dawno go otaczała. Nawet nie poczuł, że mocniej zacisnął pięść, sprawiając ból Krukonce. Spojrzał w dół, gdy się zorientował, że coś jest nie tak i odsunął się od niej jak oparzony, chowając ręce za siebie. Na jego twarzy pojawił się grymas obrzydzenia do samego siebie. Nie miał pojęcia, że tak łatwo potrafił stracić nad sobą kontrolę i to bez konkretnego powodu. Bliskość Arii powinna go uspokajać, a tak naprawdę przypominała mu o tym, jaka przepaść ich dzieliła. Ona była niewinna, dobra dla wszystkiego, co ją otaczało, a on… on miał plamy krwi na swoich dłoniach i długą, ciemną przeszłość, o której nie chciał rozmawiać, a o której wiedział każdy bliżej zainteresowany. W pewnym momencie stracił po prostu swoją tożsamość, która zawsze dla każdego była po prostu nieznana, zagadką. A teraz? Były więzień azkabanu. Wspaniale.
Dotarły do niego słowa, które wypowiedziała dziewczyna na temat jej ojca. Pamiętał ich pierwsze spotkanie, po którym trafił do szpitala świętego Munga, a tam… potoczyło się wszystko nie tak, jak powinno. Gilgamesh, jej narzeczony. O co w tym wszystkim w ogóle chodziło? W jego głowie zaczęły krążyć myśli, które nie powinny w ogóle mieć miejsca. Był zły za to, że ktoś taki jak Niemiec miał pełne prawo do osoby, która swoją niewinnością rozświetlała mrok w głowie Doriana. Nie zasługiwała na kogoś takiego, chociaż wiedział, że kto jak kto, ale Gossherzog potrafił dbać o swoją „własność”. Tylko czy Aria czuła się jako właśnie ktoś, kto należał bezpośrednio do kogokolwiek? Westchnął ciężko, zamykając oczy, wsłuchując się w jej pewność w głosie, jakby przyrzekała tym samym, że będzie starała się go chronić za wszelką cenę swoim kruchym ciałem. Wydoroślała, widać było to już na pierwszy rzut oka. Coś się najpewniej stało, co nie powinno mieć miejsca i co wywarło na dziewczynie zbyt duże piętno. Nie był jednak pewien czy w tej chwili był w stanie jej pomóc, skoro nawet sam sobie nie był. Za dużo się działo, a jego świat wirował wokół, jakby czas nabrał niesamowicie wielkiego tempa. A on nie nadążał, tak po prostu zostawał w tyle ze swoimi własnymi czarnymi myślami.
- Nie podpadaj lepiej swojemu ojcu, bo będziesz miała problemy z mojego powodu, a wierz mi, to nie jest tego warte - powiedział, przewracając oczami, a ton jego głosu sam go zaskoczył. Chłodny, zimny niczym stal. Zacisnął pięść i spojrzał w bok, marszcząc przy tym brwi z niechęcią. Znów nic nie szło tak, jak chciał. A jedyne, czego chciał, to po prostu spokój, wewnętrzny spokój, który zapanuje na zawsze w jego głowie. Jak na razie panował tam chaos co nie było dobrym znakiem. Nie wiedział zupełnie co robić. Cofnął się więc dwa kroki, jakby chciał już odejść.
- Ario, będą z tobą szczery, bo bardzo szanuję naszą przyjaźń - powiedział, jednak nie utrzymywał z nią żadnego kontaktu wzrokowego. Czuł się źle z tego powodu, że jeszcze przed kilkoma chwilami sprawił jej ból, a takiej sytuacji bardzo chciał uniknąć. Najpierw Alexander, a później ona? Nie, to nie mogło mieć w żadnym przypadku miejsca, nie teraz, kiedy chciał się pozbierać po wszystkim, co mu się przydarzyło.
- Czuję się cholernie źle. Mam wrażenie, że wszystko wyżarło w mojej psychice bolesne piętno. Czuję się tak, jakbym nie pasował do tego świata, jakbym był jakąś odrębną jednostką, którą napędza do życia tylko chęć zemsty i znalezienie osoby, która jest winna tego, co mi się przydarzyło. Przysięgam, że tego dokonam - powiedział przez niemalże zaciśnięte zęby. Wysyczał wszystkie słowa, które z trudem przechodziły mu przez gardło. Chciał jedynie spokoju, który tak w paskudny sposób został mu odebrany. Wanda też na to zasługiwała. I chciał ją znaleźć, zabrać gdzieś daleko od tego całego zgiełku paskudnych wspomnień, sprawiających nieopisany ból. Zacisnął palce na głowie, zatykając sobie na chwilę uszy, jakby chciał się tego wszystkiego pozbyć. Coraz bardziej dostawał ataku paniki, szału, który towarzyszył mu podczas pobytu w więzieniu. Miał wszystkiego po prostu dość.
Aria Fimmel
Aria Fimmel

Altana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Altana   Altana - Page 2 EmptySro 06 Sty 2016, 00:12

Nawet najgorsze zachowanie, szarpnięcie za włosy, czy pociemniały wzrok nie były w stanie odstraszyć Arii. Zniosłaby o wiele więcej, gdyby miało to pomóc przyjacielowi dojść do siebie, bo przecież nie mogła go tak zostawić. Widziała jak na dłoni, że był zagubiony i nie panował nad sobą. Dobrowolnie nigdy nie zrobiłby jej krzywdy, choć sam już kilka razy zasłużył sobie w przeszłości na dostanie po głowie. W tym momencie jednak wszystko się zmieniło, a dawne czasy zdawały się tak odległe, jakby zdarzyły się w zupełnie innym wymiarze. Zmienili się, oboje, ale przemiana nie musiała oznaczać rozstania. Nie chciała po raz kolejny tracić kogoś, na kim jej zależało. Zimno ponownie wpędziło na bladą twarz różowe rumieńce, nieprzyjemnie gryząc skórę. Krukonka pozostawała skupiona, odganiając niepotrzebne myśli, a ciemne oczy nie opuszczały Doriana. Być może nie był to już ten sam Whisper, który został gwałtownie wyszarpany z jej życia, lecz była pewna, że z czasem dojdzie do siebie. Musiał.
Fimmelówna nie pozwoliła mu się odsunąć, za każdym razem przesuwając się razem z nim, gdy tylko próbował. Chciała przez to dobitniej pokazać, że nie ma zamiaru go zostawić. Uwagę o ojcu puściła mimo uszu, z trudem powstrzymując się od wywrócenia oczami. Nie mogła zrozumieć, dlaczego opinia kogoś tak okropnego jak stary Fimmel, mogła być w tym momencie ważna. Dla Arii na pewno nie była, zbyt wiele szkód wyrządził, by w ogóle mogła rozważyć przejęcie się jego zdaniem. Ton głosu chłopaka był jednak tak zimny, że chyba sam musiał wątpić w to, co właśnie powiedział. Przygryzła wargę zauważając, jak zaciska dłonie w pięści i odwraca wzrok. Pozwoliła mu na cofnięcie się, choć każdy nerw w jej ciele krzyczał, żeby tego nie robiła. Dorian był dla niej w tej chwili niczym zagubione zwierzę, którego nie powinno się nigdy zaganiać w kąt, by nie poczuło się osaczone. Sama więc zacisnęła swoje dłonie, wbijając paznokcie w skórę. Tak jak sobie obiecała, stała nieruchomo do czasu zakończenia słowotoku, choć coraz bardziej czuła, jak niewidzialna dłoń zaciska się na jej krtani. Chrzanić dawanie wyboru. Aria ruszyła przed siebie, choć wcale nie czuła ciężaru własnego ciała. Miała wrażenie, jakby była lekka jak piórko.
- Spokojnie, już dobrze… – powiedziała ostrożnie, przykładając chłodne palce do dłoni, które Dorian kurczowo zacisnął na uszach. Nie była w stanie już niczego zrobić, tylko ponownie przycisnąć go do siebie. Stali w objęciach, milcząc do momentu, w którym Dorian był gotowy do dalszej drogi. Aria nie chciała zostawiać go samego, nie dając możliwości wyboru – dopiero, gdy bezpiecznie dotarli do Wandy, zostawiła go pod jej opieką.

[z/t x2]
Corinne Rosseau
Corinne Rosseau

Altana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Altana   Altana - Page 2 EmptyCzw 16 Sie 2018, 01:31

Mijały miesiące odkąd pojawiła się w Hogwarcie i czuła, że to była naprawdę dobra decyzja. Oczywiście wyróżniała się z tłumu i nie potrzeba było wielkiego geniuszu do tego, żeby określić co było tego powodem. Złote do pasa włosy ściągały na siebie nawet wzrok daltonistów, a zachwyty nad równymi rysami jej twarzy nie słabły wraz z upływającym czasem. Tak jak to było do przewidzenia pojawił się nawet mały fanclub, bowiem ciągle dostała sowy z upominkami z Miodowego Królestwa, gdzie nie brakowało czekoladowych żab których jeść nie mogła. Nie mniej jednak czas na Wyspach płynął jej nawet wartko, a ona wprost nie mogła się doczekać, aż zacznie studia i dorosłe życie.
Wolne popołudnia lubiła spędzać na bieganiu. Lubiła w sobie pielęgnować umiejętność szybkiego poruszania się na wypadek gdyby ktoś kiedyś zaczął ją gonić. Działała na samców absolutnie bezwiednie, więc kto wie? Może któregoś dnia któryś z nich będzie chciał ją porwać? No i mieć takie długie nogi i z nich nie korzystać? Tak to przynajmniej dbała o to, żeby nie utyć. I tak gdy tylko przybrała choćby o gram, słyszała w głowie głos babci: "Spasłaś się. Wyglądasz jak Twój ojciec", a to nie był komplement. Jej ojciec był niski i okrągły, bo lubił jeść to co produkowała jego firma czyli czekoladowe ropuchy. I był naprawdę okrągły. Oczywiście jej matkę pociągało w nim jedynie jego złote serce, ale każdy kto miał oczy wiedział, że stary Rosseau wygrał najprawdziwszy los na loterii zwanej życiem.
Biegła przed siebie pilnując miarowego oddechu, aż dobiegła nad jezioro, by ukryć się w altanie. Długie włosy wyczesane były wiatrem, a czerwony ortalionowy dres rozsunęła, by pokazać śnieżnobiałą koszulkę pod spodem. Ściągnęła górę czując jak gorąco spala ją od środka i rzuciła ją na ławeczkę niedbałym ruchem.
Mikhail Asen
Mikhail Asen

Altana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Altana   Altana - Page 2 EmptyCzw 16 Sie 2018, 10:45

Ostatnio mocno, nawet bardziej niż zwykle skupił się na Quidditchu. Ostro trenował, zarówno podczas wspólnych treningów, jak i tych samotnych. Może i wiele dziewczyn przewinęło się w jego życiorysie, niektóre były ładniejsze, niektóre mądrzejsze, jednak panicz Asen postawiłby własną różdżkę o to, że ta jedna jedyna panienka będzie z nim do końca życia. Nie zamieniłby miotły na żadne szachy, nawet gdyby był już siwiejącym, stetryczałym staruszkiem z haczykowatym nosem i w niemodnych już od kilku sezonów szatach.
Ojciec zadbał odpowiednio, by Misza nie latał na byle czym. Nikolai sprezentował synowi najlepszy i najszybszy model, a ten dbał o te miotłę bardziej niż o siebie. Codziennie sprawdzał, czy żadna witka nie odgina się w niepożądaną stronę. Codziennie polerował trzonek, by lśnił w słońcu i oślepiał przeciwników. Już nawet mało brakowało by Asen nadał miotle jakieś osobliwe imię w stylu Betty, lub coś podobnego.
Dzisiejsze popołudnie również spędzał na lataniu. Po ostatniej kontuzji musiał wrócić do pełnej sprawności a nie osiągnie tego wylegując się na kanapie w dormitorium. Korzystał też z uroków pierwszych ciepłych dni wiosny, rezygnując dziś z cieplejszego ubrania i pozostając w zwyczajnym stroju zawodnika. Nosił się dumnie z wielką czwórką na plecach. Ślizgoni ogólnie byli niezwykle dumni, jednak Asen przekraczał już wszelkie granice.
Właśnie mijał altankę, kiedy coś błysnęło w słońcu. Przez chwilę miał wrażenie, że to jego zegarek, jednak po chwili to znów się stało, mimo, że naciągnął rękaw przykrywając jego tarczę. Zatrzymał się w powietrzu by rozejrzeć się za źródłem błysku i wtedy ją dostrzegł. Ah, złotowłosa Corinne. To najpewniej jej kosmyki musiały lśnić bardziej niż połyskujący napis na jego Błyskawicy. Co ona? Biega? Biegła jak nic, miała na sobie dres w kolorze gryfońskich fujar także musiała właśnie uskuteczniać jogging, pytanie tylko: po co?
Po co komu bieganie, skoro była miotła, a dla tych antysportowych - teleportacja? Dlaczego ta urocza Francuzeczka wolała biegać, zamiast uczyć się zaklęć? Może w jej kraju tak się robi? Asen nie miał bladego pojęcia.
Nadal ukrywał pod swoim łóżkiem w dormitorium jej notatnik, trampki oraz skarpetki, które zajumał jej podczas ich pierwszego spotkania na pomoście. Dziewczyna uparcie nie zgłaszała się po swoje fanty, a Asen stwierdził, że niczego nie będzie pospieszał. Przyjdzie czas, że jeszcze wykorzysta ten fakt na swoją korzyść, a gdzieś z tylu głowy naszła go myśl, że właśnie teraz nadeszła idealna sposobność.
Zniżył się znacznie, tak by dziewczyna miała go w zasięgu swojego wzroku, jednak nie wylądował do końca. Czubkami butów ledwo dotykał tych najdłuższych ździebełek trawy, które ośmielona pogodą postanowiły zazielenić zamkowe błonia.
- Moja ulubiona gryfonka we własnej osobie - powiedział na powitanie.
Już jakiś czas temu doszedł do wniosku, że z Tanją to przegrana sprawa. Starał się, próbował, jednak nie wskórał kompletnie nic poza tym, że Everett nie ciskała już za nim przekleństwami za każdym razem, gdy mijał ją na korytarzu. Poległ, trudno, zdarza się najlepszym. Musiał jednak w duchu przyznać, że Gryffindor ma w swoich ścianach najlepsze laski w całym Hogwarcie, a gdy patrzył na Corinne jeszcze bardziej upewniał się w tym przekonaniu.
Misza nie stronił od towarzystwa płci przeciwnej, jednak przy tej konkretnej blondynce czuł coś kompletnie innego, czego jeszcze nie nauczył się nazywać słowami. Miał nieodpartą chęć rzucić miotłę i pocałować ją w te uparte usta, ale jako czarodziej potrafił przewidzieć, że zarobiłby za to w pysk. Zamiast tego uśmiechnął się leniwie.
- Wyjaśnij mi, co robisz? - spytał niezwykle ciekawy. Jej rumieńce na twarzy zdradzały zmęczenie, ale dodawały jeszcze większego uroku. Ah, jakżeby Asen chciał teraz móc założyć ten lekko wilgotny kosmyk za ucho gryfonki. Musiał się kurczowo trzymać miotły, by nie zrobić nic głupiego.
Corinne Rosseau
Corinne Rosseau

Altana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Altana   Altana - Page 2 EmptyCzw 16 Sie 2018, 15:21

Ostrożnie wyciągnęła ręce ku górze czując jak jej napięte mięśnie aż wzdychają z ulgą. Och, uwielbiała biegać. W Beauxbatons była to jedna z niewielu rzeczy którą w wolnym czasie praktykowali uczniowie. O milion razy chętniej niż Quidditch który w swoich założeniach był dość brutalną grą, absolutnie niegodną wychowanków Madame Maklin która delikatność i elegancję ceniła nader wszystko. Dlatego biegali. Przez ostatnich kilka miesięcy zauważyła jednak, że Hogwartczycy mają kompletnie inny styl życia i latanie na miotłach było dla nich niezwykle istotne. Gracze urastali w hierarchii społecznej do rangi bogów, spychając w niepamięć uczniów uzdolnionych artystycznie. We Francji było zupełnie odwrotnie. Artyści byli największym skarbem tej placówki wychowawczej. Coroczne wystawy były najbardziej elitarnym wydarzeniem społecznym i każda niewiasta chciała być muzą dla któregoś malarzyny. Oprócz Coco. Ona chciała zaszyć się pod ziemię i już nigdy z niej nie wychodzić.
Moja ulubiona gryfonka we własnej osobie
Aż podskoczyła wydając z siebie cichy krzyk. Przestraszył ją. Absolutnie nie spodziewała się, że może kogokolwiek o tej porze spotkać, bo wszyscy zbierali się w okolicach boiska, albo cieplarni pozostawiając jezioro i jego okolice samym sobie. Nie musiała się jednak odwracać, żeby wiedzieć kto doprowadził ją do mikrozawału. Ten głos rozpoznałaby absolutnie wszędzie. Prawdę mówiąc nie mogła młodego Asena wymazać z pamięci i nie raz złapała się na tym, że śledzi go wzrokiem, albo wchodzi na wieżę żeby popatrzeć jak popisuje się na swojej miotle. Lubiła z nim rozmawiać, lubiła na niego patrzeć i ogólnie lubiła go o wiele bardziej niż powinna. Jednak wcale mu tego nie okazywała.
- A ti co robisz? Powinienesz być z tą miotłą zdeczydowanie gdziesz indziej - jedna z ciemnych brwi powędrowała nieco wyżej, a granatowe tęczówki utkwiła w jego twarzy. Dlaczego był tak nieznośnie przystojny? I dlaczego miał ten głos który sprawiał, że gdzieś w podbrzuszu budziło się tysiące motyli które chciało wydostać się na wolność?
- Biegam, bo nie chcę bić gruba. W Beauxbatons często biegami. Ni to co Wi. Ciągle miotłi, miotłi i miotłi. Jak niby maci mieć mięsznie jak ciągli siedzicie?- jak widać czas mija, a jej język wciąż kaleczył język angielski chociaż na papierze nie popełniała absolutnie żadnych błędów. Możliwe, że przyczyna tkwiła w tym, że rzadko mówiła. Często dużo mówić, jeśli nie ma się koleżanek, a chłopców się najzwyczajniej w świecie unika.
Mikhail Asen
Mikhail Asen

Altana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Altana   Altana - Page 2 EmptyCzw 16 Sie 2018, 19:54

Przyprawił ją o lekkie drżenie serca swoim nagłym pojawieniem się i nie wiedzieć czemu, bardzo się z tego faktu cieszył.
Rosseau sprawiała wrażenie mocno niedostępnej, jednak w zupełnie inny sposób niż Tanja. Panna Everett skrywała jakąś mroczną tajemnicę, była skryta i wycofana i Misza mimo fascynacji nie do końca wiedział, czy chce się bawić w zbawianie czyjejś duszy.
Corinne natomiast wydawała się po prostu niezainteresowana związkami. Jakby uważała cały ród męski za zło konieczne, unikała z nimi niepotrzebnego kontaktu, nie chciała się spoufalać. To, że ją przestraszył, a także fakt, że nie zrobiła mu z tego powodu żadnego wyrzutu świadczył o tym, że jego osoba nie była dla gryfonki aż takim utrapieniem, jakby się mogło wydawać.
- Masz na myśli boisko? - spytał, wskazując ruchem głowy kierunek, w którym znajdowało się miejsce, gdzie powinien młody Asen znajdować się w tym momencie, zamiast ją dręczyć. - Niestety zajęte. Jakieś żółte patałachy próbują rozgryźć jak pokonać nas w następnym meczu. Mógłbym im trochę poprzeszkadzać, ale mam ważniejsze rzeczy na głowie.
Utkwił w dziewczynie świdrujące spojrzenie. W zasadzie nie lubił gdy mu się odpowiadało pytaniem na pytanie, jednak jeśli chodziło o tę gryfonkę mogła to praktykować do końca swojego życia. Robiła to w tak uroczy sposób, że nie sposób było się na nią gniewać.
Misza pochylił się nieznacznie i wprawiając miotłę w ruch, okrążył Corinne dookoła, po czym wylądował gładko tuż obok altanki.
- Nie ma przecież zakazu latania na błoniach? Ja o żadnym takim nie słyszałem, ale jeśli jest, to oświeć mnie. Wy, porządni gryfoni, na pewno znacie regulamin szkolny na pamięć - zaśmiał się, po czym wszedł do środka i rozsiadł się na jednej z ławeczek, uprzednio ściągając rękawiczki i kładąc je na stoliku. Następnie poklepał miejsce po swojej lewej stronie zachęcając Francuzkę by usiadła obok niego.
Kiedy w końcu otrzymał odpowiedź na tak bardzo nurtujące go pytanie, jego brwi momentalnie powędrowały w górę. Omal nie zakrztusił się własnym oddechem. Gruba? Czy ona w ogóle zdaje sobie sprawę jak daleko było jej do tego by być gruba? To jakaś śmieszna sprawa z tymi dziewczynami. Widziały wady w sobie chociaż absolutnie nie miały ku temu żadnych powodów. Rosseau była najprawdopodobniej najpiękniejszą dziewczyną na tej planecie a i tak usilnie starała się umniejszyć swoją wartość. Nawet, gdyby odpuściła sobie bieganie na dziesięć lat, nie doszłoby do sytuacji, w której ktoś mógłby mieć zarzuty co do jej wagi.
Parsknął śmiechem. Ktoś, kto nie latał na miotle za wiele nie zdawał sobie nawet sprawy jaki to kosztuje wysiłek. Poza tym gdy się jest na przykład takim ścigającym trzeba się porządnie spiąć, żeby w szaleńczym pędzie nie spaść, a pałkarze? Ci to się muszą namachać.
- Najdroższa Corinne, ranisz moje serce. Naprawdę sądzisz, że Quidditch to tylko siedzenie na miotle? Gdyby tak było, na świecie roiłoby się od graczy, a same rozgrywki nie byłyby tak pasjonujące. Do tego trzeba się urodzić - mrugnął okiem, jakby chciał podkreślić, że sam jest jednym z wybrańców losu.
Oczywiście, że wiązał swoją przyszłość z grą. Oczywiście, że starał się skupić na tym celu i poświęcić mu wszystko co mógł. Nie był orłem w nauce, ale doskonale wiedział, że żaden z niego alchemik, ani urzędnik. To sport był jego pasją.
Założył dłonie na karku, jednak nie potrafił odwrócić wzroku od dziewczyny. Gdyby mógł, przesiedziałby z nią w tej altance cały wieczór. Nie wiedział do końca dlaczego tak się czuje ale nie miał nawet ochoty opierać się temu uczuciu. Corinne jest piękna, zabawna, mądra (w dowolnej kolejności, żeby nie było), była więc towarzystwem idealnym.
- Przykro mi, że ukradłem ci trampki. Gdybym wiedział, że tak lubisz biegać to pewnie bym tego nie... Nie no, i tak bym to zrobił - zaśmiał się.
Corinne Rosseau
Corinne Rosseau

Altana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Altana   Altana - Page 2 EmptyPią 17 Sie 2018, 01:37

Wpatrywała się w niego swoimi sarnimi oczętami, a jej wilowate serduszko już dawno zmiękło. Jednak nie mogła sobie pozwolić na sentymenty. Wszakże Misza nie był jej chłopakiem. I musiała zrobić wszystko, żeby nim nie był. Dla jego własnego dobra. A przynajmniej tak uważała, bo siebie miała za hybrydę która przynosi same nieszczęścia i nie wiadomo jak długo pożyje. Wersji było naprawdę wiele i jedne były dość optymistyczne, bo obiecywały wieki życia (gen wili), inne trochę mniej, bo człowiecze życie do późnej starości, a jeszcze inne zakładały zgon przed drugą dekadą. Jej starsza siostra póki co przekroczyła próg drugiej dekady, a nawet urodziła córkę więc Coco nie wybierała sobie jeszcze trumny, jednak nie była zbyt optymistycznie nastawiona do swojego egzystowania w świecie. Naprawdę uważała cały ten wilowy gen za największą katastrofę na świecie i kiedy dziewczęta zazdrościły jej urody, ona zazdrościła im skrycie normalności.
- Skoro masz ważniejszi rzeczi to co tu jeszcze robisz? - znów jedna z brwi powędrowała nieco wyżej, a jej spojrzenie przeszywało jego twarz. Szkoda tylko, że nie było tak zimne jakby tego chciała.
- Czemu zawszi się mi tak przyglądasz? - zapytała choć doskonale znała odpowiedź. I wiedziała, że jest to silniejsze od niego. Tak samo jak wiedziała, że skoro to robi to jego serce jest wolne. Zakochani mężczyźni wydawali się być obojętni na jej wdzięki, jedynie nieliczni doceniali jej niebagatelną urodę.
Na jej twarzyczce wymalowało się udawane oburzenie kiedy zobaczyła jak rozsiada się jak gdyby nigdy nic w środku, no bo przecież była tutaj pierwsza! Jednak zamiast uciekać gdzie mantykory rosną to usiadła naprzeciwko zakładając na siebie znów szeleszczącą górę od dresu. Nie chciała się przeziębić.
- A wi macie regulaminy w rzyci - odpysknęła, choć tak naprawdę nie czuła się stuprocentową Gryfonką. Niezbyt identyfikowała się z rówieśnikami, bo dość ostentacyjnie ich wszystkich unikała. Obiecała sobie, że przed końcem semestru nawiąże jakieś normalne relacje towarzyskie, ale czy to się uda to się jeszcze okaże.
- Sądzę, że to brutalni gra dla egoisticznich samolubów - odpowiedziała od razu i chyba po raz pierwszy dzisiaj to naprawdę miała na myśli.
- To jest niebezpieczni. Jak można tak rizikować swoim życiem dla zabawy? - oczy jej się nieco zaszkliły, bo ona ryzykować swoim życiem by nie mogła, nawet jeśli czuła się nieszczęśliwa.
- Spokojni. Stać mnie na nowi przecież mój papa produkui czekoladowi żabi - chyba po raz pierwszy powiedziała mu coś więcej o sobie, chociaż teraz wywróciła oczami, żeby nie myślał, że została z jedną parą trampek, bo drugą jej zwinął. I ciekawe po co mu one! Mógłby oddać i sprawa zostałaby zamknięta.
Mikhail Asen
Mikhail Asen

Altana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Altana   Altana - Page 2 EmptyPią 17 Sie 2018, 11:12

Mikhail Asen się nie zakochiwał. Oczywiście, dziewczyny go niesamowicie fascynowały, pociągały i zdawałoby się, że podrywanie i flirtowanie jest jego całym życiem, ale to nie o to chodziło. Znaczy, to nie tak, że bał się związać na dłużej. Bardzo tego chciał. Próbował, szukał, sprawdzał i czekał, aż trafi go coś więcej niż tylko powierzchowne zauroczenie. To przecież nie była jego wina, że żadna z szanownych wychowanek Hogwartu nie zainteresowała go na tyle, by spotykać się z nią dłużej niż te marne kilka tygodni.
Coś takiego jednak było w Corinne, że na jej widok coś działo się z jego umysłem. Mimowolnie uśmiechał się kiedy na korytarzu mignęła mu gdzieś jej subtelna postać, a widząc, jak prawie każdy męski osobnik wodzi za nią wzrokiem czuł w środku takie maleńkie uczucie zazdrości, a Misza przecież NIGDY o NIKOGO nie bywał zazdrosny.
Pokręcił głową na jej zarzut. Nie dowierzał, naprawdę.
- No ale właśnie to są moje ważniejsze rzeczy! - powiedział wskazując siebie siedzącego w altance. Na początku właściwie chodziło mu o trenowanie, ale teraz sam już nie był do końca pewny. - Po co mam sobie zaprzątać nimi głowę, skoro i tak to bardziej niż pewne, że wygramy? Wolę spędzić czas w lepszym towarzystwie niż puchoni. - znowu mrugnął zawadiacko. Zaraz mu to wejdzie w nawyk.
Poczuł lekkie rozczarowanie faktem, że nie zajęła wskazanego przez niego miejsca tuż obok, wybierając bezpieczniejszą ławeczkę na przeciwko. Ale może to i lepiej? Ostatnio, kiedy próbował ją pocałować uciekła, wskakując do jeziora, więc kto wie jak zareagowałaby, gdyby dziś chciał to zrobić ponownie? Z drugiej strony miał na nią w takim układzie lepszy widok. Mógł podziwiać ją cały czas bez konieczności wykręcania sobie karku, choć to dla niego i tak byłby żaden problem. Lubił łapać jej spojrzenie koloru głębokiego oceanu, lubił podziwiać jej idealną cerę. Ona cała była idealna, on też, dlaczego więc opierać się stworzeniu razem tak bardzo idealnej pary?
Czemu zawszi się mi tak przyglądasz? usłyszał nagle. A więc to zauważyła i przyłapała go na tym. Misza jednak zupełnie się tym nie przejął. Na nie speszonej twarzy pojawił się nagle leniwy uśmiech, a sam Asen lekko drgnął.
-Bo masz coś na twarzy - powiedział, choć to absolutnie nie była prawda. Znaczy, coś w istocie na twarzy miała, ale na pewno nie to, co teraz pojawiło się w jej myśli.
- Głupią minę! - parsknął. Była taka ładna kiedy się uśmiechała, dlaczego nie uśmiechała się cały czas?
Zamiast tego wolała ciskać w niego gromami i burzyć się o coś tak błahego jak brak poszanowania dla szkolnego regulaminu. Komu ona to mówiła, ślizgonowi?
- No pewnie, że mamy. Regulamin został stworzony dla krukonków, gryfonów i puchonów. My w Slytherinie mamy tylko jedną zasadę mówiąca, że nie ma żadnych zasad - wyjaśnił cierpliwie. Może w Beauxbatons strasznie naciskali na dobre maniery, kulturę, naukę i w ogóle. W Hogwarcie niby pozornie też, jednak Misza miał to w kompletnym poważaniu, zgodnie z tym, co zarzuciła mu dziewczyna.
Bułgar złapał się za serce, udając, że jej słowa niezmiernie go ranią.
- Brutalna gra dla egoistycznych samolubów?! - powtórzył za nią. - Naprawdę uważasz, że jestem egoistycznym samolubem? Dlaczego?
Trochę jednak faktycznie posmutniał. To, że był czasami wredny, niefrasobliwy oraz ciężki do współżycia wcale nie oznaczało, że był samolubem! Egoistycznym! Zazwyczaj nie obchodziło go co inni o nim sądzą, jednak myśl, że ta właśnie gryfonka ma o nim złe zdanie niesamowicie go poruszyła. Naprawdę był aż taki niedobry?
- Niebezpieczne, to jest bycie aurorem. To praca kiedy wychodzisz rano z domu i nie wiesz, czy do niego wrócisz. Ja kocham Quidditch. Kocham ten zastrzyk adrenaliny, kocham to uczucie kiedy od ciebie zależy wygrana całej drużyny, kocham słyszeć doping kibiców, kocham motywację przed każdym meczem. Kocham latać Corinne, to naprawdę stawia mnie w tak złym świetle? - powiedział nagle bardzo poważnym tonem. Przejął się. Postanowił jednak bronić siebie, swojego honoru i swojej pasji.
Przez chwilę trochę nawet pożałował, że się tu do niej przysiadł. Wolałby raczej nigdy nie usłyszeć jej słów, bo choć zazwyczaj spływało to po nim jak po kaczce, dziś jakoś mocno go dotknęły.
- Wiem, pamiętam - mruknął. - To, że sama masz alergie na czekoladę też pamietam. A twoja siostra już urodziła? - zapytał, odbiegając od tematu, bo nagle przypomniało mu się dlaczego panienka Rosseau odrzuciła jego zaproszenie na bal.
Corinne Rosseau
Corinne Rosseau

Altana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Altana   Altana - Page 2 EmptyPią 17 Sie 2018, 14:24

Coś na twarzy? Faktycznie pomyślała teraz o tym, co zjadła na obiad i czy nie został niechcący gdzieś na brodzie i już już wyciągała dłonie, żeby wytrzeć nimi brodę i kąciki ust kiedy usłyszała jego odpowiedź. Zaśmiała się lekko i szczerze odchylając przy tym nieco głowę do tyłu. Dawno nikt jej nie rozbawił.
- Och, chciałam tilko sprawdzić czy wciąż jestem najpiękniejszą dziewcziną jaką widziałi twoje oczy - zacytowała jego pierwszy wybuch entuzjazmu i znów zaśmiała się lekko. Lubiła jego komplementy. Nie wyczuwała w nich fałszywej nuty i faktycznie sprawiały jej swego rodzaju przyjemność. Jednak Misza mógł być absolutnie szczery, albowiem nie widział prawdziwych wili. Jej matka, babka i kuzynki były kwintesencją słowa "piękno". Ona w porównaniu do nich była niczym księżyc odbijający blask prawdziwych słońc. Nigdy jednak nie zazdrościła im aparycji. Bardziej zazdrościła faktu, że mogły zaszyć się w lesie i z niego nie wychodzić. I nie musiały chodzić do szkoły. Zwłaszcza takiej szkoły jak Beauxbatons, gdzie koleżanki najchętniej zobaczyłyby jej głowę nabitą na pal.
-Czi na samim początku szkołi wsziscy przechodzicie kurs "Jak bić dumnym przedstawicielem swojego domu?" - znów przekręciła teatralnie oczętami i zaśmiała się lekko. Ona była Gryfonką i tyle. Czy to powód żeby odczuwać z tego powodu dumę? Każdy z domów miał wybitnych przedstawicieli w magicznym świecie, więc każdy był dobry. No dobra, Puchoni to kluchy, ale poza tym wszyscy byli spoko, ale na inny sposób.
- Bo to jak skręcisz kark, tylko dlatego, że lubisz latać, to najbardzi będzi cierpieć twoi rodzina i najbliżsi, a nie ti, chociaż to twój kark - wyjaśniła spokojnie, chociaż kiedy wyjaśnił jej to po swojemu zaczęła odczuwać wyrzuty sumienia.
- Możi trochę źle dobrałam słowa-  wymamrotała przenosząc spojrzenie na wejście do altanki za którym mieniła się w świetle zachodzącego słońca tafla jeziora.
- Przepraszam, że ci uraziłam- powiedziała cicho i znów patrzyła mu prosto w oczy. Wbrew pozorom nie chciała, żeby się obraził. Rozumiała jego stanowisko. Ona sama też dla adrenaliny lubiła się wspinać. Czy to na wieżę, czy na drzewo, byleby być wysoko i patrzeć na wszystko z góry. Lubiła wychylać się poza barierkę, czasem siadała za barierką, byleby tylko poczuć to przyspieszone bicie serca i niepewność.
- Zdecidowała się wstrzimać i jednak nie urodzić - zażartowała  puszczając mu oczko i posyłając szeroki uśmiech numer pięć. Zaraz jednak się zreflektowała, bo przecież to nie czas na żarty, kiedy dopiero co śmiertelnie go obraziła. Wróciła też pamięcią do ich ostatniej rozmowy w bibliotece i przypomniała sobie, że powiedziała mu wtedy o sobie dużo. Może nawet zbyt dużo.
- Urodziła córeczkę. Ma na imię Fleur i jest najpiękniejsza na świecie, chociaż wigląda jeszcze trochi jak chomik. Przinajmniej nie jest podobna do swojego ojca, bo ten wygląda... jak żabi z brodą - jak widać nie była wielką fanką swojego szwagra, choć trzeba mu było przyznać, że dzielnie znosił Apolonię i jej kalejdoskop nastrojów, bo choć na co dzień była kapryśna, tak podczas ciąży była prawdziwym potworem. On jednak wydawał się być całkiem zadowolony z tego stanu rzeczy. A córeczkę mieli doprawdy idealną.
- Ni gniewaj się na mnie, Miszka - poprosiła cicho zajmując miejsce obok niego. Wciąż przyglądała mu się swoimi wielkimi oczyskami chyba po raz pierwszy w życiu licząc na to, że jej urok uchroni ją przed jego gniewem.
Mikhail Asen
Mikhail Asen

Altana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Altana   Altana - Page 2 EmptySob 18 Sie 2018, 17:24

Zazwyczaj obierał ten sam schemat przy podrywaniu lasek i praktycznie zawsze prowadził on do schowka na miotły, w którym młody panicz Asen mógł się oddawać swojemu uwielbieniu dla płci przeciwnej. A uściślając – dla ich biustu. W przypadku Corinne musiał jednak trochę pokombinować, aczkolwiek żaden z jego sposobów na nią nie działał. Całe szczęście Mikhail miał jeszcze kilka asów w rękawie i nie zamierzał absolutnie się poddać, o nie. Mimo tego, że jakiś czas temu obiecała mu dozgonną przyjaźń ślizgon wiedział, że to tylko kwestia czasu, jak taki stan rzeczy rozwinie się na korzyść chłopaka.
Bo czy już nie odniósł swego rodzaj malutkiego sukcesu? Gryfonka właśnie posyłała mu promienny uśmiech, co na samym początku ich znajomości było zwyczajnie nie do pomyślenia. Metodą małych kroczków zdobędzie jej zimne serce. Był tego bardziej niż pewien.
Pochylił się w jej stronę nie przerywając kontaktu wzrokowego. Od jej zapachu kręciło mu się w głowie ale nie byłby sobą, gdyby stracił rezon.
- Z takimi oczami nadal jesteś na podium i nie zapowiada się, by miało się to kiedykolwiek zmienić – odpowiedział.
Niby nie prowadził żadnej ewidencji lepszych, czy gorszych dziewczyn, z którymi się spotykał. W jego mniemaniu każda była w danym momencie wyjątkowa, w końcu przecież to był jego wybór, a jego wybory są zawsze najlepsze. Tym razem padło na Corinne, a sam Mikhail czuł, że to chyba może być to. Podobało mu się to, że jest taka niedostępna, że sam musi się postarać. Nie kosztowało go to zbyt wiele wysiłku, jedyne w co musiał się uzbroić to cierpliwość.
- Nie. My się z tym po prostu rodzimy – skwitował krótko, tę oczywistą oczywistość.
Temat latania na miotle zmienił atmosferę panującą w altance z beztroskiej, na nieco spiętą. Misza nie do końca wiedział dlaczego przejmuje się tym aż tak bardzo. Gdyby na miejscu panienki Rosseau siedziała jakakolwiek inna dziewczyna, najprawdopodobniej wzruszyłby ramionami, wstał i pożegnał się po prostu. Ślizgon nie miał nigdy ochoty ani czasu by kogokolwiek do siebie przekonywać. W końcu był Asenem, halo, to dziewczyny musiały przekonywać go do siebie.
A jednak siedział tu teraz, lekko zdołowany, starając się wytłumaczyć gryfonce swój punkt widzenia. Dlaczego nie mogła tego po prostu przyjąć do wiadomości i przyznać mu racji?
- Trzeba latać tak, żeby nie skręcić sobie karku – wzruszył ramionami. – Statystyki dowodzą, że więcej czarodziejów ginie od nieprawidłowego użycia zwyczajnych czarów, niż od grania w Quidditcha. A po drugie jakbym złamał rękę to mogłabyś się mną opiekować, to źle?
Ogólnie właśnie wyleczył zwichnięcie nadgarstka i niejednokrotnie zastanawiał się, czy nie ruszyć tyłka do wieży Gryffindoru, by poprosić Corinne, by go troszeczkę pomasowała. Mógłby też poudawać, że na przykład coś go boli właśnie w tym momencie, albo, że drętwieje mu palec. Śmiało mógł jednak podejrzewać, że gdyby tylko Francuzka go dotknęła, zdrętwiałoby mu coś z goła innego, co mogłoby zniwelować cały jego trud i starania włożone w podbijanie do Corinne.
Zauważyła, że posmutniał i zrobiła coś, czego się kompletnie nie spodziewał. Przeprosiła go. Tego jeszcze nie grali, a co najlepsze Misza widział na jej twarzy prawdziwą skruchę. Chcąc to podtrzymać spuścił wzrok na swoje splecione dłonie, choć smutek prawie zupełnie już go opuścił.
Znaczy, nadal był poruszony jej przykrymi słowami, nie umiał się jednak zbyt długo gniewać na Corinne.
Mimo to nie podniósł wzroku nawet na moment, kiedy opowiadała mu o swojej siostrzenicy oraz szwagrze. Słuchał jej uważnie i notował wszystko w pamięci jak zawsze. Za każdym razem dowiadywał się o niej czegoś nowego, co zawsze mogło mu się przydać w przyszłości.
- Musi być urocza – podsumował tylko.
Najwidoczniej jego smutek ruszył dziewczynę, co było kolejnym świadectwem na to, że nie był jej tak do końca obojętny. Zmaterializowała się nagle na miejscu obok niego, przez co Miszę momentalnie oblała fala gorąca. Przeniósł wzrok na jej kolana.
Ni gniewaj się na mnie, Miszka
Mogłaby go tak nazywać codziennie. To było jak miód na jego uszy. Przywołał na twarzy cień uśmiechu i spojrzał na nią.
- Nie gniewam się, ale samo przepraszam nie wystarczy. Przyjmuje w pakiecie z buziakiem.
Corinne Rosseau
Corinne Rosseau

Altana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Altana   Altana - Page 2 EmptyNie 19 Sie 2018, 01:43

Zaśmiała się znów lekko i wychyliła jeszcze bardziej do przodu opierając łokcie o uda.
- Tilko na podium? - jedna z brwi nieco się uniosła, a w jej oczach widać było najwyraźniej, że tylko się z nim droczy. Nigdy nie musiała upominać się o komplementy, ale też nigdy jej na nich nie zależało. Jednak jeśli już szanowny pan Bługar z Bługarii raczył uraczyć ją ciepłym słówkiem, mógł być bardziej wylewny. Coś o jej nogach i braku nadwagi byłoby naprawdę mile widziane! A jeszcze milej by było gdyby wspiął się na wyżyny kreatywności i powiedział coś uroczego na temat jej buzi, bo w swoim mniemaniu wyglądała nie lepiej niż siostrzenica i ten iście chomiczy wygląd jednak był zapisany w genach Rosseau. Na próżno jednak liczyć na wyżyny kreatywności u Mikhaila, ale postanowiła go łaskawie jeszcze nie skreślać. Ba! Nawet dobrodusznie da mu jeszcze jedną okazję do naprawienia swoich błędów jeśli będzie trzeba. W takim doskonałym nastroju dzisiaj była.
Uważnie słuchała tego co ma do powiedzenia i wyprostowała się nagle jak struna kręcąc przecząco głową. Warto, naprawdę warto wytknąć mu, że te swoje statystyki może sobie wsadzić w ten sam ciemny otwór co regulamin.
- Ni wszyscy czarodzieje latają, ale wszisci niesteti czarują - wyciągnęła nawet długi palec żeby wyciągnąć go w jego kierunku w iście oskarżycielskim geście. Brawo, Cori. Teraz Miszka może się udławić tymi statystykami, prawda? Ach, i zapomniałaby już prawie o tym, że go nie lubi za bycie samcem.
- Och, zapewni jakaś oddana fanka by się tym zajęła lepi nisz ja. Naprawdi nie birz mnie pod uwagi  jak zamierzasz sobi coś zrobić - prychnęła, choć prawda była taka, że pewnie pierwsza byłaby tą fanką która upewniłaby się, że jest cały, a jeszcze chętniej opatrzyłaby mu wszystkie kontuzje. Oczywiście w ramach dozgonnej przyjaźni, którą ostatnio nieopatrznie zgodziła mu się wynagrodzić odrzucone zaproszenie na bal. Z perspektywy czasu wiedziała, że głupio zrobiła, bo przecież miała bardzo racjonalną wymówkę, która na dobrą sprawę nie była wymówką, a szczerą prawdą! Była przecież wtedy w Paryżu i niestety musiała oglądać poród, przez co jej zainteresowanie samcami spadło poniżej zera w jakiejkolwiek skali, choć i tak wcześniej oscylowało koło zera. Spadł jej też wtedy entuzjazm do szwagra, który wpakował tam swoje diabelskie nasienie które cholernie się rozrosło.
Wiedziała, że się już nie gniewa. Wiedziała też, że gdyby faktycznie mocno nadepnęła mu na odcisk to już by go tu nie było. A jednak był i siedział ze spuszczoną głową jak mały chłopiec. Za dużo było w tym dramatyzmu żeby uznać to za prawdziwe. I za mało wylewnie skomentował jej wywód o małej Fleur. Zacmokała z niezadowoleniem krzyżując dłonie na piersiach. Ona tutaj się tak stara, jak nigdy wcześniej, żeby zadowolić swojego rozmówcę, a on tak próbuje ją oszukać? Nieładnie, nieładnie.
Jego słowa sprawiły, że uśmiechnęła się lekko i nawet przechyliła w jego stronę, jakby naprawdę zamierzała mu tego buziaka ofiarować. Czyżby jego urok zdziałał cuda?
- Niezła próba, Asen. Jednak ja ni jestem łatwa i ni całuje się przed trzeci randką  - wyszeptała mu prosto do ucha odsuwając się znacznie. Prawda była też taka, że Cori nie całowała się z nikim. Jeszcze. Była taką stuprocentową dziewicą, jak widać z zasadami. Szanującą się bardzo. Tak bardzo, że nie była nigdy nawet na ani jednej randce. I raz trzymała chłopca za rękę, ale to tylko dlatego, że zmuszona była tańczyć z nim walca. Tymczasem była gotowa walczyć o zachowanie tego stanu jak najdłużej, na wypadek gdyby szanowny książę jednak okazał się żebrakiem. Oczywiście nie chodziło o pieniądze, a o charakter. Nie była pazerna, swoich miała wystarczająco.
Mikhail Asen
Mikhail Asen

Altana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Altana   Altana - Page 2 EmptyPon 20 Sie 2018, 09:44

- Nie dajesz mi się poznać na tyle, bym mógł z czystym sercem powierzyć ci pierwsze miejsce. Może pod tą piękną powłoką kryje się dusza morderczyni? - zauważył. Zresztą trochę już się Misza gubił w tym całym znalezieniu sposobu na Corinne. Przecież nie lubiła komplementów, nie raz już to udowodniła, a teraz sama się ich domagała? Asen swoją wypowiedzią chciał podkreślić, że nie jest zauroczony wyłącznie jej wyglądem. Chciał wiedzieć o niej wszystko, a póki co wiedział mniej więcej tyle, że pochodzi z Francji, jest dziedziczką fabryki czekoladowych żab, ma siostrę Apolonię i niezbyt przystojnego szwagra, a także że śmieszą ją jego żarty. Ślizgon i tak z każdej rozmowy wynosił coraz więcej, ale w tym tempie mogli się nie zejść conajmniej do trzydziestki.
- Moje statystyki dotyczyły Wielkiej Brytanii, w której mali czarodzieje dostają mini miotełki na swoje urodziny, a w szkole dostaje się oceny z latania. Przekazać profesor Hooch, że uważasz jej zajęcia za bez sensu? - zaśmiał się. On sam wiedział już, że kocha Quidditch, od kiedy skończył siedem lat. Mieszkał wtedy w Bułgarii i na jedno z rodzinnych przyjęć jego daleki kuzyn przyniósł ze sobą swoją zabawkową miotełkę i dał mu się przelecieć. To wtedy Misza pokochał wiatr we włosach i kiedy tylko goście rozeszli się zaczął płakać i tupać nogami domagając się zakupu małej Zmiataczki 360. No i Nikolai mu ją kupił. A potem z dumą obserwował wszelkie osiągnięcia syna w tym sporcie.
Wygiął usta w podkówkę słysząc jak wzbrania się przed udzieleniem mu pomocy w razie kontuzji. No jak to? Nie pomogłaby mu? A wygląda na taką co pierwsza przybiegłaby gdyby coś mu się stało. Znaczy, nawet niekoniecznie jemu. Komukolwiek. Pod powłoką zamkniętej w sobie dziewczyny z obcego kraju, prześwitywała momentami osobowość pełna empatii i życzliwości. Misza to widział, a jeśli chodziło o dziewczyny, to raczej się nie mylił.
- Oddane fanki? Jeszcze któraś zrobiłaby mi większą krzywdę by tylko móc dłużej się mną zajmować - wzdrygnął się. - Nie rozumiem, czemu odmawiasz. Odwdzięczyłbym się całym sobą - uśmiechnął się kusząco, a jego brwi kilkukrotnie powędrowały to w górę, to w dół dla podkreślenia wagi swojej deklaracji.
Z tym smutkiem wcale jej nie oszukiwał! Znaczy, nie był zrozpaczony, ani nic z tych rzeczy. To po prostu jej aura sprawiła, że mimo iż jej słowa mocno go dotknęły, nie potrafił zbyt długo się na nią gniewać. To nie było oszustwo, po prostu dziwnym trafem nie miał wpływu na swoje uczucia, co go trochę wytrącało z równowagi. Wystarczyło, by panienka Rosseau powiedziała jedno słowo, zrobiła skruszoną minę, a serce ślizgona topniało w mgnieniu oka.
- Myślałem o takim buziaku w policzek. Ja też nie całuję się przed trzecią randką - przybrał żartobliwy ton i machnął ręką. Choć on sam miał już dziewczyn kilka...naście, to sama myśl o tym, że Corinne miała wcześniej jakiegoś chłopaka przyprawiała młodego Asena o drżenie serca.
Był zazdrosny. Niesamowicie. O to, że ktoś już przed nim mógł czerpać przyjemność ze smakowania jej malinowych ust, że ktoś przed nim mógł zamykać ją w swoich ramionach. Na Merlina, ale go wzięło, dlaczego pomyślał o tym właśnie teraz?
Nadal czuł jak włosy zjeżyły mu się na karku pod wpływem jej szeptania. Chyba nigdy nie była tak blisko niego. Odwrócił głowę w jej stronę, zawiesił spojrzenie na jej idealnej twarzy i po raz pierwszy nie wiedział co powiedzieć. Wygadanemu zwykle Bułgarowi zwyczajnie zabrakło słów. Uniósł dłoń i założył dziewczynie za ucho jeden z niesfornych złocistych kosmyków oplatających jej twarz. Po kilku dłużących się sekundach przełknął ślinę i spuścił wzrok. Chrząknął.
- Chyba już pójdę - powiedział, czując jak zasycha mu w ustach. Wiedział, że jeszcze chwila i nie wytrzyma. Pocałuje ją, czy będzie tego chciała, czy nie. Oczywiście lepiej by było, gdyby chciała, dlatego by nie popełnić żadnego głupstwa wolał czym prędzej się ulotnić. Musiał to przetrawić, gdyż nigdy wcześniej tak się nie czuł. Nigdy nie stracił rezonu, nigdy się też tak bardzo nie denerwował.
Corinne Rosseau
Corinne Rosseau

Altana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Altana   Altana - Page 2 EmptyPon 20 Sie 2018, 15:23

Nie daje mu się poznać? Oj biedny, nawet nie wiedział, że to co o niej wie to naprawdę bardzo dużo. I tak miała wrażenie, że dała mu się poznać od tej lepszej strony, bo była mniej nieznośna niż zawsze. Jej nastroje potrafiły się zmieniać w zastraszająco szybkim tempie, a jej kaprysy przerażały czasem nią samą. Niezaprzeczalnie jednak potrafił ją rozbawić.
- Seryjniej i bardzo niebezpieczni - dodała poważnym tonem kiwając twierdząco głową. Niezaprzeczalnie jednak zyskał tą odpowiedzią masę dodatkowych punktów których i tak miał całkiem sporo. Może więc zasłużył na szansę? W chwili obecnej Coco dałaby mu ją bez zastanowienia.
Jej argument o tym gdzie może sobie wsadzić całe te statystyki został umniejszony przez Miszkę. Nie zamierzała jednak ciągnąć tej bezsensownej dyskusji, bo oczywiście i tak wiedziała swoje, tak samo jak to, że miała rację, a on jej nie miał.
- Tylko nie mów jej o mni, bo zorientui się, że nie ma mnie na żadni z jej list - przyznała całkiem szczerze, a widząc jego zdziwione spojrzenie wzruszyła ramionami przyznając się, że...
- W Beauxbatons latani ni jest obowiązkowi. I tak latają sami chłopci. Dumblidor zgodził się, że musiałabim chodzić z pierwszorocznimi a to trochę upokarzająci, więc w ramach wyrównań programowich ni muszę latać. Zamiast tego mam obowiązkowi numerologi - wyjaśniła rumieniąc się lekko. Tak, tak, moi drodzy. Nigdy nie miała miotły pod dupą. Z drugiej zaś strony damie nie wypadało latać, więc nikt też tego od niej nie oczekiwał. Zamiast tego oczekiwano od niej tego, że będzie umiała tańczyć, szydełkować i malować co nawet lubiła robić. Jej rodzice, a konkretnie ojciec, pewnie zaliczyłby stan przedzawałowy wiedząc, że jego ukochane dziecię ma wsiąść na miotłę. Zawał byłby murowany kiedy miałaby grać faktycznie w Quidditcha.
- Odmawiam, żebi nie zachęcać Cię do głupstw - wyjaśniła znów posyłając mu szeroki uśmiech. Czyż to nie miłe z jej strony? Ogólnie przy nim robiła się jakaś taka miła. I wesoła. Na co dzień prezentowała światu pełne niezadowolenia i dezaprobaty spojrzenie, a tu proszę bardzo.
- Więc zaproś mni na randkę - powiedziała cicho zanim zdążyła się opanować. Przygryzła dolną wargę wpatrując się w niego tymi wielkimi oczyskami. Mimo wszystko lekko odskoczyła czując jak opuszki palców muskają jej policzek. Chciała go pocałować, już tu i teraz. Naprawdę chciała. Potrafiła się jednak powstrzymać i spuścić wzrok na swoje kolana.
- Oui - potaknęła jeszcze głową na wypadek gdyby nie zrozumiał. Powinien już iść, zanim złamie dane sobie samej słowo. W środku czuła już tylko rozedrganie, a jej wargi wręcz boleśnie domagały się dotyku jego skóry. Tam gdzie ją dotknął wciąż czuła mrowienie i naprawdę najlepiej będzie jak sobie pójdzie, bo ona była przekonana, że nie będzie w stanie iść.
Sponsored content

Altana - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Altana   Altana - Page 2 Empty

 

Altana

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 3Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne
-