Hogwart mieści w sobie wiele wspaniałych, pasjonujących i przede wszystkim tajemniczych miejsc. Jednym z nich zdecydowanie jest usytuowana nad brzegiem jeziora altana. Fioletowe kwiaty na drzewach utrzymują się do wczesnej jesieni, a wraz z nadejściem mroźnych dni i nocy, zmieniają kolor na bordowy, jednak nigdy nie opadają na ziemię. Idealne miejsce na pobycie chwilę w samotności, w dobrym towarzystwie przyjaciół, bądź ukochanej osoby.
Jason Snakebow
Temat: Re: Altana Wto 08 Wrz 2015, 22:23
Jason idąc powolnym krokiem wśród szumu jesiennego wiatru dużo rozmyślał. Czasem zagłębiał się w bardzo egzystencjalne tematy, czasem zaś trzymał się spraw typowo międzyludzkich, starając się je zrozumieć. Ot, tematy zwykłych rozmów, przyjaźni czy miłości zawsze znalazły w jego umyśle dość dostojne miejsce. Jason patrząc na przechodzące obok niego różnorakie osobistości często zastanawiał się, czy na prawdę ludziom chodzi o posiadanie przyjaciela, by dzielić się z nim radością i smutkiem... czy raczej o kogoś kto by nas podziwiał i ubóstwiał?... a może o kogoś kto za nas będzie znosił skutki smutku?... prawdziwe powody ludzkiego postępowania są dziś bardzo głęboko ukryte... wiekami wmawia się ludziom, że wiele ich wrodzonych cech jest złych i należy je zlikwidować... lecz trzeba spróbować sobie wyobrazić, że zabroniono używać lewej nogi i musicie starać się jej nie używać... co robicie? Amputujecie ją, by nie kusiła mimo woli, by nie użyć jej gdy zaczynacie upadać?...Ludzie zapomnieli już jak używać własnych cech, by służyły dobru, a nie złu... a przecież asertywność to nic innego jak egoizm używany w dobrym celu... W strzępkach serca prefekta pojawiła taka jakaś dziwna tęsknota. Za czymś, co jeszcze się nie zaczęło. Za smakiem, którego nie zdążyły poznać usta. Za dłonią, w której nie znalazła się dłoń. Za zapachem, który nie obiegał serca. Jason wiedział jednak, że nie może pozwolić emocjom na ujście. Rzecz najważniejsza to nauczyć się panowania nad sobą. Jeśli by je wypuścił, mógłby zniszczyć siebie i całe otoczenie. A tego nie chciał, dlatego trzymał się na uboczu. Podczas, gdy większość jego rówieśników imprezowała lub miło spędzała czas , on siedział na zewnątrz, czasem nawet w mrozie, z ulubioną książką lub pewną ideą. Wszystko po to, by się zahartować. I oczyścić myśli. Gdy wyszedł na błonia wziął głęboki wdech, pozwalając płucom napełnić się krystalicznie czystym powietrzem. Cisza i spokój - Jason je uwielbiał. A samotność? Z wyboru bardziej. Jeśli już ktoś się do niego odezwał, nie był dziwolągiem i potrafił porozmawiać. No, chyba, że ktoś postawił go w sytuacji niezwykle obarczającej stresem. Wtedy wyrazy zatrzymywały się w gardle. Teraz? Był zupełnie sam... sam ze swoimi myślami i demonami, które gotowały się w jego wnętrzu, jakby chciały wypełznąć i rozpętać piekło. Ubrany w cieplejszy już płaszcz z zawiązanym żółto-czarnym szalikiem podszedł do samotnie stojącej altany, owianej fioletowymi kwiatami. To miejsce było niejako magiczne, jakby wydarte całkowicie z czasu i przestrzeni, żyjące swoim własnym, spokojnym i cichym życiem. Jason wkradł się w ramiona altany, chroniąc się przed wiatrem. Będąc już w środku przysiadł na drewnianej ławeczce i oparł plecy, wzdychając cicho, wypuszczając przy tym parę z ust. Cisza...w ścianach samotności może nawet zabić swoim krzykiem... W ciszy ukryte jest wiele słów, tak bardzo zawieszonych w niebycie, a jednocześnie bardzo pragnących być wypowiedzianymi. Cisza rozdziela bardziej niż przestrzeń. Cisza nie przynosi słów, cisza zabija nawet myśli. A czasami je rodzi w przytłaczającej ilości... Tam żyją jedynie upiory pogrążone w myślach, otoczone pustką i milczeniem. Są jak iskry gorejącego ognia. Jeśli zostaną w tobie dłużej - spalą cię. I tego Jason najbardziej się boi. Rozległo się ciche westchnięcie i Jason przymknął oczy, rozkoszując się tą ciszą, a jednocześnie krzykiem. Odpoczywając, a jednocześnie walcząc o własne człowieczeństwo.
Aria Fimmel
Temat: Re: Altana Czw 10 Wrz 2015, 23:57
Bała się. Jak nigdy dotąd odczuwała strach, którego przecież nie powinno być. Musiała być silna, stać się samowystarczalną jednostką, a nie mizerną dziewczyną, która nie potrafiła o siebie zadbać i była zdana na pomoc innych. Nic jednak nie było w stanie wypędzić natrętnego uczucia, które chyba już na dobre zadomowiło się w sercu Krukonki. Zamiast spokoju i opanowania, nawet pozwoliła sobie na napad dziwnej histerii podczas zajęć nauki patronusa. Czy chęć schowania się w czyichś ramionach kiedyś zniknie? A może każdy, nieważne jak bardzo silny, potrzebuje wsparcia? Wolała nie zadawać podobnych pytań Ingrid, kobiecie, która była dla niej niedoścignionym wzorem. Nieważne, czy wątpliwości wciąż będą napływały. Nie mogła po prostu usiąść w kącie, trzęsąc się ze strachu. Łzy niczego nie zmienią, jedynie przysłonią obraz rzeczywistości. Z resztą podobnie działają piękne słowa, rzucane przez tyle osób wokół niej: będzie dobrze, nie martw się. Jestem po twojej stronie. Nigdy cię nie opuszczę. Bądź silna. Puste słowa, nie będące na obecną chwilę nawet podporą. Nawet ucieczka w magiczny świat powieści, czy wierszy nic nie dawała. Jakby nawet pisane sentencje utraciły swoją magiczną moc, stając się tylko powykręcanymi śladami na pożółkłych kartach. Nie mogła doczekać się spotkania z Ingrid, czy też po prostu nie wiedziała co ze sobą zrobić? Miała jeszcze sporo czasu, nim dzisiaj ujrzy znajomą twarz i poprosi o pomoc. Nie dla siebie, rzecz jasna. Jakby kobieta odebrała słabość siostrzenicy? Aria nie mogła przyznać się do wewnętrznych rozterek, jeżeli chciała walczyć o uznanie kobiety, która była jej mentorką. Gruba księga wraz z notatkami na zajęcia runęła na podłogę. Norweżka podniosła ją, wygładzając pogniecione karty i odłożyła wszystko na swoje miejsce. Nie spiesząc się, założyła spodnie, które niedawno dostała od Porunn. Kto by pomyślał, że jej ukochane sukienki zaczną zimować na dnie kufra? Westchnęła, mocując różdżkę przy pasku jeansów. Czuła się znacznie bezpieczniej, gdy miała ją przy sobie - zawsze trzeba było się ubezpieczać. Nie mogła również zapomnieć o skórzanej kurtce oraz szaliku. Czy było jeszcze za ciepło, by ubrać czapkę? Wychodząc na zewnątrz, przywitał ją chłodny powiew wiatru. Sprawnym ruchem przedzieliła ciemne włosy na dwie części, przerzucając je na przód kurtki. Chęć schowania się za nimi przed światem? Dłonie włożyła do kieszeni, pochylając przy tym lekko głowę. Miała wrażenie, że z szarego nieba niebawem zaczną spadać krople deszczu, a ona nie zabrała ze sobą parasolki. Nie miała jednak zamiaru teraz jeszcze się wracać, więc nawet nie zwolniła kroku. Cicho przemykała znanymi ścieżkami w stronę umówionego miejsca. Czy Ingrid będzie zaskoczona, że to Aria będzie na nią czekała, a nie odwrotnie? Może uda jej się nawet schować, by ciotka od razu jej nie zauważyła? Nie, zapewne ten numer by jej nie wyszedł. Choć była mistrzem w chowaniu się przed wzrokiem innych, wciąż nie mogła równać się z Ingrid. Kobieta zawsze była w stanie pozostać niewidzialna, ujawniając się w korzystnym dla siebie momencie. Tak, jak ostatnio na zajęciach, gdy wszyscy myśleli, że nikt im się nie przygląda. Aria nie chciała być w pozycji królika, który miał za chwilę zostać rozszarpany przez wilka. Sama musiała stać się drapieżnikiem, by przetrwać. Znajdująca się nad brzegiem jeziora altana przyciągała swoim urokiem. Kolejne bajkowe miejsce, chętnie odwiedzane przez to romantyczniejsze grono uczniów. Piękne kwiaty otaczające to miejsce już niedługo przybiorą inną barwę... Widząc cel, Krukonka nieco przyspieszyła. Uniosła głowę, wbijając ciemne spojrzenie w fioletowe płatki na drzewach. Delikatne rumieńce pojawiły się na bladych policzkach, choć ciężko byłoby stwierdzić, czy były spowodowane zimnem, czy też tajemniczość tego miejsca doprowadziła do ich zabarwienia. Aria w pierwszej chwili nawet nie zauważyła stojącego nieopodal chłopaka. Nagle jednak zatrzymała się w półkroku, jakby została przyłapana na gorącym uczynku. Nie była sama, co zaskoczyło ją tak bardzo, że z ust wydobył się jedynie cichy świst wypuszczanego powietrza.
Jason Snakebow
Temat: Re: Altana Pią 11 Wrz 2015, 12:06
Magia tego miejsca oddziaływała na niespokojny umysł Puchona w niesamowity sposób. Będąc ukrytym wśród fioletowych zasłon kwiatów Jason poczuł się, jakby odpoczywał teraz przy kimś, kogo pragnie jego dusza. Oczywiście takiej osoby nie było, to jedynie jakaś imaginacja, jakieś marzenie nie mogące znaleźć spełnienia, ukryta tęsknota za czyjąś bliskością, za melodią bicia serca czy zwyczajnym ciepłem drugiej osoby. Co prawda, pan prefekt był samotnikiem, nudnym sztywniakiem. Tak był wykreowany w oczach innych. Nie wpuszczał nikogo do swojego wnętrza jakby bojąc się, że gdy owe bliskie mu osoby dotknęły by tego spaczenia i zniszczenia, które w nim siedzi, odeszłyby, zostawiając go znów samego. To z jednej strony dobrze, jak i nie. Jason za wszelką cenę chciał chronić innych, ale nigdy siebie. Wolał napawać się szczęściem innych niż osiągnąć własne. Był takim... wampirem. Karmił się emocjami ludzi naokoło niego, przechodzących obok niczym cienie. Karmił się tym, co ujrzał w ich oczach, dotykając ich dusz. Bo niektóre marzenia się nie spełnią, niektóre sny na zawsze skończą, wspomnienia wrócą, a czekolada tuczy, natomiast naiwność weźmie górę nad podświadomością. Człowiek jest skomplikowanym mechanizmem, istotą złożoną z tylu elementów, tak zależnych od siebie. Wystarczy jednak, by jeden element znacząco się uszkodził, a to już wpływa na pracę całego organizmu. Przez różne bodźce, dostarczane nam przez świat zewnętrzny lub innych ludzi staramy się dostosować, zaadaptować. Nie zawsze się jednak udaje. Niektórzy po zapadnięciu zmroku już nie potrafią uwierzyć w swoje wewnętrzne słońce. Brakuje im tej odrobiny cierpliwości, aby doczekać nadchodzącego poranka. Ono ponoć nie omija nikogo. Z każdym dobrym człowiekiem, który zamieszkuje ziemię, wschodzi jakieś słońce. Więc gdzie jest słońce, które ma wzejść dla Jasona? Tak łatwo bez słońca można zamarznąć w samotności. Jason przymknął oczy. Co czuł w tym momencie? Czuł jak po twarzy muska go delikatny, chłodny wietrzyk. Owiewa i otula we wspomnienia i myśli niczym w najdelikatniejszy tiul. Tak bardzo Jason pragnął w swoim wnętrzu móc poczuć jak to jest... poczuć na twarzy powiew wiatru i jednocześnie ciepło ust dziewczyny lub później kobiety mu przeznaczonej, gęsią skórkę na plecach, nieśmiałe promyki słońca. Pamiętnik Jasona, dnia 19 września br. Dziś poczułem lekki wietrzyk niosący zapach jesieni, snujący się po świecie bawiąc się w metaforycznego berka z naturą. Promienie słońca choć dogasające to ciepłe , igrają na mojej twarzy. Świat to moje małe niebo. Bo to był koniec mojej egzystencji . Na polu bitwy codziennego życia, bitwy o przetrwanie , którą ja przegrałem. A teraz ?... jedynie cisza, której mi tak brakowało i jednocześnie, która była tak nieznośna . Ciszy, która zniknęła pod naciskiem chaosu w mojej głowie . Niebo to jedyne marzenie zbłąkanego … A teraz? Myślenie Jasona z każdym kolejnym dniem stopniowo, w małych punkcikach zmienia swój tok. Chciałby być szczęśliwy i to w każdym tego słowa znaczeniu, jest jednak trudnym człowiekiem, trudno do niego dotrzeć...Tym razem los postanowił być bardziej dla niego łaskawy, posyłając ku niemu pewną Krukonkę. W tej ciszy, która go otaczała, odpoczywał w swój przedziwny sposób. Jednak w pewnym momencie, poczuł się obserwowany, co sprawiło, że otworzył oczy i rozejrzał się. Zobaczył dziewczynę, niższą od niego o bujnych, lśniących włosach i brązowych, wielkich oczach. Na policzkach dziewczyny widoczne były dwa wielkie rumieńce, z pewnością spowodowane przez chłodny wiaterek. Po barwie szalika stwierdził, że ma do czynienia z Krukonką. Lekkie, niezauważalne wręcz drgnięcie warg pojawiło się na twarzy Jasona. Też był zaskoczony, nawet bardzo. Sądził, że większość uczniów jest wybitnie ciepłolubna i na taki chłód nikt raczej nie wyjdzie. Cóż, życie jest pełne niespodzianek, panie Snakebow. Chwilowo stał jak wryty, obserwując swoimi czekoladowymi tęczówkami postać dziewczyny. Nie wiedział dlaczego poczuł ciepło w środku, jego serce zaczęło szybciej bić. Czy musiał tak reagować na każda dziewczynę, z którą się spotkał, nawet przypadkiem, sam na sam? Może po prostu jego organizm daje mu w ten sposób sygnały, by wreszcie wziął się za siebie i chociaż spróbował zawalczyć o chociaż cień szczęścia dla siebie. Nie...ta myśl go paraliżowała, ponadto tak ładna dziewczyna na pewno już kogoś miała. -Em... - chrząknął cicho, po czym zaczął czując, jak też pokrywa się lekkim rumieńcem. Jednocześnie poczuł się tak, jakby ktoś zawiązał mu sznurówkę na gardle tak mocno, że Puchon nie potrafił wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Nerwowo ścisnął ręce. - Cz...cześć? Tak, no to teraz będzie jak z górki, prawda? - Emm..co...co tu robisz? - zapytał niepewnie, a po chwili poczuł się wyjątkowo podle. Ogarnął go tak niebywały wstyd, że w stosunku do nowych, nieznanych mu osób nie potrafi popisać się elokwencją. - Przepraszam... Wziął głęboki wdech i kontynuował. - Jestem....Jason...a Ty? - zapytał, spoglądając na dziewczynę niepewnie. - Nie...nie jest Ci zimno? Zapytał widząc, jak dziewczyna ubrana jest w lekką, skórzaną kurtkę. Jedynie szalik zasłaniał jej szyję. Ot, włączyła się empatia i troska o innych, a nie o samego siebie. No i Puchon nie miał pojęcia, że ta relacja, którą właśnie zaczyna, odmieni tak bardzo jego przyszłość.
Aria Fimmel
Temat: Re: Altana Sob 12 Wrz 2015, 19:56
Krępująca cisza wisiała przez jakiś czas w powietrzu, jakby dwójka obcych sobie ludzi nawet nie miała zamiaru się poznać. Zaskoczenie powoli zaczynało ulatywać, więc Krukonka nieco zmieszana spuściła wzrok. Nie chciała zbyt intensywnie wpatrywać się w zakłócającego jej porządek dnia chłopaka, szczególnie, że nawet go nie kojarzyła. Nieprzyjemne uczucie wpatrywania się w nią obcych oczu wprawiało ją w zakłopotanie, lecz nim zdążyła się odwrócić i zniknąć, chłopak chrząknął, zwracając tym samym ponownie jej uwagę. Spojrzała na niego spod przymrużonych powiek, nie unosząc zbytnio głowy, tylko mocnije wtulając się w chroniący szyję szalik. Milcząc, słuchała nieśmiałego powitania, a sposób mówienia w pewnym sensie przypomniał jej o pewnym Puchonie. Wspomnienia dawnego spotkania jednak nie zdołały całkowicie przebić się do świadomości, a Krukonka nieznacznie zmarszczyła brwi. - Cześć - przywitała się cicho, wciąż rozważając, czy nie powinna się wycofać. Nie miała ochoty na rozmowy z kimkolwiek, choć samotne siedzenie w zaciszu dormitorium również nie nastrajało zbyt pozytywnie. Pytanie o to, co tutaj robiła, nieco ją rozdrażniło. Dokładnie o to samo mogła spytać chłopaka, choć byłoby to niedorzeczne, w końcu każdy mógł tutaj przyjść. Nie musiała się nawet tłumaczyć, dlaczego miałaby to robić? Krukonka nie dała po sobie poznać złości, kiwając tylko nieznacznie głową, gdy chłopak przeprosił. Widocznie był równie zaskoczony, jak ona. Co jednak było dziwnego w tym, że po drodze spotyka się inne osoby? Nie byli sami, wszędzie można było się na kogoś natknąć, choć Aria chyba nigdy w pełni nie przywyknie do tego stanu rzeczy. Szczególnie, jeżeli nastawiała się na samotne spędzanie czasu i ucieczkę w spokojne miejsce. - Nazywam się Aria - powiedziała, starając się ukryć niepewność. W duchu cieszyła się, że odzywanie się - nawet do nieznajomych - przychodziło jej z większą łatwością, niż kiedyś. Czuła się przez to bardziej przystosowana do życia w społeczeństwie, choć niektórym składanie logicznych zdań mogło wydawać się niezwykle normalną i prostą sprawą. Stała wciąż w tym samym miejscu, badając własne możliwości. Przyszła do altany w konkretnym celu, którego jednak nie musiała wyjawiać Jasonowi. Może niedługo chłodny wiatr wygoni go do szkoły? - Nie... Nie jest mi zimno - odpowiedziała, mimowolnie zerkając na własne odzienie. Skórzana kurtka być może nie wyglądała na zbyt ciepłą, ale w zupełności wystarczała Arii. Chłodna temperatura nie przeszkadzała jej jakoś specjalnie, nie, kiedy własne emocje szalały i rozgrzewały palącym ogniem od środka. Aria zakołysała się w miejscu, zbierając w sobie potrzebne pokłady odwagi. Powinna chyba coś powiedzieć, zapytać, czy długo już tu jest. I jak długo ma zamiar zostać? Przeniosła wzrok na fioletowe płatki drzew, które otaczały to miejsce. Czy powinna odejść? Nie, przecież dopiero co tu przyszła... Wbiła ciemne tęczówki we własne buty, poruszając nieznacznie dłońmi, które wciąż trzymała wetknięte w kieszenie. - Przeszkadzam? - spytała w końcu, zakłócając cichą melodię, którą tworzył wiatr, tańcząc między liśćmi. Niepewność w głosie chłopaka nie umknęła jej uwadze, co dziwnym trafem jej samej dodało nieco więcej pewności siebie. Nie była typem, który mógł przerażać, ale też jeszcze nigdy nie próbowała nikogo przegonić.
Jason Snakebow
Temat: Re: Altana Wto 15 Wrz 2015, 18:25
Jason wrócił na chwilę wspomnieniami do domu. Nie musiał za¬mykać oczu, by poczuć ciepły wiatr na twarzy. Nie potrzebował tworzyć świata fikcji, by usłyszeć magiczny śpiew ptaków, szum drzew, słaniających się tuż pod nogami. Jego kraina istnieje… Jest tu i teraz. Była zawsze, jest i będzie trwać wiecznie. W jego krainie budził go śpiew ptaków, tak głośny, że czasem chciałoby się zamknąć okno i spać dalej, lecz nie… Puchon powoli unosił powieki, otwierał szerzej okno i już wiedział, że to będzie dobry dzień. Poza paroma aspektami, z którymi zmagał się na co dzień. Rześkie powietrze uderzało go w twarz. Czuł zapach sosny… tak, to brzmi jak symfonia. Mieszkał przecież blisko lasu, do którego często chodził na samotne spacery, przepełnione melancholią i dziwnym przygnębieniem. Po chwili nozdrza wypełniają się zapachem kwiatów rosnących tuż pod balkonem i jabłoni. Starej, zmęczonej jabłonki, która pamięta jeszcze wspinaczki dzieciństwa Jasona i jego siostry. Altana była dla niego jak taka jabłonka. Czuł, że mógłby tu zamieszkać i czuć się bezpiecznie, otulony fioletowym dywanem kwiatów. I choć uwielbiał Piękno, dostrzegać je, wychwalać, to nigdy nie pomyślał, że w Pięknie mógłby się zakochać. Wystarczyło dać mu coś szarego, brudnego i brzydkiego stojącego na półce nieudanych chwil. Coś co go zdołuje i przygnębi, pozostawiając po sobie trwały, ubrany w błoto ślad. Pesymizm oblewający wyobraźnię ciemną plamą rozpaczy. Czasem chciał, by ktoś rzucił w niego żałosną ironią, która nigdy nie obudzi najmniejszej nadziei ... - bo gorzej już być nie może. Naprawdę. Jason to swoisty masochista myśli. Aria przywitała się z nim, na co Jason kiwnął głową w niemym podziękowaniu. Nie musiała się z nim witać, ale jednak to zrobiła. Jason zauważył, że Aria wybitnie unika kontaktu wzrokowego, w związku z tym nie naciskał ze swoim. Zamiast tego, przeniósł ciemne spojrzenie na piękne, wciąż żywe, fioletowe kwiaty. uspokajały go? Nie, podsuwały mu kolejne myśli, czasem takie, których chętnie chciałby się pozbyć. Czasem również takie, które były jego powietrzem, bez którego nie mógł zacząć dnia. - To dobrze... - odpowiedział na jej zapewnienie, że nie jest jej zimno. Gdyby było inaczej, z pewnością użyczyłby jej swojego płaszcz i szalika. Nie dbał o własne zdrowie, nie dbał o siebie, nie dbał o swoje szczęście. Zawsze w centrum był ktoś inny, nie on, co niejako spychało go na margines społeczeństwa. Nie przeszkadzało mu to jakoś bardzo. Może po prostu nie dawał tego po sobie poznać? - Nie przeszkadzasz..ja...w zasadzie powinienem już iść...ale...to miejsce jest tak piękne...zostanę tu jeszcze chwilę, jeśli Ci to nie przeszkadza... - powiedział pytając krótko. Gdy się mu przedstawiła uśmiechnął się lekko, ale bardzo ładnie. - Aria... - powtórzył jej imię. - Bardzo..nietypowo...i ładnie... Stwierdził, po czym po raz kolejny napełnił płuca czystym powietrzem, wypuszczając je głośnym westchnięciem. - Co Cię tu sprowadziło? - zapytał, pchany najzwyczajniejszą ludzką ciekawością. To może być początek całkiem ciekawej relacji, o ile on nic nie schrzani, jak to z reguły bywało.
Aria Fimmel
Temat: Re: Altana Sob 19 Wrz 2015, 16:23
Chłopak zrobił na Arii wrażenie kogoś, kto jest nieco oderwany od świata zewnętrznego - tak, jak i ona sama. Nie była tylko pewna tego, czy faktycznie tak było, czy może jednak sobie to tylko ubzdurała. W duchu dziękowała mu za to, że nie wpatrywał się w nią uporczywie, jak to miała w zwyczaju zdecydowana większość. Niektórzy nie zdawali sobie sprawy z siły spojrzenia, którą szczególnie boleśnie odczuwali bardziej nieśmiali. Pokiwała przecząco głową. Czułaby się swobodniej, gdyby mogła zostać sama, ale przecież nie wypadało nikogo z tego powodu wyganiać. Szczególnie, że to Jason jako pierwszy przyszedł do altany. Miała jeszcze sporo czasu do przybycia Ingrid, więc w razie konieczności po prostu się wycofa i wróci później. Zaskoczyć mogła ją innym razem, choć wciąż nieco się bała, że ciotka po prostu się nią znudziła. Od czasu podjęcia dodatkowej pracy w Hogwarcie, skończyły się również regularne ćwiczenia. Niezwykle ciężko było złapać Ingrid, a nawet na jej ostatnią wiadomość odpisała z opóźnieniem. Najwyraźniej wszyscy ostatnio zdawali się cierpieć na notoryczny brak czasu, który zawsze mógł się okazać najzwyklejszym brakiem chęci na kontakty międzyludzkie. Aria natomiast bała się narzucać, wycofując się coraz bardziej w cień. Nie oznaczało to jednak, że nie miała zamiaru walczyć o swoje - to spotkanie było jej potrzebne. - Dziękuję... - powiedziała cicho, powstrzymując się od wyjawienia prawdy na temat swojego imienia. Również wolała tą wersję, w końcu tak się każdemu przedstawiała. Maria wydawało jej się zawsze strasznie nudne, szczególnie, że w jej rodzinie było już zdecydowanie zbyt wiele kobiet, które zostały uraczone tym imieniem. Uśmiechnęła się więc delikatnie, sama do siebie. - Słucham? - spytała, wyrwana z dziwnego zamyślenia. Słowa dotarły do niej dopiero po krótkiej chwili, więc nie czekając na powtórzenie pytania, postanowiła pośpiesznie odpowiedzieć. - Umówiłam się tu z kimś. Przyszłam trochę wcześniej. W końcu ruszyła z miejsca, zatrzymując się dopiero po przeciwnej stronie altany. Przez chwilę stała odwrócona plecami do Jasona, na co zazwyczaj by sobie nie pozwoliła. Nie powinno się odwracać głowy od nikogo, szczególnie, jeżeli się go nie znało. Nie dość, że było to niezbyt miłym posunięciem, nigdy nie można było być pewnym, z kim miało się do czynienia. Aria zamknęła oczy, pozwalając sobie na krótką chwilę odpoczynku. Milczenie zawsze zdawało się bezpieczniejszą opcją, choć dzisiaj odczuwała lekki dyskomfort, spowodowany zapewne nowo poznaną osobą. - Często tu przychodzisz? - spytała, chcąc przerwać niezręczną ciszę. Powoli odwróciła się znów w stronę rozmówcy, mimowolnie opuszczając głowę. Cieszyła się, że nie związała włosów, które choć trochę były w stanie zasłonić bladą twarz.
Jason Snakebow
Temat: Re: Altana Nie 20 Wrz 2015, 21:10
Zanim Jason wrócił do otaczającej go rzeczywistości, trwał w swoistym transie. Wprawdzie lekkim, jednak to nie przeszkodziło mu w otrzymaniu pewnego obrazu utkwionym w jego podświadomości. Poprzez te krótki obraz z umysłu Jasona wylęgły się demony, które tak usilnie starał się trzymać głęboko w sobie, by tylko nie ujrzały światła dziennego. Czasami mu się udawało, wtedy był "normalny", jeśli można to tak ująć. Normalny, czyli wiecznie zamknięty w sobie milczący dziwak, który woli towarzystwo zwierząt i książek, niż, nie wchodzący nikomu w drogę oraz pełen nadziei, że nikt nie wejdzie w drogę jemu. Miał trudność w okazywaniu jakichkolwiek uczuć. Potrafił okazać jednak zainteresowanie w swój jakże nietypowy sposób. Obserwacja... To był klucz do wszystkiego. Ów sen, o którym wspomniałem na początku był jednym z "tych", z którymi Jason musiał zmagać się nie tylko w nocy, ale również i podczas dnia, w dodatku ze zdwojoną siłą walcząc z samym sobą. Ze swoimi lękami, tak głęboko zakorzenionymi w jego zniszczonej psychice. Wrócił jednak myślami do rzeczywistości, jakby na nowo się załączył. Stał teraz tu, przy przepięknej altanie spowitej fioletowymi kwiatami niczym woalem. Obok niego stała dopiero co poznana Krukonka o niezwykle barwnym i ciekawym imieniu - Aria. Imię kojarzyło mu się z operą, a co za tym idzie, z jego ulubionym tytułem, mianowicie "Upiór w operze". Uwielbiał chodzić na mugolską wersję tego musicalu. Patrząc na postać Upiora widział w nim wiele podobieństw odnoszących się do siebie samego. Zarówno on jak i Jason wyklęci, chodzący w cieniu innych ludzi, jednak tak bardzo pragnący wewnętrznego szczęścia. Gdy słońce zachodzi, z mroku wypełzają demony, atakują, kuszą, opętują. Jak z tym walczyć? Gdy Jason przebywa z kimś jeszcze z reguły udaje, że wszystko jest w porządku, tonąc ze złości we kłamstwach związanych z jego własnym "ja". Jest niejako złapany w ciemności, ślepy w samotności...nie potrafiący znaleźć wyjścia. Dusi się czystym powietrzem, jego płuca pragną czegoś innego. Czegoś, czego do tej pory nie poczuł. Widocznie nie dane mu było tego zasmakować...ciepła drugiej osoby... Niechętnie przyzna, że potrzebuje pomocy. Jak tak dalej pójdzie nie da sobie rady sam z tym wszystkim. Westchnął z ulgą, gdy tylko przyspieszone wcześniej tętno uspokoiło się. Jason potrzebował kogoś...bardzo mu bliskiego. Kogoś, kto go zrozumie i... poczuje do niego coś więcej, na co się nie zapowiada. Słysząc podziękowanie uśmiechnął się lekko i kiwnął głową. - Nie ma za co... - powiedział krótko, biorąc kolejny, głęboki wdech. Zerwał się dość mocny wiatr, więc odruchowo skulił głowę, chowając ją bardziej w szalik. Poczuł jak każdy powiew wiatru uderza o jego bladą skórę. Przyjemne uczucie, przynajmniej dla niego. Uwielbiał zimno, uwielbiał jesień. Najbardziej nostalgiczna ze wszystkich pór roku, ale jakże bogata w barwy. Obserwacja...to był klucz do wszystkiego. Widzieć piękno w teoretycznie brzydkich rzeczach. Na słowa, że Krukonka umówiła się z kimś zmarszczył lekko brwi, nieco zawiedziony. To oznacza, że będzie musiał stąd pójść. I to pewnie niedługo. - Rozumiem... - powiedział ponownie zdawkowo. Wybitnym rozmówcą to on nie był, ale starał się. Naprawdę. Potem nastała dłuższa cisza. Uwielbiał ją, pozwalała mu ona zmierzyć się z samym sobą i swoimi myślami, jakże chaotycznymi i niepoukładanymi. Co jakiś czas przewijały się także i wspomnienia. Głównie z dzieciństwa, które było jego piekłem, z powodu wiecznie pijanego ojca. Jego rozmyślania przerwało pytanie dziewczyny. - W zasadzie...to jestem tu drugi raz...po raz pierwszy schroniłem się tu na drugim roku, uciekając przed Ślizgonami... - przerwał na chwilę. - Cały czas zadziwia mnie magia tych kwiatów...chciałbym odkryć ich tajemnicę... Uśmiechnął się lekko , gdy wspomniał tę ucieczkę, po czym spojrzał na Arię. Była ubrana zbyt lekko, zważywszy na warunki pogodowe. Empatycznie rzecz biorąc Jason podszedł powoli i ściągnął swój płaszcz. Po chwili Krukonka mogła poczuć na swoich ramionach ciepły materiał, wygrzany od wewnątrz, pachnący kardamonem owianym lekką nutą cydru. - Teraz o wiele lepiej... - powiedział cicho, uśmiechając się lekko. Małe czyny prowadzą do wielkich rzeczy.
Aria Fimmel
Temat: Re: Altana Pon 21 Wrz 2015, 01:44
Kolejny powiew chłodnego wiatru owiał jej twarz, tańcząc we włosach. Zimno jej nie przeszkadzało, była do niego przyzwyczajona. Zahartowała się już dawno temu, choć nie zdziwiła się, widząc, jak Jason próbuje się przed nim skryć. Aria spędzała większość swojego wolnego czasu na zewnątrz, szczególnie w swoim domu w Norwegii. Będą jeszcze małą dziewczynką biegała wraz z siostrą w pobliżu domu, przez las, nie raz lądując w chłodnym strumyku. Przeziębiały się niemalże w tym samym czasie, ale razem dzielnie znosiły wszystkie choroby. Szczególnie, że w tym czasie mogły jeszcze bardziej o siebie zadbać. Aria zamknęła oczy, powracając myślami do domu. Do miejsca, które niegdyś zawsze kojarzyło jej się z ciepłem i bliskością, a teraz niosło ze sobą coraz więcej chłodu. Nie, nie naturalnego podmuchu wiatru, lecz zimna, którego nie dało się za nic w świecie zwalczyć. Norweżka nie patrzyła na Jasona. Nie bezpośrednio, zawsze jedynie prześlizgując wzrokiem po otoczeniu. Czuła się nieswojo. Pozornie wyglądała na spokojną, ale wewnątrz ponownie wszystko zaczęło się gotować. Nie chciała tu być, ale nie wiedziała, dokąd mogłaby się udać. Nie potrafiła znaleźć sobie miejsca, błądząc i szukając sobie zwyczajnych zajęć. Miała tylko nadzieję, że nie będzie na tyle zdesperowana, by napisać do Gilgamesha. Może powinna? Czuła się dziwnie, a ich ostatnie spotkanie wciąż co jakiś czas ją nękało. Próbowała jednak wyciszać złośliwe głosiki w głowie, poza tym musiała zająć się teraz czymś innym. - Przed Ślizgonami? - dopytała, chcąc się upewnić, czy aby na pewno dobrze usłyszała. Czego innego można było się spodziewać po uczniach z Domu Węża? Nie miała zamiaru pochopnie wrzucać Jasona do szuflady "tchórz", skoro sama całe życie przed kimś uciekała. Bardzo umiejętnie, trzeba dodać. Aria lubiła tajemnice, a jeszcze bardziej ich odkrywanie. Mimowolnie skierowała spojrzenie ponownie w stronę kwiatów, jakby własnie w tym momencie miało się coś wydarzyć. Kątem oka jednak dostrzegła ruch, niemalże instynktownie napinając całe ciało. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa, gdy nie mogła zrozumieć zachowania Jasona. Dlaczego podchodził? Co chciał? Czy nie widział, że nie czuła się z tym swobodnie? Nie miała się gdzie cofnąć, a zaskoczenie nagłą zmianą wzbudziło lęk. Prędko sięgnęła do paska spodni, by dobyć różdżki, lecz w tym samym momencie chłopak narzucił na jej ramiona płaszcz. Teraz o wiele lepiej? Nagle poczuła się, jakby była tylko... ozdobą? Czymś, co trzeba ulepszyć, by pasowało do obrazu, który chciało się przed sobą ujrzeć. - Dziękuję, ale... mówiłam, że nie jest mi zimno - rzuciła, prędko pozbywając się niechcianego ciepła. Nie potrzebowała litości, ani opieki. Chciała radzić sobie sama. Dlaczego wszyscy zawsze mają problem ze zrozumieniem prostych słów? Cofnęła się. Nie zważała nawet na to, że zapewne w jego oczach mogłaby dostać miano zołzy. Gilgamesh również szybko ją zaszufladkował... Nim zdążyła zrobić coś głupiego, usłyszała głośny trzepot skrzydeł, a już po chwili w dłoniach trzymała list. W pierwszej chwili pomyślała, że może Ingrid rezygnuje ze spotkania, ale najwyraźniej musiała przyciągnąć telepatycznie Grossherzoga.
Jason Snakebow
Temat: Re: Altana Pon 21 Wrz 2015, 08:40
Gdyby Jason wiedział, jak Aria zareaguje na jego cień troski o jej zdrowie nie ruszałby się z miejsca. To właśnie jest niejako jego przekleństwem - zbyt wielka empatia, taka chęć ulżenia niektórym, chęć pomocy, bezinteresowna! A mimo wszystko zostaje odtrącona. Puchon nie miał tego za złe Krukonce, bo zauważył, że jest bardzo nieśmiała i zamknięta w sobie. To była tylko i wyłącznie jego wina, że znów zrobił o jeden krok za dużo, by pomóc komukolwiek. Westchnął cicho w swoim wnętrzu, a jego podświadomość jakby się do niego odezwała: "Naprawdę nigdy się nie nauczysz kretynie?" Miała po części rację, Jason w tej kwestii na błędach się nie uczył, a wręcz przeciwnie. Brnął dalej, by za każdym razem czuć te samą gorycz niejakiej porażki? Nie potrafił tego do końca nazwać. Wyczuwał jej lekki strach i niepewność, gdy stała obok niego w ciszy. Przywykł do tego, był tak małomówny, że aż straszny. Wszyscy, którzy przebywali obok niego prędzej czy później odchodzili z niepewną o swe bezpieczeństwo miną. To wszystko dlatego, że Jason stronił od kontaktów z innymi ludźmi, przez co przyklejono mu łatkę dziwaka, a wśród Ślizgonów mówiono o nim jako o "cichym, psychopatycznym mordercy". Dlaczego? Nie wiedział, może to przez jego spojrzenie, tak bardzo świdrujące drugą osobę, o ile nawiąże się kontakt wzrokowy. Istnieje przesłanie, że jeśli ktoś wpatruje się w czyjeś oczy przez sześć sekund bez mrugnięcia to są dwie możliwości - albo chce uprawiać z Tobą seks, albo chce Cię zamordować. Dlatego też Jason unika kontaktu wzrokowego jak tylko się da, a jeśli już do takiego dojdzie, przerywa go po dwóch, może trzech sekundach. Jest jak zamknięta księga na kłódkę, do której tylko on ma klucz. Chyba, że ktoś odnajdzie drugi, istnieje także taka możliwość. Czy czuł się speszony przy Arii? Nie. O dziwo nie był. Spoglądał leniwie na spowitą w fiolecie altanę, czując obecność dziewczyny zaraz obok. Gdyby nie dźwięk szumu drzew czy cichego chłapania wody w jeziorze, pewnie mógłby usłyszeć rytm bicia jej serca. Póki co w jego nozdrzach nadal siedział jej zapach, tak bardzo pobudzający zmysły. Musiał przyznać, że jej aromat był... nietypowy. I jednocześnie bardzo pozytywnie nęcący, czego oczywiście nie dał po sobie poznać. Przed Ślizgonami? Kiwnął głową potwierdzająco. Nie chciał zbytnio wracać ani rozgrzebywać tego, co było kiedyś, odpowiedział jej szybko, prawie na jednym wdechu. - Tak..no cóż...jak goni Cię grupka pięciu Ślizgonów z ulubionym Gilgameshem na czele to raczej nie staje się z nimi w bój, szczególnie, gdy jest się samemu... - westchnął ciężko przymykając na chwilę oczy. Słowo "ulubionym" było wypowiedziane z dużą dawką ironii. Wszak wiadomo było, że Puchon i Ślizgon byli wrogami numer jeden i większość o tym wiedziała. Jason nie sądził jednak, że Pan vel coś tam był narzeczonym tej drobnej Krukonki, z którą teraz spędzał czas na cichej rozmowie przy altanie na błoniach szkolnych. Odebrał od niej płaszcz kiwając głową, że zrozumiał przekaż, po czym zarzucił go niedbale na siebie. - W porządku... - odpowiedział krótko siląc się na lekki uśmiech. Gdy ujrzał, że dziewczyna się cofa jego twarz przybrała wyraz zmartwionej. I nie, nie uzyskała statusu zołzy w jego oczach. Wręcz przeciwnie. Wewnętrznie poczuł, że... Aria potrzebuje pomocy. Już miał coś powiedzieć, gdy jednak przyleciała sowa z listem dla Arii. To był znak. Jason wziął głęboki wdech i powiedział. -To... chyba już czas na mnie... - powiedział krótko, po czym dodał. - Miło było Cię poznać Ario... Po czym powolnym krokiem minął ją, samemu oddalając się od cudownej, żywej altany na tle jesiennego krajobrazu. Oddalił się od pewnej Krukonki, myślami jednak zostając z nią.
z/t
Aria Fimmel
Temat: Re: Altana Czw 01 Paź 2015, 23:35
Gdyby Jason słuchał i odpowiednio odczytał sygnały, wiedziałby, że Aria nie potrzebuje jego troski. Być może nawet udałoby im się poprowadzić w miarę normalną dyskusję, chociażby na temat tak banalny, jakim była otaczająca ich natura, czy nawet pogoda. Źle zareagowała? Nie zrobiła niczego złego, a jednak czuła się podle. Jakby nie miała prawa zareagować tak, jak zareagowała. Sama zawsze starała się wyciągać pomocną dłoń, ale na własnej skórze musiała się przekonać, że ten drobny gest nic nie daje. Nie zmienia tego, że jeśli ktoś nie zaakceptuje naszej pomocy, nie jesteśmy w stanie siłą kogoś do tego zmusić. Wszystko byłoby o wiele łatwiejsze, gdyby tylko ludzie byli dla siebie milsi. Aria pokręciła głową, nie mogła przerzucać wszystkiego na siebie, na własne obawy. Skruszona jednak opuściła nieco niżej głowę, nie chcąc spoglądać na stojącego tak blisko Puchona, który przecież nie zrobił nic złego. Nie posłuchał jej, lecz próbował być miły, prawda? Wzmianka o ucieczce przed Ślizgonami, do których grona rzekomo należeć miał Gilgamesh, ani trochę nią nie wstrząsnęła. Jeżeli ktoś znajduje się w sytuacji zagrożenia, powinien stawić oprawcom czoła, by chociaż spróbować zawalczyć o swoje racje. Nie było nikogo, kto mógłby pomóc? Wracanie do przeszłych wydarzeń było bezcelowe, szczególnie, że nie znała wszystkich szczegółów. Dobrze wiedziała, do czego zdolny był jej narzeczony – efekty widziała na własne oczy. Gorzki posmak w ustach pojawił się na samą myśl, że miała spędzić z kimś takim resztę swojego życia. Zapewne nawet własna matka nie miałaby wystarczającej siły przebicia, by postawić się ojcu i zawalczyć o przyszłość własnej córki. Wolała po prostu się spakować i wynieść. Nie mogła zabrać ich ze sobą? Porunn pewnie wolałaby zostać z ojcem… Nawet teraz, po tym, co się stało. A przecież to jego wina, sam naraził córkę na niebezpieczeństwo. List, który chwilę temu dostarczyła sowa, został prędko wciśnięty do kieszeni spodni. Aria wolała się teraz bardziej nie denerwować, a nie miała zamiaru okazywać braku szacunku względem Jasona. Nie zdążyła nawet odpowiedzieć, zdziwiona nagłą chęcią odejścia chłopaka. Odsunęła się nieco, by nie przeszedł zbyt blisko niej, odprowadzając go jeszcze wzrokiem, gdy coraz bardziej oddalał się od altany. Minęło dosłownie kilka minut, a kolejna sowa zrzuciła jej pod nogi list. Odleciała tak szybko, jak się pojawiła. Znów została sama, tak, jak wcześniej sobie tego życzyła. Cisza wydawała się niezwykle złowroga, a dźwięki natury nie były ani trochę kojące. Czy Ingrid nie mogła przyjść nieco szybciej? Aria usiadła, uprzednio wyciągając nieco wygnieciony list z kieszeni. Musiała czymś zabić czas, a niestety nie wzięła ze sobą książki – trzeba zadowolić się lekturą ślizgońskich listów. Oczywiście zaczęła od wiadomości Porunn, w końcu to za nią najbardziej tęskniła. O ile początek zdołał wycisnąć kilka łez, druga część pociągnęła za złe struny, rozstrajając tym samym całą melodię. Po przeczytaniu, schowała kawałki papieru do kieszeni, postanawiając odpisać, gdy tylko wróci do dormitorium.
Dorian Whisper
Temat: Re: Altana Nie 04 Paź 2015, 21:54
Móc oddychać świeżym powietrzem po dwóch miesiącach siedzenia w celi pachnącej pleśnią i wilgocią miało w sobie coś… niesamowitego. Miał wrażenie, że po raz pierwszy przemierza tak dobrze znane mu ścieżki. Jego dom był dla niego w tej chwili taki obcy, jakby jeszcze nigdy w nim nie był. Skrzat powitał go ze łzami w oczach, od razu mówiąc, że jego siostra, Wanda, powinna się o tym jak najszybciej dowiedzieć. Dorian jednak postanowił jeszcze trochę z tym poczekać, aż w końcu, po prostu zabrał najważniejsze dla siebie rzeczy i deportował się do Hogsmeade, aby stamtąd przejść się przez tak dobrze znany mu zakazany las i dojść do szkoły, aby złożyć osobiście wizytę swojej siostrze. Jego nowa sowa, którą dostał w ramach zadość uczynienia od samego Ministra Magii, towarzyszyła mu, siedząc na ramieniu. Jeszcze nie wiedział, jak ją nazwie. Jedno było pewne, tylko ona w tej chwili była dla niego najwierniejszą towarzyszką podczas podróży przez las. To mroczne miejsce, dla niego zdawało się bardziej znajome niż niejeden przyjazny, ciepły dom. Jeszcze nie wiedział, jak bardzo wizyta w Azkabanie zepsuła mu psychikę. W tej chwili nie czuł zupełnie nic. Żadnej ekscytacji, strachu czy też szczęścia. Chciał jedynie dostać się do miejsca swojej podróży i spotkać się z Wandą. Tylko to mu w tej chwili chodziło po głowie. Był za nią odpowiedzialny, a przez ten czas, kiedy siedział zamknięty w celi, zupełnie nie wiedział co się z nią działo. Poinformowano go tylko o tym, że jest bezpieczna. To było dla Doriana niestety, za mało. Musiał zobaczyć na własne oczy w jakim stanie była najważniejsza osoba w jego życiu. Nikt inny nie przychodził mu do głowy, jakby zostali wymazani z jego pamięci, a on zaczynał wszystko od nowa. Tak poniekąd też było. Wydostał się w końcu z Zakazanego Lasu i znalazł się tuż przy tej dziwnej altanie, którą jeszcze tak niedawno się opiekował. Teraz zdawała się trochę mniej zadbana, a może było t tylko jego mylne wrażenie? W końcu tak dawno takich pozytywnych, pięknych rzeczy nie widział… Miał już nawet ruszyć dalej, gdy usłyszał głos, który był dla niego bardzo, ale to bardzo znajomy. Chwilę czasu mu zajęło, aby połączyć go z twarzą. Nieśmiały, dziewczęcy niemalże szept od razu przywołał mu na myśl Arię Fimmel. Osobę, która zawsze okazywała mu tyle ciepła i dobroci, że nie potrafił jej nawet unieść. Rozmawiała jednak z jakimś chłopakiem, który w jego odczuciu wydawał się za bardzo namolny, szczególnie jeśli chodziło o stosunki z tą dziewczyną. Bądź dziewczynami. Miał dziwne przeczucie, że jego nieudolne zaloty były wynikiem w pewnym sensie desperacji, którą starał się jakoś zaspokoić. Pokręcił tylko nieznacznie głową, czekając, aż osobnik sobie pójdzie. A gdy to zrobił, odprowadził go spojrzeniem, a następnie sam ruszył po schodkach i zatrzymał się niedaleko Arii, chowając ręce do kieszeni skórzanych spodni. Przez chwilę się jej przyglądał, wydawało się mu, że na kogoś czekała. Nie zauważyła go od razu, gdyż stała do niego tyłem. Wydawała się… zmieniona. Nie wiedział jednak do końca co się stało, ale nie miał zamiaru też wciskać nosa w nie swoje sprawy, nawet, jeśli kiedyś mógł nazywać ją swoją przyjaciółką. Jak było teraz? Trudno było powiedzieć, szczególnie, że sam nie miał pojęcia na czym w tej chwili stał i jakim był człowiekiem. W końcu jednak postanowił zdradzić swoją obecność. - Ten gość wydawał się, jakby miał do ciebie jakiś interes. Mam go sprać przy najbliższej okazji, czy puścić go wolno? – spytał prosto z mostu. W sumie, to nie miał zielonego pojęcia jak zacząć rozmowę. Hej, wróciłem wydawało się niesamowicie żałosne.
Aria Fimmel
Temat: Re: Altana Pon 05 Paź 2015, 01:15
Uprzednia lektura listów zamiast pomóc, tylko pogłębiła panujący nastrój, a wciśnięte w kieszenie kawałki papieru zdawały się niezwykle ciężkie. Minęło zaledwie kilka ulotnych chwil, a Aria znów wstała, wpatrując się w bliżej nieokreślone miejsce. W jej głowie panował chaos, jedna myśl goniła drugą, co spowodowało szybkie odcięcie się od świata zewnętrznego. Słyszała napływające z oddali dźwięki, wydawały się one jednak surrealne. Tak, jakby ponownie wszystko, co działo się wokół niej, istniało w jakiejś innej, obcej rzeczywistości. Opuściła nieco głowę, próbując zapanować nad bałaganem i skupić się na przyrodzie, która w tym miejscu była przecież wyjątkowo piękna. Zamknęła oczy, wdychając nieco odurzający zapach kwiatów. Wcześniej była zbyt spięta, by pozwolić sobie na jakiekolwiek rozluźnienie. Westchnęła cicho, słysząc delikatny szum wody. Niestety, przy tym wszystkim umknęło Arii pojawienie się kolejnej osoby. Nie dotarły do niej kroki, zwiastujące przybycie, a jedynie Ingrid była w stanie poruszać się bezszelestnie – na nią było jeszcze zdecydowanie za wcześnie. Zachłysnęła się powietrzem, słysząc w pewnej chwili tak znajomy głos. Głos kogoś, kogo – jak by się zdawało – nie widziała już całe wieki i straciła jakąkolwiek nadzieję, że jeszcze kiedykolwiek go usłyszy. W jednym momencie zesztywniała, otwierając szeroko oczy. Bała się odwrócić, ujrzeć za sobą jedynie pustkę. Poczuła, jak powoli nogi odmawiają posłuszeństwa, buntując się przeciwko nagłemu napływowi słabości. A słabość odczuła całą sobą, począwszy od drżących dłoni i skończywszy na nieprzyjemnym ucisku w żołądku. Czyżby te cholerne kwiaty były zaczarowane, wywoływały dziwny rodzaj halucynacji? Był tylko jeden sposób, by się o tym przekonać. Powoli zaczęła się odwracać, błądząc wzrokiem po podłodze. Coś było bardzo, bardzo nie tak. Pierwszą rzeczą, którą ujrzała, były ciemne buty. Wtedy brązowe oczy zaczęły unosić się coraz wyżej, sunąc po stojącej naprzeciw sylwetce i zatrzymując się dopiero na wysokości twarzy. - O mój Boże… – sapnęła, nie spuszczając wzroku z Doriana. A raczej czegoś, bo to przecież nie mógł być on, prawda? Zakryła dłońmi oczy, licząc po cichu do dziesięciu, ale gdy ręce znów opadły wzdłuż sylwetki, postać wciąż stała w tym samym miejscu. Jakby wiedziała, że te kwiaty na dłuższą metę mają takie działanie, przyszłaby tu wcześniej. Albo i nie. Zebrała w sobie całą odwagę, podchodząc bliżej. Wyobraźnia nawet wymieniła sowę na inną, Ermund nie był wystarczająco dobry? Sowa wyglądała jak nowa, ale o Dorianie nie mogła powiedzieć tego samego. Zdawał się być kimś zupełnie innym i przez chwilę nawet się wystraszyła, że przed nią stoi ktoś bardzo podobny, a ona robi z siebie idiotkę. W końcu wyciągnęła przed siebie rękę, nie spodziewając się przeszkody. Była święcie przekonana o tym, że jej dłoń prześlizgnie się przez halucynację. Jak wielkie było jej zdziwienie, gdy stało się coś zupełnie innego i napotkała na opór. Spojrzała na swoją dłoń, marszcząc przy tym brwi. Przycisnęła palce nieco mocniej do skórzanej kurtki. Na Merlina, Morganę i wszystkich nordyckich bogów, których imiona nosiły domowe skrzaty Fimmelów. - Jesteś prawdziwy – powiedziała, zdziwiona, jakby nagle cały świat wywrócił się do góry nogami. Skoro to już zdążyła ustalić, cofnęła rękę jak oparzona. Nie wiedziała, co powinna zrobić. Jak powinna zareagować? Wyglądał okropnie, a ona wciąż nie wierzyła własnym oczom. Nawet fakt, że sama pewnie wyglądała na osobę, która postradała zmysły, nie był w stanie wyrwać Arii z szoku.
Dorian Whisper
Temat: Re: Altana Pon 12 Paź 2015, 23:52
Reakcja Arii w ogóle go nie zdziwiła. W sumie spodziewał się bardziej, że nie wypowie żadnego zdania. Wiele musiało się zmienić podczas jego nieobecności i wcale nie był pewien, czy to na dobre, czy złe. W sumie, to znając życie, pewnie w Hogwarcie działy się teraz same złe rzeczy. Aria miała wielkiego pecha, w końcu nie dość, że jeszcze pozostały jej dwa lata nauki, to jej narzeczonym był jego ex-przyjaciel, Niemiec. Westchnął ciężko, ze zdziwieniem zdając sobie sprawę, że wcale go to nie ruszało. Tak samo nie interesowało go to, czy dziewczyna cieszy się z tego narzeczeństwa czy nie. To było jej życie, chociaż on nigdy nie został postawiony przed czymś takim, jak bycie z kimś z kim nie chciał być. Tak naprawdę w tej chwili, to nie miał zamiaru też myśleć związkach, które i tak robiły więcej szkody niż pożytku. Alexander powinien go próbować wyciągnąć z Azkabanu, a tak naprawdę… nikt nie przyszedł mu pomóc, bądź walczyć o jego wolność. Czuł złość, która nagle pojawiła się znikąd. Jakby wspomnienie osoby, która kiedyś była jedną z najważniejszych w życiu powoli otwierało dawno zasklepione rany, tworząc na nowo bolesną ranę. Zacisnął jednak pięści, odrzucając te myśli gdzieś na bok. Jeśli chciał pomścić sam siebie i swoje krzywdy, nie mógł myśleć o tym, co się kiedyś przytrafiło. Już raz był na skraju przepaści i przed upadkiem w dół chroniła go jego własna siostra, która go potrzebowała. Musiał. Ją. Znaleźć. Spojrzał znów na Norweżkę. Od razu przyszło mu na myśl, że to ona musiała wiedzieć, gdzie jego siostra mogła się podziewać. Wszak wysłał Wandzie sowę z prośbą o spotkanie, ale jak na razie, żadnej odpowiedzi nie dostał, więc być może robiła coś w tej chwili bardzo ważnego i odczytać listu nie miała za bardzo kiedy. Musiał też nieco uspokoić Arię, która wciąż tkwiła w wielkim szoku, zapewne niedowierzając własnym oczom. Gdy wyciągnęła więc w jego kierunku dłoń, ten chwycił ją za nadgarstek i nie puścił, domyślając się, że mogło to wywołać w Krukonce wielki szok. Nie miał jednak czasu na to, aby przekonywać ją o tym, że istniał i stał tutaj przed nią, całkiem żywy, z krwi i kości. Miał tylko nadzieję, że ta nie ucieknie z krzykiem tylko dlatego, że ją dotknął. - Jestem prawdziwy, jestem – powiedział, przewracając błękitnymi, pustymi oczami, które w tej chwili nie wyrażały nawet najmniejszego poirytowania czy zażenowania całą tą dziwną sytuacją i spotkaniem. Przechylił głowę lekko w bok, nie puszczając jej z mocnego uchwytu dłoni. Zdawało się wręcz, że nawet nie starał się być delikatny, czy też przynajmniej trochę subtelny w stosunku do niej. Poczekał dosłownie chwilę, mając nadzieję, że pierwszy szok minie i będzie w stanie normalnie rozmawiać. Gdyby sam nie miał problemów, które zaprzątały jego głowę, przyćmiewając w tej chwili racjonalne myślenie i umiejętność rozmawiania z innymi, piekielnie wrażliwymi osobami, to być może zauważyłby, że Aria się zmieniła. Że wyglądała, jakby wróciła z wojny, jakby nie spała kilka miesięcy. A może tak było? Jednak teraz… po prostu tego nie widział. - Boisz się mnie? Nie masz powodu, bo nie przyszedłem zabrać ci duszy – wymamrotał pod nosem, spoglądając na nią spode łba. Był zniecierpliwiony, jednak jej także długo nie widział i zdawał sobie sprawę z tego, że tęskniła. Bo tak było, prawda?
Aria Fimmel
Temat: Re: Altana Pon 19 Paź 2015, 22:09
Mocny uchwyt na nadgarstku tylko przekonał Arię o tym, że stojąca naprzeciw niej postać była zbyt prawdziwa, by mogła okazać się wytworem jej wyobraźni. Szeroko otwarte oczy przeniosły się z twarzy Doriana na jego palce, które teraz mocno zaciskały się na jej ręce. Widziała to, a jednak ciało zdawało się dostarczać impulsy z opóźnieniem do mózgu, skoro nie poczuła zupełnie nic. Nie była nawet w stanie się odezwać, choć rozchylone usta wyraźnie sygnalizowały chęć wypowiedzenia kolejnych słów. Uniosła spojrzenie, gdy dawny przyjaciel próbował potwierdzić fakt, że stoi przed nią i jest jak najbardziej prawdziwy. Patrzyła w jego puste, chłodne oczy, próbując znaleźć w nich jakiekolwiek odpowiedzi – choć nigdy wcześniej z taką intensywnością nie chciała nikogo przejrzeć, zbytnio bojąc się bycia widzianą. - Czuję – wykrztusiła, niemalże równocześnie przechylając głowę w bok, jakby naśladowała ruchy Doriana. Nagle po prostu wyrwała mu swoją dłoń, przyciskając ją mocno do siebie. Postąpiła kilka kroków w tył, by za chwilę podejść bliżej. Tak blisko, że mogłaby usłyszeć bicie jego serca, gdyby tylko zechciała. Przyglądała się nieznajomej twarzy, którą przecież bardzo dobrze znała. Aria nawet nie chciała wiedzieć, przez co musiał przejść… Wyglądał mizernie. Blady, przez co cienie pod oczami wydawały się tylko intensywniejsze, a przede wszystkim wychudzony. Wyciągnęła w stronę twarzy Whispera drżącą dłoń, delikatnie ujmując palcami jego brodę. Zarost powodował dziwne mrowienie na jej skórze, lecz nie przeszkodziło to Krukonce w dokładnej inspekcji. Być może kiedyś zapyta go, skąd na policzku wzięły się grube zadrapania. Kolejne zdania dotarły do świadomości Arii z opóźnieniem, gdy w końcu cofnęła dłoń, a na twarz zaczęły powracać kolory. - Nie… – szepnęła, zaciskając na kilka sekund mocno powieki. Wzięła głęboki oddech, próbując odzyskać mowę. Nie zauważała nieprzyjemnego spojrzenia, którym ją obdarzał oraz wyraźnego zniecierpliwienia. Czas dla Arii na tę chwilę przestał zupełnie istnieć. - Nie boję się ciebie – dodała po chwili, łamiącym się głosem. Wiedziała, że powinna wziąć się w garść. Musiała być silna i opanowana, z tym, że po prostu w tym momencie nie potrafiła. Schowała twarz w dłoniach, przesuwając je wyżej, by odgarnąć włosy. - Przepraszam, daj mi chwilę – szepnęła pod nosem, gdy ciężka głowa opadła na klatkę piersiową Doriana. Dziewczyna oddychała ciężko, próbując opanować napływające do oczu łzy, ale po długiej walce, w końcu się poddała. Nie wiedząc i nie przejmując się tym, czy chłopakowi spodoba się kolejny krok, Fimmelówna zarzuciła mu na szyję ramiona, przyciągając go bliżej siebie. - Myślałam, że już nigdy więcej cię nie zobaczę. Aria wzmocniła uścisk, starając się przy tym nie wyrządzić Dorianowi krzywdy. Dopiero teraz, gdy była tak blisko, zaczynała rozumieć, że wszystko działo się naprawdę. Próbowała opanować drżenie i ustać na własnych nogach, które były jak z waty.