IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Krukonki nie lubią centymetrów.

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Gilgamesh von Grossherzog
Gilgamesh von Grossherzog

Krukonki nie lubią centymetrów. Empty
PisanieTemat: Krukonki nie lubią centymetrów.   Krukonki nie lubią centymetrów. EmptySro 05 Sie 2015, 19:09

Opis wspomnienia
Jak wiadomo, żaden rzeźnik nie lubi, gdy zwierzyna ucieka mu spod noża. Lekarz nie lubi, jak pacjent ucieknie mu spod skalpela. A Gross nie lubi, gdy cna niewiasta zbiegnie mu spod centymetra. Podjął więc próbę pościgu...
Osoby:
Gilgamesh von Grossherzog, Katerina Argent
Czas:
Tuż po WDŻ
Miejsce:
Hogwart
Katerina E. Argent
Katerina E. Argent

Krukonki nie lubią centymetrów. Empty
PisanieTemat: Re: Krukonki nie lubią centymetrów.   Krukonki nie lubią centymetrów. EmptySro 05 Sie 2015, 21:26

Tego dnia była Forest Gumpem w milionach odsłon. Czemuż to, zapytacie? Widzicie, ledwo opuściła duszną i śmierdzącą koperkiem salę, gdzie Filch, starał się być dobrym wujkiem Argusem i puściła się biegiem przed siebie. Nie zważając na uczniów, których popychała i trącała łokciami, ani na wołającą ją gdzieś z tyłu Wandę. W ogóle była głucha na jakiekolwiek głosy, które rozbrzmiewały dookoła niej z różną barwą tonacyjną. I zapewne gdyby postanowił przemówić do niej teraz nawet sam Bóg, to by nie zauważyłaby tego faktu.
Bo wciąż przed oczami miała Gilgamesh’a.
Biegnąc niczym sarna po leśnych łąkach, pędziła korytarzami i skrótami aż na czwarte piętro. Dopiero tutaj złapała ją porządna zadyszka oraz kolka kłująca w prawy bok. Widocznie jej kondycja nie była aż taka dobra, by organizm poradził sobie z szaleńczymi wyścigami z niewiadomo czym przez calutki dzień. Przystanęła więc na środku korytarza i oparła dłonie na kolanach, oddychając ciężko, łapczywie wciągając powietrze do płuc. Odchyliła głowę do tyłu i przymknęła oczy. Potrzebowała miejsca, by się wyciszyć. Jej uwagę przykuła więc jedna z pustych klas, która czasami była używana przez niektóre pary za miejsce schadzek. Mając świadomość, że teraz większość zajada się pysznym obiadem, podeszła do drzwi i pchnęła je odważnie oraz mocno. Otworzyły się z cichym jękiem zardzewiałych zawiasów. Weszła, zamknęła je za sobą i oparła się o nie plecami. Zamknęła oczy i westchnęła głośno.
Widziała centymetr w jego dłoniach i ten zawadiacki uśmieszek.
Nie miała zielonego pojęcia co się z nią działo. Znaczy się, jasne zorientowała się jakiś czas temu, że Ślizgon jej się podoba. Nie ciężko ją o to winić, ponieważ połowa Hogwartu zapewne miała mokre sny z nim w roli głównej. Miała więc prawo, prawda? Jednakże po raz pierwszy miała przy nim miękkie kolana, w wyniku których wyrżnęła tyłkiem prosto w zakurzoną posadzkę. Po raz pierwszy przełykała głośno ślinę, ręce jej się pociły, a na policzki wkradały się dzikie rumieńce, niczym jakieś zakwitające kwiatki. Po raz pierwszy straciła kontrolę. Bała się co by się stało, gdyby nie teatrzyk odstawiony przez Artiego oraz Spencera. Musiałby ją dotknąć. O zgrozo, pewnie nie omieszkałby zahaczyć palcem tu i ówdzie. Nie wiedziała czy tak bardzo tego chciała czy była przerażona tym co mogłoby się stać potem. I nie chodzi o to, że rzuciłaby się na niego jak wilk na świnkę. Prędzej swojej własnej, pokręconej psychiki, która mogłaby sobie dodać własny happy end. Nie dziwcie jej się – nawet teraz, stojąc oparta o dębowe drzwi, pozwalała sobie tworzyć scenariusze. A co gdyby tak tutaj wszedł? Pobiegłby za nią?
Widziała oczami wyobraźni smukłe palce bawiące się jej kołnierzykiem.
Przełknęła ślinę i podeszła do jednego z ustawionych pośrodku pomieszczenia biurek. Miała zbyt wybujałą wyobraźnię. Przecież myślenie, że Gilgamesh pojawiłby się w tych drzwiach, w tych okolicznościach, było nadmiernym życzeniem (pytanie tylko czy dobrym czy złym). Usiadła więc ciężko na biurku (po turecku, warto zaznaczyć) i zdjęła czarną szatę, pozostawiając w samej koszuli, spódniczce i czarnych zakolanówkach. Schowała głowę w dłoniach. Bała się swoich myśli oraz wyobraźni. Była tak zdenerwowana i zdekoncentrowana, że jej oddech nadal był szybki, nierówny, urywany. Zaczęła do siebie nawet mamrotać coś w stylu Katerino Argent, uspokój się., co na pewno nie świadczyło za dobrze o jej zdrowiu psychicznym. Jęknęła głośno i położyła się na ławce.
Merlinie, dajże mi umrzeć!, pomyślała i wywinęła nogą w powietrzu, jakby chciała kogoś kopnąć.
Gilgamesh von Grossherzog
Gilgamesh von Grossherzog

Krukonki nie lubią centymetrów. Empty
PisanieTemat: Re: Krukonki nie lubią centymetrów.   Krukonki nie lubią centymetrów. EmptySro 05 Sie 2015, 21:59

Gilgamesh miał szczerą i prawdziwą ochotę, aby rozczłonkować tego odmóżdżonego Puchona i Krukona z wścieklizną genitaliów za to, że swoją szopką przerwali mu wykonywanie najlepszej kary w dziejach - nigdy w życiu by nie pomyślał że może zostać oddany w objęcia spódniczek i dekoltów za darmo. I to w ramach odpokutowania swych niecnych czynów! I gdy ten doniosły moment nareszcie nadszedł, inwalida zaczął odwalać przedstawienie, a potem pojawił się ten mroczny szczypior niezgody i popsuł wszystko. A już prawie czuł krągłości Argentówny, przypadkowo dostające się w jego złaknione dłonie podczas mierzenia, ale nie - ktoś musiał mu zepsuć przyjemność z tego płynącą.
Jednakże jako że Grossherzogowie nie są palcem robieni, to nie zamierzał tego tak zostawić, bowiem coś rzuciło mu się w oczy. Gdy tylko zbliżył się wtedy do Krukonki, zaczęła mu ona wysyłać sprzeczne sygnały, a to rokowało całkiem nienajgorzej, co za tym idzie - nie mógł jej teraz zostawić samej sobie, prawda? Dlatego też gdy wybiegła z klasy, niczym Evan Rosier widzący przez okno jak ktoś obmacuje mu Chiare, postanowił udać się w pościg. Oczywiście nie udało mu się zmniejszyć dystansu, z racji tego że drobnej Katerinie było znacznie łatwiej przeciskać się pomiędzy uczniami - on musiał ich taranować, a to nie ułatwiało ścigania kogokolwiek. I gdyby postanowiła uciec do wieży Ravenclawu, prawdopodobnie nigdy by jej nie dorwał, jednakże okoliczności mu sprzyjały. Zdążył wbiec na odpowiedni korytarz i zauważyć jak KatKat znika w klasie, a co za tym idzie - odcięła sobie wszelkie drogi ucieczki. Zatrzymał się więc i resztę dystansu pokonał spokojnym krokiem, uspokajając oddech. Gdy w końcu dotarł do drzwi, przestał już dyszeć ciężko i wydawał się całkiem spokojny, jednakże to nie do końca była prawda - był wyjątkowo ciekaw, co też może się wydarzyć gdy przekroczy próg. A był tylko jeden sposób by zaspokoić ciekawość - otworzył drzwi i wśliznął się do środka. Zdążył na czas, by usłyszeć przeciągłe jęknięcie. Oczywiście jego wyobraźnia podsuneła mu odpowiedni obraz, który niestety nie zgadzał się z tym co ujrzały jego oczy. A szkoda, szkoda.
Tak czy siak już byli w środku. W pustej klasie. Sami. A ona już bez szaty. No no, Gross samym wejściem pozbawiał kobiety ubrań. Czapki z głów i owacje na stojąco się należały. Gdy zauważył wymach nogą, uśmiechnął się sam do siebie i postanowił rzucić coś na rozładowanie napięcia, zamiast dzień dobry.
- Nie mogę wręcz uwierzyć, że wyrwałaś mi się z rąk tylko po to, by skopać niewidzialne duchy w opuszczonej klasie. Serce w okruszkach. - zagadał i zmniejszył dzielący ich dystans. Podchodził powoli, uśmiechając się do niej ciepło - w końcu nie chciał żeby mu uciekła ponownie prawda? Jak do rannej sarenki - spokojnie, powoli, nie straszyć. Taki dobry myśliwy z niego był, ot co. Tak czy siak, w końcu był tuż obok przy niej. Zbliżył się do niej zdecydowanie bardziej, niż wymagała tego rozmowa i oparł dłonie na biurku po obu stronach jej ciała, uśmiechając się do niej promiennie. Szach mat, uciekająca panno młoda!
- Kat, wiesz że Cie uwielbiam, ale tak nie wolno! Teraz nie wiemy czy Twoja spódniczka jest regulaminowa - powiedział i pokiwał głową udając zatroskanego, po czym uchwycił dwoma palcami rąbek wcześniej wspomnianej części garderoby. Tak niewinnie.
Katerina E. Argent
Katerina E. Argent

Krukonki nie lubią centymetrów. Empty
PisanieTemat: Re: Krukonki nie lubią centymetrów.   Krukonki nie lubią centymetrów. EmptySro 05 Sie 2015, 22:39

Jęknęła jeszcze raz, kiedy gwałtowne poruszenie nogą, wywołało ból w udzie. Wyprostowała ją więc i zamknęła oczy. Jakkolwiek by nie patrzeć zaczęła się uspokajać. Jej myśli już nie galopowały jak stadko centaurów, a oddech powoli się normował. Cisza i spokój – dwie rzeczy, które działały na nią bardzo relaksująco. Można powiedzieć, że była spokojna jak kwiat lotosu na niezmąconej niczym tafli jeziora. Ale tylko do czasu.
Następne wydarzenia działy się zbyt szybko.
Nagle drzwi do klasy otworzyły się z tym głośnym jękiem zardzewiałych zawiasów. Katerina gotowa na to, że może woźny postanowił się na niej zemścić za zepsutą lekcję, uniosła głowę z zaciętą miną. To co zobaczyła – osobę, która zbliżała się do niej wolnym i nader dostojnym krokiem – było ponad jej siły. Sparaliżowało ją. Jedyne co potrafiła, to mrugać gwałtownie powiekami, jakby licząc na to, że to halucynacja, albo jakiś dziwny sen. Nawet się uszczypnęła w udo, ale nic poza dodatkowym bólem jej to nie przyniosło.
Merlinie, on tutaj przyszedł.
Przełknęła ciężko ślinę, a w gardle jej zaschło. Przez krótką chwilę straciła rezon. Obserwowała jak zbliża się do niej z każdym kolejnym krokiem, a jej myśli znowu zamieniły się w stado rozjuszonych centaurów. Milion pytań, żadnej odpowiedzi. Czemu przyszedł? Biegł za nią? Ale po co? I zapewne trwałaby w niepewności, gdyby nie to, że Gilgamesh postanowił ją oświecić. Może nieświadomie, może nawet nie zdawał sobie sprawy, że za tymi rozwartymi szeroko ze strachu niebieskimi tęczówkami, kryje się masa pytań oraz przerażenia. Ale jego baryton lekko ją ocucił. Przecież nie będzie się w niego wpatrywać jak sroka w malowany gnat, prawda?
-Miał twoją twarz, pomyślałam, że porządny kopniak mu się przyda. – próbowała ukryć drżenie głosu, dosyć mało wymyślnym żartem. Nie było jej do śmiechu. Nawet chciała usiąść, jednakże bezskutecznie. Nawet się nie zorientowała kiedy, znalazł się nad nią, a nawet paradoksalnie, pomiędzy jej nogami, uniemożliwiając jej ucieczkę w jakikolwiek sposób, nie tyle silnymi ramionami, które znalazły się po obu stronach jej ciała, ale samą swoją obecnością. Spojrzała na jego uśmiechniętą twarz i mimowolnie sama się uśmiechnęła.
Nagle cały strach uleciał. Nie była już sparaliżowana. Zaskakujące jak bardzo bliskość jakieś osoby może działać na tak dwa, odmienne od siebie, sposoby. Czuła woń wody kolońskiej, której używał, ale również gdzieś tam przebijał się lekko wyczuwalny zapach papierosów, które miał w zwyczaju palić. Położyła jedną dłoń na jego klatce piersiowej i delikatnie pchnęła chłopaka. Jedną z nóg zgięła w kolanie i oparła o ławkę, na której leżała.
-Zgubiłeś centymetr goniąc mnie aż tutaj, więc się już i tak nie dowiesz. – mruknęła z rozbawieniem i próbowała usiąść, jednocześnie odpychając od siebie Ślizgona. Czując jak jego palce bawią się rąbkiem jej spódniczki, trzepnęła go w dłoń ze śmiechem. Co to, to nie. Mógł na nią działać jak narkotyk, proszę bardzo, jednakże nikt nie mówił, że będzie się bawić w pokaż kotku, co masz w środku.
Gilgamesh von Grossherzog
Gilgamesh von Grossherzog

Krukonki nie lubią centymetrów. Empty
PisanieTemat: Re: Krukonki nie lubią centymetrów.   Krukonki nie lubią centymetrów. EmptyCzw 06 Sie 2015, 13:28

Gross był wręcz wyjątkowo zaskoczony i uradowany - z docinek właśnie wystawiał pannie Argent notę "P", albowiem sam fakt że sugerowała że kopnęłaby ducha z jego twarzą, był poniżej oczekiwać. Jednakże, uznał że jest w tym pewna nieścisłość, a co za tym idzie - musiał to sprostować.
- Kat...skoro był niewidzialny, to skąd wiedziałaś czyją twarz miał? Coś mi się tu niezgadza - rzucił swym zamyślonym tonem, którego używał zazwyczaj podczas wygłaszania myśli w stylu "bądź kim jesteś, a nie kim nie jesteś, bo jeśli nie jesteś tym kim jesteś, stajesz się tym kim nie jesteś". Jednakże nie dzisiaj czas na filozofie, skoro miał ten idealny plan, a w tej klasie mogło się zdawać że świecił jak miliony galeonów, a Kat już płonie! Chociaż oczywiście on tego nie dostrzegał - był zbyt mało empatyczny, żeby się zorientować że na rzeczy jest coś więcej niż tylko nieme pochwalanie jego nieprzeciętnej urody.
Otóż tak, trzeba było się do tego niestety przyznać - jeśli o to chodzi, to Gross był na tyle emocjonalnie upośledzony że nie był w stanie zauważyć tego, że panna Katerine ma ochotę spijać oddechy z jego ust, a co za tym szło - zupełnie nic sobie z tego nie robił, traktując ich znajomość z dystansem na tyle dużym, by ranić bardziej niż najzgrabniejszy z morgenszternów.
Oczywiście docenił jej "obronę" przed nadmiernym spoufaleniem się - oczywiście że czasem lubił zabawę w kotka i myszkę, chociaż za bardzo mu to pachniało grą wstępną, a to prowadziło do miliona pytań. Co, jak, dlaczego i czemu dopiero teraz? Zaiste, ciężkie jest życie Grosseła prawdziwego albowiem z problemami wielkimi borykać się musi dnia każdego! Jednakże kim by był, gdyby nie postanowił podjąć gry? Chociaż...fakt faktem, nie należał do najsubtelniejszych. Przysunął się więc ponownie i położył dłonie po obu stronach jej ud, podwijając jej spódniczkę o cal.
- Nie potrzebuję go, bowiem gołym okiem widzę że jest nieregulaminowa. Uważam że powinnaś ją zdjąć, w końcu nie wypada nosić przykrótkich spódniczek - powiedział i pokiwał głową z zatroskaną miną. Być może szach mat to nie był, ale zdecydowanie czuł się na siłach by w takiej sytuacji mógł rzec "MAKAO". Zastanawiał się co też następnego zrobi biedna, zapędzona w kozi róg Katerine.
Katerina E. Argent
Katerina E. Argent

Krukonki nie lubią centymetrów. Empty
PisanieTemat: Re: Krukonki nie lubią centymetrów.   Krukonki nie lubią centymetrów. EmptyCzw 06 Sie 2015, 14:17

-Zgadywałam, że był tobą. – zmrużyła oczy i zrobiła gustowny dzióbek, którego pozazdrościłyby jej wszystkie dziewczyny Instagrama. Starała się wyglądać na w miarę wyluzowaną i nietkniętą obecnością Gilgamesh’a. Problem polegał na tym, że jej chęci jedno, a organizm drugie. Powiedzmy sobie szczerze – rumieniec na twarzy wyglądał już jak przekwitła piwonia, a oddech był zbyt przyśpieszony, przez co jej klatka piersiowa unosiła się i opadała szybko, zupełnie tak jakby przebiegła sto metrów sprintem niczym Usain Bolt u szczytu swojej kariery. Dziękujemy za nadmiar wrażeń, ale czy możemy już prosić, byś był Grossherzogiem gdzieś indziej?
Oczywiście to była bardzo naiwna prośba. Paradoksalnie mogła przecież sama wyjść. Nikt jej tego nie bronił (pomijając obecność silnych ramion, które ciągle znajdowały się po obu stronach jej ciała), a nawet wręcz przeciwnie, wystarczyło go odepchnąć i mogłaby się dostać do drzwi, a potem do Wieży Krukonów. Sprintem. Znowu. Ale po pierwsze kiedy pomyślała, że znowu miałaby biec przez co najmniej trzy piętra, odezwał się skurcz w udzie, za który się chwyciła nawet z obolałą miną. Cholerstwo będzie trzeba rozmasować i to porządnie. Po drugie coś ją tutaj trzymało. Zapewne zwykła babska ciekawość, bo zawsze jak mawia stara ludowa prawda tak, znaczy nie, a nie znaczy może. U niej pojawiło się to przysłowiowe nie, więc tak naprawdę po jej główce krążyło a może by tak…? i wpadła jak śliwka w kompot babuni. Przykro mi mała, ale zabujałaś się.
Gilgamesh mógł nie zauważać, że jego obecność działa na nią paraliżująco, ale też nieźle pobudzająco. Odmienne reakcje, ale jednak tak idealnie pasujące do sytuacji. Jej mózg wyrzucał za dużo endorfiny, była więc jak na haju. Serce kołotało jak kostki rzucone na planszę, a źrenice się rozszerzyły. Gadajcie co chcecie, ale strzała kupidyna nigdy nie pyta o pozwolenie, tylko po prostu wali prosto z mostu.
Było coś jeszcze w jej spojrzeniu, ledwo zauważalne, ale (i teraz wybaczcie za zapewne niezłe wyolbrzymienie) Katerina nie patrzyła tylko jak zakochana nastolatka na Ślizgona. Wręcz przeciwnie spoglądała na niego zupełnie tak, jakby odnalazła swój własny ósmy cud świata. Nic tylko schować do skrzyni i nikomu nie pokazywać.
Makao, było grą niebezpieczną, a gracze jeżeli mieli dobre zdolności taktyczne umieli odwracać jej losy o sto osiemdziesiąt stopni. Teraz, przykro mi, ale też niektóre rzeczy mogą się również zmienić o sto osiemdziesiąt stopni.
Podwinięcie o cal spódniczki do góry, spowodowało, że ukazał się fragment bandaża, który Katerina skrzętnie ukrywała na lewym udzie pod zakolanówkami oraz mundurkiem. Wpadła więc w panikę. To był jeden z tych kompleksów dziewczyny, które wolała nie pokazywać światu, a w szczególności facetowi, który jej się podoba. Odepchnęła więc Grossa od siebie i zeskoczyła z ławki, w międzyczasie sycząc z bólu jaki wywoływał skurcz w prawym udzie i kuśtykając lekko stanęła po drugiej stronie mebla. Wyglądała jak spłoszona sarenka.
-Za bardzo się poczuwasz z misją daną od Filch’a. – mruknęła trochę nader agresywnie.
Gilgamesh von Grossherzog
Gilgamesh von Grossherzog

Krukonki nie lubią centymetrów. Empty
PisanieTemat: Re: Krukonki nie lubią centymetrów.   Krukonki nie lubią centymetrów. EmptyCzw 06 Sie 2015, 22:43

Prawdą było, że Gilgamesh miał w zwyczaju nie zauważać że ktoś żywi do niego jakiekolwiek uczucia - powód był zdecydowanie prosty i wyjątkowo płytki. On zwyczajnie był przekonany że każda rozsądna kobieta powinna go pragnąć całym swym jestestwem, dlatego też nie wydawało mu się to niczym niesamowitym, czy też godnym ukoronowania, a już szczególnie wtedy gdy wychodziło to poza pożądanie, które nie było mu obce. Zwyczajnie ciężej było mu zauważać cudze potrzeby psychiczne niż fizyczne. I dość często niespecjalnie go cudze potrzeby obchodziły, co chyba też nikogo zupełnie nie zaskakiwało. Otóż taki był świat Grossa - to nie było miejsce dla ludzi. W tym świecie istniało parę wyjątkowo prostych i ważnych dla niego słów. Ja. Moje. Dla mnie. I jeszcze raz ja. To była kwintesencja bycia Gilgameshem - najważniejsze były jego potrzeby, jego chęci, jego pragnienia. Dlatego też czy naprawdę był powód, by patrzył na cudze uczucia? Być może dlatego, w pewien sposób każda walka którą podejmował w życiu była samotną walką z całym światem, ale nie potrzebował pomocy i prawdopodobnie nie chciał by ktokolwiek częstował go dawką miernego współczucia - potrzebował podziwu, nie litości.
A teraz, potrzebował czegoś zgoła innego - to chyba dość oczywisty scenariusz - książe Slytherinu, wędrujący za dziewoją do pustej klasy - czyżby ktokolwiek mógł się spodziewać czegoś innego? Przecież nie przyszedł tu na herbatkę i onuce. I nie zamierzał chwalić się jej chusteczką którą wyhaftował z rana, szczególnie że nie potrafił haftować - no, chyba że miało się na myśli efekty wypicia zbyt dużej ilości whisky. Wówczas potrafił robić to z wyjątkową gracją, ale nie sądził by był w stanie wyhaftować chusteczkę, z wyjątkowo oczywistego powodu - nie należał do koła "hobbystów" wpierdzielania chusteczek wieczorami.
Wtem coś mu przeszkodziło w próbie uchylenia rąbka tajemnicy - najpierw ujrzał bandaż, następnie ostra reakcja...wszystko wydało się jasne. Już rozumiał rumieńce, fakt że KatKat była przy nim często jakby nieobecna, jakby przebywała w innym świecie. Ów bandaż wyjaśnił sprawę, poparty reakcją - dziewczyna po prostu nie chciała, żeby Gross dowiedział się że Argentówna ćpa. Cicha woda brzegi rwie! Miał tylko nadzieje że to czym się narkotyzowała jego koleżanka, było potężnym, czarodziejskim syfem, gotowanym w najlepszych kotłach, przy których nawet Chantal by oko zbielało, a nie jakąś mugolską podróbką robioną pod Londynem przez dwóch mugolskich gnojków, o imionach Bill i Jeff, mieszkających ze swoimi mugolskimi rodzinkami, w mugolskich domkach i proszącymi się wręcz o śmierć, bo tak bardzo mugolscy byli. Tego by nie zniósł!
- Oboje wiemy, że regulamin szkolny jest dla mnie święty, zaś krucjata przeciwko skąpym strojom nakazana mi przez woźnego, jest celem dla którego poświęciłbym własne życie jednakże... - zaczął wpadając na świetny pomysł. Jeśli nie można po dobroci, to trzeba spróbować innych metod - na przykład terapii szokowej.
-...jednakże, to nie dlatego postanowiłem odsłonić to i owo. Po prostu od dnia gdy Cie pierwszy raz ujrzałem, często przyłapywałem się o myśleniu o Tobie. Nagiej. - dokończył król subtelnej otwartości i szczerej uroczości dorównującej poziomem nawet kłębkowi wełny w rękach małego kotka. ROZCŻŁONKOWANEGO I POWIESZONEGO NA KROKWI GOD DAMN IT. Otóż tak, z takim kotkiem mógłby się porównywać - nie odejmowało mu to ani trochę, bowiem zdawał sobie sprawę że zdecydowanie daleko mu do hom...romantyka. I nie czuł żalu. Wdzięcznym skokiem wdarł się na biurko i spojrzał na nią z góry. Następnie pozwolił swoim nogom spokojnie się obsunąć, tak by teraz to on siedział i znowu był aż za blisko. Jakby tego było mało - jego dłonie wystrzeliły na talię Krukonki i przyciągnęły ją do niego.
- Wymiarowi sprawiedliwości nie uciekniesz moja droga - powiedział głosem rozczarowanego wujka Steve'a (oczywiście nie miał wujka Steve'a) i zrobił pierwszą rzecz która przyszła mu do głowy. Po prostu ją pocałował. Chyba nie było innej, naturalnej i zgodnej z jego stylem bycia rzeczy, którą mógłby teraz zrobić, prawda?
Katerina E. Argent
Katerina E. Argent

Krukonki nie lubią centymetrów. Empty
PisanieTemat: Re: Krukonki nie lubią centymetrów.   Krukonki nie lubią centymetrów. EmptyPią 07 Sie 2015, 22:31

Obciągnęła spódniczkę na jej właściwą długość, kiedy tak stała po drugiej stronie ławki i zrobiła minę dziecka przyłapanego na wyjadaniu ciastek z kuchni. Już w momencie kiedy zeskoczyła z rzeczonego mebla, czuła się głupio. Spuściła więc głowę i nie spoglądała na Gilgamesh’a, cały czas uciekała gdzieś wzrokiem na boki lub pod własne nogi. Wiedziała, że przesadziła z reakcją. Zdawała sobie z tego doskonale sprawę. Mógł sobie pomyśleć, Merlin raczy wiedzieć co. Każda kolejna ewentualność jaka przychodziła jej do głowy, była coraz gorsza. Ale co miała poradzić? Oparzenia, które ukrywała pod tonami ciuchów i bandaży zbytnio ją przytłaczały. Nienawidziła ich. Przypominały o tym, jak bardzo jej dzieciństwo zostało zniszczone przez dwóch durnych czarodziejów. I przez ogień. Wciąż pamiętała zdziwienie drużyny, albo dziewczyn z dormitorium. Za każdym razem te same pytania, na które nie chciała odpowiadać.
Nie mogła jednak ignorować go całkowicie. Kiedy więc krótką ciszę przerwał jego łagodny głos, uniosła głowę i poprawiła parę kosmków czarnych włosów, które napatoczyły się w okolicach oczu i ust. Delikatnie odgarnęła je za ucho. Z jego każdym kolejnym słowem, jej oczy rozszerzały się coraz bardziej ze zdziwienia i niedowierzania. Zaraz potem zmarszczyła gniewnie brwi. Czy on naprawdę myślał, że poleci na taki tekst? W sensie…jasne, zrobiło jej się w jakiś sposób miło. Jednakże to, że była zakochana, nie znaczyło, że odebrało jej zdrowy rozsądek. Wiedziała kim był. Wiedziała JAKI był. I nawet jeżeli część niej krzyczała „tak”, to druga część krzyczała jeszcze donośniej „uciekaj, głupia”. Mimo tego stała. Twardo, jakby jej nogi zamieniły się w korzenie, które wrosły w kamienną podłogę. Była zbyt uparta, by po prostu uciec. I zbyt głupia, przyznajmy to szczerze.
Grossherzog był zbyt wysoki dla niej nawet wtedy kiedy stał na teoretycznie niegodnej go posadce. Kiedy więc wskoczył na biurko, zadarcie tak wysoko głowy przypłaciła kolejnym skurczem, tym razem jednak w szyi. Widać, Ślizgon był dla niej bardzo kontuzjogennym czynnikiem, a nie minęło nawet pięć minut ich rozmowy. Biedna Katerina. Taka obolała, a jeszcze do niczego nie doszło.
Przyciągnięcie jej do siebie nie było dobrym pomysłem, przynajmniej teoretycznie. Bo kiedy tylko poczuła jego dłonie na swojej talii, pomimo ogólnego ciepła, które rozeszło się po jej ciele, poczuła jeszcze większy przypływ złości. Bez żadnego ostrzeżenia, zaczęła okładać chłopaka swoimi małymi piąstkami po jego torsie. Nic nie mówiła. W pewnym momencie tylko jęknęła, spanęła i w sumie to wydawała bliżej nieokreślone odgłosy, które miały zapewne świadczyć o jej wielkiej wściekłości. Potem zdążyła tylko zauważyć jak chłopak się w jej stronę nachyla, jęknąć niezrozumiałe Co ty… i była ponownie śliwką w kompocie.
Nie protestowała. Ba! Na krótką chwilę ją sparaliżowało, tak bardzo, że nie wiedziała co robić. Uderzyła chłopaka jeszcze nieświadomie i bardzo słabo ze dwa razy, by potem po prostu zacisnąć palce na jego koszuli. Odwzajemniła. Głupio i naiwnie pozwoliła wziąć swoim uczuciom górę.
Gilgamesh von Grossherzog
Gilgamesh von Grossherzog

Krukonki nie lubią centymetrów. Empty
PisanieTemat: Re: Krukonki nie lubią centymetrów.   Krukonki nie lubią centymetrów. EmptyCzw 13 Sie 2015, 00:55

I chociaż Gilgamesh von Grossherzog od zawsze był bohaterem tragicznym, to jedno trzeba było mu przyznać - zdecydowanie określenie sposobu w jaki całował, odbiegało od słowa tragiczny. Gdy odczuł nieśmiałe odwzajemnienie jego podjętej przed chwilą gry, nie krył się z radością - całował więc zaciekle, choć subtelnie, rozwiąźle choć nie przekraczając granic przyzwoitości, nadając swoim ustom oraz językowi odpowiedni tempo, aby zgrać się z Krukonką w stopniu który gwarantował obustronne zadowolenie. Pozwolił sobie również na pozornie niewinne przesunięcie dłonią po piersi dziewczyny - owe macnięcie je popędzające, zdecydowanie było równie niewinne i nie mogło sugerować żadnych sprośnych zamiarów z jego strony. Dopiero po dłuższej chwili postanowił się od niej odsunąć, ponieważ coś mu nagle przeszkodziło. Każda cecha jego charakteru zbiegała się, jednym głosem niczym w Królu Lwie, wykrzykując: bierz ją, weź ją tu i teraz na tym biurku, odbierz to co się księciu prawnie należy! Do it, albo my, dumne cechy charakteru urwiemy Ci ryja i trzymaj się ramy...każdy wie, co chciały mu przekazać dalej. Jednakże gdzieś daleko, pod natłokiem zgodnych myśli pojawiła się jedna która wydarła sobie drogę pomiędzy nimi. "Gross, masz narzeczoną, nie możesz". Przez chwilę z nią walczył, jednakże potem oddał się jej niczym cny podlotek oddawał się starszemu przyjacielowi z domu, w Pokoju Wspólnym gdy nikt nie patrzył. Ta samotna myśl miała racje. Miał narzeczoną. Odkąd zaręczył się z Arią, nie mógł sobie pozwolić na dobieranie się do powabnych Krukonek.
Przy otwartych drzwiach oczywiście. To było jedyne co mu mogło przeszkadzać (chyba nie myśleliście inaczej, prawda? w końcu to Gilgamesh von Zdradliwydupekrzog). Dlatego też ze spokojem anglika pijącego popołudniową herbatę, równo o godzinie 17, bądź też 5 p.m. i ani sekundy później, machnął różdżką zamykając drzwi odpowiednim zaklęciem. Musimy uwierzyć że to zrobił, ponieważ autor nie jest w stanie napisać poprawnie koloportus w tym stanie upojenia alkoholowego, więc dla dobra fabuły (w końcu nie chcemy być przygnieceni onanizującym się bawołem) uznajmy że po prostu to zrobił i zrobił to poprawnie, ok?
Gdy już wykonał tą jakże wymagającą czynność, spojrzał na Katerinę z rozbrajającym uśmiechem, który prawdopodobnie miał wyrażać "jestem trudniejszy niż myślisz", ale ostatecznie wyrażał "wiem że patrzysz na mnie oczami pełnymi pożądania, więc zostanę Twoim Batmanem Robinie" czy coś w podobnym stylu.
- Lepiej żeby nie wpadł nam ktoś niepowołany, nie uważasz? Jeszcze coś sobie pomyśli zdrożnego, a przecież my tylko rozmawiamy. Panno Argent, zdaję sobie sprawę że trochę się już znamy, jednakże mimo wszystko, chciałbym Cie lepiej poznać. Jesteś interesującą osobą - powiedział cicho, a ogniki w jego oczach miotały się jak szatany wcielone - gdyby nie to że Zeus wziął wolne, prawdopodobnie z każdym jego krokiem gdy obchodził KatKat dookoła, miotałyby Pieruny grzmiące i jaśniejące niczym oznaka strażnika porządku. Hmm...chociaż może to nie dlatego, że Gross był taki powabny, a po prostu jego przybrana siostra, zwana też ostatnio szwagierką, miałaby coś przeciwko temu że Gilgamesh ma ochotę pobaraszkować sobie z kimś, kto nie nazywał się Aria Fimmel. Jednakże Gilgamesh winy wypisanej na twarzy nie miał - były tam tylko zalotne płomyczki, trochę pozostałości po wczorajszej imprezie i duży koktajl pożądania zmieszanego z chęcią posiadania. A to już coś, obok czego nie można przejść obojętnie - jeśli tego nie wyplujesz, to hulaj duszo, musisz to przełknąć.
- Chciałbym Cie poznać bardziej dogłębnie - wyszeptał jej do ucha, gdy już stał za nią. Jednakże każdy arystokrata pamięta o fakcie, o którym mogą zapomnieć zwykli śmiertelnicy - przecież miał ręce. A ręce to bardzo pożyteczne członki...chociaż do członka jeszcze dojdą, więc użyję tu raczej słowa "kończyny". Dlatego też usytuował jedną dłoń na dłoni KatKat, chwytając ją za rękę, zaś drugą uchwycił pierś jej zgrabną, ściskając ją lekko w iście królewskim stylu. Jedno było pewne - albo jej się to spodoba, albo się nie spodoba. Raczej nie było innych opcji, bo kto słyszał o podobalnym niepodobaniu? Raczej nikt, poza najbardziej zbzikowanymi Puchonami i stażystą Lacroix, który też miał w sobie coś z ziemniaka i każden jeden wiedzial że to prawda.
Sponsored content

Krukonki nie lubią centymetrów. Empty
PisanieTemat: Re: Krukonki nie lubią centymetrów.   Krukonki nie lubią centymetrów. Empty

 

Krukonki nie lubią centymetrów.

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Ambicja - ambitna sówka ambitnej Krukonki

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Strefa Gracza
 :: 
Dodatki do postaci
 :: Myślodsiewnia :: Zakończone
-