|
| Wejście do Zakazanego Lasu | |
| Autor | Wiadomość |
---|
Porunn Fimmel
| Temat: Wejście do Zakazanego Lasu Sro 29 Lip 2015, 20:00 | |
|
Wejście do Zakazanego Lasu. Miejsce dosyć często odwiedzane przez osoby, które chcą pobyć w samotności, bądź porozmawiać na osobności. Względnie bezpieczne, ale niesamowicie kusi, aby wejść głębiej i głębiej, aby w końcu zwieść i sprowokować, aby zejść z wyznaczonej ścieżki i po prostu się zgubić. klik
|
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Wejście do Zakazanego Lasu Sro 29 Lip 2015, 20:53 | |
| Stop
W jej krótkim, nieco szalonym życiu działo się za dużo rzeczy, których nie potrafiła ogarnąć i zrozumieć. W tej chwili czuła się, jakby wszystko spadło na jej barki, a ona nie miała wystarczająco siły, aby to wszystko udźwignąć. Wciąż czuła do siebie obrzydzenie. Nienawidziła tego, kto jej to zrobił, że nie dobił jej do końca i nie zostawił na ulicy Śmiertelnego Nokturnu martwą. Skazał ją na hańbę i zanieczyszczenie skazą czysto krwistego rodu. Życie było niesamowicie niesprawiedliwie, a ona dostała po twarzy od losu za wszystko, co zrobiła. Chociaż tak naprawdę, jej zdaniem, jej przewinienia nie były na tyle wielkie, aby dostać tak srogą karę. Miała wrażenie, że traci zdrowe zmysły. Wyszła z dormitorium wieczorem, tuż przed ciszą nocną. Nie martwiła się jednak o powrót, nawet po północy. Jeśli ktoś ją podczas powrotu złapie, to najwyżej dostanie szlaban – raczej mało ją to obchodziło. Na niczym jej nie zależało, a jedyne, co by robiła całymi dniami, to leżenie w łóżku i przytulanie się do swojej kołdry. Unikała kontaktu z ludźmi, nawet z Arią i Vincentem. Po prostu chciała być sama, z daleka od zgiełku tych wszystkich uczniów, niczego niepodejrzewających. Mówili po prostu, że jest chora, że wróci niedługo do siebie i znów zacznie być sobą. Może kiedyś faktycznie tak będzie. Z obrzydzeniem spojrzała na papierowy kubek ziołowego napoju, którego działanie przyćmiewało jej zmysły, obniżało charakterystyczne dla niej cechy, bez których po prostu nie była sobą. Wtedy za dużo zaczynała myśleć, zastanawiać się i topić we własnym umyśle, który zdawał się dla niej jak ciemna, zbita masa, niczym smoła. Dotarła na obrzeża Zakazanego Lasu, wyjęła różdżkę, wyszeptując zaklęcie Lumos, aby oświetlić sobie drogę, a następnie usiadła niedaleko wejścia na sporym głazie. Wtedy wyrzuciła kubek w krzaki, wylewając przy okazji jego zawartość. Wymamrotała coś pod nosem, po czym wyjęła z kieszeni bluzy małą buteleczkę, która zawierała bezbarwny płyn. Zmarszczyła brwi, odkręcając ją, a następnie wziąć dużego łyka. Skrzywiła się, gdy poczuła jak ostry alkohol wypala jej kubki smakowe i podniebienie. Jednak to ją nie zraziło, gdy zaraz później wzięła następnego. Nie drgnęła nawet delikatne, gdy usłyszała z głębi lasu jakieś podejrzane dźwięki. Wszak należała teraz to tego cholernego grona mieszańców i nie była z tego wybitnie zadowolona. Co jak co, ale w tej chwili ten las był na jakiś czas i jej domem, siedzibą, do którego miała zamiar przychodzić kiedy jej się to żywnie podobało. Mijały minuty, a ona dalej trwała niczym posąg na kamieniu, spoglądając w jeden, martwy punkt, zastanawiając się nad jedną, okropną rzeczą; czy przemiana podczas pełni księżyca bardzo boli?
Ostatnio zmieniony przez Porunn Fimmel dnia Czw 30 Lip 2015, 00:45, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Wejście do Zakazanego Lasu Sro 29 Lip 2015, 22:58 | |
| /bilo od Lily, serduszkuję~
Nie zatrzymywał się, choć widział, jak słońce zbliżało się już do linii horyzontu, rozlewając po błoniach ostatnie smugi światła. Cienie wydłużały się, wszystko coraz bardziej cichło, jakby przygotowując się do snu. Napięcie w mięśniach oraz pot płynący po skroni były dobre, witane z poczuciem satysfakcji. Niektórzy nazywali go masochistą, ale Ben puszczał ich uwagi mimo uszu, czasem przewracając tylko oczami, ewentualnie powstrzymując się rankami, by nie wyciągnąć co poniektórych Krukonów za nogi z łóżek, kiedy wychodził biegać. Mieli szczęście, że nie był typem lubiącym inicjować konflikty lub robić komuś na złość. Być może zwariował, wypełniając sobie jeden z niewielu wolnych wieczorów morderczą przebieżką, ale jakoś nie potrafił sam siebie zganić za ten pomysł – jeśli przesadzi, zakwasy dadzą mu o tym znać jutrzejszego dnia. Prawdopodobnie zrobiłby kilka grzecznych kółeczek, po czym wrócił do zamku, gdyby nie światło, które dostrzegł między drzewami. Hagrid z lampą czy jakiś nieuważny uczeń? Musiała się zbliżać pora ciszy nocnej, choć Watts nie był do końca pewien, ile jeszcze zostało do niej czasu – odznaka prefekta dawała mu przywilej włóczenia się po zamku o każdej porze dnia i nocy. Mógłby machnąć ręką i nie interesować się tym, co tak naprawdę działo się przy samym wejściu do Zakazanego Lasu. Mógłby, ale nie leżało to w jego charakterze. Zwolnił bieg do truchtu, gdy znalazł się bliżej linii drzew, aż wreszcie przeszedł do marszu, łapczywie biorąc głębsze wdechy. Dopiero teraz zaczął czuć ciężkość w klatce piersiowej oraz fakt, jak bardzo zroszone potem miał czoło. Otarł twarz rękawem bluzy, po czym wsunął dłoń do kieszeni, natrafiając na różdżkę – przezorny zawsze ubezpieczony. Spodziewał się gajowego lub grupki małolatów robiących sobie imprezkę, ale na pewno nie pojedynczej osoby kontemplującej życie, czy najwyraźniej przeżywającej inne weltszmerce w pozycji przycupnięcia na przypadkowym głazie. Uderzyło go nagłe poczucie deja vu, choć zamiast ciemnowłosej Ślizgonki, we wspomnieniu siedziała przyjazna Puchonka. - Fimmel, zaraz jest cisza nocna – rzucił w ramach powitania, zadziwiająco cicho wychodząc spomiędzy drzew. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Wejście do Zakazanego Lasu Sob 01 Sie 2015, 19:14 | |
| “You have so much to learn from your enemies. In the practice of tolerance, one’s enemy is the best teacher.”Ben Watts był ostatnią osobą, którą chciała w tej chwili spotkać. Był dla niej kimś, kogo przy pierwszej lepszej okazji zrzuciłaby ze skarpy i patrzyła jak spada w bezdenną przepaść. Chciałaby zobaczyć jego strach w oczach, który przepełniłby jej ciało nieopisaną satysfakcją i radością, która nagle, w mgnieniu oka przeobraziła się w przeogromną pustkę. Sama była zaskoczona, że myśli, które kiedyś napawały ją niemalże szaleńczym szczęściem – teraz, po prostu nie znaczyły dla niej zupełnie nic. Miała nadzieję, że to efekt działania eliksiru, ziół, czy co tam Chantal jej każe ciągle pić. Także, gdy tylko usłyszała głos prefekta, który niemalże bezszelestnie wyszedł zza drzew, skwitowała tylko wzruszeniem ramion, jakby był kolejną osobą, która zaraz sobie po prostu pójdzie i zostawi ją w spokoju. A jednak tego nie zrobił, nie on. Był cholernym prefektem, który dbał o porządek i sprawiedliwość na świecie. Niczym cholerny rycerzyk w złotej zbroi, siedzący na białym, pięknym koniu. Mimo wszystko, podniosła na niego błękitne, nieco przymglone oczy i zwyczajnie, bez żadnego zawahania, upiła kolejnego łyka whisky. Nie spuszczała z niego nawet na chwilę swojego spojrzenia, zastanawiając się ile mogliby w takiej pozycji wytrzymać. Porunn, w takim stanie, z nieco spowolnionymi reakcjami, mogłaby naprawdę długo siedzieć i spoglądać w oczy Szkota, zastanawiając się jakby wyglądał, wijący się na ziemi pod działaniem zaklęcia Cruciatus. Zmarszczyła powoli brwi, a na jej twarzy pojawił się uśmiech, który zaraz zniknął, jakby samo wykrzywienie ust było dla niej bolesne. - Cisza nocna? Nie wiem, jak innych uczniów, ale mnie ona nie obchodzi – odpowiedziała całkiem spokojnie, po czym zsunęła się z głazu na ziemię, przykrytą sporą ilością, kolorowych, uschniętych liści. Zakręciła już pustą buteleczkę, a następnie schowała ją do kieszeni bluzy, podkulając pod siebie nogi, aby następnie objąć je mocno ramionami. Oparła głowę na kolanach i zamknęła oczy, czując, jak powoli, wypity alkohol niemalże duszkiem, zaczyna uderzać jej do głowy. Delikatne zawroty głowy były początkiem. Sama nawet nie wiedziała jakie późniejsze skutki uboczne mogła mieć mieszanka ognistej z eliksirem, który ograniczał agresję. Wiedziała tylko, że w tej chwili miała ochotę po prostu wybuchnąć gorzkim szlochem, który od kilku dni po prostu starała się powstrzymać. W tej chwili też to robiła, nie dając nikomu satysfakcji ujrzenia jej łez. Wszystko bowiem miało być tak, jak zawsze. Każdy miał odbierać Porunn jako niezależną dziewczynę bez cienia zawahania w oczach. - Zostaw mnie w spokoju. Zajmij się własnymi sprawami, chociaż raz – prychnęła, chcąc tym samym wytknąć mu wścibskość. Tak samo, podobnie, było podczas pierwszych zajęć z magii niewerbalnej. Podszedł, a potem zaczął się interesować tym, co nie do końca było w jego interesie. I może pomógł wtedy jej siostrze, to wcale nie urósł w oczach Porunn do miana Krukona Roku. Jeszcze było mu do tego bardzo daleko. Podniosła spojrzenie na niego chwilę później, gdy nagle zamilkła jak grób, zastanawiając się nad tym, czy użycie różdżki, aby go przegonić byłoby dobrym pomysłem. Ścisnęła rękojeść swojego świecącego badyla, a następnie wycelowała nim prosto w Bena. Niestety, a może stety, nie udało jej się rzucić żadnego zaklęcia, gdyż różdżka po prostu wypadła jej z ręki i poturlała się prosto pod nogi Wattsa. - Odejdź póki ci życie miłe – warknęła ostrzegawczo, chociaż bez tej mocy, która zawsze towarzyszyła w jej głosie. Wyglądała jakby zepsuło jej się zasilanie, zabrakło bodźca, który popędzał ją do gwałtownych, acz perfekcyjnych ruchów i czynów. |
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Wejście do Zakazanego Lasu Nie 02 Sie 2015, 16:23 | |
| Było w tej sytuacji coś dziwnego – coś, czego Ben nie potrafił doprecyzować, a co przyprawiało go o dreszcze. Niestety nie w typie tych, które przyjemnie rozpalały ciało, pozostawiając po sobie uczucie rozluźnienia, a raczej chłodnych, ostrych igiełek zwiastujących niebezpieczeństwo. To nie tak, że Watts chciał się znaleźć w towarzystwie panienki Fimmel, że sprawiało mu ono jakąś niewysłowioną radość – gdyby był gorszym człowiekiem, nieodpowiedzialnym prefektem czy zwykłym tchórzem, odwróciłby się na pięcie i wrócił do zamku. Trwał więc w miejscu, otaczając się niewidocznym, pancernym kokonem mającym za zadanie odbić każde nieprzyjemne słowo, każdą złośliwość czy wściekłe spojrzenie. Odpowiadał na spojrzenie Porunn z równą, jeśli nie większą upartością, kątem oka rejestrując niedużą buteleczkę z przezroczystym płynem. Jakoś wątpił, by Ślizgonka radośnie popijała sobie wodę w aurze ogólnego przygnębienia, jaką roztaczała wokół siebie. Co też chodziło po tej ciemnej głowie i czy mogło mieć związek ze złą kondycją obu bliźniaczek na ostatnich zajęciach z magii niewerbalnej? Spostrzegawczość i wrażliwość na cudze emocje stanowiła czasem paskudne przekleństwo, w większości nie pozwalała pozostawać obojętnym. - Może cię nie obchodzić, ale wiesz, jakie są zasady – odparł, lekko marszcząc brwi zdziwiony pokazem bezwolności zwykle żywiołowej dziewczyny. Ani drgnął z miejsca, obserwując jej zsunięcie się na ziemię i podkurczenie pod siebie nóg, jakby chciała się za nimi ukryć jak za tarczą. Coś było bardzo, bardzo nie tak, a Ben nie powinien się tym interesować. Choć dogadywał się z Arią, nie miał żadnych praw do wiedzy o tym, co działo się w tej rodzinie – ani teraz, ani nigdy. Klnąc na siebie w duchu, trwał jednak nieruchomy jak posąg, wyraźnie wyczekując tego, co miało jeszcze nastąpić. Porunn częściowo miała słuszność, wytykając mu wścibskość, choć Krukon tego tak nie nazywał, sądząc raczej, że była to jakaś część zakorzenionej w nim głęboko potrzeby naprawy wszystkiego, co znalazło się w zasięgu jego wzroku. Takie osobiste przekleństwo często spędzające sen z powiek i wymagające nauki zdrowego egoizmu, która wbrew pozorom wcale nie była taka łatwa. Szkot wziął głębszy wdech, kiedy Ślizgonka wycelowała w niego różdżką, by wypuścić go spomiędzy ust z cichym „puf”, gdy ten sam kawałek magicznego drewna wysunął się jej spomiędzy palców i potoczył chłopakowi prosto pod nogi. Byłoby w tym coś zabawnego, gdyby Ben nie poczuł nagłej, duszącej fali żalu zalewającej mu płuca i gardło. Ponowne spojrzenie na skuloną Porunn, która próbowała jeszcze ostrzegawczo obnażać metaforyczne kły, przyniosło ze sobą jedno pytanie: Co się stało z tym nieposkromionym żywiołem, jaki go kiedyś do niej przyciągnął jak ćmę do płomienia? Kiedyś była jasnym płomieniem, a teraz widział w tej dziewczynie wygasające zarzewie. Co się stało i komu miał urwać głowę, żeby wszystko wróciło do normy? Zanim zdążył się nad tym zastanowić, nogi same poniosły go bliżej Fimmelówny, a potem klęknęły tuż przed nią. Ben nie miał pojęcia, co mogła w tym momencie wyrażać jego twarz i szczerze mówiąc, w ogóle o to nie dbał. Podświadomie licząc się z ryzykiem, powoli wyciągnął rękę, dotykając burzy ciemnych włosów, przeczesując je lekko palcami i odgarniając z twarzy Porunn. Milczał jak zaklęty. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Wejście do Zakazanego Lasu Nie 02 Sie 2015, 19:23 | |
| Ben nie ruszył się z miejsca nawet o milimetr, uporczywie stojąc w jednym miejscu. Nie spuścił nawet z niej oczu, jakby rzucał jej nieme wyzwanie, które ona musiała podjąć, aby nie wyjść na skończoną przegraną. Nie rozumiała dlaczego, chociaż na każdym kroku z przyjemnością obrzucali się błotem (w przenośni i dosłownie), to ciągle ich coś do siebie przyciągało, jakby niewidzialna nić, która nie pozwalała żadnej ze stron po prostu odpuścić i odejść w swoim kierunku, nie wchodząc sobie w drogę. Wszystkie okoliczności postanowiły sobie z nich zrobić po prostu żarty, sprawiając, że wręcz musieli ze sobą współpracować, żeby osiągnąć to, czego najbardziej chcieli. To zupełnie nie trzymało się w całości. Miała wrażenie, że życie postanowiło zrobić sobie z nich niesamowitą rozrywkę, coś, co zabiłoby nudę. - Pieprzyć zasady. Nie będziesz mi tutaj gadał o tym co można, a czego nie, rozumiesz? – warknęła, podnosząc na niego ostre, błękitne spojrzenie, które gdyby miało moc robienia komuś krzywdy – z pewnością Ben leżałby w tej chwili na ziemi, kuląc się i walcząc z przeszywającym go bólem. Z jednej strony miała ochotę rozerwać go na strzępy, kawałek po kawałku, aż nie zostanie po nim nic innego, jak plama krwi. Z drugiej jednak chciała zachować go w stanie jak najbardziej dobrym, bez żadnej rysy na skórze. Biła się z własnymi myślami i wciąż zadawała sobie pytanie, dlaczego właśnie tak się działo? Watts bez dwóch zdań był pierwszą osobą na liście Porunn, która powinna zginąć z jej rąk i ostatnią, która powinna leżeć martwa pod ziemią. Życie było skomplikowane i trudne do ogarnięcia dla szesnastolatki, która chyba w pewnym momencie zgubiła drogę, którą chciała podążać do samego końca. Nie ukrywając; było to dla niej niesamowicie frustrujące i przyprawiające o chęć mordu wszystkiego wokół. Gdy przyklęknął przed nią, na moment zamarła w bezruchu, zastanawiając się co też właściwie się stało. Powinien dać jej po prostu spokój, zostawić siedzącą na ziemi i zająć się własnymi sprawami, jak normalny uczeń z chociaż odrobiną instynktu samozachowawczego. A jednak on, zamiast przestać bawić się ogniem; wpychał do niego swoje palce, nie bojąc się tego, że w pewnym momencie mógł się po prostu dotkliwie sparzyć, z resztą nie pierwszy raz. Nie spojrzała na niego, wciąż chowając twarz w kolanach, usiłując powstrzymać tę gulę uciskającą w bolesny sposób gardło. Od kiedy stała się taka żałośnie słaba, że musiała użalać się nad sobą, zamiast przyjąć cios z podniesioną głową? Bycie odmieńcem miało też swoje dobre strony, których jeszcze nie odkryła, bądź po prostu nie doczytała dokładnie w książkach, które dotykała raz na jakiś czas. Drgnęła dopiero wtedy, kiedy poczuła palce, przeczesujące jej włosy. Przez chwilę nawet nie wiedziała jak zareagować, będąc zupełnie wytrąconą z równowagi. Ale co też właściwie się w tej chwili działo, czego ona nie była w stanie pojąć? No właśnie. Życie znów pokazało jej środkowy palec, a ona nie zamierzała pozostać tym razem dłużna. - Watts, zginiesz marnie, jeśli komukolwiek powiesz. Możesz być pewny, że tego dopilnuję – powiedziała, nagle podnosząc głowę, nie dając mu nawet chwili na reakcję. Położyła dłonie na jego policzkach, uniemożliwiając tym samym gwałtowne odsunięcie się chłopaka do tyłu. Nie tym razem. Nie czekając nawet na jego najmniejszą reakcję, złączyła ich usta w pocałunku. Palcami jednej dłoni powoli sunęła wzdłuż jego kości policzkowej, zahaczając o ucho, aby w końcu zatrzymać się na potylicy Wattsa i mocno ścisnąć jego włosy w pięści. |
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Wejście do Zakazanego Lasu Nie 02 Sie 2015, 21:57 | |
| Oczywiście, że odpowiedziała w ten sposób na jego uwagę o regulaminie – Ben nie był ani odrobinę zaskoczony kolejnym warknięciem. Nie dało się zwrócić Porunn uwagi lub nie zgodzić z nią w jakiejś kwestii, by nie zostać słownie sprowadzonym do parteru. Cała sprawa rozbijała się o to, czy pozwoliło jej się na zmieszanie z błotem, czy wyrwało spod ręki przyciskającej grzbiet do ziemi. Przebywanie z tą dziewczyną stanowiło ciągłą walkę. Napinało mięśnie w stan gotowości, podnosiło wszystkie alarmy, które uparcie wyły mu teraz gdzieś pod czaszką. Widział wszystkie złe spojrzenia wymierzane w swoją stronę, potrafił mniej więcej przełożyć, co też takiego miały mu przekazywać, a jednak wciąż nie umiał przestawić się tak, by czuć do Porunn tylko i wyłącznie antypatię. Coś, co zostało między nimi zasiane, kiedy spotkali się pierwszy raz, przybierało coraz dziwniejszy kształt, pączkowało gniewem, życzeniami rychłej śmierci oraz zmartwieniem na tej samej gałązce. W plątaninie emocji, braku ich dokładnego zrozumienia byli tylko dziećmi, które straciły drogę i teraz usiłowały po omacku wyjść razem z tego pokręconego labiryntu. Chociaż instynkty podpowiadały mu, żeby uciekał, zostawił tę sprawę i więcej nie interesował się Fimmelówną, bo nie wyjdzie z tego nic dobrego, Ben uparcie brnął dalej, sięgał po rozżarzone węgle, by zamknąć na nich dłonie. Rezultat mógł być tylko jeden, nie stanie się żaden cud. Czemu nie mógł odejść? Nie dawało mu to spokoju, odpowiedź zdawała się bowiem leżeć na wyciągnięcie ręki. Dotknięcie jej było w pewien sposób satysfakcjonujące, posłało od palców w górę serię elektrycznych wyładowań, które trzasnęły bezgłośnie w powietrzu. Cała drgnęła tak wyraźnie, że równie dobrze mógł to być efekt silniejszego dreszczu. Dłoń coraz śmielej przeczesująca włosy Ślizgonki w dziwnie pieszczotliwym geście zatrzymała się, gdy dziewczyna uniosła głowę, po raz kolejny grożąc Wattsowi śmiercią. Czy do niej naprawdę nie docierało, że podobne słowa przestały na nim robić wrażenie gdzieś w okolicach trzeciego razu ich powtórzenia? Po co miałby opowiadać ludziom, że spotkał ją przy lesie w dziwnym sta... Och. Jedynym, co zdążył zrobić, zanim Porunn skutecznie zamknęła mu usta, było rozszerzenie niebieskich oczu. Co się działo?! W umyśle Krukona coś głośno trzasnęło, wszystkie logiczne procesy myślowe zgłosiły w centrali przeciążenie, a całe zasilanie awaryjne przekierowało się ku najbardziej podstawowym procesom. Przez moment trwał w uścisku jak posąg, czując dłoń bezczelnie sunącą po policzku, gładzącą kciukiem twarde linie, gdy wszystkie czerwone lampki błyskały gdzieś w tyle głowy, nakazując odsunąć się już, teraz, zaraz, by nie pozwolić temu szaleństwu się rozwijać. Nie tak miało być, nie chciał tego i ona tak naprawdę też nie. Resztki samokontroli Bena runęły z hukiem, kiedy Ślizgonka bez cienia delikatności chwyciła go za włosy, wyrywając z dna gardła głęboki, nie tak odległy pomruk, który rozluźnił część napięcia i nakazał chłopakowi przymknąć oczy. Dopiero wtedy naparł na usta Porunn, wkładając w to całą frustrację, całą złość. Dłoń, którą trzymał w jej włosach, przesunął do tyłu na kark, zmuszając dziewczynę, by przechyliła nieco głowę i bezpardonowo przygryzł jej dolną wargę, pogłębiając pocałunek, gdy rozchyliła usta. Chciał odebrać jej dech w piersi i jednocześnie rozniecić z powrotem ten sam płomień, którym zawsze błyszczała. To się nie mogło skończyć dobrze w żadnej wersji tego scenariusza, a mimo to brnął dalej, odpowiadał na pocałunki coraz żarliwiej, choć te uparte, ślizgońskie kolana stały mu na drodze. Oparł na nich wolną dłoń, samym naciskiem stanowczo sugerując Fimmelównie, żeby opuściła podkurczone pod siebie nogi, a gdy to zrobiła, wsunął rękę za jej plecy, przysuwając dziewczynę bliżej. W listopadowym chłodzie ciepło jej ciała zdawało się parzyć dłonie. Pozostali w tym dziwnym uścisku nawet, kiedy musieli przerwać pocałunek, by wziąć głębszy oddech. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Wejście do Zakazanego Lasu Wto 04 Sie 2015, 18:20 | |
| Targały nią sprzeczne uczucia. Groziła mu, że go zabije i naprawdę z jednej strony chciała to zrobić, a z drugiej nawet o tym nie chciała myśleć. Mętlik w głowie stawał się na tyle denerwujący, że chciała w pewnym momencie wyłączyć wszystkie uczucia, które nie dawały jej spokoju. Nie czuła się jednak winna tego, co zrobiła. Watts już od dawna się prosił, żeby go w jakiś sposób potraktować, żeby zapamiętał sobie raz na zawsze, co znaczyło nazwisko Fimmel. Jeśli groźby, życzenia rychłej śmierci i tak dalej, nie wpływały na niego jakoś zbytnio, to musiała spróbować innego sposobu, na owinięcie go sobie wokół palca, żeby robił tak, jak chciała. Jak się okazało, pocałunek był strzałem w dziesiątkę. Nie zastanawiała się jednak nad konsekwencjami, a fakt, że była już komuś przeznaczona zostawał daleko w tyle. Zdawał się być w tej chwili najmniej ważny. Jednak nie planowała tego i nie robiła nikomu na złość. Uważała, że zetknięcie się czyichś ust ze sobą nie miało jakiegoś głębszego znaczenia, jeśli nie było się w jakiś sposób związanym. W tym przypadku, Porunn i Bena łączyła tylko i wyłącznie wzajemna niechęć, można to nazwać czystą nienawiścią. A jednak miała wrażenia, że coś wewnątrz niej pękło na drobne kawałeczki, raniąc wszystko dookoła. Rany, które tak bardzo starała się ukryć i o nich chociaż na moment zapomnieć, znów potwornie zaczęły boleć. Czuła, jak gwałtowne emocje zaczynały przejmować nad nią kontrolę, chciała go rozerwać na strzępy. Krok po kroku, aż nie zostanie z niego nic, tylko plama krwi. Gdy przygryzł jej wargę, odpowiedziała tym samym, mocniej napierając na jego usta. Chciała, żeby dobrze zapamiętał to spotkanie, skoro już się zatrzymał, kiedy kazała mu odejść. Ostrzegała, a on uparcie nie chciał słuchać. Być może nie doceniał przeciwnika, którym ona niezaprzeczalnie była. Nigdy nie zamierzała podnieść białej flagi, czy też podać mu rękę w ramach rozejmu. Nigdy. Nie należała do osób, które rezygnują ze swoich ofiar. Należał do niej. Wciąż na niego spoglądała. Podczas, gdy ich usta stale były ze sobą złączone, ona nie spuszczała z niego błękitnego spojrzenia, niczym drapieżnik, obserwujący swoją zdobycz, ofiarę, która z daleka upatrzył. Miała wrażenie, że cały alkohol, który w siebie wlała, wyparował, dając tym samym upust emocji, z którymi ostatnio bez przerwy walczyła, które przytępiały te cholerne zioła od Lacroix… których na wieczór nie wypiła. Uśmiechnęła się półgębkiem, na chwilę się zatrzymując, aby złapać odrobinę powietrza, między kolejnymi pocałunkami. Oddychała szybko, nierówno. Bodźcem, który pobudził ją do kolejnej czynności był dotyk dłoni Wattsa, przesuwający się po jej biodrze. Mógł wyczuć lekkie zgrubienia, których nie można było pomylić z fałdami materiału. Były zbyt twarde i grube. Przesunęła paznokciami po skórze Bena, robiąc krwawe ślady od ucha, poprzez całą długość szyi, kończąc na obojczyku. Musiał zostać w stosowny sposób naznaczony, a ból, pieczenie miały za zadanie przypominać mu z kim zadarł, w czyją prywatną strefę wszedł. Nie pozwoliła mu odsunąć głowy chociażby o milimetr, jedną dłonią wciąż trzymając go za włosy. Szarpnęła nimi, mocniej napierając ciałem na jego, aż w końcu przewróciła go na ziemię. Usiadła mu na biodrach, a następnie zacisnęła dłonie wokół jego szyi, pochylając się nad nim. Końcówki jej brązowych, falowanych włosów delikatnie pieściły jego twarz. - Kiedy ci powiedziałam, żebyś uciekał, to nie rzucałam słów na wiatr, Watts – warknęła, przez chwilę go podduszając. Nie trwało to jednak długo, gdyż rozluźniła zaraz uścisk, puszczając go. Podniosła się z niego i odsunęła o kilka kroków do tyłu. Chwyciła jedną dłoń za nadgarstek, spoglądając na jej wewnętrzną stronę z lekkim zaskoczeniem w oczach. Straciła kontrolę, jak zwykle z resztą. Skaza wilkołaka, która krążyła w jej czystej krwi dawała o sobie znać w najmniej oczekiwanych momentach. Przez co stawała się wręcz nieobliczalna dla uczniów, a co za tym szło; równie niebezpieczna. |
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Wejście do Zakazanego Lasu Sro 05 Sie 2015, 23:56 | |
| Wiedział od samego początku, że to nie mogło skończyć się dobrze – wiedział, a jednak pozwolił wciągnąć się w pułapkę. W gęstą sieć pajęczycy, która z brutalną precyzją owinęła go w kokon, z którego nie mógł uciec. A najgorsze ze wszystkiego? Nie zdawał sobie z tego sprawy, póki nie było już za późno. Zawsze był tylko (lub aż) człowiekiem podatnym na niektóre pokusy mimo intelektu, który lubił uważać za swoją najskuteczniejszą i największą broń. I na co się zdawał, skoro wystarczył byle pocałunek, żeby usmażyć wszystkie mechanizmy w krukońskiej głowie? Wstyd, panie Watts. Wstyd. Już na samym początku powinien był rozwalić jej głowę na tym kamieniu, a potem zakopać ścierwo gdzieś w lesie. Nikt by się nie dowiedział. A nawet jeśli, byłoby warto, choćby dla samej ucieczki spod pokręconego, syreniego uroku. Ben nie był tak wyrachowany jak Porunn – wcześniej nie przyszłoby mu do głowy używać namiastek intymności jako broni, ale jak widać z każdym błędem należało się uczyć, adaptować do nowych sytuacji, zmieniać myślenie. Szkoda tylko, że podobne nauczki zostawiały po sobie spustoszenie. Fizyczny ból stanowił pewne zaskoczenie, Szkot wyraźnie syknął przez zęby, kiedy Ślizgonka bezlitośnie przesunęła paznokciami po jego skórze. Czuł wykwity gorąca na trasie jej dłoni, ale dopiero spływająca mu powoli po szyi kropelka krwi w pełni uświadomiła, że Fimmelówna po raz kolejny go naznaczyła. Wcześniej butelką, teraz tu... Niedobrze mu się zrobiło na samą myśl o tym, coś przewróciło się gwałtownie w brzuchu. Jedyne, o czym potrafił w tej chwili myśleć, zamykało się w bardzo prostych czynnościach: odepchnąć Porunn i zostawić ją w lesie samą sobie, a nuż coś litościwie pochwyci Ślizgonkę w macki/szczęki/łapy i uwolni Hogwart od tej zarazy. Stała się niestety kolejna rzecz, której Ben nijak nie przewidział. Dziewczyna, która była od niego o wiele drobniejsza, jakimś cudem znalazła w sobie tyle siły, by powalić opierającego się Krukona i chwycić go za gardło. Wcale nie tak delikatnie, należałoby nadmienić. Wraz z palcami zamykającymi się na jego szyi, coś pękło wewnątrz Wattsa, który choć chwycił za nadgarstki Porunn, nie potrafił jej odsunąć. Nie mógł, nie kiedy jej dłonie zaciskały się jak imadło, na krótką chwilę sprawiając, że zobaczył przed oczami świetliste punkty. Był więcej niż zdezorientowany – on się po prostu wyłączył, tracąc zdolność walki o siebie, jakby nawet schematy najbardziej podstawowych instynktów się gdzieś pogubiły, zostawiając Bena całkowicie bezbronnym. Gdyby Porunn chciała go w tej chwili zabić, mogłaby to zrobić bez żadnych przeszkód. Na szczęście (lub nie, zważywszy na stan jego psychiki) dla pana prefekta, Fimmelówna zaprzestała ataku, odsuwając się, zaatakowana własnymi bolączkami. Przez moment leżał po prostu w trawie tak, jak go zostawiła, całą, mierną uwagę kierując ku nabieraniu kolejnych wdechów i wydychaniu powietrza z płuc. Bolało, był otępiały i skołowany, a jedynym czego w tej chwili naprawdę pragnął, to osunąć się gdzieś w ciemnym miejscu i zostać tam na zawsze. Nie pamiętał później, jak to przezwyciężył i zmusił ciało, by się podniosło – faktem pozostawało, że w pewnym momencie Ben po prostu odszedł, nie kierując do Porunn ani jednego słowa. Zostawił ją tak, jak sobie tego od początku życzyła.
[z/t x2] |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Wejście do Zakazanego Lasu | |
| |
| | | | Wejście do Zakazanego Lasu | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |