Pomieszczenie, które kiedyś z powodzeniem mogłoby być dumą i chlubą właściciela, dzisiaj pozostaje jedynie cieniem dawnej świetności. Dziury w parkiecie czyhają na nieostrożnych, a przez otwarte okna i wybite szyby wlatują powiewy wiatru, który jako jedyny wciąż tańczy w tym miejscu.
Francis Lacroix był czujny. Ktoś musiał, ostatecznie. Parę dni mięło od jego spotkania z Katją i ich radosnego odkrycia w postaci nowego skrzydła budynku. Tamtej nocy udało się mu odwieść profesor Odinevę od pomysłu eksploatacji dziewiczej części budynku kiedy byli tak skrajnie nieprzygotowani, a do tego w pewnym stopniu niedysponowani. Zbyt dużo było procentów a zbyt mało butów na ich nogach. Jednak tej nocy byli gotowi. Ubrany w swój granatowy sweter Lacroix ściskał w palcach różdżkę i tupał, nieco nerwowo, butem. Jednym z dwóch, bo po odprowadzeniu Katji do jego gabinetu upewnił się, żeby ta następnego dnia nałożyła jednak cokolwiek na nogi oprócz zaklęcia zabezpieczającego przed chłodem. Martwił go jeszcze nieco problem alkoholowy jego przełożonej, ale bał się nieco podjęcia tego tematu, to nie było łatwe. Łatwiejsze zdawało się zapuszczenie w zupełnie obce i kuszące swoją tajemniczością części zamku, niedostępne i prawdopodobnie niebezpieczne. Ale ktoś musiał to sprawdzić! A jak nie oni, to kto? W końcu byli nauczycielami! Musieli zbadać nowe miejsce i upewnić się, czy może żaden zbyt ciekawy nocny marek nie zapuścił się w te okolice. Ostatecznie, jakkolwiek czuł powiew przygody miał też niepokojące przeczucia co do tego miejsca. Nieprzyjemne poczucie w żołądku towarzyszyło mu od pierwszego momentu przekroczenia nieprzekraczalnej granicy ustanowionej przez Filcha jakim był czerwony, muzealny sznurek. Ten człowiek to dopiero znał sposoby na prawdziwą magię! Kto by śmiał przekroczyć kawałek szmaty! Nikt! Nikt! To była przesprytna broń psychologiczna o której wiedzieli nieliczni. Stanął przy rzeczonym sznurku i czekał grzecznie, z łapkami założonymi za siebie i różdżką w gotowości, bujając rytmicznie głową próbował nie wsłuchiwać się w ciszę korytarza.
Katja Odineva
Temat: Re: Sala balowa Pią 17 Lip 2015, 14:40
Czy ja wiem, czy Katja była tego dnia lepiej przygotowana? Pewnie tak, miała bowiem przy ssobie solidny zapas wódki, czego nie dało się uświadczyć (podobnie z resztą jak butów) owego feralnego dnia, kiedy postanowiła postawić na romantyzm i być choć raz przytomną oraz (stąd brak butów) pociągającą niczym jedna z leśnych nimf. Tego wieczora miała paskudne poczucie, że o czymś zapomniała i żeby sobie o tym przypomnieć, aż się napiła, co jedynie sprawiło, że pamiętała jeszcze mniej. Właściwie wypadło jej nawet z głowy, że miała o czymkolwiek pamiętać, co w pewien pokrętny sposób było rozwiązaniem jej problemów. Czyżby wódka była dobra na wszystko? Ostatecznie jednak na właściwy trop nakierował ją ten pocieszny skrawek papieru, przekazany jej przez stażystę. Miała się przecież z nim spotkać i przeszukać nowej, tajemnicze skrzydło! Biedak nic nie wiedział o tym, że ona już tam była i poszperała w co ciekawszych pomieszczeniach. Nie zamierzała mu o tym jednak mówić. Może natkną się z resztą na jedną z niespodzianek, które po sobie zostawiła. Ubrawszy swoją nieśmiertelną, spraną koszulę z naszywkami ze wszystkich krańców ziemi, skierowała się ku miejscu, gdzie spodziewała się dostrzec oczekującego na nią do ponad godziny młodego Lacroixa. Co jak co, ale padawanów sobie wybierać potrafiła! - Myślałam nawet nad tym, żeby nie przyjść, ale w końcu stwierdziłam, że nie mam za bardzo powodów, żeby Cię tak niemile potraktować. Więc jestem. - stwierdziła, stając przy nim i nie wyglądając jak ktoś skruszony, kto próbuję znaleźć dobre uzasadnienie swojego spóźnienia. - W swojej kieszeni znalazłam jeszcze liścik, który chyba chciałeś dać jednej z tych rozpitych ślizgonek tamtego dnia. Musisz mi tylko wskazać, o którą chodziło, a ja porozmawiam z Chantal, to cudowna osoba, na pewno mnie zrozumie. Alkohol może być poważnym problemem i nie należy go ignorować! - to stwierdziwszy podeszła do liny zabezpieczającej przejście, poruszyła ją palcami, uśmiechnęła się do siebie pod nosem i podniosła spojrzenie na Francisa. - Nadal nikt nie pomyślał o lepszym zabezpieczeniu, to pocieszna szkoła. Idziemy?
Francis T. Lacroix
Temat: Re: Sala balowa Pią 17 Lip 2015, 16:18
Francis czekał i czekał, i czekał, i czekał. W pewnym momencie zastanawiał się, czy Katja w ogóle przyjdzie. Poczuł się, jakby wystawiła go przed randką. Może po części tak było? Ale to byłaby ich pierwsza, a to chyba zbyt wcześnie na penetrowanie dziewiczych miejsc. Chociaż, pewnie wielu by polemizowało, a Francis po prostu uznał, że zapowiada się miłe rande voiz. Kiedy w końcu na korytarzowym horyzoncie pokazała się KJŻ. Pachniała swoimi ulubionymi perfumami, Chą de Wódka, rocznik bierzący, o ile w kwestii perfum też mówiło się o rocznikach. Francis nie wiedział, nie znał się ani na perfumach ani na wódce, ale wiedział dostatecznie dużo (czuł), żeby wiedzieć, że Katja, w tym momencie, nie jest przesadnie dysponowana. -To miłe, ze pani przyszła. Już zastanawiałem przez ile dni będę się na panią gniewał, ale to już nie jest istotne na szczęście. - stwierdził, otrzepując łapki z kurzu i uśmiechając się lekko. Przez okno padało delikatne światło. Romantyko, fantastyko. Francis aż skrzywił się delikatnie na myśl o płatkach (śniadaniowych) dalej gdzieś ukrytych w zakamarkach jego dywanu. - Ale Katjo, to nie jest liścik do jednej z rozpitych ślizgonek! Ani ślizgonów! Ani krukonek, ani gryfonek. Ani puchonek tym bardziej! - rzucił lekko zdezorientowany, memlając między palcami nerwowo krawędź rękawa. -Ta lina to granica przyzwoitości. Filch liczył, że po jego zajęciach z Wychowania Do Życia W Magicznej Rodzinie nikt jej nie przekroczy. - stwierdził rzeczowo Francis i wskazał palcem wydeptane w kurzu ślady butów. Wielu butów. Wskazał je palcem i dodał: - widocznie nie wyszło i uczniowie przekraczają ją częściej, niż mu się wydawało. - dodał rzeczowo. - Poza tym, chyba Dumbledore lubi, kiedy uczniowie bawią się w penetracje bez zabezpieczeń. - stwierdził, przechodząc pod linką, jak bokser wchodzący na ring. Przytrzymał ją jeszcze, żeby Katja mogła wygodnie wejść spojrzał w ciemny korytarz. Głuchy stukot przeszył nocną ciszę, wśród której głos się rozchodził i westchnął. Ahoj, przygodo!
Katja Odineva
Temat: Re: Sala balowa Pią 17 Lip 2015, 16:40
Katja po prostu miała dzień złej fryzury i wydawało jej się, że w takim razie nie bardzo wypada pokazywać się komukolwiek. A swoją twarz tym bardziej. Pierwotnie, zaraz po nie-przychodzeniu, rozważała założenie na głowę papierowej torby, ale ostatecznie stwierdziła, że takie unikanie spotkania byłoby jedynie jeszcze bardziej podejrzane. A ona nie była z natury zbyt tajemniczą osobą, wbrew przeciwnie, wolała grać w otwarte karty (zazwyczaj dlatego, że tak jest dużo łatwiej, kiedy nie zna się zasad). - Kiedy się kogoś tak bardzo kocha, jak Ty bez wątpienia kochasz mnie, nie można się na niego za długo gniewać. - odparła pogodnym tonem, jakby perspektywa przykrego milczenia pomiędzy nimi wcale jej nie przerażała. - Co powiesz na jakieś... trzy dni? - zaproponowała uprzejmie, bardziej jednak skupiona na wydobywaniu z kieszonki koszuli rzeczonego liścika, który zagubiony w czasie i przestrzeni trafił do niej, zamiast, jak jej się wydawało, właściwego adresata. - Och! - wykrzyknęła, w odpowiedzi na wskazówki Francisa, przykrywając szczupłą dłonią usta, ułożone w typowe dla osób zdziwionych "o". - Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałeś, że to Filch ma problem alkoholowy! Czy mam z nim porozmawiać, to taki przemiły człowiek. Przykro mi, że życie tylko rzuca mu kłody pod nogi. - westchnęła nawet, żeby podkreślić jak bardzo głębokie jest jej współczucie w stosunku do charłaka, ale na tym poprzestała. Ostatecznie bowiem dziewicze zakamarki zamku były znacznie bardziej interesujące od rozpijającego się po kątach woźnego. Dopiero w pewnym momencie przyszła jej do głowy pewna myśl. - To by miało sens! Ostatnimi czasy regularnie ubywają mi butelki wódki z mojego prywatnego zapasu. I natykam się na puste w najdziwniejszych miejscach! Co to się dzieje w tym zamku... - dodała zadumana, przechodząc pod podtrzymywanym przez Francisa sznurem i zanurzając się bez najmniejszych oznak trwogi w ciemnościach korytarza. Przez jakiś czas szła tak przed siebie, całkiem spokojnie, szurając odrobinę stopami po podłodze (chciała, żeby jej ślady wyglądały jak najbardziej niepokojąco dla przypadkowego przechodnia), aż natknęli się na rozdroże, a konkretniej rozkorytarze, kiedy to pociągnęła biednego Lacroixa w lewo, prosto w paszczę ogromnej, wyglądającej dość żałośnie sali. - Ale urwał. - stwierdziła donośnym głosem, który echem potoczył się po sali. Miała na myśli oczywiście wiatr i deski. A co.
Francis T. Lacroix
Temat: Re: Sala balowa Pią 17 Lip 2015, 19:11
Z papierowymi torbami niestety tak było, nawet jeśli Hogwarcki dress code był dość swobodny i pozwalał pracownikom, no i rzecz jasna - uczniom, na wiele. A przecież każdy mógł czasami czuć potrzebę posiadania kawałku szarego papieru przed twarzą. Ułatwiałoby to na przykład opędzanie się od niechcianych adoratorów bez wykorzystania kija od szczoty, albo worka kartofli przerobionego na całkiem sprawną i skuteczną broń obuchową. Francis westchnął. - Trzy dni to brzmi jak bardzo dużo czasu, nie wiem czy umiałbym gniewać się aż tak długo. Co powiesz na wieczór narzekania. - odparł, ale zaraz podrapał się po brodzie i pstryknął palcami, jakby powiedzenie “Eureka!” wydawało się być w tym momencie niewystarczającym gestem -I ranek. Nie mogę być aż tak pobłażliwy. - zadecydował w końcu, drepcząc za Katją i pomrukując coś na temat problemów alkoholowych Filcha/Katji. - Pani Odinevo, kto Pani zdaniem może podkradać te butelki z Pani gabinetu? - zapytał, lekko rozbawiony. Gdzie był jego kapelusz! Gdzie była jego fajka! Jak miał być Sherlockiem, kiedy brakowało mu tak wiele i tak niewiele jednocześnie, na przykład, brytyjskich korzeni i dość niezabawnego, angielskiego, poczucia humoru. -Może pani sama je gdzieś wynosi? Albo jakiś lokalny menel zbiera szkło. Mamy jakiegoś zbieracza pojemników szklanych? Pomyślałbym, że to jakaś gospodyni, ale chyba już po sezonie na soki i syropy? - rzucił jeszcze rozbawionym głosem, decydując, że podejmie temat moment później, jak Katja zdąży chociaż odrobinę wywietrzeć z alkoholu i dla odmiany zrozumie, co Lacroix ma do powiedzenia jej w kwestii narodowego trunku ZSRR. Wepchnęła go do tajemniczej sali, na wypadek, gdyby w środku znajdowały się jakieś pułapki. Bezpieczeństwo przede wszystkim, jak to mówili starożytni trojanie budując wielki mur który nic w gruncie rzeczy nie dał. Wylądował z gracją w tym żałosnym pomieszczeniu i poczuł się jak niezwykle pasujący element wystroju wnętrza. - Bardzo… eleganckie miejsce, doprawdy. - stwierdził po chwili wahania. Przez okno wpadało światło gwiazd. Z czymś mu się skojarzyło ale nie był pewien z kim. Podniósł powoli rękę niczym mewa zrywająca się do lotu i zadarł głowę, dumnie, jak waleń, majestatycznie. Słony wiatr (właściwie normalny, ale walenie zwykle były nastawione na wiatr słony więc należało zachować pewien rodzaj ciągłości) zmierzwił mu jego ciemną czuprynę i wlepił wzrok w Katję jak w świeża dostawę bułek typu bagietka do piekarni w jego rodzinnej miejscowości. Nie żeby kiedykolwiek musiał chodzić do piekarni. Musiał mieć czas na gwiezdne romanse, a to był właśnie TEN (eleven) moment. Zatańczył energicznie w miejscu wykonując trzy zmysłowe kroki w miejscu, a płytki zatelepały nerwowo. - Niech żyje bal! - krzyknął donośnie, co było niewątpliwie bardzo mądre. Wyjął z kieszeni dwie kartki. Zieloną i czerwoną, na prędce złożył z jednej łodygę a z drugiej kwiat róży i wsadził sobie w zęby. Nie bez kozery ćwiczył przez tyle lat (dwa dni) w ukryciu origami. - Niech nasze ciała zatańczą Walta. - wyszeptał prawie-zmysłowo. - Walca.
Katja Odineva
Temat: Re: Sala balowa Pią 12 Lut 2016, 17:54
- W takim razie rób sobie jak chcesz, skoro ignorujesz moje zalecenia. - odparła, zabawnie wydymając usta. Prawdopodobnie żartowała, ale Francis miał zadziwiająco niskie umiejętności rozpoznawania kiedy ta konkretna osobniczka jest poważna, a kiedy nie do końca. Temat alkoholu z jakiegoś dziwnego powodu ją męczył, pewnie dlatego, że nie rozumiała do końca, po co Francis go poruszył. Oczywiście, współczuła każdemu, kto miał problem z %, ale ona do takich osób nie należała i nie potrafiła się nawet z wypowiedzieć na powyższy temat z najmniejszą dozą autorytetu po zwyczajnie nie lubiła sięgać po napoje wyskokowe żadnego, zwłaszcza tego rodzaju. Cóż, ostatnimi czasy zdarzało jej się to, ale rzadko! I któż mógłby ją winić, zważywszy na to, co ją spotykało. Widok pogrążonego w śpiączce Vincenta, leżącego bez życia w Św. Mungu nie był dla niej zbyt łatwy do przełknięcia. Kochała go, całym swoim sercem. Hm, no dobrze, większością jego pojemności. Resztę zostawiała tym kilku innym osobom, które przez lata zasłużyły sobie na otrzymanie jej względów. - Czy to takie ważne? Przecież ja ich nawet nie liczę, to znajomi, rodzina... wszyscy mi je przysyłają z jakiejkolwiek okazji. Butelki, znaczy się. Z alkoholem, rzecz jasna. Taki nasz zwyczaj państwowy. - odparła, machając pobłażliwie ręką. - Chociaż, skoro twierdzisz, ze Filch ma problemy z alkoholem, może powinnam je jakoś lepiej zabezpieczyć. - mruknęła do siebie po chwili, już w trakcie rozglądania się dookoła po wielkiej sali, która kiedyś musiała wyglądać imponująco, a dzisiaj... cóż, nadal była w pewnym sensie imponująca. Imponująco zniszczona, ot co. Zapewne, gdyby w głowie nie wykonywała skomplikowanych obliczeń roboczogodzin, materiałów i sposobów naprawienia sali, śmiałaby się teraz w niebo głosy, tak majestatycznie zabawny był jej towarzysz, ale pochłonięta czymś innym (warto dodać, że z matematyki nigdy orłem nie była), zorientowała się do spraw bardziej rzeczywistych niż całka siódmego stopnia z 1/4 deski, dopiero, kiedy Francis już wyciągał k'niej rękę z nieco głupawym uśmiechem kogoś, kto nie wie, jak za moment zostanie potraktowany. - Och, ja nie tańczę. Niespecjalnie, rzecz jasna, chyba, że chcesz umrzeć już dzisiaj. A wydawało mi się, że mamy bardziej spektakularne plany.
Francis T. Lacroix
Temat: Re: Sala balowa Pon 15 Lut 2016, 21:36
- W takim razie zrobię sobie tak, jak będę chciał! - stwierdził, zupełnie poważnie nie dopuszczając nawet do siebie myśli, że tutaj może mieć do czynienia z niewinnym żartem. Przestąpił nawet nieco nerwowo z nogi na nogę, przememłał w dłoniach krawędź swetra i westchnął cicho, lekko zrezygnowany, jakby miał coś niezwykle istotnego do powiedzenia, ale zrezygnował dokładnie w ostatniej chwili zanim zwerbalizował swoje myśli do końca. Francis również współczuł wszystkim, którzy mieli problem z procentami. Na przykład czwartoklasistom mugolskich szkół. Przecież to idea tak abstrakcyjna i częściowo irracjonalna, że nie mógł się z nią momentami pogodzić! To to samo, jak ułamki. Dokładnie tak samo, tylko odrobinę inaczej i Francisowi wydawało się, że właśnie ten nieistotny detal stanowił taką istotną różnicę. - Myślę, że Filch ma bardzo dużo problemów, ale na pewno nie ma problemu z alkoholem. - rzucił rzeczowym tonem. - Jest nieprzyjemny, niemiły w obyciu, trudny w obyciu. czasami pachnie koperkiem, czasami pachnie cebulą, a czasami cebulą i koperkiem. Macha miotłą, bije miotłą, przegania miotła, patrzy groźnie, patrzy wilkiem, patrzy z góry, a jemu samemu z oczy patrzy źle. - ciągnął, wertując w pamięci swój miniaturowy słownik frazeologizmów i idiomów, który przeczytał poprzedniego wieczora. Podobno nic tak nie dodaje elokwencji jak bogate słownictwo, dlatego do serca sobie przyjął rady o ciągłym douczaniu się angielskiego i wertował zdobyczną książeczkę z zawziętością godną arcymistrza szachowego, jakiegoś rosyjskiego, prawdopodobnie. Swoją drogą, ciekawe czy któryś z nich kiedyś zdobył tytuł w stanie podobnym do tego, jakim raczyła go Katja przez sporą część czasu, który spędzali razem. - Niemniej, sądzę, że twoje butelki są jak najbardziej bezpieczne. Nie znam na świecie żadnej innej istoty, która mogłaby w siebie wlać tyle wódki jednocześnie będąc w stanie trzymać różdżkę w dłoniach, a co dopiero na terenie Hogwartu. - przyznał racjonalnym całkiem tonem, na tyle na ile to było możliwe w tej sytuacji. - Nie ma nie tańczę! Co to to nie! - oburzył się wyraźnie, nie puszczając dłoni Katji, a raczej wciągając ją w nieporadny nieco krok w przód i w tył. - Zatańcz ze mną, jak z jedną ze swoich francuskich dziewcząt, Katjo! - wyszeptał, prawie zmysłowo. Prawie. To było w tej sytuacji idealne słowo. Gdzieś w tle wydawało mu się, że słyszy fado, ale szybko się otrząsnął. -Spektakularne plany a propos śmierci, czy a propos tańca? A propos tańca proponuję kankana, a propos śmierci, jak chodzi o śmierć towarzyską, kankan także się powinien sprawdzić.