W porównaniu do pozostałych miejsc w podziemiach tutaj jest wyjątkowo sucho i przytulnie. Nie czuć aż tak wszechogarniającej wilgoci, jednak każdy, kto zapuści się aż tak głęboko w zapomniane skrzydło będzie czuł ciągłe powiewy chłodnego wiatru. W powietrzu roznosi się zapach drewnianych beczek wymieszany ze stęchlizną. Wszystko wskazuje na to, że zawartość winiarni ma się jak najbardziej dobrze i przez wszystkie te lata alkohole dojrzewały. Czy znajdzie się ktoś dostatecznie odważny, żeby spróbować tego trunku?
Temat: Re: Piwniczka z winami Pią 17 Lip 2015, 22:16
To nie był dobry okres w życiu Arii Fimmel. Dziewczyna miała wrażenie, że wszystko wymyka jej się z rąk. Nie potrafiła odnaleźć ani jednej bezpiecznej przystani, gdyż wciąż każda rzecz wywracała się do góry nogami i uparcie nie chciała powrócić na dawne miejsce. Zmiany nie były czymś złym, nie zawsze. Tym razem jednak promyk nadziei nie chciał się rozbudzić. Wiedziała, że ojciec nie ma do niej zaufania, ani dobrego zdania o mniej posłusznej córce. W końcu zaprosił do domu tylko Porunn, lecz w jakim celu? Matka wciąż nie dawała znaku życia, a ona nie była w stanie nigdzie zasięgnąć rady. Brakowało jej rodzicielki, do której zawsze mogła się zwrócić. W jej głowie wciąż walczyły ze sobą tęsknota ze złością. Próbowała wyobrazić sobie matkę w bezpiecznym miejscu, z dala od ojca. W końcu miała do tego prawo, prawda? Nie zasłużyła sobie niczym na takie traktowanie z jego strony. Nie mogła jednak znaleźć usprawiedliwienia jej odejścia, które sprawiłoby, że odetchnęłaby z ulgą. Zostawiła ją. Je obie. Własne córki na pastwę losu, choć zapewne Porunn nie miała się o co martwić. Od zawsze była jego ulubienicą, wschodzącą gwiazdką w oczach starego Fimmela. A ona? Aria czuła się jednak bezsilna nie tylko na polu rodzinnym. Zmiana w zachowaniu Yumi, martwienie się o Skai. Dorian. Wszystko było nie tak, jak powinno. Chciała za wszelką cenę pomóc, lecz była bezsilna. Nieważne jak często spędzała czas z ciotką, zawsze chyba już pozostanie małą, bezradną i bezbronną dziewczynką. Zamiast brnąć odważnie do przodu, powoli ponownie wracała do poprzedniej roli. Chowała się po kątach, unikała co poniektórych, uciekała w świat książek. Uciekała tam, gdzie było bezpiecznie. Wędrowała bez celu, nie wiedząc, co powinna ze sobą zrobić. Zamyślona i zamknięta w niewidzialnej bańce, stawiała nogę przed nogę, nie bacząc na to, gdzie właściwie idzie. Wybudziła się dopiero, gdy nagle wyrosła przed nią ściana. Z cichym syknięciem odbiła się od „wroga”, masując przez chwilę bolące miejsce. Zaczęła się rozglądać, zaintrygowana. Wokół nie widziała nikogo innego, nie słyszała kroków, czy rozmów. Objęła się ramionami, gdy poczuła nieprzyjemny chłód, ale zamiast zawrócić, po prostu szła dalej. Wokół roznosił się zapach drewna, ale również stęchlizny. Najwidoczniej dawno tu nikogo nie było, bądź po prostu nikt nie przejmował się dbaniem o to miejsce. Nic jednak nie wyglądało na uszkodzone, najwyżej na zapomniane. Krukonka podeszła bliżej jednego z regałów, na którym spoczywały butelki z winem. Gdyby powiedziała Porunn o tym, że tu była, ta zapewne by jej nie uwierzyła. W końcu co grzeczniejsza siostra może robić w tak podejrzanym miejscu? Na pewno niczego nie spróbuje. Czy to w ogóle jest legalne? Ponownie potarła dłońmi ramiona, czując chłodny powiew wiatru. Znając jej wyobraźnię, niedługo zacznie słyszeć podejrzane dźwięki…
Gilgamesh von Grossherzog
Temat: Re: Piwniczka z winami Sob 18 Lip 2015, 18:20
Można powiedzieć że wręcz jak na zawołanie, Aria dostała swoje podejrzane dźwięki - może i nie było to coś niesamowitego i niespotykanego, jednakże do grona podejrzanych zdecydowanie można było je zaliczyć. Kroki. Ciężkie kroki kogoś, kto zdecydowanie nie był filigranowym, pierwszorocznym Gryfonem. Ciężkie paredziesiąt kilo czystej Grossowatości, z nonszalancją przemierzało korytarz. Młody, przystojny Książę Slytherinu, nie wędrował tutaj jednak samotnie, bowiem miał za sobą wiklinowy koszyk, z którego dobiegało donośne skrobanie. Oczywiście jak można się domyślić, nie miał najmniejszego pojęcia co zrobić z tą cholerną zawartością koszyczka, dlatego też postanowił udać się w jedno z lepszych możliwych miejsc dumania. Oczywiście, po drodze zabłądził, bo chyba nic innego nie mogło się zdarzyć skoro był tutaj, w dziwnej części podziemi na którą się jeszcze nie natknął. A to dziwne, bo zwiedzał już ten zamek od ponad sześciu lat - zaskakujące, że nigdy nie dotarł aż tutaj. Jednakże to jeszcze nic. Zaskakującym, można nazwać dopiero to, co zastał wchodząc do przypadkowego pomieszczenia. To dość niecodzienny widok - wchodzisz do winiarni (oczywiście nie zdawał sobie sprawy z tego że Hogwart posiada takie wspaniałe skarby, ale chyba zostanie to jego ulubione miejsce) a tam...Fimmel. I to nie Pierunka, bo to wcale nie byłoby dziwne, gdyby Ślizgona postanowiła opróżnić alkoholowe zapasy szkoły. Otóż skrytą koneserką win, okazała się Aria...jego narzeczona...która swoją drogą, ostatnimi czasy wyjątkowo sprawnie go unikała. - Zawsze sądziłem że to raczej Porunn ciągnie do alkoholu. Cóż, cicha woda brzegi rwie. - przywitał się pół żartem pół serio, starając się rozładować zapewne dość krępującą sytuacje. Szczerze mówiąc, nie miał najlepszego pojęcia, co właściwie powinien powiedzieć. "Oh, przyszła żono, zastanawia mnie czy takie perfidne unikanie mnie nie nuży Cie już przypadkiem" zdecydowanie nie byłoby dobrym sposobem na próbę podjęcia rozmowy. Powoli się więc zbliżył do niej, myśląc i kalkulując. Wtedy zawartość koszyka przypomniała mu o sobie dziwnymi odgłosami i drapaniem. To przywiodło mu na myśl pewien pomysł, jak mógłby wykorzystać ten wątpliwej jakości "dar od losu", jakim był koszyk wraz z jego mieszkańcami. Gdy był już blisko, uśmiechnął się łagodnie do Krukonki. - Chociaż, wyjątkowo mnie cieszy że na Ciebie wpadłem, moja księżniczko. Być może będziesz w stanie mi pomóc. Otóż dzisiaj rano, ktoś podrzucił nam do dormitorium pewien pakunek. Z racji że nie pozwoliłem chłopakom spalić zawartości i patrzyć jak się męczy, to przypadło mi...hm, zajęcie się tym co tam znalazłem. I tutaj pojawia się pytanie - masz może pomysł, jak je nazwać? - wydeklamował powoli i spokojnie po czym uchylił wieczko koszyka, ukazując w końcu jego zawartość, którą było nic innego jak...dwa, małe, puchate, kilkutygodniowe kotki perskie. Jeden cały biały, drugi z kilkoma miejscami o barwie delikatnej szarości. Teraz przynajmniej miał świadomość, że w pewien sposób może i zaplusować. W końcu o ile Aria mogła się przerazić jego obecnością i z przerażeniem mu wybiec stąd jak najprędzej, to chyba teraz by tego nie zrobiła, prawda? W końcu czemu by miała, skoro nie robi jej nic złego? On tylko pokazał jej małe kotki w piwnicy, a to przecież zdecydowanie nie było nieprzyjemne, a wręcz przeciwnie - można określić to mianem "rozkosznej sytuacji".
Aria Fimmel
Temat: Re: Piwniczka z winami Sob 18 Lip 2015, 21:52
Początkowo nic nadzwyczajnego nie przyciągnęło uwagi Krukonki. Przyglądała się zakurzonemu otoczeniu, sama nie wiedząc, czego tak właściwie szukała w tym miejscu. Wtem jej uszu dobiegł znajomy stukot. Zamarła, wstrzymując na krótką chwilę oddech. Próbowała odróżnić wyobraźnię od rzeczywistości, ale gdy kroki stawały się głośniejsze, wiedziała, że ktoś się zbliża. Stała bez ruchu, z twarzą wciąż skierowaną w stronę najbliższego regału. Może kolejny wędrowca zgubił się gdzieś po drodze i po prostu minie to pomieszczenie? Gorzej, gdyby nagle miało się okazać, że zaraz dostanie szlaban. Zacisnęła powieki, po chwili znów je otwierając. Nie miała przecież czego się bać, o ile zaraz zza rogu nie wyskoczy na nią morderca. Wszystkie złe scenariusze znajdowały się tylko i wyłącznie w jej głowie. Czubkami palców dotknęła schowanej różdżki, którą w razie konieczności szybko wydobędzie. Powtórzyła w myślach słowa Ingrid – miała być drapieżnikiem, a nie ofiarą. Najwyższy czas odsunąć wyimaginowane lęki. Gdy człowiekowi wydaje się, że już gorzej być nie może, nagle los decyduje się wyprowadzić go z błędu. Słysząc głos Grossherzoga, ponownie zamknęła oczy i w myślach policzyła do dziesięciu. Powoli odwróciła się twarzą w stronę Ślizgona, czując w całym ciele nieprzyjemne napięcie. Nawet nie miała ochoty zaprzeczać i tłumaczyć, że wcale jej do alkoholu nie ciągnęło. Nie poruszyła się, rozważając każdą możliwą opcję ucieczki. Mogła spróbować go znokautować, co zapewne zakończyłoby się fiaskiem… Bądź odwrócić czymś jego uwagę. Może powinna rzucić w niego zaklęciem i wysłać go na najbliższą ścianę? Nie, to był zdecydowanie zły pomysł. Poza tym jeszcze nic się nie wydarzyło. Dlaczego zawsze musiała zakładać, że coś pójdzie nie tak? Gilgamesh był przyjacielem Porunn. Chyba by się nie odważył na jakieś głupie posunięcie. Podniosła oczy na chłopaka, który był jej niemalże zupełnie obcy, a z którym miała spędzić kiedyś przyszłość. Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo daleką przyszłość. Która, jej zdaniem, mogłaby nigdy nie nastąpić. Na twarzy Arii pojawił się delikatny uśmiech, który chyba w pełni nie był w stanie ukryć dziwnego przerażenia. Czy nie mógł sobie po prostu odejść? Może i kiedyś uważała go za księcia z bajki, choć nigdy nie darzyła go zaufaniem. Próbowała nie wyglądać na przestraszoną sarnę, naprawdę. Patrzyła na przystojną twarz Ślizgona, wciąż przygotowana do ucieczki. Mało co rozumiała z tego, co do niej mówił, w odpowiednim momencie kierując spojrzenie w stronę koszyka. - Kotki? – sapnęła z niedowierzaniem, pochylając się nieco, by przyjrzeć się puchatym kulkom. Co tam zły Ślizgon, urocze kulki zupełnie zawładnęły sercem Krukonki. Palce aż ją świerzbiły, by sięgnąć do koszyka, co też po chwili uczyniła. – Są prześliczne… – powiedziała cicho, dotykając miękkich futerek mieszkańców koszyka. Na jej twarzy zagościły rumieńce, zachowywała się jak dziecko. Ale kto mógłby się powstrzymać? Podniosła oczy na Gilgamesha, nieco zmieszana. Mimo to na ustach wciąż gościł uśmiech, nieco szerszy, a oczy jej błyszczały. - Co się z nimi teraz stanie? Co się stało z waszą mamą? – drugie pytanie skierowała znów w stronę puchatych kulek, w głowie już wyszukując imiona. Było tyle opcji… Nagle jednak cofnęła dłonie, w miarę możliwości odsuwając się nieco w tył. Przecież coś było nie tak. Coś musiało być nie tak. Grossherzog, kotki, ona i piwnica pełna win. Ktoś chyba niezbyt udolnie pisał scenariusz tego spotkania.
Gilgamesh von Grossherzog
Temat: Re: Piwniczka z winami Pon 20 Lip 2015, 01:21
To była jedna z ostatnich rzeczy, której mógłby się spodziewać po tym spotkaniu. Nie miał pojęcia jak do tego doszło, że ze spokojnej, poważnej i zatopionej w wiedzy Arii Fimmel, którą była milczkiem z powołania i zamiłowania, wyszła nagle mała, sześcioletnia dziewczynka, zachwycona małymi koteczkami w piwnicy. Spojrzał na nią z wielką ochotą na spojrzenie na nią z mieszanką rozczulenia i politowania i przeciągłym, współczującym mruknięciem "oh...honey", jednakże na wszelki wypadek się powstrzymał. Uznał że to mógłby być raczej słaby patent na dziki podryw, szczególnie że udało mu się już wydobyć z Arii kilka słów. I to naraz. To chyba był życiowy sukces w ich relacji, więc powinien delektować się tą chwilą, zamiast na siłę sobie utrudniać. Zamiast tego zdecydował się na znacznie bardziej dyplomatyczną wypowiedź. - Oh, podobają Ci się? - bąknął jakby zupełnie nie przewidywał tego otwierając koszyk że włochate kuleczki Grossa przypadną Fimmelównie do gustu. Co prawda faktycznie nie spodziewał się aż takiego rozczulenia, jednakże...hm, na swój sposób to było całkiem urocze. Nawet miał plan jak zarobić jeszcze parę punktów, kolejnym chytrym sposobem, który pomimo że przewidywalny to wydawał się całkiem niezły. Wtem nagle zauważył, że rozsądek Krukonki najwyraźniej powrócił i wyrwał ją ze szponów kociej miłości, a to wcale nie było zbyt dobre. Musiał wprowadzić swój plan jak najszybciej w życie. - Właściwie to nie wiem co z nimi zrobić. Co prawda pasowałyby do mojej hodowli kotów w zamku, ale przecież nie wyślę ich sową, a nie mogę udać się do domu w środku roku szkolnego. W moim dormitorium też się mogą nie czuć najlepiej - jest pełne sadystów i piromanów, więc obawiam się że pewnego dnia mogły by zostać kot-letami. Ale mam pomysł. Może po prostu bym Ci je sprezentował? Potrafiłabyś się zająć tymi maleństwami? - spytał zatroskanym tonem. Co prawda nie cierpiałby jakoś specjalnie gdyby Avery usmażył koteczki i podał Vincentowi i Porunn na wykwintną kolację, przy akompaniamencie odgłosu drapania paznokciami o tablicę, jednakże lepiej dla niego by było gdyby Aria uwierzyła że naprawdę przejmuje się losem biednych stworzonek. Swoją drogą, sam właściwie nie wiedział, dlaczego je wziął ze sobą - odezwał się w nim jakiś dziwny instynkt? Tako rzekł kłębek? Sam nie wiedział, ale skoro mogły mu się przydać to czemu nie. Uśmiechnął się przyjaźnie do Arii i postanowił zauważyć jej nagłe "nastroszenie się". - Ja wiem, że uważasz mnie za zło najgorsze i najchętniej zgotowałabyś mi stryczek, moja księżniczko, jednakże chyba kotków nie odrzucisz? Spałbym spokojniej wiedząc, że są w dobrych rękach pięknej niewiasty. - dodał. Czy coś jeszcze mogło pójść nie tak? Walka z niechęcią Krukonki była uciążliwa, szczególnie że nie potrafił tej niechęci zrozumieć. Nie zrobił jej w życiu nic szczególnie złego, a wręcz przeciwnie - opiekował się jej siostrą, do tego starał się być raczej przyjemny dla Arii. Skąd się brała ta cała nienawiść?
Aria Fimmel
Temat: Re: Piwniczka z winami Sro 22 Lip 2015, 21:15
Oczywistym było, że małe kotki spodobają się krukońskiej Fimmelównie. Uwielbiała zwierzęta, ciągle przynosząc jakieś do domu, gdzie się nimi zajmowała. Zranionym pomagała wyzdrowieć, a tym, które były na to gotowe, zwracała wolność, bądź szukała im nowego domu. Niektóre jednak wciąż hasały wesoło w Norwegii, doprowadzając biedne skrzaty do szaleństwa. Na szczęście do tej pory ojciec nie wystawił córki z całym włochatym dobytkiem za drzwi, a mali przyjaciele się nie buntowali, dbając o porządek podczas jej nieobecności. Na pytanie, czy włochate kulki przypadły jej do gustu, tylko delikatnie pokiwała głową. Reakcja dziewczyny zresztą nie budziła wątpliwości, że w jej sercu zawsze znajdowało się specjalnie przygotowane miejsce dla takich małych cudów. - Masz hodowlę kotów? – rzuciła, nim zdołała się powstrzymać. W głosie Krukonki kryło się niedowierzanie, w końcu kto by się spodziewał takiego wyznania od Grossherzoga? Brzmiało to po prostu… dziwacznie. Gilgamesh nic a nic nie przypominał dobrego kociego ojca. Może po prostu się z niej nabijał? Poza tym Porunn na pewno wspomniałaby jej o tym, gdyby rzekoma hodowla okazała się prawdą. – Zwierzęta nie są zabawkami – dodała, gdyż nagle odezwał się w niej instynkt macierzyński względem biednych, porzuconych kotków. Co prawda nie mogła rościć sobie do nich praw, lecz nawet byłaby w stanie walczyć o nie jak lwica. Nie pozwoli na to, by zostały kotletami, ani innym dodatkiem. Nagle jednak zapał Arii nieco opadł, gdy zdała sobie sprawę ze swoich marnych szans. - Mogę się nimi zająć. Chętnie je przygarnę, dziękuję – powiedziała, siląc się na stanowczy ton. Wciąż odczuwała dyskomfort z powodu zaistniałej sytuacji, ale przecież w grę wchodziły dwa cenne życia, prawda? Bezbronne kotki, które w chwili obecnej znajdowały się w rękach Ślizgona. Nieco się wahając, podeszła znów do Gilgamesha, niezwykle powolnym ruchem chwytając za uchwyt koszyka. Nie chciała przecież, by nagle zmienił zdanie i przyrządził sobie – o zgrozo – przekąskę z kociąt. W istnienie hodowli szczerze wątpiła, tej opcji więc nawet nie brała pod uwagę. Odważny czyn Gilgamesha, który jednak postanowił zabrać ze sobą kotki, oczywiście nie zostanie zapomniany. O ile jej nie okłamywał, ale w chwili obecnej nie miała zamiaru się nad tym zastanawiać. Nie porzucił kotków, więc zarobił sobie plusa. Dłoń Arii nieco mocniej zacisnęła się na uchwycie koszyka, gdy znów powoli zaczynały budzić się dotychczasowe przyzwyczajenia. Nie rwała się do ucieczki, odpowiadała pełnymi zdaniami, co już samo w sobie było drobnym sukcesem. Starała się. Za wszelką cenę próbowała sobie wmawiać, że nie jest ofiarą, a drapieżnikiem. Każda oznaka słabości może mieć katastrofalne skutki, skupiła więc całą swoją uwagę na ty, by podnieść głowę i spojrzeć chłopakowi w twarz. - To nieprawda – rzuciła zbyt cicho i zbyt szybko. Musiała na chwilę zamknąć oczy, by zebrać w sobie odwagę. – Nie zgotowałabym ci stryczka… - Kolejne słowa wypowiadała z trudnością. Nie życzyła mu śmierci, choć miała ochotę wbić mu do głowy, że innych trzeba szanować. Nie nienawidziła go, wbrew pozorom. Na zaufanie trzeba sobie jednak zasłużyć, a Gilgamesh robił wszystko, by utrudnić im dojście do jakiegokolwiek porozumienia. Musieli się… tolerować. A może nie? Fakt, że do tej pory traktował ją dobrze – o ile w ogóle się na siebie natknęli – bardzo niewiele znaczył. Nie była w stanie spojrzeć przychylniej na kogoś, kto źle traktował jej przyjaciół. Poza tym pobił Dwayne’a. Kiedyś jeszcze mu się za to wszystko odpłaci. Kiedyś. Nie teraz, w końcu byłoby to bardzo nierozważne. - Wezmę je i dobrze się nimi zajmę, obiecuję – dodała, gdy otrząsnęła się z własnych myśli.
Mistrzyni Proxy
Temat: Re: Piwniczka z winami Czw 23 Lip 2015, 10:32
Śmiałkom widać nie przeszkadzało, że znajdują się w podziemiach zapomnianej część zamku gdzie mogli czochrać kotki w tajemnicy dostatecznie wielkiej, by równie dobrze mogli obracać potajemnie nielegalnymi towarami magicznymi. Przejęci faktem futrzanej puchatości nie zwrócili uwagi na woń uciążliwej stęchlizny, która wypełniała winiarnię. Nie zwrócili też uwagę, że od nieprzyjemnego, gęstego zapachu zaczyna im się nieco ćmić w głowach, uznając to za zwykły objaw bólu głowy, nie zwrócili uwagi, że stanie staje się nieco trudniejsze, a irytujące uczucie w czaszce coraz bardziej nie do zniesienia. W końcu wizja obu bohaterów stała się ciemniejsza niż jaśniejsza, a żadne z nich nawet nie wiedziało, kiedy padło na ziemię.