|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Murphy Hathaway
| Temat: Re: Przystań Wto 24 Lut 2015, 19:58 | |
| Rozbawiona Murph dotarła w końcu z Artiem na miejsce faktycznej randki. To musiał być dziwny widok - ich dwoje na tle pustych błoni, stojących nieopodal malutkiej łódeczki zacumowanej przy przystani. No i to jezioro - ogromna tafla wody, zmącona gdzieniegdzie przez delikatny wiaterek. Niebo było niemalże prawie całe zachmurzone - choć były miejsca na ziemi, do których docierał blask słońca. Temperatura była całkiem przyjemna jak na październik a wspomniany wietrzyk zdawał się ledwie orzeźwiającą, morską bryzą. Nie było źle - w sumie na lepszą pogodę trafić nie mogli. Poza tym Murph z dwojga złego wolała czuć gęsią skórkę niż duszność oraz parność powietrza Herbaciarni Pani Puddifot, w której na domiar złego unosił się odpychający odór przesłodzonej miłości. W sumie aktualnie wolałaby nawet wizytę w Zakazanym Lesie niż w tym żałosnym serduszkowym raju. Pozwoliła siebie eskortować do łódeczki, pomimo tego, że sama też potrafi. No ale jest w końcu nie jest sama - Artie jako przykłady mężny mężczyzna będzie chciał się nią zaopiekować a ona, jako przykładna dziewczynka da mu pole do popisu. Chociaż na ogół tego nie robiła, uznała iż randka może być przyjemną odskocznią od sprawiania wrażenia "silnej, niezależnej" kobiety. Zresztą mężczyźni podobno lubią czuć się potrzebni. - Dziękuję - odpowiedziała, siedząc już na miejscu. Z obserwacji Murph wynikało, że Artie także lubił radzić sobie sam. Usadowił się w łódce bez większych problemów, co zaimponowało dziewczynie. Jego hart ducha był wprost inspirujący. Gryfonka skarciła się w duchu za to, jak narzekała na dzisiejszy dzień. On miał o wiele gorzej - nauka go pewnie nie oszczędzała a choroba nie ułatwiała sprostaniu obowiązkom szkolnym. A mimo to zorganizował to wszystko dla niej podczas, gdy ona zastanawiał się, czy nie odwołać spotkania. Potwór z niej. Jakoś nie umiała odciągnąć od siebie tych melancholijnych myśli. Skup się Hathaway, na randce jesteś. Podziękowała szczerze za kocyk, bo spódnica i rajstopy w jakie się wystroiła nie stanowiła dobrej bariery ochronnej przed zimnem (a niby 150...). Nie protestowała, kiedy Artie przykrył również siebie. W końcu było raźniej jest we dwoje. - Naturalnie proszę pana - odpowiedziała uśmiechając się uroczo. Tym razem nie miało być to filuterne strojenie min. Uśmiech był szczery, bo Puchon szczerze sprawił ogromną radość dziewczynie. Murphy poprawiła włosy, zerkając ukradkiem na ramiona chłopaka. Wcześniej nie zauważyła tego, ale mógł pochwalić się całkiem przyjemną dla oka muskulaturą. Bez cienia żenady spojrzała również w jego oczy. W tym samym czasie wyciągając rękę w kierunku tafli jeziora. Temperatura wody była lodowata, ona jednak nie cofnęła ręki natychmiast. Studziła przecież buzujące w niej emocje. - Dziękuję - odpowiedziała z uśmiechem - Wiesz... życie jest pełne niespodzianek. Ja również myślałam, że nie odpiszesz. Wielu było takich śmiałych przed Tobą, ale jakoś każdy z nich bał się... Konfrontacji - oj tak, to było idealne słowo. - To zdjęcie było całkiem śmiałym pomysłem. Naprawdę nie boisz się, że mogę się okazać niegodna zaufania i... użyć go? - spytała, nie spuszczając wzroku z oczu Artiego. Niespiesznie wzięła też oziębłą rękę i przykryła ją kocem, czekając na odpowiedź chłopaka. |
| | | Gość
| Temat: Re: Przystań Wto 24 Lut 2015, 21:37 | |
| Artie nigdy nie był w herbaciarni Pani Puddifot i raczej nie zamierzał nigdy zaprosić tam żadnej dziewczyny. Po prostu to miejsce kojarzyło mu się bardzo źle. Może i był straszliwie kochliwy, ale przecież było o wiele więcej lepszych miejsc, aby spędzić randkę. Bardziej preferował nawet słynne Trzy Miotły, bo było tam o wiele przytulniej. Jednak mniejsza – teraz znajdowali się na jeziorze, a McCallister wiosłował tak, aż było miło na niego popatrzeć. - Oh… Ja zawsze odpisuję. Nawet jeśli mam gorączkę albo stos zadań domowych do zrobienia. – Zaśmiał się na jej słowa. Chyba nigdy nie było jakiegokolwiek przypadku, w którym Artie postanowił zakończyć korespondencję. To zwykle urywała się z drugiej strony, a nie z niego. McCallister był uzależniony od pisania listów. Z niektórymi nie mógł widzieć się tak często, jakby tego pragnął, więc rozsyłał sowy po całym Hogwarcie oraz czasami świecie. W dodatku prowadził swoją tajną działalność ulotkową, więc z sowią pocztą był po prostu za pan brat. Chyba nie było żadnego ucznia w szkole, który nie wysyłałby tylu listów co Artie. Co śmieszne – Puchon nawet nie posiadał własnej sowy. Być może dlatego, ponieważ jedna sowa zwyczajnie nie wydoliłaby z dostawą tych wszystkich liścików, paczuszek ze słodyczami i innymi bibelotami. - Więc pamiętaj jeśli się nudzisz lub jest Ci smutno albo chcesz zwyczajnie porozmawiać, zawsze możesz wysłać do mnie list. Odpiszę Ci jak najszybciej. Czasami nawet o wiele szybciej niż sobie tego życzysz. – Zaśmiał się przypominając sobie wiele takich sytuacji, kiedy dostawał list przy śniadaniu i jedząc owsiankę, odpisywał na niego i wręczał nadawcy swoją odpowiedź. Taki już był. Nieco zakręcony. I ześwirowany. Oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego słowa. - No nie mów. Przecież po coś wysyła się tego typu listy. Aby się spotkać. Skoro tak bardzo się bali, to pewnie były z nich nieziemskie pasztety. – Uśmiech nie schodził mu z ust. Zabawny był chłopaczek, naprawdę. No co? Pewnego razu powiedział sobie, że nigdy się nie podda. Żył według tego motta. Robił nawet więcej niż wszyscy pełnosprawni razem wzięci. Dla Artiego nie było żadnego tematu tabu, nie było rzeczy, której nie spróbował albo nie planował nie spróbować. Nie postrzegał swojego wózka jako wyroku, tylko jako szansy. Dlaczego miałby zamykać się na kontakty damsko – męskie? No proszę was! Przecież mógł być cudowną taksówką na wózku! - Więc nie przejmuj się nimi. Po prostu nie byli warci zachodu. Ja jak już coś piszę, to tylko dlatego, że chcę się spotkać, przeżyć jakieś miłe chwile z tą osobą. Nie lubię rzucać słów na wiatr ani tracić czasu na coś, co właściwie nie ma sensu. – Oho. Czyli nie lubił marnować czasu. Kolejna informacja o Artim. - Myślę, że Ty też tak masz. Jesteś Gryfonką. Większość z Was nie potrafi usiedzieć na miejscu. Woła Was przygoda do przeżycia. – W końcu… życie było chwilą, więc trzeba było ją dobrze spożytkować. - Ja? Bać się? – Spojrzał jej prosto w oczy i znów się roześmiał. Ten typ chyba już tak po prostu miał. – Ależ skąd! A nawet jeśli… To tylko Ty mi wyświadczysz przysługę i zostanę zbombardowany toną listów od fanek. Zawsze chciałem mieć swój fanklub. Być takim drugim Jamesem Potterem. – Na chwilę puścił wiosła i zaczął poprawiać swoje włosy tak jak robił to Rogacz. Zawsze starał się, aby jego czupryna wyglądała tak, jakby właśnie zszedł z miotły. - Która nie chciałaby takiego Jamesa, nie? – Uśmiechnął się ciepło. Nie mówił tego ironicznie ani prześmiewczo. Po prostu dobrze się bawił. - I zresztą. Nie mam naprawdę pewności czy czasami ktoś mnie nie pomyli z Dante Shepardem z siódmego roku. Wiesz, tym dryblasem. Wyglądam na tym zdjęciu naprawdę… przystojnie. – Skromniś, hoho. - Dlaczego w sumie rozmawiamy tylko o mnie? Nie jest Ci zimno? – zapytał z troską powracając do dalszego wiosłowania.
|
| | | Murphy Hathaway
| Temat: Re: Przystań Wto 24 Lut 2015, 23:28 | |
| - Zawsze zawsze? Hmm w takim razie trzymam za słowo - odpowiedziała śmiało dziewczyna, kodując w głowie cenną informację do kogo należy pisać jeśli o 3 w nocy cierpisz na bezsenność. Murph coraz częściej zdarzały się trudności z zasypianiem, z bliżej nieznanej przyczyny. Perspektywa ta nie była znowuż taka fantastyczna, dlaczego... Zobaczymy co wtedy powie, o! Życie z Hathaway nie należy do najspokojniejszych, o czym Puchon przekona się niechybnie, o ile niczego dzisiaj nie zepsuje. Jednak na razie na nic takiego się nie zapowiadało. W odpowiedzi na pasztetowy komentarz Artiego, Gryfonka tylko parsknęła śmiechem. Być może rzeczywiście coś w tym musiało być, ale według niej chodziło raczej o - Nieśmiałość. Chyba wolę myśleć, że byli nieśmiali a nie nieziemsko... yy... - dziewczyna nie umiała znaleźć bardziej odpowiedniego słowa, a nie chcąc sprawiać wrażenie osoby płytkiej, dodała szybko - nieodpowiedni. Ups, dobra, stop nie. Przegryzła wargę. Według Murph zabrzmiało to nieco dziwnie, tym bardziej, że zostało powiedziane w samym środku randki. Nie chciała aby Artie ją źle zrozumiał, dlatego dziewczyna dodała pospiesznie: - Niewarci zachodu? Hm... i nie lubisz marnować czasu. Czyli ja jestem warta? - spytała patrząc śmiało w oczy Puchona. W sumie było to bardzo naiwne pytanie, ale dziewczyna lubiła słuchać konkretów. Konkretnych komplementów tym bardziej. Natomiast czytanie między wierszami i niepotrzebną grę pozorów zostawiała dla innych. Nie dla niej zabawa w kotka i myszkę. - Wiesz, nie pakuj wszystkich Gryfonów do jednego worka - odpowiedziała bez cienia wyrzutu w głosie - Może i przyszłam na spotkanie z Tobą, ale muszę Cię rozczarować. Myślę, że wiele moich koleżanek wcale nie miałoby ochoty na takie przygody. - pomijając fakt, że Murph wielu koleżanek nie miała (bardziej stawia na kolegów) mówiła to co czuła. Niektórych przygoda nie wołała, o wiele bliższa była im kanapa szczególnie w wiosenne wieczory. - Tak, Ty. Bać się. Nie jestem straszna? - spytała z udawaną nutą niedowierzania. Oj, Artie... przecież wiemy doskonale, że kochasz ten błysk szaleństwa w jej spojrzeniu. A jednak, nie był taki ufny - Jak to, to Ty jeszcze nie masz fanklubu? Toż to skandal! - powiedziała Murph całkiem poważnie. Dziwiła się tym młodym dziewczynkom, (no bo przecież taka starszyzna jak ona jest na to już zbyt dojrzała na uczestniczenie w fanklubach) na co jeszcze one czekają! Przecież Rogacz już lada dzień opuści progi szkoły, zresztą... pewnie szybciej znajdzie sobie damę serca. A nieosiągalne ideały trzeba mieć nieustannie na celowniku, więc nie rozumiała dlaczego Artie jeszcze na nim nie jest. - No wiesz... W sumie ja nie - powiedziała całkiem szczerze. Nigdy specjalnie nie oglądała się za Potterem, może dlatego, że widziała w nim głównie dobrego gracza w quidditcha i charyzmatycznego kapitana drużyny. Warto dodać, że jeżeli pojawiał się w snach Murph, to zazwyczaj wyganiał ja o 5 rano z ciepłego łóżeczka, a potem targał za włosy na poranny trening. Tego jednak dziewczyna nikomu nigdy nie mówiła, jeszcze tego brakowało, żeby ktoś się dowiedział o jej najskrytszych obawach! - No naprawdę przystojnie, nie ma co - potwierdziła bez cienia ironia. Dziewczyna niespodziewanie wyjęła zdjęcie, wygrzebane z kieszeni spódnicy - Pomyślałam, że być może chcesz je z powrotem. Nikomu nie pokazywałam. - dodała, zgodnie z prawdą. Czuła się nieswojo mając je w posiadaniu, tym bardziej, że nie mogła i nie chciała się odwdzięczyć podobnym podarunkiem. - Nie - odpowiedziała z uśmiechem na ustach, wyrażającym mniej więcej: Jeszcze z Tobą nie skończyłam, Artie. |
| | | Gość
| Temat: Re: Przystań Sro 25 Lut 2015, 00:15 | |
| - Zawsze. – Kiwnął głową. Nie żartował. Nawet wybudzony o nieludzkiej porze, potrafił takiej osobie odpisać, a czasami nawet opuścić kochane dormitorium. – Nawet jeśli ktoś ma palący problem o czwartej nad ranem, to i tak odpiszę albo nawet pójdę się z taką osobą spotkać. Taki już jestem. – Cały dla innych. Dzięki temu był szczęśliwy. Kiedy widział uśmiech na ustach drugiej osoby, nie było dla niego większej zapłaty. Wszystko układało się więc idealnie. Artie nieco osłupiał, kiedy usłyszał tekst o nieodpowiednich chłopakach. Zresztą, sam pociągnął temat o pasztetach. Może sam nim był? Nosił prostokątne okulary, miał odstające uszy, jego nogi były okropnie chude, prawie że całkowicie pozbawione mięśni, a w dodatku zawsze nosił ulizaną fryzurę. Dyskretnie nieco przesunął się na ławeczce, aby móc spojrzeć na własne blade odbicie w tafli jeziora. Nigdy nie pomyślał o sobie, że może jakoś głupio wyglądać i nie być przystojnym. No bo jak to? Był przecież McCallisterem! Każdy facet i każda babeczka z jego rodziny byli urodziwi! Jak to się stało, że Arthur Kevin był pasztetem?! Nieco zwątpił w swoją własną osobę i na chwilę zrobiło mu się smutno. Dobrze, że na zewnątrz tego nie ukazywał. Jego usta oraz oczy nadal śmiały się wesoło. Był przecież na randce, heloł! - Jak najbardziej. Uważam, że jesteś warta zachodu. – Kiwnął głową. – W dodatku uważam to za niedopuszczalne, że właściwie nic nie wiem o koleżance z roku, z którą chodzę na połowę zajęć. Ba! Myślę i jestem na siebie zły, że zabrałem się za to dopiero teraz. No nic! Nie mam Zmieniacza Czasu, więc muszę to wszystko nadrobić teraz. Nie bez powodu powtarzają, że chłopaki dorastają później. Jest w tym trochę racji. – Musiał się jakoś wytłumaczyć z tego swojego haniebnego czynu. Tak naprawdę odpowiedź dlaczego nie napisał do Murphy była bardzo prosta. Artie najpierw zapoznawał wszystkie Puchonki i się z nimi umawiał. Taki z niego Casanova był! Nikt jednak mu nie powiedział, że jest to zabronione. Miłość, pocałunki i zadania domowe w tle. Może quidditch też. Cokolwiek. - W dodatku uważam, że jesteś nie tylko ładna, a bardzo dobrze mi się z Tobą rozmawia. Lubię pisać listy, ale rozmawiać z innymi jeszcze bardziej. – Tak, to był niepodważalny fakt. Każdy, kto lepiej znał Artiego, wiedział, ze buzia mogłaby mu się nie zamykać. Kochany był przy tym. Przynajmniej tak twierdziła Wanda, z którą przyjaźnił się już od lat. Murphy chyba za każdym razem próbowała zgasić słoneczko Artiego, które świeciło tak mocno, że nie potrzebowali nawet tego okręgu na niebie. Spojrzał na nią z miną lamy z „Nowych szat króla”, a potem zamrugał parę razy oczami. - Nonsens. – Wzruszył ramionami. – Jak można być takim głupim, aby stracić swoją szansę na cudowne znajomości oraz przygody? Rozumiem, że czasami aż chce się płaszczyć tyłek na kanapie przed kominkiem, ale kiedy ktoś Ciebie wzywa na spotkanie… Raz, drugi, trzeci… Naprawdę głupio byłoby odrzucić taką propozycję. Dlatego nie wierzę w głupotę Gryfonek ani żadnych innych dziewcząt z Hogwartu. Zresztą! Nie tylko dziewczyn! Każdy chłopak chce przeżyć swoją przygodę życia! Nawet Ci, którzy uchodzą za odludków. Każda osoba potrzebuje drugiej, aby mogła żyć, oddychać, rozwijać się. Sami nie jesteśmy w stanie funkcjonować. Nawet Sam – Wiesz – Kto jest otoczony przez inne osoby. – Akurat tego porównania nie chciał tutaj zastosować, ale dużo mówiono o Tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Że podobno sam siebie nazywał lordem, że pragnął samotności. Gdyby tak było, dlaczego zbierał przy sobie armię czarodziejów? Gdyby był w stanie osiągnąć swój cel samotnie, nie musiałby tego robić. Dla Artiego więc i ten niezbyt pozytywny przypadek był idealnym przykładem, że nikt nie może żyć samotnie. Zawsze ktoś kogoś potrzebuje, czy to do osiągnięcia celu czy to po prostu do ogólnego rozwoju. Na chwilę znów odłożył wiosła. Westchnął ciężko. Widząc zarysowane kolana Murphy pod kocykiem, położył na ich dłonie. Dzielił ich dość gruby koc, więc dziewczyna nie powinna czuć dyskomfortu z powodu tej „bliskości”. Przynajmniej tak twierdził Artie. - Nie jesteś straszna. Jesteś wyjątkowa. Każdy z nas jest wyjątkowy, tylko musi to potrafić dostrzec. A jeśli nie potrafi, to musi mieć przy sobie drugą osobę, która mu to pokaże. Więc ja Ci teraz mówię. Jesteś wyjątkowa, Murphy Hathaway – mówiąc to patrzył jej głęboko w oczy. Nie cofnął wzroku ani na sekundę. Jego głos był pełen przekonania. Wierzył w to, co mówił. Nie miał wątpliwości, że była to jedyna słuszna prawda. - Nie, nie mam. – Roześmiał się, kiedy Gryfonka zdziwiła się, że nie ma fanklubu. Zabrał dłonie z jej kolan i znów chwycił za wiosła. To miała być mała przejażdżka po jeziorze, prawda? Chciał zabrać ją w spokojne miejsce, gdzie będą mogli zjeść kanapki, które przygotował. I oczywiście czekoladki, bo był mistrzem w ich robieniu. - Ale za to mam kibiców. Co wiosnę urządzamy z przyjaciółmi mały konkurs. Próbujemy pobić najbardziej zakręcone magiczne rekordy. Ścigamy się na wózkach po korytarzach szkolnych, zrzucają mnie ze schodów, zapychamy toalety na czas. W tym roku mam nadzieję, że uda mi się Bonesa namówić na założenie budki z pocałunkami. Chłopaczysko zasługuje na tysiąc ciepłych całusów od miłych dziewcząt. Stanowczo! – Taki był już Artie, myślał nie tylko o swojej rozrywce, ale też i innych. I wielokrotnie martwił się o swoich przyjaciół, w szczególności o tych, którzy nie mieli pary. Chyba najbardziej jego serce płakało, kiedy wspominał Jolene. Historię dopowiedział sobie sam. Było mu bardzo przykro, że tak dziwnie porobiło się pomiędzy nią a Dwaynem. Ale co mógł zrobić? Nic. Mógł tylko mieć nadzieję, że kiedyś to wszystko się wyprostuje. - O mój Merlinie! – Dziewczyna ni stąd ni zowąd zaatakowała go swoim zdjęciem z wakacji. Artie przyjrzał mu się uważnie. Dziadek naprawdę wykonał dobrą robotę z tymi nogami. – Mam jeszcze kilka odbitek, ale jeśli go nie chcesz, możesz je utopić w jeziorze. Myślę, że Wielka Kałamarnica nie będzie miała nic przeciwko. Tylko nie wiem czy nie będziesz zazdrosna, jeśli moje zdjęcie pochwycą trytony. Co będzie, jeśli wezmą mnie do swojego podwodnego świata i zostanę tam razem z nimi? Nie będziesz tęsknić? – Mruphy chyba naprawdę bardzo starała się zgasić słoneczko Artiego. Teraz był o tym święcie przekonany, kiedy wyciągnęła jego zdjęcie. To było trochę smutne. Prezentów raczej nie powinno się oddawać. Nawet jeśli były one nietaktowne. Jeśli były… To po prostu trzeba było je głęboko schować albo jakoś zutylizować. A Gryfonka? Cóż. Postawiła Artiego w bardzo niezręcznej sytuacji. Jak widać Puchon za bardzo nie chciał pozwolić, aby jego cudowne słoneczko zgasło. Nie teraz. Nie dzisiaj. Chociaż poczuł pewien zawód. Powtórkę z rozrywki. Przypomniała mu się Swietka, która odesłała mu ulotkę, którą konstruował dla niej aż dwa wieczory. Dziewczyna jednak nie doceniła jego pracy. Murphy również nie doceniła jego gestu. Czy w tej cholernej budzie znajdzie się jakaś dziewczyna, która wreszcie zrozumie Artiego i będzie śmiała się z takich rzeczy, bo w końcu zrozumie, że chodziło mu tylko o to, aby wprawić ją w dobry nastrój, aby się zaczęła śmiać? Przecież nic złego nie miał na myśli. Nic a nic. Dziewczyny były dziwne. Humor Artiego pogorszył się nieznacznie, ale nadal słoneczko świeciło na tyle jasno, aby McCallister aż promieniował szczęściem. Jeśli chcesz go zgasić, musisz się naprawdę mocnej postarać. Może wyrzuć go za burtę? Zobaczysz jak niepełnosprawny upada na dno. Ale zaraz, zaraz. Trytony. Pewnie trafiłby do raju.
|
| | | Murphy Hathaway
| Temat: Re: Przystań Sro 25 Lut 2015, 22:07 | |
| A jednak wyczuł. Murph zagryzła lekko wargi, nie do końca pewna czy to co widzi nie jest spowodowane jej histerią. Niby się uśmiechał, niby trzymał fason... ale sam fakt, że Artie nie odpowiedział na pasztetową uwagę wzbudzało podejrzliwość, więc w momencie gdy zauważyła ukradkowe spojrzenia chłopaka w taflę wody... nie wiedziała co zrobić. Czysto teoretycznie przywykła już do podobnych sytuacji - w końcu często igrała ze słowami, rzucając w eter wieloznaczne uwagi. Jednak rzadko kiedy udawało jej się urazić kogoś przypadkowo. A teraz czuła się bardzo niezręcznie. O nie, Hathaway unikamy takich sytuacji, masz mi to zaraz odkręcić! - Oczywiście, nie uważam Cię nieziemsko nieodpowiedniego. I żeby mi to było jasne - powiedziała rozbrajająco szczerze dziewczyna. Nie lubiła niewyjaśnionych sytuacji i zamiatania pod stół dywan wszystkich niedopowiedzianych spraw. Murph woli mieć wokół siebie klarowną sytuację - Ciebie lubię, Ciebie kocham a na Ciebie rzucę się kiedyś z pazurami. I wszystko jasne, jej znajomości są uporządkowane a ona idzie spać z czystym sumieniem. Przynajmniej wszyscy wiedzą, z kim ma na pieńku. - Oj dziękuję, Artie bardzo miło mi to usłyszeć - roześmiała się, przyciskając pod kocykiem ręce do piersi. Przez ten nieco gwałtowny ruch płachta nieco odkryła kolana chłopaka, więc Murph pieczołowicie ją poprawiła. Zamrugała przy tym oczętami, pokazując, że jednak nie jest taką jędzą, na jaką wychodzi - Nie musisz się już o nic obwiniać Artie! Teraz już w końcu się spotkaliśmy i mamy całe mnóstwo czasu dla siebie. Poza tym pamiętaj, że brak kontaktu działa w dwie strony - dodała, patrząc nań porozumiewawczo. - Hm... z jednej strony rozmawianie jest super, przyznaję rację - zaczęła odpowiedź Murph, ignorując uroczy rumieniec pojawiający się na jej twarzy. Tyle miłych rzeczy na jej temat, ojeju! Czyli jednak nie wszyscy zapomnieli o tym, że pomimo tego, że nie chodziła w żeńskich gromadach też jest dziewczyną. Miło - Ale na papier ludziom o wiele lepiej przelewa się emocje, przemyślenia, miłosne wyznania czy... w ogóle, wyznania. W rozmowie unikamy tej bezpośredniości, przynajmniej większość z nas. Zabrzmiało to iście poetycko, ale Muprh zwyczajnie zwerbalizowała swoje odczucia. Widziała to na przykładzie jej listów z bratem. Im dalej od siebie byli, tym więcej sobie mówili. Zabawna zależność. - No nie wiem Artie, nie jestem tego taka pewna. Pamiętaj, że nie wszyscy ludzie są tacy jak my. Niektórzy zamykają się w sobie, uciekają od innych, unikają towarzystwa. I nawet jeśli i oni w głębi serca pragną przeżyć przygodę, to może... nie zawsze są wystarczająco odważni. A co z tymi, którzy mają problem z ubieraniem uczuć w słowa - tych też będziesz swatał? Nie wątpię w Twoje wielkie serce, ale... życie weryfikuje. - zakończyła wypowiedź nieco zbyt dramatycznie. No i poważnie - to wiele zbyt smutne tematy jak na takie spotkania. Cholera, skąd się wziął u niej taki pesymizm, ostatnio? - Zresztą, nieważne. Nie przejmuj się tym co gadam, nie chce Ci psuć humoru. Po prostu... chyba rzeczywiście byłam dotąd jakaś taka... smutna. - dodała nieco mrukliwe. Spuściła niechętnie wzrok, pierwszy raz od kiedy wsiadła do łódki. Chyba to nie był do końca jej dzień, skoro nie była w stanie poskromić tych nagłych zmian nastrojów. Nagle poczuła stanowczy uścisk rąk Artiego na jej kolanach, przykrytych na szczęście grubym kocem. Odrobinę zła, odrobinę speszona spojrzała na twarz Puchona. Pozwoliła aby znowu zasypał ją nowymi komplementami, nie zdradzając żadnych uczuć na twarzy. Szczerze powiedziawszy nie wiedziała, co na to wszystko odpowiedzieć. Kompletna pustka na głowę zmusiła ją więc do milczenia. W międzyczasie chłopak podjął nowy wątek. Pozwoliło to dziewczynie się nieco odprężyć, choć nadal była zaskoczona śmiałością Artiego. Choć w sumie... powinna się już do niej częściowo przyzwyczaić. - Czekaj to się w ogóle stało, że nie jesteś w Gryffindorze? Tylko wyjątkowo szalony człowiek wpadłby na takie pomysły. A Ci są głównie w Gryffindorze - powiedziała, niemalże z dumą. Wszyscy w szkole wiedzieli, że Rogaczowa banda była nieobliczalna, a tutaj jak widać rodzi się inna ekipa. Zaraz pod ich nosem - O jakim Bonesie mówisz? I... kiedy chcecie założyć tą budkę. Może przyjdęi? - spytała niewinnie Murph, marszcząc czoło. Znała taką jedną Bonesową, niezbyt się lubiły i była ciekawa, czy to nie przypadkiem jakieś rodzeństwo. W porządku Hathaway, teraz nawet ślepy by zauważył. Psujesz atmosferę. - Nie, nie, nie to znaczy nie. Nie mam zamiaru się go pozbywać, jeśli Ty nie chcesz go wziąć. Po prostu... nie wiem co z nim zrobić. Ja nie mogę Ci dać nic takiego a... zwyczajnie czuję się dłużna wobec Ciebie. Wiesz, o co chodzi? Twoja tajemnica - powiedziała, wskazując na zdjęcie - za moją tajemnicę. Rozumiesz? Byleby zrozumiał, bo Gryfonka nie miała nigdy intencji oddawać go na pastę trytonów! W końcu tak mało było tak butnych Puchnów, trzeba ich ratować od wszelkiego złego. Dlatego podjęła po chwili kolejną próbę przejednania Artiego - Może... po prostu powiem Ci jakąś tajemnicę? Wtedy zachowam zdjęcie z czystym sumieniem. Umowa stoi? - spytała poważnie. Czy on ją w ogóle choć trochę zrozumiał? |
| | | Gość
| Temat: Re: Przystań Czw 26 Lut 2015, 19:31 | |
| Nie uważała go za nieziemsko nieodpowiedniego, ale też nie powiedziała, że jest odpowiedni. Mógł więc być po prostu nieodpowiedni. No tak. Nie każda dziewczyna chciała mieć adoratora, który nie może ustać na własnych nogach, nie może jej podnieść i zakręcić dookoła na przywitanie, nie może za nią pobiec. No i też Artie nie był jakimś tam przystojniakiem, chociaż o sobie myślał co innego, rzecz jasna. Kto by nazwał chłopaka w okularach i z odstającymi uszami przystojniakiem? Nawet niewidoma wiedziałaby, że coś jest z nim nie tak i odstaje od kanonu pięknisiów. Przynajmniej miał czystą (haha! na pewno!) i piękną duszę. Tym nadrabiał. Wysłuchał jej słów i kiwnął głową. - Być może. Wiele osób na żywo nie powie większości tego, co napisałoby na papierze. Za to zrobiłoby na żywo. Czyny czasami więcej znaczą niż słowa. Dlatego jestem zdania, że jednak spotkanie na żywo wygrywa z korespondencją. Spójrz na wojaków, którzy piszą do swoich ukochanych. Czy wystarczą im słowa? Nie. Kiedy wracają z wojny, nie mogą nacieszyć się z bliskości swojej drugiej połówki i nie chcą tak szybko bawić się w kolejną wojnę, bo obawiają się rozłąki. – Dziwne przykłady wybierał, ale taki to już był Artie. Nie kłócił się z dziewczyną, tylko przedstawiał swój punkt widzenia. Dobrze nawet mu się z nią rozmawiało, oprócz pewnych dziwnych momentów oczywiście. - Jestem zdania, że każdy odnajdzie swoją drugą połówkę. Jest tyle osób na świecie. Nieważne czy to będzie chłopak czy dziewczyna. Nieważne czy będzie chodził czy nie. Kiedyś ktoś powiedział mi, że kiedy rodzimy się, otrzymujemy tylko jedną połówkę duszy. Naszym zadaniem jest odnalezienie tej drugiej. Kiedy się uda nam ta sztuka, dusza łączy się w jedno, a nasze życie nabiera sensu. – Uśmiechnął się lekko. – Wierzę w to. Kiedy patrzę na swoich rodziców oraz na wiele innych par, widzę tą prawidłowość. Więc nawet na mruczka, ktoś czeka. Jeśli pomogę mu odnaleźć tę osobę… Będzie dobrze. Każdy z nas przecież ma misję poboczną do wykonania, prawda? Nie tylko odnaleźć swoją drugą połówkę duszy, ale też pomniejsze zadania. Myślę, że to moje pomniejsze zadanie, aby pomagać innych i ich uszczęśliwić, sprawić, aby się uśmiechali. Na tym świecie jest za dużo smutku i zresztą mamy za mało czasu, aby tracić na coś tak głupiego jak smutek. – Wiosłował dalej. Nie wiedział czy dziewczyna zrozumie jego słowa, ale miał nadzieję, że tak. Artie roześmiał się słysząc słowa dziewczyny. - Tiara Przydziału zatrzymała się nade mną aż na pięć minut. Długo z nią porozmawiałem. Miała naprawdę wielkie kłopoty z przydzieleniem mnie do domu. Myślała o wszystkich. Poprosiłem ją tylko o to, abym nie został Ślizgonem. Wiedziałem, że nigdy bym się tam nie odnalazł z powodu… No wiesz. – Przewrócił oczami. Nic jednak do Domu Węża nie miał. Może w następnym życiu znalazłby tam miejsce? Niekoniecznie wszyscy Zieloni byli nieprzyjemni. Przecież osoby sprytne wcale nie musiały być okropne. Spryt nie był samą w sobie negatywną cechą. - Edgar Bones, niedawno przyjęty do drużyny qudditcha. Brat Amelii. Bardzo ich oboje lubię, chociaż oni są jak ogień i woda. Nie wiem, co pomiędzy nimi jest, ale trochę chyba się prztykają. Te charaktery… - Pokręcił śmiesznie głową. Oby dziewczyna zrozumiała, co miał na myśli! - Ale ja nie oczekuję takiego zdjęcia od Ciebie! – Pękł ze śmiechu, kiedy dziewczyna wyjaśniła mu, dlaczego czuje się niezręcznie. Naprawdę nie przypuszczał, że Murphy mogła pomyśleć o tym w takich kategoriach. – Naprawdę! Po co mi takie? Wystarczy mi zwykłe Twoje zdjęcie jak się uśmiechasz. Nic poza tym. A to? To wysłałem dla śmiechu. Jestem zakręcony. Taki już po prostu jestem. – Tylko tyle. Tajemnice… A tajemnice niech zachowa dla siebie.
|
| | | Murphy Hathaway
| Temat: Re: Przystań Pią 27 Lut 2015, 00:10 | |
| Murph nieco spochmurniała. Niby byli na randce, a jednak cały czas przez ich rozmowę przewijały się jakieś poważne tematy. Czuła się nieco zbita z pantałyku, ale trudno kogokolwiek obwiniać o taki stan rzeczy - w końcu sama je poniekąd prowokowała. Poza tym... to chyba jednak takie czasy, coraz to bardziej mroczne powodowały, że ich beztroska przemijała, mimowolnie. No bo trudno, żeby echa ostatnich wydarzeń minęły tak szybko. - Jasne, że wygrywa. Mimo to papier ma coś, co umyka nam na co dzień. Jest o wiele bardziej intymny, nie sądzi? Poza tym czas spędzony razem zawsze jest super. Czasami nie potrzeba nawet rozmowy - dziewczyna wzruszyła ramionami, nie mając nic złego na myśli. No bo w końcu ile można rozmawiać? Zdarzyły się przegadane godziny, ale były i takie, gdzie obecność drugiej osoby była przyjemnością samą w sobie. Po krótkiej chwili, dodała - Każdy boi się samotności a w wojnę lubią się bawić Ci, co nie mają nic do stracenia. Dziewczyna wysłuchała w uwagą, co miał do powiedzenia Artie. A mówił wcale niegłupio, w sumie tak miło było go słuchać. Z jednej strony miała ochotę mu przyznać rację, z drugiej strony... miłość chyba nie była jej życiowym priorytetem. Oczywiście, miło by mieć kogoś przy sobie, ale wolność była najważniejsza. Być może zmieni do tego kiedyś stosunek, może jak dotąd nic na serio nie czuła... Na serio. - Mmm ale z Ciebie romantyk - skomentowała bez cienia ironii. O dziwo - Ja... nie do końca wiem, co czuję, co myślę. Wydaje mi się, że mieć kogoś obok siebie to wspaniała rzecz - no bo uczucia... uszlachetniają. Chociaż ja nigdy nie doświadczyłam tak tego - ugryzła się w język, bo tu chciała powiedzieć "w relacjach damsko-męskich". Serio, Hathaway? Gdyby Towarzyskie Złote Maliny istniały, otrzymała by je tylko za to jedno popołudnie... - tak dosadnie. Moją największą misją jest przeżyć... coś. Jeszcze nie wiem co. Przygodę, wyprawę. Zwycięstwa, porażki... Wszystko, co mogę. A jak dobrze mi się ułoży, to może będę przeżywać to z kimś - uśmiechnęła się promiennie na myśl o tym ostatnim. No dobra, takie ograniczenie wolności jakoś zniesie. - Ahaha! Zazwyczaj osoby, z którym Tiara ucina sobie pogawędkę są najciekawsze. Mnie tam od razu przydzieliła, jestem dość... jednoznaczna, ale to pewnie zauważyłeś - powiedziała z uśmiechem. No cóż, nie da się ukryć, Murph nie pasowała ani do sprytnych zielonych, ni to do dobrodusznych Puchoniątek. Nie mówiąc już o pracowitych, spokojnych (a przynajmniej tacy wydają się dla dziewczyny) Krukonach. Czerwony to jej ulubiony kolor od dziecka, wiadomo dlaczego - Nie tacy Ślizgoni źli, jak ich malują. Chyba... Przynajmniej niektórzy. Choć na ogół też ich nie lubię. - dodała dziewczyna. No, ale nie kierujmy się stereotypami! (hihi) - Mhm. Brat Amelii, ok w porządku - zaczęła bardzo ostrożnie. I bardzo słusznie. Artie lubił Amelię, Murph nie lubiła Amelii, a Amelia nie lubiła Murph. No cóż, bywa. W sumie, to nie jest jej sprawa kogo lubi McCallister, każdy ma prawo lubić i się czubić. Choć z reguły dziewczyna korzystała z tego drugiego - Nie wiedziałam, że ma brata. Może warto się z nim poznać, skoro to taki ogień i woda? - Ah, Artie! Ale tu chodzi o to, że ja prawie w ogóle nie mam zdjęć. Musiałbyś mi takie zrobić - odpowiedziała dziewczyna z uśmiechem. Zgodnie z prawdą, bo nie lubiła kiedy ktoś podchodził do niej z aparatem. Ostatni raz, kiedy komukolwiek się to udało miał miejsce jakieś pięć lat temu i skończył się prawie tragicznie dla fotografa... - No rozumiem, rozumiem. Zauważyłam, że jesteś zakręcony. Ale, nie przeszkadza mi to. - każdy potrzebuje odrobiny szaleństwa, przecież. Inaczej byśmy powariowali!
|
| | | Gość
| Temat: Re: Przystań Pią 27 Lut 2015, 13:48 | |
| Poważnie? Dla Artiego ta rozmowa stałaby się poważna, gdyby rozmawiali o zadaniach domowych albo (co gorsza) o ślubie! Nawet nie swoim, tylko o czyimś. Albo gdyby rozmawiali o zdrowiu. A teraz? To była dla niego zwykła wymiana poglądów. Rozmyślania. Nie widział w tym nic trudnego, poważnego ani nieodpowiedniego na randkę. - Pewna Ania z Zielonego Wzgórza twierdziła, że potrzebuje odpowiednio miękkiej stalówki, aby pisać listy miłosne. Niestety, nigdy w książce nie były one uwzględniane, przez co byłem bardzo rozczarowany. Moi rodzice nigdy nie byli zbyt wylewni w listach, więc nie wiem jak powinien wyglądać taki prawdziwy list uczuciowy. Czuję się przez to… Nie wiem jak to określić… Niepełny? – Roześmiał się. Może sam powinien dojść do swojej formy listu uczuciowego, nie musiał mieć żadnych wzorców. Jakby tak dłużej nad tym pomyśleć, pisał całkiem świetne listy do Jolene. Może to był jego styl pisania listów z wyznaniem? - Tak myślisz? – Chętnie podrapałby się w głowę, ale akurat miał zajęte ręce, a nie chciał znów zatrzymywać łódeczki. – Ja tam zawsze twierdzę, że każdy ma coś do stracenia, nawet jeśli sobie o tym nie zdaje sprawy. – Chodziło mu o życie, oddanych ci osób, przyjaciół, nawet wrogów. Myślał o tym, że można zaprzepaścić swoją szansę na stworzenie czegoś niesamowitego. - Romantyk? – powtórzył po niej i nie mógł po raz kolejny tego dnia się roześmiać. – Jestem kochliwy, ale czy ze mnie jest romantyk? Gdybym był romantykiem, pewnie śpiewałbym Ci serenady, a po całej przygodzie, odprowadziłbym Cię aż do obrazu Grubej Damy. – Akurat wiedział, gdzie znajduje się wejście do Gryffindoru, ponieważ miał dobrych przyjaciół w domu Gryfa i wielokrotnie zdarzyło mu się czekać na nich pod tym obrazem. – I pewnie później przysłał jeszcze więcej białych róż. A nazajutrz podbiegłbym do Twojego stołu i zrobił Ci kanapki. – Właściwie to byłby w stanie to zrobić, ale… - Ale to taka naiwna romantyczność. Wątpię, aby którakolwiek dziewczyna chciałaby przeżyć coś takiego, a ja sam raczej nie widzę siebie w roli natręta. – I chyba właściwie tyle. Postawił całą sprawę jasno, jaśniej chyba się nie dało. - W takim razie życzę Ci wszystkiego dobrego, abyś spełniła swoje marzenia. Mam nadzieję, że po latach będziemy ze sobą utrzymywać kontakt. – To już było postawienie sprawy jasno. Skoro proponował coś takiego, nie bawił się w opowiadanie, że widzi siebie obok niej. Artie właściwie nie wiedział kim będzie w przyszłości. Był tylko jednego pewien – będzie miał wiele przyjaciół, na których będzie mógł liczyć w każdej okoliczności. Miał nadzieję, że Murphy znajdzie się wśród nich. - To, że wybór Tiary był jednoznaczny w Twoim wypadku, to wcale nie oznacza, że jesteś nienajciekawsza. – Pokręcił przecząco głową, aby się z nią nie zgodzić. – Ja uważam, że jesteś najciekawszą osobą. – Wśród całej grupy uczniów z Howgartu, którzy nie są jego przyjaciółmi, tylko znajomymi. Wszyscy przyjaciele Artiego byli najciekawsi w jego mniemaniu. Bo tak. - Mało osób właściwie wie, że są rodzeństwem. Dziwne dziwy! Ja sam marzyłem o tym, aby mieć rodzeństwo, ale cóż… Mam Was. Nie jestem sam. A tak, gdybym miał brata lub siostrzyczkę, to kto wie, jak wyglądałby nasze relacje? Bałbym się, że właściwie nie byłby najlepsze, bo jak tak patrzę na Henryka i Lau… - Westchnął ciężko. Może to chodziło o różnicę wieku? Nie wiedział. Zresztą, Artie nie musiał znać się na wszystkim. - To może inaczej… Narysuję Ciebie – zaproponował nagle. Za dobry w rysunku nie był, ale starał się. Naprawdę! – Będzie śmiesznie! Na pewno śmieszniej niż gdybyś pozowała mi do aparatu. Ostatnio usłyszałem, że się nie nadaję do robienia zdjęć, więc powinniśmy to sobie darować. Chyba, że zrobisz sobie sama zdjęcie. – Pierwsze selfie w Hogwarcie? - Uffff! – Odetchnął z ulgą. – Już myślałem, że się na mnie obrazisz jak taka jedna Puchonka, która nawet zrezygnowała z quidditcha… Chyba z mojego powodu. Kurcze. Gdyby dała mi tylko wyjaśnić o co chodziło z ulotką o masażu.
|
| | | Murphy Hathaway
| Temat: Re: Przystań Sob 28 Lut 2015, 21:17 | |
| - Hmm. A mi się wydaję, że na wojnie nie ma zbyt wielu piór z miękką stalówką, ale mogę się mylić - odpowiedziała mrukliwie Murph, puszczając do Artiego oczko. Po chwili dodała, nieco poważniej - No cóż, ja nawet nie myślę o moich rodzicach w kategorii "zakochani" bo... - tu dziewczyna zadumała się chwilę. Stanęli jej przed oczami, Ona jak zawsze spokojna, poukładana i promienna i On - zwichrzona grzywa, pognieciona koszula i uśmiech od ucha do ucha. No bo nie! - jakoś tak, ogólnie. Ciężko mi jest to sobie wyobrazić. Jej rodzice mieli dziwną miłosną historię. - Tak myślę. Niektórzy ludzie... naprawdę nie mają nic do stracenia z jeden prostej przyczyny - odpowiedziała, patrząc chłopakowi prosto w oczy - na niczym im nie zależy, myślą, że są sami - no bo niektórzy i są. Murph drgnęła mimowolnie. Spojrzała się dookoła - chmury na niebie były coraz to bardziej gęste a wiatr - bardziej porywisty. Powoli się mroczyło. Pomyślała przelotnie o Wielkiej Kałamarnicy i o trytonach zamieszkujących dno jeziora. - Masz rację, to może i być męczące - odpowiedziała nieco oniemiała, wyrwana z zamyślenia. Oraz... w pewien sposób niemile zaskoczona, choć można się było tego spodziewać. W końcu trudno z nią wytrzymać, nie trzeba wiele czasu aby dojść do tego wniosku - Ja też mam taką nadzieję, Artie - uśmiechnęła się gorzko. Chociaż... może i lepiej? Bo o ile bardziej jest cenny przyjaciel niż niestały... niestała sympatia? - Nie, nie będziesz mnie rysował! Nie usiedzę na miejscu, zresztą nawet nie próbuj! - odpowiedziała z uśmiechem na twarzy. Gdzieś w oddali słyszała coraz to głośniejszy jęk wiatru, wyostrzyła zmysły. No w porządku... dobrze, tego chyba już za wiele. - Artie... mam prośbę. Opowiesz mi o ulotkach od masażu, ale... w drodze powrotnej? - zaczęła tknięta jakimś katastroficznym przeczuciem. Może i była dość odważna i licha się nie bała! Lecz z drugiej strony, po co kusić los. Poza tym było zimno. Wcale nie zdziwiony chłopak przystanął na jej propozycję i zrezygnowawszy ze swojego niecnego planu poczęstowania Murph pysznymi, ale jakże tuczącymi czekoladkami domowej roboty, skierował łódź z powrotem do przystani. Stamtąd już spokojniej, Gryfonka i Puchon skierowali się najpierw w stronę zamku (prowadząc przy tym miłą rozmowę) a potem pożegnali się przy Wielkiej Sali.
EDIT: zt x 2, oczywiście
|
| | | Symplicja Szafran
| Temat: Re: Przystań Pią 04 Wrz 2015, 00:20 | |
| Ten miesiąc, ba ten rok powoli dobiegał końca. Powoli, mozolnie jakby i jemu brakowało sił by to wszystko skończyć, by się zastanowić jaki w tym wszystkim jest sens, a sensu jak zwykle brakowało. Zagubił się gdzieś daleko, w górach, a może na skraju zakazanego lasu, w obozie, na korytarzu. Krukonka nie była sobie w stanie przypomnieć kiedy całe jej życie straciło ręce i nogi, wszystko zaczęło się pieprzyć, cały sens uciekł jej gdzieś uchem. Symplicja nie wiedziała co przyciągnęło ją nad jezioro. Na pewno nie był to okropny, zimny wiatr, ani brudna, zielona woda, ani tym bardziej wielka kałamarnica czyhająca gdzieś na dnie. Może była to wizja samotności, ucieczka od tych wszystkich ludzi, których w tej chwili miała serdecznie dość. Nienawidziła siebie, nienawidziła wszystkich uczniów, nauczycieli, nawet duchy zaczęły jej przeszkadzać, wszystkie mijane obrazy miała ochotę zamalować na czarno, cały świat zniszczyć, sprawić, żeby zapłonął. Nic jednak nie zrobiła, ale od tych myśli jakby nogi się pod nią ugięły. Przypomniała sobie twarz Czarka i osunęła się na piach. Nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w toń jeziora, mimo, że wszystko wokół niej krzyczało, płakało kazało jej krzyczeć, ona klęczała tam w jakiejś irracjonalnej ciszy. Ciszy, która wybitnie nie pasowała do tego krajobrazu, do całej burzy toczącej się w jej głowie. Jeszcze raz spojrzała w stronę jeziora i jakby wszystko stało się jasna. Tak jasne jak słońce, czemu wcześniej tego nie zauważyła, gdzie jeszcze dziś rano ukryta była ta informacja. Nie przejmując się ubraniem wkroczyła do wody. Tam gdzie ma zamiar się udać i tak nie będą jej potrzebne, nic nie będzie. Szybko przebijała się przez taflę wody, by dojść jak najdalej... Trzeba było skończyć to wszystko wtedy w górach... |
| | | Gość
| Temat: Re: Przystań Pią 04 Wrz 2015, 12:25 | |
| // Proszę tego słuchać podczas czytania wstępu. https://www.youtube.com/watch?v=nBEYUphu1v8Przystań, jedno z miejsc w których William mógł się poczuć wolny. Mógł wziąć sobie jedną z łódek, wpakować do niej jakąś książkę i wypłynąć na jezioro by jedynym dźwiękiem był lekki szum wody obijającej się o łódkę. Zdarzało się mu nawet śpiewać, pływając po całym jeziorze i strasząc ptaki i kałamarnice. Zamek może i posiadał dużo wolnych klas do których mało kto zaglądał, ale mimo wszystko tutaj, szczególnie w brzydką pogodę było trudno go przyłapać. Uwierzcie, czy gorąc czy mróz, w chwili gdy Sheeran potrzebował prywatności przychodził tutaj. Było tak zimno, że woda zamarła? Nie ma problemu, można siedzieć na lodzie! Tego samego dnia, kiedy panna Szafran postanowiła zakończyć swój żywot w zimnej, zielonej wodzie, William dość grubo ubrany siedział w łódce niedaleko brzegu i czytał jakiś podręcznik. Dobra, raczej próbował, bo nie wiadomo, czy było mu tak wygodnie, czy lektura była szczególnie nudna, chłopak drzemał. Spokój został zakłócony przez dość głośny plus wody, całkiem niedaleko od niego. Nieprzytomnym wzrokiem obejrzał się dookoła próbując znaleźć źródło dźwięku i...a co to, topielec? Niby ma ubrania na sobie, ale może...to topielec w przebraniu?(Autor musi dodać od siebie BADUMTSS.) -Kiepska pora na pływanie, nie sądzisz?Zachrypiał, kiedy podpłynął do dziewczyny. Sądząc po kolorze na szacie była z jego domu. Kojarzył ją z widzenia, ale nie znał imienia. William podrapał się po głowie nie wiedząc co ma robić. -Pomóc Ci wejść na łódkę czy wolisz zostać rybką?Jeśli Szafran zechciała wydostać się z wody to jej pomógł, a jak nie...no to plum na drogę. |
| | | Symplicja Szafran
| Temat: Re: Przystań Pią 04 Wrz 2015, 12:52 | |
| Zimno. Tak strasznie zimno. Kolejny dreszcz przechodzi przez ciało Krukonki, ich częstotliwość wzrasta. Mokre ubranie zaczyna jej ciążyć, odbiera siły do postawienia kolejnego kroku, zimny wiatr uderza ją w twarz. Czemu to nie może się skończyć już, teraz właśnie w tej chwili. Prosi, błaga, jej oczy wysyłają nieme prośby do opaczności by w końcu skończył tę całą farsę. Niech zrobi coś, cokolwiek. Jest już dość głęboko. Zimna, zielona woda sięga jej do piersi, fale raz po raz uderzają ją w twarz. Mokre włosy przyklejają się do twarzy, zastępując łzy, które jak na złość nie chcą wylecieć. Czemu to się wszystko tak potoczyło? Czemu nie została w Polsce, nie została w górach, nie została w każdym innym miejscu? Każde inne miejsce było by milion razy lepsze od Hogwartu. Czemu musiała to przyjechać poznać Lupina, zostawić rodzinę, może gdyby nie tamten list wszystko potoczyłoby się lepiej? Kolejna fala przykrywa ją swoją masą. Woda dostaje się do nosa i powoduje nieprzyjemne pieczenie. -Czy ktoś zauważy jeśli nagle zniknę.- Mówi do siebie cicho, nie ma sił na nic więcej niż szept. W normalnych warunkach coś takiego nie było by mądre, ale przez zdarzenia ostatnich 3 miesięcy jej stan zdrowia pogorszył się na tyle, że jeśli się nie utopi to wykończą ją powikłania, a niby Krukoni to Ci mądrzy. Nagle słyszy jakiś ruch niedaleko siebie, a potem czyjś głos. Oszołomiona, nie świadoma tego co się dookoła dzieje stara się odnaleźć źródło dźwięku. Zauważa go, na łódce siedzi jakiś chłopak. W tej chwili nie udaje jej się go z nikim skojarzyć. Kolejny dreszcz. Mówi coś do niej o pływaniu, zła pogoda. Mówi to w tak prosty sposób, że Symp ma ochotę się zaśmiać. No tak, że też ona o tym nie pomyślała. Delikatny grymas, po czym znowu zalewa ją fala. Przez chwilę nie widać jej, jej głowa niknie gdzieś w toni. Po chwili jednak znowu ją widać. Jest jeszcze bledsza niż zwykle, usta ma zsiniałe, a oczy wydają się być przepełnione bólem. Przez wodę na twarzy, wydaje się jakby płakała. Słysząc kolejne słowa chłopaka SS nie wie jak zareagować. Co ona sobie w zasadzie myślała? Samobójstwo, co to załatwi, gdzie w nim są jakieś rozwiązania. Niepewnie ruszyła w stronę łódki. Kolejna fala, kolejna chwila pod wodą. -Nie dam rady się wdrapać.- Mówi do siebie patrząc na majaczącą niedaleko łódkę. Na tej głębokości normalnie nie dałaby rady, a w momencie, w którym ledwo trzymała się na nogach, szansa był prawie zerowa. -Ja nie dać rada. Burta wysoka.- Mówi, cicho, ledwo słyszalnie. Kolejna fala. |
| | | Gość
| Temat: Re: Przystań Sob 05 Wrz 2015, 20:19 | |
| Gdyby w tym momencie ktoś przyszedł nad jezioro ujrzałby dość dziwny widok. Facet siedzący w łódce, a obok niej pływająca dziewczyna, która co chwila dostawała falą wody po twarzy. Gdyby było ciepło i przyjemnie można by było uznać, że jest to lekcja pływania, czy też głupi chłopak pływając z dziewczyną po jeziorze nagle wypchnął ją do wody. Niestety, jesienią związek wodoru z tlen nie posiada przyjemnej temperatury. Symplincja zamarzała, co dopiero po dłuższej chwili dotarło do Sheerana. Jego mózg tworzył teraz chaotyczne słowa, które ułożone w ciągu brzmiały mniej więcej tak: "cholera, pływanie, potrafię, nie, pomoc, nauczyciel, czarodziej, różdżka". Nachylił się i wyciągnął w jej kierunku swoje ręce. Patrzyła się na niego nieprzytomnie, mówiąc w jakimś dziwnym języku. Skąd ona się tu wzięła? Słyszał, że w szkole jest francuz, ale to raczej nie był żabojadowy. Jej następna wypowiedź, na poziomie dość podstawowym ale przynajmniej zrozumiała uświadomiła go, że jest tu dość głęboko i przy próbie wyciągnięcia dziewczyny, łódka się przewróci. William myśl, jesteś czarodziejem nie? Chłopak wyciągnął różdżkę, zastanawiając się w jaki sposób może ją użyć. Zaklęcie do unoszenia...bingo! -Wingardium Leviosa! Krzyknął, wykonując poprawny ruch różdżką i celując w Symplicje. Dość powoli uniósł ją, z wielkim skupieniem na twarzy, oraz z tak wielkim wysiłkiem, że jego żyłka napinała się na granicy pęknięcia. Położył dziewczynę najdelikatniej jak mógł na łódce, westchnął ciężko i sapnął. Oj, dawno nie używał tego zaklęcia, a na pewno nie na tak ciężkim obiekcie(bez obrazy, uczniowie trenują z piórami). Następnie ściągnął swoją kurtkę i narzucił na towarzyszkę. Pięć punktów do rycerskości proszę. -No dobra, teraz zabierzemy Cie do zamku. Nalegam na odwiedziny w Skrzydle Szpitalnym. Po drodze może opowiesz mi, co Ty sobie wyobrażałaś może, co? W jego głosie można było wyczuć ciekawość i troskę. Począł wiosłować w stronę lądu, obserwując niedoszłą samobójczynię. No bo była nią, prawda?... |
| | | Symplicja Szafran
| Temat: Re: Przystań Sob 05 Wrz 2015, 20:33 | |
| Jakie to uczucie umierać? To chyba wszechoogarniające zimno. Chłód, który pożera każdy kawałek twojego ciała. Ziąb, który oplata Ci serce ciasnym kokonem, tak, że nie możesz oddychać, jakby zamarzły Ci płuca, wszystkie organy. Czy na pewno tego chciała? W tym momencie Symplicja nie była już pewna niczego, oprócz tego, że było już za późno. Nic już nie mogło jej uratować. Ta świadomość napełniła ją jakąś dziwną zadumą, ale i spokojem. Skoro nie można już nic zrobić to trzeba z uśmiechem przyjąć to co przyniesie los. Mimowolnie, delikatnie się uśmiechnęła. W sumie to zaczynała tracić czucie. Czuła jak jej świadomość odchodzi do tyłu. Jak nogi przestają ją przytrzymywać, jak unosi się na wodzie, jak powoli tonie. To w sumie przyjemny koniec. Trochę jak zapadnięcie w wieczny sen. Nagle znowu zrobiło się strasznie zimno. Zamiast fal w mokre ciało uderzał ją lodowaty listopadowy wiatr, na chwilę zaczęła odzyskiwać świadomość, akurat na to by zobaczyć jak unosi się nad wodą, a potem jak powoli ląduje na jakiejś łódce... Czy ona tam wcześniej była? No tak ten chłopak, Krukon z szalupy. Znalazł mnie i wyłowił, tylko po co? Trzęsąc się, ledwie przytomnym wzrokiem przyglądała się chłopakowi, który okrył ją swoją kurtką. Przez chwilę przynajmniej mroźny wiatr jej nie przeszkadzał. Trwało to jednak tylko chwilę, zanim cała nie przemokła. Słuchała go, nic nie mówiła tylko delikatnie kiwała głową. Powinna zdjąć z siebie te wszystkie mokre rzeczy. Powoli, mozolnie zaczęła zdejmować przemoczony płaszcz, leżał na deku kiedy dopłynęli do lądu. |
| | | Gość
| Temat: Re: Przystań Pią 25 Wrz 2015, 21:29 | |
| Płynął najszybciej jak mógł w stronę przystani. Co ta dziewczyna sobie wyobrażała? Widząc jak po chwili ściąga jego kurtkę a następnie własny płaszcz chciał jej powiedzieć by przestała. Chociaż tak przemoczony pewno bardziej oziębiał dziewczynę niż jego brak. Nie mógł sobie pozwolić na ściągnięcie czegoś więcej, a zaklęcia ocieplającego bał się użyć na istocie ludzkiej. Pozostało mu szybsze machanie wiosłami i patrzenie jak na jego oczach panna Szafran ściąga z siebie ciuchy. Kiedy dotarł wreszcie do przystani, przywiązał na szybko łódkę i znowu za pomocą magii wyciągnął dziewczynę. Pomógł jej wstać, i następnie praktycznie ciągnąć ją doprowadził do zamku. Droga po schodach nie była zbytnio przyjemna, wtaszczyć pół nagą i ledwie żywą dziewczynę było dość trudno. W dziwny sposób nie spotkał nikogo na swojej drodze. Dlaczego kiedy ktoś coś kombinuje to zawsze znajdzie nauczyciel by mu przeszkodzić, a jak potrzebna jest nagła pomoc to nikogo nie ma w zasięgu ręki? No nic, życie bywa trudne. William cały czerwony na twarzy z wysiłku, sapiąc jak lokomotywa parowa(bez obrazy dziewczyno, nie jestem siłaczem!) nareszcie znalazł się przed drzwiami Skrzydła Szpitalnego.
z/t x2 |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Przystań | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |