IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Sala kominkowa

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
AutorWiadomość
Finn Gard
Finn Gard

Sala kominkowa - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 7 EmptySob 23 Cze 2018, 11:34

Dzisiejsza nieplanowana interakcja pozytywnie rokowała w bliskiej i dalszej przyszłości. Poznali swoje imiona, twarze, mają za sobą początki, więc oboje mogą być pewni, że o sobie wzajemnie nie zapomną. Będą pamiętać się jako ta-która-wylewa-herbatę i ten-który-dostał-z-herbaty. Nawet jeśli imiona zaginą w bezdennych odmętach pamięci, sytuacja ta wryła się na długi czas. Problem jawił się jako jego przyszłe podejście do Cassandry. Dziewczyna z artystyczną duszą, ale i jak sama właśnie to powiedziała, z ciągotkami ku rozlewaniu płynów. Finn obawiał się swojej reakcji na widok Cassandry z jakimkolwiek kubkiem w dłoni. Zapewne mimowolnie będzie ją wówczas omijał szerokim łukiem bądź odskakiwał na bok w akcie przezorności. Nie wiadomo czy herbata nie postanowi po raz kolejny zapoznać się bliżej z odzienkiem Puchona. On dziękował za taką poufałość, ale cóż można rzecz do przedmiotów martwych?
Jej słowa były jak wypowiedzenie jego myśli na głos. Gard zakłopotał się trochę, bo dokładnie tak o niej pomyślał. Postanowił jednak robić dobrą minę do złej gry i udawać, że wcale ale to wcale nie wziął ją za dziewczynę o skłonnościach destrukcyjnych otoczenia.
- Dziękuję za ostrzeżenie. Będę pamiętać jutro i pojutrze, gdy zobaczę cię z kubkiem w dłoni. - nie tłumił śmiechu, bo po co miałby to robić? W sali z kominkiem rozbrzmiał krótki, rozbawiony śmiech Finna. Wyobraził sobie jak musiałoby to wyglądać z punktu osoby trzeciej. W korytarzu mija się dwóch uczniów: on i ona. Ona z parującym kubkiem w dłoni i on, przerażony na ten widok odskakuje na przeciwległą ścianę.
Zaczerpnął głęboki wdech i darował sobie suszenie mundurka. W sali było ciepło, a więc zgrabnie zdjął z siebie szary sweter, zostając w białej koszuli z żółtym krawatem Hufflepuffu. Póki nie opuści zamku, może paradować i w ten sposób. Krótkim, płynnym zaklęciem zawiesił sweter w powietrzu, blisko rozpalonego kominka. Poluźnił krawat przy szyi.
- Jakim cudem zapamiętałaś sekwencje w tak krótkim i to burzliwym czasie? - zerknął na nią z nutą podejrzliwości. - Dzięki za uwagę, ale to był zabieg celowy, skoro już poruszyłaś ten temat. To zestaw bliźniaczy różniący się jedynie ułamkiem tonacji. - zmarszczył czoło, cokolwiek zdziwiony. Musiała być niezwykle spostrzegawcza, wszak Finn miał pismo drobne, małe, a pięciolinie były ciasne i obficie opisane. Dojrzenie tam czegokolwiek wymagało znacznie więcej czasu niż kika emocjonalnych sekund. Musiał nie doceniać Cassandry. Poza Feliksem i Vincim niewiele miał możliwości porozmawiania na temat nut z kimkolwiek, w szczególności z dziewczynami.
- Hah. To miłe... ale nie wywołałaś urazu do herbaty, bo i tak jej nie pijam. Po prostu nie muszę się aż tak blisko z nią poznawać. - uśmiechnął się trochę skrępowany, bo czy właśnie dziewczyna nie zaproponowała mu wspólnego wyjścia? Cassandra zaskakiwała go na każdym kroku. Wystarczy jedna rozlana herbata a można nawiązać relację, której się człowiek nie spodziewa. Finn należał do miłośników kawy. Zapewne po dzisiejszych ekscesach uda się niezwłocznie po jej zapas, skoro czeka go pracujący wieczór.
- Interesujące podejście. - podrapał się po skroni. - Ja gram właśnie po to, by je uzewnętrzniać choćby nie wiadomo jakie były. O to przecież chodzi w muzyce, tak mi się wydaje. - wzruszył ramionami. Radził sobie z emocjami poprzez grę i ewentualnie dośpiewywanie. Synchronizacja muzyczna była jak balsam dla duszy. Gdyby nie miłość do niej, Finn zapewne byłby w o wiele gorszym stanie po pokonaniu w dzieciństwie ciężkiej choroby.
- Pewnie to nie moja sprawa... nie chcę się wtrącać, ale wydaje mi się, że ukrywanie emocji w muzyce nie jest do końca zdrowe. Śpiew jeszcze jestem w stanie zrozumieć, bo mowa tu o modulacji głosu i mimice, ale skoro władasz pianinem to czy to nie najlepszy sposób, aby z siebie wszystko wyrzucić? Opinia innych powinna być drugorzędnym zmartwieniem. Tak sądzę. - zagadnął trochę niepewnie, bo poruszył temat bezpośrednio dotyczący jej stanu emocjonalnego. Nie uważał ukrywania emocji za podejście zdrowe. Skoro los obdarzył kogoś talentem artystycznym, należy z niego korzystać pełną mocą. Wtedy dopiero muzyka jest najpiękniejsza, gdy daje się jej wszystko, co leży w sercu. Może Finn za bardzo filozofował? Czasami zdarzało mu się głęboko zamyślić i rozważać tematy, których przeciętny nastolatek nie miał ochoty poruszać. W najgorszym wypadku Cassandra machnie na niego ręką albo skróci temat. Nie znają się, więc nie musi mu się z niczego tłumaczyć. Puchon wyraził swoją opinię, a przemawiał przez niego muzyczny psychol, który nie potrafił zostawić tych słów bez echa. Wewnętrzny nakaz zmusił go do tknięcia tematu.
- Jak się coś albo kogoś kocha, to nie ma granic. - skomentował, spoglądając na plastry przyklejone na palce. Przyzwyczaił się już do nich. - Jeśli coś postanowię, to poświęcam się cały, choćby miało to oznaczać nieustanne kaleczenie palców. - stwierdził z półuśmiechem. Do listy cech Cassandry doszedł kolejny punkt - zamiłowanie do szkicowania. Powoli wyrabiał sobie na jej temat własną opinię, a sam fakt, że nie opuścił jej towarzystwa przy byle okazji poświadczał na korzyść.
Cassandra Montrose
Cassandra Montrose

Sala kominkowa - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 7 EmptyWto 26 Cze 2018, 22:30

Najbardziej zaskakujące w tych wszystkich jej wypadach było to, że jej samej podobne rzeczy nie przytrafiały się ze strony innych uczniów. Nikt nie wylewał jej niczego na głowę przypadkiem (bo specjalnie, to już różnie bywało, ale trzeba zaznaczyć, że sama Montrose nie była tak święta, jak postrzegała ją znaczna część osób, która miała z nią do czynienia), nikt nie wciagał w jakieś dziwne akcje, które w ogóle nie powinny mieć miejsca. Niemal tak, jakby omijało ją to tylko dlatego, aby w ten sposób mogła poznać nowe osoby. Kto wie, może nieświadomie przywłaszczyła sobie wszelkiego rodzaju kłopoty, które gdzieś tam czaiły się na uczniów w szkolnych korytarzach. Bo to, że magnesem była na absurd, nie ulegało wątpiwości, a świadkiem był dzisiejszy Puchon o ładnym imieniu – Finn. Kojarzyło się ono Cassie z jakimś elfem, czy inną wróżką płci męskiej. Tak, z całą pewnością musiał być wspaniałym artystą, skoro nawet jego imię brzmiało podobnie. Kto wie, może dlatego tak szybko zapałała do niego sympatią. Ewentualnie polubiła go dlatego, że nie wydarł się na nią na całe pomieszczenie, robiąc siarę sobie i jej. Tak, to zdecydowanie stawiało przy jego nazwisku mentalnego, wielkiego plusa. Teraz tylko pytanie, czy u niego przy jej nazwisku pojawi się chociaż malutki.
- Och, nie myśl, że takie rzeczy dzieją mi się zawsze, kiedy przemierzam szkolne korytarze z jakimś napojem. To się dzieje jedynie w specjalnych okolicznościach, których nie mogłam przewidzieć – rzuciła. Kto wie, czy świadomie, czy jednak nie, nie wspomniała o tym, że owe specjalne okoliczności były za każdym razem, kiedy się spieszyła, gdzieś spóźniona. Czyli na dobrą sprawę niemal każdego dnia, jeśli tylko faktycznie w jej dłoni spoczywało niewielkie naczynie wypełnione substancją, której nie podobało się najwidoczniej siedzenie w zamknięciu, na dodatek klaustrofobicznym, skoro tak chętnie uciekała i lądowała na czyimś ubraniu.
- Powiedzmy, że to specjalne zdolności. Ale możesz mi wierzyć, mam świetną pamięć, więc jeśli obawiasz się, że mogłabym coś poknocić, cóż, nie ma takiej opcji – stwierdziła, przekonana, że chłopakiem kierowała podejrzliwość, kiedy odmawiał. Skąd mogła wiedzieć, że zwyczajnie nie lubił, kiedy obcy człowiek mieszał się w jego dzieło? Sama by pogryzła, gdyby ktoś nagle zaczął chociażby próbować odtwarzać to, co sama stworzyła. Jeśli chodziło o obronę swoich świętości artsytycznych, byli do siebie podobni, niekoniecznie jeszcze sobie z tego zdając sprawę. - Domyślam się. Nie wyglądasz na kogoś, kto jakiekolwiek nuty stawia przypadkiem, ale to nie znaczy, że łatwo się pomylić przy odtwarzaniu. Myśli potrafią być takie ulotne. I nie odbieraj moich słów jako oznaka, że nie wierzę w twoje zdolności, czy pamięć. Wierzę, naprawdę. Ale czasem lepiej wszystko zrobić na swieżo – dodała ostatecznie, nic więcej do dodania nie mając. Wszak nie mogła na niego naciskać, żeby przyjął oferowaną pomoc. To jego dzieło i jego nuty. Cassie co najwyżej mogła zagrać to później na pianinie i zobaczyć, jak będzie brzmiało.
- Nie mam nic przeciwko uzewnętrznianiu się, ale człowiek musi uważać, przy kim to robi. Właśnie uczucia są największą słabością każdego człowieka i w ręku nieodpowiedniej osoby, mogą wyjatkowo zaboleć. Nie mówię, że każdy zna się na muzyce na tyle, aby zorientować się, że każda nuta skrywa w sobie cząstkę artysty, który ją zagrał, jednak zdarzają się tacy, którzy wiedzą więcej, niż można podejrzewać. A to, co czuję, jest moje i cenię sobie wszelkie własne uczucia – stwierdziła, wewnętrznie się nad wyraz ekscytując, że mogła z kimś porozmawiać na taki temat. Gdyby mogła, zaczęłaby podskakiwać na tyłku, ale po pierwsze wyglądałoby to dziwnie, a po drugie, jeszcze by jej majtki było widać, a wiadomo, że nie była z rodzaju tych, które lubiły nimi świecić. - Dlatego lubię grać w samotności. Wtedy mogę być po prostu sobą. Owszem, zdarza mi się też grać przy kimś, ale nie jest to powszechnie znane. Ot, moim przyjaciele, czy nieliczne przypadkowe osoby, które mnie przyłapią – dodała. Nie przeszkadzało jej, że mieli trochę odmienne zdanie. To nawet całkiem przyjemne, bo nie dośc, że mogli podyskutować, tak dodatkowo żadne z nich nie miało zamiaru z góry narzucać swojego punktu widzenia. Zdrowa konwersacja to podstawa, a takie podstawy Cassie lubiła.
- Od zawsze było wiadomo, że miłość boli. Nikt nigdy nie powiedział, że tylko miłość do drugiego człowieka. Podobno pasje są pełne wyrzeczeń i cierpień. Jesteś trochę na to dowodem, przynajmniej jeśli chodzi o to drugie – uśmiechnęła się serdecznie, podciągając rękawy szaty. Zawsze wydawała jej się za duża. - Proszę, wysuszone. Widzisz? Udało mi się nie spalić – podała mu pergaminy. Mógł być z niej dumny.
Finn Gard
Finn Gard

Sala kominkowa - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 7 EmptySro 27 Cze 2018, 18:46

Gdyby usłyszał z czym skojarzyło się Cassie jego imię, z pewnością nie podzieliłby radości. To miłe z jej strony aczkolwiek człowiek, już dorosły, nie przepada raczej za porównaniami do wróżek, bajek i motylków. Zapewne uśmiechnąłby się zażenowany i na tym skończyłby się temat. Na szczęście nie postanowiła się z nim podzielić niecodziennymi refleksjami, choć zapewne zainteresowałoby ją jego pełne imię, które nie brzmi "Fineas" jak to dzieje się w Wielkiej Brytanii, a "Finan", czyli typowo pochodzenia szwedzkiego. Akcentu również nie było po nim słychać, a więc na start Puchon mógł zaskoczyć paroma szczegółami życia.
Musiał przyznać sam przed sobą, że rozmowa z Cassandrą sprawiała mu pewną przyjemność. Z początku nie miał tej ochoty, aby wdawać się w rozmowę z dziewczyną o skłonnościach destrukcyjnych otoczenia, jednakże po czasie Krukonka zyskiwała. Nie tylko dowiedział się o jej pasji, o tym, że lubi herbatę, że interesuje się nawadnianiem otoczenia, ale i również mógł wdać się z nią w dyskusję głównie filozoficzną. Dotyczyła ona właśnie wyrzucania z ciała uczuć poprzez tworzoną muzykę bądź śpiew. Na palcach jednej ręki mógłby policzyć osoby, które potrafiłyby w tym temacie za nim nadążyć. Prawie zapomniał o wilgotnych włosach i odzieniu.
- Cassandro, przyznaj po prostu, że troszczysz się o stan nawodnienia organizmu osób najbliżej ci położonych. - postanowił obrócić sytuację w żart.
- Jeśli następnym razem będę wiedział, że się spotkamy, założę gogle i strój kąpielowy. - dorzucił, licząc, że uda się zdobyć od dziewczyny pozytywną reakcję. Finn podświadomie odprężał się. Relaksował prowadzeniem niezobowiązującej, łagodnej rozmowy. Dopiero właśnie w tym momencie poczuł jak bardzo zrobił się zmęczony po intensywnej pracy. Robił sobie zdecydowanie zbyt krótkie przerwy między jednymi a drugimi nutami.
- A więc nazwałaś mnie specjalną okolicznością. - uśmiechnął się szeroko, pokazując inne oblicze swojej twarzy. Przyjemniejsze. - To miłe, dziękuję. Czuję się wyjątkowo wyróżniony. - oparł plecy o bok fotela i przyjrzał się Cassandrze. W oczy rzucała się barwa jej włosów. Nie widział nigdy tak intensywnego koloru, który kontrastowałby mocno z tak bladą cerą. Dopiero przyglądając się jej teraz, skojarzył ją w Wielkiej Sali. Wiodąc czasem wzrokiem po stole Ravencalwu raz czy dwa rzuciła mu się w oczy barwa jej loków. Musiała być to ona, bowiem nie przypomina sobie innej krukońskiej dziewczyny o takiej urodzie.
- Dziękuję za ponowienie propozycji, ale wciąż nie mogę się zgodzić. - rzucił między jedną chwilą a drugą, nie wdawając się w kontynuację tej rozmowy. Nuty są mu bliskie. To tak jakby pozwalał komuś przekroczyć jego granicę intymności i prywatności. Wolał zaszyć się w kącie i tam je odtwarzać, dodając nowości i modyfikując starsze wersje. W myślach melodia pobrzmiewała, potrafił zapamiętać nuty za pomocą właśnie tegoż dźwięku. Powtarzany wielokrotnie, był zakodowany w umyśle.
- Nie bardzo rozumiem, Cassandro. - zgiął nogę w kolanie i oparł na nim łokieć. Potarł kciukiem usta, analizując słowa dziewczyny. - Uzewnętrzniając emocje nie dajesz ich komuś do ręki. Pozwala się je jedynie współodczuć. Wstydzisz się tego, co czujesz? - uniósł lekko brew, drapiąc się po brodzie. Znów spoufalił się z dziewczyną, co go trochę ubodło. Nie uważał na słowa. Prędzej czy później rozmówczyni sprowadzi go do parteru.
- Słuchając czyjegoś występu odczuwa się echo emocji tegoż wykonawcy. Nie uważam, że to słabość. Jeśli ktoś ma talent i potrafi władać instrumentem oraz głosem, a skrywa to przed światem, to po coż ten talent jest? Zawstydzenie można pokonać, odwagę wypracować, a swobody się nauczyć. - mówił na swoim przykładzie. Zaczynał od śpiewania podczas świąt bożonarodzeniowych wśród rodziny. Inne występy wywoływały w nim silne zakłopotanie, a nawet zająknięcie. Dzisiaj był w stanie śpiewać o dziewczynie, która go odrzuciła i nie wstydzić się tego. Finn wie, że jest utalentowany. Wie też, że chce się dzielić tym, co potrafi. To pierwszy i ważny krok ku pełnoprawnym uzewnętrznianiu emocji. Nie namawiał oczywiście Cassandry do wystąpień publicznych, jedynie próbował zrozumieć dlaczego swój potencjalny talent chomikuje i trzyma w ukryciu przed wszystkimi. Jakby było to coś złego, wstydliwego, o czym się nie mówi. Nabrał aż ochoty popatrzeć jak gra, jednak skoro grywa w samotności, nie zamierzał wchodzić w nią z buciorami i psychopatycznymi definicjami muzycznymi.
Spojrzał na szare plastry mocno przyklejone do palców. Potarł palec wskazujący o kciuk, czując szorstkość i dyskomfort.
- Gdy ktoś kocha, to nie patrzy na konsekwencje. - skomentował to jednym zdaniem, odnosząc się nie tylko do jej wypowiedzi, ale do życia. Przez chwilę zamyślił się, patrząc na swoje palce. Na całą minutę myślami uciekł gdzieś indziej. Przywołany z nieznanych dróg przez wesoły głos Cassandry, ocknął się i przywołał na usta swój zwyczajny, finnowy uśmiech.
- Dziękuję. Wiedziałem, że ich nie spalisz. - zwinął z powrotem rulony, pogrupował je odpowiednio i związał czarną wstążką. Wpakował cenny pakunek do plecaka, który od razu zasunął na suwak. Nie ma co kusić losu mimo, że Cassandra nie dzierżyła w dłoni żadnego napoju. Długą kończyną sięgnął po dwie poduszki z sofy. Jedną podał dziewczynie, a drugą podłożył sobie za kark, dając mięśniom odpocząć. Po co komu quidditch, skoro ma się metabolizm i pasję.
Cassandra Montrose
Cassandra Montrose

Sala kominkowa - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 7 EmptyNie 01 Lip 2018, 19:00

Najlepsze w poznanawiu nowych osób było to, że człowiek śmiało mógł dołączyć kolejnych ludzi do grona znajomych, które na dobrą sprawę Cassandra miała dość pokaźne. Cóż, ostatecznie dość mocno wyróżniała się z tłumu, chociażby swoimi intensywnie rudymi włosami. Dodatkowo jej umiejętność pakowania się w kłopoty była raczej znana i to nie tylko wśród Krukonów. Wszak wiadomo było, jak szybko plotki obiegały szkołę, więc na dobrą sprawę wystarczyło tylko jedno słowo, żeby na temat każdego pojawiła się jakaś opinia. Wtedy tylko od ludzi zależało, jak ją potraktując. Osobiście Montose najpierw wolała poznać, później ocenić, bo wiadomo, że czasem zdanie ogółu nie było do końca prawdziwe. Po prostu ludzie wierzyli w to, w co chcieli wierzyć.
- Rozgryzłeś to. Myślałam, że będę mogła nawadniać niektóre, moim zdaniem odwodnione, osoby trochę bardziej jak superbohater i nikt się nie zorientuje, jednak najwidoczniej mój plan legł w gruzach, kiedy cię poznałam – westchnęła teatranie, jakby stanowiło to poważny problem. Prawdę powiedziawszy nigdy nawet nie przyszłoby jej do głowy podobne stwierdzenie, a trzeba zaznaczyć, że wyobraźnię miała dość bujną. Nic dziwnego, że miły Puchon zaplusował w jej oczętach jeszcze bardziej. Teraz to już musiał się liczyć z tym, że mu nie da spokoju i chociaż nie miała zamiaru za nim latać jak powalona, bo do podobnych rzeczy się nie uciekała, to zapewne w sytuacjach lekcji łączonych, mógł zyskać partnera, jeśli wcześniej by go nie miał. - Nie zapomnij o czepku. W końcu nie chcemy, żeby twoje włosy ucierpiały. W końcu nie wiadomo, co dokładnie będę następnym razem piła – skomentowała, jak najbardziej żartobiwie. Nie wzięła słów chłopaka do siebie, bo zdawał się być teraz tym wszystkim równie rozbawiony, jak ona sama. Dobra znak, zdecydowanie.
- Tak, wydaje mi się, że właśnie tak można to potraktować. Jak wyróżnienie. W końcu nie na każdego coś wylewam, prawda? - uśmiech na jej ustach znacznie się poszerzył, a wiadomo, że kiedy śmiały się jej usta, śmiały się też i oczy, co dodawało jej znacznie bardziej pogodnego wyrazu. Nie to, by można było ją często ujrzeć przygnębioną, czy złą.
Nie męczyła go już dłużej propozycjami pomocy. Sznowała jego zdanie i nie miała większych problemów z odmową, tym bardziej, jeśli była ona tak kulturalna, jak ta w wykonaniu chłopaka. Od razu przecież było widać, że był przywiązany do tego, co robił. Inaczej nie zareagowałby tak gwałtownie, kiedy dzieło zostało znisczone przez Cassie.
- Nie, nie wstydzę się tego. Ale dla mnie moja muzyka często jest intymna, podobnie, jak niektóre moje emocje. Nie mówię tutaj o radości, czy złości. To jest to, co powszechnie można dostrzec chociażby na twarzy. Ale są takie, które człowiek wolałby zachować jedynie dla siebie, bo zbyt bardzo pokazują, gdzie zaboli najbardziej w przypadku jakiegokolwiek ataku – odpowiedziała, nie mając mu za złe, że nie rozumiał jej logiki. Niemal każdy człowiek miał odmienne spojrzenie na świat, jak również na własnego siebie. To było najpiękniejsze. Takie wyróżnianie się. - Może dla samego siebie? Nie każdy czlowiek, który jest w czymś dobry, szuka światowego rozgłosu. Ja gram swoją muzykę dla siebie, ewentualnie dla kameralnego grona, któremu ufam. Kto wie, może to dlatego, że nie przywykład do większej publiczności, a już z pewnością nie do zupełnie obcej – dodała, spoglądając na niego. Nie miała nic przeciwko poruszaniu różnorakich tematów. Wszak jeśli na jakiś nie będzie chciała mówić, to go o tym poinformuje, więc póki co mógł spać spokojnie, a nie myśleć, że za bardzo się z nią bratał, wciskając swój nos nie tam, gdzie trzeba.
- Wszyscy w Hufflepuffie są tacy romantyczni? - spytała, kiedy wypowiedział te ładne słowa. Nie, nie nabijała się z jego wypowiedzi. Ba, spodobało jej się to, co powiedział, bo sama lubiła podobne filozoficzne stwierdzenia.
Przyjęła od niego poduszkę, którą, o dziwo, zwyczajnie przytuliła, zamiast umiejscowić gdzikolwiek, gdzie dana część jej ciała mogłaby odpocząć. Nie jwj wina, że nad wyraz lubiła się przytulać i najwidoczniej aktualnie miała niedobory.
- Chcesz żelka? - zapytała nagle, sięgając do kieszeni po jedną z paczek, które miała wszędzie, gdzie tylko się dało. Uzależnienie od słodyczy było na tyle poważne, że nie ruszała się nigdzie bez odpowiedniej dawki cukru.
Finn Gard
Finn Gard

Sala kominkowa - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 7 EmptyNie 08 Lip 2018, 19:31

Finn nie nadążał za aktualnymi plotkami. Ostatnimi czasy znacznie bardziej przykładał się do ćwiczeń i przygotowań do kolejnej próby iż przestał wsłuchiwać się w głosy szkolnego ludu. Niegdyś wystarczyło mu usiąść w Wielkiej Sali, w odpowiednim miejscu, a mógł poznać wiele świeżych nowinek na temat poszczególnych osób. Nie robił tego jedynie z małego zainteresowania, ale również i po to, aby móc przekazać coś nowego rodzicom w drodze listownej. Czasami aby uniknąć zwierzania się rodzicielom z prywatnych nastoletnich spraw, trzeba było opanować tak zwane "mydlenie oczu/lanie wody". Cóż zrobić, gdy posiada się bardzo troskliwych rodziców?
Trzeba przyznać, że Cassandra zapadła mu już w pamięć. Nie znał znowuż tak wielu Krukonów, ponieważ głównie obracał się  wśród własnego szkolnego domu. Musi podpytać Feliksa co on też wie na temat panny Montrse. Z pewnością nie omieszka mu wspomnieć o niej przy najbliższym spotkaniu.
- Aaa... to dlatego wspominałaś coś o zrobieniu mi herbaty. - w chwili olśnienia uniósł palec ku górze i mimowolnie się uśmiechnął.
- Uważasz, że brakuje mi wody? - momentalnie przybrał podejrzliwą minę, choć jego niebieskie oczy były bardzo rozbawione. - Najpierw wylałaś na mnie swoją, później proponujesz mi kawę czy tam herbatę, to hm, mam czekać na zaproszenie do jeziora? Mam nadzieję, że nie preferujesz wpychania swych ofiar do jezior i fontann. - puścił jej oczko, by nie odebrała tego źle. Obrócenie sytuacji w żart wyszło obojgu na dobre. Finn mógł poszczycić się pewną dojrzałością, niecodziennie spotykaną u osób w jego wieku. Nastolatkowie kojarzą się z buntem, burzą emocji, kłótniami, krzykiem, zaś Puchon wyglądał, jakby mu tego brakowało. To główna przyczyna jego spokojnego podejścia do mini tragedii. Tak na dobrą sprawę ten chłopak nie przechodził nastoletniego buntu. Bardzo dobry kontakt z rodzicami, bliskość, wzajemna cierpliwość i zrozumienie to klucz do sukcesu. Takie cechy zaś można nabyć w różnych sytuacjach. U Finna niestety miało to początek w przeszłości, gdy walczył o swoje życie w świętym Mungu. Wracając jednak do teraźniejszości. Siedział naprzeciwko dziewczyny i obserwował promyk słońca, który odbił się od jej okularów.
- Chcesz być moją super bohaterką? - zapytał trochę zmienionym tonem. Zacisnął usta, by nie zacząć się śmiać czy to z zażenowania czy to z rozbawienia. Zaskoczył samego siebie. Im dalej rozmawiał z Cassandrą, tym lepiej się bawił. Rozluźniał się i najzwyczajniej w świecie się śmiał. Nagle w głowie usłyszał głosy chłopaków. Przy jednym uchu siedział miniaturowy Vinci i dźgając go wołał: "Zaproś ją do Hogsmade. Nie bądź Draculą, no zaproś, zaproś, masz w piątek wolny wieczór". Tuż na drugim ramieniu zmaterializował się maleńki Feliks, oparty łokciem o jego brodę. "Musisz dokończyć nuty. A co jeśli McGonagall wciśnie nas na przedstawienie na koniec roku? Ćwicz i pisz, F." Finn zaś tylko westchnął w odpowiedzi na mentalne sprzeczki i zagwozdki. Rzadko chęci wygrywały nad obowiązkami, które sam nałożył sobie na barki. Psychotyka muzyczna zwyciężyła po raz enty.
- W sumie możesz mieć rację. - pomasował dłonią kark. - Też zaczynałem od samotnych ćwiczeń, a kilka lat później założyłem swoją kapelę. Zobaczysz, za jakieś pięć lat o mnie usłyszysz. - muszą tylko jeszcze wymyślić nazwę dla swojego zgromadzenia. Jak nazwać dwóch psycholi muzycznych i nieugiętego perkusistę? "Troje Szurniętych" bardziej by oddawało ich charakterom niźli inne, wymyślne nazwy. Ten temat Finn zostawiał na następne zebranie kapeli. Nad wszystkim nie da się zapanować.
- Romantyczni? - uniósł brew, zaskoczony. Musiał poświęcić parę sekund, aby przypomnieć sobie czy powiedział cokolwiek romantycznego. Zdziwił się, jednak skoro Cassandra odebrała to w ten sposób, nie będzie się wypierać. Pytanie zadała dziwne, czyżby te z kobiecych pytań natury niebezpiecznej? Jaką winien podać odpowiedź? Jak w ogóle ona brzmiała?! Czy Finn wiedział czy jest ktoś w Huffelpuffie romantyczny?
- Znajdzie się kilka jednostek. Wiesz, chłopakom nie wypada być romantycznymi, dlatego rzadko to po sobie okazują. - uff, chyba udało mu się odpowiedzieć w sposób dyplomatycznie-zaspokajający ciekawość. Z tego co się orientował, żadnego poety tutaj nie było, jeśli nie liczyć obrazów recytujących pieśni i wiersze z epoki romantyzmu i renesansu. On sam nie kwalifikował siebie do osób obdarzonych smykałką romantyzmu. Czasami w pieśni pojawiały się wersy i zwroty poruszające temat miłości, ale zazwyczaj był to przypadek aniżeli celowy zabieg.
Gard zatrzymał wzrok na szeleszczącym opakowaniu żelków. Próbował przypomnieć sobie kiedy ostatnio takowego pożarł. Wczoraj wieczorem wcinał z chłopakami w dormitorium fasolki Bertiego i popijał je napojem energetycznym o egzotycznym smaku. Żelki musiał jeść ostatnio najpóźniej trzy miesiące temu.
- Dwa razy nie musisz mnie pytać. - wyciągnął rękę w kierunku opakowania trzymanego przez Krukonkę. Niechcący musnął palcem wierzch jej dłoni, gdy wyciągał zielonego misiowego żelka. Zacisnął na nim zęby i odgryzł kawałek.
- Stracił dla mnie głowę. - pokazał dziewczynie pokiereszowanego żelka. Z teatralnie upiornym uśmiechem wrzucił go sobie do ust i począł gryźć z triumfalnym uśmiechem.

[koniec sesji...]
Resa Anderson
Resa Anderson

Sala kominkowa - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 7 EmptySob 11 Sie 2018, 23:37

Dzień zdawał się dłużyć w nieskończoność, ciągnął się jak rozgrzana na słońcu guma do żucia przyklejona do buta w letnie popołudnie i był równie nudny i nieciekawy. Lekcja za lekcją, Anderson coraz mocniej czuła, że jej życiu brakuje kolorów, że jest zupełnie wyprane ze wszystkiego co ekscytujące i trzeba coś z tym zrobić. Na zielarstwie, które było jej ostatnią tego dnia lekcją miała ochotę obrzucić Gretha ziemią z doniczką w zestawie i jedynie fakt, iż wówczas musiałaby zostać po lekcjach ją przed tym powstrzymywał. Nie mogła dzisiaj utknąć na szlabanie, co to to nie! Miała przecież bardzo ważną rzecz do zrobienia, czekało ją nader istotne spotkanie, które zresztą było przyczyną nieprzeciętnie dłużącego się czasu.
O tak, Resa wewnątrz cała się gotowała, nie mogąc się doczekać aż opowie przyjaciółce o swoich zaręczynach, a przede wszystkim wyciągnie z niej, kawałek po kawałku, jak przebiegła ustawiona przez nią randka. Jeszcze wczoraj zdawała się nie podzielać entuzjazmu Gryfonki względem spotkania z Sharewoodem, ale przecież wtedy była jeszcze przed spotkaniem i kto wie, może coś się w tym względzie zmieniło? Ach, ciekawość zaraz ją rozsadzi.
Przeskakiwała po dwa schodki, wspinając się uparcie coraz wyżej i wyżej, pomrukując przy tym do schodów by nie krzyżowały jej planów nagłą zmianą kierunku albo skręceniem jej kostki z pomocą znikających stopni. Witała się z tymi obrazami, które były dla niej sympatyczne, a nieprzyjemną miną obdarzała te co wredniejsze. W końcu dotarła na górę, przeszła jeszcze przez kawałek korytarza i zatrzymała się przed wejściem do sali kominkowej, z którego biło przyjemne światło i zachęcające do wejścia ciepło trzaskających w kominku płomieni. Był koniec marca, ale pogoda wciąż nie rozpieszczała, zimny wiatr dawał się we znaki nawet w zamku, który przecież miał swoje lata i bywał nieszczelny tu i ówdzie. Weszła do środka i powiodła spojrzeniem po niewielkiej grupce uczniów zgromadzonej w kącie. Agnes Temple nie znajdowała się w tym pomieszczeniu, a Gryfonce wcale się to nie podobało. Jeszcze trochę i przecież ją rozsadzi, jak tak można, no?
Z nieco mniejszym entuzjazmem usiadła na miękkiej, trochę już wysłużonej kanapie i otrzepała z mundurka resztkę ziemi, która na niej została. O tej, którą miała na twarzy nie miała pojęcia, a przecież ciemna smuga widniała na jej policzku. To pewnie dlatego wszyscy tak się na nią dziwnie patrzyli.
Nessy Temple
Nessy Temple

Sala kominkowa - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 7 EmptyNie 12 Sie 2018, 10:36

W porównaniu do Resy, Nessy wyjątkowo powoli przemierzała dzielącą ją od salonu kominkowego odległość. Nadal urażona brakiem informacji o sytuacji gospodarczo-politycznej dwóch różnych obszarów w jej życiu, znanych szerszemu gremium pod nazwami zwyczajowymi takimi jak Resa i Lucas, które okazały się tuż pod jej nosem prowadzić tajemne układy i doprowadzić, do jakiejś niewypowiedzianej na głos unii interpersonalnej, o której nikt nie raczył ją poinformować. Takie poczynania dwóch istotnych gospodarczo układów, zostały uznane przez Krukonkę za przejaw jawnej zdrady, potwarz i w ogóle, hello jak to, tak to?  Jeżeli dodatkowo dołożyło się do tego, mieszanie się panny Jeszcze-Anderson w  nie swoje sprawy, takie jak pisanie do przystojnych Gryfonów w imieniu panny Świątyni, wyznając im uczucia, czy inne takie, to wszystko to sumowało się w dość sporych rozmiarów katastrofę i chęć odpowiednio dużej do kary zemsty.
Tak więc Temple powoli, nie śpiesząc się przemierzała hogwardzkie korytarze. Zatrzymywała się przy każdym obrazie, znajomym, ze zdziwieniem orientowała się, że ostatnimi czasy stała się całkiem popularna i chyba nie chodziło jedynie o wypięty tyłek na lekcji z wizytatorem. Dziewczę więc uśmiechało się, wymieniało grzeczności, by w końcu z niemało półgodzinnym opóźnieniem dostać się do umówionego miejsca.
Chwile zajmuje jej znalezienie w pomieszczeniu Gryfonki, kiedy jednak jej zielone spojrzenie pada, na dobrze znaną brązową grzywę szybko rusza w jej stronę, przybierając na twarzy najbardziej dramatyczną minę jak się da.
- Reso, Reso, jak mogłaś tak nic nie mówić, czyżbym właśnie tyle dla ciebie znaczyła, nic? Tyle co zeszłoroczny śnieg? Nie, nawet mniej, on wszak niesie ze sobą nić miłych, sentymentalnych wspomnień, a ja tylko smutny obowiązek wydania za pierwszego, lepszego kawalera, który się napatoczy. Och jak mi smutno, jak ciężko na duszy. – Zawodzi opadając na miejsce obok Gryfonki i kładąc sobie dramatycznie jedną dłoń na twarzy, jakby nagle poczuła się wręcz niemożliwie słabo. Kątem oka spogląda na reakcję jaką wywołało jej przedstawienie, oczekując przeprosin i wiedząc, że je dostanie, bo jeżeli nie to mimo bólu serca, nic nie powie, ni pół słówka o spotkaniu z Nicolasem i tym co się w jego trakcie wydarzyło.
Resa Anderson
Resa Anderson

Sala kominkowa - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 7 EmptyWto 14 Sie 2018, 23:50

Nudziło jej się niemożebnie. To kładła się na długim meblu, to siadała, czasem wstawała i patrzyła przez okno, za którym dzień powoli i stanowczo dobiegał końca, spowijając błonia ciemniejącą szarością. Od czasu do czasu gapiła się bezmyślnie w ogień i krytycznie przyglądała się swoim dłoniom, które od męskich różniły się jedynie rozmiarem. A wszystko to w przeciągu... kwadransa? Dla Resy minęły co najmniej dwie godziny. Była tak pochłonięta szukaniem sobie zajęcia, że właściwie przegapiła moment, w którym Krukonka pojawiła się w wejściu i dopiero na dźwięk swojego imienia zatrzęsła się poparzona i obróciła w stronę dziewczyny z refleksem pałkarza, który właśnie namierzył tłuczek. Może tak właśnie było, ten dramatyczny ton nie wróżył nic dobrego, od razu zrozumiała, że winy nie zostaną jej tak szybko odpuszczone. Nie bez odpowiedniej pokuty.
Dziewczyna przewróciła wymownie oczami, nie potrafiąc powstrzymać uśmiechu uparcie cisnącego się na spierzchnięte od latania na zimnym powietrzu wargi.
Och, wybacz mi, wybacz! – zawołała nie mniej żałosnym tonem, dołączając się do tego całego teatrzyku. – Jestem ci ja najgorszą przyjaciółką, biada mi po wsze czasy! Wybacz mi, wybacz, czcigodna, mnie, Resie marnotrawnej daj swe przebaczenie. – energicznie zawachlowała ręką przed jej twarzą, nie mając niestety żadnego wachlarza, ani nawet kartki papieru coby było to bardziej skuteczne.
Czując, że odegrała swoją rolę najlepiej jak potrafiła, wyprostowała się nieco i odgarnęła kosmyk włosów za ucho, coby lepiej słyszeć nadchodzące, jak miała nadzieję, ploteczki. Musiała walczyć ze swoim ciałem by nie okazywać nadmiernie swojego zniecierpliwienia i podniecenia.
Nie jest chyba taki pierwszy lepszy, co? – uniosła brew, dołączając do tego zadziorny uśmiech numer dwa. Mówiła prawdę, mimo spontaniczności całego zapoznania ich ze sobą drogą listowną i mimo faktu, że wszystko to z początku miało być głównie psikusem spłatanym koleżance, poczuła impuls, dziwne przeczucie, które poprowadziło ją do tego czynu. Nadzwyczajna intuicja Anderson mówiła jej, że ta dwójka w połączeniu może tworzyć nader ciekawą mieszankę. Pytanie tylko, czy miała rację? – To jak, to jak? Mów. Podobno zaprosił Cię w okolice Zakazanego Lasu? To takie... no nie wiem, z jednej strony intrygujące, a z drugiej niezwykle oklepane. Dał ci jakiś prezent? – lawina pytań ruszyła i niemożliwym stało się jej zatrzymanie. Nie, dopóki jej ciekawość nie zostanie zaspokojona.
Nessy Temple
Nessy Temple

Sala kominkowa - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 7 EmptySro 15 Sie 2018, 15:39

Były jakieś zasady na tym świecie, takie, że okruszkach nie ma kalorii, że po osiemnastej nie powinno się jeść i że umawianie się z kolesiami koleżanek, nawet jeżeli ich nie lubisz jest nieetyczne, jednak pierwszą podstawową zależnością, na której ten świat stał (oprócz czterech słoni i żółwia), było to, że za zbrodnie należy się kara. A wina obecnej tu panny Anderson była bardzo sporych rozmiarów. Resa, która jak zaraz sam drogi czytelniku usłyszysz, uważała się za przyjaciółkę Agnes, postanowiła przemilczeć kilka istotnych faktów ze swojego życia, takich jak chodzenie z Lucasem Shawem, który był również (rzekomo) przyjacielem Krukonki, a jednak żadne z wyżej wymienionej dwójki, nie uznało za stosowne podzielić się tą radosną nowiną z całym światem, a przynajmniej z Temple, którą oboje uważali, za w jakiś sposób osobę im bliską. Czyżby obawiali się, że Nessy się obrazi, bo już nie będzie w centrum ich atencji? No może, przez chwilę byłoby jej trochę smutno, ale nie na tyle by trzeba było robić z tego takie halo, jak planowała urządzić teraz.
Słuchając kajania się Gryfonki, jedynie raz po raz przewraca oczami, po czym z pełną elegancją i klasą opada na kanapę. Mogłaby słuchać tego, jeszcze dobrą godzinę, gdyby tak bardzo nie interesowało ją jak w końcu do tego doszło, jak ta dwójka kamiennogłowych istot zrozumiała, że jest dla siebie stworzona. Bo wiecie, gdyby ktoś zapytał o to Agnes, mogłaby mu to opowiedzieć przy każdej z kolejnych Lucasowych dziewczyn, które denerwowały ją całym swoim jestestwem, nie potrafiła ich znieść i przy każdej następnej miała ochotę wyrwać sobie i jej wszystkie tlenione, rude, czarne czy brązowe kudły. Byle tylko nie musieć narażać się na kolejne spotkanie i serię fałszywych uśmiechów. Z koleżanek Lucasa jedynie Resa przypadła jej do gustu, zostając powierniczką jej plotek. Panna Anderson była jedyną osobą w tym zakichanym zamku, która rozumiała cementującą moc plotkowania i tego, jak bardzo potrafiło łączyć ludzi i zbliżać ich do siebie.
- Sharewoode? Daj spokój myślał, że … - tu przerwała zanim Resie udało się ją pociągnąć za język i zdobyć chociaż jedną informację dotyczącą wczorajszo-dzisiejszej randki, która jakoś w ogóle nie miała ochotę się skończyć. - Najpierw ty. Ty i Lucas! Od kiedy i dlaczego żadne nic mi nie powiedziało? Że on to rozumiem, faceci i te sprawy, ale ty! Gdzie babska solidarność, żebym musiała się dowiadywać przez wasze migdalenie. Prawie mi się serce zatrzymało. – Mówiła przyglądając się pannie Anderson i wypatrując w jej twarzy zmian, chciała zobaczyć na ile jej myśli dotyczące Shawa były poważne. Jako samozwańcza „Siostrzyczka” miała obowiązek dbać o swojego „Braciszka”.
Resa Anderson
Resa Anderson

Sala kominkowa - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 7 EmptyPią 17 Sie 2018, 00:33

Trochę nachyliła się w stronę Agnes, chcąc wszystko dosłyszeć jak najlepiej, oblizała wargi jakby chciała lepiej pochwycić smak słów, które miała zaraz z siebie wydusić, jakby była smakoszem najsłodszych szkolnych ploteczek. Wstrzymała nawet oddech, nieświadomie nadymając przy tym policzki, kiedy padło nazwisko pałkarza gryfońskiej drużyny Quidditcha i wypuściła je, opadając przy tym na oparcie kanapy jakby uszło z niej nie tylko to nagromadzone w policzkach, ale całe powietrze jakie utrzymywało ją przy życiu. Jak mogła jej to zrobić! W oczach Gryfonki pojawiło się nieskrywane oburzenie takim obrotem spraw. Tak nie można, po prostu nie można! Sprzeciw! Nie robi się tak nawet najgorszemu wrogowi, to wbrew wszelkim prawom, a już na pewno wbrew prawu plotkarskiej sztamy, jaką utrzymywały.
Szybko zrozumiała, że było to nic innego jak słodka zemsta za to co uczyniła jej Anderson, zemsta okrutna, a i przy tym zupełnie zasłużona, w końcu to ona złamała święte prawa ich znajomości jako pierwsza. Nie zrobiła tego celowo, co to to nie, ale tam gdzie zostaje popełniona zbrodnia, pojawia się i kara. Stanowcze „Ty i Lucas” wywołało cień rumieńca na jej twarzy. Wciąż nie przywykła do faktu, że byli jacyś oni, do tej pory była to przecież zaledwie mrzonka, tym bardziej niemożliwa do spełniania, ponieważ Lucas wyjechał do Rumunii. Wbiła wzrok w sufit i ciężko westchnęła, nie kryjąc się z tym jak wiele bólu przyniosła jej urwana nowinka.
No dooobra, niech Ci będzie – powiedziała sufitowi i podniosła się znów z oparcia kanapy, kładąc dłonie na kolanach i splatając ze sobą palce. Przelotne spojrzenie na pierścionek, głęboki wdech i... spojrzała prosto na Nessy, uznając, że musi zobaczyć jej reakcję kiedy już o wszystkim jej powie. Miała tylko nadzieję, że nie postanowi jej zabić.
Wszystko stało się tak szybko, że dalej to do mnie nie dociera. Właściwie wszystko stało dzień przed lekcją, dasz wiarę? – darowała sobie tłumaczenie, że nie zataiła przed nią żadnych faktów celowo, przede wszystkim wiedziała, że Krukonka jest na tyle inteligentna, by samodzielnie wydedukować, iż na podobne wyznania najzwyczajniej w świecie nie było czasu. A jeśli nie, to słowa Resy i tak w niczym tu nie pomogą, dziewczyna jedynie informacją mogła odkupić swoje winy i była tego jak najbardziej świadoma. Dlatego kontynuowała swoją opowieść. – Poszłam z Thetis do Trzech Mioteł bo dawali darmowe piwo, swoją drogą niezła reklama bo lokal prawie pękł w szwach. Zastanawiam się tylko czy aby Trzy Miotły na pewno tego potrzebują, przecież tam zawsze są takie tłumy, że w weekendy nie da się dostać stolika. Sama nie wiem... O, no tak, no i znalazłyśmy wolny stolik, nie wiem jakim cudem i w pewnym momencie wszedł on, jak gdyby nigdy nic. Z tym swoim uśmiechem na twarzy. Zresztą co ja mówię, nawet by do mnie nie przyszedł, głupek jeden, gdyby Felix mnie nie znalazł. Słowo daję, to zwierzę jest o stokroć mądrzejsze od właściciela. – już zaczynała żałować, że nie wzięła ze sobą nic do picia, sączenie wody ze szklanki albo herbaty z ulubionego kubka pozwalało na taktowne przerwy, które służyły zarówno zebraniu myśli, jak i odpowiedniemu rozłożeniu faktów i budowania napięcia. Choć to ostatnie było chyba Resie obce, przynajmniej w tym momencie. Plotła co jej ślina na język przyniosła, bo temat zaręczyn wciąż był dla niej niezwykle stresujący.
I przyszedł i uśmiechnął się tak jak tylko on potrafi, a wtedy stwierdziłam, że jak nie powiem mu co czuję teraz to znowu wyjedzie gdzieś w cholerę, do Rumunii albo jeszcze dalej i już nie wróci. I zostanę na zawsze sama. I powiedziałam mu, a on wiesz co? On mi na to, z niezwykle grobową miną, że mam mu oddać pierścionek, który dał mi przed wyjazdem. – nawet na samo wspomnienie mina jej rzedła. To było przeżycie tak okropne, że wciąż miała ochotę zamordować go za ten wybryk. Ona tu do niego z sercem, a on jej mówi, że ma mu zwrócić cenną biżuterię. – Masz coś do picia? Zaschło mi w gardle. – Dodała, dołączając do tego niewinny uśmieszek i ani myślała kontynuować opowieści dopóki czegoś nie dostanie.
Nessy Temple
Nessy Temple

Sala kominkowa - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 7 EmptyPią 17 Sie 2018, 21:57

Z nieopisaną wręcz przyjemnością przygląda się twarzy Gryfonki. Widzi jak pojawiają się na niej czerwone rumieńce, jak wzrok zaczyna gdzieś błądzić, a usta wykrzywiają się w tym bezmyślnym, ale pięknym uśmiechu, ten przeuroczy wyraz skrępowania i błogiego szczęścia rozkwita na jej opalonej twarzy. Wpatrzona w rozkwitającą koleżankę, Nessy czuje ukucie zazdrości, ale i czegoś jeszcze szczęścia. Nie było bowiem na świecie nic cudniejszego od zakochanej dziewczyny. Od tego jak promieniały, kiedy myślami błądziły wokół swych lubych, jak nieśmiało spuszczały wzrok i ciągnęły za rękawy swych szat, jak wytryskiwały szczęściem, kiedy ich wzrok spotkał się z tym oblubieńca. Nessy nigdy tego nie czuła, chyba nie potrafiła. Często przybierała maskę zakochanej, ale to nie było to samo, w porównaniu do Resy, którą miała przed samą sobą, jej reakcje były zwykłą farsą, maską namalowaną przez trzy latka.
Uśmiecha się do dziewczyny lekko, a w tym uśmiechu jest coś smutnego. Szybko jednak odrzuca to od siebie, nie powinna się tak czuć. Jej koleżanka? Najbliższa znajoma odnalazła szczęście, a ona powinna się cieszyć razem z nią, taka była powinność. Zaciska więc na chwilę zęby, zrzuca wszystkie, niedobre emocje do małego czarnego pudełka w swoim wnętrzu i z nowym uśmiechem wsłuchuje się w słowa wypowiadane przez pannę Anderson, przyszłą panią Shaw. Och jakie to było ekscytujące.
Wyraz na twarzy Nessy przybiera znamiona dumy, kiedy dziewczę poddaje się i gotowe jest rozpocząć swoją historię. Chwytając w dłonie jedną z poduszek z wyhaftowanym herbem Hogwartu, Temple w napięciu oczekuje na rozwój wydarzeń. Och to było takie ekscytujące, niczym najlepszy harlekin, o tyle piękniejszy, że napisany przez życie.
Na informację jak bardzo jest to świeża sprawa, mimowolnie przekręca oczami. Głupie tępaki, patrzą na siebie całe życie, a nie  potrafią rozgryźć takich prostych rzeczy. Wzrusza ramionami, celowo wyrzucając z pamięci innego tępaka, który ostatnimi czasy zrobił coś bardzo podobnego. Nie było jednak na to czasu, to nie ona miała być teraz głównym tematem tylko Resa i Lucas.
Z tą myślą, w skupieniu słuchała historii o wyjściu do trzech mioteł, a uśmiech jej z każda chwilą się poszerzał, och głupie stworzonka, głupiutkie jak nie wiadomo co. Myślała ta, co nie zorientowałaby się, że spotkała prawdziwą miłość, nawet gdyby ta wzięła i ją walnęła z pięści w nos. Jednak z boku każdy jest najmądrzejszy.
- Co jak to chciał ci zabrać pierścionek, drań i parszywiec. – Dodaje trochę głośniej niż powinna, w myślach rzucając dużo niewybrednych komentarzy w stronę panicza Shawa, który chyba niczego nie nauczył się o podrywaniu dziewczyn. Witki jej opadły, a przecież tyle lat wygniatała tę glinę, żeby cały jej trud poszedł na marne. Straszne, straszne.
- To takie słodkie.- Dodaje pod nosem, kiedy Gryfonka mówi, że zdecydowała się sama na ten ostateczny krok, który wymagał od niej tak wielkiej odwagi, wręcz gryfońskiej. Nessy nigdy by się na to sama nie zdecydowała, nie potrafiłaby podejść do kogoś i prosto z mostu powiedzieć, że go lubi. Nie ona owinęłaby to w bardzo grubą bawełnę, robiłaby różne rzeczy, wszystko byle nie musieć wypowiadać tych słów na głos, byle ten hipotetyczny on sam się domyślił i zrobił to za nią. Może dlatego nie była Gryfonką, bo bała się zranienia i odrzucenia?
Kiedy nagle Resa przestała Nessy była pewna, że to taki żart i zaraz historia zacznie się toczyć dalej, ale nie ta brązowa małpa raczyła przestać w takim momencie. Krukonka aż poczerwieniała ze złości.
- Jesteś okropna. OKROPNA. Powiem to jeszcze raz O-K-R-O-P-N-E. Tak się nie robi. – Fuczała zła jak wrzucona do miski z wodą kotka. Widząc ten diabelski niewinny uśmieszek, wiedziała, że takim słowami nic nie zdziała. Wyjęła więc z odmętów torebki swoją różdżkę, po czym wyobrażając sobie dwie szklane butelki z coca colą, ukryte w jej pokoju cicho powiedziała - accio coca cola- mocno wyobrażając sobie napój, które w wakacje między szóstą, a piątą klasą pokazał jej Enzo i w którym zakochała się bez reszty.
Po chwili już trzymała je w dłoni, jedną podając Gryfoncę.
- Masz, a teraz puenta, puenta. – mówi, a wzrok jej pada na pierścionek, uśmiechający się do niej serdecznie z odpowiedniego palca. Szybcy są.  
Resa Anderson
Resa Anderson

Sala kominkowa - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 7 EmptySro 22 Sie 2018, 12:55

Czy przestałaby tak paplać o swoim szczęściu gdyby wiedziała co czuje Nessy? Z drugiej strony – czy powinna czuć się z tego powodu winna? Była szczęśliwa, to nie grzech. Na tyle szczęśliwa, że nawet nie przyszło jej do głowy, jakoby uśmiech Agnes miałby nie być do końca szczery, że wyrażająca zainteresowanie mina skrywa przeróżne myśli. W ogóle rzadko myślała o nieszczerości kiedy spędzały razem czas i może była to zupełnie naiwna postawa. Z jednej strony Resa zdawała sobie sprawę z tego, że Krukonka jest jak kameleon, zawsze potrafi dostosować się do sytuacji, zawsze umie znaleźć osobę, która ją za coś polubi, a z drugiej lubiła wierzyć w szczerość jej słów i gestów, i w to, że wobec niej zachowuje się inaczej. Pewnie była w tej wierze naiwna, ale nie potrafiła na to nic poradzić, chciała myśleć, że się przyjaźnią bo nie miała wielu naprawdę bliskich osób, choć przecież była to znajomość w przytłaczającej większości oparta na wspólnym plotkowaniu.
Energicznie przytakiwała na każde słowo wypowiadane przez Nessy, a z każdym kolejnym kiwnięciem głową rumieńce na jej twarzy zdawały się przybierać na sile. To było takie ekscytujące, opowiadać o tym wszystkim co ją spotkało i jednocześnie przeżywać to na nowo, na głos ujawniać parszywe zachowanie Lucasa, które omal nie doprowadziło jej do zawału serca i słyszeć dezaprobatę przyjaciółki, która przecież równocześnie utrzymywała bliskie relacje z Shawem. Może naprawdę potrzebowała się napić po takiej ilości wrażeń rozłożonej w krótkim czasie?
Jako pół krwi czarownica znała ten napój już za dzieciaka, ojciec był fanem tego napoju i w garażu zawsze trzymał kilka zapasowych butelek na czarną godzinę.
Dziękuję, nie masz pojęcia jak zaschło mi w gardle. To przez te emocje. – teatralnie przewróciła oczami i z pomocą różdżki z charakterystycznym syknięciem oddzieliła metalowy kapsel od szklanej powierzchni butelki. W powietrzu dało się wyczuć słodki zapach napoju. Wzięła kilka łyków, rozkoszując się pękającymi na jej języku bąbelkami, charakterystycznym smakiem coca-coli oraz ilością cukru, jaka w jednej chwili została dostarczona jej organizmowi. Tak, to było to czego potrzebowała! Czemu w Hogwarcie nie można było dostać niczego o podobnym smaku? Czarodzieje mieli tyle wspaniałych rzeczy, a nie znali nawet coli... Po upiciu kilku łyków podała butelkę Nessy.
Na czym to ja... A, no, chciał pierścionek i prawie umarłam, ja tu czekam cały rok żeby powiedzieć mu co czuję, zbieram się na odwagę i w sekundę pęka mi serce. I nawet się rozpłakałam jak idiotka najgorszego sortu. Dałam mu ten cholerny pierścionek, wiesz, ten pierścień Claddagh, który dał mi przed balem, po którym zniknął zanim zdążyłam mu o wszystkim powiedzieć. – zrobiła krótką pauzę żeby uspokoić przyspieszony oddech i uporządkować myśli w swojej głowie. Zaczynała mieszać przeszłość z teraźniejszością, a przecież bal nie był w tym momencie istotny. – I on wziął go i odwrócił się już jakby chciał iść do wyjścia, a ja zastanawiałam się tylko czy jak rzucę się z okna w Pokoju Gryfonów, powrócę jako duch bo bardzo bym tego nie chciała. I nagle ten cholerny, okropny, najgorszy, najwspanialszy Krukon odwraca się i pada na kolana... i pyta czy za niego wyjdę. CZY ZA NIEGO WYJDĘ, NESSY! – podniesiony pod koniec wypowiedzi głos przykuł uwagę grupki osób, które usadowiły się pod oknem. Obrzucili dziewczyny zmieszanymi spojrzeniami, po czym powoli powrócili do przerwanej rozmowy. Resa natomiast pisnęła jak głupia, zarzuciła ręce na szyję Agnes i przytuliła się do niej aby w jakiś sposób dać upust swojej radości. Następnie wyciągnęła rękę, na której błyszczał wspomniany wcześniej pierścień.
Nadal w to nie dowierzam, nawet nie byliśmy parą! No, może przez te trzy sekundy kiedy padło jego pytanie, a ja jeszcze nie odpowiedziałam... może to się jakoś liczy. Dasz wiarę? Zaraz po szkole biorę ślub!
Wzięła kilka głębokich oddechów. Dobrze było w końcu powiedzieć o ty na głos, co prawda wieść już zaczynała nieść się po szkole, ale Anderson nie przyznawała się nikomu do oświadczyn, nie chcąc zwracać na siebie aż takiej uwagi.
Kiedy w końcu się uspokoiła, uniosła brew w znaczącym geście. Teraz czas dowiedzieć się jak przebiegła randka z przystojnym Gryfonem.
Nessy Temple
Nessy Temple

Sala kominkowa - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 7 EmptyCzw 23 Sie 2018, 19:24

Jasne usta Krukonki wykrzywiają się w ironicznym uśmiechu, kiedy przygląda się z jaką żarliwością, Gryfonka przysysa się do szklanej butelki, przynosząc na myśl ogromnego glonojada. Nie komentuje tego głośno, jedynie w myślach śmiejąc się z powstałego w jej głowie obrazka. Kiedy jednak po sekundzie, nie zauważa, żadnej zmiany w odbywającej się przed nią scence, zaczyna się irytować. Jak Anderson mogła tak spokojnie pić colę, kiedy ona z niecierpliwością czekała na dalszy ciąg historii? Takie traktowanie „przyjaciółki” było wręcz oburzające i okropne, równie mocno, jak zachowanie jej rzekomego „braciszka”. Jak on mógł tak bawić się uczuciami biednej Resy, tak bezdusznie i bez serca, kiedy ta rozmowa się skończy, znajdzie go choćby miała poruszyć cały zamek i nakopie mu do tego pustego łba, tłumacząc, że tak się nie robi. Nie dostrzega w tej myśli hipokryzji, zgrabnie odsuwa ją od siebie, skupiając się jedynie na tym, jak można było być tak perfidnym i okropnym gumochłonem. No i nie wie? Ale bijac Shawa po głowie, na pewno raz czy dwa zada mu to pytanie.
Kiedy w końcu dziewczyna przestaje pić, Nessy ma wrażenie, że minęło co najmniej sto lat, od kiedy usiadła na miękkich poduszkach sofy i zaczęła poznawać najnowszą miłosną historię Hogwartu. Swoich wczorajszych przygód nie uznając, za nic godnego uwagi, a przynajmniej nie tak interesującego jak zmiany zachodzące w życiu Resy.
Bierze od dziewczyny butelkę i wsłuchując się w dalszą część opowieści bawi się napojem. Obracając i przyglądając się, jak w środku płynu powstaje niewielki wir, a ciecz podnosi się do góry, tracąc swój idealny poziom. W końcu, po chwili sama decyduje się napić. Kiedy słodki płyn oblewa jej język, w do uszu dochodzą cztery bezsensowne słowa, w które prawdopodobnie nigdy by nie uwierzyła, gdyby w następnej sekundzie nie zostały wykrzyknięte do jej ucha.
- CO?!- Głośnie pytanie zostaje zagłuszone przez jeszcze donoślejszą falę radości Resy i nagły zakrztuszenie, kiedy to Nessy stara się wykaszleć równie zszokowany napój, który nagle postanowił wepchnąć się w nie tę dziurkę co trzeba. Czując na sobie nagły ciężar Gryfonki, trudno jest się jej uśmiechnąć, kiedy powoli dociera do niej sens tych słów. Już? Zaraz? Ale jak to? To bez sensu? Pojebany pomysł? Czemu? – Miliony pytań krążyły po jej głowie, a szczęśliwy traf sprawił, że przerzucona przez jej ramie dziewczyna, nie była wstanie dostrzec sprzecznych z jej oczekiwaniem uczuć, malujących się na jasnej templowej twarzy. Kiedy ta zaczyna się od niej oddalać, Nessy w końcu udaje się opanować zakłopotaną twarz i nałożyć na nią jeden z uśmiechów.
- To wspaniała nowina. – Mówi, chociaż ma ochotę powiedzieć coś innego. Krzyknąć czy aby przez przypadek nie postradała głowy. Nessy starała się zrozumieć, że miłość że pierdolone motylki w brzuchu, ale cholera to nie było logiczne. Psychologia skwitowałaby to jako chwilowy bezmózg, kiedy pod wpływem silnych emocji, mózg traci zdolność logicznego myślenia, a w przypadku panny Anderson, okazywało się, że jakiegokolwiek. Jak Agnes miała jej powiedzieć, że może powinni trochę poczekać, pomieszkać ze sobą na próbę, zobaczyć, czy będą potrafić tak żyć, zamiast od razu zakładać sobie łańcuch na szyję, tylko dlatego, że szalone emocje związane z roczną rozłąką zabrały im rozum? Nie wie. Wpatrzona w tak szczęśliwą twarz Gryfonki, Nessy nie jest w stanie powiedzieć cokolwiek. Mimowolnie przygryza jasną wargę, kiedy w myślach stara się wymyślić coś mądrego.
- Nie uważasz, że to trochę szybko? – Pyta tak mimochodem, jakby przez przypadek. - Rozumiem, że się kochacie, że rozłąka, emocje. To wspaniała wiadomość, ale myślę, że zanim zdecydujecie się na ślub powinniście trochę razem pożyć, nie wiem pomieszkać razem, sprawdzić, czy po miesiącu, roku, nadal będzie tak szaleńczo zakochani. Zanim mi przerwiesz zrozum, że mówię to dla twojego dobra. Uwielbiam ciebie i Lucasa, ale myślę, że najpierw powinniście pożyć jako para, a dopiero potem pakować się na ślubny kobierzec, tak byłoby mądrzej? – Kończy niepewnie spoglądając na twarz dziewczyny i spodziewając się, że zaraz zostanie oblana ciepłym moczem, że Gryfonka zacznie na nią krzyczeć, że miłość, że musi już, bo umrze, bo świat się rozpadnie i nadejdzie koniec wszystkiego, szykuje się nawet na serię przekleństw, łez i wyzywania od złych przyjaciółek. No cóż, skoro prawda oznaczała, że była kimś takim, to jakoś przyjdzie jej z tym żyć. Nie chciała jednak, by później oboje mieli do siebie pretensję, że rzucili się w ten wir, tylko na podstawie chwilowego zrywu emocjonalnego i nikt nie powiedział im jak bardzo głupie to było, kiedy patrzyło się na to z boku.
Resa Anderson
Resa Anderson

Sala kominkowa - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 7 EmptyNie 26 Sie 2018, 16:47

Jej uwadze zupełnie umknęło głośno wypowiedziane pytanie oraz fakt, że Nessy prawie udławiła się colą. Była zupełnie egoistycznie skupiona na swoim szczęściu i z góry założyła, że Krukonka podziela jej odczucia, że cieszy się razem z nią. Jej słowa tylko ją w tym utwierdziły, w końcu wspaniała nowina to wspaniała nowina, gdyby jej się nie spodobało to powiedziałaby coś w stylu „co za okropne wieści”, prawda? Uwiesiła się na niej w najlepsze i wcale nie zauważała, że Agnes nie czuje się z tym najlepiej. Chyba obie były nie najlepszym materiałem na przyjaciółkę. Odsunęła się od niej w końcu i poprawiła niesforne kosmyki, które pod wpływem serii gwałtownych ruchów wymknęły się spod ciasnej kontroli wysokiego kucyka. Podekscytowanie jej nie opuszczało, przekazała jej już najważniejszą nowinę i liczyła, że teraz jej koleś na słuchanie, że dowie się czegoś, co będzie choć w połowie tak ciekawe jak zaręczyny. Słowa jednak nie płynęły, a między dziewczętami na krótką chwilę zapanowała pełna napięcia cisza – Nessy zastanawiała się co powiedzieć, a Resa obserwowała dziewczynę z uniesioną lekko brwią, zachodząc w głowę czemu jeszcze nie zaczęła jej opowiadać o tym przeklętym Nicolasie. Czyżby jej coś zrobił? Jeśli ten drań odważył się zrobić cokolwiek wbrew woli Agnes, albo uraził ją w jakiś sposób będzie miał do czynienia właśnie z nią! I jej pałką, oczywiście. Na idiotów działała jedynie przemoc.
I nagle słowa padają, a brew Gryfonki wędruje jeszcze wyżej, teraz ewidentnie zdradzając zaskoczenie i zupełny brak zrozumienia dla tej sytuacji. Za szybko? Co to znaczy „za szybko”?! Krew w niej zawrzała, z początku wściekła się zupełnie, nieświadomie spięła mięśnie gotowa na atak słowny, a w wyjątkowej sytuacji również fizyczny. Potok słów wypływający z ust dziewczyny zdawał się nie kończyć i chwała Merlinowi, bo Anderson zdążyła trochę otrzeźwieć zanim otworzyła swoją niewyparzoną buzię. Z początku wzburzona, mimowolnie zaczęła słuchać co do niej mówi, a im dłużej się nad tym zastanawiała, tym bardziej przyznawała jej rację. Oczywiście, że uważała, że to za szybko. Właściwie myślała o tym już będąc z nim w szatni kilka chwil po tym jak powiedziała „tak”. Nie była pewna niczego oprócz własnych uczuć względem Krukona i to właśnie trzymało ją przy podjętej decyzji. Mimo to nie mogła się z nią tak po prostu zgodzić, nie mogła przyznać się do winy (choć nie postrzegała tego też do końca jako swoje przewinienie), musiała zachować pewne pozory, że wie co robi, że jej decyzje są słuszne. Duma odziedziczona po matce kazała jej unieść podbródek i spojrzeć prosto w zielone oczy dziewczyny, jakby rzucała jej wyzwanie. Powoli pokręciła głową, kupując sobie kilka sekund ciszy. Bo i co miała jej odpowiedzieć? Jednocześnie zgadzała się z nią i chciała jej zaprzeczyć, do tego nie miała pojęcia czy akurat Agnes jest osobą, przed którą otworzyłaby swoje serce na oścież, pokazując dokładnie całą jego zawartość. Czy mogła sobie pozwolić na całkowitą szczerość? Z jednej strony miała do niej jako-takie zaufanie, z drugiej coś podpowiadało jej, że może tego żałować. Przejechała językiem po suchych wargach.
Może powinniśmy. – dwa słowa w końcu jej usta, powodując lawinę kolejnych. – A Ty co byś zrobiła, co? Zawsze jesteś taka poukładana? Zawsze masz wszystko przemyślane? – prychnęła cicho, dając upust irytacji. Nie wiedziała co miałaby jej powiedzieć, więc postanowiła na nią naskoczyć, choć nie był to atak najwyższych lotów. – Co niby miałam mu powiedzieć? „Kocham Cię od prawie dwóch lat, ale teraz powiem nie bo ci nie ufam?”. Otóż – ufam, Agnes, ufam i jemu, i sobie, i wiem, że to musi się udać. – odwaga godna Gryfona. Szkoda tylko, że czasem bywała w tej swojej odwadze niezwykle głupia i krótkowzroczna. Zacisnęła wargi jakby miała już nic nie mówić i chciała na chwilę odwrócić głowę w drugą stronę, udając, że trochę się obraziła. Takie było prawo przyjaźni, prawda? A mimo to coś nie pozwalało oderwać jej wzroku od piegowatej twarzy Temple i uparcie nakazywało odezwanie się znowu. Nie walczyła z tą chęcią zbyt długo. – Nessy, przecież ja się z tego teraz nie wyplączę. Musztarda po obiedzie, muszę doprowadzić do końca to co zaczęłam. – żadnego patetycznego „musisz mi w tym pomóc”, żadnej prośby o wsparcie, a przynajmniej nie na głos. W myślach bowiem krzyczała do Krukonki by ta okazała jej wsparcie, którego teraz tak bardzo potrzebowała, zupełnie jakby chciała wierzyć, że dziewczyna zna chociażby podstawy legilimencji i będzie w stanie odczytać jej wewnętrzny krzyk.
Złapała poduszkę z frędzlami, położyła ją sobie na kolanach i zaczęła nerwową zabawę wiszącymi niteczkami. Znalazła sobie obiekt, w który mogła się teraz wgapiać do końca świata, albo i dłużej.
Jest jeszcze trochę czasu do końca szkoły, jeśli coś będzie nie tak to się wycofam. W powietrzu wisi coś złego, co jeśli to ostatni moment na takie szaleństwo? – skubała frędzelek dalej, nie podnosząc wzroku znad miękkiego przedmiotu. – Dość już o mnie, proszę.
Ekscytacja i ponadprzeciętnie dobry humor uleciały z niej zupełnie. Oczywiście wciąż była ciekawa tego co usłyszy od Krukonki, ale rozmyślania na temat tego co zostało przed chwilą powiedziane przygniotły ją swoim ciężarem.
Nessy Temple
Nessy Temple

Sala kominkowa - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 7 EmptyNie 26 Sie 2018, 18:36

Świadomość tego co ją zaraz czeka, nie zmniejsza obaw przed oczekiwanym. Bo przecież wiedza, że się zaraz umrze, nigdy nie umniejsza lęku przed śmiercią, nie przynosi spokoju i ukojenia, a tylko podniesione ciśnienie i astroidalnych rozmiarów paranoje. W myślach przygotowuje się więc na wszystko, na słowa nasączone smutkiem, złością, żalem i zniszczoną nadzieją. Agnes była gotowa na każdy rodzaj kary, jaki należał się za taką winę, przekleństwa, łzy i rękoczyny, czekała na nie, na wyzywanie jej od zazdrośnic, suk i dziwek. Pewnie zasługiwała na to i na wiele więcej, wiele gorszych, jeżeli nie ze strony Resy, to z czyjej innej. Miała przecież całkiem sporo grzechów na sumieniu. Wiele osób mogło mieć prawo, określania ją tym mianem, a ona nigdy nie powinna mieć im tego za złe, była by to ta granica hipokryzji, której nawet ona nie potrafiła przekroczyć, świadoma wszystkiego co zrobiła teraz, wczoraj, co prawdopodobnie uczyni jutro.
Zapada cisza, a Temple obawia się podnieść twarz, nie chce patrzeć w pełne złamanych nadziei oczy Gryfonki. Nie chcąc przyznawać się przed samą sobą, ani nikim innym, że w jej małym świadku, w którym nie było miejsca na prawdziwą przyjaźń ktoś się pojawił. Że mury i zasieki udało się sforsować trzem osobom, że przebili się i wykopali tam dla siebie bezpieczne schronienie. Był Castiel, któremu kiedyś, za te wszystkie wspólnie spędzone lata wystawi rachunek na psychiatrę. Był Lucas, który zastąpił jej rodzeństwo, które mimo obecności w szkole, we wcześniejszych latach, często udawało, że jej nie widzi że nie istnieje. No i była ona. Wśród wszystkich, dziewczyn, które tolerowały pannę Temple, tylko Resa wydawała się to robić szczerze i bez żadnych ukrytych korzyści. Chyba, że takowymi można było nazwać ogromną wiedzę Nessy, o rzeczach dziejących się dookoła, informację dotyczące wszystkiego i wszystkich. Dzisiaj jednak okazywało się, że nie była tak dobrą przyjaciółką, za jaką uważała ją Gryfonka. Nie potrafiła cieszyć się szczęściem Anderson i jakby na siłę starała się w tym wszystkim znaleźć lukę. Czy chodziło o przyszłe szczęście Lucasa i Resy, czy powód był bardziej ukryty? Podnosząc niepewnie twarz i kierując spojrzenie na przepełnione bólem brązowe oczy, Nessy nie potrafi stwierdzić co nią kieruje. Dobroć czy zazdrość o szczęście, będące zawsze poza jej zasięgiem?
- Nie. – Odpowiada na pytanie, mimo że ma pełną świadomość jego retoryczności. Mimo, że nikt jej od niej nie oczekuje, ona postanawia się bronić, przedstawić coś co ma nadzieję, da dziewczynie choć trochę do myślenia. - Nigdy nie mam, nigdy nie zastanawiam się nad konsekwencjami, nad tym co czuje druga strona. Dlatego tak często wszystkich ranię, niszczę ludzi, na których powinno mi zależeć najbardziej, których powinnam chronić. – Przerywa, nie mogąc już znieść jej spojrzenia, tego że to jej przyszło powiedzieć to wszystko na głos, odwraca wzrok, po czym wraca do przerwanego monologu. - Kocham cię, ale powinniśmy trochę poczekać. Nie wiem. Cokolwiek, ale to wszystko, nie wiem, może jestem zbyt współczesna, ale to jakoś tak za szybko i zaufanie nie ma tu nic do rzeczy! Ufam wam obojgu, że to co was łączy jest szczere i prawdziwe, ale dajcie się sobie nacieszyć tym co macie teraz, pierwsze miesiące związku są cudne bo nie niosą żadnych zobowiązań, bo są lekką przygodą. Wizja tego, że ledwo zaczniecie mówić o sobie my, a już narzucicie na siebie wspólną wieczność, może się okazać gwoździem do trumny, presją, która w pewnym momencie sprawi, że ktoś zostanie zraniony. Nie życzę wam tego, marzę by zatańczyć na waszym weselu, ale powinniście się zastanowić czy musi to być za trzy miesiące, czy może lepiej za rok, kiedy dojrzejecie w waszym uczuciu, gdy poznacie się z innej strony, cholera jasna pierdolę jak pastor na naukach przedmałżeńskich. – Stara się zaśmiać, przełamać niezręczną atmosferę, mowę, którą nie przypuszczała, że będzie musiała kiedykolwiek wymówić, w które naiwnie starała się przedstawić Gryfonce swoje racje, obronić to, dlaczego nie potrafiła się jawnie cieszyć z jej szczęścia.
Zapada cisza, która ciąży na krukońskich ramionach niczym zły szeląg. Dopiero, kiedy dziewczyna odpowiada spokojniej, Agnes podnosi na nią zielone spojrzenie. Dostrzegając, że pomyliła się surowo oceniając Anderson i zarzucając jej w myślach, że w ogóle nie zastanawiała się, jak głupio i lekkomyślnie to wygląda z boku, wzdycha lekko z ulgą.
- Lucas zrozumie. Może nie od razu, bo jest równie dumny i uparty jak osioł, ale zauważy, że trochę się śpieszycie, poza tym cholera, kocha cię prawdopodobnie od zawsze, więc przeżyje, jeżeli odłożycie ślub chociażby o pół roku. – Lekko łapie Anderson za rękę. Chcąc ją wesprzeć i dać do zrozumienia, że nie jest w tym sama, że mimo szoku jaki wywołała ta wiadomość, Agnes jest naprawdę szczęśliwa, że ważni dla niej ludzie znaleźli wspólnie drogę do szczęścia.
- Będzie dobrze, a jak nie? To skopię im wszystkim tyłek albo poproszę Horna by zrobił to za mnie.- Przysunęła się do Gryfonki i lekko oparła się o jej bok. Skupiając spojrzenie na stojącym przed nią kominku. Na znak, że teraz czas by ona się trochę potworzyła, drapie się lekko po głowie. Wizja ubrania w słowa, paranoi na kółkach, jaka wydarzyła się wczorajszego dnia, wydaje się być wręcz niemożliwa. W pierwszej chwili Nessy, ma ochotę zbyt to wszystko i powiedzieć, no przeszli się, dał jej kwiatka, pogadali, pospacerowali, on dostał buziaka w policzek na do widzenia i rozeszli się za obopólnym porozumieniem. Problem polegał na tym, że czy to przez wcześniejsze słowa, czy coś innego Nessy nie miała ochoty kłamać. Nie tym razem.
Wzdycha ciężko, po czym biorąc łyk ciepłej już coli, decyduje się rozpocząć swoją historię.
- Czekał na mnie na skraju lasu, w dłoni trzymał niebieską różę. O mało nie wybuchłam ze śmiechu, jak bardzo stereotypowo i nudnie to wyglądało. Skomplementował mój wygląd, ja grzecznie podziękowałam i ruszyliśmy na spacer. Zapytał mnie, dlaczego wysłałaś ten list, a ja stwierdziłam, że mogło ci się nudzić, chociaż prawdopodobnie byłaś pijana, jednak z tego co teraz wiem, to szczęściem, a nie alkoholem. – Przerywa na chwilę swoją historię, wbijając jej lekko łokieć w bok i biorąc kolejnego łyka. Patrząc na znikającą ambrozję, Nessy pojmowała, że raczej nie wystarczy jej do końca historii. - Potem coś mówiłam, nie pamiętam co, ale wydawał mi się jednym z tych, co lubią jak dziewczyny dużo mówią i nie trzeba ich słuchać. Aż w pewnym momencie, zapytał się dlaczego taka jestem. To pytanie było takie pretensjonalne i silące się, na patrzcie jestem głęboki jak woda w brodziku, że znowu miałam ochotę go wyśmiać. Potem pogadaliśmy po co ludzie noszą maski i złożyliśmy obietnicę, którą później złamaliśmy, że na czas tej rozmowy nasze zdejmiemy, że będziemy Agnes Temple i Nicolasem Sharewoodem. Jednak, jeżeli człowiek zawsze jest kimś innym, to bardzo trudno stać się sobą. – Milknie znowu, wpatrując się przed siebie i zastanawiając, kim jest teraz, czy znowu ma na twarzy jakąś maskę? Nie potrafiąc szybko odpowiedzieć sobie na to pytanie wróciła do historii. - Nagle prawdopodobnie chcąc mnie wystraszyć i sprawdzić, zapytał co bym zrobiła gdyby mnie pocałował. W tym momencie już nie wytrzymałam i zaśmiałam mu się w twarz, mówiąc, że zdziwiłabym się, że naprawdę musiał się najpierw o to zapytać. To było takie głupie. No ale pocałował mnie, zwyczajnie, przyzwoicie bez fajerwerków. Nuda. Potem zaczęła się gra. Wiesz czym jest gra w tchórza? – Podnosi się lekko i zielone oczy kieruje na Gryfonkę, czekając na potwierdzenie lub zaprzeczenie. - W skrócie polega na tym, kto pierwszy się podda. Może to być wyzwanie sprawiające ból fizyczny albo coś gorszego. Nawet nie zauważyliśmy, kiedy zaczęliśmy się wzajemnie testować, sprawdzać komu pierwszemu zacznie zależeć. To było głupie, tak bardzo, że chyba już się z nim nigdy nie spotkam. Mam dosyć jednego Horna, który łamie zasady, nie potrzebuje kolejnego, a tym bardziej sama nie mam ochoty przegrać. – Ostatnie dodaje ciszej, świadoma, że ona też może wpaść, może stać się ofiarą własnej gry. - No to mniej więcej tyle. Czekam na osądzające spojrzenie i słowa, że jestem dziwką.- Kończy czekając na odpowiedź. Oszczędziła jej kolejnych pocałunków, szczególnie tego ostatniego, po którym wypaliła połowę paczki fajek, należących do Gryfona.
Sponsored content

Sala kominkowa - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 7 Empty

 

Sala kominkowa

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 7 z 8Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

 Similar topics

-
» Wielka Sala
» Zapomniana sala
» Sala rozpraw
» Sala przesłuchań
» Sala tronowa

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Hogwart
 :: 
Wieże
-