Raz i dwa, raz i dwa, pewna pani kota ma, Trzy i cztery, trzy i cztery, ciężkie pudła nosić lubi, Pięć i sześć, pieść i sześć, zaraz chyba potknie się, Siedem osiem, siedem osiem, i nabija guza sobie.
Osoby: Alice Guardi, Harry Milton
Czas: wrzesień '77
Miejsce: gdzie sesja ma miejsce
Harry Milton
Temat: Re: Niezdara Wto 19 Maj 2015, 10:05
Minął zaledwie tydzień, odkąd Harry przekroczył próg Hogwartowskiego dziedzińca i pogrążył się w wirze intensywnych zajęć. Już pierwszego dnia poznał stażystkę przysłaną do pomocy, zostając równocześnie indywidualnym mentorem właśnie dla niej. Oczywiście, pozostawała jeszcze druga nauczycielka ONMSu, jednak Harry rozmawiał z nią i widział niechęć płynącą z podjęcia wysiłków nauczania tak trudnej młodzieży jak hogwartowska. Śpieszył więc do własnego gabinetu po teoretycznej klasówce w piątej klasie, która miała dać mu szerszy pogląd na zakres posiadanej wiedzy. Zamierzał przeanalizować poszczególne błędy i trudności, liczył nawet na spore luki w niektórych pytaniach, ponieważ miny uczniów wyraźnie wskazywały na dezorientację. Ambitnie podchodząc do sprostania nawarstwiających się spraw, nie dostrzegł młodej kobiety wychodzącej na dziedziniec z dziwnym pakunkiem w rękach. Może gdyby podniósł spojrzenie znad stosu kartek ułożonych na poniszczonym podręczniku, udałoby mu się uniknąć z pupilem stażystki i jego płochliwą ucieczką. Z pewnością obszedłby tę dwójkę szerokim łukiem, nie burząc niczyjej sfery bezpieczeństwa i prywatności, jeśli tylko zainteresował się otoczeniem. Zbyt przejęty zaufaniem Dumbledore’a i podekscytowany współpracą z uczniami, wyciskał z siebie siódme poty, aby tylko prześcignąć narzuconą odgórnie poprzeczkę. Brązowa marynarka łopotała na wietrze, ponieważ ostatni guzik oderwał się podczas porannej wędrówki w Zakazanym Lesie, a zielony krawat wywinął się na lewe ramię nauczyciela. Przemęczony nowym trybem życia straszył dookoła nie tylko szarymi obwódkami pod oczyma, ale przede wszystkim bladą skórą upstryczoną w wielu miejscach pomarańczowymi piegami. Nawet włosy, rozczochrane niczym po wojennej przeprawie wyciągały się ku górze, nadając Harremu widok co najmniej śmieszny. I zapewne gdyby nie zduszony okrzyk gdzieś po jego prawej stronie, przemknąłby nie zauważony przez niemalże pusty dziedziniec. Było wczesne popołudnie, a więc większość mieszkańców zamku zebrała się w wielkiej sali na sytym obiedzie.
Alice Guardi
Temat: Re: Niezdara Wto 19 Maj 2015, 10:21
Możliwość przebywania znowu w Hogwarcie, wśród roześmianych zbroi i rozgadanych portretów graniczyło dla Alice z cudem! W najśmielszych nawet snach nie podejrzewała, że uda jej się zostać stażystką pod okiem samego Dimitra. Nawet poznała pewnego wspaniałego praktykanta zaklęć - czarującego Francisa, lecz im dłużej byli w tej szkole tym rzadziej się spotykali, aż w końcu w ogóle nie potrafili się na siebie natknąć. Alice było trochę smutno z tego powodu, w końcu tyle razem przeżyli, ale cóż. Nawet najlepsza herbatka kiedyś się skończy i nie mogła nic na to poradzić. Pozostawała nadzieja, że kiedyś pojawi się równie dobra. I nie skończy się zbyt szybko. Lub nie ostygnie. Uwierzcie, nie ma nic gorszego niż zimna herbata. Nawet w lecie. Doprawdy, już lepiej poprosić skrzaty by ją podgrzały w kominku. Co prawda mogło się tam wtedy dostać trochę sadzy, ale co tam. To i tak lepsze, niż zimny napój. Alice tak bardzo wkręciła się w uczenie, a można nawet rzec - że się ZAKRĘCIŁA - iż nie dostrzegała rzeczywistości jeszcze bardziej niż zwykle. I miała siniaków nieco więcej niż zwykle. I Filemon miauczał urażony nieco więcej niż zwykle. I kocyków było nico więcej niż zwykle, by otulać obolałe ciało. Obolałe, ale zadowolone. Kobieta wracała właśnie z wioski Hogsmeade, gdzie odebrała niezwykle cenny pakunek. W środku był bardzo kruchy i delikatny przyrząd - zupełnie jak kruche ciasteczka. Tylko, że nawet najlepsze wypieki nie kosztowały tyle co ta kryształowa mapa nieba. Niezwykle dokładna i przejrzysta. I jak do tej pory Alice nie potknęła się ani razu! Wzięła ze sobą Filemona, by ostrzegał ją miauknięciami o potencjalnych przeszkodach. Sprawiał się niesamowicie dobrze! No tak. Dopóki kocurek nie dojrzał z dala postaci Henry'ego. Dziwnym trafem zwierzak uciekał za każdym razem, gdy widział nauczyciela. Dziwne, bo zawsze do wszystkich się łasił. -Filemon, co jest? Gdzie jesteś? -zapytała, nie chcąc oderwać wzroku od pakunku. I to był jej błąd. Jedna, jedyna, najjedyńsza kostka brukowa na dziedzinću, która postanowiła zostać podróżnikiem i wychylić główkę ze swojego prawowitego miejsca stała się powodem potknięcia biednej stażystki Astronomii. Z jej poziomkowych warg wyrwał się zduszony okrzyk. Nie mogła ratować ani siebie ani pakunku. Mnóstwo herbaty pójdzie chyba dzisiaj na opłakiwanie strat.
Harry Milton
Temat: Re: Niezdara Wto 19 Maj 2015, 11:02
Jedynie kątem oka dostrzegł koci ogon chowający się za najbliższym krzakiem, nie do końca rejestrując jego ucieczkę. Ze względu na doświadczenia związane z przeróżnymi reakcjami zwierząt, nawet nie zatrzymał rozbieganych myśli. Zduszony okrzyk był równocześnie wyraźną prośbą o ratunek, której nie potrafił zignorować. Jak tylko spojrzeniem dostrzegł wystającą kostkę brukową zrozumiał, dlatego jedna ze stóp została pozbawiona pantofelka i cała sylwetka dziewczyny pochyla się ostro w przód. Wykonując trzy podłużne skoki nie zastanawiał się, na ile szybkość jego ruchów zdziwi któregoś z potencjalnych obserwatorów. Czas na wykonanie serii drobnych, precyzyjnych ruchów zwolnił na tyle, aby Harry podtrzymał z przeciwnej strony ogromny, grzechoczący w środku karton zaledwie jedną ręką. Klasówki piątoklasistów nie zdążyły nawet opaść na bruk, kiedy złośliwy wiatr poderwał je w górę i niósł właśnie w stronę oddalonej o kilka metrów fontanny. Nauczyciel zaangażował jednak drugie ramię do podtrzymania talii nieznajomej, powstrzymując tym samym niezwykle nieprzyjemny w skutkach upadek. Stał dosłownie z jej boku, wytrącając prędkość upadku jedynie skromnym krokiem w tył, nakładając na swoje ciało cały impet zderzenia. Gdzieś w międzyczasie ciężki podręcznik upadł na podłoże grzbietem do góry, gniotąc ciężarem przynajmniej cztery strony z czwartego rozdziału. Spomiędzy zaciśniętych warg rudowłosego wyrwał się zduszony okrzyk, który w zgrabny sposób przemienił na westchnięcie ulgi. – Chyba nic się nie potłukło? Jesteś cała? – Zawsze cenił swój niezawodny instynkt, jednak teraz całkowicie zgubił rachubę co przed chwilą robił i w jaki sposób znalazł się przy tej… niezwykle drobnej dziewczynie, co zauważył trzymając jej talię jeszcze przez kilka chwil, zanim odzyskała pełnię równowagi. W brązowych oczach Miltona błyszczało zaskoczenie zmieszane z przyjemnym doznaniem satysfakcji, związanej w bezpośredni sposób z niewielkimi gabarytami dziewczyny. Powierzchowne zerknięcie na twarz dziewczyny wystarczyło mu na ocenienie jej wieku, zarzucając niestosowny ubiór przeczący wszelkim wymaganiom na terenach Hogwartu. Zanim jednak przeszedł do zbesztania uczennicy za nieostrożność, odebrał z jej rąk średniej ciężkości pakunek, aby mogła przyjrzeć się ewentualnym uszczerbkom na zdrowiu.
Alice Guardi
Temat: Re: Niezdara Wto 19 Maj 2015, 12:55
I znowu to samiuteńko. Czy przeżycie jednego dnia bez upadku to był jakiś szczyt marzeń dla Alice? Zawsze tak samo uważała! Uważała nawet bardziej niż jak zaparzała herbatę, aby się nie oparzyć wrzątkiem. Opanowała to nawet do perfekcji. Potykanie się nadal jednak było jej zmorą. Zawsze uważano ją za prawdziwą gapę. Nawet tak w szkole o niej mówili! Gapcia. Trochę jak Gapcio z Królewny Śnieżki, tyle, że w kolekcji Alice nie było jeszcze takiego śmiesznego, fioletowego kapelusza jaki posiadał ów krasnal. I chyba jej nosek był o wiele wiele mniejszy. Wracając jednak do samej Alice... ze strachu pan Podróżnik - kostek brukowy ( no skoro pan to kostek, a nie kostka, prawda?) wystraszył się tak bardzo tym nagłym uderzeniem, że schował się do swojej dziury i postanowił jednak z niej nie wychodzić. Przez najbliższe pół roku! Co to jednak za pociecha dla Alice, skoro dziedziniec miał chyba z tysiąc panów kostków i tyle samo pań kostek? Każdego dnia inna mogła się chcieć wybrać na spacer na plotki do sąsiadki po przekątnej. Albo szukać wzrokiem swoich dzieci, które za daleko się udały by zagrać w papier, kamień i nożyce. Stazystka w najbliższej przyszłości oceniała już swoje straty, kiedy zaraz po tym jak krzyknęła poczuła nagłe szarpnięcie. Jednak nie to ją zdziwiło. Obie jej dłonie były w zasięgu jej wzroku, a tu czuła jakąś wokół swojej talii. Obejrzała się, dmuchnięciem tylko pozbywając się rudych pukli z oczu. -Oh. -odezwała się nieśmiało, widząc HARRY'EGO. Znała go tylko z widzenia, chyba był nauczycielem opieki nad stworzeniami. Nie miała jeszcze okazji poznać wszystkich profesorów. Nie było na to czasu. -Nie. Chyba nie. -uznała. Mocniej chwyciła paczkę. Nie odsuwała dłoni na talii. Przynajmniej dzieki niej nie leżała jak długa na bruku. Gdy Harry ją puścił poczuła ulgę napływającą do zlęknionego serduszka. Ostrożnie przekazała paczkę profesorowi. Poprawiła przy tym zwiewną spódnicę - białą w pomarańczowe kwiatki. -Dziękuję bardzo panu za uratowanie. Jestem znana z tego, że się tak potykam. Wystarczy, że zapyta pan kogokolwiek o mnie. -roześmiała się krótko. Przeczesała włosy palcami, by ukryć zażenowanie i różowy kolor na policzkach. -Oh jej, czy to nie pańskie dokumenty poleciały teraz w stronę fontanny? -zapytała przerażona, pokazując kierunek. Oj.
Harry Milton
Temat: Re: Niezdara Wto 26 Maj 2015, 10:12
Jakkolwiek mocno próbowałby powstrzymać naturalny odruch uratowania dziewczyny przed upadkiem, nie potrafił pozbyć się głębokiego uczucia żalu na widok wskazywanych przez nią dokumentów, wesoło pluskających się w fontannie. Zaciskając zęby powstrzymał jęk zawodu pragnący silnie wyrwać się z gardła, wiedząc że egzamin należy będzie powtórzyć, jeśli nikt ze znajomych czarodziejów nie oczyści kartek na tyle, aby mógł rozczytać zniekształcone pismo piątoklasistów. Powrócił spojrzeniem do dziewczyny poprawiającej zwiewną sukienkę, chociaż ładną, nie adekwatną do wymogów stawianych uczniom w Hogwarcie. – Patrzenie pod nogi na niewiele się zdaje? – Zagadnął półżartem, również próbując ukryć coś pod fasadą niewielkiego uśmiechu na twarzy. Gapiostwo nastolatki z całą pewnością kosztowało wiele jej kolegów, którzy będą zmuszeni odrobić te zajęcia w innej formie, aby Milton osiągnął założony przez siebie cel: nie ruszy bowiem z zajęciami praktycznymi dalej, jeżeli nie pozna poziomu znajomości teorii w piątych klasach. Westchnął z nieukrywanym żalem, kiedy wycelowała palcem w wodę po jego prawej stronie i zawiesił na moment głowę, wskazując tym samym jak brzmi jednoznaczna odpowiedź. – Niestety, kartkówki piątoklasistów. Przed chwilą skończyli je pisać, podejrzewam że nie będą zbyt zadowoleni, jeśli ich nie odzyskam. Mogłabyś mi pomóc i je osuszyć? – Zagadnął, w międzyczasie odstawiając ostrożnie pudełko metr od nich, aby w spokoju mogli przystąpić do ratowania przemoczonych już prac. Oczywiście nie zamierzał się przedstawiać, przekonany że dziewczyna jest uczennicą z klas, których nie naucza. Nic jednak nie stało na przeszkodzie, aby zapytać o jej dane personalne. - Jesteś z siódmej klasy, tak? – mało subtelnie ocenił jej wiek, podciągając pośpiesznie rękawy marynarki i koszuli, aby po posłaniu pośpiesznego spojrzenia w stronę rudowłosej, pochylić się nad kamiennym kręgiem i zacząć wyławianie papirusu z rozmazanym atramentem.
Alice Guardi
Temat: Re: Niezdara Pią 29 Maj 2015, 16:50
Gdyby Alice miała tyle szczęścia zawsze! Nie raz czy dwa pojawiał się jakiś rycerz - co prawda nie na białym rumaku, a czasem w białej koszuli - by uratować ją od upadku. Jednak w znacznej większości musiała spotkać się boleśnie a to ze z podłogą, a to z trzeszczącą zbroją... ile razy musiała niczym uczennica uciekać przed kotką woźnego, gdy zrobiła w środku nocy niesamowity rumor? Ciągle zapominała, że nie jest już nastolatką. Ale tak się czuła! I w sumie wyglądała, bo nie raz czy dwa jakiś uczeń potraktował ją jak rówieśniczkę. Wtedy było tak zabawnie. Ojej. Alice westchnęła żałośnie widząc, że kosztem jej uratowania była kąpiel dokumentów w fontannie. -Pluskają sobie tam jak złote rybki, tyle, że nie można ich karmić. Chociaż, jakby wlać im tam trochę atramentu to by się ucieszyły? -zapytała bardziej siebie niż nauczyciela. Uśmiechnęła się po chwili nieco przepraszająco. Nic nie mogła poradzić na jej bujną wyobraźnię. Filemon zamiauczał żałośnie z pobliskich krzaków. -Filemon, ty niedobry kocurku! Miałeś mnie ostrzec przed upadkiem. -rzuciła nieco obrażonym tonem do zwierzęcia. Lecz nie teraz to trzeba było zrobić. -Już wiem. Wyłowimy je jak wędką. Tylko bez wędki. Wie pan, co to wędka? -zagadnęła, nie do końca wiedząc, czy nauczyciel to wie. Nie każdy miał aż taką wiedzę ze świata mugoli. Alice skinęła głową i czym prędzej dostała się do fontanny. Pochyliła się znacznie by zacząć wyławiać poszczególne, nieco rozmazane kartki. -Bardzo, bardzo dziękuję, ale jeszcze bardziej przepra....-nie skończyła, gdyż pochyliła się tak mocno, że wpadła do fontanny. Cała. Calusieńka była mokra. Pojedyncze krople zrobiły sobie z jej włosów zjeżdżalnię i spadały jedna po drugiej. Wstała i wzruszyła ramionami. -Skoro już tu jestem... -brodząc w fontannie wyjęła wszystkie kartki, nie ryzykując już zmoczeniem się. Bardzie nie mogła być mokra niż była. Wydostała się z fontanny,a mokre ubranie przylegało do jej ciała. Zebrała rude pukle w dłonie i wykręciła, tworząc pod sobą niezłą kałużę. -Ja? Nie, nie, nie. Pochlebia mi pan, ale jestem stażystką Astronomii. Alice Guardi. Pan uczy opieki nad stworzeniami i nazywa się Milton, czyż nie? -wiedziała dużo, ale nie zawsze się tym chwaliła. -Ah! Jaka jestem gapa! Przecież mam różdżkę! -plasnęła się dłonią w czoło i jednym ruchem wysuszyła swoje ubranie. Przyjrzała się kartkówkom z zaciekawieniem. -Nie uważa pan, że niesamowicie rozmazały się niektóre słowa? Tutaj z słowa "hipogryf" zrobił się "hipodym". Myśli pan, że to może być dym w kształcie hipopotama? -zaśmiała się cicho i zaczęła stukać w poszczególne kartki, chcąc je błyskawicznie wysuszyć i chociaż trochę uwyraźnić czcionkę. Znowu hypodym był hipogryfem. -Wie pan, przy mnie, która wszędzie rozlewa co popadnie takie zaklęcia to dzień powszedni. -wyjaśniła, uśmiechając się.
Harry Milton
Temat: Re: Niezdara Sob 30 Maj 2015, 10:52
Chwilowo, papiery zanurzone w fontannie pozostawały poza zasięgiem zainteresowania Miltona, którego uwaga została skupiona na drobnej dziewczynie absorbującej swoją nieporadnością jak żadna inna istota dotychczas. Nie krył wcale zdziwienia jakie rozlało się po twarzy nauczyciela niczym atrament wypływający z rozpisanych zadań piątoklasistów, kiedy usłyszał marne porównanie w ustach nieznajomej. Z początku uznał to za dość marną próbę rozluźnienia – i tak miłej – atmosfery, zmazującej nieporadność dziewczyny, aczkolwiek z każdą chwilą milczenia z jego strony, dostrzegał autentyczność doznawanych przez nią doznań. Zniżył w końcu jedną z brwi, zniekształcając rysy własnej twarzy na bardziej przyjazne, pozbawiając oczu również niedowierzających błysków. Wypuścił powietrze z rozchylonych lekko warg, czując jak jego nieporadność wzrasta przynajmniej o kilka stopni z powodu dziwnego toru rozmowy, jaki pojawił się dość niespodziewanie. W odpowiedzi wzruszył ramionami, jak gdyby w ten sposób próbował uratować marną sytuację i samopoczucie dziewczyny, poniekąd ratując przed dosadnymi słowami oceniającymi jej beztroskie podejście do prac kolegów z niższych roczników. Nie podejrzewał jej o przypływ arogancki wynikający z pyszałkowatego nastawienia do rzekomo słabszych osób (spotkał już takie osoby i potrafił bezbłędnie ocenić, z jakiego domu pochodzą), ale bliżej jej było do niezdarności zakrawającej o najczystszą, nieskazitelną formę głupoty tak uroczej, że aż zabawnej. Potok niekorzystnych dla niej myśli, został przerwany poprzez słowa skierowane do miauczącego przyjaciela, znajdującego się gdzieś za plecami Miltona. Mężczyzna odwrócił wzrok, aby zerknąć przez ramię w kierunku nieruchomych krzaków skrywających czworonożne stworzenie, ale nie poświęcił im tak wiele uwagi jak panna Guardi. Nieraz przyłapywał się na rozmowie z poszczególnymi zwierzętami, jednak nie robił tego w tak otwarty i niewprawny sposób jak ona, wypowiadająca słowa z dziwną słodyczą przeplatającą poszczególne głoski wyrazów, nadając całej wypowiedzi karcącego wydźwięku przyprószonego rozczuleniem. Dokładnie tak, jakby sama nie była do końca pewna czy powinna to robić, zbyt mocno rozbawiona niespodziewanymi zdarzeniami. - Tak, wiem – odpowiedział szybciej niż zamierzał, odkrywając w sobie głęboką chęć ukrócenia ewentualnego napływu kolejnych wyjaśnień ze strony dziewczyny. Obawy przed niekończącym się monologiem na temat funkcjonowania wędki i sposób wykorzystywania jej wydały się nad wyraz zabawne, dlatego usta nauczyciela w końcu drgnęły i zaprezentowały zmieszany uśmiech. Rozmawiał z dziewczyną dopiero trzy minuty, a zasypała go bardzo cennymi informacjami na temat swojej powierzchowności, rozbrajając szczerością w niezdarnych, niemalże dziecinnych, gestach. Prosząc ją o pomoc nie wpadł na tak prosty pomysł jak wyciągnięcie kartek z wody za pomocą dwóch par dłoni, przekonany iż istnieje kilka zaklęć bardziej pomocniczych niż wyławianie wędką. Kiedy dziewczyna pochylała się nad taflą i nie mogła dostrzec jego twarzy, pokręcił z niedowierzaniem głową, próbując zrozumieć sens rozgrywanej sceny, dostrzegając niemalże w namacalny sposób komizm sytuacji. A może komizm postaci? Skracając kolejną falę myśli zerknął na pudło i ocenił bezpieczeństwo, poświęcając uwagę w kolejnych sekundach wodzie i kartkom wesoło nurkującym na dno fontanny. Wsparty jednym ramieniem o krawędź fontanny wyciągnął ramię przed siebie, słuchając tylko jednym uchem przeprosin nieznajomej uczennicy, zbyt mocno przejęty odratowaniem odpowiedzi zawartych na papirusie. Zanim jednak się spostrzegł, odłożył kilka z nich na bok aby wyschły, podczas gdy rozmówczyni nagle zamilkła w dziwny sposób, urywając wypowiedź w połowie. Pośpiesznie zerknął w jej stronę, akurat natrafiając na moment wywrotki wykonywanej przez kwiecistą spódnicę uczennicy, mając doskonały widok na zgrabne nóżki fikające do góry. Odkrząknął czym prędzej, odpychając od siebie przypływ wewnętrznego żaru i przesunął się zgrabnie w bok, aby dostrzec zaskoczoną, acz – co było całkowitym szokiem dla Miltona – wesołą twarz. – Ty to robisz specjalnie? – spytał tonem wyraźnie zaaferowanym celowością tych wszystkich drobnych potknięć, próbując dociec jakiegoś sensu w tym wszystkim. Bacznie obserwował ruchy jej dłoni, kiedy odlepiała od skroni rude kosmyki włosów i sprawdzała stan swojej odzieży, nie bardzo wierząc w przypadki. Może ktoś rzucił na nią klątwę? Wyciągnął dłonie po wynurzające się kartki, z pewną podejrzliwością oceniając autentyczne zbycie tematu przez Alice. Na jej miejscu dawno klął by na własną nieporadność bądź głupotę, próbując wydostać najmniejszym kosztem z zimnej wody – tymczasem ona gotowa była zaraz popływać w fontannie. Właściwie, chyba nawet by się aż tak bardzo nie zdziwił, gdyby rzeczywiście ten pomysł przyszedłby jej na myśli. Oszołomiony osobowością uczennicy zapomniał języka w gębie, bezwiednie odbierając przemoczone kartki i układał je ostrożnie na murku, aby promienie słońca i wiatr przesuszyły chociaż trochę atrament. Jako nauczyciel powinien zadbać o zdrowie bądź bezpieczeństwo, a tymczasem zajęty był czymś innym. Nie zdążył nawet zaoferować jej ramienia, kiedy zorientował się że chlupot dochodzi tuż przy jego lewym boku i kiedy zerknął w tamtą stronę, dziewczyna wykręcała długie pukle, odziana w zastraszająco prześwitujące ubranie. Zamknął cicho, acz energicznie usta i spojrzał na jej twarz, dochodząc do wniosku że to tylko ubranie przylega do jej szczupłego ciała i jego wyobraźnia sama płata mu figle. Co się jednak stało to nie odstanie i Harry próbował zmazać z twarzy zmieszanie, jakie przylgnęło do niego z powodu napływu niepokojących myśli. Poczuł pewną ulgę, kiedy przedstawiła się jako stażystka – aczkolwiek nie była to wielka pociecha dla wiekowego już wampira. - Tak, Harry Milton – przedstawił się pełnym imieniem i nazwiskiem, robiąc to bardziej z nawyku niż grzeczności, próbując w pamięci odszukać twarz i dane personalne głównego nauczyciela do astronomii. Skinął nieśpiesznie głową, całkowicie wybity z rytmu podczas kolejnego odkrywczego okrzyku dziewczyny i już bez najmniejszej krępacji, wiedziony naukową ciekawością, patrzył na kolor zaklęcia wydobywającego się z końca różdżki. - Panno Guardi… – zaczął, a po jego tonie można spodziewać się mało przyjemnych komentarzy odnoszących się do zaistniałej sytuacji. Zanim jednak dał radę pokonać niepewność brzmiącą w głosie i zebrać odpowiednie słowa, dziewczyna uprzedziła go i wytykała palcem przeinaczone słowa uczniów. Westchnął z powodu nagłej bezsilności, jaka dopadła go zupełnie niespodziewanie. Pokręcił przecząco głową na rozbawione spojrzenie Alice, a jego twarz przedstawiała pewnego rodzaju znużenie, o którym nie miał pojęcia. Powstrzymał się przed dokończeniem komentarza, ustępując miejsca dla zgrabnym ruchom różdżki i zaklęciom niewerbalnym. Podniósł pierwszą z brzegu kartkówkę i bezbłędnie odczytał każde ze słów, czując niepomierną wręcz ulgę. Zerknął kątem oka na zapracowaną i zamyśloną twarz stażystki, mimowolnie porównując jej zachowanie do Desiree – o wiele bardziej spokojnej od niej, niemalże ospałej, jeśli rzeczywiście mamy porównywać. - Panno Guardi, rozumiem, że jest pani kipiącym wulkanem energii, ale prosiłbym się trochę opanować – siląc się na łagodny ton głosu, zwrócił jej (według niego) uprzejmie uwagę na temat dynamicznie zachodzących zmian podczas ich krótkiego spotkania. Powstrzymał palącą chęć pozbierania kartek i ucieczkę do własnego zacisza jakim był gabinet, posyłając pokrzepiający uśmiech rudowłosej. Nie wiedział co więcej może dopowiedzieć, aby nie urazić jej jeszcze bardziej niż obecnie – przynajmniej miał nadzieję, że dziewczyna nie naburmuszy się niczym dziecko i nie tupnie nóżką. Chociaż w głowie miał taką właśnie wizję, zakończoną wytkniętym językiem w jego stronę i mimowolnie, jego usta wygięły się w dobrodusznym uśmiechu.
Alice Guardi
Temat: Re: Niezdara Nie 21 Cze 2015, 16:48
Faktycznie, dla innych bycie tak nieporadnym graniczyło wręcz z cudem. Dla Alice to był chleb powszedni. Przecież już jak się urodziła to wyślizgnęła się ojcu z rąk, lądując na podłodze, tyle, że ze stoickim spokojem odbiła się od paneli i wróciła na ręce rodziciela. Nawet nie otworzyła przez ten czas oczu. To był pierwszy znak, że nie była normalną dziewczynką. Czarownicą urodzoną w rodzinie jugoli. Dla niektórych taki rodowód to ujma na honorze czarodziei, ale nie dla niej. Nie uważała się za rasę psa, bo nawet kundel był coś wart. Nawet niekiedy więcej niż jakiś tam labrador. Czemu by nie zanurkować w fontannie pełnej zmoczonych pergaminów? Dziewczyna aż za dobrze znała ból jakim było zalanie jakiegoś ważnego dokumentu, ale nie mogła z tym walczyć. Im bardziej się starała uważać, tym więcej rzeczy przegapiała! A gdy w końcu już myślała, że się nigdzie nie wywróci – podnosiła głowę i trach! Trafiała akurat w stalową zbroję, a guz na czole przypominał róg jednorożca. Nie robiła sobie nic z tych obrażeń, w końcu miała niezłe interesy z pielęgniarką. Od pierwszej klasy. Nie kto inny, a ona sama wylądowała w jeziorze podczas przepływania ze stacji do zamku. Musiała przyznać, że nie znała bardziej milusiej kałamarnicy jak tej z terenów zamkowych! Grzecznie odstawiła ją do łódki. A Alice jeszcze długo machała do niej, w ogóle nie martwiąc się potęgującym uczuciem zimna. Fikające go góry nóżki nie były zamierzonym działaniem, zresztą kto sobie planuje fikać ot tak? Nie Alice. Samo wychodziło, przypadkiem, najzwyczajniej w świecie. Kiedy wszystkie rybki-nie-rybki-prace-uczniów zostały odpowiednio wysuszone i naprawione – o ile można naprawić klasówki – tak Alice wysuszyła samą siebie i przysiadła na brzegu fontanny. -Mam nadzieję, że żadne kijanki nie wpłynęły mi do uszu, mogłabym nie słyszeć miauczenia Filemona. –mruknęła bardziej do siebie. Podniosła głowę, uśmiechając się do nauczyciela. -Oh. Opanować. Tak. –przytaknęła jeszcze bardziej zmieszana niż on. –Ja… ja nie chciałam pana urazić. Zawsze taka jestem. –wyjaśniła nieco pokrętnie. Po chwili jednak się uśmiechnęła na tyle uroczo ile potrafiła. –Mogę w ramach rewanżu zaprosić kiedyś pana na herbatę. Nie musi być teraz. Ale jak pan chce to może. Ale nie nalegam. Zawsze będzie pan mile widziany. Nawet przez Filemona. –dziewczyna wstała i rozejrzała się za pupilem. – A propos, jak go dorwę, bo chyba się schował. Kici kici! –zawołała go. Podparła się pod boki i pokręciła głową z westchnieniem. -Wszystkie prace odratowane? –zapytała jeszcze, chcąc pokazać, że naprawdę było jej przykro, że tak się zmoczyły.
Harry Milton
Temat: Re: Niezdara Nie 05 Lip 2015, 16:44
Delikatne rumieńce jakie wypełzły na policzki Alice były przewidywalną reakcją na stanowczą naganę ze strony Miltona, który próbował uchronić swoje dobre imię poprzez życzliwość utrzymującą się na twarzy. Bezpośredniość emanująca od dziewczyny peszyła go bardziej niż podejrzewał, chociaż w przeciągu kilku dni spędzonych w Hogwarcie zaczął dostrzegać otwartość większości członków grona pedagogicznego. Nie zmieniało to jednak faktu, że mężczyzna skomentował zaproszenie mało rozgarniętym skinięciem głowy, nie do końca świadomie skazując swą osobę na wieczorne pijaństwo herbatowe w towarzystwie szalonej Alice Guardi. - Tak, tak – nieśpieszna odpowiedź w końcu wypłynęła z ust wampira, kiedy praktykantka podjęła pierwsze próby poszukiwań swojego ukochanego pupila. Milton doskonale wiedział, dlaczego kot akurat w tym momencie postanowił ulotnić się; dlatego też poprawił nieśpiesznie dokumenty zebrane pod pachą oraz książkę, którą podniósł w międzyczasie. – Może pomóc z tym pudłem? – zapytał uprzejmie, przeklinając w duchu litość, jaką odczuwał w stosunku do niezdary. Jakkolwiek miał pełne prawo do odwrócenia na pięcie i odejścia, tak zostawienie kobiety z ciężkim pakunkiem godziło w dumę.