IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Korytarz

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2
AutorWiadomość
Nessy Temple
Nessy Temple

Korytarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 2 EmptyCzw 28 Cze 2018, 00:42

Kiedy była mniejsza w trakcie jednej z niedzielnych mszy, kapłan zadał zgromadzonym pytanie – czym jest miłość? W trakcie chwili ciszy, która zapadła po tym, jakby nie patrzeć dość fundamentalnym z perspektywy człowieka pytaniu, jedna dłoń powędrowała ku górze. Była to Nessy, dumna jak paw z tego, że znała odpowiedź na rzucone w przestrzeń pytanie retoryczne. Przekonana o swojej ogromnej wiedzy i bogatym doświadczeniu, w odczuwaniu i otrzymywaniu miłości, wszak miała już sześć lat i była prawie pewna, że to ją spośród rodzeństwa rodzice kochali najbardziej, nie dostała okazji by wypowiedzieć się o jej własnej, dziecięcej i naiwnej wizji miłości.
Wtedy twierdziła, że miłość jest wtedy, kiedy mama co dzień rano zaplata jej włosy w dwa mysie ogonki, a tata z podróży do wielkiego miasta przywozi jej paczkę suszonych moreli i mały bukiecik konwalii. Miłością było śpiewanie jej do snu przez matkę kołysanek albo wieczorne spacery na lody z ojcem. To była miłość, a przynajmniej tak to się wydawało młodej, nieznającej jeszcze życia dziewczynce.
Przyszłość pokazała, że miłość ma różne oblicza. W książkach, które mama chowała przed nią na najwyższych pułkach, to uczucie przybrało bardziej fizyczną postawę zawierającą wiele słów i epitetów, od których jeszcze dwa lata temu, robiła się cała czerwona na twarzy.
Szkolne fantazje z kolegami w roli głównej ograniczały się do zwykłego trzymania za rączkę, czy trochę bliższych niż pozwalał żelazny kodeks Profesor McGonagall pozycji w tańcu. Dopiero, kiedy Mark Weston pod koniec piątej klasy, klepnął ją w pośladek, a potem, kiedy próbowała mu oddać, skradł jej pierwszy pocałunek, wszystko zaczynało się układać inaczej. Dziwniej, trochę bardziej lepko i wilgotniej, jak pisały matczyne tomiszcza.
W obecnej chwili definicja miłości w głowie panny Temple obejmowała takie niezrozumiałe pojęcia jak chemia, motylki w brzuchu, czy pociąg natury seksualnej. Wpatrując się w Castiela Horna, trudno było jej powiedzieć czy czuła cokolwiek z tych rzeczy. Lubiła go, a przynajmniej na tyle na ile pozwalał jej na to spaczony umysł, nigdy nie zastanawiała się nad niczym więcej z jego udziałem, wydawało się jej to obrzydliwe, na podobnym poziomie jak gdyby robiła to z własnym bratem. Po za tym z zachowania Ślizgona widać było, że widział ją jedynie w relacji kumplowskiej, drażniąc się z nią, dokuczając, czy opluwając pestkami wiśni, w tej relacji nigdy wcześniej nie było miejsca na, cytuje lekkość w głowie, bezwładne nogi i kisiel zamiast mózgu.
Dlaczego więc nagle całe dziwne zachowanie chłopaka miałaby interpretować inaczej niż jako nagle ujawnioną chorobę psychiczną albo efekt zabłąkanego tłuczka, który tym razem siadł trochę za mocno.
- Masz, ale nigdy tego nie robiłeś, dlatego wydaje się to być dziwne. – Przygląda się zmianom zachodzącym w jego postawie. W jednej chwili rozluźniony, czekający na szybką odpowiedź i przejście do ataku, a tu nagle wszystko znika, zostaje spięty, niepewny posąg, który wpatruje się w nią w jakiś nowy, dziwny sposób.
Wszystko stawało się dziwne, a najgorsze było to, że umysł Krukonki celowo odrzucał jedyne słuszne wytłumaczenie, bo nie potrafił sobie z nim poradzić, nie wiedział jak powinien się zachować, dlatego wolał wierzyć, że przyczyną jest silny uraz głowy albo atak jakiegoś pasożyta, przejmującego władzę na Hornowym mózgiem, o ile takowy w ogóle istniał (mózg nie robal, o robalu co nie co słyszała, a na rozum chłopaka dowodów nigdy nie znalazła).
- Dlaczego? Nie uważasz, że łatwiej byłoby do czegoś dojść, gdybyśmy przestali bawić się w gry językowe i mówili co myślimy, gdy o tym myślimy? – Poziom hipokryzji ukryty w tym zdaniu był tak wysoki, że gdyby Cas posiadał jego wskaźnik, ten prawdopodobnie by eksplodował. Nessy Temple fałszywa, mówiąca to co ludzie chcą usłyszeć, sztucznie miła i dobra, wytykała komuś, że migał się od prawdy, że grał w rozmowie z innymi ludźmi? Koniec świata i śmiech na Sali.
Na słowa, że nie zrobi jej nic złego, jedynie lekko kiwa głową. Chociaż nie wydaje się być do tego do końca przekonana. Na jasnej twarzy przez chwilę nie widać żadnych emocji, skonsternowana przygląda się i wsłuchuje w słowa Ślizgona. Wodzi wzrokiem między jego oczami i ustami, które w jednej chwili zdają się należeć do dwóch różnych osób. Każde przekazując sobą co innego.
Nagle jednak stają się jedną i tą samą osoba. Oczy i język spotykają się, kiedy wypada z nich to pytanie, niby nic, od propozycja wyjścia gdzieś razem, we dwoje, jak para znajomych, tylko bez słowa znajomych. Prawdopodobnie próbowałaby jeszcze uwierzyć, że ma być to zwykła koleżeńska sprawa, ot narżnięcie się do nieprzytomności w barze pod świńskim łbem, gdyby nagle nie poczuła na swojej brodzie czegoś ciepłego. Niepewnie, jakby z pewną dozą obawy, to uczucie przenosiło się wyżej, kreśląc ślady na jej policzku.
Źrenice jej się rozszerzają, a cała postać z jakiegoś irracjonalnego powodu nagle sztywnieje. Krukonka ciągle jeszcze starając się odrzucić najbardziej oczywistą odpowiedź próbuje sobie wmówić, że ma muchę, komara, puchona na brodzie i to wszystko to tylko kolejna próba ocalenia jej życia. Jednak jak długo można się oszukiwać i odrzucać najprawdopodobniejszą odpowiedź.
Zapada cisza i w ciągu kilku sekund mózg Nessy zaczyna pracować na pełnych obrotach, wszystko czego istnienie chciała zanegować, w jakiś dziwny sposób zostaje ciśnięte jej w twarz, chociaż jak zwykle w jego przypadku z cichym wewnętrznym pomrukiem domyśl się.
Nawet nie zauważyła, kiedy opuściła spojrzenie i z wysiłkiem zaczęła wpatrywać się w swoje stopy. W końcu jednak, z pewną dozą zdziwienia i niepewności, jakby spodziewała się, że zaraz powie coś naprawdę, ale to naprawdę głupiego, otwiera usta, a z nich jakby cudzym głosem pada pytanie.
- Czy ty zapraszasz mnie na randkę? – Nie ma w tych słowach żadnej ironii, kpiny, niczego, brzmi jak zwykłe pytanie, prośba o podanie dzbanka z kawą albo o pracę domową. Nic co teoretycznie mogłoby wystraszyć chłopaka, a jednak blada twarz dziewczyny, z której zdawać by się mogło nagle odpłynęła cała krew, zdawała się mówić co innego, że jednak było się czego bać.
Castiel Horn
Castiel Horn

Korytarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 2 EmptyCzw 28 Cze 2018, 07:10

Zmiany są konieczne. W przypadku Castiela zmiany są już nieodwołalne. Za późno, aby móc cokolwiek odkręcić. Poza tym nie wiadomo czy los nie kazałby mu zakochiwać się po raz kolejny aczkolwiek w innych okolicznościach. Kto wie, gdyby to nie on wyciągnął ją z jeziora, to kiedy by go tknęła myśl, że Nessy nie jest mu obojętna? Tamtego dnia Castiel był w tak intensywnym stanie emocjonalnym, że zrozumienie uczucia jakim darzy dziewczynę, pojawiło się nagle. Wcześniej nie zauważał w sobie żadnych objawów mających na celu zakochanie się. Chociaż... może niektóre jego drobne zachowania poświadczały pójście w jednym i wiadomym kierunku? Od lat, zawsze czekał na nią przy tym samym posągu, gdy wychodziła z Pokoju Wspólnego Krukonów. Jeśli zdarzyło mu się zaspać, to ona biła pięścią w drzwi prowadzącego do Slytherinu. To była tradycja, czasami zmącona obrazą, fochem, urazą, ale za każdym razem wracała. Nie zwracał nigdy uwagi, że przynosiła mu kufel z herbatą, gdy spóźniali się na śniadanie. Nie zauważał, że gdy odchodzili od stołu czekał aż ona pierwsza wstanie. Drobne sytuacje, które powinny zaalarmować w chwili, gdy Castiel zdał sobie sprawę, że nie są trzynastolatkami. Kiedyś wszystko było prostsze. Miał za sobą kilka niedługich związków, podczas których bawił się wyśmienicie i trwał w nich dopóty dopóki nie zmogła go nuda i rutyna. Nie musiał przejmować się opinią Nessy, która nie pakowała się buciorami w jego relacje z innymi dziewczynami. Zwyczajnie nie była zazdrosna, nie okazywała tego i podchodziła do tego jak prawdziwa przyjaciółka. Dlaczego więc Castiel musiał nagle coś do niej poczuć? Niszczył lata zabawy dla jednego uczucia, które uparcie nie chce przeminąć. Istniały małe szanse na zmianę spojrzenia Krukonki. Czasami zawstydzał ją i komplementował pod płachtą żartu, jednak zawsze to była forma drażnienia wilka. Gdyby teraz miał to powtórzyć, głos by mu zadrżał zdradzając jak wiele w tym prawdy. Patrzył na nią i widział śliczną dziewczynę, za którą oglądało się coraz więcej osób. Ile musiałby czekać aby i ona na kogoś spojrzała inaczej? Ta świadomość ciążyła mu. Pragnął jej wszystko powiedzieć, pospieszyć się, by nie padła w ramiona kogoś innego żaląc się na upierdliwego kolegę. Sęk w tym, że gdy przy niej był, mózg i język miały zakłócenia na linii.
Zamknął na chwilę powieki, wyczytawszy sekundę wcześniej z jej twarzy pytania i żądanie odpowiedzi. Miała prawo czuć się zagubiona pod ostrzałem sprzecznych bodźców płynących z jego strony. Castiel nie umiał inaczej. Potrafił mówić wprost, ale w tej sytuacji zapominał języka w gębie i co ukrywać... bał się jej reakcji.
- Ty nie mówisz mi co myślisz. - wytknął, mrużąc oczy.  - Puszczasz mi zasłonę dymną i żądasz, bym i ja jej zaniechał. - nie mówił z agresją. Gniew gdzieś uleciał ustępując miejsca silnie walącemu sercu i adrenalinie krążącej w żyłach. Od lat ukrywali prawdziwe sedno swoich problemów. Zasada tejże przyjaźni musi ulec zmianie. Castiel sam ją powoli zmieniał, wbrew decyzji Nessy. W jego wypowiedziach przenikały momenty szczerości, której nigdy jej nie ofiarowywał. Na przykład teraz - cała jego postawa, spięcie, niekontrolowany gest, płytki oddech - tego nie udawał. Nie kłamał, kiedy mówił, że o nią pytał. W tamtym momencie wydawało mu się to naturalne, dopiero teraz zauważa, że postawił za granicę duży palec u stopy.
- Nessy. - nawet jej imię brzmiało inaczej, kiedy je wypowiadał. Z każdym momentem spędzonym w jej towarzystwie, coś w Castielu pękało. - Jesteś blada, a ledwie cię dotknąłem. Przecież nie chcesz znać moich myśli, przyznaj to. Nie spodobałyby ci się. - znów błądził wzrokiem po jej twarzy, tym razem trzymając dłonie na wodzy. Nie cofał się, nie chciał. Egoistycznie czerpał z tego ogrom przyjemności. Przesiąkł echem jej ciepła, a więc stał obok.
Uciekła wzrokiem. Zdążył zauważyć szok wymalowany na jej twarzy. Schowała przed nim twarz i odcięła go od poznania prawdziwej reakcji na to, na co ośmielił się powziąć. Nie przerywał ciszy, nie wiedziałby co ma powiedzieć. Miał jeszcze szansę, aby się wycofać, obrócić wszystko w chory żart, wmówić jej, że robi jej psychoanalizę, aby podać ją do terapeuty magomedycznego, który wyjaśniłby jej zamiłowanie do topienia się. Miał tak wiele opcji, a z żadnej nie skorzystał. Atmosfera między nimi była zbyt pociągająca, by ją burzyć i rozrzedzać. Może do mózgu Nessy dobrną sygnały, jakie wysyłał jej Castiel. Gdyby pojęła, na co się zanosi, mogłaby zawczasu odpowiednio zareagować - narzucić mu dystans, dając mu jednocześnie odpowiedź, że nic do niego nie czuje, albo... zostać i pozwolić mu na to, aby mogli wspólnie sprawdzić czy umieją żyć w innej definicji razem.
- Nie zapraszam cię do herbaciarni pani Puddifoot, nie pokażę ci nocą fajerwerków i nie przyniosę koca do wieży astronomicznej. Mówię o starym, Hogsmade i ulubionym piwie w obskurnej oberży, kiedy deszcz będzie lał za oknem. Bez twoich przyjaciółek chichoczących ci za uchem i moich kolegów robiących za plecami zakłady. Wniosek nasuwa się sam. - nie powiedział jaki wniosek. Nie odpowiedział czy to randka czy nie. Wywinął się od szczerości, pozostawiając Nessy odebranie tego tak, jak to będzie jej wygodne. Już sam fakt użycia w zdaniu słowa "randka", gdy rozmawiali, był dużym krokiem. Wzięła to pod uwagę i pobladła... czyli straszy ją bardziej niż uspokaja. Dał jej możliwość zrobienia w tył zwrotu, choć bardzo nie chciał, by to robiła.
W pewnym momencie jęknął, unosząc rękę do swojego ciepłego czoła. Potarł je mocno, odczuwając zmęczenie pochorobowe. Castiel bał się, że robi coś głupiego i ją za chwilę bezpowrotnie straci. W przypływie echa rozpaczy, podszedł do niej jeszcze bliżej, nachylając się tak, by ich oczy były na tej samej wysokości. Czuł jej oddech na twarzy. Doprowadzało go to do obłędu.
- Nie rozumiesz tego? - zapytał ją cicho.  - Chcę się widzieć z tobą poza Hogwartem, ale do tego chcę z tobą rozmawiać. Bez całej tej kpiny, ironii i sarkazmu. Raz na jakiś czas, nie zawsze. Nie umiem ci inaczej powiedzieć, a nie pokażę ci tego, bo nie wiem czy to udźwigniesz. - omijał kluczowe słowa. Szedł obok tematu. Równie dobrze mógłby iść na skrajną łatwiznę i zwyczajnie ją pocałować. Później musiałby odejść z jej towarzystwa, dać jej bardzo dużo na wynegowanie w sobie odpowiedniej reakcji, musiałby przeżyć własny stan emocjonalny i na przykład upić się w trupa w Pubie Pod Trzema Miotłami, a w ostatnim stadium... otrzymać od niej odpowiedź. Jeśli Nessy nie pojmie powodu jego zachowania, będzie musiał zrobić coś bardziej zdecydowanego. Być może ona podejrzewa coś, ale wypiera z siebie? Przytulał ją pierwszy raz od siedmiu lat, dotknął jej dziś mimo, że nie powinien... Nessy musi zrozumieć. Chyba, że jest faktycznie tępą bułą i Castiel musi podać jej wszystko na tacy. Powoli godził się i z tą myślą...
- Zmieniłaś się i to bardzo widzę. Bardziej niż bym chciał. To komplement. - i jego źrenice się rozszerzyły, gdy przesunął wzrokiem po jej ciele. Od twarzy aż do stóp. Nie w sposób obleśny, natarczywy, a z... czy to był błysk szacunku? Niemożliwe, nie Castiel. A jednak. Serce przyspieszyło rytm. Pchało go bliżej, zmuszało do ryzyka. Zatrzymał błyszczący wzrok na jej ustach. Co z nich usłyszy?
Nessy Temple
Nessy Temple

Korytarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 2 EmptyCzw 28 Cze 2018, 22:32

Niczym niemieckie messerschmitty latały między nimi setki niezadanych pytań. W pełnym rynsztunku, gotowe wystrzelić w dowolnym momencie i zestrzelić resztki tej, dawniej tak dobrze prosperującej przyjaźni, a przynajmniej jej pochodnej. Czegoś co ładnie wyglądało na zdjęciach, a śmiesznie w opowieściach, które kiedyś mogliby opowiadać swoim wnukom.
Nie miało być im jednak dane doczekać takiej wspaniałej przyszłości, w której niezmącona nadmiarem niepotrzebnych słów, uczuć ich znajomość mogłaby się wolno wypalić, przykryć kurzem, a może nawet przetrwać i wegetować w stanie bliżej nieokreślonym przez następne lata. Mogli sobie wysyłać kartki na święta, zapraszać na partyjki brydża, co było złego w partyjkach brydża w przyjacielskim gronie, czemu świat celowo starał się to wszystko zagmatwać, oddalić spokojne życie, na rzecz nieznanych rozchwianych wód, chaotycznego oceanu uczuć?
Przerażona wnioskami, które czy tego chciała czy nie, wychodziły z kolejnych wyrzucanych lekkomyślnie i bezmyślnie z castielowych słów ust, robiła się coraz bardziej niepewna, blada i poddenerwowana. Miała ochotę na niego nakrzyczeć jakim prawem, jak mógł, co go do jasnej cholery podkusiło by…, z nią…, ach nie była wstanie nawet w myślach wypowiedzieć tych słów. Przecież byli dwójką muszkieterów, dwójką kowbojów samotnie przemierzających ten oderwany od prawdziwej rzeczywistości świat, dlaczego, co się nagle stało, że ta relacja przestała mieć rację bytu, że pojawiło się coś więcej, coś czego bała się nazywać w obawie, że ją też mogłoby dopaść.
Nie zrozumcie jej źle Nessy uwielbiała wszystko co łączyło się z początkowym stadium zauroczenia, bezwiedne podążanie wzrokiem za ukochaną osobą. Zapamiętywanie miliona błahych i niepotrzebnych informacji, martwienie się słowami wyrzucanymi bezmyślnie, zastanawianie się co on robi, czy o niej myśli. Łapanie się na bezwiednym rozpamiętywaniu nic nieznaczących scen, spotkań, czy coś tak głupiego jak wyczekiwaniu na zegarku godzin pokroju 11:11 i wmawianie sobie, że w tej jednej chwili on właśnie o niej myśli. To wszystko było piękne, cudowne i Nessy uwielbiała pogrążać się w tym bez reszty, tracić głowę i zachowywać się jak skończona idiotka. Problem polegał na tym, że przy Hornie nigdy czegoś takiego nie było, od pierwszego spotkania, kiedy powiedział jej, że brzydko wygląda w tych warkoczykach, wiedziała, a przynajmniej starała się siebie przekonać, że nigdy nie polubi kogoś takiego. Kiedy jednak okazało się, że przez jakiś głupi zbieg okoliczności są na siebie skazani do końca życia, zakazała sobie, kiedykolwiek zakochać się w chłopaku, widząc po jego zachowaniu i tym jak traktował swoje byłe, że to nie miałoby sensu. Dodatkowo doskonale pamiętała ten dzień w drugiej klasie, kiedy w żartach powiedział jej, żeby uważała by się w nim nie zakochać, bo będzie musiał złamać jej serce. Choć zgoła dwunastoletnia czy trzynastoletnia Nessy, nie myślała wtedy o takich rzeczach, głęboko do siebie wzięła, wypowiedziane wtedy słowa.
Skoro więc teraz, przytłoczona kolejnymi słowami wydobywającymi się z ust Ślizgona, z każdą chwilą czuła się coraz bardziej przygnieciona tym wszystkim, blada, przygryza niepewnie wargę, aż czuje delikatny posmak krwi na języku. Dopiero wtedy podnosi głowę znad swoich butów i niepewna czy chce poznać odpowiedzi na swoje pytania spogląda mu w oczy.
Jest tak blisko, że dokładnie czuje zapach jego mydła, ciepły oddech osadza się na jej skórze, tworząc delikatną warstwę ochronną, która w przekonaniu chłopaka miała ją chyba chronić przed wszystkimi innymi, ukryć przed potencjalną konkurencją.
- Od kiedy? – mnie lubisz, kochasz, nienawidzisz tak bardzo, że chcesz odebrać mi jedyną osobę, przy której naprawdę jestem sobą. Nie musi odpowiadać, domyśla się, ale mimo wszystko chce to usłyszeć, chce być pewna.
- Wiesz, że ja…- milknie, nie potrafi tego powiedzieć, no bo niby jak. Wiesz co stary schlebiasz mi, ale nigdy nie patrzyłam na ciebie w taki sposób, zawsze byłeś jak łupież, walczysz z nim, chcesz się go pozbyć, a on i tak zawsze wraca, a ty przynajmniej masz w życiu coś stałego jak podatki, czy kończącą wszystko śmierć. No jak miała mu to powiedzieć, może od razu powinna wyrwać mu serce, posypać solą i udawać, że jej wcale tam nie było?
- Cas to bez sensu…, nigdy…, przez cztery lata myślałam, że to że spędzasz ze mną czas, to kwestia przegranego zakładu. – Mówi wpatrując mu się w oczy i błagając, by w końcu wybuchnął śmiechem i powiedział jej, że się nabrała i to wszystko to tylko wcześniejszy kawał prima aprilisowy.
Już otwierała usta by powiedzieć coś jeszcze - lubię cię jak brata, jak pieprzyka pod pachą, który irytuje, ale idzie się do niego przyzwyczaić, że na pewno znajdzie kogoś lepszego, to jej wina, że go nie kocha w taki sposób, że może coś się zmieni, ona to jeszcze przemyśli, ale niech nie wymaga od niej teraz odpowiedzi, niech nie wymaga jej nigdy. Nie mówi jednak nic, zawieszona w tym egoistycznym układzie, w którym sama czuje się bezpiecznie, równolegle dręcząc go.
Cholera gdyby chodziło tylko o sex, zwykłe friend with benefits, może by się nawet zgodziła, raz czy dwa, chcąc sprawdzić jak by to wyglądało, bez zobowiązań, śniadania, kolacji, zwykłe zwierzęce pożądanie, ale na to też było za późno. Zasady już od początku byłyby przez chłopaka łamane.
Castiel Horn
Castiel Horn

Korytarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 2 EmptyCzw 28 Cze 2018, 23:32

Powoli wewnętrznie opadał z sił. Próbował zakomunikować jej jakie zmiany zachodzą w relacji, a w następnej chwili potrzebował wszystko odwołać. Robił jej sieczkę z mózgu, nie potrafiąc zdecydować się, które wyjście będzie najlepsze dla... niego samego. Co prawda w słowach zawarł troskę o zdrowie psychiczne Nessy, lecz ta dziewczyna była wciąż błogo nieświadoma i nie musiała wcale cierpieć katuszy. To Castiel będzie musiał iść upić się na umór, by od poniedziałku móc poprawnie funkcjonować. To Castiel zmuszony będzie wskrzeszać swoje ciało po planie, jaki właśnie ukształtował. Zapakuje kogoś pod pachę i pójdzie do Pubu Pod Trzema Miotłami. Pomyślał o Alecto. Mógłby spróbować na niej wyżyć nagromadzony dziś ból i gniew... podejście chamskie i okrutne, a jednak chłopak wiedział, że Alecto nie tylko to wytrzyma, ale również mało się tym przejmie i odpłaci mu się pięknym za nadobne. Przy niej hamulców nie musiał trzymać. Przy Nessy również, choć w tej sytuacji wolałby nie ranić dziewczyny, zaś Alecto... nie była już jego priorytetem, a więc nie musiał martwić się o jej fochy i stan emocjonalny.
Udało się. Agnes Temple zaczęła kojarzyć fakty i było po niej widać z jakim trudem ta wiedza do niej dotarła. Godna uczennica Ravenclawu, domu z największą liczbą kujonów i osób obdarzonych inteligencją, w końcu dodała dwa do dwóch i wyszło... cztery. Sęk w tym, że Castiel nie odczuł ulgi jak się wcześniej spodziewał. Trzewia ścisnął go monstrualny strach. Pojedynki z potworami umywają się w obliczu takiej sytuacji, gdzie w każdej sekundzie waży się przyszła relacja. Castiel zbyt mocno się angażował, za bardzo chciał być blisko Nessy. Problem w tym, że ona nie była na to gotowa. Tak mocno zdenerwowała się po odkryciu niepotwierdzonego jeszcze tropu. Nigdy nie widział jej tak bladej poza właśnie tamtym dniu, w którym wyłowił ją ledwie przytomną z jeziora. Czyżby doprowadzał ją do stanu nieużywalności? Castiel wyprostował ramiona i pogodził się z decyzją, jaką podjął po pewnym pomyślunku. To nie czas, by Nessy poznawała stan jego uczuć. Miał rację, nie udźwignie tego, a on nie chce narażać się dla prawie pewnej odpowiedzi. Los zakpił sobie z niego. To ona miała nie zakochiwać się w nim, a okazało się, że diabeł tkwi w szczegółach. W tamtej rozmowie nie wspominał nic o tym, aby on nie zakochiwał się w niej... Dzisiaj będzie musiał wtłoczyć do organizmu kilka dawek alkoholu. Pozwoli Alecto na osobiste wlewanie mu piwa do gardła.
Zignorował jej pytania. Zignorował całkowicie jej słowa, mowę, pytanie, brak pewności siebie, spuszczoną głowę, przygarbione ramiona i spięte mięśnie. Jakby w ogóle się nie odezwała. Często tak robił, gdy nie chciał odpowiadać. Udawał, że nic nie zostało powiedziane i miał w nosie cudzą reakcję. Zapomniał tylko, że Nessy nie jest cudza.
- Chciałem coś sprawdzić. - zakomunikował i wyciągnął lewą rękę z kieszeni spodni. Sięgnął do twarzy Krukonki, mając w nosie to, jak się spina, jej szok i obawę w soczyście zielonych oczach... Nie patrzył na to, bo nie chciał tego pamiętać w następnych dniach. Chwycił jej brodę między palcem wskazującym a kciukiem. Uniósł ją wyżej i naparł dłonią, by odchyliła głowę w prawą stronę. Każda zmarszczka na twarzy mówiła, że czegoś łapczywie szukał. Zrobił krok bliżej, ale bardziej z prawego boku i odsunął włosy z jej bladej skroni. Mógłby przysiąc, że widzi pulsującą w niej żyłkę. Nie wyglądała jakby miała pęknąć.
- O, jest. - jego oczom ukazała się blizna za jej lewym uchem. Zawsze chciał ją ponownie zobaczyć, a skoro teraz może zaryzykować, to czemu miałby nie skorzystać? Za chwilę i tak wszystko się bezpowrotnie zmieni.
- Niewiele pamiętam z tej nocy, ale nigdy nie zapomnę twojej miny, gdy rano w wielkiej sali odkryliśmy twój tatuaż. Tarzałem się ze śmiechu tydzień. - wspominał i przyglądał się uważnie kształcie serca pod jej uchem. Przełknął gulę w gardle czując trzęsienie własnego serca. Przypomniał mu się ta noc, a raczej poranek i kac. Podobno tańczyli z wieszakiem na kurtki, pomniejszyli meble w oberży, a za tatuaż chcieli płacić w naturze.
- Szkoda, że tamten człowiek nie zrobił ci go na łydce. Większego rozmiaru i coś konkretniejszego niż jakieś tam serce. - musnął kciukiem ślad po usuwaniu tatuażu. Sam się uchował, czego nie żałował. Wypuścił Ness, niechętnie, ale mimo wszystko zachował w sobie resztki delikatności. Namierzył jej wzrok. Przez długie dwadzieścia sekund patrzył na nią w dziwny sposób. W sposób jakby chciał powiedzieć jej tysiąc rzeczy, a nie mógł. Dla niej, tylko dla niej, postanowił zrobić w jej mózgu jeszcze większą sieczkę. Ratował ją z opresji, kolejny raz. Będzie mu za to wdzięczna, nawet nieświadomie. Castiela czekały zatem bardzo trudne dni i noce, ale nie był gotowy na utratę relacji z Krukonką. Nie dzisiaj. Może nigdy.
- No cóż, nie pozostawiasz mi żadnego wyjścia. - powiedział niby do niej, a jednak do siebie. Uśmiechnął się przelotnie i z jakąś dziką, zuchwałą iskrą w oczach przybliżył usta do jej twarzy. Śmiertelnie niebezpiecznie blisko. Męczył ją i przedłużał swój następny krok o kolejne sekundy. Czekał aż atmosfera zrobi się nieznośnie napięta, aż odczuł w swoim wnętrzu silny przymus działania. Wstrzymał oddech i uniósł głowę wyżej, by pocałować sam środek jej czoła. Nie krótko i nie delikatnie, jak to opisywane jest w książkach i komediach romantycznych. Usta paliły go żywym ogniem w kontakcie z jej skórą, sprawiając prawie co fizyczny ból. Robił to pierwszy i ostatni raz. Jak powitanie i pożegnanie za jednym razem. Trzymał je blisko, ściskając mocno powieki. Liczył sekundy. Jedna, trzecia, ósma, trzynasta... Odsunął się ze słyszalnym, tłumionym w gardle jękiem. Postąpił półtora kroku w tył, oddając jej obszar do oddychania. Stanął do niej bokiem i przeczesał palcami włosy. Nie ruszał się przez dwie chwile. W pewnym momencie barki Castiela zaczęły drżeć, trząść się. Cała jego sylwetka wpadła w dziwny spazm, który po dwóch sekundach okazał się... tłumionym śmiechem. Usta zaciskał mocno, ale broda i tak drżała od rechotu pragnącego wydostać się na światło dzienne. W sercu jakaś część jego umierała... a na zewnątrz wybuchnął potężnym śmiechem, prawie idealnie maskując nuty rozpaczy. Chwycił się za brzuch i śmiejąc się nieprzerwanie odchylił głowę do tyłu. Korytarz wypełnił się jego dźwiękiem.
- U...u-uwierzyłaś mi? - wykrztusił z siebie, błagając w myślach, by powiedziała "tak! wiem, że teraz mnie okłamujesz! Wiedział, że tak nie będzie. Za bardzo widział w jej oczach strach przed decydującym i ostatecznym krokiem. Zgiął się w pół i trząsł się ze śmiechu, nie tłumiąc go w ciasnym ciele. Castiel odwoływał wszystko, co z takim trudem dawkował.
- Gdybyś... gdybyś tylko... widziała... s-swoją... m-minę... - otarł wierzchem dłoni łzy spływające po policzkach. Zaczął się śmiać sam z siebie. Było łatwiej nadać swojemu zachowaniu szczerości. Nowa fala wybuchu radości brzmiała jeszcze prawdziwiej. Wiedział, że jest okrutny. Mimo targających nim spazmów śmiechu, próbował wyłapać jej westchnięcie ulgi, czyli potwierdzenie prawidłowego zachowania. Tego, czego pragnęła. Dał jej to, ale nie za darmo. Włożył jej do głowy boleśnie sprzeczną informację z tym, co właśnie teraz robi. W pewnym momencie Ślizgon rozkasłał się, gdy zaczynało brakować mu oddechu. Tym samym kamuflował dźwięk łamanego serca. Tylko to jej serce miało pęknąć, a nie czyjeś... Kolejna salwa śmiechu zagłuszyła resztki wątpliwości.
Nessy Temple
Nessy Temple

Korytarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 2 EmptyPon 09 Lip 2018, 21:29

Śliczna Nessy, o pięknych nogach, idealnym kształcie pupy, doskonale wyglądająca w kusych spódnicach i czarnych podkolanówkach, o zielonych oczach, w których nie jeden pragnął utonąć i delikatnych ustach, z których pocałunki smakują jak leśne maliny. Agnes dobra koleżanka, pomocna i zawsze służąca radą, a przynajmniej gotowa wysłuchać, przytaknąć i udać, że rozumie, wypowiedzieć kilka banałów, że wszystko będzie dobrze, a na pewno gdzieś za zakrętem czeka lepszy dzień. Panna Temple zdolna czarownica o dużych zdolnościach magicznych, wspaniała przyszła różdżkarka, z lekkim piórem i umysłem ostrym jak brzytwa, rządna odpowiedzi i waleczna w poszukiwaniu prawdy. Oddana jej za wszelką cenę, w niej wypatrująca źródła siły i mocy.
Tak ludzie ją widzieli, taką siebie im sprzedawała. To była ładna bajka, było w niej trochę prawdy, niewiele, ale cóż w każdym dobrym kłamstwie kryła się jej odrobinka, która służyła jako baza, opoka do budowania. W oczach mijanych uczniów widziała, że wierzą w tę obłudę, taka im się podobała. Więc otoczona szalem hipokryzji, szła przez świat poznając innych, ale ukrywając przed nimi siebie. Przed wszystkimi poza nim,  on wiedział jaka jest prawda, widział grę, znał jej zasady, sam pomagał je ustalać. Nie przywiązuj się, nie czuj, nie kochaj, baw się, a kiedy zacznie robić się poważnie uciekaj, w życiu liczy się jedynie dobra zabawa, fun bez konsekwencji.
Skoro tak dobrze znał układ, to jak mógł to zrobić, no jak? Nie mogła tego zrozumieć, wpatrując się w jego bladą twarz w kółko powtarzała w głowie te słowa Cas jak mogłeś. Po każdym by się tego spodziewała, ale nie tobie, nie mogłeś być przecież tak głupi i uwierzyć, zapomnieć, stracić rozum, chciałaby teraz uwierzyć, że to tylko głupi żart, ale było już za późno, żadne słowa nie wyrzucą z pamięci tej miny, tego bólu w oczach, który widziała, łomotania serca, które wypełniało tą wąską przestrzeń miedzy nimi. Nie mogłeś, to jest takie głupie, pozbawione sensu i logiki. Coś w jej głowie, ta sztucznie wykreowana Nessy Temple, śmiała się w głos, że w miłości nie ma nic z tych rzeczy, że ona się po prostu pojawia, nie dla jakiś cech ale po mimo ich. To bezsensowne i głupie – miała ochotę krzyczeć, a jednak usta pozostawały zamknięte, skulona w sobie starająca się zapomnieć o tym wszystkim, próbowała sobie przypomnieć dlaczego jej podobali się niektórzy chłopcy. Jedni przystojni, inni piekielnie inteligentni, niebezpieczni, posiadający władzę lub pozornie, chwilową nią nie zainteresowani, stanowiący ciekawą zabawkę na kilka chwil, do znudzenia.  Lubiła ich komplementy prezenty małe i duże, czułe słówka szeptane lub pisane w listach, świadomość, że była pożądana, to uzależniało, karmiło ego, już i tak nabrzmiałe ponad miarę. Jak Castiel Horn wiedzący to wszystko, a prawdopodobnie jeszcze więcej mógł zrobić coś tak głupiego?
Z zamyślenia wyrywa ją jego dotyk. Kiedy delikatnie podnosi jej głowę do góry, z twarzy strącając kilka kosmyków. Jego palce są ciepłe i szorstkie, czuje pogrubioną skórę od gry w quiditcha, a mimo wszystko ten dotyk nie jest nieprzyjemny, ale też nie wywołuje dreszczy podniecenia, pożądania, po ciele nie przechodzi ją prąd, a w brzuchu nie ma stad motyli, jest tylko chwila niepokoju, niewiedza co się zaraz stanie, bo przy nim nigdy nie jest tego pewna.
Z jego dłonią na swoim karku jest bezbronna, mógłby ją złamać niczym suchą gałązkę, skrócić jej cierpienie na tym łez padole i oszczędzić dalszego losu. Jednak tego nie robi, jedynie delikatnie muska palcami miejsce jej głupiego kaprysu, efektu zbyt dużej ilości alkoholu i późniejszego gniewu ojca, który nie godzi się na to.
Słyszy jego głos, przechodzi on przez jej głowę, jednak nie pozostawia po sobie śladu, ona nie słucha go, nie chce, boi się wszystkiego  co teraz wychodzi z jego ust. Uśmiecha się niby tak samo jak zawsze, a jednak teraz jest jakby smutny, za długo go zna by tego nie dostrzec, by tym razem nie domyślić się co zaraz zrobi. Pragnie go powstrzymać, krzyknąć by tego nie robił, nie udaje jej się i zanim otworzy usta, powie choć słowo, on już jest przy niej. Pochyla się, szybko niwecząc dzielące ich trzydzieści centymetrów różnicy wzrostu i przywiera ustami do jej czoła. Nie jest to nieprzyjemne, punktowe ciepło na jej twarzy. Nikt ją nigdy tam nie całował. Chłopcy zawsze celowali w usta, wpijali się w nie łapczywie, z brakiem delikatności i finezji, wpychali swoje obrzydliwe jęzory, jakby każdy marzył o wymianie śliny i bakterii. Całowano jej policzki, dłoń, kiedyś tata włosy, zostawiano malinki na szyi, brzuchy, barku, kiedyś jedną na lewym pośladku. Dla wszystkich przez te siedemnaście lat czoło jawiło się jako element tak aseksualny i nieciekawy jak to się tylko mogło wydawać, aż do teraz. Słyszy jego przyspieszony oddech, kiedy po zbyt długiej chwili oddala się.
Skonsternowana, zażenowana, nie pewna co powinna teraz zrobić czeka na niego. Kiedy słyszy śmiech, niby tak dobrze znany, a jednak inny, spogląda na niego ze smutkiem. Nie wierzy w jego farsę, w szopkę, którą przed nią odprawiał. Nie  potrafił grać, nie tak dobrze jak mu się wydawało. Chciał ją zmieszać, wmówić jej, że to wszystko było żartem, ale na to już było za późno.
Mimo wszystko zgadza się na jego nowe zasady, skoro chciał udawać, że nic się nie stało, jej to było na rękę. Egoistycznie postanowiła nadal trzymać go przy sobie.
- Debil. – Dźga go łokciem pod bark, nakładając na twarz sztuczny kpiący uśmieszek, po czym szybko odchodzi od niego o krok i obraca się bokiem, udając, że z zainteresowaniem przygląda się stojącemu naprzeciwko obrazowi. Nie chce by dojrzał jak ukrytą za jej drobnym ciałem dłoń zaciska ze zdenerwowania.
- Więc co Tępy Baranie chciałeś mi pokazać? – Dodaje, przypominając sobie, że ten zakochany w niej baran po coś wyciągnął ją z bezpiecznej przestrzeni pokoju wspólnego i chyba w założeniu nie chodziło o zrywanie ich przyjaźni, jakimiś nadbagażowymi uczuciami.
Castiel Horn
Castiel Horn

Korytarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 2 EmptyWto 10 Lip 2018, 08:30

Miał w umyśle kilka scenariuszy dalszego postępowania w obecnej sytuacji. Co Nessie mogłaby zrobić mu za tak niepoważny i nieprzystojny żart? Wystarczy chwilę się zastanowić. Punkt A - wystrzelić weń zaklęciem w imię zemsty. Punkt B - naruszyć jego cielesność i zapoznać żuchwę z jej małą dziewczęcą rączką. Plan C - nawrzucać mu, obrazić, wbić szpilkę w oko. Plan D - wypomnieć żenujące sytuacje z przeszłości. Plan E - stworzyć laleczkę voodoo z jego podobizną i odprawiać nad nią groźne rytuały. Plan F - nasłać na niego Filcha. Plan G - wysłać mu pchły w proszku.
Jak widać opcji jest wiele. Każda droga prowadziła ku uświadomieniu mózgu Castiela jakie przestępstwo popełnił. Nigdy do takiego stopnia się z niej nie nabijał. Znał granicę. Wiedział, którego tematu nie poruszyć, aby nie zniszczyć relacji. Pojmował które z sytuacji życiowych wpędzą Nessie we frustrację, słabość i zażenowanie. Co innego celowe wywoływanie rumieńców na jej policzkach, a co innego wymuszanie ich poprzez kontakt fizyczny. Castiel zatarł granicę między tym co było, a co może być. Był pewien, że opracował plan doskonały. Przeanalizował zachowania dziewczyny wzdłuż i wszerz, od podszewki. Powstaje więc jedno zasadnicze pytanie, przez które Ślizgon będzie dziś wieczorem wyrywać sobie włosy z głowy - jakim to cholernym sposobem Nessie ośmieliła się wybrać drogę z punktu H? Jak?! Dlaczego nie rzuciła się doń z pięściami, dlaczego zachowała spokój, dlaczego, dlaczego, dlaczego? Między jedną salwą śmiechu a drugą, jakże udawaną, próbował wyłapać z jej twarzy emocje. O czym ona myśli? Co jej chodzi po głowie? Castiel miał tak wiele pytań, a nie mógł zadać ni jednego, nie demaskując się bardziej niż dotychczas. Widząc minę krukonki zrozumiał jak wielki błąd popełnił. Odważył się wystawić za granicę duży palec u stopy. Błąd stulecia. Ah, gdyby zmieniacze czasu były bardziej dostępne dla młodzieży, zmieniłby to spotkanie całkowicie. Nie przewidział treści planu z punktu H. Punkt H - Nessie mu nie uwierzy. Nie mógł się mylić. Nakarmił ją tym, czego tak niewerbalnie pragnęła, a jednak go przejrzała. W chłopaku pojawił się ogień paniki. Stłamsił go, zdeptał przekuwając go chłód.
Napad śmiechu minął. Pobrzmiewał w uszach, ostatnie tony niosły się echem po korytarzu. Nie ocierał łez ze śmiechu, bo ich faktycznie nie było. Wyprostował się. Nie zareagowała w poprawny sposób. Znał ją przecież, przygotował tyle planów potencjalnych odpowiedzi, nie biorąc nawet pod uwagę, że jednak wykaże się bystrością. Nie uważał jej za zbyt spostrzegawczą. Gdy mieli po lat dwanaście czy czternaście bezkarnie karmił ją kłamstwami, później obracając je w żart, gdy robiły się niewygodne. A może ona już wtedy rozpoznawała, kiedy udawał, a kiedy był prawdziwy? Od czasu wyłowienia jej z jeziora Castiel nie umiał być naprawdę. Musiał mieć maskę. Tak jak i teraz.
Nie poczuł nawet dźgnięcia, nie zwrócił na to uwagi.
- Myślisz, że teraz gdziekolwiek cię wezmę? - prychnął, wkładając w słowa dużo odpychającego zimna. Ona nie może się o niczym dowiedzieć. Jeśli nabrała podejrzeń, musi szybko je wyperswadować z tego krukońskiego łba. Nessie nie ma prawa wiedzieć o uczuciach Castiela. Panikowała, gdy poruszył ten temat, a więc więcej tego nie powtórzy, bo inaczej oszaleje.
- Po tym jaką awanturę mi urządziłaś? To ja tu chcę pokazać pseudo miły gest, a ty to olałaś. W ogóle nie interesujesz się tym, co do ciebie mówię. Lekceważysz mnie i wolisz leżenie z tyłkiem w górze na kanapie zamiast atrakcji mojego autorstwa. Nie doceniasz moich wysiłków. - powiedział siląc się na obojętny ton, a mimo wszystko od Castiela zaczął bić chłód. Dystansował się. Na siłę, próbował jak najszybciej się od niej oddalić. Albo inaczej, sprawdzić by go znienawidziła. Wtedy nie będzie mieć podstaw do zdemaskowania go.
Castiel Horn nienawidził przegrywać. Nie umiał przyznawać się do porażki, dlatego poruszy niebo i ziemię, aby zniechęcić do siebie Nessie. Jeśli ona się dowie za wcześnie o tym, co do niej czuje... równie dobrze może iść skoczyć ze szkolnego mostu.
- Wiesz co? Mam dosyć takiej ignorancji. Nawet żartów nie rozumiesz. To nudne. Słyszysz? NU-DNE. - zacisnął palce w pięść. Chłód rozsadzi go od środka. Kilka chwil temu miał ją tak blisko, a teraz coraz bardziej się od niej oddalał. Próbował ją zranić, by udusić w zarodku wszelakie podejrzenia. Dałby sobie rękę uciąć, że nie poszła na jego grę. Gdyby uwierzyła, zareagowałaby dosadnie. Nie tak... cicho i smutno. Miał ochotę zetrzeć ten jej uśmiech z twarzy.
- Czy ty w ogóle pamiętasz jeszcze jak to jest się bawić? - zapytał z wyniosłą miną. Wypatrywał w jej twarzy oznak, że nabrała się na to. Musi uwierzyć w tę maskę. Będzie próbował aż do skutku.
Nessy Temple
Nessy Temple

Korytarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 2 EmptyPon 16 Lip 2018, 01:24

Wiedziała, od zawsze dostrzegała kiedy próbował ją oszukać, ale pozwalała mu na to, kłamała razem z nim, robiła zdziwione miny, wykrzykiwała przerysowane ochy i achy, kiedy ten karmił ją kolejnym łgarstwem, w które tak często chciała wierzyć. Tak jak i w to.
Było już jednak za późno. O ile wcześniej udawało jej się wypierać wszystkie rzucane jej przez samego Ślizgona poszlaki, tak teraz przeszli o jedne most za daleko. To co zrobił jawnie odkryło wszystkie karty, teraz jedynie zaklęcie wymazujące wspomnienie, mogłoby ich cofnąć do dawnych spokojnych dni. Nie ważne ile kłód sobie rzucą, jak bardzo będą udawać, że nic się nie stało, na to wszystko było już za późno, coś się między nimi zepsuło i jedynie od nich zależało co dalej z tym poczną. Skołowana, a jednak ciągle starająca się uśmiechać Krukonka, czuła się przeładowana nowymi informacjami. Potrzebowała ustronnego miejsca i czasu, żeby to wszystko przemyśleć, żeby przyzwyczaić się do nowej myśli, która pojawiła się w jej głowie i niczym chwast zaczęła zajmować coraz większe połacie terenów.
Castiel Horn ją lubił. Nie była to nowość, chociaż po ich dziwnym zachowaniu i nieustannych podchodach trudno było coś takiego stwierdzić na pewno. No właśnie, Ślizgon ją lubił, jednak robił to w sposób dalece wykraczający poza, przyjęte przez nich normy społeczne, w sposób, który przewidywał snucie dalekosiężnych planów na przyszłość, odczuwanie przyjemności z dotyku, z wypowiadania swoich imion w ten dziwny sposób dotychczas zarezerwowany dla par, ba mógł nawet chcieć w którymś momencie nazwać ją swoją dziewczyną. Miano dziewczyny dziewczyny, nie było jej obce, miała już wcześniej chłopaka, nawet nie jednego, całowała się, a nawet robiła więcej, jednak to wszystko działo się gdzieś poza jej małym kręgiem zwanym „przyjaciele”. Tamci chłopcy się nie liczyli, stanowili przygodę, coś interesującego ale pozbawionego głębi, wizji przyszłości. Cas był inny, z nim łączyło ją coś dziwnego, nie pożądanie, a jakieś aromantyczne połączenie dusz, które w ciele chłopaka okazało się wybiec dalej, ewoluować w coś bardziej.
Kiedy te i miliony innych myśli zaczynają wypełniać głowę dziewczyny robi się niebezpiecznie. Skronie zaczynają pulsować, słowa kłębią się, w pewnej chwili wszystko to staje się do tego stopnia przytłaczające, że z rosnącą migreną i chęcią zwymiotowania, Temple opiera jedną dłoń o ścianę, a drugą zaczyna masować skroń. Poszukując w niej wsparcia i otuchy w tym ciężkim dniu.
Dlaczego zgodziła się opuścić Pokój Wspólny?
Wzdycha ciężko, po czym szybko stara się nabrać jak najwięcej świeżego powietrza, by siłą przegnać ogromną gulę, która pojawia się w jej gardle i sprawia, że Krukonka ma ochotę zacząć rzygać jak kot.
Skończ się pieścić nad sobą. krzycz w myślach, niechętnie podnosząc wzrok na Horna, który prawdopodobnie od kilku minut chciał jej pokazać, jak bardzo jest urażony jej postawą i brakiem życzliwości dla jego ciężkiej pracy. W swoim zachowaniu przesadzał, po tym wszystkim co dzisiaj powiedział i zrobił, teraz pragnął jej udowodnić, że kłamał, chciał zamieszać jej w głowie. O żebyście słuchaczu wiedzieli jak bardzo chciałby w te jego maskaradę uwierzyć.
- Nie jojcz już tak, nie jojcz. Pieścisz się nad sobą jakbyś miał pięć lat.- Przekręca ślepiami, celowo unikając jego spojrzenia. - Skoro więc jestem niegodna twego towarzystwa. Pozwolisz, że będę nim męczyć kogoś innego? Na przykład moje łóżko. Zdaje się tęsknić za moją osoba. – Mówi, a gdzieś pod grubą warstwą zgrywanej obojętności, wyczuwa się cień nadziei, że pozwoli jej odejść że machnie na nią ręką i psiocząc, że znajdzie sobie innych znajomych Ślizgon wróci do lochów, czy gdzie go tam te długie nogi zaprowadzą.

nmm


Ostatnio zmieniony przez Nessy Temple dnia Sob 21 Lip 2018, 15:32, w całości zmieniany 1 raz
Castiel Horn
Castiel Horn

Korytarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 2 EmptyPon 16 Lip 2018, 20:30

Spomiędzy jego ust wydostał się dziwny dźwięk. Jęk i syk zmieszany z tłumionym w zębach przekleństwem. Miał dosyć dzisiejszego poranka. Czy rozmowy z Ness miały wyglądać już zawsze w taki sam sposób? Wygląda na to, że tak. Wygląda na to, że zaczęła szwankować podstawowa umiejętność ich relacji - porozumiewanie się. Gdyby był dojrzalszy, potrafiłby wyjaśnić Nessie swój ból, swoje wątpliwości oraz prawdę. Zaprosiłby ją na kawę, wybadałby co i jak się z nią dzieje. Zachowywałby się wzorowo - czyli nie byłby sobą.
Patrzył jak masuje swoje skronie. On chciał to zrobić za nią. Chciał odjąć jej bólu i stresu, a na wpół świadomie przyczyniał się do jego wzrostu. Brzydził się sobą, ale musiał usunąć jej jakiekolwiek podejrzenia. Nie było innej drogi, którą mógłby wybrać. Musiał inicjować kłótnie, by nigdy więcej nie spojrzała na niego z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. Z paniką w głosie i bladą skórą na licach, jakby właśnie popełnił niewybaczalne przestępstwo. Musiał machnąć ręką.
- Zamknij się, dobra? - burknął. - A idź. Rób sobie co chcesz. Skutecznie popsułaś mi poranek. A miało być tak pięknie. - westchnął, kłamiąc, łżąc, gryząc się w środku aż do krwi. Nie chciał jej tu zostawiać, a musiał to zrobić. Najgorsze w tym wszystkim było to, że miał na to niewiele czasu. Nie wiedział jak długo będzie w stanie wytrwać w swoim postanowieniu. Gdyby tylko chciała, Nessie mogłaby skinieniem palca zburzyć jego wytrwałość i upór. Stała się dla niego wszystkim, a nie mógł jej tego okazać. Zmuszony sam przez siebie do ratowania swojego serca, cofnął się o krok. Nie da go sobie złamać. Będzie udawać, że nic się nie stało tak długo, jak mu na to nerwy pozwolą. Czuł pod skórą mrowienie. To nie był dobry znak.
- Lecę. - oznajmił, bo lecieć miał zamiar w dosłownym tego słowa znaczeniu. Skoro jego plany wzięły diabły, zostaje mu wskoczyć na miotłę i wzbić się tak wysoko, jak pogoda mu na to pozwoli. Im bliżej jest tej przeklętej dziewczyny, tym bardziej niepoczytalnie się zachowuje. Uczucia przesłaniały mu logiczne spojrzenie na sytuację.
Odwrócił się do niej plecami. Wystarczyło kilka długich kroków, by oddalić się na sporą odległość. Obejrzał się na nią z dziwnym spojrzeniem. Z dziwną miną. Przyspieszył na zakręcie korytarza, bo czuł, że lada moment rozmyśli się i do niej wróci.

[zt]
Mikhail Asen
Mikhail Asen

Korytarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 2 EmptyCzw 23 Sie 2018, 09:30

I jak to się działo, że teraz się w ogóle nie denerwował, a kiedy znajdzie się w pobliżu Gryfonki najpewniej będzie trząsł portkami? Znaczy, Asen nie trząsł portkami nigdy w życiu, to tylko taka metafora tego, że przy Corinne czuł się nieswojo, choć oczywiście robił dobrą minę do złej gry.
Na randkę z panną Rosseau wybrał swój odświętny dres. Nie no żart, ubrał po prostu swoje ulubione spodnie oraz bordowy sweterek w serek, którego nie mógł nosić na codzień bo zakazywał tego szkolny regulamin. To był jedyny aspekt, którego Mikhail przestrzegał, bo osobiście wolał tracić punkty przez bardziej spektakularne wybryki, niż nie dostosowanie się do wymogów związanych z sz(m)atami.
Poprawił grzywkę opadającą mu na czoło. Że też nie pomyślał o fryzjerze w zeszły weekend. Przecież był w Hogsmeade z chłopakami, mógł wyłożyć te kilkanaście knutów i dziś prezentować się nienagannie. Nie będzie próbował teraz poprawiać niczego różdżką, bo jeszcze coś spieprzy i wtedy dopiero byłby dramat. W czapce na randkę? Do tego nawet Misza nie byłby zdolny.
Cofnął się o kilka kroków od lustra, by ostatni raz rzucić okiem na swoje oblicze. Przystojny był, nie ma co ukrywać. Obciągnął rękawy swetra, po czym narzucił na siebie jeansową kurtkę, która będzie chroniła go przed kwietniowym wieczornym chłodem, a następnie chwyciwszy to, co przygotował na tę specjalną okazję, wyszedł z dormitorium, a mijając Castiela i Connora w Pokoju Wspólnym machnął tylko ręką uciszając ich gwizdanie. Wiedział, że prawdopodobnie bedą siedzieć w tym samym miejscu kiedy wróci, czekając na zdanie relacji. Faceci byli większymi plotkarzami niż baby i Misza nigdy tego nie kwestionował. Sam znał wszystkie zamkowe plotki, zresztą był bohaterem kilku tych głośniejszych, toteż byłoby to dziwne, gdyby o nich nie wiedział.
Kierując się w stronę wieży Gryffindoru czuł narastające napięcie. Był dziś niezwykle punktualny. Nie chciał zarobić ujemnych punktów na starcie, tym bardziej teraz, kiedy w końcu udało mu się częściowo osiągnąć sukces.
Częściowo, bo udało mu się w końcu zaprosić ją na randkę, ale nadal jej jeszcze nie pocałował.
Dlatego też nie chciał dziś łamać regulaminu. Pokaże Corinne, że potrafi być odpowiedzialny i że traktuje ją poważnie. W koszu, który dzierżył trzymał gruby koc, na którym mieli siedzieć, oraz smakołyki, wyproszone od skrzatów z zamkowej kuchni.
Jeszcze nigdy się tak nie postarał, nawet z Tanją. Zawsze zapraszał dziewczyny do Hogs, stawiał kremowe piwo (czy tam jakąś inną czekoladę) a one się cieszyły, sikały w majtki i już były jego. Teraz by to nie przeszło, toteż ku rozbawieniu Connora i Castiela biegał kilka razy do kuchni bo co chwilę wpadał na jakiś nowy pomysł. Wzięło go, szeptali. No kurde, kogo by nie wzięło kiedy chodziło o TAKĄ laskę.
Szkoda, że Corinne nie dołączyła do Hufflepuffu. Droga z lochów, do wieży Gryffindoru była naprawdę długa i kiedy Misza w końcu dotarł do schodów prowadzących do portretu Grubej Damy nieźle się zgrzał. Uniósł ramię, by sprawdzić, czy nie ma widocznych efektów owego zgrzania, a kiedy z ulgą stwierdził, że wszystko jest w należytym porządku, odetchnął.
No dobra Corinne, dajesz. Nie łam Miszce serduszka.
Corinne Rosseau
Corinne Rosseau

Korytarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 2 EmptyNie 26 Sie 2018, 01:19

Dotychczas największe stresy młodziutkiej Corrine dotyczyły jej edukacji. Była ambitna, egzaminy zawsze musiała zaliczać z najlepszymi wynikami jeśli poważnie miała na myśli uzdrowicielstwo jako docelową dziedzinę rozwoju zawodowego. A miała! Dlatego stresowała się egzaminami. Stresowała się też weselem siostry, bo wydawało jej się, że skończy się to przeogromną farsą i poniekąd miała rację, ale nie było aż tak źle. Poza tym jednak nie stresowała się zbytnio. Olewała relacje międzyludzkie więc mało co w tej materii ją stresowało. Aż do dzisiaj. Dzisiaj była zestresowana jak nigdy wcześniej, bowiem miała iść na randkę. RANDKĘ. Taką prawdziwą, z chłopcem. Najgorsze były dla niej dwie rzeczy: lubiła go, a on nie wiedział, że jest wilowata. I kompletnie nie wiedziała jak ma mu to powiedzieć, jednakże wiedziała, że musi to zrobić i innego wyjścia nie ma. W głowie rozważała tysiące scenariuszy, przeglądała też milion razy swój kufer w poszukiwaniu idealnej kreacji która sprawi, że Ansen oszaleje na jej punkcie i fakt, że oczarowała go wcześniej nie do końca fair nie odstraszy go na zawsze. I tak miała poczucie zbliżającej się katastrofy. Ciekawe czy tak samo czuli się pasażerowie Titanica? Jeśli tak to mieli naprawdę dużo racji.
Czas płynął zdecydowanie zbyt szybko i młoda Rosseau zastanawiała się nawet przez chwilę jak to wszystko odwołać tak, żeby było dobrze. Chociaż nie musiało być dobrze. On i tak ucieknie. Ona przynajmniej by zwiała. Każdy normalny człowiek by zwiał. Chyba. Ciężko to określić. Nie mniej jednak w pewnym momencie było już zbyt późno, żeby się wycofać. Dlatego wyciągnęła z kufra ciemnoniebieską sukienkę do kolan w kolorze swoich oczu, z długim rękawem i odsłoniętym dekoltem, której krój przypominał ubiegłą dekadę. Odsłaniała też wątłe ramiona Cori i dość długą szyję. Założyła także posrebrzany wisiorek, żeby jakoś wypełnić tą pustkę, a włosy dokładnie wyszczotkowała, bo odkąd ścięła je na długość 'trochę za ramiona' zostawiając szpetną grzywkę nie mogła sobie pozwolić na wielkie fryzjerskie szaleństwa. Na nogi zwykłe lakierki, do tego pończochy i teoretycznie można iść. Teoretycznie.
Przejrzała się w lustrze pięć razy, zanim uznała, że wygląda odpowiednio. Narzuciła jeszcze na ramiona ciemnoszary sweter zanim zdecydowała się opuścić pokój wspólny wychowanków Godryka Gryffindora. On już tam stał na korytarzu, z tym koszykiem, a ona miała ochotę zrobić obrót na pięcie i wrócić na bezpieczne terytorium. Gruba Dama jednak wróciła na swoje miejsce odcinając jej drogę ewakuacji. Wpatrywała się w niego swoimi ciemnoniebieskimi tęczówkami nie bardzo wiedząc co powinna zrobić czy powiedzieć. Jedyne co czuła do strasznie szybkie bicie swojego serca i te nieznośne motyle w brzuchu.
- Cześć? - wydusiła z siebie cicho podchodząc nieco bliżej. Posłała mu niepewny uśmiech marząc o tym, by przejął inicjatywę i wybawił ją z opresji. Jeśli jednak nie miał zdolności telepatycznych postanowiła przyznać się cicho, że:
- Nigdy nie biłam na randce. Czo teraz? - zapytała równie cicho, jakby bała się, że trochę głośniejszy ton go spłoszy. Chociaż i tak go spłoszy historią o swojej rodzinie. Chyba go spłoszy.
Sponsored content

Korytarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 2 Empty

 

Korytarz

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 2Idź do strony : Previous  1, 2

 Similar topics

-
» Korytarz
» Korytarz
» Korytarz
» Korytarz
» Korytarz

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Hogwart
 :: 
VII piętro
-