IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Rozłożyste drzewo nad jeziorem

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
AutorWiadomość
Yumi Mizuno
Yumi Mizuno

Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rozłożyste drzewo nad jeziorem   Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 EmptyCzw 19 Cze 2014, 20:31

Gorące powietrze utrudniało oddychanie, lecz słońce wabiło, kusiło i mąciło myśli, zachęcając do wylegiwania się na trawie. Yumi w końcu padła ofiarą tej pokusy zaraz po nużącej lekcji wróżbiarstwa. Poprawiła maminy kocyk pod pachą i odpędziła od siebie wróżbę rychłego złamania serca splatanego z bezmiarem szczęścia. Krukonka nie pałała miłością za tym przedmiotem, nie rozumiejąc przesłania. Przeszła przez błonia spokojnym krokiem, nie pokazując jak bardzo jest spięta i zasmucona. Z wysoko uniesioną brodą kroczyła i skręciła ku rozłożystemu drzewu. poprawiła okulary przeciwsłoneczne na nosie, położyła na trawie kocyk i opadła na niego z westchnięciem, opierając się o pień. Nie zabrakło również dobrej książki na temat gwiazd. Tomiszcze było zawinięte w koc, teraz wylądowało na kolanach dziewczyny. Nie uczyła się, też pragnęła wolnego czasu od nauki. Czytanie ksiąg należało do jej skromnego hobby. To świat, do którego może uciec kiedy tylko zapragnie. Jedyny sposób, aby przestać myśleć o tym, że została zaręczona z Carrowem i nikt o tym nie wie oprócz jej, jej ojca, rodziców Carrow'ów i Dereka. Brzemię tajemnicy skutecznie pozbawiało ją humoru. Nikt nie kazał jej trzymać tego w sobie, ojciec zapewne spodziewał się, że Yumi pochwali się koleżankom dobrą partią. Mylił się, gdyż Krukonka nie należała do osób wylewnych. Zachowała to dla siebie, unikając skutecznie bliźniąt ze slytherinu i bladła z każdym dniem, a zakończenie roku nadchodziło wielkimi krokami.
Nieświadomie stukała palcami o kant książki, w rytm tylko sobie znanej muzyki. Ciężko szło skupienie uwagi na literach, tańczących teraz w wystukiwane dźwięki. W pewnej chwili podniosła głowę i rozejrzała się po błoniach, analizując obecność innych uczniów. Wszyscy siedzieli po dwie, trzy, cztery, nawet sześć osób. Grupkami, śmiejąc się, leniuchując i ciesząc ze słońca. Zmarszczyła usta w komentarzu dostrzegając własną dobrowolną izolację. Gdzieś tam w tłumie dostrzegła znajomą sylwetkę i postanowiła w ten sposób zakończyć swoje samotne siedzenie. Pomachała do Billa, obdarzając go ładnym uśmiechem.
- Bill! - zawołała, zwracając na siebie uwagę. Miała słabość do tego chłopaka. Zupełnie, jakby był jej pokrewną duszą.
Bill Steiner
Bill Steiner

Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rozłożyste drzewo nad jeziorem   Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 EmptySob 21 Cze 2014, 21:21

To był iście fatalny dzień dla Krukona. Pasmo niepowodzeń, które mu się dzisiaj przydarzyły przyczyniły się do jego podłego humoru. Nawet jego ulubiona  kawa nie dała rady zmienić obecnego stanu rzeczy... Zbliżał się upragniony koniec roku, a wraz z nim zbliżało się wielkie poprawianie ocen...  Bill nie miał z tym problemu, z jednym wyjątkiem... Eliksiry. Szatański przedmiot uczony przez równie szatańską profesor Lacroix. Przedmiot, który parę lat temu skutecznie obrzydził mu podły ślizgon, Grossherzog. Zachciało się bydlakowi podpalać biednego Billa... On tylko próbował zrobić poprawnie wywar! Nie jego wina, że cały wylądował na Gilgu... Prawdę mówiąc, to należało mu się, więc Bill w zupełności nie żałował utraty substancji.
Wyjście na błonia miało nieco zregenerować przemęczonego Steinera. Nie spodziewał się cudów, ale nie pogardziłby uzupełnieniem witaminy D. W sumie można powiedzieć, że ciepełko zrobiło to, co miało do zrobienia. Uśmiech mimowolnie wkradł się na jego usta, a to dzięki myśli, że za moment lato... i WAKACJE! Cholernie nie mógł się doczekać, aż ogarnie cały ten galimatias związany z końcem roku i wyjedzie do rodzinnego miasta. Niepokoił go jedynie fakt, że dawno nie dostał wieści z domu... Ale to jest chwilowo nieistotne.
Ciałem obecny był nad jeziorem wraz ze znajomymi, a myślami gdzieś zupełnie indziej... W jednej chwili przeniósł się na jedną z bałkańskich, okupowanych przez turystów, plaż. W oddali słyszał, jak fale odbijają się od belek, na których zbudowane zostało molo. Krzyki matek, karcących swoje dzieci za zbytnie oddalanie się od nich, zgrzytanie piasku i trzepot skrzydeł wijących się w górze mew... Ma ktoś w pobliżu kominek i proszek Fiuu? Bill tak bardzo chciałby się znaleźć na plaży, poleniuchować i cieszyć się z...
Nim zdążył dokończyć myśl, usłyszał znajomy głos. Słodki, pełen niewinności, powodujący miłe odczucia. Odwrócił głowę w celu zlokalizowania źródła dźwięku. Nie musiał długo szukać, bowiem Krukonkę odnalazł od razu. Odłączył się od grupy i podszedł do niej leniwym krokiem.
- Jak leci, mój mały Mer-berecie? - uśmiechnął się, zajmując sobie miejsce obok Yumi. On również darzył dziewczynę sympatią, bowiem nie miał żadnych powodów, by tego nie robić. Miła, sympatyczna Krukonka, miłująca astronomię. Wspaniała kandydatka na przyjaciółkę!
Yumi Mizuno
Yumi Mizuno

Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rozłożyste drzewo nad jeziorem   Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 EmptySob 21 Cze 2014, 22:55

Każesz na siebie czekać :P

Nie musieli już się uczyć! Egzaminy pozdawane, oceny wystawione, żadnych Trolli ani Nędznych. Perspektywa lata, słońca i wolności poprawiała humor. Yumi żałowała, że nie mogła podzielić obopólnej radości. Widok rozmarzonej twarzy Billa jednak ją pocieszył. Tylko ona miała złe nastawienie do zbliżającego się dwumiesięcznego urlopu od szkoły; świat nie jawił się więc w tak szarych barwach. Może będzie kiedyś lepiej? Nie chciała wakacji, bo po prostu wtedy zostanie zaręczona. Solidny powód do braku humoru.
Przywitała Billa szerokim uśmiechem, zdejmując jednocześnie z nosa okulary przeciwsłoneczne. Zawiesiła je w dekolcie, tuż przy złączeniu niebieskiej bluzki na ramiączka z wyszytą na brzuchu gwiazdką. Przy Billu mogła pozwolić sobie na trochę więcej luzu niż przy innych znajomych. Posunęła się z koca, robiąc miejsce chłopakowi i odgarnęła grzywkę sprzed oczu, aby móc poprzyglądać się rozmówcy z zamyśleniem. Jej oczy wydawały się niemal czarne, gdy je zmrużyła. Nie lubiła być nazywana Mer-beretem. Specjalnie przeinaczał jej nazwisko, a przecież wiedział jaki ma ku temu stosunek. Wiedziała jednak, że to łagodne przezwisko i czasami mu to wybaczała. Czasami! Mogą być przyjaciółmi przy odrobinie wysiłku. To takie łatwe móc przyjaźnić się, a jednocześnie trochę trudne. Nie była "wesołą Krukoneczką", ale to nie wykluczało zacieśniania więzów.
- Miałeś mnie tak nie nazywać. - zmarszczyła usta, ale zaraz rozchyliła je w uśmiechu. Zastanowiła się przez chwilę. Dlaczego miała ukrywać, że jest zaręczona? Prędzej czy później to z niej wyjdzie. We wrześniu wszyscy dowiedzą się o tym, tak więc Yumi przyznała sobie zezwolenie na poinformowanie Billa o tym niemiłym, nadchodzącym wielkimi krokami, incydencie. Nikt nie kazał jej milczeć. Robiła to z własnego wyboru. Spuściła wzrok na swe dłonie, wprowadzając jednocześnie do płuc sporą dawkę tlenu.
- Jest mi źle, bo nie mogę zaprosić ciebie na moje zaręczyny. - te słowa były szczere. Bill był mugolem. Z całego serca pragnęła, aby był wtedy jako jedna osoba z normalniejszych, ale nie mogła go o to poprosić. Kto wie, co stałoby się, gdyby w mrowisko czystokrwistych przyprowadziła osobę nieczystej krwi? Nie mogła tak ryzykować. Tak samo imała się sprawa z Lavinią. Jeszcze nigdy Yumi nie bolał fakt stanu krwi jak teraz. Nigdy nie zwracała na to szczególnej uwagi, wszak lubi się człowieka, a nie jego pochodzenie, prawda? To był główny powód, dla którego Tiara nie posłała jej do Slytherinu tak, jak zrobiła to z wieloma "czystymi" uczniami. Yu nie przywiązywała do tego uwagi, ale musiała to zrobić teraz. Powróciła spojrzeniem do chłopaka i nie udawała już, że jest jej bardzo źle z tą świadomością. Znał ją parę lat i wiedział, że niełatwo przychodziły jej relacje z ludźmi.
- Mam piętnaście lat i będę miała narzeczonego. Fajnie, prawda? - zapytała sarkastycznie i przełknęła gulę w gardle, aby nie rozpłakać się. Musiała powstrzymać łzy dopóki nie spotka się z Aną. Nie, nawet przy niej nie będzie mogła sobie na to pozwolić. Na twarzy Krukonki jawiło się wiele mieszanych uczuć i żadne z nich nie było pozytywne. To wszystko było jakieś pokićkane.
Bill Steiner
Bill Steiner

Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rozłożyste drzewo nad jeziorem   Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 EmptyNie 22 Cze 2014, 20:51

Niestety, Bill nie należał do grona szczęśliwców, którzy mieli już wakacje. On w przeciwieństwie do nich miał jeszcze sporo nauki. Zaczynając od eliksirów, kończąc na astronomii. Na szczęście to drugie nie sprawiało mu żadnych kłopotów, więc nie stresował się egzaminami. Co innego te nieszczęsne eliksiry... Mógłby godzinami na nie narzekać, a i tak nie powiedziałby wszystkiego. Wstyd się przyznać, ale totalnie ich nie ogarniał i w dalszym ciągu nie ogarnia. Próbował korepetycji, ale zawsze kończyły się tak samo, mianowicie osoba, która go uczyła, traciła po jakimś czasie cierpliwość. Nie ma się co dziwić, jeśli czegoś wybitnie nie trawimy, to nie sposób zmienić zdanie.
Parsknął śmiechem, gdy zobaczył naburmuszoną dziewczynę. Złość zawsze go śmieszyła, ale w niej szczególnie. Przewyborny wyraz twarzy, któremu towarzyszył morderczy wzrok. Z tymi cechami mogłaby bez problemu siać postrach wśród młodych. Wyrobiłaby sobie respekt samą groźbą rzucenia piorunującego spojrzenia. Billowi trzęsły się gacie na samą myśl!
- Złość piękności szkodzi, nie zapominaj! - odpowiedział, gdy w końcu przestał się śmiać. Wcale nie chciał jej dogryzać, ale szkoda byłoby marnować okazję do śmiechu, który de facto poprawia jakość życia! Podśmiewał się jeszcze przez moment, dopóty, dopóki nie usłyszał dalszych słów. Przez chwilę miał wrażenie, że się przesłyszał. Zaręczyny... narzeczony? To wszystko nie trzymało się kupy. Zdecydowanie. Czy to w ogóle możliwe, że w tym wieku ustawia się zaręczyny? Przecież tak robiono przed wiekami, gdy moralność ludzi była poniżej obecnych standardów. Wtedy rodzice dawali błogosławieństwo małym dziewczynkom z mężczyznami, którzy byli kilkanaście lat starsi. Obecnie podeszłoby to pod pedofilię, ale kiedyś uchodziło to płazem i nikt nie ośmieliłby się spojrzeć na to z tej perspektywy. Bill jednak obruszył się, wyraźnie słysząc przygnębienie w głosie koleżanki.
- To jakiś ponury żart? - spytał, kładąc dłoń na jej ramieniu i lekko je klepiąc. Nie wiedział jak to skomentować, a tym gestem miał nadzieję ją podnieść na duchu... Marne pocieszenie, ale lepsze takie, niż jego brak. Przynajmniej tak mu się wydawało...
- Nie przejmuj się brakiem zaproszenia dla mnie. Nie jestem pewien, czy chciałbym to oglądać, wiedząc, że cały ten pomysł Ci się nie podoba... Znasz w ogóle tego chłopaka? -dopytał, nadal klepiąc ją po ramieniu. Wiadomość ta raczej nie rozweseliła tej dwójki, a wręcz przeciwnie, nastała dziwna atmosfera, w której dominowała cisza.
Yumi Mizuno
Yumi Mizuno

Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rozłożyste drzewo nad jeziorem   Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 EmptyPon 23 Cze 2014, 12:26

Tak więc Yumi była szczęśliwcem, zaliczywszy wszystko, co trzeba. Włącznie z eliksirami u pani profesor Lacroix. Krukonka umiała obchodzić się z nauczycielami tego pokroju. Wystarczyło przytakiwać, robić to, co do siebie należało i uśmiechać się. To pozwalało na pozostanie w terenie neutralnym przy tak specyficznych osobach oraz oczywiście zapewniało dobre stopnie. Yumi wiedziała, że najbardziej zatęskni za Astronomią. Kochała ten przedmiot, czuła z nim pewną więź. Zrozumienie gwiazdozbiorów i dróg ciał niebieskich przychodziło jej z dziecinną łatwością. Na czas wakacji pozostanie jej podziwianie nieba nocą.
Dziewczyna wzniosła oczy ku niebu, gdy Bill wybuchnął śmiechem. Zauważyła, że często reagował radością przy zwracaniu uwagi na nienazywanie jej zniekształconym nazwiskiem. Prawie odezwała się na temat "piękności". Już wiedziała dlaczego nie była tak ładna jak na przykład Anastasia. Często złościła się i według teorii Billa, to właśnie odbierało jej urody. Ciekawe powiedzenie! Tłumaczące zaiste bardzo wiele.
Yumi nie umiała nie być przygnębioną. Miała dopiero piętnaście lat. To wiek bardzo wczesny jak na małżeństwo. Słyszała jednak, że niektórzy miewali gorzej. Trafiały się dzieciątka zaręczone już w kołysce, z góry przeznaczone obcemu, starszemu człowiekowi. Yu nie miała tak źle, jeśli patrzeć na to z perspektywy pecha. Carrow nie był stary, bo dzieliły ich dwa lata. Nie cieszyła się mimo tego. Traktowała to jak jakiś psikus od losu, żart ze strony życia skazującego ją na dożywotnie towarzystwo Amycusa Carrowa. Czy go znała? Chciałaby wiedzieć. Jej barki opadły, gdy westchnęła z rezygnacją.
- Ojciec jest nieugięty. Cieszy się najbardziej ze wszystkich, że się mnie pozbędzie. - ponownie wykrzywiła usta, traktując narzeczeństwo jako "sprzedanie" Yumi, aby uzyskać posag przepisany jej przez matkę. Ominęła pytanie czy zna swego przyszłego narzeczonego. Nie wiedziałaby co odpowiedzieć.
- Bill, ucieknijmy może, co ty na to? - ożywiła się nagle i zsunęła księgę astronomiczną z nagich kolan na trawę. Obróciła się do Krukona z błyskami w oczach. - Polećmy na miotłach do Egiptu, tam wychowamy sobie smoka i nazwiemy go Eustachy. - uśmiechnęła się niczym ośmioletnia dziewczynka wierząca, że kiedyś będzie księżniczką.
- O, mam inny pomysł! Zostanę animagiem i przetransmutuję siebie w jeżyka. I wtedy ty mnie przygarniesz. Mnie i Czikę. - mówiła całkowicie poważnie, nieprzerwanie uśmiechając się. - Biiiil... adoptujesz mnie wtedy? Adoptujesz? - obiema dłońmi ścisnęła nadgarstek chłopaka, obiecując, że będzie opłacalnym animagiem. To mogło zapewnić jej ucieczkę przed zawarciem małżeństwa tuż po zostaniu pełnoprawnym czarodziejem. Nie ma nikogo lepszego do wspólnych ucieczek niż przyjaciel, prawda?

/Billuś, mam sesję z mistrzem gry :c Napiszesz mi potem "z tematu"? c:
Bill Steiner
Bill Steiner

Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rozłożyste drzewo nad jeziorem   Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 EmptyPon 30 Cze 2014, 18:19

Jeśli ojciec Yumi był jednym z tych, którzy trzymali żelazną łapę na przyszłości swojej córki, to w tym momencie szczerze jej współczuł. Chyba nie ma nic gorszego, niż brak wsparcia we własnym ojcu i przymusowe zgadzanie się na jego widzi-mi-się... Bill nie zauważył, by Krukonka skakała z radości z powodu podjęcia samodzielnej decyzji jej rodziciela, ale... Każdy medal ma dwie strony, prawda? Może te zaręczyny nie oznaczają końca świata? Może przyszły mąż wcale nie będzie taki zły?  Może po prostu Yumi martwi się na zapas, zupełnie niepotrzebnie... A może po prostu ma cholerną rację i rzeczywiście jest się czym przejmować. Bill sam nie wiedział co o tym myśleć, dlatego przez chwilę wstrzymał się z jakimkolwiek komentarzem. Dosyć niezręczna sytuacja, gdy bliska ci osoba jest podłamana, a ty nie wiesz co jej powiedzieć i w jaki sposób pocieszyć... Przecież nie pośle jej durnowatego uśmieszku i nie rzuci tekstu typu „nie martw się! Jutro będzie lepiej”.  Diabli wiedzą jak to wszystko się potoczy... Najważniejsze żeby tej kruszynie żadna krzywda się nie stała. Inaczej będzie musiał znaleźć tego chłoptasia i porozmawiać z nim w cztery oczy... No, ewentualnie osiem, bo jeszcze wziąłby ze sobą Henrego i Lucasa.
Eee? Co to za unikanie odpowiedzi? Krukon poczuł się zdezorientowany, co podsyciło jego czujność. Dziewczyna coś ukrywała i ewidentnie nie chciała się tym dzielić. Nie będzie naciskał, to oczywiste, ale... Skoro od zawsze wymieniali się informacjami, to dlaczego dziewczyna w tym momencie zaniechała ten rytuał? Spojrzał na nią podejrzliwie, po czym odpuścił. Zwyczajnie zrezygnował z drążenia tematu tylko dlatego, że wiedział iż Beret tego potrzebuje. Wiercenie w brzuchu w niczym by jej nie pomogło, a wręcz przeciwnie, mógłby jej w nieznany mu sposób zaszkodzić. Klepnął ją po ramieniu, po czym roześmiał się.
- Jasne, będziemy podróżować na latającym dywanie, siejąc postrach i spustoszenie. - parsknął, by zaraz potem spoważnieć. Ujął jej dłoń, delikatnie smyrając kciukiem po wierzchu jej delikatnej skóry.
- Bereciku, uspokój się. Nic Ci nie będzie, jestem tego pewien. A jeśli ten chłopak będzie chciał Ci zrobić coś złego...  Nie ręczę za siebie. Zresztą, może nie wszystko jest stracone? Miejmy nadzieję, że twój ojciec odzyska resztki rozumu i dotrze do niego fakt, że wcale nie chcesz tego robić... - leniwie pociągnął ją w swoją stronę, pozwalając, by przytuliła się do jego klaty. Przez chwile trwali w tym uścisku, gdy nagle Bill poczuł krople na karku. Uniósł głowę do góry tylko po to, by przekonać się, że za długo sobie tu nie posiedzą. Ni stąd, ni zowąd niebo pokryła gęstwina ciemnych chmur, zwiastująca deszcz.
- Chodźmy do szkoły, zaraz się porządnie rozpada. - rzucił beznamiętnie, podnosząc tyłek z mokrego już koca. Za długo to oni nie porozmawiali... Tak czy siak, Bill trzymał kciuki za Yu. Gorąco dopingował ją w tym, by odnalazła się w nowej, kłopotliwej sytuacji. Miał tylko nadzieję, że w całym tym ambarasie nie zapomni o nim.

zt x2
Amycus Carrow
Amycus Carrow

Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rozłożyste drzewo nad jeziorem   Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 EmptySro 17 Gru 2014, 09:12

W ciągu pierwszego tygodnia szkoły był tutaj już dwa razy i zapowiadało się, że to będzie jedno z ulubionych samotni Amycusa, który znudzony przesiadywaniem z tłumem w pokoju wspólnym, wybierze się na odpoczynek na łonie przyrody. Odkąd wakacje spędził na świeżym powietrzu, odciągało go od wielkich przestrzeni szkolnych korytarzy, gdzie słyszał ukryte podszepty na temat tymczasowego kalectwa, przez które dla wielu został przekreślony z czarodziejskiego świata. Właśnie dlatego przychodził patrolować szkolne Błonia, odwiedzając niezwykle często rozłożyste drzewo, na którym ostatnim razem skrył się chochlik z czwartej klasy, otrzymując nie tylko reprymendę prefekta, ale i ujemne punkty dla domu.
W takich chwilach jak ta, pozwalał sobie na pewnego rodzaju rozluźnienie sztywnych ram zachowania, które sobie narzucił od momentu pamiętnego spotkania z mentorką, na korzyść utrzymania równowagi psychicznej i oddaleniu wściekłego szału czyhającego pod skórą, wyczekującego na odpowiedni moment, aby ukazać się światu, przejmując kontrolę nad chłodną kalkulacją Amycusa. Świadomość, że nie mógł pozwolić na całkowite porzucenie zasad, dawała złudne poczucie bezpieczeństwa dla resztek uczuć, jakie zdawały się gasnąć przy ogromie gniewu drzemiącego w Ślizgońskim ciele. Nie pozwalał sobie na złudne uśmieszki, które do tej pory były nieodłącznym kompanem jego osoby, pozwalającym zachować pozór towarzyskiego i wesołego nastolatka.
Dzieciństwo jednak skończyło się z chwilą ukończenia przez niego pełnoletniości i chociaż zawsze wydawał się dla wielu przedwcześnie dorosłym, teraz przestał się z tym kryć, stwierdzając że w ten sposób będzie mógł dojść do obranych przez siebie celów o wiele łatwiej, niż z mozołem manipulacji. Ingrid pokazała mu wyższość nad resztą istot, kiedy hamujesz swoje pierwotne popędy i skupiasz na zadaniu tak mocno, że zapominasz o wszystkich troskach, jakie zaprzątają brudny umysł.
Stał przed drzewem oddalony od grubego pnia o zaledwie kilka kroków, rozglądając się niespiesznie dookoła własnej osi, jakby sprawdzając czy w pobliżu znajduje się osoba pragnąca zepsuć jego pustelnię swoim jestestwem i gadulstwem. W oddali dostrzegał sylwetki obleczone w mundurki, jednak z tak wielkiej odległości trudno było ocenić do jakiego domu przynależy dana osoba. Cofnął się kilka kroków w tył, rozluźniając krawat zaciągnięty tuż przy szyi i odpiął kilka pierwszych guzików, naruszając tym samym ciemny temblak przytrzymujący bezwładną rękę. Wciąż nie zaakceptował faktu nieuchronnego kalectwa, łudząc się że odpowiednimi ćwiczeniami powróci kontrola nad, choćby, magiczną dłonią, umożliwiając mu obronę przed silniejszymi czarodziejami. Maleńkie ptaszki szeptały o organizowaniu Podziemia, na którym pragnął pokazać swoje umiejętności waleczne – przynajmniej taki miał zamiar w zeszłym roku szkolnym, nie znając ani szczegółów ani miejsca spotkań ani osoby, która tym wszystkim koordynowała.
Palcami lewej dłoni zaczął masować dłoń prawego przedramienia, przykładając zgiętą nogę na pniu drzewa, utrzymując równowagę podczas nieprzyjemnego zabiegu. Od kilku dni zauważył delikatną poprawę w czuciu, jednak zamiast radować się, widział jedynie słabą stronę tego stanu, mając świadomość, że stanowi bardzo łatwy cel dla potencjalnego szaleńca, który z chęcią sprawdziłby głębokość odczuwalnego bólu w bezwładnej kończynie. Przyglądając się swej ułomności pozostawał czujny na wszelkie szmery otoczenia, gotowy zaprzestać czułego sam-na-sam ze ręką, gdyby tylko dostrzegłby nieprzyjaciela.
Gość
avatar

Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rozłożyste drzewo nad jeziorem   Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 EmptyCzw 18 Gru 2014, 02:59

Rok, kolejny rok. Ileż to już czasu minęło odkąd pojawiła się w tej szkole po raz pierwszy? Gdy po raz pierwszy usiadła w zatłoczonych przedziałach pociągu, gdy po raz pierwszy przekroczyła bramę zamku, gdy po raz pierwszy usiadła w gronie Ślizgonów. Tak wiele, a tak niewiele. Wciąż pozostawały dwa całe lata nauki w Hogwarcie. Jak wiele może się zmienić przez tak krótki okres czasu, to powinien wiedzieć każdy. Dwa lata, i będzie wolna. Wolna, choć wciąż potrzaskana. Tyle już czasu żyje razem ze swoją siostrą, że czasem jej nie zauważa. Zresztą, nie tylko ona. Większa część ludzi w ogóle nie ma pojęcia o istnieniu Seraphine. Każdy myśli że Charlotta jest trochę niezrównoważona, przez co często nie jest brana poważnie pod uwagę, co z kolei wzbudza dziki szał Seraphine. Są jak dwie strony medalu. Z reguły lepiej zadawać się z Charlottą, no chyba że jesteś kimś nietypowym. Głównie chodziło tu o pewne poglądy, które były w dzisiejszych czasach wyjątkowo potępiane. Ale dlaczego? Co złego jest w dążeniu do perfekcji, w zachowaniu tradycji, wielu lat tradycji czy może dążeniu do siły? Przecież dla kogoś może to być dobre. Ktoś mógł poświęcić temu całe swoje życie. Dlaczego jego ofiara ma być czymś złym? Każdy w coś wierzy. Nigdy nie wolno osądzać zbyt pochopnie. Pozory bowiem bardzo mylą.
Wolny czas i ładna pogoda kusiły wyjściem na zewnątrz. Trzeba było korzystać z tego póki był jeszcze czas. Bo nim się obejrzymy, a tu już będzie grudzień, śnieg, mróz i lekcje. Toteż gdy tylko wolna chwila pojawiła się na horyzoncie zdarzeń, Charlotta wyszła z zamku, kierując się na Błonia, i dalej, tam gdzie mogła odpocząć od hałasu, będącego stałym bywalcem wszelakich zajęć czy przerw w szkole. Podziwiała w ciszy głęboko zielone kolory liści zalegających ogromnymi koronami na drzewach. Sera była dziś wyjątkowo spokojna, co rzadko się zdarzało. Zazwyczaj Char słyszała w głowie jej różne docinki, czy komentarze, zazwyczaj dotyczące innych uczniów, a już na pewno mugolaków. Przyzwyczaiła się do nich, ba, sama czasem brała przykład z siostry, i komentowała różne rzeczy. Teraz jednak szła sobie powolnym krokiem, ciesząc się tą chwilą spokoju i samotności, o które czasem nie tak łatwo. Krążyła tak po okolicy przez dobre trzydzieści minut, gdy w końcu nogi zaniosły ją nad jezioro. Ogromna tafla wody ciągnęła się przez wiele metrów, wzburzana to tu to tam falami tworzonymi przez wiatr. Siła drzemiąca w całej tej naturze wydawała się ogromna, zdolna zmieść z powierzchni ziemi każdą przeszkodą. W pewnym momencie trafiła na drzewo. Oczywiście, każdy kto lubił chodzić sam, musiał doskonale znać to miejsce. Ogromne, rozłożyste drzewo nad brzegiem jeziora. Idealne miejsce na chwilę refleksji, odrobinę drzemki, czy inną aktywność nie wymagającą drugiej osoby. Na pierwszy rzut oka wydawało się opuszczone. Niestety, gdy tylko obeszła je do okoła, zobaczyła stojącą z drugiej strony postać. Krótkie spojrzenie pozwoliło określić płeć, wiek, a nawet imię i dom osobnika. Stał tu nie kto inny jak sam prefekt Slytherinu, pan Amycus Carrow. Znała go. Czy może raczej, trudno go było nie znać. Był rok starszy. Zauważyła, że jego prawa ręka wisi nieruchomo na temblaku. Na oko laika była to raczej poważna kontuzja, nie zagłębiała się w to jednak bardziej, gdyż po prostu nie znała prawdy. Nie była pewna jak zareaguje na jej widok. Czuła jednak że Sera, po raz pierwszy od ich wyjścia dziś, zrobiła się nieco ciekawa. Dalej pozostawała w ukryciu, przyglądała się jednak, gotowa w każdej chwili wyjść na zewnątrz, by w razie potrzeby pomóc Charlottcie. Teraz jednak powiedziała w myślach do niej:No co, może byś się tak przywitała, skoro to Ty wpakowałaś się chłopakowi pod drzewo? Charl przemyślała to, po czym spojrzawszy na chłopaka, powiedziała, czy raczej zapytała cichym głosem:
-Nie przeszkadzam?-
Amycus Carrow
Amycus Carrow

Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rozłożyste drzewo nad jeziorem   Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 EmptyCzw 18 Gru 2014, 08:40

Wciąż pozostawały nierozwiązane sprawy z Alecto i Yumi, jednak nie były one aż tak istotne, aby spędzały sen z powiek Ślizgona. Przemykał między powinnościami, obowiązkami a potrzebami niczym wąż czający się na ofiarę, gotowy zaatakować dopiero wtedy kiedy nadarzy się wystarczająco kusząca okazja do zagarnięcia największej ilości łupów. Nie zamierzał raczyć się półśrodkami, dlatego domagał się największych korzyści z zaaranżowanych przez siebie sytuacji, bez oglądania się na krzywdę wyrządzaną drugiej osobie, która – powinna być dla niego czymś więcej niż zbiorowiskiem kości, ścięgien, mięśni i narządów wewnętrznych. Na skraju wspomnień krążyło mu spotkanie ze Spencerem, które zawsze powodowało świerzbiące mrowienie we wnętrzu magicznej dłoni, jakby rwała się do przyłożenia jedną z niewybaczalnych uroków prosto w facjatę niezapobiegliwego chłopaczka, ze zbyt wygórowanym ego i pewnością siebie, która pewnego dnia go zgubi.
Cofnął dłoń szurając po szorstkim materiale temblaka, gdy do uszu dotarły pierwsze szelesty uginającej się zieleni nad lekkimi krokami delikatnej, niemalże eterycznej blondynki, która zapragnęła z nieznanych Amycusowi powodów znaleźć się w tym samym miejscu co on. Pustym spojrzeniem badał miękkie rysy wyostrzonej dumy, pierwsze ślady arystokratycznej pewności siebie i doszukując oznak arogancji, odnalazł w jasnych oczach zamaskowane zaskoczenie.
Charlotte Monrency.
Jedna z wielu ciekawszych person przepływających po korytarzach Hogwartu, by zostawić za sobą nieuchwytną cząstkę tajemnicy osobowości, jaką skrywała i kusiła bardziej odważnych, nie pozostawiając im złudzeń obietnicy zakradnięcia się do jej serduszka. Przez wielu bojaźliwych nazywana szaloną, przyłapana na rozmowie z własnymi myślami w towarzystwie innych słuchaczy, którzy nie potrafili dostrzec ukrytego w tym drobnym ciele potencjału. Zawieszając nieodgadnione spojrzenie na jasnych puklach, wdzięcznie opadających na ramionach dziewczyny, umyślnie zapomniał zaprosić ją do rozmowy, sprawdzając hardość niespodziewanego towarzysza. Ostry skurcz przebiegł przez dobrze zarysowaną szczękę Carrowa, kiedy powracając spojrzeniem do jasnych tęczówek, ważył w umyśle korzyści płynące z zawarcia niecodziennej znajomości z córą Salazara. Mijając się wielokrotnie w pokoju wspólnym prześlizgiwali się spojrzeniami po własnych sylwetkach, jednak nawet kiedy skrzyżowali w przeszłości swój wzroki, nie pojawiała się między nimi iskra, która mogłaby spopielić wiele domostw. Mimo to, w umyśle Amycusa, właśnie teraz pojawiło się kluczowe pytanie: dlaczego państwo Carrow nie podmienili Anastastii na kogoś takiego jak Charlotte? W zamian otrzymał dziewczynkę próbującą dotrzymać tempa dorosłym wymaganiom, nie zdającą sprawy z ogromu cierpienia, w jakie weszła zgadzając się potulnie na przedwczesne zaręczyny.
- Zależy od tego, co ciebie tu przywiodło. – W beznamiętnej odpowiedzi czaiła się nutka ciekawości, która kłóciła się z kamiennym obliczem Amycusa, nie ściągającego spojrzenia z twarzy towarzyszki. Kim była? Jaką skrywała tajemnicę? Uciszył pytania pojawiające się w umyśle, ale na życzliwy uśmiech było już za późno.
Gość
avatar

Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rozłożyste drzewo nad jeziorem   Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 EmptyPią 19 Gru 2014, 12:23

Usłyszał ją, nim ta jeszcze go zobaczyła. W takiej ciszy, która panowała dookoła trudno było przeoczyć dźwięk lekkich kroków, które wydawała Charlotta. Nie można powiedzieć by spodziewała się spotkać tutaj kogoś z uczniów. Owszem, była lekko zaskoczona, szybko jednak zatarła tą reakcję, starając się utrzymać maskę obojętności, tak bardzo jej znaną. Nie lubiła okazywać po sobie jakichkolwiek emocji. W głowie, choć to raczej dziwne określenie jak na osobę z podwójną świadomością, zawsze rozbrzmiewało zdanie wypowiedziane kiedyś przez Seraphiné, które powtarzała następnie przez długi okres czasu, aż stało się jej, można by powiedzieć, życiową mantrą. Pamiętaj, każdy człowiek tylko czeka aż pokażesz mu jego słabą stronę. Strzeż się własnych emocji, gdyż mogą one doprowadzić do Twojej zguby. Ufała swojej "siostrze", gdyż ta wiele razy ratowała jej skórę. Będąca znacznie silniejsza psychicznie Seraphiné uważała się za pewnego rodzaju strażniczkę. Przejmowała inicjatywę, gdy coś wymykało się z kontroli. Sama Charlotta znała tylko część powodów, dzięki którym mogła liczyć na taką pomoc. Ale nie znała całej prawdy. I tak powinno pozostać, do czasu gdy to wszystko się skończy. I gdy przy życiu pozostanie tylko jedna z nich.
Spojrzała na Amycusa w tym samym momencie, w którym on spojrzał na nią. Mimo iż nie czuła się nazbyt pewnie, nie odwróciła wzroku. To równałoby się ukazaniu słabości, a na taki luksus nie mogła sobie pozwolić. Nie gdy gdzieś w środku samej siebie słyszała ciche komentarze Seraphiné. Obie przyglądały się chłopakowi. Według przeciętnych uczennic Hogwartu należał on do grupy tych bardziej przystojnych przedstawicieli płci męskiej. Wysoki, lecz nie przypominający żyrafy. Chłodny wzrok, włosy, niby w lekkim nieładzie, a jednak noszące widoczne ślady zadbania. Twarz, nie wyrażająca kompletnie niczego. Gdyby gdzieś ktoś opisałby typowego ucznia domu Slytherina, zapewne tak by on się prezentował. Cóż, Charlotta sama była z domu Slytherina. Podobnie jak jej brat i ojciec. Jedynym wyjątkiem była śliczna jak porcelanowa lalka siostra Catherine, która to reprezentowała Ravenclaw. Stała więc wyprostowana na trawie, w niewielkiej odległości od drzewa. Czasem żałowała że nie jest jak Seraphiné. Pewna siebie, wiedząca czego chce i jak to osiągnąć. No i potrafiąca sobie radzić z ludźmi.
Wysłuchała krótkiej odpowiedzi Amycusa. Co ją tu przywiodło? Przypadek, zamiar, zrządzenie losu? Może w gruncie rzeczy nie chciała tu przychodzić? Może wolałaby znaleźć się teraz w zupełnie innym miejscu, w innym czasie, w innej rzeczywistości. W innej świadomości. Szkarłatna czerwień krwi. Śnieżnobiała pustka. Niekiedy sama nie potrafiła określić czyje myśli właśnie interpretuje. Gdyby ktoś miał teraz możliwość wejścia do umysłu Charlotty, ujrzałby nieopisany chaos. Zastanowiła się nad odpowiedzią. Nie przejmowała się tym że chłopak stoi i czeka. W końcu ze zrezygnowaniem pokręciła głową, jednocześnie odpowiadając Amycusowi:
-Nie wiem. Po prostu tu przyszłam.- nie przejmowała się czy taka odpowiedź wystarczy chłopakowi, czy może go zirytuje, czy nie. Słyszała w głowie głos Seraphiné; Nie musimy się tłumaczyć. Jeśli coś mu się nie podoba, niech idzie w diabły. Głos, twardy niczym stal ostrza. Pewny niczym samotna góra stawiająca czoło czasowi. Bezwiednie pokiwała głową na znak zrozumienia, nie zwracając uwagi czy przypadkiem ktoś inny tego nie widział. Czasem gdy dostatecznie się skupiała, potrafiła zobaczyć w myślach Serę. Wyobrażała sobie wtedy ogromne lustro, poprzecinane siecią pęknięć. I gdzieś tam po drugiej stronie stała ona. Niby taka sama. A jednak, jej włosy były krótsze, sukienka potargana, a oczy zimne niczym kawał lodu. W wielu miejscach mogła ujrzeć szkarłatne plamy, tak bardzo przypominające świeżą krew. Krew. Rzecz tak piękna jak i straszna.
Amycus Carrow
Amycus Carrow

Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rozłożyste drzewo nad jeziorem   Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 EmptyNie 28 Gru 2014, 10:45

Zatrzymała się, otoczona jasnymi promieniami słońca, przypominając posąg z marmuru jaki wyszedł ręką niezwykle delikatnego i uzdolnionego artysty, który pozostawił na jej twarzy ślad niepewności. Nieuchwytny podpis autora, burzący powierzchowne poczucie idealnego piękna przekształconego w filigranową sylwetkę, pozostawiający niedostrzegalną na pierwszy rzut oka rysę - tak abstrakcyjną, że dla wielu niewidoczną. Była atrakcyjną nastolatką i w ciągu kilku lat od pierwszych objawów dojrzewania, zawładnie sercem niejednego mężczyzny, jeśli tylko w odpowiedni sposób pokieruje swoimi naturalnymi atutami.
Powietrze nasączone milczeniem mile łechtało duszę Amycusa, pozwalając mu na ciche kontemplowanie urody koleżanki z domu węża i domniemania, jaki potencjał kryje w swoim drobnym ciałku. To właśnie dla takich chwil pozwalał innym przebrnąć przez cienką granicę otwartości, jaką ofiarował nielicznym. Musiał przyznać, że dziewczyna potrafiła w niezwykły sposób maskować emocje pod maską pozornej obojętności i nie zdradzały ją nawet delikatne skurcze wokół oczu czy ust, trwając we względnym poczuciu oderwania od rzeczywistości. Zupełnie tak, jakby znaleźli się w innym świecie i nie istniało nic prócz nich – tu i teraz, w zamian ofiarując błogą ciszę i samotność, pozwalającą na poznanie drugiej osoby bez groźby zdemaskowania, odkrycia słabości i zaatakowaniu.
Czy słabością Charlotte była jej druga osobowość, ukryta w podwalinach umysłu, tak głęboko zakorzeniona, że nieunikniona? Amycus nie drgnął, chociaż dostrzegł ruchy głowy dziewczyny i nie widział żadnego powodu, dla którego miałaby wykonać ten prosty gest. Powinien z grzeczności coś odpowiedzieć i nadrobić utrzymanie pozorów kultury, jednak wszelkie zasady trzymające go w społeczeństwie rozluźniły się, nie pozostawiając praktycznie niczego prócz gorzkiego posmaku w ustach. Gdzieś pod cienką warstwą skóry pełzał uśpiony jeszcze gniew, gotowy w każdej chwili wybuchnąć i przelać się na niewinnych kompanów, w tym przypadku niczego nieświadomej Charlotte.
Wzrok Carrowa spoczął jednak na sowie, która przysiadła na jeden z gałęzi rozłożystego drzewa i chociaż widział ją parokrotnie w posiadłości ojca, nie skojarzył jej kształtu z właścicielką, z którą łączyło go coś więcej niż pobieżna znajomość. Koperta zsunęła się z głowy i upadła bezwiednie na ziemię, podczas gdy Amycus przyglądał się uważnie odlatującemu ptakowi, początkowo niezainteresowany treścią listu. Dopiero kiedy dotarł do niego szelest ubrania Charlotty, zerknął na nią i pochylił się, aby podnieść przedmiot z miękkiej trawy.
Zapewne próbowałby przeczytać dwukrotnie nakreślone znaki, jednak gdy dotarł do ostatniego słowa, kartka zaczęła się kruszyć i nie pozostało nic prócz popiołu, który uleciał wraz z delikatnym podmuchem wiatru. Potarł opuszkami palców o siebie, przenosząc roziskrzone spojrzenie na Ślizgonkę. Bez słowa.
Gość
avatar

Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rozłożyste drzewo nad jeziorem   Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 EmptyWto 06 Sty 2015, 16:58

Szum liści poruszanych lekką bryzą wydawał się najpiękniejszym z koncertów. Jak gdyby muzyk delikatnie pociągał za struny instrumentu, cicho przywołując go do życia. W porównaniu do tych odgłosów, fale z jeziora, dobijające do brzegu brzmiały niczym huczące grzmoty podczas intensywnej burzy. Dla takich chwil warto było przyjść w samotności do miejsca takiego jak to, by być świadkiem niespotykanego wydarzenia. W jednej chwili Charlotta straciła zainteresowanie Amycusem. Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu kawałka ziemi na którym mogła usiąść. Znalazła go pod drzewem, od strony jeziora, tak że miała przed sobą rozległy widok na ogromny zbiornik wodny, dalej zaś zielone lasy, ciemniejące wraz z odległością. Kątem oka widziała ślizgona, którego zainteresowanie chwilowo skierowało się ku sowie niosącej jakiś list. Ze sposobu w jaki został tuż po przeczytaniu zniszczony, można było wywnioskować iż miał on w sobie zawarte ważne informacje. Może były to jakieś instrukcje? Rozkaz wykonania jakiegoś zadania? A może zwykły list od bliskiej osoby? Bliska osoba.. jakże kruche wydaje się być to słowo. Ile może wytrzymać więź nim pęknie niczym wytarta lub zerwana struna? Czy gdy rzeczywistość okaże się tylko ponurym żartem, a najgorszy koszmar stanie się okrutną prawdą, czy wtedy wszystko pozostaje bez zmian, bez najmniejszych nawet rys, uszkodzeń, pęknięć? Charlotta syknęła cicho z bólu, pocierając dłońmi skronie. Nagły ból dał o sobie znać, zresztą jak zawsze gdy jej myśli zbyt często mieszały się z myślami Sery. Cierpiała na to już od początku ich, jakby to nazwać, narodzin. Przymknęła oczy, starając się odgonić ból jak niechcianego intruza, niszczącego uporządkowaną rzeczywistość. Po dłuższej chwili intruz odszedł, zostawiając po sobie, jak zawsze zresztą, pytanie; dlaczego? Dlaczego ona jedna jest inna? Czy jeśli ktoś rozciął by ją wpół, znalazłby tam jej drugą część? Jaki był powód ich istnienia, naznaczonego koszmarami, rysami, pytaniami?
Seraphiné milczała. Choć większa część jej myśli była dostępna Charlottcie, to maleńki ułamek pozostawał tylko i wyłącznie jej własnością. Ułamek, który zawierał wszystko to, czego nie powinna znać, nie powinna pamiętać, nie powinna już nigdy się dowiedzieć. Ile bowiem razy można uderzyć w odłamek szkła nim ten rozpadnie się na drobny pył? Owa ukryta część wspomnień i myśli miała w sobie wszystko to co przeżyła przez ostatnie lata. Po tym felernym dniu, w którym wszystko się zaczęło, jakakolwiek większa strata była dla Charlotty nie do opanowania. Traciła wtedy przytomność, budząc się później i niczego nie pamiętając. Uczucia te jednak nie znikały; trafiały do Seraphié. Uwięziona po drugiej stronie lustra, marzyła by pewnego dnia wydostać się na wolność, by żyć własnym życiem. By już nigdy tam nie powrócić. Z niemym uporem gromadziła i strzegła, niczym strażnik, wszystko to czego pozbywała się Charl. Tak długo, aż sama zaczęła wykazywać brak jakichkolwiek pozytywnych emocji, za wyjątkiem miłości, lub troski względem swojego drugiego ja. Niszczyło ją to, a jednak trwała. Żyjąc nadzieją na odmianę losu.
Szum wiatru dalej trwał, wprawiając w drgania zielone liście zawieszone w koronie drzewa. Piękny, choć zarazem smutny. Delikatny niczym dotyk matki, otaczał ją jak woal. Siedziała tak, na pierwszy rzut oka przypominając piękną porcelanową lalkę. Lecz gdy podeszło się bliżej, dało się zauważyć sieć pęknięć na idealnej powierzchni. I coś jeszcze. Ogromny smutek, bijący z wnętrza.
Amycus Carrow
Amycus Carrow

Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rozłożyste drzewo nad jeziorem   Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 EmptySro 07 Sty 2015, 10:55


Zwracanie uwagi na detale stanowiło nieodłączną część życia Amycusa, który mimochodem przeniósł spojrzenie na Chartlotte, kiedy spomiędzy kształtnych, zapewne dziewiczych, ust wydobył się syk mogący oznaczać jedno – nieoczekiwany ból, zdradzający zaskoczenie dziewczyny. Zazwyczaj interesował się takimi drobiazgami, przykładając do nich wagę większą niż do innych czynności, skupiając się na obserwowaniu tych wszystkich reakcji swoich towarzyszy. Sprawa listu pozostawała tematem tabu, z którym nie zamierzał się dzielić. Przez krótką chwilę zastanowił się czy Ślizgonkę zainteresował adresat tak niecodziennie skonstruowanego listu, jednak odgonił wszelkie błahe podejrzenia na ten temat.
Milczenie nie ciążyło między nimi, ale pojawiło się coś popychające Amycusa do zmiany tej nostalgii, jaka emanowała tajemniczo od sylwetki Charlotte. Poprawił kołnierzyk koszuli i z wyczuciem skinął głową, chrząknięciem zwracając na siebie uwagę dziewczyny. – Miłego dnia – uprzejmość przenikała na wskroś te dwa słowa, pozostawiając po sobie dystansu, za który Carrow nie pozwalał dojść nieznajomej z pozoru Ślizgonce. Odwrócił się na pięcie kiedy odpowiedziała na pożegnanie i udał się w kierunku biblioteki, gdzie czekało go spotkanie.

[zmiana tematu]
Gość
avatar

Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rozłożyste drzewo nad jeziorem   Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 EmptyPon 06 Kwi 2015, 17:36

Nie mogłam wytrzymać! Tyle hałasu o głupi bal, sukienki, garnitury! Wszyscy byli tacy szczęśliwi! Nie żeby mi to przeszkadzało… Po prostu miałam gorszy dzień, od rana bolała mnie głowa, a brakowało jeszcze tej głośnej muzyki! Postanowiłam wyjść z zamku, przewietrzyć się – jeszcze nie było godziny policyjnej, więc szlaban mi nie groził. I kto przejmowałby się chudziutką szesnastolatką błąkającą się na błoniach? Filch wystroił się i poszedł tańczyć z Panią Norris. Przynajmniej miałam jakieś szanse na wypoczynek.
Kiedy wyszłam na zewnątrz, moją skórę omiotło świeże powietrze. Włosy nastroszyły się pod wpływem wiejącego w twarz wiatru, a ja prawie spadłam z nóg. W dodatku padał deszcz, co spowodowało, że mokłam. Założyłam kaptur na głowę i ruszyłam pod rozłożyste drzewo. Uwielbiałam takie pogody, mogłam skakać i nie przejmować się nawiedzającymi mnie problemami. Odetchnęłam z ulgą, wreszcie chwila spokoju i brak tej bijącej w uszy muzyki.
Jeszcze nie wiedziałam, że nie jestem tam sama. Bo za chwilę usłyszałam odgłos butów uderzających o twardy grunt, najwidoczniej ktoś biegł w moją stronę. Przewróciłam oczami, przywołałam na twarz serdeczny uśmiech, po czym schowałam się za drzewem. Może ta osoba mnie nie zauważy i zostawi w świętym spokoju. Chyba, że to jakaś znajoma osóbka z Hufflepuffu… Wtedy byłabym skłonna porozmawiać. W końcu czego się nie robi dla przyjaciół? Nigdy nie żałowałam swojego przydziału, Hufflepuff najwidoczniej idealnie do mnie pasował. Tiara nigdy się nie myliła, a ja odnalazłam się tam doskonale. Już na początku roku znalazłam wielu znajomych, z którymi mogłam porozmawiać o wszystkim i o niczym tak naprawdę. Każdy z nich miał w sobie coś wyjątkowego i specyficznego. Tak po prostu. Bo każdy człowiek był inny, ja również. Każdy też mógł odnaleźć w sobie trochę dobra, czasami wystarczyło zajrzeć w głąb samego siebie. Nawet najprawdziwszy Ślizgon miał w sobie coś z Puchona. Każdy coś miał. Nawet ja odnalazłabym w sobie cechę Salazara Slytherina.  Czyż to nie głupie? Te wszystkie przydziały pokazujące nam jak się mamy zachowywać, jakie osoby mamy zgrywać. Nie można udawać kogoś kim nie jesteśmy. A musieliśmy, bo tak nam nakazywali. Inaczej cały system zawaliłby się i nigdy nie wrócił. A tyle czasu nad nim pracowali, jeszcze nikt nie odważył się tego zepsuć. A nawet jeśli jedna osoba postanowiła, to reszta za nią nie pójdzie. Nie ma mowy.
Ja się tam zamyślałam i dopiero po chwili zauważyłam stojącą obok Clarisse Jonson. Złapałam się za serce, następnie spojrzałam w jej oczy i zamyśliłam się na chwilę.
- Nie jesteś na balu? – przywołałam na twarz lekki uśmiech, mający okazać przyjazny stosunek. Bo nie chciałam się z nikim kłócić. Może i denerwowało mnie wszystko wokół, ale rozmowa z innym człowiekiem zawsze poprawiała nastrój. Po prostu.
Harry Milton
Harry Milton

Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rozłożyste drzewo nad jeziorem   Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 EmptyNie 05 Lip 2015, 15:55

Jakkolwiek borykał się z problemami natury wewnętrznej, nie istniało dla niego coś takiego jak poczucie bezpieczeństwa. Ilekroć odczuwał dyskomfort związany ze spojrzeniami wpatrujących się uczniów, czekających tylko i wyłącznie na treściwą odpowiedź odnoszącą się do tematu lekcji – wyczuwał niewypowiedziane na głos oskarżenia, delikatnie przyozdobione subtelnymi obelgami. Wśród młodzieży znajdowało się kilka wybitnych jednostek, na które należałoby zwrócić więcej uwagi i poświęcić im należycie dużo cierpliwości, aby naprostować ich drogę, wskazując szerszą gamę możliwości niż czarnobiała rzeczywistość, w której byli zanurzeni aż po czubek głowy. Harry dostrzegał problemy, z jakimi borykały się nastoletnie serca, jednak nie potrafił odnaleźć w sobie wystarczająco wiele siły na pokonanie własnych przeszkód i chwycić odważnie każdego z uczniów w indywidualny sposób za rękę. Cierpiąc na syndrom zbawienia świata, pogrążał się w bezdennym poczuciu niższej wartości, które pokonywał przez wiele lat za sprawą drobnych spraw, dzięki którym wykazywał drzemiącą w nim energię do zmiany nastawienia.
Taki dzień jak dziś skutecznie odstraszał Miltona od podjęcia jakichkolwiek prób przeobrażenia rzeczywistości na swoją modłę, zbyt głęboko dotknięty niechęcią społeczeństwa, objawiającą się tylko i wyłącznie w postaci Jareda Wilsona. Jeśli ktokolwiek potrafiłby zabijać spojrzeniem, z pewnością Byt Wyższy, który zarządza całym światem, powinien pominąć tego człowieka i odstawić go od jakiejkolwiek możliwości decydowania o losach , choćby grupki, ludzi. Pogoda dopisywała tak jak powinna o tej porze roku: ciemnymi chmurami grożąc w każdej chwili gęstą ulewą, a wiejący wiatr przenikał przez warstwę wełnianego swetra nauczyciela, który próbował ogrzać chociaż trochę dłonie poprzez wciśnięcie ich głęboko w kieszenie. Jakkolwiek uczniowie i reszta kadry nie pochwalała spacerów przy tak niekorzystnych warunkach, dla wampira stanowiła idealną sposobność łyknięcia świeżego powietrza i dotlenienia organizmu bez potrzeby zakładania soczewek (które de facto zmieniały kolor tęczówek na brąz) czy też filtru zabezpieczającego przez dotkliwym poparzeniem słonecznym, nawet przy najmniejszych promieniach.
Zmierzając powolnym krokiem nad brzeg jeziora prawie w ogóle się nie rozglądał, oczekując od całej hogwarckiej społeczności wstrzemięźliwości przez rozmową. Ostatnie o czym teraz marzył było zakłócenie samotności nieustannymi pytaniami na temat magicznych stworzeń, zbyt głęboko pogrążony w dylematach dotkliwie kąsających jego duszę.
Sponsored content

Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rozłożyste drzewo nad jeziorem   Rozłożyste drzewo nad jeziorem - Page 2 Empty

 

Rozłożyste drzewo nad jeziorem

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 6Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

 Similar topics

-
» Drzewo
» tam masz drzewo

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Hogwart
 :: 
Tereny Zielone
 :: Jezioro
-