IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Kadri Anvelt - metamorfomag

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Gość
avatar

Kadri Anvelt - metamorfomag Empty
PisanieTemat: Kadri Anvelt - metamorfomag   Kadri Anvelt - metamorfomag EmptySro 31 Gru 2014, 16:06

Mężczyzna siedział przy kojcu i obserwował, mrużąc oczy z niepokojem. Znajdowali się w niewielkim, przytulnym pokoju z kominkiem. Ściany ozdabiały gustowne skóry - niektóre z niedźwiedzia, a niektóre z wilka, zaś na podłodze rozciągał się przyjemnie grzejący stopy dywan. Za oknem zaś szalała śnieżyca. Nikt nie chciałby się teraz znaleźć na dworze.
Co zabawniejsze, był kwiecień.
Taki klimat panował właśnie na północy Estonii. Zimy były długie i mroźne, lata bardzo krótkie i chłodne. Ludzie musieli się przystosowywać i dostrzegać piękno w otaczającej ich naturze, składającej się głownie z białego puchu. Nawet w nim nauczyły się żyć pewne stworzenia Zaskakujące, czyż nie?
Podmuch zimnego wiatru wpadł do pokoju, niosąc za sobą grube płatki śniegu. Ogień w kominku rozbuchał się nieco, kiedy tylko otrzymał tak dużą dawkę powietrza. To drzwi do domu zostały otwarte.
- Dzień dobry.
Ciemnowłosa kobieta uśmiechnęła się cieplutko. Wyglądała bardzo dobrze jak na kogoś, kto tydzień temu w bólach urodził dziecko - była radosna, w jej oczach grały wesołe iskierki. Jej ciało za to nie było w najlepszym stanie.
Zdjęła z siebie ciepły kożuch, grube eskimoski. Widać wtedy było, że jeszcze chodzi lekko przygarbiona po ciąży, że jej brzuch jest nieładnie obwisły, że chodzi trochę nierówno. Podeszła do mężczyzny, na którego kolanach usiadła i już chciała ucałować jego policzek, dając przy tym podrapać swoje usta gęstą, długą brodą, jednak on wycofał twarz... Spojrzała na niego zaskoczona. Wyglądał na zmartwionego. Jego brązowe oczy były nieobecne i zamyślone. Liivi ujęła jego twarz w dłonie, głaszcząc lekko przydługi zarost. Wyczuwała, że stało się coś niedobrego.
- Coś dziwnego dzieje się z Kadri... - powiedział cicho, spoglądając niepewnymi, brązowymi oczami na ukochaną, która jakby nieco zbledła. Co się mogło stać z jej ukochaną córeczką? Chorowała? Rzeczywiście, była podejrzanie cicho. Co jeśli była zbyt słaba i pochłonęły ją duchy estońskiej zimy? - Dzisiaj rano jej włosy były jasne... Spójrz na nią.
Zielone oczy kobiety skierowały się na śpiącą małą. Na szczęście tylko śpiącą... Nie miała jeszcze bujnej czuprynki, była za mała, ale niewinny meszek na czerwonej nieco główce. Meszek, który był... niebieski. Momentalnie jakikolwiek kolor zniknął z twarzy Liivi. Nie sądziła, że dziedzictwo jej ojca będzie mogło ujawnić się w jej małej córeczce. Nie sądziła, że tajemnica wyjdzie na jaw tak szybko i w końcu będzie musiała stanąć twarzą w twarz z prawdą.
- Kochanie ja... Muszę Ci coś powiedzieć.

Zalewała się rzewnymi łzami, kiedy wysoki mężczyzna pakował swoje rzeczy do ogromnej walizki. Klęczała przed nim na kolanach i błagała, żeby nie wychodził. On jednak zrobił coś, co wcześniej nawet nie przeszłoby mu przez myśl - uderzył ją. Uderzył kiedy ona kurczowo trzymała się nogawki jego spodni, rozpaczliwie błagając - "nie odchodź, błagam, nie odchodź".
- Zostaw mnie, wariatko! Nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego!
Zatrzasnął walizkę, zapiął i po włożeniu kurtki, wyszedł z ich domu, zostawiając kobietę na ziemi, płaczącą głośno. Dziecko też zaczęło płakać, a włoski stały się buraczkowo czerwone.

Patrzyła spokojnym wzrokiem w lustro, przyglądając się swojej nastoletniej twarzy. Śliczna dziewczyna - powiedziałby niejeden. Jasne włosy jak kaskada spływały po zgrabnych ramionach. Rysy twarzy też nie były brzydkie. Długi, wydatny nos, do tego wyraźne kości policzkowe, różowe i widoczne usta, cera w chłodnym, różowym odcieniu. I oczy. Brązowe, pełne głębi, z których nie dało się wyczytać nic poza melancholijnym znużeniem.
Kto by pomyślał, że odziedziczony po dziadku dar zostanie użyty, aby przeciągać tylko falę kłamstw.
Uniosła zgrabną dłoń, aby przesunąć nią po włosach. Tam, gdzie dłoń dotknęła, kosmyki zaczęły zmieniać swą barwę, na jednolity, spokojny kasztanowy kolor. I tak od nasady aż po końcówki. Cera nabrała cieplejszego odcienia, nos stał się mniej zaostrzony, mniej zaczerwieniony, usta nie tak wydatne, mniej różowe, rzęsy tak samo długie, lecz ciemniejsze. Każda zmiana w jej ciele była kontrolowana i wyćwiczona - czasem tylko jej włosy zmieniały kolor bez jej udziału, kiedy zaczynały ją targać silniejsze emocje.
Spojrzała znów w lustro lecz bez odrazy, a poczuciem, że to jest jej prawdziwa twarz, twarz podobna do jej matki i babci. Jedyne co przeszkadzało to oczy... Nadal brązowe, nadal znużone. Przypominały, że nigdy nie będzie w stanie zapomnieć o tym, że w jej rodzinie zawsze będzie drań. Tchórz, który ją pozostawił...
Metamorfomagia nie sprawiała jej problemu od najmłodszych lat - jej używanie nie było trudne. Właściwie wystarczyła jedna myśl, aby dowolna część ciała zmieniła się w zupełnie inną. Czasem to wymykało się spod kontroli - choćby kolor włosów zmieniający swój kolor pod wpływem silnych emocji. To bardzo utrudniało wszelkie kontakty z mugolami. Niełatwo było takowym wyjaśnić później dlaczego jej włosy z brązowych nagle stają się niebieskie. Może właśnie dlatego stroniła od towarzystwa mugoli. Tak, na pewno z tego powodu...
Zdolności nie wymagały specjalnego treningu poza zwykłym sprawdzaniem siły woli, aby nad tym zapanować. Charakter dziewczyny tylko w tym pomagał - opanowanie to cecha dla mniej naturalna. Umiejętność zapisana została we krwi.
To z jej pomocą dziewczyna zaczęła upodabniać się do rodziny matki. Nie chciała, aby jej wygląd przypominał o ojcu, który poznając prawdę o jej pochodzeniu i zdolnościach, uciekł. Teraz wiedziała, że te zdolności to najlepsze co jej się przytrafiło i nie potrafiła wyobrazić sobie życia bez niej.
Kadri przybierała wygląd matki, przejęła jej nazwisko, nazwisko czystokrwistego rodu czarodziejów i ciągle żyła w kłamstwie, kiedy mówiła, że nie ma z mugolami nic wspólnego...
A ludzie w to wierzyli. Zdolności tylko w tym pomagały, łatwiej było uwierzyć, że w jej rodzinie są sami czarodzieje. Metamofromagia - tak rzadka zdolność, w jej kraju kojarzona wręcz z rodziną Anvelt, w końcu odziedziczyła zdolności po dziadku, razem z nazwiskiem. W jej szkole czystość krwi wiele wnosiła i wiele ułatwiała. Nawet na czarodziejów półkrwi krzywo patrzono... Półkrwi takich jak ona.
To nie tak, że nigdy nie ponosiła jej chęć wykrzyczenia prawdy całemu światu, w przypływie melancholii. Tylko trzeźwe myślenie pozwalało jej na ciągłe ciągnięcie kolejnych drobnych kłamstw...
Tak naprawdę nikogo to nie obchodziło.
Drzwi do łazienki dziewcząt otworzyły się, a do środka wpadła jakaś blondynka. Przyjrzała się dziewczynie w mundurku Durmstrangu, z resztą miała identyczny na sobie.
- Kadri, idziesz? Chciałam Ci coś pokazać! - powiedziała. Nastolatka powoli ruszyła przed siebie, jeszcze tylko sprawdzając czy na pewno jej twarz wygląda jak należy. Wyszły z łazienki razem i po dotarciu do ich wspólnego pokoju. Usiadła na łóżku koleżanki, a ta wyciągnęła z szuflady nocnej szafki duże, obramowane zdjęcie. Widniała na nim wspólna fotografia ich samych z pierwszego rocznika.
Kadri zmieszała się nieco, a jej koleżanka zaczęła nawijać o tych sześciu latach, które minęły jak z procy.
- Nie widzę Cię tutaj... - powiedziała w końcu. Anvelt zerknęła na fotografię i wskazała na dziewczynkę z tyłu, uśmiechającą się z zadowoleniem, o bardzo słowiańskiej urodzie. Co chwila odwracała głowę w stronę nauczyciela, przy którym ustawiła się do zdjęcia. Koleżanka była zdziwiona.
- Bardzo się zmieniłaś!
Tak... Na szczęście.
I kolejne lata mijały pod przykrywką małych kłamstewek doprowadzając ją do tego momentu. Jako osoba myśląca trzeźwo nie miała zamiaru ujawniać się dalej z sekretem swojej krwi. Metamorfomagia ułatwiała jej życie.
W każdej chwili można stać się kimś innym i zapomnieć o sobie.

Wyjazd do Anglii, ucieczka przyniosła ogromne zmiany w jej życiu. Wejście w dorosłość nie było aż tak drastyczne jak u niektórych bywało. Najpierw dość długo tułała się po Londynie, szukając pracy na stałe. Przez jakiś czas nawet pakowała różdżki w sklepie Ollivandera, ale jakoś dziwnie szybko wyleciała z pracy, kiedy zaczęła chwalić wyroby różdżkarza, którego wyrobu przedmiot sama dzierżyła. W tej pracy nie wiedzieli, że Kadri jest metamorfomagiem. Wprawdzie nie kryła się z tym zbytnio, ale kontrola emocji świetnie pomagała w kontroli daru. To był klucz...
Rok po przeprowadzce do Wielkiej Brytanii zdążyła się zadomowić... Szukała kolejnej już pracy po sklepikach na magicznych ulicach oraz w zamieszkanych przez czarodziejów wioskach. Tamtego dnia była na ulicy Pokątnej. Złożyła swoje papiery w Dziurawym Kotle i poszła kilku sklepów... Na samym końcu do Magicznej Menażerii. Musiała kupić porcję niewidzialnego atramentu.
Kolejka tego dnia była długa i kończyła się niemal przy wyjściu ze sklepu. Letni dzień był ciepły, choć wietrzny, a z powodu tłumu w pomieszczeniu zrobiło się wręcz gorąco. Dziewczyna zdjęła swoją letnią kurtkę i trzymała ją w rękach. Po pomieszczeniu rozglądała się co chwila, z nudów, jak każdy. Akurat ktoś przy kasie musiał kupować bardzo dużo, bo dawno nie zrobiła ani kroczku do przodu.
Jego dostrzegła przez witrynę sklepu.
Na początku myślała, że się przywidziała. Był to widok, który zmroził jej krew w żyłach. Twarz jej stryja... Brata ojczyma.
Odwróciła szybko wzrok od sklepowej witryny. Poczuła ścisk w gardle... Nie mogła go widzieć... Nie mogli tutaj trafić. Nie mogli jej tu znaleźć.
- Miło Cię widzieć, Kadri... - usłyszała szept tuż przy uchu. Męski, niski głos, który sprawił, że włoski na karku jej się zjeżyły. Tuż za nią stanął wysoki, starszy mężczyzna, już bliżej pięćdziesiątki niż dalej. Jej źrenice stały się malutkie...
To był on... ten głos.
- Pójdziesz ze mną.
Strach sparaliżował tą tak bardzo, że nawet nie poczuła, kiedy została wyciągnięta z kolejki. Znalazła się na chodniku, a on stanął przed nią...
Ojczym.
Spokojnie... Nie zrobi mi nic na ulicy pełnej ludzi.[/b]
- Zaprowadzisz nas do Liivi, wtedy nic Ci się nie stanie. - powiedział spokojnie. Pojawił się też stryjek. Czyli naprawdę był to on. Nic jej się nie przywidziało.
- Nic wam nie powiem. - powiedziała, głosem nieco wyższym niż zwykle. To z nerwów. Jej włosy zaczęły stawać się czarne jak węgiel. Taki właśnie był kolor strachu. Nie zawsze udawało jej się kontrolować dar... Zwłaszcza w chwilach, kiedy emocje brały górę.
Nie wiedziała jak ją odnalazł, ale nie mogła pozwolić, aby znalazł jej matkę i znowu uczynił z ich życia piekło. Nie po tym, gdy zaczęła się zbierać.
Zobaczyła, że chce wyciągnąć różdżkę. Chował ją tam, gdzie zawsze - w specjalnej kieszeni płaszcza.
To nie mogło się tak skończyć.
- Zaraz Cię nauczę, Ty mała...
- [i]Fumos
!
Szara mgła pokryła sporą część ulicy powodując ogólną panikę. Anvelt czym prędzej zaczęła biec... Nie wiedziała gdzie. Byle dalej.
Zboczyła w jedną z węższych uliczek, gdzie na chwilę przystanęła, opierając się o ścianę. Miała wrażenie, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi. Nie z powodu tego, że biegła, a ze strachu.
Musiała się ukryć. Skoro znalazł ją tyle kilometrów od Estonii, znajdzie ją tutaj...
Zamknęła oczy, powoli uspokajając bicie serca. Płytkie oddechy. Tak, jak zawsze pomagało.
Wyobraziła sobie twarz jednej ze znajomych jej matki. Jej włosy stały się czarne, z siwymi prześwitami, a twarz znacznie postarzała. Nos nabrał lekkiego garbu, nawet dłonie stały się nieco starsze. Włożyła kurtkę, aby jej ubranie nieco różniło się od poprzedniego.
Ruszyła ulicą, powoli wyplątując się z mgły i wcisnęła dłonie w kieszenie, chcąc jak najszybciej trafić do Dziurawego Kotła.
Została złapana tuż przed wejściem. Przez stryja. Mężczyzna ścisnął jej przedramię mocno.
- Czy widziała pani tutaj... młodą dziewczynę? Miała ciemne włosy.
Miała ochotę podskoczyć z radości... Kontroluj emocje.
- Nie, szłam tutaj cały czas sama. - wykrztusiła głosem zachrypniętym ze strachu. Wyszło aż nazbyt przekonująco dzięki temu. Mógłby ją rozpoznać po głosie.
Mężczyzna przez chwilę świdrował ją spojrzeniem, ale zaraz odpuścił i poszedł znów w stronę Magicznej Menażerii. Trzęsącymi się dłońmi złapała za klamkę drzwi do Dziurawego Kotła i czym prędzej tam wpadła...
Niemal od razu jej włosy stały się na nowo czarne, a twarz przybrała swój naturalny wygląd, którego niemal nikt nie znał. Ale jeszcze nie była do końca bezpieczna...
Podeszła do barmanki.
- Mogę skorzystać z kominka?


Ostatnio zmieniony przez Kadri Anvelt dnia Nie 01 Lut 2015, 13:36, w całości zmieniany 11 razy
Franz Krueger
Franz Krueger

Kadri Anvelt - metamorfomag Empty
PisanieTemat: Re: Kadri Anvelt - metamorfomag   Kadri Anvelt - metamorfomag EmptySro 31 Gru 2014, 18:11

"Zdjęła z siebie ciepły korzuch..." - strasznie razi, popraw sobie na "ż".

Jeżeli zaś chodzi o samo podanie, język raczej prosty, ale i poprawny. Czyta się lekko i to jest plus. Jednak podanie nie spełnia podstawowego kryterium - co prawda jakość jest ważniejsza niż ilość, ale przydałyby się minimum 2 strony A4 w wordzie, tak jak to jest napisane w wymaganiach. Brakuje także 30 postów, więc przypuszczam, że Evan sprawdzi Ci podanie dopiero, kiedy osiągniesz próg. Ja podejmuję się na razie jedynie wstępnej kontroli.

Poza tym ładnie opisany jest u Ciebie moment, w którym genetyka zaczęła się ujawniać, zaś brakuje mi opisu jakichś sytuacji późniejszych, kiedy to Kadri z własnej woli wykorzystywała swój dar; jest tylko krótka wzmianka o tym, że mogła to zrobić i to robiła. Myślę, że opis jednej-dwóch takich akcji by wystarczył z racji tego, że nie wiemy tak naprawdę czy metamorfomagowie musieli kształcić swoje umiejętności, uczyć się je kontrolować. Właściwie wiele szczegółów na ich temat zostało przemilczanych. Rozumiem, że Ty zakładasz wersję, iż Kadri nie musiała uczyć się wywołania kontrolowanych zmian, a jedynie nie potrafi przeciwstawić się ewentualnym deformacjom w wyglądzie pojawiającym się pod wpływem silnych uczuć - w porządku.

Podsumowując powyższy wywód, proponowałabym rozwinąć do podobnej długości opowiadania, jak to wyżej, to zdanie - "Kto by pomyślał, że odziedziczony po dziadku dar zostanie użyty, aby przeciągać tylko falę kłamstw."

"Spojrzała znów w lustro lecz bez odrazy, a poczuciem, że to jest jej prawdziwa twarz, twarz podobna do jej matki i babci. Jedyne co przeszkadzało to oczy... Nadal brązowe, nadal znużone. Przypominały, że nigdy nie będzie w stanie zapomnieć o tym, że w jej rodzinie zawsze będzie drań. Tchórz, który ją pozostawił..." - jeszcze ten fragment można by było rozwinąć. Piszesz, że spojrzała w lustro bez odrazy, ale czy dziewczyna myślała tak o tym darze od samego początku, czy może początkowo nienawidziła swoich genetycznych zdolności i obwiniała kogoś o to, że została z matką sama? Z tego co napisałaś nie wynika, czy wcześniejszy stosunek Kadri do metamorfomagii jest inny. A przynajmniej ja odczytuję to jako "przyzwyczajenie" do swojej natury. Wiadomo, że autor zawsze rozumie więcej z tego, co stworzył, ale możesz jeszcze dokładniej zagłębić się w ten fragment.

Możesz zamieścić także plany, do czego kobieta mogłaby dar wykorzystać, jakieś inne odczucia. Póki co bowiem, prócz tego, kiedy dar się ujawnił i tego, że Kadri się z nim pogodziła, nie wiemy zbyt wiele.
Gość
avatar

Kadri Anvelt - metamorfomag Empty
PisanieTemat: Re: Kadri Anvelt - metamorfomag   Kadri Anvelt - metamorfomag EmptyNie 04 Sty 2015, 13:01

Myślę, że mogę już oddać to do sprawdzenia. Dziękuję za wskazówki~
Evan Rosier
Evan Rosier

Kadri Anvelt - metamorfomag Empty
PisanieTemat: Re: Kadri Anvelt - metamorfomag   Kadri Anvelt - metamorfomag EmptyWto 13 Sty 2015, 01:12

Cytat :
powiedział cicho, spoglądając niepewnymi, brązowymi oczami na ukochaną, która jakby nieco zbledła.

zbladła.

Cytat :
Czasem to wymykało się spod kontroli - choćby kolor włosów zmieniający swój kolor pod wpływem silnych emocji.

powtórzenie.

Niestety nie wiem jak podanie wyglądało wcześniej, bo zostało usunięte, przez co nie mogę porównać stanu obecnego z poprzednim i ocenić poprawy. Sama genetyka trochę biedna w porównaniu do innej tego typu w tym dziale, trochę dokładniej opisałbym chociaż jedną sytuację przemiany wraz z jakimś tłem, motywem, impulsem, który ją do tego skłonił. Przez większość czasu o używaniu zdolności tylko słyszymy, prócz tej jednej krótkiej sytuacji przed lustrem. Ale ostateczną decyzję pozostawię Franzowi, jako że ona widziała tekst przed zmianą.
Franz Krueger
Franz Krueger

Kadri Anvelt - metamorfomag Empty
PisanieTemat: Re: Kadri Anvelt - metamorfomag   Kadri Anvelt - metamorfomag EmptySro 14 Sty 2015, 21:47

No ok. Powiem tak: ta wersja jest znacznie lepsza od wersji początkowej, jednak popieram Rosiera. Brakuje mi jeszcze jakiejś jednej sytuacji, np. z dorosłego życia. Jakieś wykorzystanie umiejętności zmiany wyglądu do osiągnięcia własnego celu, właśnie opisu jakiegoś konkretnego impulsu, motywacji, do zrobienia użytku ze swojej zdolności. Bo póki co niby językowo w porządku, niby czyta się lekko, niby sama zdolność jest opisana, ale wspomnienie o niej jedynie przed lustrem i w towarzystwie koleżanki ze szkoły wydaje mi się niewystarczające. Trochę taki niewykorzystany potencjał, który nie oszukujmy się, jeśli chodzi o metamorfomagię, to jest naprawdę wysoki.

Może zróbmy tak... poprosimy jeszcze o dopisanie takiego fragmentu z dorosłego życia, kiedy Kadri wykorzystała tę umiejętność? Wtedy podejmę decyzję. Na razie mam wątpliwości, ale chyba jestem bardziej na tak. Spróbuj nas zaskoczyć.
Gość
avatar

Kadri Anvelt - metamorfomag Empty
PisanieTemat: Re: Kadri Anvelt - metamorfomag   Kadri Anvelt - metamorfomag EmptyNie 01 Lut 2015, 13:37

Myślę, że już mogę oddać. Trochę to zajęło, ale wena nie mogła mnie znaleźć.
Amycus Carrow
Amycus Carrow

Kadri Anvelt - metamorfomag Empty
PisanieTemat: Re: Kadri Anvelt - metamorfomag   Kadri Anvelt - metamorfomag EmptyPon 16 Lut 2015, 07:23

Podanie o genetykę unieważnione z powodu kasacji konta Kadri Anvelt. Temat zostanie przeniesiony do archiwum.
Sponsored content

Kadri Anvelt - metamorfomag Empty
PisanieTemat: Re: Kadri Anvelt - metamorfomag   Kadri Anvelt - metamorfomag Empty

 

Kadri Anvelt - metamorfomag

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Cú Chulainn O'Connor - metamorfomag
» Blake Blackwood - metamorfomag

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Genetyki
-