Gdzieś w sercu lasu stoi samotne drzewo, wokół którego rosną tylko błękitne i różowe kwiaty. Kiedy przemierzałeś przez Zakazany Las, w pewnym momencie mogłeś dostrzec ścieżkę prowadzącą na polanę. Dlaczego stało tam wielkie, samotne drzewo i dlaczego kwiaty są tylko i wyłącznie tego koloru? I najważniejsze pytanie - dlaczego huśtawka, którą ktoś powiesił na jednej z grubych gałęzi wciąż się kołysze, kiedy nie wieje żaden, chociażby najmniejszy wiatr? Miejsce jest owiane tajemnicą. W tle można usłyszeć czyjś śmiech, ale czy aby na pewno?
Wszystko się sypało. Dosłownie. Nawet książki, ani zajęcia nie były wystarczającą odskocznią od rzeczywistości, więc tego dnia po prostu odpuściła sobie jedne z nich. Ciekawe, czy ktoś zauważy jej nieobecność? Zapewne nie… Umówiła się w Zakazanym Lesie z osobą, której kompletnie nie znała, a zazwyczaj każda cząstka jej ciała buntowałaby się przeciwko takiej głupocie. W dzisiejszych czasach nie można było nikomu ufać, nie całkowicie. Nie odpisała na otrzymaną wiadomość, chowając mapkę mimowolnie do kieszeni. Dobrze znała to miejsce. Jeszcze przed kolacją udała się do dormitorium, przy okazji ubierając cieplejszy sweter, by nie zmarznąć tak, jak miało to miejsce na zajęciach prowadzonych przez Ingrid. Nie była głodna. Włosy przerzuciła do przodu, zaplatając je w luźny warkocz, który i tak częściowo został zakryty przez ciepły szalik. Czy faktycznie było aż tak zimno? Wychodząc z zamku, skierowała swoje kroki w stronę Zakazanego Lasu. Szare chmury przez cały dzień nie miały nawet zamiaru przepuścić choć odrobiny słońca, ale na szczęście jeszcze nie padało. Dziewczyna co jakiś czas zerkała przez ramię. Dodatkowe towarzystwo było w tej chwili niepożądane, a miała jeszcze sporo czasu. Skoro już opuściła kolację, mogła wykorzystać te krótkie chwile, by zaczerpnąć świeżego powietrza i posiedzieć w samotności. Krukonka mocniej opatuliła się szalikiem, kierując swoje kroki w odpowiednim kierunku. Spacer wydawał jej się wyjątkowo krótki, gdy odpływała myślami gdzieś daleko. Wkrótce znalazła się na znajomej ścieżce, prowadzącej ją w głąb lasu. Wokół panowała niesamowita cisza, tylko wiatr delikatnie poruszał liśćmi drzew oraz wypadającymi ze splotu kosmykami ciemnych włosów. Po chwili jednak nawet jego szum ustał, a jej oczom ukazała się polana, na której środku stało samotne drzewo. Kiedyś to miejsce wydawało jej się bajkowe, otoczone pięknymi kwiatami. Aria nieco zwolniła kroku, by dać się porwać magii otoczenia. Niestety tym razem nic nie podziałało jak zwykle. Przystanęła dopiero niedaleko kołyszącej się huśtawki, podnosząc wzrok na grubą gałąź, do której była przymocowana. Zawsze zastanawiała się, kto i w jakim celu przewiesił huśtawkę w samym sercu lasu. Wyglądało tu zawsze jednakowo, jakby czas postanowił się zatrzymać dla każdego przybysza, by ten mógł na chwilę odetchnąć. Wszystko było takie… spokojne. Nawet nie chciało się zamykać oczu, można było śnić, wpatrując się w błękitno-różowe morze kwiatów. Krukonka usiadła na huśtawce, obejmując palcami grube liny. To miejsce zdawało się być idealną przystanią, z której nie chciało się odchodzić. Przynajmniej nie w tej chwili, nie teraz. Przez myśl przeszło jej, że powinna się martwić o Cu, bardziej starać się pomóc siostrze. Skoro Porunn tak uparcie pragnęła jej unikać, Aria powoli przestawała się narzucać. Co innego mogła zrobić? Gdyby nie Adam, który chciał z nią porozmawiać o O’Connorze, zapewne zupełnie odpuściłaby sobie to spotkanie.
Adam Morgan
Temat: Re: Huśtawka Wto 04 Sie 2015, 19:16
Gdy skończył jeść kolację, wyszedł z wielkiej sali i skierował swoje kroki w stronę wieży Gryffindoru, aby oddać się segregowaniu odświeżaczy do samochodów. W połowie drogi do dormitorium zatrzymał się, nagle zdając sobie sprawę z czegoś bardzo istotnego. Na śmierć zapomniał o umówionym spotkaniu z Arią FImmel, która na pewno już na niego czekała w środku Zakazanego Lasu! I on śmiał się nazywać Gryfonem z krwi i kości, skoro nie pamiętał o tak istotnych rzeczach? Miał tylko nadzieję, że dziewczyna również się spóźniła i nie czekała na niego długo. Wszak było już ciemno i błagał Wielkiego Merlina o to, aby nic po drodze Krukonki nie zjadło. Nie wybaczyłby sobie tego. Jeszcze w dodatku wybrał takie miejsce, które sprawiało złudne wrażenie bezpieczeństwa, ale czy aby na pewno było ono bezpieczne dla samotnej dziewczyny? Może nie była jakoś bardzo bezbronna, ale zawsze pozostawało ryzyko ataku wielu na jedną. Wpadł do Zakazanego Lasu jak oparzony, zaczynając przedzierać się przez chaszcze najszybciej jak się tylko dało. Znał drogę na pamięć, jednak użył dla pewności zaklęcia, które pomogło mu spokojnie dojść do wskazanego miejsca. Polana zdawała się żyć swoim życiem. Cały obszar był oświetlony światłem znikąd, a zapach kwiatów delikatnie drażnił jego nozdrza, ale w tej przyjemny sposób. Rozejrzał się nerwowo dookoła, a gdy dostrzegł dziewczynę, ruszył w jej kierunku. W sumie nigdy się jej długo nie przyglądał. Raczej mijali się na korytarzach, nie przykuwała dłuższego spojrzenia. Wychodził z założenia, że albo tak chciała i robiła to specjalnie, bądź po prostu była niewyraźna. Nie w głowie mu były jednak dziewczyny, więc być może to też była jakaś jego odpowiedź, że nigdy wcześniej się nią nie interesował. Teraz łączyły ich jednak wspólne interesy (jeśli można to tak nazwać). Zadanie, które powierzył mu Cu przed zniknięciem było dla niego teraz najważniejsze. I tak długo zwlekał z rozmową, nie chcąc, żeby poczuła się w jakiś sposób przez niego atakowana lub coś w tym stylu. Od jakiegoś czasu, gdy wysłał jej pierwszą sowę, zaczął jej się przyglądać. Z dnia na dzień mizerniała, nie wyglądała tak, jak ją zapamiętał. Miał wrażenie, że nie przesypiała większości nocy, a funkcjonowała tylko i wyłącznie przez eliksiry wzmacniające. Bo chyba je zażywała, prawda? On korzystał ze swoich zdolności, czasami okradał składzik ze składnikami do eliksirów należący do Smoczycy. Oczywiście pozostawał bezkarny, bo kto przecież pomyślałby o tym, że to Morgan okrada samą Lacroix? - Cześć. Wybacz spóźnienie, ale chcąc być szczerym, po prostu zapomniałem, ze to dziś – powiedział, po czym idąc w jej kierunku, zerwał dwa kwiaty, niebieski i różowy, aby zaraz później wręczyć jej w ramach przeprosin. Uśmiechnął się do niej szeroko, a następnie chwycił za jeden ze sznurów, dzięki któremu była przymocowana huśtawka do drzewa. Przechylił głowę i przyjrzał się Krukonce uważnie. Czy aby na pewno umówił się ze właściwą osobą? - Nie wyglądasz za dobrze. Może pójdziesz do dormitorium i nieco odpoczniesz? Spotkanie możemy przełożyć na jakiś inny dzień. Odprowadzę Cię, dobrze? – zaproponował prosto z mostu. Nie chciał mieć później jej na sumieniu, gdyby w pewnym momencie przewróciła się i wyzionęła ducha ze zmęczenia. Nie takie rzeczy się w tej szkole działy. Tak przynajmniej słyszał.
Aria Fimmel
Temat: Re: Huśtawka Wto 04 Sie 2015, 20:17
Przyjemny zapach kwiatów oraz ledwie słyszalny szum wiatru tworzyły baśniową idyllę. Czas przestawał istnieć, gdy siedziało się na huśtawce przy drzewie. Aria nie wiedziała nawet, jak długo już siedziała w tej samej pozycji, kołysząc się delikatnie wśród kolorowych kwiatów. Może na tym polegała magia, a zarazem niebezpieczeństwo tego miejsca? Nie chciało się stąd odchodzić. Gdyby nie otworzyła oczu, nie zauważyłaby nawet zbliżającej się sylwetki. Zazwyczaj nikomu się nie przyglądała, tym razem jednak próbowała dopasować imię do twarzy. Kojarzyła Adama, lecz nigdy z nim nie rozmawiała, równie dobrze mógłby być pobocznym bohaterem jej snów, którego twarzy nigdy w pełni nie można było dostrzec. Czuła się nieco dziwnie, jakby dopiero co ktoś wyrwał ją z sennego marzenia. Kilka razy zamrugała, delikatnie się uśmiechając. Nawet nie miała ochoty się zerwać z miejsca, by być przygotowanym na ewentualną ucieczkę, jak to zazwyczaj bywało. - Cześć… – odpowiedziała cicho na powitanie, nie spuszczając wzroku z Gryfona. Unikała tylko bezpośredniego kontaktu wzrokowego, który nadal ją peszył. Trochę zdziwiło ją, że zapomniał o umówionym spotkaniu, w końcu dopiero co wysłał jej wiadomość. Być może miał tyle na głowie? Nie mogłaby go za to winić. - Nie szkodzi, nie czekam zbyt długo – dodała pospiesznie, przyjmując wyciągnięte w jej stronę kwiatki. Cicho podziękowała, spuszczając na nie wzrok. Nawet złe samopoczucie nie było w stanie całkowicie stłumić nieśmiałości. Gdy Adam chwycił za jeden ze sznurów huśtawki, instynktownie skuliła się w sobie. Czy on oszalał? Nie mógł stanąć gdzieś dalej, a najlepiej po drugiej stronie drzewa? Gdyby tylko mogła, odsunęłaby się, ale z jakiegoś dziwnego powodu nie chciała oddać nikomu swojego miejsca. Słysząc o tym, że źle wygląda, tylko zacisnęła powieki i westchnęła. Odczekała chwilę, ściskając nieco zbyt mocno biedne kwiaty między palcami. Chyba za chwilę nic z nich nie zostanie. Serce zabiło mocniej, kiedy na policzkach w końcu pojawiły się delikatne rumieńce. Gdyby nie fakt, że wyglądała raczej niegroźnie, ktoś mógłby zauważyć, że w tym momencie bardzo się zezłościła. - Czuję się dobrze. Nie chcę odpoczywać – powiedziała, siląc się o stanowczy ton. Ugryzła się w język, nim zdążyła dodać, że takie komentarze mógłby zachować dla siebie. Czy ona wyglądała na kogoś, kto potrzebuje pomocy? Mogłaby rozkwasić mu nos, połamać kilka kości, a potem zakopać pod drzewem. A najlepsze było to, że chyba nikt by jej o to nie podejrzewał. Myśląc o tym, tylko na chwilę rysy jej twarzy przybrały ostrzejszy wyraz. Czy w ogóle przejęła się tym, co chodziło jej po głowie? – Powiedz mi proszę, o czym chciałeś ze mną porozmawiać, dobrze? – spytała, pocierając wolną dłonią policzek. Musiała się skupić, by za chwilę się nie rozpłakać. Przyjemne otępienie, spowodowane przebywaniem na bajecznej polanie, powoli mijało, a wszystkie przytłaczające uczucia uderzały ze zdwojoną siłą.
Adam Morgan
Temat: Re: Huśtawka Wto 04 Sie 2015, 21:50
Gniewny ton głosu Arii sprawił, że Adam na chwilę osłupiał. Naprawdę zastanawiał się, czy nie pomylił osób. Może to ta druga bliźniaczka? Z tego co pamiętał, to pochodziła z domu węża, a ta dziewczyna zdecydowanie wyglądała bardziej na Krukonkę, niż Ślizgonkę. Westchnął, chwilę zastanawiając się, czy aby na pewno Cu dobrze go poinstruował. Z jego opowieści na temat Krukonki, jasno wyciągnął wnioski, że była spokojna, zamknięta w sobie i bardzo niedostępna. I szybko się rumieniła. Jak teraz. I chyba tylko ten mały szczegół sprawił, że był już pewien, że trafił do prawidłowej osoby. Gdyby to była Porunn, to bardzo możliwe, że wracałby teraz do Hogwartu ze spalonymi włosami, jak kiedyś Cu podczas jednej z ich bijatyk. - Hej, spokojnie. Chciałem być miły. Mam nadzieję, że nie rzucisz we mnie zaklęciem i nie spalisz mi włosów! Są dla mnie cenne. Nie chciałabyś mnie oglądać łysego, wierz mi. Boje się, że wtedy odrosną całkiem siwe i będą mnie mylić z jakimś starym profesorem od Historii Magii – powiedział, puszczając sznur huśtawki i wyciągając dłonie przed siebie, w geście obrony i tym samym poddania się. Nie chciał jej prowokować, w końcu w ogóle jej nie znał, a opowiastki Cu mogły się okazać stekiem bzdur, żeby tylko wprawić go w większe tarapaty. Jak to jego kuzyn zawsze lubił robić. Posłał Arii sympatyczny uśmiech, który miał za zadanie stopić wszystkie lody i ujarzmić rozzłoszczone kocię. Odsunął się, zdając sobie sprawę z tego, że chyba jego bliskość nie była pożądana przez dziewczynę. Nigdy nie umiał się z nimi jakoś obchodzić. Nie interesowały go na tyle. Preferował zawieranie przyjaźni, koleżeństwo na takim etapie, w którym nie musiał się gimnastykować w rozumieniu, kiedy kobieta mówiła tak, to znaczyło nie, a mówienie nie, znaczyło tak. Było to dla niego stanowczo za bardzo skomplikowane, a on raczej nie lubił komplikować sobie życia na własne życzenie. Masochistą to on nie był. Raczej uchodził za przeciętnego ucznia Gryffindoru z odrobiną więcej szczęścia niż rozumu. Do Arii musiał podejść jednak w delikatniejszy sposób, bojąc się, że jeszcze bardziej mógł ją spłoszyć i tym samym zaprzepaścić sobie szansę na jakiekolwiek porozumienie. A miał bardzo ważne zadanie, które być może pomogłoby jej uratować życie, albo przynajmniej część, czy coś. - Przechodząc do rzeczy, żeby nie zajmować Ci czasu. Cu, kiedy ostatnio się widzieliście chciał ci powiedzieć o czymś. Pamiętasz na czym skończył? O’Connor zawsze wydawał się roztrzepany, więc zakładam, że nie powiedział za wiele – powiedział Adam, przybierając poważny wyraz twarzy, tym samym skupiając spojrzenie jasnych, przyjaznych oczu na dziewczynie. Miał nadzieję, że pamiętała na czym skończyła się jej rozmowa z Cu. Było to dla niego istotne, żeby móc na spokojnie zacząć od momentu, na którym się ona urwała. Aria wyglądała na pojętną osobę, odważną i miał wrażenie, że gdyby nie jej wycofanie, to idealnie komponowałyby się u niej barw Gryffindoru.
Aria Fimmel
Temat: Re: Huśtawka Sro 05 Sie 2015, 21:57
Zachowanie Arii było nieznośne nawet dla niej samej. Nie była sobą, nie wiedziała nawet, co dokładnie oznaczało „bycie sobą”. Wszystko się sypało, a ona miała wrażenie, że zamiast stać niewzruszona niczym skała, dawała się wciągać w wir chaosu. Choć niekoniecznie zależało jej na zrobieniu dobrego wrażenia, mogła spróbować powstrzymać niekontrolowane emocje. Zazwyczaj się tak nie zachowywała, przecież nie taka chciała być. Poza tym spotkała się z Adamem po to, by dowiedzieć się czegoś ważnego. Jeżeli nadal będzie na niego prychać, zapewne odwróci się na pięcie i odejdzie. Spuściła głowę nieco niżej, chowając twarz w ciepłym szaliku. - Przepraszam… – szepnęła, spuszczając wzrok na kolana. – Nie spalę ci włosów, obiecuję. Poza tym na pewno nie odrosłyby siwe – zapewniła, chcąc załagodzić sytuację, a przede wszystkim zmusić się do tego, by w końcu wziąć się w garść. Wstała z huśtawki, odkładając na nią trzymane kwiatki, po czym podeszła do chłopaka i nieśmiało podniosła na niego wzrok. - Możemy zacząć od początku? – spytała, a delikatny głos zdradzał niepewność. Ostrożnie wyciągnęła w jego stronę dłoń, jakby sama nie wiedziała, czy dobrze robi. Może jeszcze bardziej się ośmieszała? – Aria Fimmel – powiedziała, choć od dawna wiedział, jak brzmiało jej imię. Oficjalnie jednak nigdy nie mieli ze sobą do czynienia, nie rozmawiali twarzą w twarz, więc też nie mieli okazji się sobie porządnie przedstawić. Po chwili zrobiła kilka kroków w tył, spoglądając na kołyszącą się huśtawkę. Postanowiła chwilowo na niej nie siadać, byłoby to chyba niegrzeczne. Sięgnęła dłońmi do swojego szalika, nieco go rozluźniając. Zrobiło się nagle cieplej, czy tylko jej się tak wydawało? Zastanawiała się, co powinna powiedzieć. Dyskretnie spojrzała znów na Adama, choć zapewne musiał to zauważyć, jeśli się jej przyglądał. Nagle uderzyła ją nowa myśl. Nie wiedziała, czy mogła mu ufać. Twierdził, że był kuzynem Cu, ale zupełnie nic o nim nie wiedziała. Co, jeśli współpracował z Vincentem? Albo w dójkę chcieli zrobić sobie z niej głupi żart? Nie chciała nawet myśleć o tym, co mogłoby się stać, gdyby tak było naprawdę… A gdyby Porunn dowiedziała się o tym, że siostra próbuje zbierać obciążające dowody na temat jej chłopaka? Tylko pogorszyłoby to napiętą atmosferą, która od pewnego czasu panowała między bliźniaczkami. - Masz rację, był roztrzepany. Nie powiedział mi zbyt wiele. Może po prostu zdradzisz mi, co wiesz? – starała się nie brzmieć podejrzliwie. Dokładnie pamiętała każde słowo O’Connora, a przynajmniej to, co uznała za najważniejsze. Twierdził, że Vincent był niebezpieczny. Miała mieć się na baczności i porozmawiać z siostrą. Na krótką chwilę się zamyśliła, przywołując pamiętną rozmowę z Porunn, która za wszelką cenę próbowała ją przekonać do swojego chłopaka. Ponoć był rycerzem na białym koniu. No oczywiście. A ona była seryjnym mordercą. - Mam nadzieję, że powiesz mi prawdę i wszystko nie jest tylko głupim żartem – mruknęła, nim zdążyła się powstrzymać. Nic nie miało sensu, a zapach kwiatów zaczął nagle drażnić Krukonkę. Sama była w tej chwili swoim wrogiem, a myśli podsuwały przeróżne teorie spiskowe. Ponownie zaczęła się cofać, do momentu, w którym poczuła za plecami drzewo. Powoli przykucnęła, ostrożnie siadając i opierając się o nie. Huśtawka była tylko jedna, za to miejsca by usiąść były nieograniczone.
Adam Morgan
Temat: Re: Huśtawka Pią 07 Sie 2015, 10:54
Adam spodziewał się, że Aria będzie podejrzliwa. W sumie, nie mógł jej za to winić. Mogła pomyśleć przecież, że współpracuje z Vicnentem, a nie z Cu. Z resztą, mało osób wiedziało, że O’Connor miał kuzyna i to całkiem bliskiego. Ich matki były siostrami i za razem najlepszymi przyjaciółkami. Jednak to nie było ważne. Któż by pamiętał o kimś takim, jak Adam? Wiecznie żyjącym w cieniu gwiazdy Gryffindoru. Jednak wbrew pozorom, zupełnie mu to nie przeszkadzało. Bycie niezauważalnym, wręcz niewidzialnym miało niesamowite plusy; bowiem można było robić to, co się chce. W większości nie ponosząc za to pełnej odpowiedzialności. Panienka Fimmel jednak chciała dowodu na to, że był po jej stronie, a nie żadnym szpiegiem, czy też marionetką Vincenta, na którego rzucono zaklęcie imperium. W porządku. On nie miał nic do ukrycia, nie wiedział jednak o Arii zupełnie nic. Postanowił się porozmawiać z nią jak z osobą zupełnie nieznajomą. Przekazując suche fakty, nie zważając na to, czy słowa, które wypłyną z jego ust będą bardzo bolesne, czy też mniej. A także, co zamierzała zrobić z informacjami, które jej w tej chwili przekaże. - Jestem Adam Morgan, bliski kuzyn O’Connora. – przedstawił się szybko, a następnie przeszedł do rzeczy, nie chcąc tracić cennego czasu. Chociaż tak naprawdę miejsce działało na niego w taki sposób, że najchętniej by został tutaj na zawsze. -Powiem ci co wiem – powiedział, posyłając jej lekki uśmiech, który zaraz zniknął, ustępując miejsca śmiertelnej powadze. Twarz Adama stężała, brwi się zmarszczyły, a usta zamarły na moment w bezruchu. Spojrzenie niebieskich oczu stało się śmiertelnie poważne, bez wcześniejszego, pozytywnego blasku, którym ją na powitanie obdarzył. Było to na swój sposób przykre, jednak w tej chwili nie mógł polegać na uprzejmościach, skoro dziewczyna chciała same suche fakty. Nie wiedział, czy odbierał ją tak, jak chciał. Jednak jeśli wcześniej pomyślał o tym, że mogłaby być Gryfonką, to się pomylił. Była czysto-krwistą uczennicą z domu Kruka – sztywna, zbyt poważna i za bardzo ostrożna. Powściągliwa. Adam przywykł do towarzystwa nieco innych osób. Spotkanie z Arią mógł więc traktować jako odskocznie od codzienności. - Rozmawiałem z Cu odnośnie tegorocznego obozu. Zapoznał mnie z pewnymi szczegółami, które być może powinny cię zainteresować. Chciał, żebyś to wiedziała, a jednak chyba nie do końca udało mu się to w jasny sposób przekazać – powiedział, po czym usiadł na trawie, wokół różowo-niebieskich kwiatów. Miał wrażenie, że musiał spocząć, najlepiej zasnąć i po prostu zostać w tym miejscu. Podniósł głowę do góry, aby spojrzeć na dziewczynę, po czym przez chwilę milczał, jakby starał się przypomnieć, co też właściwie chciał jej powiedzieć. Na szczęście jasna myśl zamigotała w jego siwo-blond łbie, przypomniał sobie. - Cu widział, jak podczas ostatniego etapu obozu, Vincent torturował Aristos Lacroix. Znasz ją? To typ spod ciemnej gwiazdy. Nie boi się rzucać zaklęciami na prawo i lewo. I nie mówimy tutaj o zwykłym Wingardium Leviosa czy też Rictusemprze – westchnął, drapiąc się po głowie. Jego wyraz twarzy wciąż pozostawał bez zmian. Poważny. Oczy uparcie wpatrywały się w dziewczynę i nawet jeśli poczuła się przez to zawstydzona, on nie przestawał, nawet na chwilę nie spuścił z niej jasnego, chłodnego spojrzenia. Oceniał ją, chciał zobaczyć wyraz twarzy. Byłaby zaskoczona? A może nie było to już dla niej żadną nowością? - Gość lubuje się w czarnej magii, zaklęciach niewybaczalnych. Wiesz co to oznacza? Jesteś w niebezpieczeństwie, bo stoisz mu na drodze. Tak to widział Cu, obawiał się o ciebie, dlatego chciał z tobą porozmawiać. Jak widać, zrobił to w nieco nieudolny sposób – westchnął, a następnie ziewnął przeciągle, będąc niesamowicie sennym. Następnie, jak gdyby nigdy nic, położył się na trawie. Zaczął upajać się zapachem kwiatów, mając wrażenie, że jeszcze chwila i po prostu zaśnie.
Aria Fimmel
Temat: Re: Huśtawka Sob 08 Sie 2015, 20:11
Panująca wokół atmosfera sprawiała, że na chwilę można było zapomnieć o chłodzie. Zupełnie tak, jakby czas faktycznie się tu zatrzymał, a wiosna miałaby się nigdy nie skończyć. Miało się ochotę położyć na kwiecistej polanie, oddając się w zupełności magii miejsca oraz marzeniom. Temat rozmowy jednak wymagał pełnego skupienia, nijak nie pasując do otoczenia. Aria przyglądała się Gryfonowi, rozplatając zawinięty wokół szyi szalik. Nie był jej potrzebny, w końcu wcale nie było już aż tak zimno. Odłożyła go na bok, po czym odgarnęła z policzków luźne kosmyki włosów. Ciepły uśmiech z twarzy Adama prędko zniknął, gdy w końcu miał przejść do rzeczy i opowiedzieć to, co chciała usłyszeć. Choć akurat wolałaby, żeby Vincent wcale nie okazał się stukniętym psychopatą. Nie przerwała Adamowi ani razu, słuchając w milczeniu. Nie odczuwała nawet ciężkości jego spojrzenia, a być może nie zdawała sobie nawet z tego sprawy, że chłopak nie spuszczał z niej oczu. Twarz Krukonki nie zdradzała żadnych emocji, ani zaskoczenia, ani tego, że spodziewała się takiej nowiny. Tak, jakby jej organizm po prosty nie wiedział, co powinien robić. Jak powinna się czuć? Aria nigdy nie ufała Vincentowi. Zazdrość zawsze grała ogromną rolę, jeżeli chodzi o siostrę – a przynajmniej od czasu, gdy ta związała się ze Ślizgonem. Chciałaby, żeby wszystko okazało się tylko wytworem jej wyobraźni. - Nikt nie może wiedzieć o tej rozmowie – zaczęła, głośno wypuszczając powietrze z płuc. Nawet nie zauważyła momenty, w którym przestała oddychać. Podciągnęła kolana pod brodę, opierając o nie czoło. Co powinna zrobić z taką wiedzą? Porunn nawet nie chciała z nią rozmawiać, a szczerze wątpiła w to, że sama zdoła cokolwiek zdziałać. Nie po tym, co siostra jej kiedyś powiedziała. - Nie obchodzi mnie to, czy ja jestem w niebezpieczeństwie. To moja siostra się z nim spotyka, a uważa, że on jest rycerzem na białym koniu – albo tylko chce, żebym ja tak myślała… Fimmelówna pokręciła głową, nie chcąc w to wierzyć. Przecież bliźniaczka by jej nie okłamała… prawda? Przestała obejmować swoje kolana, spoglądając znów w stronę Adama. - Jeżeli jest taki niebezpieczny, to trzeba go zatrzymać. Nie chcę, żeby Porunn stała się krzywda – powiedziała zdeterminowana, choć w chwili wymówienia imienia siostry na chwilę posmutniała. Nie zdołała jej uchronić przed ugryzieniem, ale na pewno nie pozwoli, by padła ofiarą Pride’a. - Vincent nie wie, że ja coś wiem. Myślę, że nawet mnie o nic nie podejrzewa. Nie mogę ryzykować, muszę sprawić, żeby mi zaufał. Albo chociaż nie zaczął uznawać mnie za przeszkodę – mówiła bardziej do siebie, niż do siedzącego niedaleko chłopaka. Zapewne wcale nie chciała, by cokolwiek z tego usłyszał, a może go nawet to nie interesowało? Miał tylko przekazać to, co i tak chciał jej powiedzieć Cu. Aria zmarszczyła nieco brwi, ponownie zerkając na Adama. Powinna powiedzieć, że jest jej przykro z powodu jego kuzyna, ale bała się, że jej słowa mogłyby mieć zły wydźwięk. Szczerze wierzyła w odnalezienie O’Connora i nie miała zamiaru traktować go jak osobę, która nigdy więcej nie wróci. - A może po prostu powinnam dać sobie z tym wszystkim spokój – mruknęła nagle, cicho, zdając sobie sprawę z własnej bezsilności. W zasadzie nie mogła nic zrobić. Ostatnio nawet nie potrafiła zmusić siostry do tego, by ta chociaż chciała z nią porozmawiać! Aria ponownie mocno objęła nogi, opierając brodę o kolana. Czasami miała wrażenie, że niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć. Jeszcze miesiąc temu rwałaby się do walki…
Mistrzynie Papużki
Temat: Re: Huśtawka Sob 08 Sie 2015, 21:47
/B. wejście i uszkodzenia postaci na prośbę graczy.
Uczniowie namiętnie zdawali się zapominać, że las znajdujący się przy obrzeżu błoni z jakiegoś powodu znajdował się na liście miejsc, do których zgodnie ze szkolnych regulaminem nie mieli wstępu. Na pewno dobrze nadawał się na miejsce potajemnych schadzek i niecnego knucia, jakie nie powinno dotrzeć do uszu postronnych, ale nie należało lekceważyć niebezpieczeństw czających się między drzewami, przesiąkających ziemię, przesycających powietrze. Samotne drzewo i kołysząca się na jego gałęzi huśtawka powinny odstraszać, napawać niepokojem każdego, kto natknąłby się na to miejsce. Fakt, że Adam i Aria znaleźli się w tym miejscu, może ją nieco poirytował, ale nie na tyle, by chciała zareagować. Huśtała się delikatnie, nie dotykając stopami ziemi. Zajmowała się tylko sobą, jak zawsze, od zawsze, na zawsze. Wszystko zepsuła ta głupia dziewucha, która nagle bezczelnie usiadła na jej deseczce, chwyciła jej sznurki, zajęła JEJ miejsce. JEJ, JEJ, JEJ, NIKOGO INNEGO, BEZCZELNI LUDZIE, BEZ...! Kolejny plugawy żywy dotknął jej własności, nie uszanował prawa, które nawet najbardziej podrzędnym organizmom nakazywało wycofać się z tego miejsca, nie zakłócać spokoju. Ani Adam, ani Aria zdawali się nie wyczuwać rosnącej plamy chłodu, żadne z nich nie zauważyło też zarysu widmowej dłoni sięgającej ku włosom Krukonki – tylko fakt, że w odpowiednim momencie wstała z huśtawki, na pewien czas odroczył nieuniknione. Zimny podmuch musnął szyje obojga uczniów, którzy wciąż nieświadomi jej obecności, kontynuowali rozmowę. Parszywe, parszywe, PARSZYWE KUNDLE! Nagle drzewo, choć grube i potężne, zakołysało się, trzasnęło ostrzegawczo, gdy wskoczyła drobnymi stopami na huśtawkę, bujając nią dziko i o włos mijając deseczką głowę Adama. - WYNOŚCIE SIĘ! – wrzasnęła cienkim głosem podszytym histerią, w mgnieniu oka stając się widoczną w całej swojej nieżywej glorii. Cienka halka opatulała drobną postać poltergeista, burza długich, ciemnych włosów zasłaniała całkowicie jego twarz. Jednak czy gdyby mieli wybór, panna Fimmel i pan Morgan chcieliby zobaczyć, co stało się z twarzą drobnej, półprzezroczystej dziewczyny? Właścicielka huśtawki nie czekała na reakcje nieproszonych gości, a wściekłość wywołana ich wtargnięciem spowodowała wybuch dziwnej mocy. Piasek, drobne kwiatki i pył zawirowały w powietrzu, sypiąc się prosto w twarze Adama i Arii, zmuszając ich, by zamknęli oczy i usta. Gałęzie trzeszczały coraz donośniej, aż nagle jedna z nich smagnęła powietrze tak dziko, że ułamała się, uderzając w ramię Gryfona. Kość trzasnęła tuż nad lewym łokciem panicza Morgana, oszałamiając go bólem, który wycisnął mu z oczu kilka łez. Aria miała mniej szczęścia – ponieważ to ona pierwsza naruszyła własność poltergeista, duch z piskiem skoczył w jej stronę, wyciągając ręce do twarzy Fimmelówny, na oślep znacząc jej czoło i policzki krwawymi śladami po paznokciach. Gdyby był nieco bardziej opanowany, być może wpadłby na genialny pomysł wydrapania dziewczynie oczu – póki co, te piękne, brązowe patrzałki pozostały na swoim miejscu. Zaraz potem Krukonka została odepchnięta.
Uciekacie, czy może próbujecie walczyć?
Adam Morgan
Temat: Re: Huśtawka Sob 08 Sie 2015, 23:32
Spoglądał na Arię z szeroko otwartymi oczami, starając się wychwycić jakąś zmianę na jej twarzy, oznakę strachu czy coś podobnego. Ona jednak wydawała się zdeterminowana, niesamowicie odważna i silna. Nie wiedział jak było wewnątrz dziewczyny. Czy się bała? A może prowadziła w swojej głowie suche kalkulacje, jak to na ucznia Krukolandu przystało? Nie wiedział jakie myśli zaprzątały tę śliczną główkę, jednak nie chciał się nad tym zastanawiać. Wypełnił swoją powinność, jeśli jednak ona poprosi go o pomoc, nie będzie się nawet zastanawiał, tylko przyjmie ją pod swoje skrzydła. Od wieków w jego rodzinie był zakorzeniony instynkt, który nakazywał mu bronić słabszych. Poczuł się w swoim rodzaju obowiązku, aby pilnować, żeby młodej Fimmelównie nic się takiego nie stało. Wyglądało jednak na to, że Aria przyjęła do wiadomości to, co powiedział, ale czy wyciągnęła jakieś wnioski? Planowała coś zrobić, czy tylko pozostała przy wiedzy? Siłą rzeczy był strasznie ciekawy jej odpowiedzi, a gdy ją uzyskał, kiwnął głową na zgodę. - Nikt się nie dowie. W końcu to sprawa między nami, a nie jakimiś przypadkowymi osobami, które nie chcę wiedzieć co zrobiłyby z tą wiadomością. W końcu nie każdy może wierzyć w moje słowa. Pride jak na razie zawiera całkiem przyjemne znajomości, z tego co obserwuję – powiedział, po czym nagle na chwilę zamilknął. Przez myśl mu nawet przeszło, że nienawiść jaką Vincent darzył Aristos była na rękę jemu i O’Connorowi. Co jak co, ale pseudogryfonka, która wolała zielone towarzystwo, nawet się nie spodziewała tego, że Morgan wcale nie pałał do niej sympatią, jak kiedyś, za czasów, kiedy jego kuzyn wzdychał do dziewczyny, niczym do najpiękniejszego kwiatu na ziemi. Tak naprawdę miał do niej żal i obwiniał ją za zniknięcie jego kuzyna i za razem najlepszego przyjaciela. Tylko czekał na dogodny moment, aby się odpłacić. Co śmieszne, Vincent wydawał się najlepszym wyjściem, jednak z tymi myślami nie chciał się dzielić z Arią. Po co ją jeszcze dobijać bardziej? Słuchał słów Arii w milczeniu. A więc jednak sama nie była pewna jak zareagować, jak działać przeciwko Pride’owi. - Na Twoim miejscu bym zaczął działać. To twoja siostra i nawet jeśli nie będzie chciała pomocy, to przynajmniej będziesz wiedziała, że próbowałaś. Bądź dzielna, przede wszystkim odważna. Nigdy się nie poddawaj, bo nawet jeśli życie daje ci w kość, to na końcu zawsze przychodzi ukojenie, niczym deszcz po całodniowym upale – powiedział, po czym chciał się podnieść, jednak zanim to zrobił, usłyszał okropny przeszywający uszy głos. Rozejrzał się z zaskoczeniem po miejscu, a gdy jego oczom ukazała się postać dziewczyny, poltergeista, jego odruchem było ocalenie Arii Fimmel. Chciał chwycić ją za rękę i pociągnąć w stronę drogi powrotnej. Jednak nie dane mu było zareagować na tyle szybko, aby nie ucierpieć. Gałąź, która znikąd upadła prosto na jego ramię skutecznie sprawiła, że poczuł paraliżujący ból lewej ręki. Na moment skulił się, łapiąc zdrową dłonią za ramię. Bolało, cholernie bolało. Nie miał czasu na rzucenie zaklęcia, dzięki któremu mógłby chociaż spróbować skleić swoją kość, która była najpewniej złamana, pęknięta. Liczyło się teraz uratowanie Arii i wyprowadzenie jej stąd jak najszybciej. Znów nie udało mu się na czas. Z przerażeniem oczach patrzył, jak blade palce zaciskają się na policzkach Krukonki, tym samym na swój sposób ją naznaczając. - Cholera! Aria, broń się! – krzyknął, wyciągając różdżkę w kierunku poltergeista. Ból lewego ramienia był nieznośny, jednak nie miał zamiaru w tej chwili ubolewać na sobą, kiedy ktoś był w niebezpieczeństwie. -Protego!– wykrzyknął, mając nadzieję, że zaklęcie zadziała i przynajmniej uchroni ich przed spadającymi gałęziami.
Aria Fimmel
Temat: Re: Huśtawka Nie 09 Sie 2015, 20:39
Arii ciężko było stwierdzić, czy Adam był osobą godną zaufania. Nie miała jednak innego wyboru, jak po prostu uwierzyć jego słowom. Sama zdołała zauważyć wciąż powiększające się grono znajomych Vincenta, który tym swoim fałszywym uśmieszkiem najwidoczniej potrafił wiele zdziałać. Może nawet natrafił na osoby podobne sobie, a takie połączenie zapewne byłoby bardzo niekorzystne. Nie mogła dać chłopakowi powodów do tego, by próbował się jej pozbyć, bądź zaczął nastawiać Porunn przeciwko niej. Chyba by tego nie przeżyła, gdyby siostra zupełnie się od niej odwróciła. Sam fakt, że w ogóle coś takiego przeszło Krukonce przez myśl, już ją dodatkowo zdołował. Wszystko było możliwe, a nigdy nie zdoła zatrzymać przy sobie kogoś, kto nie zechce zostać. W książkach zazwyczaj wybiera się miłość ponad wszystko, a nie jakąś tam nudną bliźniaczkę… Kolejne słowa Gryfona tylko pogłębiły uczucie niepewności. Łatwo jest komuś doradzić, by był odważny i dzielny. Zastanawiała się, gdzie obiecane ukojenie, skoro zdawała się tkwić w wiecznej burzy. Chciała wierzyć w dobro, szczęśliwe zakończenia… Życie jednak coraz bardziej weryfikowało jej poglądy. Dopiero głośny trzask potężnego drzewa otrzeźwił siedzącą Fimmelównę, która momentalnie zerwała się na równe nogi. Z przerażeniem przyglądała się, jak huśtawka przefrunęła niebezpiecznie blisko głowy Adama. Czego ona się właściwie spodziewała po tym miejscu? W końcu był częścią Zakazanego Lasu, a niebezpieczeństwo nigdy nie spało. Gdyby wiedziała, że poltergeist przywłaszczył sobie to miejsce, byłaby o wiele ostrożniejsza. Nie próbowała nawet dojrzeć twarzy drobnej dziewczyny, a wszelkie próby rozmowy prawdopodobnie i tak spełzły by na niczym. Naruszyli jej spokój, nie była skora do współprac. Baśniowa aura w mgnieniu oka zmieniła się nie do poznania. Wszystko wokół zaczęło wirować, więc w pierwszym odruchu zakryła dłońmi twarz. Otworzyła oczy akurat wtedy, gdy jedna z gałęzi się ułamała, uderzając Adama. Serce podskoczyło jej od gardła, widząc, jak chłopak się skulił, lecz na nic więcej nie wystarczyło czasu. Aria nawet nie zdążyła wyciągnąć różdżki, by chociaż spróbować obronić się przed atakiem poltergeista. Nie zdołała powstrzymać się od krzyku, gdy ostre paznokcie kaleczyły jej twarz. Próbowała się cofnąć, odgonić drobną postać rękami – bezskutecznie. Po chwili zaliczyła nieprzyjemne spotkanie z ziemią, które na kilka sekund zaparło jej dech w piersiach. Bała się, musiała jednak w końcu otworzyć oczy. Chciała tylko uciec, znaleźć się jak najdalej tego miejsca. Nie miała zamiaru tutaj zginąć, dodatkowo z rąk jakiejś martwej wariatki. Gdyby nie była taka przerażona, zapewne puściłaby to miejsce z dymem, niszcząc doszczętnie własność poltergeista. Zamiast tego, z trudem się podniosła. Nogi miała jak z waty, a każdy krok sprawiał ogromną trudność. Potykała się o własne nogi, cudem ponownie nie lądując nosem w kwiatach. Złapała Adama za zdrową rękę, pospiesznie ciągnąc go za sobą i licząc na to, że rzucone przez niego zaklęcie ich obroni.
[z/t Aria i Adam]
Porunn Fimmel
Temat: Re: Huśtawka Sro 17 Lut 2016, 19:32
STOP!!!
To, co wymyśliła było wręcz nieziemskie. Zdecydowanie ktoś powinien ją pochwalić i uznać, że była najfajniejszą osobą w Hogwarcie. Bo kto inny, jak nie Porunn, dbał o dobry humor osób bliskich? Enzo na pewno pochwali ją za to, co dla niego przygotowała, bo przecież jej pomysły zawsze, ale to naprawdę zawsze były świetne i doskonale przemyślane. Tak jak ten, na który wpadła tym razem. Zakazany las? A kto by się go bał wieczorem? Szczególnie, że Porunn była niemalże jego częścią, znała go jak własną kieszeń i nie bała się ani trochę tego, co mogła tam spotkać. Nic nie powinno zrobić jej krzywdy, kiedy nie wchodziła na teren, np. akromantul czy centaurów. Nie, ona zmierzała do świetnego miejsca, spokojnego i całkowicie bezpiecznego. W dodatku dar losu, jaki niosła dla Enzo był całkiem spokojny i nie wyrywał się jak poparzony. No cóż, jaki normalny uczeń młodszego rocznika, w dodatku z domu borsuka, opierał się osobie, która przyciskała mu końcówkę różdżki do pleców? Tak więc darem losu okazał się młodziutki Puchoński czwartoroczny, który chyba był tak przerażony, że zapomniał języka w gębie i szedł posłusznie. W sumie to wyboru dużego nie miał, ponieważ zaklęcie obscuro, które na niego wcześniej rzuciła, cały czas działało. Była z siebie niesamowicie zadowolona. Szczególnie, że wybór Domu Borsuka nie był przypadkowy. Wszyscy, którzy do niego należeli nie tylko musieli cierpieć za to, że istnieli, ale także za to, że jedna z ich przedstawicielek postanowiła zrobić w konia włoskiego przyjaciela Porunn. A na to się nie godziła, w żadnym wypadku. Dotarła do wskazanego miejsca, siłą posadziła na śniegu Puchona, po czym sama usiadła naprzeciwko niego, rozglądając się dookoła. Wydawało się jasno, jednak wyjaśniła to sobie w głowie tak, że przecież to magiczne miejsce, a więc musiało być jakoś dziwnie. Nie wiedziała, dlaczego wcześniej nie znalazła tego wielkiego drzewa i tej huśtawki, która pomimo braku wiatru cały czas się kołysała. W duchu Porunn postanowiła nie siadać na tym miejscu, mając wrażenie, że chyba by sprowadziła na samą siebie coś dziwnego. Jej wyczulony, zwierzęcy instynkt, który z każdym dniem stawał się coraz to bardziej przydatny. Wiedziała, że jeśli coś jej podpowiadało „nie rób tego”, to tego nie robiła. Gorzej jednak było z zachowaniem się jak normalna uczennica. Nie, Porunn nigdy nie miała zamiaru zostać przykładną Ślizgonką w obcasach, które załatwiała sprawy poprzez szantaż emocjonalny. Norweżka preferowała załatwianie spraw siłą, a to, że nie spotkała na swojej drodze konkretnej osoby, to wzięła pierwszą lepszą. Miała nadzieję, że Romulus nie będzie się bał ubrudzić swojego mundurka i pokaże, że miał jaja. - Ani słowa, przestań się wiercić i nie próbuj uciekać, bo dopilnuję, że skręcisz w zły kierunek i…puff, nie będzie Puchona, bo zjedzą cię akrumantule - mruknęła niezwykle potulnie Porunn, uśmiechając się szeroko, jednocześnie w głowie układając plan idealny. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to usunie ziemniakowi wspomnienia. Poza tym, nie wiedział i tak kto go w ogóle porwał i gdzie dokładnie przytargał. Więc jeśli nie zdąży załatwić tego zaklęciem, to i tak nie będzie wiedział kogo wsypać. Panie i panowie, to o mistrz zbrodni Porunn Fimmel. Zakołysała się z nudów i w oczekiwaniu na Włocha, spoglądając znów badawczo w kierunku huśtawki. Miała wrażenie, że usłyszała czyjś śmiech. Potrząsnęła tylko głową i wzruszyła ramionami, wmawiając sobie, że to po prostu jej się przesłyszało. Bo niby kto tutaj mógłby przyjść? Bez przesady.
Enzo Romulus
Temat: Re: Huśtawka Sro 17 Lut 2016, 22:45
Wszystko zaczęło się od wiadomości. Malutki kawałek pergaminu zapisany był równym pismem panny Fimmel. I choć początkowo wywołał uśmiech na twarzy Włocha, tak z czasem... Cóż. Czuł przez skórę, że będą z tego kłopoty. Nie był wyjątkowo uzdolnionym chłopcem w dziedzinie wróżbiarstwa, choć nosił geny jednej z najwybitniejszych wróżbiarek naszych czasów. Najwidoczniej pula genów zadziałała na jego niekorzyść (choć może jednak korzyść) i cudownego daru widzenia przyszłości nie dostał. Miał za to swoją własną intuicję która nie była tak wspaniała i nieomylna jak u przedstawicielek płci powszechnie uważanej za piękniejszą, nie mniej jednak chwilami radziła sobie w roli systemu doradczego młodego Italianina. System doradczy jednakowoż był jedynie systemem doradczym, a jako młody zbuntowany duch nauczył się już olewać ciepłym moczem wszelkie dobre rady. A ta rada systemu doradczego z pewnością była z gatunku dobrych. On jednak olał swoje przeczucie, więc pomimo niezbyt cudownej pogody na dworze opuścił wieczorem zamek uważając by nie spotkać się ani z Argusem, ani z Sebastianem. Wątpił by najdroższy brat ucieszył się z jego schadzki z Po. Och tak. Schadzki. Lorenzo Romulus (a niedługo Machiavelli - SPOILER ALERT!) był przekonany, że ten mały kawałek pergaminu który przerwał jego po ziołową drzemkę był zaproszeniem na male rande-wu. Zdanie: Mam świetny sposób, na poprawienie Ci humoru. może sugerować jedynie rzeczy niemoralne. Odkąd urosły mu włosy tam i na nogach jedyną radość sprawiały mu cycki. No może nie jedyną. Lubił też wódkę i narkotyki miękkie, twarde lub al dente. Jednak na chwilę obecną sporo radości dałby mu widok piersi panny Fimmel. I nie tylko. Jeśli chodzi o Enzo mogła przyprowadzić ze sobą koleżanki, aby oczy ucieszyć ostatecznie. Napędzany tą myślą niemalże biegł do Zakazanego Lasu, choć instynkt samozachowawczy głośno krzyczał, że to niezdrowe. Nie widział jeszcze kogoś kto zaliczył spacer po Lesie bez jakichśtam konsekwencji. Więc sam tam nie chodził. A co to, mało miejsca na błoniach na rozkoszne spacery? No toteż właśnie. Po co nadmiernie ryzykować śmiercią i kalectwem? Lub w odwrotnej kolejności. Jednak wizja przyszłego zobaczenia terenów nieodkrytych zapędziła go na polanę. I jak wcześniej radośnie się szerzył na widok czternastolatka siedzącego na śniegu ten uśmiech znikł. Nie lubił dzieci i chłopców. To kombo nijak nie sprawi mu seksualnej satysfakcji po którą przyszedł. Ba! Nijak nie sprawi mu żadnej satysfakcji. Zwłaszcza, że tego dzieciaka znał. Miesiące łażenia za panną Blackwood... WRÓĆ... tą dziwką Blackwood, zaowocowały licznymi znajomościami których powinien się z pewnością wstydzić. Na dobrą sprawę jednak nigdy głośno o nich nie wspominał, bo nie było o czym rozmawiać. - Po, słoneczko. Powiedz mi, dlaczego obecność Dennisa ma w jakikolwiek sposób przyczynić się do poprawienia mojego humoru? - zapytał opierając się o drzewo, tuż obok bujającej się huśtawki. Uśmiechał się nieznacznie, oczy miał wyraźnie rozbawione, a w głosie słychać było nutkę rozczarowania którą naprawdę ciężko było mu ukryć. No ale sami rozumiecie... Nie po to tu przylazł.
Porunn Fimmel
Temat: Re: Huśtawka Nie 21 Lut 2016, 22:34
Zdawało jej się, jakby atmosfera miejsca nagle zrobiła się jeszcze cięższa wraz z nadejściem Enzo. Porunn wzięła głębszy wdech i mocniej zacisnęła pięść na ramieniu Puchona, który telepał się w tej chwili jak galareta. Próbował coś nawet powiedzieć, ale Ślizgonka zamknęła mu usta zaklęciem. Spojrzała na Włocha uważnie i przechyliła głowę w bok. Gdy zadał to dziwne pytanie, dziewczyna uniosła tylko nieznacznie brew w geście zaskoczenia. Nie powinna być w sumie w ogóle zaskoczona tym, że chłopak znał imię jej ofiary, w końcu jak jeden z ostatnich idiotów zadawał się z Puchonami, czego ona osobiście zupełnie nie rozumiała. Nie rozumiała, jak mógł się tak po prostu zniżyć to poziomu zera, skoro przewyższał ich intelektem w znacznym stopniu. Śledziła go spojrzeniem aż do momentu, kiedy oparł się o drzewo. Miała wrażenie, że huśtawka zaczęła się jeszcze mocniej kołysać, jednak zignorowała ten fakt bardzo szybko. Miała tutaj inne sprawy na głowie niż paranoje i wymyślone zbiegi okoliczności. - Przyprowadziłam go, abyś się wyżył. Nic bardziej nie oczyszcza umysłu niż sprawianie komuś bólu, kto na to zasługuje - powiedziała Porunn, uśmiechając się do chłopaka szeroko, świdrując go spojrzeniem błękitnych oczu. Szarpnęła chłopakiem, poczym popchnęła go w stronę Enzo, wyjmując różdżkę, celując nią prosto w Puchona. Wiedziała, że ot tak się nie zgodzi. Nie chciał pewnie ubrudzić swojego garnituru, albo po prostu nie bawiła go przemoc. Porunn wręcz przeciwnie. Jedyną opcją, na rozładowanie w tej chwili agresji były po prostu takie, a nie inne zabawy. Aria nie pochwalałaby tego. Wątpiła w to, żeby Enzo potulnie więc wyjął różdżkę i zaczął się bawić na jej zasadach. Zmrużyła oczy. - Jeśli odmówisz rzucenia zaklęciem w Puchona, to cię do tego zmuszę - powiedziała ostrzegawczo, uśmiechając się do chłopaka całkiem potulnie, jak na nią. Może i ostatnio spędzili bardzo miłe chwile na boisku, to w tej chwili byli na jej terenie i mogła próbować wszystkich sił, aby wykrzesać z tego niepoprawnego dżentelmena odrobinę brutalności. Skoro udało jej się to u Bena, to dlaczego nie miała spróbować tego samego z Romulusem? Fakt, faktem mieli zupełnie różną relację, jednak warto było spróbować. Chciała zobaczyć, jak Enzo daje się ponieść wodzy fantazji i pokazuje swoją ciemną, zasłoniętą przed ludźmi stronę. Ostatnio dawał sobą pomiatać. Teraz jego kolej, aby zacząć pomiatać innymi, pokazać swoją wyższość nad większością społeczeństwa. Chciała, aby wspiął się na wyżyny nieprzyzwoitości. Ile można być potulnym jak baranek? Każdy musiał kiedyś pęknąć. - Enzo, rzuć zaklęcie.
Obserwował ją uważnie swoimi czekoladowymi tęczówkami, a na jego wargach błąkał się uśmieszek który nijak do tych oczu nie dotarł. Wzrok miał chłodny, wręcz przeszywająco chłodny kiedy tylko wyjaśniła mu cel tego spotkania. Wzrok na chwilę przeniósł na trzęsącego się jak galareta Puchona, a potem na panienkę Fimmel. Każdy go przed nią ostrzegał. Wszyscy zgodnie mówili, że ma nierówno pod kopułą, a on jak ćma pchał się prosto w ten ogień. Wszyscy mieli niezbyt przychylne zdanie o tej przedstawicielce domu Węża, a on dotychczas uparcie powtarzał, że wszyscy są w błędzie. Cóż... W tej właśnie chwili zdał sobie sprawę z tego, że w błędzie owszem, był, ale on. Cała reszta po raz pierwszy miała rację. Po faktycznie coś nie stykało pod kopułą. Uderzony tym odkryciem wygiął wargi w szerszym uśmiechu i cicho westchnął sięgając po swoją różdżkę. - On na to nie zasługuje, Po. Więc to trochę bezsensu - zauważył całkiem sensownie, obracając beznamiętnie w palcach swoją różdżkę. Nie odrywał spojrzenia od twarzy Krukonki, choć niezaprzeczalnie chciał sprawdzić czy Dennis narobił już w portki czy jeszcze nie. Znał jednak pannę Fimmel na tyle, żeby wiedzieć, iż za swój przebłysk logicznego myślenia może zarobić znienacka w twarz- czy to pięścią, czy zaklęciem. Niby i tak nie uda mu się uciec, ale zawsze mniej boli jak się człowiek spodziewa. Przynajmniej Romulus wychodził z takiego założenia. - Osobiście w ramach oczyszczenia umysłu lubię seks, Po. Miło, że zapytałaś... - stwierdził jeszcze z przekąsem unosząc jedną brew trochę wyżej. Był wysoce rozczarowany. Oczekiwał macanek. Cichej schadzki o której nikt się nie dowie. Czegokolwiek co może mu dać panna Fimmel, a czego Kai nie może (znaczy teoretycznie wszystko może, ale na litość merlinowską- od Kaia tego nie chce). Zacisnął wargi w wąską kreskę i pokręcił głową zrezygnowany. Zdecydowanie nie tak miał wyglądać ten wieczór. Wyciągnął jednak różdżkę w kierunku chłopaka by wyszeptać: - Obliviate- i wykasować mu pamięć do chwili w której spotkał Ślizgonkę. Zaraz jednak opuścił broń wzruszając lekko ramionami. - Musisz być bardziej precyzyjna. I mniej szalona, bo to jest szalone - machnął ręką precyzując co na myśli pod hasłem "to" i skrzyżował dłonie na piersi odpychając się od drzewa w kierunku Puchona. - Wracaj do zamku - zasugerował klepiąc jeszcze młodzika przyjacielsko po plecach.