|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Porunn Fimmel
| Temat: Re: Huśtawka Sob 27 Lut 2016, 21:47 | |
| Enzo w oczach Porunn zawsze był słaby. Miał dziwne poczucie sprawiedliwości, uważając się za kogoś wybitnego, mówiąc, że ktoś nie zasługuje na krzywdę. Nie jemu decydować kogo dotknie dzisiaj przemoc. Nie i koniec. Błękitne oczy Ślizgonki pociemniały, a z ich oczu zniknął blask, który zawsze podkreślał jej szaleństwo, jej energię, która powalała wszystkich dookoła. Jak on mógł tak po prostu odrzucić jej podarek w postaci ofiary? Jak mógł postanowić puścić go wolno? Obserwowała wszystko w milczeniu, przysłuchiwała się jego słowom bez cienia zainteresowania na twarzy, jakby wszystko stało się dla niej jednym, nieważnym, wręcz denerwującym bełkotem. Gdy Puchon zniknął jej z zasięgu wzroku, zmrużyła powieki, powoli przenosząc spojrzenie na Włocha, który wydawał się zupełnie niewzruszony tym, co chciała dla niego zrobić, a co bezczelnie odrzucił. Dlaczego nie akceptował tego, co dla niego robiła? Nie akceptował. Odrzucił. Wzgardził. Zacisnęła pięści tak mocno, aż zbielały jej kłykcie. Wyszczerzyła zęby w geście niezadowolenia, po czym założyła ręce na piersiach, jakby tym samym powstrzymywała się od niekontrolowanych ruchów. Romulus był dla niej kimś więcej niż kolegą. Był jej przyjacielem, którego skrzywdzić nie chciała, mimo, że w tej chwili zasługiwał na karę bolesną. Bardzo bolesną. Oddech Porunn stał się nierówny, ciężki, a ona zdawała się walczyć z odruchami, które były w niej niemalże zakorzenione. To było wewnątrz niej i właśnie powoli traciła panowanie nad całym swoim ciałem. Milczenie też nie powinno być takie łatwe, jak w tej chwili. Agresja w niej rosła. Złość i odrzucenie, to właśnie w tej chwili czuła. Jak on mógł? Zrobiła krok w kierunku Enzo, jednak zatrzymała się wciąż w bezpiecznej odległości od niego. Jej jasne, puste ślepia przeszywały chłopaka na wskroś. Aż w końcu wydała z siebie cichy warkot, poprzedzający jej słowa: - Seks jest dla osób słabych, które próbują się wyżyć w taki, a nie inny sposób. Tak właśnie robisz ty. Dajesz sobą pomiatać na wszystkie strony, nie rewanżując się za doznane krzywdy. Jesteś słaby. Obrzydliwie słaby. Porunn przechyliła głowę lekko w bok, robiąc kolejny powolny krok w stronę chłopaka. Jej twarz nie wyrażała zupełnie nic, oprócz złości, która z każdą sekundą, z każdym wypowiadanym przez nią słowem stawała się coraz bardziej widoczna. - Myślisz, że ktoś będzie cię traktował poważnie, skoro nigdy się nie rewanżujesz? Pozwalasz innym na krzywdzenie siebie, jednocześnie mówiąc mi, że przypadkowa osoba nie zasługuje na krzywdę? Powiedz mi, Enzo. Czy ty zasługujesz? - syknęła. Przestała się powstrzymywać. W mgnieniu oka znalazła się tuż przy nim, powalając go tym samym na śnieg. Usiadła mu na biodrach, unieruchamiając i pochylając się nad jego twarzą. Przez chwilę spoglądała w jego ciemne oczy, po czym zacisnęła powoli dłonie na jego ramionach, mocno wbijając tym samym palce w jego ciało. - Jakim prawem decydujesz o tym, kto powinien odczuć ból, skoro sam nie jesteś w stanie samego siebie poszanować. Najpierw zdrada, potem Krueger i inni dżentelmeni, później dołączyły te śmierdzące świństwa, które wypalasz w takich ilościach, przez które nie mam pojęcia jak naprawdę wygląda twoja skóra pod oczami, ponieważ wciąż jest sina, a twoje oczy naćpane. Bardzo lubię twoje oczy, wiesz? Ale nie mogę w nie patrzeć, kiedy są nieprzytomne - warknęła mu prosto w twarz, a następnie się podniosła, wykrzywiając twarz w geście odrazy. Miała ochotę do rozszarpać na strzępy, a jednak jakaś część wewnątrz niej ją powstrzymywała od wyjęcia różdżki zza paska. |
| | | Enzo Romulus
| Temat: Re: Huśtawka Nie 28 Lut 2016, 22:58 | |
| Enzo lubił wrzucać się do kategorii "dobry człowiek" choć prawdę mówiąc była to jedynie aspiracja. Chciał być dobrym człowiekiem, cokolwiek to znaczy. Lubił mieć swój kręgosłup moralny- to sprawiało, że był jaki był. Krzywdzenie niewinnego dzieciaka z Hufflepuffu nijak nie sprawiłoby mu radości. Dlaczego miałoby? Jak na przedstawiciela Ravenclawu przystało- myślał i to całkiem dużo. Lubił też analizować najróżniejsze sytuacje. Dlatego też cały swój związek z panną... wróć: kurwą Blackwood przeanalizował dość dokładnie. Widział wyraźnie swoje błędy, które teraz mógł tłumaczyć jedynie hasłem: "dzika fascynacja" choć teraz to brzmi strasznie pusto i patetycznie. Jednak tak było. To, że znalazła pociechę w ramionach innego nijak nie odnosiło się do jego zachowania, bo sam nie miał sobie nic do zarzucenia. To była jej wina i żadne słowa tego nie zmienią. Żadne "przepraszam" nie poprawi jego nastroju, nie odsączy niechęci. Wina Blake. Nikogo innego. Czymże więc zawinił cały Puchoni ród? Niczym. To tak naprawdę całkiem mili ludzie. Mili. Nie fajni. Mili. Mili ludzie nie zasługują na złe taktowanie. Dennis zasłużył więc podwójnie. Mrużąc nieco powieki czekał na atak ze strony Fimmel. Wiedział, że nie da mu spokoju. Zaciśnięte pięści mogły sugerować iż lada moment jego nos będzie nastawiany po raz kolejny, a ilość zębów przestanie się zgadzać. - W twoich ustach brzmi to jak komplement, słoneczko - rzucił luźno, choć ciśnienie nieco mu skoczyło. Jednak taki już był. Im bardziej ktoś go zirytuje tym więcej obojętności dostanie w rewanżu. Chyba, że przekroczy magiczną barierę. Za magiczną barierą jest czysty włoski temperament. Tak właśnie. Wtedy krzyczy, rzuca wszystkim co ma pod ręką i wcale się nie kontroluje. Często jednak irytację przerzuca na obojętność, aby w zaciszu dormitorium przekroczyć bezpiecznie magiczną granicę za którą nie ma żadnych granic. I był bardzo daleko od tej magicznej granicy, która tak naprawdę z magią nie ma nic wspólnego. Był. W chwili w której został powalony na ziemię, a jego głowa zaczęła pulsować równym, miarowym bólem znalazł się o krok. Jej słowa prawie popchnęły go za linię. Prawie. - Czy ty się kurwa słyszysz, Porunn? - syknął, ale jego słowa przeszły bez większego odzewu na część większej tyrady. Z każdym wypowiedzianym przez nią zdaniem ciśnienie wzrastało, a odległość od granicy malała. Aż odległości do granicy nie było, bo był już daleko za nią. Długie palce pałkarza Krukonów zacisnęły się na szyi Ślizgonki, a drugą dłonią odepchnął się od podłoża do pozycji siedzącej. Odległość między ich twarzami wynosiła nie więcej niż dwa centymetry, a w oczach włoskiego lolo było widać szaleństwo które tak bardzo chciała w nim obudzić. - Nie jestem słaby. Tylko cierpliwy. Lubię zemstę serwowaną na zimno. I przestań mnie traktować jak swoją własność, Fimmel. Nie jestem twoją zepsutą zabawką, którą możesz obijać do woli, bo się zepsuła. Czy wyraziłem się kurwa jasno?! - powoli rozluźnił palce zabierając dłoń z jej gardła, by nieco się od niej odsunąć łapiąc bezpieczny i zdrowy dystans. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Huśtawka Pon 29 Lut 2016, 00:09 | |
| Coś w niej drgnęło, gdy Enzo złapał ją za szyję. W jego oczach ujrzała to, co chciała już od dawna. Ślepo wierzyła, że w każdym znajdował się potwór. Stopień jego siły zależał jednak tylko i wyłącznie od człowieka, starającego się utrzymać go w ryzach. Porunn już dawno straciła panowanie nad swoim - dawała mu robić co mu się żywnie podobało. Dzięki temu doprowadzała innych do tego stanu, w którym przekraczają granice swojego kręgosłupa moralnego, idąc dalej w głąb, poznając przy tym kolejne zakamarki swojego umysłu, w którym nie działo się za dobrze. Niektórych granice były blisko, niektórych daleko. Wiedziała, że aby doprowadzić Enzo do takiego stanu musiała sięgnąć po najgorsze ku temu środki. Jednak udało się jej uzyskać oczekiwany efekt. Teraz tylko wystarczyło nacisnąć odpowiedni przycisk, aby dać mu jak największą swobodę. Czy to nie jest wspaniałe? Ujrzeć osobę poza granicą - wolnego od wszystkich hamulców. Zacisnęła pięść na nadgarstku Włocha, wykręcając ją boleśnie. Jej siła nieznacznie, ale jednak, się zwiększyła dzięki nowym genom likantropii. Jednak nie na tyle, aby móc wyrwać komuś serce własnymi rękami. Tego mogła dokonać po przemianie. Tak przynajmniej wyczytała w książkach. Sama nie pamiętała jak to być potworem w dosłownym tego słowa znaczeniu. Pozostała jej wyobraźnia - a na jej brak nie mogła w żaden sposób narzekać. - Jak własność? - spytała, uśmiechając się szeroko, spoglądając mu z rozbawieniem w oczy. Nie była nawet wzruszona tym, co do niej powiedział. Odebrała to jako coś, co wypowiadał w złości, coś, co właśnie chciała usłyszeć. Doprowadzony do wściekłości, do granicy swojej wytrzymałości psychicznej zdawał się dla niej niczym ktoś godny uwagi. Ktoś, kogo trzeba było jeszcze mocnej trzymać przy sobie, aby potencjał, który się w nim znajdował się nie zmarnował. Nie zamierzała przebierać w słowach, nigdy się do tego nie dopuszczała. Mówiła słowa, które potrafiły zaboleć najbardziej. Te, które sięgały głębiej, niż można było się spodziewać i nie odbijały się jak groch o ścianę. Słowa, które mogły na zawsze zmienić człowieka. - To ty tutaj przyszedłeś z własnej woli. Z własnej woli się ze mną zaprzyjaźniłeś. Z własnej woli zechciałeś być przy mnie, kiedy inni wciąż mówią, że upadłeś na głowę. A teraz? Uważasz, że traktuję cię jak własność? Nie bądź śmieszny. To chyba jasne, że w takiej sytuacji stałeś się mój, a ja twoja - prychnęła, po czym roześmiała się głośno, jakby Enzo właśnie powiedział naprawdę bardzo dobry żart. Słowa spływały po niej jak woda. Nie robiły na niej żadnego wrażenia. Zawsze wychodziła z założenia, że przyjaźń powinna się opierać na gwałtownych, czasami sprzecznych emocjach, które doprowadzały często do łez - zarówno radości i smutku. Tak to już w tym życiu było, albo to Porunn trwała w dziwnym świecie o szalonych wartościach moralnych. Jeśli można było mówić o czymś takim jak moralność. Spoglądała na Enzo, jak się odsuwał. Ona stała w miejscu, nie ruszając się nawet o centymetr. Odgarnęła tylko włosy z twarzy, wciąż uśmiechając się szeroko, z szaleństwem wymalowanym na twarzy. Nie robiła jednak nic złego, w końcu tylko rozmawiali o wartościach, o nich samych, prawda? - Brzydzisz się mnie, że się tak cofasz? - spytała, przechylając głowę lekko w bok, chowając dłonie za siebie. Jej uśmiech stał się jeszcze szerszy. - Przecież jesteśmy tak samo zepsuci. |
| | | Enzo Romulus
| Temat: Re: Huśtawka Pią 04 Mar 2016, 23:56 | |
| Czuł jej nacisk na swój nadgarstek, jednak nie skrzywił się boleśnie, choć niezaprzeczalnie ból odczuwał. Skąd w takiej małej Ślizgonce tyle siły? Nie skomentował tego jednak w żaden sposób, choć w pamięci całkiem nieświadomie zrobił sobie notkę, by w przyszłości nie próbować siłowania się z nią na rękę, bo to może być pierwszy raz kiedy przegra w tej konkurencji z przedstawicielką płci powszechnie uważanej za piękniejszą. Im bardziej się cieszyła tym bardziej ciśnienie mu się podnosiło. Racjonalna myśl mówiąca o tym, że ona właśnie tego chce zginęła gdzieś bezpowrotnie na rzecz najniższych instynktów. Miał ochotę skręcić jej kark, by z jej twarzy raz na zawsze zmazać ten pełen zadowolenia uśmiech. Jednak zawsze starał się być racjonalny. I ta właśnie racjonalność go powstrzymywała przed uduszeniem tej małej wiedźmy. Ukrycie trupa na terenie przynależącym do Hogwartu nie będzie łatwym zadaniem. Ukrycie trupa uczennicy- niemalże niemożliwym. Wymagałoby to trzeźwego umysłu, racjonalnej oceny sytuacji i szpadla, a żadnej z tych rzeczy nie miał na podorędziu i z tego akurat doskonale sobie zdawał sprawę. Niezaprzeczalnie też byłoby mu niezwykle smutno gdyby to zrobił. Po nie byłaby jakimś tam bezimiennym trupem. Początkowo pewnie całkiem nieźle by sobie poradził z tym grzechem niewybaczalnym, jednak z czasem wyrzuty sumienia wysłałyby go na to piętro Munga gdzie trzyma się ludzi z chorobami umysłowymi przypiętych skórzanymi pasami do łóżek. I tęskniłby za tą małą wiedźmą. - Posiadanie na własność często wiąże się z uprzedmiotowianiem. Mam różdżkę. Mam sowę. Mam wrzoda na lewym pośladku. Ludzi się nie ma - wycedził, a gdzieś w międzyczasie jego gęba nabrała zdrowego odcieniu czerwieni na policzkach. Zacisnął dłonie w pięści rzucając jej gniewne spojrzenie spod rzęs. - JA NIE JESTEM ZEPSUTY! - ryknął i właśnie uzmysłowił sobie, że kiedyś mamusia wysłała go na terapię radzenia sobie z gniewem. Był wtedy jeszcze dzieckiem, który pierwszy raz pokazało światu swoją magię raniąc przy okazji osiemnaście niewinnych osób. Fizycznie raniąc. Aby upewnić się iż sytuacja się nie powtórzy wysłała go na osobliwy rodzaj terapii podczas której powtarzano mu niemalże non stop, że nie musi być zły, że świat jest piękny, tęcza kolorowa, a gniew można w sobie stłamsić. A on wtedy siedział, słuchał, potakiwał i szczerze w to wierzył. Stara czarownica która opowiadała mu tą bajkę, mówiła jeszcze o przekuciu gniewu w coś dobrego. W chwili obecnej to bajka. I jak widać- pani Roumulus równie dobrze mogłaby sobie wsadzić te sykle wydane na terapię w rzyć. - JESTEM NORMALNY. KUREWSKO NORMALNY. I NIE WCIĄGNIESZ MNIE W TO BAGNO W SWOJEJ GŁOWIE! - uhum. Kompletnie normalny dzieciak, nie? Czarująca osobowość. Dżentelmen roku. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Huśtawka Sob 05 Mar 2016, 22:09 | |
| Słuchała go, chociaż nie tak uważnie, jak powinna. Była zajęta powstrzymywaniem się od zrobienia nie tego kroku co trzeba. Zaciskała mocno pięści i je rozluźniała. Zdawało jej się, że słyszała szum krwi płynącej w swoich żyłach i przyspieszone bicie serca, swojego i chłopaka. Powietrze też było jakieś takie cięższe, jakby coś wysysało powoli z niego tę pozytywną energię, z jaką się spotkali wchodząc na polanę. Kolory stawały się bledsze, przysłonięte mgłą. Przekroczyła granicę, które nie chciała w jego towarzystwie przekraczać. Gdyby chociaż trochę chciał współpracować, docenić jej starania, które jak widać, nie spodobały mu się ani trochę. Wolał otwarcie powiedzieć, że mu się to nie podoba, że jej nie akceptuje. Nikt, oprócz jej siostry Arii i przyjaciół, których już nie ma. Została jej siostra, tylko i wyłącznie, która potrafiła zaakceptować to, jaka Porunn była naprawdę. Nie było już Gilgamesha, Vincenta, O’Connora. Próbowała na początku się tym nie przejmować. Strata była po prostu stratą, chociaż bardzo dbała o ludzi, których kochała. Jednak z czasem zaczęło do niej docierać, że nie miała przyjaciół, już nie - Enzo okazał się osobą, która nie potrafiła zrozumieć i po prostu zaakceptować specyfiki jej funkcjonowania. - Zobaczysz, jak to jest być normalnym. Poczujesz to - syknęła, a następnie zmarszczyła brwi, a uśmiech z jej twarzy zniknął. Słyszała słowa, które wypowiadał jej przyjaciel, przez co z każdą następną sekundą usta wykrzywiały się w wyrazie grymasu. Czuła jak mięśnie jej ciała się napinają, a w brzuchu pojawia się to znajome uczucie zgniatania wnętrzności. Nieprzyjemne, ale jednocześnie napędzające w złym kierunku. Bardzo złym. Oddech stał się powolny, jakby z trudem łapała powietrze do płuc. W końcu nadszedł ten moment, kiedy Enzo powiedział coś, czego już nie mogła zdzierżyć. Nie mogła stać z założonymi rękami i dawać sobą pomiatać. Nawet przez osobę, która była dla niej ważna. Nie potrzebowała przyjaciół. Przyjaźń ją osłabiała, sprawiała, że jej nieograniczony potencjał był tłumiony przez jakieś głupie uczucia, które nie były zupełnie nikomu potrzebne. Enzo słono zapłaci za to, co powiedział. Pożałujesz. Wyjęła różdżkę, a następnie mocno zacisnęła pięści na jej rękojeści. Dzisiejszego dnia leszczyna była bardzo, ale to bardzo gorąca. To drewno wyczuwało zdecydowanie, emocje swojego właściciela. Jeśli raz udało się ją opanować, to już nigdy nie mogła zwieźć swojego pana. Porunn o tym wiedziała, a tego dnia chciała po prostu dać upust agresji, którą tak nienaturalnie w sobie tłumiła. - Necrosis - warknęła ostro zaklęcie, aby zaraz później patrzeć, jak szeroki promień nieprzyjemnego światła leci prosto w stronę Enzo aby, jeśli tylko się nie zdołałby obronić, uderzyć zaklęciem prosto w klatkę piersiową. Właściwości tego zaklęcia nie były bardzo przyjemne. Z pewnością Włoch mógłby poczuć, jak jego płuca stają się nagle ciężkie, a on z trudem zaczyna nabierać powietrze. Nie liczył się dla niej. W tej chwili czara goryszy się przelała, a Porunn nie czuła już zupełnie nic. Jeśli coś kiedykolwiek powstrzymywało ją od chociażby uderzenia Enzo, to już tego nie było. Zniknęło, tak po prostu, jakby nigdy tego nie było. Brak akceptacji ze strony najlepszego, ostatniego przyjaciela sprawiło, że dla Ślizgonki nie miało już nic więcej znaczenia. Tak po prostu.
Próg zaklęcia: 19.
zaklęcia ofensywne + c.m + kości = 10 + 6 + 6 = 22 - zaklęcie udane
Ostatnio zmieniony przez inż. Porunn Fimmel dnia Sob 05 Mar 2016, 22:45, w całości zmieniany 2 razy |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Huśtawka Sob 05 Mar 2016, 22:09 | |
| The member ' inż. Porunn Fimmel' has done the following action : Dices roll
'10-ścienna' : |
| | | Enzo Romulus
| Temat: Re: Huśtawka Czw 10 Mar 2016, 23:27 | |
| Słyszał bicie własnego serca. Czuł jak dłonie pokrywa delikatna mgiełka potu. Czuł też jak jego własna skóra na policzkach go parzy. W głowie czuł delikatny ból i uczucie wkurwie... zdenerwowania tak silne, że przytłumiło wszystkie racjonalne myśli i odruchy. Miał ochotę ją udusić za to, że wyciągnęła to z niego. Nie znosił siebie takiego. Hamował się zawsze na tyle na ile było to możliwe. Jednak teraz był na bungee i zapomniał przywiązać się do liny. Sięgnął do kieszeni by wyciągnąć z niej hebanowe drewienko. - Wiem jak to jest być normalnym - wysyczał zaciskając mocno długie paluchy na swojej różdżce, która czując gniew swego właściciela wypuściła z siebie kilka ognistoczerwonych iskier wywołując też u niego malutki przebłysk zdrowej świadomości. Malutki, maluteńki. Na tyle malutki, że przeniósł różdżkę do drugiej dłoni i obrócił ją raz w palcach gniewne spojrzenie wciąż wlepiając w pannę Fimmel. Niezaprzeczalnie ją lubił. Niezaprzeczalnie była mu bardzo bliska. Jednak dziś niezaprzeczalnie przekroczyła wszystkie jego własne granice kompletnie się nim nie przejmując. Tak przyjaciele nie postępują. - Protego Horr... - dokładnie tyle zdążył z siebie wydusić. Tak wiele, a jednocześnie tak niewiele. Siła zaklęcia nieco go odrzuciła, a płuca zaczęły ważyć więcej niż tonę. Więcej niż był w stanie znieść. Z trudem pobierał tlen z otoczenia, a czerwień na jego policzkach powoli zaczęła zmieniać się w nienaturalną zieleń dążącą do bladości. Brak dostępu do tlenu zmusił jego mięśnie do ustąpienia, więc upadł na ziemię, ze łzami w oczach trzymając się gardła. Najbardziej jednak bolało to, że zrobiła mu to ona. A wszyscy go zgodnie przed nią ostrzegali... Oj biedny Romulusie, było raz posłuchać się wszystkich. - zaklęcie nieudane:
Próg zaklęcia: 19
zaklęcia defensywne + c.m. + kości = 9+3+4= noszkurwajegomać
Ostatnio zmieniony przez Enzo Romulus dnia Pią 11 Mar 2016, 00:03, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Huśtawka Czw 10 Mar 2016, 23:42 | |
| The member ' Enzo Romulus' has done the following action : Dices roll
'10-ścienna' : |
| | | Aria Fimmel
| Temat: Re: Huśtawka Nie 13 Mar 2016, 21:17 | |
| Sytuacja między bliźniaczkami zamiast się poprawiać, była wciąż napięta jak struna. Zupełnie tak, jakby po odtrąceniu Arii, żadna z dziewczyn nie potrafiła odnaleźć drogi powrotnej do tego, co kiedyś między nimi było. A jeśli to prawda? Jeśli faktycznie Krukonka będzie musiała uznać codzienność bez Porunn jako nową normalność? W zasadzie powoli już się tak stawało. Brnęła zupełnie sama, nie mając nawet nikogo, z kim mogłaby szczerze porozmawiać. Bez tajemnic oraz kłamstw, że wszystko jest w porządku i będzie dobrze. Najwyraźniej dopiero zniknięcie Vincenta przypomniało Porunn o siostrze, choć Ślizgonka była bardziej zaaferowana poprawieniem nastroju swojego przyjaciela. Aria chętnie służyła pomocą, jednak jak zwykle dobre zamiary musiały wystrzelić rykoszetem. Początkowo nic nawet nie zwiastowało złego zakończenia, w końcu otrzymany list zaczął się całkiem dobrze. Wzięłam do serca twoje rady – no nareszcie! Zaraz po tym jednak znalazło się słowo „las”. Całkowitą zgrozę Aria przeżyła dopiero czytając dalej, gdy szybko skojarzyła wielką polanę, drzewo i huśtawkę. Krukonka zerwała się na równe nogi, nie miała czasu do stracenia. Skoro dopiero co otrzymała wiadomość istniały spore szanse, że zdąży dobiec na miejsce, nim stanie się coś strasznego. Jak na przykład fruwające kończyny, rozorane paznokciami twarze i wyjący, mściwy duch. Uzbrojona jedynie w różdżkę wyślizgnęła się z Hogwartu, nie zwracając na siebie niczyjej uwagi. Ostatnią rzeczą, której by teraz potrzebowała to dodatkowa para oczu i kłopoty. Zapewne rozsądniej byłoby wziąć ze sobą wsparcie, jednak jeżeli chodziło o Porunn, umysł Arii miał zupełnie inne kategorie owego rozsądku. Dopóki nikt nie siądzie na huśtawce, powinni być bezpieczni. Biegła ile sił w nogach, ze zdziwieniem marszcząc brwi, gdy obok śmignął nieznany jej uczeń. Czyżby zabłądził? Nie była nawet pewna, czy w ogóle ją zauważył. Śnieg chrzęścił pod podeszwami butów, a ostry chłód gryzł w odsłoniętą skórę. Z roztargnienia i braku czasu nawet nie zdążyła się ubrać – jak się okazało, gruby sweter był ciepły jedynie w nieco łagodniejszych warunkach. Drogę na złowieszczą polanę pamiętała zdecydowanie zbyt dobrze, nogi niosły ją w tamtym kierunku automatycznie. Nagle drzewa zaczęły się przerzedzać, a Krukonka niemalże wylądowałaby twarzą w śniegu, gwałtownie się zatrzymując, gdy dostrzegła błysk zaklęcia. Nie była w stanie uspokoić rozszalałego oddechu, serce biło tak mocno, jakby jeszcze się nie zorientowało, że pora zwolnić. Czerwona na twarzy z wysiłku i zimna, ruszyła znów do przodu, nie wierząc własnym oczom. Krew w uszach dudniła tak głośno, że na zmyśle słuchu również bała się polegać. - Czy wyście kompletnie powariowali?! – próbowała wrzasnąć, lecz ledwo wydyszała każde słowo. Adrenalina skutecznie rozgrzewała organizm, a Aria wyciągnęła przed siebie różdżkę, nie wiedząc, co powinna robić. Co tu się działo? Krótkie spojrzenie na pustą twarz siostry wystarczyło, by zrozumieć. Była głupia, jeśli wcześniej jej się wydawało, że jedynym zagrożeniem mógł być poltergeist – okazało się bowiem, że „pomoc” dziewczyny bez twarzy nie była konieczna. Wiedziała, że Porunn jej nie skrzywdzi, dlatego też od razu podskoczyła do leżącego chłopaka. - Co z nim? – rzuciła, ze zdziwieniem stwierdzając, że usłyszała własny głos. Brzmiał nienaturalnie, ale Aria wcale nie czuła się dobrze. O ile zewnętrzny ziąb odbijał się na wrażliwym ciele, dopiero ogląd sytuacji zmroził krew w żyłach Krukonki. Powiedz coś, pomyślała. Powiedz, że to nie jest twoja sprawka. – Porunn! – rzuciła ostrzej, lecz ton głosu był wciąż opanowany. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Huśtawka Pon 14 Mar 2016, 21:46 | |
| Spoglądała na wijące się w spazmatycznych ruchach ciało Enzo. Nie była nawet przez chwilę wzruszona, jakby jakiekolwiek pozytywne uczucia skierowane po prostu zniknęły. Jedyne czego teraz chciała, aby cierpiał. Tak bardzo cierpiał, jak ona, kiedy przechodziła przemianę, chociaż i tak nie było to w stanie niczego odzwierciedlić. Zaklęcie, które na niego rzuciła było pierwszym lepszym, jakie przyszło jej do głowy. Jeszcze się uczyła, jednak zdawała sobie sprawę z tego, że zaklęcia czarno magiczne zwiększały swoją moc wtedy, kiedy czarodziej był na skraju wytrzymałości psychicznej. Porunn już dawno przekroczyła granicę i nie zwracała uwagi na konsekwencje. Już nie. Powoli podeszła do Enzo, aby pochylić się nad nim i chwycić za przód koszuli. Spojrzała mu w oczy. Jej błękitne były przerażająco puste. Jakby wszystkie emocje z niej wyparowały i został tylko gniew, czysty gniew. - Jak śmiałeś udawać ważną dla mnie osobę, aby chwilę później, kiedy coś ci nie pasowało, po prostu mnie odtrącić. Nie akceptujesz mnie! Myślałam, że mogę ci ufać w tej sprawie przede wszystkim! - warknęła mu prosto w twarz, chcąc zaraz później odepchnąć go od siebie i powalić tym samym na śnieg i dodatkowo boleśnie skopać. I już się do tego przymierzało, gdy do jej uszu dobiegł głos najważniejszej osoby w jej życiu, Arii. Ślizgonka powoli podniosła wzrok w stronę swojej siostry, której twarz wyrażała zaskoczenie i przerażenie całą tą sytuacją. Klęła w duchu, że dała się wyprowadzić z równowagi, dając tym samym popis agresji na oczach osoby, której nigdy w życiu nie chciała na to narazić. Momentalnie zapomniała o Enzo, który dusił się tuż przed nią. Zrobiła kilka kroków w stronę Krukonki, jednak zatrzymała się, widząc jej wyraz twarzy. Dopiero po chwili siostra wykrzyknęła jej imię, dając tym samym znać, że czas zejść na ziemię. Porunn spojrzała na Romulusa, po czym syknęła pod nosem z niezadowoleniem, jednak w taki sposób, żeby nie było to bardzo ostentacyjne. Wycelowała w niego różdżką, a następnie wymamrotała ciche finie, dając tym samym chłopakowi możliwość na swobodne oddychanie. Zacisnęła pięść mocniej na rękojeści różdżki, której nawet przez myśl jej nie przyszło schować, tym samym zawieszając broń i będąc całkowicie bezbronną. Pozostawała czujna, a jej niebieskie ślepia co chwilę spoglądały to na Arię, to na Enzo. Była zdecydowanie zbyt blisko Romulusa. Nie podobało jej się to. Wyszczerzyła zęby ze złości, walcząc z chęcią szarpnięcia siostry za rękę i tym samym odsunięcia od Enzo. Nie zrobiła jednak zupełnie nic. - Co tutaj robisz, Ario? Jest już późno, nie powinnaś przecież opuszczać o tej porze dormitorium... - spytała, chcąc przerwać chwilę milczenia, która zagęściła atmosferę jeszcze bardziej. Spoglądała na siostrę nieco zaskoczona, z mieszanymi uczuciami. Był wieczór i z jednej strony była zła na nią, że chodziła po Zakazanym Lesie całkiem sama, ale z drugiej strony… nie miała nawet prawa cokolwiek jej zabraniać, skoro sama Porunn przekroczyła przed chwilą granice, której tak bardzo starała się nie przekraczać. - Rozmawialiśmy z Enzo, nic się nie stało, jak widać. Żyje, oddycha - powiedziała przez zaciśnięte zęby, siląc się na spokojny ton głosu, z trudem powstrzymując krzyk i warkot. Nie zbliżała się do nich, bojąc się, że jeden niewłaściwy ruch ze strony Romulusa, a będzie chciała jeszcze raz wydłubać mu własnoręcznie oczy. Chyba zbliżała się pełnia… |
| | | Enzo Romulus
| Temat: Re: Huśtawka Sro 16 Mar 2016, 23:05 | |
| Jego ciało kompletnie z nim nie współpracowało. Coś co kiedyś wydawało się najprostszą rzeczą, bo przecież oddychanie jest w pakiecie podstawowym każdego żywego organizmu, teraz okazywało się najtrudniejszą. Przez zaciśnięte zęby przedostawało się powietrze które nieznośnie powoli docierało do płuc, a gdyby tylko był w stanie kontrolować swoje dłonie zapewne byłby też w stanie pokazać gdzie świeże powietrze aktualnie się znajduje w drodze do najbardziej potrzebującego narządu. Serce zmieniało swój rytm zdecydowanie za często, a kolor twarzy Włocha już dawno minął etap w którym można nazwać go zdrowym. Ręce robiły się zimne, on sam się robił siny, chociaż mózg działał należycie. Rejestrował każde słowo Ślizgonki żałując, że nie postawił tarczy ułamek sekundy wcześniej. Teraz jednak nie mógł nic zrobić. Mógł tylko leżeć trzymając się za gardło, podczas gdy ciało wpadało w nieregularne konwulsje kompletnie nie godząc się z tym bezczelnym odcięciem od jedynej rzeczy która jest do życia potrzebna w każdej chwili- tlenu. Obserwował ją wielkimi gałkami ocznymi, które zapewne bezwzględna Ślizgonka wydłubie kiedy wyda z siebie ostatnie tchnienie, by zrobić sobie z nich osobliwy breloczek do kluczy. I wszystko dlatego, że odważył się sprzeciwić jej apodyktycznemu popierdoleniu. Raz. O jeden raz za dużo jak widać. Zapłacisz mi za to, Fimmel. Nie dziś, nie jutro, ale mi, kurwa, zapłacisz - gdyby ktoś chciał zapisać na jego nagrobku ostatnią myśl to najprawdopodobniej byłaby to ta. Już mózg bez powietrza tracił zdolność do funkcjonowania powoli przemieniając go w warzywko, kiedy na polanie pojawił się jeszcze jeden głos, a chwilę później płuca odzyskały dawną lekkość. Spazmatycznie łapał powietrze czując jak każdy mięsień w jego ciele się rozluźnia, a gałki oczne wracają na swoje miejsce. W uszach słyszał tylko niezdrowy szum, a zamknięcie oczu pozwalało na chwilę ochłonąć żeby ułożyć w głowie to co właśnie się stało. - Takie tam, drobne przepychanki. Przecież nas znasz, Ario - wydusił z siebie ochrypniętym niskim głosem zmuszając swoje wargi do wygięcia się w delikatnym uśmiechu. Czując, że mięśnie zaczynają z nim współpracować zdecydował się wstać i otrzepać się ze śniegu stając na wszelki wypadek obok Arii. Nie chciał walczyć z Po. Chciał utworzyć misterny plan zemsty w zaciszu swojego dormitorium. Oczywiście przy okazji się najebać. - Nie przejmuj się, piękna. Może odprowadzę Cię do zamku? - zapytał jeszcze koleżankę z domu uśmiechając się lekko jak gdyby nigdy nic. |
| | | Aria Fimmel
| Temat: Re: Huśtawka Wto 22 Mar 2016, 23:20 | |
| Na twarzy Arii nie było ani cienia przerażenia, czy zdziwienia. Czyżby Porunn widziała to, co chciałaby widzieć? Jej siostra już dawno przestała być kruchą lalką, z którą trzeba było obchodzić się ostrożnie – choć tak naprawdę nikt jej tak nie traktował. Próbując ją „chronić”, czy to poprzez zatajanie prawd, czy odrzucanie od siebie, rodzina oraz przyjaciele robili jej większą krzywdę, niż zapewne sobie zaplanowali. Najłatwiej jednak było uznać tylko własne racje i prawdy, tłumacząc się przed sobą ze swoich wyborów, a później wmawiać innym, że robili coś dla ich dobra. Jeżeli Ślizgonka faktycznie uważała bliźniaczkę za najważniejszą osobę w swoim życiu, zupełnie źle zabierała się za okazywanie swoich uczuć – bo od kiedy to odpychanie od siebie było przejawem miłości? Dziewczyna kryła nawet swojego ojca, próbując przed siostrą zataić jego prawdziwe intencje tej nocy, gdy cudem uniknęła śmierci. Odpowiednim słowem wyrażającym teraz uczucia Arii mogło być jedynie rozczarowanie. A może była to już tylko bezsilność? Nie wiedziała już nawet jak ma się starać, skoro sama bezinteresowna miłość wyłącznie mydliła ludziom oczy i nie przynosiła niczego dobrego. Nie oczekiwała zapłaty, lecz miała dosyć. Była ślepa, naiwna i zbyt łatwo dawała się okłamywać, mamić pięknymi zapewnieniami, ale te czasy już się skończyły. - Co JA tutaj robię? Ostrzegałam cię przed tym miejscem! – teraz drżała już nie tylko z zimna, ale również ze wściekłości, która rozdzierała ją od środka. - Nic się nie stało? – rzuciła, wyrzucając dłonie w geście niedowierzania. – Czy nawet po tylu latach nie zasłużyłam na twoją szczerość? – zgrzytnęła zębami. Enzo natomiast jeszcze bardziej doprowadzał ją do szału, choć przecież nawet się nie przyjaźnili. Jak sobie chcą, mogą udawać, ze wszystko jest w porządku. Aria prychnęła. Ciężko było powiedzieć, czy Krukonka opowiedziała się po którejkolwiek ze stron. Martwiła się. Biegła na złamanie karku, nie dbając nawet o to, żeby wcześniej cieplej się ubrać. Wszystko po to, by ich ostrzec przed czyhającym niebezpieczeństwem. Z przykrością jednak musiała stwierdzić, że oboje byli siebie warci. Niezdolni do szczerości, przyznania się do błędów, nie mówiąc już o porozmawianiu jak człowiek z człowiekiem. Tak ciężko było spróbować po prostu powalczyć na słowa? Łatwiej oczywiście uciec się do brutalności i trzaskania zaklęciami. - Wszędzie giną ludzie. Wszystko się zmienia, ale jeśli nawet przyjaciele walczą między sobą to może wszyscy powinniśmy się od razu nawzajem powybijać i ułatwić wrogom zadanie – rzuciła gorzko, a tym razem to jej twarz nie wyrażała ani jednej emocji. Chcą udawać, że nic się nie stało i robić z niej głupka? Proszę bardzo! Aria miała już dosyć innych problemów, z którymi musiała się uporać zupełnie sama. Fimmelówna pokręciła głową, robiąc krok w tył. - Róbcie co chcecie. Udawajcie przede mną, że nic złego się nie stało. W końcu jestem tylko głupią dziewczyną, którą można bez przerwy okłamywać, bo i tak nic nie mogę zrobić, prawda? Oszczędzę wam więc trudów, żebyście nie musieli przyodziewać fałszywych uśmiechów. Możecie nawet zaoszczędzić wtajemniczania mnie w szczegóły nieprawdziwej dyskusji. W końcu żyjecie i oddychacie, a to najważniejsze! – wycedziła, wtykając różdżkę za pasek spodni. – Wracam do zamku. Przyszłam was jedynie ostrzec, ale najwyraźniej nawet poltergeist nie ma ochoty rozerwać was na strzępy – dodała, odwracając się do nich plecami. Krukonkę opuściła wola walki o cokolwiek. Chciała jedynie wrócić do dormitorium, opatulić się kocem i wtulić w sierść swoich kotów. Gdy dobrnęła do linii drzew poczuła się ociężale, jakby ktoś wypompował z niej całą energię, a chłód uderzył ponownie ze zdwojoną siłą. Nie czuła nawet zimna, bo skóra zaczęła ją parzyć. Rzuciła się więc biegiem przed siebie, nie czekając na nikogo. Mogli się zająć swoimi drobnymi przepychankami bez jej udziału.
[z/t] |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Huśtawka Pon 28 Mar 2016, 22:49 | |
| Spoglądała na siostrę z szeroko otwartymi oczami. Nie wiedziała co powiedzieć, po prostu stała, nie odrywając od Krukonki nawet na chwilę spojrzenia. Nigdy nie widziała jej w tym stanie. Po raz pierwszy Aria pokazała wściekłość na Porunn. Nie było to przyjemne doświadczenie, szczególnie, że stało się jak wrytym w ziemię i nie było w stanie się nawet odezwać, zaprotestować - po prostu nie miała z czym się spierać. To co powiedziała Aria było w stu procentach prawdą. Oszukiwała, kłamała, wyrządzała innym krzywdę wmawiając sobie, że to dla dobra siostry. Zawsze na pierwszym miejscu była Aria. Dlaczego więc tak po prostu ją odepchnęła, kiedy Krukonka chciała być dla niej wsparciem? Na to też niby miała odpowiedź - dla jej dobra. Wszystko było dla dobra Arii, a jednak nikt nie zrozumiał dobrych zamiarów Porunn. Nie akceptował. Rzuciła jeszcze ostatnie, pełne pogardy spojrzenie Enzo, nie mając zamiaru się z nim już nigdy w życiu spoufalać. Nie podobały jej się też słowa skierowane do Arii, jednak musiała powstrzymać atak agresji. Po prostu stała, spoglądając w bok, nie patrząc ani na siostrę, ani na byłego przyjaciela. Zacisnęła pięści. Słysząc jej ostatnie słowa, nie ruszyła się z miejsca, dając Arii odejść. Co jak co, ale uważała, że da jej swobodę ruchu, skoro o tej porze tutaj przyszła, to nie będzie miała problemy z powrotem do zamku. Była przecież już dorosła. Okazało się, że Porunn, swoją troską o Arię, wyrządzała jej coraz większą krzywdę. Nie powinna więc dłużej tego robić. Dlatego też nie wchodziła jej w słowa, dając jej wyrzucić z siebie wszystko, co czuła. A gdy odeszła, nie zatrzymywała jej. Tak po prostu wiedziała, że Aria nie będzie chciała z nią rozmawiać. Porunn ukryła przed nią jedną z najważniejszych rzeczy - czarną magię. A teraz, dzięki temu podłemu Krukonowi wszystko się wydało, przez co jej siostra była na nią okropnie zła. Nie patrząc już nawet w kierunku Enzo, ruszyła w stronę wyjścia z polany, znikając za gęstwiną drzew. Miała już dość. Chciała tylko po prostu wrócić do swojego dormitorium i się wyłączyć. Od paru dni zastanawiała się nad głupim polepszeniem humoru Romulusa, a teraz będzie musiała zadbać o swoje własne samopoczucie. Ważne też było ułożenie planu, aby z powodzeniem móc przeprosić siostrę i porozmawiać z nią o tym wszystkim. Jednak nie teraz, nie w tej chwili. Być może wtedy, kiedy wrócą do domu na święta. Rodzinny grunt był chyba najbardziej odpowiedni do tego typu rozmów. Wiadomo przecież nie od dziś, że ściany w Hogwarcie miały uszy..
[z/t]
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Huśtawka | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |