IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Stołówka

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Jared Wilson
Jared Wilson

Stołówka Empty
PisanieTemat: Stołówka   Stołówka EmptyCzw 26 Mar 2015, 19:28



Stołówka


Bufet w Ministerstwie znajduje się na parterze. . Pomieszczenie głównie wypełniają drewniane stoliki i nie do końca wygodne krzesła. Znacznie mniejszy, ale mnie mniej ważny element stołówki to miejsce wydawania posiłków, nad którym czuwa starsza pani z miną, która wyraźnie mówi, że nie jest to praca jej marzeń. Posiłki nie są tutaj ani kaloryczne ani do końca zdrowe, ale właściwie smakują nie najgorzej. Oprócz obiadów można tu dostać kawę i coś słodkiego. Pracownicy Ministerstwa mają darmowy lunch.



Ostatnio zmieniony przez Jared Wilson dnia Czw 26 Mar 2015, 19:31, w całości zmieniany 1 raz
Jared Wilson
Jared Wilson

Stołówka Empty
PisanieTemat: Re: Stołówka   Stołówka EmptyCzw 26 Mar 2015, 19:29


Wciąż trwały dni, w których nie musiał tkwić w zamku. Przerwa między trzecią a czwartą lekcją patronusów była dla niego oficjalnie czasem wolnym. Wilson, jak to było do przewidzenia, ten czas siedział w Ministerstwie. Po dziesięciu godzinach nie wychodzenia z nowego gabinetu, pierwotne instynkty zaczęły domagać się uwagi - jedzenie. Zostawił pracę w zawieszeniu i wygramolił się ze swojej klitki, pierwszy raz od rana. Im bliżej był bufetu tym bardziej robił się głodny. Odkąd przestał pojawiać się na Grimmauld Place 37 trochę schudł, bo nie miał kto już go tuczyć ani karmić. Nie miał już skrzata, a nie zamierzał zabierać go Kate, skoro miała w domu dwoje dzieci. Szybko znalazł się w bufecie, ale mina mu zrzedła gdy zobaczył co oferują. Potrawy nie były pierwszej świeżości, a otyła kucharka łypała na niego maślanymi świńskimi oczkami i zapewniała, że przyrządzi mu najlepsze kąski. Skorzystał z jej chęci i w końcu dostał talerz walających się chłodnawych ziemniaków, górę niedopieczonego mięsa (czy ono się ruszało?) i grochówkę. Talerz też podrygiwał jakoś dziwnie, ale skoro nie miał czasu na wyjście do miasta, bo czekała go praca, zaszył się przy środkowym stole i zaczął żuć średnio apetyczne jedzenie. Nie był z tego powodu zadowolony, ale nie miał sił szukać zdrowego, dobrego jedzenia w Ministerstwie. Złudne nadzieje, żeby coś takiego znalazł.
Sofia L. Clinton
Sofia L. Clinton

Stołówka Empty
PisanieTemat: Re: Stołówka   Stołówka EmptyCzw 26 Mar 2015, 20:21

Właśnie wracała z jednego z tych typowych, nudnych zebrań, na których jedynym co Cię interesowało to tylko to kiedy będzie przerwa. Na cokolwiek. Napicie się kawy, wypalenie fajka czy zjedzenie czegoś co jest uznawane przez większość za smaczne.
Nudziła się okropnie na spotkaniu – bo nie dość, że temat był oklepany – Rola kobiet w Ministerstwie, to jeszcze kazali im się ubrać na galowo. Nie, że Sofia nie lubiła się stroić czy wyglądać ładnie – nie lubiła tego robić na pokaz i wtedy gdy ją o to proszono. Dzisiaj nie miała jednak wyjścia i przytaszczyła swój tyłek do pracy ubrana w czarną ołówkową spódnicę podkreślającą jej krągłości, białą koszulę zapiętą pod samą szyję co by nikogo nie kusić, a zwłaszcza Ministra magii, do tego klasyczne szpilki i włosy spięte na gładko w kok. Lekki makijaż i jak zwykle teczka z durnymi papierami.
Już miała zagadać do siedzącej obok sekretarki jednego z wyżej postawionych Ministrów, ale jej się odechciało – po tym jak zobaczyła, że ta zamiast sporządzać notatki rysuje głupie serduszka na teczce. Skrzywiła się i kiedy została ogłoszona pauza pierwsza wyleciała zza drzwi kierując się szybko na stołówkę pracowniczą. Była głodna, miała ochotę się czegoś napić no i może dorwie Halla, którego powinna poprosić o udostępnienie gabinetu na czas przesłuchania niejakiej panny Everett. Nie zauważyła nigdzie przystojnej twarzy młodszego aurora – dojrzała jednak sylwetkę kogoś innego – dużego, czarnego i gburowatego. Westchnęła.
Chcąc nie chcąc rzuciła wpierw okiem na to co dzisiaj serwowali. W gruncie rzeczy nic ciekawego, a i krzywe spojrzenie, którym została obdarzona przez panią kucharkę, która chyba nie mogła jej polubić nie podziałało na nią zachęcająco. Wzruszyła ramionami i ściskając teczkę pod pachą skierowała swe kroki wprost do paszczy lwa. To jest do Wilsona.
- Dzień dobry, Wilson. – Przywitała się nadzwyczaj grzecznie i zajęła miejsce na niewygodnym krześle tuż na wprost jego uroczej i jakże zacnej osoby. Rozciągnęła usta w szerokim uśmiechu i bezczelnie zajrzała mu do talerza.
- Życzyłabym smacznego, ale byłaby to obraza dla wszystkich innych kucharzy, którym pani Jadzia ze stołówki może czyścic buty. – Parsknęła rozbawiona własnym żartem i oparła jeden łokieć o blat stolika, przy którym siedzieli. Spojrzała na twarz Jareda i zamrugała.
- Gdybyś nie miał nic przeciwko temu mogłabym się ulitować i Cię gdzieś zabrać na obiad. – Wypaliła nagle samej nie wiedząc skąd u niej pojawił się taki pomysł. Może chciała spędzić trochę czasu z szefem? Nie. Prędzej nie chciała wracać na ultra nudne spotkanie. Pytająca mina jawiła się przed mordą Jerry’ego. Skusi się czy nie?
Jared Wilson
Jared Wilson

Stołówka Empty
PisanieTemat: Re: Stołówka   Stołówka EmptyCzw 26 Mar 2015, 20:29

Zanim ten głośny chochlik go zauważył, Wilson już wiedział, że jednak nie zje w spokoju obiado-kolacji. Zbyt długo naoglądał się aurorki w Ministerstwie, aby ta zostawiła go w ciszy podczas posiłku. Nie byłaby chyba sobą, gdyby nie postanowiła podręczyć go, skoro wyszedł na chwilę z gabinetu. Nie zapytała nawet czy może usiąść, bo zapewne by odmówił i powiedział, że jest zajęty. Nie miała ze sobą kubka kawy, a więc nie miał z nią o czym porozmawiać. Nie nadeszły jeszcze dni miesiąca, kiedy to jego biurko uginało się od dwóch ton teczek, a do okna nie dobijało się dwadzieścia wielkich sów robiących sobie z jego parapetu toaletę. Burknął coś pod nosem i było to powitanie. Wpakował do ust już zimne ziemniaki i wykrzywił się, bo nie było to apetyczne. Musi rozejrzeć się za cateringiem, który będzie mu dostarczał ciepłe żarcie pod sam nos. Jared w ciągu ostatnich tygodni zamieszkał w Ministerstwie. Zapuścił brodę, miał wory pod oczami, których nie było jakoś szczególnie widać i ogólnie chodził dalej zdenerwowany z powodu niedoboru tytoniu. Już i tak długo wytrzymywał bez cygar. Palił odkąd pamiętał, chyba jeszcze zanim skończył Hogwart.
Miał rzucić gburowate "to nie życz i idź sobie", ale ta ubiegła go swoim śmiechem, takim żywym i szczerym. A potem zaproponowała mu osobiste dokarmienie. Wilson uniósł zakrzaczone brwi i patrzył na Sofię jakby ta spadła właśnie z Marsa i oznajmiła, że romansowała tam z Voldemortem. Odłożył głośno sztućce, krzywiąc się od nieświeżego jedzenia i skrzyżował ręce na ramionach. Oparł się o krzesełko i patrzył na małą aurorkę. No proszę, ledwie się rozwodzi, a ta już go zapraszała na obiad. Nie obraziłby się, gdyby go zaprosiła potem do łóżka, skoro zechciało się jej troszczyć o szefa aurorów.
- W okolicy nie ma ani jednej porządnej restauracji ani pubu. Najbliższa jest w Hogsmade, a ja nie mam czasu na wycieczki. - nie odmówił stanowczo, a tylko pierwszy raz. Do trzech odmów razy sztuka. Przyglądał się z zaciekawieniem Sofi-ji. Chętnie się skusi, ale to nie w jego stylu. Rzadko kiedy wychodził z Ministerstwa na obiad nie do Grimmauld Place 37. I to z kobietą, która była tak głośna, że głowa go bolała już na wstępie. Rujnowała jego ciszę i spokój. Mały wredny chochlik, który wyraźnie coś knuł. Wilson przyglądał się jej podejrzliwie. Nie ona jedna chce jego szybszego pogrzebu.
Sofia L. Clinton
Sofia L. Clinton

Stołówka Empty
PisanieTemat: Re: Stołówka   Stołówka EmptyCzw 26 Mar 2015, 20:39

Sofia nie była bezinteresowna. Przynajmniej nie w przypadku Wilsona, do którego jakiś tam szacunek miała. Dozę sympatii również, ale o tym nigdy nikomu nie powie, bo chyba spaliłaby się ze wstydu. Chciała urwać się z durnego spotkania zorganizowanego specjalnie dla nich – dla kobiet pracujących w Ministerstwie. Może to byłby i dobry pomysł na stworzenie takiego eventu, na ogólnie pojęta dyskusję, cokolwiek innego, gdyby nie fakt, że wszystko to było strasznie nudne, a facet to prowadzący był kretynem, który nie potrafił przeczytać poprawnie zapisanego tekstu! Clinton nie miała ochoty tam wracać, dlatego ciut zdesperowana przysiadła się do Jareda chcąc wyciągnąć go gdziekolwiek. Miałaby protekcję samego szefa aurorów, na czym głównie jej zależało.
Spojrzała na niego, w duchu odnotowując by nigdy, a przenigdy nie proponować mu niczego miłego, skoro ten nie potrafi docenić czegokolwiek. Wykrzywiła jednak wargi w uśmiechu, bo zbyt wiele par oczu było skupionych właśnie na nich, a ona nie chciała robić burdy. Nie tutaj.
- Chyba za słabo znasz tą okolicę, Wilson. – Mruknęła spoglądając na tarczę srebrnego zegarka – było jeszcze za wcześnie na odwiedziny jej ulubionej restauracji, która znajdowała się w pobliżu, a co. Zawsze jednak mogli skoczyć do tego Hogsmeade i tam coś zjeść – zwłaszcza, że żołądek kobiety domagał się jedzenia. W trybie natychmiastowym. Podniosła ciemne spojrzenie znów na niezadowoloną twarz mężczyzny, który jak gdyby nigdy nic czekał na dalsze posunięcie z jej strony, które nadbiegło szybciej niż ten sobie umyślił.
- Dobra, wiem, że mnie nie lubisz, ale to nie znaczy, że nie możemy iść razem na obiad, szefuńciu. Nic Ci nie zrobię. – Mruknęła rozbawiona podejrzliwością Jerry’ego. Zabrała wszystkie swoje papiery wraz z teczkami znowu pod pachę i wstała, gramoląc się z niewygodnego krzesła – Ministerstwo mogłoby w końcu zainwestować w cos porządnego, skoro te aż krzyczą z bólu kiedy ktoś na nich siadał.
- Nie przyjmuję odmów. Idziemy zjeść coś smacznego. – Mijając podwładnego klepnęła go w prawe ramię i odwracając się z uśmiechem – nie zamierzała go krzywdzić, gwałcić w zaułku ani nigdzie indziej. Jeszcze. Po prostu chciała się stąd wyrwać. Jak najszybciej, jak najprędzej, i najlepiej w towarzystwie osoby powszechnie szanowanej [nie]lubianej i groźnej. Teraz nikt jej nie podskoczy, a ona ma wspaniałe alibi. Czekała na niego grzecznie, bo wiedziała, że ten za nią pójdzie. Każdy by poszedł.



[z tematu x2]
Marco A. Rowan
Marco A. Rowan

Stołówka Empty
PisanieTemat: Re: Stołówka   Stołówka EmptyWto 22 Mar 2016, 19:03

Promocja na duszone mięso i pusty żołądek to genialne połączenie. Stanie w kilometrowej kolejce do bufetu to inna bajka. A dodać do tego godziny szczytu to niespełnione marzenia. Marco miał przed sobą dziesięć osób; czekał na szarym końcu. Przepuścił przodem urzędniczkę w zaawansowanej ciąży, wiedźmę o lasce i młodzieniaszka z przetransmutowanym uchem, a więc miał przed sobą trzynaście osób. Zegar tykał, czas na przerwę niebłagalnie się zmniejszał, a ludzie nie przesuwali się wcale do przodu. Rowan stał cierpliwie z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, dzierżąc w dłoniach plastikową tacę. W myślach poganiał panią Aurorę, starą bufeciarkę. Żołądek domagał się natychmiastowego uzupełnienia sił. Rowan miał przed sobą gonitwę po Ministerstwie, aby zebrać dla Iwana wszystkie potrzebne pieczątki i podpisy. Do tego jakże trudnego zadania potrzebował sił, a siły znajdowały się za szklanymi półkami pełnymi pysznego jedzenia. Psiocząc na wszystkie żołądki świata, posuwał się mozolnie do przodu. Wbrew woli musiał wysłuchiwać zażartej dyskusji dwójki starszych mężczyzn stojących przed sobą. Z tego, co wpadło mu do ucha, obaj pracowali w Departamencie Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli i właśnie teraz opowiadali sobie interesujące anegdotki z życia mugoli. Marco został skazany na wysłuchiwanie niezrozumianych okrzyków wobec działania telefonu stacjonarnego czy samokurczących się kluczy w toaletach damskich. Między innymi właśnie dlatego Marco nie mógłby pracować w tej dziedzinie. Wolał odczuwać w pracy adrenalinę, a namiastkę tego daje mu właśnie praca u boku Iwana Dobreva.
Marco wyjrzał z kolejki i jęknął widząc panią Aurorę powolnie nakładającą jedzenie do szklanych gablot. To dodatkowe kilka minut czekania. Mężczyzna był gotów zdjąć marynarkę i pobiec do kobieciny, poprosić, aby usiadła i odpoczęła, a samemu obsłużyć owe trzynaście osób. Uwinąłby się w dziesięć minut i miałby jeszcze piętnaście na nałożenie porcji dla siebie i szybkie przełknięcie. Bufet był wypełniony po brzegi. Codziennie o dwunastej przychodziło tu trzy czwarte wygłodzonego Ministerstwa Magii. Zazwyczaj Marco nie przychodził tutaj o takiej porze, ale dzisiaj nie miał czasu na późniejszą przerwę, poza tym był głodny. Miał przed sobą dużo pracy, a czekanie w kolejce dodatkowo go męczyło.
Phoebe Milloti
Phoebe Milloti

Stołówka Empty
PisanieTemat: Re: Stołówka   Stołówka EmptyWto 22 Mar 2016, 23:13

Niewiele chcąca wiedzieć, młoda piękna i niewyspana aurorzyna przeskakiwała co dwa stopnie w dół. Oddelegowana, tuż przed przerwą na lunch, na prawie dziewiąte piętro miała teraz spory dystans do pokonania - dystans dzielący ją i niezbyt ciepłe, nieświeże oraz niezbyt dobre przydziałowe jedzonko. Jednak teraz nie zwracała wcale uwagi na walory smakowo-estetyczne czekającej ją strawy, bo była głodna a i jeszcze dużo czasu do wystania przed nią. W końcu to Anglia. Kraj, który nie odmówi sobie sposobności do zorganizowania idiotycznego "standing party" w samym środku dnia. W formie kolejki, och, oni kochali robić kolejki z niczego.
Gdy dotarła na miejsce, to jest parterowy bufet, jęknęła bezradnie. Naprawdę… naprawdę - czy najważniejszy gmach w Wielkiej Brytanii nie mógł zatrudnić kogoś, przez którego wszyscy nie staliby w kilometrowym szeregu ludzi szanowanych, znanych i głodnych? A może robili to specjalnie, hmm? To pewnie jakiś spisek na jej żołądek, tańczący żałobnego menueta nad wyczuciem tego, co powinno się jeść, a czego unikać. Tak, to na pewno jakiś podstęp, Pheebs czuła to całą swoją aurorską intuicją. To znaczy… nie żeby oskarżała wyżej wspomnianej Aurorę - czy jak tejże szanownej pani było (wybaczcie, podła pamięć do imion) - o cokolwiek, ale po prostu była głodna, coraz bardziej zmęczona a i jeszcze czekał na nią długi dzień mozolnych, monotonnych obowiązków. Bez których całe to misternie budowane od wieków imperium upadnie, dlatego Pheebs musi mieć siłę, by twardą ręką nieustępliwej sprawiedliwości zaprowa…
Dobra, po prostu dajcie jej już to jedzonko.
Z nieco mniej radosnym uśmiechem, umiejscowiła swój chudy amerykański tyłek na końcu kolejki - lustrując wzrokiem każdego, kto nie chciał jej przepuścić, czyli… no cóż, w tej sytuacji każdego - powtarzając jak mantrę, że w Kanadzie ludzie mieliby więcej przyzwoitości i nie stali na drodze pomiędzy piękną dziewczyną a jej niezbyt świeżym spagetti. Na przykład jak ten, o tu, przed nią. Wypolerowane buty, ładna marynarka i dobrze skrojone spodnie, skrywające równie dobrze skrojony tyłeczek. Typowy angielski buc. Och, tatuaże tu i ówdzie. A więc nie dość, że buc to jeszcze jest to typowy angielski Marco.
Świetnie - przynajmniej będzie miała kogo tu zmaltretować. Z nudów.
- O, Rowan. Nie zauważyłam Cię - mruknęła niewinne dopiero po dłuższej chwili, upewniając się przed tym faktem, czy jej włosy są należycie ładne a usta należycie czerwone - Długo będziemy czekać?
Spytała, po czym jakby aby pokreślić, że ów czynność wykonujemy my, wzięła do ręki plastikową tacę. Teraz już od niej się nie odpędzi - widać przeznaczenie splotło ich drogi tego feralnego dnia, gdy zdecydowało że zgodnie z upodobaniem Abigail Milloti, ta nie zje dzisiaj sama obiadu. Nie lubiła sama jadać, przecież to było takie nudne. Wspólne obiadowanie owocuje w różne ciekawości, ożywione rozmowy - które ów lunche przeradzają w kolację, a te w śniadania.
Nie żeby miała podobne plany względem Marca, teraz dziś i tu - ale kto wie?
Może kiedyś. Lecz na razie przecież obiecała dać sobie z nim spokój.
Marco A. Rowan
Marco A. Rowan

Stołówka Empty
PisanieTemat: Re: Stołówka   Stołówka EmptySro 23 Mar 2016, 07:35

Nikt nie wiedział dlaczego Minister nie pokwapił się do zatrudnienia na przykład drugiej osoby do kuchni. Uniknąłby wtedy masowych spóźnień, rozdrażnionych z głodu pracowników i codziennego chaosu w bufecie każdego południa. Marco rozglądał się ze znużeniem po twarzach, dziwiąc się, że tylko on jest tak spięty i poirytowany niekończącą się kolejką. Reszta pracowników wesoło gawędziła sobie na rozmaite tematy, jakby nigdzie się nie spieszyli i nie gnał ich czas. W Ministerstwie zawsze był spory ruch. Zapewne w atrium mocno się przerzedziło, skoro reszta pracowników stała w kolejce. Po upływie niemiłosiernie ciągnących się trzech minutach Marco zauważył, że pani Aurora kontynuowała wykładanie posiłków na tace i w mniej mozolnym, ale dalej powolnym, tempie kolejka się przesuwała. Rowan sterczał jak góra nad resztą ludzi. Zawdzięczając to genom, jego głowa wystawała nad głowami innych. Miał dobry punkt obserwacyjny i czasami tego żałował, bo potrafił na podstawie ilości osób w kolejce oszacować czas jaki spędzi na szarym końcu. Co prawda ludzi przybywało i już nie stał ostatni, a prawie w połowie. Nie zmieniało to faktu, że dalej wszystko działo się za wolno. Praca wre, przerwa między świętami nie zobowiązała ludzi do wyjechania do domów. Ministerstwo wrzało jak w każdy dzień roku. Żałował, że nie spędzają czasu z rodzinami tylko tworzą kilometrowe kolejki do wodopoju i jedynego w budynku miejsca z jedzeniem. Rowan nie był szczególnie wybredny. Doceniał kuchnię pani Aurory mimo, że rzadko trafiał na świeżo co ugotowane i upieczone dania. Gdy człowiek jest głodny, zadowoli się nawet czerstwą bułką.
Spuścił nagle głowę słysząc swoje nazwisko. W pierwszej chwili chciał jęknąć i zapytać Merlina, dlaczego na jego drodze postawił Pheebs. Co mógł poradzić, trzymał się od niej na bezpieczną odległość po tym jak uparcie próbowała go uwieść. Zaczynał się trochę jej bać bo mimo, że mu odpuściła, w jego towarzystwie zawsze prezentowała się czarująco. Tak, widział to, zauważał takie szczegóły jak pomalowane usta, elegancki strój i ten niewinny wzrok jaki na niego kierowała. Marco lubił elegancję i Phoebe musiała dobrze o tym wiedzieć. Trafiała do jego podświadomości i dobrze, że się tego nie domyślała, bo miałby z tego tytułu małe kłopoty.
- Cześć, Pheebs. Stoję przed tobą jak góra lodowa i mnie nie widzisz? - zapytał z uśmiechem i ulgą, bo co jak co, możliwość otwarcia do kogoś ust podczas czekania przyspieszało przepływ czasu. Podał jej plastikową tacę, aby nie musiała przeciskać się między ciałami pracowników. Długie kończyny miały swoje zalety.
- Jakąś wieczność, a co, spieszy ci się gdzieś? - był szczerze rozbawiony i doskonale maskował swoje rozdrażnienie. Marco o każdej porze dnia i nocy wyglądał jakby dopiero co wstał z łóżka, był w pełni sił, rześki, świeży, elegancki do kwadratu i zawsze dopisywał mu humor. Nadrabiał cztery lata milczenia i między innymi dlatego jego towarzystwo mogło uchodzić za przyjemne i niezobowiązujące.
- W bufecie nie ma już miejsca. - stwierdził po chwili, unosząc rękę do krawatu. Poluzował go odrobinę, aby móc swobodniej oddychać oddechami miliona ludzi tkwiącymi w pomieszczeniu.  - Zaraz nie będzie gdzie się ruszyć. - zmarszczył brwi, gdy obok przeszedł rząd ośmiu czarownic, które na całe szczęście skończyły jeść i robiły trochę więcej miejsca w lokalu. Położył rękę na ramieniu pani Milloti i przesunął ją delikatnie przed siebie.
- Stój tutaj, bo cię stratują. - powiedział już nad jej ramieniem. Mimo, że chciał jeść, jego szlachetniejsza część jestestwa bez mrugnięcia powieką ustępowała miejsca innym. Mógł przynajmniej upewnić się, że Phoebe nie przypłaci życiem czekania w kolejce. Marco zaczął wsłuchiwać się w uderzenia sztućców, dźwięk obijanych talerzy, gwar rozmów, śmiechy i zażarte dyskusje. Gdzieś za sobą słyszał piskliwy głosik karłów, daleko z przodu pani Aurora zapewniała, że kotleciki są bezglutenowe i nie transmutują zębów w kły.
Phoebe Milloti
Phoebe Milloti

Stołówka Empty
PisanieTemat: Re: Stołówka   Stołówka EmptySro 23 Mar 2016, 11:40

Widząc jak Marco spuszcza głowę, niczym niewinny uczeń wyzwany do tablicy przez belfra do rozwinięcia wyjątkowo paskudnej numerologicznej wróżby, z trudem powstrzymała parsknięcie śmiechem. Bo niby duży to chłop, wiele widział i wiele przeżył - a wciąż jakoś, w pewnym sensie się jej… boi? Trudno określić uczucie, jakim zapewne była darzona, choć jedno można stwierdzić z pewnością. Ów uczucie było natury ambiwalentnej, na co sowicie zapracowała. Dała Rowanowi nie jeden powód, by się jej bał, by jej unikał, by nie czerpał stuprocentowej satysfakcji z jej, miłego zazwyczaj, towarzystwa. Przyjemności z podziwiania tego szczerozłotego uśmiechu, pięknie podkreślonych, zielonych ocząt oraz niewątpliwie wysokiego ilorazu inteligencji, skrywanego skrupulatnie pod kasztanowymi lokami. A to wszystko przez swoją niezaspokojoną ciekawość, przez swój uporów i dyskrecję subtelną niczym koperkowe perfumy woźnego tej ich szkoły magii. Była bowiem nachalna na tyle, by spłoszyć tego wytatuowanego przystojniaka, a szkoda. Bo i jej śledztwo nie przyniosło należytych skutków, a i ich znajomość, która zapowiadała się niezwykle obiecująco, sporo na tym ucierpiała.
Miejmy nadzieję, że da to się jeszcze odkręcić.
Z wdzięcznością przyjęła tacę, czując jak kobieca gracja i promienny uśmiech, kiełkują na nowo w jej zmęczonym ciele, po czym skupiła całą siłę woli na zignorowaniu dywagacji na temat tego, jak bardzo nienawidzi angielskich kolejek. O nie, niemalże całą uwagę skupiła teraz na koledze po fachu, bo był to znacznie bardziej przyjemny temat rozmyślań. No, o widoku to już nie wspomnę.
- Wybacz, dopiero przyszłam - mruknęła niewinne, splatając obie ręce na tacy, którą oparła na biodra. Z niemałą satysfakcją zauważyła coś, czego nigdy w Marco nie dostrzegła. Mianowicie…ulgę. Ulgę, która tak jakby odbiła się nieposłusznie w jego wiecznie zachmurzonych tęczówkach, zupełnie jak gdyby niemalże cieszył się na jej widok, czego zapewne raczej nie wyzna.
Co nie zmienia faktu, jak miło było to dostrzec, jak błogo i przyjemnie zrobiło się w jej brzuchu tylko i wyłącznie z powodu, że poczuła się choć w małym stopniu szczerze lubiana przez tego angielskiego gbura. A ta myśl, która w jej główce wykiełkowała równie szybko, jak dała się spłoszyć zaowocowała wiele mówiącym uśmiechem czającym się gdzieś w kąciku ust.
- Mi, spieszyć? A gdzie. W końcu sterta makulatury czekająca na posortowanie nigdzie nie ucieknie, chyba. Gorzej z moją premią, jeśli znowu się spóźnię - rzuciła beztrosko rozglądając się po szklanych gablotach, skrywających te same, letnie, tłuste i niezdrowe potrawy co zwykle. W jej ocenie, rzecz jasna. W Anglii wszystko smakowało tak samo - Na Merlina, dlaczego jest tu tak mało…- fuknęła, gdy nagle poczuła jego silną rękę na jej niczego-nie-spodziewającym się ramieniu. Gdy ją przepuścił, zdziwiona uniosła brwi. Czując jego oddech gdzieś w okolicy ucha, przez chwilę nie śmiała się obrócić - była po prostu szczerze zdziwiona, więc jakoś o tym nie pomyślała. Lecz chwila ta minęła zanim ktokolwiek powiedział „quidditch”, dlatego też z potulnie odwróciła się w Marcową stronę z wyrazem wdzięczności i podziwu w oczętach.
- Dziękuję za troskę, Rowan. Naprawdę, dziękuję - powiedziała niewinne, może nieco zbyt zuchwale korzystając ze ścisku jaki panował tu i ówdzie, bowiem dzieląca ich odległość być może naruszała granicę prywatności wobec obcych, to sakramentalne czterdzieści centymetrów. Lecz pomna tego, jak raz go już nastraszyła - zrezygnowała na razie z umizgów, kontynuując rozmowę o krok w tył. Odwrócona do mężczyzny bokiem, stukała miarowo w tacę tuloną obecnie w klatkę piersiową, rzuciła.
- Wiesz co, to się chyba nigdy nie skończy. Nie możemy zamówić pizzy na wynos, czy coś? Albo zjeść na mieście? Niedaleko stąd jest dobra kawiarnia i mają świeżo wypiekane bajgle.
Marco A. Rowan
Marco A. Rowan

Stołówka Empty
PisanieTemat: Re: Stołówka   Stołówka EmptySro 23 Mar 2016, 18:34

Nie bał się konkretnie samej osoby Phoebe. Obawiał się w głębi duszy mowy jej ciała i samego siebie. Długo się opierał jej wdziękom, walczył dzielnie i odpowiadał uprzejmie na każdą próbę umówienia się na randkę najlepiej od razu w łóżku. Do tego Sebastian temu przyklaskiwał, zupełnie jakby wszyscy się przeciw niemu zmówili. Dzięki bogom, Phoebe odpuściła i dała spokój i nie musiał się jej więcej obawiać. Teoretycznie, bo gdy widział w tych zielonych tęczówkach niewinny wyraz, atakowały go zimne dreszcze. Nie chciał ich interpretować w żaden sposób. Oparł się Phoebe, oparł się Berenice, a więc dalej będzie prowadził mnisi tryb życia dopóki jasny szlag go nie trafi.
Cieszył się na widok Phoebe i zdziwiłaby się, gdyby dowiedziała się, że to czysta prawda. Lubił jej towarzystwo i wesoły, żywy dźwięk głosu, dogadywał się z nią bez większego problemu i naprawdę nie miał nic przeciwko spędzania z nią czasu, o ile nie miała na celu wciągnięcia go do łóżka. Nie siedział już sam w niekończącej się kolejce i mógł zabić czas podczas niezobowiązującej rozmowy. Rowan doskonale udawał, że nie widzi spojrzeń Phoebe. Poprawił zegarek na lewym nadgarstku zakrywając kawałek tatuażu. Gdy był ubrany w garnitur nikt nie mógłby przypuszczać, że pod eleganckim materiałem kryje się wytatuowana skóra, ozdobiona zaczarowanymi arcydziełami. Niewielu wprawdzie zdaje sobie sprawę z jego tatuaży. Czasami ktoś przyzauważył uciekającego po ręce orła czy kawałek pióra na karku, aczkolwiek poza tym trudno było przypuszczać, że połowa ciała jest już trwale ozdobiona.
- Dziś całe Ministerstwo się spóźni, nawet twój szef. Zanim pani Aurora wszystkich wykarmi... wieczność to delikatne określenie. - w końcu zrobił mały krok do przodu, gdy osoba z początku odeszła do stolika z tacą wypełnioną po brzegi. Mimowolnie uśmiechnął się, odchylając głowę na widok podziwu bijącego od zielonych oczu. Wolałby, żeby tak na niego nie patrzyła.
- Trzeba dbać o drobne kobietki. - nieznacznie się do niej nachylił. - Poza tym stał za tobą irlandzki wicetrener quidditcha. Lepsze moje dwa metry niż jego trzy wzdłuż i wszerz. - na potwierdzenie swych słów odsunął się trochę w bok, aby mogła zajrzeć mu przez ramię i zobaczyć opasłego mężczyznę z piwnym brzuchem. Sądząc po masie ciała, musiało minąć sporo czasu zanim widział swoje stopy.
Dopóki przypadkiem się o niego nie otarła, nie zauważał ścisku. Na chwilę się zdezorientował, a potem odsunął na pół cala, aby nie czuć buchającego od Phoebe gorąca. Jakaś minimalna przyzwoita odległość w nieprzyzwoitej odległości powinna być zachowana. Dzisiaj był kiepski dzień na migotanie przedsionków, problemy z koncentracją, niekontrolowane drżenie kończyn, miękkie kolana, tachykardię z arytmią serca, na porażenie nerwów twarzoczaszki, nerwicę natręctw, Parkinsona czy początkowe stadium Alzhimera. Marco wolał te choroby odłożyć na inny, bardziej przyjazny termin, kiedy w biurze nie czekała na niego masa papierów, które musi odnieść zanim wróci Iwan.
- To nie taki zły pomysł, ale czy mamy na to czas i czy jesteśmy w stanie porzucić te pół kolejki przed nami? - wizja wyjścia z dusznego, ciasnego bufetu coraz bardziej go kusiła. Nawet nie wpadł na to, że Phoebe proponuje to celowo i perfidnie wykorzystuje sytuację. Obawiał się, że jeśli do bufetu wejdzie jeszcze więcej osób, dostanie ataku klaustrofobii. Naprawdę nie dało się tutaj już swobodnie poruszać, a to nie było mu na rękę. Poluzowany krawat nie pomagał.
Phoebe Milloti
Phoebe Milloti

Stołówka Empty
PisanieTemat: Re: Stołówka   Stołówka EmptyWto 29 Mar 2016, 10:59

Wcale nie zauważając jak dyskretnie unika jej spojrzeń, które i tak przecież zauważa - uśmiechnęła się leciutko pod nosem. Cały Rowan - choćby palił się Rzym, choćby palił się Paryż - on i tak nie przyzna, że jest przystojnym, interesującym i zainteresowanym młodym człowiekiem, który ma przed sobą jeszcze całe życie pełne wrażeń, doznań i rozkoszy. Och nie, on będzie unikał jej wzroku i spojrzeń innych, mniej lub bardziej atrakcyjnych panien, na rzecz podziwiania siebie. Czasami Pheebs odnosiła wrażenie, że dostrzega w Marco najczystszy narcyzm z jakim spotkała się w życiu, choć jednocześnie… ciężko było się oprzeć wrażeniu, że za jego ascetyzmem stoi coś więcej, coś na wzór kredo. Tylko czemu ów miałoby mu służyć?
Pomimo obietnic, że da mu święty spokój, coraz bardziej miała ochotę zmącić w jego angielskiej główce. Im bardziej trzymała go na dystans, tym więcej zdawał się skrywać a im bliżej go poznawała, tym więcej demaskował. Lub raczej - zdawał się ujawniać dokładnie tyle, ile było mu na rękę. Co jej ciekawość doprowadzało do szaleństwa, a ciało - do stanu gotowości.
Dlatego nieco bardziej zarumieniona, niż powinna, z szaleńczym błyskiem w oku pozwoliła sobie na zupełnie niewinne i urocze:
- Hm, rzeczywiście, wieczność wydaje się delikatna i przyjemna w takim doborowym towarzystwie - rzuciła patrząc gdzieś przed siebie, aby nie dostrzegł nie daj Merlinie w jej tęczówkach spojrzenia, które chyba znał za dobrze i którego nie kontrolowała. Z jednej strony - chciała go sprowokować, zobaczyć czy jej nazbyt śmiałe zaloty przyniosą może skutek teraz, zaraz, już. Z drugiej - nie chciała go wystraszyć. A tylko nastraszyć, a to wielka różnica.
- Tylko nie drobne Rowan, po prostu moje kanadyjskie geny poznały umiar na poczciwym metr siedemdziesiąt - mruknęła mu do ucha, korzystając z chwilowej bliskości, nie do końca zdając sobie sprawę, że tu mierzy się stopami i calami. Taki tam szczegół.
Natomiast wychylając się lekko w bok, nieznacznie - tak żeby nie dać się zauważyć - zza ramion Rowana, ujrzała to, o czym mówił. A potem tego, o kim mówił - bowiem najpierw zauważyła brzuch, a potem resztę ciała. Na ten widok przeszedł ją niemalże dreszcz, bo nagle przypomniała sobie o istnieniu wszystkich tych wujków Stephanów, którzy na kanadyjskich zlotach rodzinnych pożerali ją wzrokiem. Wyciągali w jej stronę swoje tłuste łapy i zupełnie jak wiedźmy w bajkach - chciały ją zjeść.
Ot, taki dziecinny uraz.
- No, jeśli on jest wicetrenerem, to szczerze współczuję Irlandii - mruknęła, odwracając wzrok w stronę rozmówcy - I dobra, masz rację, przy nim jestem drobna. Przy nim nawet ty wydajesz się jakby mniejszy.
Rzuciła, po czym rzuciła ceremonialnie tacą na blat. O jedną kopię dziecięcego koszmaru za dużo. Dosyć tego szarpania się w tłumie.
- Dobra, ja odpadam, nie zamierzam tu dłużej stać. Z całym szacunkiem dla… y - przerwała, wskazując niepewnie na obleganą przez ministerialne szychy panią Aurorę, której imienia znowu zapomniała - jedzenia z rąk tej pani ale idę na bajgle. I ty idziesz ze mną, nie daj się dwa razy prosić Rowan, bylibyśmy już w połowie drogi.
Marco A. Rowan
Marco A. Rowan

Stołówka Empty
PisanieTemat: Re: Stołówka   Stołówka EmptyWto 29 Mar 2016, 19:53

Rowan starszy był po prostu sztywniakiem, który zapomniał jak to jest się bawić na imprezie. Zapomniał wół jak cielęciem był i warto byłoby mu to przypomnieć. Problem w tym, że Sebastian starał się rozerwać swojego przyjaciela od wielu laty, ale bezskutecznie. Choroba Kaia zabiła dawną beztroskę Marca i dlatego w teraźniejszości mamy przed sobą dżentelmena przebierającego się jedynie w eleganckie garnitury i przestrzegającego wszystkie punkciki zasad moralnych stosowanych w społeczeństwie. Rowan to trudny orzech do zgryzienia, obojętnie czy młodszy czy starszy. Nawet jeśli na karku wstąpiły mu krople potu od zbyt oczywistych spojrzeń Phoebe, nie powie o tym na głos, a tym bardziej nie pozwoli sobie ulżyć. Jedynym celem był Kai i zakrwawiało to na nadopiekuńczość i niezidentyfikowaną chorobę społeczną. Panna Milloti była chyba najbardziej upartą kobietą z jaką do tej pory się spotkał. Inne zainteresowane, jeśli się zdarzały, poddawały się po dziesięciu życzliwych i szarmanckich odmowach. Najwidoczniej kanadyjska krew była bardziej zdeterminowana od innych, bo mimo napiętych między nimi relacji, Phoebe nie ustawała nawet w najmniejszych próbach uwiedzenia go. Nie daj Merlinie, a w końcu jej się to uda. Nawet ktoś taki jak Marco ma swoje granice.
- Najświętsza racja, ale doborowe towarzystwo nie powinno się jednak marnować w tak zatłoczonym i dusznym miejscu pełnym spoconych cudzych ciał. - odpowiedział udając, że nie wyczuwa w głosie Phoebe knujnych dźwięków. Cokolwiek planowała, nie zamierzał jej niczego ułatwiać. Marco cechował się chorobliwym opanowaniem i samokontrolą. Być może gdy jego krew zamieni się w alkohol, a ciało zostanie zamknięte w czterech ścianach, to wtedy będzie podatny na każdą, nawet najbardziej zbereźną sugestię. O ile ktoś lubi negatywnie obłąkane dziewięćdziesiąt kilo testosteronu.
- Dobrze, dobrze, nie drobne kobiety, zwracam honor i nie gryź. - roześmiał się głucho, nękany przez niekomfortowe uczucie ciasnoty ze szczyptą siły sugestii Pheebs.
- Nie musisz powtarzać, Pheebs. Oddam nerkę, jeśli tylko stąd szybko wyjdziemy. - odstawił tacę i chwycił aurorkę za przedramię. Brodząc między obcymi ciałami przeciskali się ku wyjściu. A gdy już prawie stracili nadzieję, że kiedykolwiek zaczerpną świeżego powietrza, w końcu dotarli do drzwi, za którymi czaiła się wolność. Marco wybierał mniejsze zło. Wolał mieć do czynienia z Phoebe w miejscu, gdzie nie dostanie ataku klaustrofobii. Wtedy sobie z nią jakoś poradzi...
[zt x 2]
Sponsored content

Stołówka Empty
PisanieTemat: Re: Stołówka   Stołówka Empty

 

Stołówka

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Stołówka

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne
-