Stare rody czarodziejskie mają ze sobą dużo wspólnego. Shepardowie oraz Lémieuxowie współpracowali ze sobą już od kilku wieków. 5 lipca rodzina z Doliny Godryka została zaproszona do Francji na uroczystą kolację. Miała być ona nie tylko okazją do spotkania się dwóch potężnych rodów, ale również czasem na omówienie wielu ważnych spraw. Panowie zajęli się więc polityką, a młodzi zabawą. Co z tego wyszło?
Anne Shepard również przybyła na kolację zorganizowaną przez państwo Lémieux. Była przecież córką Bliźniaka, a więc głowy rodu. Gdyby nie to, że urodziła się kobietą, miałaby pełne prawo do zostania w przyszłości Głową Rodu Shepardów. Tradycja była jednak nieubłagana, i pomimo tego, że dziewczyna była starsza od Dantego o prawie miesiąc, musiała ustąpić mu miejsca. Nie wyglądało jednak na to, aby dziewczyna czuła się z tego powodu poszkodowana. Czerpała ze swojego życia jak najwięcej mogła. W przyszłości wiedziała, że wyjdzie za mąż za czarodzieja czystej krwi i być może uda się jej ulokować swoje uczucia tak, aby spędziła życie przy boku człowieka, którego będzie kochać. Jako Shepardka miała pełne prawo do wyboru swojego przyszłego partnera. Nie przypuszczała, aby Bliźniacy czyli jej ojciec oraz wuj, a później kuzyn Dante (jeśli spełni warunki), skłonią ją do poślubienia kogoś, kogo nie chciała. Wróćmy jednak do samej Anne oraz jej pojawienia się na balu. Shepardowie zjawili się w dość pokaźnym składzie. Przybyli Bliźniacy Tom oraz George wraz ze swoimi najbliższymi rodzinami. Na zaproszenie odpowiedział również Frank Shepard wraz ze swoją małżonką Gwendoliną. Na balu stawili się również Gespred wraz z Elizabeth, Endre z Kristen oraz znana na francuskich salonach i wywołująca wiele kontrowersji Lilianna Shepard. Już po skończeniu uroczystej kolacji, nie było żadnych niedomówień. Panowie udali się do osobnego pokoju, aby wypić szklaneczkę Ognistej Whisky oraz przejść do rodowych interesów, panie postanowiły zagrać w Szachy Czarodziejów. Młodzi udali się do jednego z salonów, aby przy dobrej muzyce zapoznać się ze sobą. Anne wyróżniała się spośród wszystkich Shepardów swoim niskim wzrostem oraz drobną budową. Na wieczór u Francuzów ubrała się bardzo skromnie (jej kreacja w pełnej okazałości! KLIK!). Miała na sobie dwuczęściowy kostium składający się z krótkiej, czarnej spódniczki obszytej koronką oraz kremowej tuniki, obszytej w niektórych miejscach czarną koronką, złotymi tasiemkami oraz koralikami. Na nogach miała czarne rajstopy, a na stópkach pantofle na płaskim obcasie. Na nadgarstkach błyszczały bransoletki z perełek, które dostała od Dantego na czternaste urodziny. Na serdecznym palcu u prawej ręki nosiła pierścionek rodowy, który otrzymała od swojego ojca w wieku dziesięciu lat. Włosy ułożyła w charakterystyczną dla siebie wysoką fryzurę, która dodawała jej kilka centymetrów. Grzywa delikatnie opadała jej na czółko. Żałowała, że nie zabrała ze sobą skrzypiec. Być może za pomocą nich rozbawiłaby towarzystwo, które zgromadziło się w sali. Nieco zrezygnowana udała się w stronę stołów, gdzie wyłożono babeczki, ciasta oraz różne napoje. Zdecydowała, że napije się soku dyniowego.
Oh, to ten dzień? Ojciec musiał wyprawiać jakieś idiotyczne uroczystości i zapraszać obych ludzi do zamku? Sergia miał dzisiaj ochotę spędzić wieczór z uroczą Cardis, ponieważ jej rodzice wyjechali w ważnej sprawie. Mieliby sporo czasu na... chyba łatwo się domyślić w czym rzecz. Młody Francuz od początku wakacji wykorzystywał wolne chwilę na picie mocnych trunków, zabawę i romanse z pięknymi pannami. (więc niekoniecznie zawsze z Cardis...) Zapomniał już chyba, że szlachta ma obowiązki. Musi się reprezentować. Arcadias i tak ciąglę czepia się syna, że chłopak nie szanuje jego, ani nikogo. Sergie jest niby: egoistą, kryminalistą, pijakiem i błaznem. No dobra, każdy ma wady, ale po co tak od razu wyjeżdżać z takimi określeniami...
Jednak czego się nie robi dla rodziny i polityki, prawda? Tego dnia miała przybyć rodzina Shepardów! Dlatego trzeba się wystroić. Niech każdy zazdrości, ha! Uczeń francuskiej akademii założył swój najlepszy garnitur, a także użył perfum. Tak długo mu to zajęło (a może specjalnie), że pomineła go kolacja. Zapewne dostatnie nieźle po głowie, ale serio nie miał ochoty jeść w towarzystwie nieznanych mu osób, a także tego całego kuzynostwa za którym nie przepadał. Spóźnienie w wielkim stylu! Młodzieniec przy opuszczaniu swojej sypialni dostrzegł białą różę, którą przyczepił do piersi. Teraz ubranie ładniej się prezentowało z tą ozdóbką! No mniejsza. Lémieux zszedł na dół. W końcu, dzięki Bogu. Będąc na schodach do sali "zebrań młodzieży" zlustrował wszystkich wzrokiem. Chłodnym i surowym. Nawet nie wiedział kto tu jest jego krewniakiem, a kto zwykłym gościem. Ale nieważne. Z pewnością przyciągnął spojrzenia młodych dziewcząt. Czy były jego kuzynkami, czy jakimiś Shepardami to już nie wiadomo. Ten mimo wszystko "olał" wszystkich i ruszył przed siebie w poszukiwaniu interesującego towarzystwa. Przy bufecie zauważył jakąś młodą damę. Ciekawą z wyglądu. Może w rozmowie jeszcze bardziej? -Rozumiem, że nie tylko mnie się nudzi. Ciężko znaleźć porządną osobę do rozmowy?- Spytał nagle zza pleców gryfonki, uśmiechając się czarująco. Nawet zaczął po angielsku! Parę słów umiał. Ale to wciąż wymagało dużej nauki. Jednak jak zwykle chciał sprawić dobre pierwsze wrażenie. Ale wystarczy na niego spojrzeć. Czy można go nienawidzisz? Taki sympatyczny się wydaje... -Bienvenue ma château, Sergie Lémieux.- Przywitał ją i przedstawił się w należyty sposób, a tak dokładnie to całując dłoń dziewczyny.
Anne ujęła w dłoń pusty puchar, a prawą ręką podniosła dzban z sokiem dyniowym. Nalała sobie go dość szczodrze, nie żałowała sobie. Kiedy już chciała upić kilka łyczków, usłyszała głos za sobą. Uśmiechnęła się nieśmiało. Odwróciła się twarzą do chłopaka. Kiedy to zrobiła, mógł poczuć zapach rozmarynu oraz malin. Shepardówna bardzo lubiła te dwa zapachy, dlatego specjalnie dla niej ciotka Gretchen przygotowywała perfumy. Nosiły nazwę „Pocałunek Ann” i były zarezerwowane tylko dla młodej córki Bliźniaka. Upiła kilka łyczków soku dyniowego, wpatrując się w chłopaka. Dziewczyna miała na sobie delikatny makijaż, który podkreślał jedynie jej oczy. Na policzkach było brak pudru lub innych specyfików. Usta nie były posmarowane żadną pomadką, ich lekko różowy kolor był jak najbardziej naturalny. Akcent chłopaka wyraźnie go zdradzał. Był członkiem rodu Lémieux. Zresztą, Anne uważała, że zna wszystkich Shepardów, chociaż byli dość liczną rodziną ze względu na ilość pokoleń, więc nie było mowy o tym, aby nikt nie przeszedł obok niej niezauważony. Była więc młodszą wersją swojego ojca, który kochał badać drzewo genologiczne ich rodziny. - [Cóż, miałam nadzieję, że spotkam tutaj o wiele bardziej rozrywkowych nastoletnich czarodziejów oraz czarownic niż ich.] – Brodą wskazała na swojego kuzyna Dantego, który próbował rozbawić jedną z jasnowłosych dziewcząt. Po minie czarownicy było widać, że nie jest zadowolona z powodu towarzystwa Sheparda, ale zachowywała spokój, ponieważ wiedziała z kim ma do czynienia. Nikt raczej nie chciał mieć złych kontaktów z przyszłą Głową Rodu, prawda? Anne mówiła po francusku, chociaż nie tak dobrze jak tego pragnęła. Jej matka opłacała jej lekcje nie tylko gry na skrzypcach, ale również języka. Nazywała to „inwestycją dla przyszłości”. - Anne Shepard. – Uniosła prawą dłoń w stronę chłopaka, aby mógł ją ująć i złożyć na niej pocałunek. Młoda czarodziejka była przyzwyczajona do takich gestów. Chociaż wraz z pójściem do Hogwartu, nie uczestniczyła w większości spotkań oraz balów organizowanych przez Shepardów, znała bardzo dobrze zasady dobrego wychowania i potrafiła dostosować się do sytuacji. - [Zastanawiam się Sergie, czy znajdują się tutaj inne ciekawsze miejsca, które mógłbyś mi pokazać?] – zapytała bez ogródek. Była Gryfonką, nigdy nie odwijała w bawełnę, nie czuła takiej potrzeby.
Sergie nim otrzymał odpowiedź uważnie obserwował dziewczynę. Była ładna... takie zazwyczaj stawały się jego "ofiarami". Lecz wybierał tylko najbardziej drogocenne skarby. Nie potrafił poświecić zbytnio swojej uwadze kobiecie, która nawet nie potrafi myśleć. A różne się zdarzały. Właśnie chciał ruszyć do boju, spróbować poznać ją. Tak, to etap wstępny jego gry. Panna Shepard przyciągając jego wzrok naraziła się wielce na... no właśnie. Na co? Podobno obecność Sergia sprowadzała kłopoty. Powszechnie wiadomo jaki jest młody Lémieux. Jednak to chyba bardziej pociągało w nim... Reputacja i plotki zapewniały zainteresowanie wielu dziewcząt młodym szlachcicem. Prawdą jest to, że chłopak nikogo nie kojarzył. Nawet najbliższą rodzinę. Może to wina omijania uroczystości i braku zainteresowania? No może. Ale trzeba przyznać, dzisiaj się pojawił! Wyjątek! I to olśniewająco. -Czasami trzeba też uważać na kogo można trafić. Osoby zbyt rozrywkowe mogą źle na nas wpłynąć.- Powiedział spokojnie po francusku. Uśmiechnął się. Dobrze, że nie musiał gadać tym angielskim. Eh. -Oczywiście... zależy też, czy lubisz zabawę.- Dodał i spojrzał na nią przebiegle jakby chodziło mu coś po głowie, ale nie chciał kontynuować. Podszedł do stołu szukając wina. Nie było? Jakieś soki? Ile on ma lat, że nie ma alkoholu. Znaczy jest, ale poza tą salą... Hmm. -Ah, Shepard. Już mnie zastanawiało, czy nie wiążą nas jakieś więzy krwi.- Zażartował z nutką rozbawienia w głosie. Dobrze wiedzieć z kim się rozmawia. Choć imienia nie kojarzył mimo wszystko. -Widzę, że jesteś ciekawa. Zgadza się. Właśnie miałem zaproponować swoje towarzystwo i spytać, czy nie poszłabyś ze mną do pomieszczenia gdzie przechowujemy wino. Napiłbym się. Chyba, że ty nie pijesz...- Uniósł jedną brew w geście oczekiwania na odpowiedź. Wątpił, aby nie piła. Jaki nastolatek nie pije! Spojrzał w stronę chłopaka do którego nawiązała znacznie wcześniej. Chyba także prowadził swoją "grę" lecz bardziej nieudolnie. Ale niech się stara! Trzeba wierzyć. Fancuz się napatrzył i wzrokiem powrócił na gryfonkę. Podał jej rękę. -Muszę tylko ostrzec, że chociaż wyglądam na dżentelmena, moja osoba może sprowadzić na Ciebie duże niebezpieczeństwo pod postacią mojego ojca.- Napomknął z zawadiackim uśmiechem.
Shepardówna była po raz pierwszy w posiadłości Lémieux, chociaż już wcześniej zdarzało się, że rodziny siebie nawzajem odwiedzały. Za każdym razem jednak dziewczyna nie przybywała na spotkanie, ponieważ albo jej wiek był nieodpowiedni, albo jej ojciec twierdził, że powinna zrobić to i to, a nie bawić się w przyjęcia. Mimo wszystko Anne była pokorną dziewczyną i spełniała wolę ojca, nigdy się przeciwko niemu nie buntowała. Mężczyzna nie miał durnych pomysłów oraz wygórowanych wymagań w stosunku do córki, więc nie było powodu, aby Anne znienawidziła za coś swojego rodziciela. Z powodu jej nieobecności na francuskich przyjęciach oraz braku kontaktu z członkami rodziny Lémieux, nie wiedziała o reputacji panicza Sergia. Musiała więc polegać na swojej kobiecej intuicji, która wydawała się być dość niezawodna, ponieważ od razu rozpoznała, że i chłopak z nią flirtuje. Oczywiście, pannie Anne wcale to nie przeszkadzało, wręcz jej to schlebiało. Ten wieczór zapowiadał się bardzo ciekawie i obiecująco. - [Jedna z moich ulubionych piosenek mówi, że trochę zabawy jeszcze nikogo nie zabiło.] – Anne mówiła z typowym angielskim akcentem, którego nie potrafiła się pozbyć, nawet przechodząc na francuski. Miała nadzieję, że nie będzie to przeszkodą dla chłopaka, aby kontynuować dalszą rozmowę. Dokładnie pamiętała lekcje madame Tutee oraz jej słowa o tym, że Francuzi bardzo zwracają uwagę na płynność wymowy oraz akcent. Shepardówna bardzo starała się ze swoich sił, aby nie było słychać tego, że jest Angielką. Niestety, wszystkiego nie dało się nauczyć od razu, potrzeba było do tego wielu lat. - [Lubię zabawę, chociaż nie destrukcyjną. Wolę, kiedy na ustach innych pojawią się prawdziwe uśmiechy. Kocham grać na skrzypcach, a co za tym idzie, uwielbiam muzykę. Nie myśl jednak, że lubuję się w typowo klasycznej muzyce.] – Pokręciła głową przecząco. – [Ja oraz moja dawna nauczycielka od skrzypiec zgodnie stwierdziłyśmy, że skrzypce pasują do dzisiejszej muzyki. Wystarczy jedynie uwolnić swoją duszę oraz nogi.] – Nie posiadała jednak instrumentu, dlatego nie mogła mu zaprezentować, jak tańczy ze swoimi skrzypcami. - [Myślałeś, że jestem Twoją krewną?] – Roześmiała się obejmując obiema dłońmi kielich z sokiem dyniowym. W niebieskich oczach pojawiły się radosne ogniki. – [Muszę przyznać, że nie pasuję do typowego Sheparda.] – Przyjrzała się z wyraźną zazdrością kuzynkom, które były od niej o wiele wyższe. Anne odziedziczyła niewielki wzrost po matce. Jak widać, nie zawsze wszystkie geny Shepardów były aż tak silne, aby zawsze wygrywały. Za to z buźki była wykapanym Shepardem i nie można było w tym temacie dyskutować. - [Ale byłoby szkoda, gdybyśmy byli spokrewnieni, nie sądzisz? Dużo ciekawych rzeczy byłoby wtedy zabronionych. Nie żebym przestrzegała wszystkich reguł, ale pewnych zasad się trzymam.] – Pokiwała głową. Na pewno Sergie dobrze wiedział o czym mówiła. Była to część ich flirtu. - [Wino?] – Spojrzała na pucharek, który trzymała w dłoniach. Odłożyła go na stolik i jeśli chłopak ofiarował jej ramię, wsunęła pod nie swoją drobną rączkę. - [Przekonałeś mnie. Co prawda w Anglii zazwyczaj oferują mi inne trunki, ale wino wydaje mi się być bardziej odpowiednie, szczególnie, że jesteśmy we Francji.] – Anne przypomniała sobie przemiłego Szkota, który próbował ją namówić na szklaneczkę domowej whisky. Po długim proszeniu, dziewczę w końcu się zgodziło, przez co później bardzo żałowała swojej decyzji. - [Myślę, że nasi ojcowie się dogadają, oczywiście w razie potrzeby. Bliźniacy jeszcze nie poprowadzili żadnej rozmowy tak, abym ja albo Dante ucierpieli. Mam więc do nich pełne zaufanie. A i… Czym byłoby życie bez nutki niebezpieczeństwa?] – Uśmiechnęła się. No, panie Sergie! Proszę kierować się z Shepardówną do celu!
Flirt był grą wstępną całego planu. Gdy druga osoba nie miała nic przeciwko oznaczało to, że już wpadła w sidła młodego arystokraty. Oh, jak on to lubił. Zawsze reakcje były różne. Każda odbierała to na swój sposób. -Nikogo? Mógłbym Pannie Shepard wymienić parę przykładów.- Odparł krótkim śmiechem, który urwał się, gdy zastąpił go uśmiechem. Akcent młodej kobiety mu nie przeszkadzał. I tak go cieszyło, że zna francuski. To trudny język. Oczywiście nie dla rodaka, ale obcokrajowcy mieli z tym problemy. Dlatego spotkania zagranicznych rodzin przebiegały w zabawny sposób. Połowę uroczystości spędzali na zrozumieniu tego co gadają, drugą na interesach. Ciekawe, kiedy to Sergie wejdzie na piedestał ojca i będzie musiał babrać się w tych brudach zwanych "polityką". To musi być strasznie trudne i nudne. Jedyną ekscytacją mógł być alkohol, który pewnie teraz sączą w pokoju narad. -Zabawa zabawą. Zależy jak kto woli. Inni chcą spędzić miło czas, a niektórzy zaszaleć, zapominając o swoich problemach.- Czy Lémieux miał jakieś? Chyba tylko uciekanie przed zazdrosnymi mężami bogatych kobiet. Niektóre były niczego sobie pomimo wieku. Eh, trudno zrozumieć takiego człowieka. -Grasz? To świetnie, że posiadasz talent. Dama Dworu powinna mieć umiejętności muzyczne. Nie są koniecznie, ale się ceni.- Dodał puszczając jej oczko, po czym westchnął. Była gra na skrzypcach... nie klasyczna? On się nie zna. Ale nie wnikał.-Nogi?- Spytał z niedowierzaniem. Myślał, że do gry na takim instrumencie potrzebne są ręce... Chyba nie załapał, że to o taniec chodziło. -Wiesz, w tych czasach można się wiele spodziewać.- Co nie mijało się z prawdą. Oh, były różne przypadki. Można skończyć w łóżku z kuzynką, a nawet o tym nie wiedząc. -Nie wiem jak powinien wyglądać typowy Shepard. Ty jednak zainteresowałaś mnie w przeciwieństwie do reszty.- Dodał z czarującym uśmiechem odchodząc od stołu, aby znów być na przeciwko niej. W dumnej pozie jak to zwykle. -"Zasady są po to, aby je łamać."-Rzucił powszechnie znaną maksymą, ale bardzo przez niego lubianą. -To prawda. Byłaby to tragedia.- Zaśmiał się. Podobało mu się! Ona mu się podobała! Widać, że nawet odpowiadały jej jego zagrywki. Jak daleko to zajdzie? -Tak, wino. Najlepsze co tutaj znajdziesz.- Kiwnął głową i wraz z kobieta zmierzył w kierunku drzwi zwracając na siebie uwagę innych w pomieszczeniu. -To co tam piją jest dla ludzi o pospolitym guście. Wino wymaga prawdziwego konesera. I jest cholernie mocne.- Rzucił nim zniknęli z tłumu.
Po pewnym czasie byli już w wielkim pomieszczeniu, gdzie stały beczki wypełnione czerwoną cieczą, oraz butelki porozstawiane na półkach. -Mój ojciec raczej wściekłby się na cokolwiek co związane ze mną.- Zażartował skupiając na niej swój wzrok. -Zapewne nie życiem, tylko jego marną podróbką. No cóż. Zda się na twój gust. Wybierz jakieś wino. Są różne. Jestem ciekawy co Cię zainteresuje.- Dodał trochę ciekawy. Byli tutaj sami... alkohol w rękach nastolatków i to wzajemnie zainteresowanych sobą może źle zadziałać.
Anne delikatnie zmrużyła swoje oczy, a następnie pokiwała główką. - [Nie liczę dżentelmenów po setce, którzy wypili za dużo alkoholu i zaprosili do łoża o wiele młodszą koleżankę. Nie liczę również czarodziejskich porachunków, które kończą się widowiskową bitką, podczas której ktoś ucieka się do Zaklęcia Niewybaczalnego.] – Miała nadzieję, że teraz wszystkie jej słowa były jasne, kiedy wytłumaczyła, co miała na myśli. Anne zdarzało się często dużo rzeczy nie dopowiedzieć, dlatego musiała być łapana za słówka, jeśli chciało otrzymać się od niej pełną informację zwrotną. Shepardówna była wręcz pewna, że czarodzieje kiedyś wymyślą sposób na pozbycie się bariery językowej i stworzą odpowiednie zaklęcia, aby siebie nawzajem zrozumieć. Obecnie każdy szanujący Shepard uczył się francuskiego, chociaż w przeszłości jej potomkowie znali rosyjski, niemiecki bądź języki skandynawskie. - [Podobno dama powinna również potrafić zarządzać domem. Dodatkowym atutem jest również umiejętność gotowania. Tu bym się sprzeczała, chociaż na eliksirach idzie mi całkiem dobrze. Jak widać, to jest rodzinne.] – Sama jednak marzyła o karierze uzdrowicielki. Każdy kto znał Anne oraz jej umiejętności, dobrze wiedział, że miała wyjątkowy talent do magii uzdrawiania. - [Nogi.] – Przytaknęła. – [Kiedy gram, nie tylko tworzę muzykę, ale również ją uzewnętrzniam poprzez taniec. Być może kiedyś będzie mi dane Tobie zaprezentować swoje umiejętności. O ile zdecydujesz się odwiedzić nasz dworek w Dolinie Godryka.] – Uśmiechnęła się. Nie wiedziała, kiedy będzie następne spotkanie, ale na pewno Bliźniacy wyślą do jego rodziny stosowne zaproszenie. - [Wysoki, brązowe włosy, niebieskie oczy, prosty nos, „inteligentne” spojrzenie. Zastanawiam mnie jak bardzo silne są te cechy, że pojawiają się u większości Shepardów. Nigdy tego nie studiowałam.] – Westchnęła. Zawsze to dodawała do swojej listy „do zrobienia”, ale nigdy nic z tego nie wychodziło. - [Nie do końca jednak chciałabym całować się z kuzynem.] – Wyłożyła kawę na ławę. Anne nigdy z nikim się nie patyczkowała, nazywała wszystko po imieniu. – [Dlatego wolę wiedzieć wszystko o swojej rodzinie, nawet jeśli oznaczałoby to, że spędzę nad drzewem genologicznym kolejne nocki z rzędu.] – A zdarzało się jej to zbyt często, bo była tak zafascynowana historią swojego rodu. Rozmowa została przeniesiona do winiarni. Zbiory były naprawdę imponujące, Shepardowie mieli o dwa lub nawet trzy razy mniejszą piwniczkę. Anne rozglądała się po każdej półce. Czasami stawała na paluszkach, kiedy zobaczyła znajomą etykietę. Przystanęła dopiero przy chyba szóstej lub siódmej półce z rzędu. Butelka znajdowała się na wysokości jej oczu. Wybrała Château Cantemerle z 1934 roku. - [Wino z Bordeaux. Dość znane mi wino, chociaż roczniku 1934 jeszcze nigdy nie próbowałam. Piłam o wiele młodsze.] - Uśmiechnęła się niby to nieśmiało. - [I nie bój się. Bliźniacy nie pozwolą nikogo skrzywdzić, dopóki jest to sprawa związana ze mną.]
Sergie Lémieux
Temat: Re: Francuskie... rozmowy Sob 14 Lut 2015, 15:13
Parsknął śmiechem. To był najlepsza odpowiedź. -Na tym to polega moja droga. Życie jest krótkie. Nawet sto lat zleci nim się zorientujesz. A starość dopadnie, gdy ukończysz czterdziestkę. Trzeba bawić się póki można.- Powiedział to co myślał. Arystokrata wyznawał zasadę "carpe diem". Co prawda nie wszystkim to podchodziło, ale miał trochę racji. Trzeba robić różne głupie rzeczy. -Skoro zaprosili, a ta poszła, to znaczy, że sama tego chciała, prawda? Pewnie uznała za nowe doznanie spróbować ze starszym, a oni z młodszą. Trzeba szukać nowych doznań gdzie się da.-Dodał z uśmiechem. -Co do zaklęć niewybaczalnych... pamiętaj, że tego trzeba bardzo chcieć. Zwykły pijany człowiek nie zabije, bądź nie zacznie torturować od tak sobie.- Wytłumaczył na zakończenie swojej wypowiedzi wciąż zerkając na młodą damę. Ciekawa towarzyszka, ale chyba inaczej myślała, niż on. Inaczej interpretowała zabawę... -Powinna, lecz nie wszystko jest wymagane. Jak masz swoje pokojówki, bądź osoby do gotowania... wystarczy tylko ładnie wyglądać i chwalić się swoim talentem. Ty spełniasz te dwa wymogi.-Wyszeptał końcówkę do jej ucha, aby w czasie drogi nikt nie wtrącał się w nie swoje sprawy. Przecież widać, że ta dwójka już wzbudziła zainteresowanie rówieśników. -Taniec. Rozumiem. Sam też potrafię tańczyć, lecz pewnie nie tak energicznie jak ty. Preferuje klasyk.- Westchnął, po czym uniósł brwi. -Niestety nie wiem, czy będzie mi dane to zrobić. Mam strasznie dużo obowiązków tutaj.- Nie chciało mu się, czy Arcadias zakazał wypadów poza Francję od ostatniego numeru w Szwajcarii? Tego chyba nie stwierdzimy. -Same adonisy. Hm, to prawda. Wielu tutaj widziałem błękitnookich bystrzaków. U nas chyba nie ma genetycznych cech, które ma każdy. W sumie jesteśmy młodym Rodem.-Wytłumaczył spokojnie. Cóż, chyba wszystko zaczęło się w XIX wieku, ale nie am co się w to zagłębiać. Straszna nuda. Historia jest do kitu. Liczy się to co teraz. Zaśmiał się na temat o kuzynach. Bez owijania w bawełnę, a co tam! -No ja siebie w objęciach kuzynki też bym nie widział. Potem jeszcze byłby problem przy kolejnych spotkaniach rodzinnych. Ja nie wnikam w swoje drzewo genealogiczne, wystarczy mi zapytać "Z jakiego rodu jesteś". Jak słyszę swoje nazwisko to się oddalam. Z rodziną najlepiej na zdjęciu, a kontaktów utrzymywać nie muszę.-Sergie nigdy nie interesował się krewniakami. Myślał tylko o sobie. Zaborczy ojciec mu w pełni wystarczał.
Francuz obserwował jak kobieta dokonuje wyboru. Założył ręce na piersi i wciąż się uśmiechał. -Ciekawy wybór. Mamy pełno takich "staroci". Zapewne za wypicie tego zostalibyśmy nieźle pogonieni.- Co nie oznacza, że chłopaczek czasem sobie nie popijał jak nikt nie patrzył. -Nie znasz mojego ojca...-
Znajdowali się już w piwnicy, kiedy Anne postanowiła pociągnąć rozmowę, którą prowadzili wcześniej, będąc u góry. Trzymała w dłoniach butelkę wina i zastanawiała się, czy otworzą je czy nie. - [Myślisz, że starość zaczyna się po przekroczeniu czterdziestki?] – Roześmiała się. – [Mój ojciec i wuj całkiem dobrze się trzymają, a nie należą do najmłodszych. Myślę nawet, że ich moc zwiększa się razem z wiekiem. Mam nadzieję, że ze mną będzie tak samo. Im będę starsza, tym piękniejsza i potężniejsza.] – Błysnęła ząbkami, kiedy podkreślała to ostatnie słowo. Miała naprawdę nadzieję, że tak będzie! Zresztą, Shepardówny raczej nie należały do mało urodziwych panienek, więc Anne nie powinna niczego się obawiać. Zawsze… Pozostawała transmutacja oraz eliksiry. - [Moja rodzinka jest dziwna. Czasami okazuje się, że mój ulubiony wuj ma hopla na punkcie czarnej magii. Wtedy mam minę kotka srającego na pustyni.] – Anne używała śmiesznych określeń, ale tylko dlatego, ponieważ czuła się przy chłopaku dość swobodnie i wiedziała, że się za takie słownictwo nie obrazi. Skąd to wiedziała? Po jego oczach, po postawie, po miejscu, w którym się znajdowali. - [Nie lubię otaczać się służbą dookoła. W naszym dworze pracuje tylko jeden skrzat domowy o imieniu Peszek. Możesz wierzyć bądź nie, ale to moja matka jest królową w kuchni. Ja sama nigdy nie uwierzyłabym w potęgę magii w kuchni, gdybym nie widziała jej w akcji.] – Uśmiechnęła się delikatnie. Sama nieco się od niej uczyła, ponieważ uważała, że może się to jej przydać w późniejszym dorosłym życiu. Niewiadomo przecież na kogo natrafi, prawda? Mogłaby wyjść za możnego szlachcica, ale też mogłaby wylądować z biednym czarodziejem o wielkim sercu. - [Oh nie daj się prosić.] – Uśmiechnęła się niczym mały chochliczek. Niech się nie wykręca obowiązkami! Anne raczej nigdy by w to nie uwierzyła. - [Cóż… Nasza historia zaczęła się już we wczesnym średniowieczu, więc jest nas naprawdę dużo. Czasami sama się w tym wszystkim gubię, ale mój ojciec ma cierpliwość i prowadzi wszystkie księgi oraz drzewa genologiczne. W przyszłości przejmę jego rolę.] – W końcu Dante nie mógł mieć na głowie wszystkiego. Ona jako kobieta mogła zająć się historią rodową i być odpowiedzialna za wszystkie dokumenty. - [Nie mów mi, że boisz się je otworzyć.] – Uniosła butelkę nieco wyżej. Spojrzała w oczy chłopaka i uśmiechnęła się do niego przekornie. Zrobiła w jego kierunku kilka kroków. – [Wątpię, abyś zaprosił mnie tutaj i poprosił o wybranie wina, gdybyś bał się swojego ojca, że da Ci po głowie.]
Piwnica mimo powszechnych wyobrażeń nie była obskurnym, wilgotnym miejscem, gdzie wszędzie ciemno i czuć stęchliznę. Ta tutaj przypominała bardziej jakieś pomieszczenie w zamku, ładnie wyglądające. Tyle, że pełno tutaj alkoholu. Sergie uwielbiał to miejsce. Miał swoją kryjówkę do ucieczki przed ojcem. Oh, temat wieku jest bardzo ciekawy, szczególnie jak za rozmówce ma się samego Sergia ceniącego młodość bardziej, niż resztę. -Droga Anne. Dla czarodzieja co prawda czterdziestka to nic wielkiego, nawet nie połowa życia. Ale zauważ, że wygląd zaczyna się zmieniać. Stajemy się brzydcy. Są co prawda sposoby na zatrzymanie młodości jak najdłużej, lecz nie oszukując się... to wciąż tylko sztuczki. Dlatego warto cenić czas w którym jesteśmy wciąż piękni.- Uśmiechnął się wyszczerzając ząbki. -No może facetów to nie dotyka tak bardzo. Kobiety już mają trudniej.-Puścił jej znów oczko. Nie, że złośliwie, czy coś... Ale widać, że przedstawicielki płci pięknej miały większe problemy ze starzeniem się. -Człowiek z latami robi się paskudniejszy, traci swój urok i wdzięk. A świat należy dla młodych.- Dodał na zakończenie. -Wuj praktykuje zakazaną dziedzinę magii? Jest jakimś czarnoksiężnikiem, czy co?-Zażartował, nawet nie wiedząc, że wielce się nie pomylił. On sam nie posiadał czarnej owcy w rodzinie. Ciekawe, choć może to On sam nią jest? W sumie, skoro takiej nie możesz zobaczyć, to znaczy, że z tobą coś nie tak. Sergie od dawna psuł reputacje swojemu nazwisku. Za to go tępiono, lecz popraw jak dotąd brak. -Więc masz ciekawych krewnych.- Powiedział opierając się o ścianę i zakładając ręce na piersi. Obserwował ją uważnie, jak lew podczas polowania. Co to oznacza? -Cóż, u nas służby masz pełno. Gdybyśmy mieli samego skrzata to by nie wyrobił. Poza tym, we Francji to wstyd nie posiadać osób, które wykonują twoje rozkazy. Jest tutaj trochę inaczej, niż w Anglii.- Odpowiedział dodając do tego ciekawostkę. Francuska szlachta przypominała bardziej tą sprzed wieków. No i mieli duże wymagania, a także stare tradycje. Jedną z nich mówiła, aby dziedzica Głowy rodu najpierw zeswatać z jakąś kobietą. Obecny tryb życia chłopaka zniechęcał rodziców potencjalnych kandydatek. -Hah! Ciężko odmówić, gdy kobieta prosi. Jednak chwilowo mam małe problemy z wyjeżdżaniem poza Francję.- Wytłumaczył. Arcadias by go nie puścił. Nigdy w życiu. -Ale zatańczyć kiedyś można.- Wsłuchał się w słowa arystokratki. Średniowiecze to bardzo odległa epoka. A opis drzewa genealogicznego musi być cholernie długi. -Oh, to współczuje.- Zaśmiał się. Sam nie miał na szczęście z tym problemów. Pradziadek założył ich ród i tyle w temacie. Jedyne co należało pamiętać to to kim był. On... niby bał się?! Dobre żarty! Niemożliwe! Sergie odparł tylko przebiegłym uśmieszkiem. Gdy ta zaczęła zmierzać w kierunku, odbił się od ściany i także skierował kroki w stronę Gryfonki, aż znalazł się tuż przy niej. Chwycił butelkę i sprawnym ruchem otworzył wino. -Nie boję się Arcadiasa. I prawda, moje cele mogły być inne. Trochę bardziej nieczyste. Zauważ, że jesteśmy tu sami.- W jego oczach można było dostrzec ten błysk. Oh, nie chciał zabrzmieć jak jakiś zbok, czy coś. Lecz ciągnął grę dalej. -Myślisz... co zamierzałem z tobą zrobić po sprowadzeniu Cie tutaj?- Spytał z czystej ciekawości.
Anne raczej nie przeszkadzała lokacja, w której się znaleźli. Była osobą, która od razu wyrażała głośno swoje opinie, jeśli się jej coś nie spodobało. Jak widać, jej usta milczały, więc Sergie nie musiał niczego się obawiać, dziewczyny nie spłoszył. - [Ja tam się nie zgodzę.] – Zaśmiała się słysząc jego słowa. Wystarczyło popatrzeć na jej matkę. Już dawno przekroczyła czterdziestkę, a nadal była piękną kobietą. Shepardówna przypuszczała, że kiedy będzie miała czterdzieści lat, jedynym jej zmartwieniem będą zmarszczki w pobliżu ust oraz oczu, ponieważ za często się śmiała. Czy jednak to byłby złe zmarszczki? W jej mniemaniu nie. Były to urocze zmarszczki, które dodawały kobiecie (jak i mężczyźnie) charakteru. Były też blizny, które otrzymane w bitwie, były czymś pięknym. – [Mam troszeczkę inne pojęcie o pięknie, mój drogi. Lecz to chyba nic dziwnego, skoro ja jestem Angielką, a Ty Francuzem. Nasze nacje są inne. Tak samo jak inne wychowanie otrzymaliśmy.] – Podkreśliła ich inność, chociaż nie miała nic złego na myśli, kiedy to robiła. Uśmiechnęła się tylko nieco figlarnie. - [Czasami się tak zdarza. I to nie tylko jeden wujek, ale kilka. I cioteczki też potrafią zaskoczyć.] – Zaśmiała się. Niby to była poważna sprawa, ale jednak Anne to śmieszyło. Ona raczej na ścieżkę zła nie zamierzała przejść. Nie widziała w tym żadnego interesu. Była Dzieckiem Szczęścia. - [Niegdyś Dwór Shepardów był ogromny. Dużo osób się przez niego przewijało, dużo czarodziejów w nim mieszkało. Do dzisiaj, kiedy odwiedzam naszą starą główną siedzibę w Londynie, nie mogę się napatrzeć na portrety moich przodków oraz pojąć jak wiele osób mogło przebywać tam na raz. Jednak wraz z przeprowadzką do Doliny Godryka stały się zmiany. Myślę, że wyszło to nam na plus. Mieszkam tylko z Bliźniakami. Znaczy się z moim tatą, mamą, bratem taty, żoną brata taty i moim kuzynem. Co najmniej raz w roku nasz dom nagle staje się wielką siedzibą, do której zjeżdża się cała rodzina. Wtedy jest wesoło.] – Pamiętała dokładnie ostatni zjazd w Boże Narodzenie, kiedy dziadek Frank się tak bardzo upił, że chciał bujać się na żyrandolu. - [Ja tam się cieszę. Będę mogła kontrolować Dantego. Może nasza tradycja nie pozwala, aby to dziewczyna była głową rodu, ale… Mogę go kontrolować dzięki pozycji, którą przejmę po ojcu.] – Taki myk. - [A bo ja wiem?] – Spojrzała na wino, które trzymała w dłoniach. Chłopak nadal je nie otworzył. Anne postanowiła wziąć to na siebie. Wyciągnęła nóżkę do przodu ukazując ładne pończoszki. Za jedną z nich trzymała różdżkę. Chwyciła za nią, skupiła się i stuknęła w korek. Wino zostało otworzone. Schowała magiczny patyk i wzruszyła ramionami. - [Podobno u nas istnieje zakaz używania zaklęć poza szkołą. Powiem szczerze, że nigdy tego nie przestrzegałam, jeśli jestem w miejscu, gdzie jest pełno czarodziei. Nikt mi nigdy nie udowodni, że to ja rzucałam zaklęcia.] – I jakby nigdy nic pociągnęła z buteleczki. Przytrzymała wino przez chwilę w ustach. Później połknęła. - [Dobre. Chociaż wolałabym pić z odpowiedniego szkła niż z butelki.] – Podała butelkę Sergiowi. - [A co do Twojego pytania… Myślę, że za dużo gadasz, a za mało robisz. Powoli zaczynam się nudzić.] – Wydęła śmiesznie ustka.
Lokacja była jednak tylko błahostką. Francuzowi wystarczyło tylko, aby znaleźć miejsce gdzie nikogo nie ma. -Nie zgodzisz? Cóż, każdy patrzy na to inaczej. Ja wolę pozostać przy myśli, że trzeba korzystać z życia póki można. Poza tym... są ciężkie czasy. Czy chociażby dożyjemy tej czterdziestki... to też nie wiadomo. Podobno u was w Wielkiej Brytanii jest jakaś wojna pomiędzy czarodziejami. Nie powiem, że we Francji bezpieczniej.- Odpowiedział z uśmiechem zaczynając nowy temat, ale chyba nie paląc się do tego, aby go kontynuować. Śmierć to bardzo przykra sprawa. A temu chłopakowi nawet ciężko pomyśleć o starości i bezsilności. Śni mu się wieczna młodość i potęga! Lecz wiadomo, że nie wszystko da się zrealizować. -Ale racja. Z wiekiem stajemy się silniejsi. Co prawda jest to zasługa czasu, który poświęcamy na własnym udoskonaleniu. Starzenie się ciało to dodatek, nieunikniony. Choć... podobno zdarzają się "młode osobniki" od początku władające wielką mocą. Przykładowo ten dyrektor Hogwartu... Albus Dumbledore?-Starał się przypomnieć nazwisko, ale było to i tak mało istotne. -Mimo, że chyba ciężko go sobie wyobrazić jako młodzieńca.- Zaśmiał się. Poza tym staruszkiem było wielu czarnoksiężników, którzy siali zgrozę i zniszczenie, bo nikt ich nie był w stanie powstrzymać. Lecz i oni przeminęli. Ale wszyscy? -Doprawdy ciekawa rodzinka. Szkoda, że moi krewniacy to po prostu bogate gbury myślące o interesach. Nawet wątpię, aby ktoś zainteresował się bardziej czarną magią, niż swoim złotem. Ale czasami wyobrażałem sobie mojego ojca, który strzela Cruciatusem do służby. To nawet by mnie nie zdziwiło. Najdziwniejsza osoba jaką znam.- Westchnął cicho, po czym wrócił klasyczny uśmiech. -Portrety przodków... u nas chyba nie było takiej tradycji. Znaczy pojawiła się! Arcadias... tata, postanowił uwiecznić mego zmarłego dziadka, siebie i mnie. Mam czasami wrażenie, że zrobili mi jakiś pieprzyk przy ustach. Albo malarz pił, albo nie panował nad pędzlem. Może go widziałaś na korytarzu to sama mi powiesz, czy wzrok mnie nie myli.- Wyszczerzył zęby. Przypomniało mu się jak pewnego razu rzucił toporkiem w obraz ojca. Centralnie w czoło! Wtedy trochę się nalatał po różnych artystach, aby to naprawić. Dziwne, że osoba na nim uwieczniona, wciąż nic nie zauważyła. -Oh. Ja jestem tutaj zazwyczaj sam... nie licząc służby i skrzata. Matki nigdy nie widuje, staruszek wyjeżdża...- Dodał tak dla ciekawostki. -Sprytne. Możesz wykorzystywać to co Ci będzie przekazane. Choć szkoda mi tego Dantego. Być marionetką w rękach siostry...-Parsknął śmiechem. -Najwyżej zwalimy to na twojego brata.- Napomknął w żarcie i przejął od niej butelkę. Także upił łyk, tylko trochę większy. Wino było mocne, ale wchodziło szybko. Znaczy powinno się delektować każdym łykiem. Ale to ważne? Nawet nie było kieliszków. Przyszli tutaj tylko na chwilę. -No proszę! Jakie wygody.- Odpowiedział z nutką ironii w głosie.-Mało robię? Ah! Więc czekałaś...- Pora zacząć dalszą grę. Lémieux korzystając z małej odległości która ich dzieliła postanowił położyć palce prawej dłoni na jej policzku, a na ustach dziewczyny złożyć pocałunek. Dość odważny i nagły ruch... ale przecież raz się żyje. A widać, że ta dwójka już od początku ciągnie do siebie. To nic wielkiego. Niewinna zabawa. Przecież nie jest zbrodnią korzystanie z uroków romansów, które są na rzecz przyjemności i relaksu, niż uczuć wyższych, tak bardzo zbędnych...