Ot ostatnie spotkanie dwójki przyjaciół przed wakacjami. Trening, trochę rozmów.
Osoby: Cú Chulainn O'Connor, Murphy Hathaway
Czas: dzień zakończenia roku szkolnego 1977
Miejsce: Londyn - dworzec i obrzeża miasta(las)
Szósta klasa dobiegła końca. Dzięki ci, Merlinie, stokrotne dzięki! Prawie każdy uczeń witał wakacje z szerokim uśmiechem na twarzy i O'Connor nie był wyjątkiem. Nie dosyć, że najzwyczajniej w świecie stęsknił się za domem to na dodatek zdobyli w tym roku puchar w quidditchu. Puchar Domów był ważny, nie szło zaprzeczyć, ale Irlandczyk nigdy nie stawiał go na równi z quidditchem. Pewnie dlatego, że sam miał na koncie kilka(-naście) straconych punktów dla Gryffindoru, za to gra stanowiła jeden z najlepszych aspektów szkoły w jego mniemaniu. Rywalizacja, sprawność fizyczna, akrobacje, igranie z własnym zdrowiem, a czasem i życiem było właśnie kwintesencją korzystania z młodości według Cu. Jeszcze jeden rok przed nim, ale póki co wakacje - i wizyta Aristos, której wyczekiwał z niecierpliwością. Wciąż nie mógł uwierzyć, że Gryfonka odwzajemniła jego uczucie i to nie był jeden z tych snów, po których miał ochotę uderzyć pięścią w ścianę. Wysiadł z pociągu biorąc głęboki wdech z szerokim uśmiechem na ustach. Cóż za piękny dzień! Pożegnał się z Aristos po odebraniu swojego bagażu, po czym w tłumie uczniów dostrzegł znajomą rudą czuprynę, płonąca w słońcu jak prawdziwa pochodnia. Nawet Lily nie miała tak ognistej fryzury. Przepchnął się przez młodzików, którzy razem z rodzicami zatarasowali pół peronu, by ostatniej chwili złapać Murph za ramię. Berserker skrzeczał i furczał na każdą mijaną osobą, okazując światu swoje niezadowolenie z zaistniałej i bardzo tłocznej sytuacji. Dobrze, że to już nie był ten czas, gdy oswajał ptaszysko, bo pewnie odgryzłby mu palec przy najbliższej okazji. - Hej, ognista! - zawołał do niej, szczerząc się od ucha do ucha. Poprawił torbę na ramieniu, po czym odrzucił kucyk na plecy. Na szczęście miał niewiele bagażu - jedna walizka, torba i klatka. Nimbusa Berserker odeskortował do domu już tydzień przed końcem roku, w końcu po co martwić się kolejnym bagażem? O'Connor lubił pociągi, autobusy, stopy i tak też wracał zawsze do matki, choć ta nie zaprzestawała w ostrzeżeniach przed złem tego świata. - Czas na zasłużony odpoczynek od wypracowań i ocen, co? Jak poszły egzaminy? - zaczął, wsuwając do klatki Berserkera kilka przysmaków. Z początku zrobił wielce urażoną minę, zaraz jednak zaczął dziobać w chrupkach. - Masz może chwilę wolnego? Można jeszcze skorzystać ze wspólnego dnia, skoro najprawdopodobniej się nie zobaczymy do września. Znam dobre miejsce na obrzeżach miasta. Zdjął koszulę, którą miał luźno zarzuconą na ramiona. Londyn przywitał ich piękna pogodą i wysokimi jak na wyspy temperaturami, więc postanowił zostać przy samy podkoszulku z grafiką krzyża celtyckiego na piersi. Następnie rzucił okiem na bagaż przyjaciółki, dodając z szelmowskim uśmiechem i trąceniem w ramię: - Wezmę twoje bagaże, niewiasto. Ale nie przyjmuję odmowy.
Murphy Hathaway
Temat: Re: Włócznia i łuk Wto 24 Lut 2015, 22:31
Nareszcie. Doczekała się, po tych dziesięciu miesiącach całodniowych zajęć lekcyjnych, fascynujących zadań domowych i unikania różnorodnych szlabanów od Filcha - nadejszła wiekopomna chwila... Wakacje! Murph uśmiechała się na samą już myśl. Wróci do domu, do swojego ulubionego, cichego pokoju. Będzie mogła hasać po lasach od szóstej do szesnastej i nikt jej tego nie zakaże, nie będzie się przed nikim ukrywać ani niczego wstydzić. No i zobaczy znowu swoich bliskich - troskliwą mamę, nieodpowiedzialnego tatę oraz oczywiście - brata! Christopher specjalnie dla wraca do domu, pomimo tego, że przeprowadził się już na stałe rok temu. Jednak przyjeżdża dla niej, specjalnie dla swojej malutkiej siostrzyczki i przez najbliższe tygodnie będzie na jej wyłączność. Dlatego czekają ją kolejne beztroskie nieprzespane noce, pachnące leśnymi jagodami oraz świeżo koszoną trawą. Idealnie, odcięta od świata nabierze odrobinę dystansu. Nie potrafiła myśleć o niczym innym, patrząc na zmieniający się krajobraz. Z każdą sekundą była coraz dalej od szkoły, którą kochała mimo wielu jej wad, ale ostatnio... wprost doprowadzała ją do szału. Niby cieszyła się ze zdobytego Pucharu Domów oraz spektakularnego zwycięstwa Gryfonów w quidditchu, (ciekawe to Chris na to powie!) jednak trochę za długo to wszystko już trwało. Uwielbiała swoich znajomych, kochała Charlotte i tak dalej ale... co za dużo, to niezdrowo. Dlatego kiedy drzwi pociągu otworzyły się, Murph wyszła na peron jako pierwsza. Przepychała się niespiesznie przez tłumy rodziców czekających na swoje pociechy. Na nią nikt nie czekał, bo wszyscy jej bliscy jakimś dziwnym trafem chodzą od czasu do czasu do pracy. Lub po prostu, mają lepsze zajęcia niż odbieranie prawie dorosłej córki, która doskonale zna drogę do domu (podróżuje siecią Fiuu, więc musi znaleźć drogę do najbliższego czarodziejskiego kominka na Pokątnej) z peronu. Nagle poczuła rękę na swoim ramieniu. Wyrwana z głębokiego zamyślenia, odwróciła się gwałtownie z wyrazem niezadowolenia na twarzy. Zmienił się momentalnie gdy zarejestrowała twarz i głos Cu. Uśmiechnęła się szeroko. - Cześć, Irlandczyku - no, nie można po imieniu! - Mmmm, tak. Nareszcie! Myślałam, że się nigdy nie doczekam. Strasznie mi się ten rok dłużył. - odpowiedziała obserwując próby udobruchania zdenerwowanego ptaka - Egzaminy? Haha, jak to ja. Zaklęcia, runy i numerologia bardzo dobrze, resztę też jakoś zdałam - przyznała szczerze poprawiając torbę zarzuconą na ramię. Miała w niej tylko kilka osobistych drobiazgów - najcenniejsze książki, jakieś szpargały no i oczywiście... łuk oraz kołczan. Z nimi nie rozstawała się nigdy, choć rodzicie nie wiedzieli o tym, że przemyca je co roku do szkoły. Resztę bagażu odesłała dzień wcześniej pociągiem. - Czy mam chwilę wolnego? Oczywiście, mam nawet całe dwa miesiące wolnego. Chętnie z Tobą potrenuje, bo my się chyba nie widzimy, co? No bo w końcu, przyjedzie Twoja dzieewczyna - wyszczerzyła zęby w rozbrajającym uśmiechu. Bawiła ją nowa rola, w jakiej widziała Cu. Nie była do niej jeszcze przyzwyczajona, chociaż tworzył z Ari całkiem... No, uroczy byli w każdym razie. Udając oburzenie, z ulgą pozbyła się bagażu. W końcu mogła spiąć rude włosy w wygodny kok. Teraz, kiedy włosy nie spadały jej na twarz, było całkiem przyjemnie - słoneczna pogoda zwiastowała wspaniałe wakacje. No i... niestety wysyp piegów na twarzy, ale w końcu Cu to Cu, nie musi się go wstydzić. - W takim razie prowadź - powiedziała, zakładając na nos okulary przeciwsłoneczne.